Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Zatem tatria mała. Fabien dzięki uprzejmości Akaiaha miał trochę styczności z sowami, chwilę zatem poświęcił na przypomnienie sobie zdobytej wiedzy o tych ptakach.
- Czy sowy nie są aktywne nocą? - Spytał, przekręcając lekko głowę w stronę anielicy. Nadal jednak "patrzył" beznadziejnie wysoko ponad jej włosami. Fabienowi nie robiło to różnicy. Poruszał głową tylko z przeświadczenia, że trzymanie jej nieruchomo oraz martwe wpatrywanie się w jeden punkt może wydać się niegrzeczne. Zatem zależnie od tego, skąd dochodził głos rozmówcy, tam bezwiednie się odwracał.
Teraz nie ma przecież nocy? Jest dzień. Noce są chłodne i spokojniejsze. Na pewno muszą być teraz okolice południa. To wyjątkowo nienaturalna pora na sowy, jak sam podsumował własne śledztwo dotyczące aktualnej godziny. Niemniej słysząc, iż to malutkie stworzonko, ostrożnie kucnął. Nie chciał zrobić mu krzywdy, a ciekawska, przyjacielska tatria uległa urokowi anioła, łasząc się do niego.
- Przepraszam maluszku, nie chcieliśmy cię obudzić - zaczął, odnajdując ostrożnie palcami łepek sówki. Pogładził ją lekko, na co dobył się z niewidzialnego dzióbka ćwierk aprobaty. Musiało to wyglądać dla obserwatora z boku zgoła zabawnie, gdy anioł dotykał czegoś, czego nie da się zobaczyć. Ale uśmiechnął się przy tym. Kontakt ze zwierzętami sprawiał mu przyjemność. Co prawda wolał, gdy towarzysząca mu osoba mogła dostrzec stworzonko i informować Fabiena o jego poczynaniach... Niemniej tatria była tak malutka i niegroźna, iż nie obawiał się jej zupełnie.
- Wrócisz do siebie? Proszę? - Starał się delikatnie zmotywować stworzonko do odejścia, acz sówka chyba nie chciała ich opuszczać. Nagły, przeraźliwy odgłos sprawił jednak, iż ptaszyna spłoszona pierzchnęła między krzaki. Anioł także się przestraszył, padając tyłkiem na ścieżkę. Kilka innych stworzeń uciekło z tamtych okolic lasu, mijając dwójkę podróżnych. Mignął im lis, mały borsuk, kilka ptaków. Aż spomiędzy gałęzi wyskoczył ravier, wpadając niefortunnie prosto na Fabiena. Odbił się od jego uda i zasyczał wściekle, nim splunął jadem. Paraliżująca ciecz pokryła rękę blondyna, zaś jaszczur - zdając sobie sprawę, iż w pojedynkę nie ma szans - spróbował uciec szybko na drugą stronę ścieżki, po drodze jeszcze kłapiąc szczękami na Lise.
Bestia nie chciała atakować młodych. Jedynie utrudnić im pogoń. Efekt co prawda nie był piorunujący, albowiem ofiarą jadu padł jedynie Fabien, niemniej chłopakowi i tak przeszła wszelka ochota na kontrataki. Za szybko wszystko się działo, zdążył tylko odepchnąć od siebie bestię ręką. To wówczas wystawił się jak na talerzu na splunięcie, a ravier nic nie robiąc sobie z jego protestów, umknął przed aniołem.
Po skórze rozlało się nienaturalne zimno, wnikając głęboko, aż do kości. Wkrótce chłód zmienił się w mrowienie, a to w miękkie, watowate uczucie, jakby ktoś wypełnił kończynę chłopaka puszkiem, nie ciałem. Nie trzeba było długo czekać, by i to zniknęło, a ręka opadła na ziemię, całkowicie bezwładna. Jedynie fakt, iż czuł jej ciężar, przeciwdziałał panice, że stracił kończynę całkiem. Ale strach nadal się pojawił. Tak samo zimny jak pierwszy kontakt z jadem, zalewający płuca i odbierający dech.
Chciał dotknąć ręki, ale bał się, że pobrudzi również drugą dłoń dziwnym płynem. Próbował nią poruszyć, lecz nie reagowała. Na dodatek wkrótce rozległ się kolejny, przerażający dźwięk, a serce młodego anioła mało mu nie wyskoczyło z piersi. Sam był teraz jak ta przestraszona tatria, całkowicie spłoszony i zagubiony w tym, co się wkoło niego dzieje.

Paraliż: 1/3

Rzut pierwszy: 5
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 12
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 1+5
Ilość odegranych kolejek:  2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Tatrie mogą być tak samo aktywne w nocy i w dzień - wyjaśniła, przywołując w pamięci własne doświadczenia z tym gatunkiem. Fuku potrafiła nieźle dokazywać o dowolnej porze, przez co jej właścicielka podejrzewała czasem, że ptaszyna najadała się gdzieś jakichś roślinek o pobudzającym działaniu. Działała szybciej, niż dziecko z ADHD po zażyciu odpowiednich narkotyków, przez co czasem wręcz ciężko było nadążyć wzrokiem za fruwającą energicznie kulką. Pod pewnymi względami tatrie w ogóle nie przypominały swoich większych, funkcjonujących nocą kuzynek.
Zabawnie było przyglądać się interakcji z niewidzialnym stworzeniem, choć w gruncie rzeczy dla samego Fabiena przecież nie stanowiło to żadnej różnicy. Sama przykucnęła tuż obok, tylko po ruchu trawy rozpoznając, gdzie znajduje się pierzaste maleństwo. Nie dziwiła się, że zwierzę zachowywało się w sposób tak przyjazny. W końcu mniejsze krewniaczki sów z natury były raczej towarzyskie i łatwe do oswojenia. Co prawda te dzikie rzadko z własnej woli podchodziły do ludzi, jednak zdarzały się i odważniejsze przypadki.
Nagle ptaszek pierzchnął z powrotem ku drzewom, co zauważyła nawet Lise, choć nie była w stanie zobaczyć malucha. Nie tylko on zresztą, ale tez kilka innych leśnych stworzeń czegoś się wystraszyło, przez co na krótką chwilę anielica stała się świadkiem zbiorowej ucieczki zwierzyny wszelakiego rodzaju. Nim zdążyła zastanowić się nad tym, co mogło wywołać taką panikę, na ścieżce pojawił się człapiący na dwóch kończynach gad. Wpadł prosto na siedzącego na trawie blondyna i nikt nie zdążył zareagować wystarczająco szybko, by uniknąć kolizji. Ravier najpierw plunął jadem prosto na przedramię chłopca, a potem czmychnął w poprzek dróżki, by zaraz schować się w gęstwinie. Nim jednak zdążył umknąć, w kilku miejscach wokół niego pojawiły się maleńkie ogniki, błyszczące małymi płomyczkami niczym pojedyncze iskry. Ogień tym bardziej spłoszył miniaturkę dinozaura, skłaniając go do tym szybszej ucieczki.
- A kysz! - zawołała za nim Lise, której to właśnie dziełem były owe przebłyski. Co prawda nie uczyniła tego celowo, jednak czasem właśnie w podobnych momentach zdarzało się, że żywioł wymykał jej się spod kontroli. Opanowała go na tyle, że obecnie skala tego typu przypadkowych zdarzeń nie była wielka, jednak wciąż nie potrafiła całkowicie ich wyplenić. Bądź co bądź nie chciała zrobić krzywdy zwierzęciu, a jedynie je spłoszyć i powstrzymać od przeszkadzania anielskiej drużynie w pracy. Kiedy w końcu gadzina zniknęła w gęstwie, Lotte natychmiast zwróciła się z powrotem w kierunku swojego kompana.
- Wszystko w porządku? Jad ravierów ma działanie paraliżujące, ale to powinno niedługo minąć - zapewniła, chcąc dodać Fabienowi otuchy. Wyglądał na wystraszonego, ale jeśli anielica się nie myliła, za kilka minut wszystko powinno wrócić do normy.
- Poczekaj moment, powycieram z ciebie to paskudztwo - zadecydowała, po czym sięgnęła do swojej własnej torby, gdzie trzymała cały magiczny arsenał medyczny. Tym, czego w tej chwili szukała, była trójkątna chusta z materiału. Normalnie służyła przy innego rodzaju kłopotach, jednak i teraz mogła się przydać. Idiotyzmem byłoby nie skorzystać z takiej pomocy, skoro miała pewność, że po pewnym niedługim czasie przedmiot sam się odnowi. Wydobyła więc z apteczki chustkę - tym razem o wzorze w drobne kropeczki, nie wiedzieć czemu - i ostrożnie wytarła jad z ręki Fabiena. Kiedy uznała, że nic więcej do wyczyszczenia nie pozostało, wcisnęła trójkątny materiał do woreczka na odpady.
- To co, idziemy dalej? - zaproponowała. W końcu nie było większego sensu siedzieć dalej pośrodku ścieżki i kontemplować bezwład w ramieniu.

formularz:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słyszał poruszenie zwierząt, szum liści, echo uderzeń kopyt i łap. Niemalże był w stanie wyczuć unoszący się w powietrzu strach... oraz spaleniznę? Ogień? Skąd on tu? Zapach był tak delikatny i zniknął na tyle szybko, że chłopak nie był pewny czy się nie pomylił. Niemniej zdążył się poderwać lekko w przestrachu, że pożar zaraz dotrze i do nich. To przed nim uciekały zwierzęta? Coś płonie? Nie, swąd za łatwo się rozmył. Ale w takim razie skąd się w ogóle wziął? Dopiero łagodne wyjaśnienia Lise, jej spokojny głos i pewność ruchów sprawiły, że serce oraz oddech młodego anioła jęły zwalniać. Przestał zamartwiać się dziwnym zapachem, rozluźniając spięte do bólu mięśnie. Uniósł zdrową rękę i kiedy anielica zmywała jad, on potarł twarz, czując, jak kręci mu się w głowie. To był zły pomysł, aby wybierać się na wyprawę. Powinien zostać w domu.
Przeczesał palcami włosy, natrafiając na wianek. Miał przynieść mu szczęście... Ale może to tylko taki szorstki początek. Może dalej będzie lepiej?
- Tak... Jest w porządku - zapewnił cicho, opuszczając rękę. Trochę warkocz mu się rozluźnił, a kilka pasemek włosów, poruszonych uprzednio palcami, uciekło na twarz. Nie poprawiał ich, cierpliwie czekając, aż Lise skończy go wycierać. Poza niesprawną ręką nie dolegało mu wiele. Może lekko obity tyłek oraz spadek adrenaliny, odbierający tako siły, jak i trzeźwe myślenie. Chociaż tego ostatniego anioł nigdy nie miał wiele, tkwiąc w poczuciu bycia gorszym.
Nie trzeba było długo czekać, aby jego kompleksy się odezwały. Strach, zagubienie, stres oraz odebrana mu jedna ręka stanowiły złą mieszankę. Wyolbrzymiały zdarzenia minione, szczególnie, że dłonie były jego oczami - bez jednej czuł się jeszcze gorzej oślepiony. Skulił się lekko, zdrową ręką biorąc tę sparaliżowaną na kolana. Przyciągając ją do podołka i trzymając tak, podkulił delikatnie nogi.
- Przepraszam... - Zaczął cicho, lekko drżącym głosem. - Jeszcze nie jesteśmy daleko od polany, może wrócimy się i zostanę, a panienka pójdzie z panią Elemis? Ja poczekam. Pomogę potem ze zbiorami - uniósł kąciki ust, ale był to grymas tak delikatny i wymuszony, że ciężko go w ogóle uznać za uśmiech.
- Nie przydam się tutaj. Będę tylko przeszkadzał - wstał wolno, trzymając dalej rękę przy ciele, jakby uspokajał sam siebie poprzez nieustanne dotykanie kończyny. To minie. Lise zapewniła, że minie, a Fabien jej ufał. Musi tylko poczekać.
- Przepraszam za problem - dodał głucho. Odwrócił się zaraz po tym, zamierzając zaraz udać się w drogę powrotną. Zachciało mu się wycieczek po lesie. Ktoś tak bezużyteczny nie powinien nawet pokazywać się na oczy innym aniołom. Przez niego jedynie tracą czas. I jeszcze śmiał mieć nadzieje, że "potem będzie lepiej". Nie będzie żadnego potem, bo przerwie to zanim sprowadzi na kogoś poważne kłopoty.

Paraliż 2/3

Rzut pierwszy: 1
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 16
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 6+1
Ilość odegranych kolejek:  3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słyszała wyraźnie, że jednak nie wszystko było w porządku. Umiała rozpoznać tego typu kłamstewka, szczególnie że sama też czasami się do nich uciekała. Potrafiła zrozumieć dobre intencje, jednak nie godziła się na to, by jej towarzyszowi działa się krzywda na jakiejkolwiek płaszczyźnie. Nawet kiedy wstawał, choć przecież mógł bez problemu dokonać tego sam, czuła się w obowiązku obserwować ten ruch uważnie i w razie potrzeby być gotowa do natychmiastowej pomocy. Również podniosła się na nogi, z rękoma odrobinę wyciągniętymi przed siebie, jakby miała zaraz łapać młodszego anioła. Liczyła na to, że ruszą w dalszą drogę, a jak by nie było - ona prowadziła. Kiedy jednak blondyn zaczął mówić o powrocie, zmarszczyła brwi z niezadowoleniem. Nie była entuzjastką przymusu, ale w tym wypadku nie widziała innej drogi. Nim jeszcze zdążył się do końca odwrócić, złapała go za zdrowy łokieć; na tyle delikatnie, by nie poczuł się atakowany, lecz także na tyle mocno, by jej stanowisko nie ulegało wątpliwości.
- Nie ma mowy - oznajmiła tonem spokojnym i gładkim jak tafla jeziora w słoneczny, bezwietrzny dzień. Pociągnęła chłopca lekko ku sobie, chcąc sprawić, by odwrócił się z powrotem przodem do niej. Nie zamierzała mówić do niczyich pleców.
- Pójdziemy dalej razem, tak jak ustaliliśmy. Jesteś mi tu potrzebny i nie zgadzam się, żebyś się wycofywał.

formularz:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uwaga! Każda uczestnik misji jest zobowiązany do napisania jednego posta w przeciągu tygodnia. Zasada nie dotyczy Lise i Fabiena, gdyż oni powoli kończą obowiązkową turę odpisów.

16.04 - 22.04: Pierwszy post
23.04 - 29.04: Drugi post
30.04 - 06.05: Trzeci post
7.05 - 12.05: Czwarty post
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Tak właściwie nie kłamał. Przecież było w porządku w kwestii fizycznej. Lise nie pytała o to, jak czuje się mentalnie. Zaś jeśli pytała, chłopak to przemilczał, odpowiadając jedynie na warstwę dotyczącą jego zdrowia. To zdawało się Fabienowi ważniejsze aniżeli problemy własnej, zachwianej samooceny. Tymi w szczególności nie chciał się z nikim dzielić, zamknięty w sobie.
Nie tylko anielica była wyczulona na pewne subtelne emocje otaczające inne istoty. Jako niewidomy, Fabien również charakteryzował się wrażliwością na napięcie unoszące się wokół niektórych. Czasem wręcz zdawało się namacalne. Pewne niewysłowione, ciężkie do opisania wrażenie. Albo przeczucie? Jak gdyby uczucia przybierały materialną formę, dusząc przy każdym wdechu, napierając na skronie oraz sprowadzając na umysł poczucie zagrożenia.
Tym razem także tak się poczuł. Jakby w pozornie spokojnych słowach Lise zawieszona została niewypowiedziana groźba. Nie wiedział, nie potrafił ocenić, przeciwko czemu dokładnie. Fabienowi? Skoro jest anielicy potrzebny, to zrozumiałe, że się poddenerwowała. Najwyraźniej ma ważne plany, jakie bezsprzecznie wymagają właśnie obecności blondyna, nikogo innego. A jego wycofanie się by owe zepsuło. Wziął głębszy wdech, odwracając się pod wpływem dotyku dziewczyny.
- Tak, dobrze - zgodził się, za chwilę przywołując na usta nieco pewniejszy uśmiech. Dobra mina do złej gry? Możliwe. Ale chciał wykazać się chociaż resztkami odwagi, aby nie zawieść oczekiwań Lise. Wkrótce ponownie ruszyli w drogę ścieżką oznaczoną na zielono, zaś młodszy anioł z pewną ulgą zauważył, iż paraliż z wolna odpuszcza. Póki co tylko w formie subtelnego mrowienia oraz uczucia ciepła, ale to i tak pocieszające. Jeszcze trochę i powinien być w stanie poruszać ręką.

Paraliż 3/3

Rzut pierwszy: 6
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 23
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 7+6
Ilość odegranych kolejek:  4


Wyjęci spod prawa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie zamierzała prowokować nikogo do zwierzeń ani wymuszać stuprocentowej szczerości, bo przecież nie każdy musiał się czuć na to gotowy. Zależało jej na tym, żeby utrzymać psychikę Fabiena w dobrym stanie, tak by poczuł się potrzebny i bezpieczny. Chociaż w teorii jego niedoskonałości powinny go dyskwalifikować z podobnego zadania, Lise postawiła sobie za punkt honoru udowodnienie odwrotnego stanowiska. I co z tego, że nie widzi? Może przez to będą działać nieco wolniej, może będą musieli być bardziej ostrożni, jednak to nie znaczy, że kompletnie nic im się nie uda. O wiele ważniejsze od jakichkolwiek niepowodzeń było to, by wyjść do innych, spotkać się i razem zrobić coś pożytecznego.
Niech więc nie próbuje wmawiać sobie braku wartości, bo akurat o tej Lotte była niezachwianie przekonana.
- No, tak lepiej - odpowiedziała już pogodnym tonem, ruszając dalej zgodnie ze szlakiem. - Nie ma się co przejmować jednym małym incydentem. W lasach jest pełno różnych zagrożeń, ale jeśli będziemy trzymać się razem, nic złego się nie stanie - zapewniła. Po to zostali dobrany w pary, żeby się nawzajem pilnować i wspierać.
Szli dalej ścieżką i wydawać by się mogło, że sytuacja sama się ustabilizowała. Nikt nie mógł przewidzieć, że na swojej drodze mieli kolejną przeszkodę, o której nie mieli jeszcze pojęcia. Lise szła o pół kroku przed swoim kompanem, co zaważyło na tym, że to właśnie ona padła ofiarą niestabilnego gruntu. To była kwestia jednej sekundy i jednego kroku, który nieświadomie postawiła w złym miejscu. Zdążyła tylko pisnąć, kiedy runęła w dół zapadliny.
- Uważaj! - zawołała, kiedy tylko jej stopy zatrzymały się na twardym gruncie. O dziwo nie czuła bólu, a więc chyba nie zrobiła sobie krzywdy; Ważniejsze teraz było to, by jej towarzysz nie podzielił pechowego losu, bo wtedy już któremuś na pewno coś by się stało. Byle tylko pozostał bezpiecznie na powierzchni, a Lise w tym czasie musiała wymyślić, jak się wygrzebać z tego dołka. Niski wzrost był w tym przypadku wadą, bowiem drobna anielica sięgała czubkiem głowy poniżej poziomu gruntu.
- Wpadłam do rozpadliny w ziemi, ale nic mi nie jest - poczuła się w obowiązku poinformować, by pozostawiony sam sobie Fabien się zbytnio nie martwił. - Zaraz stąd wyjdę, nie ruszaj się nigdzie - zarządziła, po czym rozeznała się w temacie. Jeśli nie było takiej potrzeby, wolałaby obyć się bez magii; była bardziej męcząca niż wysilenie rąk i nóg, jednak do tego musiała znaleźć jakieś podparcie, choćby jakieś korzenie drzew.

formularz:


Ostatnio zmieniony przez Liselotte dnia 20.04.18 15:51, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wiara Lise w możliwości Fabiena była niezaprzeczalnie pocieszająca oraz dodająca mu nieco odwagi. Chociaż mocniej chęci, aby coś ze sobą począć w kwestii pewności siebie aniżeli faktycznie przeganiała strach i obawy. Nadal to spory krok. Chłopak uśmiechnął się i na nowo zdążył zapałać entuzjazmem do wyprawy. To tylko potknięcia na początku. Każdy mógł wpaść na raviera. Tak się zdarza, ślepy los nie patrzy, kogo w tyłek kopie.
- Tak, na pewno. Ma panienka rację - zgodził się, a w głosie zabrzmiał naiwny optymizm. Zwykł maskować nim pewne potknięcia. Trzeba przyznać, że na co dzień nie brakuje mu zapału do pracy czy chęci do pomocy. Zawsze entuzjastycznie podejdzie do każdej prośby i zadania. Jedynie bardzo szybko to ginie, kiedy przeciwności zaczynają młodego przytłaczać. Potrzeba potem naprowadzić jego tor myślenia na odpowiedni kierunek, aby nie popadł w czarne myśli.
Lise może nie była w tym najsubtelniejsza, niemniej przymuszanie wychodziło akurat w wypadku młodzieńca na dobre. Delikatne rządzenie się okazywało się zdrowe.
Mijały dłuższe minuty, w czasie których chłopak rozmasowywał sobie rękę. Mrowienie się nasilało, pociągając za sobą falę gorąca, kiedy nerwy znów działały, odbierając z całą mocą ciepło krążącej w żyłach krwi. Chwilę po tym mógł już poruszać palcami. Nie minęło wiele, jak sprawność w większości wróciła, jeśli nie liczyć delikatnego zdrętwienia. Trochę jakby schodziło mu znieczulenie po operacji. A gdy odzyskał rękę, podskoczyła też chęć do działania. Nawet ośmielił się wyciągnął kończynę, aby ostrożnie ująć dłoń Lise.
Trzymali się za ręce, niespiesznie krocząc lasem. Anielica szła nieco z przodu, ale Fabien tak mocno nie zostawał w tyle. Przynajmniej do momentu, kiedy nagle Lise nie puściła jego ręki i nie pisnęła. Poczuł, jak dłoń towarzyszki ostatnie chwile przed rozłączeniem ciągnie go w dół, a sam chwieje się niebezpiecznie pod wpływem tego ruchu. Bezmyślnie użył swojej mocy, aby nie dać się przewrócić całkiem. Starał się też podtrzymać choć trochę Lise, nie był jednak pewny, jak to się wszystko potoczyło. Słyszał wyraźnie dźwięk zapadającej się ziemi i ciała uderzającego o skały na dnie. Grunt osuwał się jeszcze dłuższą chwilę, szumiąc oraz stukając drobnymi kamyczkami. Fabiena uratował tylko odruch, który nakazał mu się odsunąć, a potem przywołać własny wiatr. Chyba jednak nie zdołał tak całkowicie uratować anielicy przed upadkiem, chociaż się starał. Niemniej, miał poważniejszy problem.
Postąpił parę kroków z dala od krawędzi dziury, aby stanąć na pewnym gruncie. Takim, jaki nie grozi usunięciem się pod niezbyt okazałym ciężarem anioła. Pech jednak chciał, że wpadł tym samym na sporych rozmiarów pajęczynę. Lepkie włókienka opatuliły go, przyklejając się do twarzy, szyi oraz rąk. Zatrzymały go na parę chwil, a gdy szarpnął się, naciągnięte niteczki rozcięły ciało. Z gardła anioła wyrwał się cichy pisk, gdy delikatną skórę poznaczyły skaleczenia, rosząc jasną cerę kropelkami krwi.
Zapach świeżej posoki oraz poruszenie w pajęczynie szybko zwabiły właściciela. Sporych rozmiarów pająk zsunął się z gałęzi, wyciągając odnóża. Dwoma z nich musnął anioła po głowie, na co ten zamarł z przerażenia. Póki co jednak stawonóg nie zdawał się agresywny. Opadł wpierw na barki, potem plecy Fabiena, badając go kończynami oraz delikatnie łaskocząc włochatym ciałem.

Moc wiatru: 1 post.

Rzut pierwszy: 3
Rzut drugi: 2, 1, 1
Suma pierwszych rzutów: 27
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 16
Ilość odegranych kolejek:  5
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Podejrzewała, że nie od razu uda jej się odnieść pełen sukces w przywracaniu Fabienowi wiary w siebie, jednak każdy krok do przodu był wart podjętego wysiłku. W tej chwili ważne było to, że zgodził się nie wycofywać z zadania i pójść dalej. To był dobry znak; w końcu nie warto zrażać się pierwszą, a nawet drugą czy dwudziestą przeszkodą, bowiem tych zawsze pojawią się nieskończone ilości. Lise sama wątpiła, by spotkanie z ravierem było najmniej problematycznym zdarzeniem podczas tej wyprawy, szczególnie że leśne ostępy od zawsze były pełne najróżniejszych stworzeń, które choć na pozór niegroźne, często mogły narobić szkód z powodu zupełnie nieprzewidzianych okoliczności. Przede wszystkim trzeba było zachować czujność i nie dać się zwariować.
Niestety, nawet bycie ostrożnym czasami zawodziło, przez co starsza anielica znalazła się nagle pod ziemią. Możliwe, że to łut szczęścia, może przywołany przez blondyna wiatr, ale jakimś cudem wyszła z tego upadku cało. Jedynym problemem pozostawało to, by teraz wrócić z powrotem na górę, możliwie najmniejszym możliwym kosztem. Nim jednak w ogóle zdążyła się zastanowić nad tym, czy uda jej się wyjść z dziury bez używania mocy, myśli rozproszyły niepokojące dźwięki, które usłyszała niedaleko nad głową. To oraz fakt, że współtowarzysz zbiorów jej nie odpowiedział, od razu zaniepokoiły anielicę.
- Fabien, jesteś tam? Coś się stało? - zawołała od razu, jako że niewiedza była jeszcze bardziej stresująca, niż gdyby miała świadomość rozgrywających się na ścieżce wydarzeń.
Rozejrzała się pospiesznie wokół siebie, dostrzegając zaraz przebijające się przez glebę korzenie. Na próbę złapała jeden z bliższych, na wysokości swoich ramion i pociągnęła, aby sprawdzić, na ile mocno tkwi w ziemi. Nie wyglądało na to, by miał się od niej oderwać, więc spojrzała w górę za kolejnym potencjalnym oparciem. Nie było to łatwe, jako że w niektórych miejscach były dość porozsuwane na boki, jednak musiała spróbować; na niższych zaś mogła oprzeć stopy, wbijając czubki butów w łatwo kruszącą się glebę. Wspinaczka odbywała się powoli, ale wszystko wskazywało na to, że Lise uda się nie odpaść od ściany.
Może powinna zostać alpinistką.

formularz:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie odpowiedział anielicy. Zbyt się na razie bał odezwać. Strach paraliżował jego kończyny i więził głos w gardle. Anioł tylko niemo poruszał wargami, za moment porzucając i to na rzecz oddychania. Dłuższą chwilę zapomniał, że należy brać wdechy i zdążyło się młodzieńcowi zakręcić w głowie z braku tlenu. Teraz jednak wrócił do przerwanej czynności, starając się wykonywać je długie i płynne. Spokojne. Ironio, żeby aniołowi powietrza zabrakło tchu...
Nie szło mu jednak zapanować nad sobą na tyle, aby uspokoić oddech. Urwany, płytki i dość nieregularny nie pomagał wyciszyć się reszcie uczuć. Serce wciąż waliło, a myśli gnały jedna po drugiej. Umrze? Zostanie zagryziony? Co to za zwierzę? Duże... Włochate... Odnóżaste... Anioł wyraźnie czuł, jak osiem kończyn dotyka jego ciała, gdy pająk schodził z barków na plecy. Zaraz po tym stwór odwrócił się wolno, chwytając pierwszą parą barków Fabiena. Nic jednak więcej na razie nie robił, poruszając tylko nogogłaszczkami.
Blondyn charakteryzował się jasną cerą z natury. Ciężko uwierzyć, że znajdowało się na niej jeszcze tyle koloru, aby teraz te barwy w całości spłynęły, zostawiając twarz chłopaka wręcz śnieżnobiałą. Nie licząc oczywiście wciąż sączącej się krwi. Czerwone stróżki spływały po skórze, aby skapnąć na ubranie; koszulka anioła z wolna stawała się pointylistycznym dziełem neoimpresjonistów. Na razie w dość monotonnych kolorach burgundu oraz kremowego. Wszystkie jednak znaki na niebie i ziemi wskazywały, iż nie na długo.
Póki co pająk zachowywał się dość spokojnie. Ciężko powiedzieć, czy był w szoku spowodowanym złapaniem tak dużej ofiary, czy też uległ - podobnie jak tatria - urokowi młodzieńca. Zaś im dłużej stawonóg siedział na plecach chłopaka, ograniczając się tylko do łaskotania go w kark, tym Fabienowi przybywało odwagi, aby w końcu się ruszyć.
Wpierw przełknął ślinę. Gęsta wydzielina zatykała mu gardło, zmusił jednak własne ciało, aby nie rozkaszlało się w najmniej odpowiednim momencie. A potem ostrożnie wyciągnął rękę, unosząc ją za głowę. Opuszkami musnął głowotułów pająka, na co ten drgnął i cofnął się lekko. Chwilę później Fabien opuścił dłoń kolejne centymetry, dotykając ponownie stworzenia. Tym razem bestia nie uciekła, dając się... pogłaskać. Delikatnie i bardzo subtelnie. Ale na więcej odwagi już blondynowi nie starczyło. Zbyt się bał, aby przedłużać kontakt. Musiał też przestać miziać pająka, bowiem poczuł, że nogi pęta mu ta sama pajęczyna, w jaką wpadł kilka chwil wcześniej. Zabrał zatem rękę, kładąc ją na jednym z odnóży pająka. Zdjął je z siebie ostrożnie. Może uda mu się delikatnie pozbyć stwora. Łagodnie oraz pokojowo. Po prostu go zdejmie i wypuści, tak? Oby...
Króliki mogą umrzeć na zawał z powodu zbyt silnego strachu. A jeszcze trochę i Fabien na własnej skórze sprawdzi, czy anioły także.

Moc wiatru: odpoczynek 1/2

Rzut pierwszy: 1
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 32
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 17
Ilość odegranych kolejek:  6
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Coś się tam na górze działo i to z pewnością niepokojącego, o czym z sekundy na sekundę upewniała ją przedłużająca się cisza. Chłopak nie odpowiadał, a to wyraźnie świadczyło o tym, że nie wszystko było w porządku. W innym wypadku z pewnością dałby jej znać o tym, że jest zdrów i cały. Teraz zaś został sam ze sobą, a Lise, która powinna być dla niego wsparciem, kisiła się dwa metry niżej. Los wyraźnie starał się rzucać im kłody pod nogi, choć anielica w tym momencie nie pogardziłaby porządną kłodą, na której mogłaby stanąć i wrócić z powrotem na ścieżkę. W tej chwili może to nawet i lepiej, że nie wiedziała, jakie zwierzę zainteresowało się jej towarzyszem, bo mogłaby wskoczyć z powrotem w zapadlinę i tkwić tam, dopóki przerośnięty stawonóg się nie oddali. Co prawda nie bała się nigdy pająków jakoś szczególnie, jednak te ogromne były nieco inną kategorią. Przede wszystkim stanowiły o wiele gorsze niebezpieczeństwo niż te zwykłe, które czasem przepędzało się spod sufitu.
Podciągnęła się na kolejnym wystającym korzeniu, już niemal sięgając głową ponad powierzchnię ziemi. Wreszcie przerzuciła jedną rękę przez krawędź rozpadliny, chwytając mocno w zaciśniętą pięść rosnącą na ścieżce trawę. Dźwignęła się na łokciu, zaraz też sięgając drugą ręką na powierzchnię, próbując wciągnąć za sobą tułów.
O mało nie spadła z powrotem na widok, który pojawił się przed jej oczami. Podejrzewała jakieś niefortunne zdarzenie, ale żeby zaraz wielki pająk? Naprawdę musieli mieć aż takiego pecha?
- Tylko ostrożnie... - jęknęła półszeptem, widząc jak Fabien odsuwa od siebie jedno z odnóży zwierzęcia. Trudno było przewidzieć, jakie zamiary ma bestia i jak zareaguje na próby interwencji w jej działania, a nie wyglądały na do końca pokojowe. Pustą przestrzeń między drzewami przecinały liczne nici pajęczyny, w które anioł wydawał się być coraz bardziej zaplątany. Jakim cudem nie zobaczyła tego wcześniej? Skarciła się w myślach za takie niedopatrzenie, otrząsając się wreszcie z szoku. Niech no tylko ta przerośnięta Tekla spróbuje się nie wycofać w te pędy! Lise nie mogła bezczynnie wisieć do połowy ukryta w ziemnym dołku i przyglądać się, jak jej młodszy kolega próbuje pozbyć się pająka z pleców. Odepchnęła się stopami od korzenia, na którym stała i podpadła z przodu na łokciach, wczołgując się powoli z powrotem na trawę. Najpierw musiała wciągnąć górną połowę ciała, potem jakoś wrzucić na ścieżkę kolana, ledwie ratując się przed spadnięciem z powrotem na samo dno, gdy znienacka straciła równowagę.

formularz:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach