Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 22 z 25 Previous  1 ... 12 ... 21, 22, 23, 24, 25  Next

Go down

Pisanie 05.07.18 19:07  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Wzrok momentalnie zsunął się na jego wargi, kiedy zaczął mówić, wyłapując niemal każde wypowiadane przez niego słowa, chociaż pierwsze gdzieś jej umknęło.
Królik?
Zmrużyła oczy, jednak nie oderwała ich od twarzy nieznajomego, żeby sprawdzić czy aby na pewno mówił prawdę i szukał królika. Powoli zaczęła kręcić głową na boki, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że nie było tutaj żadnego królika. Może taki jasny komunikat sprawi, że sobie pójdzie? Niedorzeczne. Zwierzoludzie nigdy nie odpuszczali. Byli agresywni i pozbawieni jakiejkolwiek moralności. A ten tutaj wyglądał jak kwintesencja tego wszystkiego, co jest najgorsze. Przez jej twarz przebiegł grymas niezadowolenia. Spojrzenie oczu łani przesunęło się w bok, na jego ramie. Był ranny, a rana wyglądała paskudnie. Wnet wda się zakażenie, o ile już gangrena nie zaczynała go trawić. Z tej odległości nie była w stanie ocenić dokładnych szkód powstałych przy uszkodzonej tkance. Ale to nie była jej sprawa. Jak dla niej jeżeli zdechnie, to tylko przysłuży się światu. Im więcej zwierzoludzi zdechnie, tym lepiej.
Wydała z siebie dźwięk podobny do syku kota, który ostrzega, żeby się do niego nie zbliżać. Nie opuściła broni, chociaż doskonale wiedziała, że jeżeli mężczyzna postanowi zaatakować, to nie miała zbyt wiele szans. Chyba że jakimś cudem dorwie łuk i wystrzeli w jego bebechy. Wtedy mogłaby cieszyć się w tryumfie nad dogorywającą bestią.
Bestia.
Bestia szukająca królika.
Jest głodny. Prosty wniosek. A bestie, które otrzymują pożywienie, często odpuszczają.
Powieki delikatnie drgnęły. Zrobiła kolejny krok, tym razem w bok i zaczęła powoli kucać. Nie opuszczała wzroku, ani noża, ale drugą dłonią sięgnęła do torby, rozchylając jej materiał, wsuwając głębiej dłoń. Trwało to zaledwie parę sekund, kiedy na powrót się podniosła, teraz jednak trzymała w dłoni zawiniątko w materiał ubrania, na którym były widoczne plamy, teraz już zaschniętej, krwi. Rzuciła tym w stronę mężczyzny, aby złapał.
Upolowana wiewiórka nie stanowiła wiele, ale zawsze to jakieś mięso. A skoro nakarmiła bestię, to bestia powinna odpuścić i udać się ze zdobyczą w swoją stronę. Machnęła głową w lewo, dając mu znać, żeby spieprzał. Niech bestia okaże się grzeczna i posłucha.
Szkoda, że Ethienne skupiwszy się na jednej bestii, nie zdała sobie sprawy, że w odległości jakiś sześciu metrów, pomiędzy drzewami, czai się druga bestia. Równie niebezpieczna. Bestia, chociaż nie posiadała wzroku, miała doskonały węch i zwietrzyła ich zapach. Bestia mierzyła prawie półtora metra w kłębie i miała ostre zębiska, gotowe zatopić w ciele zdobyczy. Ale bestia nie atakowała. Czekała.
                                         
Ethienne
Desperat
Ethienne
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ethienne Theles


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.18 21:07  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Zmrużył brwi. Ciemnie cienie pod oczach podkreśliły głębokie rysy jego zmęczonego oblicza. Nie wyglądał jakby miał się zaraz przewrócić, bardziej jak ktoś, komu odechciewa się próbować. Ramiona miał zgarbione i gdyby nie to, nad kobietą górowałby jeszcze wyraźniej. Mimo wszystko rzucany przez niego cień kładł się na ziemi w imponująco rozciągłej plamie, ostry kąt padania słońca miał z tym odrobinę wspólnego, ale przede wszystkim to przerośnięty francuz był po prostu wielki. Nie brakowało mu także mięśni, które gdy tylko uniósł rękę do ust i zagryzł paznokieć napięły się pod skórą w przyjemnych dla oka fałdach. Nie zareagował na kręcenie głowy kobiety. Nie pytał jej wcale o królika, którego chociaż miał wielką ochotę złapać i zjeść, nie chciał wcale gonić na siłę. I tak zatrzymał się już na dość długo, zwierzę albo uciekło, albo co uznał za bardziej prawdopodobne, było iluzją.
 — Eh, cholera — warknął zrezygnowany. Nie po raz pierwszy tego dnia rozminął się z okazją i z chwili na chwilę miał co raz mniej ochoty, by tracić siły na zabawy w kotka i myszkę. Wyciągnięty do przodu nóż nie robił na nim wrażenia, zdawał się całkowicie ignorować obecność ostrza oddzielającego ich od siebie. Nie próbował się nawet zbliżać przekonany, że krótka wymiana zdań wystarczy do rozwikłania wszelkich wątpliwości odnośnie jego celu, jakim poza wypełnieniem żołądka nie było nic innego.
 Nie przeszło mu przez myśl, by skorzystać z okazji i ograbić przestraszoną kobietę. Teraz, kiedy zapomniał tak wielu momentów ze swojego życia nie pamiętał już, jak dobrą alternatywą dla zwierząt było ludzkie mięso. Jego kanibalistyczna strona wyciszyła się nieznacznie, lecz gdyby doszło do kolejnego ataku szału, najprawdopodobniej w mgnieniu oka zapomniałby o pozorach i powrócił do korzeni.
 Zaskoczyło go więc, kiedy kobieta schyliła się, na co w pierwszej chwili w ogóle nie zareagował i rzuciła mu pod nogi pachnące krwią zawiniątko. Woń podrażniła jego nozdrza, w ustach zebrała się gęsta ślina. Spojrzał pod nogi, jak pies, który nie może się zdecydować, czy pogryźć rękę, czy skoczyć w stronę mięsa.
 — Co to? — zapytał zdezorientowany nie wyrażając chęci schylenia się, póki nie otrzyma odpowiedzi na swoje pytanie. Uniósł jedną brew ku górze i pytającym spojrzeniem ponaglił ją do zabrania głosu. Dotychczas nie przeszkadzało mu, że nieznajoma milczy, ale tym razem oczekiwał konkretów.
 Nie podobało mu się to, że został potraktowany jak bezmózgie stworzenie, które potrzebuje jedynie odrobiny pożywienia, by stać się pokornym kanapowcem. Jeżeli w środku znajdowało się jedzenie, to na pewno nim nie pogardzi, jednak sytuacja w jakiej zostało mu ono zaoferowane sprawiło, że zamiast poddać się głodowi, zaczął podejrzanie mierzyć ciemnowłosą złotymi ślepiami.
 Warga drgnęła mu nerwowo, bo nos został podrażniony przez jakiś obcy zapach. Zignorował go natychmiast, nie chciał poddać się zwierzęcym zmysłom, w tym momencie czuł się bardziej człowiekiem, jakim w końcu pod warstwami brudu był. Oblizał przednie zęby.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.18 22:39  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Czemu mężczyźni są tacy tępi?
Nie ukrywała niezadowolenia z obrotu sprawy. Bestia powinna chwycić jedzenie i udać się w swoją stronę a zamiast tego stał jak ten kołek i zadawał głupie pytania. Westchnęła i dmuchnęła w górę, przez co jej grzywka nieco podskoczyła, a na koniec przewróciła oczami w zniecierpliwieniu.
Uniosła dłoń, w której nie trzymała broni i wskazała na zawiniątko, następnie palcem wskazującym pokazała swoje usta a na sam koniec brzuch. Miała nadzieję, że taki prosty przekaz zrozumie i naprawdę sobie pójdzie. Chciała już wrócić do swojej czynności. A najlepiej, to już wrócić do domu. Powoli robiło się późno.
Uniosła na drobną chwilę oczy ku ciemniejącemu niebu. Godzina, może półtorej i zapadnie zmrok. A wtedy nie chciała znajdować się sama pośrodku lasu. W nocy wszystko wydawało się groźniejsze, bardziej przerażające.
W oddali rozbrzmiało ciche i gardłowe warczenie, patyczki strzeliły, gdy ciężkie łapy na nie następowały. Zza krzywych sylwetek drzew wyłoniła się inna bestia, wygłodniała i bezrozumna. Z rozchylonej paszczy uzbrojonej w ostre kły ciągnęła się lepka ślina, powoli skapująca na wyschniętą ziemię. Bestia nie widziała, ale nasłuchiwała. Wiedziała już gdzie znajduje się jej ofiara. "Widziała" słuchem jej pozycję, do której powoli, stopniowo się zbliżała. Była coraz bliżej za plecami dziewczyny, warczenie wydawało się wibracjami w powietrzu.
Ethienne nie odwróciła się, nie słyszała jej. Zamiast tego jej cała uwaga była skupiona na mężczyźnie, na jego reakcjach, słowach, które kładły się na jego wargach. Skinęła głową w stronę jego ramienia, wpatrując się w niego pytająco.
Mogła go opatrzyć. Znała się na tym. Może w ten sposób sprawi, że potem zostawi ją w spokoju? Skoro nie jedzeniem, to może ulgą w bólu?
Z drugiej zaś strony takie postępowanie było dość ryzykowane. Zwierzoludzie zawsze pozostaną bestiami. Zawsze.
                                         
Ethienne
Desperat
Ethienne
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ethienne Theles


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.18 20:50  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
 Śledził dokładnie ruchy oraz mimikę kobiety, jakby mimowolnie przyswoił sobie myśl, że zamiast głosem, będzie się ona komunikować z nim w nieco inny sposób. Nie zaczął jeszcze rozważać, dlaczego unikała zabrania głosu, jakby ten element nie był mu w ogóle potrzebny podczas bezgłośnej konwersacji. Irytował go jedynie ten brak zrozumienia, który pojawił się pomiędzy ich osobami. Bez dokładniejszych wskazówek nie mógł jasno stwierdzić, czy kobieta próbuje go przekupić, czy może sygnalizuje zupełnie inne zamiary. Może mięso, które znajduje się w zawiniątku nafaszerowane jest trucizną?
 — Słuchaj trusia. Podnoś to cholerstwo z ziemi i nie ciskaj go przypadkowym ludziom pod nogi — wyjaśnił jej powoli swoje stanowisko. Starał się również sam siebie przekonać, iż postępuje słusznie. W niektórych wypadkach zdobyte szczęśliwym zbiegiem okoliczności pożywienie mogłoby mu uratować życie, więc dlaczego się bronił? Gdyby rzeczywiście ktoś nasmarował je jakąś trucizną, mógłby ją wyczuć. Bardzo niewiele substancji nie pozostawiało po sobie żadnego śladu, a na Desperacji posiadaniem ów specjałów mogły poszczycić się może kilka, kilkanaście osób na całej powierzchni starej Japonii. Dziewczyna, bo Kirin podświadomie uznał ją za znacznie młodszą od siebie, nie prezentowała się jak trucicielka.
 — Takim sposobem nie odwrócisz mojej uwagi. Myślisz, że każdy kogo spotkasz to tępe zwierzę? — Wykrzywił usta z niezadowolenia. Mimo wszystko nie zmienił swoich planów, nie miał w zamiarze atakować. Mógłby odejść i dać tym jasno do zrozumienia, że stracił zainteresowanie kobietą, ale jego nogi zastygły w miejscu, nie chciały się ruszyć, jakby ciało reagowało na inne bodźce niż jego umysł.
 Pociągnął nosem. Kątem oka zauważył, że nieznajoma kiwa na jego pogryzione ramię. W odpowiedzi zacisnął pięść i rozluźnił ją, prezentując możliwości kończyny, które pomimo rany w ogóle się nie zmieniły. Skóra szczypała w miejscu, gdzie znajdował się obrzęk, ale nic poza tym. Nie traktował takich drobnostek poważnie. Zupełnie inna sprawa tyczyła się realnego zagrożenia, jakim było pojawienie się trzeciego pionka na planszy. Chociaż gdyby brać zabójcze umiejętności tej figury, to musiałaby ona być co najmniej wieżą.
 W tym samym zestawieniu i Kirin nie pozostawał byle czym. Chociaż nie polował na czterech łapach i nie miał zacisku szczęk równego kilku rottweilerom, potrafił wyczuć zagrożenie, szczególnie gdy znajdowało się ono tak blisko. Kiedy wieża atakowała w prostej, instynktownej linii, on rzucał się na bok jak goniec, połączenie zwierzęcia i ludzkiego umysłu.
 Doskoczył bliżej kobiety i sięgnął ręką ku jej głowie, by bez skrupułów pchnąć ją na ziemię. Niezwykle delikatnie, bo nie próbował zrobić jej krzywdy, ale i stanowczo. Czuł, że coś czai się za plecami niemowy i jeżeli bestia zorientuje się, że została wykryta, rzuci się do przodu w tym samym momencie co wymordowany ku Ethienne.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.18 21:31  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Z ledwością powstrzymała się przed skinieniem głową, kiedy padło pytanie. Nie jej wina, że w jej oczach każdy zwierzoludź to.... no, zwierzę. Zwierzę, które przybrało postać człowieka. Oczywistym było, że w jej przekonaniu nie grzeszyły bystrością i inteligencją. Ale na całe szczęście powstrzymała swoje ciało przed niechcianym poruszeniem. Zamiast tego odwróciła głowę w bok, zrywając na moment kontakt wzrokowy z mężczyzną, wyglądając teraz nieco jak nadęty chomik, któremu zabrano ulubionego orzeszka. Skoro nie chciał jedzenia to nie. Nie będzie mu przecież na siłę wpychać mięsa do gardła. Ale skoro nie chciał jedzenia, to... czego chciał? Czemu nadal tutaj stał, jak ten kołek? Cze--
Nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, i nim zdążyła jakkolwiek zareagować, leżała już na ziemi z przyciśniętą głową do podłoża. Sapnęła, a nawet syknęła przeciągle jak dziki kot, wyciągając dłoń w jego stronę i zacisnęła palce na i tak już poszarpanej koszuli, próbując w ten żałosny sposób się obronić. Nóż wypadł jej z dłoni w zaskoczeniu, dlatego też spróbowała sięgnąć po swój łuk. Serce zamarło, bo naprawdę sądziła, że cały czas to planował. Od samego początku planował ją zaatakować i najpewniej zjeść, czy co tam robią z ludźmi zwierzoludzie. W ciemnych oczach kobiety błysnęła złość, gdy na niego spojrzała, tym razem dosięgając palcami jego skóry z boku, w którą zaczęła z premedytacją wbijać paznokcie. Połamane, co prawda, ale w niektórych miejscach nadal ostre. I może nie przebiła skóry, ale czerwone ślady pozostawiła po sobie na pewno.
Dopiero po chwili zorientowała się, że wzrok mężczyzny jest utkwiony gdzieś indziej. Instynktownie podążyła za jego spojrzeniem i zamarła. Zdała sobie sprawę, że nie atakował jej, a... ratował?
Czemu? Dlaczego?
Zresztą, teraz nie było najmniejszego czasu na to. Mieli o wiele większy problem na głowie. Dziewczyna wytężyła umysł, szybko wertując notatki pozostawione przez ojca. Wiedziała z czym mają do czynienia. Co prawda nigdy nie spotkała tej bestii na swojej drodze, ale widziała rysunki. S A R G H A L. Przełknęła cicho ślinę i przesunęła nerwowo językiem po dolnej wardze. Myśl Ethienne, myśl. Uniosła dłoń i zamknęła nią usta mężczyzny, jednocześnie palec drugiej dłoni przysunęła do swoich warg, pokazując mu, żeby był cicho. Wskazała dwoma palcami na swoje oczy i na moment je przykryła, a potem pokazała na bestię pomiędzy drzewami, która powoli, jakby trochę leniwie, przesuwała się bliżej, poruszając głową na obie strony, nasłuchując.
Słuch. Coś, czego ona nie posiadała, bestia miała wyczulone.
Ethienne wskazała na swoje uszy a potem na potwora, mając nadzieję, że nieznajomy bez problemu zrozumie ten komunikat. Musieli być cicho. Gorzej, że jak tylko jakoś bardziej się ruszą, bestia ich usłyszy i zaatakuje. Ethienne powoli przerzuciła pasek torby przez swoje ciało, i sięgnęła po łuk, wracając do pozycji na kolanach. Rozejrzała się za zawiniątkiem. Niecały metr od nich. Spojrzała na mężczyznę. Żeby wyjść z tej sytuacji cało, chcąc czy też nie, musiała z nim współpracować.
Wskazała palcem na zawiniątko, a potem zrobiła ruch rzucania i wskazała gdzieś w dal. Miał więcej siły. Rzuci o wiele dalej od niej. Zapach i odgłos powinien skusić bestię. Z tego co pamiętała, czasami odpuszczały, gdy dopadały mięsa. Co prawda wiewiórka nie była zbyt wielka, ale powinna kupić im cenne sekundy. Pokazała na niego i na siebie, a potem na przeciwległą stronę. I jeżeli mężczyzna "posłucha", i rzuci z całej siły wiewiórką, a bestia skoczy w tamtą stronę, to Ethienne zerwała się łapiąc mężczyznę za nadgarstek i ruszyła z całych sił przed siebie, ciągnąc go za sobą. Chociaż pewnie i szybciej biega od niej.
                                         
Ethienne
Desperat
Ethienne
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ethienne Theles


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.18 22:30  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Przesunął czubkiem języka po kciuku. Zbrudzone ziemią i krwią palce nadal działały tak, jak się tego spodziewał. Wystarczyło odrobinę stymulacji zwierzęcych instynktów, by wszystkie wonie i szelesty lasu znowu nabrały dla niego znaczenia. Od stanu pobudzenia do szaleństwa była krótka droga, dlatego w każdym innym wypadku by nie ryzykował. Teraz jednak zrobił to, naciągnął cięciwę opanowania i czekał, gotowy wystrzelić bądź zerwać ją, jeżeli przedobrzy.
 Mięśnie na karku naciągnęły się wyraźnie. Gdyby był trochę bardziej zezwierzęcony i posiadał tam grzywę, ta niewątpliwie byłaby teraz zjeżona. Pozostawał jednak w całości człowiekiem. Rogi, uszy ani ogon, żadnego z nich nie miał ochoty wykorzystywać. Nawet w walce chciał się czuć człowiekiem.
 Kątem oka wychwycił ruch kobiety, jej machnięcie dłonią, która wskazywała na przesiąkniętą wonią krwi szmatkę. Nie skojarzył czego od niego wymagała, ale pomysł, dokładnie ten sam mimowolnie pojawił się w jego umyśle. Sięgnął w ułamku sekundy po zawiniątko i nie spuszczając oczu z drgających zarośli cisnął przedmiotem daleko na bok. Nie czekając na efekt ruszył do tyłu, czy bardziej dał się porwać, jak okazało się po drobnej chwili.
 Wąskie palce oplotły jego rozbudowany nadgarstek. Delikatna dłoń ocierała się o jego szorstką, pokrytą czarnymi tatuażami rękę. Wyszarpał ją natychmiast i ruszył przodem, niezbyt zainteresowany losem kobiety, która zostając w tyle była łatwiejszym celem dla mutanta. Nie miał czasu sprawdzić, czy plan wypalił. Jeżeli dzielący go od potwora dystans się zwiększy, na pewno na tym nie straci.
 Koniec końców był tylko zwierzoludem, samolubnym wymordowanym, który nie miał czasu ani ochoty zajmować się innymi. Rozmowa wywiązała się z przypadku, a odruch ciśnięcia kobiety na ziemię mimowolny. Zasłaniała mu widok na zbliżające się stworzenie, musiał się jej pozbyć.
 Mimo to, kiedy dzieląca ich odległość rozciągnęła się na kilkanaście długich metrów, zwolnił i obrócił się. Ciemny cień zasnuł jego oczodoły, czuł wyższość patrząc na kobietę, która nie mogła dotrzymać mu kroku.
Uciekaj Vincent, uciekaj...
 Skrzywił się nieznacznie i przycisnął palce do ucha szukając tej natrętnej muchy. Słowa rozbrzmiewające w głowie zniknęły jednak równie szybko co się pojawiły.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.07.18 0:43  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Była w miarę wysportowana i sprawna fizycznie. Wymagało tego życie na Desperacji. Ale nawet ona nie była w stanie dotrzymać kroku zwierzoludziowi, przez co po krótkim czasie dzieląca ich odległość znacznie wzrosła. Na całe szczęście mężczyzna wreszcie zwolnił, a ona resztką sił mogła go dogonić. Gdy znalazła się już w miarę blisko, wyciągnęła dłoń i złapała go za koszulkę, zatrzymując się, dając tym samym znać, żeby i on to uczynił. Oddychając szybko i nieregularnie, odwróciła się za siebie, próbując wyłapać cień sylwetki bestii. Ale żaden mrok nie czaił się pomiędzy drzewami. Czyżby ta mała prowokacja zadziałała? Na to wyglądało. Byli bezpieczni. Na razie. Jeżeli jednak zostaną tutaj na dłużej, stworzenie niewątpliwie ponownie złapie ich trop, dlatego też musieli uciekać dalej.
Kobieta odwróciła się, spoglądając na mężczyznę. Dopiero teraz wypuściła spomiędzy palców materiał jego koszulki, łapiąc po raz ostatni większy oddech. Chcąc czy też nie, zawdzięczała mu życie. No może nie tyle co życie, ale fakt, ze była w jednym kawałku. Gdyby nie jego reakcja, możliwe, że bestia skoczyłaby na jej plecy i wtedy....
Nie chciała o tym myśleć.
Pokręciła gwałtownie głową, a włosy spięte w luźny kok nieco rozsypały się na jej plecy i twarz. Była mu wdzięczna. Nieważne już za co. I tak, jak była wychowana, musiała spłacić swój dług. Sięgnęła do swojej torby, z której wyciągnęła pognieciony notes i ołówek zdarty już do połowy. Uniosła na krótko wzrok, by prześlizgnąć nim po jego twarzy, a potem pospiesznie zaczęła coś pisać. W pewnym momencie zamarła, jakby zastanawiała się nad czymś ważnym, uciekając wzrokiem w bok, walcząc sama ze sobą. Ostatecznie jednak już podjęła decyzję. Dopisała ostatnie zdanie i pokazała mu kartkę.
W ramach podziękowania za ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, opatrzę cię i dam jedzenie. Oferuję również kąpiel. Chodź za mną. Następnie wskazała palcem w lewo, pokazując mu kierunek, w którym powinni się udać. Gdy już przeczytał jej wiadomość, ruszyła przodem, ale po chwili przystanęła, spoglądając i chcąc się upewnić, czy mężczyzna za nią podąża.
                                         
Ethienne
Desperat
Ethienne
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ethienne Theles


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.07.18 11:53  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Rozluźnienie nie potrafiło dosięgnąć go tak łatwo, jak kobietę. Nawet wtedy, gdy zwolnił by pozwolić jej się dognić, bardziej niż na twarz nieznajomej spoglądał za jej plecy, w kierunku z którego przybiegli. Jeżeli bestia była ślepa, to najpewniej specjalizowała się w nocnych łowach, a w dzień taki jak ten, mogło łatwo stracić przewagę zaskoczenia nad ofiarą, która wyczuła zagrożenie i rozpoczęła ucieczkę. Czujny zmysł węchu był niezwykle cenny, jeżeli oboje, łowca i cel nie mogli polegać na obserwacji. Zasadzka zawiodła jednak w momencie, w którym zadziałała czujność wymordowanego. Nie było sensu tracić sił w pościgu, który z góry był zdany na porażkę. Apetyt bestii na kilka najbliższych chwil zaspokoi mięso w zawiniątku, a potem znowu zaczai się na ofiary w innym miejscu, daleko od ożywionego hałasem skraju lasu.
 Mimo to, pokryta ostrymi cieniami twarz Kirina nie wyrażała ulgi. Ciemne brwi tworzyły nad dzikim spojrzeniem mężczyzny wyrazistą linię, która skierowana ku dołowi nadawała mu wyglądu przeciętnego mafioza z W-11. Pokiereszowana strona twarzy nie oddawała emocji tak wyraziście jak ta całkowicie zdrowa, dlatego poza paskudnym wykrzywieniem ust dochodził jeszcze asymetryczny układ mięśnie na twarzy. Doberman emanował aurą osoby, jaka najchętniej przeszła by na język pięści, zamiast kaleczyć język ograniczonym słownictwem.
 — Powinienem ją tam zostawić. Wtedy zwierzę na pewno znalazło by dla siebie zajęcie. — Spojrzał na bok i nieco ku górze, zawieszając wzrok nieco ponad koronami drzew. Mówił do sobie, zakładając, że niemowa jest do tego głucha. Było to raczej myślenie życzeniowe, niżeli informacja wyciągnięta na podstawie jakichś wniosków. Uznał, że skoro kobieta nie raczy otworzyć do niego ust, to nie ma prawa sprzeciwiać się jego nieprzychylnemu stwierdzeniu. Kirin, nawet jeżeli potraktowany niedawno niezbyt przyjemną amnezją, nadal pozostawał chamem z remizy.
 Pchnięta w jego kierunku kartka zaciekawiła go jak rzucony na sklepową ladę paragon. Niby mógłby spojrzeć na to, ile za co zapłacił, ale po co psuć sobie humor, skoro kwota i tak została wydana? Pchnął ją na ziemie instynktownie, świadomość brała niewielki udział w jego działaniach aż do tego momentu, gdy w końcu zwolnił. Obrzucił papier pytającym spojrzeniem z odgłosem, który poza wyrażeniem zastanowienia pasowałby także idealnie do hasła: "Hę, masz jakiś problem?". Spodziewał się dostrzec tam jakichś wylewnych podziękować, może bogatą propozycję rekompensaty. W końcu był brzydkim i brudnym facetem na samym środku Desperacji, a od kobiety pachniało, jeżeli nie mydełkiem to przynajmniej czystością. Pasowała do jego wyobrażenia takiej nowobogackiej.
 — Jeżeli to nie przepis na potrawkę z niewidzialnego królika, to nawet mi tego nie pokazuj — zakpił, wyrywając jej zwitek papieru z ręki. Przyłożył go do twarzy, zbyt blisko, by dało się go uznać, za osobę poważnie traktującą komunikowanie się poprzez kreślenie znaków. Zmrużył oczy, badając poszczególne słowa i łącząc je w sensowne zdania. — Oh świetnie, ale idziesz się pluskać ze mną. Chce Cię mieć na oku, trusiu. — mówił, bez odrywania wzroku od kartki. Dopiero gdy przeanalizował całość jeszcze raz, odsunął rękę sprzed twarzy. — Myślisz, że wskoczę do bali bez broni, żebyś mogła mi ją zwinąć, trusia? Przecież widzę, że masz ze sobą to i owo. Na pewno nie dla ozdoby.

zt x2
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.08.18 14:35  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Las wydawał się być dobrym miejscem dla niej, dla Miau, po ciężkim, mocno dającym w kość dniu. Bardzo nierozsądne myślenie. Przez ilość przypadków skaleczeń i jakichś, na szczęście, błahych zatruć, drzwi do jej gabinetu - nazwa była kompletnie robocza do czasu aż nie znajdzie lepszej - ciągle się zamykały i otwierały. Aż dziw brał, że nadal trzymały się w zawiasach, ale skoro tak dobrze się trzymały to niech trzymają się dalej. Nie chciałaby stracić tej drobnej namiastki prywatności. Na kartce, kiedy zniknął ostatni pacjent, zapisała jak kura pazurem czego ubyło i co by się przydało. Nie żeby była jakimś lekarzem i nagle miała się nim stać, ale poczuła się przez taką błahą czynność odrobinę lepiej. Głupie, nie? Pewnie nawet naiwne, a mimo wszystko powinna być mniej naiwna po tym wszystkim, co wydarzyło się w jej życiu. Przejechała dłonią po zmęczonej twarzy i jęknęła. W takim M3 mieli często kilka dni pod rząd wolne i mogli robić różne rzeczy w różnych fajnych miejscach... a tutaj, w Desperacji? Jedną z największych rozrywek był bar, który znała od jednego kąta do drugiego i mogła nawet powiedzieć ile pająków kryło się na zapleczu ostatnim razem, gdy tam była. A trochę ich wtedy było, do tego poczciwy szef nie pozwalał ich zabijać. Były przydatne czy coś takiego. Dziwne. Wyobraziła sobie pająki w burdelu i Jinxa, który je wszystkie łapie, wpakowuje sobie do ust i... zjada. Ble, dlaczego wyobrażała sobie takie rzeczy? W sumie dawno nie widziała Jinxa, nie żeby się o niego martwiła, w końcu potrafił się o swoją skórę zatroszczyć, na dodatek im rzadziej go widziała tym raczej lepiej. Łatwiej będzie po raz kolejny spróbować uciec i w trakcie przygotowań ucieczki się mu nie narażać, a miała wrażenie, że sporo mu się naraża samą sobą. I pomyśleć, że kiedyś myślała że był kochanym, poczciwym mieszkańcem Desperacji! A co się okazało? Co? Że to była ułuda. Nadal miała jednak dylemat. Jak tylko przebywała w jego pobliżu, w bezpiecznej strefie, widziała w tych rzadkich sytuacjach jego opanowaną postać, twarz która zdawała się należeć do kogoś, kto coś czuje i to zawsze ją myliło. Co prawda przy wykonaniu choćby o jednego małego kroczku za dużo, obrywała, a strach zaciskał wtedy obślizgłe palce na jej szyi. Miau chciała przetrwać, walczyła o swój koci grzbiet z całych sił, pozwalając sobie przy tym, stety lub nie, na marzenia o wolności. Jak wyglądała wolność? Czy potrafiłaby żyć tak jak przeciętni mieszkańcy M3, którzy przejmowali się jedynie drobnostkami?
Zamyśliła się i westchnęła, przecierając oczy. Rozległo się pukanie i do środka weszła Leah, nawet nie czekając na jej odpowiedź. No tak, standard w jej przypadku. Ziewnęła, wyciągając w górę ręce.
- Ciężki dzień?
- Mało powiedziane. Strasznie było, dużo pracy - padła na biurko, które wyglądało jakby miało się zaraz zawalić i przycisnęła twarz do kartki. - Muszę się wyrwać. Gdzieś. Gdziekolwiek. Nawet na jakieś kolczaste drzewo.
- Nie radzę, Jinx właśnie wrócił.
- Cooo? - wykrztusiła i wyprostowała się, czując się odrobinę rozbudzona. Kartka była przyklejona do jej policzka. Zasłoniła oczy dłonią. - No nie, za szybkooo. Która godzina?
- Siódma.
- Już?! Aaaaaa - i ściągnęła kartkę z policzka, szybko ją prasując by wyglądała w miarę schludnie. - Muszę iść, muszęiść, muszść.
Złapała się za głowę, próbując opanować gwałtowne bicie serca. Nie zrobiła nic złego, więc nie powinno być problemu, prawda? Z drugiej strony mógł być w kiepskim nastroju, a widok tak długiej listy... również by nie przyniósł niczego dobrego, dlatego wolała zostawić by ją znalazł jakby zapragnął zajrzeć do jej gabinetu, ale bez osobistego mu jej przedstawiania.
- Może się zdenerwować. Nie sądzę by był to dobry pomysł, Miau. Tylko pog...
- Rozumiem! - przerwała jej wypowiedź, robiąc serię szybkich wdechów i wydechów. - Ale nie mam wyjścia. To dla bezpieczeństwa. Tak w razie czego, jakieś miłe miejsce... jutro wrócę... tak.
Leah tylko pokręciła głową i westchnęła, ale nie zamierzała jej powstrzymać. Kiedy Miau ją mijała, posłała jej wdzięczny, odrobinę blady uśmiech. Szybko zahaczyła jeszcze o miejsce w którym trzymała ciuchy, odłożyła pospiesznie fartuszek i ubrała krótkie, mocno porozrywane dżinsowe spodenki do kolan  i zielony podkoszulek na ramiączkach. Wzięła do tego gruby długi sweter z rozerwanym kapturem. Świetnie, była gotowa. Jeszcze tylko trampki z odpadającą, tymczasowo sklejoną podeszwą, nóż i mogła ruszać. Poradzi sobie. Musi. Udało jej się, pewnie cudem, podkraść do wyjścia, a stamtąd już poszło w miarę łatwo. Trochę chowała się po krzakach, starając się ich nie dotknąć, trochę też poskakała po ruinach. Przy skraju lasu, bo postanowiła nie wchodzić dalej, mogła wreszcie odpocząć i pomyśleć.  Było też mnóstwo kryjówek i drzew, więc mogła je wykorzystać w razie niebezpieczeństwa. Nie było tak źle. Przynajmniej tak jej się wydawało. Do czasu. Złudny szum rna chwilę ją zmylił i przez to zignorowała instynkt. Pierwszy błąd.  W końcu jednak zrozumiała, że powinna być nieustająco czujna i sprawdzać teren wokół siebie. Uniosła więc głowę i wykonała nią kilka obrotów, próbując coś wyłapać. Cokolwiek, co mocno odstawałoby od reszty. Coś w istocie było nie tak – mnóstwo szumów, warknięć, syków, jakby z oddali. A jeśli się zbliżają?  Owinęła się mocniej swetrem.  Coś lub ktoś było jednak bliżej. Wzrokiem pospiesznie odnalazła drzewo, które wydawało się najbardziej stabilne. Na szczęście nie była taka gruba i poruszała się dość szybko, więc  wykonała kilka dużych kroków – co mogło bardziej kojarzyć się ze skakaniem -  i wskoczyła na nie, nie przejmując się obrażeniami. To było nic. Wdrapała się na tyle na ile mogła i liczyła, że gruba gałąź się pod nią nie załamie. Jej dłonie musiały wyglądać okropnie. Całe w małych zadrapaniach, pewnie wbiły się nawet drzazgi. Odetchnęła, próbując w ciemnościach wyłapać kształty zwierzęcia, człowieka. Poczuła jak gałąź pod nią wydaje niepokojące odgłosy.
O nie, czyżby drugi błąd?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.18 0:56  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Żeby ją dorwać, nie potrzebował nawet swojej zwierzęcej formy. Zapach złapał już w burdelu, chwytając jedną z części kobiecej garderoby. Potem kilka pytań, szeptów ćwierkających ptaszków, określenie kierunku i mógł ruszać. Nie spieszył się. Poruszał się wręcz z leniwą manierą, jakby chciał dawać jej złudne poczucie przewagi. Niebo zdążyło już pokryć się ciemną warstwą, ale nawet to go nie powstrzymało. Jak na wymordowanego przystało, jego wzrok bardzo szybko przystosował się do panującego mroku. Złote ślepia przesuwały się po okolicy, wychwytując większość ruchów, gotowy do ewentualnej obrony, chociaż to on tutaj był łowcą, wilkiem, a nie owcą.
Wreszcie dotarł do miejsca, gdzie jej zapach był najbardziej intensywny. Mimowolnie lewy kącik ust uniósł się ku górze, wykrzywiając jego twarz w szyderczym uśmieszku. Mimo nie odczuwanej satysfakcji. Ileż to już razy próbowała takich sztuczek? Uciekała.
Ale od niego nie ucieka się ot tak. Nie w momencie, kiedy nad karkiem ofiary ciąży jak klątwa dług, który miała do spłacenia. A Jinx naprawdę nie lubił dłużników, którzy unikali spłaty. Poruszył palcami prawej dłoni, jakby upewniał się, że z czuciem jest wszystko dobrze. Długie, zwierzęce pazury machnięte czarnym lakierem odznaczały się na bladej skórze dłoni. Wsunął ją głęboko w kieszeń bluzy, skąd wytargał pogniecioną paczkę papierosów, swojego cholernego ale jakże jednocześnie słodkiego nałogu. Wysunął jednego papierosa i odpalił zapalniczkę, zaciągając się przyjemnie gryzącym płuca dymem nikotynowym. Dopiero wtedy ponownie ruszył, naciągając kaptur na głowę.
Zatrzymał się pod drzewem, gdzie jej słodki zapach mieszał się ze smrodem papierosów oraz stęchlizny panującej w okolicy, po czym odwrócił się opierając plecami o chropowatą korę drzewa.
Przez krótką chwilę milczał, sprawiał wrażenie, jakby w żaden sposób nie był świadomy obecności drugiej istoty. Pozory. Cholerne pozory.
- Liczę do dziesięciu, żebyś tu zlazła. - w końcu odezwał się zachrypniętym głosem, który nagle przeciął panującą dookoła ciszę jak ostry nóż wbity w masło.
- Raz. Dwa. Trzy. - zaczął powoli odliczać, na moment milknąć, żeby zaciągnąć się papierosem.
- Siedem. Osiem. Dziewięć... - zmrużył oczy, wydmuchując dym nosem. Nie chciała wiedzieć co się stanie, jeżeli sama nie zejdzie. Bo bez problemu pofatyguje się wyżej, ale wtedy nie ręczył za jej miękki upadek. Zamknął powieki, wzdychając cicho.
- Dziesięć.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.18 3:33  •  Las blisko Desperacji. - Page 22 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Bywały momenty, kiedy odczuwała brak możliwości zamiany w cokolwiek, nawet w takiego małego ciemnego żuka, choć nie obraziłaby się gdyby zwyczajnie została kotem. Jak jej ojciec. Biegałaby szybciej, skakałaby jeszcze wyżej i łatwiej byłoby znaleźć kryjówkę. A tak? Szybciej męczyła się z tym ludzkim ciałem, na dodatek, jak się okazywało, była dość łatwą zwierzyną do złapania. No szlag by to! Ciekawe czy Jinx w ogóle odczytał listę potrzebnych rzeczy... powinno mu to zabrać trochę czasu. Może nawet odpuści sobie pościg? Kompletnie wyleciało jej z głowy by zadbać o zatarcie śladów, w sumie nie przeszło jej to nawet przez myśl. Być może była za naiwna. Nasłuchiwała i niuchała, ale też nie za mocno by w przypadku lepiej dostosowanego słuchu nie wpaść jak śliwka w kompot. Cóż, łudziła się, że to nie był Jinx, bo przecież zajęłoby mu to więcej czasu. Nawet jemu. I to wcale nie tak, że chciała uciec! To tylko przerwa, przecież podczas ucieczek naprawdę lepiej się przygotowywała. Ech czemu nie mogła zmieniać formy jak normalny mutant? Życie wszystko komplikowało, człowiek na przerwę nie może się wyrwać. Coś się ruszało, w ciemnościach. Wzięła głębszy wdech i niemal się zakrztusiła. Nie, nie, nie. Za wcześnie. Podobne perfumy...? Podobny pot w sensie, nie było na Desperacji perfum. Chyba. Może jednak ktoś produkował? Ale żeby perfumy o zapachu Jinxa? Leah na pewno postukałaby się pomalowanym paznokciem po czole z politowaniem. Jako rasowy drapieżnik na pewno nie odpuści. Nawet jeśli to nie Jinx wydzielał taki mocny odór samca alfy to i tak Miau miała przekichane. Czuła to. Odgrywanie kota na drzewie, takiego prawdziwego z miauczeniem i w ogóle, nie przejdzie. Może kupi sobie trochę czasu i pojawi się jakaś bestia, którą polujący wilk mógłby się zająć? Wtedy dyskretnie by się wymsknęła.
Zapach stał się mocniejszy, swędziały ją nozdrza, a liście i gałęzie utrudniały widoczność. To już nie coś, to na pewno ktoś znajdował się pod nią.  Znała się na sztuczkach, jak przystało na kota, przynajmniej dodawała koloru do jego codzienności. Ha. Ha.
Dobry żart. Przekichane po całości, nie ma wątpliwości to na pewno był Jinx. Jak się odezwał to nie mogła już dłużej się oszukiwać. Spuściła powoli głowę, ledwo się trzymając na tej przeklętej gałęzi. Odrobinę zadrżała, jakby było jej zimno, ale przecież nie było, więc pozostawał tylko strach. Nie mogła uciec od tak, czyż nie? Tylko że to było frustrujące, że ten dług nie malał, nie było rachunków i umów, bo to nie było miasto. Wszystko ustnie, wszystko wyliczane. Czy zestarzeje się w burdelu? Czy pomarszczona w pielęgniarskim fartuszku Miau będzie nadal spłacała ten legendarny dług u Jinxa? O ile przeżyje. W sumie to była bardzo optymistyczna prognoza. Zabawne.  Chyba im bardziej miała u niego przerąbane tym bardziej była skora do żartowania, ktoś by mógł powiedzieć, że to brak instynktu samozachowawczego i coś w tym było. Miau wolała jednak określenie, że stara się sprawić by jej życie było bardziej przyjemne, mniej szare. Szczypta humoru jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Dym papierosowy ją otoczył i musiała sobie zatkać usta by nie zacząć kaszleć. Nie!  Jej oczy stały się większe, a ona sama zaczęła się rozglądać wokół, próbując znaleźć rozwiązanie. Raz. Jeśli zejdzie, Jinx ją opieprzy. Dwa. Jeśli nie zejdzie, Jinx wejdzie i nią rzuci jak workiem. Trzy. Jeśli zacznie uciekać, Jinx może się wkurzyć. Albo poprawi mu się humor. Tylko jak go wyczuć...? Jej czujne ucho wyłapało oszustwo w liczeniu i zanim się powstrzymała, dała się wytrącić z równowagi.
- Oszukujesz! - powiedziała niezadowolona, może nawet odrobinę oburzona, jak naiwne dziecko. Następnie klepnęła się w czoło - głupia Miau - i zaczęła wspinać się jeszcze wyżej by wleźć na długą, grubą gałąź  z której mogłaby zeskoczyć na drugie, będące blisko drzewo. Najwyżej się obije, może Jinxowi zmięknie serce. Dobrze, że nie miała lęku wysokości. Kucając zaczęła przesuwać się do przodu,  a następnie odbiła się i skoczyła. W samą porę, bo gałąź się ułamała i teraz smętnie wisiała. Kilka gałęzi drugiego drzewa wbiło jej się, niezbyt groźnie i tylko na moment, w w brzuch i klatkę piersiową, ale chwyciła się by nie zlecieć i udami objęła pień. Bolało cholerstwo. Zagryzła wargę by nie przekląć. Da radę, da radę, będą tylko siniaki.
Pal Jinx, pal, nic się nie dzieje, wszystko pod kontrolą.
- Porozmawiajmy...? - zaproponowała z wahaniem, oddychając szybciej i podciągając się na grubszych gałęziach wyżej. - Zeszłabym na dół, ale myślę, że tak będzie... przytulniej?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 22 z 25 Previous  1 ... 12 ... 21, 22, 23, 24, 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach