Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Gdyby po wcześniejszych rewelacjach dalsza droga poszła im gładko, pewnie musieliby prędzej czy później obudzić się z tego jakże miłego, ale jednak całkowicie abstrakcyjnego snu. Świat po raz kolejny postanowił udowodnić swoją okrutną wyższość nad wszelkiego rodzaju istotą humanoidalną, posyłając przeciwko parze aniołów swoje najmroczniejsze jednostki. Nie wystarczyło, że sama obecność pożeracza koszmarów powodowała uporczywy niepokój w sercu i z każdą sekundą prowadziła bliżej paniki; nie, koń zaatakował, zmuszając nieszczęsnych podróżników do czynów bardzo gwałtownych i nie do końca bezpiecznych. Pchnięcie współtowarzysza na trawę było ostatnim odruchem, który mógł ocalić ich przed konfrontacją wprost z upiornym stworzeniem, jednak ocalenie skóry nie obyło się bez konsekwencji. Miejsce uderzenia na ramieniu Lise pulsowało bólem, jednak chwilowo miała większe zmartwienia na głowie. Była odpowiedzialna za bezpieczeństwo Fabiena i to był w tej chwili jej absolutny priorytet. Kurczowo zacisnęła palce na jego dłoni, nie mogąc pozwolić sobie na utratę kontaktu. Ten fizyczny działał o wiele szybciej i sprawniej niż werbalny, a w obliczu zagrożenia liczyły się ułamki sekund.
- Nie pomoże, on lata - zakomunikowała krótko, z trudem łapiąc oddech. Skierowanie się ku ścieżce, z której przyszli, miało wiele sensu; węższe przejście utrudniałoby bestii poruszanie się, może daliby radę zniknąć gdzieś między drzewami, a konisko straciłoby nimi zainteresowanie... chwilowo Lotte miała problem z wyklarowaniem jakiegokolwiek planu, a przeciwnik nie dawał jej ani chwili na zastanowienie. Już szarżował w ich stronę, bez przyspieszenia do pełnego biegu nie mieli szans nawet się oddalić. Liczyła na to, że jednak się uda, jednak los postanowił uczynić ją obiektem swego okrutnego żartu. Potknęła się, ledwie nie lądując na twarzy. Udało jej się podtrzymać dłonią i oprzeć na kolanach, jednak moment zatrzymania wystarczył pożeraczowi do ataku. Sięgnął po to, co miał najbliżej - bladą łydkę anielicy, dla takiego potwora z pewnością smakowity kąsek. Zęby zwierzęcia wbiły się w ciało, na co anielica odruchowo zareagowała żałosnym krzykiem. Ból wyzwolił reakcję, nad którą nie była w stanie zapanować, a która zapewne miała powstrzymać dalsze rozszarpywanie nieszczęsnej, Bogu ducha winnej nogi. Głowę bestii ogarnęły płomienie, zmuszając do poluzowania uścisku szczęk i cofnięcia się w bardzo zdrowym odruchu. Lise nigdy nie chciałaby skrzywdzić zwierzęcia; próbując obronić siebie i młodszego przyjaciela, nie do końca panowała nad kierunkiem i siłą swojej mocy, przekonana tylko o tym, że musi coś zrobić, by upiorne stworzenie zostawiło ich w spokoju.

Rzut pierwszy: 3
Rzut drugi: 5
Suma pierwszych rzutów: 27
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Hanael ostrożnie stawiał krok za krokiem. Znieruchomiał nagle, kiedy błędnik zarejestrowały ryk. Ryk zabrzęczał mu w uszach. Ptaki sfrunęły z mijanych przez nich drzew. Zerknął przez ramię, by upewnić, że Faith idzie tuż za nim. Nie, nie obleciał go tchórz, po prostu chciał mieć pewność, że dziewczyna nadal tam była, że nikt jej nie zaatakował, podczas gdy on stawiał odważne kroki na przód, zajęty analizą najbliższego otoczenia. Była. Tuż za nim. Poczuł na karku jej ciepły oddech, które dodał mu otuchy, więc zrobił kilka następnych kroków do przodu i wtedy się zaczęło.
  Tygrys. Wielki tygrys podniósł łeb i spojrzał na nich z góry swoimi bezbiałkowymi ślepiami. Obnażył zęby, tak jakby z nich szydził i może faktycznie tak było.
  Hanael pamiętał pakiet tych zębów, a właściwie to kłów błyszczących w przedzierającym się między konarami drzew słońcu. Krzyknął coś do Faith, ale nie pamiętał co. Chyba, żeby uciekała i nie oglądała się za siebie. On nie zdążył uciec. Bydle ugięło w międzyczasie łapy i doskoczyło do anioła. Mężczyzna poczuł na swojej szyi nieprzyjemny odór bestii, od którego zakręciło mu się w głowie. Masywne, przednie łapy oparły się o jego barki. Zatoczył się i stracił równowagę, a potem było już po wszystkim. Tygrys zatopił zęby w jego udzie. Chciał go rozerwać na strzępy - kawałek po kawałku, delektować się świeżym mięsem, które samo do niego przyszło.
  Poczuł paraliżujący ból. Z rany trysnęła krew. Bolało jak cholera. Z gardła wydobył się krzyk, gdy języki ognia połaskotały jego skórę, a potem nie było już nic. Niezidentyfikowany błysk zamigotał mu przed oczami i nastała pustka.
  Urwał mu się film.

Wyjaśnienie: Hanael zrezygnował z udziału w dalszej części misji, a los anioła złożył na moje ręce, dlatego pokierowałem jego postacią zgodnie z tym, co wypadło mu na kostkach. Asekuracji Faith udzieli Hayaiel  (instrukcje otrzymał już drogą prywatną) - gracz wyszedł z inicjatywą, że wcieli się w rolę zastępstwa Hanaela, za co należą mu się podziękowania. Z powodu komplikacji przedłużam tej parze termin rozgrywki do 20.06.
Gra toczy się dalej!


Obrażenia Hanaela: Oberwany fragment skóry oraz mięśni na prawym udzie i oparzenie trzeciego stopnia wokół tego ubytku. Stracił przytomność.


Rzut pierwszy: 3
Rzut drugi: 5
Suma pierwszych rzutów: 3 + 4
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Na niebie pojawił się dość niespodziewanie, wszak słońce było wciąż wysoko. To nie była dobra pora dla albinosa. Mimo to, pewne sprawy wyciągnęły Anioła z domu zmuszając do lotu długo przed rozpoczęciem swojej pracy. Twarz Hayaiela okryta była kawałkiem cienkiego i chłodnego materiału, chroniąc jego skórę oraz wzrok przed ostrym światłem. Natomiast szata, wielowarstwowa acz zwiewna i lekka, furkotała delikatnie przy każdym ruchu skrzydeł. Mimo tego monotonnego odgłosu do jego uszu doszedł jeszcze jeden - krzyk - zmuszając anioła zastępu do obniżenia swojego lotu oraz dokładnego przyjrzenia się szczelinom między koronami drzew. W samą porę, aby dostrzec w dole dzikiego tygrysa atakującego jednego z anielskich sług. Jak mógłby nie zareagować? Jego plany zmieniły się błyskawicznie.
Ogniste kocie odpuściło dalszej konsumpcji w momencie gdy tylko ogromny, ptasi cień opadł tuż nad nim, wzbijając w górę tumany kurzu i igieł. Zwierzę odsunęło się od nieprzytomnego Hanaela, rozwierając szerzej pysk i zarzucając łbem w górę i w dół niezadowolone z uderzeń piasku. Głodne i teraz zapewne dodatkowo rozsierdzone przez anioła zastępu, który tak nagle przerwał mu posiłek cofnęło się parę o kroków i przybrało bojową pozycję. To nie wróżyło niczego dobrego, jednak Hayaiel już przywołał do siebie swoje golemy. Trzy, odrobinę tylko mniejsze koty od tego, jaki próbował pozbawić Hanaela kończyn. Schował skrzydła i na moment jedynie przyklęknąwszy sprawdził puls nieprzytomnemu bratu. Żyje. Będzie żył. Ale nie może tutaj zostać. - Stwierdził w myślach, ani na moment nie odrywając wzroku od tygrysa. Załadował nieprzytomnego anioła na grzbiet jednego z kociąt, zabezpieczając mocą aby się zeń nie zsunął po czym odesłał go do miasta.
Miał nadzieję że ognisty tygrys odpuści widząc przewagę liczebną. Nie był głupi i nie chciał go zabijać. Wyprostował się, mierząc się z kotem spojrzeniem. Nie zaatakuje? Rozejrzał się jeszcze raz wokół, dopiero w tym momencie przyuważając czającą się nieopodal anielicę. Nie miał pojęcia co tu robili i jak by skończyli, gdyby nie pojawił się tak nagle, ale mieli dużo szczęścia. Albo i nie. Niestety była po drugiej stronie zagrożenia. Ściągnął z ust chustę.
- Wszystko w porządku? Podejdź do mnie. Tylko powoli. - Skierował swoje słowa w jej kierunku, starając się nie podnosić tonu swojego głosu, by nie sprowokować kota do kolejnego ataku.

Kamienne golemy: 1/3

Rzut pierwszy: 2
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 7 + 2 = 9
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To miała być spokojna i przyjemna podróż w czasie której anielica zdołałaby odpocząć od szaleństwa czającego się na Desperacji, zbierając zioła dla swoich braci i sióstr. Tylko tyle, a jednak aż tyle - ponieważ już za chwilę okazało się, że Eden również potrafił zaskoczyć.
To była chwila, kiedy nagle do jej uszu dotarł ryk. Lewa ręka anielicy instynktownie wręcz zbliżyła się do zabezpieczonego noża w kurtce, niemniej nie wyciągnęła go jeszcze, starając się znaleźć zagrożenie, zanim - nie daj Panie - to ono dorwie ich. Niemniej jednak to tygrys okazał się szybszy od nich - i zaatakował jej towarzysza, zanim ona była w stanie odciągnąć go od niebezpieczeństwa. Wiedziała, że coś musi zrobić, inaczej Hanael stanie się anielską potrawką dla głodnego zwierzęcia, a ona zaraz za nim - i podjęła próbę oddalenia tygrysa od jego ofiary. Zaczęła się powoli zbliżać i już chciała wspomóc się swoim żywiołem, kiedy bestia zdołała są zauważyć i zaatakować, co zmusiło Faith do bardziej defensywnej gry. Zanim udało jej się oddalić, zwierzę zdołało ją zadrapać na prawym przedramieniu - niezbyt boleśnie, jednak nieco to dekoncentrowało. Problem w tym, że Hanael wciąż był poza zasięgiem Beatrice.
Działaj tak dalej, a kolejna osoba będzie cierpieć przez ciebie. Jak na najemnika za wiele nie robisz w kwestiach bojowych.
Szybko jednak okazało się, że ktoś jednak miał ich w opiece, gdyż nagle pojawiła się kolejna osoba - a zaraz za nim trzy golemy. Bestia z pewnością nie spodziewała się gościa, stąd akcja mężczyzny przeszła całkiem zgrabnie i Hanael był bezpieczny, niemniej wciąż musieli w jakiś sposób unieszkodliwić bestię - bo ona nie da im spokoju. Albo uciec, wszystko zależało od możliwości.
Beatrice ukradkiem spojrzała na anioła i ku jej zdziwieniu, miała wrażenie, że go zna - jego strój wyróżniał się na tyle, że ciężko było przejść obok niego obojętnie. Wiedziała jednak, że czas na rozpoznanie, plotki i podziękowania będzie później. Wysłuchała jego słów i kiwnęła głową nie odzywając się, obserwując cały czas bestię, która również na tę chwilę jakby czekała na ich ruch. Anielica bardzo powoli zaczęła okrężną ścieżką zbliżać się do albinosa, przystając, kiedy wydawało się jej, że bestia może ponownie ich zaatakować.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odrobina nadziei w nim odżyła. Strach dodawał energii, pomimo bólu oraz własnego kalectwa dawał radę biec całkiem szybko. Oczekiwać można było, że to on się zaraz wywróci, zahaczy o coś stopą. Ku zaskoczeniu wszystkich (zapewne najmocniej jego samego), to Lise się noga podwinęła. Upadła w trawę, ciągnąc lekko Fabiena za sobą.
Nie przewrócił się, ostatkiem równowagi oraz własnym wiatrem utrzymując się w pionie. Zgubił się jednak całkowicie. Czyżby straszny koń dorwał Lise? Ten krzyk zmroził mu i tak zimną krew w żyłach. Mógłby przysiąc, że serce mu się zatrzymało. Już miał się odwrócić i spróbować przegonić konia, kiedy owiały go śmierdzące opary. Woń, jaką koń roztaczał, odbierała mu wszelkie siły. Albo to jakaś dziwna moc? Nie wiedział. Nie potrafił się nawet skupić na niczym, aby przeanalizować sytuację. Ogarniająca go niemoc sprowadziła słabość na ciało i umysł.
Osunął się wolno na trawę, czując tylko na twarzy gorąco ognia. Potem jego uszu doszło rżenie konia. Ogier miał spalony pysk i został oślepiony. Pomimo bycia na wpół martwym, ból czuł tak samo, jak żywa istota. Rzucał się zatem, wycofując i tłukąc kopytami w losowe miejsca w nadziei na trafienie Lise. Żaden jednak z jego ataków nie padł w cel, ryjąc jedynie ziemię metr przed stopami anielicy. Ból oraz wściekłość nie pozwalały mu uciec. Chciał ich pozabijać.
Blondyn oddychał ciężej, zagubiony w kakofonii końskiego rżenia oraz głuchych uderzeń w grunt. Myśli płynęły bardzo wolno, a ciało wydawało się zbyt ciężkie, aby się podnieść. Krew jednak dzielnie pulsowała w żyłach i szumiała w uszach w ataku nagłej migreny, jaką przyniósł koński smród.
Schylił się, wspierając na rękach, by nie upaść całkiem. Skupiał się na oddechach, starając się zachować przytomność. Był i tak wycieńczony po poprzednich wątpliwej jakości przygodach, dodatkowo bieg oraz moc konia sprawiły, że niemal całkowicie stracił siły. Chciałby móc się położyć i odpocząć, miał jednak resztki świadomości, że to byłby wyjątkowo głupi ruch. Musi być przytomny. Musi. Tylko jest tak ciężko...

Rzut pierwszy: 5
Rzut drugi: 2
Suma pierwszych rzutów: 27
Ilość odegranych kolejek:  3
Osłabienie: 1/2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Krzyk dziewczyny zbiegł się w czasie ze zbolałym rżeniem konia, który z pewnością nie spodziewał się tak gorącego odwetu. Co więcej, był on zaskoczeniem także dla samej anielicy, niestety jednak wymknął jej się spod kontroli i nie była w stanie powstrzymać płomienia. Przez chwilę upiorny rumak miotał się opętańczo, próbując trafić kopytami powaloną na ziemię ofiarę. Chyba tylko łut szczęścia ocalił Lise przed stratowaniem; z bólu pociemniało jej przed oczami, a kiedy próbowała podeprzeć się jakoś i spojrzeć w kierunku bestii, silna noga zwierzęcia łupnęła w podłoże tuż obok anielicy. Kolejne uderzenie strachu wywołało równie paniczną reakcję, kolejny raz posyłając ku napastnikowi ogniki wielkości piłek. Nie była w stanie nawet o tym myśleć; umysł uginał się pod bombardującą go raz po raz informacją: masz wyrwę w nodze. Tak, jakby sama tego nie widziała! Cóż, magiczna zdolność autodiagnozy często spełniała też rolę Kapitana Oczywistości, jakkolwiek irytujące by to nie było.
Mogła przynajmniej być stuprocentowo pewna, że za zatamowanie krwawienia musi się wziąć natychmiast, jeśli nie chce całkiem rychło stracić przytomności.
O tyle dobrze, że kolejny nieplanowany atak okazał się wystarczająco nieprzyjemny dla ogromnego konia, by ten zrezygnował z dalszych prób dopadnięcia dwójki aniołów. Podwędzony i oślepiony, w końcu przestał miotać się w miejscu i odbiegł w las. Lotte nawet nie patrzyła, w którym kierunku się oddala - byle nie szarżował znów na nich, bo tym razem z pewnością nie mieli szans.
- Fabien - zagaiła jakby nieswoim głosem, po czym odkaszlnęła w zwinięta pięść. - Jesteś cały? - Musiała się upewnić, bo z tego co widziała na jego twarzy, na pewno nie czuł się najlepiej. Zresztą, kto jeszcze po takich przygodach byłby gotów hopsać wśród kwiatów jak kucyk z Krainy Tęczy? Bezpieczeństwo chłopca było priorytetem, tak wcześniej jak i w tej chwili. Gdyby nie to, że odkładając pewne czynności na później ryzykowała naprawdę poważne konsekwencje, pewnie od razu usadziłaby go obok siebie, wypytała i najpewniej jeszcze przebadała pobieżnie, czy nie doznał żadnych poważnych obrażeń. Niestety, młodszy anioł musiał chwilę poczekać aż Lise wyłuska z torby apteczkę - która nomen omen jak nic nabiła jej kilka siniaków podczas szaleńczej ucieczki - i opatrzy ranę na własnej nodze. Ugryzienie wyglądało dość paskudnie, na szczęście nie było na tyle głębokie, żeby dokonać trwałych szkód. Wszystko powinno wrócić do normy, jednak w swoim czasie. Na razie dziewczyna straciła sporo krwi i oczywiście znów była cała uwalana na czerwono, z czym musiała sobie poradzić metodami polowymi. Z chwilą jednak, gdy na łydce blondynki pojawił się staranny opatrunek, szanse na nagłą utratę świadomości znacznie zmalały.

Rzut pierwszy: 0
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 30
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie znał się na zwierzętach ani trochę. Nawet jego golemy przypominały niedoskonale dzieła jego Pana, ożywione tylko i wyłącznie za sprawą woli Hayaiela. Także teraz dało się zauważyć subtelne różnice, jakie anioł prawdopodobnie nadał za sprawą swoich myśli. Golemy posiadały wzorzyste zdobienia w miejscach pręg oraz groźne pyski o martwych, pustych oczodołach. Nie potrzebowały oczu, postępując tak, jak im rozkazuje albinos.
Doskonale wyprofilowane, atletyczne sylwetki kamiennych kotów powinny dawać im przewagę, chociażby w formie zastraszania. Samotny kot winien zdawać sobie sprawę, że jest w mniejszości. Lecz rzeźbom Hayaiela brakowało ognia. Żywiołu, który czynił tygrysa wyjątkowo silnym i zarazem niebezpiecznym. Pyski golemów ziały czernią oraz pustką, gdy między kłami ich przeciwnika skakały iskry, wzniecane językiem. Płomienie sunęły też po łapach, rozgrzewając pazury. Najprawdopodobniej ta jedna zdolność przeważyła szalę, popychając kota do kolejnego ataku. Skoczył, aby zmierzyć się z najbliższym mu golemem - smukłym, kwarcowym czworonogiem. Zrobiło się odrobinę gorąco, gdy strażnik tej części lasu otworzył swoją paszczę, skutecznie plując ogniem w stronę jasnego golema. Płomienie uderzyły w piaskowiec, brudząc go czarną spalenizną. Po tym potwór doskoczył do spalonego boku kamiennego kota, drąc pazurami nie tak twardy kwarc i rysując w nim nowe pręgi. Szybko jednak zwierz został zatrzymany przez kolejnego kota, jaki chwycił bestię zębami za skórę na grzbiecie i ściągnął ją na ziemię. Szczęściem ten drugi golem, ciemniejszy, powstał z równie miękkiej, ale solidniejszej gleby aniżeli jego brat.
Anioł przesunął się bliżej skrzydlatej kobiety, tak jak jego koty nie dając się przedrzeć zwierzęciu w jej kierunku. Z tej odległości, mimo rękawic oraz szczelnego ubrania, dało się zauważyć jak dłonie i skora kowala ciemnieją; czerń zatrzymała się równą linią zaledwie ponad krtań. Zrobiło się gorąco. Ale czym jest lawa pod Górą w obliczu ognistego tygrysa? Nie chciał robić mu krzywdy. Najlepiej by było, gdyby kot odpuścił bądź się uspokoił.
- Beatrice - wypowiedział, w końcu przypominając sobie imię Anielicy, jaka mimo wszystko całkiem obca mu nie była. Ciężko jednak odwrócić całkiem spojrzenie od walczących kotów, by zorientować się w stanie zdrowia skrzydlatej.
- Potrzebujesz czegoś? - Poza aktualną pomocą? Wiele przy sobie nie miał. A raczej: niewiele rzeczy, które nadawałyby się do leczenia. Nic jednak nie stało na przeszkodzie użyczyć kawałek materiału, wody, jedzenia, czy nawet skorzystać z bransolet albinosa, aby wykonać potrzebne narzędzia.

Kamienne golemy: 2/3

Rzut pierwszy: 5
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 14
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z jej punktu widzenia golemy, jakie zostały stworzone przez jej towarzysza, były naprawdę jedyne w swoim rodzaju i wcale nie nazwałaby ich brzydkimi. Dlaczego? Sztuka jest widziana przez każdego w inny sposób i dopóki autor sam nie przyznał, że coś spalił, to jest dobrze. Zresztą, na upartego można powiedzieć, że postawił na oryginalność, a nie realizm. Gdyby nie fakt, że właśnie byli na celowniku wygłodniałego zwierzęcia, z radością przyjrzałaby im się na porządnie, ale nie teraz.
Bardziej była zainteresowana nie nimi, a tygrysem, który zaciekle walczył z golemami, w trakcie gdy Beatrice powoli, ale skutecznie zbliżała się do anioła, upewniając się co do jego tożsamości. Z samym Hayaielem nie miała zbyt wiele do czynienia, jako że nie mieli zbyt wielu okazji siedzieć przy herbatce, niemniej jednak jego obecność była zbawieniem dla anielicy. Kiedy już zdołała pokonać odległość dzielącą ją od niego, skinęła głową na powitanie, kiedy ten wymówił jej imię. Tak, Ciebie też było miło widzieć.
Wciąż jednak nie była pewna, co robić. Rozejrzała się szybko w nadziei, że zdoła coś wymyślić - coś innego jak niepotrzebną przemoc, jako że tygrys również był stworzeniem żywym i miał prawo żyć. Ucieczka była ciężka, ale nie niemożliwa. Przez chwilę myślała o hipnozie, jednak przez te wszystkie lata życia korzystała z niej rzadko na ludziach - a co dopiero zwierzętach... Wątpiła, żeby to zadziałało. Mogła potem spróbować. Chwila rozglądania się wystarczyła, aby zauważyć jakąś drogę, stąd powoli postawiła krok w jej kierunku.
- Nie jest źle, dziękuję za troskę... Choć przydałoby się potem znaleźć jakiś opatrunek na skaleczenie - odpowiedziała ciszej, posyłając mu delikatny uśmiech - Czy Twoje golemy zdołałyby przytrzymać tygrysa na tyle długo, abyśmy mogli się wycofać? Ucieczka może być ciężka, a nawet jeżeli się nie uda, to zdołamy jakoś unieruchomić tygrysa lub ukryć się.
Z pewnością będzie to wymagać kreatywności, ale razem może zdołają coś zdziałać. Potrzebowała tylko wiedzy, ile wytrzymają golemy Haya... Z pewnością nie wytrwają do końca, ale może zdołają im jeszcze kupić nieco czasu.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie wytrzymają. Nie z tak miękkiego piaskowca. Co to za przeszkoda dla ognistego tygrysa? Co najwyżej odrobinę się zeszklą pod wpływem bijącego odeń gorąca, a później pękną niczym tafla lodu pod naciskiem dziecięcej stopy. Z drugiej strony i Hayaiel nie był wcale w pełni sił. Niezmiernie rzadko można go spotkać gdziekolwiek o tej porze. Za dnia. Utrzymywanie trzech golemów na raz - w tym jednego na tak dużą odległość - poważnie wyczerpywało jego siły. Skinął głowa na propozycję Beatrice i zarysował dłonią niewielki okręg w powietrzu, umieszczając weń każdego z  kotów.
Był niczym ten gracz z rakietaą, który przez cały czas stoi w miejscu, gdy jego przeciwnik biega zziajany po boisku. Albinos nie wykonywał zbyt wielu niepotrzebnych czynności, wszystko dokładnie analizując oraz planując z wyprzedzeniem.
Zakreślony kawałek ziemi zapadł się w dół na niemalże trzy metry, więżąc tygrysy w dole. Prawdopodobnie był to szok dla prawdziwego zwierzęcia i bardzo możliwe że w niedługim czasie wydostanie się na zewnątrz. Choćby i po jego nieruchomych golemach. Do tego czasu jednak Hayaiel miał nadzieję odzyskać siły, zanim kotek postanowi ich dogonić oraz się odwdzięczyć. Niezbyt gruba krata pojawiła się u wyjścia, dodatkowo chroniąc kota przed innymi drapieżnikami chcącym skorzystać z okazji. Zniknie, gdy tylko anioł oddali się na stosowną odległość.
- Przepraszam. Nie jestem medykiem. - Zdjął z siebie jedną z cienkich, białych szarf, które nie miały większej funkcji w jego ubiorze, służąc mu co najwyżej za ozdobę i dopełnienie stroju - który chociaż wydawał się ciężki, wcale taki nie był.
- Proszę. Użyj tego w zamian. Powinno się nadać. - Odwrócił wzrok od ryczącego zwierzęcia i podszedł w stronę Beatrice. Z niewielkiej sakwy na biodrach, wyciągnął również swoją standardowa maść. W razie gdyby rany i zadrapania potrzebowały dodatkowego wsparcia.
- Dokąd zamierzasz? Odprowadzę Cie. - Aby więcej żadne dzikie stworzenie nie próbowało zrobić Ci krzywdy. Ruszył wskazana przez anielicę ścieżką, chowając swoje skrzydła. Nie upierał się przy locie. Wielu skrzydlatych woli trzymać się twardej ziemi. Samemu Hayaielowi winno wyjść to na zdrowie. Skrycie się w cieniu drzew było zdecydowanie lepsze aniżeli udręka Ikara.

Rzut pierwszy: 4
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 22
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Anielica cały czas niepewnie zerkała w stronę tygrysa, niezależnie od tego czy stawiała kroki, czy tylko stała i rozglądała się po tym nieszczęsnym terenie. Czuła się tak, że jeżeli odwróci się nawet na chwilę dłużej, to ten zdoła przebić się przez wszystko i wykorzystać okazję. Kiedy jednak Hayaiel zdołał bez większych problemów unieruchomić zwierzę w prowizorycznej klatce, Beatrice zamrugała zdumiona, powstrzymując chęć klaskania. To trochę tak, jakby małe dziecko poszło do cyrku i zobaczyło niewinną sztuczkę, na którą zaczęło krzyczeć, jakby ujrzało prawdziwego maga. Niemniej jednak tak się czuła - anioł pojawił się tak nagle i jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki uratował Hanaela i jej.
A ludzie myślą, że to Smoki wyczyniają cuda. Nigdy w życiu nie widzieli anioła zastępu w akcji.
Dla pewności anielica przyjrzała się badawczo swojemu towarzyszowi, upewniając się, że jeszcze jakoś się trzyma - pora dnia sama w sobie dobijała, ale tez nie wiedziała, co robił zanim się tutaj pojawił. Może wracał z patrolu, może chwilę temu powstrzymywał inne wrogie istoty... Znalezienie cienia i bezpiecznego miejsca, zanim ruszy dalej, byłoby naprawdę na miejscu.
Kawałek materiału przyjęła z uśmiechem, chyląc delikatnie swoją głowę w geście podziękowania, a następnie szybko i sprawnie zabezpieczyła niewielką ranę. Zanim jeszcze odeszli, spojrzała raz jeszcze w stronę zamkniętego zwierzęcia. Przez chwilę kusiło ją, aby mu pomachać na pożegnanie, ale wstrzymała się i ruszyła powoli.
Na pytanie Hayaiela zatrzymała się na chwilę, samej próbując znaleźć odpowiedź na pytanie. Hanael prowadził ją przez większość drogi, jako iż to on posiadał większą wiedzę na temat ziół - w tej chwili Beatrice była jak małe, niewinne dziecko w środku lasu. Jedną ręką wskazała na koszyk, o którym prawie zapomniała w trakcie tej małej akcji.
- Zioła... - odpowiedziała ciszej - Powinny gdzieś tu być. Dla naszych braci i sióstr.
Stłumiła kaszel, aby nie hałasować. Możliwe, że zbyt dużo mówiła dzisiaj, powinna się nieco wstrzymać. W tym przypadku musiała, jako że w połowie walki wysyłanie sygnałów i znaków dymnych wymyślonych na kolanie nie należało do najlepszych pomysłów, ale jeżeli teraz zdołają się oddalić, to może nieco przystopować. I tak skończyło się na tym, że Hayaiel przyleciał, uratował i jeszcze wyszedł zanim tygrys zdążył do niego podejść. Zasługuje na prawdziwą pelerynę superbohatera.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nigdy nie czuł się jakoś specjalnie rozrywkową osobą. Tym bardziej magiem zabawiającym gawiedź. Jeśli tak proste czynności wprawiły anielicę w zdumienie, to co dopiero by powiedziała widząc jego pracownie pod górą. Do Smoków niestety nie mógł się porównać... bo ich zwyczajnie nie znał. Hayaiel niemal w ogólnie nie opuszczał terenów Edenu, stojąc na straży granic ziemskiego raju oraz bezpieczeństwa skrzydlatych. W zwarciu ze Smokami najpewniej zawiódłby go brak wiedzy oraz obycia z nową technologią. Chociaż z drugiej strony ciężko stwierdzić czy same Smoki byłyby w stanie przebić się przez jego perfekcyjną linię obrony. Gdyby tylko wyczuł z ich strony cień złych zamiarów, na pewno nie zostaliby potraktowani równie łagodnie co ognisty tygrys. Zwierze zabija bo musi. Człowiek bo chce. W tych czasach dobro było wyjątkowo względne, a ocenianie innych nie leżało w naturze anielskiej. Łatwo się pomylić w ocenie, gdy nie jest się Wszechmogącym.
Anioł skierował swój wzrok w stronę koszyka wypełnionego ziołami, o których wspomniała Beatrice. Mimo wstępnego opatrzenia ran, zdawało się że nie był to jedyny problem jaki gnębił jej ciało. Cel zapewne był szczytny. Jednak nie powinno się zapominać o sobie. Ocenił krytycznie zawartość wikliny, po czym ruszył dalej, wyprzedzając skrzydlatą siostrę.
- Najpierw oddalmy się stąd. Później zastanowimy się co począć z ziołami. - Zrobił dłuższą przerwę przez którą można by mylnie dojść do wniosku, że nie jest zbytnio zainteresowany zbieraniem ziół dla braci. Nic z tych rzeczy. Po prostu był wyjątkowo oszczędny w słowach. Rzadko zdarzało się, by wypowiadał więcej słów w jednym ciągu, a co dopiero na jednym wdechu. - To był ciężki dzień dla Ciebie oraz twojego przyjaciela. - spojrzał nań z ukosa - Dobrze się dzisiaj spisaliście. Wszyscy zapewne docenią wasz wysiłek.
Pochylił lekko głowę, pozwalając by kamienne golemy opuściły wiążącą je z jego umysłem nić. Tak zdecydowanie lepiej się rozmawiało. Bez ciężaru dodatkowych myśli, za pomocą których musiał utrzymywać iluzoryczne dusze w martwych przedmiotach czy formować kształt ziemi. Zanim tygrys odnajdzie drogę ucieczki, będą już daleko stąd. Potarł lekko skroń, brzęcząc ozdobami we włosach oraz bransoletami na nadgarstku. Dopiero teraz jego skóra wróciła do poprzedniego wyglądu, nie pozostawiając śladu czerni na jego palcach, czy szyi. Niebezpieczeństwo minęło.
- Nie ma potrzeby się aż tak forsować. Będzie jeszcze wiele wypraw przed wami, które miejmy nadzieję będą nieco bardziej szczęśliwe od tej. - Uśmiechnął się lekko w jej stronę, chcąc wyprowadzić w jakieś przyjemniejsze miejsce. Na tyle znajome, by była w stanie bez problemu odnaleźć drogę powrotną do miasta. Z góry widział o wiele więcej, zatem odnalezienie właściwego kierunku nie było dlań bardzo kłopotliwe. Wystarczyło jedynie przypomnieć sobie okolicę sprzed lądowania.

Rzut pierwszy: 5
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 29
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach