Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 27 z 52 Previous  1 ... 15 ... 26, 27, 28 ... 39 ... 52  Next

Go down

Pisanie 14.06.15 11:51  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Nie ukrywał raczej, że tylko czekał na jakąś kolejną głupią odpowiedź od dziewczyny i miał zamiar wynosić się z tego przybytku. Odczuł potrzebę marnowania swojego czasu w jakimś innym miejscu. Gdzie nie grzebią mu w głowie i nie wciskają tanich, beznadziejnych bajek na swój temat. A najlepiej tam, gdzie nie ma nikogo, kto mógłby w jakikolwiek sposób zakłócać jego spokój. Tak, właśnie dlatego przepadał za samotnością. Wtedy nie dochodziło do takich sytuacji. Nie było nikogo, kto mógłby irytować. Cudowna samotność.
Dziewczyna jednak zmieniła taktykę. Koss uniósł brew w górę i spojrzał na nią od boku. Czyżby wreszcie poszła po rozum do głowy i zamiast opowiadać niestworzone historie, chciałaby go potraktować odrobinę poważniej? To całkiem miło z jej strony. Cóż, po tym wszystkim chyba zasługiwał na kilka słów prawda. I chociaż nadal mówiła jak mała dziewczynka, której ktoś grozi, to zachowywała odważniejszą postawę. Chociaż w oczy spojrzeć mu nie chciała. Koss uśmiechnął się pod nosem. Zaraz jednak schował twarz w dłoni.
Kurwa, kolejny anioł z misją niesienia pomocy. Niech to szlag.
Teraz jeszcze mocniej pożałował, że nie wyszedł jeszcze z baru. Ale z drugiej strony to byłoby nie w porządku. Kiedy Olivia odważyła się, aby wyznać mu prawdę, pomimo że bała się jak jasna cholera, to zasługiwała przynajmniej na jego odpowiedź. Nawet jeśli usłyszy kilka słów, które raczej wolałaby pominąć. Takie już są ceny życia na tym przeklętym świecie.
- Wiesz, dlaczego nie lubię was, aniołów? Właśnie za to pierdolone uszczęśliwianie na siłę. Zachowujecie się, jakbyście byli mesjaszami tego świata. Jakbyście zeszli tutaj, aby naprawić to, co zepsuł człowiek. Ale hej, rozejrzyj się! - Tutaj Koss rozłożył szeroko ręce, wskazując na bar wokół siebie. - Gówno pozostało gównem! A wy nie zmieniliście tego ani trochę. Kreujecie się na zbawców, a gówno robicie. Człowiek pozostał człowiekiem, bestia pozostała bestią, śmierć pozostała śmiercią. Ale to wam nie przeszkadza, uważać się za kogoś lepszego. W swojej pysze sądzicie, że jesteście w na tyle dobrej sytuacji, aby móc się poświęcić niesieniu pomocy innym. Tylko, że teraz sami potrzebujecie pomocy. Bo staliście się częścią tego spierdolonego świata. Jesteście w tak samo złej sytuacji jak ja, czy ktokolwiek inny. Niektórzy z was już to pojęli. I starają się coś zmienić. Tak, inaczej, ale jakoś. Reszta pałęta się i próbuje dawać nieudolną pomoc. Chcesz mi pomóc? To spraw, żeby świat powrócił do normalności. Spraw, żebym nie musiał się czuć, jak dzikie zwierze podczas polowania. Spraw, żeby słabsi i głupsi upadli, a silniejsi zatriumfowali, przywracając wreszcie harmonię temu choremu padołowi. Zresztą, widziałaś moje marzenia. Wiesz, jak możesz mi pomóc. Ale czy jesteś do tego zdolna? - Cała wypowiedź była mocno nacechowana emocjami. Koss kilkukrotnie podnosił głos, co mogło sprowadzić na nich niechciane zainteresowanie ze strony reszty gości w lokalu, ale niestety to była jedna z tych czułych strun, które Olivia własnie poruszyła.
Mężczyzna zagryzł wargę, a potem usiadł z powrotem na krześle. Machnął dłonią w kierunku barmana i także zamówił piwo. Musiał trochę ochłonąć po tym wszystkim.
- Wiem, że życie ma sens. Bynajmniej nie mam zamiaru z niego rezygnować. Po prostu realnie oceniłem sytuację. Jeżeli nadal pozwolimy ludziom rządzić tym światem, to on umrze. Są jak rak, trawiący ciało naszego świata. Jeśli nie wytniemy go wystarczająco wcześnie, to później będzie za późno. Sytuacja się powtórzy. Tylko że następnego razu zapewne już nikt nie przetrwa.
A'propos raka. Dziewczyna chciała papierosa. Koss szczerze wątpił aby sama chciała zapalić. Nie wyglądała na taką, która by za tym przypadała. Chyba, że to jej prywatna porażka tak źle na nią wpłynęła. Raczej jednak podejrzewał, że chciała mu go odpalić, nie do końca rozumiejąc na czym to polega.
Decydując się na tę drugą opcję, Koss sięgnął po fajkę i wsadził ją sobie w usta, a następnie nachylił się nad dłonią dziewczyny.
Czas na małe czary-mary?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.06.15 20:55  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Chowając twarz w dłoni mężczyzna jawnie pokazał, że nie uśmiecha mu się dłuższa rozmowa z Olivią. Nie mogła go za to winić. Zasłużyła sobie na taką niechęć.
Zabolało ją to, co powiedział o aniołach. Skrzywiła się, lecz postanowiła tego nie komentować. Nie zgadzała się z nim. Uważała, że każda jedna istota, nie ważne, czy była aniołem, człowiekiem, czy czymś innym, jest w stanie odmienić cały świat i pomóc milionom. Nie podzieliła się tym jednak z Kossem. Chłopak był już nią na pewno bardzo znudzony, a jej zdanie wydałoby mu się niezwykle naiwne.
Upiła kolejny łyk piwa.
Przynajmniej uważał, że życie ma sens. Tyle dobrego.
Ciekawie ocenił działalność człowieka. Chociaż może zbyt surowo. Sam był kiedyś człowiekiem, tak jak inni wymordowani. Wolała mu jednak o tym nie przypominać. Wolała już w sumie nic nie mówić.
- To kto niby miałby rządzić światem, jeśli nie ludzie?- mruknęła w kufel.- Wymordowani? Anioły?
Nie przypuszczała, że Koss usłyszy to, co powiedziała, lecz potem przypomniała sobie, że w końcu facet jest wymordowanym. Na sto procent ma wyostrzony słuch.
Westchnęła ciężko, po czym znowu uśmiechnęła się do mężczyzny. Włożył papierosa w usta i nachylił się w jej stronę. Zbyt blisko. Musiała użyć nadludzkiej wręcz siły woli, by się ponownie nie skulić. Udało jej się. W końcu była czymś więcej niż człowiekiem.
Skupiła się na papierosie. Niewielki płomyk, nic trudnego. Błysnął czarny ogień i w ułamku sekundy fajka się zapaliła.
Dziewczynka uśmiechnęła się szerzej.
- Nie ma za co.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.15 16:42  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Dziewczyna nie skomentowała jego otwartej krytyki aniołów. Ciekawe, czy po prostu nie miała na to odwagi, czy też zwyczajnie uznała, że nie warto. Obje opcje był prawdopodobne, a możliwe nawet, iż w każdej z nich było trochę prawdy. Tak czy inaczej skinął tylko głową. Słusznie, ciężko byłoby go przegadać, jeśli idzie o tę materię. Chociaż w sumie... jego zawsze jest trudno przegadać.
Kiedy czarny ogień naznaczył jego papierosa, Koss zaciągnął się, a potem wypuścił dym wprost w twarz Olivii. To było wredne zagranie z jego strony, czasem niestety ujawniała się ta mniej przyjemna część jego osobowości. No ale przecież ona była Aniołem, na raka płuc nie umrze. Najwyżej chwilę będzie śmierdzieć.
Chłopak pociągnął spory łyk piwa i westchnął. Niestety nie było zbyt smaczne, ale przynajmniej gasiło pragnienie.
- Widzisz, to jest problem tego świata. Istot go zamieszkujących. Ktoś musi wami rządzić. Ktoś musi wam mówić co robić, jak reagować, co jest dobre, a co złe. Za te wszystkie lata ewolucja poskąpiła wam czegoś takiego, sam samodzielność. Boicie się sami podejmować decyzje. Tłum zawsze ma rację. Oddajecie swoje decyzje jednostkom silniejszym i mądrzejszym, wierząc że oni odpowiednio pokierują waszym życiem. - Przez cały ten wywód wpatrywał się w szklankę trzymaną w dłoni. Chwilę potem jego wzrok padł na Olivię. - Zgoda, tak już jest ten świat skonstruowany. Słabsi słuchają silniejszych. Tylko co świadczy o sile ludzi? Czemu przykładowo ja jestem od nich gorszy? Bo mam bardziej wyostrzone zmysły? Bo umiem przetrwać w dziczy bez tych ich wszystkich cybernetycznych cudeniek? Bo jestem silniejszy fizycznie i prawdopodobnie inteligentniejszy od większości tych owiec? Ludzie to przeżytek. Słabszy gatunek. Krok w tył, w naszej ewolucji. Wiszą nad przepaścią i trzymają się krawędzi jedną ręką, ale to im nie przeszkadza aby dumnie wypinać pierś i uważać się za panów świata. Są jak pasożyt, który wysysa życie z tej planety. Pytanie tylko, kto wreszcie odważy się go odciąć.
Kolejny raz zaciągnął się papierosem i leniwie wypuścił dym, tym razem starając się kierować go poza zasięg nieszczęsnej Olivii. Niech nacieszy swoje zmysły w miarę świeżym powietrzem. Chociaż z drugiej strony, przecież cały ten bar był prześmierdły i zapach fajek mógł tutaj wręcz uchodzić za perfumę.
- A ty Olivio? Jakie masz spojrzenie na otaczający nas świat? - Sam mógł się tego łatwo domyśleć, ciekaw był jednak, co odpowie. Może go czymś zaskoczy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.06.15 8:36  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Wstrzymała oddech, gdy Koss nachylił się do niej, chwilę po zaciągnięciu się papierosem. Zacisnęła powieki, kiedy dmuchnął jej w twarz. Tym jednym gestem wiele utracił w jej oczach. Już przestał jej przypominać brata. Był okropny.
- Nie masz w ogóle kultury!- syknęła mrużąc gniewnie oczy.
Coś w środku nakazywało jej pohamować język. W końcu mężczyzna był niebezpiecznym wymordowanym. Zignorowała jednak ten wewnętrzny głos. Była zbyt oburzona zachowaniem Kossa. Naprawdę nienawidziła papierosów.
Od dymu zawirowało jej w głowie.
Naprawdę starała się skupić na tym, co mówił, lecz jej nozdrza wypełnił paskudny odór.
Jak ona nienawidziła fajek!
Zrozumiała, że jego zdaniem ktoś musi rządzić aniołami. Tłumaczył jej też, że nie jest w niczym gorszy od ludzi, nawet lepszy. Twierdził, że ludzie uważają się za panów świata, lepszych od innych, a tak naprawdę byli słabi.
Za to dmuchnięcie dymem w twarz, powinnam po prostu olać go i wyjść- pomyślała, lecz mimo wszystko odpowiedziała mu na pytanie:
- Jakie ja mam spojrzenie na świat? Wątpię byś miał ochotę tego słuchać. Jestem typowym aniołem wierzącym w powrót Boga. Większość przedstawicieli innych ras uważa, że to niezwykle naiwne. Ja jednak wciąż jestem przekonana, że Bóg nas tak nie zostawi. Świat musi po prostu wytrwać do jego powrotu.
Pewnie się z nią nie zgodzi. Trudno. I tak pewnie nie spodziewał się, że Olivia powie coś (w jego mniemaniu) mądrego.
- Dlatego my, anioły, zeszliśmy na ziemię, żeby utrzymać świat- kontynuowała.- Żeby wam pomóc- uśmiechnęła się bardziej do samej siebie, niż do niego.- Nie myśl, że wszyscy robimy to tak nieudolnie. Ja po prostu jestem w tym beznadziejna.
Pociągnęła kolejny łyk piwa. Czy to możliwe, że nawet ono przesiąkło zapachem papierosów?
Odsunęła od siebie kufel. Był do połowy pełny, lecz ona już nie miała ochoty z niego pić. Wszystko śmierdziało fajkami.
Spojrzała na Kossa. Uśmiechnęła się do niego, po czym...
...zwymiotowała na barową podłogę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.15 13:03  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Koss zaśmiał się ponuro na jej komentarz. Bynajmniej nie był nim urażony, jeśli się o to martwiła.
- Fakt, nie mam. - Przyznał, bowiem nie dało się temu zaprzeczyć. - Cóż, muszę przyznać, że kiedyś byłem lepiej wychowany. No ale wiesz, jak się przebywa w dziczy, wśród tych wszystkich typków to można zatracić pewne... hm, odruchy.
Zawahał się przy ostatnim słowie, nie wiedząc do końca jak to zdefiniować. W każdym razie faktycznie dostrzegał ostatnio u siebie coraz częściej takie chamskie odruchy. Sam nie wiedział skąd to pochodziło. Nie odczuwał jakieś potężnej potrzeby szkodzenia bliźniemu. Czyżby ten świat aż tak bardzo go zmienił? Będzie musiał to jakoś przeanalizować, bo na dłuższą metę to mogło go wpędzić w niezłe kłopoty. Chociaż z drugiej strony czy taka właśnie postawa nie pozwalała mu przetrwać? Gdyby był taki milutki i słodziutki jak siedząca tutaj Olivia, to zapewne długo by nie pociągnął. Chyba tylko Anioły potrafiły istnieć w ten sposób i nie zginąć. Ciekawie, jak to robiły?
Wypuścił dym papierosowy przez nos, wysłuchując tego co mówiła dziewczyna. Cóż, właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał. Mała, naiwna, może zwyczajnie głupia... chociaż ambitnie próbowała twierdzić, że inne anioły takie nie są. Niestety Koss kilka ich już w swoim życiu spotkał i wywarły na nim mniej więcej podobne wrażenie, jak Olivia. Może nie było ono do końca negatywne, jednocześnie nie można było go również nazwać pozytywnym. Powiedzmy, iż była to szeroko pojęta obojętność, połączona z czymś w rodzaju litości czy współczucia, że można nadal tak naiwnie wierzyć w swojej ideały, nawet pomimo obserwowania tego wszystkiego, co działo się wokół. Nie jego sprawą było ich nawracanie. Skoro tak chcą widzieć świat i udawać, że za chwilkę będzie lepiej, to niech sobie żyją z tą wydumaną świadomością. Nie jego cyrk, nie jego małpy.
- Obawiam się moja droga, że...
... Że porzygałaś się na podłogę.
Kiedy Koss chciał odpowiedzieć, Olivia postanowiła podzielić się ze światem informacją na temat posiłków jakie spożywała ostatnimi czasy. Chłopak spojrzał najpierw na wymiociny, potem na anielicę i parsknął śmiechem. Pokręcił głową, zeskoczył ze swojego krzesła i obchodząc pole rażenia, podszedł do dziewczyny.
- Wychodzimy - oznajmił jej i nie czekając na odpowiedź, złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Wzrok wbijał w ziemię i nie odzywał się do nikogo, nie chcąc zwracać na siebie jeszcze większej uwagi. Szedł szybko, nie zważając na to, czy dziewczyna za nim nadąża. Musiała nadążyć. Jeszcze chwila i by im kazali to sprzątać. A on nie miał zamiaru się tym zajmować. - Tylko nawet nie próbuj mnie obrzygać, bo cię zatłukę - powiedział całkiem poważnie, swoje słowa kierując oczywiście do Olivii.
Wreszcie wyszli przez drzwi lokalu. Tam Koss puścił dziewczynę i westchnął głośno. A potem zaciągnął się papierosem.
- Teraz módl się do tego swojego Boga, żeby nikt za nami nie wyszedł i nie kazał nam tego sprzątać. A nie, czekaj, jego teraz nie ma - lekka ironia przebijała się przez jego słowa, zwłaszcza w ostatnim zdaniu. Przeczesał dłonią włosy i zerknął na Olivię.
- Jak chcesz rzygać, to w drugą stronę - oznajmił i wskazał palcem miejsce, które wręcz idealnie nadawało się do tego, aby je zanieczyścić swoimi wymiocinami. Robił to głównie dlatego, że wciąż obawiał się o własne ubrania, a dziewczyna wydawała się nie do końca kontrolować swoje odruchy w chwili obecnej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.15 13:45  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Kiedy zwymiotujesz, liczysz raczej na wyrazy współczucia. ,,Ojej! Moje biedactwo! Może przytrzymam ci włosy?”, czy coś w tym stylu.
Włosy Olivii były na tyle krótkie, by nie wpadać pod wodospad wymiocin wydobywający się z jej ust, ale i tak miała nadzieję na bardziej empatyczną postawę, niż wybuch śmiechu. Jeszcze nie doszła do siebie po zwróceniu pierwszej części swojego śniadania, kiedy mężczyzna złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
Cholera, Koss! Ja tu potrzebuję jakiegoś worka, czy wiaderka, a nie przebieżki po barze!
Przez myśl przeszło jej, że może słusznie się go obawiała. Wyczuł chwilę słabości i teraz zaciągał ją nie wiadomo gdzie, by zrobić z nią nie wiadomo co. Chciała się już wyrwać, lecz zobaczyła, że Koss kieruje się w stronę wyjścia. W stronę powietrza! Poza tym, czy miała jakieś szanse wyrywając się komuś takiemu jak on? Mogłaby cisnąć w niego ogniem, lecz w tym momencie naprawdę nie czuła się na siłach. Ledwo utrzymywała się na nogach, a jeszcze musiała dotrzymać tępa mężczyźnie.
Jęknęła cicho, po czym zasłoniła usta, kiedy usłyszała groźbę. To nie było miłe z jego strony, że mówił do niej w ten sposób, gdy ona była w takim stanie. Przecież nad sobą nie panowała! Wcześniej uprzedził ją, że żyjąc w dziczy zatracił pewne ludzkie odruchy, ale to naprawdę nie było usprawiedliwieniem dla jego kompletnego braku kultury.
Wyszli z lokalu.
Powietrze!
Olivia poczuła, że do oczu napływają jej łzy szczęścia. Powietrze może nie było do końca czyste, lecz o wiele lepsze niż w środku. Po kilku głębszych wdechach, Liv poczuła się o niebo lepiej.
Koss puścił jej rękę. To też przyniosło jej ulgę. Dziwnie się czuła ze swoją dłonią w jego dłoni, tym bardziej, że jeszcze kilka minut temu zachowywał się jak typowy pedofil.
Ustaliła w myślach, że nie ma sensu obawiać się Kossa. Może nie sprawia wrażenie istoty przyjaznej, miał dosyć nieciekawe zdanie odnośnie aniołów i ludzi, a przed chwilą groził, że ją zatłucze, jeśli na niego zwymiotuje, lecz mimo wszystko był dobrym facetem.
I wtedy zaciągnął się papierosem. Olivia poczuła, że coś się zbliża. Kolejna porcja zaraz ujrzy światło dzienne.
Zasłoniła usta dłonią. Odwróciła się tyłem do Kossa. Głównie dlatego, żeby nie czuć aż tak silnie jego papierosa, ale także po ty, by mężczyzna nie zobaczył jej w tej najokropniejszej z możliwych sytuacji.
Zapomniała jednak o nudnościach, gdy usłyszała, co powiedział o Bogu.
Że niby Boga nie ma?!
- On jest!- stanęła z powrotem twarzą do Kossa.- Może teraz już się nie przejmuje światem tak, jak dawniej, ale wciąż jest! Pewnie nas wszystkich obserwuje! Pewnie zamyka dla ciebie bramy nieba, ponieważ widzi twoje okropne, czarne serce! Jak możesz twierdzić, że ludzi należy wyeliminować, tylko dlatego, że są słabsi?! Jak możesz marzyć o zniszczeniu M3?! Jak możesz grozić rzygającej piętnastolatce?!
No dobra, może trochę użalała się nad sobą, ale powinien był jej pomóc.
Znów wróciły nudności. Posyłając nienawistne spojrzenie Kossowi, odwróciła się do niego tyłem.
I wtedy dostała solidnego kopniaka od własnego sumienia.
Co ona właśnie powiedziała? Czy przed chwilą nie ustaliła z samą sobą, że Koss jest dobry? Przecież wyciągnął ją z tego śmierdzącego baru!
Zaśmiała się gorzko w myślach. To ona miała mu pomóc, a nie on jej.
Żałosne.
Podeszła w stronę miejsca, które jej wskazał. Znowu zwymiotowała. Kiedy w końcu skończyła, nie spojrzała na Kossa. Czuła się okropnie. Nawet nie przez ból brzucha, tylko przez to, co mu właśnie powiedziała.
- Dziękuję- z jej sfatygowanego gardła wydobył się tylko szept, lecz on na pewno go usłyszał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.15 11:59  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Z jego gardła wydobył się gorzki śmiech, kiedy usłyszał jej wyrzuty. Z jednej strony to co mówiła raczej go bawiło niż dawało do myślenia, ale z drugiej, przynajmniej wreszcie zaczęła jakoś poważniej bronić swojego zdania, czy też w ogóle je wyrażać. To całkiem spory postęp, a Koss dostrzegł, że jednak nie była taką zwykłą mameją, co to tylko chodzi i marudzi o jakimś pomaganiu i innych takich pierdołach. Jakby nad nią trochę popracować, to pewnie byliby z niej ludzie. Znaczy w sumie to ten... anioły.
- Jeśli Bóg istnieje, to straszny z niego skurwiel - stwierdził w zamyśleniu, analizując to co dalej chce powiedzieć. - No bo zastanówmy się nad tym. Tworzy świat, ładny piękny, zielony. Tworzy człowieka "na swoje podobieństwo". Człowiek okazuje się debilem i niszczy wszystko to, co dostał w darze. Bóg stwierdza, że to nie jego cyrk i idzie szukać szczęścia gdzieś indziej, jednocześnie pozwalając aby tysiące, jeśli nie miliony istnień cierpiało z powodu jego małej wpadki. Innymi słowy sam biernie przykłada się do tego dzieła zniszczenia, a nawet ma współudział, bo to w końcu on stworzył człowieka. Powiedz mi, po co mi taki Bóg? - Spytał z zainteresowaniem, ciekaw reakcji dziewczyny. Zastanawiało go, czy będzie tylko ślepo powtarzać jakieś tam anielskie formułki, czy też odrobinę pomyśli i wyrazi jakieś swoje zdanie. Albo chociaż przeanalizuje co on powiedział, nie skupiając się tylko na tym, że obrażał jej Boga. Może znów go zaskoczy?
Zaciągnął się po raz kolejny papierosem. Ale teraz Olivia mogła podskoczyć z radości i przyklasnąć, bowiem właśnie dopalił go do końca. Wypuścił ostatnią wiązkę dymu, a resztkę fajki rzucił na ziemię i przydeptał butem. Następnie oparł się o ścianę i zerknął w niebo. Cholera, chyba będzie musiał pomyśleć nad jakimś noclegiem.
- Nie dziękuj, nie zrobiłem tego dla ciebie. Po prostu nie chciałem, żeby przypadkiem barman mnie z tobą powiązał i kazał sprzątać twoje rzygi - oznajmił jej, lekko rozbawiony. Normalnie pewnie zrobiłoby mu się żal małej dziewczynki, która zwraca jakieś resztki pokarmu. Ale ten świat już dawno wyzuł go z takich uczuć jak żal, czy litość. Teraz liczył się tylko jego interes, ewentualnie sprawa innych, ale tylko jeśli mogła mu przynieść jakiekolwiek korzyści. Albo przynajmniej nie zaszkodzić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.15 22:50  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Potrzebowała chwili, zanim odpowiedziała. Musiała ochłonąć, a także przemyśleć to, co powiedział. Czy miał rację co do Boga? Oczywiście, że nie! Wciąż się mylił, a nazywanie Wszechmogącego skurwielem było szczytem debilizmu.
- Stworzył ludzi, a oni, zamiast być mu wdzięczni, zaczęli zachowywać się jak ostatnie chamy- mruknęła zachrypniętym głosem.- Może wróci, kiedy się ogarną, przynajmniej mam taką nadzieję.
Mogłaby mu wygłosić całe kazanie na temat Boga, ale była naprawdę wykończona. Koss wypalił już wprawdzie swojego papierosa, lecz jej brzuch wciąż dawał o sobie znać. Musiała wziąć kilka głębszych wdechów.
- I właśnie w tym jednym masz rację: ludzie są okropni. Ludzie, nie Bóg- dodała.
Skrzywiła się. Dlaczego zawsze, kiedy zaczynała patrzeć na Kossa nieco przychylniej, on musiał wyskakiwać z czymś okropnym. Nie chciał po niej sprzątać barowej podłogi i to dlatego ją wyciągnął. No, miło z jego strony.
Odwróciwszy się do niego przodem wyprostowała się, po czym położyła sobie jedną dłoń na brzuchu, a drugą na ustach.
Wdech- wydech. Wdech- wydech. Będzie dobrze.
Nie jednak nie.
Ponownie odwróciła się tyłem do mężczyzny.
- Naprawdę nienawidzę papierosów- jęknęła tylko.
Chwilę zajęło jej dalsze dekorowanie ściany swoją treścią żołądkową, następnej minuty potrzebowała na kilka kolejnych wdechów. W końcu mogła z powrotem odwrócić się do Kossa.
Jejku, pewnie wyglądam jak potwór!
Zasłoniła usta, kiedy znów je otworzyła. Mężczyzna stał wprawdzie dosyć daleko, lecz miał pewnie bardziej wyczulony zmysł węchu. Był w końcu zarażony wirusem.
- Rozumiem, że nigdy nie zrobiłbyś niczego dla mnie, pewnie dla każdej innej istoty też. Myślisz tylko osobie, masz gdzieś wszystkich poza sobą. Dopiero co cię poznałam, ale to już o tobie wiem. Nie zaprzeczysz. Mam rację.
Zarzucanie egoizmu wydawało jej się być wyjątkowo okrutne, ale przecież mówiła samą prawdę.
Kaszlnęła, lecz wiedziała, że tym razem już nie zwymiotuje.
- Dlaczego więc wciąż tutaj jesteś i ze mną rozmawiasz? Czyżbyś się jednak o mnie martwił? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś zainteresowany tym, co sądzę o Bogu, świecie i ludziach?
Uśmiechnęła się, lecz musiała wyglądać przez to jeszcze żałośniej. Nie jej wina. Ważyła teraz naprawdę dwadzieścia kilo mniej, niż rankiem!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.08.15 19:48  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Swe pierwsze kroki w barze postawiła już dawno. Paręnaście lat temu. Twarzy nie miała sposobu zapamiętać. Okoliczności, które stanęły jej na drodze, sprowadziły ją do tego miejsca nawet kilka razy. Czy to zdobyć informacje, czy spotkać kogoś. Znana była ze swojego cichego podchodzenia do lady i zamienienia paru słów z barmanem za nią. Zazwyczaj na Tym kończyła się jej chwilowa kariera w "Przyszłości". Dzisiejszy dzień miał być inny.
Ciche zapukanie do drzwi, pierwszy lekki oddech wprost z jej ust i spokojne wejście do pomieszczenia. Bez żadnych walk, bez żadnego uprzykrzania życia, pomyślała. Miała ochotę na chwilę wypicia szklanki wody. Może jakieś lekkie wino. Nigdy nie lubiła pić alkoholów. Zawsze wydawały się jej jak trucizna; coś, co działa źle na twoje zdrowie, nawet jeśli czujesz uspokojenie i szczęście przez parę sekund. I tak już miała randomowe napady migreny, więc kac na następny dzień nie wydawał się jej dobrym pomysłem. Przymknęła lekko oczy, co by nikt nie zobaczył zimnych oczu i... podskoczyła na siedzenie. Była zbyt niska, żeby wślizgnąć się na nie. Potaknęła raz do barmana za ladą, wyrzucając parę złotych krążków z rękawa, które kiedyś znalazła. Zazwyczaj płaciła Tym, co wyglądało na drogie. A koty mają nos do znajdowania takich rzeczy, oj mają.
Szklanka wody. Z miodem i cytryną. Bez reszty proszę, będę pytać o dolewkę. – Powiedziała chłodnym tonem i poczekała, aż mężczyzna zakończy robienie jej zamówienia. Długo to nie trwało, bo w końcu - co tu jest takiego strasznego do roboty. Barman szybko się z Tym uporał, podał szklankę dla wymordowanej i podziękował z uśmiechem. Łypneła jednym okiem na prawo i lewo, czyhając na zdoby- Czekaj, wróć. Wzięła następny łyk. Nieważne co by się działo, nie będzie dziś walczyć. Taki miała plan, tak? Więc się go będzie trzymać. Wypuściła powietrze z ust w napój, co spowodowało lekkie drganie na tafli napoju. Oby nikt jej nie denerwował, w takim razie. Spokojny wieczór nie może zostać przerwany. Asi ruszyła swoim ogonem w obydwie strony, wyczuwając coś w powietrzu.
Czy aby na pewno nic się nie stanie?
To nie tak, że spotka się z kimś z CATS, nie? To byłoby głupie.
Ale jest jedna osoba, która mogłaby ją wytrącić z równowagi... jego zdjęcia są powywieszane po całej kryjówce. A napis zabić, gdy się go tylko zobaczy nie jest aż taki ważny... chyba. Prędzej, czy później i tak umrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.09.15 23:49  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Zacisnął mocniej palce na kartonie, kiedy jeden z pomocników ładował do środka naczynia i resztki jakiejś żywności. Nie wnikał, wykonywał tylko polecenia z góry. Miał się tutaj udać po karton i zamierzał wrócić do kryjówki z zamówieniem. Ze znużeniem przyglądał się wychudzonemu mężczyźnie, z ledwością powstrzymując się przed szerokim ziewnięciem. Funkcjonowanie podczas dnia nie było dla niego. Zdecydowanie preferował nocny tryb życia. Na całe szczęście tego dnia było pochmurne niebo, które zwiastowało deszcz, zasłaniając przed mieszkańcami Desperacji promienie słońca.
- To wszystko. – mruknął mężczyzna przykrywając zawartość pudła brudnym, starym i poszarpanym materiałem, który w swych latach świetlności służył zapewne jako jakiś dobrej jakości ko.
- Rozliczę się z Twoim szefem. – dodał mężczyzna i wykrzywił twarz w krzywym uśmiechu prezentując swoje niepełne uzębienie. Splunął gdzieś w bok i odsunął się przepuszczając chłopaka, który powolnym krokiem ruszył po schodach w górę. Deski skrzypiały niebezpiecznie pod nim przypominając światu o swym wieku, wadliwej konstrukcji, jakby lada moment miały się zapaść pod i tak drobną wagą ciała rudowłosego. Dotarłszy na górę pchnął biodrem poplamione jakimś tłuszczem drzwi i otworzył je na tyle, by móc bez większego problemu prześlizgnąć przez powstałą szczelinę. Kichnął pod nosem czując, jak kręci mu się nieco w głowie. Właściwie już od paru dni czuł się niezbyt dobrze, jakby jakaś grypa czy inne przeziębienie. Ale winą obarczył paradowanie w deszczu kilka dni temu. Nie zamierzał jednak zgłaszać tego żadnemu medykowi w siedzibie DOGS. Jeszcze Grow dowiedziałby się o tym i z pewnością nie byłby zadowolony, że cenne leki idą na kogoś takiego jak on. Musiał zdobyć ich zaufanie, a nie je nadwyrężać.
Przeszedł przez kolejne drzwi wchodząc do głównego pomieszczenia i zerknął przelotnie na barmana. Skinął w jego stronę głową na znak pożegnania, jednocześnie sięgając do tyłu i złapawszy za kaptur naciągnął go na swoją głowę, by ukryć się przed światem zewnętrznym. Lepiej, żeby nikt nie widział jego twarzy. Dlatego też już po chwili ręka powędrowała do szyi, gdzie swobodnie zwisała żółta chusta z wyszytym symbolem kundla, co świadczyło o jego przynależności do gangu oraz aktualnym stanowisku chłopaka.
A wtedy ujrzał
Na moment się zatrzymał, czując jak wszystkie mięśnie się napinają a serce przestaje bić. Trwało to zaledwie parę sekund, ale dla Shiona czas ciągnął się nieubłaganie w nieskończoność. Ze wszystkich osób musiał akurat na nią wpaść. Niech to szlag. A wszystko miało pójść po jego myśli. Ciche przekleństwo wyrwało się z jego ust, kiedy jak na komendę odwrócił się i ruszył szybkim krokiem w stronę drzwi. Może go nie zauważyła. Może nie rozpoznała. Może odpuści.
Marzenia ściętej głowy, Shion.

Rozwój wirusa: 5/20 postów.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.09.15 12:58  •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
Bądź, co bądź, jednak Asi miała słuch i węch kota. Wyczułaby każdy smród, usłyszałaby każdy szmer... uśmiechnęła się pod nosem, lekko odłożyła szklankę na bar, a na koniec, z gracją, zeskoczyła na deski baru, które wydały głośny pisk. Stuknięcie jej butów o podłogę zabrzmiało w całym pomieszczeniu, a kiedy zrobiła parę kroków w tył, szuranie starych paneli o siebie i uderzenia pantofli złączyły się w jedną, wspólną melodyjkę. Głośną, bolącą uszy. Wtedy, jedna z osób, która siedziała na krześle szybko się podniosła, huknęła szklanką wpół napełnioną jakimś trunkiem i rzuciła się na plecy dziewczyny. Kocica błyskawicznie odbiegła do przodu i zaczęła zabawę. Wszystkie osoby w barze podnieciły się, zaczęli klaskać i wydzierać się, bo walka. To nie była potyczka. Było wiadome kto wygra. Jednak, panienka w niebieskich włosach nie miała zamiaru walczyć. Nie widziała nawet dlaczego ktoś się na nią rzucił. Bo jest z CATS? Zachciało się miłości? A podobno zmarli ludzie nie mają ochoty. Jej informacje najwyraźniej nie były prawdziwe. Albo, był podatny na dźwięk.
Wiedziała jak wyglądał bar od środka. Była tu kiedyś, tak, ale jeszcze raz przejrzała każdy kąt, gdy powoli kroczyła w stronę błogosławionego mistrza, człowieka, który był wręcz idealny do robienia napoi. Przepchnęła jakąś kobietę, która właśnie niosła kolejne kufle z alkoholem, a po dźwięku rozbijanego szkła, nie musiała się nawet oglądać, żeby dowiedzieć się co się stało. A po jeszcze gorętszych wykrzyknieniach, że agresor naprawdę był podatny na dźwięk; dlatego pewnie rzucił się na wymordowaną. Wciąż biegając wokół stołów, widziała jak mężczyzna próbuję na nią naskoczyć przez stół, przy którym nie było żadnych osób; pewnie siedzący goście wyszli dawno, gdy zaczęła się ganianina. Nie mógł przejść między stołami, bo przejścia były za małe dla wielkoluda, jakim on był. Wtedy, Asi zobaczyła okazję. Uśmiechnęła się gorzko, przyspieszając i skacząc na szczupaka pod stół, pod którym, jak dziewczyna na lekcjach wychowania fizycznego, przeturlała się. Żadne nogi jej nie przeszkodziły, a szybkie ruchy pozwoliły na ucieczkę przed byciem zgniecioną przez ciężar giganta. Walka wręcz byłaby chwilową przegraną. Na odległość też nie ma jak atakować, bo jednak młode kobiety na widoku przekonałyby każdego. Dlatego, Asi musiała zacząć walczyć inteligencją. Nie wiadomo jak, ale dziewczyna wybiegła z tłumu jak strzała, podbiegła do swojego wcześniej zostawionego napoju i ruszyła w stronę schodów. Już wiedziała co robi. Cały plan miała w kieszeni. Teraz tylko trochę szczęścia.
Dobiegła do stromych stopni pnących się w górę i zaczęła po nich wchodzić. Mężczyzna dopiero zaczął wstawać po swoim niezbyt mądrym ataku na stół. "Widownia" pokazała mu palcami gdzie się próbuje schować Asi, więc ten od razu pobiegł za nią. Dziewczyna spojrzała za siebie, błyskawicznie zauważając grubaśną posturę. Przełknęła ślinę... poślizgnęła się i wylała napój na schody, jednak szybko pozbierała myśli i podniosła swoje ciało, wchodząc na drugie piętro. Mężczyzna, ba, cały bar zawrzał śmiechem, wyzwiskami, a nawet niektóre osoby rzuciły co miały przy sobie; szklanka, jakieś kawałki jedzenia. Tytan zaczął wspinać się po schodkach. Co drugi krok musiał się zatrzymać, żeby złapać oddech po bieganinie, jednak przy... siódmym kroku, drogi pan poślizgnął się na drewnianym stopniu... przez wcześniej rozlany napój! Dziewczyna miała wszystko zaplanowane. Specjalnie się poślizgnęła, specjalnie wylała napój i specjalnie udawała wystraszoną. Wymordowana, widząc jak mężczyzna leci na łeb i szyję w dół, zaczęła powoli schodzić. Teraz czas na odrobinę szczęścia.
Heh. Nawet się do niej uśmiechnęło dzisiaj.
Potwór uderzył tyłem głowy o drugi schodek, tracąc przy tym przytomność, a wodospad ciemnej krwi tylko uwiecznił i polepszył widok. Ciężkie kroki Asi trafiły nieprzytomnego mężczyznę prosto w krocze, a potem w brzuch. Spojrzała na tłum. Był cicho, a nawet parę osób szybko zbierało swoje rzeczy i wychodziło. Reszta została, zapominając o "wypadku", wróciła do jedzenia, do swoich spraw. I tak miało być. Zimne oczy ruszyły i stanęły na kącie pomieszczenia. ...o to jej od początku chodziło. O mysz, która tam siedziała. Co za szkoda, że już dawno uciekła od głośnego nawoływania klientów. Poprosiła barmana o nową szklankę, dolewkę. Za alkoholem nie przepadała, ale zażyczyła sobie parę kropel wódki. Jakiejkolwiek. Nie znała się na tym. Po wypiciu wszystkiego jednym duszkiem, wstała i powoli wyszła z baru.
Nie walczyła w wręcz, na odległość. Użyła zwykłej sztuczki. To tak grała, tak się broniła.
Heh. Rozrywka na całego. Ubawiłam się na cały miesiąc. Tak, cały miesiąc. Nie będę nic robiła, tylko wylegiwała się i czekała na informacje. Mhm. – Pozwoliła sobie na cichy śmieszek pod nosem i wyszła na zewnątrz, do szarej rzeczywistości, do czarnej Desperacji. Powiodła wzorkiem dookoła, nawet zamachnęła ogonem w lewo i prawo. Ale co teraz robić? Wrócić do kryjówki i złożył raport? Jaki tam raport, wcześniej, czy później i tak się dowiedzą, że ktoś zdechnął w barze. Pewnie wezmą to za wypadek. I bardzo dobrze. Kto potrzebuje rozgłosu, ten potrzebuje. Wystarczająca ilość wymordowanych zna już Asi. Czy to z widzenia, czy osobiście. I tak ma zostać. Wtedy, przypomniała sobie o dawnym członku CATS. Jak mu tam... oh, tak, Shion. Ten, którego ma zabić cały gang. Pewnie... ale nie, czemu o nim pomyślała?
...
..
.
Ładowanie zakończone. Mówi się, że jak się zaczyna o kimś "randomowo" myśleć, to zauważyło się go kątem oka, ale mózg nie zebrał informacji, że się kogoś jednak widziało. Łaska nauce, łaska inteligencji. Rozejrzała się szybko wokół własnej osi i zobaczyła. Zauważyła. Wyczuła. Siedział, w cieniu, próbując złapać oddech. Chory? Zmęczony? Nie widziała jego twarzy całkowicie.
Ale postanowiła podejść. Przywitać się? Rzucić jak na mięso? Ciekawe, czy błąka się jako neutralny, czy doszedł do jakiegoś gangu. Może umarł z samotności? A to by było zabawne. To dlatego też wcześniej o nim pomyślała, no pewnie. Teraz wszystko złożyło się w całość. Chociaż, charakteru tak błyskawicznie nie straciła. Może dlatego, że nie widziała jeszcze jego twarzy w całej swej, obrzydliwej okazałości?
Zdechł? – Zapytała głośno. Może się pobawi jeszcze raz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 27 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 27 z 52 Previous  1 ... 15 ... 26, 27, 28 ... 39 ... 52  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach