Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 9 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Uczestnicy:
Azarel, Fabien, Faith, Hanael, Liselotte, Maria, Urijah + NPC
Cel:
składniki do leków w postaci roślin.
Poziom trudności:
Średni
Możliwość zgonu:
Takowa jest zawsze.

Nastał brzask; edeński las budził się do życia i zapraszał w swoje niezbadane odmęty śmiałków, którzy zadeklarowali się wesprzeć Zwierzchność w inicjatywie placówki medycznej na terenach Desperacji. Do umówionego miejsca spotkania prowadziły ich mary ukształtowane z liści i płatków kwiatów. Podróż nie trwała długo i obyła się bez żadnych nieoczekiwanych zwrotów akcji. Skończyła się w momencie, kiedy cała ekspedycja, licząca sobie siedem osób, znalazła się w niewielkim zagajniku. Stał tam stół. Na jego blacie leżał dzban soku z leśnych owoców i szklanki uszykowane dla gości, wraz ze skromnym poczęstunkiem w charakterze zupy z grzybów; jej przyjemna woń unosiła się w powietrzu za sprawą lekkiego, wiosennego wiatru. Cisza, zakłócana przez śpiew ptaków, nie trwała nazbyt długo. Z cienie rozłożystego dębu wysunęła się kobieca postać. Miała delikatne, niemal dziewczęce rysy twarzy, jasną cerę i niebieskie oczy. Na jej ramiona opadała kaskada jasnobrązowych, kręconych włosów udekorowanych w prawdziwe kwiaty zabłąkane między kosmykami, na głowie zaś spoczywał upleciony z ziół wianek. Miał na sobie zwiewną sukienkę z lekkiego materiału.
Podeszła bliżej. Bose, brudne stopy anielicy dotykały mchu. Rozkładały się pod jej nogami niczym dywan. Stanęła w słońcu, tuż przed zebranymi i rozłożyła ręce, jakby chciała zamknąć wszystkie obecne sylwetki w delikatnym uścisku w ramach niemego powitania. Dopiero wówczas zebrani w zagajniku Edeńczycy mogli dostrzec, że na plecach dźwigała łuk z kołczanem.
— Witam was bracia i siostry. —  Na twarzy anielicy ukazał się delikatny, promienny uśmiech. Był niczym słońce przeciskające się przez konary obleczonych w młode liście drzew. Głos miał delikatny, wdzięczny. — Nazywam się Elemis. Jestem strażniczką tego lasu. — przedstawiła się zebranym. Bóg oddał pod jej opiekę naturę, zatem by wypełnić spoczywającą na jej barkach misję, oddała się jej. Od wielu lat zamieszkiwała edeński las strzegąc jego urodzaju przed obcymi. Rzadko pokazywała się w mieście, stąd niewielu jej znała. Była dla nich niemal tak obca jak Wymordowani.  — W imieniu Jaheela, który jak wiecie, był inicjatorem tego pomysłu, chciałam Wam podziękować za przyjęcie mojego zaproszenia. — Skłoniła się przed nimi delikatnie, w ramach podziękowania.  — Nastała wiosna, a wraz z nią ziemia wydała plony. Sama nie jestem w stanie zebrać wszystkich jej dobrodziejstw i uchronić przed zmarnowaniem, a azyl potrzebuje leczniczych roślinność, by zakwitnąć i działać jako pełnoprawna placówka lecznicza. Cieszę się zatem, że tylu chętnych chce wesprzeć tę inicjatywę, lecz zanim rozdzielimy się w wypełnieniu tego przyjemnego w swoich konsekwencjach obowiązuję częstujcie się. —  Wskazała podbródkiem na zastawiony stół. Nie  chciała bowiem, aby jej goście maszerowali po lesie bez posiłku. Pusty żołądek był złym doradcą. W ramach zachęty, sama podeszła do stołu i poczęła rozlewać napój do szklanek. — Ponadto chciałabym namówić Was do działania w parach. Na stoliku pozostawiłam propozycje na takowe, ale nie musicie się nią sugerować. — Podała kartkę ze swoją propozycją najbliższej stojącemu aniołowi wraz ze szklanką – był nim Hanael. Posłała mu łagodny uśmiechem, po czym zaczęła rozdawać szklanki Miała nadzieje, że ówże zbiory będą dla nich formą relaksu; sama traktowała je właśnie w ten o to sposób.

Lista par:

Dane techniczna:
Termin: 15.04

Jest ładny, słoneczny dzień. Temperatura wynosi 25°C.


Ostatnio zmieniony przez Yury dnia 02.05.18 1:04, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Dobry dzień na taką wyprawę, pomyślała, na kilka sekund zapatrując się w czyste, błękitne niebo. Pogoda była niezaprzeczalnie piękna, a droga do miejsca docelowego minęła w mgnieniu oka. Trudno było oderwać wzrok od ich widmowego przewodnika, wirujących w powietrzu liści i kwiatowych płatków, jeszcze większym wyzwaniem byłoby zaś nie uśmiechnąć się na widok osoby, która powitała anielską ekspedycję na miejscu. Oczywiście, Lise słyszała wcześniej o strażniczce lasu, jednak nigdy nie spotkała jej osobiście. Szczególnie w ostatnich latach tak rzadko bywała w Edenie, że zdążyła już co nieco zapomnieć.
- Cieszymy się, że możemy pomóc - ośmieliła się odpowiedzieć w imieniu wszystkich, jako że całą siódemka była dobrowolnymi ochotnikami. Każdy zgodził się uczestniczyć w zbiorach z własnej dobrej woli, nie wątpiła w to ani przez chwilę. To była jedna z tych rzeczy, za które z całego serca kochała społeczność skrzydlatych: nawet w najtrudniejszej sytuacji, nigdy nie było się zdanym na samego siebie. Zawsze znalazł się ktoś, a zazwyczaj był to cały zespół, który stawał na uszach, żeby tylko pomóc.
Kątem oka wychwyciła postać Fabiena, który zatrzymał się gdzieś na tyłach grupy. Znalazła się przy nim w dwóch swobodnych krokach, zaraz też łapiąc chłopaka za jedną dłoń i lekkim pociągnięciem sugerując, by podążył za nią.
- Chodź słońce, zobaczymy jak się mają te całe pary - powiedziała łagodnie. Na ogół nie przepadała za rządzeniem się w ten sposób, jednak od kilku chwil dręczyło ją przeczucie, że bez zewnętrznej ingerencji blondyn się zwyczajnie nie ruszy. Poprowadziła go więc ze sobą, zatrzymując się dopiero obok trzymającego kartkę Hanaela. Nim jeszcze zdążyła zajrzeć mi przez ramię, tak jak miała w planie, opiekunka lasu wcisnęła jej w wolną dłoń szklankę z sokiem. Podziękowała na wpół szeptem, po czym wreszcie spojrzała na listę. Odnalazłszy wzrokiem odpowiednią linijkę, momentalnie rozpromieniła się w uśmiechu.
- Ha, idziemy razem - oznajmiła wesoło. Ten wybór był bezdyskusyjny i biada temu, kto spróbowałby zaprotestować! Musiałby zmierzyć się z... zapewne cukrzycą, jednak w istocie trudno określić. Starczy powiedzieć, że Lise była ze swojej pary zbyt zadowolona, żeby dać ją sobie odebrać.

szpargały:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nastawienie Hanaela było całkiem pozytywne, choć różnie spoglądał na pracę grupową. Wiedział, że działanie w pojedynkę zdałoby się na niewiele i nie przeszkadzało mu towarzystwo innych. Po prostu nie do końca był obyty we wszelkich interakcjach, choć może to nie będzie problemem? „– No patrz, zachowuj się naturalnie…” „– … Czyli jak odludek bez życia?” „– … Nieważne”
 Aniołów była siódemka i wśród niej były jednostki, które znał w mniejszym lub większym stopniu, co napawało go pewną otuchą. Odetchnął cichutko, poprawiając znajdującą się na szyi chustkę, gdy już znaleźli się na miejscu. Wyglądało tak spokojnie, że zwykle towarzyszący aniołowi niepokój zdawał się zupełnie stłumiony. Na młodzieńczej twarzy wykwitł delikatny uśmiech, któremu zawtórowały bladoróżowe rumieńce. Jeszcze ten owocowy zapach… Bardzo doceniał woń owoców, gdy czuć było od nich życie i świeżość.
 Spojrzeniem skrytym za szkłami i oprawkami okularów Hanael wychwycił ósmą osobę w ich towarzystwie. Młode dziewczę, może zahaczające wiekiem wizualnym o mniej więcej ten sam, co Hana. Ta postać zdawała się równie kojąca co otoczenie, którego była piastunką. Wspomnienie anielicy tkwiło w jego głowie. Znał wiele aniołów, a pamięć jego nie pozwalała na wyparcie którejkolwiek figury z umysłu, niemniej jednak na kojarzeniu jego wiedza na jej temat kończyła się. Wysłuchał każdego z jej słów, zapamiętując ich brzmienie i znaczenie.
 – O-och – Mruknął cicho, gdy w jego dłoni znalazła się kartka, którą odruchowo chwycił, byleby nie opadła na brudną ziemię, podobnie zresztą szklankę. Skinął głową w wyrazie podziękowania, po czym przeniósł spojrzenie na papier. I już miał się odezwać, jednakże Lise zajrzała mu przez ramię, wywołując tym samym lekkie rozkojarzenie u anioła. Pokiwał łagodnie głową w reakcji na jej entuzjazm. Wiedział, że kto jak kto, ale ona dobrze nadawała się do pary dla Fabiena. Nie tylko dlatego, że zaopiekuje się nim dobrze.
 – Proszę – I głos mu zadrżał, świetnie. Nie był zbyt pozytywnie nastawiony do mówienia do większej grupy i jak zwykle wyszło, że stres postanowił utrudnić mu sprawę. Odkaszlnął, udając, że właśnie to było powodem pauzy.
 – Proszę was o chwilę uwagi – Do głosu wrócił spokój łączący się z łagodnością. – Pary są następujące: Azarel i Maria – Spojrzał na anioła zastępu i kwintesencję wszelkiego uroku świata – Ja i Faith – O dziwo, tym razem nie miał kłopotu z wymową zlepka „th”! Swoją drogą, ten przydział go cieszył. – Lise i Fabien, tak jak mówiła, są razem… – Uśmiechnął się. Młodzi, wbrew gorzkiej naturze Hanaela, cieszyli go. – I Urijah pójdzie z Elemis. T-t-to wszystko, tak. – I, nie czekając na odpowiedzi, uniósł szklankę do ust, jakby chciał się za nią schować.
 „Patrzcie, nie mogę mówić, jedzmy i cieszmy się wszyscy…”
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Urijah w pierwszej chwili nie mógł uwierzyć, że Jahleel naprawdę potrzebuje jego pomocy przy kolejnym zadaniu anielskiej braci. Oczywiście Ur z chęcią by pomógł, a nawet byłby do tego pierwszy, ale nadal istniała w nim swego rodzaju wewnętrzna blokada. Czuł, że jako grzesznik nie powinien przebywać w Edenie i to jeszcze z gromadką wiernych Bogu i niesplamionych grzechem aniołów. A co, jeśli będzie miał na nich zły wpływ? Co, jeśli ktoś powie, że nie powinno go tutaj być? Wierzył w swoich braci i siostry, ale jednocześnie czuł się od nich teraz o wiele gorszy. Był grzesznikiem, który nie powinien doświadczać takiej miłości i przyjaźni ze strony swojej rodziny. Z drugiej jednak strony pomoc udzielona Edenowi sprawiała, że czuł się trochę jak pokutnik odpracowujący swoje przewinienia. Te dwie postawy ścierały się w umyśle Urijaha, który właśnie zmierzał na miejsce "odprawy". Oczywiście zanim spotkał się z grupką aniołów, schował swoje skrzydła, a na głowę zaciągnął spory kawałek materiału, robiąc sobie z niego kaptur. Po co? Nie chciał, żeby te niewinne anioły musiały spoglądać na swojego brata, który zbłądził. Dla ich dobra, oczywiście. Kto wie co mogłoby ich kusić, gdyby dowiedziały się, że grzechy Urijaha zostały częściowo przebaczone.
Z powyższych powodów, Ur trzymał się raczej z boku całej grupy, spoglądając na nich tylko z delikatnym uśmiechem i utęsknieniem. W Edenie nie pozostawał na dłużej już jakieś paręnaście lat, a jeśli liczyć jeszcze przy tym karę, którą musiał odbyć, to czas ten mierzony byłby w tysiącach lat. Oczywiście, technicznie zamknięty był w raju, ale nie miał kontaktów z większością aniołów i dlatego też z obecnej grupki nie kojarzył prawie nikogo.  A już na pewno nie znał anielicy, której powierzono ochronę nad Edenem, choć zmierzając tutaj widział, że ze swojego zadania wywiązuje się naprawdę wzorowo.  Dodając do tego jeszcze jej sposób mówienia i niesamowitą ogładę, Urijah nie miał już wątpliwości, że Elemis była wspaniałą anielicą i służką Pana. To stwierdzenie sprawiło, że Ur jeszcze bardziej się zakłopotał. Nie dość, że miał przebywać w towarzystwie tak licznej grupy innych aniołów, to jeszcze trafił do pary z tak zacną osobą. Doszedł jednak do wniosku, że robienie jakichkolwiek wymówek byłoby nie tylko niestosowne, ale także haniebne, więc odebrał sok od swojej siostry i zaraz ukłonił się przed nią nisko, dociskając przy tym otwartą, prawą dłoń do swojego serca.
- Nazywam się Urijah, siostro. Mam nadzieję, że nie będę dla Ciebie zbyt wielkim ciężarem. Z góry przepraszam za wszystkie niedogodności, na jakie Cię narażę. - poinformował ją spokojnie, z góry zakładając, że będzie sprawiał jakieś problemy. Jakie? Jeszcze tego nie wiedział, ale uważał, że samo jego przebywanie w tym raju może prowadzić do nieoczekiwanych skutków. Ze swojej strony zrobi wszystko, żeby do niczego takiego nie doszło, ale co miał w planach dla niego Bóg? Za to ręczyć nie mógł. Do zastawionego stołu natomiast podchodzić nie zamierzał. Niech plony z tego świętego miejsca trafią do tych, którzy na to zasługują.
- Daj mi znać, siostro, jeśli będziemy wyruszali. A teraz przepraszam. - rzekł jeszcze do Elemis, żeby jej się zbytnio nie narzucać i odszedł paręnaście metrów od grupy aniołów, siadając na mchu i rozglądając się dookoła. Eden, jego dom. Tak dawno tutaj nie był... Aż coś mu ścisnęło serce w piersi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Powrót na tereny aniołów był dla Faith niczym zbawienie, na które czekała od dłuższego czasu. Anielica była dosyć zajęta wypełnianiem swojej własnej, nieco wręcz wymyślonej misji na terenach Desperacji, stąd nie miała okazji pojawiać się w swoim prawdziwym domu, aby pozdrowić pozostałe anioły. Czasem zastanawiała się, czy ktokolwiek zauważał jej nieobecność na tych terenach, ale szybko o tym zapominała. Nie musieli jej pamiętać. Może miała nieco lat na karku, ale była tylko i wyłącznie prostym aniołem służebnych, aniżeli kimś specjalnym, stąd nie była to zbyt duża różnica.
Wyglądało na to, że wszyscy byli w mniejszym bądź większym stopniu gotowi - zresztą, sami zadeklarowali chęć pomocy strażniczce. Sama Faith usłyszała wieść od poczciwego Jahleela i przybiegła tak szybko, jak tylko mogła. To był jeden z niewielu osób, który był chętny do dzielenia się z nią wiedzą na temat wydarzeń, jakie miały miejsce na Edenie. Beatrice ufała mu bezgranicznie, jako iż znała go na tyle długo.
Strażniczka od samego początku wyglądała bardzo przyjaźnie, co bardzo ją ucieszyło. Faith słyszała co nie co na temat wielu aniołów, którzy w celach wypełnienia swojego zadania znikali z widoku i chętnie poznawała ich na żywo. Elemis była prześliczną dziewczyną i miała to coś w swoim głosie, co sprawiało, że niebieskowłosa na sam jego dźwięk czuła się wręcz odprężona... Naprawdę, tutaj wszystko wyglądało o wiele inaczej, jak na Desperacji. Można było odetchnąć, uśmiechnąć się i zaufać nieco braciom i siostrom zgromadzonym wokół siebie - i nie obawiać się, że zaraz ktoś się podpije i rzuci urażony butelką w ścianę.
Faith pozdrowiła każdego z aniołów, posyłając im ciepłe uśmiechy i tylko Maria otrzymała nieco więcej, jako iż na jej widok anielicy uruchomił się automatycznie tryb matki, która musiała uściskać swoje dziecko. Nawet ta niewinna acz dzielna dziewczyna była gotowa pracować!
- Dla mnie zaszczytem jest spotkanie ciebie w czymś więcej jak rozmowach między innymi aniołami, Elemis - anielica ukłoniła się strażniczce po chwili - Niech cię błogosławi za Twoją ciężką pracę.
Zaraz po tym wzięła w dłoń szklankę soku i upiła łyk, czekając, aż inny anioł odczyta listę par, o których wspomniano wcześniej. Zamrugała, gdy usłyszała swoje przezwisko i przypatrzyła się porządniej aniołowi, próbując sobie przypomnieć, kim on był. Jej pamięć miała tendencję do wariowania nawet przy tych, których dobrze znała, stąd potrzebowała chwili. Podeszła do Hanaelai kiwnęła głową, posyłając mu ciepły uśmiech.
- Zrozumiano, liczę na owocną współpracę! - rzuciła radośnie na sam koniec, aby nieco ocieplić atmosferę. Miała wrażenie, że anioł był nieco zdenerwowany.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rośliny lecznicze, obficie rosnące w Edenie, były bardzo istotne dla aniołów tworzących medykamenty. Azarel z szacunku do trudu tych, dzięki którym mógł poprawnie ratować anielskie zdrowia i nie tylko anielskie, postanowił dołączyć do gromady mającej za zadanie zbiór owych ziół. Zadanie nie powinno nastręczać im trudności ani nie być niebezpieczne - no chyba, że nieco groźniejszy zwierz lub dziki wymordowany napadłby na nich, wiedziony głodem lub chorobą. Przygotował się na ten wypadek, chowając kilka noży w futerale na pasie. Był wszak aniołem zastępu, to do niego należało zapewnienie bezpieczeństwa aniołom, pomagającym w przedsięwzięciach Jahleela.
Anioły, które z nim wędrowały, znał głównie z widzenia, nie zmieniało to jednak jego do nich nastawienia, które było tak samo pozytywne, jak we wszystkim, za co się złapał. Może tylko Liselotte otrzymała na powitanie bardziej promienny uśmiech niż reszta, bo ją znał dość dobrze. No i był jeszcze Fabien, ale on uśmiechu raczej zobaczyć nie mógł. W trakcie podróży nie zagłębiał się jednak w zbędne rozmowy - z zamkniętymi oczami wsłuchiwał się w otaczający ich las, bezbłędnie podążając wraz ze swoimi braćmi i siostrami do zagajnika. Jego twarz rozjaśniła się na słowa ślicznej anielicy, którą obdarzył pięknym, aryjskim uśmiechem.
- Witaj, Elemis. - powiedział, lekko się kłaniając - To my dziękujemy za zaproszenie. Z radością pomożemy Ci w zbiorach, zdejmując część brzemienia z twoich barków.
Słysząc jak się ma podział par anielskich, rozejrzał się w poszukiwaniu rzeczonej anielicy, nigdzie jednak nie mógł jej zlokalizować. Odwrócił natomiast głowę w kierunku małej niebieskowłosej anielicy, zdecydowanie zaciekawiony dźwiękiem czystej łaciny, od której jego medyczne serce zatrzepotało z radości.
- Jakże miło jest słyszeć niemal zapomniany język w tak uroczych ustach. - powiedział w łacinie na tyle głośno, by mogła go usłyszeć - Obawiam się jednak, że nie każde z nas da radę Cię zrozumieć. - ostrzegł przyjaźnie, nie wiedząc czy Faith postanowiła się popisać czy może jest niezdolna do użycia japońskiego.

Ekwipunek:


Ostatnio zmieniony przez Azarel dnia 16.04.18 1:14, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie potrafił dostrzec piękna lasu. Nie w sensie takim, jaki rozumiały inne anioły. Próżno było pokazywać mu cudowne góry, prowadzić między majestatyczne drzewa czy kobierce kwiatów, wśród których skakały króliczki. Dla Fabiena to wszystko było odległe i dalekie, tak niedostępne, że aż nierealne. Jego świat zamykał się w obrębie tego, co był w stanie dotknąć lub usłyszeć. Wszechświat ograniczający się do długości wyciągniętej ręki...
Osoba tak ograniczona nie powinna wybierać się na niebezpieczne wyprawy, zostawiając je bardziej sprawnym aniołom. Spytany jednak o pomoc, nie potrafił odmówić, zgadzając się niemal natychmiast. Chciał czuć się potrzebny i chciał pomagać. Zrobić tyle, ile potrafi. Myślał zatem, że zostanie skierowany do cięcia roślin, suszenia ich albo oczyszczania... Tymczasem nie zauważył nawet, jak poprowadzono Fabiena na wyprawę o zbieranie ziół.
Czy to nie brzmi groteskowo? Niewidomy służący oddelegowany do poszukiwania kaukaskich granatów oraz martwych korzeni... Przepis na katastrofę, gdyby spytać jego. Nie umiał jednak sprzeciwić się, zgadzając na wszystko, o co go poproszono. Oczywiście, że pójdzie w las. Oczywiście, że wspomoże. Oczywiście, że wypełni każde polecenie. Jakkolwiek zagubiony czy niepewny by się nie czuł, weźmie głęboki wdech, uśmiechnie się i pójdzie.
Tako teraz z lekkim uśmiechem na ustach podążał śladem reszty aniołów. Szedł na końcu, nie spiesząc się. Mając wciąż wszystkich w zasięgu słuchu, jednocześnie uważając na podstępne, wystające z ziemi korzenie oraz samotne kamienie. Trawa delikatnie się przed nim uginała, kiedy taksował ścieżkę przed sobą wiatrem. Nie chciał o nic się potknąć i zrobić złego, pierwszego wrażenia.
Nie widział nic, ale słyszał wiele. Śpiew ptaków, dźwięczne głosy aniołów, bawiące się w krzakach szczenięta. Czuł też ciepło Słońca, woń kwiatów oraz żyznej gleby. Nawet dla ślepca las wydawał się piękny. Tak samo jak głos ich przewodniczki. Anioł przystanął na tyle, słuchając jej słów i nie mogąc nie dojść do wniosku, że musi być naprawdę urodziwa. Nikt, kto tak się wysławiał, nie mógł być brzydki czy zły. To nie była przemowa, a wręcz muzyka. Chciałby kiedyś usłyszeć, jak śpiewa...
Lise miała rację. Sam z siebie Fabien nie ruszyłby się z tyłów. Stałby tak i nawet jedzenia by nie wziął. Drgnął też zauważalnie, kiedy nagle powietrze się poruszyło, a anielica znalazła się przy nim. Jej drobna, ciepła dłoń ujęła blondyna za rękę i poprowadziła w stronę stołu oraz Hanaela.
- Ah... Panienka Liselotte... - Słuch miał bardzo dobry. Kogo raz poznał, potem po głosie nie miał problemów odróżnić od tłumu. Zdążył też w czasie podróży zorientować się, kto jest w szczęśliwej siódemce ochotników. Albo raczej, zdać sobie sprawę, iż kojarzy jedynie eks-Łowczynię, a reszta jest mu niemalże obca. Czuł się przez to delikatnie przytłoczony oraz onieśmielony. Nigdy nie grzeszył nadmierną pewnością siebie. Charakteryzował się pewną płochliwością, zatem gdy anielica zdecydowała się nim pokierować, uczepił jej się niczym kotwicy w tej dziwnej dlań sytuacji. Przysunął się nawet bliżej, kiedy już stanęli, przytulając się lekko do jej ramienia. Puszczając dłoń i biorąc pod rękę, niczym damę. Póki nie musieli nigdzie chodzić, w tej pozycji czuł się lepiej.
- Naprawdę? - Nie podejrzewał jej o kłamstwo. Jedynie wyrażał własne - zgoła pozytywne - zaskoczenie. Za moment Hanael przeczytał wszystkie pary, a Fabien przekonał się, iż istotnie idzie razem z Lise. Uśmiechnął się dziecinnie i niewinnie, od ciepła i lekkiego speszenia dostając jeszcze na policzkach rumieńców. Entuzjazm anielicy, jej wesoły ton oraz sam sposób traktowania Fabiena sprawiał, iż blondyn czuł się niezwykle... miło.
- Bardzo mnie to cieszy - dodał, poprawiając nieco nerwowym ruchem włosy. Miał je wyjątkowo splecione, aby nie przeszkadzały mu w "pracy", długi warkocz opadał na plecy młodzieńca. Niestety, szybko ponownie zamilkł.
Nie umiał zbyt ładnie się wysławiać i nie wiedział też, co powiedzieć w stronę opiekunki lasu. Zatem tylko podziękował za szklankę soku. Trzeba przyznać, że uwielbiał owoce i chociaż chciałby jeszcze poczęstować się zupą - jej przyjemny zapach nęcił go od przyjścia tutaj - nie miał odwagi poprosić. Nie chciał się narzucać, a i tak w torbie ma nieco jedzenia. Wobec tego w milczeniu czekał tylko na ciąg dalszy, słuchając rozmów. Starał się po prostu nikomu nie przeszkadzać swoją osobą.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Elemis z uśmiechem śledziła żywotność swoich braci i sióstr. Poczuła ukłucie w klatce piersiowej. Dawno nie miała z nim do czynienia. W pewnym momencie zdjęła wianek z głowy i ułożyła go na włosach Fabiena.
— Tobie bardziej pasuje — wyszeptała cicho w kierunku młodego anioła. — Mam nadzieję, że przyniesie ci szczęście.  — Zerknęła na Liselotte. Chłopiec był w dobrych rękach, acz odrobinę objawiała się o to, czy poradzi sobie w lesie. Przyłożyła jedną dłoń do serca. Musiała zaufać.
Rozstała się z ich towarzystwem, by poświęcić odrobinę uwagi Urijahowi, które - zgodnie z założeniami Jahleela - stronił do towarzystwa reszty aniołów. Zanim jednak do niego podeszła, dosłyszała Beatrice. Odpowiedziała jej na to powitanie lekkim ukłonem. Dawno nikt nie posługiwał się w jej towarzystwie łaciną.
— Twe towarzystwo nie jest dla nikogo ciężarem, Urijahu — zwróciła się do mężczyzny. Złapała go delikatnie za nadgarstek w celu zademonstrowania, że nie traktuje go jak trędowatego. Przybywanie w tym lesie niegdyś było dla niej formą pokuty i nigdy o tym nie zapomniała. Tak samo Urijah nie powinien zapominać, że miał dom, do którego mógł wrócić, nawet jeśli powrót był dla niego bolesny.  — Każdy błądzi, ale ty odnalazłeś drogę powrotną. Czy to nie jest najważniejsze?
Poluzowała uścisk swoich palców. Prześlizgnęła wzrokiem po okolicy, aż w końcu jej oczy spoczęły na jednym z najstarszych aniołów. Martwiła się o Marię. Nie było jej wśród nich, ale musiała jakoś na to zaradzić.
— Azarelu, czy mógłbyś do nas podejść? — zapytała, a kiedy żołnierz Edenu dostosował się do jej prośby, odezwała się ponownie: — Niestety nasza siostra Maria nie pojawiła się, zatem chciałabym Was prosić, byście tworzyli jedną drużynę, a ja poczekam na nią, gdyby jednak zaszczyciła nas swoją obecnością — zaproponowała, ale nie czekała na odpowiedź obu aniołów.
Odeszła parę kroków i zagwizdała, wtem z pomiędzy cieni drzew wysunęła się postać halli srebrzystej.
— W lesie czeka na was wiele niezależnych ode mnie niebezpieczeństw. — Podniosła głos, by wszyscy obecni ją usłyszeli. Jej dłoń skonfrontowała się z pyskiem stworzenia. — Nie możemy zapomnieć, że jej mieszkańcami są przede wszystkim zwierzęta, dlatego natura da mi znać, jeśli ktokolwiek z was znajdzie się w ogromnym niebezpieczeństwie. Wówczas bezzwłocznie ruszę na ratunek — zapewniła, po czym sięgnęła do grzbietu swojego ukochanego wierzchowca. Ściągnęła z niego proste, wiklinowe kosze. Każdy anioł dostał po jednej sztuce pojemnika na rośliny. — Do wyboru macie cztery szlaki - niebieski, czerwony, żółty i zielony. Drzewa są oznakowane tymi kolorami. Wybór powierzam w wasze ręce. Powodzenia.


ETAP PIERWSZY — DOTARCIE NA MIEJSCE PLANTACJI ROŚLIN LECZNICZYCH


NIEBIESKI SZLAK — czerejka pospolita | giaczanka
CZERWONY SZLAK — nasiona maku | trupi jad
ZIELONY SZLAK — altea | kaukaski granat
ŻÓŁTY SZLAK — dyńki | kwiat luny


Pierwszy etap jest prosty – bez ciągłej ingerencji MG. Decyduje o nim SZCZĘŚCIE.
• W tym etapie wykonujecie dwa rzuty, a w każdej następnej kolejce powtarzacie rzut pierwszy.*
• Pierwszy rzut to wasza wspólna pula punktów (drużyny!). Sumujecie je po każdej odegranej kolejce. Będzie odpowiadała za ilość roślin, które uda Wam się zerwać podczas etapu drugiego. Jedna osoba zbiera jednej rodzaj rośliny, druga drugi. Istnieje możliwość zbierania tylko jednego gatunku. Ustalacie to pomiędzy sobą.
• Drugi rzut ma za zadanie uatrakcyjnić rozgrywkę. Otóż odpowiada za przeszkody, jakie napotkacie podczas swojej podróży po lesie.
• Wybierzcie szlak, którym chcecie podążać.
• Przez cztery kolejki trzeba rozpisać wydarzenie z kostki oraz to, jak się z nim poradziło. Jeśli zapragniecie zacząć piątą, ponownie rzucacie kostką po wydarzenie.
• Kolejność odpisów jaką ustalicie między sobą na samym początku rozgrywki, będzie obowiązywała już do końca misji.  Uwaga! Kolejność dotyczy par. Wy piszecie między sobą, a reszta uczestników misji nie leży w kręgu waszego zainteresowania, gdyż przeczesują inną część lasu. Musicie ustalić kto będzie pisał pierwszy, a kto drugi.
• Od Was zależy ile postów ze sobą wymieńcie. Obowiązkowe są cztery kolejki z obowiązkowym rzutem na wydarzenie.
Termin: 12 maja.


Przeszkody na drodze:
[1], [4] — Na twojej drodze pojawiła się bestia z poziomu łatwego oraz konieczność kolejnego rzutu.

[2], [5] — Na twojej drodze pojawiła się bestia z poziomu średniego oraz konieczność dwóch dodatkowych rzutów.

[3] — Kiedy podeszwy butów raz za razem zanurzały się w ściółce leśnej, a twój wzrok lawirował w poszukiwaniu zagrożenia, dostrzegłeś w trawie coś błyszczącego. W przypadku zignorowania ówże zjawiska - po prostu idziesz dalej, ale gdy zdecydujesz się po niego sięgnąć, pojawia się konieczności ponownego rzutu.

[6] — Ziemia zapadła się po twoimi stopami i wpadłeś w niewielką zapadlinę. Czy upadek spowodował jakieś uszczerbki na twoim zdrowiu? Musisz wykonać dodatkowy rzut kostką!


Opcje na spotkanie zwierząt z poziomu łatwego:
[1] — Dostrzegłeś w zaroślach fenrira. Jego czujne spojrzenie spoczywało na twojej sylwetce, ale nie wykonał żadnego ruchu, by się do ciebie zbliżyć. Kiedy zajrzałeś mu w oczy, z gardła stworzenia potoczyło się charakterystyczne dla jego rasy wyjcie, po chwili zwierzę zniknęło w krzewach. Zostałeś ogłuszony na czas trwania dwóch kolejek.

[2] — Kiedy stawiałeś swoje nogi ostrożnie na ściółce leśnej, zatrzymałeś się nagle, gdyż o to nieopodal znalazłeś zranioną Ikuruę Małą!; jej skrzek dolatywał do uszu z daleka. Kiedy zdecydowałeś się do niej podejść i ocenić jej obrażenia, na ogonie zwierzęcia pojawił się ogień, który niemal natychmiast rozprzestrzenił się po linii kręgosłupa. Uruchomił mechanizm obronny. Musisz to zrozumieć! Jest ranny i przestraszony. Jeśli zdecydujesz się mu pomóc, to na pewno się oparzysz, ale kto wie, może w ramach wdzięczności stworzenie zechce ci towarzyszyć do końca swoich dni. Decyzja zostanie podjęta na samym końcu rozgrywki. Będzie zależna od ilości zebranych roślin!

[3] — Masz pecha! Tuż koło twojego nosa przeleciał barwny motyl, który zwie się Modraszka Trująca. Niestety rozpylił nad twoim policzku pył, w skutek czego skóra został podrażniona. Czujesz jej swąd i walczysz sam ze sobą, by jej nie podrażnić płytkami paznokci. Swędzenie trwa dwie kolejki.

[4] — W oczy rzuciła ci się mała postać usytuowana na gałęzi - Tatria Mała. Szturchasz swojego partnera po plecach, by pokazać mu to urocze stworzenie, lecz ono nagle znika. Wzruszasz ramionami.

[5] — Niczego nieświadomy, idziesz wprost do celu, dopóki nie poczułeś lekkiego uderzenia w kostkę. Spuszczasz wzrok na buty w celu zidentyfikowania tego postnika, ale dostrzegasz zaledwie jasnoszary korpus, który znika w zaroślach - Mitten. Po chwili zdajesz sobie sprawę, że coś jest nie tak. Mięśnie w nodze odmawiają Ci posłuszeństwa. Paraliż zawładnął niemal całą jej powierzchnią, a jego czas trwania to dwa posty.

[6] — Zatrzymałeś się, słysząc hałas. Z nory wybiegła niewielka jaszczura - Ravier. Ni stąd, ni zowąd do ciebie podbiegła, jakby wściekła! Otworzyła swój pysk demonstrując zęby, ale nie zacisnęła ich na twojej ręce, zamiast tego splunęła jadem na skórę i pobiegła w tylko sobie znanym kierunku, gdy znów rozległ się przeraźliwy dźwięk. Twoja ręka została sparaliżowana na trzy posty.

Opcje na spotkanie zwierząt z poziomu średniego:
[1], [3] — O nie, twoja twarz wylądowała w pajęczynie! Czujesz nacięcia na skórze, są płytkie, ale sączy się z nich krew. To jednak nie wszystko! Po chwili wprost na twoją głowę zsuwa się po gałęzi pająk. Jest ogromny, chociaż nie dorównuje dorosłemu przedstawicielowi swojej rasy - ma 1 metr. Tylko stanie bezruchu uratuje Cię przed jego paraliżującym jadem. (Konieczność ponownego rzutu!).

[2], [4]  — Feniks, spłoszony przez odgłos twoich korków, wzbija się w niebo. Nie dostrzegasz źródła ówże hałasu, a dopiero po chwili zauważasz lewitujące w powietrzu pióra. Zapalają się. Uniknąłeś kontaktu z nimi, czy nie? (Konieczność ponownego rzutu!)

[5], [6] — Pokonujesz kolejne metry, aż tu nagle przez drogę przebiega piękny, skrzydlaty koń - pegaz. Unikałeś kontaktu z jego gabarytem czy jego uroda cię oślepiła? (Konieczność ponownego rzutu!).

Opcje na wypadek upadku w zapadlinę:
[1] — Niestety na skutek upadku skręciłeś kostkę.

[2] — Na twoim ciele pojawiły się stłuczenia i zadrapania.

[3] — W próbie złapania równowagi starłeś sobie skórę z łokci i nadgarstków.

[4] — Dzięki niesamowitej koordynacji ruchowej żadna rana nie udekorowała twojego ciała!

[5] — Uderzyłeś się w głowę i rozciąłeś łuk brwiowy. Chociaż obficie krwawi, rana nie jest duża.

[6] — Upadek spowodował zwichnięcie nadgarstka.


Opcje dodatkowe:
[5] — Możesz odetchnąć z ulgą!

[1], [2], [3] — Na skutek konfrontacji ze zwierzęciem została uszkodzona dowolna część ciała w niewielkim stopniu. W przypadku:
— pająka: ugryzienie bez użycia jadu;
— pegaza:  stłuczenie;
— pióra feniksa: niewielkie oparzenie.

[4], [6] — Na skutek konfrontacji ze zwierzęciem została uszkodzona dowolna część ciała w dużym stopniu. W przypadku:
— pająka: ugryzienie z użyciem jadu (paraliżuje całe ciało na okres 2 postów);
— pegaza: złamanie;
— pióra feniksa: oparzenie i przypalanie części ubioru.

Opcje po dostrzeżeniu błysku w trawie:
[1] — Sakiewka z monetami. Między brzęczącymi pieniędzmi znajduje się fiolka płynu odkażającego (3 użycia)!

[2] — Podręczne lusterko w srebrnej oprawie. Gdy je podniosłeś, okazało się, że znajdował się pod nim wielki żuk. Przestraszony owad prysnął parzącym jadem na twoją dłoń i uciekł w trawę. Masz kilkanaście drobnych, acz niezwykle piekących plamek na śródręczu.

[3] — Ptasie jajo. A gdzie są rodzice...? Po dłuższej chwili zdajesz sobie sprawę, że para majestatycznych, ale też podenerwowanych orłów poderwała się z pobliskiego drzewa, mając niekoniecznie pokojowe zamiary względem ciebie i twojego partnera.

[4] — Nabój z pistoletu. To nie wróży zbyt dobrze. A na pewno nie jest nadmiernie przydatne.

[5] — Nóż. Piękny, bardzo dobrze wykonany. Rękojeść przedmiotu zrobiona jest z ciemnego drewna ozdobionego złotem. Z pewnością narzędzie długo ci posłuży i nigdy się nie stępi, a jego niewielkie rozmiary (10 cm ostrze) sprawiają, iż jest niezwykle wygodny do noszenia.

[6] – Zegarek wysadzany szlachetnymi kamieniami. Na dodatek działający! Zaaferowany znaleziskiem, nie zauważyłeś, że leży w kępie trującego bluszczu, w który bezmyślnie wkładasz rękę.

Poziom trudny nie jest uwzględniany [patrz - poziom misji].

Na koniec każdego swojego postu umieszczajcie ten formularz (oczywiście wypełniony!):

Kod:
[b]Rzut pierwszy:[/b] [ilość oczek np. 1]
[b]Rzut drugi:[/b] [ilość oczek oraz ew. uwzględnienie innych rzutów np. 1, 3, 3]
[b]Suma pierwszych rzutów:[/b]
[b]Nazwa rośliny:[/b]
[b]Ilość zebranych przez postać roślin:[/b]
[b]Ilość odegranych kolejek:[/b]



Uwaga! Wszelkie rzuty proszę dokonywać w tym temacie.



*Posty z poglądowymi rzutami Faba.
1, 2.


Ostatnio zmieniony przez Yury dnia 19.04.18 14:24, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Rada była, że jej młodszy kolega nie zaprotestował na nieco autorytatywne zachowanie w wykonaniu Lise. Intuicja podpowiadała jej, że może nawet wręcz powinna sobie pozwolić na tego typy zagrywki, jeśli nie chciała, by Fabien zostawał w tyle za całą anielską grupą. Skoro to wymagało dosłownego prowadzenia za rękę, nie miała z tym absolutnie żadnego problemu. Na moment znalazła się przy nich Elemis, ofiarowując swój wianek. Liselotte odchyliła się odrobinę i zadarła głowę do góry, oceniając uważnie efekt wizualny, po czym skinęła głową w wyrazie aprobaty.
- Mam nadzieję, że przyniesie ci szczęście.
- Z dodatkowym szczęściem czy bez, na pewno spisze się doskonale. I przy tym będzie wyglądał najlepiej z nas wszystkich - dorzuciła lekko żartobliwym tonem. Opiekunka lasu nie musiała lękać się o to, czy blondyn poradzi sobie podczas tej wyprawy, skoro miał takie, a nie inne towarzystwo. Lotte prędzej dałaby sobie oskubać skrzydła niż pozwoliłaby, żeby Fabienowi stała się jakakolwiek krzywda.
- Nie jesteś głodny? - zapytała jeszcze, kiedy Elemis oddaliła się by porozmawiać z pozostałymi pomocnikami, którzy zaczęli powoli organizować się w swoich parach. Za chwilę mieli ruszyć w las, dobrze więc byłoby nie rozpoczynać poszukiwań o pustym żołądku. W końcu im większy obszar zdążą przeszukać póki starczy im sił, tym większe szanse, że zbiorą cały ofiarowywany im przez naturę plon.
Mogli jeszcze zatrzymać się na krótki posiłek lub nie, ale bez względu na tę decyzję, wkrótce nadszedł czas na uzgodnienie, którą ścieżką zamierzają się udać. Początek wszystkich szlaków wyglądał podobnie, jako że każdy właściwie rozpoczynał się od miejsca, w którym się zgromadzili i znikał między drzewami. Co spotka ich dalej - tego nikt nie mógł przewidzieć, a więc wybór był z grubsza losowy.
- Co powiesz na zielony? - zagadnęła lekkim tonem, choć teoretycznie jej kompan na temat kolorów nie powinien mieć zbyt wiele do powiedzenia. Nie chciała jednak pozostawiać go z przeświadczeniem, że jego zdanie nie ma znaczenia przy podejmowaniu nawet tych mniej ważnych decyzji. Skoro dobór szlaku był bardziej kwestią przypadku niż strategii, równie dobrze można było o tej losowości zadecydować wspólnie. W końcu czym to szkodzi?
Kiedy zgodzili się na obranie jednej z czterech dróg, niespiesznie poprowadziła ku początkowi szlaku. Jako że Lise ze względu na swój kompaktowy wzrost nie dysponowała zbyt długim krokiem, a Fabien raczej nie powinien biegać po nieznanym sobie terenie, nie stanowili pary zdolnej do występowania w konkursowym sprincie. Nie prędkość się jednak liczyła, a skuteczność, a przecież idąc z byt szybko można było wiele przeoczyć. Ot właśnie, ledwie weszli dalej w gąszcz i rozmowy pozostałych aniołów nieco przycichły w tle, w polu widzenia Lotte mignął znajomo wyglądający kształt. Zwolniła nieco kroku, spoglądając na najbliższe drzewo, gdzie na jednej z niższych gałęzi przesiadywało maleńkie, podobne do miniaturowej sowy stworzenie. Już miała o nim wspomnieć, a może nawet podejść i przyjrzeć się zwierzęciu z bliska, kiedy pierzasta kulka dostrzegła obserwującą ją blondynkę. Nie zdążyłoby się nawet mrugnąć okiem, kiedy ptaszek zniknął. Można by nawet pomyśleć, że tatrii w ogóle nigdy tam nie było, jednak Lise wiedziała, że ten gatunek przejawia zdolność do przybierania niewidzialnej formy. W końcu jej własna mała towarzyszka, Fuku, też często popisywała się tym numerem.

formularz:


Ostatnio zmieniony przez Liselotte dnia 17.04.18 23:17, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tyle by było z jego solennych zapewnień, iż nie będzie zwracał na siebie uwagi. Strażniczka lasu podeszła, rozwiewając wkoło słodki, kwiatowy zapach. Owiał on postać młodzieńca, za moment łącząc się z delikatnym dotykiem miękkich płatków na skroniach. Chłopak uniósł dłoń, muskając opuszkami wianek. Speszył się lekko, ale skłonił anielicy w ramach podziękowania. Miał nadzieję, że jeszcze nie zdążyła odejść i zobaczyła ten gest. A na pewno stojące obok osoby mogły dostrzec, jak się chłopak czerwieni aż po krańce uszu od komplementu. Za dużo uwagi mu poświęcają. Nie jest przyzwyczajony, całe życie starając się zniknąć i wtopić w tło.
Co prawda zamierzał włożyć kapelusz - uprzednio zdjęty z kultury, kiedy dołączyła do nich obca kobieta - niemniej zdecydował się jednak na razie zostać w wianku, aby pokazać, że docenia ten dar. Za to delikatnie wyswobodził się spod ręki Lise, unosząc dłoń i ostrożnie ubierając słomkowe nakrycie byłej Łowczyni. Jemu na razie jest i tak zbędne, a może przyda się komuś widzącemu, aby osłonić od jasnego światła. Tak przynajmniej myślał, że jest dość jasno, cokolwiek właściwie jasno oznacza. Dla niego to równie abstrakcyjne pojęcie co kolory.
Nie wdrażając się jednak w problemy zupełnie nieistotnej teraz natury, zmieszał się widocznie spytany o jedzenie. Nigdy nie kłamał, ale też nie słyszał, by ktokolwiek inny poczęstował się zupą... Acz całkowicie odmawiać to też jak okazywać brak szacunku względem trudu Elemis... Ale nie chce spowalniać Lise... Wpadł w spiralę grzeczności, w której każde rozwiązanie zdawało się faus pas i kogoś mogło urazić. Na nic zdało się przeświadczenie, że anioły są tak miłe, iż nikogo tak właściwie nie obrazi. Tkwił we własnych domysłach i obawach, nie potrafiąc się rozluźnić.
- A-ah, jak skończymy zbierać zioła, bardzo chętnie się poczęstuję - to chyba możliwie najmocniej neutralne rozwiązanie. Nie będzie nikogo wstrzymywał, ale też nie pogardzi gościną Elemis.
Uśmiechnął się niepewnie na pytanie o kolory. Chociaż domyślał się, że wynika tylko z kultury, wydało mu się niegrzeczne je przemilczeć.
- Zielony to kolor roślin i życia, prawda? To bardzo dobry wybór - chociaż był równie losowy, co każdy inny... I tak pochwalił. Bo wypada. Ale też dlatego, że w pełni ufał Lise, wkrótce okazując to poprzez ufne podążanie z anielicą wybraną ścieżką.
Trzeba przyznać, nie należeli do najszybszych, ale zdawało się, że ruszyli pierwsi. Może więc to, co tracą tempem, nadrobią entuzjazmem i zapałem. Tych im nie brakowało, gdy znikali między drzewami. Podobnie jak zniknęła siedząca na gałązce tatria. Fabien nie był w stanie jej zobaczyć, nie zwróciło więc jego uwagi nic. Do momentu, aż przyjazne stworzonko pod wpływem aury otaczającej anioła nie postanowiło się zbliżyć. Wciąż niewidzialne i ukryte, ćwierknęło cicho, zanim otarło się o kostki blondyna. Anioł zatrzymał się jak wryty.
- Panienko...? - Zaczął, lekko spłoszony. Chociaż nie mocniej niż jest od początku tej całej wyprawy. Weź się chłopie w garść...
- Coś do nas podeszło? - Nie chciał ruszać nogami, aby w razie zwierzaczka nie skrzywdzić. Zatem stał sztywno, czując miękkie pióra na nagiej skórze. - Jakiś ptak? - No proszę, tylko schowali się w krzaki i już zaczynają się bawić z ptaszkiem.

Rzut pierwszy: 1
Rzut drugi: 4, 6
Suma pierwszych rzutów: 3
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 1
Ilość odegranych kolejek:  1
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie sposób było się nie uśmiechnąć na widok zakłopotanego nadmiarem atencji Fabiena. Prezentował w tej chwili obraz absolutnie rozczulający, co pewnie przyznałby każdy, komu akurat zdarzyłoby się nań spojrzeć. Skoro zaś postanowił pozostawić na swojej głowie ozdobę w postaci wianka, a swój kapelusz przekazać niższej anielicy, nie widziała powodów do protestu. Poprawiła go tylko odrobinę, by nie zasłaniał jej oczu i podziękowała cicho.
- Dobry pomysł - przyznała w temacie posiłku. Bez wątpienia Elemis postarała się, by jej pomocnikom niczego nie brakowało, ale może nie wszystko trzeba było spożytkować już na wstępie. Po pokonaniu leśnych szlaków z pewnością będą zmęczeni i zdążą zgłodnieć, a wtedy tym bardziej przyda się coś na ząb. W takim wypadku nie pozostawało już nic innego, jak tylko udać się między drzewa zgodnie z zielonymi oznaczeniami.
Przez kilka pierwszych chwil nie działo się wiele, właściwie tylko napotkanie maleńkiej kuzynki sów można by uznać za przełomowe wydarzenie. Lise była zresztą przekonana, że kiedy zwierzątko zniknęło, musiało uciec gdzieś dalej od nawiedzających las intruzów. Zdziwiła się więc, słysząc zaniepokojenie ze strony swojego kompana.
- Hm? - Oderwała wzrok od kępy krzewów, spoglądając najpierw na Fabiena, a później za jego słowami rozejrzała się po najbliższej okolicy. - Nie wydaje mi s- - urwała, przypominając sobie spotkanie sprzed chwili. Wychyliła się nieco, chcąc dokładniej zobaczyć najbliższe sąsiedztwo ich nóg, jednak nadal nie było nic widać... a nie! Ledwie dostrzegalny ruch ździebeł trawy, który łatwo było przeoczyć, jeśli się nie próbowało go zauważyć. Wystarczało na ostateczny dowód.
- To pewnie tatria mała, podobna do sowy, tylko o wiele mniejsza. Mogą stawać się niewidzialne, dlatego jej nie zauważyłam, ale chwilę temu jedna siedziała na drzewie. Może to właśnie ona - wyjaśniła. Na szczęście nie było to żadne groźne stworzenie, tylko zupełnie nieszkodliwe maleństwo.

formularz:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 9 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach