Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down


17 lat temu, M-3


Dzyn, dzyn, dzyn.
  — Czy ktoś mógłby włączyć to cholerstwo? — wymamrotał pod nosem, zanurzając twarz w poduszce. Zapach świeżej pościeli, wyłapany przez jego węch, sprawił, że jeszcze bardziej nie chciał opuszczać lóżka; był wdzięczny Kaori, że wpadła tu kilka dni przed jego powrotem i ją zmieniła, choć z trudem wbił jej z głowy sprzątanie, ale na szczęście odpuściła. Na całe szczęście. Nie lubił nadużywać jej dobroci, mimo świadomości, że nie miałaby nic przeciwko temu i pewnie zaangażowałby do tego burdelu na kółkach dodatkowe ręce do pracy w postaci jego brata, który nie kwapił się do usprzątania własnego pokoju, a co dopiero większej przestrzeni.
Dzyn, dzyn, dzyn.
  Najwyraźniej nikt nie miał najmniejszego zamiaru wyręczyć go w tej niezbyt wdzięcznej czynności. Zresztą nic dziwnego. Mieszkał sam. W małej kawalarce, ulokowanej w starej kamienicy nieopodal centrum miasta. Miał stamtąd całkiem blisko do północnego rewiru, poza tym cena za wynajem była odpowiednia na jego portfel. Same plusy; minusów nie dostrzegał. Nie był zbyt wymagający.
  Odszukał dłonią żyjący własnym życiem budzik i zrzucił go na podłogę razem ze szklanką, chociaż to nie było zamierzone działanie. O jej niekorzystnym położeniu został zaalarmowany przez nieprzyjemny dźwięk wydawany podczas konfrontacji szkła z podłogą, który niemal od razu doleciał do jego ucha, ale nawet myśl o walających się po paneli odłamach szkła nie zachęciła go do przerwania romansu z posłaniem. W gruncie rzeczy zawsze miał z tym problem, ale dziś nie potrafił się w ogóle przełamać, powiedzieć mu „do zobaczenia, stary” raz a dobrze. Nie ulegało zatem żadnym wątpliwościom, że zmuszenie się do opuszczenia łóżka było najgorszą częścią dnia, której musiał sprostać. Nawet jeśli w teorii nie powinien spać od kilku godzin, w praktyce pozwolił sobie na małe ustępstwo od wpajanych mu podczas wojskowego szkolenia reguł. Niemniej wraz z nachalnym dzyn budzika odżyła w nim świadomość, że niedługo będzie musiał otrząsnąć się ze stanu spoczynku i zwlec swoje cztery litery z wygodnego posłania. Czekała na niego lista rzeczy do zrobienia. Musiał przede wszystkim uzupełnić braki w zaopatrzeniu lodówki, która świeciła pustkami i trochę posprzątać, by wykurzyć z mieszkania niechcianych współlokatorów w postaci pająków, które przez ponad rok zdążyły wprowadzić się do jego skromnych czterech ścian z całymi rodzinami, ale... Znów zamknął niebieskie ślepia i przewrócił się na lewy bok. Przynajmniej raz do roku mógł pozwolić sobie na odrobinę lenistwa. Poza tym swoje zachowanie usprawiedliwiał parudniową podróżą i urlopem, który kończy mu się za... nawet nie wiedział, która była godzina. Przejechał dłonią po twarzy i rzucił ulotne spojrzenie na wyświetlacz przepustki.
  — No pięknie — mruknął pod nosem, zauważając, że przespał prawie calutki dzień. Co prawda miał do dyspozycji całodobowe, ale szczerze powiedziawszy wolał korzystać z tańszych opcji, w tym przypadku z sieciówek.
  Przejechał palcami po włosach, rozczochrując jeszcze bardziej, po czym doszedł do winsoku, że nie ma pośpiechu. I tak nie zdąży. Przede wszystkim najpierw musi skorzystać z usług prysznica, którym pogardził w środku nocy przez wzgląd na późną porę powrotu do M-3. Ściany w tym budynku mieszkalnym były bardzo cienkie i nie chciał budzić sąsiadów, a przynajmniej tak usprawiedliwiał swoje lenistwo, które przyległo do niego jak... brud. I to właśnie ten czynnik stał się dla niego wystarczającą motywacją, by jednak udowodnić światu, że coś jeszcze z niego będzie.
  Wstał. Przeciągnął się, by rozruszać skazane na kilkanaście godzin bezruchu zastałe mięśnie, po czym zrobił przegląd generalny kilku szuflad i szafy; ich zawartości nie uległa zmianie. Wyposażył się w świeżą bieliznę i dresowe spodnie, a potem udał się do małej łazienki, w której z ledwością zmieścił pralkę, umywalkę z lustrem nad nią, muszlę klozetową, niewielką szafkę i kabinę prysznicową. W każdym razie odłożył ubrania, wyjął ręcznik i wszedł pod prysznic. Odkręcił kurek z ciepłą wodą, ale zamiast niej poleciała zimna, wręcz lodowa. Zadrżał, wycofując się na płytki. Dozorca najwyraźniej zapomniał włączyć ciepłą. Po prostu zajebiście, skomentował w myślach, ale na tym skończyło się jego narzekanie. I tak było już zbyt późna pora na składanie reklamacji. Zrobi to jutro, a teraz po prostu zacisnął zęby i umył się w tempie ekspresowym. Nie zajęło mu to nawet trzech minut, ale, gdy się wycierał, odkrył, że senność zniknęła bez śladu. Czuł się jak nowonarodzony.
  Ubrał się i udał się tam, gdzie w zasadzie powinien się udać  pierwszej kolejności - do kuchni wyposażonej w aneks kuchenny, mały dwuosobowy stolik i kilka urządzeń ułatwiających życie. Odruchowo włączył radio na zakurzonym meblu. Akurat skończyła się jedna z tych durnych piosenek o złamanym sercu i zaczęły się konkretny pod postacią wieczornych wiadomości. Słuchał spikera, nalewając do czajnika wody. Przygotował kubek, nasypał do niego kawę i... łyżeczka wypadła mu z ręki, kiedy nadano komunikat z ostatniej chwili. Komunikat, który sprawił, że na okres kilku sekund, a może nawet minut krew zamarła mu w żyłach; był zdolny jednie do nieprzytomnego wpatrywania się w zawartość kubka. Łowcy, strzelanina, nie żyje i Kitō Reiji - usłyszawszy zestawienie tych kilku słów, odniósł wrażenie, że ktoś spoliczkował go przy użyciu całej swojej siły.
  — Reiji? Nie, to niemożliwe — wymamrotał pod nosem po przetworzeniu tych słów w głowie, chociaż łączenie faktów przychodziło mu z trudem; słyszał zaledwie swój przyśpieszony oddech i nieregularne bicie serca. Wyłączył czajnik (a przynajmniej tak mu się wydawało), mimo że znajdująca się w nim substancja nawet nie zaczęła się jeszcze gotować. O radiu najwyraźniej zapomniał, bo już był już w wąskim holu. Zarzucił na siebie wczorajszy podkoszulek, a potem kurtkę i buty. I wyszedł z domu, nawet nie zadając sobie zbyt wiele trudu, by zamknąć drzwi na klucz. W stanie oszołomienia zbiegł po schodach, niemal nie zrzucając z kilku ostatnich stopni sąsiadki, która wracała do swojego mieszkania („przepraszam” ugrzęzło mu w gardle, nie był w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa), a potem wybiegł na ulice i zaczął biec.
  Podczas pokonywania kolejnych metrów, dosięgną drugą ręką do przepustki. Nacisnął na jej panelu funkcje komunikacji i wybrał z listy kontaktu ten, który miał mu posłużyć za wiarygodne źródło informacji - Natsumi. Co prawda mógł od razu zadzwonić do jej męża, ale bał się, cholernie się bał, że usłyszy ten jeden, denerwujący, przeszywający błędniki niczym odgłos wystrzału sygnał, a potem wyprany z emocji głos informujący o tym, że kontakt nie istnienie w bazie danych. Brał też pod uwagę opcję, że kobieta nie odbierze, ale łudził się, że jednak to zrobi i powie: Co jest, Arata? Dlaczego przeszkadzasz nam podczas urlopu? Jeśli to coś związanego z pracą, to lepiej się rozłącz., a on odetchnie z ulgą, rzuci krótkie Natsumi, to ty? Wybacz, najwidoczniej palec mi się omsknął i przerwie połączenie. Poczuje się jak idiota, że nie wpadł wcześniej na te proste rozwiązanie, a potem wróci do domu, śmiejąc się do rozpuku z samego siebie. Jednak dopóki słyszał nieprzyjemny, dzwoniący mu w uszach dźwięk, niepokój coraz bardziej w nim narastał. I biegł, dalej biegł, nawet nie myśląc, by przestać, dopóki nie usłyszy po drugiej stronie aparatu znajomy głos, utulony w zwyczajową łagodność i spokój. Nie wiedział nawet, kiedy jeden z papierosów wylądował mu w ustach. Trzymając go między zębami, mamrotał jak mantrę:
  — Odbierz, do cholery.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

………Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. Wszędzie kłamstwa. Z jej ust, z ich ust.
Było jej od tego niedobrze, jakby ktoś wbił pięść w jej żołądek. Ręce zaciśnięte wokół ciepłego kubka nie drżały, jednak były zatrważająco zimne, zupełnie jakby trzymała je przez kilka minut w śniegu. Miała wrażenie, że coś trzyma jej serce w klatce, która z każdym uderzeniem organu stawała się coraz ciaśniejsza. Gardło było suche, zupełnie jakby nałykała się piasku i igieł.
Najgorszy jednak był piekący ból ran na klatce piersiowej, ślady pozostawiony po Kitō. Długie, ukośne, płytkie kreski zrobione przez nierówne pazury. Opatrzone, odkażone, z nałożonym środkiem przeciwbólowym, a mimo to czuła, jakby rozrywały jej duszę.
Natsumi wzięła głęboki wdech, przegryzła dolną wargę i uniosła głowę, szare oczy spojrzały na siedzącego przed nią mężczyznę w mundurze. Obserwował ją w milczeniu, jednak wiedziała, że czeka. Sprawdza ją. Myśli, czy to ten czas, w którym się załamie.
Dzwonek przepustki drażnił jej uszy, ilość nieodebranych połączeń musiała być zatrważająca. Od rodziców, od przybranej siostry, od znajomych, od przyjaciół. Wojskowi dali jej czas, by mogła się na to przygotować, ale ostatecznie było to znacznie cięższe, niż myślała.
Panno Igarashi…
Pani oraz Kitō – odrzuciła sucho, przerywając mu bezpardonowo, następne słowa były jednak już znacznie spokojniejsze, chociaż tym razem przerwała kontakt wzrokowy. – Wiem, co mam mówić. Wiem, że nie mogę nikomu pokazać ran, a wszystko, co się stało, musi zostać tajemnicą. Zrozumiałam to za pierwszym razem, majorze. Rozumiem, jakie to istotne.
W ostateczności wiedziałam nawet, co powiedzieć panu, pomyślała gorzko, ponownie zaciskając dłonie wokół kubka tak mocno, że aż zbielały jej kostki. W takich chwilach miała ochotę się śmiać. Śmiać tak długo, aż zabraknie jej tchu w płucach, a łzy stworzą utartą ścieżkę na jej twarzy. Jednak ilekroć już myślała, że zaczynają drżeć jej kąciki ust, to gryzła się w język tak mocno, jakby od tego zależało jej życie.
Na-tsu-mi. Strzelaj!
Co?
Myślą, że zrobiła to sama. Jej mąż zaatakował ją, próbował zabić, a ona sięgnęła po pistolet, który leżał na ziemi. Pistolet, którym pewnie chciał popełnić samobójstwo, ale nie dał rady. Strzeliła mu w głowę, wezwała policję i tyle. Córka generała. Wojskowe zachowanie miała we krwi, choć była dopiero początkującym psychologiem militarnym, to potrafiła zachować zimną krew. Nie sprawiło jej to przyjemności, jest roztrzęsiona, ale jej psychika daje sobie z tym radę. Będzie wdową po honorowym mężczyźnie, nie po potworze.
Potwór? Monstrum? Gdy usłyszała te słowo od wewnętrznych myślała, że wydrapie im oczy. Ten sam, który zawsze wiernie służył miastu nagle został uznany za podrzędną istotę. Za tchórza, który musiał wiedzieć o zarażeniu, a mimo to zaryzykował.
Zgrzytnęła zębami, wiedziała, że major czujnie na nią patrzy. Musiała pozbyć się tej aury gniewu, a zostawić na zewnątrz tylko rozpacz. Nie może pozwolić, by wiedzieli, jak było naprawdę. Kitō w ostatnich słowach stwierdził, że musi ukryć to, co się wydarzyło. Za wcześnie. Nie zrozumieliby.
Ach, cholera.
Poza tym… poza tym, oni wszyscy tylko wykonywali swoją pracę. Rozumiała to, ale cała ta żałość, ten strach, smutek, gniew, rozpacz dusiły ją od środka.
Moment zgłoszenia, moment czekania, moment składania zeznań, moment ustalania wersji zdarzeń, moment badać jej krwi, moment opatrywania, moment decyzji, co teraz. Cały czas coś, nie miała czasu na faktyczne roztrząsanie tego, co się stało. Gdy zostanie sama…
Pani Kitō. Minęła już odpowiednia ilość czasu – rzucił major, zerkając sugestywnie na jej telefon. – Zapewniam, że będę z panią w stałym kontakcie. Może pani do mnie dzwonić w każdej chwili.
Popatrzyła się na niego i bez słowa wstała. Opuściła biuro, wpatrując się w nazwisko wyświetlające się na przepustce. Mijali ją wojskowi, wszyscy wiedzieli, że przybyła rozpoznać ciało, teraz zostawiali ją w spokoju. Z rąk Łowców zginął ich przyjaciel, znajomy albo po prostu inny mundurowy, pałali niepokojem i gniewem. Gdyby miała czas, a przede wszystkich chęci, pewnie dostrzegłaby, jak wspaniale poszło zamiatanie wszystkiego pod dywan. Marna garstka znała prawdę, a całą tylko ona.
Niedobrze mi, niedobrze mi, niedobrze mi.
Arata – głos jej się załamał i dopiero teraz sobie uświadomiła ogrom tego wszystkiego co się stało. – Poprosili mnie… poprosili mnie o rozpoznanie ciała. Reiji nie żyje.
Nie zdała sobie sprawy, że zaczęła biec, dopóki mało co nie zderzyła się z drzwiami wyjściowymi. Nie może zacząć płakać, nie może.
Kido. – Znowu chwila przerwy. – Mógłbyś… ekhm, czy mógłbyś mnie odebrać? Ja…
Zamilkła, wychodząc na zewnątrz i kucnęła przy ścianie budynku, nagle zdając sobie sprawę z tego, że nie wie, co ma dalej powiedzieć. To jeszcze nie był ten moment, w którym jej psychika zaczynała się kruszyć, ale na myśl na tym, że miałaby teraz zostać gdzieś sama, dostawała dreszczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ręką Kido zacisnęła się na paczce papierosów. Nie musiała mówić nic więcej. Łamliwy głos wypowiadający jego imię utwierdził go w przekonaniu, że spiker w radiu nie minął się z prawdą. Kilka kropel potu spłynęło mu po twarzy. Wszelkie złudzenia zniknęły. Oto został boleśnie skonfrontowany z rzeczywistością.
  Zatrzymał się raptownie na środku zatłoczonej ulicy. Poczuł, jak ktoś uderza go mocno w ramię, ale nie zareagował. Stał, wpatrując się w fragment ulicy przed sobą. I uświadomił sobie, że mimo iż nocne życie trwało w najlepsze, do jego uszu nie dolatywał gwar temu towarzyszący. Czas się zatrzymał.
  Przymknął oczy. W akompaniamencie przyśpieszonego oddechu i rytmu wybijanego przez serce konsumował myśl, że Reiji umarł, ale nadal nie mieściło mu się to głowie. Pogodzenie z utratą kogoś bliskiego nie leżało w jego kompetencjach. Jak to możliwie, że ktoś, kto jeszcze niespełna parę dni temu rozmawiał z nim przez telefon, przestał poruszyć ustami? Jak to możliwie, że osoba, która snuła plany o przyszłości, pożegnała się z teraźniejszością? Jak…
Jak to się stało?
  Pytanie naszło na jego usta, ale zanim z gardła wydobył się jakkolwiek dźwięk, Natsumi wpadła mu w słowo.
   Oprzytomniał. Otworzył oczy i wtem czas znowu zaczął posuwać się na przód. Nie od razu wydobył z siebie odpowiednią odpowiedź. Musiał oswoić się z hałasem, który niemal natychmiast napłynął do jego błędników. Przejechał otwartą dłonią po twarzy, wyczuwając po palcami szorstkość kilkudniowego zarostu.
  —  Ja... zaraz tam będę. Daj mi kilka minut — odezwał się po chwili. I choć myślał, że nad sobą panuje, głos mu lekko zadrżał, ale przeciwieństwie do małżonki swojego zmarłego przyjaciela, to nie smutek wiódł prym w odczuwanych przez niego emocjach. Wśród nich dominowała wściekłość. Na Reijiego. I na siebie. Zwłaszcza na siebie. Nie powinien wyjeżdżać. I zostawić bliskie mu osoby. Egoizm jego czynu obrócił się przeciwko niemu.
  Rozglądnął się, by zorientować się, gdzie poniosły go nogi. Znajdował się kilka przecznic od domu Kito. Na jednej z najbardziej zatłoczonych ulic w mieście. Cholera jasna. Nie powinien wybiegać z domu pod wpływem chwili. Dlaczego nie wziął ze sobą kluczyków? Dlaczego nie wyjął z wynajmowanego garażu motoru? Dlaczego zwykle najpierw robił, a potem myślał?
  Ruszył w kierunku sznura osobowych samochodów ułożonych wzdłuż chodnika. Postój taksówek. Ich ilość była imponująca, ale nie dziwiło go to ani trochę. Po północy stalicy bywalcy barów będą potrzebowali podwózki zataczając się na nogach pod pływem procentów w żyłach. Ruszył w tamtym kierunku, ale... dźwięk klaksonu sprawił, że znieruchomiał. Maska samochodu zatrzymała się tuż przed nim, niemal zetknęła się z jego żebrami.
  — Uważaj gdzie leziesz, kretynie! — Kierowca samochodu wyjrzał za szyby pojazdu i zgromił nieuważnego przechodnia nieprzechylnym spojrzeniem. Kido z rozmachu uniósł ręką do góry i pokazał mu środkowy palec w ramach zademonstrowania jego stosunku do tego zdarzenia, po czym przebiegł na drugą stronę, nie zważając na obelgi kierowane pod jego adresem.
  Nie był na służbie, nie miał na sobie munduru S.SPEC i w obliczu niemocy, w której trwał, mógł sobie pozwolić na ten wulgarny gest, do cholery! Miał ochotę wykrzyczeć to całym światu, patrząc prosto w sztuczną kopułę otoczoną chmurami, ale nie był w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa. Kopnął puszkę, która znalazła się na jego drodze. Potoczyła się po chodniku i uderzyła o gmach stojącego najbliżej budynku. Zanim się zatrzymała, Arata przemieścił się ku taryfie.
  — Pod siedzibę S.SPEC — rzucił do kierowcy, zajmując wolne miejsce od pasażera. Schował dłoń do kieszeni i odnalazł w niej zapalniczkę, a następnie drżącą ręką próbował ją uruchomić. — Pieprzona suka — rzucił pod nosem. I zdał sobie sprawę, że auto nie ruszyło się nawet o milimetr. Nie słyszał też odgłosu silnika. — Co jest? — wyrzucił z siebie, gdy przedmiot wreszcie wypadł mu z dłoni. Nawet nie próbował go odszukać pod siedzeniem. Cichy warkot wyswobodził się z jego ściśniętego w supeł gardła.
  — Tutaj nie wolno palić — upomniał go kierowca, ale po chwili uległ spojrzeniu klienta. Uruchomił wóz i ruszył. Kido odetchnął. Nie musiał mówić gaz do dechy. Mężczyzna siedzący za kierownicą zrozumiał.
  Taksówka sunęła po asfalcie znacznie przekraczając dozwoloną prędkością. Rzucił okiem na tablicę rozdzielczą. Sześćdziesiąt kilometrów na godzinę. Może nie był to szczyt możliwości silnika pojazdu, ale w tych warunkach nie mógł prosić o zwiększenie szybkości. Znajdowali się w pieprzonym centrum miasta. W każdej chwili ktoś mógł skończyć pod kołami. Po upływie kilku minut krajobraz - na całe szczęścia - zaczął ulegać przekształceniu. Budynki oferujące alkohol i jedzenie zniknęły. Pojawiło się więcej bloków, domów jednorodzinnych i kilka warsztatów samochodu. Zamiast tłumu, ulice świeciły pustkami. Kierowca przyśpieszył, a Kido w duchu odliczał do stu, by się uspokoić. Nie doliczył do końca. Zatrzymał się na osiemdziesięciu pięciu, wszak taksówka zatrzymała się z mało eleganckimi piskiem opon na środku jezdni. Dwóch mężczyzn obejrzało się na nią. Wojskowy omiótł ich krzywym spojrzeniem i otworzył drzwi.
  — Proszę tu zaczekać, dać mi chwilę. Zaraz wracam — rzucił ku mężczyźnie i wysiadł z auta. Ni zapłacić, by mieć pewność, że typ posłucha.
   Podbiegł do bramy. Przyłożył przepustkę do czytnika. Zanim wszedł do środka, upłynęło kilka nadszarpujących jego nerwy sekund. Zdążył trzykrotnie skrytykować mechanizm rządzący się tym miejscem.
   Wszedł na poznany mu dawno teren i skierował kroki ku kostnicy. Znał rozkład budynków na pamięć, więc po kilku minutach trafił we właściwe miejsce i dojrzał kucając przed drzwiami kobietę. Natychmiast rozpoznał jej sylwetkę i poczuł ukłucie w klatce piersiowej.
   — Jesu, Natsumi, wyglądasz okropnie!
   Też mi odkrycie frajerze, właśnie straciła faceta!, zrugał się w myślach, ale w sumie nie żałował tych słów. Dla własnego dobra nie chciał okazać jej współczucia i składać kondolencji. Sam jej widok był łamiący i obawiał się, że, gdy tylko wyrzeknie chociażby słowo o śmierci swojego najlepszego kumpla, jego twarz wykrzywi się w rozpaczy. Nie po to tutaj przyszedł. Przyjechał, bo szukała oparcia i miał zamiar sprostać temu zadaniu. Był to winny jej mężowi.
   — Chodźmy stąd — podsunął, pochylając się nad jej drżącym ciałem. W trakcie wykonywania tej czynności zdjął kurtkę i okrył nią jej ramiona. — Jeśli ktoś z tych ważniaków zobaczy cię w takim stanie, jak nic zaciągnie cię do psychologa — mruknął, bo co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Znali procedury rządzące się tym światem. I jego bezlitosne reguły. Ujął w palce jej chłodną dłoń. — Chodź. Zabiorę cię...  — Chciał powiedzieć do domu, ale nie był pewny, czy byłaby to rozsądne propozycja. Zostało w nim wiele wspomnień i rzeczy po zmarłym, a z tym wiązała się jeszcze większa dawka bólu. Westchną cicho. — ... stąd. Gdziekolwiek chcesz.  
   Wykrzywił usta w uśmiechu, aczkolwiek karykaturalna forma tego grymasu zapewne nie jednemu dziecku dostarczyłaby koszmarów sennych. Ale nie stać było go na nic innego. Przytłaczająca go bezradność była gorsza od grawitacji. Nastarczała mu problemów z oddychaniem.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

………Cholera. Co teraz, co teraz, co teraz. Podczas rozmowy z wojskowym to wydawało się tak złudnie proste, ale przecież teraz będzie musiała kłamać. Wszystkim. Nikomu nie będzie mogła powiedzieć prawdy, prawdopodobnie nigdy zresztą. To, co się wydarzyło w mieszkaniu jej i Reiji’ego pozostanie tajemnicą, a przez najbliższy czas jej umysł będzie pewnie non stop odtwarzał całe to wydarzenie.
Rok. Tyle przeciętnie trwa żałoba, a przynajmniej w swoim właściwym przebiegu. Nie była pewna, czy ma na to aż tyle czasu. Musiała się dowiedzieć, dlaczego jej mąż skończył z wirusem X w cholernym środku M3. Dlaczego stało się to, co się stało. Dlaczego ostatecznie zrobiła to, co zrobiła. Mimo że na jego prośbę, to i tak coś wewnątrz niej rozpadło się na kawałki.
To bolało, a jej pamięć nie chciała dać jej nawet chwili wytchnienia.
Zabić osobę, którą kocha się najbardziej na świecie, ponieważ właśnie tego ta osoba pragnie.
To brzmi tak patetycznie, tak żałośnie, tak s ł a b o, ale z drugiej strony, przecież to nie była normalna sytuacja. Myślenie teraz, czy mogła podjąć inną decyzję, czy mogła coś zrobić inaczej, nic już jej nie da. Trzymać się ostatnich słów własnego męża, pogodzić się z tym, ruszyć do przodu i nie oglądać się za siebie.
Och, tym bardziej chciało jej się teraz śmiać. Śmiać tak długo, dopóki nie zabraknie jej tchu w płucach i nie zemdleje przy tym przeklętym budynku. Negatywne emocje ściskały jej klatkę piersiową jak imadło. Czuła, że znowu ma lodowate ręce, chłód przeniknął całe ciało, ale jednocześnie miała wrażenie, że głowa zaraz jej pęknie z powodu gorąca.
Coś drapało ją od wewnątrz. Gdyby teraz zaczęła krzyczeć, to prawdopodobnie nie przestałaby już nigdy. Co za parszywa sytuacja. Wykraczająca niemalże całkowicie poza jej wyobraźnię. Owszem, Reiji był wojskowym i nieraz miała nieprzyjemne scenariusze w głowie, ale nigdy, zdecydowanie nigdy nie takie.
A teraz od tych rozmyślań wyciągnął ją Kido. Opamiętanie przyszło jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Nie może się załamać, nie może płakać, nie może krzyczeć, nie może się rozpaść. Musi wziąć się w garść.
„Jesu, Natsumi, wyglądasz okropnie!”
Naprawdę? – przełknęła ślinę i uśmiechnęła się niemrawo, chociaż nic nie było w stanie zakryć cieni pod oczami, które jej blady odcień twarzy w tym momencie zdecydowanie podkreślał. – Myślę, że mogła mi się rozmazać któraś kreska lub nawet obie. Powiedziałabym, że pewnie też nieco zbladłam, ale w sumie… nie wiem, czy z moją cerą to możliwe.
Odetchnęła głęboko, jej głos był wyższy, niż z reguły, ale podniosła się bez najmniejszego oporu. Zacisnęła dłonie na kurtce, wdychając znajomy zapach osoby, która często u nich gościła, ale jednocześnie przez ostatni rok mieli z nią ograniczony kontakt.
Nie był to jednak to zapach tej osoby, którą chciała teraz najbardziej zobaczyć. W dodatku przypominał, że Reiji ostatnio planował urządzić imprezę-niespodziankę z okazji powrotu Kido. Na tle tego, co się stało, zupełnie o tym zapomniała i dopiero widok starego znajomego jej o tym przypomniał. Zadrżała i przegryzła dolną wargę, na chwilę przenosząc spojrzenie szarych oczu gdzieś na piętrzące się budynki.
Odetchnęła głęboko, by doprowadzić się do porządku. Musiała się kontrolować. Nie mogła zmienić tego, co się stało, mogła zmieniać tylko przyszłość.
Psycholog lądujący u innego psychologa to wcale nie taki dziwny widok. No dobra, częściej u psychoterapeuty, ale jednak, zajmowanie się niektórymi wymaga wsparcia dla własnego zdrowia psychicznego – mruknęła, w założeniu miało to rozluźnić atmosferę, ale prawdopodobnie w jej głosie zdecydowanie zabrakło rozbawienia.
„... stąd. Gdziekolwiek chcesz.”
Problem w tym, że właśnie do niej dotarło, że nie wie, gdzie chce iść. Nie przemyślała tego, a teraz w jej głowie panowała jedna wielka pustka. Wiedziała, że to za wcześnie, by udać się do własnego domu. Na to zdecydowanie nie była jeszcze gotowa. Eksplozja wspomnień prawdopodobnie zmiotłaby jej sprężystość psychiczną z siłą rwącej rzeki.
Muszę zaplanować pog… pogrzeb. Muszę porozmawiać z jego rodziną. Muszą porozmawiać z moją rodziną. Z moimi przyjaciółmi, z jego przyjaciółmi, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czy chcę – ostatnie zdanie niemalże wycedziła przez zęby. – Jak mam być szczera, nie wiem, nie przemyślałam tego, przepraszam, Kido.
Zacisnęła wolną dłoń w pięść i ponownie głęboko odetchnęła. Prawda była taka, że dla nikogo nie będzie to proste, ale wiedza odnośnie taka, jak faktycznie to wszystko wyglądało, po prostu ją przytłaczała w tym momencie.
Powinnam zrobić teraz wiele rzeczy – zaczęła, jednak zaraz to przerwała na chwilę, ponownie gryząc nerwowo dolną wargę. – Ale wciąż jakaś część mnie myśli, że to wszystko jest jakimś paskudnym żartem, koszmarem nocnym, czy po prostu błędem. Problem w tym, że tak nie jest i nie wiem, co teraz zrobić.
Parsknęła nieprzyjemnym, gorzkim śmiechem. Wiedziała, że nie może za bardzo obarczać Kido, jednak z drugiej strony nie miała jeszcze siły, by jego też pocieszać. Zdawała sobie sprawę z tego, że dla niego również to było bolesne, po prostu wspomnieniami wciąż jeszcze była przy tamtym momencie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie potrafił sobie wyobrazić co w obliczu tej tragedii czuła Natsumi. I chyba nawet nie chciał wiedzieć, ale jej widok wystarczył, by odczuwany przez całą drogę uścisk w klatce piersiowej się nasilił. Nie wiedział, jakich użyć słów. Nigdy nie słynął z przesadnej uczuciowości, subtelności, ponadto nigdy nie dźwigał na barkach takiego ciężaru. Śmierć, chociaż nie raz przelatywała mu koła nosa, nigdy nie złożyła lodowatego oddechu na jego skórze. Zawsze udawało mu się jej wymknąć, pokazać środkowy palec. Gdyby był przy Reijim podczas ataku Łowców , to czy tym razem sprawa przybrałaby korzystny dla nich obrót? Nie umiał odpowiedzieć sobie na te pytanie i chyba nawet nie chciał się nad tym rozwodzić. I nie dlatego, że mógł podzielić jego los. Paradoksalnie śmierć towarzyszyła mu na każdym kroku. Najpierw matka, potem Wymordowany w piwnicy, a następnej kolejności ukochany pies, trochę później tych kilka istnień, które zabił w obranie własnych na drżących nogach z pewnym, oburęcznym chwytem na pistolecie dla dobra mieszkańców Miasta, a teraz Reiji. Człowiek, który zdecydowanie nie zasłużył sobie na nią w tak młodym wieku.
  Powiódł spojrzeniem po sylwetce Kraski. I dopiero tych oględzinach uświadomiły siebie, że nadal był zmęczony, ale mimo to nie dał po sobie niczego poznać. Rzucił to winną na zmianę strefy czasowej. Ponadto pamiętał, jak kiedyś po pijaku powiedział Reijiemu, że zabierze mu ją, jeżeli kiedykolwiek doprowadzi ją do łez. Musiał się wziąć się w garść.
  — Obie. Spłynęły wraz ze łzami i wyglądasz jak upiór zamieszkujący szafę. Jesteś teraz przerażającą istotą, Natsumi. Angaż w niskobudżetowym horrorze gwarantowany.
  Parsknął. Pod wpływem nerwów ludzie pletli co im silna na język przyniosła. Arata pod tym względem nie stanowił żadnego wyjątku. O ile radził sobie ze stresem w trakcie pojedynków czy akcji wojskowych, choć liczba takowych na jego koncie była ograniczona przez wzgląd na niezbyt pokaźne doświadczenie, o tyle nie umiał ujarzmić nerwów w takich właśnie przypadkach.
  Wetknął papierosa do ust, ówcześnie wyciągając paczkę z kurtki, która spoczywała na ramionach Nastumi.
  — Zapalisz?  — spytał, podsuwając jej pod nos kartonowe pudełko, ale był niemal pewny, że odmówi. Nie była wielbicielką używek. I wielokrotnie karciła za nie swojego małżonka, ba, zdaje się, że wybiła mu je z głowy przed tym, zanim na jej palcu pojawiła się obrączka.
  Zacisnął zęby na filtrze i przez chwilę wpatrywał się w milczeniu w przestrzeń, jednak nie sięgnął po zapalniczkę. Jedna z dłoni przejechał po włosach, a palce drugiej ujęły chudszy nadgarstek.
  — Dobra, ślicznotko. Zapowiadali deszcz, a jak mniemam twoja misternie ułożona przed lustrem fryzura nie zniosłaby takiej hańby. — Zignorował fakt, że jej włosy znajdowały się w całkowitym nieładzie. — Poza tym taksówka na nas czeka. Typ za kierownicą to straszny nerwus, więc chodźmy, zanim odjedzie z piskiem opon. Wiszę mu trochę kasy za wcześniejszy kurs — oświadczył po chwili, ignorując jej próbę rozładowania napięcia w formie żartobliwej wstawki o psychoterapeucie. Wątpił, aby wizyta u niego przyniosła jej jakąkolwiek ulgę. Nigdy o żadnego nie był, ale mimo wszystko w tym momencie nie potrafił sobie wyobrazić ją sobie w ogniu osobistych pytań, które zapewne w głównej mierze kręciłyby się wokół postaci Reijiego. Cholera jasna, chyba nikt nie był takim masochistą, by rozdrapywać ledwo powstałe rany. Nie spodziewał się subordynacji ze strony swojej starszej koleżanki. Umiała zaleźć za skórę, jednakże wolał, aby przez kilka najbliższych godzin skoncentrowała myśl na czymś... przyziemnym.
  — O tej porze nie zorganizujesz pogrzebu, a rodzina i przyjaciele mogą poczekać do jutra. Najpierw powinnaś zadbać o siebie. Poza tym mogę ci z tym wszystkim pomóc. Przynajmniej na coś się przydam — zaoferował po chwili, decydują, że tym razem musi stać na wysokości zadania. To nie czas na łzy. Codziennie ginęło kilku żołnierzy. Podejmując się tej pracy, obaj - on i Reiji - byli tego świadomi, Natsumi zapewne też, w końcu dorastała pod okiem kluczowej persony w szeregach wojska. Zatrzymanie akcji serca może się zdarzyć w każdej minucie ich życia. Szczęście im nie dopisało. Tym razem padło na jej męża.
  Podczas tej przemowy postanowił, że zabierze ją do siebie. Nic nie cuciło człowieka tak bardzo, jak lodowata woda lecąca z prysznica. Jednym problem była pusta lodówka, ale o tym może zatroszczyć cię po drodze. Uzupełnienie jej asortymentu i tak była pierwszą myślą, która przyszła mu do głowy tuż po przebudzeniu, zanim włączył radio.
  — Chodź albo cię tam zaniosę.
  Była lekka jak piórka, więc najprawdopodobniej przerzucenie ją sobie przez ramię nie stanowiłoby dla niego żadnego wyzwania. Wręcz przeciwnie – jej ciężar przysłużyłby jego zastanym przez podróż mięśniom.
  Wymusił na sobie uśmiech, chociaż nie miał wątpliwości, że na jego ustach pojawił się nieprzyjemny grymas, ale takowy za pewnością nie mógł konkurować z gorzkim śmiechem autorstwa tej niepokornej kobiety.
  Pociągnął ją w kierunku wyjścia.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

…….Coś, co przypominało zduszony chichot, wydarło się z jej ściśniętego gardła wraz z kolejną wypowiedzią Araty. Przynajmniej w tej całej pokręconej sytuacji jego subtelność pozostawała niezmiennie taka sama; to w pewnym sensie przynosiło odrobinę ulgi. Wątpiła, by w najbliższym czasie cokolwiek miało układać się dobrze, jej świat został gwałtownie wywrócony do góry nogami, ale potrzebowała czegoś, lub kogoś, kto posłuży jej za kotwicę i pomoże twardo stanąć na ziemi. Wśród wszystkich tych kłamstw potrzebowała czegoś, czego nie można było udawać.
Jeśli miała być to teoretycznie oburzająca ze względu na sytuację bezpośredniość Kido, to nie miała zamiaru się temu sprzeciwiać. Powiedzieć, że jej to pasuje, to jakby nic nie powiedzieć.
Aah. Cudnie. Zawsze skrycie marzyłam o karierze aktorki… włosy może mam trochę za krótkie jak na panią wychodzącą ze studni, ale jak dostanę białą sukienkę, czarny tusz pod oczy i zacznę płakać i wyć, to będę mogła z powodzeniem zagrać realistycznego ducha. Jeszcze łańcuchy na ręce, by brzęczeć i nagroda za najlepszego upiora gwarantowana. – Nie wiedziała, dlaczego to mówi, ale rozpędzona wiedziała, że zaraz chlapnie językiem coś cholernie głupiego, niemniej nie mogła powstrzymać gorzkiej nuty, która wkradła się w jej ton, ani tym bardziej dalszych słów. – Och. Albo wręczą mi czarną sukienkę, czarną woalkę żałobną i zagram ducha wdowy. Wyjdzie pewnie jeszcze lepiej.
To tyle, jeśli chodzi o niewnoszenie niezręczności w rozmowę. Ból głowy zaczął rozsadzać jej czaszkę, dlatego przyłożyła lodowate palce do skroni i pomasowała je delikatnie. Odetchnęła głęboko, zastanawiając się, czy w gruncie rzeczy jest już dostatecznie fatalnie, czy też mogło zrobić się jeszcze gorzej. W sumie mogło, ale wolałaby, żeby wszystko się w końcu ustabilizowało.
Średni czas żałoby to rok.
Suchy, psychologiczny fakt.
Coś znowu wywierciło dziurę w jej sercu. To nigdy nie przestanie boleć. To ona nauczy się z tą zadrą żyć.
„Zapalisz?”
Posłała koledze niedowierzające spojrzenie i parsknęła z dezaprobatą.
Zabieraj to ode mnie, szczeniaku – machnęła karcąco dłonią. – Reiji… ach, nieistotne.
Umilkła gwałtownie. Wiedziała, co mężczyzna, jeszcze będąc jej narzeczonym, w pewnym momencie zaczął odpowiadać. „Zabierz to ode mnie, Natsumi mnie zabije, jak wyczuje, że paliłem. Twierdzi, że nie będzie całować popielniczki.” Reakcją zawsze był śmiech. Każdy wiedział, że żartował. Ona to wiedziała. Niemniej w kontekście tego, co się wydarzyło, przypomnienie sobie frazy „Natsumi mnie zabije” sprawiło, że ponownie coś ścisnęło jej żołądek z siłą imadła.
Nie. Możesz. Się. Rozkleić.
Kolejny głęboki wdech. Od kiedy tak podstawowa czynność jak oddychanie była tak ciężka? Czuła, jakby tlen wypalał jej płuca. Zacisnęła jedną dłoń w pięść, paznokcie wbiły się w skórę. Szybko jednak rozluźniła napięta mięśnie i ponownie skoncentrowała się na przyjacielu.
Podejrzewam, że moja misternie ułożona fryzura już teraz przypomina ptasie gniazdo – mruknęła i potrząsnęła głową. – Dodatkowo pewnie jak znam życie sam rozeźliłeś taksówkarza. Czasem bywasz zatrważająco uprzejmy.
Pozwoliła sobie na nutę ironii, ale wargi wykrzywiły się w nieznacznym uśmiechu. Z jednej strony to, co najgorsze, było za nią, a z drugiej strony wciąż przed nią. Niemniej chcąc, czy nie chcąc, musiała dać sobie radę. Bez względu na wszystko.  Niech szlag to wszystko trafi. Kontrolne wizyty u psychologa jak nic będą przypominały grę w szachy. Ruch za ruchem, kontra za kontrą, ciągnąca się nieustannie, aż w końcu ktoś zbije króla. Jednak teraz nie chciała o tym myśleć. Teraz chciała wyć. A nie mogła.
Pewnie masz rację… zajmę się tym rano. Zresztą, zanim wydadzą ciało, minie pewnie jeszcze trochę czasu – powiedziała to dziwnie wyobcowanym głosem, jakby trzymanie dystansu miało jej ułatwić pogodzenie się z tym wszystkim. – Jasne, rycerzu. A rumakiem twym taksówka z cholerycznym kierowcą.
Nie wydadzą. Odbędzie się pieprzona szopka. Rozsypanie prochów nienależących nawet do Reiji’ego. Już słyszała te wyniosłe, a przy tym paradoksalnie szczere przemowy dowódcy jej męża, jego kolegów, wszystkich osób, które nie zdały prawdy. I jej samej. Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa.
„Chodź albo cię tam zaniosę.”
Łypnęła na niego spode łba. Zły pomysł. Maść przeciwbólowa prędzej czy później puści i piekący ból ran zadanych przez jej męża znowu się odezwie. W tym wszystkim ukrycie tych obrażeń, a później blizny, będzie najcięższą sprawą.
Mam własne nogi, Kido. Może i krótsze od twoich, ale równie sprawne – westchnęła ciężko i ruszyła za nim.
Nie doda mu więcej zmartwień. Musiała wziąć się w garść. Dla innych, dla siebie i dla Reiji’ego.
Ból nie znika. Ból nie przemija. Jednak człowiek uczy się z nim żyć. Uczy się go ignorować. Wojsko nie wiązało się z niczym innym, niż ryzykiem. Znała swojego męża od dziecka. Przechodziła przez niechęć do niego, zauroczenia, aż doszło do miłości. Partnerowała mu we wszystkim. Wspierała go jak mogła, a on robił to samo. Ostatecznie poniekąd towarzyszyła także w śmierci.
Zazgrzytała zębami.
Nie. Możesz. Się. Rozkleić.
Kido. – Pojedyncze słowo, brzmiące zadziwiająco ciężko. – Lepiej, żebyś miał coś mocnego w domu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Och. Albo wręczą mi czarną sukienkę, czarną woalkę żałobną i zagram ducha wdowy. Wyjdzie pewnie jeszcze lepiej.
  Stłumił rodzący się w krtani histeryczny chichot, który przelałby czarę goryczy. Po co w ogóle poruszał ten temat? Po co chciał rozładować napięcie? Masz za swoje, idioto, skarcił się w myślach..
  — Zmieniłem zdanie. Za grosz w tobie smykałki do aktorstwa — rzucił. Próbował zabrzmieć naturalnie, neutralnie, ale przegrał z emocjami. Głos mu drżał. Dziwił się, jakim cudem Natsumi tłumiła emocje. Sam miał ochotę się rozryczeć, ale nie z powodu śmierci kumpla. To jej widok rozszarpał mu serce na kawałki. Nigdy nie widział ją w takim stanie. Zawsze była twarda jak skała, czasem oschła i sarkastyczna, ale nigdy tak zmęczona życiem. Nie miał jej tego za złe. Było mu po prostu cholernie przykro z tego powodu. Nawet miał ochotę ją przytulić, ale.... o wiele łatwiej jest zaproponować papierosa. Wiedział, że odmówi. Jej relacje nawet go rozbawiła, ale przez wzgląd na swoje emocjonalne wyładowanie nie zademonstrował tego.
  Wypuścił z płuc powietrze, a potem nabrał go z powrotem, z takim zaangażowaniem, jakby od tego zależało jego życia. Poniekąd tak było, ale przede wszystkim chciał przegonić deszczowe chmury, które zbierały się w jego głowie.  
Długo milczał, choć cisza nie była w jego stylu, ale tym razem nie wiedział co powiedzieć, jak zareagować. Trzymając w ustach papierosa, wpatrywał się w przestrzeni przed sobą. Jednakże pokusa powiedzenia czegokolwiek była silniejsza, więc w końcu się odezwał.
  — Masz, ale nie widziałaś mnie szmat czasu. I kto wie. Może widok moich szlachetnych rysów twarzy sprawiły, że nie możesz oderwać nóg od asfaltu. — Parsknął. W ramach upewniania się, że zanim idzie, obejrzał się za ramię. Szła. Wieńczył w tym życiowy sukces. Nawet zgrzyt zębów tego nie zepsuł, ale…
Kido.
  Zwykle nie reagował, kiedy zwracano się do niego po nazwisku. Przywykł. W wojsku to norma. Nie miał imienia. Było tylko nazwisko zwarte w krótkim zdaniu przybierającym formę rozkazu. Tym razem się skrzywił. Kido w jej ustach zabrzmiało jak kara śmierci.
  Może powinien odwieźć ją do domu? Oddać po opiekę siostry? Akane. Chyba tak miała na imię. Na pewno w niecierpliwieniu czekała aż Natsumi da znak życia. Chyba były ze sobą blisko, a przynajmniej takie sprawiały wrażenie, gdy widział je razem ten jeden, jedyny raz, podczas niewielkiej kolacji tuż po tym, jak kobieta przeprowadziła się do swojego przyszłego męża. W zasadzie znali się szmat czasu. Niemal od dziecka. Arata był zdziwiony, że tak długo z tym zwlekali. Dopiero potem dowiedział się, że ojciec dziewcząt miał dość konserwatywne poglądy na temat związków dwójki ludzi.
  W każdym razie wyjął z ust papierosa i zerknął na Natsumi pozornie oskarżycielskim spojrzeniem. Jakby rozstrzela w drodze do taksówki przynajmniej czterech wojskowych na służbie. Rzucił ukradkowe spojrzenie na jej prawą dłoń. Czwarty palce. Złota obrączka połyskująca w świetle latarni. A więc pojawiło się zgodne tak. Nawet nie zdążył im powinszować. Gdyby tylko wrócił wcześniej…
  — Nie przyszło ci do głowy, żeby mówić mi po imieniu, Kitō?
  Szturchnął ją barkiem w ramię, gdy zbliżyli się do bramy. Owe nazwisko z trudem przeszło mu przez gardło. Po wypowiedzeniu go, miał wrażenie, że w przełyku ukształtowała się nieprzyjemna gula wielkości kamienia o ostrych krawędziach. Przegapił moment wymiany obrączek między tą dwójką, więc dlaczego przyszło mu do głowy,  by tak do niej powiedzieć? Przygryzł dolną wagę. Kitō było zarezerwowane tylko i wyłącznie dla jej małżonka, a skoro on nie żył, to czyżby właśnie tak próbował poradzić sobie z jego śmiercią? Bzdura. Natsumi nigdy nie zastąpi mu zmarłego przyjaciela. Ba, śmiał twierdzić, że ich znajomość powoli traciła datę ważności. Przyjrzał się dla odmiany papierosowi trzymanemu ręce. Obrócił go w palcach.
  — Ile my się już znam? Mam na imię Arata. Zakoduj sobie w tym swoim łebku, Natsumi. — Wolną dłoń ułożył na jej głowie. Poczochrał ją po włosach, po czym szybko ją wycofał, zanim kobieta zdążyła zareagować. — Teraz gniazdo wygląda jak artystyczny nieład. Czyli można powiedzieć, że chodźmy do jednego fryzjera.
  Wyszczerzył zęby w uśmiechu, choć w tym momencie nie do twarzy było mu z takowym.
  Pojazd na czterech kółkach pojawił się na horyzoncie. W przedniej szybie Arata dostrzegł, że kierowca bębni zniecierpliwiony palcami o kierownicę, a gdy go zauważył, nacisnął klakson i gestem dłoni przekazał mu jasny komunikat.
  — Przemiły z niego facet. Mówiłem ci — rzekł, ale posłusznie podbiegł do samochodu. Otworzył tylne drzwi auta i zachęcił kobietę, by zajęła wolne miejsce. Kierowca w tym momencie otworzył usta, ale Kido go ubiegł. — Rozliczymy się — zapewnił. — Poza tym ma pan mają zapalniczkę jako zakładnika, więc skąd te nerwy?  — Po tej krótkiej bezczelności przedstawił mężczyźnie nową nazwę ulicy. Facet niechętnie wprowadził ją do GSP, a jego pasażer zamknął drzwi za Natsumi.
  Rzucił ulotne spojrzenie niebu. Faktycznie zbierało się na deszcz. Cholera jasna. Miał nadzieję, że na pogrzebie będzie mniej przygnębiająca pogoda.
  Zajął miejsce z przodu, choć kierowcy niezbyt przypadł ten pomysł do gustu, gdyż pomiędzy brwiami ukazała się zmarszczka.
  — Wolałbym...
  — Mam chorobę lokomocyjną, ale lepiej znoszę jazdę z przodu. Chce pan sprzątać moje wymiociny z tapicerki?
  Wypowiadające te słowa, pochylił się w celu odnalezienia zapalniczki. Papierosa trzymał między zębami. Taksówkarz w tym samym czasie odpalił silnik i ruszył, nieznacznie przekraczając dozwoloną prędkość.
  — Pytałaś czy mam cos mocniejszego. — Wyprostował się i zerknął na odbicie Natsumi w bocznym lusterku. — Założę się, że po trzech kieliszkach będziesz leżała pod stołem. — Uśmiechnął się pod nosem i wznowił poszukiwania, aż w końcu palce natrafiły na przedmiot. Ujął go w dłoni, po czym schował do kieszeni. — Ale za to moja lodówka jest pusta i samotna, więc jeśli byłby pan na tyle uprzejmy, by zatrzymać się przed jakimś całodobowym, nie będę żałować napiwku.
  Gdy wjechali na bardziej zatłoczoną ulicę, sprawdziła się prognoza pogody. Zaczął padać deszcz.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

……..Odwróciła głowę w drugą stronę. Zastanawiała się, jak Arata zareagowałby, gdyby znał prawdę. Idiotyczne postępowanie, ponieważ i tak nigdy jej nie pozna. Nikt prócz niej nie będzie wiedział. W tym momencie nie zżerała jej tylko i wyłącznie świadomość, że już nigdy nie zobaczy swojego partnera, ale również głębokie poczucie winy, zupełnie jakby jakiekolwiek jej czyny mogły sprawić, że cała ta historia zakończyłaby się inaczej. Najbliższe nocy będą wiecznym odtwarzaniem tego i nawet ze swoją sprężystością psychiczną, ilekroć zostanie sama, będzie się załamywać. Nie mogła pozwolić, by zabiły ją wyrzuty sumienia, jednak było za wcześnie, by mogła się ich pozbyć.
Sam Kido znał się z jej mężem dość długo, zdecydowanie nie aż tyle, jak ona, ale wystarczająca, by nawiązała się między nimi stosunkowo mocna nić przyjaźni. Zresztą to właśnie przez Reiji’ego Natsumi poznała tego dwa lata młodszego awanturnika. Wyszczekany, bezpośredni, g ł o ś n y, taki właśnie był Arata. Typ, na którego widok od razu włącza się intuicyjna tabliczka pod tytułem „ohoho, kłopoty przyszły”. A jednocześnie bardzo lojalny przyjaciel, z którym ciężko było się nudzić.
Przegryzła dolną wargę, ponownie tocząc ze sobą wewnętrzną walkę, z tego powodu część wypowiedzi mężczyzny kwitowała co najwyżej subtelnym uniesieniem brwi do góry i wyrwanym siłą pseudo-oburzonym prychnięciem. Do pewnego momentu.
„Nie przyszło ci do głowy, żeby mówić mi po imieniu, Kitō?”
Kitō.
Gwałtownie uniosła głowę, szare oczy, pozornie spokojnie, ale wewnętrznie pokazujące prawdziwy sztorm emocji, skupiły się na twarzy wojskowego. Zwrócił jej uwagę, to było pewne. Dla niego było to nieprzyjemne, jednak dla niej znacznie ważniejsze, niż sądził. Odruchowo obróciła obrączkę na palcu, jakby chcąc przypomnieć sobie jej kształt i przesłanie, które ze sobą niosła. Po wysłuchaniu kilku kolejnych słów uśmiechnęła się niemrawo.
Pani Natsumi Kitō, to prawidłowy sposób formalnego zwracania się do mnie – zaczęła ostrożnie, wzrok ponownie powędrował na chwilę w stronę budynków, gdzieś w trakcie następnych słów głos jej się podłamał, na chwilę zeszkliło jej oczy, ale nie zaczęła płakać. – W środku… próbowano się do mnie zwrócić formą panno Igarashi. Wyjątkowo szybko, nie sądzisz? Na tle wszystkich emocji wybił się żal i irytacja, przez chwilę myślałam, że zrobię awanturę z tego powodu. Odkąd pamiętam, na Reiji’ego zawsze najczęściej wołałam Kitō. Wspomnienie z czasów, kiedy jeszcze go nie lubiłam. Jasne, że potem zwracałam się do niego po imieniu, ale ilekroć coś przeskrobał, odruchowo wracałam do tej formy zwracania jego uwagi. Później śmiał się, że po ślubie sam będzie mógł stosować tą metodę, a gdy będziemy razem iść ulicą, słysząc „Kitō”, oboje będziemy się odwracać. Wyjątkowo mocno go to bawiło. Nie wracam do swojego nazwiska, Arata, ale myślę, że zwracanie się do mnie po imieniu również będzie prostsze.
Była zmęczona, ale w dalszym ciągu pozostała wyprostowana. Gdy stała, bądź też szła, nigdy nie kuliła ramion. Pewne nawyki po prostu ma się we krwi, gdy cała rodzina to wojskowi. Teraz wydawało się to szczególnie istotne. Z wielu powodów.
Wybacz, młody – prychnęła i łypnęła na niego z pewną namiastką rozbawienia, trochę wymuszonego, ale jednak. – Wierz mi, że doskonale pamiętam twoje imię. Reiji dostatecznie często mówił, „Natsumi, nie uwierzysz, co Arata znowu odstawił”. Nie mówił ci po nazwisku, żebym zawsze wiedziała, że mówi konkretnie o tobie, a nie o kimś z twojej rodziny.
Widząc kierowcę zamrugała kilkakrotnie i potrząsnęła z dezaprobatą głową. Taksówkarz był wściekły jak szerszeń, niewątpliwie posmakował na sobie nieco bezpośredniego charakteru Kido. No pięknie.
Przyznaj się od razu, co mu zrobiłeś? – spytała się, posyłając koledze baczne spojrzenie, jednak bez większych oporów wsiadła do taksówki.
Otuliła się bardziej kurtką i posłała taksówkarzowi przepraszający, nieco niepewny uśmiech. W tej chwili nie bardzo miała ochotę być tą miłą i uprzejmą, ale ktoś musiał. Chociaż najchętniej faktycznie machnęłaby na to ręką i po prostu gapiła się w okno, by mieć nieco spokoju.
[i]” Założę się, że po trzech kieliszkach będziesz leżała pod stołem.”
Huh? Co proszę? Gdyby nie fakt, że żal miażdżył jej serce, pewnie wybuchłaby śmiechem łączonym z niedowierzeniem. Jednak sytuacja była, jaka była, więc z jej ust wydobył się jakiś niemrawy, niedowierzający pomruk.
A-ra-ta... Reiji ci nie powiedział, jak wymusiłam na nim pierwsze oporne stwierdzenie "lubię cię", mimo że ten drań od dawna się ze mną umawiał? Pół monopolowego musiałam wykupić, żeby go upić i w międzyczasie aktywnie dotrzymywałam mu towarzystwa. Tyle że ja następnego dnia byłam jak świeży szczypiorek, a on rzygał do wanny, dopiero wtedy łaskawie stwierdził, że mnie lubi, gdy mu okłady na karku zmieniałam. – Oparła głowę o siedzenie z przodu i westchnęła ciężko. – On czasami je-st… był tak bardzo niemożliwy.
Głową stuknęła dwa razy o siedzenie przed sobą, szczęście, że na nim siedział Kido, a nie taksówkarz. Czuła, że jeden nieprzyjemny komentarz skierowane w jej stronę od niego, a wybuchnie i zgasić nie będzie jej potrafił nikt w M3. Poza tym, ogólnie odczuwała bardzo dziwną ochotę wyskoczenia z auta i pobiegnięcia przed siebie. Gdziekolwiek. Byleby jak najdalej od tego wszystkiego.
Jednak wiedziała, że ucieczka nic nie zmieni. Nie teraz.
Mamy zamiar się upić. Nie wolno upijać się na pusty żołądek, tym bardziej, że rano nie mogę wyglądać jak upiór z szafy – mruknęła, biorąc pod uwagę ton, właśnie zaczynała wpadać w parszywy nastrój. – Biorąc pod uwagę fakt, że moja przepustka zaczęła milczeć, to pewnie wszyscy już wiedzą.
Zresztą, do cholery, kto by się jej dziwił? Przeżywała wszystko w środku, nie wyła, nie krzyczała, nie uciekała, ale w jakiś sposób wszystkie te emocje musiały znaleźć ujście.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Podrapał się po podbródku. Dwudniowy zarost zaszeleścił mu pod palcami.
  — Nie, nie sądzę, Natsumi. Ile dni upłynęło od waszego ślubu? W każdym razie niewiele. Ludzie nie przywykli jeszcze do zmiany. Bardzo długo byłaś Igarashi, poza tym ludzie widzieli w tobie głównie córkę generała, więc nie dziw się, że ktoś mógł się pomylić — rzucił, ale pożałował, że nie ugryzł się w język. Dostrzegł łzy w jej oczach. Powinien być... delikatniejszy, ale cóż mogli poradzić, że został zaprogramowany tak, a nie inaczej? Ponadto nawet nie przyszło mu do głowy, że Natsumi wróci do poprzedniego nazwiska. Był blisko tej dwójki i wiedział, że im na sobie zależało. Nie po to zostało „panią Kito”, by je porzucić, jak niepotrzebną rzecz. — W drugiej klasie liceum moja wychowawczyni wyszła za mąż. Wszyscy przywykli do jej panieńskiego nazwiska i potem trudno było nam się przestawić na nowe, więc nie przejmuj się takimi pierdołami, Kitō. To do ciebie niepodobne.
  Puścił do niej oczko. Nie miał nic przeciwko  łzom, ale jednak wolałby, żeby rozpłakała się w jego kawalarce. Nie tutaj, gdzie raz za razem po ich karkach prześlizgiwały się obce spojrzenia wojskowych przemieszczających się po kompleksie. Zanim zamknął drzwi, nachylił się nad nią.
  — Chciałem zapalić w wozie, ale ten pomysł niezbyt przypadł mu do gustu — rzucił konspiracyjnym szeptem, jakby zdradzał jej tajemnice wagi państwowej, po czym zamknął drzwi.
  Przypatrywał się kroplom deszczu uderzającym o szybę, aczkolwiek wreszcie oderwał spojrzenie do tego zjawiska, gdyż mężczyzna uruchomił wycieraczki, a Natsumi zabrała głos. Kącik ust  drgnął mu delikatnie ku górze pod wpływem jej słów.
  — Naprawdę? Nie wspominał. Przecież wiesz, że Reiji na kacu nie myślał trzeźwo. Idę o zakład, że nawet tego nie pamiętał, ale nie przejmuj się. Zawsze miał słabą głowę. Jego pierwszy kontakt z procentami pozostawił na moich ubraniach śmierdzące ślady wymiocin. Wiesz co wtedy zrobił? Wyszedł z baru i zaczął biec, wrzeszcząc: kocham cię, Natsumi, zostań moją żoną, ale no cóż... nie trafił pod właściwe drzwi. Stracił równowagę metr dalej i rozwalił sobie wargę. Musiałem zbierać go z chodnika i zapewniać, że powiedziałaś tak.
   Parsknął w ramach rozbawienia.  Ostatnia uwagę kobiety przemilczał. Podobnie jak ona, nie umiał myśleć o Reijim w czasie przeszłym. Łudził się, że to sen, z którego nie długo się przebudzi i odkryje, że nadal boryka się ze zmęczeniem po podróży. Nie zagregował też, gdy uderzyła głową o fotel. Włożył rękę do kieszeni i zacisnął ją na zapaliczce.
  Taksówka zatrzymała się na światłach. Za pośrednictwem lusterka zerknął na twarz starszej koleżanki. Istniała w nim obawa, że otworzy drzwi i wybiegnie, zainspirowana przytoczoną przez niego sytuacją, ale zwykle bywała rozsądna i tym razem nie było inaczej. Gdy samochód ruszył, nadal siedziała na tylnym fotelu zapięta pasami bezpieczeństwa.
  — I mnie to mówisz? Jutro wracam do służby. — Westchnął głęboko. Miał wstawić się o szóstej rano, aby odebrać broń, którą oddał tuż przed wyjazdem. Chociaż wcześniej mu się do tego śpieszyło, teraz wolał o tym nie myśleć. Nie miał do tego głowy.
  Wsunął papierosa do ust i zweryfikował spojrzeniem okolice. Kamienica, w której wynajmował mieszkanie mieściła się ulica dalej. Po drodze do pracy zawsze mijał sklep całodobowy.
  — Wysiadamy — oświadczył.
  Mężczyzna zahamował z piskiem opon.
  — Tutaj? — Zmarszczył czoło.
  — Tak. Ile się należy? — Nie czekał na odpowiedź. Zerknął na licznik i wręczył mężczyźnie kilka banknotów. — Dziękujemy za podwózkę.
  Wysiadł z samochodu i odczekał chwilę, aż Natsumi uczyni to samo.
  — Co zwykle jadasz na śniadanie i do wódki?
  Ruszył znaną trasą. Kaori miała wygórowane wymagania względem posiłków, więc wolał zapytać, bo sam nigdy nie musiał trzymać linii, czy też stosować się do diety. Pożerał to, co akurat nabył w sklepach. Natsumi wyglądała na bardziej wymagającą. Reiji nie szczędził czasu na opowieści o jej zasadach.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

……..Cierpki uśmiech wykrzywił odruchowo jej wargi. Niepodobne do niej, co? Niewątpliwie Kido miał rację. Zatelefonowanie do niego z całą pewnością było dobrym pomysłem. Przez moment czuła się winna, że wykorzystuje go do trzymania się w ryzach, by nie wykrzyczeć tego, co czaiło się w jej myślach, ale nie wiedziała, co innego mogłaby zrobić. Nie mogła podać prawdziwego powodu swojej irytacji, a tym bardziej swojej rozpaczy.
Duszące, ściskające klatkę piersiową uczucie powróciło. Gorzki smak kłamstwa na języku. Powinna zacząć się do niego przyzwyczajać, ale na razie chciało jej się przez to wymiotować. Wzięła kolejny drżący wdech, powietrze wypuściła z cichym sykiem.
Aah. Prawdopodobnie masz rację, Arata, ale dzisiaj chyba już wyczerpałam wszystkie zasoby racjonalnego zachowywania się. Przecież zadzwoniłam do ciebie, osoby, która ledwo co wróciła, a w dodatku proponuję picie alkoholu. – Był to drobny przytyk, ale krótki śmiech zabrzmiał nieco histerycznie, jakby cały czas balansowała na granicy kontroli i chaosu. – Będzie mnie pocieszać szczeniak z mlekiem pod nosem.
Chociaż było ciężko, nie zamierzała się rozklejać. Przy nikim. Niezależnie od tego, czy będzie musiała rozmawiać z rodziną, czy z przyjaciółmi. Choć nie uważała łez za powód do wstydu, to jednocześnie nie sądziła, by miała do nich prawo. Nie da się cofnąć tego, co się stało.
W taksówkach się nie pali, Arata, to wbrew savoir-vivre… rozumiesz w ogóle tak skomplikowane pojęcie? – mruknęła w odpowiedzi, po czym, gdy zamknął drzwi, oparła łokieć o podłokietnik i oparło głowę o dłoń.
Mam dość. Mam dość. Mam dość.
Kolejny głęboki wdech, najpierw unosi się brzuch, potem klatka piersiowa, a następnie wydech, najpierw opada klatka piersiowa, potem brzuch – świadome oddychanie. Teoretycznie powinno łagodzić jej stan psychiczny, ale jej umysł ciągle rozpraszał się i wywoływał niechciane obrazy. Na chwilę rozproszyły się wraz z kolejnymi słowami Kido.
Och, więc taka była faktyczna wersja zdarzeń? A gdy pytałam się o rozbitą wargę, to tłumaczył, że to wynik sparingu w czasie szkolenia. Był wtedy na kacu, ale nie zakładałam, że szlajaliście się wtedy po całym M3 – westchnęła cierpiętniczo, a potem nieznacznie uśmiechnęła. – Jak na osobę z inteligencją wybijającą się ponad średnią je… był zaskakująco towarzyski i otwarty, ale za to w piciu brakowało mu rozsądku, a pod względem tej umiejętności był cienki jak papier. Jego organizm nie trawił alkoholu, tylko nim nasiąkał.
Kap. Kap. Kap, drażniący ucho dźwięk. Czerwień, metaliczny posmak własnej krwi. Przegryzłam sobie wargę?
Paznokcie wbiła w uda, jednak podarowała już samochodowi kolejne uderzenie swoją łepetyną w zagłówek. Chęć, by wyskoczyć z taksówki była jeszcze silniejsza, gdy przed nimi zapaliło się c z e r w o n e światło. Chyba właśnie dostała uczulenia na ten kolor. Można mieć uczulenie na barwy? Zresztą, to przecież nieistotne. Nie ma żadnego, najmniejszego znaczenia. Być może te idiotyczne rozważania sprawiły, że nie uciekła z samochodu. Zachowanie to nie miałoby żadnego sensu, za późno na wycofanie się, ale kotłujące się w niej emocje chciały znaleźć ujście. Jakiekolwiek.
„I mnie to mówisz? Jutro wracam do służby.”
Drgnęła, jakby ją ktoś oparzył, ale z tyłu raczej nie mógł tego zobaczyć. Wolała pozostawić ten temat bez komentarza jak na razie. Gdy auto się zatrzymało, z ulgą odpięła pasy bezpieczeństwa i po wyjściu trzasnęła drzwiami taksówki. Zdecydowanie za mocno, kierowca dzisiejszego dnia zdecydowanie miał pecha. Szybko schowała się w zadaszonym miejscu. Nie miała ochoty moknąć. Nie mogła pozwolić, by ubrania przywarły jej do ciała i zaznaczyły bandaże.
Co zwykle jadam? To zależy od dnia tygodnia i moich chęci. Dzisiaj zdecydowanie wybór zostawiam tobie, pokaż mi, co jedzą w M6 do alkoholu. Nie będę wybrzydzać. Na śniadanie raczej i tak niczego wybitnego nie przełknę – rzuciła, wargi znowu wykrzywiła w cierpkim uśmiechu. – Arata… zrobiłbyś zakupy sam? Oddam ci połowę pieniędzy, ale chcę chwilę zostać na zewnątrz. Muszę się przewietrzyć.
Włożyła dłonie do kieszeni spodni, spojrzenie znowu zawędrowało gdzieś daleko. Powietrze nieco ochłodziło jej gorącą głowę, ale klatkę piersiową wciąż miała ściśniętą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wiedział, że nie powinien palić w pojazdach mechanicznych, które nie były jego własnością, ale to nie oznaczało, że nie miał na to ochoty. Dłoń automatycznie powędrowała do kieszeni. Nie wiedział, kiedy palce zetknęły się z papierosem, a ten wylądował mu w ustach. Nie myślał o tym. W polu jego zainteresowania znajdowała się śmierć najlepszego przyjaciela, co działo się pomiędzy jednym a drugim uderzeniem  serca nie miało właściwie żadnego znaczenia. Działał jak automat. Chciał przede wszystkim jak najszybciej znaleźć się o boku świeżo upieczonej małżonki, reszta nie miała absolutnie żadnego znaczenia. Gdyby jej o tym powiedział, zrozumiałby to? Wolał nie ryzykować. Obawiał się, że wówczas emocje wzięłyby nad nią górę. I nad nim przy okazji też.
  — Czy rozumiem? Daj spokój, Natsumi. — Zrobił dramatyczną pauzę, ale wiedział, że nie udało mu się wytworzyć napięcia, ani nawet poudawać oburzenia oskarżeniem koleżanki. Przede wszystkim dlatego, że rozbawienie zdominowało ton jego głosu. — Nawet nie umiem tego wypowiedzi.
  Wzruszył ramionami. Ojciec nie przyswoił mu zasad dobrego wychowania. Zresztą nic w tym dziwnego. Większość czasu spędził w północnej części miasta, z dala od domu, zbyt zaoferowany swoją pracą, która po śmierci jego matki postawił na pierwszym planie. Dom i rodzina były sprawą drugorzędną.
  Znowu przyjrzał się odbiciu Natsumi. Zżerał ją stres. Właśnie tak wyglądali ludzie, kiedy ich poukładane życie zmieniało się w sieczkę. Czy jego ojciec w porównywalnym stopniu cierpiał po śmierci kobiety, która go urodziła? Nie umiał odpowiedź sobie na te pytanie, bo w końcu ten człowiek nigdy nie chciał rozmawiać na ten temat, ale wiedział jedno - zawsze skrycie zazdrościł Reijiemu i Natusmi więzi, która się między nimi wytworzyła.
  — Żebyś nie oskarżyła mnie o demoralizacje małżonka, dodam jeszcze dla smaku, że to on do mnie zatelefonował z informacją, że przepadł w barze i jeśli go stamtąd nie wyciągane, dojdzie do tragedii, która nie będzie miała happy endu. Nie rozumiałem o co mu chodzi, dopóki się tam nie zjawiłem. Tak czy siak w obliczu alkoholu inteligencja powyżej średniej wcale mu nie pomogła.
   W ostatniej chwili zdławił w sobie śmiech. Słaba głowa do picia w pakiecie z otwartością była bardzo złym połączeniem, które niemal doprowadziło jeszcze wtedy niezaręczonego Kito do zguby w ramionach innej. Wolał oszczędzić Krasce szczegółów, ale tak czy owak Reiji w objęciu alkoholowego amoku miał wyraźny problem z asertywnością.
   Rozejrzał się przez ramię w celu upewnienia się, że Natsumi nie zgubiła się w tłumie wracających do domów ludzi, ale najwyraźniej stąpało twardo po podłożu.
   — Jasne, mogę zrobić je sam, ale stój tutaj i się nie ruszaj. Nie mam ochoty wydzwaniać po znajomych i szukać cię po całym mieście. Zrozumiano? —Zbliżył się do niej na odległość wyciągniętej ręki i dał jej ostrzegawczego pstryczka w nos. — Nie żartuję, Nastumi. Poruszę niebo i ziemię, by cię odnaleźć, a wiesz co to znaczy, prawda? — Wyszczerzył się, jednocześnie wykonując kilka kroków w tył. Drzwi do sklepu znały się tuż za jego plecami. Obrócił się na pięcie z nietypową jak dla siebie gracją, po czym ujął w palce klamkę, pociągnął za nią i wszedł do środka w akompaniamencie dzień dobry i słodkiego uśmiechu młodej dziewczyny stojącej za ladą. Nowa pracownica jak mniemał.
  Zakupy w jego wykonaniu zawsze wyglądały podobnie. Wrzucał do koszyka wszystko, co znalazło się w zasięgu jego rąk i tym razem nie było inaczej, choć oczywiście nie zapomniał o ogórkach. Pokaż mi, co jedzą w M6 do alkoholu potraktował bardzo poważnie. Niczym rozkaz.
  Powróciwszy do kasy, koszyk był wypełniony po brzegi losowo wybranymi produktami spożywczymi, które sprawiły, że dziewczyna przestała się uśmiechać i spojrzała na niego z bliżej nieokreślonym grymasem figurującym na ustach.
  — Dziewczyna, która czeka na mnie na zewnątrz, jest w trzecim miesiącu i zwykle mówi to co zwykle jadam zależy od dnia tygodnia i moich chęci, więc wolę mieć wszystko pod kontrolą.
  Mrugnął do niej porozumiewawczo.
  W odpowiedzi przytaknęła. I wzięła się do roboty. Uśmiech znowu zawładnął jej mimiką, ale Kido zrozumiał, że wcześniejsze wyznanie pogrążyło jego szanse na randkę.
  — I jeszcze paczka papierosów — dodał po chwili, przypominając sobie, ze jutro rano może cierpieć na deficyt nałogu. Podczas picia apetyt na nikotynę się zwiększał. Jakby bestia znajdująca się w jego wnętrzu chciała jeszcze szybciej rozprawić się z płucami. I nigdy nie przyszło mu do głowy, by jej odmówić. Lubił ją dokarmiać. Zanim dziewczyna zapytała jakie, podał jej markę.
  — Myślę, że powinien pan rzucić palenie. To może zaszkodzić matce i dziecku. Nawet na pudełkach zamieszczają podobne ostrzeżenia — zasugerowała, ale on nie od razu zrozumiał, co ma na myśli, bowiem był w trakcie bardzo ważnej czynności. Rzucał do jednorazówki zakupiony przez siebie prowiant. Bezmyślnie. Jak większość rutynowych czynności.
  Spojrzał na nią i już otwierał usta by zapytać jakiej matce i jakiemu dziecku?, ale w porę ugryzł się w język.
  — Dziękuję za troskę. Pomyślę o tym — zapewnił, przykładając przepustkę do czytnika w celu opłacenia zakupów.
  Najwyraźniej dziewczyna poczuła się usatysfakcjonowana jego odpowiedzią, bo u samych drzwi życzyła mu miłego wieczoru.
  Po wyjściu z ogrzewanego pomieszczenia, poczuł przenikliwy chłód wieczoru. Zadrżał.
  — Dlaczego jest tak zimno? — rzucił w kierunku czekającej na niego kobiety. Odpowiedź znajdowała się na niej. Nie miał kurtki. Był w samej koszulce. Zbliżała się jesień. Z chmur nadal sączył się deszcz. Nie musiała udzielać mu odpowiedzi.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach