Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Spomiędzy śpiewu ptaków i szumu drzew mógł wyłapać także popiskiwanie stworzonka. Chyba tylko cudem nie pogryzło swej wybawicielki. A może było zbyt słabe lub malutkie na to, aby zadać realne obrażenia? Lub inteligentne na tyle, aby zrozumieć dobre intencje dziewczyny. Cokolwiek zdawało się powodem jego uległości, pozwoliło się potulnie opatrzyć. Tym lepiej dla podróżników, którym los zgotował dość już niespodzianek. Nie potrzebowali do szczęścia jeszcze walczącej z nimi, płonącej ikuruy.
Niewykluczone, że był to też efekt towarzystwa Fabiena, jakiego sama obecność potrafiła uspokoić niektóre zwierzaki. Powinien poćwiczyć własne moce, nad którymi ewidentnie nie panuje zbyt dobrze. Wymykają się spod kontroli albo działają wbrew jego woli lub pomimo usilnych chęci zneutralizowania ich... Nie potrafi tego uczynić. Niestety, jest zbyt wycofany, aby prosić jakiegokolwiek anioła o opiekę i pomoc w rozwinięciu pełnego potencjału. Acz po wcześniejszej przygodzie z pająkiem postanowił, że poszuka u kogoś wsparcia w kwestii posiadanych zdolności. Nie może dopuścić do kolejnego morderstwa z powodu własnej paniki.
- Wyzdrowieje, prawda? Ale trzeba go stąd zabrać? Jak go panienka podniesie? - Płonący zwierzaczek to trudny do przetransportowania zwierzaczek. - Mam torbę i chustę, ale... Jeśli dalej się pali, może być ciężko zrobić z niej nosze... Może jakby go napoić trochę, to się uspokoi? - Zaproponował, wsuwając rękę we własny bagaż. - Mam też owoce, jeśli jest głodny - nie miał pojęcia, czy takim obitym i rannym stworkom podaje się cokolwiek poza płynami, ale zaproponował mimo wszystko. Lise powinna się nie krępować korzystać z jego rzeczy tak, jak uprzednio wzięła bukłak. Cokolwiek akurat będzie jej potrzebne.

Jeśli górna nie chce przyjść do Mahometa... Czy w tej sytuacji - jeśli Fabien nie chce szukać problemów, problemy same znajdą Fabiena. Chociaż chłopak stał spokojnie, wyciągając z torby dojrzałą gruszkę, niedługo miał paść ofiarą następnego wypadku. Wpierw zaalarmowały go głośne dźwięki dochodzące spomiędzy drzew. Szelest liści, trzask łamanych gałęzi oraz przebijające przez nie głuche dudnienie. Nie trzeba było długo czekać, aby znad krzaków wyskoczył pegaz. Koń jednak nie zdawał sobie sprawy, że na jego ścieżce ktokolwiek się znajduje. Zarżał desperacko, widząc, że kolizja jest nieunikniona. Rozłożył co prawda szybko skrzydła, nie zdążył jednak całkiem zamortyzować własnego skoku, zanim zderzył się z młodzieńcem. I chociaż nie wgniótł żeber chłopaka w jego płuca, kopytami zdążył dotkliwie obić plecy młodego anioła, podrywając się chwilę po tym do lotu. Skrzydłami zgarnął piasek, ziemię i drobne gałązki z okolicy, robiąc niemałe kurzowisko, zanim zniknął ponad koronami drzew.
Fabien nie wiedział, co się stało. W jednej chwili stał spokojnie, zamierzając nakarmić ikuruę gruszką, w następnej coś ciężkiego zwaliło go z nóg, posyłając na bliskie spotkanie z glebą. Uderzył w ziemię, by za moment mieć wbite twarde kopyta w plecy. Kolejna fala bólu rozeszła się po ciele chłopaka, razem z tchem siłą wyduszonym z jego płuc. A potem zawiano mu prosto w twarz ziemią, zanim wszystko się w miarę uspokoiło.
Rozkaszlał się, żałując tego natychmiast. Bolało przy każdym ruchu żeber, ale nie mógł wiele poradzić na to, że uderzenie i potem stłuczenie dosłownie zaparło mu dech. Potrzebował powietrza. Na domiar złego desperacki wdech zakończył się nabraniem piasku, drażniącego drogi oddechowe.
Skrzywił się z bólu, kuląc lekko i póki co nie chcąc podnosić z ziemi. Jedynie przekręcił się z brzucha na bok, aby móc łatwiej oddychać i pluć ziemią.


Rzut pierwszy: 5
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 68
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 37
Ilość odegranych kolejek:  11
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nikt nie planował winić ani niewinnego stworzenia, ani anioła. Przypadki chodziły po wszystkich, stąd trzeba to było spokojnie wytrzymać. Anielica kiwnęła głową i upewniła się, że Hanael rzeczywiście daje radę ruszać się ze sparaliżowaną nogą, będąc gotowa na złapanie go, gdyby jednak coś się wydarzyło. Szczęśliwie jednak poradził sobie, więc zgodnie z tym, co powiedziała, ruszyła nieco przed nim, starając się dopasować prędkość chodu do jego.
- Elemis jest przeuroczą i dzielną anielicą, nie sądzicie? - nieświadomie wręcz wróciła do łaciny, rzucając zdanie ogólnie tak, jakby chciała spytać się samego lasu o odpowiedź - To wciąż zaszczyt, że mieliśmy okazję się spotkać. Trzeba będzie coś podarować Jahleelowi po powrocie!
Jakby się nad tym zastanowił, to minęło sporo czasu od ich ostatniego spotkania i nie dostała jeszcze żadnego listu, na który wyczekiwała niczym niewinna licealistka na pocztę walentynkową. Samo skojarzenie rozbawiło ją i zaczęła się śmiać sama do siebie, przez co jej uwadze całkowicie umknęło niepewne podłoże. Anielica poczuła, jak leci w dół, ale jej ciało zareagowało samo, nauczone przez te wszystkie lata na Desperacji, aby działać, zanim się pomyśli - i wykonała efektowny szpagat, idealnie ratując się od skręceń i innych ran. Beatrice zamrugała zdumiona i spojrzała w tył, upewniając się, że Hanael nie wpadł w to samo. Utrzymała pokerową twarz do chwili, gdy udało jej się wstać i otrzepać spódnicę.
- Jahleelu, sama myśl o Tobie sprawia, że ziemia mi się zapada pod nogami... Nie tego się po Tobie spodziewałam - powiedziała, wciąż zerkając niewinnie na Hanaela - Wypadki chodzą po ludziach i aniołach, ale wciąż dajemy radę, prawda?

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Coś wymyślę - zapewniła, w myślach poszukując już najlepszego sposobu na zabranie ze sobą łatwopalnego kolegi. Mieliby aż zbyt wiele dobrych opcji, gdyby nie ten jeden niuans w postaci płomyczka na końcu ogona małego ikuruy. Chociaż Lise była odporna na ogień i nie mogła się nim poparzyć, wciąż jednak mogły ucierpieć jej ubrania i własności; nie wspominając już o tym, jak łatwo mógłby się nadziać na płomienie jej niewidomy towarzysz lub jak szybko rozprzestrzeniłby się pożar w lesie, gdyby maluch przypadkiem coś po drodze podpalił.
Dlaczego przyroda w ogóle dała zwierzęciu tak kłopotliwą właściwość? Nie był to zbyt rozsądny ruch z jej strony, za bardzo ryzykowała przypadkową autodestrukcją... no chyba, że o to chodziło. Mroczna Emo Matka Natura o skłonnościach samobójczych, tego chyba nikt by nie wymyślił.
- O, mógłbyś mi podać wodę. Temu szkrabowi nie potrzeba wiele, a na pewno mu pomoże - oznajmiła, przejmując bukłak od blondyna. Pozwoliła niewielkiej bestyjce się napić, na co zwierzę zareagowało z wyraźnym entuzjazmem. Była więc szansa, że pozwoli się zabrać ze ścieżki i nie będzie się stawiał. Już miała wrócić do myślenia nad tym, jak też zorganizować mu transport przez las, kiedy gdzieś za ich plecami rozległ się dość gwałtowny szelest. Ledwie zdążyła zatkać pojemnik z wodą, by zapobiec jej rozlaniu, jednak nie miała już szans obrócić się czy wstać; w jednym momencie na ścieżkę wyskoczył majestatycznie piękny pegaz, w drugim powalił Fabiena na ziemię, a w mgnienie oka później koniowaty zniknął z miejsca zdarzenia tak samo szybko, jak się na nim pojawił.
- Och mateńko - jęknęła, ogarniając wzrokiem ten żałosny widok. Ostrożnie położyła dłoń na ramieniu młodszego anioła, chcąc przekonać się, czy skrzydlaty rumak zdołał bardzo poturbować nieszczęśnika. Dowiedziawszy się, że efektem niefortunnego spotkania będą tylko bolesne siniaki, a nie złamane żebra, o mało nie rozpłakała się po raz kolejny. Teraz jednak jej nastrój przeskoczył już o poziom niżej niż rozpaczliwa histeria.
Zahaczał o czarny humor.
- Chyba masz jakiś magnes na wielkie zwierzaki - zażartowała, choć brak w tym było przekonania. - Jak się czujesz? Dasz radę wstać?

formularz:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Badanie przez anielicę należało do wyjątkowego typu bezbolesnych dzięki jej mocy. Dzięki niej mogła łatwo sprawdzić, czy żebra albo kręgosłup nie są połamane. Na szczęście poza odciskami kopyt nie było nic więcej. Jedynie czerwono-sine plamy, wolno puchnące od płynu. Ale za parę dni powinno zejść bez śladu.
Uniósł się wolno, wspierając na rękach i urwanie kaszląc. Drżał delikatnie i sam był bliski rozklejenia się. Niedługo też łzy ponownie jęły płynąć po twarzy blondyna, mieszając się z brudem na niej oraz spływając na ziemię. Anioł przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy, nie dając się histerii tylko resztką silnej woli. Ale podniósł się dalej do siadu, unosząc ręce i trąc nimi oczy. Starając się wytrzeć łzy oraz zatamować ich wypływ. Nie pomagało to biorąc pod uwagę, że dłonie miał umorusane piachem, a twarz pociętą przez pajęczynę. Wkrótce porozmazywał to wszystko w brzydkie błoto, ale przynajmniej zdołał się uspokoić. Niewykluczone jednak, że zatarł sobie oko, bo piekło go strasznie oraz zrobiło się czerwone. Na szczęście przestał już płakać, tylko ciężko oddychając. Jeszcze tyle drogi przed nimi, a już zdołali zwabić chyba każde możliwe groźne zwierzę w obrębie stu metrów.
- T-tak... - Odpowiedział cicho, opuszczając w końcu ręce smętnie na podołek. I na to, że jest magnesem na zwierzęta, i na to, że da radę wstać. Za moment istotnie spróbował się podnieść. Wolno oraz nieco jak paralityk, ale przynajmniej stanął na własne nogi.
- Ci-cieszę się, że nic panience nie jest - pocieszał się tą myślą, że wszystko, co złe, spotyka właśnie jego, a nie Lise. Najwidoczniej to kara za coś. Może był ostatnio zbyt leniwy. Nie przykładał się do pracy? Omijał jakieś obowiązki? Nie mógł sobie przypomnieć, acz najwyraźniej zasłużył. Nawet najgorsze kataklizmy są dziełem Pana i mają swój cel. Fabien musi po prostu zastanowić się nad sobą, tak? Poszukać, czym zawinił, że dostał na tyle bolesną nauczkę.
I starać się nie myśleć o tym, że Bóg jest wyjątkowo okrutny miejscami.
- Nic nie dzieje się bez powodu... - Zaczął cicho, poprawiając nerwowym ruchem ubranie. Chciał o coś spytać Lise, nie potrafił jednak znaleźć odpowiednich słów. Przeszedł zatem dwa małe kroki, aby kucnąć i rękoma odnaleźć swoje rzeczy. Wrzucił bukłak do torby, a tę wziął na ramię, ponownie się prostując. Zacisnął palce na pasku.
- Czy On... Zawsze był taki... Bezpośredni? - Jakiż piękny eufemizm. Dla Fabiena Bóg był istotą obcą. Nie potrafił go do końca zrozumieć, często miał wątpliwości. Z jednej strony jako dziecko narodzone na tym świecie miał prawo nie pojmować wielu kwestii, z drugiej jako anioł głupio przyznawać się, że nie rozumie się własnej religii... Której się jest przedstawicielem. Aż wstyd pytać, szybko więc porzucił zaczętą rozmowę. Z resztą jego wypowiedź była dość chaotyczna i oderwana od reszty, pewnie Lise nawet nie doszła, do czego Fabien pije.
- Am... Nieważne... Chodźmy. Jeszcze trochę mamy do przejścia - a on za szybko w tym stanie nie da rady iść. - W-wie już panienka, jak przenieść ikuruę? - Zmienił temat, mówiąc cały czas cicho i płochliwie. Jakby bał się odezwać. W tym stanie nie dziwota.


Rzut pierwszy: 1
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 75
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 38
Ilość odegranych kolejek:  12
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W nagrodę za aktywną grę, dorzucam do puli rzutów łagodniejszy wymiar kostek, który obowiązuje od czwartej kolejki wzwyż.

[2], [5] — Na twojej drodze pojawiła się bestia z poziomu łatwego oraz konieczność dodatkowego rzutu.

[3], [6] — Kiedy podeszwy butów raz za razem zanurzały się w ściółce leśnej, a twój wzrok lawirował w poszukiwaniu zagrożenia, dostrzegłeś w trawie coś błyszczącego. W przypadku zignorowania ówże zjawiska - po prostu idziesz dalej, ale gdy zdecydujesz się po niego sięgnąć, pojawia się konieczność ponownego rzutu.

Rzut na zwierzęta z poziomu łatwego [z zakresu 2 i 5]:
[1] — Garra zeskoczyła na ciebie z drzewa i kompletnie pocięła pazurami ubranie! Tracisz koszulę i masz kilka głębokich nacięć na piersi.

[2] — Król lasu wolno wysuwa się spomiędzy drzew. Wpatruje się w ciebie uważnie, ale dostrzega w tobie dobrą duszę. Wyciąga drewnianą rękę, a potem wręcza ci kilka kwiatów igielniczki .Rzuć kostką, ile liści dostałeś!

[3] — Droga wydawała się spokojna. Przed tobą nie było żadnych przeszkód... Nie spodziewałeś się jednak, że mogą być pod tobą! Jeden nieostrożny krok, aby ziemia pod twoimi stopami drgnęła. Wyłonił się spod niego potężny, wiekowy atro. Tak stary, że łuski na jego grzebiecie porósł mech. Nic dziwnego, że nie zauważyłeś go, kiedy spał zakopany w ziemi. A teraz jego poruszenie sprawiło, że upadłeś. Na szczęście gad nie jest zainteresowany tobą, a tylko kontynuowaniem snu. Odwraca się, aby odejść, na pożegnanie niefortunnie uderzając Cię ogonem w plecy. Masz obity tyłek, sporych rozmiarów krwiaka na plecach oraz z wrażenia odebrało Ci dech. Ale żyjesz, a gad znika między krzewami.

[4] — Do twoich uszu dolatują piski i skrzeki nieznanego pochodzenia. Zatrzymujesz się raptownie i rozglądasz dookoła, by namierzyć źródło tych dźwięków. Czujesz jak serce bije mocno w piersi. Słyszysz szelest nad swoją głową. Podnosisz ją, chcąc spojrzeć w górę i wtem z gałęzi spada wprost na Ciebie przemieniony w napadzie strachu kromstak. Jego pazury konfrontują się z Twoją twarzą.

[5] — Z gęstwiny wynurza się potężna sylwetka halli srebrzystej, ale niefortunnie jedno z jej poroży konfrontuje się z Twoim ciałem. Ostra krawędzi przecina skórę; na jej powierzchni powstaje zadrapanie. Chociaż sączy się z niej krew, rana nie jest głęboka. Spłoszone zwierzę wycofuje się, by poszukać innej drogi do wodopoju.

[6] — Zmęczony podróżą nie zauważasz, jak wpadasz na legowisko psiska-ogniska. Znajduje się w nim jedno młode. Na szczęście - rodziców nie ma w domu. Ale wystraszony szczeniak rzuca się na ciebie, podpalając spodnie oraz delikatnie parząc skórę; po chwili zauważasz, że jest wychudzone, zaniedbane. Najprawdopodobniej jego matka stała się ofiarą kłusowników. Los psiaka leży w twoich rękach – zostawisz go lub okażesz mu troskę, nie wykluczone, że wtedy za tobą pójdzie!
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Spojrzała do apteczki, którą wciąż miała otwartą po opatrywaniu rannego ikuruy. Zużyta wcześniej chusta zdążyła się już odnowić, ale wyglądało na to, że kolejna dokona żywota w podobny sposób, co jej poprzedniczka. Dobrze, że świeży asortyment pojawiał się w sposób magiczny; dzięki temu Lise mogła teraz znów poświęcić duży, trójkątny kawał materiału na wytarcie twarzy pechowego anioła. Ten przymiotnik chyba miał zostać z nim już na stałe, jako że podczas ich dość niedługiego spaceru zdążył przyciągnąć do siebie chyba każde poważniejsze nieszczęście, jakie las miał do zaoferowania.
- Nie trzyj oczu - upomniała łagodnie, w międzyczasie ostrożnymi ruchami dłoni pozbywając się łez, ziemi i resztek pajęczyn. - Nie ma się czym przejmować. Jak na spotkanie z dzikim pegazem i tak masz ogromne szczęście, siniaki powinny zniknąć za kilka dni - zapewniła, wciskając brudną chustę do woreczka na odpady. Kilkadziesiąt centymetrów dalej ikurua przestał popiskiwać żałośnie, ale wciąż uważnie przypatrywał się aniołom. Nim też należało się zająć, póki jawiła się jeszcze jakaś perspektywa międzygatunkowej współpracy.
- Kto? - rzuciła półprzytomnie, nie do końca łapiąc sens wypowiedzi Fabiena. Albo zgubiła wątek gdzieś po drodze, albo też bez dostępu do jego myśli nie była w stanie wywnioskować, o co tak właściwie pytał. Zajęta pozbieraniem i zamknięciem apteczki, na chwilę spuściła czujny wzrok z blondyna i miała nadzieję, że przez te kilka sekund nie zmiażdży go nagle powstały z martwych stegozaur. Patrząc na to, jak osobliwe było ciągnące się za nimi pasmo nieszczęść, była w stanie uwierzyć w bardzo wiele.
- Chyba mam pomysł - przyznała, wpychając pudełko z medykamentami do swojej płóciennej torby. Zajmowała niemal całą objętość, ale gdyby tak się postarać...
Ostrożnie wzięła zwierzątko w dłonie, upewniając się po drodze kilka razy, że nie będzie się wyrywać ani podpalać. Cały proces przetransportowania malucha ze ścieżki do torby przeprowadziła bardzo powoli, dbając też o to, by płonący ogonek zwisał na zewnątrz, możliwie daleko od palnej tkaniny.
- Mieści mi się w torebce i raczej niczego przy tym nie podpali - zapewniła. Zadbała oczywiście o to, by ranny pasażer podróżował po przeciwnej stronie Lise niż jej anielski towarzysz, bowiem z tego co kojarzyła, nie miał on wrodzonej odporności na ogień. Trzymanie płonącego zwierzaka i niewidomego chłopca zbyt blisko siebie nawzajem byłoby bardzo, bardzo głupie. - I możemy iść - potwierdziła, znów ujmując Fabiena za wolną dłoń i powolnym krokiem ruszając w dalszą drogę. Ich tempo spadło, ale nie widziała w tym problemu; musieli uważać na obrażenia blondyna, płonący ogonek ikuruy i oczywiście na wszelkie inne zagrożenia, które wciąż czyhały w lesie. A ponadto nie zapomnieć, że przyszli tu na zbiory, nie na śmiertelny tor przeszkód.

formularz:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pokiwał wolno głową. Szczęście w nieszczęściu. Dał się następnie spokojnie otrzeć i doprowadzić do porządku, wyglądając już mniej niczym dziecię wojny. Odetchnął, doprowadzając się już mocniej do porządku. Przynajmniej tego psychicznego. Mają nadal malucha do zabezpieczenia i trochę było mu głupio, że nie może nadmiernie pomóc. Ale najwyraźniej Lise poradziła sobie już we własnym zakresie. Uśmiechnął się do niej blado, pozwalając wziąć się za dłoń i prowadzić.
- Um... Pan. Bo On wszystko zaplanował, prawda? Więc... Bo ja Go nie znam... Nie spotkałem nigdy... - Próbował wytłumaczyć swoje pytanie, czując lekki przypływ odwagi. A przynajmniej na tyle, aby zdradzić się ze swoimi wątpliwościami. Acz nadal nie umiał ich za dobrze ubrać w słowa, na tyle łagodnie, aby nie zostać posądzonym o jakieś heretyckie myśli.
- Po prostu ta cała droga i te wszystkie wypadki... Wiem, że to pewnie moja wina i ja zrobiłem gdzieś błąd, że mnie spotykają takie rzeczy, tylko zastanawiam się, czy Pan zawsze był taki dosadny w wymierzaniu kar - wyrzucił z siebie na jednym wydechu, stopniowo przyspieszając, aż pod koniec zabrakło mu tchu. Ostatnie słowa były jak szept, a chłopak skrzywił się potem z bólu, kiedy zbyt gwałtownie nabrał powietrza. Zakaszlał trzy razy cicho, czego pożałował. Oddychać musiał płytko, aby nie cierpieć. Najlepiej przez przeponę.
Speszył się poruszonym tematem, ale nie było tego widać. Twarz i tak była zaczerwieniona od zadrapań, tarcia i potem szorowania przy myciu. Jedyna różnica była w uszach, jakie zrobiły się ciemniejsze o kilka tonów.
Kroki stawiał niewielkie, aż w pewnym momencie nadepnął na coś, co zachrzęściło donośnie. Spłoszył się tym i cofnął natychmiast, zabierając rękę Lise. Niemalże wyrywając jej, aby przyciągnąć obie dłonie do piersi w odruchu obronnym.
Jest na dobrej drodze, aby stać się paranoikiem, bowiem właśnie przeraził się leżącej sakiewki z monetami, jaką przydeptał stopą. Ale nie powinno się anioła winić za zbyt gwałtowną reakcję. Nie widzi, co to jest, a odgłos nie był przyjemny. Można było go wziąć za trzask kości pod butem. Zrobił się dziwnie blady na samą myśl, że mógł przejść po jakimś żywym stworzonku.
- C-co to? - Spytał niepewnie Lise, zagryzając po tym wargę.

Rzut pierwszy: 5
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 86
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 43
Ilość odegranych kolejek:  13
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ach, On - zrozumiała wreszcie. - Tez właściwie nie znałam Go długo, ale... to było jak całe wieki - westchnęła, jakby rozmarzona. Co prawda nie zdążyła się nacieszyć obecnością Stwórcy, który zniknął wkrótce po stworzeniu Liselotte, jednak to właśnie tamten krótki okres swojego życia wspominała najlepiej. Później wszystko się pokiełbasiło.
- Przede wszystkim musisz zrozumieć, że nieszczęścia, które ci się przytrafiają, nie są żadną karą za jakieś konkretne winy - wyjaśniła spokojnie. - Prawda, cierpienie jest wynikiem pierwszego grzechu ludzi. Ale nawet jako takie, nigdy nie jest odpowiedzią Boga na ludzkie zło. Stało się powszechnym elementem życia, więc siłą rzeczy doświadczamy go cały czas. - To był dość popularny błąd, nie dziwiła się więc, że młodszego anioła dręczyły tego typu niepewności.
- Nie trać ducha - ciągnęła dalej, odrobinę mocniej ściskając palce chłopaka. - Te wszystkie wypadki nie są twoją winą. Za to bardzo dzielnie sobie radzisz i jestem z ciebie dumna - zakończyła pewnie. Tyle niefortunnych wydarzeń w ciągu tak krótkiego czasu mogłoby każdego doprowadzić do frustracji co najmniej, a w najgorszym przypadku do psychicznego załamania. Tym bardziej trudno było się dziwić Fabienowi, któremu przez naturalne niedogodności towarzyszył jeszcze dodatkowy element strachu. Z tymi wszystkimi przeciwnościami musiał się zmagać po omacku i nawet Lise sama nie była pewna, czy na jego miejscu zachowałaby się równie odważnie.
Zaaferowana rozmową, nawet nie zauważyła przedmiotu leżącego gdzieś przed nimi na ścieżce. Dopiero osobliwe chrupnięcie zwróciło jej uwagę na obszar pod nogami blondyna, gdzie na trawiastej zieleni odcinała się jasnobrązowa plama. Słysząc zdenerwowanie w głosie swojego kompana, od razu przykucnęła nad znaleziskiem i wzięła je do ręki.
- Tym razem nic groźnego! - oznajmiła radośnie, stając z powrotem na wyprostowanych nogach. - Znalazłeś czyjąś zgubioną sakiewkę. Trzymaj. - Włożyła znalezisko w dłoń anioła, sugerując tym samym, by zabrał je ze sobą. Jeśli będzie chciał je zwrócić właścicielowi, może Elemis będzie w stanie coś na ten temat podpowiedzieć. Gdyby zaś nie znalazł się nikt roszczący sobie prawo do woreczka z monetami, Fabien powinien je zachować, skoro to on je znalazł.
W tym też momencie - bo oczywiście nie w innym, niby po co - coś trąciło Lise w nogę. Ledwie zdążyła dostrzec kształt kotowatego, któremu przypadkiem stanęła na drodze, kiedy kolejne mięśnie zaczęły ogłaszać strajk. Pospiesznie przeniosła ciężar ciała na drugą kończynę, dla zachowania równowagi ostrożnie ujmując Fabiena za łokieć.
- A to mały psotnik... - rzuciła za znikającym w krzewach szarym stworzonkiem, które nieświadomie sprawiło im kolejny kłopot. - Możemy się na chwilę zatrzymać? Nie mogę za bardzo ruszać nogą w tym momencie, ale to zaraz minie - dodała uspokajająco. Zapewne wystarczyło poczekać kilka minut, by sparaliżowane mięśnie wróciły do normalnego trybu pracy, ale nim to nie nastąpi, lepiej było zaczekać. W obecnym stanie pewnie wywróciłaby się przy próbie zrobienia jednego kroku.

Paraliż 1/2

formularz:


Ostatnio zmieniony przez Liselotte dnia 01.05.18 13:56, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie było trudno wyłapać tego rozmarzonego tonu oraz zmian w postawie anielicy. Rozmowa o tamtych czasach niewątpliwie sprawiała jej przyjemność. Chłopak słuchać słów Lise, próbując nie odczuć smutku. Komu nie byłoby przykro na myśl, że nie miał okazji nigdy obcować ze Stwórcą? Którego starszego anioła by o Niego nie zapytał, każdy odpowiadał tak samo nostalgicznie. Z tą samą radością nawiązywał do dawnych lat działania na bezpośrednie rozkazy Boga. Aż Fabienowi robiło się przykro, że spóźnił się o ledwie parę wieków. Chociaż czy w ogóle by istniał, gdyby nie zejście aniołów na ziemię? Trudne pytanie. Może nigdy nie dane byłoby mu powstać, jeśli nie apokalipsa. Czy to znaczy, że zawdzięcza życie takiemu przerażającemu kataklizmowi? Ta myśl napawała go jeszcze większym smutkiem.
Nie odczuwał zazdrości ani zawiści. Nie był zły, że inni doświadczyli ciepła i miłości Pańskiej, a on nie. Nie cieszył się ich niefortunnym losem. Jedynie żałował, że nie był jednym z nich oraz starał się zrozumieć, co czuli tuż po zejściu.
Wsłuchał się w słowa anielicy, uspokajając się lekko. Więc to nie jego wina, a po prostu takie jest życie. Brutalne i nie fair, ale jako posiadacze ludzkich ciał, muszą się poddać jego prawom. Nie mają innego wyjścia, jak się podporządkować.
Gdyby mocniej się zastanowił, znalazłby i tu pewne luki w jego własnym pojmowaniu. Nie robił tego jednak. Nie popełnił grzechu, nie jest karany, ma pecha. Te trzy krótkie stwierdzenia na ten moment starczały, aby poczuł się lepiej. Wolał nie drążyć i nie popadać znów w wątpliwości.
Uśmiechnął się, słysząc pewność w głosie Lise, gdy wypowiadała pochwałę. Starał się dzielnie trzymać, aby jej nie zawieść i to było motorkiem napędzającym jego upór w dążeniu do celu. Zatem te krótkie słowa dodały mu sił na dalsze zmaganie się z drogą.
- Dziękuję - za wyjaśnienia i komplement.
Całkiem już rozluźnił się, gdy okazało się, iż to tylko monety chrzęściły, a nie pękały kosteczki jakiegoś zwierzaczka. Przyjął sakiewkę i schował ją na razie do torby, nie chcąc niekulturalnie przeglądać zawartości czyjegoś bagażu. Odda potem sakiewkę Elemis, może jej się uda odnaleźć prawowitego właściciela. Fabien ma na to małe szanse.
- Oh? - Wyrwało mu się, kiedy Lise podtrzymała go za rękę. Spiął mięśnie, starając się dobrze wypełniać rolę oparcia, zanim anielica wyjaśniła mu sytuację. Zatem teraz ją spotkało nieszczęście i paraliż. Noga to chyba nawet gorzej niż ręka...
- Tak, oczywiście - zgodził się na postój, a trawę dookoła dwójki podróżnych na chwilę położył powiew wiatru. Pęd powietrza załamał się na małym pniaczku, do którego zaraz łagodnie podprowadził Lise Fabien. Pomagając jej tam usiąść, a samemu opadając na miękką trawę. Jemu również przyda się odpoczynek.

Rzut pierwszy: 2
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 94
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 45
Ilość odegranych kolejek: 14
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To była przypadłość bardzo typowa dla wszystkich aniołów pierwszej generacji. Przebywania w obecności Pana nie dało się porównać z żadnym ziemskim szczęściem, nawet tym najbardziej szczerym i mądrym. Miło wspominało się te czasy, kiedy wszystko było jasne: służyli Boskiemu Stwórcy, a On opiekował się wszystkimi. Teraz, kiedy Jego zabrakło, musieli sobie radzić sami. Poznali to, co przez wieki nurtowało ludzi - jak właściwie odczytać Bożą Wolę? Posiłkowali się czym mogli i zawsze starali postępować zgodnie z sumieniem, oczekując na powrót Wszechmogącego. Lise mogła się tylko domyślać jak trudne było to dla tych, którzy przeżyli z Nim cała historię stworzenia, pierwszych aniołów, dla których ten marny tysiąc lat po apokalipsie był ledwie małym wycinkiem całego życiorysu. Im trudniej było przyzwyczaić się do warunków panujących na Ziemi, do noszenia ciała i funkcjonowania podobnie do ludzi. Choć w zamian byli głębiej zakorzenieni w życiu według Bożych rozkazów i zazwyczaj byli o wiele pewniejsi w podejmowaniu istotnych decyzji. Zawsze coś kosztem czegoś i jak to najczęściej bywa, żadna opcja nie jest całkiem czarna ani całkiem biała.
- Ciekawe, jak radzą sobie pozostali - zastanowiła się w drodze do pniaczka, na którym zaraz też usiadła. Zaatakowana przez mittena kończyna nadal odmawiała posłuszeństwa, ale przynajmniej nie bolała; po prostu nie było czuć nic, tak jakby żadnej nogi tam wcale nie było.
- Kiedy wszyscy wrócimy, na pewno będzie mnóstwo do opowiadania - stwierdziła jeszcze. Pozostali uczestnicy zbiorów na pewno też przeżywają teraz jakieś przygody... w końcu to niemożliwe, żeby tylko ich para miała takiego sakramenckiego pecha. I wcale nie życzyła źle innym aniołom, lecz patrząc na sprawę realistycznie, na pewno też napotkali na swojej drodze jakieś przeszkody. Oby byli cali i zdrowi.

Paraliż 2/2

formularz:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jedynym, czego można zazdrości Fabienowi, było jego zrozumienie emocji. Jak każda ludzka istota dorastał, przechodził różne okresy rozwijania uczuć i własnej osobowości. Był w tym świecie znacznie bardziej zakorzeniony, nie cierpiał zatem tak mocno, jak inni. Po prostu żył, wykonując swoją powinność, łącząc całkiem sprawnie anielską duszę z ludzkim ciałem. Zdołał znaleźć równowagę w tym świecie pełnym skrajności.
A przynajmniej znalazłby, gdyby nie jego własne problemy ze ślepotą oraz kompleksy. Niemniej to temat na rozprawę znacznie dłuższą i mniej przyjemną, a na razie zrobiło się całkiem miło. Słońce grzało, las się uspokoił i tylko ptaki ćwierkały pomiędzy szumiącymi drzewami.
Fabien poprawił ruchem ręki włosy, zaczesując je w tył, zanim westchnął. Nie było to ciężkie westchnięcie, a bardziej takie oczyszczające. Pozbywające się napięcia z ciała.
- Tak, ciekawe. - Umilkł na chwilę, zanim uniósł głowę, wystawiając ją na ciepło promieni słonecznych. - Chyba najgorsze już za nami - pozwolił sobie na zbożne nadzieje, uśmiechając się nawet lekko. Ta sytuacja nagle zaczęła go bawić. Bolało, byli brudni i zmęczeni, ale patrząc na to z boku... To był aż groteskowo zabawny zbieg okoliczności. Nawet blondyn cicho się zaśmiał. Może trochę przez łzy.
- Więc... Mieliśmy raviera, załamanie ziemi, pająka, pegaza i teraz coś panience nogę sparaliżowało - podsumował, nadal rozbawionym tonem. - Oby inni mieli więcej szczęścia niż my.
Podobno to jest klucz do zachowania równowagi psychicznej. Śmiać się. Nie dać przysłonić komedii sytuacji przez ból, złość czy rozgoryczenie. Inaczej już dawno by się zwariowało. A jak nie oszalało, to popadło w depresję lub w najlżejszym wypadku dostało wrzodów żołądka.
- Ale nie wiem, czy powinniśmy to wszystko opowiadać. Na następny raz nie puszczą nas już samych w las, jak to usłyszą. - Można pomyśleć, że cały Eden zwrócił się przeciwko tym nieszczęśnikom i postawił sobie za punkt honoru nie dać im dotrzeć do plantacji. A że oni dalej uparcie szli naprzód, w końcu los machnął na nich ręką i uznał, że skoro są tak zawzięci, to niech mają te swoje granaty i alteę.

Rzut pierwszy: 6
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 100
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 50
Ilość odegranych kolejek:  15
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach