Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 14.03.17 0:27  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
Aby zająć czymś ręce, a przynajmniej jedną ich parę, nawinął sobie przydługi kosmyk na palec, po czym westchnął ciężko, jak gdyby wykonana przez niego przed sekudną czynność wymagała nad ludzkiego wysiłku. Jego zblazowane ślepia przesuwały się wzdłuż ciała anioła, a na ustach natomiast uformował się zalążek uśmiechu, a raczej jego parodia, przez którą zabolały go mięśnie twarzy. Dawno nie wykorzystywał ją do takich celów, więc dobra mina do złej gry nie wchodziła tym razem w grę. Zatem uniesione ku górze kąciki ust niemal natychmiast wróciły na swoje pierwotne miejsce, a z jego rozchylonych warg uleciało powietrze, demonstrując tym samym jego tymczasową niechęć do konwersacji ze stróżem, ale jak mus to mus... Jego oczy w końcu złapały kontakt wzrokowy z aniołem, upuścił także uniesioną ku górze dłoń wzdłuż ciała, która ostatecznie wylądowała w kieszeni bluzy. Odkrzyknął i przełknął ślinę, by nawilżyć gardło i przynajmniej w minimalnym stopniu naprawić funkcjonalność strun głosowych.
Nie masz ubrań dopasowanych do moich rozmiarów — burknął w końcu, wiercąc się niespokojnie.  — Zresztą... — zawahał się, znów tocząc bezproduktywną walkę ze swoim myślami, którym nie miał siły się przeciwstawiać — .. noszenie ich wszędzie ze sobą byłoby męczące — dorzucił na jednym wydechu, zastępując stwierdzenie „nie jestem tu mile widziany” tym właśnie zdaniem.
Użycie biokinezy w publicznym miejscu w tym wypadku było jednorazowym wyskokiem. Nie miał tego zamiaru powtarzać, co wiązało się z jego rozpoznaniem przez Zastęp bądź jakikolwiek innych starszych od stróż stażem edeńczków, ani tym bardziej nagminnie nadużywać tej formy, by siać zamęt w głowie niewinnego stworzenia jakim niewątpliwie był Antares, pod którym nogi uginały się za każdym razem, kiedy na swojej drodze spotykał przedstawicieli rasy Kota. Zadane mu przez ludzi rany byłby zbyt głębokie i świeże, toteż Rory wątpił, że kiedykolwiek całkowicie się zabliźnią i w efekcie czego się zagoją. Ktoś jego pokroju - z wykrzywionym kręgosłupem moralnym i pozbawionym wszelkich skrupułów - nie był w stanie tego dokonać, mógł co najwyżej zniszczyć hierarchię wartości stróża i zdegradować jego nieskalaną, dobrotliwą naturę. To jednak nigdy nie było jego zamiarem.
Kolejny raz tego dnia jego palce mimowolnie powędrowały do podwójnej blizny na gardle. Wyczuł jej chropowatą strukturę, przyciskając do niej boleśnie place, tym samym wzrokiem uciekając do poruszającej się pod wpływem wypowiadanych przez chłopaka słów grdyki. Dla własnej wygodny i komfortu psychicznego mógł go udusić tu i teraz, i obserwować jak życie z niego stopniowo ulatuje, jak ciepła skóra stopniowo zmienia swoją temperaturę i robi się zimna, nie tylko pod wpływem zbliżającej się nocy. Nawet zrobił kilka kroków w jego stronę, by tym samym zmniejszyć dzielącą ich od siebie odległość i naruszyć przestrzeń osobistą skrzydlatego. Odstęp między ich ciałami mógł wynosić co najwyżej dziesięć centymetrów. Ruairi, dzięki wyostrzonemu zmysłowi słuchu, słyszał delikatne świszczenie oddechu stróża. Mimowolnie przyłożył wolną – w tym wypadku prawą rękę — do szyi anioła, zaciskając na niej tym samym szorstkie palce. Uścisk nie był silny, ale z pewnością wystarczający, by wywołać u czarnowłosego chociażby zalążek napadu paniki. Pochylił się nad nim, czując jak ciepły oddech tego chłopięcia prześlizguje się po jego zimnej skórze. Zadrżał mimowolnie, lecz nie cofnął dłoń. Być może palce mocniej się zacisnęły, nieco ograniczając Antaresowi dostęp do wykonywania tej czynności.
Z pewnością zabrakłoby mi palców we wszystkich czterech kończynach, żeby podliczyć, ile istot żywych zabiła ta ręka, którą cię właśnie dotykam — mruknął cicho, szepcząc te słowa nad uchem stróża. — Nadal chcesz wiedzieć kim jestem, czy to wystarczy, aby zaspokoić twoją ciekawość? A może... dopiero teraz została ona w tobie rozpalona?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.17 21:10  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
W tym czasie anioł mógł się baczniej przyglądać Levovi, znaczy się, Ruairiemu, choć sam nie do końca był pewien czy właściwie wymówił to imię. Zarejestrował poprzednie sięgnięcie w stronę szyi, lecz co wypadało znacząco podkreślić — Antares nie dbał nigdy o to czy Kot ma ochotę z nim rozmawiać, nawet jeśli ten usilnie unikałby tej rozmowy, to pewnie skrzydlaty rozpocząłby temat. Brak wiedzy i świadomość bycia oszukiwanym sprawiła, że pewny grunt osunął mu się spod stóp i teraz nie wiedział na czym tak w zasadzie stoi. Gwoli ścisłości — Antares nie miał pewności już chyba względem niczego. Dlatego też stał jak bryła soli ze skrzyżowanymi ramionami, tak jakby to sprawiało, że udało mu się zachować względny spokój. 
Nie mam — potwierdził Antares niemal od razu. — Nie wiedziałem, że czarny kot-miniaturka, którym się opiekowałem, zmienia się w człowieka, więc niczego nie przygotowałem na tę okazję. — dodał, jakby to miało stanowić stosowne i jedyne właściwe uzasadnienie takiego, a nie innego stanu rzeczy. Nieświadomość anioła stróża można, by uznać za błogie i dostarczającą mu aż tylu wrażeń na raz, wspartą kolejną mieszaniną uczuć i chaosu kotłującego się w jego umyśle. Skinął jedynie na potwierdzenie, że noszenie dodatkowych ubrań byłoby dodatkowym obciążeniem.
Fakty prezentowały się następująco — Antares nie tylko nie czuł się pewnie w obecności ludzkiej formy Kota, ale nie miał choćby najmniejszej pewności do tego co ten może uczynić, a to stanowiło dodatkową dawkę emocji. Ze względu na różnicę wzrostu i nowy, choć poprawniej nieznany aniołowi wygląd wymordowanego uświadomiły brutalnie skrzydlatemu, że nie tylko nic o nim nie wie, ale tuż po gwałtowniejszej reakcji na publiczne obnażanie towarzyszyła mu nie tylko niepewność, ale i zagubienie, które porównać można byłoby nawet do lekkiego zakłopotania. Może nie powinien tego robić. W końcu Kot wcale nie był jego własnością i nie wypadało mu niczego rozkazywać. W zasadzie sama perspektywa tego, że Lev — urokliwy kot-miniaturka wcale nim nie jest, okazywała się dla Antaresa niemal zimnym prysznicem, stąd wrażenie nieswojskości, doprawione nieoczekiwaną szczerością jasnowłosego.
Bezpieczna odległość, skrzyżowane ramiona i względne poczucie zachowania przestrzeni osobistej składały się na to, że Antares zachowywał się w miarę normalnie. Kiedy jednak jego rozmówca postanowił złamać tę niepisaną zasadę w trakcie ich konwersacji — anioł stróż czuł jak wyzwala się w jego organizmie adrenalina, a serce wali jak oszalałe, czego dodatkowym świadectwem był przyspieszony oddech. Względne poczucie bezpieczeństwa pozwalające mu na względnie normalne zachowanie topniało jak śnieg w obliczu bezlitosnego słońca Desperacji. Sytuacja się zmieniła — czuł się w rzeczy samej zagrożony, szczególnie kiedy dłoń znalazła się na jego szyi. Nie wątpił, że Kot potrafi bezproblemowo zauważyć jego przerażenie takim obrotem sprawy. Lęk, który dotychczas był gdzieś z tyłu jego głowy, rzucając mu świdrujące spojrzenie, dostał zielone światło na wdarcie się do całego jego umysłu, skażając go odruchem paniki i wypierając racjonalizm, okrywając go w całości i obdarowując tym samym sparaliżowaniem ze strachu. Anioł stróż wyraźnie zbladł, a o ile dotychczas zadzierał głowę, chcąc nawiązać z Ruairim kontakt wzrokowy, to teraz ją nieco spuścił, a spojrzenie wielkich oczu zatrzymał na granatowej bluzie, którą wcześniej miał na sobie, więc jego kotek-miniaturka był... Mordercą, lecz on sam wiedział, że to słowo nie przeszło mu przez gardło. Po plecach przebiegły mu zimne dreszcze.
Dlaczego? Jesteś jednym z nich? — mruknął bardzo cicho, niepewnie i może nieco drżącym głosem, przez zaciśnięte niemal boleśnie gardło. Może i zabrzmiałoby to dość absurdalnie dla osoby trzeciej, to dla samego Antaresa taki rachunek wydawał się w obliczu strachu i paniki, jakoby prostym dodaniem dwa do dwóch. Nie, żeby jakiś mały, upiorny głosik nie podsuwał mu myśli, że żałośnie tutaj umrze za swoją całodobową i wieloletnią naiwność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.17 22:18  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
— Jesteś jednym z nich?
Pytanie zawisło na chwilę w powietrzu i odbiło się rykoszetem od czaszki Wymordowanego, do którego ich sens doszedł z opóźniłem i sprawił, że na chwilę zastygł bez ruchu, wbijając zaspane, odseparowane od emocji spojrzenie w profil stróża. Chcąc się upewnić, że ma w tym momencie do czynienia z tą samą osobą, która już dawno powinna zdać na nie odpowiedzi, pomimo tego, że postawiła przed imieniem swojego kota znak zapytania.
Ostatecznie Ruairi zagregował ze sporym opóźnieniem, a ówże reakcje była bardzo spontaniczna i odruchowa - skwitował jego obawę krótkim, nieudolnym śmiechem, który szybko został przerwany, do czego w głównej mierze przyczyniły się zdrętwiałe mięśnie twarzy. Nieużywane do tego celu przez długi okres czasu, zabolały przez nagłą aktywność swojego właściciela.
Antares naprawdę sugerował mu przynależność do sekciarskiego ugrupowania? Najprawdopodbniej w innej sytuacji - Ruairi pozbawiony kompletnie poczucie humoru - potraktowałby tę insynuację jako żart sytuacyjny, jednakże aniołowi w tym momencie było daleko do stanu rozbawienia, czy jakikolwiek pochodnego do niego, czego Wymordowany był świadom. Zresztą trudno było mu się w tej materii dziwić. Nie na co dzień właściciel zwierzęcia, dowiaduje się, że ówże stworzenie nie jest tym, za kogo się go miało przez okres wspólnie spędzonych pięćdziesięciu lat.
Nie jestem — wychrypiał, by zwiotczyć wszelkie wątpliwości, które zapewne zagościły w umyśle stróża. — Bycie fanatykiem religijnym musi być męczące, a jak dobrze wiesz – unikam wysiłku.
Owszem - przed kilkunastu laty należał do organizacji, jednak bezwątpienia nie był to Kościół Nowej Wiary. Nie traktował aniołów jako swoich wrogów publicznych numer jeden, a gdyby tak było, Antares już dawno skończyłby z poderżniętym gardłem bez uprzedniej możliwości uratowania swojego życia. Zresztą, co tu dużo mówić, przez swój leniwe usposobienie, Ruairi nigdy nie bawił się w podobne kurtuazje, których dowodem były rozsypane blizny po ciele anioła, praktykowane wśród wyznawców Ao.  Maltretowanie swojej ofiary przez liczne tortury nie sprawiało mu radości, czy chociażby zalążka satysfakcji.  A jeśli już musiał to robić, np. w celu wydobycia z kogoś ważnych dla niego informacji, nie przeciągał tego w nieskończoność, wyznając zasadę, że jedzeniem się nie bawi.
Rozluźnił uścisk na anielskiej szyi, jednym z palców ostatni raz zahaczając o drżącą grdykę. Westchnął ciężko.
Powoli kończył mu się czas. Nie miał zamiaru kosztem utarty następnego zmysłu, przez kolejne pół godziny stać przed Antaresem tak, jak go ten jego Bóg stworzył – o ile jego istnienie samo w sobie nie było mitem. Odebranie Ruairiemu możliwości rozpoznawania smaków, było w tej materii największą z możliwych kar, którą najprawdopodobniej zapamięta do końca swojego życia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.17 1:15  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
Śmiech był czymś czego spodziewający się wręcz najgorszego anioł stróż nie oczekiwał — zaskutkowało to lekkim rozrzedzeniem atmosfery i zbiciem Antaresa z tropu, poniekąd przez jego zainteresowanie tym nieznanym sobie dźwiękiem. W zasadzie doklejenie Ruairiego do sekciarskiego ugrupowania zdawało się odruchowe, bo i sam skrzydlaty nie znał organizacji istniejących na Desperacji, na którą od czasu do czasu zapuszczał się w towarzystwie swojego kotka. Poza tym, że przebywał na bezkresie jego znajomość o tym terenie nieznanym była w rzeczy samej znikoma i nie można się temu w żaden sposób dziwić. Jego ciekawość odpłaciła mu się niewybrednym spotkaniem w przeszłości, a on sam wyciągnął wnioski z tej lekcji i nie wykazywał się taką naiwnością czy gotowością iść w nieznane.
Antares obawiał się w pewien sposób mniej lub bardziej widoczny odpowiedzi, która mogła paść z ust Kota, choć w tych warunkach można było czytać z anioła niczym z otwartej księgi i bez wątpienia Wymordowany nie miał z tym najmniejszego kłopotu — wszystkie emocje unaocznione na pobladłej twarzy skrzydlatego. Kiedy nareszcie usłyszał zaprzeczenie, które rozwiewało wątpliwości, zdawać, by się mogło, że rosnący niepokój opadł niczym kurtyna na deski teatru, a ciemnowłosemu wyrwało się westchnienie pełne ulgi. Rozleniwienie Ruairiego było mu powszechnie znane — sam się po części do takiego stanu rzeczy przyczynił, ale czy powinien mu do końca ufać, skoro ten oszukiwał go przez dobre pięćdziesiąt lat? To było coś co musiał mieć od teraz stale na uwadze, tak jak to, by nie zapuszczać się na pustynię samotnie i na własną rękę.
Ruairi — wymamrotał niezbyt pewnym głosem, wciąż wymawiając ten jeden wyraz z sumą słyszalnych wątpliwości, robiąc na moment pauzę, jakby w oczekiwaniu aż Kot zabierze rękę od jego szyi. Skrzydlaty liczył między innymi na to, że przez to jego strach i sparaliżowanie pozwoli mu na względne funkcjonowanie. Fakty nadal pozostawały niezmienne, gdyż Antares nie bardzo wiedział co ma myśleć. — Nie powiedziałeś dlaczego… — dodał, choć w zasadzie sam nie wiedział czy chce znać dokładną odpowiedź. — Powiedziałeś, że byłeś mordercą… — urwał, tak jakby dalsza część tych słów, które chciał wypowiedzieć nie przeszła mu przez zaciśnięte gardło, ale z drugiej strony istniała możliwość, że Kot nie zdobędzie się przy nim na większą szczerość. — Po prostu… chcę wiedzieć więcej. — Jednakże słowo chcę było w tym układzie bardzo płynne. Może lepiej byłoby dla Antaresa, gdyby nie naciskał i nie wchodził w coś co może wywołać jeden charakterystyczny dźwięk.
Nie dało się ukryć, że tak niewielka odległość między nim a Ruairim stanowiła dla niego pewnego rodzaju problem — nie czuł się ani pewnie, ani właściwie. Strach, który stale mu towarzyszył wbrew wszelkim przytłaczającym go pozorom zdawał się z wolna przeistaczać w pewne oswojenie z nową sytuacją. Nie należało liczyć, że anioł od razu przytuli się ze swoim wieloletnim lękiem jak z najlepszym przyjacielem, ale wymagało to czasu, sporo czasu i poświęcenia swoich nerwów. Wciąż miał przyspieszony, płytki oddech, a serce niezmiennie waliło mu młotem, choć to drugie nieco osłabło.
Dlaczego tak właściwie zmieniłeś się w człowieka, wiedząc doskonale, że boję się takich jak ty? — zapytał nieśmiało i sztywno, tak jakby struny głosowe nie chciały z nim współpracować i tak też było w rzeczywistości, robiąc pół kroku w tył, tak jakby to miało poprawić nieco jego sytuację. Opuścił ręce dotychczas zaciśnięte w skrzyżowaniu do tego stopnia, że zdążyły mu zdrętwieć i dopiero teraz dotarło do niego to nieprzyjemne, bolesne uczucie. Podniósł nawet na niego wzrok pełen mieszanych emocji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.17 19:30  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
Znów westchnął ciężko, słysząc wyraźnie drżenie w tonie głosu swojego właściciela, który bynajmniej nie wyglądał na kogoś, kto chciał usłyszeć całą prawdę, a Kot w jego aktualnym stanie nie miał zamiaru udostępniać mu takowych informacji. Był blady i trząsł się jak osika.
Wcale nie chcesz wiedzieć więcej—  sprostował, ziewając. Jego dłoń nie zetknęła się z ustami, by przynajmniej częściowo zakryć ten gest. Przebywanie w kociej skórze niemal non stop od tylu lat doprowadziło do zatarcia się granic przyzwoitości, przez co utracił na rzecz zwierzęcych odruchów ludzkie przyzwyczajenia. — Cały się trzęsiesz, a nadmiar stresu może doprowadzić w skrajnych przypadkach do utraty przytomności. Chyba nie chcesz, bym skradł ci dziewiczy pocałunek za pomocą metody usta-usta...
Tym razem utkwił wzrok na poziomie klatki piersiowej Antaresa. Unosiła się i upadała w nieregularnych odstępach czasowych, czego bezpośrednią przyczyną był ciężki, chwilami świszczący oddech. Anioł był wystarczająco zestresowany. Gdyby Rory dostarczył mu całą prawdę, nie zminimalizowałoby to jego aktualnego stanu. Wręcz przeciwnie. Mógł nawet dostać zawału, czego sam sierściuch wolał uniknąć. On nie był gotowy, by jawić czarnowłosemu całą prawdę i właściciel tajże czupryny nie był gotowy by ją usłyszeć. Musiał się z tym przespać i… Brawo, znów szukasz wymówek. I tak wszyscy wiedzą, że robisz to dla własnego komfortu psychicznego. Nikogo nie oszukasz.
Wykrzywił usta w krzywym grymasie, by tym samym skomentować własną myśl, która ukształtowała się w głowie. Anioła mógł okłamywać do woli. Samego siebie nie oszuka. Nigdy. Rzeczywistość pokaże mu środkowy palec w najmniej oczekiwanym momencie, tym samym zdradzając stosunek przeklętego do całego świata.
W domu? — zapytał, przenosząc spojrzenie na wykrzywioną w grymasie twarz anioła. — To nie był efekt zamierzony — udzielił mu pośpiesznie odpowiedzi.  — Nawet nie zauważyłem, kiedy faktycznie się w niego zmieniłem. — Wzruszył obojętnie ramionami, bo taka właśnie była prawda. Głód i potrzeba sięgnięcia po chipsy w tej materii była silniejsza. Co prawda mógł zarzucić aniołowi, że sam był sobie winny, ale teraz to nie miało już żadnego znaczenia. Prawda wyszła na jaw. Musiał zatem stawić jej czoło. Stróż również.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.17 17:05  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
W rzeczy samej ciemnowłosy w obecnych warunkach nie zaliczał się do osób, które mogłyby zbyt wiele mocnych informacji przyswoić, czego sam Antares był świadom. Nie mógł jednak nic sensownego zaradzić na to, że lęk i strach brały górę nad zdrowym rozsądkiem, te jakoby rządziły się własnymi prawami, przewyższając Anioła Stróża. Nie chciał również stracić okazji na to, by się tej prawdy móc dowiedzieć,  gdyż miał na uwadze fakt, że Ruairi, którego dotychczas przez minione pięćdziesiąt lat nazywał Levem i swoim kotkiem, znając życie pewnie nie prędko da się zagonić w przysłowiowy kozi róg, by następnie zostać zmuszonym do wprowadzenia skrzydlatego w to kim był i czym się zajmował... Wiedział czym się zajmował, nie znał jedynie powodu, który w tym miejscu odgrywał bez cienia wątpliwości znaczącą rolę.
Chcę wiedzieć — zaprotestował stanowczo z lekką nutą złości, tym, że Kot ignoruje jego wcześniejsze zapewnienie, przebijającą się w międzyczasie, kiedy uczłowieczony Kot ziewał sobie w najlepsze. Następne słowa, które raczył wypowiedzieć właściciel jasnej czupryny totalnie anioła wybiły z rytmu, przyprawiając go o jeszcze większy mętlik w głowie niż dotychczas na linii kot-zmieniający-się-znienacka-w-człowieka i zasugerowania metody usta-usta jako sposobu na skradnięcie wspomnianego dziewiczego pocałunku. Na bladej, zdziwionej tymi słowami twarzy Antaresa pojawiły się niekontrolowane rumieńce, jakby ich znaczenie było co najmniej niewłaściwe, a on sam odwrócił się wyraźnie zażenowany tą śmiałą propozycją, którą to właściciel czarnego, małego kotka nie spodziewał się od tegoż uczłowieczonego w tym momencie zwierzątka usłyszeć. Nigdy.
Finalnie Anioł Stróż prychnął, stojąc względem rozwydrzonego Kocura bokiem, ręką zakrywając sobie lewy policzek, tak jakby miało to pomóc w zniwelizowaniu irytującego zawstydzenia przez ten niestosowny pomysłu, na który nie odpowiedział nic innego. Na moment nawet strach wynikający z rozmową i niezbyt wielką odległością od człowieka został zrzucony z piedestału, co przyczyniło się do lekkiego wyrównania oddechu u anioła. Zdumienie Antaresa wymieszane zostało bardzo dokładnie z zawstydzeniem, bowiem co było logiczne żaden właściciel swojego pupila nie mógł oczekiwać takiego oto tekstu na dzień dobry.Zerknął na Kota wzrok unosząc z ziemi powoli budzącej się do życia, w której utkwił swoje spojrzenie. Tak, to, że nie był świadom zmiany było widoczne na pierwszy rzut oka, a Antares mimo przerażenia i wbijania się plecami z zimną ścianę w efekcie najedzenia się strachu, pamiętał tę dość nieudolną próbę łaszenia się do swojej nogi, która była dodatkowym powodem do jego poprzedniego ataku paniki. 
Nie do końca chodziło mi o tamtą sytuację, a dokładnie o tą. Tutaj zmieniłeś się raczej świadomie... — odpowiedział cicho anioł, nadal próbując zażegnać swoje zmieszanie całym zajściem z tym bezpośrednim Kocurem, pozbawionym jakiegokolwiek poczucia przyzwoitości i wyczucia, który na domiar złego stanowił dodatkowo powód wyciągania na wierzch ciągle żywych demonów przeszłości. — Nie rozumiem tylko dlaczego. — dodał, jakby tym właśnie zdaniem uściślał co ma na myśli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.03.17 0:17  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
W jego głowie kształtowała się odpowiedzi - było w niej pełno wyszukanych kłamstw, które w tym momencie wydały się jednym, rozsądnym wyjściem z tej podbramkowej sytuacji. Antares naciskał, chociaż nie powinien. Nadal nie oswoił się z rewelacjami dzisiejszego dnia, czego pokazem było uznanie kota z bezbronne stworzenie. Już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął... głos ugrzązł mu w gardle i nie tylko on. Serce załomotało boleśnie w piersi, a przez ciało Wymordowanego przeszły dreszcze – najpierw jeden, potem drugi, a następnie pięć kolejny. Trząsł się prawie tam samo jak stróż. Odcień jego skóry zmienił się - pobladł jeszcze bardziej. Nie mógł złapać oddechu, zresztą miał wrażenie, że w gardle utknął mu kanciasty kamień, który w tym wypadku podziałał jak korek. Po chwili zakrztusił się powietrzem i zakaszlał sucho. Zacisnął mocno zęby na wardze, by nie wydać z siebie żadnego niekontrolowanego dźwięku. Paliło go w przełyku. Posiniał cały, a właściwie to poszarzał.
Odsuń się — rzucił na wydechu. W tym momencie był zagrożeniem dla swojego właściciela, choć nigdy nie miał zamiaru zrobić mu żadnej krzywdy. Nie miał jednak gwarancji, że nie straci kontroli nad swoimi ciałem. Wirus X w tej materii był nieobliczalny. Wzrok kota mówił sam za siebie. Nie należał do niego. Był obcy. Paliła się w nim furia.
Kościste palce znów znalazły się na poziomie gardła. Przyłożył je do szpetnej szramy na szyi, która w tej chwili odznaczała się jeszcze bardziej i odetchnął płytko, nierówno, starając się tym samym złapać oddech. Powietrze wypadało z jego ust ze świstem, ale nie gromadziło się w płucach, przez to też ciśnienie spadło drastycznie. Słyszał charakterystyczny szum w uszach, jakby z drugiego końca ogrodów nadlatywało stado szerszeni i momentalnie zrobiło mu się słabo, niedobrze. Zachwiał się, kucnął, opierając policzek o metalową konstrukcje ławki. Jednak chłód jaki poczuł nie przyniósł mu ulgi. Wręcz przeciwnie - zacisnął palce na przełyku, dławiąc się powietrzem.
To był sygnał ostrzegawczy. Kończył mu się czas w humanoidalnej postaci. Stąd te duszności i trudności w poprawnym funkcjonowaniu, a może powinien to potraktować jako karę boską za doprowadzenie stróża do stanu zawstydzenia?
Wydał z siebie bełkotliwy, przeciągły warkot, który po chwili przekształcił się w głębokie i chrapliwie mruczenie. Ten dźwięk z pewnością nie był w stanie wydostać się z krtani człowieka. Ta należąca do Rory'ego zwężyła się i znacznie się zacisnęła. Zresztą nie tylko ona - jego sylwetka po chwili zaczęła się kurczyć, skóra natomiast pokryła się czarną, lśniącą sierścią, co mogło znaczyć tylko jedno – wrócił do swojej biokinetycznej formie.
Przez krótką chwilę szamotał się w wielkiej rozmiarowo bluzie swojego właściciela, by po chwili znieruchomieć. Będąc poprawie politycznym - zasnął. Ot, po prostu. Skończyła mu się energia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.17 2:34  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
To jak zmienną huśtawkę emocjonalną w dotychczasowej spokojnej dwustuletniej egzystencji zapewnił skrzydlatemu Kot nie mieściło się wręcz w granicach pojmowania. Utrzymywanie Anioła Stróża w pełnej nieświadomości o swojej prawdziwej tożsamości i niemalże całodobowe przebywanie w formie uroczego, słodkiego kotka uśmierciło kompletnie jakąkolwiek czujność, a tym bardziej możliwość postrzegania go w inny sposób okazywała się w praktyce bardzo ograniczana. Niezbyt umyślne ujawnienie prawdy nawet w tak nieprzyjemnych i częściowo traumatycznych dla Antaresa okolicznościach nie pozbawiło go poczucia troski o czarne, miniaturowe stworzenie, za które na przestrzeni minionych pięćdziesięciu lat był odpowiedzialny, obdarzając je nie tylko troską, ale i pełnią swojej anielskiej uwagi. Nie brał najpewniej aż tak poważnie pod uwagę, że Kot jest lub był mordercą, a choć sama ta myśl przyprawiała go zimny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, to umysł wstrząśnięty mętlikiem nie do końca zdawał się przyswajać tę informacje, tak jak i natłok innych wrażeń.
To co działo się jednak z Kotem przyprawiło w początkowej fazie Antaresa o zaniepokojenie, które wyparło z jego twarzy wcześniejsze rumieńce o wiele skuteczniej niż ta marna próba zakrycia dowodu na zawstydzenie przez Ruairiego. To prawda, sytuacja, w której znajdował się sam na sam z Wymordowanym wciąż sprawiała, że drżał na całym ciele, jednak zauważenie czegoś podobnego u swojego spokojnego rozmówcy jedynie wzmogło jego obawę, że dzieje się coś niedobrego. To z kolei sprawiło, że mimo swojego lęku przed stycznością z ludźmi, zaczął się o Kota martwić. Nic więc dziwnego, że w pierwszym odruchu wykonał krok w jego stronę i dopiero jasna komenda sprawiła, że się zamarł w bezruchu.
Ale… — Chciał od razu zaprotestować, ale ostatecznie zamilkł, obserwując wszystko z niepokojem, obejmując swoje ramiona niemal w taki sposób, jakby było mu zimno. Znowu wlepił w Ruairiego przerażone spojrzenie oczu wielkich niczym młyńskie koła. Ponownie zwrócił uwagę na bliznę na szyi Wymordowanego, ale stał niczym słup soli, czując jak mieszanina zaniepokojenia i lęku o zdrowie, a może nawet i życie tegoż jegomościa przyprawiała go o same potworne myśli.
Kiedy jednak nieoczekiwanie Wymordowany ponownie przybrał biokinetyczną formę wyrwał z marazmu Anioła Stróża, który od razu zniwelizował dzielącą ich odległość, byleby uniknąć sytuacji, że jego podopieczny zrobi sobie krzywdę lub cokolwiek gorszego w zdecydowanie za dużej bluzie. W momencie, kiedy jednak kot przestał się w jej środku szamotać w jego głowie zapaliła się czerwona lampka, tak jakby obawiał się najgorszego z możliwych scenariuszy, lecz kiedy chwilę później wydobył śpiącego smacznie kota miniaturkę. Odetchnął z wyraźną ulgą, gładząc drugą ręką po miękkiej sierści zwierzaka i oparł się plecami o ławkę, uspokajając oddech, który nie wiedząc kiedy zdążył mu przyspieszyć tak okropnie. Dopiero gdy jako tako uspokoił swój organizm, złapał swoją bluzę, na której wierzchu umieścił kota-miniaturkę, by następnie skierować się do domu.


// 2x zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.10.18 12:13  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
Dzięki Nathowi jego strój znów zaczął skrywać jego prawdziwą tożsamość. Teraz, mogąc w pełni "wczuć" się w nową rolę Masakiego, już nie Lena, android był odrobinę zagubiony. Wiedział jak się zachować, wiedział co robić, ale... Jego system nie był w stanie tego ułożyć. Nieważne jak mocno próbował zakłamać swoje dane, czuł wagę metalicznego szkieletu, czuł brak ciepłej krwi płynącej w jego żyłach, nie czuł bólu, nie posiadał tych samych zmysłów. Może i był Masakim, ale wciąż był też Lentarosem. Nic sie nie zmieniło.
Ale zarazem czy zmieniło się wiele...?
Lentaros postanowił powrócić do labiryntu, ostatniego miejsca gdzie egzystował jako właśnie Lentaros, nie Masaki. Stąpając pomiędzy krzewami nie potrafił zauważyć różnicy. Nie czuł tego inaczej. Nie widział inaczej.
Więc jak ma to zrobić? Jego kroki pociągnęły go aż do sporej altany, znajdującej się w centrum ogrodu, po wyjściu z labiryntu. Maszyna zatrzymała swoje kroki, splatając dłonie za plecami. Pozbawiony swojej głównej broni, pozornie bezbronny. Jego puste spojrzenie wbijało się w dal przez chwilę, by następnie powoli zjechać w dół, na podłoże pod jego stopami. Nic się nie zmienia. Nie ma żadnej refleksji na temat samego siebie, nie czuje tego miejsca w inny sposób. Nie posiada innych "myśli" niż dotąd. Nic się nie zmieniło.
Więc co powinien zmienić, by być Masakim, nie Lentarosem?
Być może pierwsza rzecz jaką może zmienić właśnie się objawiła przed jego wzrokiem. Jego pajęczyca, Mira, postanowiła nie czekać więcej na swojego Pana i znalazła go. Android był w stanie rozpoznać na jej otworze gębowym resztki zaschniętej krwi, acz dość świeżej. Chyba jadła coś zanim tu przybyła. Oby nie żadnego z aniołów, to byłoby... Niezręczne.
Pierwsza zmiana zatem! Zachowanie. Zamiast patrzyć na pająka z góry, zimnym spojrzeniem, maszyna uklęknęła przed nią i wyciągnęła dłoń w jej stronę. Początkowo pająk zareagował strachem, cofając się od gestu maszyny. Widząc jednak że ta nie wydaje sie chcieć wykonać żadnego, negatywnego gestu, Mira zbliżyła się ponownie.
I otrzymała miły, na tyle na ile android umiał przyjemny gest pocierania jej głowy. Unikał dotykania oczu i oczodołów, to z pewnością byłoby nieprzyjemne dla zwierzęcia. Ten gest jednak wydawał się być przyjemny dla jego pajęczycy, co wywołało pozytywny zapis w jego pamięci. Musi pamiętać o tym, by od czasu do czasu zwyczajnie... Być miłym dla Miry, która wykazuje bezpodstawne posłuszeństwo po tym jak wyciągnął ją z opuszczonego magazynu. Takie samo, jak on wobec Nathaira.
Tak... Jest w stanie ją zrozumieć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.18 14:55  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
Odkąd przybrał te marne, ludzkie ciało, odczuwał czasem potrzebę wyjścia gdzieś na zewnątrz, niezależnie od pogody. Jako świetlisty byt po prostu istniał w Królestwie, piękno świata nie docierało do niego w ten sam sposób, w jaki robiło to teraz. Przez większość czasu przebywał zresztą tuż przy Stwórcy, którego światło wszystko opromieniało, oślepiając, wywołując osobliwe uczucie, którego nigdy już po jego zniknięciu nie doznał. Obserwując z góry zniszczoną planetę nie widział już tego samego co wcześniej, nie tylko z uwagi na fakt, iż drastycznie zmieniły się jej tereny. Po raz pierwszy widział coś innego niż światłość, która niegdyś przenikała całe Niebo, zmieniała postrzeganie rzeczywistości. Kiedy widoki poszarzały, Ziemia nie wydawała się tak paskudna jak wcześniej.
Założył płaszcz nim opuścił dom. Parę razy przekonał się, że powłoka, w którą został wciśnięty, choruje równie często i z taką samą mocą co normalni śmiertelnicy. Gryzło to jego dumę, w końcu był znacznie wyżej niż ludzie i ludzkie zwierzęta, posiadacze duszy i ci, którzy już ją utracili. On sam był duszą. Czymś w tym rodzaju. Duchem, tchniętym do życia przez Najwyższego. Sam jednak zrzucił na siebie ten los, kiedy postanowił odstąpić od Tronu i dotknąć stopami podłoża zniszczonego kataklizmami. Sam też zgodził się ostatecznie przyjąć taką formę jak inni aniołowie zesłani na dół. Pozostawało mu jedynie bronienie się przed zarazkami, przewianiem (tak, władcę wiatru też mogło przewiać) i ogólnymi czynnikami prowadzącymi do zarażenia. Nawet starał się nie opuszczać bez potrzeby Edenu. Do Miasta nie miał co się zapuszczać, a na Desperacji chciałby zrobić rachunek sumienia każdego otaczającego go stworzenia. Bezduszni grzeszyli najbardziej. Mieli rozum, którego nie chcieli najwyraźniej używać, odwracali się plecami do religijności albo tworzyli bluźniercze organizacje czczące fałszywych bogów. Wszystkich ich miał ochotę przechrzcić w ogniu i ukarać, ale było ich tak wielu, a zasady i sumienie nie pozwalało ich krzywdzić.
Kręcił się trochę po labiryncie, przyglądał roślinom w ogrodzie. Jeszcze trochę i posną, na parę miesięcy zamierając niemalże całkowicie. A potem znów eksplodują życiem, rozpoczynając nowy cykl, prężąc się do słońca, przymilać do dłoni ogrodników, oszałamiać zapachem i wyglądem. Wszystko powoli szarzało, a umysł Tronu dźgało równie szare uczucie. Znowu napadła go ta dziwna pustka, wyrzuty, że nie czeka na swoim miejscu w Królestwie, że zamiast szukać Jasności wlazł w jakąś zapadłą dziurę, gdzie na pewno Go nie było. Czy w ogóle mógł jeszcze gdzieś być? Słuchał jeszcze ich pokornych próśb i smętnych zawodzeń? Zniszczył ulubiony ze światów, a swoich pomocników zostawił bez wieści. Może jednak zamierzał wrócić, skoro nie potraktował Nieba tak samo jak Ziemi?
Zatrzymał się w pobliżu altany, zauważając dwie żywe istoty. Nie anioły, poznałby ich od razu. Każdego starał się znać choćby z widzenia, a większości poznał imiona ze spisów czy rozmów. Każde z sześciu skrzydeł poruszyło się lekko i zaraz znów zostało przyciśnięte do pleców. Anioł zbliżył się, czarne oczy z obwódkami niczym rtęć obserwowały klęczącego mężczyznę.
- Piękne stworzenie - odezwał się spokojnie, ignorując krew. Zwierzęta też musiały jeść. A jeśli Mal'akh usłyszy, że zaginęło jedno z ptactwa niebieskiego czy rzadki okaz edeńskiej fauny, będzie wiedział jakiej pary ma szukać. Utrzymał dystans, dłonie skrzyżował w nadgarstkach za plecami. Przymykając powieki, uniósł głowę, oczyszczając głowę ze smętnych myśli o Stwórcy. On na pewno tam gdzieś był. W końcu jest wszędzie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.18 22:51  •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
Moment wiązania się z jego zwierzęciem został niestety przerwany przez niespodziewanego gościa. To było do przewidzenia, w końcu to miejsce wyglądało jak odwiedzane przez mieszkańców Edenu, więc oczywistym było że długo nie pozostanie sam. O ile mężczyzna - bo taki głos zarejestrował - nie wyglądał na skradającego się gdy maszyna zwróciła ku niemu spojrzenie, tak jednak jego przybycie było zaskoczeniem, dla obojga. Reakcji Miry była początkowo negatywna. Stworzenie wyrwało się spod gestu maszyny i stanęło przed nią, wydając przenikliwy, nieprzyjemny dźwięk przypominający skrzek, poruszając swoimi żuwaczkami i uderzając dwoma, przednimi odnóżami o podłogę, chcąc odgonić nieznajomego.
- Mira, spokojnie. On nie ma złych zamiarów. - Dłoń maszyny powiodła za jego spojrzeniem do głowy stworenia, gładząc jej sierść łagodnie wzdłuż włosia kilka chwil, aż w końcu maszyna uniosła się na równe nogi. Pająk zaprzestał swoich negatywnych gestów i wycofał się za maszynę.
- Większość osób nie nazwałoby jej piękną. To stworzenie powstało w wyniku mutacji, nigdy nie powinna być tak wielka. A jednak jest tu, taka jaka jest. Tak jak i Ja. - Uniósł spojrzenie z powrotem na mężczyznę, przyglądając się mu. Nie wyglądał na osobę jaka ukrywa swoją anielską naturę, dostrzegał bez problemu skrzydła wystające zza jego pleców. Czy mógł określić czym konkretnie jest? Nie. Był tworem nadnaturalnym, czymś co logika systemu komputerowego nie jest w pełni w stanie pojąć.
- Mam nadzieję że nie przychodzisz poszukując stworzenia jakie zabija Edeńską faunę. Nie wiem czy coś takiego faktycznie się dzieje, ale ona przyszła tu za mną stosunkowo niedawno. - To była pierwsza sugestia jaką jego system odnalazł w swoich zasobach, kojarząc zaschniętą krew z ewentualną, niestandardową fauną Edenu. Według jego informacji, anioły starają się utrzymać swoje specyficzne gatunki i strzec ich przed wyginięciem na ile to możliwe. Chwalebne, lecz może to być trudne w wypadku mniej bezpiecznych gatunków. Z tą myślą pojawiła się sugestia że Mira mogła zabić jedno z takich stworzeń, i to był jeden ze strażników tej fauny, poszukujący zabójcy.
Był gotów jej bronić, acz miał nadzieję że do tego nie dojdzie.
Czy nieznajomy mógł rozpoznać od razu kim Len jest? Jego ubiór był ponownie schludny i cały, więc nie miał odsłoniętych, widocznych braków skórnych. Jego głos był tak samo neutralny i standardowy, podobnie jak wyraz twarzy, ale tacy ludzie tez istnieją, prawda? Zimni, wyrachowani, rzadko okazujący emocje. Len po prostu wpisał się w stereotyp takowych.
Lub może wydać się osobą jaka próbuje zachować się bezpiecznie wobec nieznajomego. Też brzmi standardowo na gościa nie zamieszkującego Edenu, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Altana - Page 7 Empty Re: Altana
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach