Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 48 z 52 Previous  1 ... 25 ... 47, 48, 49, 50, 51, 52  Next

Go down

Pisanie 06.11.18 23:20  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
Z cierpliwością godną statuy czekał na odpowiedź przygarbionej kobiety, jakby od tego zależały jego dalsze losy — co niekoniecznie mijało się z prawdą. Hiroki skoncentrował się na wchłanianiu informacji, nawet jeśli krótko ostrzyżona towarzyszka nie wykazywała oznak zainteresowania już od dobrych dwóch minut. Na jej nieszczęście, dzieciak umiejętność czekania miał wpisaną w geny.
Mógł dla niej nie istnieć; rozmyć się. Żadna nowość.
Drgnął lekko, kiedy motyl przemknął mu niemal przed nosem. Machinalnym gestem ścisnął materiał spodni w palcach, podwijając je jak odnóża uśmierconego pająka. Nawet nie wiedział, że pozostawiony na skórze śluz wtarł się w tkaninę.
Wrzask, jaki przeszył Przyszłość, skupił na sobie uwagę wszystkich w lokalu, ale czy był czas na  logiczną reakcję?
Hoker zachwiał się tak gwałtownie, że Shirōyate spadł z niego, w ostatniej sekundzie łapiąc w czarne palce obdrapanego parapetu barku. Z niemych ust wyrwało się charkliwe sapnięcie; krzyknąłby, gdyby struny głosowe nie zostały pozrywane przez złośliwość losu. Co się..?
Zamieszanie jakie wynikło było tak nagłe, że chłopiec nie zdążył znaleźć źródła problemu, nim ktoś nie odepchnął go brutalnie na bok, niemal posyłając w krzesło zajęte przez Powód Zamieszania. Jasnowłosy, zgięty wpół, oparł drżącą rękę na mahoniowym boku baru i uniósł głowę. Wszystkie myśli zatrzymały się i nabrzmiały, jakby nagle każda chciała być tak samo ważna, tak samo zwrócić na siebie uwagę młodego wymordowanego.
Pierwszy raz widział coś takiego.
W swoim niekrótkim epizodzie, w którym zmuszono go do poznania Desperacji, przed wszystkim był chroniony. Przed większością... — poprawił z goryczą. Czy to normalne? Pytanie, które usłyszał w czaszce, brzmiało jak wypowiedziane przez osobę zamkniętą za szklaną barierą.
Hiroki zmusił się, aby wyprostować plecy; ściągnął mocno wystające łopatki, stając niemal na baczność. Nie spuszczał badawczego wzroku z mężczyzny, którego twarz wyglądała jak potraktowana przez dziesiątki użądleń. To musiało boleć... to musiało tak okropnie boleć...
Czy wszystko...
Wyciągając rękę poczuł, jak jakieś ciało uderza w nią tak silnie, że sylwetka Hirokiego przekręciła się i straciła równowagę. Nogi splątały mu się ze sobą i tym razem nie był w stanie chwycić za solidnie stojący mebel barmański. Ujął w chude palce przypominające czarne odnóża pająka brzeg krzesła i upadł na ziemię wraz z nim.
Wielu z klientów tłoczyło się po ciasnym pomieszczeniu. Wiele par butów i wiele bosych stóp wybijało nierówny, paniczny rytm o deski podłogi. Shirōyate wciągnął powietrze przez zęby, gdy ktoś przypadkiem kopnął go w biodro, prawdopodobnie się o niego potykając. Przekleństwo utonęło w mamrotach i popędzeniach innych.
Młody Desperat chciał się podnieść, ale kiedy usiadł, ostry ból przeszył jego czaszkę, która spotkała się z trzymaną przez kolejnego uciekiniera butelką wina. Twardy spód naczynia wybił mu pomysł wstawania. Chłopiec rozwarł wargi, obejmując pulsującą tępym bólem głowę rękoma; zgiął się wpół. Palce wplotły się w szare kosmyki, jakby tylko dzięki tej skulonej pozycji był w stanie przetrwać narastający harmider.
POMÓŻ MI, wrzasnął do Karyuudo. CO SIĘ DZIEJE?
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.11.18 1:50  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
Bar - Page 48 Zaraza-1539959232
Artefakty przywódców.
  Rozkaz pobrzmiewający w głowie Masahiro, sprawił, że mężczyzna wstał. Nie czuł. Nie myślał. Nie słyszał. Otaczający go świat przestał istnieć - przynajmniej dla niego. Nie był świadom tego, co uczynił. Nie wiedział, że wzniecił panikę, sprawił, że wszyscy - nawet Aragaki - uciekali przed nim w popłochu , gdzie pieprz rośnie. Byle jak najdalej.
  Rozejrzał się dookoła. Widział, jak ludzkie istnienia gromadzą się ku drzwiom, jak tłum w pomieszczeniu się przerzedza, ale nie reagował; nie znał przyczyny ich strachu. Jego przekrwiony wzrok zatrzymał się na jednym punkcie. Kobiecie z wygoloną po bokach głową.
  — Artefakt przywódcy — wycharczał cicho, acz jego słowa nieomal od razu zostały zagłuszone przez panujący w barze rozgardiasz; ktoś coś krzyczał, ktoś upadł, ktoś prosił o pomoc, ktoś padł na kolana, modląc się do Boga.
  Zrobił kilka kroków ku Skuld. Poruszał się jak maszyna - sztywno, z ograniczonym dostępem do ruchu, aż w końcu - pozbawiony możliwości wykonania kolejnego kroku - upadł, nie czując bólu wynikającego z tytułu stłuczenia, które pojawiło się na jego powierzchni. Dzięki temu oprzytomniał, a głos pobrzmiewający w jego czaszeczce przeistoczył się w cichy, zniekształcony szept.  
  Puste, oszalałe oczy skonfrontowały się z twarzą leżącego na posadzce chłopca. Wyciągnął pokrytą pęcherzami dłoń w nań kierunku, ale był za daleko, by uchwycić w uścisk poły jego odzieży i powiedzieć mu to, co należało zrobić, by uniknąć zagłady wszelkich stworzeń.
  — Oni chcą przywódczych artefaktów. Zniszcz je chłopcze. Proszę, błagam.
  Z tymi słowami ułożonymi na wargach zapadł w głęboki, wieczny sen.
  Motyl, ukryty pod sufitem, poszedł w ślad za uciekającymi z baru ludźmi. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia.
  A chaos trwał w najlepsze i nic nie wskazywało na to, że nadejdzie jego rychły koniec.

KONIEC INGERENCJI.

Uwagi technicznie:
— Hiroki jest zdrowy, gdyż pozbył się śluzu ze swojej skóry.
— Jeden z motyli nadal mości się w odzieniu Skoczka.
— Z baru wybiegło przynajmniej sześciu Desperatów, u których nastąpił proces zrażenia. Oprócz tego – wśród nich jest Karyuudo i Skuld. Choroba będzie rozwijała się dalej. Przynajmniej dopóki nikt nie pozbędzie się jej drogą fabularną. Nie muszę dodawać, że dla zaangażowanych w sprawę graczy przewidywane są nagrody, prawda?

                                         
Apokalipsa
Apokalipsa
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.18 16:50  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
Bar - Page 48 BcBUAYU

Wszystkie szczątki i kawalątki, i drobinki informacji są ważne oraz istotne, mogące zmienić bieg rzeczy albo rozjaśnić ciemne, mroczne zakątki poniektórych sytuacji. Zdarza się i tak, że te maluteńkie drobinki danych - wyłuskane spomiędzy linijek wypowiedzi, wyszarpane z ruchów niekontrolowanych i bezwiednych, wyłowione z postawy czyjejś i tego, jak się wobec innych zachowuje - są bardziej wartościowe niźli te całe, duże i boleśnie wręcz oczywiste oraz w niektórych przypadkach niemalże oślepiające, prawdę przysłaniające. Karyuu zawsze starała się wypatrywać tych kruszynek ślicznych, dzięki którym przetrwanie i unikanie ewentualnych kłopotów stawało się o wiele łatwiejsze - może nie zawsze jej to wychodziło; może nie zawsze ślepka jej wyłapywały te szczegóły smaczne, a kaleki słuch nie wychwytywał za każdym razem słów zbawiennych, lecz te przez nią schwytane w garść zostawały z nią na zawsze dzięki jej fotograficznej pamięci. Mimo wszystko speszyła się troszkę, dostrzegłszy intensywność, z jaką jej towarzysz rozmowy wlepiał w nią swoje własne, baczne patrzałki i jak uważnie, cierpliwie wysłuchiwał każdego jej zdania. Zająknęła się przez to na początku, utknęła na jednym słowie na sekundę zbyt długo, ale w miarę szybko się ogarnęła i ciągnęła dalej tym swoim standardowym, acz coraz bardziej chrypiącym głosikiem. Mało kiedy zdarzało jej się aż tyle mówić, co było męczące tak dla jej psychiki, jak i nadszarpniętych, rzadko używanych strun głosowych. Wbrew temu, jednakże, nie zamierzała na obecną chwilę przerywać tej interesującej konwersacji, gdyż zbyt ważna ona była; zbyt wiele od niej zależało.

Kiedy przyszła kolej na jego obszerną i interesującą wypowiedź, (ex)Łowczyni przechyliła z przyzwyczajenia głowę tak, żeby bardziej nadstawić lewego ucha. Mimo, że przecież Chris siedział po jej dobrze słyszącej stronie, to w tego typu otoczeniu - gdzie dominował gwarny, hałaśliwy, krzyczący tłum - ciężko było niekiedy wychwycić poniektóre wyrazy i je do tego jeszcze zrozumieć. Bo usłyszeć to jedno, ale usłyszeć dobrze... to już inna sprawa. Na calutkie szczęście przyzwyczajona już była do swojej pół głuchoty, toteż w większości przypadków, gdzie niewyraźnie lub częściowo coś do niej docierało, potrafiła poskładać to w miarę logiczny, pasujący do reszty element - zgadywanki, zgadywanki, ale nie miała innego wyboru, jak nie chciała co chwilę pytać o powtórzenie jakiejś kwestii czy pytania. Oj, pytania są najgorsze... yup. Gdy Skoczek zakończył swoją wypowiedź z miłym, przyjaznym uśmiechem, Karyuu skinęła i przygryzła lekko dolną wargę. DOGS brzmiało dobrze. Nie idealnie, ale gdyby tak było, to od razu by się wycofała; z marszu rzekłaby krótkie, proste Nie. Perfekcyjne rzeczy miały to do siebie, że chowają za sobą wiele skaz, dużo nieścisłości, mnóstwo wad, a w tym przypadku te negatywne aspekty były wyłożone do wglądu i przeanalizowania. Konflikty, gryzienie się poniektórych charakterów, lecz z drugiej strony lojalność, wsparcie i pokrywanie słabości jednostkami o różnych zdolnościach.
- Mogłabym pracować jako zwia...

Nie dokończyła, jako że chaos i zamieszanie wybuchły wewnątrz przybytku, a ona sama niemalże wpadła na stojące za nią krzesło.
- ... dziękuję - wymamrotała, kiedy Chris złapał ją za ramię i zniwelował szanse na jej bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze wspomnianym meblem. Wyprostowała się i otuliła szczelniej czarnym płaszczem, rozglądając się dookoła i wreszcie dostrzegając nieprzyjemnie wyglądającego nieznajomego. Skrzywiła się, zaciskając blade palce na białym, miękkim szalu i przez pierwszą chwilę nie mogąc oderwać wzroku od zarażonego czymś groźnym, ruszającym się niby robot mężczyzny. I trwałaby w tym transie i przerażeniu wżerającym się w serce, i osłupieniu na widok czegoś tak ohydnego, gdyby nie nagłe, głośne słowa wdzierające się gwałtownie pomiędzy jej własne myśli. Wzdrygnęła się mocno, odwracając się gwałtownie i rozglądając dookoła w poszukiwaniu źródła tych słów; kogoś, kto potrzebował wsparcia i pomocy. Jej gorączkowe, lecz uważne spojrzenie padło wreszcie na skulonego pod kontuarem, trzymającego się za głowę młodzieńca, w stronę którego upadły na glebę Zarażony wyciągał rękę - nic, co prawda, nie zrobił, bo wreszcie znieruchomiał na dobre, ale...
- Ewakuuj się jak najprędzej - rzekła w stronę Chrisa wiedząc, że ten ma w lokalu swoich sojuszników i członków gangu, po czym z ostatnim spojrzeniem na niego i krótkim "przepraszam", ruszyła w stronę wypatrzonego Wymordowanego.

Omijając łokcie i zabłąkane kończyny, i przewracające się stoły oraz krzesła, (ex)Łowczyni dobrnęła do znajdującego się w niezbyt ciekawej pozycji osobnika i odepchnęła od niego dobytą po drodze łopatą jednostki za bardzo się przy nim tłoczące. Ze zdecydowaniem oraz determinacją kucnęła przy nim, podczas gdy Gawrak jej towarzyszący wskoczył na blat nad nimi począł krakać oraz machać skrzydłem w celu odgonienia od tego miejsca potencjalnych panikowiczów.
- Spokojnie, spokojnie. Zabiorę Cię stąd, ale w tym celu muszę mieć z Tobą kontakt fizyczny. Mam nadzieję, że nie będzie Ci to przeszkadzać - powiedziała ochrypłym, lecz zdumiewająco stabilnym głosem do młodzieńca, po czym bez dalszego zwlekania objęła go jedną ręką i ostrożnie, powoli podniosła. Nie była do końca pewna, czy powinna go ruszać i przenosić, ale... Zrobiła to tak, aby ten schowany był pod jej płaszczem i przyciśnięty do jej lewej strony, co zablokować miało światło i zdusić nieco otaczający ich rozgardiasz. Kliknęła krótko językiem, na co Arashi - z dumnie uniesionym dziobem i zadowolonym kraknięciem - wskoczył jej na ramię i schował się w połach jej śnieżnobiałego szala. Po tym narzuciła wolną dłonią głęboki kaptur na głowę, aktywowała moc swojego w miarę nowego artefaktu i czmychnęła na zewnątrz trzymając się blisko ścian oraz cieni - powinna dzięki temu wymknąć się stosunkowo bezproblemowo. Będąc już na ulicy, Karyuu skieruje się do jednej z paru mniejszych, ślepych uliczek i osadzi ostrożnie młodzieńca na ziemi tak, aby ten oparty był w o jedną ze ścian.
- ... lepiej? - zapyta cicho, ostrożnie, z Gawrakiem wychylającym się zza szala i zerkającym ciekawsko fioletowymi ślepkami na Wymordowanego.

Płaszcz cienia (użycie): 1/2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.18 20:54  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
Harmider sprawił, że młody wymordowany nie do końca wiedział, co się wokół niego dzieje. Rozbiegane spojrzenie krążyło od ścian, poprzez sufit, podłogę, przemykało po bezimiennych twarzach i kończynach napędzanych zwierzęcym popłochem. Doszło do tego, że błędnik szwankował i gdy tylko nerwowy wzrok małolata osiadł na upadającej postaci, wewnątrz gardła nie narósł krzyk ― chyba już nie mógł. Za duża dawka szoku została wstrzyknięta w jego żyły; wewnątrz krwi nie buzowała adrenalina. Pojawił się jakiś bezwład i otępienie, a przynajmniej do takiego wniosku mógłby dojść Shirouyate, gdyby patrzył na siebie z perspektywy osoby trzeciej. Bo jak inaczej wytłumaczyć, dlaczego nie zaczął wrzeszczeć, patrząc śmierci prosto w oczy?
Jak przez gumową błonę docierały do niego dźwięki z zewnątrz. I głos. Rozbrzmiewał bardzo blisko, ale był tak zniekształcony, że białowłosy nic nie zrozumiał. Z ociągnięciem podniósł się z podłogi, a rękoma, w których nie miał już mięśni, dotknął talii kobiety. Cały czas wpatrywał się w martwą postać, której kolana ugięły się, posyłając nieszczęśnika na deski podłogi.
Gdyby wcześniej nie zawołał o pomoc, teraz z pewnością już by jej nie otrzymał ― nie był w stanie racjonalnie myśleć. Kadry z ucieczki pojawiały się i znikały; ich kolejność mogła nie być chronologiczna. Hiroki w pewnym momencie zacisnął mocno powieki, a kiedy ponownie je uchylił, plecami przylegał do lodowatej ściany muru. Nogi musiały odmówić mu posłuszeństwa, bo siedział w mroku ściany, tuż przed sobą mając szczupłą, nieznajomą postać.
Bardzo powoli, krok za krokiem, docierały do niego wszystkie bodźce. W tym fakt, że trząsł się, jakby temperatura spadła grubo poniżej zera, choć on sam był pewien, że mięśnie pokazują, jak bardzo był przerażony.
Czy było lepiej?
Opuścił spojrzenie i wpatrzył się w swoje ręce. Czarne palce telepały się jak w delirium ― zacisnął je w pięści, ale nawet to nic nie dało. Serce tłukło mu się w piersi, jakby starało się połamać żebra, przebić przez klatkę piersiową i uciec jak najdalej. Shirouyate także miał to w planach, ale czy w ogóle była szansa, żeby ustał na nogach?
Nie... ja..., wychrypiał oniemiały, wsuwając dłonie na twarz. Czuł, jak pod powiekami zbiera się wilgotne gorąco. Ty żałosny gówniarzu. Chciałeś swojej wolności ― i proszę! Oto ona! Kurewska rzeczywistość. Podoba się? Zaczerpnął powietrza i skulił się nieco, podciągając kolana i opierając o nie czoło. Co to było..? Powiedz mi... co to było? W normalnych warunkach jego głos zostałby przytłumiony przez twarde, dolne granice rąk, które przyciskał mimowolnie do warg, jednak słowa rozbrzmiały wyraźnie wewnątrz czaszki Karyuudo. Co mam teraz zrobić?
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.18 0:08  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
………..Prawda była taka, że w zaistniałej sytuacji Chris czuł wewnętrzną potrzebę jak najszybszego zdania raportu Wilczurowi. Nowa epidemia na Desperacji, niespotykana paniczna reakcja na zarażonych, mocno nienaturalna jak na standardy tego spustoszonego padołu łez i jeszcze te dziwaczne motyle. Nie mógł tak po prostu zbyć tego wydarzenia, ale chaos utrudniał mu podjęcie jednej konkretnej decyzji.
Słysząc słowa Karyuudo zwrócił łeb w jej stronę, marszcząc brwi, ale nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ tłum odciął mu drogę. Doprawdy, przypominało to wszystko nieudany spęd bydła, dlatego Pudel po namierzeniu żółtych chust machnął w ich stronę dłonią, przywołując ich do siebie. Nie chciał, by wszczęli jakąś burdę albo co gorsza, sami spanikowali i chociaż Psy nie musiały go słuchać, to lojalność wymagała teraz od nich zbicia się w jedną grupę. Poza tym pewnie niektórym przez myśl przemknęło, że szczupłego i niewysokiego sekretarza mogą (nie)ludzie zadeptać i w sumie jak wtedy powiedzieć Wilczurowi, że właśnie stracił Pudla. „No wiesz, Growlithe, no tak jakoś wyszło, że go staranowali”.
Oryginalna perspektywa, jednak Black zdecydowanie wolałby nie wiedzieć, jak niewielką wiarę pokładają w niego niektóre psie jednostki.
Zerknął na barmana, a następnie na leżącego trupa. Odważył się podejść bliżej, by móc teraz otwarcie przyjrzeć się jego wyglądowi, zupełnie, jakby chciał wiedzieć, czego ewentualnie mógł się spodziewać. Jekyllowi również będzie musiał o tym powiedzieć, być może skrajnie aspołeczny Bernardyn, zaznajomiony doskonale z medycyną, będzie mógł się jakoś wypowiedzieć na temat ewentualnej nowej zarazy.
Niekoniecznie na właśnie takie plotki liczył, ale cóż, taka była desperacja, równie dobrze zaraz im mogła apokalipsa zapukać do drzwi kryjówki, jakkolwiek absurdalnie taka myśl brzmiała (oj Pudlu, ty niedowiarku).
Opuszczając bar wraz z grupą Psów blondyn próbował jeszcze uchwycić gdzieś wzrokiem Karyuudo. Czystym przypadkiem udało mu się dostrzec jakiś ruch, więc po chwili wahania ruszył w tamtą stronę, mrucząc coś w stronę znajomych towarzyszy, że za kilka minut będzie z powrotem, tylko jeśli musi coś zobaczyć.
Bardziej dzięki łutowi szczęścia (pewnie tym samym szansa na jakieś pozytywne wydarzenie do końca roku gwałtownie zmalała), niż umiejętnościom, Chrisowi udało się trafić na czerwonooką i jej najwyraźniej źle czującego się towarzysza. Odetchnął cicho z ulgą, że dziewczyna żyje, a następnie uśmiechnął się niemrawo.
Nie mogę ci tutaj pomóc, Karyuudo, muszę zdać raport Wilczurowi z tego całego zamieszania. Jednak jeśli postanowisz do nas dołączyć, powiadom kogokolwiek z żółtą chustą, że chcesz się umówić na spotkanie z Christopherem, Pudlem DOGS. Będę wiedział, że mam zabrać ze sobą odpowiednią osobę, tudzież zorganizować waszą rozmowę – przerwał na chwilę, po czym z westchnieniem ściągnął pseudozieloną kurtkę i zarzucił ją na jej towarzysza. – Radzę wam zmykać stąd jak najprędzej. Na razie okolice baru nie są zbyt bezpieczne, biorąc pod uwagę tak nietypową panikę, to wcale się nie zdziwię, jeśli rozpocznie się polowanie na czarownice.
Potrząsnął łbem i słysząc naglące wezwanie posłał kobiecie przepraszające spojrzenie.
Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – rzucił, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w stronę ludzi z gangu.

zt (chyba że potrzebujecie jeszcze czegoś od Chrisa, to najwyżej go zatrzymacie, to jednak miękka klucha *kaszl*)
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.18 20:55  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
Jak zwykle, cholera. Jak zwykle kiedy chciała chwilę posiedzieć na zadzie w spokoju, coś musiało się dziać – huragan, trzęsienie ziemi albo inny wybuch bomby, bo jakże by miało być inaczej? Dlatego jak ktoś pytał czemu łazi wkurzona i zmęczona miała łatwą i gotową zresztą odpowiedź: bo mi życie nie pozwala poegzystować chwilę z filiżanką herbatki. Na motyle nie zwracała uwagi, nie była jakimś entomologiem, żeby się zachwycać trzepotem skrzydeł, nawet jeśli ten mógł po drugiej stronie globu właśnie powodować tsunami. Zgarnęła swój telefon, naładowany niewiele, ale odrobinę bardziej niż wcześniej. Przynajmniej nie padnie za pięć minut. Wśród chaosu, całkowicie wypadł jej z głowy głos dzieciaka, w ogóle przestała się przejmować jego obecnością. Wreszcie umknęła wraz z tłumem, chcąc chwili ciszy dla siebie.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.18 19:28  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
Bar - Page 48 BcBUAYU

Niepokój trawił ją i palił natarczywie od środka, wżerając się wygłodniale w serce i zalegając ciężkim, masywnym kamieniem na żołądku.
Dzisiejszy dzień był w porządku; był znośny i nawet powiedziałaby, że sukcesywny oraz napawający pozytywną iskierką, mimo że przy wchodzeniu do baru i wypatrywaniu osobników przynależących do gangu DOGS nerwy jej były targane oraz szarpane na prawo i lewo. Wszystko było "ok" i dobrze aż do momentu, w którym to tajemniczy dla niej człowiek - co nie było wcale dziwne, jako że wielu znajomych, o przyjaciołach nie wspominając, na obecną chwilę nie posiadała - pojawił się pośród gwarnego, rozweselonego tłumu, przywlekając ze sobą do przybytku tegoż jakąś makabryczną, okropnie wyglądającą zarazę. Wtedy rozpoczął się toksyczny chaos i zamieszanie, i przepychanie pomiędzy panikującymi personami, i... Odetchnęła wolno, bezgłośnie, kucając przed trzęsącym się niekontrolowanie młodzieńcem i przypatrując mu się uważnym, lecz nieco zagubionym przy tym wzrokiem. Nie do końca wiedziała, co powinna teraz zrobić, ponieważ przez ostatnie długie, spędzone głównie w odosobnieniu lata sama musiała radzić sobie ze swoimi słabościami i napadami paniki, i próbami poskładania swojego żałosnego jestestwa do jako takiej, w miarę spójnej całości. Przygryzła mocno dolną wargę, zaciskając blade, naznaczone cienkimi bliznami palce na połach swojego cudownego, cienistego płaszcza i wahając się przed wyciągnięciem dłoni ku drżącemu niemalże spazmatycznie Wymordowanemu. Nie miałka najmniejszego pojęcia o tym, czy dotyk jej byłby aktualnie przyjęty z otwartymi ramionami - albo chociażby neutralnie - czy też wyszczerzone zostałyby w jej kierunku ostre, mordercze kły tak typowe i często spotykane na cudownej, pięknej Desperacji.
- ... człowiek chory, zarażony czymś paskudnym - odpowiedziała po momencie milczenia, nie owijając w bawełnę i nie ukrywając swoim obserwacji. Co to z resztą były za wspaniałe obserwacje, skoro fakty wyłożone im pięknie zostały na srebrnej, lśniącej tacy - albo i podłodze wyblakłej oraz przez dekady nogami krzeseł haratanej.

"Co mam teraz zrobić?"

Ileż to razy zadawała sobie to samo pytanie.

"Co mam teraz zrobić?"

Och, jakże chciałaby wiedzieć, co na to odrzec; jakie wyrazy poskładać w jakie zdania, żeby tylko otuchy mu dodać i nakierować go na stosunkowo właściwą drogę. Drgnęła wtem gwałtownie, słysząc zbliżające się ku nim kroki - spięta była, nadmiernie czujna w tej chwili i na siłę wyszukująca jakichkolwiek, najmniejszych nawet zagrożeń - i już sięgnęła po ukochaną łopatę, kiedy to powietrze przeszyte zostało przez znajomy już jej głos Chrisa. Przymknęła powieki na zaledwie ułamek sekundy, zmuszając się do minimalnego chociaż rozluźnienia i zrelaksowania napiętych, zaczynających piec mięśni. Cała ta sytuacja nie była dla niej korzystna - dla nikogo raczej nie była, patrząc z szerszej perspektywy i rozglądając się na wszystkie strony. Spojrzała na Skoczka bacznie i badawczo, oceniająco, aby ostatecznie skinąć mu głową z leciutkim, ledwo dostrzegalnym i wątłym uśmiechem.
- Dziękuję. I również mam nadzieję na ponowne spotkanie - powiedziała powoli, bez przerw i zacinania się, i uciekania szkarłatnym wzrokiem na boki. Dopiero po wydukaniu calutkiej wypowiedzi skierowała oczka z powrotem na telepiącego się młodzieńca, mrugając na to, jaki widok sobą obecnie przedstawiał. Bez głębszego pomyślunku i zastanowienia wychyliła się nieco do przodu, poprawiając leżącą na nim krzywo kurtkę tak, aby ta go dość szczelnie, porządnie okrywała. Wygładziła z bladym, ochrypłym humnięciem niektóre miejsca, dopiero wtedy orientując się w tym, co właśnie zrobiła. Wycofała jak najprędzej dłonie z sercem bijącym jak opętane i gulą zalegającą w gardle jak połknięta kulka wełny, szkalując się w myślach za brak poszanowania przestrzeni osobistej chudziutkiego Opętanego i za własne, niepodobne do niej działania. Odchrząknęła nerwowo i oblizała spierzchnięte usta, próbując nie zwracając uwagi na ciekawskie kraknięcie Gawraka i jego natarczywe wpatrywanie się w jej twarz.
- Wstań, otrzep się i idź przed siebie - rzekła, odpowiadając wreszcie na ostatnie pytanie młodziaka. Może nie były to zbyt taktowne, dobrane słowa, jednak nie potrafiła wymyślić nic innego, niż to. To w końcu sama robiła: podnosiła się uparcie po każdym upadku, zbierała potrzaskane przy nim kawałki i starała się dokleić je jakoś sensownie do reszty jej samej. Nie zawsze wychodziło, często popełniała przy tym błędy i po niektórych katastrofach o wiele ciężej, wolniej się ogarniało, ale nigdy nie zaprzestawała tego robić, próbować, starać się. A jeśli mowa o samym maszerowaniu naprzód... - Powinniśmy przenieść się gdzieś indziej - wymamrotała pod nosem, przypominając sobie radę Sekretarza i rozglądając się na boki w poszukiwaniu pomysłu na to, w które miejsce byłoby teraz najlepiej się udać. Jakieś ciche, spokojne, ciepłe... - Dasz radę... dasz radę iść czy potrzebujesz jeszcze paru minut? - zapytała z nutą zmartwienia i niepewności, o dziwo dławiąc się na wyrazach tylko raz. Jakiś postęp w jej zdruzgotanej osobowości czy po prostu martwienie się o kogoś innego odsuwało jej własny dyskomfort na drugi plan?

Hm...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.01.19 2:11  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
Cokolwiek. Chciał usłyszeć jakąkolwiek radę, dzięki której łatwiej byłoby żyć ze świadomością, że ledwie kilka chwil temu patrzył prosto w martwe oczy. Obcowanie ze śmiercią było na przodzie norm, jakie odhaczali mieszkańcy Desperacji, ale Hiroki, mimo trzeciego roku spędzonego poza murami M3, wciąż nie czuł się częścią tej społeczności. Widok pustki ziejącej ze spojrzenia był dla niego zwyczajnie nowy. Nie do zniesienia.
Nawet teraz, kiedy chował twarz w dłoniach, starając się tym dziecinnym gestem odgrodzić od zła świata, co rusz umysł podsuwał mu kadry z baru, do którego postanowił zawitać. Pchały go głupie ambicje, cała masa wymyślonych na poczekaniu perspektyw. Był pewien, że zdobędzie potrzebne informacje. Uwolni się.
Tymczasem nadepnął na minę i nie był już w stanie poskładać w całość tego, co pozostało z jego nerwów. Głos kobiety wydawał się jedynym bodźcem docierającym z zewnątrz. Kiedy mówiła, silne telepanie stawało się lżejsze, ale kiedy milkła, na powrót powracało, trzęsąc chuderlawym ciałem na wszystkie strony.
Chciał do samego końca wierzyć, że to wszystko było tylko snem. Realnym, ale nie mającym żadnego pokrycia z rzeczywistością. Cały pomysł rozmył się, gdy poczuł lekkie szarpniecie za ubranie. Niemal od razu spiął się, ale zsunął niespiesznie dłonie i uniósł wilgotne spojrzenie, wcelowując wzrok w oblicze jasnowłosej. Niepewność, jaka się w nim kryła i tak nie przyniosłaby plonów ― gdyby go zaatakowano, z nerwów i szoku nie zmusiłby ciała do obrony. Pozostawał więc mało problematycznym przeciwnikiem i był tego aż boleśnie świadom. Mając tę wiedzę, był też pewny, że w oczach innych figurował jako ofiara.
A skoro tak, dlaczego nieznajoma wykazywała się taką delikatnością?
Hiroki przełknął ostrożnie ślinę, wymuszając na sobie zaczerpnięcie większego, spokojniejszego wdechu. Musieli stąd iść. Przenieść się w inne miejsce. Miała rację. Jeżeli pozostaną tutaj dłużej, zwariują. Ja zwariuję, powiedział do siebie półprzytomnie, przekręcając się nieco na bok; na tyle, aby oprzeć dłoń o ścianę i za jej pomocą spróbować dźwignąć do pionu. Gdzieś w połowie podnoszenia się na nogi zamarł. Oddech stanął mu w gardle.
Naprawdę?, wykrztusił nagle, kiedy zdał sobie sprawę z tego co powiedziała albo raczej z tego, jak to zabrzmiało. Zabierzesz mnie ze sobą?
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.01.19 21:26  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
Bar - Page 48 BcBUAYU

Nie umknął jej bacznym, szkarłatnym ślepiom fakt, iż trzęsienie się młodzieńca opatulonego kurtką niby kocem ciepłym oraz miękkim traciło na intensywności w chwilach, kiedy to do niego przemawiała. Niepojętym i ciężkim do zaakceptowania było to dla niej zjawiskiem, ponieważ nie posiadała już przecież swojego dawnego, melodyjnego, czystego głosiku, a zachrypniętą, mało kiedy używaną i niemalże karykaturalną jego parodię - nie była z niego dumna, zadowolona i na pewno nie szczęśliwa, lecz był on teraz nieodłączną częścią niej i nie mogła uczynić nic innego, jak go ostatecznie zaakceptować. Mimo, jednak, pogodzenia się z tym, to i tak ie potrafiła ogarnąć rozumiem tego, jak ktoś mógł czerpać z niego jakiekolwiek ukojenie; jak mógł on kogokolwiek uspokajać i napawać otuchą; jakim cudem drżąca istotka przed nią się znajdująca traktowała wypowiadane przez (ex)Łowczynię słowa niczym metaforyczną brzytwę ratującą ją przed utonięciem w czarnych, głębokich odmętach paniki. Miała szczerą ochotę przygryźć mocno, boleśnie dolną wargę, powstrzymując się przed tym w ostatnim praktycznie momencie i miast tego nabierając głęboki, wolny, łatający skołatane nerwy oddech. Wszystko to, calutka ta sytuacja, było dla niej tak obce, że musiała dwa, trzy nawet razy zastanawiać się nad podejmowanymi krokami i działaniami. Nie raz i nie dwa zdarzało jej się pomagać innym, napotkanym i proszącym o pomoc personom, jednakże nigdy nie wymagało to opiekowania się kimś, podnoszenia go na duchu i odciągania od krawędzi załamania psychicznego. Znaleźć kogoś albo coś, zdobyć jakąś zgubioną lub skradzioną rzecz, obronić przed czymś potwornym oraz żarłocznym i inne takie zlecenia - owszem, trafiały jej się i się ich podejmowała. Troszczyć się o kogoś? Chronić przed światem tym podłym i morderczym, i zalanym bordową, lepką krwią, a nie przed potworami po nim grasującymi?

... nie.
I może najwyższy czas to zmienić?

Podniosła się wolno i niespiesznie, bez zbędnych ruchów, gdy nastolatek postanowił podnieść się do pionu z drobną pomocą brudnej, obdrapanej ściany, o którą to oparł się jedną ręką. Karyuu była leciutko, nieznacznie przechylona do przodu, chcąc w razie co złapać młodzieńca w przypadku, jakby kolana się pod nim ugięły albo zaatakowały go silne, chwiejne zawroty głowy - nigdy nic przecież nie wiadomo, szczególnie w takich chwilach, jak ta. Mrugnęła, kiedy ten zamarł, po czym wykrztusił z siebie oblepione niedowierzaniem i brakiem tchu pytania. Nim się zorientowała... coś wewnątrz niej zmiękło, stopiło się niczym kostka masła położona na rozgrzanej płytce, zaś serce zabiło boleśnie, jak gdyby miało za mało miejsca i na dodatek otoczone było skierowanymi w jego kierunku szpilkami. Nie miała najmniejszego pojęcia, co aktualnie malowało się na jej bladej twarzy, ale z pewnością nie był to ani jej typowy, neutralny wyraz twarzy - zimny, chłodny, nieprzystępny, jak to słyszała od mijanych jednostek - ani też ten nie tak dawno temu nabyty, zakrapiany niepewnością i nieśmiałością - ha, jednak jeszcze potrafi coś czuć.
- Oczywiście - odparła ochryple i cicho, i pewnie, wpatrując się w zszokowanego Wymordowanego wzrokiem tkniętym nagłą, niepohamowaną łagodnością, która to delikatnie rozjaśniała od wewnątrz jej rubinowe, zazwyczaj puste lub wypełnione wahaniem ślepia. Zerknęła szybko na bok i przechyliła lekko głowę, jakby czegoś nasłuchując, zaraz wracając jednak spojrzeniem na swojego obecnego towarzysza i postępując minimalny, maluteńki krok w tył. - Znasz... znasz Czarną Melancholię? Mam tam stały pokój, możemy tam pójść i... odpocząć - zaproponowała, bez patrzenia chowając złożoną sprawnym, prędkim ruchem łopatę na jej należyte miejsce. Wyciągnięta i gotowa do ewentualnej potyczki broń nie była na razie potrzebna, jako że rozszalały i pogrążony w słodkim chaosie tłum rozpierzchł się na wszystkie strony Desperacji, zostawiając okolice Baru przeraźliwie, świszcząco puste. Zawahała się na ułamek sekundy, po czym wyciągnęła ku nastolatkowi prawą, otwartą w standardowym geście przywitania się dłoń. - Karyuudo - przedstawiła się i może usteczka jej nie były wykrzywione w radosnym, czy chociażby leciuteńkim, uśmiechu, ale za to cała jej postawa rozluźniła się o dostrzegalną, przyjazną jotę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.19 1:46  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
Shirouyate. W obliczu ostatnich miesięcy nawet jego własne imię brzmiało obco. Oczywiście, w burdelu rozmawiał z przemykającymi z cienia do cienia kobietami, czasami udało mu się nawiązać kontakt z wiecznie zarobionym Jinxem lub bezmyślnie snuć monologi do Raphael ― poza tym jednak się nie odzywał. Teraz każde słowo wydawało mu się dziwne, głupio brzmiące, źle wymawiane. Tracił sens niektórych wyrazów i nie potrafił wykrztusić z siebie choćby podstawowych zwrotów. Czy w tym świecie w ogóle potrzebna była rozmowa?
  Opuścił spojrzenie, obejmując roztrzęsionymi palcami lewej dłoni prawą zwiniętą w pięść rękę. Czuł się słabo i żałośnie, a im dłużej tutaj stał, pod ostrzałem spojrzenia sympatycznej nieznajomej, tym ciężej znosił świadomość, że niczego nie osiągnął od przeszło trzech lat. Niczego poza przeżyciem ciągu różnych chorób (i to nie dzięki sile organizmu, a pomocy przypadkowych osób), poza schudnięciem dobrych dwudziestu kilogramów, a wreszcie ― poza całkowitym wycofaniem się, które blokowało go i uniemożliwiało nawet coś tak ludzkiego jak uściśnięcie wyciągniętej w przywitaniu dłoni.
  Trzeba było przyznać, że Karyuudo miała spore pokłady cierpliwości, skoro jeszcze nie obróciła się na pięcie i nie zostawiła skamieniałego dzieciaka daleko w tyle. W porównaniu do tych, u których instynkt samozachowawczy wymuszał szybkie reakcje, Hiroki nie potrafił zdecydować się na ruch. Miał za szczupłe doświadczenie, żeby na akcję odpowiadać reakcją.
I... nie znam, to znaczy... ― cały czas miał wrażenie, jakby przekładał językiem szkło, które raniło wnętrze buzi. Jak tak naprawdę brzmiały pełne zdania? Słyszałem o... o tym miejscu, ale nigdy... ― Uniósł wzrok, na sekundę, przemykając nim po twarzy kobiety, a potem uciekając spojrzeniem z powrotem w ziemię. Nie mam jak ci się odwdzięczyć ― przyznał wreszcie, na ostatnim "wydechu", rozbrzmiewając w myślach Karyuudo o wiele ciszej niż wcześniej. Naraz dotarł do niego sens wypowiedzianej kwestii.
  Przy sobie nie miał dosłownie niczego. Jak inaczej miałby się jej odpłacić?
  Coraz realniejsza wizja tego, że wybawicielka jednak nie zabierze go ze sobą, wymusiła na chłopcu mocne zaciśnięcie warg. Powstrzymał się jednak przed tym, co krążyło mu po głowie. Przed ugięciem kolan i uderzeniem nimi o brudną ziemię; przed wciśnięciem czoła w podłoże i błaganie, by jednak przyjęła go pod swój dach, pod swoje skrzydła protekcji. Wielokrotnie poniżał się, aby dostać rzeczy, na które nie było go stać. Uciekając podstępem od Jinxa, odwrócił kartkę i zaczął nowy rozdział. Zasada numer jeden miała brzmieć: nigdy więcej klękania. Nigdy, jasne?
  Wcelował zimne oczy w Karyuudo.
  Jasne.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.19 1:00  •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
Bar - Page 48 BcBUAYU

Ciężko się na niego patrzyło... trudno i z masywnym brzemieniem coraz to bardziej naciskającym na jej szczupłe ramiona; z nieforemnym kamieniem zalegającym silniej i silniej na dnie żołądka z każdą odbębnioną, przemijającą sekundą; z czymś okropnym i ciernistym, i bolesnym zaciskającym się mocniej na sercu przy każdym rozbrzmiewającym wewnątrz jej umysłu, obcym i niepochodzącym z jej własnej głębi słowie. Spoglądając na młodzieńca stojącego naprzeciwko niej; na osobnika drobnego i wątłego, i chudziutkiego; na kogoś, kto miał trudności w porozumiewaniu się z innymi oraz pojmowaniu standardów i norm, i gestów społecznych, Karyuu nie mogła oprzeć się temu toksycznemu, gorzkiemu uczuciu, jakie łapało ją przy każdym zerknięciu we własne odbicie. Oddech uwiązł jej w gardle, zatamował wszelkie możliwe, próbujące wydostać się na świat zewnętrzny wypowiedzi i zakleszczył zakrzywione, ozdobione długimi pazurami szpony na jej przeponie. Ileż to razy jąkała się podczas rozmowy z kimś obcym? Ileż to razy unikała tłumów i bardziej zaludnionych obszarów, preferując podróżować cichymi peryferiami i pustymi granicami? Ileż to razy przykrywała się płachtą neutralności postrzeganej przez innych jako nieprzystępny, nieprzyjacielski chłód w celu uniknięcia jakichkolwiek relacji? Ileż to razy... Nabrała powietrza w płuca - wolno i nie w pełni, i ostrożnie, i czując ich gorące, kłujące parzenie - i wypuściła je równie niespiesznie, jak najbardziej kontrolowanie tylko potrafiła, łaknąc ukoić swoje nerwy i zrozumieć to dzikie, dziwne, ciepłe coś, co zalęgło się w jej szybko bijącym, tłukącym się wewnątrz klatki piersiowej sercu. Ostatni raz - z tego, co pamiętała ze wspomnień rozsianych i zalanych mgłą, i brutalnie cierpieniem poszatkowanych - czuła się tak w obecności Giri'ego, na myśl o którym jej mentalne, z trudem zbudowane tamy pękały tak, jak gdyby wykonane były z kruchego, żałosnego szkła.

Wdech i wydech.
Wdech... i wydech.

Przymknęła na moment szkarłatne ślepia, opuszczając zignorowaną przez Shirōyate dłoń luźno w dół i zbierając - próbując, przynajmniej - roztrzepane, rozproszone niczym niesforne owce myśli. W końcu uchyliła powieki i postąpiła lekki, nieznaczny krok w tył, łaknąc dać młodzieńcowi troszkę więcej zbawiennej, słodkiej przestrzeni, lecz przy tym zostając w zasięgu jego rąk. Nie może powiedzieć mu, że nic nie jest jej winny, ponieważ nie tak załatwiało się sprawy na Desperacji i mogło to wzbudzić w nim spore pokłady nieufności wobec niej, toteż miast tego...
- Przysługą. Możesz... możesz odwdzięczyć się przysługą - zaproponowała cicho, wbijając spojrzenie czerwonych oczu w te jego ogarnięte jakże doskonale znanym, widzianym w szybach i lustrach zimnem. I nie wiedzieć czemu, ale napawało ją to nietypową, niepodobną do niej chęcią przechylenia się w przód i zgarnięcia go w swoje ramiona, objęcia go mocno i trzymania tak przez dobre kilka minut. Dobry przytulaniec otworzy najcięższe wrota! - niemalże zakrztusiła się bezgłośnym szlochem, kiedy na powierzchnię umysłu wypłynęły te dawno zakopane, schowane wyrazy wypowiedziane przez Giri'ego. Jego głos był zawsze taki wesoły, entuzjastyczny, radosny i napawający szczęściem, wyłączając ten jeden katastrofalny, tragiczny moment, kiedy to... Nie. Nienienie. Nie teraz, nie nigdy. - Drobną, bez... bez krzywdzenia i zabijania, i okradania... - wydusiła z siebie, zmusiła się, aby ciągnąć, mając najszczerszą ochotę naciągnąć głęboki kaptur swojego magicznego płaszcza na głowę i zniknąć z powierzchni tego przykrego padołu. Ale nie mogła, miała coś do zrobienia i załatwienia; kogoś, kim musiała się teraz zając i zaopiekować. To pomagało, pokazywało jej kierunek marszu i popychało do działania, do zapomnienia i przestania topienia się w tych wszystkich jej czarnych, dewastujących myślach. Z drugiej strony czuła, że jak tak dalej pójdzie, to jej już i tak popękany oraz nadgryziony front niedługo kompletnie się rozsypie. I teraz narastało pytanie... będzie to dla niej dobre, czy też...

... całkowicie ją to zniszczy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 48 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 48 z 52 Previous  1 ... 25 ... 47, 48, 49, 50, 51, 52  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach