Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 24.02.19 21:45  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Another way out [Kirai & Rhett]
Ciepło, gorąco, tak dobrze. Prawie dobrze, ale dobrze, bo byłoby lepiej, gdyby wiatr nie niósł tyle piachu. Otwory na oczy w masce zapychały się nim, a usta pod nią krzywiły się i pozwalały na wydobywanie się poirytowanego warczenia. Szła burza piaskowa, a on był daleko od swojej kryjówki. Jak tak dalej pójdzie, nie dostanie się do domu przed świtem. Beznadzieja - to było słowo idealnie podsumowujące jego sytuację. Kiraiowi uciekła kolacja, zabierając ze sobą jeden z jego ulubionych noży, a w każdym razie jeden z niewielu obecnie zaostrzonych. Zmarnowana okazja i broń. Musiał myśleć szybko, choć może to i nie jest najlepsze określenie. Bo myślał szybko, ale chaotycznym ciągiem, który urywały i modyfikowały kolejne myśli.
- Możesz się w końcu zamknąć... - burknął do kogoś niesprecyzowanego, widzianego tylko przez siebie. Może to głos rozsądku? Nie, tego dziwadła to od dawna nie widział. Było w zielone kropki, tak swoją drogą, a cielsko, prawie bezkształtne, miało bladoróżowy kolor. Pewnie przez to Kirai urwał z nim kontakt, bo kto chciałby się pokazywać w towarzystwie takiej pokraki?
- Serio mówimy, morda! - Jego głos był wysuszony i chrapliwy, bo Jiro od dawna niczego nie pił, a przez to zdawał się jeszcze bardziej zdenerwowany. Dowlókł się do raczej dużego budynku, a w każdym razie rozległego. Gdyby zwrócił na to większą uwagę, budowla pewnie skojarzyłaby mu się ze szkołą, ale to go akurat niezbyt interesowało. Sam przez edukację przeszedł ledwo ledwo, a skojarzenie z tym pewnie by go zirytowało bardziej niż nadchodząca burza. Wszedł przez drzwi frontowe, które o dziwo były wciąż całe, po czym zamknął je za sobą. Im więcej barier chroniących przed piaszczystym syfem, tym lepiej. Dmuchnął kilka  razy w maskę, by pozbyć się piasku, ale niewiele to dało. Przetarł ją więc dłonią, co pogorszyło sytuację i złośliwe ziarenka piasku wylądowały w jego oczach.
- Psiakrew! - wykrzyknął, ale szum dochodzący z zewnątrz raczej zagłuszył i to, i niosące się po tym krzyku echo. Piekące i nieprzyjemne uczucie w ślepiach sprawiło, że chwilę miotał się po pomieszczeniu, aż w końcu wpadł na szafki. Odskoczył od nich jak poparzony i zaraz wymierzył w jedną z nich cios pięścią na oślep. - Ktoś cię kurwa pytał o zdanie, pokrako? Kazaliśmy się pozamykać! - Ciężko powiedzieć, co NAJBARDZIEJ go tu denerwowało. Fakt, że niedużo widział, że przywalił w coś twardego i bolała go ręka, czy że miał wrażenie, że jednak coś lub ktoś tu z nim jest? Ale czy to nie było kolejne złudzenie? Miał nadzieję tylko na jedno, że to nie będzie coś, co może go zjeść, bo sam wolałby zjeść coś, co mogło być tu z nim. Ruszył dalej, rozglądając się na tyle, na ile podrażnione oczy mu pozwalały. Wszedł na korytarz, a po jego lewej znajdowały się klasy. Dobrze, że oddzielało go naprawdę sporo od tej burzy. Nasłuchiwał czegokolwiek, co jakiś czas pochylał się do podłogi, by tym sposobem wyczuć drgania charakterystyczne dla chodzenia. Co prawda dużo tu psuła burza, ale...
- Chyba jesteśmy tu sami - stwierdził głośno, ale bardziej do siebie niż ewentualnego towarzystwa. - Możemy... odpocząć. - Tak, to wydawało się dobrym pomysłem. Aż roześmiał się na myśl o tym. Może jakaś przekąska sama nawet wskoczy mu w ręce?
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.19 16:12  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Re: Another way out [Kirai & Rhett]
 Od tego dnia przeklinał piasek. Szarżujące w powietrzu drobinki wkradały się nie tylko w odsłonięte fragmenty, bo znajdywały sposób, by zaleźć również za ubrania. Rhett miał wrażenie, że od początku swojej podróży zebrał już kilogramy piachy i wszystkie je zdołał upchnąć w kieszenie bądź zgięcia materiałów na sobie. Kichnął już przynajmniej okrągłą setkę razy. Tarcia oczu nawet nie chciał dalej liczyć, bo zgubił rachubę po pięciuset czterdziestu trzech.
 Westchnął, kolejny raz poruszając okrywającą twarz czarną chustką. Wysypała się spod niej kolejna fala ziarenek, a pozbywszy się ich do reszty, mógł kolejny raz dotknąć buzi palcami. Pogoda zawsze lubiła dawać mu w kość.
 I gdy już myślał, że złota burza pochowa go pod sześcioma metrami nadzwyczaj sypkiego gruntu, w oddali zamajaczyły trwałe kontury budynku. Wymordowany nie dbał o to, czy trafi na okupującą pustynie grupę, bandytów, mutanty, czy na kompletna pustkę. Chciał jedynie wyłuskać ziarna z kącików oczu i odetchnąć z ulgą. Walka z żywiołem pochłaniała niezwykle dużo sił, zwłaszcza od kogoś, kto nie dysponował ich wielkimi pokładami.
 Do wnętrza szkoły — jak się chwilę później okazało — wpełzł dzięki wyciosanej w ścianie dziurze. W czasach swej świetności mogła być oknem, lecz patrząc na jej dzisiejsze nierówności, śmiał w to wątpić. Nie przyszedł tu jednak oceniać wystroju, chciał jedynie uciec przed piachem.
 Rozejrzał się dookoła, analizując otoczenie, jakim okazała się jedna z klas. Jeśli ktoś kazałby mu strzelać, wybrałby coś związanego z geografią — na jednej ze ścian wyryto kształty kontynentów. Robota wyglądała na zbyt schludną, by przypaść pod rękę któregoś z wymordowanych. Założył więc, że powstała wraz z pomieszczeniem.
 Wychodząc na korytarz, dosłyszał echo słów. Zwierzęce uszy od razu wychynęły spod narzuconego na głowę kaptura, wyłapując z powietrza każdy najmniejszy dźwięk. Liczył, że mimo wszystko obędzie się bez rewelacji, że nie zastanie żadnej niespodzianki. A jednak. Nie mogło być zbyt pięknie.
 Jakiś czas stał w jednym miejscu, nie chcąc drgnąć ani o milimetr. Dopiero gdy niesiony pustymi korytarzami głos umilkł, dzieciak przekręcił twarz w przeciwnym kierunku. Na końcu dostrzegł zarys schodów, z których postanowił skorzystać. Nie mogły być bardziej niebezpieczne niż osoba, z którą dzielił schron, a której jeszcze nie widział na oczu.
 Ruszył z wolna ku znalezisku, niedługo później przenosząc swoją obecność o piętro wyżej.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.19 12:04  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Re: Another way out [Kirai & Rhett]
Tak naprawdę nie mógł być pewien, że ktoś tu jest, ale analogicznie nie mógł pomyśleć, że jest sam. Lepiej było upewnić się, czy nie był mniejszy i słabszy od oponenta, a jeśli był, to żeby mógł użyć elementu zaskoczenia. Dawno, dawno nie był w takiej zabudowie, a wyglądała jak dość dobre miejsce na rozbicie obozowiska w jej podziemiach i tylko czekać, aż napatoczy się jedzonko. Wszystko na chwilę umilkło, poza wyjącym wiatrem, który niósł za sobą więcej i więcej piasku.
Kirai odwinął brudne bandaże z palców przed położeniem ich na ziemi, by wyczuć drgania podłoża od kroków ewentualnego posiłku. Coś czuł na pewno, jednak czy był to wymordowany, czy inna człekokształtna istota, czy też bestia albo po prostu coś popychanego świszczącym wiatrem, tego nie wiedział. Podniósł się i poszedł w kierunku schodów, bo właśnie stamtąd sygnały zdawały się najsilniejsze. Ale… Nie były jedyne. Zmarszczył brwi i oblizał suche wargi. Albo się obłowi, albo wpadnie w zasadzkę. Jedne i drugie drgania różniły się jednak od siebie.
Jedna z mijanych sal, do której zajrzał, by nie zostać zaskoczonym przez kogoś od tyłu, miała średnich rozmiarów otwór w ścianie, a przed nim były ślady przeczołgiwania się, przysypane już sączącym się do środka piachem. Ślady były świeże, ponadto przechodziły w odciski butów. Suchy oddech wydobył się z charkotem z gardła pajęczego wymordowanego. Pysznie. Sądząc po rozmiarze butów, nie miał raczej do czynienia z czymś dużym. Przynajmniej z jednej strony. Im bliżej wyjścia z klasy, tym mniej widoczne były ślady, gdyż do tego punktu sali lekcyjnej piach nie dotarł.
No cóż. Z tej strony może go coś zaskoczyć. To nie byłoby przyjemne, ale bardzo prawdopodobne, bo burza ledwo ledwo się zaczynała. Liczył na brak większych niespodzianek. A te mniejsze mogłyby same wskoczyć mu do ust. Kirai kucnął, sprawdził drgania. Piętro wyżej. Nie tak dobrze wyczuwalne. Tych drugich, które wcześniej wydawały się bardziej odległe, natomiast nie czuł.
- Chcesz się z nami pobawić? - zapytał głośno, kiedy wchodził po schodach. Echo przyjemnie roznosiło jego głos.
- Może być fajnie. Zjemy razem obiad! - To nie do końca miało tak wyglądać, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. Usłyszał warknięcie i rozejrzał się. Fortunnie był to jednak tylko jego brzuch. Uderzył się w niego lekko.
- Ty też bądź cicho - zganił go... Siebie... Cokolwiek. - Opowiedz nam coś o sobie! Jesteśmy przyjaźni, tak, przyjaźni! - Nudził się i nie miał od dawna do kogo otworzyć gęby. Faktycznie, jakby tamten się zdecydował na rozmowę i okazał zabawny, to pewnie nie zostałby zjedzony.
- Ktoś tu jest poza nami - oznajmił, tym razem się zatrzymując. Czekał na odpowiedź. - Może nie być przyjazny - dodał po chwili. - Nie jak my, o nie, nie. My jesteśmy bardzo mili, tak.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.19 17:08  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Re: Another way out [Kirai & Rhett]
 Na piętrze spodziewał się dokładnie tego, co zobaczył — wielkiego śmietnika. Wszędzie walały się krzesła, piach, brud, pogniecione kartki, w kątach przewalały się nawet poobgryzane kości. Kiepski znak na przyszłość, lecz wolał schować się przed mutantem, niż przed burzą ziaren, które nie pozwalały oddychać.
 Jeszcze chwila poza murami budynku a zgromadziłby w płucach drugą pustynię.
 Westchnął bezgłośnie, przecierając zmęczone od podróży lico. Na ten moment wymordowany nie marzył o niczym innym jak o kilku godzinach spokojnego snu albo po prostu krótkim odpoczynku. Wiedział jednak, że w obliczu obecnego świata kilka minut ciszy i spokoju graniczyło z cudem. Nie chciał jednak marudzić nad losem. Nie, gdy z dołu dobiegały obce dźwięki. Ruszył więc naprzód.
 Tym razem nie zaglądał do klas. Datował sobie przeszukiwanie pomieszczeń, które z pewnością wiały podobną pustką, co wam korytarz. Wypełniały je co najwyżej kolejne warstwy brudu. Patrzył więc w górę. Szukał dziury w suficie, którą mógłby przemknąć na strych. I gdy wreszcie ją wypatrzył, na schodach rozbrzmiało szurnięcie obuwia.
 Nieznajoma postać wkroczyła na piętro, lecz wtedy dzieciak siedział już znacznie ponad nią. Ciemność strychu pozwoliła na spoglądanie przez wyżłobioną w suficie dziurę, przed którą mógł dokładnie obejrzeć skrytego za maską mężczyznę. Był zadziwiająco głośny.
 — Skąd mam wiedzieć, że rzeczywiście jesteś... Jesteście tacy przyjaźni, jak twierdzisz? — odpowiedział w końcu, pozwalając wątpliwościom przepleść ton głosu. Nie wychylił się jednak. Siedział cały czas w miejscu, wspierając plecy o ułamany kawałek ściany.
 — Co, jeśli słodkimi słówkami chcecie mnie wyciągnąć z ukrycia i poderżnąć gardło przy pierwszej okazji? To zbyt podejrzane, rozumiesz.
 Przez chwilę czuł na końcu języka smak kolejnego komentarza. Mielił go chwilę w ustach, by ostatecznie przełknąć wraz z resztkami śliny — od całej tej piaskowej burzy w buzi miał kolejną pustynię.
 W drodze na piętro nie zauważył niczyjej więcej obecności, toteż słowa nieznajomego dały do myślenia. Raz jeszcze przemknął w pamięci po pokonanym korytarzu, lecz tym razem również nie znalazł tam niczego. Czyżby opuścił gardę? A może to jego rozmówcy brakowało piątej klepki? Obie opcje wydawały się równie prawdopodobnie.
 Wsparł dłonie o krawędzie dziury, którą wślizgnął się na strych i wychylił się nieco naprzód.
 — Czemu powinienem ci wierzyć?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.03.19 1:45  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Re: Another way out [Kirai & Rhett]
Był skołowany faktem, że jego obiadek nagle wyparował. Był pewien, że jego pajęczy zmysł nigdy go nie zawiedzie, a tu masz pająku placek. Zęby nieprzyjemnie zgrzytnęły, a z nosa uszło powietrze, jednak niestety nie stało się to też z napięciem w ciele poziomu E. Nie widział, nie słyszał, nie czuł, uderzył więc w ścianę, by dać minimalny upust emocjom. Gardło opuścił cichy, niski warkot. Kirai był jak dziecko, któremu ktoś zabrał zabawkę, a teraz rozpaczliwie jej szukał. Szarpał kolejne klamki bądź kopał bardziej uparte drzwi, wzbudzając do tańca kolejne tumany dławiącego kurzu.
Wchodził do sali, w której znajdowało się wiele różnych instrumentów muzycznych, wśród których był też fortepian. Pokryte grubą warstwą szarawego osadu klawisze milczały najpewniej od przeszło tysiąca lat. Kirai, mając dwa wieki na karku, nie kojarzył już za dobrze tego wszystkiego. Usłyszawszy jednak głos, chwycił za pierwszy lepszy długi obiekt - pewnie jakiś klarnet czy ki czort - i zamachnął się nim za siebie. Nie napotkał żadnego oporu, nawet nieco zachwiał się od siły ciosu. Zaraz wrócił do pionu, ściskając w dłoniach instrument. Prychnął i rozejrzał się dookoła.
- Jesteś głosem w naszej głowie? Dostałeś nóżek? Wracaj na miejsce! - nakazał bezcielesnemu głosowi. Tym razem niczego nie widział, nie miał pojęcia, czy to źle, czy dobrze. - Gdybyśmy byli nieprzyjaźni, to nie mówilibyśmy. Poczekalibyśmy aż zjesz to drugie albo aż się pozabijacie i zjedlibyśmy co zostanie. Niedobrze być głodnym w tym świecie. Tak moglibyśmy razem zapolować na to trzecie. - Z perspektywy Kiraia to nie było takie głupie. Mógłby użyć rozmówcy jako przynętę, bo czemu by nie?
- Zjedlibyśmy obiad. Nie wypada zjadać tego, co umie mówić. To jakbyśmy zjedli nas. - Bzdura. To jakby zjeść minimalnie mądrzejsze mięso i tyle. Ale mięso to mięso... Szkoda tylko by było żeby zjadać je głodne. Pajęczak zastukał klarnetem we framugę klasy i pomachał nim przed drzwiami, jakby chcąc wybadać, czy coś nie czai się tuż za nimi. Wychylił głowę za próg i rozejrzał się. Czysto. Wyszedł z sali. Oparł dłoń o ścianę i przeszedł wzdłuż niej możliwie najdłuższy odcinek, starając się nie zahaczać stopami o cały ten burdel.
- Dlaczego nam ufać? - powtórzył jak echo i zaśmiał się sucho. - Nic trudnego. Wiemy, że jeden obecny tu jest ludzki. I że drugi, czyli my. Wiemy, że jest tu coś jeszcze. I wiemy, że nie mamy dokąd uciec. Nawet jeśli zje tylko jedno z nas, to jaka jest pewność, że drugie umknie? My byśmy nie popuścili słodkich ofiarek - powiedział końcówkę z niejaką niezdrową czułością. - Niedobrze byłoby dać się zaskoczyć. Może zło jest nawet w ścianach? Może ściany słyszą? Może się zbliżają? Może nas zabiją? Nie chcielibyśmy umierać. Może coś jest nad nami... Pod nami, może pełznie. Nie musimy słyszeć i węszyć. To miejsce drży. Skup się i spróbuj wyczuć - Ta wypowiedź może i miała jakiś sens, ale przede wszystkim brzmiała jak gorączkowe majaczenie wariata.
- Nie pytaliśmy o zdanie. Znowu się wtrącasz, psia twoja mać - zganił kolejny wytwór swojej wyobraźni po dłuższej chwili ciszy.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.19 1:03  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Re: Another way out [Kirai & Rhett]
 Trzaski i huki mknęły korytarzami w postaci echa, bez problemu docierając do wyczulonych uszu młodego wymordowanego. Nagle zrobiło się aż nazbyt głośno. Marshall sam już nie wiedział, czy cieszyć się z tego, że nieznajomy zdradzał swoją pozycję, czy może jednak martwić tym, że był coraz bliżej kryjówki młodzieńca.
 Walkę zamaskowanego obcego z powietrzem Rhett oglądał ze swojej kryjówki. Przecinający powietrze klarnet prezentował się dość komicznie w obecnej sytuacji. Mimo tego żaden mięsień na twarzy dzieciaka nie drgnął na wzór rozbawienia. Lico pozostawało poważne i spokojne, również umysłu nie zaprzątały bzdury.
 — Co drugie? — mruknął niepocieszony. Na ten moment zaczynał podejrzewać, że prowadzenie rozmowy z tym osobnikiem było nie lada wyzwaniem. — O czym ty w ogóle mówisz? Nikogo więcej tu nie widziałam. Ani nie słyszałem — zręcznie wplótł wątpliwość w głos. Zrobił to na tyle umiejętnie, by brzmienia omylnie nie uznano za kpiące. Wszak wolał nie denerwować osoby, której nie znał, a która nie wydawała się w pełni władz umysłowych.
 Zaraz westchnął zrezygnowany. Im dłużej nad tym myślał, tym więcej sensu miały brednie wypływające zza maski rozmówcy. Prawdopodobieństwo, że coś jeszcze postanowiło skryć się przed piaskową burzą w tak zachęcającym budynku, miało zdecydowanie zbyt wiele procent szans.
 Westchnął.
 Z cichym uderzeniem obuwia o brudną podłogę zeskoczył ze swojego chwilowego bunkra. Znalazłszy się niemal przed nieznajomym, postąpił profilaktyczny krok w tył, nie chcąc dawać żadnych powodów do ataku. Skoro mieli bazować na zaufaniu, to byłoby kiepsko zacząć tę znajomość od bezsensownej walki.
 — No dobrze. Niech będzie, że jestem skłonny przystać na twój plan — puszysty ogon śmignął przez powietrze. Dzieciak miął w pałacach skrawek noszonej koszulki. — Ale skoro nie wiesz, z czym mamy do czynienia, to jak chcesz to pokonać? — z delikatnie przekrzywioną na bok głowa wpatrywał się w ukryte lico rozmówcy. Sam zdecydowanie nie wiódł prymu w bezpośrednich starciach. Znał się na ciemnych zakamarkach, do których nikt inny się nie wciskał oraz na skutecznym umykaniu rozeźlonym przeciwnikom.
 — Znowu się wtrącasz, psia twoja mać.
 Naburmuszył się cały.
 — Hej, przecież nic nie mówiłem! — zaplótł ręce na piersi, spoglądając na wymordowanego buntowniczym spojrzeniem. — Jak będziesz tak hałasować, to ten obcy znajdzie nas szybciej, niż my jego.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.19 13:22  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Re: Another way out [Kirai & Rhett]
- Drugie co chodzi, no przecież nie klarnet - odezwał się tak, jakby to on tu był tym względnie normalniejszym w towarzystwie. Jeszcze dla efektu przewrócił oczami, choć tamten nie mógł tego wiedzieć.
- Huh? - na szczęście w reakcji na zeskoczenie nieznajomego z kryjówki w górze nie zamachnął się znów klarnetem, a jedynie wydał z siebie zdziwiony odgłos. Nie dało się zaprzeczyć, że jednak zacisnął dłonie na instrumencie mocniej i przygotowywał się do wymierzenia ciosu.
- [color=#562318]Całkiem dobre miejsce, choć balibyśmy się, że będą tam bobołaki [color]- pochwalił go cichszym już głosem, po czym obejrzał go od stóp do głów. - Za mało z ciebie mięsa... - westchnął smutno, choć rozmówcy pewnie dał powód do ulgi, przynajmniej w tej sprawie.
- Możemy się z tobą podzielić i cię nakarmić, żebyś urósł duży! - oznajmił z niemal dziecinną radością i wyciągnął do (domniemanego) młodego rękę. Jaki miał interes w karmieniu obcego, który traktował go po trochu jak debila? Pewnie żaden, ale mogli się chociaż pobawić i udawać, że cokolwiek ma tu sens.
- Nasz plan się zaczął. Zaczęliśmy robić hałas. Jeśli jest agresywne, przyjdzie tu... Jeśli nie, my przyjdziemy po to. Masz jakąś broń? My mamy nóż i klarnet. - To drugie zważył w dłoniach z należytą troską i czułością, jakby dzierżył jakąś relikwię czy pradawny artefakt. - Ale, cholera, tych motylków to trzeba by się pozbyć - mruknął z niezadowoleniem, nie do końca rozumiejąc, że tylko on widzi te całe motylki. Za jednym nawet wodził wzrokiem z chwilowym zainteresowaniem.
- Mamy pewne sztuczki. Jeżeli wciągniemy to w ich obszar, jest nasze. Potrafimy robić wiele różnych obrazów. Często tak zdobywamy jedzenie. I nazywamy się Kirai. Ładnie, nie? Sami wybraliśmy. Ty? - mówił szybko i skakał z tematu na temat. Brakowało tylko, żeby zaczął gadać o pogodzie. - Możemy się skryć na górze i zwabić To prosto w naszą sieć. I zabijemy To, potem pokroimy na kotleciki, upieczemy i opowiemy historie o duchach przy ognisku! - Bo fakt faktem, do ewentualnego palenia mieli tu sporo rzeczy.
- Łooo, jakie fajne. My też mamy ogonek, ale mniejszy - skomentował widok ogona Rhetta, podążając za nim spojrzeniem jak za najbardziej fascynującą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział. - Kiedyś zjedliśmy takie puchatości - oznajmił z zadowoleniem i pewną nostalgią. - A sztuczki umiesz? - zagaił jeszcze, ale jak raz tym razem nawet on, niemający szczególnie czulszego słuchu, usłyszał jakieś warczenie. Zdawało się, że jest jeszcze daleko, ale jeśli mieli to załatwić, to musieli się uwijać.
- Ty może nie gadasz, ale To gada. Bo słyszysz... prawda..? - zabrzmiał prawie jak szukające wsparcia dziecko. - Jesteś mały, to pewnie dużo uciekasz? Schowałbyś się w sali czy znowu wyżej?- spytał, tym razem szukając raczej opinii ewentualnego znawcy. Sam podwinął zaś trochę kurtkę i bluzę; potrzebowali pajęczyny, przynajmniej żeby zafundować sobie system wczesnego ostrzegania.
- Sprawdź drugą stronę. Krzycz jak coś przyjdzie - oznajmił, samemu ruszając z tworzącą się siecią w stronę korytarza, z której przyszli wcześniej obaj. Zaczął rozciągać nici po podłodze i ścianach. Nie z taką dbałością jak zawsze, ale przynajmniej coś mogły dać.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.19 23:05  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Re: Another way out [Kirai & Rhett]
 Ramiona młodzieńca opadły z niemal słyszalnym trzaskiem.
 Im dłużej rozmawiał z nieznajomym, tym mniej wiedział. Każda uwaga wydawała się kompletnie niepowiązana z poprzednią, a dodatkowe wstawki jedynie utrudniały zrozumienie sytuacji, w jakiej oboje się znaleźli. Zazwyczaj Rhett nie miewał problemów ze szczeniacką aurą innych. Lubił głupoty, chodził w miejscu naładowany niewytłumaczalną energią i nieczęsto bywał poważny. Ale teraz? Teraz czuł się zmieszany.
 — Bobołaki? — przechylił głowę na bok. Nie czekał na odpowiedź. Po prostu machnął ręką, unieważniając temat. Zdecydowanie nie musiał wiedzieć.
 Z drobnym powątpiewaniem obejrzał wyciągniętą rękę mężczyzny.
 — Nie chciałbym cię zawieść, ale raczej już nie urosnę — w sekundę podniósł wzrok na zamaskowaną twarz, swoją własną w tym czasie przyozdabiając w drobny uśmiech. — Duży nie będę mógł wyprawiać tego, co mogę teraz.
 Rozejrzał się na boki w poszukiwaniu ewentualnej broni. Zwykle stawiał na sztylety, krótkie noże myśliwskie, lecz znalezienie czegoś podobnego w placówce szkolnej... siłą rzeczy graniczyło z cudem. Wyłapał głos wspominający motylki, lecz rozsądek nakazał zignorować ten fakt tak jak połowę innych.
 — Rhett — przedstawił się.
 Zaraz westchnął.
 W mig promieniejąc.
 — Historie o duchach? Znasz jakieś? — ciemny ogon znów poszedł w ruch. Młody nawet nie wiedział, w którym momencie to się stało. Mięśnie zadziałały samoistnie, poruszając kitą od boku do boku.
 Chwilę później ten sam ogon wylądował w rękach chłopaka, nagle przyciśnięty do piersi. — Tego nie możesz zjeść, jest mi potrzebny! — wydął nieco policzki, całkiem jak naburmuszony szczeniak. Brakowało jedynie, by tupnął nogą. — I oczywiście, że nie, nie jestem kanapowcem.
 Pytanie o ucieczkę pozostawił bez odpowiedzi słownej. Zamiast tego uniósł rękę, wskazując otwór w suficie, którego wcześniej używał jako kryjówki. Przejście było niewielkie, przeznaczone dla osoby szczupłej i giętkiej. Większy stwór, z którym niewątpliwie mieli do czynienia nie miałby szans przecisnąć grubego cielska przez taką szczelinę.
 Później zasalutował niczym dzielny harcerzyk, odbijając krokiem w drugą stronę. Zgodnie z poleceniem powędrował we wskazanym kierunku, zamierzając sprawdzić resztę korytarza i te kilka marnych pomieszczeń. W normalnych okolicznościach już dawno by się zbuntował. Z początku nie był pewien co skłoniło go do posłuszeństwa, lecz z czasem doszedł do wniosku, że to dziwna, wesoła aura, która otaczała nieznajomego. Mieli coś wspólnego.
 Wszedł do pierwszej klasy, później do drugiej i do trzeciej. W większości z nich nie pozostało kompletnie nic, co najwyżej odłamki drewna w postaci szczątków stolika uczniowskiego czy biurka nauczyciela. W innych nie znalazł niczego. Do czasu.
 W podskokach (dosłownie — podskakiwał jak piłeczka) wrócił do nieznajomego.
 — W jednej z klas jest wielka dziura. Możemy spróbować zmylić to coś. Jest szansa, że wyjdzie z budynku i zabłądzi na pustyni, szukając nas.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.19 21:58  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Re: Another way out [Kirai & Rhett]
Biedny mały Kirai nie do końca pojmował to, dlaczego jego nowy towarzysz tak sceptycznie podchodził do jego pomysłów i słów. Nie sprzeczał się jednak tym razem; możliwe, że tłumaczył to sobie chęcią przetrwania, jednak kto byłby w stanie zrozumieć tego pajęczaka? Wydał z siebie cichy, dość chrapliwy jęk zawodu, ale może i trochę współczucia.
Biedny, mały Rhett. Pewnie nie rośniesz, bo jak byłeś mniejszy, to nie jadłeś dość dużo – powiedział trochę takim tonem, jak babcia, która upomina wnuczka, by jadł mięso a zostawił ziemniaki. Faktem jednak było, że niewielki wzrost i chudość miały pewne plusy. Puszystoogonowiec pewnie mógł się wszędzie wciskać, przeskakiwać przez malutkie otwory i zakradać do każdego, będąc zauważonym może jedynie za sprawą cudu.
 Kirai zaśmiał się krótko z pewną czułością, jednak to nie do końca było tylko i wyłącznie to. Mimo wszystko ta osoba wytwarzała wokół siebie coś niepokojącego i sugerującego, że przy nim niczego nie można być pewny. Ten śmiech zdawał się tylko podkreślać to nieprzyjemne wrażenie. Parsknął jeszcze po chwili, a głowa przekrzywiła się tak, że wyglądało, jakby przyglądał się czujnie ogonowi. Tak, jakby jednak chciał go zjeść.
Nie planujemy odgryzać twojej niewinnej puszystości, a o duchach porozmawiamy, jak się uporamy z tym czymś – och, czyżby przez Kiraia przemawiały namiastki rozsądku i resztki rozumu? Pod maską mrużył ślepia z rozbawieniem, zaciekawieniem i zniecierpliwieniem. Wydał z siebie kolejny dziwny dźwięk — przeciągające się, załamujące w tonie „hyyyy”, kiedy się rozdzielali. Kanapowiec czy nie, przyda się.
 W efekcie wspólnych działań mieli jedno przejście możliwie szczelnie pokryte na podłodze i z początku na ścianach. Gdyby coś nadchodziło tędy, Kirai planował za pomocą luźnej nici trzymanej wciąż w dłoniach zwyczajnie wyczuć drgania reszty sieci. Lepka substancja z całą pewnością mogłaby przytrzymać, ale i rozjuszyć obecną tu bestię. Pajęczak po sobie wiedział, że nerwy nie są dobrym doradcą, więc mógł teraz wykorzystać tę wiedzę przeciwko komuś.
Wabik  – wypalił nagle, gdy Rhett przybył z raportem, po czym potrząsnął głową. Podniósł dłonie z szerokim sznurem pajęczyny, przechylił łeb na bok. – Jeśli przylezie stąd, możemy wykorzystać pajęczynę jako wabik, może zauważy i pójdzie za nami. Zleziemy na dół do tej klasy, użyjemy maski i dzięki niej wyprowadzimy to na zewnątrz. Może jak wyjdzie to zdechnie w tym piachu. Potem będzie trzeba to otrzepać przed kawałkowaniem, ale po co się przemęczać, huh? – pod maską zęby wyszczerzyły się w uśmiechu, coraz bardziej przypominającym ten wymalowany na samym artefakcie.
Prowadź, tylko…  – Kirai podszedł jeszcze do schodów, stawiając stopy w miejscach, które pozostawił sobie wcześniej jako te bezpieczne. Obrócił się do Rhetta i zakrył sobie uszy powoli, nakazując mu najwidoczniej zrobić to samo.
Po chwili bezceremonialnie zaczął tłuc klarnetem w barierkę. Nieprzyjemny dźwięk zadzwonił mu w uszach, jednak nie było czasu na zwlekanie. – Teraz raczej przylezie tędy. Prowadź do klasy. Liczymy na ciebie.  
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.04.19 17:38  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Re: Another way out [Kirai & Rhett]
 — Hej, nie jestem aż tak mały! — wypadające z ust młodzieńca zaprzeczenie było równie żarliwe, co dwubarwne ślepia.
 Prawda była taka, że nie przeszkadzał mu niski wzrost. Zawsze miało to jakieś dobre strony, kilka plusów, których brakowało przy dwóch metrach. Mógł znikać w mgnieniu oka, wciskać się w miejsca, o których innym się nie śniło i jeszcze umykać przed cudzym wzrokiem.
 — Obiecujesz? Uwielbiam historie o duchach — klasnął bezgłośnie w dłonie, cały uradowany nadchodzącymi planami. Wyobraźnią zdążył już odbiec ku drobnemu palenisku, smakowitemu posiłkowi, od którego ślina samoistnie gromadziła się na języku i wielu ciekawym opowieściom. Na krótką chwilę zapomniał o piaskowej burzy, przez którą przedzierał się pół dnia oraz niebezpieczeństwie, jakie mogło w każdej sekundzie wychynąć zza rogu. Jakby nigdy nie istniały.
 Aż zgłodniał.
 — Prowadź, tylko...
 Przekrzywił głowę na bok, będąc o sekundę od uformowania ust w pytanie. Nim cokolwiek powiedział, jego towarzysz zdążył już zmienić miejsce i wydać kolejne polecenie. To zacisnęło wargi młodego wymordowanego w wąską linię, która nie miała prawa wypuścić na światło dzienne żadnej skargi. Zdała egzamin perfekcyjnie.
 Skulił nieco ciemne uszy, następnie nakrywając je dłońmi.
W sekundę później zrozumiał skąd rozkaz.
 Nawet mimo jako takiej ochotny doskonale słyszał huk. Czuły, zwierzęcy słuch wyłapał ten hałas prawie bez przeszkód, doprowadzając do sporego skrzywienia na licu chłopaka. Było zdecydowanie za głośno. Na szczęście nie trwało to długo.
 Z nieco zbolałą miną, ale ruszył ku klasie. Kroki stawiał szybsze niż normalnie, na wypadek, gdyby bestia dzieląca z nimi schronienie postanowiła się pospieszyć. Nie minęło wiele, gdy dotykał ręką zdezelowanych drzwi pomieszczenia, wsuwając się do środka. Od razu zlokalizował wielką dziurę w ścianie, szybko przenosząc wzrok na stojącego obok wymordowanego.
 Lisie ucho drgnęła, przez co dzieciak od razu przytknął palec wskazujący do ust, nakazując ciszę. Zaraz ułożył wargi w bezgłośne słowa.
"Jest na korytarzu".
 Jak na potwierdzenie jego tezy po sekundzie rozbrzmiał hałas. Seria powarkiwań i skrzeków odbiła się od ścian, wypełniając cały budynek wątpliwej jakości melodią. Potwór musiał wpaść w pułapkę, zaplątują się po same uszy.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.06.19 0:24  •  Another way out [Kirai & Rhett] Empty Re: Another way out [Kirai & Rhett]
Czuł, że mimo braku obiadu w postaci Rhetta, jednak polubi młodego wymordowanego. Uśmiech na twarzy skrytej pod maską był równie szeroki co ten namalowany na powierzchni skrywającej oblicze pajęczaka. Kirai lubił osoby, z którymi mógł pogadać, były dla niego równie wartościowe co te, które koniec końców finiszowały żywot na jego talerzu. Po prostu gaduły dawały większą i dłuższą przyjemność, choć jedzenie wydawało mu się konieczniejsze do życia.
  Kirai, w reakcji na pytanie („obiecujesz?”), wyciągnął rękę, prawie zaciśniętą w pięść, wyciągając mały palec. Obiecał, trochę zbyt nienaturalnie i nieprzyjemnie wykonując gest obietnicy. Bez słów, żeby nie prowokować żadnych więcej czułych na dźwięki istot. To, co było z nimi, stanowiło dostateczne zagrożenie.
  Ruszyli. Wszystko szło dość dobrze, póki co przynajmniej. Dotarli do celu, w klasie nic na nich nie czyhało. Nie było jednak czasu na ulgę, na odpoczynek — hałasy dotarły wkrótce i do mniej czułych uszu pająka. Znacznie prędzej jednak dotarły do niego inne bodźce, pobudzające zmysł dotyku, tudzież wyczuwania drgań. Jirō uniósł głowę, automatycznie przekręcając ją w kierunku, z którego dochodziła mieszanka dźwięków i drżenia.
  Krok za krokiem, krok za krokiem...
  Coraz bliżej.
  Obiad był coraz bliższy. A może bezpieczeństwo? Na tym trzeba było się skupić...? Głód nie opuszczał tropiciela.
  Skinął na młodego ręką, by schowali się w innym punkcie, możliwie najdalszym od dziury i od obojga drzwi prowadzących do klasy. Iluzja iluzją, ale woleliby raczej, by bestia nie wrąbała się w nich serdecznie. Na ich samych Kirai nałożył osłonę gwarantującą, że nie zostaną zobaczeni. Drugim elementem iluzji miał być niematerialny klon Kiraia, który wyjrzał przez drzwi i zaraz rzucił się do ucieczki przez dziurę.
  Był cichy. Nawet oddech nie przerywał ciszy, gdy całe przedstawienie odgrywało się dzięki paru małym mistyfikacjom. Do klasy wleciał bez wątpliwości — przynajmniej na pierwszy rzut oka — gad; długie ciało i ogon, krótkie, ale zręczne łapy, łeb uzbrojony w raczej nieduży móżdżek, ale znacznie większe, kłapiące wciąż szczęki. Zwierzę wyjrzało zza framugi, widocznie zaciekawione wydało z siebie pytający odgłos. Dźwięk oscylował między klikaniem a pomrukiem, na końcu dopiero idąc w skrzek. W chwili, gdy jaszczur zauważył zastępczego Kiraia, pobiegł za nim prosto przez dziurę. Smagnąwszy ogonem kilka razy, zniknął za pseudoprogiem nibywejścia. Pająk nie czekał; podszedł prędko do dziury, chcąc zniwelować stosunkowo niski zasięg mocy maski, po czym zaczął ciągnąć znajdującą się obok szafę ku dołowi. Iluzja nie musiała być zbyt dokładna, gdy i tak zamazywał ją wszechobecny piach. Kirai obejrzał się znowu na Rhetta, przywołując go skinieniem głowy. Planował przewalenie szafy i zagrożenie nią przejścia nim bestia wróci.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach