Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 11.02.20 21:33  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Ruiny Tokyo Dome
RUINY TOKYO DOME


Kto nie zna tego miejsca? Nawet po końcu świata trudno było nie natknąć się na ruiny gigantycznej budowli chociaż raz. Niegdyś potężny tokijski stadion, dzisiaj równie imponująca sterta ruin, w których wnętrzu można błądzić przez cały dzień. Mniejsze budynki uległy zniszczeniu, ale czas nie pochłonął tak szybko głównej zabudowy Tokio Dome. Tony betonu piętrzą się ponad ziemią, tworząc jedno z nielicznych w tych stronach wzniesień. Wielki dach wisi nad fragmentem piaszczystych wydm opierając się na własnej, obalonej krawędzi. W jego cieniu wyrosło kilka drzew i krzewów, które chroniąc się przed słońcem i pochłaniając wodę spływającą po osłonie w ich kierunku, znalazły dla siebie azyl na środku jałowej pustyni. Część trybun zapadła się całkowicie, inne trwają w dobrym stanie do dzisiaj. Każdy, kto chciałby zająć miejsce na krzesełku legendarnego stadionu zawiedzie się jednak – desperaci już dawno rozkradli wszystkie, co do jednego. Nadal można przysiąść na betonowych schodach i przyjrzeć się z wysokości okolicy, cofnąć się pamięcią do czasów, gdy ta architektoniczna perła Japonii funkcjonowała. Dla tych, którym nie było dane zaznać czasów przed kataklizmami, Tokio Dome nadal jest wyznacznikiem potęgi dawnej ludzkości. Przy reszcie ruin na Desperacji, ta konkretna zawsze robi wrażenie.

We wnętrzu ciągną się kilometry korytarzy, węże run kanalizacyjnych i labirynty małych pomieszczeń użytkowych. Co jakiś czas pod gruzami ginie kolejna zaniedbana przestrzeń, dlatego więc nikt nigdy nie próbował przekształcać stadionu na kryjówkę dla jakiejś większej grupy. Ryzyko, że pewnego dnia kolejna trybuna upadnie, grzebiąc wszystko co znajduje się bezpośrednio pod nią jest zbyt wielka.


                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.20 3:10  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Skontaktowanie się z nim nie było takie proste. Nie żebyś podejrzewała, że pójdzie ci jak po maśle. Znikoma ilość informacji, które posiadałaś na jego temat, raczej nie ułatwiała zadania, a świadomość, że był bezpośredni w swoich słowach i działaniach, powściągała twój zapęd do poszukiwań. Nie miałaś jednak wyboru. Apogeum nie było miejscem dla ciebie, za dużo tutaj było i n n y c h. Nie dało się oddychać, a po niedawnej przygodzie, tym bardziej zapragnęłaś znaleźć po prostu ciche miejsce do odpoczynku dla siebie i Ookamiego. Dotychczasowe opcje nie wchodziły w grę. Nie teraz, nie kiedy ryzyko było takie duże. Chyba po raz pierwszy od dawna. Nie liczyłaś, ile minęło od ostatniej kryzysowej sytuacji, ale sporo. Na tyle sporo byś mogła pojawić się w samym centrum i to w tak niedługim czasie. Część dłużącej się drogi pokonałaś w przemienionej formie. Rozprostowanie skrzydeł okazało się niezwykle przyjemne, wzrok też miałaś wtedy lepszy, dzięki czemu uniknęłaś kilku ryzykownych miejsc. Miałaś też jak nadzorować swoje psisko, żwawo pokonywające pustynię. Woda i chleb Rain dodały i tobie i jemu sił, w zapasie zostały jeszcze dwie kromki i 1/4 butelki wody. Powinno starczyć.
Jeden kontakt z którym próbowałaś się skontaktować okazał się być spalony. Z drugim miałaś drobne problemy, choć zdobyłaś kilka przydatnych informacji, a nawet udało ci się dokonać wymiany. Co prawda, za kawałek przerobionej przez siebie blachy, otrzymałaś paczkę papierosów, a tych nie paliłaś, ale wiedziałaś, że zawsze można to komuś opchnąć. I to na coś konkretnego. Bez marudzenia zapakowałaś to do swojej szmacianej torby, starannie unikając lepkich łap Tomiichiego, które próbowały zatrzymać cię na dłużej. Po pospiesznej ucieczce wiedziałaś, że przez najbliższy rok nie masz, co wracać do jego siedziby. Po pokonaniu takiej trasy do innych miałaś za daleko, nie chciałaś się wracać. Został więc o n.
On był bezczelny, nic go nie mogło powstrzymać przed mówieniem  tego, co mu się podobało. Był pozbawiony skrupułów, zaś jego spojrzenie nie pozostawało złudzeń. To nie był typ przyjemniaczka, którego dałoby się przekonać pustymi frazesami. Na pewno będzie chciał czegoś konkretnego. Kompletnie nie wiedziałaś czego powinnaś się spodziewać i to było najgorsze. Nie było też żadnej pewności, że pojawi się w wyznaczonym przez ciebie miejscu. Pytania, które zadawałaś osobom w pierwszym lepszym lokalu na który natrafiłaś, nie zostały odebrane najlepiej. Na początku zaczepionych mężczyzn to bawiło, ale gdy tylko pojawiło się coś o  nim...
- ON? Kobieto, życie ci nie miłe?! Jeszcze tego tu brakowało, pustynnego potwora jego mać - splunął najstarszy z nich, drapiąc się instynktownie po swoim kikucie.
- Ćśśś, dziadku, nie tak głośno! Wiesz że o NICH nie mówi się źle. O żadnym z nich - syknął drugi, rozglądając się na boki.
- A co mnie to obchodzi! Będę mówił, co mi się podoba. Jestem na swojej ziemi, byłem tu wcześniej przed tymi smarkaczami, ale jak tylko zobaczę tego skurwysyna to przysięgam, jak cycuszki Penelope kocham...! Ukręcę temu smokowi łeb - warknął mężczyzna, patrząc na ciebie podejrzliwie i biorąc spory z zakurzonej butelki. Skrzywił się od razu. -  Myślisz, Terry, że przez kogo dziadek tak skończył, co?
- Oczywiście, że wiem, ale nie chcę by doszły ich słuchy, co my tutaj mówimy! Mogliby jeszcze pomyśleć, że powinni tu wrócić i dokończyć swoją robotę - odpowiedział nieco histerycznie Terry i spojrzał na ciebie wściekły. - Lepiej się wynoś. Nie chcemy mieć z tym nic wspólnego!
Odeszłaś więc, nie chcąc niepotrzebnie oberwać. Na zewnątrz lokalu ktoś jednak na ciebie czekał. Skinął głową na twój widok, a kiedy podeszłaś, powiedział, że być może będzie w stanie przekazać wiadomość odpowiedniej osobie. Za drobną opłatą.
- Czego chcesz?
- Wyluzuj, to nie będzie nic wielkiego - zlustrował cię i przejechał dłonią po włosach. - Ale to nie tutaj.
- Nie ma mowy - odparłaś od razu, podejrzewając do czego pije.
- Nie to, nie to. Powiedzmy że, hm, będę potrzebował po prostu twojej siły. Nic więcej - dodał, przewracając oczami. - Nie interesuje mnie seks.
- To czego chcesz?
- Nie tutaj. Chodź na bok - poszedł kawałek i skręcił w małą uliczkę za lokalem. Po dłuższej chwili bicia się z myślami, poszłaś za nim.

^^^

Wybrałaś ruiny, a swój tyłek wygodnie usadziłaś na schodach, patrząc jak Ookami krząta się gdzieś w twojej okolicy. Ostrożnie sprawdzał trybuny, podczas, gdy ty skierowałaś swoje piwne spojrzenie na zachodzące słońce. O ile wielka ognista kula nadal nim była. Długo milczałaś, zanim w końcu się odezwałaś. Przestałaś się też drapać po swędzącym cię kolanie, schowanym pod długą spódnicą.
- Przyszedłeś.
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.20 1:30  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Pojedynczy gwizd zmierzał się z podmuchami wiatru, a potem rozległ się gardłowy warkot w zestawie z cichym, rytmicznym ujadaniem i nastała cisza. Dwa kundel, dotychczas grzebiące kości w ziemi pośród ruin starego zamczyska, przerwały beztroską zabawę. Zamarły bez ruchu, nastroszywszy wpierw uszy. Zlokalizowanie źródła dźwięku przy pomocy narządu słuchu przyszło im bez trudu.
  Pierwszy - wyraźnie niższy - wykazał się lojalnością, jaką od niego oczekiwano. Zademonstrował swoją ponadprzeciętną szybkość i po niespełna dwóch sekundach znalazł się przy mężczyźnie. Obwąchał go dokładnie i w ramach akceptacji zamerdał ogonem. Z drugim nie poszło tak łatwo. Pokazał w pełnej kresie tkwiącą w nim naturę najprawdziwszego berserka. Zjeżywszy sierść na karku, obnażył garnitur zębów i zawarczał wściekle.  
  — Zawrzyj pysk, Muszu.
  Chrapliwy komenda sprawiła, że z pyska psa wydobyła się para, gdy klapnął pyskiem, tuż przy nodze swojego właściciela. Szorstka dłoń skonfrontowała się najpierw z najeżonym grzbietem, a potem sięgnęła głowy. Warknął przeciągle, czując, jak palce drapią go za uchem, choć ten gest nie zawierał w sobie nawet śladu czułości – płytki paznokcie wżynały się w skórę. Muszu podskórnie wyczuł, że ta sama ręka, która teraz sprawia mu względną przyjemność, bez skrupułów skręciłaby mu kark.  
  — Dzisiaj obejdzie się bez ofiar.
  Po tym krótkim zapewnieniu demoniczna aura, która otaczała Muszu, przepadła wraz z cichym westchnieniem windykatora. Nasunął okulary przeciwsłoneczne na oczy, wychodząc z cienia. Najpierw przyjemności, potem czysty zysk.
  Ruszył w drogę. Z dwoma ślepymi towarzyszami u boku.

*

Czekał oparty o murek z twarzą wystawioną wprost do słońca. Wiedział, kiedy się pojawiła. Psy natychmiast podjęły trop, wyczuwając swąd jej skóry. Nie od razu na nią spojrzał. Czekał aż podejdzie, co uczyniła bez ociągania. Powiadomił go o tym cichy szelest jej ubrań; kroki były bez zarzutu – niemal bezszelestne. „Przyszedłeś”, usłyszał w ramach powitania.
  — Zawracasz mi dupę — stwierdził, gdy kolejny papieros poszedł w ruch. Skrupulatnie przeliczył zawartość paczki. Kurwa, niedobrze. Zostały dwie sztuki. Przeliczył się, nie zbierając ze swojego zakwaterowania jeszcze jednej.
  Zaciągnął się, przytrzymując dym dłużej w martwych, metalicznych protezach płuc. Spojrzenie utkwił w brykające jak para niepokornych szczeniąt psy. Trudno było wybić im z łbów nawyki, które akceptowała anielica. Musiał jednak przyznać, że Chimera starała się sprostać jego oczekiwaniom. Za siebie. I obecnie warczącego na intruza brata. Znowu próbowała doprowadzić go do porządku. W tym celu zawarczała, napierając do niego całym swoim gabarytem. Najemnik pokręcił głową w akcie dezaprobaty, kiedy ten nicpoń w gorącej wodzie kąpany zawarczał i doskoczył do rywala, ignorując starania siostry. Znowu chciał zawalczyć o terytorium? Ile razy to przerabiali, psiakrew.
  — To nie twój teren, Muszu. Nie marnuj naboi! — krzyknął za nim Yury, z krzywym grymasem tkwiącym na wargach. Czuł się tak, jakby przemawiał do niesfornego bachora, a nie inteligentnej bestii
  Muszu dał za wygraną. Przy najmniej na razie. Pozwolił, aby Chimera zbadała teren, a sam odszedł kilka metrów i oddał mocz na murek.
  — Wykrztuś to z siebie w końcu. Skoro zwróciłaś się o pomoc do tego świrusa, musiało ci zależeć. On ci nie zajrzał pod kieckę, zgadłem? Ja mam to zrobić? Wtedy puścisz parę z ust? — zainteresował się, rzucając ukradkowe spojrzenie Noi, ale po chwili znowu skoncentrował go na Chimerze i bezpańskim kundlu. Szukała w nim sprzymierzeńca do walki z natręctwami brata. Szturchnęła go chłodnym nosem w ucho. Był podobnego wzrostu co ona. — Jak ma na imię?
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.20 2:41  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Nie spieszyło ci się, nie zamierzałaś słabo ulegać presji. Na Desperacji to nie miało prawa istnieć, a przez ten czas pewne rzeczy zdążyłaś sobie wypracować. Asertywność się w to wliczała. Nie była wybitna, ale na dość satysfakcjonującym poziomie. Ten dzień nie należał zresztą do udanych. Znajdowałaś się na schodkach niżej, a twój wzrok mógł objąć całą tą ruinę. Tokyo Dome, symbol potęgi, która przeminęła. Miejsce ciche, opuszczone, zapomniane, ale i imponujące.
Sięgnęłaś do swojej szmacianej torby i wyciągnęłaś paczkę papierosów. Tym zamierzałaś kupić jego czas. Plan był dość prosty, a nasłuchałaś się już wystarczająco by wiedzieć, że z pustymi rękami nie było rozmowy. Twoje ciało nie mogło być walutą. Wymiana z Tomiichim okazała się być przydatna, tak jak przypuszczałaś, chociaż miałaś zupełnie inną myśl. Używki zapakowane w pomiętą paczkę spoczęły na twoich kolanach.
- Czyścisz płuca z tego świństwa? - zapytałaś zamiast przejść do rzeczy. Nie tak od razu. - Nie będziesz stratny.
Zwróciłaś głowę w jego stronę, przyglądając się jarzącemu się papierosowi, potem zerknęłaś w jego szkła przeciwsłoneczne, choć one, przy twoim obecnym wzroku, wydawały się zaledwie  falującymi plamami na jego twarzy. Wróciłaś więc do obserwacji poruszającego się po trybunach psiska. Byłaś zaniepokojona, serce zabiło ci szybciej, gdy jeden z zwierzęcych kompanów Smoka skoczył na Ookamiego. Zacisnęłaś dłonie na spódnicy, nie spuszczając z psów oczu. Sam Ookami się najeżył, nawet krótko mruknął niezadowolony z obecnej sytuacji. Obnażył na chwilę kły, ale bardzo szybko się uspokoił. Nigdy nie widziałaś by się zapalił, ale założyłabyś się o resztkę wody, że gdybyś podeszła bliżej to poczułabyś dym.  Po odejściu Muszu, twój brytan cofnął się i przewrócił jedną z płytek, które leżały nieopodal. Nie poleciała daleko zatrzymana przez wystające metalowe elementy zniszczonej konstrukcji.
Wzięłaś głęboki oddech i rzuciłaś w jego stronę paczkę papierosów. Kolejne słowa już bardziej do ciebie trafiły, wdrążając ci małe dziury w mózgu. Zmrużyłaś oczy, zaciskając usta w wąską kreskę by przypadkiem nie zaczęły ci drżeć. Nie, nie zajrzał pod swoją spódnicę, ale nie zamierzałaś opowiadać mu o tym jak wyglądała tamta transakcja.  Pewnie wiedział.  Oni wszyscy wiedzieli o sobie.
- Spódnica  - poprawiłaś go niemal automatycznie. - Jeśli mam być przydatna to nigdzie nie zerkniesz. Jak kobieta jest chętna to wtedy jest przyjemniej, wiesz?  Mam dwie sprawy.  
Ookami odwzajemnił szturchnięcie i ostrożnie pacnął ją łapą. Zaczepnie. Po chwili odskoczył na bok, na bezpieczniejszy fragment trybun. Mruknął. Mimowolnie drgnęły ci kąciki warg na ten widok. Podrapałaś się szybko po policzku i sięgnęłaś po swoje włosy by nimi zamaskować niepotrzebne uczucia. To nie było dobre miejsce ani odpowiednie towarzystwo.
Chociaż wiesz, że żadne towarzystwo głupia świrusko nie będzie odpowiednie. Nigdy.
- Ookami - wymówiłaś to bardzo cicho z miękką nutą, która zdradziecko się wkradła w twój ton. Twoje psisko poruszyło uszami, jakby wiedziało, że to właśnie o nim się mówi. Może rzeczywiście wyłapał twój szept. Nigdy nie wiedziałaś jak duży zasięg był obejmowany przez jego czujne uszy. Leniwie przeszedł z  trybun w pobliże jednej z większych dziur. Swój pysk zwrócił na chwilę w stronę Chimery.
- Po pierwsze, potrzebuję nowych okularów albo naprawy starych - rozprostowałaś nogi, poruszając raz jedną a raz drugą stopą. - Po drugie, szukam miejsca do spania. Na miesiąc, może więcej.
Nie pytałaś czy był w stanie to załatwić. T Y już to wiedziałaś.
Pozostała kwestia tego, ile sobie za to policzy.
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.20 23:34  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Ruiny Tokyo Dome nie wprawiały go w zachwyt. Kolejne miejsce zapomniane przez Boga. Stare dzieje zamknięte we fragmentach gruzu. Echo dawnej cywilizacji. Dowód na to, że potęga to tylko puste słowo, nic ponadto. Jedyne, co przynosiło ukojenie, to cień, który padał teraz wprost na ich sylwetki, ochraniając przed ostrymi promieniami słońca, choć w obecnej formie były mniej toksyczne niż latem.
  Kątem oka dostrzegł ruch za swoimi plecami. Wyostrzył zmysł słuchu, ale nadal opierał się nonszalancko o mur, bagatelizując zagrożenia kryjące się w filigranowym, kobiecym ciele. Domyślał się, że nie skontaktowała się z nim wiedziona kaprysem. Zamiast spełniać swoje zachcianki, walczyła o przetrwanie w każdy możliwy sposób, twardo stąpając po ziemi. Dostrzegł to w jej spojrzeniu na początku ich znajomości, kiedy podlewał pożółkłe kępy trawy własnym moczem. Poznał się na niej, gdy nie zniechęcił ją nieadekwatnym do sytuacji komentarzem o wulgarnej treści. Jej uszy słyszały już wiele podobnych sprośności. Niczym jej nie zaimponował, niczym nie uchybił.
  — Prędzej ktoś wytrze tobą parkiet niż poda ci pomocną dłoń, co nie, Noa?
  Niby kpina, ale jednak zakradła się do niej nuta ledwie czytelnej goryczy, zniekształcona przez chrypę i obcy akcent. Bezinteresowność nie istniała. Nie musiał jej przypominać, że nawet jego czas kosztował krocie, bowiem stając do niej bokiem, widział jak grzebie w torbie i w końcu wyciąga z niej niewielki przedmiot, który kładzie sobie na kolanach. W pierwszej chwili nie skojarzył, że to nowa, jeszcze nie na poczęta paczka skrętów. Ograniczone pole widzenia do jednego oka, na dodatek skażonego jaskrą, sprawiało, że często widział, jak przez mgłę. Czasem lepiej, czasem gorzej. Nadrabiał innymi zmysłami. Chyba dlatego tak dobrze dogadywał się ze oślepionymi przez naturę pupilami, które nie potrzebowały wzroku, by egzystować bez przeszkód.
  Trwając w milczeniu, kolejne sekundy przemykały między palcami. Czas ruszać w drogę, mruczał w myślach, ale w ostatniej chwili się zrehabilitowała, bezbłędnie wyczytując jego zniecierpliwienie. Popisał się zręcznością, łapiąc w palce pudełeczko.
  — Jedna paczka papierosów? Myślisz, że tyle jest wart mój czas? — parsknął, ale schował zdobycz głęboko w kieszeń, by ją nie zgubić. Nauczył się doceniać wartość nawet tytoniu o takim wątpliwym składzie. Jego organizm nie był wybredny w tym aspekcie. — Czyżby? A do czego jesteś mi niby przydatna, skoro wykazujesz taki opór przed zrzuceniem z siebie łachów? Czasy się zmieniły, ślicznotko. Zwerbowałem ostatnio mechanika z miasta, mniej pyskatego od ciebie, ale równie zaradnego.
  Nie żartował. Nie lubił być na niczyjej łasce, a z Noią bywało różnie. Ego był mniej wymagający, lękliwy, pozbawiony asertywności, jadł najemnikowi z ręki. Drżał, gdy ten żartował, że go porzuci lub sprzeda do burdelu. Nie w głowie było mu żądać wynagrodzenia za swoje usługi. Zresztą w ramach za nie miał dach nad głowę i wyżywienie. Powodziło mu się lepiej niż kobiecie.
  Strzepał z rozżarzonej końcówki popiół.
  — Okulary i dach nad głową. Luksusów się zachciało? — spytał, a na jego ustach pojawił się bezduszny uśmiech, który podkreślił zdejmując okulary. W końcu wykrzesał z siebie więcej zainteresowania jej osobą; obrócił się do niej przodem i przyjrzał się jej z niebezpiecznym błyskiem w oku. Włosy spadające na czoło odsłoniły ubytek, oczodół ziejący pustką. — Nie licz na upust z tytułu naszej znajomości — podkreślił, bo chociaż darzył ją sympatią, to o taryfie ulgowej nie było nawet mowy. Budowa reputacji za dużo go kosztowała. Nie miał zamiar tego zaprzepaści, litując się nad kobietą.  — Słono za to zapłacisz, laleczko.
  Zacisnął zęby na filtrze. Nie poddał ceny od razu. Przez chwile milczał, trzymając ją w niepewności, ale już powinna zapalić się lampka ostrzegawcza w jej głowie. Wiedziała na, co było go stać. Wiedziała, że nie rzucał słów na wiatr. Wiedziała, że żadne pytanie, które jej zadał, nie było dziełem przypadku. Po chwili jej to udowodnił. Wycelował palcem wpierw w pustą przestrzeń, gdzie jeszcze przed chwilą stał Ookami. Teraz oba psy znajdowały się metr dalej. Poprawił lokalizacje palca. Przez ten gest przemawiała wyłącznie premedytacją. Wyczuł, jak wymówiła imię czworonoga.
  —  To cena — zaciągnął się po raz ostatni trzymanym między zębami papierosem i splunął nim na schód. Na jego wargach pojawił się ten sam okrutny uśmiech, co kilka minut wcześniej. — Wchodzisz w to?
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.20 1:26  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Zapierało wdech w piersiach, bo rzadko widziałaś obiekt, który byłby aż tak zniszczony. To rzeczywiście mogło się kojarzyć z małym miastem, ogrodzonym z każdej strony potężnymi płytami. Cisza, która tu panowała była dla ciebie uspokajająca, miałaś wrażenie, że jesteś oddzielona od wszystkiego. Od całej Desperacji. Gdyby nie śmiertelne ryzyko całkowitego zawalenia się Tokyo Dome, mogłabyś tu zostać i żyć sobie. Żyć mało skomplikowanym życiem na stabilnym poziomie. Co prawda, miałaś jeszcze sporadyczne ataki paranoi, ale na pewno dałoby się coś z tym zrobić, nie? Musiał istnieć jakiś sposób. M u s i a ł. Mężczyzna, który znajdował się nieopodal ciebie zapewne by tego nie zrozumiał. Szanse na to, że robiło to na nim wrażenie, były nikłe. Niewidoczne. Toksyny pochodzące od słońca były niczym w porównaniu z tym, co pochodziło od tego, co palił. Twój nowy organizm pewnie i tak sobie z tym poradzi. Jak zawsze. To ciało zbyt szybko nie zamierzało upaść, skończyć pod falami piasku. Nadal te twoje myśli nieszczęsne nie chciały odpuścić, co?
Zapierałaś się swoimi skrzydłami, choć daleko było im do tych anielskich.
Był w tej desperacji kaprys wyczuwalny na końcu języka. Kwaśny posmak pewności, że wiesz co robisz i w co się wpakujesz. Postawiłaś na niego, a teraz przyjdzie ci słono płacić za ten przejaw arogancji. Jesteś gotowa? Odliczanie rozpoczęte. Skończysz, rozstawiając przed nim nogi, dziwko.
Nie był dla ciebie delikatny, nie był litościwy, ale jego słowo zdawało się, coś dla ciebie znaczyć. Nie był też bestią ukrytą w ludzkim ciele. Widziałaś je przecież, a on pomimo odpychającej postawy, nie rzucił się, nie brał niczego od tak. Nie miażdżył palców, nie obdzierał z resztek człowieczeństwa. Czy jego metody były więc lepsze od jawnych przejawów brutalności? I tak i nie.
Ten komentarz niczego nie wniósł, więc uznałaś, że nie ma sensu na to odpowiadać. Pewnie nawet nie spodziewał się od ciebie odpowiedzi. Nie patrzyłaś na niego dłuższy czas, liczyłaś swoje wdechy i wydechy. Uszy już same wiedziały, co mają robić. Twój naturalny mechanizm postępował zgodnie z wyznaczonymi zadaniami. Teraz sprawdzałaś jak to u niego się sprawuje. Wiedziałaś przecież co skrywał pod tymi warstwami ubrań. Był już bardziej maszyną niż człowiekiem, a one zawsze były głośne. Jasne, może i posiadał porządne części, ale to nie była ta najwyższa półka. Poza tym nie dbał o nie jak powinien. Nie miał jak.
- Malutki wycinek twojego czasu? Na pewno - brzmiałaś pewnie, może nawet odrobinę arogancko. Choć kolejne słowa zachwiały twoją nikłą przewagą, nie wychodziłaś ze swojej roli. - Miasto. No tak. Aż tak cię zabolała twoja męska duma, że sięgnąłeś po jednego z mieszkańców? Rzeczywiście bardzo rozsądne. Na pewno nikt nie będzie go szukał.
Ponownie nie odniosłaś się do zrzucania ubrań, nie mając zamiaru dawać mu więcej punktów do potencjalnego ataku. Wystarczająco już cię sprawdzał, a wątpiłaś, że podchwycenie kwestii braku ubrań cokolwiek by zmieniło. Prędzej pogorszyło. Już wystarczająco dawałaś sobie wycisk. Bez porządnego uzupełnienia płynów nie było mowy o zabawie w szukanie żył.
I znowu. Brak odpowiedzi. Niech się bawi, niech czuje się zadowolony, niech wie, że był tym, który znajdował się wyżej. Musiał dobrze się bawić. W tym czasie policzyłaś plamy na swojej spódnicy. Pamiętałaś, że było ich 24, a liczba musiała się zgadzać. Musiało być 24. 1, 2, 3, 4 i 5 i 6, 7, 8...
Słono za to zapłacisz, laleczko.
Zerknęłaś na niego, bo wybił cię z rytmu. Twoja prawa dłoń zaczęła powoli miętolić spódnicę. Podczas tej czynności chodziła ci powoli prawa stopa, którą robiłaś kółka. Niezbyt dobrze widziałaś ten ubytek, nadal był za daleko a do tego nie posiadałaś okularów. Czekałaś na jego wyrok, palec, który przeciął powietrze, przerwał twoje ruchy. Poczułaś pierwszy chłód tego gorącego dnia. Wypuściłaś materiał spod twoim palców. Podniosłaś się szybko, nienaturalnie szybko, twoje oczy pociemniały, wśród czarnych włosów na czubku głowy pojawiła się czerwień.
- Nie. Ma. Mowy - warknęłaś, biorąc głęboki wdech. Poniosło cię. Poniosło cię, choć wiedziałaś z kim masz do czynienia.
Idiotko!
- Masz dzieciaka. I co z tego? Myślisz, że co? Naprawi każdą zapaskudzoną część twojego zmechanizowanego ciała? Kiedy miałeś przegląd serca, hm? Co zrobisz jak umrze? Zabierzesz kolejnego z miasta i będziesz liczył, że nie kopnie cię w ten... nienaoliwiony tyłek? Albo że wytrzyma fantastyczne warunki pustyni? To. Tak. Nie. Działa. I nie, nie oddam ci Ookamiego - mówiłaś szybko wyższym tonem, nie myślałaś, nie byłaś w stanie być ani trochę racjonalna. To nie mogła być dobra strategia, ale to już przestało mieć znaczenie. Przestało je mieć wraz z jego niewerbalną propozycją.
Podeszłaś do niego by go lepiej widzieć, włosy opadły na twoje jedno oko.
- Za wysoko się cenisz i w dupie ci się poprzewracało od ostatniego czasu. Czasy się zmieniły, ślicznotko. Następna oferta - nie wierzyłaś, że tylko tego potrzebował. To nie mogło być wszystko. Byłaś w zbyt trudnej sytuacji by od tak się poddać, a na trzęsienie się nie było czasu.

                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.20 16:14  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Wodził ją za nos. Bawił się nią jak zabawką. Wypatrywał upragnionej reakcji. I nie zawiódł się, kiedy poderwała się z miejsca i zgromiła go gniewnym spojrzeniem. Nie zawiódł się, kiedy niemal wysyczała kolejne słowa, które miałby być trucizną kładącą się na jego zdrowym rozsądku, ale zdrowego rozsądku już dawno nie było. Hamulec, który zaciągał od czasu do czasu, zniknął wraz z Kido. Wyparował we mgle poranka, nad ranem. Odpuścił pod naporem wirusa X.  
  1:0 dla mnie, księżniczko. Spuściłaś gardę. Odsłoniłaś się. Pokazałaś, jak bardzo ci zależy.  Stałaś się ofiarą. Kiedy zrozumiesz, że emocje nie są dobrym doradcą? Jeszcze się tego nie nauczyłaś? Jesteś mniej bystra niż z początku zakładałem.
  Pokręcił głową w akcie dezaprobaty, wykrzywiając drżące usta w kpiącym uśmiechu. Z trudem się powstrzymał, by nie buchnąć śmiechem. Drżała w nerwach, krzywiąc twarz w złości. Wilk syty, owca cała. Jeszcze.
  —  Wiesz, mam cholernie dobry słuch. Słyszałem, jakim tonem wypowiedziałaś jego imię, —  No dalej, Noa, nie bądź dzieckiem, wiem, że stać cię na więcej. Pokaż pazurki, tylko się nim nie skalecz. — Myślałaś, że ujdzie ci to na sucho, laleczko?
  Zrobił krok w jej stronę. Był tuż przy niej, choć oddzielało ich kilka stopni, dzięki czemu nie musiała zadzierać głowy, by na niego spojrzeć.
  Walczysz z tym, Noa, ale od środka zalewa cię bezradność, tracisz grunt pod nogami. Myślałaś, że masz nade mną przewagę. Myślałaś „przygarnie mnie pod swój dach, bo przecież ktoś musi mu zrobić przegląd tego zakichanego serca”. Teraz, co siedzi ci w tej sfiksowanej od traum głowie?
  Miała asa w rękawie, czy marnowała jego czas, mówiąc co jej ślina na język przyniesie? Już dawno powinna się domyśleć, że dla najemnika nie miało znaczenia, ile osób umrze. Miał dzieciaka, owszem, ale jak w końcu wykituje, nie będzie mieć skrupułów, by sprowadzać z miasta kolejnego kompetentnego mechanika. Życie ludzkie było kruche jak porcelana. Jak uginające się pod ciężarem zniszczeń ruiny Tokyo Dome.
  Była tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Mógł zacisnąć dłoń na jej szyi i przyduszać, aż nie posinieje, aż nie zabraknie jej w płucach życiodajnego powietrza. Ookami nie przyjdzie jej na ratunek. Muszu rozprawi się z nim raz dwa. Pokaże mu, jaka hierarchia obowiązuje w nowym stadzie. W mik pojmie, kto tu rządzi.
  — Mówisz tak, jakbyś się łudziła, że coś wskórasz. Wysłałem ci sprzeczne sygnały? Oprzytomniej w końcu. Ta oferta nie podlega żadnym negocjacjom. Chcesz się targować? Proszę bardzo. Desperacja jest pełna frajerów.
  Na seksie z nią też mu nie zależało. Gdyby był aż tak zdesperowany, wziąłby ją siłą i nikt by go nie powstrzymał. Ale nie był zdesperowany. Rzadko wpadał w dołki, które sam wykopał. A ona to właśnie robiła. Własnymi rękoma kopała sobie grób.
  — Skoro tak bardzo zależy ci na bezpiecznej przestrzeni, nie myślałaś, żeby wkraść się w łaski aniołów albo dołączyć do psiarni? Ich zabawa w rodzinę obrosła już w legendę — zasugerował sarkastycznie, mimo iż nie wierzył w te banialuki. Ich przywódca podobno był totalnym psychopatą. Widział go tylko raz. Na tym cholernym wzgórzu. Gadał od rzeczy, jak urzeczony. — Mówiłem ci, ślicznotko, czasy się zmieniły, a ja nie prowadzę fundacji charytatywnej dla bezdomnych. Mówisz, że to mi się w dupie poprzewracało, a tobie nie? Nie ma ludzi niezastąpionych, Noa. Ale niech ci będzie. Po starej znajomości. Nie chcesz dać mi psa, więc zaoferuj coś równie cennego, by mnie zadowolić, inaczej będziemy musieli się pożegnać. Byle szybko. Mam robotę do wykonania.
  Zagwizdał na psy. Chimera szybko znalazła się przy jego nodze, ignorując obecność kobiety. Muszu jak zwykle się ociągał, demonstrując niezadowolenie cichym warkotem.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.20 19:13  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Grał z tobą w niebezpieczną grę, w której nie było opcji byś zwyciężyła. Nic nie stało jednak na przeszkodzie by zadbać o to, żeby i on był bardzo stratny przy końcowym rozliczeniu. Uderzyć na tyle delikatnie by to poczuł, a równocześnie nie chciał cię całkowicie zniszczyć. Zabawki kopały prądem, blokowały palce, gdy wtykało się je tam, gdzie nie powinno. Uszkadzały tak mocno naskórek, że widać było skórę właściwą. Dałaś mu to, co chciał, a nawet więcej, ale nie przypuszczałaś że proces degeneracji postąpił A Ż T A K. Skoro już się stało, musiałaś brnąć to w dalej. To nie tak, że on dawał ci wybór, on ci kazał. To ty musiałaś stworzyć dobre podłoże. Wpasował się lepiej w Desperację niż ty. Ile przeżył? Więcej niż jedno stulecie? W tobie siedziało tego świństwa sporo, dużo strachu, a jedną z najgorszych obaw wyciągnął na światło dziennie wręcz podręcznikowo.
Ale jak mogłabyś być obojętna? J A K? Nigdy nie byłaś dobra w walkach, najgorsze oferty z którymi się zderzałaś dotyczyły ciebie i twojego ciała. Twoja szyja bez trudu zmieściłaby się w jego zmechanizowanej dłoni. Pozbawiłby cię głosu z użyciem niewielkiej ilości siły. Patrzyłaś na niego, tylko na niego, nie uciekając przyciemnionym spojrzeniem od negatywnej oceny, którą właśnie ci wystawił. Jeszcze?
Nakarm go, grubasko.
Zacisnęłaś zęby i wargi, z twego gardła wydobyło się prychnięcie przypominające odgłos trąbki. Bardzo cichej. Trzymałaś się, choć grunt pod twoimi nogami pękał. Jak długo byś spadała? Myślał, że cię zna. Myślał, że cię przejrzał. Ale nie mógł wiedzieć tego wszystkiego, to nie tak, że cokolwiek was łączyło na tyle byś mogła się z nim podzielić całym tym bałaganem. Swoimi toksynami. Wirusem, krążących w twoich żyłach. Byłaś zatruta, a najgorzej dawało się we znaki zmutowane serce. Zaciśnij zęby, zapomnij na chwilę o tej pucołowatej twarzy, łaknącej uczucia i poczucia przynależności. Skup się na obecnej sobie. Teraz ważyły się twoje losy.
Przełknij tę żałosną dumę.
Życie mogło nie mieć dla niego ważności, ale co do innego czas i faktyczne dobra. Życie pozornie nieśmiertelnych, w tym i twoje, również nie miało wartości. Miał jedno oko, ale to jedno oko, niemalże ślepe, mówiło więcej niż było ci trzeba. Byłaś przed nim w swoich łachmanach. Desperacka żebraczka, która chciała go przekonać, że miała coś cenniejszego niż diamenty i pochwę.
Z martwej ciebie miałby jeszcze mniej pożytku niż z żywej. Uważał, że wszystkie psiska były obojętne wobec ludzi?
A jakie on zajmował miejsce w swoim stadzie, hm? Ach, no tak, sam powiedział, że nie uznaje niczego takiego. Anioły nie były dobrym tematem. DOGSi? Kojarzyłaś zaledwie Rain i plotki. Plotki, które on sam teraz zasugerował swoim tonem.
- Gdyby było jak mówisz to nie dawałbyś mi możliwości bym mogła coś powiedzieć albo zrobić. Powiem ci, co teraz myślę, choć pewnie się do tego nie przyznasz. Dajesz mi szansę. Przedłużasz tę chwilę bym bardziej to poczuła, bo wiesz, że nie mam z tobą szans - kopałaś, ale już mniej nerwowo. Czerwień jednak nie zniknęła z twoich włosów, które zdawały się być naelektryzowane. Poznawałaś glebę w której powstawał grób by móc sfingować własną śmierć. Pewnie w jego oczach byłaś martwa. - Już teraz mogę ci podać, częściowo, co będzie wymagało poważniejszych napraw. Płuca i kręgosłup. Najlepiej by jeszcze jakiś medyk na to spojrzał. O oczach nie wspomnę. Mogę stworzyć ci oko. Szybciej niż twój dzieciak. Jeśli mi nie wyjdzie, oddam ci swoje. Lepiej czy nadal za mało?
Za dużo gadasz, idiotko. Mniej. Konkretniej. Pewniej. Unieść wyżej głowę, o tak. Nastrosz pióra.
Walczyłaś ze sobą, ale stanęłaś w końcu na tym samym schodku, co on. Nie zerknęłaś na psy, choć wyraźnie czułaś ich obecność. Ookami przybliżył się, ale nadal trzymał się w pewnym oddaleniu. Teraz zainteresował się zielenią. Skubnął trawę. Gdy Yury spróbował odejść, złapałaś go, nie patrząc na to, że mógłby zmiażdżyć ci rękę. Zanim spojrzał na ciebie ponownie, przyjęłaś mniej obronną postawę. Zaczęłaś grę, zamknęłaś negatywne odczucia, a także obrzydzenie w sobie. Zsunęłaś rękaw koszulki z jednej ręki, obnażając obojczyk. Tą samą ręką dotknęłaś jego policzka, patrząc na niego niemalże z lśniącymi oczami, jakby nagle stał się kimś jedynym w swoim rodzaju. Grałaś przy pomocy sztuczek, które wykorzystywałaś w swoich tańcach, z całą możliwą mocą, chcąc wierzyć, że go to zatrzyma na nieco dłużej byś mogła powiedzieć więcej.
Chciałaś zadziałać na jego mózg, a nie na serce. Twój dotyk był lekki, pozbawiony nachalności.
To nie był dotyk żebraczki, to był dotyk królowej.
Mógł cię całą zmiażdżyć. Nie walczyłabyś. Udawanie kogoś, kto miał znaczenie, wymagało kontroli emocji, dlatego zmiany twojego ciała nie postępowały dalej.
- Zapracuję na siebie - dodałaś w końcu, z naciskiem. - Mogę być przynętą. Wykorzystać swoje ciało. Mój taniec ogłupia mężczyzn, a takich łatwiej jest atakować. Mogę też gotować.
Mogłaś być wszystkim, czym by tylko zapragnął. Wyśmieje? Odepchnie? Unicestwi?
Wszystko jedno.
- A gdzie ja, tam moje psisko. Wyuczone. Posłuszne.
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.20 16:27  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Muszu, rusz tyłek, bo cię tutaj zostawię i nici z obiadu — zagroził psu. Warkot ucichł. Bydle zeskoczyło z trybun, krusząc betonową płytę pod masywnymi łapami, do czego przyczyniły się także ostre płytki paznokci. Zademonstrowało pakiet kłów, kiedy mijało Ookamiego szerokim łukiem, a potem zbliżyła się ku swojemu właścicielowi i siostrze.
   Przeciwieństwie do Chimery, Muszhuszu nie zignorował obecności kobiety, obecnie stojącej kilka stopni wyżej, na podwyższeniu. Wspiął się na schody i stanął na dwóch łapach, opierając się o lichą konstrukcje muru. Zawarczał na nią kilkakrotnie, tuż przy ucho, a z pyska buchnęły kłęby pary, które otuliły jej skórę.
   — Koniec tej demonstracji, przygłupie — rzucił zniecierpliwiony windykator. Czasem załamywał ręce nad głupotą czworonoga, chociaż teraz miał ochotę się roześmiać. Podobieństwo między nimi bawiło mężczyznę, mimo iż jego znajomość ze zwierzęciem zaczęła się ledwie dwa miesiące temu, w tym przeklętym lesie.
  Obrażony Muszu przestał zachowywać się jak władza świata. Pojedynczy szczek wydobył się z jego gardła, kiedy zaszył się w pobliżu siostry, mierząc niezdolne do przetwarzania obrazów ślepia w Ookamiego, który, wyczuwając, że Noa być może grozi niebezpieczeństwo, wyraźnie się ożywił. Jednym susem skrócił dystans dzielący go od trzech intruzów. Przykucnął przy kondygnacji.
   Yury zignorował zachowanie kundli za swoim plecami. Nie dbał o to, czy skoczą sobie do gardeł teraz, czy później. Walka o terytorium była nieunikniona, jeśli zdecyduje się przygarnąć Noę pod dach Kamiennej Wieży, chociaż jak dotychczas nie padły zadowalające argumenty, które mogłyby go zachęcić do takiego kroku.
   Czekał, wygrzebując z kieszeni kolejnego papierosa. Ponownie zapalił. Jego twarz na ułamek sekundy zniknęła w chmurze dymu, ale ten szybko został rozproszony przez mocniejszy podmuch wiatru, wygrywający w ruinach melodię, która brzmiała jak zawodzenie. Odsuwając filtr od ust, rzucił okiem na czerwień na czubku jej głowy. Do twarzy było jej z tym kolorem. W barwie gniewu i buntu.
   — Pokonałem kilka nadprogramowych kilometrów, żeby się z tobą spotkać. Nie mam zamiaru wrócić z pustymi rękoma, ale jak do tej pory nie wykazałaś żadnych chęci, by mnie przekonać do swojej użyteczności. Żeby naprawić usterki płuc i kręgosłupa potrzebne są surowce, którymi nie dysponujemy – ani ty, ani ja. W przypadku oka sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Oboje wiemy, że to bardzo czuły narząd. Oprócz umiejętności, potrzebny jest też specjalistyczny sprzęt dostępny jedynie w M-3. Masz dojścia do ich pracowni? Skarbie, postaraj się trochę bardziej. Twoje przechwałki to nic więcej, jak puste słowa.
   Kiedy w końcu pojmie, że gada od rzeczy? Kiedy w końcu spełni jego oczekiwania?. Pokaże, że nadal tkwi w niej odwaga, wola przetrwania? Kiedy zniknie głęboką desperacje, w której się znalazła, gdy uległa jej niezbyt wyszukanej prowokacji?
   Słabości zżerały ją od środka. Robiły z nią, co chciały, a ona posuszenie grała tak, jak jej zagrały. Musiała w końcu wyjść ze strefy swojego komfortu. Pokazać mu na co tak naprawdę ją stać. Czynami, nie słowami.
   W momencie, kiedy odwrócił się ku wyjściu, poczuł uścisk jej delikatniej dłoni na swoim ramieniu. Mógł bez wysiłku wyplątać się z jej uścisku i odejść, ale jednak nadal stał w tym samym miejscu, z twarzą zwróconą ku trzem czworonogą.
   Chimera zamarła bez ruchu. Muszu węszył. Ookami skubał trawę.
   W końcu skrzyżował swoje spojrzenie z jej spojrzeniem, ukradkiem zerkając na odsłonięty, kościsty obojczyk. Bez namysłu sięgnął dłonią do jej twarzy. Zakleszczył palce protezy na jej szczęce, na tyle mocno, by po tym pokazie siły zostały sine ślady, a usta wykrzywił w kpiarskim uśmiechu.
   Stanowczość w jej spojrzeniu i dotyku, sprawiła, że krew w naczyniach krwionośnych windykatora zawrzała. Wznieciła w nim ogień, a teraz z nim igrały. Początkowo były to tlące się bladym światłem iskry, ale w końcu urosły do rozmiaru pożogi.
   — W co ty pogrywasz, laleczko? Pomyliłaś mnie z właścicielem burdelu, czy jak? — zapytał, tym razem bez żadnej dekoracji w głosie; była tylko chrypa i przekonanie, że kobieta postradała zmysły, a przy tym i instynkt samozachowawczy, skoro nadal upiera się przy swoim. —  Twój taniec ogłupia mężczyzn, a takich łatwiej jest atakować, tak? Udowodnij.
Rozluźnił palce z jej szczęki i wyjął z kieszeni pożółkłą fotografię. Wykrzywiona w szczerbatym uśmiechu twarz typowego, desperackiego oblecha posiekana zmarszczkami, została skierowana w kierunku obiektu aparatu, w chwili powstania zdjęcia.
   — Przyjrzyj się mu uważnie. To nasz cel. Zaszył się w slumsach, jak szczur. — zakomunikował z wyraźnym rozdrażnieniem, ale nie powiedział nic więcej. Ona już wiedziała, jaka jest jej rola w tym przedstawieniu.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.20 2:15  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
Nie bałaś się psisk, to istoty człekopodobne były niebezpieczne. To O N był niebezpieczny. W jego rękach był twój los, twoje bezpieczeństwo. Nie ufałaś mężczyźnie, ale nie widziałaś innego rozwiązania. Za długo się już kręciłaś, tereny nieznane ostatnimi czasy zrobiły się problematyczne. Pojawiło się więcej bestii i zwykłych mieszkańców Desperacji, którzy postanowili poszukać nowego miejsca do życia, z dala od Apogeum. Tak jak niegdyś ty. Ciągłe zmienianie miejsca nie było na dłuższą metę opłacalne, poza tym wydawało ci się, że ktoś cię obserwuje, idzie po twoich śladach. Ookami nie był zainteresowany sprawdzaniem sił z Muszu, przy czym nie był obojętny, kiedy ten ci zagroził. Zjeżyła się mu sierść, z gardła wydobył się krótki pomruk. Twoje biedne, troskliwe ślepe psisko. Dym otulił twoje policzki, ale nie mogłaś się wycofać. Najwyżej zaboli skóra. Ból mógłby ci pomóc się otrząsnąć z tej żałosnej postawy.
Klęcz, pokaż mu wszystko, co tylko masz. Oddaj mu tyle, ile możesz.
Nie byłaś satysfakcjonująca. Poznał się na tobie bardzo łatwo, choć to nie tak, że go okłamywałaś. Byłabyś w stanie to zrobić, poświęcić całą energię, poruszyć całą Desperację byleby spełnić wszystkie warunki. Choć był wiatr, nie ochłodził przyjemnie twojej skóry. Właściwie to sprawił, że ta ścierpła, zwłaszcza na szyi. Czy w ogóle miałaś szansę go przekonać?
- Wiem, gdzie je znaleźć. Tereny nieznane. Sprzęt też tam musi być. Byłeś tam kiedykolwiek? Limbo... coś ci to mówi? - ta nazwa ledwo przeszła ci przez usta. Nie miałaś dobrych wspomnień. Miejsce żerowania krwiożerczych duchów. Ścisnęłaś wargi. Byłaś niemal wojownicza, choć czułaś, że twoja energia i kłamliwa pewność w końcu się skończy. - Nie może to być AŻ tak trudne.
Jego dotyk nie był delikatny, ale nie był tak brutalny jak przewidywałaś. Zdusiłaś jęk bólu. Wytrzymałaś, nawet jeśli potem miałaś się całą trząść. Pamiętaj, nie jesteś teraz żałosną sobą. Pokaż mu. Pokaż mu obietnice Raju, który w sobie skrywałaś. Twoja stal złożona z brązu i z zieleni wchłaniała jego niebieszcz. Byłaś delikatna. Byłaś czuła. Byłaś pewna.
- Samo pożądanie nie wystarczy na długo. Nie muszę ściągać ubrań by sprawić byś poczuł się dobrze - rozchyliłaś delikatnie wargi przy tej cichej obietnicy, grałaś przecież dalej. Spojrzałaś na niego tak wdzięcznie, jakby ten ścisk był tym, czego potrzebowałaś. Uwierzyłaś. Cofnęłaś dłoń i dotknęłaś ostrożnie swojej szczęki. Część przedstawienia dobiegła końca. Przyjrzałaś się zdjęciu, w tym czasie Ookami podbiegł do ciebie i stanął przy twoim boku. Krótko pogłaskałaś go po łbie. Obrzydzenie do samej siebie w tobie urosło, ale znowu zatrzasnęłaś tę szufladkę. Nie było na to miejsca. Nie teraz. Za kilka, kilkanaście godzin, poczekaj. Wtedy będziesz mogła się ukarać.
Wystarczył ci jeden rzut oka.
Kiwnęłaś głową. Nie musiał nic mówić. Przed pójściem dalej, sięgnęłaś jeszcze po rozkruszone części, dokładnie to drobiny, które musiały odpaść z jakiejś konstrukcji. Miętosiłaś je palcami a potem przymknęłaś powieki i zrobiłaś nimi kreski. Nie musiałaś widzieć swojego odbicia by wiedzieć jak to zrobić. Przypomniała ci się siostra. Wargi gryzłaś tak długo, aż pojawiła się krew, którą rozmazałaś w miarę czystym palcem. Czerwień była ważna.
Dogoniłaś go i jego psiska by udać się w dalszą podróż. Od tego zależało wszystko.


z/t x2
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.06.20 22:48  •  Ruiny Tokyo Dome Empty Re: Ruiny Tokyo Dome
  W obliczu rozległej Desperacji łatwo było poczuć się małym, ale miejsca takie jak to sprowadzały człowieka do roli robaka, mrówki, ziarenka piasku na pustyni. Ogrom ruiny przytłaczał go z każdej strony, żelbetonowe filary pięły się ku górze i zdawało się, że tylko one utrzymują ciężkie, deszczowe chmury wysoko na niebie. Przez gęste barany przebijały się linie bladego światła, słońce wstało pół godziny temu, ale okolica nadal pogrążona była we śnie.
  Tokyo Dome oddychało płytko, przeganiając podmuchy wiatru po wałach, w powietrzu wyczuwało się wilgoć, która zalęgła się w zakamarkach   rumowiska. W głębokich, groźnych szczelinach między zawalonymi płytami betonu zbierała się brudna woda. Łatwo było sobie wyobrazić, że ktoś nieuważny traci równowagę i wpada na wiele metrów w dół, niezdolny do tego, aby wspiąć się do góry po śliskich ścianach. Stadion pełny był paskudnych pułapek.
  Westchnął ciężko zatrzymując się na krawędzi jednak z takich zaciemnionych przepaści. Ile osób spotkał już podobny los?
  I dlaczego to musiało być to miejsce? Dogłębnie przytłaczające i diabelnie niebezpieczne. Poza tym było ogromne. Jak mieli się znaleźć w ruinach, które z daleka przypominały małą wioskę?
  Wysunął z kieszeni skrawek papieru, przesuwając wzrokiem po treści nakreślonej nań wiadomości. Obejrzał przedmiot z każdej strony, podniósł go do światła. Żadnych dodatkowych informacji, żadnego kierunku. Schował fiszkę do kieszeni i zadarł głowę do góry.
  — Obyś miał jakiś plan — wymamrotał cicho, siadając na schodach prowadzących wzdłuż głównej trybuny.
  Oczywiście, cholera, przybył dobrą godzinę przed czasem. Nie chodziło nawet o to, że wcześnie wstał. Wcale nie poszedł spać poprzedniego wieczora, ale cień pod oczami nie mógł bardziej się pogłębić, Yume zawsze wyglądał na przesadnie zmęczonego, a teraz jeszcze tak się czuł.
  Odchylił się do tyłu opierając głowę na wysokim, betonowym stopniu rząd wyżej. Przymknął oczy nasłuchując, kiedy myśli szlajały się znowu w tematyce Melancholii. To pierwszy raz od dawna, gdy tak bardzo się w coś zaangażował i wyrwanie się z Czarnej nawet na chwilę wydało mu się niewłaściwe.
  Potarł podbródek w zamyśleniu i zdał sobie sprawę z kolejnego zaniedbania. Zarost, którego zawsze pozbywał się regularnie, zaczął znowu mu przeszkadzać. Przez natłok obowiązków, które spały na niego z dnia na dzień zaczął zaniedbywać nie tylko lekcje z dzieciakami, ale także siebie. Westchnął, drugi raz w przeciągu kilku minut, co w jego przypadku było oznaką drobnej irytacji.
  Czas robił mu na złość wlokąc się jak cholera. Kiedy wreszcie wybija ta piąta?
  Nieświadomie uniósł lekko głowę z niewygodnej pozycji i dyskretnie przesunął wzrokiem po misie stadionu.
  Co ci tyle zajmuje, Hal?
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach