Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 21.09.18 22:21  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 Mimo utraty zwierzęcej formy wciąż nie odczuwał więzów zniewolenia w kończynach. Żadne kajdany nie trzymały za ręce ani żadne kilogramy nie ciążyły przy nogach. Postawił na próbę sił i spróbował wstać, spodziewając się dosłownie wszystkiego — że miłe zwierzątka w eleganckich ubrankach poddadzą się instynktom, opadną na łapy i zaatakują, że cały ślub zostanie obrócony w proch i zniknie albo że nagle świadomość trzaśnie go przez łeb ciężkim łapskiem, a on sam obudzi się kilometry stąd, wciąż w łóżku, którego nigdy nie miał. Wbrew obawom nie stało się absolutnie nic. Zaczynał więc podejrzewać, że jedynym skutkiem ucieczki byłaby urażona duma małżeństwa i ciągnąca się jak ogon opinia o złych manierach.
 Usiadł ciężko na krześle i w przeciwieństwie do znanych mu desperackich mebli, to nie zaprzeczyło żadnym skrzypnięciem. Jakby spojrzeć na gości, to znalazłby się ku temu powód. Zwierzęta stale chodziły w miejscu, rzucały się po krzesłach i po sobie nawzajem, szturchając zaczepnie jedno przez drugie. Siedziska zwyczajnie musiały być wytrzymałe.
 — Niezłe wdzianko.
 Ściągnął brwi ku sobie, znów spoglądając oceniająco na ubrania. Było czyste i niewymięte, rzeczywiście niezłe. Brak warstwy kurzu, otarć czy dziur rzeczywiście robił różnicę. Zwłaszcza gdy nigdy nie odstępowały właściciela na krok, w zasadzie ciągle spraszając przyjaciół, póki z materiału nie został niezdatny do użytku kawał szmaty. Co najwyżej pożywka dla moli.
 Kolejnego komentarza nie mógł zignorować. Obarczył ramiona kobiety urażonym spojrzeniem, ówcześnie zwracając twarz w jej kierunku. — Mhm, wtedy nie wyglądałaś na niechętną — wytknął po chwili milczeniu, czując potrzebę dobrania odpowiednich słów. Jako osoba młoda duchem nie mógł odpuścić tak szybko. — No cześć piękny. Jejku, jejku. Ładny z ciebie kundelek — komplementy z początku podróży powtórzył bezbłędnie. Sprawa miała się inaczej w przypadku głosu, ale nigdy nie był dobrym naśladowcą. Skrzyżował ręce na piersi, fuknął naburmuszony i zaszurał ogonem.
 Dźwięk uderzających o talerze sztućców (a może kłów?) zaciągnął uwagę młodzieńca znów na syto zastawiony stół. Z początku spoglądał podejrzliwie na wszystkie dania i przekąski, dopiero po dłuższej chwili kapitulując. Skoro nawet ona jadła (nie żeby miała wybór), to chyba nie było zatrute? Z ociąganiem sięgnął po zachęcającą wyglądem mandarynkę. Ostrożnie — jakby miała nagle wybuchnąć i rozsadzić wszystko w promieniu kilometra — oderwał kawałek skórki. Z ulgą stwierdził, że fala ognia nie buchnęła mu w twarz.
 — Hej, hej, tylko nie ruda! — przerwał odrywanie cząstek w połowie, będąc zmuszonym do posłania jej kolejnego rozeźlonego spojrzenia. Zaraz wzruszył ramionami, zabierając się za jedzenie. Skoro jednooka mówiła z policzkami pełnymi owoców, to nie widział przeszkody, by samemu również upchnąć coś w żołądek.
 —  Nie mam pojęcia, kim są. Może zabrakło im widowni i ściągnęli tego, kto się nawinął? — upchnął do buzi kolejny kawałek mandarynki. Nigdy nie jadł słodszych okazów.
 — Poza tym nie wyglądają groźnie. Znaczy... — urwał na sekundę, spoglądając w kierunku swych wcześniejszych przeciwników. Nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi, poświęcając ją w całości posiłkowi. W zasadzie żadne ze zwierząt nie spoglądało w kierunku dwójki ludzi, jakby wcale ich tam nie było.
 Dotychczas spokojna muzyka przybrała żywsze tonacje. Wesoły takt odrywał od jedzenia kolejne eleganckie pary. Minęła ledwie minuta, a połowa zaproszonych porywała się nawzajem w szalonym — inaczej nie mógł tego nazwać — tańcu. Goście nie wydawali się przymuszeni do tej konkretnej rozrywki, wstawali dobrowolnie.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.10.18 13:10  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 Zazgrzytała zębami z irytacją.
 — Wtedy nie wyglądałeś tak, jak teraz — odpowiedziała szczerze urażona takim obrotem sprawy. Skąd miała wiedzieć, że lisowaty leśny piesek okaże się być nagle człowiekiem, a on przecież cały czas wiedział dokładnie kim jest. Zabawił się jej wrażliwym sercem wiedząc, że ulegnie urokowi kudłatego stworzenia, nie skrzywdzi zwierzęcia za to, że zachowuje się jak zwierzę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby pozostał w tamtej formie.
 Wgryzła się z całej siły w jakiś nieznany z nazwy owoc, który okazał się jak na złość niezwykle kwaśny. Zacisnęła wargi czując jak lepki sok spływa jej po podbródku. Mimo to nie odpuściła sobie mierzenia mężczyzny obarczającym winą spojrzeniem. Kiedy przedrzeźniał ją nieudolnie poczuła rosnący na policzkach rumieniec, zarówno ze wstydu jak i gorąca, jakiego dostarczało jej wściekle kwaśny posmak w ustach.
 — I cały ten urok szlag trafił, kundelku — podsumowała, wybraniając się z całej sytuacji z dystyngowanym spokojem. Nie mogła zaprzeczyć i udać, że wszystko co powtórzył szczwany lis nie miało miejsca, nie żałowała swojej reakcji z wtedy bo była szczera i ludzka. Jego kudłata forma nie przestała być piękna tylko dlatego, że krył pod nią swą prawdziwą naturę.
 Sięgnęła po jedną z ułożonych w zgrabne stosiki serwetek i przetarła wilgotne usta. Materiał z którego je zrobiono był przyjemny w dotyku, chętnie ukradłaby kilka z nich dla siebie, ale podejrzewała, że chociaż tego nie widać, kilka par czujnych oczu bacznie ją obserwuje.
 Ah cholera. Cmoknęła, gdy ręka mimowolnie porwała z blatu ściereczki i upchnęła je głęboko w kieszeni spodni. Strzeliła oczami na boki, ale pomimo pierwotnych obaw nikt nie rzucił się na nią z kłami i pazurami.
 Oparła łokcie na blacie i z umiarkowanym zaciekawieniem wsłuchiwała się przez chwilę w rytmy tutejszej muzyki. Nigdy w życiu nie próbowała wyobrażać sobie jak może brzmieć instrument na którym gra ubrany w garnitur dzik, czy bęben traktowany rytmicznie porożem jelenia. Nie słuchało się tego źle, chociaż dzika nuta leśnego koncertu nie mogła pozwolić jej na całkowite rozluźnienie. Wyobrażała sobie dzikie, zwierzęce łowy, albo tętent kopyt i szczekanie pościgu. Widziała takie obrazki w książkach, ale nigdy nie zaznała ich osobiście. Kto wie, może tysiącletnie dusze zebranych tu stworzeń pokazywały jej muzyką własne wspomnienia?
 — Każdy lis jest rudy w sercu — odparowała zamyślonym tonem. Z ciężkim sercem oderwała się od muzyki, by powrócić myślami do rozmowy. Nie chciała wykazać się brakiem kultury, lecz z drugiej strony miała dość walki z napierającym ciśnieniem które kazało jej brać czynny udział w wydarzenia, a nie skupiać się na własnej, głupiej dyspucie. — No nie wiem. — Wyraziła swoje obawy z nutą zaczepki w głowie. — Wyglądało na to, że bardzo śpieszyło Ci się w tym kierunku. Wtedy w lesie, nieco wcześniej.
 Obwinianie kogoś w tak otwarty sposób nie przechodziło jej przez gardło z łatwością, jednocześnie czuła wielką potrzebę wyjaśnienia całego zajścia. Wszystko od początku wskazywało na to świadomy udział bezimiennego wymordowanego w tej paradzie. Zasugerowała więc, że przyprowadził ją tu specjalnie. Z jednej strony takie myślenie było oczywiste, z drugiej wyglądało na to, że szukała celu, na który mogła zrzucić całą swoją frustrację. Co gorsza, gry podążyła wzrokiem na spojrzeniem lisa w ludzkiej skórze dostrzegała zwierzęta i zwierzopodobne stworzenia pochłonięte tańcem na środku polany.
 — Niech tylko jakiś spróbuje... — syknęła głośny i dokładnie w tym momencie sfrunął obok niej czarny jak smoła kruk ubrany w skrojone na wymiar wdzianko oraz, o zgrozo, kapelusz.
 — Czy zechciałaby pani popląsać ze mną w tańcu? — Zapytał dokładnie takim głosem, z jakim wyobraża się gadającego ptaka.
Podskakiwał na krótkich, ptasich nóżkach trącając obonem i skrzydłami misy z jedzeniem. Przyglądał się jej świdrującymi oczkami w oczekiwaniu na odpowiedź. Wyglądało na to, że nie miał ochoty odchodzić z odmową, ale Kami była wystarczająco zamurowana, by nie móc się obronić przed tak dziwaczną propozycją.
 — Cholera. Widzi pan, nigdy nie uczyłam się pląsać — Odparła z powagą, telepiąc się w środku ze śmiechu.
 — Nie szkodzi. Przybywa pani z daleka? — Pan Kruk, jak nazwała go w myślach jednooka nie był w ogóle zrażony, wyciągnął ku niej czubek skrzydełka, ale niemal natychmiast złożył je zakłopotany. — Przepraszam mój nietakt, zapewne byłoby bardzo niewygodnie pląsać pani w taki sposób.
 Otworzyła usta by coś odpowiedzieć, ale słowa jakoś nie mogły przejść jej przez gardło. Odsunęła krzesło i powstała powoli, kierując się za ptakiem, który zerwał się z miejsca i okrążał ją w locie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.10.18 22:53  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 — Wtedy nie wyglądałeś tak, jak teraz
 Przewrócił oczami.
 — To nie zmienia faktów dokonanych — rozłożył ręce niby to w bezradnym geście. — To wciąż ja, ten twój piękny kundelek — skoro już oboje sobie dogryzali, to nie miał zamiaru odpuszczać. Posiadając w sobie zbyt duży procent niepoważnego zachowania, komentarze same cisnęły się na usta. Mimo prób ich przełknięcia wraz z sokiem z mandarynki odnajdywały drogę do światła dziennego.
 Sam już zaciskał szczęki ze złości. Bardziej szczeniackiej obrazy niż rzeczywistego rozdrażnienia. Tak jak kobieta nie podejrzewała jego o bycie wymordowanym, tak on nie podejrzewał jej o bycie tak niemiłą. Wszak wcześniej była aż nazbyt milutka.
 — Kto to mówi... — odpowiedź wyburczał do samego siebie. Cicho i niewyraźnie, najlepiej z brakiem możliwości rozszyfrowania.
 W pierwszej chwili chciał na tym skończyć. Zakopać topór wojenny, może nawet mruknąć jakieś skrzętne 'przepraszam' i odpuścić bezsensowną wymianę głupich argumentów. Nagle jednak odezwał się w nim wewnętrzny buntownik. Raz jeszcze rzucił jej oburzone spojrzenie. — Swoją drogą, nikt mnie nigdy tak dobrze nie wygłaskał. Powinnaś to opatentować — usta rozciągnął buńczuczny uśmiech podkreślający powagę sytuacji. A raczej jej brak.
 Po skończeniu mandarynki rozważał, czy nie skorzystać z okazji i nie zapełnić żołądka. W końcu żadne z nich nie miało pewności, za ile setek lat trafi się okazja do podobnej uczty. Zakładając, że w ogóle kiedykolwiek się pojawi. Wsparł podbródek na przyciągniętym pod pierś kolanie, poddając wewnętrzne ja bitwie. Ostrzeliwał nachalnym spojrzeniem każde danie, jakby co najmniej poszczególne części posiłku miały wstać i przywdziać weselne szaty na podobieństwo gości. Nieopisany grymas próbował wykrzywić usta wymordowanego dobrą minutę.
 W końcu wyciągnął rękę. Dokładnie w tej samej sekundzie, w której zrobiła to łowczyni, choć różnił ich cel. Ukradkiem chowane w kieszeń chusteczki obdarzył dość sceptycznym spojrzeniem, ale trwało to zaledwie ulotną sekundę, bo przecież rozumiał kierujące kobietą motywy.
 Tym razem zrezygnował z jakiegokolwiek komentarza. Odwrócił wzroki i chwycił za parująca miskę ryżu. Zapach panierowanego mięsa kusił równie mocno, co jakby na zachętę wetknięte między białe ziarna pałeczki. Uderzająca w zmysły woń sprawiła, że od razu zrobił się bardziej głodny.
 — Każdy lis jest rudy w sercu.
 Miał ochotę westchnął. Zamiast tego zaszurał końcówką ogona o ziemię. Sam nie wiedział, czy w samoistnym odruchu, czy w chęci udowodnienia, że jednak nie każdy był rudy w środku. Zdecydowanie tego nie czuł. Odpowiedział jej subtelnym szurnięciem naczynia o blat. Oderwał dłonie od ciepłej miski, dopiero gdy ta znalazła się tuż przed nosem. Nawet wtedy nie zabrał się do jedzenia, wciąż nie do końca ufając tym wszystkim magicznym posiłkom (a przecież zjadł już mandarynkę).
 Już sięgał po pałeczki, nareszcie zdecydowany na rozpoczęcie jedzenia, gdy kobieta znów zabrała głos. Wzruszył tylko ramionami.
 — Naprawdę nie mam pojęcia co to za cyrk. Poszedłem w tym kierunku z czystej ciekawości — przytknął dłoń w miejsce serca, byleby tylko zdobyć dodatkowy punkt wiarygodności. W końcu chwycił za pałeczki, ale sekundowe zastanowienie sprawiło, że oskarżycielskim gestem wycelował drewnianymi końcówkami w jednooką. — Ty za to nie miałaś najmniejszego problemu, żeby pobiec za mną. Może wszystko zaplanowałaś? — przekrzywił głowę o kilka centymetrów. W ślad za zginanym karkiem poszły zwierzęce uszy, opadając na jeden bok. W całej tej poważnej sytuacji musiał wyglądać dość komicznie.
 Oderwał wzrok od łowczyni, osadzając dwubarwne ślepia na misce. Darował sobie kolejne walki i pytania, czy to aby na pewno dobry pomysł. Chwycił niewielki kawałeczek mięsa w pałeczki i wsunął do ust, od razu czując na języku wybuch smaków, których nie mieli prawa doświadczyć na Desperacji za żadne skarby świata. Koniec, kupili go tym.
 Nim się obejrzał, towarzysząca dotychczas kobieta gdzieś przepadła. Gdy dokładniej się przyjrzał, to zauważył, że jedynie wstała z miejsca, znikają za machającymi rytmicznie kruczymi skrzydłami. Wymordowany odłożył pałeczki i okręcił się na krześle. Dźwięk słowa "pląsy" rozświetlił usta szerokim uśmiechem. Ręce młodzieńca automatycznie uniosły się lekko ku górze, do całej tej serenady dźwięków dodając odgłos zachęcającego klaskania.
 — No, no, nie spodziewałbym się — miał naprawdę wielką nadzieję, że jednooka mimo utrudnień zdołała wychwycić błysk w kolorowych ślepiach i błądzący po wargach uśmiech. Później dzieciak wstał... i wrócił do posiłku, kompletnie niezainteresowany pląsami w tyle. Po kilku minutach przepadł z zasięgu wzroku.
 Stuknięcie w wyciągnięte do lotu skrzydło zaskoczyło Pana Kruka do tego stopnia, by z zamarłym na dziobie okrzykiem zaskoczenia uskoczył na dobry metr w bok. Po wstępnym otrzepaniu piór z niewidocznego kurzu spotkał wzrok z uprzejmym, uformowanym na wzór niewypowiedzianego przepraszam uśmiechem.
 — Odbijany? — wpierw kruk wyglądał na dość sceptycznie nastawionego. W ciągu kolejnych kilku sekund zrezygnował z początkowo obranej postawy i skłonił sylwetkę w iście dżentelmeński sposób. Wymordowany przez chwilę odprowadzał spojrzeniem jego odzianą w garnitur postać, następnie postępując krok ku kobiecie.
 — Pomysły jak się stąd wyrwać?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.18 12:49  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 Niewiele zostało z jego aparycji 'pięknego kundelka', którym zarzekał się nadal być. Może głęboko w duszy krył w sobie osobowość czworonoga lecz biorąc pod uwagę kilka wcześniejszych znajomości jednookiej, miała ona ogromną nadzieję, że kiedy już zdecydował się przebrać ludzką formę, z zachowania również pozostanie człowiekiem. Pomimo tego, że tolerowała wymordowanych, dużo łatwiej byłoby określić swój stosunek do indywidualnych osobników, gdy potrafili się zdecydować odnośnie tego kim właściwie są. Jesteś pieskiem? Świetnie! Łap tu dwa koce na gniazdo, świeżą wodę w misce i pieszczoty dwa razy dziennie. Człowiekiem? Mogło być lepiej, ale przeboleję.
 Taki rodzaj konwersacji doskonale ją bawił. Wydawała się wręcz poirytowana uwagami lisa, ale podpuszczała go do rzucania kolejnych. W środku uśmiechała się z satysfakcją drocząc się z nim w tak dziecinny sposób. Prawie już zapomniała, że została tutaj zaciągnięta wbrew swojej woli, zmuszona do picia i jedzenia tego, czego nigdy nie odważyłaby się tknąć z własnej woli. Problem nie tkwił w jedzeniu, ale metodzie jaką została przedstawiona wypełnionemu żarciem stołowi, bo wydawała się co najmniej podejrzana. Towarzystwo osoby jaka zachowywała się równie irracjonalnie w obecnej sytuacji podnosił ją na duchu.
 Rhett grał jednak w niebezpieczną grę przypominając jej o niedalekiej przeszłości, w której ręce kobiety zatapiały się w gęstym futrze jego zwierzęcej formy, drapały i gładziły pachnącą lasem sierść. Szczerze przyznał, że taki rodzaj pieszczot sprawiał mu przyjemność, a Kami już wcześniej wiedziała, że jej również. Przez moment zagłębili się więc w zajęciu, które mogłoby świadczyć o jakiejś głębokiej, pozytywnej relacji, gdyby oczywiście nie to, że jednooka dowiedziała się w końcu, iż głaskała jakiegoś obcego kolesia.
 W odpowiedzi spojrzała tylko na własne ręce jak na coś, co widziała po raz pierwszy w życiu.
 Sama również zajęłaby się jedzeniem, ale coś, a raczej ktoś szybko pokrzyżował jej plany. Nagłe pojawienie się Pana Ptaka uniemożliwiło jej także wygłoszenie mowy obronnej, odpowiedzi na zarzut, który skierował do niej lis. W tej jednej kwestii był uparty jak osioł. Oczywiście, że dając się prowadzić, a potem dając związać działaniu dziwnej mocy miała jeszcze czas przygotować zasadzkę.
 Zachęcające kręcenie skrzydłami kruka okazało się przydatne z jednego powodu - skupiła właśnie na nim całą swoją uwagę i puściła mimo uszu wszystkie nieprzychylne komentarze młodzieńca. Nie miała czasu na denerwowanie się, kiedy parkiet wymagał od niej energicznego pląsania. Na szczęście niemal natychmiast okazało się, że 'pląsanie' wymaga od niej jedynie rytmicznego stąpania na prawo i lewo. Czarne ptaszysko wykonywało dokładnie te same ruchy pod jej nogami, a czasami, w trakcie szczególnie żywiołowego fragmentu melodii zrywał się do lotu i krążył wokół jej głowy wydając z siebie klikające odgłosy. Czuła się jak na potańcówce domu starców, dokładnie tyle samo energii wymagało udeptywanie trawy w miejscu wykonywanego tańca, z drugiej strony wypełniała ją ulga, że skończyło się na szalonych tańcach w okręgu z innymi uczestnikami wesela. Od czasu do czasu ocierała się o niej jakaś sarna, albo potrącał gburowaty dzik. Sam Pan Kruk okazał się raczej przyjaznym stworzeniem.
 — Urocza dama przy trzecim stole to Pani Szarowąsek. W zeszłym roku wyszła za Lorda Hopskoczka i od tego czasu przyszło im na świat trzydzieścioro dzieci. — Tłumaczył zagubionej kobiecie wszystkie najważniejsze informacje, przedstawiał ważniejsze osobistości, a momentami dorzucał nawet zabawniejsze uwagi zakrawające o plotkowanie. — W lesie szepcze się, że Miętka Kopytko zdradza swojego męża Jesiona z nowym jeleniem w lesie, Świerkiem. Podobno zarówno Pan Kopytko jak i ten nowy - Świerk umówili się już na walkę. Serdecznie polecam, wydarzenie bardzo rzadkie i jest na co popatrzeć, byle z odległości!
 Krakał pełen zapału, a Yu nie wiedziała czy bardziej zaangażował się w tańce, czy właśnie w rozmowy. Kiwała głową na znak, że go słucha i rozumie, lecz sama nie mogła dorzucić nic interesującego. W porównaniu do życia lasu, życie miasta wydawało się nudne.
 Był właśnie w trakcie wyjaśniania jej skomplikowanego drzewa genealogicznego Łasicy Łapki, gdy wytrącony został z równowagi przez lisa, który wyrósł nagle spod ziemi. Jednooka przestała pląsać i z uniesionymi wysoko brwiami obserwowała ich kulturalne stracie. W końcu Pan Kruk odpuścił i szczerze mówiąc odrobinę ja to zawiodło.
 — Wiesz co... właśnie miałam usłyszeć za kogo wyszła Wydłubane Oczko, ciotka łasicy Łapki, a teraz nigdy się nie dowiem — powiedziała z udawanym wyrzutem stojąc w miejscu jak kołek. Nie zamierzała kontynuować tańców teraz, gdy towarzyszył jej niemal-człowiek. — Czuję platoniczną więź z Wydłubanym Oczkiem. Taka strata.
 Cmoknęła głośno i rozejrzała się niedyskretnie dookoła. Było oczywistym, że trudno będzie zaplanować cichą ucieczkę, kiedy wszędzie dookoła rozstawione zostały stoły. Teraz znajdowali się niemal na samym środku leśnego parkietu, a poza tym lisia pani młoda co kilka minut w ich kierunku upewniając się, że żadne z nich nie robi czego głupiego.
 — Zamienić w ptaka i odlecieć? — zakpiła nie widząc szans na to, by ulotnić się niepostrzeżenie przed końcem wesela.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.18 21:17  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 — Wiesz co... właśnie miałam usłyszeć za kogo wyszła Wydłubane Oczko, ciotka łasicy Łapki, a teraz nigdy się nie dowiem.
 Opadły mu ręce, a wszystkie zaczepne komentarze gotowe do użycia wylądowały na ziemi razem ze szczęką młodzieńca. Czego jak czego, ale tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet jedno z ciemnych, zwierzęcych uszu oklapło na bok.
 — Śmiem twierdzić — zaczął, całkowicie zbity z tropu zaserwowaną naganą. — że ten dżentelmen bardzo cię polubił i jeśli spytasz, to z przyjemnością odpowie na nurtujące cię pytania — poczuł się na tyle zakłopotany, że ręce automatycznie uciekły za plecy. Tam splótł dłonie, odbijając wzrokiem gdzieś na bok, prawdopodobnie w poszukiwaniu sylwetki Pana Kruka. I rzeczywiście tam był. Jego ciemny frak trzepotał na wietrze podczas pikowania nad nową partnerką. Czujne oko wychwyciło jednak moment, w którym zainteresowany wzrok ptaka wracał do jednookiej kobiety.
 Poczuł się z lekka urażony niewypowiedzianą odmową tańca. Byłby wydął policzki jak dziecko, gdyby nie potrzeba zachowania przy niej powagi. Jeszcze niepotrzebnie nadszarpnąłby sobie tym dumę i co wtedy? Całe szczeniackie niezadowolenie przelał w ruchliwy ogon — ciemna końcówka dobre pół minuty zmiatała ziemię. Przy takiej żywotności wyrzucił w powietrze ze trzy biedronki i dwa żuki. Sytuacja przedstawiała się gorzej, jeśli one też były gośćmi wesela.
 W końcu wzruszył ramionami z zaskakująca lekkością.
 — No to zostańmy tu do końca przyjęcia — zerknął ku siedzącej na wyróżnionych miejscach parze. Pan młody właśnie wstawał z miejsca. — Wszystko tu jest tak abstrakcyjne, że ciężko uwierzyć, ale skoro każdy korzysta i po prostu się bawi, to może też powinniśmy? Druga taka okazja raczej szybko się nie przytrafi — sam nie był do końca przekonany, lecz im dłużej spoglądał na chichoczących gości, rozluźniona atmosferę i tę dziwnie pozytywną aurę roztoczoną wokół małżeństwa, tym spokojniejszy był. A skoro zwierzęce zmysły nie odpaliły jaskrawych lampek na czerwono, to może rzeczywiście nie było powodów do zmartwień.
 W czasie gdy mówił, reszta weselnych gości zebrała się tuż obok. Wszyscy zwróceni twarzami ku przodowi, toteż po nagłej refleksji również on przystanął tuż obok swojej nowej towarzyszki. Mimo panującej dookoła ciszy postanowił zagadnąć.
 — Hej, mogę później pogłaskać twojego wilka? — podczas pytania nie spoglądał w jej kierunku, zbyt zażenowany, by zerknąć w jej lico. — Psy i cała ich rodzina raczej za mną nie przepadają, ale twój przyjaciel wydaje się... w porządku.
 Nie mógł przecież powiedzieć jej wprost, że się ich bał.
 Wraz z ostatnim wypowiadanym słowem biała suknia zaszurała wyraźnie o gęstą trawę. Lisia małżonka wpierw uraczyła zebranych ciepłym uśmiechem i skinieniem głowy. Zaprezentowała schludnie złożony bukiet jasnych kwiatów, przeplecionych gdzieniegdzie kolorowymi wstążkami. Później obróciła się w drugą stronę i zamachnęła. Bukiet poszybował powietrze, wstrzymując oddech w płucach każdego obecnego zwierzęcia. Nawet Marshall czuł się zobowiązany do milczenia, choć wzrok miał utkwiony w czymś innym.
 Kwiaty niespodziewanie wylądowały w rękach łowczyni. Tłum od razu zabrzmiał od oklasków i wesołych pogwizdywań.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.18 18:09  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 — Nie, jeśli spróbujemy stąd uciec. Bo spróbujemy, racja? — wyszeptała do niego konspiracyjnie rzucając szalone spojrzenie na boki. Tak samo nieprzyzwoity i rozochocony ton głos miałby pan młody ciągając świeżo zyskaną małżonkę na wynajęty po cichu pokój gdzieś na uboczu sali weselnej. Yu z porównywalnym podnieceniem wyobrażała sobie wizję ich dyskretnej ewakuacji z weselnej potańcówki. Wszystko w wyobraźni wyglądało lepiej od kontynuacji pląsów z lisem w ludzkiej skórze. W pewnym momencie, już po następnych słowach Rhetta pozwoliła wykwitnąć na twarzy oznakom paniki. Ten sam niepokój zdradzał jej głos. — To, że coś jest niemożliwe, nie znaczy że nie uda się tego dokonać!
 Podjęła próbę przekonania go, by tak szybko nie rezygnował z pierwotnego planu. Co z tego, że moment wcześniej sama studziła jego zapał realistycznym podejściem do sprawy. Nie chciała utknąć z głową w zaroślach (i tyłkiem na wierzchu) podczas próby pokonania gęstego żywopłotu w ramach jednego z błyskotliwych pomysłów na ucieczkę.
 Może łagodne uczucie spokoju i zrelaksowania nie było wcale fałszywe, czuła je całą swoją osobę, nie jak te wpojone na siłę maniery, które kazały jej nieco wcześniej wędrować wraz z orszakiem czy częstować się zbyt dobrze wyglądającym posiłkiem. Ciśnienie opadło już dawno, nie wiedziała nawet kiedy. Wszystko stało się jasne - nikt nie chce ich skrzywdzić, nawet jeśli przebywają tu wbrew swojej woli. Swobodą i przyzwoleniem na nieprzychylne komentarze zwierzęta próbowały ich oswoić, na swój sposób to ludzka z wyglądu dwójka stała się nagle tym psem na domówkach, którego każdy chciał głaskać.
 W Yu narastał jednak bunt.
 Przemożna chęć wyrwania się z tego miejsca i pokazanie całemu światu, nawet światu zwierząt, że nie da się jej zamknąć w klatce i traktować jako piękny obiekt kontemplacji. Złota zastawa i wyśmienity posiłek, przyjazne, interesujące rozmowy, pozorna wolność. Z każdym napływającym do myśli pozytywnym aspektem przyjęcia odczuwała większą sprzeczność. Skoro jednak wiedziała, że chociaż częściowo nie czuje się tutaj dobrze, postanowiła wyzwać na wojnę cały świat, jeśli trzeba, byle tylko uciec.
 Miała bardzo złe przeczucia. Wszystko wyglądało zbyt dobrze, aby mogło być prawdziwe.
 Przytaknęła powoli na pytanie lisa, którego w zamyśleniu w ogóle nie usłyszała. Wizualizowała sobie w głowie wszystkie możliwe rodzaje mniej i bardziej widowiskowych sposobów na ucieczkę, które sprawdziłyby się w jej położeniu. Nie planowała zabierać ze sobą wymordowanego, skoro wcześniej uznał, że no trochę kurde mu się tutaj jednak podoba. Podnosiła rękę do twarzy w bezwiednym geście skupienia, kiedy coś miękkiego i śmierdzącego trawą wylądowało w jej ramionach i nie opadło od razu, zahaczając o wyciągnięte do przodu ramiona.
 Obrzuciła bukiet pytającym spojrzeniem i dopiero na odgłos oklasków podskoczyła w miejscu o kilka centymetrów do góry. Apokalipsa zwierząt nadciągnęła i tym razem miała formę ubranych w ludzkie ciuchy stworzeń zataczających wokół niej radosne kręgi. W pierwszej chwili miała wrażenie, że szykują się do ataku, a dopiero potem zauważyła, że tworzą taneczny układ wokół niej, z kwiatami panny młodej w ręce i Rhetta.
 —  Podwójne lisie wesele! — Zapiała z zachwytu panna młoda, której głos tym razem był pełen dziewczęcej prawdziwości. Kami zdała sobie wtedy sprawę, że lisica w przełożeniu na lata ludzkie musiała być niezwykle młoda. Nie tym jednak chciała i powinna się zająć. Krąg zacieśniał się, a ona zaciskała bukiet tak, jakby ten zabił jej matkę.
 Może była zbyt głupia, aby opanować nerwy w starciu z tym potwornym nieporozumieniem, ale zamachnęła się i cisnęła kwiatami w pysk panny młodej. Bukiet rozpadł się teatralnie już w powietrzu i kwiaty, płatki i inne pojedyncze elementy przyozdobienia opadły na nią delikatnie jak jesienne liście. Światła podkreśliły magiczny wydźwięk tej chwili, więc tłum wybuchł jeszcze większym zachwytem.
 A Kami... Kami nie było już w polu widzenia żadnego z ogarniętych euforią zwierząt. Skradała się na czworaka pomiędzy ich kopytami, nogami, odnóżami szukając kryjówki pod stołem, a potem prostej drogi do ewakuacji poza leśną polankę.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.18 0:36  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 — Podwójne lisie wesele!
 Skulił jedno ze zwierzęcych uszu, nie mogąc już znieść narastających z każdej strony krzyków. I o ile wesołe śpiewy biesiadników był jeszcze w stanie znieść, tak rozsadzający bębenki pisk powalił obronę na kolana. To stracie wydawało się z góry przegrane.
 Kilka sekund poświęcił na obejrzenie pozostałości ślubnego bukietu. Płatki opadły na suknię panny młodej niczym zaplanowane od samego początku ozdoby. Wracając spojrzeniem do poprzedniego miejsca, zdał sobie sprawę z tragicznego błędu — ulotna chwila wystarczyła, by jednooka kobieta przepadła w gęstniejącym tłumie.
 Młodzieniec warknął przez zaciśnięte zęby. Był zły nie dlatego, że ją zgubił. Przecież zgodziła się na głaskanie swojego wilka, więc chyba nie zamierzała teraz uciec od obowiązku?
 Chwycił za ramię pierwszego lepszego gościa. Bez zaglądania w zszokowane ślepia Pana Kruka władował go na swoje miejsce, samemu znikając pośród plątaniny skrzydeł, łap i reszty różnorodnych kończyn. Nie wiedział, jakim sposobem ten marny plan zadziałał, ale póki zadowolony tłum tańczył wokół zdezorientowanego ptaszyska... Marshall miał czas na obmyślenie kolejnego, bardziej zdatnego do użytku. Oczywiście zamiast wykorzystać zdobyty czas i pomyśleć, wolał zdać się na instynkty.
 Lisie łapy opadły miękko na udeptaną podczas tańców trawę. Żałował nowych, dopasowanych ubrań, ale jeśli dzięki miękkiej mordzie i czarującemu, zwierzęcemu spojrzeniu mógł zyskać jej sympatię, to był w stanie poświęcić tkaniny.
 Teraz odnalezienie łowczyni nie stanowiło najmniejszego problemu. Pośród krzeseł wyłapał dwie sylwetki. Wpierw poznanego wcześniej wilka, który żwawym truchtem pokonywał dzielącą go od właścicieli odległość, później ją samą we własnej osobie. Nie rozumiał tylko, dlaczego podróżowała na kolanach.
 Dopadł do tej osobliwej dwójki w kilku bezdźwięcznych susach. Zwierzęcego towarzysza dziewczyny nie odważył się dotknąć, ale w jej przypadku sprawa miała się nieco inaczej. Zawiesił nos centymetr nad bladym policzkiem, wyłapując z powietrza wszelkie wonie. Pachniała lasem i sierścią. W końcu morda drgnęła, a zimny nos dotknął ciepłej skóry.
 Wszystkich zebranych zbyt zaaferowały drugie lisie zaślubiny, by zwrócili uwagę na fakt, że głównych zainteresowanych jakby nie brakło. Najwyraźniej substytut w postaci Pana Kruka i Łasicy Łapki w zupełności im wystarczał, a i podłożeni narzeczeni nie wyglądali na niezadowolonych. Wszak oboje uchodzili za nie byle szychy w leśnym światku.
 Marshall w tym czasie postanowił pomóc w odnalezieniu drogi ucieczki. Zrezygnował z przeciskania się pod stołem na rzecz jego wyminięcia boczną drogą. Stale zaglądał to przez jeden to przez drugi bok, kontrolując sytuację pozostawioną na polance oraz miejsce pobytu jednookiej i jej przyjaciela.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.18 19:55  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 Zwierzęcy styl marszu na wszystkich czterech kończynach nie należał do jej ulubionych. Cienki materiał spodni nie nadawał się do łagodzenia nierówności pod kolanami, a trawa i kamienie raz za razem pozostawiały na dłoniach zaczerwienione ślady. Poza tym wędrowanie na czworaka kojarzyło jej się z niebezpieczeństwem, potrzebą ucieczki poza zasięgiem niepożądanych spojrzeń. Tak z resztą przecież było, bo chociaż zwierzęta nie zachowywały się agresywnie, mogły zmienić swoje przyjacielskie nastawienie w każdej chwili. Nie ufała im, chociaż z każdą chwilą starały się udowodnić czystość swoich intencji. Było tak wiele okazji, podczas których mogły pozbawić ją i jej czworonożnego przyjaciela życia, że ucieczka akurat przed pochwyconym przypadkowo bukietem wyglądała jak zwyczajny kaprys.
Mimo to starała się ze wszystkich sił pozostać niezauważoną dla pochłoniętego pląsami zgromadzenia. Plan funkcjonował bez zarzutów, nikt nie spoglądał pod swoje kończyny by poszukać tam wzrokiem zaginionej w zabawie kobiety. Szybko znalazła się pod jednym ze stołów spod którego wyjrzała wyłącznie po to, by przyjrzeć się strukturze ogrodzenia z żywopłotu.
 — Te liście wyglądają podejrzanie — wyszeptała sama do siebie sięgając dłonią ku gałązkom. Pomimo wszelkich obaw krzak posiadał cechy całkiem zwyczajnej rośliny. Nie zaczął gryźć jej po palcach ani pluć jadem, czego się po nim spodziewała.
 Zmrużyła oczy podejrzliwie i wepchnęła całe przedramię do wnętrza zarośli.
 Dokładnie w tej samej chwili coś wilgotnego i potwornie zimnego dotknęło jej policzka. Zaskoczona nagłym dyszeniem tuż przy twarzy wyrwała rękę z żywopłotu zahaczając skórą o wszystkie możliwe zadziory na nieregularnej powierzchni krzaka, jakie tylko udało jej się znaleźć. Z trudem powstrzymała się od pełnej nieprzychylnych obelg wiązanki, którą uraczyłaby lisa, gdyby mogła. Prychnęła mu tylko na nos sugerując bezgłośnie, by skierował go gdzieś indziej.
 Jej plan zakładał cichą dezercję z przyjęcia, więc niewiele brakowało, by wszystko popsuło się już teraz. Nagły powrót porzuconego w tłumie lisa szczerze ją zaskoczył.
 — Tego już za wiele. Mogą mnie wytargać za fraki, ale niech nie myślą, że siedzę tutaj z własnej woli — wyjaśniła mu krótko powody nagłej zmiany decyzji.
 Jeżeli chciałby się do niej przyłączyć, powinien chyba znaleźć lepszy sposób niż przeciskanie się pod krzakami żywopłotu. Nawet w jej przypadku pomysł był zarówno ryzykowny jak i głupi, a gdyby dodać do tego spore rozmiary zwierzęcego mutanta i przede wszystkim jego cudowną sierść, sprawa wyglądała katastrofalnie. Nie życzyła mu losu kupki kłaków zawieszonej nad ziemią wśród drapiących gałązek.
 Spojrzała do góry, ale ogrodzenie weselnego przyjęcia było wyglądało na niemożliwe do przeskoczenia.
 — Nie mogłeś się zamieniać w jakąś wiewiórkę? — Skrzywiła usta i wsadziła oba ramiona pod zarośla starając się rozgarnąć je na boki o tyle, by zarówno ona jak i jej wilczy towarzysz zdołali wepchnąć tam cały korpus, a potem przeczołgać się dalej. Lis to nie była jej sprawa, ale za żadne skarby nie mogła pozostawić tutaj swojego czworonożnego przyjaciela.
 Wbiła palce w miękką ziemię i przeciągnęła się na ramionach z całej siły. W pewnym momencie po wewnętrznej stronie pozostały wyłącznie jej dolne partie ciała, znikający w zaroślach tyłek i wijące się nogi. Nogi, w które coś uszczypnęło ją delikatnie.
 — Już nas pani opuszcza? — rozległ się zagłuszony przez liście głos Pana Kruka — Nie poznała pani jeszcze wszystkich.
 Pełen smutku głos czarnego ptaka kazał jej się pośpieszyć. Jeszcze trochę, a dopadną ją wyrzuty sumienia.
 Niezorientowany w sytuacji pysk wilka wepchnął się zaraz obok niej i wydyszał podekscytowany zastanawiając się zapewne co będą robić schowani pod żywopłotem. Jakby tego było jeszcze mało, gdy z wysiłkiem spojrzała za siebie by ustalić położenie reszty ciała czworonoga, pomiędzy jej udo, a brzuch zwierzęcego towarzysza wślizgnęła się głowa kruka.
 — Jak tu rozkosznie! — przyznał chichocząc po ptasiemu.
 Kami zapłakała w duchu głęboko.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.18 0:09  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 — Nie mogłeś się zamieniać w jakąś wiewiórkę?
 Zwierzęcy nos zmarszczył się wyraźnie. Dwie sekundy później lis prychnął niezadowolony. Wątpił, by była taka chętna do głaskania wiewióry, jak była do niego. Cofnął się na jeden krok, później na drugi. Potrząsnął łbem, strząsając z mordy nieistniejący kurz.
 W końcu usiadł na gęsto splecionych źdźbłach trawy, poprzestając na obserwacji. Patrzył, jak kobieta zmagała się z zaroślami — jak rozgarniała gałęzie, jak wbijała palce w wilgotny grunt, jak wsuwała głowę w zasłonę krzaków. Zapytany o powód, dla którego nie odstępował jej na krok, odpowiedziałby, że przecież złożyła mu niemą obietnicę. Obietnicę, którą zawiązała wokół szyi niczym sznur. Nie czuła jego wagi ani faktury w dłoni, ale plątał się między palcami aż nazbyt wyraźnie. Tłumaczył to prosto — chciał pogłaskać jej wilka. Przecież wyraziła zgodę, pozwoliła mu.
 Zamierzał się właśnie ruszyć, gdy znajomy głos przerwał chwilową ciszę i zalał mięśnie wymordowanego cementem. Co, jeśli miły Pan Kruk zamierzał powstrzymać ich przed ucieczką? Zaatakować? Nie zrobił tego. Wepchnął łeb pod ciało kobiety, obrzucając otoczenie ciekawskim spojrzeniem. Jakby nigdy nie widział części lasu pozbawionej ozdobnych stołów pełnych jedzenia, orkiestry i tańców. Absurdalne.
 Opętany w końcu drgnął. Z brzuchem przy ziemi podszedł bliżej Pana Kruka. Sekundę zajęło złapanie pojedynczego pióra z ogona i lekkie szarpnięcie delikatne na tyle, by biedak nie zerwał się zalewany falami bólu i wystarczające dla efektu zaskoczenia.
 — Na mą duszą, a cóż tu się dzieje! — rozbrzmiał przejęty głos. Prawdopodobnie uciął powstałe w krtani kruka słowa, zwracając uwagę całej czwórki, w tym wilka jednookiej kobiety. Łasica Łapka stała nad nimi w nowej roli zawiedzionej matki — skrzyżowała ręce na piersi, tupała nogą (łapką?), kręciła głową.
 — Zaraz będziecie cali utytłani — powiedziała w końcu tonem gniewnej, zmartwionej rodzicielki, która na widok swoich pociech przybyłych ze szkoły o mało nie zemdlała. Wszak plamy były jej największą zmorą. — Wyłazić mi stamtąd, cała trójka, ale już. Pan też, Panie Kruku, doskonale Pana widzę! — wsparła się pod biodra, taksując ich rozgniewanym spojrzeniem. Najwyraźniej poczuła potrzebę zapanowania nad niesforną młodzieżą, nawet jeśli wiek kruka wisiał pod znakiem zapytania.
 Marshall wyprostował się jako pierwszy. Sam już nie wiedział, czy to przez magię tego miejsca, czy przez bardzo przekonujący wizerunek Łapki. Poczuł się nagle dwa razy młodszy i może właśni dlatego pochylił łeb przed nacierającą ręką. Łasica zmierzwiła sierść między ciemnymi uszami lisa. To samo powtórzyła z pozostałą trójką, puszczając dodatkowe, zaczepne oczko w kierunku łowczyni.
 — No więc? Któreś z was raczy mi wyjaśnić, co to miało być?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.18 19:29  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 Przekonanie o tym, że wpadła w przesadnie realistyczny sen pogłębiało się z każdą chwilą ptasich treli pana Kruka, który z ekscytacją staruszka, który odkrył tabletki pobudzające do życia niektóre własnego fragmenty ciała penetrował zarośla, pod które z trudem wślizgnęła się gówna połowa ciała kobiety. Ktoś jego rozmiarów nadawał się idealnie do zabaw w chowanego, ale Kami daleka była od tego rodzaju rozluźnienia. Obecność nieproszonego gościa przytargała ze sobą nerwowe tiki. Kącik ust drżał, palce wybijały jednostajny rytm, pierś unosiła się i opadała gwałtownie, a ptak nadal czuł się cudownie nieskrępowany.
 — Rozumiem pani postępowanie — zapewnił, siadając na kuprze i wyciągając ptasie nóżki do przodu. Yu była pewna, że to nie jest sposób w jaki siadają normalne ptaki. Pan Kruk nie przejmował się jednak jej zmieszanym spojrzeniem, w ogóle niczym się nie przejmował. — Atmosfera robi się nieznośnie gorąca w gronie tak wyśmienitych gości. Te emocje! Te wrażenia! Te buzujące hormony! — tu zaśmiać się lubieżnie, niby przypadkiem. — Warto czasem znaleźć sobie jakieś ciche gniazdko, by ochłonąć.
 Jęk żałości wydobywający się ukradkiem z ust kobiety zagłuszony został przez trzepot skrzydeł ptaka, który zaczepiony za pióro na ogonie zamachnął się łapiąc równowagę. Zapewne doszłoby do bójki, latałyby pióra i sierść, gdyby nie Łapka, która zjawiła się w odpowiednim momencie, by słowa cisnące się na dziób Pana Kruka pozostały w nim na dobre. Zgarbił się, przyłapany na gorącym uczynku jak nastolatek podkradający w nocy ciastka z domowego składzika.
 Nie mógł mieć pojęcia, że łasica przyłapała ich na próbie ucieczki, a nie flirtach wśród zarośli.
 — Oh, ależ moje pióra są w doskonałej formie, droga Łapko! Co słychać u wuja? — Zapytał dziarsko, gdy wyszedł spod liści i zaprezentował jej lśniące w blasku wyczarowanych światełek pierze. Łapka nie wyglądała na przekonaną.
 Sama Yu była już na tyle skołowana, że kiedy wyszperała się spod krzaka, usiadła po turecku i przyjęła drapanie nieco powyżej czoła bez cienia buntu. Drobne pazurki wyciągnęły kilka włosów z ułożonego schludnie końskiego ogona. Dopiero to dopełniło dzieła i łowczyni mogła zacząć wyglądać jak trzynastolatka, która spadła z drzewa. Ziemia na koszuli, liście i patyki przyczepione do zadziorów materiału, wytarte w kolanach spodnie i rozwiązana sznurówka jednego buta, która jakimś cudem uwolniła się z węzła w międzyczasie.
 Czarnowłosa otworzyła na moment usta, jakby smakowała powietrza, ale kiedy wzrok Łapki padł na nią, poczuła się zobowiązana ubrać wszystko w zadowalające ją słowa.
 — Mój wilk potrzebuje wyjść na spacer — powiedziała z przekonaniem i spojrzała na czworonoga, który pozbawiony możliwości analizy sytuacji wywalił na wierzch język, a potem podrapał się za uchem.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.18 18:59  •  5 seconds of summer [Yu & Rhett] - Page 3 Empty Re: 5 seconds of summer [Yu & Rhett]
 — Mój wilk potrzebuje wyjść na spacer.
 Łapka wygięła pyszczek i odpowiedziała przeciągłym "ooh!". Naraz nabrała wglądu zatroskanej opiekunki, najwyraźniej nie wyczuwając ani grama podstępu w słowach jednookiej.
 — Trzeba było mówić od razu, drogie dziecko! — dziarskim ruchem złapała Kami za rękę i pociągnęła w górę. Wilka podrapała za uchem, jakby był najmilszym kanapowcem, jakiego kiedykolwiek widziała. Pchnęła go naprzód, właścicielkę biorąc pod ramię i ruszając naprzód. Kątem oka przyuważyła ruch czarnych skrzydeł. Zainterweniowała od razu.
 — Nawet o tym nie myśl, mój miły Kruku. Dość się już naprzykrzyłeś tej damie — wyglądała na bardzo stanowczą. Nie złamał jej nawet szczenięcy wzrok ptasich oczu.
 Wymordowany w każdej innej sytuacji byłby pod wrażeniem. Teraz czuł się nieco zagubiony. Może również potrzebował spaceru. Nie ruszy jednak z miejsca w obawie przed matczyną reprymenda ze strony Łapki. Czuł się jak mucha pod szkiełkiem mikroskopu. Na ten moment nie śmiał drgnąć i nawet żyjący własnym życiem ogon zamarł w bezruchu. W przeciwieństwie do stojącego obok Kruka, który nie omieszkał złapać się pod boki. Tupał w miejscu tymi swoimi śmiesznymi, ptasimi łapkami i machał łbem to w jedną, to w drugą stronę.
 Lis znosił to zachowanie dobre kilkanaście sekund, będąc pod wrażeniem, że w ogóle był w stanie tyle wytrwać. W końcu jednak pomrukiwania doprowadziły do sytuacji, w której szczęki kłapnęły przy opierzonym kuprze, wyrywając z niego kilka pojedynczych piórek. Ptak podskoczył w miejscu z okrzykiem zaskoczenia wykrzywiającym dziób. W ramach odwetu trzepnął lisi łeb skrzydłem, co nie umknęło uwadze czujnej zawsze i wszędzie Łasicy Łapki.
 — Dosyć tego — zakrzyknęła ku ich dwójce, taksując obie sylwetki nagannym spojrzeniem. W końcu machnęła łapką w powietrzu. — Wracaj do gości, drogi Kruku. Ja mam do pogadania z tymi uroczymi dziećmi — zakomunikowała, nie czekając na żadną odpowiedź. Ani ze strony kruka, ani wspomnianych dzieci. Ucięła rozmowę, przyspieszając kroku.
 Marshall nie potrzebował ani jednego słowa więcej. Jak na komendę zerwał się z miejsca, zostawiając Pana Kruka w towarzystwie malutkiego obłoczka kurzu. Idącą w przodzie trójkę dopadł w ledwie sekundę, w czasie dosłownie nie krótszym niż mrugnięcie. Przecinał powietrze ogonem niczym rozradowane szczenię i stale zaczepiał nosem to burego wilka, to jego właścicielkę. Łapki dotknąć się nie odważył. Ta rozjaśniła okolicę uśmiechem, ale zaraz odrobinę spoważniała.
 — No więc drogie dzieci — zaczęła z drobnym westchnieniem, jakby przyłapała ich na wyjadaniu świątecznych pierników. — Dlaczego próbujecie uciec z wesela? Zostaliście zaproszeni, a to bardzo niegrzeczne wychodzić w połowie przyjęcia i to bez pożegnania. Muszę przyznać, że trochę mnie zawiedliście.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach