Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 50 z 52 Previous  1 ... 26 ... 49, 50, 51, 52  Next

Go down

Pisanie 06.06.19 3:25  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Nie potrafiła powiedzieć sobie czemu znalazła się w takim miejscu? Co właściwie ją tutaj przyciągnęło. Nie jest koneserem alkoholu czy dymu tytoniowego. Raczej stroni od tych rzeczy. Tego dnia było jakoś inaczej, bardzo inaczej. Czarnowłosa otworzyła drzwi i rozejrzała się po wnętrzu. Jej czerwone oczy ciekawsko spojrzały na każdego obecnego. Nie było to nachalne, zwyczajnie chciała wiedzieć kto jest w środku. Procenty, dym i pot, tym "pachniało to miejsce. Nieznacznie się skrzywiła i podeszła do kontuaru. W ko9ńcu musi przywyknąć do takich miejsc i takich ludzi. Zacząwszy od dzisiaj. Tak więc już po chwili szukała wzrokiem barmana by coś zamówić i znaleźć jakieś wolne miejsce. Ciężko było nie czuć na sobie tych wszystkich spojrzeć, zwłaszcza, że gdzieniegdzie świeciła golizną, co w takim miejscu wzbudzało zainteresowanie. Całę szczęście nikt nie skomentował jej przybycia.
Gdy jej trunek znalazł się na stole. Cały czas miała się jednak na baczności, gotowa do akcji gdyby coś miało się zadziać. Nie była przekonana do trunku jaki zobaczyła w swojej szklance. to wyglądało jakoś podejrzanie, lecz nie widziała powodu aby nie spróbować. Musiałą tylko uważać by się nie upić, nie wie ile jej trzeba aby film się urwał. To mogłoby się źle skończyć. Kto wie jak ? Opcji wiele. Od niechcianej ciąży po zwłoki w ulicznym kontenerze. Najpierw spróbowała końcówką języka by potem śmielej upić łyk. Tylko ten cholerny dreszcz przechodzący od czasu do czasu przez jej kręgosłup, nie dawał spokoju. Co było jednak jego powodem. Coś wisiało w powietrzu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.06.19 3:55  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Nagle picie alkoholu Łowcy przerwało pojawienie się nieznajomej osoby. No pewnie, przecież nie znał również nikogo innego obecnego w tym budynku, lecz właśnie ta kobieta, która właśnie usiadła tuż obok niego była inna niż cała reszta tutaj zgromadzonych. Inna, bo nie pasująca tutaj, na pewno nie pochodziła z Desperacji. Co do tego nikt nie mógł mieć żadnych wątpliwości. Co taka cudna dama robiła sama w takim miejscu? Szukała guza? Tak to trochę wyglądało, ponieważ gdy tylko dostała swoją szklankę to najpierw zamoczyła w niej język, a dopiero później się napiła.
- Spokojnie, nie jest zatruty. Może smakuje jak najgorsze gatunkowo kocie szczyny, ale spokojnie po trzeciej szklance przestaje zbierać na wymioty - Powiedział Kruk z kamienną twarzą nie okazując przy tym żadnych uczuć.
- Zdradzisz mi co samotna, piękna dziewczyna robi samotna w takim miejscu? Tu nie jest bezpiecznie nawet dla kogoś kto jest Łowcą - Ostatnie zdanie Wymordowany niemalże wyszeptał, ale w taki sposób bym nieznajoma zrozumiała każde jego słowo.
- Musisz się bardziej maskować, bo twoje śliczne karmazynowo-czerwone oczy widać z kilometra - Mówił dalej tym samym tonem. - Pamiętaj, że nawet tutaj na Desperacji są istoty, które nie pogardziłyby zabiciem kogoś takiego jak my bez najmniejszych skrupułów - Po tych słowach zsunął lekko okulary "lenonki" z oczy ukazując szkarłat swoich ślepi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.06.19 4:10  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Spokój? Cisza? W takim miejscu nie mogła na to liczyć. Bardzo szybko bowiem została zaczepiona przez nieznajomego. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, towarzystwo nie było jej potrzebne. Skoro jednak już tutaj była.. Przechyliła nieznacznie głowę upijając kolejny łyk trunku. Mężczyzna, jak mężczyzna. Nie widziała w nim nic wyjątkowego. Mimowolnie jednak jej brew uniosła się do góry gdy ukazał jej swoje oczy. Ktoś obcy martwił się o jej osobę? to było dla niej coś nowego. - Ta przestroga nie była konieczna, ale doceniam. - tutaj zamilkła na chwilę, szukała odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. nie potrafiła jednak znaleźć odpowiedzi, jaka by ją satysfakcjonowała. - Właściwie to.. nie wiem.. - Dziwnie czuła się słysząc komplement. - Nie musisz się o mnie martwić jestem dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać..- Powiedziała spokojnie i spojrzała w jego twarz. spokojnie, lecz z pewnością PO czym posłała delikatny uśmiech. Palcem przejechała po brzegu szklanki by upić kilka ko9lejnych łyków. Z tego co mówił nieznajomy- znajomy. Dało się przywyknąć do smaku po kilku głębszych. - Swoją drogą, lepiej wyglądasz bez nich.- Palcem, wskazała okulary, no co? Szczera byłą w tym momencie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.06.19 4:26  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Z pewnością Kruk nie miał na celu obrazić dziewczyny swoimi przestrogami. Wydawało mu się, że Łowcy powinni trzymać się w miarę możliwości razem i pomagać sobie na wzajem, dlatego postanowił do niej zagadać.
- Mówią na mnie Kruk. Może słyszałaś coś na mój temat, a ciebie jak zwą? - Zapytał bez większych ogródek dopijając ostatniego łyka ze swojej szklanki.
- Lepiej wyglądam bez nich? Być może masz racje, ale tak jak już wcześniej wspomniałem. Szkoda mi na nich marnować czasu, energii i cholernie drogiej w tych czasach amunicji. Rozumiesz co mam na myśli? - Cóż niejako komplement lekko zadziwił Wymordowanego. Nie przywykł do take rodzaje uwag pod swoim adresem, ponieważ z reguły słyszał różne inne, obelżywe epitety rzucane mu w twarz przez ludzi, który jedyne co mogli zrobić to sobie pogadać, ponieważ ze strachu przed własną śmiercią nie podnieśliby ręki na wampira.
- Barman to samo poproszę - Wydał polecenie do młodego niedźwiedziołaka stojącego po drugiej stornie lady.
- Zaskakująca odpowiedź na moje proste pytanie. Nie wiesz czemu się tutaj znalazłaś. - Nie wie? A może po prostu nie chce powiedzieć. Chyba każdy w takiej sytuacji pomyślałby właśnie tak samo jak Łowca w tym momencie. Czemu jednak miała by ukrywać cel swojej wizyty tutaj przed jednym z Katów?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.19 20:06  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Obowiązki powiodły Rashna do miejsc, w których w żadnym razie nie chciał nigdy przebywać. Miejsc gwarnych, tłocznych, pełnych ludzi, którym nie ufał i zapachów, za którymi nie przepadał. Zniesmaczony tą wizją dług zwlekał, błąkał się po uliczkach i zbaczał z drogi wybierając najdłuższą z możliwych dróg, które wiedział, że doprowadzą go do celu.
Cały jednak kunsztowność tego planu nie mogła zmienić jednego faktu. Nacieszywszy się nazbyt długim spacerem, spotkawszy po drodze przynajmniej pięciu typów o aparycji budzącej uzasadnione obawy co do ich czystych zamiarów, a przynajmniej trzech, którym nie można było zarzucić trzeźwości, w końcu trafił do miejsca gdzie Coś na niego czekało.
Wszedł tam i od razu zmarszczył nos uderzony zapachem taniego alkoholu, brudnych, zdradzieckich kanalii i kilku innych gości tego szemranego miejsca. Już miał myśleć czemu nie odbiera tego typu przesyłek w domu. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że ani nie chciał nikomu mówić gdzie mieszka, ani tym bardziej przyjmować tego typu obdartusów w swoim czystym, choć zagraconym salonie.
Poza tym duże tłumy dawały bezpieczeństwo. To oczywiste, że można było spotkać tutaj wielu paskudnych idiotów, lecz na to samo narażali się inni. Tłum dawał anonimowość, o którą próżno we własnym domu. I to właśnie są właściwe motywy, dla których Rashn przekroczył drzwi miejsca, za którym nie przepadał. Mógł postąpić inaczej, lecz nie chciał.
Nie przyglądał się gościom, przeszedł nawet obok barwnej dwójki, lecz nawet na nich nie spojrzał. Interesowało go tylko odebranie tego, po co tu przyszedł.
Jednak przeszedł blisko dwóch osobistości, których imiona - dziwnym trafem - zaczynały się na tę samą literę. O czym oczywiście Lis nie wiedział. Jest to oczywistość większa niż oczywista oczywistość, gdyż nie zignorowałby starych druhów spotkanych w dawniejszych czasach, a już na pewno nie wrogów, których unikałby obchodząc możliwie najszerszym łukiem, by nie wzbudzać podejrzeń postronnych.
Nieznajomi mieli jednak niesamowitą okazję, gdyż Rashn przechodząc obok nich zauważył znajomą twarz, pracownika tego zaplutego baru i stracił na chwilę czujność. Przestał strzec swojej kity, jakby ta była jego najcenniejszym skarbem - w sumie jest. I mili ludzie mieli okazję dotknąć puszystego futra. Wtedy jednak okazaliby się zwykłymi gnojkami nie lepszymi od żadnego z leżących pod stołem pijaków. Dopuściliby się zbrodni większej, niż to możliwe do wyobrażenia za pomocą ludzkich zmysłów.
Jeżeli jednak okazali się być ludźmi honoru, którzy nie naruszają cudzej prywatności to Rashn przeszedł obok i podszedł do pracownika baru rozmawiając z nim o czymś szeptem.
Ledwie krótka wymiana zdań, nie więcej niż trzy kwestie z jednej i dwie z drugiej strony, a lis usiadł przy jednym ze stolików. Przy siadaniu złapał swój ogon, tak by ten znalazł się na jego kolanach. W miejscach takich jak to pozostawianie kity w miejscu, w której nie można było jej upilnować to duży błąd.

(Proszę się mną nie przejmować! Tylko wykonuję zadanie. Co to jeden lis się po barach szlaja? Nic wyjątkowego, nie ma na co patrzeć. )

Ze względu na to, że coś tu martwo pozwolę się ewakuować! Ale byłem całkiem długo!

Rashn otrzymawszy swoje zamówienie wyszedł z tego okropnego baru.

ZT


Ostatnio zmieniony przez Rashn dnia 21.08.19 2:27, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.07.19 1:26  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Drzwi boleśnie skrzypnęły, kiedy wkroczył do środka, o dziwo sam, pozbawiony jakiegokolwiek przydupasa, którzy do tej pory ochoczo towarzyszyli mężczyźnie w jego eskapadach na tereny Desperacji. Bezwiednie przesunął dłonią po karku, czując pod twardymi opuszkami napięte mięśnie. Ostatnio zbyt wiele się działo w jego otoczeniu. Nie to, żeby kiedykolwiek panowała sielanka oraz spokój, ale ostatnimi czasy miał wrażenie, jakby los specjalnie się na niego uwziął i chciał z każdej możliwej strony dokopać tak bardzo, jak tylko się da.
Razy po oparzeniach goiły się, wolno bo wolno, ale ostatecznie goiły się. Nigdy jakoś szczególnie nie zwracał uwagi na swój wygląd, więc nie ubolewał zbytnio nad w połowie spalonym ryjem. Zaczepnie przesunął paznokciem po strupie, czując przyjemne uczucie nagłego bólu, który przeszył go wzdłuż kręgosłupa. Leniwie odnalazł w miarę oddalone od reszty klientów miejsce pod ścianą, gdzie usiadł ciężko, ziewając szeroko. Kiedy uchwycił spojrzenie z barmanem, uniósł dwa palce, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że chce dwie kolejki. Zamierzał wreszcie nieco odsapnąć. Tyle mu się należało.
Nie minęła minuta, kiedy przed nim stały dwa kieliszki z ostrzejszym trunkiem oraz jeden kufel z piwem, a raczej czymś, co miało przypominać jego smak. Chwycił kieliszek i leniwie zamierzał cieczą, po czym wlał wódkę do gardła, czując jak ta wypala go od środka.
Przynajmniej capiła i czuć było, że nie jest sikami w przeciwieństwie do wadliwego pochodzenia tego, co serwowano w barze.
- Jinx. - do jego stołu niemalże przyturlał się opasły knur, który żył na Desperacji z handlu dziećmi. Ciemny i mało przyjemny typek, ale dopóki nie pakował się swoimi serdelkami w jego interes, Jinx nie zamierzał jakkolwiek reagować na jego obecność i panoszenie się po tutejszych terenach.
Sheba nawet nie uniósł wzroku, nie uraczył go swoim zainteresowaniem, w duchu mając nadzieję, że ostatecznie mężczyzna się speszy i zrozumie aluzje, że Jinx zamierzał ten wieczór spędzić w samotności. Ale ten opasły świniak nie zamierzał tak łatwo odpuścić, węsząc możliwość dodatkowego zarobku. Pochylił się nieco w stronę właściciela burdelu, opierając dłonią o drewniany blat stołu, który zaskrzypiał ostrzegawczo, jakby w każdym momencie mógł się zawalić pod ciężarem drugiego mężczyzny.
- Widziałem ostatnio twojego szczeniaka. Chcesz poznać szczegóły? - mężczyzna wyszczerzył żółte i wybrakowane uzębienie, milknąc w oczekiwaniu na jakiś zachęcający "fant". Ale Sheba oparł się o oparcie krzesła, zarzucając nogi na blat i w końcu spojrzał na mężczyznę ze spokojem w złotych tęczówkach.
- Niekoniecznie. - odpowiedział cicho.
Mina opasłego knura nieco zrzedła, nie spodziewając się tak dobitnej odmowy.
- Ale Jinx.... Myślałem-
- To nie myśl, bo ci to nie wychodzi. Coś jeszcze? Zamierzam delektować się trunkiem, a twoja obecność dość mocno zatruwa powietrze, którym oddycham. - uśmiechnął się niemalże czule i promiennie, aby podkreślić jeszcze bardziej swoje słowa. Mężczyzna nie zamierzał się spierać. Już w chwili pierwszej odmowy, jaka padła z ust Sheby wiedział, że jest na przegranej pozycji. Zacisnął mocniej swoje napuchnięte i fioletowe wargi w wąską linię, pokręcił głową na znak, że nie chce już nic więcej, po czym wrócił ciężkim krokiem do swojego stolika, siadając ciężko i tylko od czasu do czasu posyłając w stronę ciemnowłosego niezadowolonego spojrzenia.
Powieki Sheby opadły, kiedy czuł na wargach cierpki posmak wódki z drugiego kieliszka.
Czyli szczeniak żył. Miał wyjątkowo dużo szczęścia. Jak to było? Głupi miał zawsze szczęście, co?
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.08.19 2:27  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Zżerało go poczucie winy. Ile spędził czasu z Karyuudo? Niespełna pół doby, jeszcze mniej? A jednak wrażenie popełnienia błędu przylgnęło do niego jak niewygodna, za mała skóra. Nie potrafił się tego pozbyć, nie dało się tego strzepnąć jak kurzu. Przez całą drogę powrotną zastanawiał się, dlaczego uległ najprostszemu rozwiązaniu. Przez panikę? Chory popłoch, który wypędził wszystkich z baru? Przez ciekawość? Przegryzł wargę. Ciekawość mógł wykreślić na starcie – nie miała z tym nic wspólnego. Targały nim sprzeczne emocje, które obecnie i tak nie stanowiły żadnego argumentu. Wiedział przecież jak zareagowałby na to Sheba.
I mimo tej wiedzy wypadł z Czarnej Melancholii jak torpeda. Dotarcie do miejsca docelowego okazało się jednak trudniejsze niż zakładał. Apogeum nie było największą częścią Desperacji, ale było niebezpieczne. Bieg szybko został zastąpiony przez ostrożnie stawiane kroki; wkrótce coraz wolniejsze.
Hiroki klął na siebie, że nie poprosił Karyuudo o nakreślenie trasy. Miał stalową pamięć, ale nie na tyle, by zakodować każdy zakręt – szczególnie po tym, jak umysł krążył wokół obrazu śmierci. Na samo wspomnienie pustych oczu tego nieznajomego człowieka...
Nie, szepnął do siebie, przymrużając oczy. Nie myśl o tym.
Szedł po omacku, jak ślepiec. Dotykał palcami kruchych ścian, garbił się, kiedy docierały do niego strzępki rozmów, pomrukiwania, warkot. Zdał sobie sprawę, że nie idzie jak człowiek; nie jak zwykły obywatel cywilizowanego miasta.
Czym się stał?
Przewrażliwienie rozciągnęło czas z kilku godzin do kilkunastu. Kiedy przed oczami Hirokiego wyrósł budynek, słońce zdążyło się minąć z księżycem, a potem kolejny raz wychynąć zza linii horyzontu. Teraz wisiało wysoko na niebie. Która mogła być godzina? Szesnasta?
– Cholerny buc – warknął czyiś głos, zatrzymując Shirōyate w cieniu rzucanym przez niedaleki budynek. – Cholerny, obszczany buc! Sądzi, że może mnie tak traktować?
Rozległo się kliknięcie. Potem cichy wdech. Kilka sekund ciszy. I wydech. Wraz z nim twarz przysadzistego mężczyzny przykrył obłok dymu.
Hiroki zacisnął lekko usta, przesuwając prawą stopę do przodu; ostrożnie, byle nie zaszurać, nie zwrócić na siebie uwagi. Bał się wchodzić w interakcję z kimkolwiek. Przez ostatnie miesiące widział i doświadczał zbyt wielu scenariuszy, którym by nie podołał, gdyby tylko obrano go na głównego bohatera. To go nauczyło trzymać się ubocza. Nie wtrącać się. Podobnie planował teraz, ale wypowiedziane imię zamieniło jego mięśnie i żyły w kamień. Zatrzymał się raptownie, nasłuchując.
– Uspokój się, Jinx jeszcze będzie nasz – odpowiedział inny głos, należący do wysokiej kobiety. Spod beżowego płaszcza wystawały długie, szczupłe nogi. – Następna kolejka będzie dla niego szczególnie... atrakcyjna.
– Och, z całą pewnością... Tylko wiesz, że...
Dalszej części Hiroki nie słyszał.
Jak bardzo mógł to wszystko uznać za zbieg okoliczności? Jak wielu ludziom przydarzały się tak dziwne, niemożliwe do wyjaśnienia okazje? Przyszedł tutaj, bo tu powinny być psy Sheby – te same, z którymi przyszedł. Te, które zniknęły mu z oczu, kiedy drzwi Przeszłości wybrzuszyły się, a potem niemal wyleciały z zawiasów, wypuszczając cały tłum – wrzeszczący, bluzgający, piszczący.
Tymczasem te przeklęte kundle wyparowały... a na ich miejsce pojawił się Jinx?
Na drżących nogach przesunął się wzdłuż ściany. Nie było go raptem trzy dni... co złego mogło się stać?
Zostawił mamroczących kobietę i mężczyznę za sobą, prześlizgnął się za zakręt i wreszcie dopadł do drzwi baru. Pchnął je, uchylając na śmiesznie niewielką szerokość – po czym wślizgnął się w ten piekielny zaduch. W środku wyglądało tak, jakby niedawna akcja nie miała racji bytu. Rozmowy mieszały się z dźwiękiem szklanych stuknięć. Śmiechy przeplatały się z głośnymi zamówieniami. Ktoś grał w bilarda. Bzyczała stara, mrugająca żarówka. Jakby nigdy nic.
Srebrne spojrzenie prawie natychmiast odnalazło Jinxa. Biuściasta kelnerka wsunęła papierosa w kącik smagniętych czerwienią ust, zaraz potem chwyciła w chude palce szklaneczkę z jakimś trunkiem i stuknęła naczyniem o blat. Kołysząc biodrami ruszyła do następnego stolika – Shirōyate nie śledził jej dalszych ruchów, nie miał na to czasu.
Słowa ugrzęzły mu w gardle, jakby nałykał się piachu. Przepchnął się gwałtownie między grupą wymordowanych, wśród których rozległy się niezadowolone szepty i wyzwiska – i zanim zdążył cokolwiek wyjaśnić, uderzył dłonią w rękę Sheby, wytrącając kieliszek. Wyrósł przy jego stoliku znienacka, jak zjawa, obłąkańczy duch, który raczył się pokazać w najmniej odpowiednim momencie.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.08.19 22:29  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Powieki delikatnie opadły, gdy wsłuchiwał się w otoczenie. Te same zapijaczone mordy, te same szepty, te same zapachy. Kobiety, które dostępnymi środkami próbowały chociaż trochę zatrzymać dawne, dobre czasy. Mężczyźni,  udający że eten dzień jest taki sam, jak poprzednie, że ich w życiu wreszcie zaczyna się układać. Wszystko zaczyna przypominać normalność.
Każdy próbuje przeżyć, z dnia na dzień.
Wargi wymordowanego szarpnęły, wykrzywiając się w kpiącym uśmiechu. Czym więc była normalność? Według definicji określała cechy ludzi, które były przeciętne dla społeczeństwa, zgodne z przewidywaniami. Czy więc szaleństwo było teraz normalnością biorąc pod uwagę całe społeczeństwo Desperacji, walczące o skrawek padliny i kapkę wody z błota, szarpiące wzajemnie swoje trzewia, wyrywające drugiej osobie wszystko, co miała. Każdy tutaj był szalony. I każdy powoli tonął w morzu swojego własnego szaleństwa.
Zahaczył paznokciem o skrawek strupa na policzku, mając ochotę przesunąć wszystkimi palcami po całej długości uszkodzonej tkanki, zrywając regenerującą się skórę. Irytowała go. Drażniła. Swędziała. Przysunął kieliszek do ust, i już miał wypić jego zawartość, kiedy poczuł uderzenie w dłoń, które wytrąciło naczynie spomiędzy jego palców. Całe otoczenie jakby zamarło z chwilą, gdy naczynie roztrzaskało się na trzy nierówne części, a jego zawartość chlusnęła na i tak brudną i klejącą się już podłogę. Mięśnie wymordowanego zesztywniały, powieki drgnęły, a złote tęczówki spoczęły na stojącym obok chłopcu z taką siłą, że gdyby posiadały jakąkolwiek namacalną wagę, zapewne wbiłyby te drobne ciało w ścianę obok.
W pierwszej sekundzie usta Jinxa wykrzywiły się w uśmiechu, jakby właśnie witał swojego brata po długoletniej podróży, w drugiej zerwał się na nogi przewracając na bok krzesło, na którym do tej pory siedział, w trzeciej jego dłoń zaciskała się już na mlecznej szyi chłopaka, w czwartek huknął jego plecami o blat stołu.
Piąta sekunda, a jego twarz pochyliła się niebezpiecznie nisko, niemal stykając się z nim końcówkami nosa. Z jego gardła wyrwało się praktycznie zwierzęce warczenie, paznokcie napierały na miękką tkankę skóry, która teraz dla Sheby przypominała bardziej papier, niż ludzkie ciało.
- No proszę, proszę. A kogo tutaj przywiało? Widzę, że zerwanie się z łańcucha nadal niczego cię nie nauczyło. A przynajmniej nie posiadasz instynktu przetrwania. Mam ci rozerwać gardło, żeby dać ostateczną lekcję oraz nauczkę? - zapytał cicho, szczerząc jeszcze bardziej ostrzegawczo kły, a na potwierdzenie swoich słów, pochylił się jeszcze bardziej. Ciemne kosmyki opadły na kontrastujące, białe policzki Hirokiego, dłoń naparła na jego brodę, chcąc czy też nie, zmuszając go do odchylenia głowy i tym samym odsłonięcia gardła. Rozchylił wargi i zahaczył zębami o poruszającą się grdykę. Wystarczyło nieco więcej siły, zamknięcia szczęk i poczułby metaliczny posmak krwi smarkacza na swoim języku.
Raptowanie wyprostował się i uniósł, przesuwając palcami po jego szyi, aż wreszcie zerwał z nim kontakt fizyczny.
- Heh. - parsknął pod nosem, łapiąc za oparcie krzesła i stawiając je na swoje miejsce, a potem usiadł ciężko na nim, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.
- Zjeżdżaj. - mruknął w jego stronę, choć już nie obdarzył dzieciaka swoim spojrzenie.
Zaciągnął się papierosem, odchylając głowę do tyłu.
Nie wiedział czy to kwestia jego nieobecności, czy czegoś innego, ale nie wyczuł go. Do samego końca nie wyczuł jego obecności. Jakby nie posiadał zapachu, temperatury, a u r y. Nic. Byłby idealny do ciche zabijania, pozbywania się szybko, bez zwracania na siebie jakiejkolwiek uwagi. Gdyby go tak wytrenować...
Nie. Raz próbował, raz wyciągnął dłoń w jego stronę, a ten go ugryzł i uciekł. Już dość.
Do jego stolika podeszła biuściasta blond kelnerka, stawiając na blacie stołu pełny kieliszek. Spojrzała w stronę Jinxa, posyłając przepraszający uśmiech.
- Na nasz koszt. - powiedziała, a potem złapała Hirokiego za ramie i delikatnie pociągnęła w swoją stronę.
- Powinieneś już iść. Tak będzie dla ciebie bezpieczniej, dobrze? - uśmiechnęła się do niego, a potem pchnęła lekko w stronę wyjścia.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.09.19 2:26  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Nawet nie zauważył kiedy. W jednej chwili krew mu stężała w żyłach, gdy do ciała dotarła myśl o tym co zrobił. Uderzył Shebę. Więcej nawet – wywołał sensację. Skupił spojrzenia obecnych, dotychczas pogrążonych w swoich sprawunkach klientów; ich złowrogo przymrużone ślepia błyskały w zadymionej spelunie i wszystkie, absolutnie wszystkie oczy zwrócone były ku nim.  Nie zdążył jednak zareagować, bo w następnym momencie poczuł jak całe powietrze wylatuje z płuc, jak wyślizguje się spomiędzy rozwartych w zaskoczeniu warg.
Huknął plecami o blat stołu, wpierw odruchowo podkurczając nogi, ale zaraz prostując je z powrotem i opierając pięty o klejącą się podłogę. Zamroczyło go na moment, ale kiedy odzyskał jasność widzenia, skoncentrował wzrok na pochylonej nad nim twarzy; srebrne owale tęczówek wyzierały zza przydługiej, białej grzywki. Nawet nie oponował. Jeżeli Jinx sądził, że dzieciak napnie mięśnie i będzie się szarpał – srogo się na nim zawiódł.
Wysłuchał jego drwin z zewnętrznym spokojem; jednak w środku cały kruszał, stawał się cienką powłoką, którą wystarczy mocniej przycisnąć, aby rozsypała się jak konstrukcja z suchego piasku. Paznokcie wbiły się w drewno mebla, kącik ust drgnął. Z ledwością łapał powietrze, ale nawet mimo tego nie zareagował intuicyjną agresją.
Wysłuchaj... – zamilkł raptownie, gdy zadarto mu głowę. Znał odruchy Jinxa, widział go w wielu akcjach. Tym i podobnym spektaklom przypatrywał się zwykle spod ściany – bezpieczny, dalekoplanowy. Zupełnie niezwiązany z tym, co się rozgrywa. W swoich szczegółowych dywagacjach nie spodziewał się, że kiedyś przyjdzie mu grać pierwsze skrzypce.
Podniósł rękę w pierwszym odruchu. Czarne palce zdążył oprzeć się na ramieniu wymordowanego akurat w chwili, w której ostre zęby zahaczyły o grdykę. Wstrzymał dech, czekając... na co właściwie? Sheba nie był zdolny do tak skrajnego posunięcia jak śmierć, racja? Nie wobec swoich podopiecznych. Chciałby w to wierzyć, ale nawet kiedy mężczyzna gwałtownie się od niego odsunął, niepokój i niepewność pozostały.
Shirōyate musiał dojść do siebie. Zaczerpnął tchu, przekręcając się na bok. Zwykle blade jak kość słoniowa policzki przykryte były różem; do twarzy wreszcie dotarła krew, której zabrakło przez strach i zbyt mocny ścisk. Dusił go. Na litość boską, DUSIŁ GO.
Co się z tobą...
Miał wrażenie, że nikt go nie słucha. Wizja powrotu do etapu, w którym całe życie tonęło w milczeniu wywołała dreszcz, choć Hiroki wiedział, że to nie wina szwankujących zdolności. Sheba zwyczajnie postawił między nimi mur. I kazał mu zjeżdżać.
Shirōyate stanął stabilniej na podłodze, tocząc spojrzeniem po zebranych. Część wróciła do własnych interesów; burdy stanowiły tu normę, nikt się więc nimi nie przejmował. Byli jednak tacy, którzy nie kryli się z kiełkującym zaintrygowaniem – pragnęli krwi. Wyłapując ich niesubtelne zerknięcia był skory uwierzyć biuściastej kelnerce, że gdzieś indziej będzie bezpieczniejszy.
Mimo tego zaparł się, gdy chwyciła go pod ramię.
Moment, nic nie rozumiecie – zaprotestował żałośnie. Słaby, cichy głos nie pomagał w słownej walce o swoje racje. Coś tu jest nie tak. Coś... Jinx, musisz mi uwierzyć. Ci ludzie próbują ci zaszkodzić. Dlaczego miałbym kłamać, na litość boską?
Był gotów wytrącić kolejny kieliszek z uchwytu Sheby, gdyby ten tylko postanowił po niego sięgnąć.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.19 23:08  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Wysłucha?
A niby z jakiej racji miał go słuchać? Dzieciak wyskoczył nagle, po złamaniu ich umowy, i teraz oczekuje cudów?
Szczeniacka duma Jinxa nie pozwalała mu nawet na rzucenie krótkiego spojrzenia w stronę Hirokiego, a co dopiero mówić o jakiejkolwiek rozmowie.
Wyprostował się, kiedy usłyszał w głowie głos rzekomego niebezpieczeństwa, jakie mu groziło. Otworzył oczy i wbił złote spojrzenie w wątłe ciało jasnowłosego. Niebezpieczeństwa na Desperacji były codziennością. Już tyle powinien wiedzieć po czasie, jakim spędził w tym miejscu. Sheba biorąc na swoje barki burdel, nosząc dumnie żółte barwy chusty, będąc cholernym prowokatorem i uważając się za pana Desperacji, wymordowany był gotowy na wszelakie ataki z każdej strony i o każdej porze.
Nie powinien go słuchać.
Powinien go spławić.
- Przynieść mi jeszcze raz to samo. - wreszcie się odezwał, kierując swoje słowa do kobiety, a na chłopaka skinął, aby podszedł bliżej. Blondynka zatrzymała się, niepewnie spoglądając to na dzieciaka, to na wymordowanego, lecz ostatecznie zrezygnowała z próby wyprowadzenia młodego i puściła jego ramie, wycofując się, by wrócić do baru po nową dawkę zamówionego trunku. Kiedy Hiroki znalazł się na wyciągnięcie ręki, Jinx złapał go za brudna i starą bluzę, po czym przyciągnął do siebie na taką odległość, że tylko on mógł usłyszeć słowa cedzone przez zaciśnięte zęby.
- Daj mi chodzić jeden powód, dlaczego miałbym ci uwierzyć. Dlaczego miałby cię słuchać? Już raz postanowiłem ci zaufać, a ty co zrobiłeś? Okłamałeś mnie. - mruknął, w końcu luzując palce i go wypuszczając. I choć ciało mężczyzny odsunęło się, to nie spuszczał z niego swojego spojrzenia, jak drapieżnik, który wreszcie upatrzył sobie ofiarę.
- Podaj mi jeden powód, dlaczego miałbym znowu ci zaufać. - pomiędzy nimi zapadła cisza, której zadawało się nie były w stanie zmącić nawet wesoły rozmowy innych opijusów w tym barze. Jakby jakaś niewidzialna dłoń chwyciła za guzik i go przekręciła, wyłączając wszelakie dźwięki.
- Proszę. Jeszcze raz przepraszamy za zamieszanie. - w tym samym momencie podeszła do ich stolika kelnerka, stawiając przed ciemnowłosym wcześniej zamówiony alkohol. Sheba bez zastanowienia sięgnął po kieliszek i go uniósł, nie spuszczając wzroku z Hirokiego przysunął sobie do warg. Sprawdzał go. Jego reakcję, jego marmurową mimikę, która praktycznie nigdy się nie zmieniała. Każde drgnięcie mięśnia na bladej twarzy, poruszenie brwi. Wszystko.
- Zrób łyka. - w końcu cisza została roztrzaskana, świat ponownie ruszył swoim tempem. Głowa mężczyzny odwróciła się, teraz skupiając swoją uwagę na blondynce.
- S-słucham? - zapytała z nutą zdenerwowania w głosie.
- Słyszałaś mnie. Weź łyka. - wyciągnął dłoń z kieliszkiem w jej stronę.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.19 0:12  •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
Ostatnia wizyta w Przyszłości nie skończyła się dla niego za dobrze. Powinien już wiedzieć, że ominięcie tego miejsca to najlepsza z podjętych decyzji – nie tylko ze względu na traumatyczne wspomnienia, powoli wyniszczające młodzieńczy umysł, ale też dlatego, że bar był skupiskiem ludzi o konkretnych zawodach, konkretnych motywach. Nie wpuszczano tutaj byle kogo, a nawet jeśli – traktowano go jak nieznajomego, obcego. Stała klientela zachowywała się nieufanie i z rozdrażnieniem, niczym wilki, które zwęszyły na swoim terytorium innego drapieżnika.
Hiroki dokładnie tak się teraz czuł; jakby otoczyła go wataha. Nie pasował do tego uniwersum, nie umiał sobie w nim poradzić. Szastano nim z prawa na lewo, a kiedy się zapierał dostawał tylko po twarzy. Tym gorzej, że nigdy nie pokazywał o czym myśli. Bezbłędnie marmurowa mimika utrzymała się także teraz, gdy gwałtownie nim szarpnięto. Stopy przesunęły się po klejących deskach, spojrzenie uniosło zaś na oblicze ciemnowłosego.
Widzieć go z tak bliska... jakie to właściwie uczucie?
Brwi ściągnęły się ku sobie o ledwie milimetr – odległość tak nieznaczącą, że równie dobrze można uznać za niemożliwą do zauważenia. Nie do końca potrafił sprecyzować to, czym darzył Shebę. Podziw mieszał się ze strachem, obrzydzenie z uwielbieniem. Emocje przypominały poplątany kłębek, z którego nie da się wyszczególnić żadnej z nitek. Po prostu były. Było ich dużo, zdecydowanie za dużo. W jedną chwilę potrafiły wypełnić cały umysł młodego wymordowanego. Nie mógł przez to jasno analizować sytuacji.
Potrafił przecież uciekać, unikać tematu. Szczycił się zdolnością do rozmów – głównie dlatego, że pozwalał drugiej osobie mówić, samemu słuchając i odcedzając informacje ważne od paplaniny. Przy Jinxie zwykle tracił swoje talenty; prawie tak, jakby przekraczając pewną granicę, wszystko, czego nauczyło go życie, wszystko, co sam w sobie wyszlifował, zostawało za niewidzialną linią.
Dlaczego miałbym ci zaufać...
Bo jestem twoim utraconym głosem rozsądku – szept rozległ się w głowie Jinxa. Choć był miękki, dało się w nim wyczuć jakąś mimowolną nutę złości, niemal gniewu. Żadna z tych cech nie odbiła się na Hirokim. Dzieciak jedynie wpatrywał się w Shebę spod przymrużonych powiek, trzymając ręce luźno zwieszone wzdłuż ciała. Jedyną stabilną rzeczą w twoim życiu. Jestem tutaj, kiedy ty łazisz po bezdrożach Desperacji szukając burdy, jestem tu, kiedy narażasz burdel przez swoją nieznośną arogancję. Jestem tu, kiedy tracisz nad sobą panowanie. Nigdy cię nie zdradziłem. Jesteś zły, bo mnie zabrakło, ale to nie była moja wina. Dobrze o tym wiemy.
To też pierwszy raz, kiedy nie stosował wyuczonej sztuczki. Jego wargi, zwykle układające się na kształt wysyłanych słów, zaciskały się w wąską, białą linię. Mierzyli się spojrzeniami, choć wszyscy wiedzieli, który z nich był łowcą a który ofiarą. Hiroki nie rzucał mu zresztą wyzwania, nie w oczywisty sposób. Była to raczej prowokacja.
No dalej, wiesz, że nie działałbym na twoją szkodą. DLACZEGO BYM MIAŁ?
Dałeś mi wszystko.
Powód, dla którego Jinx zabrał go do ciepła, dla którego uczył go o nowym świecie, dla którego spał w jego obecności i pozwalał kręcić się pod nogami w trakcie pracy – to było niejasne. Z punktu widzenia widowni: nielogiczne. Nie pasowało do dumnego samotnika, który rozporządzą gigantyczną działalnością, wchodząc w konszachty i wyrywając się śmierci wbrew oczekiwaniom wrogów.
A jednak tamtej zimy coś ich połączyło. Hiroki, etapami, nauczył się z nim żyć; w pewien niewytłumaczalny sposób rozgryzł irracjonalność odruchów Sheby. Być może dlatego, gdy mężczyzna chwycił po kieliszek, dzieciak nie zerwał się z miejsca, by kolejny raz wytrącić mu go z rąk, choć pierwotnie taki miał zamiar. Chęć wygasła, gdy zrozumiał, że jest już po sprawie.
Złapali cienką nić porozumienia.
Czekałby cierpliwie na rozwój wydarzeń – gdyby nie żądanie Jinxa.
Ślepia Hirokiego natychmiast wbiły się w biuściastą kelnerkę.
– S-słucham?
Ona nie jest niczemu winna – wymamrotał chłopak, nie patrząc jednak na właściciela burdelu. Nie każ jej tego robić.
Nawet jeżeli jego prośba została usłyszana, to najwidoczniej nie potraktowano jej nawet jako ewakuacyjną opcję. Głos Jinxa brzmiał stabilnie, władczo i – oczywiście – tak, by żądanie nie podlegało dyskusji. Kelnerka zdawała sobie z tego sprawę równie dobrze co Hiroki, bo już po chwili przechyliła naczynie, biorąc niewielkiego łyka.
Mijały sekundy. Te stworzyły minutę. Dwie.
– W... wezmę to. Przyniosę nową kolejkę – wymamrotała zachrypnięcie, okręcając się o sto osiemdziesiąt stopni. Stukot jej obcasów niknął tym bardziej, im dalej była.
Hiroki wpatrywał się w to w milczeniu, choć przyspieszona akcja serca była bez problemu wychwytywana przez czuły słuch wymordowanego.
Kelnerka weszła za bar i zniknęła. Jakby nigdy nic.
Nie pij niczego, co ci przyniosą – powtórzył jeszcze ciszej.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 50 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 50 z 52 Previous  1 ... 26 ... 49, 50, 51, 52  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach