Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 09.06.20 12:44  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Kiedy znalazł się w Apogeum, nadchodził poranek, ale chłód nadal był wyczuwalny. Drżąc z zimna, narzucił na głowę kaptur, jakby w nadziei, że dzięki temu zabiegowi otrzyma namiastkę ciepła. Wędrował całą noc, prawie nie czując nóg. Mógł pojawić się tutaj wcześniej i przenocować w burdelu, ale wiedział, że wówczas nie uniknie konfrontacji z Lechera, a tej wątpliwej przyjemności wolał sobie odmówić.
  Kontury Tokyo Dome zamajaczyły mu pod przed oczami kilka minut przed piątą. Ściskając w sparaliżowanych palcach skrawek pergaminu, zatrzymał się, aby nabrać do ust świeżej dawki powietrza. W powietrzu od półgodziny unosiła się duchota, przez co jego twarz, jak posypana brokatem, błyszczał od kropel potu. Dyszał jak po pokonaniu maratonu. Hades szedł przodem z językiem wywalonym na wierzchu, niczym niezrażony, jakby niekorzystne warunki atmosferyczny nie wywierały na nim żadnego wpływu. Kroczył dumnie po ruinach, kruszejących pod łapami, węsząc w poszukiwaniu ludzkiej bytności.
  Jekyll dopiero po wysłaniu wiadomości, zdał sobie sprawę, że nie skonkretyzował dokładnej lokalizacji ich dzisiejszego spotkania, a przecież ogrom dawnego stadionu od zawsze go przytłaczał. Był niczym cień prześladującej go w formie koszmarów przeszłości, które spotęgowana przez lęk nasiliły się, odkąd przestał spożywać wysokoprocentowe trunki. Olbrzymi gmach roztaczał nie tylko wątpliwości, ale także nieodparte wrażenie, że spomiędzy butwiejącej konstrukcji trybun wygląda ktoś, kto zaraz wbije mu nóż między żebra, a on nie zdąży zareagować na czas. Ostatnio jego reakcje były opóźnione. Po powrocie z tajemniczej wsypy, czuł się o kilka lat starzej – ospale, a kilkugodzinny sen nie był wystarczający, aby wyplenić te wrażenie. Jakby zwodnicze właściwości mgły nadal otulały jego ciało. Jakby echo mijanych miesięcy wyraźnie odbijały na nim swoje piętno.
  W chwili, w której Yume uniósł lekką głowę i dyskretnie przemieścił wzrok po misie stadionu, Hades zaszczekał głośno, alarmując go obecności swojej, jak i zarówno swojego właściciela. Dopiero wtedy bernardyn oprzytomniał, wytrzeźwiając spod wpływu przytłaczających go myśli. Zorientował się, że pies, na podstawie zapachu z skrawka kartki, złapał trop.
  Lekarz, zatrzymując się w połowie kroku, wbił spojrzenie w przestrzeń przed sobą, obejmując spojrzeniem ponury krajobraz. Kiedy końcu w polu widzenia pojawiła się znajoma postać, skrócił dystans, który dzielił go od Chińczyka, ale na jego ustach czy w oczach nie zmarła nawet krótkotrwała oznaka radości wywołana jego obecnością. Jakąkolwiek tęsknotę stłumił w zarodku, wciskając dłonie w kieszeń, gdzie mógł zacisnąć je dyskretnie w pięści. Płytki paznokci wbiły się w wewnętrzną część rąk, przecinając skórę.
  Odległość, jaka ich dzieliła, mogła wynosić co najwyżej metr. Jekyll walczył sam ze sobą, aby nie podejść jeszcze bliżej i zdewastować przestrzeń osobistą mężczyzny, ale powstrzymał go przed tym zdrowy rozsądek, znacznie silniejszy od niedosytu powiązanego z brakiem bliskości. 
  — Te ruiny idealnie odzwierciedlają upadek cywilizacji — skwitował na dzień dobry, prześlizgując ślepia po sylwetce Yuna, jakby usiłował odnotować wszelkie zmiany, jakie w nim zaszły na przestrzeni tylko kilku miesięcy, ale finalnie nie odnalazł żadnego przekształcenia. Wzrok spoczął zatem na jego obliczu. Doberman stanął tuż obok, świdrując bezbiałkowymi ślepiami intruza.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.06.20 20:15  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
  Porankom na Desperacji nie towarzyszył śpiew ptaków. Dużo częściej ze snu wyrywały krzyki, echo wystrzału czy warkot bestii - wtedy zazwyczaj był to też ostatni poranek w życiu nieostrożnego delikwenta. Sprawa okazałaby się beznadziejna, gdyby ruin nie zamieszkiwały jakieś wścibskie ścierwojady, bo coś, co potrafi trzymać padlinożerców na dystans, z łatwością poradziłoby sobie też z wymordowany. Na szczęście łby ciekawskich bestii wychylały z każdego zacienionego zakątka rumowiska, a im dłużej Yume siedział w ciszy, tym więcej par oczu przyglądało mu się z bezpiecznej odległości.
  Echo psiego ujadania ponownie je wypłoszyło.
  Podniósł wzrok ku smolistej plamie na tle piaszczystego podłoża. Gdy odległość była znaczna, doberman rzeczywiście wyglądał jak ciemny punkt na piaszczystej wydmie, ale melodyjnej zmiany w głosie stworzenia nie dało się pomylić z wszczęciem alarmu. Zwierzę z mieszaniną triumfu i ostrożności szczekało najwyraźniej w odpowiedzi na subtelny smród kundla unoszący się nadal w ostrym powietrzu.
  Stłamsił w sobie instynktowną reakcję. Im dłużej przebywał w formie bestii tym trudniej było opierać się odruchom, ale posucha ostatnich tygodni sprawiła, że czuł się niemal jak kompletny człowiek. Ostatecznie to nie pies go interesował, a jego właściciel.
  Poderwał się z siadu bez pośpiechu, prawie niechętnie. Każdemu krokowi, który wykonał wychodząc na przeciw Jekylla towarzyszyła jakaś łagodna nonszalancja obecna też na jego twarzy. Zatrzymał się w reakcji na postój jasnowłosego i skonfrontował swoje spojrzenie z jego oczami, jak wartownik wypatrując podejrzanych sygnałów. Prawie nie mrugał, a jasne oczy pozbawione emocji przez swój niemożliwy bezruch ostrego charakteru.
  Te ruiny idealnie odzwierciedlają upadek cywilizacji
  Wytrzymał jeszcze chwilę i odwrócił głowę przyglądając się ruinom z udawanym zainteresowaniem, jakby dopiero słowa doktora miały go uświadomić o istnieniu betonowego monumentu.
  — Pewnie tak — odpowiedział z grzeczności nie kryjąc nawet rozczarowania tak bezkształtnym powitaniem. — Ciebie też dobrze widzieć.
  Natłok nieuzewnętrznionych wrażeń przybrał ostatecznie formę ulgi. Kiedy dostał wiadomość, przesiąknął go uciążliwy niepokój, który towarzyszył mu właściwie aż do tego momentu. Paradoksalnie brak informacji nie był aż tak alarmujący. Złe informacje roznoszą się znacznie szybciej niż dobre i kiedy zakreślony skrawek papieru trafił w jego ręce nie mógł wyzbyć się wrażenia, że coś jest nie w porządku.
  Teraz ciemnowłosy wiedział już, że Locklear jest żywy, a jeżeli gnębiły go inne problemy, to zwrócił się z pomocą do odpowiedniej osoby. Trzy szczęki kruszące beton i kości rzadko kiedy sobie z czymś nie radziły.
  Bezgłośnie wypuścił powietrze z płuc, minimalnie garbiąc ramiona. Jego spojrzenie złagodniało, chociaż w przypadku twarzy, którą zawsze pokrywała maska obojętności chodziło o jakieś milimetrowe ruchy mięśni, o istnieniu których nikt nawet nie wiedział. Dopiero wtedy prześlizgnął wzrok pod nogi, krzyżując go ze ślepiami psa.
  — Ochroniarz? — zażartował sztywnym tonem i podłożył dłoń pod pysk zwierzęcia dając mu się zapoznać ze swoim zapachem. Nie czuł sympatii do czworonogów nawet biorąc pod uwagę, że sam był jednym z nich. Wolał jednak uniknąć sytuacji, w której przerażony czworonóg gryzie go, a po kilku tygodniach pada rażony wścieklizną. Zbyt wiele razy stawał się powodem czyjej śmierci, tylko dlatego, że na ułamek sekundy zaniechał ostrożności.
  Nie podobało mu się towarzystwo dobermana, ale musiał je zaakceptować. Podniósł wzrok znad psa, zatrzymując go na doktorze.
  — Masz do mnie jakąś sprawę. — stwierdził ostrożnie, zakładając że bernardyn wcale nie spotkał się z nim z powodu narastającej tęsknoty.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.06.20 23:03  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Ciebie też dobrze widzieć sprawiło, że poczuł uścisk w klatce piersiowej, a wraz z nim nadeszła również duchota. Ale dopiero po odnotowaniu na twarzy mężczyzny jawnego rozczarowania, od razu odwrócił wzrok, wbijając go teraz w przestrzeń nad ramieniem Yuna. Bo pojawił się wstyd - był rozczarowany sobą równie mocno, co Chińczyk nim.
  Sęk w tym, że trudno było mu się zdystansować, mimo iż konsekwentnie od kilku miesięcy spychał w kąt świadomości to, co między nimi zaszło. Trudno było mu zapomnieć tych wszystkich słów, które padły z ust ich obojga. Trudno było mu stłumić tęsknotę, która w tym momencie była dwukrotnie gorsza od chęci skosztowania trunku wysokoprocentowego. Ale nade wszystko trudno było mu pokonać dzielącą ich odległość, nawet jeśli takowa wynosiła zaledwie kilka kroków. Bał się. Panicznie się bał. Następstw. Tego, co nadejdzie. Był istotą słabej woli.
  — Kompan — poruszył ustami w odpowiedzi bez pewności, czy z gardła wydobył się jakikolwiek dźwięk. Pierwszy raz od dawna wymówił te słowa z taką zwiewną lekkością, pierwszy raz nie kosztowało go to aż tyle, ile zazwyczaj. Tak, dobermana zdecydowanie łatwiej było nazywać kompanem niż członków gangu. Nie tylko dlatego, że był posłuszny, na każde jego zniknie. Po prostu, tak po ludzku, czuł wobec niego nić nierozerwalnej sympatii. To on wyciągnął go z bagna, w którym znalazł się rok temu. To on zdecydował się porzucić swoje stado i towarzyszyć bernardynowi.
  Hades ostrożnie, ale równie wnikliwie obwąchał dłoń Chińczyka, nie demonstrując przy tym żadnej emocji - czy to przez pomachanie ogonem, czy w postaci rozwarcia pyska i ukazania garnituru ostrych zębisk. Zaakceptował jego obecność. Jekyll nie mógł powiedzieć tego samego powiedzieć. Kolejne słowa Yuna były niczym kubeł zimnej wody. Po kręgosłupie lekarza przebiegł nieprzyjemny, zimny dreszcz.
  — Słyszałem, że pod nieobecność starca, zwiększasz swoje wpływu w Melancholii — odezwał się w końcu, z początkowo nie trafiając spojrzeniem na twarz rozmówcy. Błądził nimi po surowym plenerze, aż do czego kiedy w końcu impuls nakazał mu zerknąć na twarz człowieka, który był jednym stałym elementem w jego egzystencji, buforem, czymś na wzór namiastki człowieczeństwa.
  Przełamując wewnętrzną barierę, pokonał kilka kroków i, zatrzymawszy się tuż przy Yunie, zacisnął delikatnie dłoń na jego ramieniu. Druga dłoń zawędrowała na wysokości porośniętej kilkudniowym zarostem twarzy. Musnął opuszkami palców powierzchnie blizny, zbliżając się ku niemu jeszcze bardziej. Przestrzeń między ich wargami w chwili obecnej wynosiła zaledwie kilka centymetrów, ale Jekyll nie zmniejszył tego dystansu. Jeszcze nie.
  — Uważaj. Psy są nienasycone. Odczuwają coraz większy głód. Chcą więcej i więcej — mruknął mu prosto w usta tak cicho, jak to tylko możliwe, jednak z trudem odnajdował się w tym położeniu. Oddech Yuna muskający skrawek jego skóry, ciepło emanujące od jego ciała czy nawet zapach skutecznie utrudniał mu tą czynność. Po przełknięciu śliny kontynuował:  — Odkąd właściciel burdelu wrócił do łask herszta, apetyt się zwiększył. Wcześniej wojowali z kasynem, a teraz każdy lokal w Apogeum jest łakomym kąskiem.
  Poczuł ukłucie na poziomie serca, gdy w końcu wykrzesał z siebie odrobinę dobrej woli, a także odwagi. Yuna dawał mu wszystko, oprócz poczucia bezpieczeństwa, ale po zatknięciu ich ust w pocałunku przestał zasłaniać się swoimi stanami lękowymi, chociaż ten trwał krótko - dosłownie kilka sekund. Potem pojawiło się coś, czego nie potrafił nazwać - przytłoczyła go fala wyrzutów sumienia, a jednak mocniej zakleszczył palce na ciele Chińczyka. Bo w końcu dokonał wyboru
  — Mówiłeś, że dokształcasz dzieci. Mam dla ciebie parę książek — dodał po chwili, jakby nigdy nic, jakby nie był autorem wcześniejszego ostrzeżenia. Wcześniej uważał, że altruizm Meia był oznaką jego słabości, teraz widział w tym sposób na odkupienie. Wszak wiedza była jedyną z tych nieliczny wartości, które trudno komuś odebrać.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.20 21:45  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
  Kompan było tak samo bezpiecznym określeniem, jak nazwanie bliskiego przyjaciela sojusznikiem, kiedy akurat nie znajdował się w pobliżu. Niby niosło ze sobą podobną wartość, ale wyraźnie zaprzeczało istnieniu jakichkolwiek głębszych powiązań, które można by wykorzystać przeciwko mówcy. Czego się wstydził? Czego bał?
  Yume zabrał dłoń sprzed nosa dobermana, jak w lustrze odwzajemniając beznamiętność czworonoga. Gładko przeniósł spojrzenie na twarz doktora patrząc na niego bez mrugnięcia. Ale ich wzrok się nie krzyżował. jakby gdzieś tam za sobą miał drugą parę oczu, którym tak pilnie przypatrywał się jasnowłosy. Chińczyk stłamsił w sobie chęć, by odwrócić się i odszukać wzrokiem ten intrygujący punkt betonowej konstrukcji, który wygrywał z nim walkę o uwagę bernardyna.
  Powietrze zasyczało między jego wargami, gdy z wyczuciem uwalniał od niego płuca.
  Nie nazwałbym tego zwiększaniem wpływów, pomyślał z nutą rozdrażnienia. Część tych, którzy nie znali prawdy uważała, że sam zadbał o przedłużająca się nieobecność właściciela, aby w końcu pewnego dnia zająć jego miejsce. Stać się kimś ważnym.
  Popatrz na mnie, warknął w myślach poirytowany własną niecierpliwością. Słuchał go w bezruchu, a potem chwycony za ramię postarał się nawet nie drgnąć. Jeżeli nadal istniał jakiś powód, przez który Jekyll się go obawiał, Yume postanowił nie robić nic więcej, żeby przypadkiem nie spłoszyć tego strachliwego liska.
  Nie rozumiał walk, które toczyły się w umyśle doktora. Nie próbował nawet domyślać się, jakie wątpliwości zaprzątają mu umysł, kiedy błądzi wzrokiem, szuka zajęcia dla dłoni, dopowiadał sobie rzeczy, które potem przejmowały go lękiem.
  — Nie tylko psy są głodne — odpowiedział po jednostronnym pocałunku, którego w żadnym, nawet najdrobniejszym geście nie odwzajemnił. Nie zamierzał być oschły, ale co innego zaprzątało mu umysł. Nie potrafił skupić się teraz na bliskości, może ostatniej rzeczy, która mogła wykrzesać w nim odrobinę zaangażowania. — Jeżeli przeszkadza im neutralność Melancholii, mogą o tym ze mną porozmawiać. Ale twój herszt musi się liczyć z tym, że podejmę rękawice, jeżeli język kłów i pazurów to jedyny, którym potrafi się posłużyć.
  Nie zamierzał podporządkowywać się polityce grupy tak chaotyczniej, jak DOGS. Tam, gdzie rządziła siła pozostawało niewiele miejsca na delikatność i wrażliwość, którą tak bardzo cenił sobie Mei. Nie mógł też pozwolić na to, by zbezcześcili jedno z ostatnich miejsc w Apogeum, które pozostawało ostoją kultury i (po części dzięki niemu) oświaty.
  Zakleszczył palce na jego nadgarstku podciągając schwytaną rękę do góry. Rozejrzał się ponad ramieniem Jekylla wsłuchując się w odgłosy napływające z ruin. Książki nie były w tym momencie najważniejsze.
  — Jestem Ci wdzięczny za ostrzeżenie, ale nie powinieneś narażać się psom... — zaczął łagodniej niż dotychczas. — Mogę nie być w stanie cię przed nimi uchronić, jeżeli ktoś zarzuci, że działasz przeciwko pozostałym.
  Dam sobie radę, chciał z siebie wykrztusić, ale słowa na języku brzmiały niebezpiecznie blisko propozycji: zostaw ich i chodź ze mną.
  Bezwiednie przesunął palcami po skrawku skóry na dłoni, którą podtrzymywał w powietrzu, jakby sprawdzał czy nie zaplątał się znowu gdzieś na rozdrożach snów. Weszło mu to już prawie w nawyk, bo ostatnie tygodnie stres spotęgowany zmęczeniem prowadzał go po niebezpiecznych ścieżkach nadużywania artefaktu Morfeusza.
  Rzeczywistość zbyt często przeplatała się z majakami.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.06.20 22:46  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Ale twój herszt musi się liczyć z tym, że podejmę rękawice, jeżeli język kłów i pazurów to jedyny, którym potrafi się posłużyć.
  Słowa mężczyzny odbiły się rykoszetem od czaszki, raniąc boleśnie niż nóż wbity w serce. Boże, skąd w ogóle przyszło mu do głowy, że Yume aż tak bardzo przekładał swoje życie nad życie lokalu, w którym obecnie pracował? Skąd przyszło mu do głowy, że tak po prostu podporządkuje się psom? Rzuci wszystko i zapomnij? Czemu sądził, że Yun nie da się zabić dla kawałka ściany, za spróchniały mebel, dorobek życia swojego pracodawcy czy dach nad głową? Obaj wiedzieli, że na Desperacji jest pełno niezamieszkałych budynków, w których można zamieszkać, a on przecież brzydził się przemocą.
Naiwny, jesteś naiwny, Jekyll. Ona więcej dumy niż wszyscy członkowie gangu razem wzięci. Niż ty, który nie miałby skrupułów, by rzucić na szali cudze życie w celu uratowania swojego. A nawet uciec spod kulonym ogonem, gdyby ewakuacja była gwarancją przeżycia.
  Nie protestował, kiedy tym razem Yun wyszedł z inicjatywą kontaktu fizycznego. Stał bezruchu, nawet nie zadrżał, kiedy palce mężczyzny zakleszczyły się na jego nadgarstku. Patrzył mu prosto w oczu bez cienia lęku czy jakiekolwiek innej emocji, chociaż serce obijało się boleśnie o żebra i z trudem panował nad oddechem.
  — To niczego nie zmienia — odpowiedział twardo, gdy w tonie głosu Chińczyk wyczuł coś na wzór troski, chociaż łudził się, że przesłyszał, że cerber kierował się wyłącznie swoimi przekonaniami, może sentymentem, a już na pewno uprzejmością, której nie zmyła z jego oblicza nawet krew i trudy desperackiego życia. Jekyll nie wiedział, skąd czerpał takie zasoby siły, żeby żyć zgodnie z kodeksem moralnym. On nawet się nie starał. Przestał się nim posługiwać dawno temu. Gdy stracił wszystko, w co wierzył i chciał wierzyć. — Moja lojalność wobec gangu jest podważana na każdym kroku, ale niczego mi nie udowodnią - ani dzisiaj, ani jutro, czy nawet za miesiąc.
  Nigdy nie mów nigdy. Wiedział o tym, a jednak lojalność wobec gangu nadal nie była priorytetowa. Ponadto nie powiedział niczego, czego nie wiedziałaby choćby właścicielka kasyna. Kiedy psy upatrzą sobie cel, położą na nim łapy, nie spoczną póki tego nie dostaną. Każdy o tym wiedział. A on przecież nie podzielił się z Yunem żadnymi konkretnymi informacjami, a zaledwie strzępkami takowych, które równie dobrze mogły być kreacją jego urojeń. A miewał ich coraz więcej.
  — Nie martw się o mnie, tylko o siebie. Nie proszę ci o ochroną, Yun, a o zdrowy rozsądek — zamilkł nagle, w obawie, że powie o kilku zdań za dużo, a potem tego pałuje. Ale tak czy owak niewypowiedziane słowa zawisły w powietrzu, odbite w jego spojrzeniu.
  Nie chciał patrzyć jak umiera. Znowu.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.06.20 0:28  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
  Nie proszę Cię o ochronę.
  — Nie musisz prosić.
  Spojrzał mu w twarz unosząc nieznacznie brwi. Już to robił, chronił go po cichu. Nie tak bardzo, jakby tego chciał, niewystarczająco. Jeszcze. Nie kiedy przeciwnikiem okazałaby się cała zgraja psów, ale cholera, Bóg mu świadkiem, że rozniósłby ich wszystkich, gdyby tylko zrobili coś Jekyll'owi.   Nadal był słaby, a Melancholia... dawała mu wpływy, dawała mu kontakty i bogactwa, które rekompensowały to, czego nie potrafić zdziałać sam. Mógł rozerwać kogoś na pół jednym kłapnięciem paszczy, rozwalić budynek brutalną siłą, mutacja dała mu więcej możliwości zabijania, niż kiedykolwiek potrzebował, ale widok krwi go obrzydzał, paraliżował. Wirus dał mu ciało idealnego mordercy i zarazem łagodność królika.
  Opuścił rękę ciągnąc za sobą dłoń lekarza, ale palce prześlizgnęły się poniżej nadgarstka niezgrabnie zaplatając się z palcami drugiego mężczyzny. Kąciki ust drgnęły mu ku dołowi w bladej imitacji jakiejś niejednolitej emocji. Przysunął się na pół kroku i wsparł na ramieniu bernardyna.
  — Zdrowy rozsądek? On zawsze podpowiada, żeby uciekać, żeby w nic się nie angażować. Ale jeżeli się nie angażujesz, nigdy w swoim życiu nie posiądziesz nic cennego. Jeśli nie podejmiesz ryzyka... — mówił ciszej niż zwykle, co biorąc pod uwagę jego zwyczajny, monotonny ton skutkowało niewyraźnym szeptem. Przysunął się i oparł policzkiem o głowę jasnowłosego. Móc przysiąc, że z tak bliska słyszy miarowy rytm tętna rozbrzmiewający pod miękką tkanką. — ...patrzysz tylko jak inni przeżywają twoje życia za ciebie. Jestem zmęczony, zmęczony tym zdrowym rozsądkiem.
  Nie westchnął, ale jego oddech i tak stał się cięższy. Zdawał sobie sprawę, że mówiąc o tym głośno wcale nie nabędzie nagle umiejętności, aby przemeblować swój charakter, aby o coś w końcu się postarać, ale marzenia były mu obce. Nie wiedział co z nimi zrobić, jak to zatrzymać.
  Sny na jawie. Prawdziwy koszmar dla człowieka, który żył niemal wyłącznie w ciasnej przestrzeni własnego umysłu.
  — Jeżeli spróbują zabrać mi Melancholię, to ja zabiorę im ciebie. — Sięgnął wolną ręką na jego kark przeczesując między palcami luźne kosmyki długich włosów. A potem wyprostował się, z obliczem pozbawionym emocji. — Tak pewnie powiedziałby ktoś, kto potrafi zaryzykować.
  Czyli nie ty, Yun.
  Cofnął ręce i schował je do kieszeni. Wyminął Jekylla zerkając za niego.
  — Masz dla mnie jakieś książki? Skąd? — Zapytał rozluźniony, jakby wcale właśnie nie zrobił sobie dłuższej przerwy na emocjonalny spadek formy. Z ukłuciem żalu w sercu zdał sobie sprawę, że bardziej interesują go zdobyczne tytuły, a nie ewentualny konflikt, w którym miałby stanąć na czele jednej ze stron.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.06.20 20:28  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Ale jeżeli się nie angażujesz, nigdy w swoim życiu nie posiądziesz nic cennego, powtórzył w myślach, zaciągając się powietrzem. Nie mógł znieść tego, jak bardzo trafne było te spostrzeżenie, jak bardzo unikał podejmowania ryzka, jak uciekał, gdy na horyzoncie pojawił się chociaż mglisty cień prażaki czy perspektywa emocjonalnego angażu. Luksus, na który nie mógł sobie pozwolić.
  Nie wycofał się, gdy Yun znowu zminimalizował dzielący ich dystans, chociaż oddech zamarł na kilka chwilę w płucach. Z trudem znosił jego bliskość. Miał wrażenie, że ciepło emanujące od ciała Meia była nierzeczywiste, nienaturalne - jak wytwór wyobraźni, sen zrodzony z najbardziej skrywanych pragnień, a jednocześnie jako jedyne przynosiło ukojenie. Przymknął na chwile powieki, wsłuchując się w oddech i głos mężczyzny, chociaż jego kolejne słowa wywołały u Jekylla coraz większy niepokój. Straci go. Znowu go straci. Prędzej czy później.
  — Czasem trzeba wyjść ze strefy swojego komfortu — przytaknął po chwili, cedząc te słowa przez zaciśnięte zęby, jakby wbrew sobie, jakby usta same się poruszał, a z gardła wydobywał się dźwięki bez jego udziału. — Ale najczęściej gra nie jest warta świeczki.
  Hades nie przysłuchiwał się rozmowie dwójki wymordowanych; stracił zainteresowanie parę minut temu. Odszedł do nich na kilka metrowych, obwąchując betonową konstrukcje jednej ze ścian budynku. Lekarz jednak na chwile zapomniał o obecność czworonoga. Skupił się całkowicie na osobie Yuna, która zajmowała mu myśl częściej niż by tego chciał. Zesztywniał cały po tym, jak uszy zarejestrowały kolejne dźwięki wydobywające się spomiędzy rozwartych warg mężczyzny, ale zaraz mu ulżyło.
  Może jednak nie podejmie ryzyko, może ustąpi, zanim poczuje ostrze pazurów na swojej skórze. Może żaden z nich nie będzie musiał stanąć przed takim wyborem. Może psy nie upatrzą sobie za cel akurat Melancholii. Po co im stary, zakurzony hotel? Lekarz wiedział po co. Krążyły pogłoski, że od czasu do czasu w jego wnętrzu przebywali członkowi gangu CATS. Sam spotkał się tam jednym z nich. Idealny pretekst, by naruszyć neutralność jednego z niewielu miejsc, gdzie rzadko dochodziło do przemocy. Wszystko jednak pozostało w strefie domysłów, bo nie zdecydował się na kontynuowanie tej dysputy. Ostrzegł go, jak zamierzał i to musiało wystarczyć, póki nie pozna konkretów. Yun najwyraźniej też nie miał zamiaru drążyć tematu. Przeskoczył na inny, ten wcześniej pominięty.
  — Gromadziłem je odkąd znalazłem się tutaj. — Sięgnął dłonią po plecach. Był ciężki. W jego wnętrzu znajdowało się kilkanaście książek, wśród nich bajki dla dzieci. — Nie wiem, czy uwierzysz, ale dawno temu poznałem kogoś, kto chciał stworzyć bibliotekę w Apogeum, twierdząc, że każdy powinien mieć dostęp do literatury. Zgromadził całkiem spory księgozbiór — mówił dalej, chociaż nie wiedział, jakie to miało teraz znacznie. Ten osobnik dawno obrócił się w proch, razem ze swoim dobytkiem. Spłonął w pożarze, a po jego pomyśle pozostały tylko zgliszcza. Najprawdopodobniej ktoś podłożył ogień. Celowo. Ale bernardyn nigdy nie zainteresował się tym temat tak dogłębnie, jak powinien, ale wiedział, gdzie ten mężczyzn przechowywał swoje zdobycze. Zabrał kilka z nich, zanim padły łupem mieszkańców i stały się podpałką. — Są stare i podniszczone. Niektóre nie mają okładek, innym brakuje kilku stron, ale sprawdzą się podczas lekcji czytania. — Zsunął plecak z ramienia i przekazał go Chińczykowi, aby mógł przejrzeć jego zawartość. Jekyll i tak chciał się ich pozbyć. Stopniowo opróżniał swoją kwaterę ze zbędnych przedmiotów.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.06.20 23:29  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
  Pośród wielu okropieństw Desperacji łatwo było zapomnieć, że momenty potrafiły być miłe. Nie jakoś szczególnie przyjemne, bez nadmiaru doznań i bodźców, których patos potrafił zniszczyć subtelność atmosfery, bez zwycięskiej euforii czy boskich uniesień. Po prostu miłe, dostatecznie i wystarczająco, aby przełamać monotonię. Uśmiechnąłby się, gdyby potrafił lepiej kształtować swoje emocje, ale pozostał bezlitośnie obojętny na twarzy i odrobinę ucieszony we wnętrzu.
  — A co wartościowego pozostało nam na tym świecie? Bogactw już nie ma, kultura upadła. Cenne jest to, co uznamy za takie — odpowiedział pod nosem pochłonięty już zmianą tematu, który w jakiś cudowny sposób sprawiła, że wcześniejsze zmęczenie odeszło w niepamięć. Najwyraźniej doktora otaczała też jakaś cudowna aura, która leczyła przeciążone barki i zmącony umysł. A może to kwestia dotyku? Na dłoni nadal pozostało mu wątłe wspomnienie kontaktu.
  Cierpliwie ustawił się z boku oddając Jekyllowi honor prezentowania poszczególnych tytułów, ale kiedy pierwsze tomiszcza trafiły w jego ręce nie mógł się powstrzymać, aby zacząć wertować kolejne strony. Cofając się natrafił znowu na betonowe podwyższenie trybun, przysiadł i rzucił się na treść wypełniającą pożółkły papier.
  Słowa przelatywały mu przed oczami, pożerał kanji jak desperata świeże mięso i wyglądał na równie usatysfakcjonowanego. Tytuły rzeczywiście należały raczej do kanonu dziecięcej literatury, ale część z przywołanych za okładką historii pamiętał ze swoich czasów. Tak silna potrafiła być pamięć człowieka, którego trawiły błędy młodości.
  — Hal... — zaczął, ale znowu dał się złapać na haczyk kolejnego wersu. Przeleciał wzrokiem do końca strony i dopiero wtedy kontynuował. — Są obłędne. — Odłożył książkę na rosnącą wieżyczkę i sięgnął do kolejnej, ale wstrzymał się i spojrzał na bernardyna. — Nie mam powodu, żeby Ci nie wierzyć. Musisz mnie z nim poznać. — Wyraził na głos swoją chęć, co w przypadku chińczyka oznaczało, że poddaje się autentycznej ekscytacji. Chociaż jego oblicze nawet nie drgnęło, oczy przesuwały się po liniach i zawijasach zdradzając jego niesłabnącą umiejętność czytania. Coś, co na Desperacji było rzadkością. — "Nie tęsknię za dzieciństwem, ale brakuje mi radości czerpanej z drobiazgów, nawet wtedy, gdy wokół wszystko się wali. Nie potrafiłem zapanować nad światem, w którym żyłem, nie mogłem odejść od rzeczy, ludzi ani chwil, które mnie raniły, lecz znajdowałem radość w tych niosących szczęście..." — czytał na głos wyrywając z bloków tekstu co ciekawsze urywki.
  Mimo swojego pochodzenia radził sobie z japońskim niemal tak dobrze, jak z ojczystym językiem. W porównaniu do monotonnego tonu, którego zazwyczaj używał w rozmowach, głos którym czytał był znacznie bardziej melodyjny i wyraźny. Takim samym sposobem rozmawiał z dzieciakami i chociaż nie robił tego z udziałem świadomości, znacznie bardziej przykładał się do recytowania wersów, niż do sporadycznej wymiany zdań.
  Zniszczenia, zagubione okładki i pogubione strony! Jekyll sądził, że miało to jakiekolwiek znaczenie w odniesieniu do tak dużego skarbu, jakim była nagromadzona przez niego kolekcja. W tym świecie przetrwało zdecydowanie za dużo broni, a za mało książek, dlaczego wszyscy byli pełni goryczy i złości, a nie marzeń o zmianach.
  Uniósł wzrok znad książki. Mogło minąć kilka minut, albo kilka godzin. Zaskakująco szybko tracił poczucie czasu, kiedy się na czymś skupiał. Ostrożnie rozłożył tomik i spojrzał na doktora w łagodnym oczekiwaniu.
  — Niektóre są po angielsku — stwierdził, wyciągając w kierunku mężczyzny pozbawionej okładki i tytułowych stron książkę. Chociaż liczył na to, że Locklear poczuje się zobowiązany przełożyć mu na japoński chociaż fragment tekstu w obcym języku, przyszła mu do głowy jeszcze jedna myśl. Niezauważalnie zmrużył oczy zaciskając palce na przekazywanym przedmiocie. — Zbierałeś je tak długo, pewnie z jakiegoś powodu. Dlaczego teraz chcesz się z nimi rozstać?
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.20 0:06  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Nie żyje. Umarł w pożarze kilka lat temu — zawahał się na chwile, gdy próbował sobie przypomnieć dokładną datę jego śmierci, ale w głowie nie kształtowały się żadne liczby. Nie wiedział, który jest dzień miesiąca. Tutaj, gdzie nikt nie przejmował się takim drobiazgami jak upływ czasu, kalendarz nie funkcjonował w pełnym wymiarze; pory dnia wyznaczało położenie słońca, albo jego brak, a miesiące przekształciły się w pory roku. Jedynym przedmiotem, który sprawił, że Jekyll nie stracił rachuby czasu, był zegarek na rękę, który stracił bezpowrotnie tą właściwość, gdy przetarł się pasek. Od paru lat służył mu wiernie jako kieszonkowy, aczkolwiek coraz z większym trudem zdobywał do niego baterię. Pewnie w końcu przestanie zaprzątać sobie tym głowę. — A właściwie dawno, dawno temu — skorygował po chwili namysłu. — Nie wzbudzał sympatii wśród — westchnął ciężko, nabierając do ust świeżej porcji powietrza — miejscowych. Miał na pieńku z wieloma osobami. Spłonął, a przynajmniej taka jest oficjalna wersja. W każdym razie w zgliszczach leżały jego zwęglone szczątki. Byłem przy tym.
  Wzruszył ramionami, przełykając wraz ze silną posmak goryczy. Gdyby na pewnym etapie życia nie przyłączył się do cieszącego się złą sławą gangu, zapewne też prędzej czy później podzieliłby los mężczyzny. W grupie - przynajmniej teoretycznie - szanse na przetrwanie zwiększały się kilkukrotnie. A on chciał żyć. Przynajmniej wtedy. Zbiegiem czasu zmieniły się jego priorytety, aż w końcu los znowu postawił na jego drodze Yuna. Obecnie nie wiedział, czego tak naprawdę chce. Miał mętlik w głowie. Być z nim przeciwko całemu światu?
  Zamilkł, kiedy mężczyzna przeczytał fragment książki. Ocean na końcu drogi Gaimana. Czytywał ją Nayami. Wiele razy. Gdy była kilkuletnim dzieckiem. Ale chyba nigdy nie zaszczepił w niej miłości do literatury, a przynajmniej po osiągnięciu pewnego pułapu dojrzałości nie wykazywała już takiego zainteresowania słowem pisanym jak z początku.
  — „Zastanawiałem się, skąd się wzięło złudzenie drugiego księżyca, ale tylko przez chwilę. Potem myślałem już o czymś innym. Może to powidok, uznałem, albo zjawa: coś poruszyło się w moim umyśle tak mocno, że wydało się rzeczywiste. Teraz jednak odeszło i odpłynęło w ciemność, niczym zapomniane wspomnienie bądź cień o brzasku.” — zarecytował akapit ostatniego rozdziału, nie zachowując jednak stuprocentowej wierności z oryginałem. Chociaż ten fragment całkiem dobrze wyrył mu się w pamięci, nie mógł go odtworzyć słowo po słowie. Yun musiał mu wybaczyć luki w pamięci i przekształcenia.
  Na początku nie radził sobie dobrze z japońskim. Ten charakterystyczny alfabet - pełen esów i floresów - nadal  stanowiłby dla niego pewne utrudnienie, gdyby nie kontakt z drukiem w formie małych, eleganckich znaków wyciętych w akapity. Ale z początku trudno było mu się przestawić. Trudno było czytać książkę od prawej do lewej, jakby od końca.
  W ciszy obserwował jak na twarzy Yuna pojawia tak rzadko spotykane zjawisko - oznaka radości i poczuł ukłucie w okolicy piersi. Po chwili, nawet nieświadomy, że udzieliła mu się radość mężczyzny, wygiął usta w delikatnym uśmiechu. Ależ żałował, że nie ma aparatu. Ależ żałował, że nie uwieczni tej chwili na kliszy, by móc bez końca wracać do tej chwili. Chwili, która przeobrazi się wspomnienie. Krótkotrwałe, ulotne. Wspomnienie, które wyblaknie jak czerń jego bluzy wystawione na kilkuletni kontakt ze słońcem, by w końcu zatrzeć się w pamięci na zawsze, przygnieciona przez ciężar sobie podobnych.
  Uśmiech, który zamarł na ustach doktora, nadal trwał, kiedy Yun spojrzał na niego znad tomu. Ale przez ułamek sekund Jekyll poczuł, jakby ktoś przyłapał go na gorącym uczynku - na podglądaniu czegoś, czego nie powinien być świadkiem.
  — Owszem — przytaknął, zerkając na książkę w ręku mężczyzny. — Uratowałem je spod gruzów i przywiązałem ze sobą. Ta, którą trzymasz w ręku, ma prawie tyle samo lat co ja, a jednak przetrwała.A raczej oryginalny tekst został napisany kilka lat po moich narodzinach, sprostował w myślach, bo nie mógł stwierdzić, czy akurat te wydanie było pierwsze, a może któreś z kolei? Brak okładki i strony tytułowej na tym zaważyły.
  Zakleszczył palce na przedmiocie, ale nie wyczerpał go z uścisku Yuna. Tom był w takim stanie, że w każdej chwili mógł rozlecieć się w rękach. Nie chciał być tym, który go definitywnie uśmierci.
  Nawilżył koniuszkiem języka spierzchnięte wargi, gdy padło pytanie, na które nie chciał udzielać odpowiedzi. Przez chwilę się zawahał, układając w głowie odpowiedzi, ale jednocześnie był z siebie dumny. Przynajmniej nie uciekł od odpowiedzialności. Nie spuścił wzroku z oblicza Chińczyka. Patrzył mu prosto w oczy. W oczy, które fascynowały go i przerażały jednocześnie. W oczy, w których na próżno doszukiwać się jakichkolwiek emocji. Specyficznych. Białych jak śnieg.
  Więc, Jekyll, jak to jest? Czemu chcesz się ich nagle pozbyć? Sprzedać mu kolejne kłamstwo, a może w końcu nie wyminiesz się z prawdą?
  — Wiem, że to może zabrzmieć komicznie, ale traktowałem jej jak namiastkę tamtego życia, jak cząstkę cywilizacji. Myślałem, że jeżeli będę je mieć na wyciągnięcie ręki, tamte dni powrócą, ale czas się nie zatrzymał. Tkwiąc w przeszłości, trudno wykonać krok na przód, a one, ułożone na półce, zbierają tylko kurz. Marnują się. Tobie i twoim uczuciom bardziej się przysłużą niż mi kiedykolwiek. Kto wie. Może właśnie dlatego je zgromadziłem.
  Jekyll czuł podskórnie, że przy Yunie będą bezpieczniejsze. Nie znał dnia, ani godziny, kiedy (zemsta Nine'a) sprawiedliwość go do dopadnie i zaciśnie na nim swoje pazury. Kiedy zginie, zostaną zbezczeszczone. Nikt nie pochyli się nad ich treścią. Ulegną zniszczeniu. Paradoksalnie ich istnienie było dla niego cenniejsze niż ludzkie życie.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.20 15:52  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
  Jeżeli informacja o śmierci księgarza-kolekcjonera w jakiś sposób go poruszyła, nie dał tego po sobie znać. Strony nadal przewijały się pomiędzy jego palcami, ciszę między słowami urozmaicając wyłącznie w cichy szelest postarzałego papieru. Niewielu zapewne odczuło tą stratę, a Yume, skoro nie miał nawet okazji poznać jegomościa, pozwolił sobie wyłącznie na wypowiedziane w przestrzeni własnych myśli: "szkoda".
  Zamierzał dbać o te książki i zrobić z nich użytek co uznał za dostateczne okazanie szacunku, a skoro Jekyll wyglądał na równie obojętnego na temat śmierci, pozwolił wątkom powędrować dalej.
  Uniósł wzrok ponad tomem kiedy bernardyn zabrał się za recytację innego fragmentu lektury. Przyszło mu na myśl, że to być może ulubiona pozycja doktora, ale równie prawdopodobne było, że z nudy czytał te papiery tak wiele razy, że mimowolnie zapamiętał kilka wyrwanych z bloku tekstu urywków. Było jednak coś kojącego w słuchaniu jak ktoś inny nienaganną japońszczyzną dyktuje w eter dzieło powstałe przed wiekami.
  Zerknął na poziome linie tekstu, które układały się w angielskie słowa. Część z nich rozpoznawał, były takie, które widywał już wcześniej, ale nie potrafił ich przetłumaczyć, lecz niektóre przypominały mu wyłącznie przypadkowy zlepek liter. Spędził w Ameryce kilka lat swojego życia, ale mijający czas okrywał mgiełką nabytą wtedy wiedzę. Zanim wirus odebrał ludziom przyszłość, wraz z rodziną poznali wiele kultur podróżując wspólnie po globie, ale po setkach lat beznadziei i samotności nie miało to już żadnego znaczenia.
  Poluźnił uścisk pozwalając Jekyllowi przejąc tekst napisany w jego ojczystym języku.
  Wyjaśnienie, które padło z ust mężczyzny było na tyle kiczowate, że po prostu w nie uwierzył. Tęsknota za domem, ah.
  Nie mógł powiedzieć, że rozumie. Sam już dawno pozbył się złudzeń, więzów, które nie pozwalały mu odejść od przeszłości w ten sam sposób, w jaki łańcuch ogranicza psa. Świat wokół budy był bezpieczny, ale zwierzę, które już raz się zerwało niechętnie wraca do poprzedniego położenia. Właściwie niewiele się zmieniło, poprzednia rzeczywistość była dla niego równie obojętna.
  — Nadal tęsknisz za tamtym życiem? — zapytał, jakby wyznanie jasnowłosego nie było już dostateczną odpowiedzią. Chciał jednak usłyszeć więcej.
  Czego ci brakuje? Czego najbardziej żałujesz?
  Ułożył książki jedna na drugą na betonowym podeście. Ale zainteresowanie literaturą, które na moment rozświetliło mu twarz w bladej imitacji uśmiechu zniknęło, jakby nic podobnego nigdy nie miało tu miejsca. Chwile rzeczywiście były ulotne, a emocje bladły jak cienie zalewane powoli przez unoszące się ponad ruinami słońce.
  Powietrze nagrzeje się, a poranna rześkość pozostanie wyłącznie wspomnieniem.
  — Zabiorę je do Melancholii — oznajmił. — Dopóki Venceslaus zostaje poza zasięgiem, hotel nie będzie rozdrapywał konfliktu z DOGS, więc możesz w każdej chwili po nie przyjść — zapewnił, pamiętając o poprzednim ostrzeżeniu, które gdzieś w przeciągu mijających miesięcy przekazał bernardynowi. Groźba, którą usłyszał z ust siwowłosego dezertera nie miała mocy, kiedy sam grożący rozpłynął się w powietrzu, a pracownicy stali murem za nauczycielem, który podjął się niewdzięcznej pracy nowego reprezentanta.
  W pewnym sensie, obdarty pokój w Czarnej był dla chińczyka pierwszym od lat "domem". Miejscem, do którego mógł w każdej chwili wrócić, które zaczął traktować jak własne. Dotychczas wynajmował tylko jeden z zagraconych kątów gmachu, aby móc raz na kilka dni poświecić się edukacji, a teraz każdy centymetr hotelowej przestrzeni musiał traktować jak własny.
  — Mógłbyś też po prostu... — zaczął, ale część słów zniknęła, zanim opuściła jego usta.
  Tam zamieszkać? Zostać ze mną? Co takiego miałeś zamiar powiedzieć?
  Teraz, kiedy musiał trzymać się blisko odziedziczonego przybytku jego odległe wyprawy handlowe nie miały już sensu. Musiał znaleźć sobie kogoś, kto zapełni lukę po dostawach, jakie w ramach wykonywanej pracy regularnie dostarczał pod drzwi dezertera. I chociaż wszystko wskazywało na to, że będzie musiał zalęgnąć się na dłużej w okolicach Apogeum, nie mógł spędzać każdej wolnej chwili na szlajaniu się po tropach Jekylla, jak kiedyś robił to dla swoich zaginionych braci.
  Czy tak nie byłoby łatwiej?
  Może powinien przypomnieć sobie nie tylko, jak czytać angielskie słowa, ale także jak celowało się z broni?
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.20 17:07  •  Ruiny Tokyo Dome - Page 2 Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
  Co miał mu powiedzieć? Że brakowało mu spokoju? Gwarancji, że nie zostanie zasztyletowany we własnym łóżku przez ludzi, którym próbował zaufać od lat, ale do tej pory był przepełniony wątpliwościami? Co miał mu powiedzieć? Że żałuje, że tak wszystko się pogmatwało? Że dołączył do gangu? Żałował i nie żałował jednocześnie. Z jednej strony nie miał już innego wyjścia - musiał brnąć w bagno, w które się wpakował, jeżeli chciał ujść z życiem, albo przynajmniej mieć większą szansą na przetrwania. Z drugiej zaś - brakowało mu swobody. Dusił się w kryjówce psów, do której nie dolatywało tyle świeżego powietrza, ile potrzebował. Gdzie nie było okien, ani nawet prawidłowego warunków do życia.  
  — Tak i nie — powiedział, tym razem nie kłamiąc.— Brakuje mi dobrze wyposażonych sal szpitalnych i sprzętu medycznego o szerokim zastosowaniu — powiedział w końcu, zczesując niepokorne kosmyki za ucho przyklejone do spoconej skóry. — Irytują mnie te prymitywne metody leczenia, które muszę wdrążać w życie za każdy razem, gdy jest naprawdę źle. Drażnią mnie ci wszyscy ignoranci, którzy myślą, że lekarz to jebanym cudotwórcą. Ich lamenty, płacz, jakby nadal łudzili się, że śmierci ich nie dotyczy, bo są pieprzonymi nadludźmi z długą datą przydatnością. Ale nade wszystko to brak perspektyw działa mi najbardziej na nerwy. Nie mogę kontynuować swoich badań, bo nie ma źródła zasilenia, bo brakuje sprzętu, bo… Mógłbym tak wymieniać bez końca i zanudzić cię na śmierć.
  W swojej wypowiedzi celowo nie skupiał się na pozytywnych aspektach swojego zawodów. Podejrzewał, że Mei nie byłby im przychylny. Choćby temu, że dzięki obecnej sytuacji, nie musiał zaprzątać sobie głowy czymś takim jak humanitaryzm, czy przestrzegać zasad, norm społecznych, zakichanej przysięgi Hipokratesa. Nikt nie zarzuci mu błędów w praktyce lekarskiej. Nikt nie podda pod wątpliwości jego działań. Mógł eksperymentować, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji, pod warunkiem, że wszystkie szczury laboratoryjne zostaną wyeliminowane.  Pogrążony w tych nieszczerych myślach, zadrżał, kiedy narząd słuchu zarejestrował głos mężczyzny. Jedynie przytaknął, nic mówiąc nic więcej na temat książek. Tą trzymaną w ręku odłożył na kupkę, która została skonstruowana przez Yuna.
  — Hm? — wymamrotał, kiedy cerber przerwał w połowie zdania.
  Usiadł na murku, który kiedyś najprawdopodobniej pełnił funkcje trybun i wbił wzrok w przestrzeń przed sobą. Co tak naprawdę chciał osiągnąć, spotykając się tutaj z mężczyzną o tak wczesnej porze? Przecież nie miał dla niego żadnego konkretów, a jedynie podejrzenia. Wciągnął do płuc nową dawką powietrza wraz z duchotą. Na grzebiecie nosa pojawiła się mała zmarszczka, który zaraz zniknęła. Ostrzeżenie i książki to tylko pretekst. Nie wiedział go tak dawno. Chciał się z nim zobaczyć. Tak po prostu, bez konkretnego planu.
  — Skoro ten stary pryk gdzieś się zawieruszył, przenocujesz mnie w Melancholii? Dosłownie kilka nocy — wypalił nagle. Mógł skorzystać z gościnności Lechera, ale nie miał najmniejszej ochoty nocować w burdelu przez kilka dni z rzędu. Jego obecność w tym przybytku nie pozostałby bez echa, on potrzebował odrobinę prywatności, odpoczynku, a przede wszystkim przestrzeni. Poza tym musiał skontaktować się z szczylem, wychowankiem Jinxa, ale bez wiedzy jego opiekuna. Powinien czuć się już znacznie lepiej.  — To... — potrząsnął nadgarstkiem, do którego była przywiązana żółta chusta, oznaka przynależności do DOGS. — Nikogo nie rozdrażnij.
  W ramach zapewnienia rozwiązał kawałek tkaniny i włożył ją do kieszeni. Odkąd tylko pamiętał traktował ją jak element garderoby, szczególnie pomocny podczas upałów. Nie chciał sprawiać Chińczykowi więcej problemów, chociaż nadal nie rozumiał, czemu właścicielowi hotelu aż tak bardzo nie spodobała się wizyta lekarza w jego skromnych progach. Gang, którego był częścią, chyba wcześniej nie miał wobec Melancholii żadnych plan. Prywatne porachunki? Fanaberia?
  — Zrozumiem, jeżeli odmówisz. Nie chcę stanąć między tobą a twoim pracodawcą — dodał, ponaglająco. Hades, znudzony wcześniejszym zajęciem, zameldował się przy jego nodze. Jekyll zanurzył palce w jego krótkiej sierści.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach