Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Czas i miejsce akcji: Zalana słońcem Desperacja, jakieś siedem lat temu, kiedy Ivo był młodym rekrutem a Yuu nie była aż tak stara. Lato, wczesny wieczór.

- I w tym miejscu się spotkamy, zrozumiano? - zakończył sierżant patrząc groźnie na obu rekrutów. Prawdopodobnie sam się zastanawiał czy dobrze wybrał ludzi do tego zadania, ale burza piaskowa nadciągała, a on nie chciał ryzykować utraty bardziej wartościowego materiału. No i poza tym, młodym przyda się jakaś lekcja życia, kiedy będą musieli dostać się w wyznaczony punkt, pomimo niesprzyjających warunków. Tak... Błogie zadowolenie wypełniło go po brzegi.
- Tak jest! - odparli zgodnie Ivo i jego towarzysz niedoli, Kazuya. Ich dowódca jednak już nie słuchał - wsiadł na pakę transportera opancerzonego, który w tym momencie zaryczał i ruszył z miejsca. Przez chwilę stali na wydmie tak, jak ich pozostawił, spoglądając w dal za oddalającym się jedynym transportem w bezpieczne mury miasta. Dopiero gdy zniknął za kolejną górką, ocknęli się i odwrócili wzrok, skupiając się na tym, po co właściwie zostali z tyłu oddziału. Kazuya ponownie odszedł na bok, żeby zwymiotować, a tymczasem Bergsson zbliżył się do pierwszego ciała, które leżało na ziemi, ostrożnie, jakby bał się, że czerwinka przejdzie na niego po zaledwie dotknięciu trupa. No cóż, lepiej przyjąć cios dla organizacji, niż żeby ta zaraza się miała dalej rozprzestrzeniać - pomyślał i kucnął przy martwym łowcy. Przeszukał go najpierw bezceremonialnie, zabierając wszystko co miało jakąś wartość. Zabrałby też skórzaną kurtkę, którą ten nosił, gdyby nie dwie wielkie dziury na piersi, z których jeszcze przed kilkoma minutami wyciekała czerwona krew. Ten był dość młody - nie umiał unikać pocisków i kiedy jego towarzysze zginęli, nie bronił się właściwie. Rekrut poczuł coś w rodzaju żalu pomieszanego ze współczuciem, sam przecież też był młody i gdyby ich role się odwróciły, również nie do końca wiedziałby jak zareagować. Ciężko był najniższym stopniem i stracić swoich przełożonych na pierwszej misji...
Mimo emocji, zachował kamienną twarz. Kiedy Kazuya wymiotował, ktoś musiał być tym bardziej opanowanym. Wstał z kolan, fanty wrzucając do plecaka, po czym chwycił do rąk saperkę i zadał cios w kręgi szyjne nieboszczyka. Głowa oddzieliła się od ciała z obrzydliwym mlaśnięciem, na dźwięk którego coś przewróciło mu się w żołądku. Poprawił, chrupnęły kręgi, puściły ostatnie wiązania. Nie wiedział wtedy jeszcze, że łowcy są odporni na działanie wirusa, więc uznał taki środek zapobiegawczy za uzasadniony. Zaraz po tym zabrał się za kopanie grobu. Musiał być na tyle duży, żeby pomieścić wszystkich łowców i tych członków oddziału, którzy polegli tu razem z nimi.
Była to brudna i męcząca praca. Po kilkunastu minutach już czuł pot zalewający mu oczy i cieknący po plecach. Kazuya powoli dochodził do siebie i z obrzydzeniem zabrał się za szabrowanie trupów. Szło mu to opornie, tak że Ivo zdążył wykopać grób na dwie osoby, zanim jego towarzysz uwinął się z zadaniem.
- Czy my naprawdę musimy to robić? - zapytał lekko płaczliwym głosem. Chyba źle znosił brudną część doli żołnierza. Obiecali sznur panien za mundurem i plakietkę bohatera, tymczasem kazali szabrować trupy i bezcześcić ciała. Choć właściwie kazali tylko zatrzeć ślady, ale Ivo zdążył nauczyć się, że nic nie powinno się zmarnować.
- Nie jęcz tylko mi pomóż. - wysapał Szwed, czerwony na twarzy z wysiłku. Wieczorne słońce wciąż trzymało tę moc i prażyło okrutnie dwóch rekrutów w pełnym umundurowaniu. Żaden z nich nie zdjął pancerza ze strachu przed bestiami z Desperacji, pozbyli się tylko hełmów, bo w nich już całkiem mieliby usmażone mózgi. I bez nich (bez hełmów) pot niemal całkowicie ich oślepiał, z nimi byłoby jeszcze gorzej.
- Machaj szybciej tą łopatą. - ponaglał towarzysza, widząc jak nisko słońce wisiało nad horyzontem. Co prawda w pobliżu były jakieś ruiny, w których mogliby przeczekać noc, ale wolał dotrzeć tam, gdy jeszcze było na tyle jasno, że rozpoznają wroga zanim się z nim zderzą. Całe to "zacieranie śladów" okazywało się cholernie niewdzięcznym zadaniem i czarnowłosy chłopak klął w myślach z każdą porcją piachu, którą wyrzucał z grobu.
- Dobra, dobra, stop! - zaordynował, widząc że jeszcze lada chwila a nie wydostaną się z własnoręcznie wykopanego dołu. Już w tym momencie sprawiło mu to niemały kłopot, gdy mozolnie gramolił się na szczyt wydmy, próbując nie zepsuć przy okazji tego, co z takim wysiłkiem stworzyli. - Chodź tu, wrzucamy wszystkich na raz, tak będzie szybciej.
Czekając, aż Kazuya wydostanie się z grobu, popełnił błąd, absolutnie nie obserwując otoczenia. Patrzył tylko na swojego towarzysza, okazjonalnie zerkając na martwych łowców, leżących w pobliżu. Ich puste, martwe oczy zdawały się spoglądać oskarżycielsko na rekruta, obwiniając go o utratę życia. Już prawie im odpowiedział, ale pohamował się w ostatniej chwili. Gdyby zaczął gadać z trupami, do reszty by zwariował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mgiełka gorąca unosiła się nad spaloną ziemią, gleba oddawała nagromadzone w ciągu południa stopnie i wszystko dookoła falowało nienaturalnie. Desperacja zmieniała się w przeciągu doby kilkakrotnie, niedługo słońce całkowicie zajdzie poza horyzont i duszące powietrze zostanie zastąpione przez szczypiący chłód.
Obserwowała ich od dłuższej chwili, skupiona, w ciszy, poruszała się bez szelestu. Stawiała kroki niczym drapieżnik, uważając, by nie zdradzić się nadepnięciem na połamaną gałąź, płosząc nieliczne ptaki, wzbudzając osuwisko kamieni. Wychylała się tylko na krótkie momenty, świdrując spojrzeniem ten widok. Z pomiędzy uschniętych krzaków, zza sterty wyłaniających się spod piasku głazów, ułożona płasko na ziemi czekała na odpowiedni moment, na czas, gdy słońce będzie rzucać na nich swoje ostre światło, gdy cień stanie się najdłuższy, a jej własny, ukryty w mroku rzucanym prze betonowe ściany ruin będzie niewidoczny.
Czworonożne stworzenie idące krok w krok za nią było niczym duch, nie wydawało żadnych odgłosów. Poruszali się tak w parze, niczym wilki zaganiające zwierzynę, by uciekając wpadła idealnie na resztę watahy. Tym razem jednak była tylko ta dwójka, ich jasne oczy obserwujące rząd ciał ułożonych na ziemi.
Zemsta, zemsta, zemsta, zemsta.
Wyszarpała zawleczkę i wypluła ją na bok, ciskając zabezpieczony materiał wybuchowy w powietrze, pozwalając mu przebyć najdłuższą możliwą drogę, lecieć łukiem wysoko po niebie do momentu, aż materiały wybuchowe rozerwały jego powierzchnie. Granat wybuchł kilkanaście metrów nad ziemią, pozostawiając w powietrzu wielką kulę ognia i dymu, odgłos na moment przesycił sobą całe powietrze, niósł się echem dookoła.
Wyrwała się do przodu w momencie, kiedy oczy grabarzy zwrócone były ku niebu, ich myśli przesycone niepokojem. Cięcie było czyste, wystarczyło, że wzięła odpowiedni zamach zaraz przed zadaniem go, pojawiając się niby spod ziemi przed jednym z mężczyzn, pozbawiając go głowy jednym ruchem. Ostrze przeszło bez zwolnienia pędu, krew nie zdążyła jeszcze trysnąć z rany. Wyraz twarzy żołnierza zamarł w zaskoczeniu, przez kilka niemiłosiernie krótkich sekund miał jeszcze okazję zastanowić się: co się stało?
Później jednak jego głowa opadła na bok, pozostawiając ciało wyprostowane przez moment, zanim samo zdało sobie sprawę, że nie ma już nic, co karze mu się trzymać w pionie. Spadło do tyłu z miękkim plaśnięciem o piaskowe podłoże.
- Décapitation de la statue - odezwała się kobieta z marnym, francuskim akcentem, zahaczając czubkiem horrendalnie wielkiego ostrza o ziemię. - Zawsze chciałam spróbować.
Jasnobrązowy wilczur wypuścił z pyska wyszarpniętą drugiemu mężczyźnie broń, opadł gładko na cztery łapy, jedną wyraźnie mechaniczną. Pól jego pyska pokrywało różnorakie żelastwo, dolna szczęka zastąpiona była sztuczną, brakowało jednego oka, które w procesie biomechanizacji zastąpiona została przez poruszającą się teraz wściekle źrenicę obiektywu.
- A więc po to był ten granat? Mogłaś powiedzieć mi wcześniej. - odezwał się pies. Zmieniony przez mechanizm męski głos wydobywał się gdzieś z okolicy jego gardła, zwierzę jednak nie poruszało ustami jak w tych filmach dla dzieci, gdzie udaje się, że stworzenia mogą artykułować słowa, tak jak ludzie. Ten jednak na pewno był właścicielem słów, pomimo swojej budowy miał ludzki umysł.
Kobieta miała na sobie kilka zszytych ze sobą nierówno materiałów, zastępujących zapewne jakiś maskujący płaszcz. Zlewała się z otoczeniem, cała w piaskowym kolorze, czarne włosy ścięte do ramion falowały delikatnie na wietrze, miała na twarzy trochę krwi, jedną z rąk przywiązaną prowizorycznie do reszty ciała, przez opatrunek przelewała się świeża krew, nie miała też jednego oka, ta rana była jednak wyraźnie stara. Druga źrenica błyszczała czerwienią groźnie na tle całej reszty, twarz łowczyni była jednak spokojna, niemalże znudzona. Oboje z psem rozmawiali ze sobą gładko, rozmawiając odnośnie drugiego żołnierza, jak gdyby wcale go tu nie było, albo jakby po prostu już nie żył.
- Nie rusza się. Haskiel, nie zabiłeś go, prawda? - Zapytała, przenosząc wzrok z kopniętej na bok głowy na drugą, przylepioną nadal do szyi speca.
- Odebrałem mu tylko broń, mówiłaś, że jeden żywy nam się przyda. - Odparł wilczur, siadając na odebranym karabinie, przyciskając go do piachu mechaniczną łapą, zbudowaną niemal identycznie z oryginałem.
- Tak, tak. Może nam powiedzieć coś ciekawego. - z użyciem jednej tylko ręki poradziła sobie z wkładaniem katany do równie dużej pochwy, którą to przypięła do grubej taśmy nośnej założonej na plecach i przechodzącej przez klatkę piersiową. - Hej, ty! Sam się poddasz, czy trzeba Cię trochę podciąć?
Spojrzała na drugiego, dając mu w końcu bezpośredni kontakt wzrokowy.
Warunki nie zachęcały do buntu, ale kto wie? Z tego co widziała, niektórzy żołnierze lubili zachowywać się jak bohaterzy. Szkoda, że ostatecznie umierali jak prosiaki, kwicząc i krztusząc się krwią, kiedy nie pozbawiło się ich życia wystarczająco szybko.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzenia martwych łowców w dziwny sposób go przyciągały. Szczerze, to nie widział wcześniej trupów z tak bliska, nigdy też nie miał okazji ich grzebać w ziemi, stąd jego zaciekawienie poległymi. Im dłużej wpatrywał się w martwe twarze, tym pewniejszy był, że do niego mówią! "Chodź do nas..." - zdawały się szeptać usta łowczyni, rozerwane szrapnelem - "dołącz do nas, dzielny wojaku, zasłużyłeś na to. Na odpoczynek..." Zamrugał zaskoczony. Właśnie zbierał się do tego, żeby ją wrzucić do grobu, ale zatrzymał ruch w połowie, co wybitnie nie spodobało się Kazuyi.
- Słuchaj, przestań się tak gapić na tę laskę, martwa już jest. My też będziemy, jeśli się nie pospieszysz. - usłyszał gniewny głos swojego towarzysza. Widział jak ten pochyla się nad ciałem i rzuca Szwedowi charakterystyczne spojrzenie. Już miał się złapać za jej ręce i mu pomóc, gdy nagle dostrzegł wzbijający się w powietrze przedmiot. Granat - przemknęło mu przez myśl i w tej samej chwili padł plackiem pomiędzy trupy, żeby przypadkiem do nich nie dołączyć. Lecąc w dół nie zdołał przełamać się, by krzyknąć "Padnij!" - wydawało mu się, że każdy rekrut ma to wbite do głowy wystarczająco mocno.
Każdy, poza Kazuyą. Ten wyprostował się idealnie w momencie eksplozji, która przyciągnęła spojrzenia obu młodych żołnierzy tak dalece, że przegapili pojawienie się nowych graczy na scenie. Z przerażeniem w oczach czarnowłosy zobaczył jak odziana w łachmany kobieta płynnym cięciem pozbawia głowy jego przyjaciela. Właściwie nie, on zobaczył tylko ruch, nie widział że głowa blondwłosego rekruta upadła na bok, bo w tym momencie na niego samego spadła zębata kula, będąca połączeniem żelaza i ciała. Odruchowo zastawił się karabinem, który miał przewieszony przez ramię, dobytego gdzieś między dostrzeżeniem granatu a wsadzeniem twarzy w piasek. Nie spodziewał się, że go to uratuje, zastawa była marna i paniczna, lecz żelazny wilk zadowolił się wyrwaniem mu broni z ręki.
Właściwie to powinien właśnie zrywać się z ziemi, uciekać albo walczyć, w każdym razie zrobić coś. On po prostu leżał tak na gorącym piasku, usiłując wtopić się w tło, zniknąć. Miał na to szanse, w końcu padli tu także żołnierze S.SPEC, ta przerażająca kobieta nie zorientuje się przecież, że było ich dwóch, a pod nim akurat nie rozlewa się kałuża czerwieni. Tak właśnie się łudził, jednak następne słowa jednookiej rozwiały wszelkie wątpliwości.
Może nam powiedzieć coś ciekawego... na dźwięk tych słów zerwał się na równe nogi. Jeśli wcześniej nie był pewien co do swojej przyszłości, teraz już wiedział, dlaczego żelazny wilk nie rozszarpał mu gardła. Chcieli dowiedzieć się czegoś. O jakże pożałuje momentu, w którym zdadzą sobie sprawę z tego, że pojmali nieświadomego rekruta. Wyszarpnął pistolet z kabury i wymierzył trzęsącą się ręką w stronę kobiety. Szybką śmierć zaakceptowałby bez większego żalu, ale doskonale zdawał sobie sprawę co może stać się z ludźmi, kiedy inni, silniejsi ludzie oczekiwali od nich, że powiedzą im coś ciekawego. Chyba już wolał sprowokować kobietę, by zabiła go w samoobronie, niż odkryć jej metody tortur.
Zacisnął szczęki, by zęby przestały stukać o siebie. Zrobił głęboki wdech, próbując opanować drżenie. Nie udało się na wiele, bał się jak jasna cholera, ale zebrał w sobie wystarczająco odwagi, żeby się odezwać. - I tak to zrobisz, jeśli będziesz miała ochotę... - wyrzucił z siebie - Na... - wypluł z ust porcję piasku, która zawędrowała tam podczas jego uniku - Na cholerę mam się poddawać?
Młody Ivo nie zdawał sobie wówczas sprawy, jak bardzo opór irytuje katów. Nawet taki symboliczny, ot by pokazać, że nie jest się bezwolną owcą zagnaną na rzeź, potrafi pogorszyć, zdawałoby się, los najgorszy z możliwych. Ale nie powiedział tego tylko przez głupotę i szczeniacką butę. Kiedy pierwszy szok minął, zaczęło odzywać się w nim wojskowe wyszkolenie, którego pierwszą zasadą wpajaną mięsu armatniemu było "Nigdy nie ustępuj wrogowi pola!". Dopiero od kaprala i wyżej uczono ich doceniać zalety taktycznego odwrotu, więc jak przystało na kogoś, kto ma mózg częściowo wyprany przez machinę propagandową, postanowił stawić opór i nie ustąpić pola.
Wycelował więc pistolet w jej klatkę piersiową i wystrzelił. Nie kalkulował w głowie ryzyka, nie analizował który z przeciwników jest groźniejszy. Jego pierwotnym celem była jednooka kobieta w myśl zasady "ona zabiła mojego towarzysza". Wilk-cyborg w tej chwili dla niego nie istniał, liczyła się tylko ona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Splunęła na bok, pies podrapał się za uchem.
- Pieprzony gówniarz. Może nie chcę Cię zabijać, co? Pomyślałeś o tym? Ale jak się będziesz rzucać jak fretka w gaciach, to na miłość bogów, walnę Cię. - odwarknęła, przechylając głowę, by pozbyć się piasku z pomiędzy włosów. Nie były to jej ulubione tereny. Miały kolor trzydniowego trupa, pachniały trzydniowym trupem i były tak samo przyjemne, jak trzydniowy trup, pod każdym względem.
Oboje stali w miejscu od dłuższej chwili, zdawało się jak gdyby ta sytuacja nie miała dla nich większego znaczenia. Padł jeden trup i nic poza tym, rozmowę prowadzili swobodnie, równie dobrze otoczenie można by zmienić na przytulną kawiarenkę, atmosfera niewiele by się zmieniła. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, gdy zignoruje się trupy za ich plecami, wykopany wielki dół i dygoczącego jak galareta mężczyznę.
Pocisk wyleciał z hukiem, odbił się od tarczy, która pojawiła się przed nimi pod wpływem uderzenia naboju. Od punktu zderzenia rozniosły się w powietrzu błękitne linie sugerujące kształtem swój obszerny rozmiar. Zniknęły po sekundzie w towarzystwie szumu elektromagnetycznego.
- Haskiel! Mówiłeś, że zabrałeś mu broń. - jęknęła kobieta, zatrzymana w półkroku, z rękami uniesionymi w przedziwnym układzie wokół głowy. Wyglądała na jednocześnie przestraszoną, co i rozbawioną. W przypadku jednego udawała.
- Zabrałem. - odpowiedział pies, wygryzając sobie coś z przedniej łapy.
- Aha. A w dłoni ma pistolet na wodę, tak? - kontynuowała kobieta. poprawiając ułożenie materiału na ramionach. Szmata była ciężka, ale skuteczna, gdyby położyła się na tym piaskowym podłożu, zlałaby się z otoczeniem. Paskudna sprawa, leżenie w tym piachu nie było przyjemne, bo jego ziarenka wchodziły wszędzie. I mówiąc wszędzie, mam na myśli WSZĘDZIE.
- Przecież widziałaś, że nie ma tylko karabinu. - wilczur wyprostował się, jego mechaniczne oko zakręciło się znowu w stalowym oczodole. Wyglądało jakby mechanizm zepsuł się jakiś czas temu, a narząd nie chciał do końca działać tak, jak powinien.
Jednooka rozłożyła ręce na boki i sięgnęła ku ziemi, podnosząc z niej odebraną mężczyźnie broń. Pies usunął się znad niej, przechylając jeszcze łeb na tyle blisko, by nosem móc zbadać lufę.
- Uważaj, jest odbezpieczony. - stwierdził bezbłędnie, patrząc jak kobieta układa sobie broń w dłoniach niezgrabnie.
- Aha. Jak nacisnę, to wystrzeli? - Zapytała głupio, zmuszając palec do ugięcia się na spuście.
Wściekła seria pocisków wbiła się w piach pod nogami żołnierza, wzbijając w powietrze tumany kurzu.
- Mówiłem. MÓWIŁEM! - ryknął pies, szczekając jednocześnie. Odskoczył na bok, ale zaraz zaczął prychać. Czarnowłosa także kaszlała, tyle że w jej głosie nie było obawy, raczej rozbawienie. Nie potrafiła obsługiwać broni, znała podstawowe założenia, ale to nie był jej rodzaj zabawek. Wszystko czego tknęła z dziedziny broni palnej w jakiś dziwny sposób się psuło. Nawet tu, na szczęście dla żołnierza, łuska zaklinowała się na wylocie, blokując broń przed kolejnymi wystrzałami. Odrzut w którymś momencie skierowałby pociski na niego.
Niewiele miał z nich pożytku przestraszony chłopak. Dwójka ignorowała go całkowicie, bawiąc się beztrosko przed jego wzrokiem. Nie była to jednak zabawa, do której chciałoby się dołączyć, charakteryzowała raczej ludzi, którzy mogli sobie na to pozwolić. Jakby nie patrzeć, w ich dłoniach nadal znajdywał się karabin, katana, jakaś tajemnicza tarcza i kto wie, co jeszcze? Przede wszystkim była także przewaga.
Jednooka obserwowała żołnierzy wystarczająco długo, by wiedzieć czego się spodziewać. W tym momencie nie obawiała się niczego.
Jej wzrok zapatrzony do tej pory w psa, gdy kontynuowali obrzucanie się winą skierował się nagle ku żołnierzowi. Nie złagodniał, zniknęła z niego jedynie iskra, która tańczyła na jego powierzchni gdy wyrosła spod ziemi po raz pierwszy. Gładki, silny głos odezwał się do kadeta.
- To jak, pogadamy?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jego desperacki atak nie zadziałał, kto mógł się tego spodziewać. W duszy chyba nawet Ivo podejrzewał, że nie uda mu się jej zabić. Może tylko liczył na osobisty popis w postaci uników szybszych niż rejestruje oko, a nie technologicznych sztuczek, które prawdopodobnie były związane z tym psim cyborgiem. Zmierzył kundla wzrokiem. Nie podobał mu się ani trochę. Miał w sobie połączenie dwóch najgorszych (z jego perspektywy) cech obu gatunków - po mechanizacji otrzymał nieustępliwość, a po biologicznej części psa był pewnie tak samo szybki jak przed dodaniem żelaza. Z takim wrogiem ciężko było walczyć, a nie dało się też uciec.
Ani przez moment nie pomyślał, że kobieta nie chce go zabijać. Znaczy, do momentu zakończenia przesłuchań z pewnością nie chciała go zabijać, ale później? Przecież nie miała żadnego powodu, żeby zostawić go przy życiu, a nawet więcej - dookoła niej znalazłoby się wiele powodów o pustych już czerwonych oczach, by jednak zamordować Ivo brutalnie i bez możliwości zmartwychwstania. Dlatego coś podpowiadało mu, by nie ufać tej jednookiej morderczyni, zwłaszcza kiedy udaje taki dobry humor i beztrosko wytrzepuje sobie piasek z uszu, włosów i skądkolwiek tylko ma ochotę.
Opuścił jednak pistolet. Dopóki wokół niej była aktywna ta energetyczna tarcza, próby zastrzelenia jej mijały się z celem. Niestety, ten jeden strzał nie mógł mu powiedzieć czy to rozładuje się z czasem czy może po przyjęciu określonej liczby uderzeń. Gdyby sypnął piaskiem w odpowiedni sposób, to może policzyłaby to jako wiele słabych ciosów i zgasła? Pokręcił głową nad tym absurdalnym pomysłem. Zgodnie z prawem Murphy'ego, jeśli coś miało pójść źle, pójdzie najgorzej jak może, czyli zapewne jest czasowa, a okres jej żywotności jest bardzo długi. Zanim upłynie, ta kobieta ninja zdoła go pociąć na dzwonka, doprawić i upiec w desperackim słońcu. Czuł, że właśnie znalazł się w kropce i jedyna opcja, która mu pozostała, to nic nie powiedzieć i bohatersko dać się zaszlachtować. Bo wariant w którym zdradza jej wszystko co wie i uchodzi z życiem, jakoś nie mieścił mu się w głowie.
Kiedy patrzył na tę dwójkę, nie mógł uwierzyć własnym oczom - czerwonooka zabiła jego towarzysza, a potem zamiast dokończyć dzieła stała i rozmawiała sobie swobodnie z psim cyborgiem, jak gdyby nigdy nic. Spiął się wewnętrznie, gdy podniosła karabin, ale po prawdzie, to nie miał gdzie uciekać. Naszły go myśli iście schopenhauerowskie, przez co nawet nie spróbował uniknąć pocisku. Do czasu, aż nie zaczęła strzelać. Odruchowo odskoczył do tyłu, co spowodowało, że poślizgnął się na krwawym piasku i runął w tył, wprost do grobu. Kiedy próbował wstać, poślizgnął się znowu i znalazł się twarzą w twarz z blondwłosą łowczynią o rozerwanych ustach. Gdyby nie dziura ziejąca w jej twarzy, byłaby nawet całkiem ładna. "Nie wychodź" - znowu mówiły te jej oczy, pokryte bielmem - "I tak cię zabije, zostań tutaj ze mną." Potrząsnął głową kilkukrotnie i zaczął bardzo szybko gramolić się na górę. Nie, żeby miał coś przeciwko pięknym kobietom, nawet łowczyniom, ale nekrofilia nie była jego domeną zainteresowań. Znów piasek usunął mu się spod rąk, co sprawiło, że zanim wspiął się na szczyt wydmy, miał piach wszędzie pod pancerzem i ubraniem. Wstał, splunął piaskiem, uważając jednak, by przy jednookiej nie bezcześcić więcej łowców i spojrzał na nią. Błękit jego oczu przeciwko jej czerwieni. Nie widział w nim już tego rozbawienia, raczej ponurą powagę sytuacji.
- O czym tak bardzo chcesz porozmawiać? - zapytał, pozwalając, żeby niedowierzanie zabrzmiało w jego głosie. Przestał się łudzić, że zgrywanie niczego nieświadomego rekruta ją zwiedzie. Tym gorzej dla niego, skoro faktycznie był nieświadomy. Nie widział rozsądnego powodu, zaczął więc myśleć. To nie był przypadkowy atak - nadspodziewanie korzystny dla łowczyni był czas, w którym burza piaskowa jeszcze nie nadeszła, a oni już zostali sami. Tropiła ich...? Prawdopodobnie tak. I nie dlatego, że spóźniła się na rzeź. W końcu udało im się pojmać kilku łowców - zapewne przyciśnięci mocniej zdołaliby wyśpiewać, gdzie znajduje się główna baza rebelii... Zamarł. To akurat wiedział - jak ich odnaleźć, w którym miejscu mieli się spotkać. A jeśli w grę wchodziło zachowanie ciągłości całej organizacji, to los jego, jako rekruta uwięzionego między trybami machiny, był już przesądzony.
Spuścił oczy, udając nieśmiałość i strach. To drugie przyszło mu łatwo, w końcu bał się naprawdę. Ale chodziło o to, żeby kobieta nie zauważyła, że się czegokolwiek domyślił. Im dłużej będzie miała powód by wierzyć, że ma przed sobą tylko głupiego trepa, tym większą ma szansę przeżycia. A może nie? A może jeśli powie jej to co chce usłyszeć, to będzie w tak dobrym humorze, że go oszczędzi? Helvete! zaklął w myślach.
Podniósł wzrok z powrotem na łowczynię, ręce miał opuszczone wzdłuż boków. Wciąż ściskał w dłoni pistolet, choć już nie sądził, że w jakikolwiek sposób mu się on przyda.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kurz opadał powoli, dlatego nie od razu ogarnęła, dlaczego huknęło, jakby ktoś cisnął ciałem do dziury. Zbliżyła się ostrożnie, pomimo beztroski, którą tak ochoczo przejawiała schowana za tarczą z psiego robota wolała nie ryzykować osunięcia się piasku do wnętrza grobu. Rzuciła na chłopaka puste spojrzenie, prześlizgnęła wzrok na znajdujące się już na dole ciała, odwróciła głowę ku leżącym w rzędzie. Bez słowa.
Nie zamierzała mu pomagać, chyba że brak przeszkadzania uznać za dobrą wolę. Przekręciła się na pięcie i zrobiła kilka kroków do martwych. Im już nic nie pomoże. Twarze, twarze, dużo twarzy, obce, znajome. Przede wszystkim jednak masa takich, które widziała po raz pierwszy na oczy, żołnierze, młodzi ludzie, prawie dzieci. Dzieciaki ginęły najszybciej. Dzieciakami nazywała kadetów i młodych łowców, nawet tych co wiekiem przewyższali nawet ją, ale byli nowicjuszami. Pełni zapału, pasji, chęci do działania na nowym gruncie, jak dzieci.
- Patrz Haskiel. Trupy, ograbione ze wszystkiego co cenne, ale tylko te tutaj. Ktoś odrąbał im głowy. A te obok są nieruszone. Patrz, ten po środku ma nawet złotą obrączkę. Ciekawe czy jest wiele warta? - zapytała, a pies zbliżył się do niej zaciekawiony cennym przedmiotem. Obwąchał palce mężczyzny i prychnął na bok.
- Z dwieście? Trzysta, jak od środka będzie czysta. Ludzcy mężczyźni lubują się w prostych obrączkach z datą w środku. - podniósł łeb, spoglądając ku chłopakowi, który wygramolił się już ze środka grobu. Zamerdał ogonem.
- Haa... mówisz, jakbyś nigdy nie był człowiekiem. Ładny byłeś? Wysoki może? - kobiet wyszarpnęła obrączkę z palca i zaczęła obracać ją w palcach. - Siedemnasty kwietnia. A więc dwieście.
Schowała obrączkę do kieszeni. Skrawek materiału wcale nie wyglądał na dostatecznie godny zaufania, całe jej ubranie składało się z różnych dziur i plam umieszczonych w zszytych ze sobą skrawkach różnorakich materiałów. Miało kolor brudnego piachu, idealne do otoczenia. Na kuckach podeszła do kolejnego speca, przeszukując jego mundur.
Pies biegał między nimi, kobietą a trupami obwąchując ich kilkoma ruchami szerokiego nosa. Nie mówił nic ciekawego, pozostawiając jednookiej radość z niespodzianek ukrytych w ich ubraniach. Mijał jednak łowców, jak gdyby nie widział w nich szansy na odnalezienie jakiegokolwiek skarbu. Wszystko co dobre, zostało już zabrane przez kogoś innego. Jego ciemnozłote oczy utkwiły na chłopaku.
- Powiedz nam coś ciekawego, a może Cię wypuścimy. Jeżeli nie, strzel sobie w łeb. - usiadł.
Kobieta nie dodała już nic więcej, nuciła sobie coś pod nosem penetrując kolejne kieszenie. Wszystko co znalazła, chowała pod płaszczem. Nie wyglądała na zaniepokojoną w żaden sposób wycelowaną w siebie bronią, być może gotowa rzucić się z kataną na chłopaka i pomóc mu odejść z tego świata jednym cięciem. Nikt nie mógł wiedzieć, co miała w zanadrzu. Świetnie się bawiła, szperając wśród ciał.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zacisnął zęby ze złości, patrząc jak swobodnie przychodzi tej kobiecie ograbiać trupy. Żartowała i śmiała się z tego, że ktoś wygrawerował sobie datę ślubu od wewnątrz. Pogwizdywała sobie wesoło, odbierając jego zmarłym towarzyszom najcenniejsze pamiątki.. Owszem, on też to zrobił z łowcami, ale tylko dla pragmatyzmu i z poczucia obowiązku. Jego nie bawiło szabrowanie zwłok. Gromił ją wzrokiem i zapamiętał się w tym tak bardzo, że niemal nie zwrócił uwagi na pytanie cyborga. Kiedy jednak usiadł i zwrócił nań swoje złote ślepia, przykuł tym spojrzenie chłopaka, który dałby sobie rękę uciąć, że czuje jak wymordowany czyta w jego myślach... - Kusząca propozycja... - mruknął cicho, zanim zdołał się powstrzymać.
Skrzywił usta, bo oto dotarł do rozdroża, o którym wiedział, że żadna droga donikąd go nie zaprowadzi. Jeśli zbyt dobrze odegra kogoś, kto nie wie o niczym, umrze natychmiast. Ten sam efekt przynosiło powiedzenie absolutnie wszystkiego o czym wie - zbyt szybko okaże się zbędny... A bohaterska obrona ideałów w które przecież szczerze wierzył, przynosiła wizję długich godzin tortur, w trakcie których i tak pewnie go złamią... albo zniecierpliwią się i zabiją go wcześniej. Westchnął i opuścił głowę. Dlaczego postąpienie właściwie, było takie trudne? Wiedział przecież co powie, ale ciągle odwlekał ten moment, bo cholernie bał się tego, co ta para psychopatów może mu zrobić. Mijał jednak czas na jego odpowiedź, musiał więc dokonać wyboru wcześniej, żeby nie wybrano za niego. Jego serce przyspieszyło, a ręce zaczęły drżeć. Zacisnął zęby i pięści, próbując je zwalczyć. Wziął dwa głębokie oddechy i spojrzał wprost w nienaturalnie złote oczy psiego cyborga.
- Nic wam nie powiem - warknął, agresją maskując swój strach - i nie zamierzam się zabijać! - dodał, podnosząc broń do strzału. Było to głupie, ale to była jego ostatnia szansa, zanim rozwścieczeni odmową obezwładnią go całkowicie. Naciskał spust do oporu, aż nie usłyszał pustego kliknięcia. Cztery pociski w stronę psa, trzy w stronę kobiety. Przy odrobinie szczęścia ta bariera nie będzie miała możliwości ochraniać dwóch osób na raz i któreś z nich padnie. Wystrzeliwszy wszystkie pociski odrzucił pistolet na bok i skoczył do przodu, dobywając noża. Atakował psa, bo coś podpowiadało mu, że to właśnie on stoi za generowaniem pola siłowego. Determinacja zmieniła jego strach w żądzę mordu, a zimno paraliżujące jego członki w adrenalinę, buzującą we krwi. Przestały istnieć dylematy i wybory, teraz było tylko działanie. Chciał wbić ostrze w organiczną część głowy czworonoga, by w ten sposób unicestwić obie części, zarówno żywą, jak i mechaniczną. Nie miał innych planów, bo plany nie miały już znaczenia. Postawił wszystko na jedną kartę, bo ta dwójka przyparła go do muru i zaczęła naciskać.
Przy dobrych wiatrach miał może dwie szanse, dwa ciosy, zanim jednooki kat zdoła zareagować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pokaźna sterta dóbr wszelkiej maści nazbierała się dzięki jej naturalnemu instynktowi do odszukiwania cennych przedmiotów, które chciało się ukryć przed potencjalnymi kieszonkowcami. Kryjówki zawsze były niemal takie same, wewnętrzna kieszonka przy boku, niewidoczny zameczek który krył wszelkie dokumenty przed niechcianym wzrokiem, srebrna zapalniczka wciśnięta za blaszką paska i wiele więcej. Co lepsze, trzymała w dłoniach, resztę rzucała na bok i nie przejmowała się butą rekruta. Nie pierwszy raz mieli do czynienia z osobnikiem upartym jak osioł i głupim jak but, te dwa często szły ze sobą w parze, jeżeli chodzi o młodocianych, pełnych pasji i dumy.
Starzy woleli żreć piasek, ale zachować życie, wiedząc doskonale, że teraz nie ma już czegoś takiego jak honor, duma, zachowanie twarzy, szczególnie podczas spotkania z przeciwnikiem. Wszyscy grają w nieczyste karty, a wygrywał ten, kto potrafił wykonać najbardziej szemrany manewr z zaskoczenia, pozbawiony skrupułów, bo te były jedynie hamulcem dla wielkich czynów.
Nic wam nie powiem.
Odwróciła się gwałtownie i cisnęła wszystkim, co miała w rękach ku młodziakowi. Obrączki, wisiorki, zapalniczka, masa innego żelastwa i papierów pofrunęła w powietrzu w chaotycznym nieładzie. Kopnęła z całej siły w piasek, wzbijając za fontanną przedmiotów dodatkową ścianę małych drobinek.
- O patrzcie państwo, jaki obrońca uciśnionych. Będzie bronił swojej cholernej grupy, która bez zastanowienia grzebie w trupach wrogów i kradnie co tylko się da, rąbie ich na kawałki i rzuca jak nieludzi do dziury. No proszę, powiedz mi, psie, jak kochasz swoją pierdoloną robotę. - warknęła do niego niszcząc i zagrzebując w piasku wszystko, co wcześniej zabrała martwym żołnierzom. Niech pochłonie to ziemia, niech spali to piekielny ogień.
I pewnie rzucałaby się ze złością jeszcze chwilę, gdyby nie odgłosy wystrzału, których nie była w stanie przewidzieć zza zasłony dymnej, jaką sama sobie wykonała wzbijając tumany kurzu. Odgłos szumu magnetycznego po raz kolejny rozległ się po najbliższej okolicy, pociski zostały zamortyzowane przez błękitną tarczę znad ciała psa, ale jeden z trzech wycelowanych w kobietę wbił się w bark. I zanim jednooka zdała sobie sprawę, że została postrzelona, ugięły się pod nią kolana. Stróżka krwi zaczęła przelewać się przez narzutę, a bolało bardziej, niż powinno.
Przez opadający kurz przedarła się wizja na dwie sylwetki walczące w zwarciu. Wściekłe warczenie Haskiela siłującego się z rekrutem poderwało ją do działania, nawet pomimo wstępnego otępienia musiała pomóc psiemu towarzyszowi. Zawahała się z dłonią nad rękojeścią broni, bo machania ostrzem kiedy walka była tak zażarta nie wyglądało na pomysł dostatecznie bezpieczny. Nie zaryzykowałaby trafienia wymordowanego, dlatego zareagowała dosyć instynktownie, podbiegając do walczącej na noże i metalowe kły dwójki po czym wycelowała kopniaka ciężką nogą prosto w bok młodego.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ogarnięty bojowym szałem nawet nie zauważył, że trafił kobietę-szermierza, choć i tak byłoby to trudne, zważywszy na chmury pyłu i piasku wzbudzane przez zdenerwowaną łowczynię. Skupiony był bowiem tylko i wyłącznie na jednym celu - zabiciu wymordowanego cyborga. Pies uniknął jego pierwszego ataku i spróbował ukąsić nogę żołnierza. Stalowe zęby zacisnęły się z potworną siłą na płytach pancerza, który zatrzeszczał, grożąc pęknięciem. Ivo zawył, czując jak lada chwila pękną mu kości i upadł, tracąc równowagę na śliskim od krwi piasku. Nie wypuścił jednak noża z ręki, więc w desperackim ruchu wbił go w bok zwierzęcia, w okolicę łopatki. Haskiel szarpnął się gwałtownym ruchem, puszczając nogę żołnierza, ale jednocześnie wyrywając mu broń, choć pogłębił przy tym swoją ranę. Nie dając młodzieńcowi chwili odpoczynku, rzucił się w kierunku jego gardła. Ivo w odruchu obronnym złapał obiema rękami za szyję bestii, próbując odepchnąć ją od siebie. Czuł paskudny, mięsny oddech pchlarza i widział krople śliny, zdobiące ostre niczym brzytwa kły... Mięśnie napięły się w wysiłku, pot zrosił czoło młodego Szweda. Powoli przegrywał, nieubłaganie, centymetr po centymetrze wymordowany zbliżał się do jego szyi. Nie mógł na to pozwolić. Obrócił biodra i wyprowadził dwa kopniaki w bok potwora, w okolice rany, po czym wcisnął nogę między siebie a psa i wyprostował ją z całą dostępną sobie siłą. To opóźniło atak tylko o drobną chwilę, ale i ona wystarczyła, by żołnierz znalazł się błyskawicznie na nogach - na poligonie w trakcie zajęć z walki wręcz tę umiejętność ćwiczono do upadłego. Skoczył w kierunku przeciwnika zastawiając się lewym przedramieniem - pancerz dawał mu pewną przewagę, a on tylko chciał opóźnić ugryzienie wymordowanego. Zawył ponownie, czując nacisk mechanicznych szczęk - płytki ponownie zatrzeszczały, oświadczając, że przedramię niechybnie przestanie należeć do swojego właściciela, kiedy wreszcie zawiodą.
- ZDY... CHAJ... WRESZ... CIE! - wył uderzając głowę Haskiela raz po raz. Sięgnął wolną dłonią po nóż, wystający beztrosko z rany cyborga, gdy wtem na swoich żebrach poczuł twardy niczym sumienie anioła but Łowczyni. Jeden kopniak odebrał mu oddech i posłał na piasek, gdzie do ziemi natychmiast przygniótł go łowczy pies, błyskając nań swoimi stalowymi kłami z odległości dziesięciu centymetrów.
- Jedno słowo, a zagryzę tego pieprzonego szczeniaka. - wywarczał w twarz żołnierza, choć stwierdzenie to było skierowane do kobiety.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Sytuacja, którą zastała, była dla niej nie do końca jasna. Dwa ciała zlepione ze sobą w zwartej walce, nóż wystający z ciała Haskiela, który pracował wielkimi zębami, by odgryźć się na żołnierzu, dosłownie. Metalowe szczeki pozostawiały za sobą dotkliwe obrażenia, ale głęboka rana ograniczała znacznie ruchy wymordowanego, wyjęcia noża spowodowało jedynie chluśnięcie świeżej krwi i interwencja była konieczna. Dla dobra dwójki, której kobieta nie chciała widzieć jeszcze teraz martwej.
- Zostaw go, ty pieprzony draniu! - syknęła, ponawiając kopnięcie, gdyby jedno nie było dostateczne. Nie przejmowała się losem żołnierza, nawet jeżeli odrobinę lepiej rozmawiałoby się ze świadomym swojego losu człowiekiem. Życie Haskiela było jednak na zupełnie innym poziomie hierarchii ważności, widząc jego obrażenia poczuła wściekłość i chęć ponownego użycia katany.
Wyszarpała z plecaka pod płachtą kawałek sznura. Postrzępiona linka ze sztucznego tworzywa musiała starczyć im na jakiś czas. Zanim poprosiła śliniącego się na twarz kadeta psa o odsunięcie się, złapała w silny uścisk nadgarstki chłopaka i zacisnęła je ze sobą, z pomocą wiązania. Złapała go za kark i cisnęła twarzą na piasek, Haskiej odsunął się na bok kulejąc, zaczął natychmiast wylizywać ranę.
- Haś, Haś... jak się czujesz? - Zapytała wymordowanego, ton jej głos zdradzał przejęcie i niepokój. Dopiero kiedy pojmany został dostatecznie dobrze związany, jego ręce i nogi nie mogły się od siebie odłączyć a broń leżała na boku mogła podejść do rannego, szukając w swoim wyposażeniu czegoś odpowiedniego.
Pies skomlał i na zmianę czyścił ranę z piachu i sierści, cięcie było głębokie i ciało dookoła puchło natychmiast, przednie łapy drżały. Nie odzywał się od dłuższej chwili, najpierw usiadł, a potem położył się na kawałku gleby. Jednooka dotknęła opuszką miękkiej skóry, która emanowała nienaturalnym ciepłem. Za szybko. Pomyślała, wylewając odrobinę wody ponad ranę i rozprowadzając ją po świeżej krwi, starając się zmyć jej nadmiar by ocenić faktyczną szkodę jaką poczynił żołnierz.
- Haś, dasz radę iść? Dwa kilometry stąd stoi stary młyn, zawsze zbiera się w nim deszczówka. - przesunęła dłonią pomiędzy uszami psa, który poruszył końcówką ogona i położył głowę bokiem, sapiąc ciężko. Oblizał się i kiwnął łbem, jak człowiek.
Kobieta podniosła się z klęczek powoli. Pomimo powagi sytuacji zdawała się nie śpieszyć, a raczej ważyć cenę każdej sekundy. Musiała rozegrać to strategicznie, nie chciała zostawiać chłopaka na pożarcie dzikim wymordowanym, zabijanie to jedno, ale marnowanie pojmanego źródła informacji to drugie. Nie była jednak w stanie taszczyć jednego i drugiego.
Odwróciła się powoli, zlokalizowała związaną gąsieniczkę na ziemi i podeszła do niej ciężko.
- Jeszcze żyjesz? - zapytała oschle, używając czubka buta, do sprawdzenia stanu żołnierza. - Będziesz szedł przodem, poniesiesz psa. Chociaż odrobinę go uszkodzisz, a nie oszczędzimy nikogo z twoich. Wiemy że uciekło ich więcej, wytropimy każdego i zostawimy ich zwłoki dla zwierząt. Nie muszę chyba mówić, że ty sam zwyczajnie tego nie przeżyjesz?
Poniosła z ziemi jego broń i schowała wszystko inne co posiadał.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kolejne kopnięcie, powodujące ból w żebrach, wyciskające z jego płuc powietrze. Stęknął, ale zacisnął zęby, gdy łowczyni wiązała mu ręce i wciskała twarz w piasek. Przegrał. Miał element zaskoczenia po swojej stronie, a mimo tego zawiódł. Poczuł, jak ogarnia go wstyd i jednocześnie gniew za swoją słabość. Czuł, że mógł się bardziej postarać, że zabiłby Haskiela, gdyby nie... kobieta-szermierz, wyłaniająca się znikąd i przechylająca szale zwycięstwa.
Nie zabili go jeszcze, to było najważniejsze. Bał się losu, czekającego nań, lecz, co stwierdził z niemałym zaskoczeniem, bardziej obawiał się tego, że zabiją go tu i teraz. Póki krwi w żyłach, póty woli walki i chęci przeżycia. Postanowił więc, że przeżyje. Że poczeka na moment, gdy jednooka będzie bardzo zajęta i wtedy...
wtedy ją zabije. A później jej kundla.
Jak tylko nacisk na jego kark zelżał, odwrócił się z powrotem na plecy, by widzieć, co się dzieje. Czerwonooka morderczyni doglądała właśnie swojego towarzysza z niezwykłą jak na odczucie Ivo delikatnością. Troska w jej głosie sprawiła, że grymas wściekłości zszedł nieco z jego twarzy. Ona naprawdę martwiła się o tego kundla, widział to w każdym ruchu tych brudnych i skrwawionych dłoni. Podejrzewał, że kobieta w każdej sekundzie musi tłumić wściekłość, inaczej przebiłaby go swoim wielkim mieczem na wylot. Odcięła głowę. Poćwiartowała. Niekoniecznie w tej kolejności.
On sam... czekał, z niepokojem na to, co miało być dalej. Wszystko jednak rozjaśniło się, gdy czarnowłosa podeszła do niego i kopnęła, tak dla sprawdzenia stanu zdrowia. Zakaszlał. Wstał posłusznie, nie mając innego wyjścia. Nie odzywał się, skinął tylko głową na znak, że rozumie jej słowa. Podszedł powoli do Haskiela, jakby obawiając się, czy ten go nie ugryzie. Przykucnął i wsadził ostrożnie ręce pod jego ciało. Potraktował jej słowa poważnie, ta surowa twarz go przerażała. Zwłaszcza, gdy jej jedyne zdrowe oko wwiercało się weń z taką intensywnością, iż miał wrażenie, że kobieta czyta mu w myślach. Podniósł ostrożnie kulę skrwawionego futra i sapnął z wysiłku, bowiem pies był większy i cięższy niż się spodziewał. Następnie ruszył za kobietą dokądkolwiek szła, cały czas pamiętając by przeżyć i zemścić się później.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach