Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Dziewczynka wsłuchiwała się w słowa Nobu, badając opuszkami palców strukturę jego skóry. Była miękka i miła w dotyku, nie licząc miejsce, gdzie pojawiły się stworzone przez słońce defekty w postaci czerwonych plam. Omijała je, jakby w obawie, że zarazi się tą tajemniczą chorobą. Po tym, jak Neely poruszył kwestię demonów z ust dziewczynki wyswobodził się spazmatyczny oddech, wycofała ręka jak oparzona, a z drugiej wypadał woreczek, gdyż lniany materiał wysmyknął się z pomiędzy jej palców. Jej piwne oczy urosły do rozmiaru spodów i zaszkliły się od łez.
— Demony nie są wrażliwie na słońce, ja jestem — powtórzyła na wydechu, przykładając rączkę do swojego serca, które biło mocno. Przycisnęła jedną dłoń do ust, by zdławić wytworzony w gardle krzyk, po czym rozejrzała się nerwowo po okolicy, w celu odnalezienia ewentualnych świadków tego wydarzenia. — Oni ciem zabijom — wyszeptała przerażona, targana przez traumatyczne przeżycie związane z tymi ludźmi, którzy teoretycznie podarowali jej dach nad głową, ale jakim kosztem!
Zbladła, a jej głosik drżał, jak włosy Nobu pod pływem powiewu wiatru, mimo iż takowy w tej chwili nie byl obecny na placu. Po drobnych policzek popłynęły słone kropel.
— Mojego ta-tausia też zabili... chlip - wymamrotała niewyraźnie. — A mnie... — pociągnęła nosem, w próbie powstrzymania łez, bo ich pojawienia dostarczyło problemy z wyraźnym wysławianiem się.
Obeszła pal i znalazła się po jego drugiej stronie. Złapała za sznur, którym były obowiązane nadgarstki Kota i spróbowała je rozplątać, bezskutecznie. Zaszlochała.
— Pocekaj — rzuciła, chociaż z oczywistych względów Yukimura nigdzie by się nie przemieścił, złapany w pułapkę popapranych sekciarzy. Ruszyła biegiem w kierunku domu, ale nie zdążyła pokonać nawet połowy dystansu. Otóż z pomieszczenia wynurzyła się postać pulchnej kobiety. Dziewczynka znieruchomiała, a z jego ust, niczym mantra, zaczęło wydobywać się jedno i te samo słowo przepraszam.
— Ty mała suko — warknął kobieta ze złością w oczach. Zdzieliła bezlitośnie małą szmatą w policzek. — Dotykałaś go? — zawyła jej prosto w twarz, opluwając ją niekontrolowanym potokiem śliny. — Dotykałaś?! — krzyknęła, ale nie czekała aż odpowiedź padnie. Jej ręka zacisnęła się na karku małolaty. Nobuyuki mógł śledzić kurs ich kroków, ale po chwili obie zniknęły w obrębu jego wzroku. W tle rozległ się przeraźliwy krzyk dziecka, jakby ktoś obcierał je ze skóry.
— Ostrzeżenia na nic się zdały... Ćwir. — Do uszu Nobu zaczęła dolatywać smętna pieśń słowika, przypominający lament.



Perlisty śmiech zabrzęczał w uszach Shaya, a pod jego wpływem ramiona kobiety zadrżały. Sięgnęła do jego ucho i zacisnęła zęby na jego płatku.
— Jesteś taki głupi. Taki naiwny. Słodki i czuły w swojej nieczułości — wyszeptała. Prawa ręka zakleszczyła się na podbródku Lisa. Zadbane paznokcie przekształciły się w szpony. Ich ostre płytki wbiły się w skórę mężczyzny na poziomie tchawicy. Uścisk był śliny, bolesny. Ugięła nogę w kolanie i natrafiła nią na krocze czarnowłosego. — Wystarczy parę słów, by cię omamić. — Zerknął Takahiro prosto w ślepia. Nie była już taka piękna, jak przedtem. Jej twarz była diaboliczna, rozsiana licznymi zmarszczkami i łuskami porozrzucanymi po czole.
Kolejna porcja śmiechu przedarła się do błędników właściciela złotych oczu, który nagle po czuł się lekki jak piórko, jakby wszelki siły pod naporem tego dotyku się z niego ulotniły. Upadł na poduszki, a kobieta naparła na niego całym ciężarem swojego ciała. Trucizna, która znajdowała się w podanym mu wcześniej do picia naczynia zaczęła stopniowo zniewalać jego mięśnia w silnym uścisku odrętwienia.
— Niedługo o nim zapomnisz — obiecała, ocierając swoje usta o usta mężczyzny. Poczuła na policzku jego szorstki zarost. Wykrzywiła usta w szerokim uśmiechu, zwalniając uścisk swojej dłoni. Z ran ciętych Lisa zaczęła sączyć się krew, ale w niewielkich ilościach. Rana była płyta. — Wtedy moja obietnica nie będzie mieć już żadnego znaczenia, czyż nie?
Kobieta wstała i zaklaskała. Zamaskowane drzwi po obu stronach pomieszczenia otworzyły się z hukiem i wpadły do nich dwie skąpo ubrane kobiety. Ich intensywna woń była drażniąca.
— Przygotujcie go — rozkazała, narzucając na swoje ramiona satynową szatę.
Shay mógł dostrzec kątem oka jak znika w innych drzwiach. Wówczas jej twarz wróciła na dawne tory atrakcyjności.




Neely: Czuje tępy ból w skroni przez słońce. Ma na sobie komplet swoich przepoconych ubrań, ale został pozbawiony ekwipunku. Na skórze ma czerwone plamy od słońca - nie są szkodliwie, nie bolą.
Odczuwa 28°C.

Shay: Doskwiera mu paraliż mięśni przez truciznę. Ma rozcięta skórę na szyi. Jest nagi, pozbawiony swoich rzeczy, oblany olejkiem.
Odczuwa 20 °C.

Czekam na odpisy do 22 marca.
Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Wyzwania spoglądają nam w twarz. Bywają kapryśne i nieznośne jak małe dzieci, które stojąc przy regale z komiksami zanosząc się tym całym wszechobecny gównem, zwanym prowokacją. I tym razem Takahiro zdał sobie sprawę, że stoi tuż przed jej facjatą — oddycha w usta. Okłamywał się, że to już koniec. To był początek.
  Słowa jakie sięgnęły jego uszu — wraz z dreszczem przebiegającym po karku — wywołały na jego ustach blady, przerażający uśmiech. Złoto tęczówek spoglądało spod lisio opuszczonych powiek. Podniósł podbródek eksponując twardą charakterystykę szczęki. Widać było zadowolenie w jego spojrzeniu. Rozbawiona iskra zaskoczyła koło wokół wrzecionowatej źrenicy i zginęła w kolorze. Był dumny ze swojego zręcznego kłamstwa — kobieta najwyraźniej zdołała mu uwierzyć. Był naiwny i głupi, tak powinna w końcu myśleć.
  A potem stało się coś co ogłupiło go na drobne parę sekund. Twarz dziewczyny pokryła się łuskami, a pod oczami pojawiły się pierwsze wyraźne bruzdy. Z zadartym podbródkiem uchylił wargi w obrzydzeniu. Patrzył na nią jak na strasznie zabawnego robaka, który bardziej śmieszny niż przeraża. Bliskość jaką między nimi wytworzyła ograniczała, odbierała mu oddech. Jeśli chciał wyjść z tego żywo musiał zareagować.
  Teraz.
  Palce Takahiro zacisnęły się silniej na jej nadgarstku. Ostre, zwierzęce pazury z pewnością przebiły jej skórę. Nie opuszczał wzroku, nawet kiedy bliskość ta stała się już wystarczająco obrzydliwa, a noga dziwadła napadła na jego męskość, ograniczając ruchy. Póki co wolał mieć jaja na swoim miejscu. Zmienił pozycje. Oczami wyobraźni widział jak łapie ją za gardło, powala na ziemie i dusi. Patrzy jak twarz nabiera silnego koloru purpury; jak białka oczu podchodzą szkarłatem, jak ukrywane stęki wydobywają się z jej ohydnych, paskudnych warg. Widział to. Tylko widział. Zbyt oszołomiony opadł na plecy, zdając sobie sprawę, że żadna z kończy nie wykonała nawet ruchu. Wtedy oblał go strach. Zimny i przeraźliwie bezwzględny mrożący krew. Arytmiczne serce dudniło w piersi, ale twarz parszywca pozostawała nieruchoma. Potrzebował jeszcze pięciu sekund, żeby zebrać myśli i opanować niepokój — umiejętnie go ukryć.
  — Jestem pod wrażeniem. Nie spodziewałem się, że taka suka z ciebie — skonstatował z pewnym zdziwieniem.
  Próbował zacisnąć palce w pięść. Bezcelowo. Poruszały się jak zepsuta maszyna, której brakuje oliwy do pełnej, bezproblemowej pracy. Odebranie mu władzy w ciele wydawało się dla niego równie przerażające co Pacyfik zabobonnym piętnastowiecznym marynarzom. Kropla potu spłynęła mu spod włosów i przemierzyła polik. Obraz na moment się rozmazał, choć z tego punktu obserwacyjnego nie miał problemu zgubić ją z oczu. Opadła na niego. Chciał odwrócić głowę, ale nie był pewien czy to paraliż czy oszołomienie nie pozwoliło mu na ten jakże prosty i banalny gest. Łeb tego łajdackiego lisa po prostu leżał w puchu, na krótki moment tracąc jakąkolwiek kontrolę nad rozgrywana wokół niego akcją.
  Opadł z sił w ślepym zaułku, wśród miękkich szkarłatnych poduszek. Wyglądało to tak, jakby tuż pod nimi płonęły ognie piekielne. Prawi i sprawiedliwi byli w tym świecie na wagę złota. Takahiro nie miał co do tego złudzeń. Nie był jednym z nich. Ale ona także.
  — Los to nie złota rybka, a ja również nie spełniam życzeń.
  Zdołał na nią spojrzeć z włosami rozsypanymi na poduszce, gdy ocierała się o jego szorstkie policzki i podbródek. Próbował ją odsunąć, ale mięśnie wiotczały na jego oczach. Wyrzucił w myślach wiązankę kurw. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale język zaplątał mu się w ustach nie pomagając w wydobyciu sensownego zdania. Nie pamiętał kiedy ostatni raz czuł się tak bezradny i słaby. Serce zacisnęło się, a żołądek podszedł do gardła, ale jego pysk nie zmienił wyrazu — nadal utrzymywał tęgi, fałszywy wyraz.
  Wiedzieli, kim był naprawdę. Drzwi otworzyły się i nagle w pokoju zrobiło się aż duszno od zapachów. Kobieta wstała.
  — Przygotujcie go.
  — Tak przygotujcie — wyrzucił z siebie cynicznie, ale usta wydały mu się chwilowo zdrętwieć. — Przynieście moje rzeczy i odprowadźcie do drzwi.
  Miał wrażenie, że jego plecy spinają się jak u zwierzęcia, które stroszy sierść — w efekcie leżał bezwładnie, nawet nie potrafiąc przewalić się na bok. Ale próbował. Nie miał na sobie już żadnego balastu, więc powinno być łatwo. Jedna ręka oparła się o posłanie. Spróbował się na niej wesprzeć. Obrócił się na biodro, a kiedy z trudem przewalił się na brzuch, dyszał ciężko. Wsunął twarz w materiał, ledwie łapiąc oddech. Nie umiał w to uwierzyć.
  Usłyszał za sobą kroki. Lisi, czarny ogon osłonił mu uda.
  Spróbował się podnieść na rękach. Bolała go szczęka od zaciskania zębów. Chciał spróbować raz jeszcze.
  Mroczne, długie cienie objęły jego nagie ciało, które w tak żałosny sposób próbowało nadal walczyć.
  Oparł czoło o poduszkę, zamykając oczy. Poczuł, że jest mu coraz cieplej.
  To koniec.
  Szczęście okazało się dziwką, a on klientem bez portfela.

...................
UŻYCIE MOCY:
Kontrola umysłu (3/3), odpoczynek (4/4)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Było mu gorąco — miał wrażenie, że uciążliwy upał coraz gorzej wpływał na jego organizm i ogólne samopoczucie. Ciężko znosił walkę z promieniami słonecznymi — słone krople potu wędrowały po jego jasnej skórze, białe włosy kleiły się do szyi i ramion, a suche usta raz po raz musiały być nawilżane przy pomocy skąpych dawek śliny. Zdawało mu się, że to również złość, która wypełniała go od wewnątrz dodatkowo sprawiała, że było mu goręcej. Musiał się jakoś wydostać, jeśli nie chciał zwariować — doskonale to wiedział.
Wobec dziewczynki grał niezwykle przyjaznego i troskliwego, choć w rzeczywistości daleko mu było do zdobycia tych cech. W jego głowie pojawiło się przeświadczenie, że to własnie ta mała mogła pomóc mu się wydostać, dlatego robił wszystko, byleby wykorzystać jej naiwność, byleby mieć ją po swojej stronie.
Usta zadrżały mu delikatnie w momencie, w którym dziewczynka zaczęła go gładzić po twarzy. Robiła to czule i powolnie, ale z lekką obawą, jakby zaraz miało się stać coś strasznego. Możliwe, że nadal wierzyła w wierutne kłamstwa dotyczące osoby Neely'ego, które wcisnęła jej banda popierdoleńców. Wpatrywał się w nią czerwonymi ślepiami, które częściowo zasłaniały jasne kosmyki — w jego oczach był jakiś przyjemny błysk, iskierka nadziei.
Dość szybko się wycofała — Yukimura zaczął się zastanawiać co powiedział źle, czym mógł ją wystraszyć. Zerkał na nią spokojnie, choć nieco zaniepokoiła go ta nagła zmiana w jej zachowaniu. Kątem oka zarejestrował upadający na ziemię woreczek, potem znowu spojrzał na nią. Dostrzegł jej łzy — przez chwilę zrobiło mu się jej żal.
Nie dam się tak łatwo — odpowiedział jej, siląc się na oszczędny uśmiech.
Nieprzyjemne wspomnienia wydusiły z niej łzy — wpatrywał się w nią jak głupi, nie pamiętał kiedy ostatnio widział płaczące dziecko. — Zabili? Właśnie dlatego nie możesz im ufać — powiedział tylko, nawet nie próbując jej uspokoić. Był kiepski w takich sprawach, a dodatkowo zupełnie nie wiedział jak rozmawiać z bachorami. Ale najważniejszą informację przekazał jej parokrotnie — nie mogła ufać tym ludziom jeśli nie chciała kiepsko skończyć, to było bardziej niż pewne.
Chwilę potem mała obeszła go, próbując wyswobodzić jego dłonie, co oczywiście nie przyniosło pożądanego skutku. Dość szybko musiała dojść do wniosku, że bez ostrego przedmiotu ciężko będzie pozbyć się więzów. Szybko ruszyła w stronę pobliskiego domu, z którego wyłoniła się jakaś kobieta. Wyglądała na złą, od razu zaczęła się wydzierać. Uderzyła małą jakąś szmatą.
Pizda — mruknął pod nosem, próbują pozbyć się ograniczającej jego ruchy liny. Na próżno. Neely nie mógł nawet zareagować, był biernym obserwatorem wydarzeń, którego okrzyki zapewne na nic by się nie zdały — możliwe, że nawet sprowadziłby na siebie kłopoty gdyby stanął w obronie małolaty, dlatego wolał nie ryzykować. Był zły, że została mu odebrana jedna z możliwości, dzięki której mógłby uciec. Od razu pogrążył się w myślach, próbując wymyślić coś nowego, jakiś plan, który mógłby wprowadzić w życie. Krzyki dziecka słyszalne w tle wcale mu nie pomagały.
Słowik odezwał się kolejny raz. Nobuyuki spojrzał na wiszącą klatkę, ale nie odpowiedział ptaszynie. Zamiast tego mocno szarpnął rękoma, aż szorstka lina nieprzyjemnie otarła się o jego kościste nadgarstki. Syknął przez piekący ból, a później zaczął kontynuować co zaczął robić już dużo wcześniej — twardymi paznokciami znowu naparł na więzy i szybkimi ruchami je piłował. Użył dużo więcej siły niż wcześniej, niemalże czuł, jak lina ustępuje. Znowu się szamotał, a od rozwalania sznurów bolały go palce.
Udało mu się wyswobodzić prawą rękę, ale z uwolnieniem drugiej wciąż miał problem. Miał do niej ograniczony dostęp, dlatego też zdecydował się wykorzystać prezent, który podarowała mu mutacja — elastyczne kości. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jego ciało, a oddech przyspieszył. Zaraz po tym Neely zajął się ratowaniem związanej ręki — dzięki swojej mocy mógł swobodniej działać i nie musiał przejmować się skręceniem, bądź złamaniem którejś z kończyn.
Zaraz się uwolnię i zajmę się Tobą, ptaszyno — rzucił, odwracając na chwilę łeb w stronę Słowika.

    ✘___ ELASTYCZNOŚĆ KOŚCI [1/3]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pustka. Nicość. Odrętwienie.
W uszach Lisa brzęczała pieśń. Była inna niż wcześniej. Żywa, wesoła, w akompaniamencie tamburyna i dzwoneczków. Uchyliwszy powieki, jego wzrok napotkał witraż z wizerunkiem kobiety, której uścisk nadal był wyczuwalny na jego męskości. W zasadzie była to jedyny dyskomfort wyłapywany przez jego receptory bólowe. Nie czuł nic. Ani chłodu, bijącego od szkła, na którym leżał, przykryty lekkim, czerwonym materiałem. Ani woni, która unosiła się w powietrzu. Ani sznurów, a przecież oplątały mocno jego ciało, jak macki w erotycznych mangach. Były przywiązane do stołu, na którym leżał.  Sam jak palec. Głos w głowie szeptał "Nobuyuki", ale nie był w stanie przepisać tegoż imienia do konkretnej twarzy. Widział przed oczami zniekształcony kontur sylwetki, ale szczegóły zatonęły w otchłani niepamięci.
Leżał na brzuchu, dlatego jego pole widzenia było ograniczone do widoku przed sobą. Na podeście stała ta sama kobieta, która napoiła go trucizną. Tym razem jej nagość została obleczona w piękne, ręcznie haftowane szaty z wizerunkiem słońca na plecach z rozsypanymi promieniami na rękawach. Uniosła ręce ku górze w ramach hołdu. Na jej twarzy widniał piękny, niczym nieskalany uśmiech.
— Dokonało się, co zapowiedział nasz Pan – stwórca światła na tej skalanej mrokiem Ziemi. — Wraz z tymi dudniejącymi w uszach słowami, śpiew ucichł. Wierni, zebrani wokół ołtarza, zamarli w bezruchu, powstrzymując się nawet od oddychania, jakby w obawie, że zbraknie w powietrzu życiodajnego tlenu. — Bóg zasłał na nas łaskę, abyśmy mogli świętować odrodzenie się jego nowego oblicza. I oto one. — Wskazała ręką na Shaya, po czym podeszła do niego i złożyła na jego ustach pocałunek, odgarniając kosmyki z czoła. — Panie, twoja wola jest dla mnie rozkazem — wyznała cicho, szepcząc te słowa pod nosem z zadziornym uśmiechem na ustach. Złapała za płachtę. która ukrywała skórę Takahiro przed wiernymi. Materiał zsunął się z ciała i mebla, po czym upadł na podłogę. Z gardło wiernych wydobyła się modlitwa. Kobieta zdjęła zawieszoną nad głową Lisa pochodnie i przyłożyła jej palącą się końcówkę do boku mężczyzny. Wymordowany mógł poczuć rozrywający go w okolicach biodra ból. — Panie, oczyść te żyjące w grzechu ciało, aby mogło stać się pojemnikiem dla twojego nowego wścielenia i wytrwało w wierze po kres dni. — Pochodnia kolejny raz została przyciśnięta do pleców Karasawy.


Krzyk dziewczynki ucichł. Jedynym źródłem jakiegokolwiek dźwięku były zmagania słowika ze swoimi możliwościami głosowymi.
Niby otwarta przestrzeń nie opowiadała się na korzyść Nobu, ale słońce znajdujące się na samym szczycie swojej podróży po nieboskłonie wróżyła mu sukces, mimo iż sam kuweciarz zapewne nie był świadom swojego szczęścia. Bez utrudnień wykorzystał elastyczność swoich kości w  celu wyswobodzenia drugiego, zaklinowanego w sznurze nadgarstka, gdyż żaden mieszkaniec osady nie miał odwagi, by chociażby wychylić łeb za framugę izby. W chłodzie czterech ścian czuli się bezpiecznie, wiedząc, że w ten oto sposób nie dosięganie ich klątwa konsekwentnego w swoich poczynaniach boga słońca, wiernie czuwającego nad ich dobrem, ale zaważył nad tym jeszcze inny czynniki. Otóż lud wiernych, zebranych wokół najwyższej kapłanki, szykował się na chrzest jej nowego lubego w charakterze mężczyzny, który był całkowicie odporny na działanie demonicznych mocy pochwyconego przez nich bękarta szatana. W najgłębszych czeluściach wisi trwał właśnie rytuał oczyszczenia, zatem myśli mieszkańców były skierowane wokół ołtarza ofiarnego i ognia - źródła życia.
Po sporym wysiłku, na twarzy Yukimury najprawdopodobniej rozciągnął się uśmiech, ponieważ sznur wreszcie ustąpił. Był wolny.
— Ćwir. Ćwir. — Słowik nadal ćwierkał, chociaż jego paciorkowate spojrzenie skupiło się na sylwetce kocura. W bezbiałkowych ślepiach tliła się iskra nadziei.


Neely: Czuje tępy ból w skroni przez słońce. Ma na sobie komplet swoich przepoconych ubrań, ale został pozbawiony ekwipunku. Na skórze ma czerwone plamy od słońca - nie są szkodliwie, nie bolą.
Odczuwa 30°C.

Shay: Doskwiera mu paraliż mięśni przez truciznę. Ma rozcięta skórę na szyi i przypaloną skórę. Jest nagi, pozbawiony swoich rzeczy.
Odczuwa 24 °C.

Czekam na odpisy do 26 marca.
Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Przymknął oczy dosłownie na chwilę — w te kilkanaście sekund krzyk dziewczynki całkowicie ucichł, a wioska zaczęła sprawiać wrażenie jakby martwej, opuszczonej. Z domu, w którym wcześniej zniknęły kobieta wraz z małą nie dochodził żaden dźwięk. Neely przez moment mógł napawać się ciszą, która jednak dość szybko została przerwana przez żałosne, ptasie odgłosy uwięzionego Słowika. Spojrzał w jego stronę, wytężając mocniej wzrok. Bąknął coś niewyraźnie pod nosem, prawie jak nastolatek do budzącej go matki — już wstaję, już idę.
Słońce było tuż nad nim, czuł na sobie jego bezlitośnie parzące promienie, które nieprzerwanie atakowały jego jasną skórę, na której wciąż przybywało czerwonych śladów. Miał wrażenie, że wkrótce nawet słone krople potu całkowicie wyschną, a wtedy będzie tylko gorzej. Musiał się spieszyć, doskonale pamiętał o tym, że tubylcy bali się słońca, dlatego moment, w którym górowało ono nad wioską był jedyną, niepowtarzalną i wartą do wykorzystania szansą. Szansą na odzyskanie wolności.
Szorstkie liny oplatające nadgarstki pozostawiły po sobie czerwone, piekące ślady. Yukimura w pierwszej chwili musiał rozruszać pierwszą, uwolnioną dłoń, a dopiero po tym zabiegu przystąpił do uwalniania jeszcze spętanej kończyny. Wygiął ciało, potem nieostrożnie poruszył ręką (mając przy tym pewność, że elastyczność kości nie pozwoli na jakiekolwiek zwichnięcie lub złamanie) i po krótkiej chwili walki ze sznurem udało mu się wyswobodzić drugi nadgarstek. Padł na kolana, biorąc głęboki wdech — na chwilę zapomniał o uciążliwym bólu głowy. Wszystko przestało się liczyć, bo w końcu był wolny.
Złapał palcami za drewniany pal, przez który wcześniej nie mógł się ruszyć z miejsca i przy jego pomocy wstał. Szybkim ruchem otrzepał się z kurzu i piachu, a potem uśmiechnął się szeroko. Koci zmysł tchórza podpowiadał mu, że powinien jak najprędzej uciekać, zostawić wszystkich i wszystko w tyle, zadbać o WŁASNE bezpieczeństwo. Był gotowy to zrobić. Na którą chwilę o nim zapomniał — zapomniał o Shayu. Zrobił nerwowy krok do przodu i to właśnie wtedy brutalnie zaatakowały go wspomnienia, jakby dostał cegłą w łeb.
Widział złote tęczówki Takahiro, widział w nich zawahanie, to samo, które towarzyszyło mu podczas ucieczki po pustyni. Ale chwilę później przypomniał sobie moment, w którym Karasawa przełamał swojego wewnętrznego egoistę i wyciągnął pomocną dłoń. Pomógł, nie zostawił go samego.
Nobuyuki natychmiast porzucił swój idiotyczny pomysł o natychmiastowej ucieczce — musiał wrócić po Lisa, musiał go odnaleźć, przecież mogło mu grozić niebezpieczeństwo. Nigdy nie był mu obojętny, teraz miał okazję by to udowodnić.
Pospiesznie ruszył w stronę klatki ze Słowikiem, po drodze schylając się i chwytając w dłoń woreczek z pysznościami. Dość szybko znalazł się tuż przy więzieniu ptaszka — badał wzrokiem kraty i sprawdził zabezpieczenia, musiała być jakaś kłódka.
Posłuchaj, spróbuję Cię stąd wydostać, ale potrzebuję też Twojej pomocy — zaczął najprzyjaźniej jak potrafił. — Pewnie jesteś tu dłużej niż ja, więc przypuszczam, że możesz coś o nich wiedzieć. Szukam mężczyzny, którego złapali wraz ze mną... to taki ciemnowłosy wymordowany z charakterystycznym zarostem, złotymi ślepiami, zwierzęcymi uszami, ogonem...i widoczną wypukłością w okolicach krocza, dokończył w myślach. — Może wiesz gdzie go zabrali? Albo widziałeś coś, co mogłoby mi pomóc go znaleźć? I zabrali mi zapalniczkę, ją też chciałbym odzyskać — zbombardował go kilkoma pytaniami, ale i tak starał się to zrobić jak najszybciej i jak najsprawniej, byleby uzyskać jakieś informacje i móc ruszyć dalej. W międzyczasie dalej przyglądał się zabezpieczeniom klatki, a drugą dłonią wysypał resztę zawartości woreczka do klatki Słowika, by ten mógł sobie jeszcze co nieco poskubać.
Będziesz musiał się odsunąć, spróbuję rozwalić część klatki albo pozbyć się kłódki, nie chcę Cię przy tym zranić — powiedział robiąc krok do tyłu. Zamachnął się ręką i już miał pazurami przeorać pręty albo chociaż wykrzywić je uderzeniem tak, aby ptaszyna mogła się wydostać, ale powstrzymał się. Dostrzegł błyskotkę, które oślepiła go nieco wcześniej. — Co to za obrączka? — zapytał, a klatkę uderzył dopiero, gdy otrzymał odpowiedź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Falstart. Szklany stół nie był początkiem — był punktem bez odwrotu. Kiedy powieki odsłoniły bystre ślepia, Karasawa szybko zdał sobie sprawę, że sytuacja nagięła się do niebezpiecznej granicy abstrakcji, po której mógł przesuwać się wyłącznie w przód i w tył. Lina uginała się. Jaki ciężar mogła unieść?
  Bardzo ostrożnie obrócił wzrok, ponieważ paraliż karku nadal trzymał go w gipsowym uścisku. Zobaczył pomieszczenie. Nie był sam. Zebrani przy ołtarzu ludzie umiejętnie osłaniali postać, która unosząc dłonie ku ciemnemu sklepieniu składała swe pokutne słowa niepokrzepionego hołdu. Nie umieścili Takahiro przy palu, nie przykuli kajdanami, zaklejając taśmą usta; nie rzucili w ciemną cele pełną wygłodniałych lwów. Leżał, i choć nie miał możliwości, aby utwierdzić się w swoich przypuszczaniach, to punkt obserwacyjny — o jaki los pokwapił się go wzbogacić — nie dawał złudzeń.
Na brzuchu — podszepnął mu rozum. Nie zapominaj, że leżysz na brzuchu.
  Powieki miał sinawe, jakby mania władzy zatopiła się w słabości do przeźroczystego alkoholu. Bruzdy były wyraźniejsze; zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się, kiedy jak przez sen mrużył oczy, usiłując dostrzec co dzieje się w tłumie. Był pewien, że porusza kończynami i usiłuje wstać, ale to głupie uczucie bezradności nie odpuszczało jego nagiej, chwilowo okrytej szkarłatem sylwetki. Płachta obejmowała go jak koc, który mówił: ‘odpuść i poleż chwilę. Zregeneruj siły. Po prostu się nie ruszaj, dobra?’
  Zarośnięty podbródek przywierał do martwej materii, której struktury nie potrafił odczuć. Skrępowany jak świnia na świątecznym stole. Napięcie spotęgowało, kiedy udało mu się dostrzec sznury trzymające nadgarstki. Zgroza złapała go za wnętrzności. Był tu sam. Bez nikogo, bez swojego ciała. Tylko jego umysł i oni. Ta bitwa była przesadzona.
  Warknął (a przynajmniej wydawało mu się, że to zrobił) wciąż mrużąc oczy. W złocie tęczówek przewalała się czerwoną iskra. Takahiro zdawał sobie sprawę, że ponowne użycie mocy po tak krótkiej przerwie może go zabić. Serce było już zbyt słabe. Przypomniał sobie słowa Pride’a, który mówił mu, że w tempie postępującej choroby nie zostało mu zbyt wiele czasu. Czy właśnie teraz miał nadejść ten moment? Leżąc tu, bezwładny z uciskiem w głowie — z nabojem upchniętym w mózgu?
  Nobuyuki.
  Zauważył jak lud rozchodzi się ukazując damę w pełnej krasie. Nie rozpoznał jej. W ubraniach nie wyglądała już tak samo. Sterczące piersi schowane były pod delikatnym odzieniem, a biodra niknęły gdzieś za długością szaty.
  Nobuyuki.
  Dźwięk kroków odbijał się od zwierzęcych uszu i bił go po czaszce. Ściągnął ku sobie brwi już nie skupiając się na muśnięciu, które zwilżyło mu usta. Nie skupił się też na uśmieszku, który wykwitł na twarzy kobiety jak trujący kwiat. Sylwetka, która błąkała się w jego umyśle miała męski kształt. Włosy sięgały mu do pasa. Łapał ten obraz kątem oka wyciągając dłoń i zaciskając palce na jego kościstym ramieniu. Obracając go w swoją stronę miał nadzieję, że zastanie odpowiedź, która w końcu da upust jego obawie, ale napotykając jedynie puste, zamazane oblicze poczuł się wkurwiająco rozczarowany.
Nie znasz go, więc po co się nad tym rozwodzisz?
  Musiał przyznać, że było w tym coś więcej. Jego uczucia były podszyte jakimś niepokojem, nieprzyjemnym wrażeniem, że człowiek na którego patrzy ma coś wspólnego z tym całym przedstawieniem. Takahiro miał wrażenie, że wie, gdzie go już spotkał, lecz fakt ten otulony był zapachem kadzideł i duszących perfum. Czuł, że ta znajomość może tkwić gdzieś w podświadomości, łomocząc do drzwi racjonalnego rozumowania i percepcji, żądając wpuszczenia, podczas gdy inna część jego umysłu rozpaczliwie szukała psychologicznego ekwiwalentu — artefaktu, który na zawsze pozwoliłby mu o nim zapomnieć.
  Zmarszczył brwi. Wydawać się mogło, że był bardzo bliski rozwiązania zagadki, lecz mrowienie w kroczu denerwowało go. Jedyne odczucie jakie mu pozostało, doprowadzało go do wściekłości. Był pewny, że zaciska zęby. Nie potrafił się skupić. Takie mrowienia zwykle czuje się, kiedy mięśnie zdrętwiały w wyniku długiego przygniatania podczas snu, a potem znów zaczyna krążyć w nich krew. Ale on wiedział, że to nie ten fizjologiczny aspekt był wynikiem jego problemów.
  Przez długi czas leżał zupełnie nieruchomo, zapomniawszy o kobiecie w delikatnej szacie, zapomniawszy o Neely’m, zapomniawszy o wszystkim prócz tego słabego mrowienia na swojej męskości. Z mokrą od wyczerpania twarzą, spoglądał na jej wyciągającą się dłoń sięgającą zawieszonej nad jego łbem pochodni. Z zimnym spokojem przyglądał się jak jej szczupłe palce obejmują drewniany pal.
  — Brakuje ci odwagi, aby walczyć uczcicie? — wychrypiał niewyraźnie. Paraliż objął również jego mięśnie twarzy, dlatego wysiłek, któremu został poddany dla tych kilku, nic niewartych słów był po prostu płonny.
Strach przed śmiercią w końcu przypomina ci o uczciwości? — drwił z niego rozum. Czarne kosmyki włosów opadły mu na czoło. Ukrywały krople potu, które lada moment miały oblać również całe nagie, odsłonięte wszystkim ciało.
  Żebra stały się lodowatym ogniem. Ale przede wszystkim, jego skóra na plecach miała straszną migrenę i krew w niej zastygła, tak że żyły pęczniały pod jej skorupą przypominając spaghetti al dente. Ból jaki rozlał się w okolicy boku, stał się potwornym warkotem, który wydobywał się ze zwierzęcego gardła. Zacisnął oczy tak mocno, że krwiste plamy zamigotały mu pod powiekami. Oślepiły go.
  — Ty dziwko — wydusił z trudem. Ból był potworny, a jego ciało nie było na nie odporne. Zaciskał szczęki i odsłaniał kły jak drapieżnik, który zaraz ma rozszarpać ofiarę oblanymi szkarłatem zębiskami. Próbował to wytrzymać. Nie potrafił. Krzyknął gardłowym potwornym rykiem potwora, kiedy ogień przemieścił się na jego plecy. Olejek zadziałał jak benzyna – był łatwopalny. Ogień z łatwością przedostał się również na łopatki.
  Nobuyuki.
  Dyszał ciężko, ledwo łapiąc oddech. Zbrukana, szara twarz pokryła się drobinkami potu.
  — Czekaj — wycharczał niewyraźnie przez zaciśnięte zęby. — Stój.
  Gdyby tylko mógł szarpnąłby dłońmi, być może jego nagła determinacja byłaby wstanie uwolnić go z trzymających więzów. Być może…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy Neely podszedł do klatki, mógł z bliska przyjrzeć się jej lokatorowi. Chociaż rzeczywiście wyglądał jak słowik, był większy od przedstawicieli swojej rasy. Jego rozmiar upodobniał go kruka. Te odkrycie zapewne utwierdziło Yukimurę w przekonaniu, że uwięzione w klatce stworzenie było Wymordowanym obdarzonym umiejętnością telepatii.  Dzikie zwierzę nie zachowywało się ten w sposób, a przede wszystkim nie próbowało się z nim kontaktować w zrozumiałym języku. Ptasia nóżka uderzyła o drzwiczki klatki oplecione łańcuchem, zamkniętym na prymitywną kłódkę, do której otworzenia nie był potrzebny klucz, a spryt i inteligencja. Najprawdopodobniej wystarczyło przeważyć czymś zamek, gdyż sama jej konstrukcja wydawała się licha i łamliwa. Niemniej jednak, zanim pierzaste stworzenie w jakiejkolwiek sposób odniosło się do słów posiadacza czerwonych ślepi, schował dziób w pióra i nastroszył je w geście obronnym, poniekąd zmieszane, a poniekąd wystraszone obecnością kocura. Czyżby także traktował kuweciarza jak stwora z piekielnym rodem?
— Ćwir. Wiem, że nie jesteś demonem, ale... — ptak się zawahał, wbił swoje paciorkowate spojrzenie w lśniące oczy mężczyzny — nie skonsumujesz mnie? — dopytał. W tonie jego głosu błąkała się ostrożność. — Jam jest ptak, ty zaś kot. Jesteś pewny, że przeciwstawisz się swojej naturze? — Kolejne pytanie rozbrzmiało w głowie Nobu. Słowik oddał się jej całkowicie, za sprawą kobiety, która przyjęła rolę kapłanki. Uwięziła go na zawsze w ciele ptaka. — W ramach za ratunek, oferuję Ci mą pomoc. Ćwir — zapewnił go. — Ćwir. Sam nie dasz rady, gdyż kapłanka znalazła w twoim druhu uciechę i zaprowadziła go do domu swego. Ćwir. Ćwir. Jest wielki, pełen pułapek, a korytarze te układają się w labirynt, jednakże ja znam rozkład komnat tych, gdyż sam zostałem kiedyś złożony na ofiarę ognia oczyszczenia —- dodał, ostatnią części wypowiedzi traktując szeptem. Yukimura mógł w jego głosie rozpoznać boleść. — Pierścień ten to najprawdziwsze przekleństwo. Przez rok więził mój umysł, odebrał chęci do życia — dodał strapiony. — Dzięki Tobie one dziś do mnie wróciły. Ćwir. Oddam cię go, ale pomóż mi.

Kobieta przycisnęła wierzch dłoni do ponętnych ust, by zdusić w sobie śmiech, który najprawdopodobniej przerwałby pieśń padającą z gardeł wiernych. Sama nie wierzyła w brednie o bogu słońca, ale dlaczego miałaby rezygnować z swojego pełnego dostatku życia z tyloma służącymi u boku, którzy łykali te wyssane z palca bzdury jak ćpuni prochy przez strach? Była panią. Mogła bezkarnie katować, mordować i mieć.
Przejechała tą sama dłonią po linii kręgosłupa mężczyzny, jakby w ogóle nie podlegała destrukcyjnej mocy płomieniom. Pochyliła się, w celu dosięgnięcia ucha Lisa. Chłodny oddech prześlizgnął się po jego skórze. Nie musiała już udawać miłą, pokornie wierzącą w apokaliptyczne brednie, które zostały wykreowane przez zeżarte przez strach umysły.
— Nie rozśmieszaj mnie. Sam jesteś antonimem tego słowa — wyszeptała mu wprost w niej, na chwilę zaciskając zęby na jego płatku. — Bądź grzecznym chłopcem — moją dziwką — a ci głupcy będą padać ci do stóp. — Zaplątała niby to czule palce w jego czarne kosmyki, ponownie przeciskając pochodnię do jego skóry, a paznokcie wżynając w skórę jego głowy. — I oto wypełniła się wola naszego Pana — rzuciła w tłum, zabierając rękę, odstawiła także pochodnie na swoje miejsce.  Złapała w palce wiadro z wodą i chlusnęła jego zawartością na skórę mężczyzny, ugaszając żar na jego skórze.
Ty dziwko zderzyło się z jej błędnikiem, ale nie zareagowała. Uśmiech znikł jej ust, a na jego miejscu ukształtowała się ceremonialność. Po chwili na jej ręce została złożona drewniana szkatułka z wyrytym słońcem na jej wieku. Otworzyła ją z pobożną czcią, z delikatnie drżącymi ramionami, ale Shay mógł rozpoznać fałszywość w jej ruchach. Grała, niczym aktorka na deskach teatru i nie mógł jej odmówić w tym zakresie talentu.
 Jeden z mężczyzn wystąpił z tłumu. Wdrapał się na podest. Jego ręce były pokryte liszajami, charakterystycznymi dla osób zarażonych trądem. Ukłonił się przed kapłanką, muskając jej dłoń brzydkim, pokrytymi bliznami ustami, po czym zbliżył się do Shaya i złapał go mocno za kark. Jak nieposłusznego królika.
Kobieta złapała w palce przedmiotu, który znajdował się w drewnianym naczyniu. Był mały, a jego macki wiły się jak opętane. To żyło.
— Pan przeniknie do serca twego i napełni cię radością.
Kolejny raz zabrzmiała pieśń.

Neely: Czuje tępy ból w skroni przez słońce. Ma na sobie komplet swoich przepoconych ubrań, ale został pozbawiony ekwipunku. Na skórze ma czerwone plamy od słońca - nie są szkodliwie, nie bolą.
Odczuwa 30°C.

Shay: Doskwiera mu paraliż mięśni przez truciznę. Ma rozcięta skórę na szyi i przypaloną skórę. Jest nagi, pozbawiony swoich rzeczy.
Odczuwa 24 °C.

Czekam na odpisy do 1 kwietnia.
Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Szkarłatne ślepia uważnie przyglądały się ptasiemu więźniowi — wcześniej nie mógł dokładnie określić jego wymiarów i szczegółów jego wyglądu przez dzielącą go od klatki odległość, dopiero teraz, gdy znalazł się dostatecznie blisko mógł uważniej zlustrować korpus pierzastego. Doszedł do banalnych wniosków — prawdopodobnie miał do czynienia z wymordowanym, który wcześniej komunikował się z nim za pomocą myśli, to by wyjaśniało, dlaczego Neely miał wrażenie, że jego głos słyszy zewsząd. Już wcześniej zakładał, że ten Słowik nie jest zwykłym ptaszyskiem, a po krótkich przemyśleniach wszystko zaczęło układać się w jedną, nieco wybrakowaną, ale już klarowniejszą całość.
Yukimura dość szybko zmienił cel swoich obserwacji — ostatni raz przeleciał wzrokiem po sylwetce Słowika, by chwilę później skupić się na zabezpieczeniach klatki, których w pierwszej chwili chciał pozbyć się siłą. Kłódka nie wyglądała na wytrzymałą — Kocur miał wrażenie, że wystarczyło jedynie porządnie w nią przywalić, by zamek puścił, a więzień był wolny. Ostatecznie postanowił jednak, że zajmie się wszystkim po cichu, a przynajmniej spróbuje. Jego łapska od razu złapały za kłódkę, którą jasnowłosy próbował najpierw rozbroić twardymi pazurami, w międzyczasie wysłuchując słów więźnia.
Uwierz mi, że w aktualnej sytuacji dużo chętniej konsumowałoby mi się tych popaprańców, a nie Ciebie. Zresztą... wyciąganie piór spomiędzy zębów jest problematyczne, nie mam na to czasu. Poza tym... sam mówisz, że jesteś mi potrzebny. Ty musisz zaufać mi, ja muszę zaufać Tobie, to chyba uczciwy układ. Bez Ciebie nie uda mi się go znaleźć, a Ty beze mnie nie uciekniesz — wyjaśnił prędko, na chwilę odrywając wzrok od zabezpieczeń, z którymi wciąż się siłował, by móc spojrzeć na uwięzionego ptaka. Udało mu się nawet posłać mu przyjacielski uśmiech, który miał mu dodać otuchy. Dość szybko jednak wrócił do pastwienia się nad kiepskimi zabezpieczeniami klatki. Pazury znowu zaczęły błądzić po metalu, próbując przeważyć zamek.
Tępy ból głowy nie był już tak nieznośny — Neely umiejętnie skupiał swoją uwagę na wszystkim innym, przez co niemalże zapominał o dyskomforcie, który odczuwał. Jednak nie udawało mu się ignorować cholernej suchości gardła — przypominał sobie o niej przy każdym przełknięci szczątkowych ilości śliny i za każdym wypowiedzianym słowem, bo nabawił się charakterystycznej, nieprzyjemnej w odbiorze chrypy. Momentami brzmiał jak silnik starego samochodu ciężarowego, ale starał się nad tym panować, a chrząknięciami chciał doprowadzić swój głos do porządku.
Czyli pomożesz mi przejść przez ten labirynt? Potrzebuję czegoś do obrony, nie mogę tam wpaść z gołymi rękoma. Ten pierścień... dlaczego więził Twój umysł? Ma jakieś magiczne właściwości? — zapytał, zaciskając prawą dłoń na kłódce, za którą pociągnął mocniej z zamiarem wyrwania jej. Nie wiedział czy mu się uda, ale był pewny, że jeśli naruszy mechanizm, to łatwiej będzie mu go przeważyć paznokciami. Dlatego też po użyciu odrobiny siły, wrócił z powrotem do kombinowania i pazurami krok po kroku uszkadzał zamek, by ostatecznie się go pozbyć. Oczywiście przez to wszystko okropnie go bolały palce, szczególnie pod paznokciami, ale starał się nie zwracać na to uwagi.
Pomogę Ci zdjąć ten pierścień i ruszamy. Możliwe, że zostało nam mało czasu — zarządził jak kapitan na pirackim statku, po czym jedną z dłoni skierował w stronę Słowika. Palcem delikatnie musnął jego łapę, dając znak, że jego zamiary nie zmieniły się, że chce tylko pomóc mu pozbyć się tego ustrojstwa i przy okazji przywłaszczyć je sobie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ból stał się integralna częścią jego ciała; rozlewający się żar na plecach odebrał mu rozum. W tamtej chwili nie wiedział nawet o czym myślał. Jego zmysły błądziły gdzieś w ciemnościach. Po omacku łapały krawędzi i wyszukiwały drzwi w tym mrocznym, niewidzialnym tunelu.
  Kiedy pazury kobiety wbiły się w jego czaszkę, wiedział tylko, że zaciskał w cierpieniu szczękę i warczał. Warczał jak rozjuszone zwierzę; że śliną skraplała się z jego podbródka i ginęła gdzieś na przezroczystym stole; że warczał i naprawdę wyrzucał z siebie reszki zaczerpniętego oddechu. Nie sądził, że to koniec. Złapał powietrze dopiero kiedy kobieta opuściła mu łeb, a zimna woda oblała jego plecy.
  To nie źródlany płyn, to benzyna — wciąż mamrotał mu umysł, ale on nie miał już ochoty go słuchać. Oparł czoło o stół oddychając głośno, jakby wynurzył się z głębokiej wody. Czarne kosmyki osłoniły jego żałosne, wyczerpane oblicze. Czucie w kończynach nadal nie wracało, to nie wróżyło nic dobrego.
  — Więc mnie puść — wycharczał gardłowo, ale tym razem łagodniej, jakby miał tym łaskawym tonem udobruchać tę pierdoloną wiedźmę. Żałował, że nie potrafi czytać w myślach. Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze. Był wyczerpany. — Dam ci co tylko będziesz chciała. Wszystko.
  Warga drgała mu w udawanym uśmiechu. Ledwo udało mu się obrócić twarz, aby dojrzeć co szykuje. Mokre kosmyki włosów osłaniały jego fałszywe złote ślepia jak kotara wielki ekran w kinie. Delikatne mrowienie na ciele sugerowało mu, że woda tworzyła już plamę na stole którym leżał.
  Czuł się jak widz upchnięty w najciemniejszym kącie sali. Kobieta otwierająca wieczko w końcu pokazała swoje prawdziwe splugawione wnętrze. Usta Shaya zadrżały w uśmiechu, kiedy ze satysfakcją okrył jak zepsuta również była. Ten stojący obok niej mężczyzna… lud, który ją otaczał, to wszystko bujda. Nie mógł uwierzyć w ich żałosność.
  Wykorzystując tę jakże krótką chwilę starał się rozejrzeć po otoczeniu i wyłapać charakterystyczne motywy, które mogłyby mu pomóc w ucieczce. Plan gotował się w jego głowie, ale siła jaka przywaliła nagle polik do szklanego materiału, niemal nie rozbiła krystalicznej, opalcowanej jego zarostem szyby. Syknął agresywnie, jak pies, któremu na siłę chce się założyć plastikowy kołnierz. Nie spodziewał się tego ruchu. Chciał się spiąć, ale nie potrafił. Ciało nie reagowało na jego komendy. Impas. Droga bez ucieczki.
  Spróbował podnieść głowę, oczy zapłonęły szkarłatem — machinalnie. Z tego punktu obserwacyjnego zauważył tylko jej gładką dłoń i czarny wijący się punkt. Przeklął z jadem, a oczy uporczywie starały się dosięgnąć jej twarzy, ale mięśnie miał zesztywniałe. Mężczyzna trzymał go w żelaznym uścisku. Nie mógł unieść głowy.
  — Co ty, kurwa, robisz? Powiedziałem puś—
  Jego głos szybko zginał w pieśni, która poniosła się po zimnych ścianach jego śmiertelnej celi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słowik zaufał tym płonącym czerwienią oczom. Zaćwierkał parę razy, w ramach uśpienia czujność znajdujących się w izbach mieszkańców, którzy najprawdopodobniej byli w trakcie przygotowań do nocnego czuwania nad ciałem towarzyszącemu kocurowi mężczyzny.
— Ćwir. Ćwir. Pomogę — zdecydował. W paciorkowatych ślepiach pojawiła się determinacja, kiedy wbił je w traktowaną przez paznokcie kłódkę. — Powiadają, że to artefakt, ale nigdy nie zdałem rozgryźć jego magicznych właściwości. Jego moc związała mnie w sidłach lęku i niechęci — przyznał ze smutkiem, ale wiedział, że to nie czas na użalenie się nad swoją niedolą. To tylko kwestia czasu, kiedy ktoś wychyli łeb za framugi i dostrzeże pusty pal.
Przedmiot, pod wpływem mocnych płytek paznokci, wreszcie ustąpił. Łańcuch upadł z cichym zgrzytem, ale, zanim skonfrontował się z kamienistym podłożem, zapewne został pochwycony przez dłonie Nobu. Drzwi klatki otwarły się, wtem ptak rozprostował skrzydła i wyleciał z więzienia, unosząc się parę centymetrów nad właścicielem białych włosów, po czym wylądował tuż za nim na metalowym parapecie. Wysunął posłusznie nóżkę z pierścieniem w jego kierunku, mniej jednak, nim Yukimura zdążył po niego sięgnąć, ptasi dziób zerknął się ze srebrem w bezskutecznym odruchu uwolnienia się do paraliżującej mocy błyskotki.
— Ćwir. Szybko. — Ponaglający głos zalał umysł kuweciarza. W tle rozległ się odgłos dzwonów.



Żadna odpowiedź nie została udzielona Karasawie. Kobieta nawet nie zerknęła w jego stronę, tak, jakby z gardła Lisa nie potoczył się żaden dźwięk, a przecież mężczyzna był niemal pewny, że rozwarł usta i poruszył nim, wypowiadając sekwencje słów ułożonych w pytanie, ale czy na pewno?
Uścisk na napiętym karku się rozluźnił, wtem obcy łokieć docisnął się do prawej łopatki, a klatka piersiowa, unosząca się i upadające pod wpływem procesu oddychania, naparła na szklaną powierzchnie stołu, utrudniając Shayowi zaczerpnięcia tchu.
Kobiecy głos rozlał się po sali, ale Takahiro miał wyraźną trudność w rozpoznaniu znaczenia wypowiadanych zdań. Brzmiały obco, niczym klątwa. Wówczas, kapłanka nachyliła się nad nim, ale nie przestała mówić. Jej dekolt skrywający jędrne piersi znalazł się na poziomie żółtych ślepi. Położyła niezidentyfikowany przedmiot na kark Lisa, a ten niemal od razu poczuł, jak macki urządzenia wbijają się w skórę i wchodzą w nią głębiej i głębiej w towarzystwie nieprzyjemnego bólu, jakby ktoś rozciął ją w tamtym miejscu i nasączył ranę wodą utlenioną.
— To wszczep —  wyszeptała mu wprost w ucho. — Jeśli nad nim zapanujesz, otrzymasz niesamowity dar, a jeśli on przejmie kontrolę nad twym umysłem — usta wykrzywiły się w nieprzyjemnym grymasie — pochłonie twoje człowieczeństwo i zdegraduje je do roli zwierzyny.
Wyprostowała się, składając ręce jak do modlitwy. Jej kolana skonfrontowały się z podłożem. Z jej ust znów potoczyły się słowa wcześniejszej modlitwy, które szybko zostały pochwycone przez uszy wiernych.



Neely: Czuje tępy ból w skroni przez słońce. Ma na sobie komplet swoich przepoconych ubrań, ale został pozbawiony ekwipunku. Na skórze ma czerwone plamy od słońca - nie są szkodliwie, nie bolą.
Odczuwa 30°C.

Shay: Doskwiera mu paraliż mięśni przez truciznę. Ma rozcięta skórę na szyi i przypaloną skórę. Jest nagi, pozbawiony swoich rzeczy.
Odczuwa 24 °C.

Czekam na odpisy do 4 kwietnia.
Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

„Ćwir. Ćwir. Pomogę.”
Szkarłatne ślepia Neely'ego zabłyszczały — zapewnienie ptaszyska sprawiło, że nabrał większych chęci do działania. Na początku nie podobało mu się to, że jest skazany na pomoc nieznajomego, ale dość szybko doszedł do wniosku, że innego wyjścia z tej sytuacji nie ma, więc tak czy siak musiał zaryzykować, o ile w ogóle chciał odnaleźć Karasawę, który gdzieś tam musiał być. A przecież chciał, dlatego ślepo wierzył w to, że Słowik dotrzyma obietnicy i nie spieprzy przy pierwszej lepszej okazji, bo przecież mógł to zrobić.
Yukimura dość szybko uporał się z zabezpieczeniami klatki, tym samym uwalniając więźnia. Skinął do niego głową, na szybko analizując jego wypowiedź, kładąc ostrożnie na ziemię łańcuchy, które złapał w momencie, gdy kłódka opadła. Nie chciał narobić niepotrzebnego hałasu, który mógłby przyciągnąć mieszkańców wioski.
Skupił wzrok na pierzastym przyjacielu, przyglądając się jego bardzo krótkiej i bezowocnej próbie uwolnienia się spod mocy obręczy. Dość szybko wyciągnął w jego kierunku dłoń, zahaczając palcami o srebrną błyskotkę.
Daj, pozbędziemy się tego — powiedział zdecydowanie, łapiąc w paznokcie pierścień. Zapewne chwilę się z nim siłował, ale ostatecznie pozbył się wadzącego dodatku z nóżki ptasiego wymordowanego. — Wezmę go sobie, jeśli nie masz nic przeciwko — dodał dość szybko, nakładając lekko obdrapaną obrączkę na serdeczny palec prawej dłoni. Chwilę mu się przyglądał, ale ponaglające ćwierkanie Słowika przypomniało mu, że jak najszybciej musieli ruszać dalej, chcąc uniknąć niechcianego spotkania z tubylcami, którzy lada moment mogli zorientować się, że demon uciekł.
Kilka sekund później usłyszeli dzwony. Neely od razu spojrzał na swojego nowego kompana pytającym wzrokiem.
Co oznacza ten dźwięk? Niedługo wszyscy wyjdą z izb? — zapytał szybko, mimowolnie zaciskając szczękę. Spodziewał się najgorszego, ale starał się mieć nad wszystkim kontrolę. Musiał tylko znaleźć dom tej kobiety, o której wcześniej mówił Słowik, a potem uwolnić Shaya. Na tamtą chwilę tylko to się liczyło.
Długo nie latałeś, wskakuj na moje ramię, będzie Ci łatwiej mnie instruować — zaproponował, machnąwszy ręką. Do tonu jego głosu wkradło się trochę udawanej troski, choć tak naprawdę obawiał się, że pierzasty może go wykiwać i spieprzy przy pierwszej lepszej okazji.
Potem ruszyli w drogę, zgodnie z kierunkiem, który wskazał przewodnik.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach