Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 47 z 52 Previous  1 ... 25 ... 46, 47, 48 ... 52  Next

Go down

Pisanie 12.10.18 0:53  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
Bar - Page 47 BcBUAYU

Lazur spotkał się ze szkarłatem.
Serce niemalże jej stanęło, kiedy to przyłapana została na bezczelnym wgapianiu się w jasnowłosego, nieznajomego osobnika przynależącego do gangu DOGS. Zacisnęła mimowolnie, nieświadomie palce prawej dłoni na nieco opróżnionej już z napoju szklance, czując nagłą i nieprzyjemność suchość w gardle. Nie była do końca pewna tego, czy delikatnie skulona postura, jaką przyjęła i wbicie wzroku w niewinny sok pomogą jej w uniknięciu potencjalnego, możliwego konfliktu pomiędzy nią a ofiarą jej badawczego, nachalnego spojrzenia. Niejednokrotnie już różnorakiego rodzaju bójki i burdy, i chaotyczne oraz prędko się rozrastające do kolosalnych rozmiarów bijatyki rozpoczynały się na terenach Desperacji z najbłahszych nawet powodów, toteż nie byłoby wcale dziwne to, gdyby młody mężczyzna postanowił wejść z nią w tej chwili na wojenną, brutalną ścieżkę. W niektórych takich przypadkach zastosowanie postawy słabszej jednostki, uległej i niegroźnej łagodziła sytuację oraz generalnie ją rozwiązywała przed dojściem do jakiegokolwiek rozlewu krwi, lecz w innych jeszcze bardziej nakręcała agresora, podburzała go do makabryczniejszych działań i wrzucała w nieokiełznany szał furii. Persony z natury okrutne bądź niezrównoważone - szalone i dzikie, i poskręcane psychicznie, i niepanujące nad drapieżnymi instynktami, i... - były bardzo łatwe do sprowokowania oraz wytrącenia z i tak chwiejnej już równowagi, lecz z drugiej strony obiekt jej obserwacji na pierwszy rzut oka na takiego nie wyglądał. Nie wydawał się ogarnięty rządzą mordu i zniszczenia, zatracony w zaślepiającej dumie czy poczuciu bycia lepszym od innych, ale mogło to być mylne wrażenie, fałszywe, krzywe i niezgodne z rzeczywistością - oszustów i przebiegłych żmij, wszakże, na Desperacji nie brakuje. Przygryzła nerwowo dolną wargę, rozważając nad swoimi obecnymi opcjami i tym, czy nie powinna czasem przenieść się gdzieś indziej; wymknąć się z tego zatłoczonego i dusznego, i przytłaczającego - gdyby tylko zostawiła kaptur na głowie i była skryta w dodających słodkiej otuchy objęciach cienia - lokalu; uciec jak najdalej stąd i już nigdy nie postawić w barze tym stopy.

Nie.

Przywędrowała tutaj w konkretnym celu, przypomniała sama sobie z trudem; wymusiła wypchnięcie myśli tej na powierzchnię umysłu i w pełni się na niej skoncentrowała. Nie mogła stchórzyć i czmychnąć do mroków z podkulonym żałośnie ogonem, kiedy to miała szansę porozmawiać z kimś z grupy, w której szeregach znajdowała się urocza Eve. Odetchnęła powoli, głęboko i z trudem, prostując się odrobinę i za wszelką cenę starając się wziąć się w garść. I gdy tak zamknięta była pośród własnych rozmyślań oraz podgryzających jej serce wątpliwości, ktoś wstał ze swojego miejsca i skierował się ostrożnie w jej stronę, lawirując pośród tutejszego mało okrzesanego tłumu - tu przekleństwo, tu sprzeczka, tam groźby i rubaszne śmiechy. Nie zauważyłaby jego nadejścia nawet wtedy, kiedy ten postawił po jej lewej stronie swoją szklankę, gdyby nie lekkie podniesienie się ptaszyska zalegającego pośród jej jasnych kosmyków i jego ostrzegawcze, ostre kraknięcie. Drgnęła, wyrywając się ze swojego malutkiego, niebiańsko zamkniętego światka i spojrzała niepewnie, z zaskoczeniem na siadającego obok niej osobnika z wytatuowanymi kosteczkami krzyżującymi się przez jedno ślepie. Przełknęła, zapominając kompletnie o swoim napoju i nie wiedząc, jak dokładnie powinna traktować nieznajomego jegomościa. I podczas gdy ona była powściągliwa oraz zabarykadowana za grubą, mentalną ścianą, Arashi puszył się groźnie i mierzył mężczyznę wrogim spojrzeniem - gdyby mógł, to syczałby na niego lub szczerzyłby ostre, zakrzywione zębiska.
- ... nie - odpowiedziała licho i słabo na pierwsze pytanie Opętanego, próbując, mało skutecznie, uspokoić swego kompana poprzez głaskanie go po jego pojedynczym, jedynym skrzydle. Niewiele to pomagało, za to kolejna wypowiedź Wymordowanego zadziałała na niego niby magia, natychmiast kojąc jego nieprzychylne nastawienie i napełniając go nieograniczoną dumą. Rozsiadł się on na powrót pośród złotych kudłów (ex)Łowczyni, dziób mając zadarty ku sufitowi w zadowolonym, pysznym geście. Ładny był, tak, tak. Wspaniały nawet i cudowny, i nieziemski, o! Karyuu westchnęła cicho z ulgą i delikatnym, ledwo widocznym uśmiechem, opuszczając podniesioną ku Gawrakowi rękę i kładąc ją na porysowanym, lecz w miarę wypolerowanym blacie lady.

Mrugnęła, usłyszawszy nietypowe, dość długie miano jej obecnego rozmówcy, które to zdecydowanie brzmiało na obcojęzyczne. Przez myśl przemknęło jej, czy nie był on czasem Skrzydlatym, jako że to przeważnie oni posiadali imiona tego typu, jednakże ostatecznie odsunęła tę myśl na bok, do późniejszego przemyślenia i rozważenia. Nie zarejestrowała nawet podczas tego początku konwersacji faktu, że z głowy jej wyleciały wszelkie zmartwienia dotyczące potencjalnego konfliktu z tą szanowną osóbką. Dalej była niepewna i dość zamknięta w sobie, i boleśnie nieśmiała, lecz sam ten przytłaczający, prawie że paraliżujący strach zdawał się zelżeć do minimalnego, niemal niedostrzegalnego stopnia.
- Karyuudo - przedstawiła się tym swoim charakterystycznym, zachrypniętym głosem, w dalszym ciągu trzymając się swojego nabytego małomówstwa. Mało prawdopodobne było to, aby odzyskała swój dawny, radosny i oblepiony milionem wyrazów charakter raźnej oraz gadatliwej niewiasty, który to umarł wraz z jej najlepszym, niewinnym przyjacielem. Zbyt długo tułała się po tymże padole w swojej może już nie nowej, cichej i stroniącej od innych ludzi - oraz istot im podobnych - odsłonie. Aktualna persona wyryta w niej była niby nieprzemyślane, chaotyczne i niepasujące do siebie żłobienia na jakimś stalowym, zimnym głazie, którego przeznaczeniem miało być bycie piękną rzeźbą, a skończyło się na srogiej, przygnębiającej porażce. Przed dalszymi rozmyślaniami i ponownym zatraceniem się we własnym umyśle po raz kolejny uratował ją jej niedawno zdobyty towarzysz podróży, który dziobnął ją delikatnie w ucho i donośnie, acz czysto zakrakał. - A to jest Arashi. - Po krótkim momencie zawahania uścisnęła krótko, szybko wyciągniętą ku niej dłoń i dodała: - Miło mi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.18 18:38  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
..........Chris był tchórzem podszyty i należało to do faktów ogólnie znanych na jego temat, ale jednocześnie był do bólu lojalny i najwyraźniej gdzieś w głębi duszy był masochistą, ponieważ często pakował się w sytuacje, gdzie jego serce biło jak serce dzikiego ptaka złapanego w ludzie dłonie. Przyzwyczaił się do tego, że praktycznie non stop coś wprawia go w stany przedzawałowe, czyli ogólnie całkiem nieźle radził sobie z lękiem. Powiedzmy. Przez to, że obcował z lękiem na co dzień, rozumiał trwogę jak nikt inny, jednak z pewnością nie był przyzwyczajony, że ktoś się boi… jego. Nie oszukujmy się, nie był typem, na którego ludzie patrzą się z przerażeniem w ślepiach i to już nawet nie chodziło o z lekka kobiecy wygląd, a samą jego osobowość, a wręcz aurę. Może, jakby bardzo się postarał, to potrafiłby wzbudzić w kim respekt na kilka sekund, ale wrażenie raczej znikłoby dość wszystko. Po pierwszy jego potknięciu chociażby. Ciężko kogoś wystraszyć, gdy kończyny co rusz ci się plączą.
Chociaż cóż, wytłumaczeń takiego ewenementu było sporo. Nieznajoma mogła być nowa na Desperacji, mogła po prostu grać słabą, niewinną, przerażoną istotkę (to zdarzało się dość często i nikogo już specjalnie nie zaskakiwało, gdy taka istotka po wyciągnięciu ciebie gdzieś na odludzie próbowała wbić ci szpony w gardło) lub po prostu nieprzyzwyczajona do obecności dużej liczby ludzi. Trochę inny rodzaj zdziczenia. Ewentualnie mogła być taka z charakteru. Ech. Co rusz kilkanaście możliwych opcji do wyboru, jednak Pudel nie zawracał sobie nimi aż tak bardzo głowy. Jak jest naprawdę – przekona się w praniu. Nie mógł sobie pozwolić na rozkojarzenie tylko i wyłącznie dlatego, że zachciało mu się za bardzo myśleć.
... nie”.
Pudel musiał nieco się wysilić, by usłyszeć to słowo, ale przynajmniej wiedział, że najprawdopodobniej nieznajoma nie przegoni go stąd tak po prostu. Z kolei jej „podopieczny” wyglądał na znacznie bardziej bojowego, co w sumie tworzyło dość zabawny obrazek, chociaż koniec końców wiadomo – przeciwieństwa się przyciągają. Z reguły. W pewnych warunkach. No mniejsza z tym. Teraz istotniejsze było to, że aura zastraszonego dziecka nieco zmalała u dziewczyny, co bystre oko sekretarza od razu wyhaczyło. Wbrew pozorom całkiem się z tego ucieszył, ponieważ istniało teraz duże prawdopodobieństwo, że ich rozmowa, jakkolwiek się potoczy, będzie w jakimś względzie owocna.
Karyuudo”.
Na twarz Chrisa ponownie wpłynął subtelny uśmiech, a on sam wyglądał pewnie już tak niegroźnie, jak tylko można było. Niestety (tudzież „stety”) nie był to zabieg celowy, po prostu jego aura zawsze tak się przedstawiała… zdarza się i tak.
- Mi również miło was poznać – niebieskie ślepia sekretarza spokojnie wpatrywały się w tą nietypową parę. – Widzę, że Arashi nie ma jeszcze swojej partnerki. Do wzbicia się w górę.
Huh. Gawraki były bardzo specyficznymi stworzeniami. Osobiście Pudel niespecjalnie im zazdrościł takiej formy wzbijania się w niebo. Sam posiadał ptasie geny i po biokinezie mógł wznieść się w nieboskłon i ciężko było mu sobie wyobrazić, jak uciążliwym musiało być poszukiwanie towarzysza do takiej czynności. Niektórzy określali to jako romantyczne, ale romantyzm nie był czymś, co mogło sprzyjać przetrwaniu na Desperacji. Chociaż może nie powinien tego komentować, w końcu bycie płochliwą tchórzofretką też życia nie ułatwiało.
- Nie obraź się proszę, ale nie wyglądasz na stałego klienta tego baru, Karyuudo. Czy może raczej mylę się w tej kwestii? – blondyn przeciągnął się i zaraz skrzywił, gdy zapiekły go wszystkie stare obrażenia. – Wybacz, starość nie radość, nawet nie mogę normalnie kości wyprostować.
W drugiej części wypowiedzi celowo nadał brzmieniu swojego głosu przerysowany, marudny ton, by widać było, że żartuje. Ach. No tak. Nie był mistrzem ciętych ripost i raczej nie miał wybitnego poczucia humoru, ale może w tym przypadku to wystarczy, by nieco rozluźnić atmosferę.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.10.18 3:20  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
Bar - Page 47 BcBUAYU

Jeżeli charakter Karyuu miałoby się do czegoś porównać, to śmiałoby można by użyć obrazu świeczki stojącej na słomianym stole i otoczonej wieloma cennymi, lecz jednocześnie łatwopalnymi przedmiotami. Świeczka ta przewróciła się w pewnym momencie, wzniecając ogromny, nieokiełznany pożar w calutkim tym bogatym, acz kruchym pomieszczeniu, przeistaczając go ostatecznie - po tym, jak z płomieni żarłocznych i wściekłych, i piekących zostały tlące się, wątłe skrawki żaru - w popielaste, żałosne i smutne pogorzelisko. Była, jednym słowem to wszystko ujmując, wypalona. Z radości i wesołości swoich młodszych, jakże pięknie beztroskich lat spędzonych w odizolowanym, bezpiecznym M3; z gniewu i nienawiści, jakie trawiły boleśnie jej serce za czasów jej czynnej przynależności do buntowniczych Łowców. Koniec końców szczątki jej tylko pozostały, potrzaskane i ledwo do kupy pozamiatane, tanią taśmą posklejane i gotowe do rozpadnięcia w każdej praktycznie chwili - wystarczył jeden zły ruch, jedna krytyczna sytuacja, jedna katastrofalnie niekorzystna interakcja i mogła rozsypać się na tysiące ostrych, rubinowych odłamków. Był to główny powód tego, dlaczego przeważnie trzymała się z dala od innych człekopodobnych, rozumnych istot; dlaczego stroniła od zawierania jakichkolwiek znajomości, tak płytkich, jak i tych głębszych i trwalszych; dlaczego preferowała spokojną samotność i wędrowanie w pojedynkę przez groźne, nieprzychylne tereny Desperacji. Dlaczego, na swój sposób, bała się tłumów i ludzi, i zagłębiania się w te wszystkie potencjalne relacje. Przygryzła lekko dolną wargę, znowu mając gorzkie wątpliwości odnośnie dołączania do jakiejś organizacji - czy na pewno dobrze postępowała? Czy rzeczywiście był to właściwy wybór?

Odetchnęła trochę ciężko i z trudem, zmuszając się do odepchnięcia negatywnych myśli na bok i skupieniu na chwili obecnej, na tej pogawędce z Christopherem i na niczym innym. Nie jawiła się pewnie jako ktoś imponujący w oczach innych, ktoś wart uwagi i zachodu - na Desperacji panuje siła, podczas gdy słabość zostaje brutalnie, dobitnie wgniatana w glebę - dlatego też zdziwiło ją to, że młody mężczyzna w ogóle pofatygował się z nią porozmawiać. Z drugiej strony on sam nie miał jakiejś straszliwej, przygniatającej aury wokół siebie, wręcz przeciwnie, Karyuu stwierdziła po ponownym, szybkim zerknięciu na jego personę. Wydawał się być osobą pokojowo nastawioną, niegroźną i może nawet łagodną, z tą jego raźną paplaniną, manierami oraz subtelnymi uśmiechami. I wbrew otaczającej ich masy klientów Baru, zgiełku i harmidru, (ex)Łowczyni zdała sobie sprawę z tego, że dotychczasowe, kłujące w kark i barki napięcie zelżało nieznacznie, ale dostrzegalnie. Stres i strach zostały delikatnie przytłumione, czając się na granicach jej świadomości, jednakże nie ingerując już tak nachalnie oraz bezczelnie w jej rozmyślania i rozważania dostępnych opcji. Odetchnęła więc jeszcze raz, lżej tym razem i z rozluźnionymi nieco mięśniami. Arashi przekręcił się pośród jej jasnych kosmyków, wychylił się niebezpiecznie ze swojego prowizorycznego, nietypowego gniazda, ażeby zerknąć na jej bladą twarz ślepiem przywodzącym na myśl czarną perłę i zakrakać z czającym się w owym dźwięku zapytaniem.
- Wszystko dobrze - poinformowała go po krótkim momencie, stukając go leciuteńko palcem w końcówkę dzioba i wyrywając z gardła jego kolejne kraknięcie. To, jednakże, było głośniejsze i weselsze, wypełnione zadowoleniem, podczas gdy samo ptaszysko na powrót rozsiadło się wygodnie na swoim ulubionym, królewskim miejscu.

Mrugnęła, przenosząc wzrok na swojego rozmówcę - nie powinna o nim zapominać czy go ignorować, skarciła się ostro w myślach - i po momencie przypominając sobie, że tak, owszem, Gawraki potrzebują drugiego osobnika swego gatunku, ażeby wzbić się w cudowne i słodkie przestworza. Niektóre informacje i dane dotyczące tych istotek umykały jej jeszcze na ubocza, zawieruszały się pośród innych bzdetów i nie dawały się tak łatwo na powierzchnię wyciągnąć, ponieważ są one świeże, niedawno nabyte - o Gawrakach i ich zwyczajach dowiedziała się dopiero po zdobyciu swego wspaniałego kompana, wcześniej nie mając nawet pojęcia o ich istnieniu. Arashi, tymczasem, zadarł dziób do góry w dumnym geście i chwycił w przedni, pojedynczy szpon pokaźną garść włosów Karyuu, nie omieszkując przy tym zakrakać, tym razem wyniośle, po raz i kolejny. Spośród ich dwójki, to on był, bez wątpienia, tym bardziej wygadanym ziomeczkiem.
- Um... nie wiem, czy... czy mu teraz na tym zależy? Może kiedyś? - odezwała się wreszcie, przypominając sobie wszystkie zachowania swojego jedynego na ten moment towarzysza. Nie szukał innych jemu podobnych, nie wyglądał na smutnego, przeważnie używał jej jako środka transportu i nie patrzył tęsknie w błękitne sklepienie. Karyuu, toteż, wywnioskowała, że na ten czas nie było to dla niego jakoś wielce ważne. Ale może kiedyś, w przyszłości krótkiej bądź odległej, uda jej się spiknąć go z jakąś miłą dla niego, porządną partnerką. Chętnie pooglądałaby go fruwającego w powietrzu, wywijającego różne oraz dzikie akrobacje i korzystającego ze swego pojedynczego skrzydła.

Drgnęła, już mając odpowiedzieć na pytanie Christophera, lecz powstrzymując się po tym, jak ujrzała jego skrzywioną w boleści minę. Zmarszczyła wtem jasne brewki, wbijając w niego bez większego zastanowienia zaskakująco baczne, uważne i niezmącone spojrzenie, przejeżdżając nim po jego ciele i starając się wypatrzyć więcej znaków na to, że coś jest na rzeczy; że coś z mężczyzną jest nie tak. Instynkt obrończy i opiekuńczy, stary i z trudem na Desperacji po Łowczej Katastrofie odbudowany, zapalił się w jej duszy, popychając ją do wychylenia się ku Pudlowi i wyciągnięcia ku niemu dłoni. W połowie drogi, jednak, w pełni zorientowała się, co robi i szybko wycofała rękę, przyciskając ją praktycznie do swojej klatki piersiowej i prostując się ostrożnie, coby Gawrakowi pozycji nie zakłucić, na swoim miejscu.
- Wybacz, to wyglądało na coś więcej, niż starość - rzuciła zakłopotana i zmieszana, przy okazji uszczypując w żarcik zaserwowany przez Wymordowanego. Po tym, żeby odwrócić uwagę od swojej, w jej mniemaniu, wpadki, powiedziała: - Eve powiedziała mi, gdzie najpewniej znajdę któregoś z Was, z DOGS. I po czym mogę Was poznać. I że... i że mogłabym dołączyć? - Rozejrzała się odruchowo na boki, jakby pośród tłumu tego rubasznego i głośnego wypatrzyć miała przyjazną, radosną Skrzydlatą. Miała jej przecież dać znać, jakby łaknęła wstąpić do ich organizacji i Karyuu miała nadzieję, że nie będzie jej mieć za złe tego, iż omawiała to właśnie z kimś innym. W końcu powiedziała jej też przecież o Barze i tym, że to tutaj najczęściej natknąć można się na członków DOGS. Miała nadzieję, że wszystko potoczy się w porządku i wyjdzie z tego coś... dobrego - jak, na przykład, możliwość ujrzenia uśmiechu Eve chociażby jeden kolejny raz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.10.18 20:00  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
Bar - Page 47 Zaraza-1539959232
Kiedy drzwi otworzyły się ponownie, wpuszczając do wnętrza baru kolejnego, stałego bywalca, wraz z nim do pomieszczenia wtargnęły dwa pozornie niewinnie wyglądające owady, skryte w głębokiej kieszeni wypłowiałego i podniszczonego płaszcza. Mężczyzna zwykle pojawiał się właśnie o takiej porze, więc dla nikogo jego obecność nie wydała się podejrzana i najprawdopodobniej żadna z przebywających tam osób nie zauważyła przerażenia malującego się w zmęczonych życiem oczach, gdyż na głowę miał zasunięty, głęboki kaptur, rzucający na twarz cień. Jegomość usiadł przy samym barze, ignorując obecność machających do niego kumpli, chociaż zazwyczaj siadywał przy nich i snuł z nimi plany na przeżycie kolejnych dni. W tej chwili nie miał ochoty na ich zbyt głośne towarzystwo. Zamówił roztrzęsionym głosem piwo. I w tym samym czasie motyle w akompaniamencie ledwo słyszalnego trzepotu delikatnych skrzydełek nieomal z prędkością światła wzbiły się pod sam sufit, znikając w szczelnie, mogącej pomieścić ich niewielkie, delikatne ciała.  Należały do gatunku rzadko widywanego na Desperacji, a jeśli się na niej pojawiały – to stadnie i raczej unikały tłumnie uczęszczanych pomieszczeń, stąd też bytność osobliwych intruzów w postaci modraszek nie została od razu dostrzeżona, chociaż takowe na niezbyt długo pozostały w ukryciu.
  Po upływie zaledwie dziesięciu minuty opuściły kryjówkę i teraz latały nad ludzkim głowami. Ich kolorowe skrzydła przez grę światła mieniły się wszystkimi kolorami tęczy, jakby miały jeden cel – tchnąć w pomieszczenie trochę barw i faktycznie mogły uchodzić za element dekoracji, gdyż przez okres kolejnych pięciu minut nikogo nie zaczepiały, przynajmniej do pewnego momentu.
  Jeden z nich w końcu wykrzesał z siebie zainteresowanie czymś innym, niż bezsensownym wymachiwaniem skrzydłami, albo po prostu się zmęczył tym bezproduktywnym działaniem. Zatrzymał się dłużej nad małym chłopcem o niezdrowym kolorze skóry (Hirokim) i w końcu obniżył swój lot, lądując na miękkiej skórze jego dłoni. Drugi zaś okrążył kilkukrotnie pomieszczenia, aż wreszcie - dostrzegając żółty skrawek materiału - odważył się przystać na skrawku zdezelowanego blatu nieopodal jego właściciela (Skoczka).
  Chociaż też małe istoty sprawiały wrażenie oswojonych, ich zachowanie nie mogło wzbudzić poczucia zagrożenia. Ot, zagubione owady, które dostrzegły odrobinę sztucznego światła i postanowiły się z nim zapoznać.
  Nic bardziej mylnego! Wszak zwykle motyle nie były zdolne rozpoznawać kolorów, a nawet kształtów, ale On wpoił im kilka z nich, by mogły rozpoznać odpowiednie osoby. I teraz wykorzystały tę wiedzę. Tkwiły w bezruchu na swoich pozycjach, jakby na coś czekały, a ich czułki - oprócz drgań powietrza - wychwytywały jedno słowo: plaga, które było niesłyszalne dla innych istot znajdujących się w tym pomieszczeniu.
  A czas upływał w takim samym rytmie jak dotychczas i nic nie wskazywało na to, że coś miało się w tej kwestii zmienić. Życie toczyło się dalej. Przynajmniej na razie.  

Tym miłym akcentem, witam Was – drodzy userzy – na świeżo rozpoczętym evencie, mającym na zadanie poruszyć do życia narzekających na nudę graczy. Obowiązuje całkowita swoboda działania.
Termin na reakcje graczy: 30.10.2018 r. W przypadku jej braku nie będą wyciągane przeze mnie konsekwencje, ot, po prostu gra będzie toczyła się dalej, niemniej jednak liczę na wasze zainteresowanie i zaangażowanie. Bawmy się!
                                         
Apokalipsa
Apokalipsa
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.18 20:01  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
........Pudel uniósł szklankę w górę, by wziąć dwa drobne łyki rozcieńczonego soku, przy czym cały czas obserwował sylwetkę swojej aktualnej towarzyszki, chociaż jego wzrok ciężko było ocenić jako nachalny, czy też wwiercający się w duszę... na to sekretarz był zbyt subtelny. Niemniej dokładny, żeby nie przegapić ewentualnych sygnałów, które mogłyby wskazywać na to, że nieznajoma ma w planach upiec go dnia dzisiejszego na rożnie. W końcu nie mógł wykluczyć tego, że była wspaniałą aktorką, która bezproblemowo grała niewiniątko, aczkolwiek to jej spięcie i swego rodzaju sztywność wyglądały naturalnie, o ile można użyć tutaj takiego słowa. W sumie Chris prawie całkowicie odzwyczaił się od tego typu osób – w DOGS zdecydowaną większość stanowili dość śmiali szubrawcy, ewentualnie cisi zabójcy, a spokojne i łagodne osoby były… znacznie rzadsze. Nie, żeby w ogóle się tacy nie zdarzali, niemniej z pewnością większość członku gangu stanowiły osoby o dość wysokich pokładach pewności siebie i stosunkowo niskiej moralności. Cóż, nie było w tym nic specjalnie zaskakującego, osoby słabe charakterem Desperacja w większości przypadków po prostu połykała, chyba że mieli na tyle dużo szczęścia, by znaleźć sobie jakąś własną grupę, która chroniła ich plecy. Niemniej wszystko miało swoją cenę. Tak już po prostu wyglądało życie po apokalipsie, gdzie większość zarażonych wirusem X całkowicie i nieodwracalnie straciło nad sobą kontrolę.
Chris odstawił szklankę ponownie na stół i łagodnym gestem odgarnął z czoła niesforne kosmyki włosów, ponownie skupiając się na rzeczywistości i co jakiś czas z drobnym zaciekawieniem zerkał na pupila Karyuudo. Pewnie nie mógł wykluczyć tego, że jego zainteresowanie wynika z faktu, że sam był posiadaczem ptasich genów, jednak nie planował, by to gawrak stał się przedmiotem dyskusji. Chciał się trochę rozeznać na temat tego, co ostatnio dzieje się na Desperacji z perspektywy osób, które nie przynależą do gangu, ale równocześnie takie pytania nie mogły się pojawić nagle i od czapy. Zresztą, od dawna nie prowadził jakiejś w miarę swobodnej dyskusji, więc kto wie, może akurat dzisiejszego wieczoru nadarzy się do tego okazja. Na razie nie zamierzał nad tym dywagować, różnie się mogło potoczyć.
„ Um... nie wiem, czy... czy mu teraz na tym zależy? Może kiedyś?”
Kaszlnął cicho, z jakiegoś powodu dziwnie rozbawiony tego rodzaju odpowiedzią.
- Mhm, mhm, na razie wydaje się być mocno przywiązany do ciebie – rzucił w ramach komentarza, obdarzając specyficzne stworzenie kolejnym zaintrygowanym spojrzeniem.
Zaraz jednak potrząsnął łbem, by odgonić niechciane myśli i ponownie skupić się w pełni na rozmówczyni. Szkarłat jej oczu nieco go dekoncentrował, ponieważ wrodzona ciekawość wścibskość nakazywała mu zainteresowanie się tą sprawą (a może po prostu była to kwestia przewrażliwienia), ale taktownie wolał się od tego powstrzymać.
Odruchowy gest nieznajomej nieco go zaskoczył, co pewnie było widać na jego twarzy – taki już skutek posiadania ekstrawersyjnej mimiki i niekoniecznie wiedział, jak na to zareagować. Chociaż jego usta i tak zdążyły się już otworzyć.
-Ach, nie przejmuj się. Bywało gorzej, przynajmniej jeszcze korzonki mnie nie rwą – parsknął cicho, jednak kolejna kwestia sprawiła, że wyprostował się nagle i spoważniał.
Zaklikał cicho językiem i westchnął, przeczesując jednocześnie sobie palcami niesforną fryzurę.
- Evendell, hm? – postukał paznokciem o bar. – Nie, żebym miał coś przeciwko w kwestii przyłączania nowych, ale… tak szczerze, ile wiesz na temat DOGS? Eve to… biała owieczka w stadzie czarnych i szarych. Jest miła. Wybitnie wręcz. Drugiej tak skrajnie dobrej osoby u nas nie znajdziesz, za to możesz trafić na pełno przeciwieństw, więc nie chcę, byś miała zaburzony obraz, a przez to podjęła złą decyzję, bo to mogłoby zaszkodzić Psom. Mogę odpowiedzieć na wiele pytań, choć to ma swoje granice i wtedy zdecydujesz, czy chcesz spróbować dołączyć i czy dasz radę to zrobić. O ile w ogóle takie pragnienie się u ciebie zrodziło.
Oparł się wygodniej o krzesło i przekrzywił ponownie głowę na lewo, czekając na odpowiedź. Nie sprawiał wrażenie niezadowolonego z przebiegu sytuacji, raczej zachowywał spokój, a może także nieco zaciekawiony, ale teraz trochę trzymał emocje na wodzy. Taka już pudlowska natura – gdy przychodził czas pracy, to wychodziła na zewnątrz nieco jego ukryta natura perfekcjonisty.
Był na tyle skupiony na Karyuudo, by nie zwracać uwagi na to, kto wchodzi lub wychodzi z baru, jednakże jego wzrok raz przeniósł się na latające wokół światła owady. Lekko zmarszczył brwi, obserwując teraz specyficzną grę świateł, jednak zaraz ponownie skoncentrował się na towarzyszce. Dopiero gdy owad pojawił się w zasięgu kontaktu Chris ponownie na niego łypnął… od czasu spotkania ze zmutowanymi mrówkami (które były większe od niego) wszelkie robactwo traktował z pewną dozą ostrożności. Cholera wie, jaką zarazę mogą przenieść. Ten jednak wyglądał względnie nieszkodliwie, dlatego Pudel nie zamierzał non stop się w niego wgapiać. Zresztą byłoby to nieuprzejme wobec Karyuudo, a on był dość dobrze wychowany. Jak na kogoś, kto mieszka z wilkami, znaczy się – Psami.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.18 0:00  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
Hiroki dopiero teraz odczuwał skutki bycia samemu. Dotychczas znajdował się pod stałą protekcją Jinxa. A Jinx miał wpływy. Bano się go lub szanowano. Czasami jedno i drugie. Koniec końców schodzono mu z drogi, co oznaczało względne bezpieczeństwo dla szefa burdelu i jego podopiecznych. Tutaj, pod migoczącą lampą dającą sztuczne, żółte światło, Shirōyate miał wrażenie, że zagrożenie czyha wszędzie; i być może dlatego tak usilnie wlepiał oczy w siedzącą niedaleko kobietę. Jeżeli nie skupiłby się na jednej osobie, zacząłby wariować, doszukiwać ukrytych znaczeń w ruchach stale gestykulujących klientów, wyłapywać skrawki rozmów i dopowiadać sobie do nich własne wersje wydarzeń. Nie zniósłby tego w obecnym stanie.
Był zresztą ostatnim kandydatem, który powinien się zjawić w Przyszłości; tragiczny osobnik do rozmów, o czym przypomniał sobie, gdy nieznajoma obróciła wzrok i wbiła go prosto w niego. Miał wrażenie, że niewidzialny, ale wyczuwalny nóż wżyna się coraz dotkliwiej w jego twarz, sięgając czaszki, mózgu, umysłu, DUSZY, i choć pokusa, aby zasłonić swoje oblicze rękoma lub kapturem była wyjątkowo duża, tym razem pozostał nieruchomy. Zacisnął tylko lekko wargi.
Czy powinien dalej z nią rozmawiać? Jaką aurę sobą reprezentowała? Czy była odpowiednia?
— Zależy o jakie ci chodzi.
Jej ton nie wskazywał na zbytnie zaangażowanie. I być może to sprawiło, że dzieciak poczuł się instynktownie zachęcony; znalazł w tej przygarbionej, obojętnej kobiecie nić porozumienia łączącą ich niezbyt wylewny stosunek do świata. Barwa głosu była tak podobna do jego barwy, gdy wypowiadał się na jakiekolwiek tematy...
Szukam kogoś — wymamrotał w przestrzeń, nie spuszczając nieruchomych oczu z tkniętej wymęczeniem twarzy rozmówczyni. Daleko mu było do mistrza otwartości, jednak teraz miał wrażenie, że powinien wyłożyć karty na stół. Naraz naszła go ochota, aby ześlizgnąć się z hokera i przysiąść się bliżej — tak, aby nie musiała mówić zbyt głośno — jednak racjonalna część osobowości nakazała zachować dystans. Gubił się we własnych relacjach, więc przełknął ślinę, starając się wrócić do przerwanego wątku: Lub... lub czegoś. Chcę kogoś unieszkodliwić, dostać się... w jedno miejsce... — poczuł delikatne muśnięcie na dłoni. Palce, dotychczas rozpłaszczone na blacie baru, podwinęły się i stuliły w pięść. Kątem oka pozwolił sobie zerknąć na rękę; automatyczny ruch, którego nawet nie przemyślał. Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał, był widok motyla z drgającymi skrzydłami, dlatego kiedy stalowe tęczówki wychwyciły obraz owada, cały świat spowolnił; czas spłaszczył się, rozciągnął sekundy w minuty, w godziny, w całe lata. Światło w zwolnionym tempie prześlizgiwało się po powierzchni lotnych kończyn feerią kolorów, zawiązując Hirokiemu język i wybijając z jego umysłu resztki tego, co starał się przekazać informatorce. Wyglądał niemal tak, jakby zobaczył ducha lub krwiożerczą bestię; coś w jego oczach się zmieniło, nawet jeśli usta nie wykrzywiły się w grymasie strachu, a żaden mięsień nie zdradził ciążącego w trzewiach zaniepokojenia.
Przeszło trzy lata nie widział czegoś takiego.
Kiedy wreszcie zamrugał, musiało minąć kilka minut. Potrząsnął głową, jakby zbudził się z głębokiego letargu i na powrót odszukał postać kobiety; gdyby uniósł głowę i ujrzał jedynie puste miejsce, porzuciłby na dzisiaj swoje poszukiwania. Już teraz wydawało mu się, że wyczerpał limit rozmów z nieznajomymi.
Co więc muszę zrobić?
Wstrzymał oddech, strząsając z ręki motyla i zsuwając dłoń na ściśnięte kolana.


Ostatnio zmieniony przez Shirōyate dnia 31.10.18 0:05, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.18 0:02  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
Bar - Page 47 Zaraza-1539959232

Mężczyzna przy barze poruszył się niespokojnie, gdy w jego najbliższym otoczeniu pojawił się jeden z jego kumpli - Aragaki. Najwyraźniej nie miał zamiaru odpuścić, zresztą nic dziwnego - znali się szmat czasu, niemniej jednak lepiej dla niego, żeby dał sobie spokój i zajął się swoimi sprawami, najlepiej poza granicami baru.
  — Co tak siedzisz sam? Przywitałbyś się chociaż! — zagaił tamten z wyraźnym rozbawieniem. Skrzywił się nieco, czując nieprzyjemny zapach bijący od Masahiro, ale to w żaden sposób nie zniechęciło go przed usadowieniem się tuż obok niego. W końcu sam nie świecił przykładem w aspekcie dbania o higienę. Nie mył się od dwóch dni z powodu brak zdatnej do tego celu wody. — Nie widzieliśmy się kilka dni, druhu! Już myślałem, że ktoś cię dorwał — przyznał, nieświadomy tego, że jego podejrzenia były całkiem słuszne, ale po prostu radość na widok mężczyzny przyćmiła zdrowy rozsądek, którym zresztą nigdy nie grzeszył.
  — Nie zbliżaj się do mnie. — Struny głosowe nie pokazały na co je stać; były zbyt uszkodzone. Przetworzony przez nie dźwięk z trudem przecisnął się przez krtań Masahiro, sprawiając, że jego słowa nie dotarły do uszu Aragakiego. Chcąc to naprawić, upił łyk trunku, ale ten nie przyniósł mu upragnionej ulgi. Wręcz przeciwnie - towarzyszący tej czynności ból gardła, sprawił, że w jego nabiegłych krwią oczach pojawiły się łzy.
  — Gdzie się podziewałeś przez te kilka dni, chłopie, co? Nagrałem robotę, która może cię zainteresować. Chcesz posłuchać?
  Poklepał go energicznie po ramieniu. Ten gest sprawiał, że niedawno przybyłemu spadł kaptur z głowy, odsłaniając całemu światu to, czym się stał, a raczej to, co z niego zostało. Otóż cała jego wynędzniała twarz była pokryta pękającymi, krwawiącymi pęcherzami. Obraz jak z horroru.
  Krzyk, który wydobył się z ust Aragakiego na widok druha, przebił się przez rozlegające w barze rozmowy i ustał dopiero wtedy, gdy z impetem się od niego odsunął, przez co krzesło z głośnym łoskotem skonfrontowało się z deskami podłogowymi, unosząc wyłożony na nim tuman kurzu.
  W tym samym czasie źle potraktowany motyl zmienił położenie, pozostawiając na palcu chłopca śluz, po czym czmychnął, wzbijając się do lotu. Zatrzymał się w powietrzu, kilka centymetrów nad twarzą Skuld. Zatrzepotał energicznie skrzydłami. Biały pył upadł na jej włosy, policzki, usta, nos, a nawet  powiekach i - nim ktokolwiek zdążył zareagować - umknął przed ciekawskim spojrzeniem i skrył się w tej samej strzelnie co uprzednio.
  W międzyczasie drugi z motyli podleciał na wysokość oczu Karyuudo. Wylądował na jej nosie i bez skrupułów zbliżył aparat gębowy do jej skóry, przez co kobieta mogła poczuć trwające krótką chwile ukłucie, na skutek którego na powierzchni skaleczonego fragmentu pojawiła się nieomal mikroskopijna, ledwo zauważalna przez ludzkie oko ranka. Wydawać by się mogło, że dołączył do swojego towarzysza, ale tak naprawdę skrył się w połach ubrań Pudla. Tego Skoczek mógł nie zauważyć, gdyż motyl skorzystał z zamieszania, jakie zapadła, a działy się rzeczy, które dawno nie miały to miejsca. Otóż ktoś otworzył drzwi i znajdujące się w środku osoby zaczęły uciekać, ile sił w nogach do wyjścia, byle jak najdalej od zeszpeconego przez chorobę Masahiro.


Uwagi technicznie:
— Przede wszystkim pamiętajcie, że informacje zamieszczone poniżej postu fabularnego nie są wynikiem wiedzy postaci, a userów.
— Póki co mamy czterech zarażonych – Karyuudo i Skuld, a także barmana i Aragakiego. To, czy Hiroki podzieli ich los, zależy od jego kolejnego ruchu.
— Skoro Skoczek odpisał, ma szanse wykryć obecność motyla w swoich ubraniach. O tym zadecyduje poniższy rzut kostką.
Termin: 6.11.2018 r.

Przebieg choroby:
(1 sesja) Okres jej inkubacji trwa zaledwie kilka godzin, podczas których wirus rozmnaża się i rozpowszechnia się po całym organizmie przy pomocy naczyń krwionośnych.
(2 sesja) W pierwszym jej stadium pojawia się gorączka, potem dochodzą do niej powikłania w postaci bólu pleców, stawów i wrażliwych części ciała, a równolegle na całym ciele pojawią się krosty.
(3 sesja) W kolejnym dają o sobie znać ostre bóle żołądka, wymioty charakterystyczne w przypadku zatruć i problemy z oddychaniem w następstwie męczącego, trwającego niemal non stop suchego kaszlu, a krosty na ciele rosną, zbiera się pod nim woda oraz krew i przekształcają się w pęcherze. Z ciała zaczyna się ulatniać nieprzyjemny, lecz niezbyt intensywny zapach.
(4 sesja i kolejne) W kolejnej fazie do wcześniejszych objawów dochodzi krwioplucie, a pęcherze powstałe na ciele boleśnie pękają. Osoba zarażona wydziela nieprzyjemny zapach, jego źródłem są ubytki w ciele powstała na skutek deformacji pęcherzy. I od tej pory osoba zarażona, zaraża innych w swoim najbliższym otoczeniu.
Do zarażenia może dojść również przez ugryzienie lub jakikolwiek innych kontakt ze śliną zarażonego w każdym stadium choroby.

Choroba sama w sobie nie zabija, ale nie da jej się uleczyć poznanymi ludzkości metodami, ani ukrócić męki cierpiącego. Najpierw osłabia, a potem wyniszcza organizm. By zatrzymać jej proces, trzeba (…), ale tylko (…) sprawia, że jej skutki się cofają i organizm chorego przez okres trzech fabuł wraca do stanu przed chorobą. Samoistnie.
Luki w tekście trzeba uzupełnić drogą fabularną, ale jak widzicie – nie wszystko stracone!
                                         
Apokalipsa
Apokalipsa
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.18 0:02  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
Opcje rzutu kostką:
1, 2, 5 - Skoczek zdaje sobie sprawę, że w jego ubraniach ukrywa się motyl.
3, 4, 6 - Skoczek nie ma o tym pojęcia. Był zbyt skoncentrowany na tym, co działo się wokół, by zauważyć, jak ten chowa się w jego ubraniu.
                                         
Apokalipsa
Apokalipsa
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.18 0:02  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
The member 'Apokalipsa' has done the following action : Dices roll


'Kostka6' : 6
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.18 2:07  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
Bar - Page 47 BcBUAYU

Na Desperacji bardzo łatwo jest się o coś kolczastego i pozornie niegroźnego potknąć; bardzo łatwo jest się na coś nieciekawego i morderczego, i piekielnie bolesnego nadziać; bardzo łatwo jest się natknąć na persony, które myślą jedno, mówią drugie i czynią trzecie - fałszywe gnidy o głosach jadowitych oraz działaniach trujących. Jeżeli ktoś jest słaby psychicznie - mało odporny na wszelkiego rodzaju manipulacje, oszustwa i teatralnie słodkie słówka; na wyzwania harde i prowokacje, i zaproszenia do tańców śmiertelnych; na krzywdę i płacze, i prośby, i błagania - lub najzwyczajniej w świecie nieostrożny, to noga podwinąć mu się może w przeciągu ułamku marnej, uśmiechającej się szyderczo sekundy. W jednym momencie maszeruje się żwawo, raźnie przez świat ten zdewastowany i do poziomu ścierwa zrównany, w następnej natomiast leży się twarzą do dołu, glebę gryząc i niechybnie, nieodwracalnie się wykrwawiając. Zbyt wiele przypadków takich już na własne swe szkarłatne oczka widziała; na zbyt wiele trupów i ofiar, i nieszczęśników podczas wędrówek swych trafiała natrafiała, co utwierdzało ją tylko w przekonaniu o tym, ażeby od innych jednostek trzymać się z daleka; żeby nie wpaść przypadkiem w sidła te duszące i kaleczące. A mimo tego... mimo tego także miała swoje chwile słabości, kiedy to zgadzała się komuś pomóc, kiedy rzucała się na ratunek kompletnie nieznanej jej osobie, kiedy zapuszczała się w okolice mogące przynieść jej czarną i lepką, i wygłodniałą zgubę.

Chronić niewinnych.

Była to motywacja, która zlepiła jej potrzaskaną, wypaloną osobowość do kupy i popchnęła ją do ponownego marszu przed siebie; do jako takiego egzystowania na nieprzyjaznych, oblepionych nienawiścią ziemiach Desperacji; do przeciwstawienia się całkowitemu i nacechowanemu klęską poddaniu się. Jeżeli, więc, dane jej było spotkać na swojej drodze kogoś w potrzebie i słabszego, i uginającego się pod ciężarem wszystkiego, to nie mogła od tak przejść obojętnie obok tejże persony - nie ważne, jak pozbawiona emocji i powściągliwa, i wydawać by się mogło chłodna jej twarz była. Chociaż ostatnimi czasy neutralność tę zimnawą wypychały z jej miejsca niezdecydowanie, wahanie oraz niepewność wobec spotykanych ludzi - mentalne więzy trzymające ją w miarę porządnej całości poluzowały się w pewnym momencie i Karyuu nie potrafiła, albo i nie chciała, zacieśnić ich i poprawić. Niegdyś wypalone i obrócone w popiół emocje poczęły wolno, boleśnie w nieszczelnym sercu kiełkować; wypływać nieubłaganie na powierzchnię, machając czerwonymi flagami i wciskając się do jej zachowania, rozważań oraz gdybań. I interakcji z innymi. Odzwyczaiła się od nich tak, jak oduczyła się przebywać w gronie innych ludzi - z konieczności i potrzeby, ponieważ nie przetrwałaby kolejnej uczuciowej katastrofy, kolejnej burzy i chaosu, i wściekłości, i...

- Znamy się od niedawna - odpowiedziała na "zarzuty" dotyczące przywiązania Gawraka do jej skromnej osóbki, wyrywając się z myśli i wracając na ziemię. Arashi dziobnął ją lekko tuż nad skronią, jakby pytając o to, czy wszystko z nią w porządku, po czym z kraknięciem zacieśnił uchwyt szponu na trzymanym kosmku jej jasnych włosów. Stuknęła go delikatnie w czubek dziobu, nie odwracając jednak już uwagi od jej aktualnego rozmówcy. Naprawdę nie powinna się tak podczas konwersacji z kimś rozpraszać i uciekać myślami nie wiadomo gdzie, dlatego też była wdzięczna ptaszysku za to, że wyrywało ją ono z tych "niegrzecznych" transów. Zmarszczyła brewki, nie przyjmując żartu zaserwowanego przez Chrisa w żaden sposób - przeleciał jej nad głową, przefrunął radośnie i zagubił się w nicości - i raz jeszcze omiatając sylwetkę jego bacznym, badawczym spojrzeniem. Obserwacje te przerwane zostały na rzecz dalszego punktu programu, w obliczu którego Skoczek nabrał powagi i zatracił swój dotąd jedwabisty, gładki humor.

Przymknęła czerwone ślepka - nie zauważając przez to owadów, które to zawitały w tymże dusznym, zatłoczonym pomieszczeniu - rozmyślając nad całą tą kwestią dołączenia do jakiejś organizacji i tego, jak to mogło się dla niej skończyć. Albo i dla innych. Z jednej strony obawiała się powtórki z rozrywki, z drugiej, jednakże... chciała, w końcu, zawalczyć z tą swoją nabytą samotnością. Arashi był pierwszym poważnym, wielkim krokiem ku temu celowi przebicia się przez tę ogromną, niesamowicie twardą tamę, ale najważniejszym czynnikiem były tu jednostki podobne jej, ludzkie i najmocniej na nią wpływające. No i dochodził jeszcze fakt, że...
- Nie zakładałam, że wszyscy z DOGS są... mili i uczciwi, i... - Przygryzła mocno dolną wargę, uchylając powieki i spoglądając na Chrisa. To Desperacja, chciała powiedzieć, tutaj nie przetrwałaby grupa składająca się z samych Białych osób, z samych przyjaznych i niewinnych istotek. Zostałaby ona w mig rozbita, zniszczona, rozniesiona, a jej członków by zamordowano, zakatowano lub sprzedano. Nie, istnienie takiej organizacji nie miało tu prawa bytu. - Nie jestem białą owcą, bardziej szarą... może nawet i czarną. - Coś gorzkiego przemknęło przez jej mimikę, zaraz rozpływając się w niebycie. Weź się w garść, mów. - Nie chcę z góry zakładać, że będę pasować... i że z nikim sporów nie będę miała. - Wzrok opadł w dół, w kącie wizji pojawił się motyl, na którego zaraz spojrzenie zostało scentrowane i skoncentrowane. Mrugnęła, zaciskając naznaczone bliznami palce na pół pustej, zapomnianej szklance. - Nie chcę być kundlem na brudne posyłki, nie chcę niepotrzebnie walczyć... Chcę tylko bronić innych, słabszych, tych, którzy nie powinni babrać się w krwi - rzuciła wtem pewniejszym, stabilniejszym, acz w dalszym ciągu zachrypniętym z nieużytku głosem. - Takich, jak Eve.

Huk i krzyk, i łomot, i trzask.
I CHAOS.

Poderwała się ze swojego miejsca, łapiąc odruchowo i machinalnie wręcz za swoją ukochaną łopatę prawą dłonią, lewą natomiast sięgając do kieszeni po magiczną, niezwykłą zapalniczkę. Kłopoty wisiały w powietrzu, gromadziły się ogromną chmurą deszczową nad ich głowami i groziły zalaniem ich gwałtowną, lodowatą ulewą. Nim zdołała artefakt swój, jednak, dobyć i wyciągnąć na światło dzienne, skrzydlaty owad wylądował na jej nosie i... ugryzł ją? Sapnęła, cofając się o krok w tył i niemalże wpadając na pusty stołek stojący za jej plecami. Arashi, poddenerwowany i zaalarmowany całą tą sytuacją, zeskoczył bez wahania na jej ramię i postanowił chwycić motyla w dziób, po czym cisnąć nim na poharatany blat lady. Karyuu nie zarejestrowała jeszcze, przez własne problemy i ludzi zasłaniających jej widok, wyglądu dotąd zakapturzonego nieznajomego, ale... wszystko jeszcze przed nią, czyż nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.18 20:47  •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
……….Chris ponownie przekrzywił swój łeb na bok, w dalszym ciągu obdarowując znajomą przyjaznym spojrzeniem. Taka już była jego natura, której nawet specyficzne wychowanie otrzymywane przez DOGS nie zdołało wyplenić. No dobra. Może był nieco bardziej kąśliwy niż te kilka lat temu, ale jego riposty w dalszym ciągu sięgały dna w swojej beznadziejności. Dna Rowu Mariańskiego.
- Hmmh, w takim razie najwyraźniej uznał ciebie za godną zaufania – rzucił Pudel w reakcji na odpowiedź Karyudoo, jednocześnie odnotowując sobie to w myślach.
Niby mało istotna informacja, ale grosz do grosza i może coś z tego wyjdzie. Jego natura kazała zapamiętywać mu nawet najdrobniejsze szczegóły, bo w ostatecznym rozrachunku wszystko mogło być przydatne, wszystko mogło mu coś więcej powiedzieć o tej drugiej osobie. Dla Chrisa taka drobiazgowość, przy jednoczesnym zachowaniu miłego nastawienia, była równie naturalna jak oddychanie.
Chociaż gdy chodziło o pracę, to Skoczek zaczynał przypominać swoim zachowaniem urzędnika. Rzecz jasna, pozostawał dobrą (choć to bardzo obszerne pojęcie) osobą, ale znacznie bardziej stanowczą i konsekwentną. Raporty muszą się zgadzać. Pisemne, ustne, liczby muszą być konkretne, zagrożenia wypisane, nieprzyjemne tereny ustalone. Koniec kropka. Jasność i klarowność.
Dlatego słuchał wypowiedzi szkarłatnookiej bardzo uważnie, żeby niczego nie ominąć. Intensywnie niebieskie ślepia były skupione, zmysły wytężone, koncentracja na najwyższym poziomie. Niby przesada, ale do swoich obowiązków Pudel podchodził, o ironio, śmiertelnie poważnie. Nie bez powodu otrzymał swoją dość wysoką rangę zaledwie po kilku miesiącach pobytu w DOGS i nie zamierzał dawać Wilczurowi pretekstu do tego, żeby zmienił osobę piastującą stanowisko sekretarza. Jeszcze w ramach swojego przewrotnego humoru Growlithe umieści go w randze Dobermana, to dopiero byłaby komedia i tragedia.
- W DOGS ciężko nie mieć jakiś drobnych, czy większych sporów bez względu na charakter. To zbyt mocno zróżnicowana grupa, konflikty w takim przypadku są nieuniknione, chociaż kwestia ich rozwiązywania to już inny problem – westchnął cicho po wysłuchaniu całej wypowiedzi dziewczyny. – To nie jest zły początek, Karyuudo. Psy są specyficzne, ale lojalne do bólu, nawet jeśli regularnie kąsają siebie nawzajem. Ba, im mocniej gryzą się wewnątrz, tym bardziej mają ochotę rozszarpać wszystkich, którzy ośmielają się podnieść łapy na jednego z nich. A właściwie nas. Niezależnie od tego, jak bardzo nienawidzimy sąsiada spod trójki, to żółta chusta oznacza, że my, Psy, możemy go nienawidzić, ale nikt spoza gangu nie ma prawa go tknąć. To oczywiście dość ekstremalna wypowiedź. To nie jest tak, że u nas nie ma żadnych przyjaźni, związków, czy pozytywnych emocji. Są. Niemniej tych negatywnych też bywa sporo.
Uśmiechnął się krzywo, co niekoniecznie pasowało do jego przyjaznej twarzy. Natury zresztą też nie, ale omawiany temat był dość ciężki.
- To nie ja będę oceniać twój charakter, czy możliwość przyłączenia się do nas, ale jeśli jesteś chętna, to umówię cię na spotkanie z odpowiednią osobą – powiedział, kładąc łokieć na stół, a następnie podpierając pięścią podbródek. – Jesteśmy różni. Mamy różne umiejętności. Różne stanowiska. W gruncie rzeczy każdy jest potrzebny. Niekoniecznie musisz ruszać się z szybkością błyskawicy i mieć mordercze zapędy. Gotowanie, zdejmowanie skór ze zwierząt, tropienie, liczenie, czytanie, wiedza na temat roślin, szycie, chirurgia… wszystko może być, jest przydatne. Liczy się jednak zapał. I to, jak bardzo jesteś się w stanie poświęcić. Nie wymagamy dużo, ale lojalność musi być żelazna. To główna zasada DOGS. Oddajesz się w pełni albo w ogóle. A przynajmniej tak to można ująć w skrócie. Jakieś pytania?
Tym razem uśmiechnął się już w typowy dla siebie sposób – po prostu miło, z lekkim rozbawieniem wynikającym z pozytywnego nastawienia do innych.
Otworzył usta, by nieco załagodzić swoją mogącą brzmieć wcześniej sucho wypowiedź, ale nie zdążył nic powiedzieć przez zamieszanie, które powstało.
Oczy Pudla od razu skierowały się w centrum zamieszania, jednak tłum zareagował zaskakująco szybko w swojej panice, przez co jego tętno gwałtownie przyspieszyło. Jego tchórzowska natura odezwała się dość szybko, nakazując mu uciekać, niemniej racjonalny umysł chciał przeanalizować, co tak właściwie się dzieje. Dlatego w odróżnieniu od niektórych Chris ostrożnie wstał i oparł się plecami o bar, by mieć pewność, że nikt raczej nie zaskoczy go od tyłu. Próbował wyłapać z tłuszczy inne Psy, mając nadzieję, że te nie rzuciły się od razu do drzwi. Nie chciał, by dali się w ten sposób stratować, zresztą awanturniczy tryb bycia większości członków gangu sprawiał, że raczej rzucali się zagrożeniu do gardła. Chociaż personalnie tego Pudel też wolał uniknąć.
Niebieskie ślepia na chwilę zerknęły na dziewczynę, widząc, że robiąc krok w tył zbliżyła się do stołka chwycił ją za ramię, by przypadkiem się nie potknęła.
- Szczerze mówiąc, nie widziałem jeszcze tak wspólnego napadu, hm, paniki w tym barze – rzucił, czując konieczność powiedzenia czegoś.
W końcu udało mu się wyłapać przyczynę zamieszania. Zapewne dlatego nie rejestrował zbyt dobrze, co się wokół niego dzieje, za bardzo skupiony na analizowaniu, czy sytuacja jest zła, czy może tragiczna. Nieznajomy wyglądał fatalnie, jednak specyficzne choroby nie były niczym nowym na Desperacji. Jednak z reguły osoby, którym oberwało się pechem, trzymały się z dala od innych. Niekoniecznie z powodu altruizmu, po prostu mogły stracić życie, jeśli ktoś uznał, że przez wzgląd na swój stan są zagrożeniem.
Chociaż Pudel musiał przyznać, że patrząc się na nieznajomego czuł się wybitnie nieswojo. Ścierpła mu skóra, gdy myślał, czy przypadłość jest zaraźliwa, a jeśli tak, to jak bardzo. I czym choroba się kończy.
- Osobiście zalecam trzymanie się na dystans – powiedział napiętym tonem, czujnie obserwując to, co się dzieje. – Myślę, że rozmowę możemy przełożyć na nieco później. Biedak.
W jego głosie pojawiła się nuta współczucia.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 47 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 47 z 52 Previous  1 ... 25 ... 46, 47, 48 ... 52  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach