Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Pomiot diabła.
Z jednej strony chciało mu się śmiać, że na miano potomka szatana zasłużył sobie tylko dzięki wyróżniającej się aparycji, zaś z drugiej strony cała sytuacja mu ciążyła, chciał jak najszybciej opuścić niebezpieczne tereny i bezproblemowo wrócić do kryjówki. Po raz pierwszy od bardzo dawna zaczęło go gryźć szczere poczucie winy — wszystkie nieprzyjemności, które napotykali na swojej drodze pojawiały się tylko i wyłącznie z jego powodu, to jego chcieli dorwać. Gdyby tylko wiedział, że sprawy przybiorą taki obrót to nigdy nie zgodziłby się, by Lis towarzyszył mu w tej wyprawie. Poza tym sam Shay powinien wiedzieć kiedy odpuścić — trwanie przy boku Yukimury nie należało do najprostszych zadań, ten przebiegły Kocur miał tendencję do ciągnięcia ze sobą na dno wszystkich wokół. W sytuacjach kryzysowych starał się zapewnić sobie bezpieczeństwo wszelkimi, możliwymi środkami — nawet kosztem innych, nawet kosztem najbliższych.
„Nikt nie miał pewności, że Yukimura odbierze to zlecenie. Ryzyko było nieopłacalne.”
Odnalazł w mroku rubinowe ślepia Karasawy i uśmiechnął się nieznacznie — lubił go w tej drapieżnej odsłonie. Przyglądał mu się przez dobrą chwilę i dopiero po krótkotrwałym namyśle doszedł do wniosku, że były wojskowy faktycznie miał rację — to, że akurat Neely zajął się tym zleceniem było przypadkiem, nikt nie mógł być tego stuprocentowo pewny. W tym wypadku ryzyko, które podjęli sekciarze opłaciło się, bo kuweciarz wpadł prosto w pułapkę.
Sekundy później doszło do szarpaniny — Lis tracił swoją cierpliwość. Nobuyuki wcale mu się nie dziwił — sam nie lubił, gdy ktoś leciał z nim w kulki, a uratowany CATS niewątpliwie miał wiele brudu za paznokciami. Możliwe, że gdyby nie hipnoza Shaya, to nigdy nie zacząłby nim mówić, wciąż użalałby się nad tym, że wyznawcy słońca go zabiją. Żałosny.
Spojrzał na rozpadającą się rękę Yuuty — nie skomentował tego nawet słowem.
To kara za wydanie nas, powiedział do siebie w myślach. Już w tamtej chwili białowłosy zrozumiał, że zmiany, które zachodziły w ciele ocalałego były nieodwracalne — wymordowany rozpadał się, wkrótce miała zostać po nim jedynie kupka desperackiego pyłu.
„Nadal zamierzasz mu ufać?”
Przełknął głośno ślinę, jakby od tego co miał teraz powiedzieć zależała jego przyszłość. Machnął przecząco głową. Z biegiem czasu jego zaufanie wobec Yuuty drastycznie malało.
„Wydusili z nas informacje. Ze mnie i Kaoru.”
Albo z własnej woli nas wydaliście, byleby chronić własne tyłki — odpowiedział od razu, nie ryjąc swoich podejrzliwości. Usta wykrzywił w geście niezadowolenia. Sam nie wiedział co myśleć. Wierzyć? Nie wierzyć? Życie potrafiło być przewrotne, czasami nawet najlepszy przyjaciel potrafił wbić w plecy nóż.
Kwestii o ucieczce nawet nie skomentował, bo dosłownie chwilę później CATS zaczął się śmiać. Kilka minut wcześniej wyglądał jak żałosny wypierdek, na którego wypiął się cały świat. Ale na jego twarzy pojawił się uśmiech — szaleńczy i niepoprawny, jak u seryjnego mordercy.
„Przed nimi nie da się uciec.”
Blade usta Kocura zadrżały, a w oczach zawieruszył się strach. Jego dłoń automatycznie zacisnęła się w pięść, a twarde paznokcie kolejny raz wbiły się boleśnie w jasną skórę. W pierwszej chwili miał ochotę go uderzyć — chciał pozbyć się tego pierdolonego kłamcy, chciał go uciszyć, by już nie musieć słuchać jego zbędnych tłumaczeń. Wydał ich, powinien ponieść konsekwencje swoich czynów. Powinien.
Nobuyuki zastygł w bezruchu, gdy sentencja wypowiedziała przez Yuutę zabrzmiała tak znajomo. Spojrzał na jego zanikającą kończynę — przerażało go to, co się z nią działo. Zmieniała się w piasek, umierała, znikała, stawała się niczym. Mogli skończyć podobnie?
Ciepłe powietrze nawiedziło norę, w której się chowali — różnica temperatur była mocno wyczuwalna.
Coś się działo.
Poczuł ten sam duszący zapach — kadzidła.
Shay, zatkaj nos, ten smród jest niebezpieczny — powiedział dość stanowczo, nie odrywając wzroku od Yuuty. Nie mógł go słuchać, jego głos (który w tamtej chwili brzmiał podobnie do tego, który słyszał podczas przerażającej wizji) zaczynał go irytować.
Przełknął głośno ślinę i zerwał się z miejsca, napierając własnym ciężarem na CATSa. Chwycił dłonią za jego gardło — chciał pozbawić go przytomności, chciał przestać go słyszeć. Wolna dłoń zaczęła przeszukiwać jego ubrania w celu znalezienia czegoś, co mogło się okazać chociaż trochę przydatne.
Przejrzyj zapasy, może jest w nich coś ciekawego — polecił Karasawie, zerkając w jego stronę. Yuuta prawdopodobnie był już nieprzytomny. Zatkał nos rękawem bluzy. — Mogą być blisko, bądź gotowy do ucieczki.

    ✘___ ZAPALNICZKA PIROMANA [3/4] (ODNOWA)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wypuścił z dłoni nadgarstek fretki, czując jak piach sypie się na jego sztywne, skórzane rękawiczki. Wyglądało to niemal tak, jakby brzydził się Yuutą. Wykrzywił wargi i odsunął się obserwując go z góry, jak pasożyta, który wije się bez celu po posadzce; w mroku nie był w stanie zauważyć jego wyschniętych łez, ani upadających kropel krwi — było zbyt ciemno, ale wyczuł w nozdrzach sączącą się posokę. Uderzyła w niego z taką siłą, że niemal zgubił z twarzy swoją głupawą, pyszałkowatą minę.
  Z całej wypowiedzi poszkodowanego wynikało jednak, że nie wystawił ich tak bezpośrednio jak z początku przypuszczał. Szkarłatne ślepia błysnęły się na poziom jego twarzy, a szorstki podbródek uniósł się na wzór dominacyjnej, kamiennej pozy obserwującego króla, słuchającego zeznań skazańca. Nie powinien go winić — Yuuta nie zdradził ich przecież bezpośrednio — ale Shay nie był niestety człowiekiem wylewnym, nie zamierzał głaskać go również po główce, za swoje pierwotne mylne spostrzeżenia.
  — To klątwa? — zdążył zapytać tuż przed wypowiedzeniem kolejnych słów przez kociego członka organizacji. Te natomiast obudziły w jego oczach zaciekawienie — dzikie i nieokrzesane. Śmiech brzęczących w tych czterech ścianach nie był normalnym śmiechem. Nie należał do Yuuty. Nie pasował. Tak samo jak słowa, które wypłynęły z jego ust niczym ciepła, nieznana melodia.
  Proch.
  Shay stał przed Yuutą nie ruszając się z miejsca, nawet w momencie kiedy Nobuyuki doskoczył do ocalałego zaciskając swoje zimne dłonie na jego gardle, nie spróbował go powstrzymywać. Przyglądał się temu z góry ze ściągniętymi ustami. Oczy zmrużyły się, próbując zrozumieć sens wcześniej usłyszanych słów. Pamiętał, że kiedy wkroczyli na teren pustyni Yukimura wspominał mu o takiej wizji oraz pieśni. Wtedy też zniknął. Chłód obijał martwe serce Karasawy – aż dziwne, że zdołał poczuć na nim skostniałe palce lodu.
  — Co słyszałeś, Yukimura? — ton jego głosu ożywił martwe struktury ścian. Był jednak twardy i chrapliwy tak jak zawsze. — Wtedy, tuż przed wstąpieniem na teren jeziora.
  I choć nie ruszył się z miejsca i nie zaangażował w ratowanie Yuuty, wręcz z obsesyjną uwagą skupiał swój wzrok na Nobuyukim, jak Michael Myers w ciemności szarego pokoju. Bardzo rzadko było mu dane zobaczyć Neely’ego w takim stanie — zaintrygowało go to, dlatego osuwające się ciało ich byłego kompana pozostawił w jego rękach napawając się tym widokiem, ale ich życie… No właśnie. Wszystko skomplikowało się, kiedy przyjemna woń kadzideł zawędrowała z zewnątrz do ich skrytej jaskini. Jak drobny zapach mógł obudzić tak wielki niepokój w ciele Takahiro? Wystarczyło zauważyć ten strach w oczach Yukimury, skrywaną panikę, aby pojąc, że to co zaczynało się wokół nich dziać, przekraczało bezpieczną granicę, którą każdy z nich zdołał sobie wybudować.
  Przytknął dłoń do ust i nosa, czując śmierdzący zapach starego, schodzonego materiału skóry. Zwierzęce źrenice nadal błyskały w mroku, żywą, ohydną czerwienią.
  — Stąd nie ma wyjścia. Powinniśmy zabarykadować wejście. — wydusił w rękawiczkę, stąd jego głos zrobił się bardziej zduszony i niewyraźny. Szybkim krokiem skierował się w stronę przeciwległej ściany. Mrok nie ułatwiał zadania, ale po paru chwilach zdołał odnaleźć stos o którym wcześniej wspominał mężczyzna. Przeglądanie tego wszystkiego jedną dłonią nie było łatwe, zwłaszcza, że była odziana w rękawiczkę — ostatecznie postanowił zdjąć ją z dłoni. Może i zbliznowaciałe palce nie były najlepsza maszyną, do badania tego typu rzeczy ale posiadały więcej czucia niż ograniczająca je powłoka.

...................
UŻYCIE MOCY:
Kontrola umysłu (3/3), odpoczynek (0/4)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oskarżenie, które padło z gardła Yukimury sprawiło, że na ustach Yuuty pojawił się paskudny uśmiech. Jego palce po raz kolejny sięgnęły do sinego śladu na szyi. Docisnął do niej opuszki, a skóra przekształciła się w ziarenka piasku, więc z jego ust nie padła odpowiedź na pytania Shaya. W ramach odpowiedzi pokręcił przytakująco głowo i wypluł z piasek z przełyku. Pozostałości po niewyparzonym języku. Zdradził im więcej niż powinien, ale nie był z tego powodu na siebie zły. Psychopatyczny śmiech znów potoczył się po ścianie nory i wtedy też palce kuweciarza zakleszczyły się na skrawkach skóry fretki. Śmiech ucichł, a głowa zderzyła się ze ścianą pod wpływem szarpaniny i rozpadła się w postaci pyłu. Zawirował w powietrzu pod wpływem gorącego podmuchu wiatru i wdarł się do rozchylonych w trakcie próby zapałania oddechu ust Kota. Załaskotał go podniebienie, doprowadzając do napadu kaszlu. Kiedy Nobuyukiemu udało się zapanować nad dławiącym natężaniem piasku w gardle, jego zwinne palce prześlizgnęły się po materiale bluzy w celu przeszukania byłego sojusznika i wtedy odkrył, że bicie w jego piersi nie ustało. Serce nadal pracowało, chociaż klatka piersiowa nie unosiła się i nie upadała. Wyczuł pod cienką skórą ciepłotę organu, gdyż ta powoli również podzielała los ramion i głowy.
W tym samym czasie Shay zbadał dotykiem zebrane przez gang zapasy, ale żaden przedmiot nie przekuł jego uwagi i najprawdopodobniej już chciał się wycofać i w napięciu wyczekiwać, aż jakaś sylwetka wyłoni się z mroku, gdyż zapach kadzideł był coraz intensywniejszy, ale jego ręka natrafiła na przedmiot, którego struktura wyróżniała się na tyle puszek, szeleszczących pod naporem opakowań i butelek. Syknął, kalecząc się o ostrą krawędź i wtem rozległa się pięśń. Była smutna, żałobna, wywołująca dreszcze na ciele. Zabrzęczała mu w uszach, a po chwili jego czerwone oczy zostały oślepione przez blask. Kiedy przystosował je do nowych warunków, dostrzegł przed sobą nagą, ludzką kobietę. Była wyposażona w zgrabne ciało i średniej wielkości piersi. Jej usta rozświetlał uśmiech. Zanim Shay zdążył zareagować, podbiegła do niego i objęła jego szyję rękoma. Wtuliła twarz w mokre od potu ramię, a po jej policzkach popłynęły słone łzy. Pociągnęła nosem, po czym wbiła zaszklone oczy w odpowiedniczki Lisa. Dotknęła miękkim wargami szorstkiego jak papier ścierny zarostu i ucałował krzywiznę jego szczęki z oddaniem, jak kochanka spragniona bliskości swojego księcia, na którego powrót wyczekiwała długie lata.
— Słyszysz to, prawda? — zapytała łamliwym głosikiem, otulając szyję Takahiro ciepłym chłodniejszym od temperatury jego ciała oddechem. Mógł poczuć ulgę po zaserwowanych mu duszność. — Śpiewają na twój pogrzeb. Umrzesz, jeśli nadal będziesz za nim podążał. Umrzesz...
Dziewczyna rozluźniła uścisk i uśmiechnęła się smutno, a po chwili zniknęła, jak fatamorgana rozpłynęła się powietrzu, a Karasawa znów musiał przywyknąć do ciemności. W tle słyszał oddech Yukimury.
...umrzesz.
Głos pobrzmiał w jego głowie, wżynał się w czaszkę, jak kły drapieżnika w organy swojej ofiary. Jego dłoń zacisnęła się na małym nożu. Przedmiocie, który znalazł w otoczeniu prowiantu.


Czekam na odpisy do 4 marzec.

Obrażenia:
Obaj odczuwają zmęczenie i dyskomfort przy takowym występujący. Najprawdopodobniej macie po parze odcisków na piętach i obolałe nogi po długotrwałej wędrówce. Neely nie odczuwa bólu zabarwień na skórze. Po prostu są.
Ich płuca wypełnia duchota. Słabnął na skutek woni kadzideł.


Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna. Temperatura wynosi w chwili obecnej 18°C.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Zakaszlał okropnie, jakby prócz drobin piasku, do jego gardła dostał się również jakiś gryzący dym. Trudno było mu łapać powietrze, jego blade usta drżały. Charknął przeciągle, odrywając materiał bluzy od nosa, by ułatwić sobie oddychanie. Dusząca woń kadzideł od razu załaskotała jego nozdrza — kilkanaście sekund później z powrotem przytknął rękaw do nosa, bo udało mu się już unormować oddech. Brał głębokie, ostrożne wdechy i równie ostrożnie wypuszczał powietrze z ust.
Yuuta był nieprzytomny — Nobuyuki puścił jego szyję, chwilowo przyglądając się piaskowej martwicy, która obejmowała coraz to więcej partii ciała CATSa. Wszystko wskazywało na to, że mężczyzna miał się rozsypać w całości, miał zniknąć z tego świata.
Yukimura jak zawodowy kieszonkowiec zaczął zwinnie przeszukiwać kieszenie nieprzytomnego. Wszystko sprawdzał dokładnie — skarpetki, spodnie, bluzę i jej wnętrze. Właśnie wtedy palcami zaczepił o pierś byłego sojusznika, z której wciąż biło ciepło. Wydawałoby się, że wkrótce osłabnie i zniknie na zawsze, zniknie wraz z resztą ciała, odejdzie w zapomnienie.
„Co słyszałeś, Yukimura?”
Zwrócił się w stronę Karasawy, próbując odnaleźć jego ślepia wśród wszechobecnej ciemności.
Poczekaj — powiedział, wracając jeszcze do przeglądania kieszeni przyszłego nieboszczyka. Ostatni raz szybko rozejrzał się czy aby na pewno niczego nie przeoczył, a później znowu odwrócił łeb. — Co słyszałem? Precz z naszych ziem pomiocie szatana i diabelski bękarcie zrodzony z grzechu. Nic ciekawego, już to mówiłem — odpowiedział, odrywając się od Yuuty. Nobuyuki czuł duchotę i ciepło, które nieczule obejmowało jego ciało. Czuł też krople potu na swoim ciele. Wolną dłoń ułożył na własnej klatce piersiowej, a palce zacisnął na materiale bluzy i koszulki, by móc sprawnym ruchem odkleić materiał od mokrej skóry.
Uszy poruszyły mu się, gdy usłyszał przewalane przez Shaya graty pozostawione w norze przez Yuutę. Spojrzał na sylwetkę Lisa, a następnie zrobił krok w jego stronę. Charknął coś niewyraźnie i odkaszlnął znowu.
Nic przy sobie nie miał. To chyba jego koniec, zmienia się w piasek, nie jesteśmy w stanie tego powstrzymać — poinformował szybko, lecz dopiero po własnych słowach usłyszał kwestię Takahiro.
„Powinniśmy zabarykadować wejście.”
Czym? Jedzeniem i wodą? To się nie uda — powiedział, choć sam zaczął się rozglądać z czymś, co mogłoby posłużyć za prowizoryczną barykadę. Nie mieli wystarczających pokładów sił, by ruszczyć w dalszą wędrówkę i nie daj Boże kolejny raz uciekać przed tymi dzikusami. Bieg potrafił być niezwykle wyczerpujący.
Podczas dokładniejszych oględzin nory na chwilę zapomniał o Shayu. Dopiero po jakimś czasie spojrzał na niego. Wydawał się być jakiś dziwnie nieobecny, jakby zamyślony albo pod wpływem silnych środków. Kadzidła? Miał zatkany nos, nie mogły aż tak mocno namieszać mu w głowie.
Takahiro, wszystko w porządku? — zapytał spokojnie, zaciskając dłoń w pięść. Był gotowy uderzyć go w twarz, żeby wyrwać go z tego dziwnego transu.

    ✘___ ZAPALNICZKA PIROMANA [4/4]
    (ARTEFAKT GOTOWY DO UŻYCIA W NASTĘPNYM POŚCIE)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy poczuł rozlewający się ból, zbagatelizował banalne odczucie na rzecz dokładnego przebadania trzymanego przez niego przedmiotu. Co prawda w całej tej stercie nie znalazło się nic, co mogłoby pomóc im w wydostaniu się z fortelu, który najwidoczniej został na nich zastawiony. Pułapka na niedźwiedzie — z takiej nie da się uciec, taka trzyma cię w mroźnych szponach pozwalając łaskawie na powolne umieranie w swych objęciach.
  Szkarłatne ślepia z wolna zaczynały blednąć. Zaintrygowany przybliżył broń do swojej brudnej gęby, próbując doszukać się w niej charakterystycznych szczegółów. Ściągnął brwi — między nimi pojawiła się wyraźna bruzda. Aż dziwne, że od  tak częstych wkurwów nie została mu w tym miejscu dożywotnia zmarszczka.
  Nóż. Przez chwilę rozważał wyrzucenie go przez ramię. Nie sądził, aby mógł mu się do czegokolwiek przydać. Zardzewiałe ostrze przypominało mu o broni, której ciężar znacznie spowalniał go w biegu — szybko przetoczył wzrok na topór oparty o szary kamień — nadal tam był; nie zdążył rozpłynąć się w powietrzu. Nikt nie położył na nim swojej kościstej, trupiej dłoni.
  Karasawa dotknął się po sakiewce i prawym boku, aby upewnić się, że Kościane Berło i wszelkie zasoby jakie ze sobą zabrał znajdują się na swoim miejscu. Podniósł się leniwie, czując jak stopy płoną żywym ogniem. Miał ochotę ściągnąć ciężkie buty i gdyby nie okoliczności, to właśnie by zorbił.
  Shay obrócił głowę w kierunku Neely’ego, na krótką chwilę zatrzymując wzrok na zarysie jego postaci. Jego odpowiedź nie satysfakcjonowała go. Miał wrażenie, że wiedział coś więcej, ale powstrzymywał się przed ujawnieniem prawdy. Zmrużył enigmatycznie ślepia i badawczo przyglądał się ulatniającym kończynom Yuuty. Miał mu już odpowiedzieć, ale zapach jaki poczuł, zamknął jego myśli w ciasnej klitce. Po raz pierwszy odkąd pamiętał poczuł się spętany — niematerialnie. Patrzał się na Yukimurę jak człowiek, który zapadł w długą zadumę. Jeśli dźgnie się go palcem miedzy żebra to się ocknie, prawda? W tym przypadku, to chyba nie miało prawa się sprawdzić.
  Dłoń zakrywającą usta i nos opadła mu wzdłuż ciała, ukazując mroku nieogolony podbródek. Oczy szybko z krwistego szkarłatu przeistoczyły się w jasne, znane Nobuyukiemu złoto. Palce zacisnęły się na rękojeści broni, czuł jak świeża krew spływa po ostrzu i upada na podłogę.
  Nie mógł uwierzyć, że wzrok zastygł mu w jednym miejscu. To tak jakby mózg w jednej chwili nakazał mu wyłącznie patrzenie przed siebie, a nie tam gdzie zamierzał. Kobieta jaka ukazała się na jego drodze wzbudziła w nim trudny do opisania niepokój. Źrenice Takahiro stały się cieńsze, jakby samą swoją wizualizacją miały odstraszyć przybyłą, ale nie wiedzieć czemu nie zamierzał tego robić. Patrzał się jak ta przemierza tych kilka banalnych kroków — niemal słyszał w uszach jej bezdźwięczny tupot bosych stóp. Uchylił usta, a jego ciało spięło się. Objęła go swoim nagim ciałem wsuwają twarz w brudne ramie. Wzdrygnął się jak człowiek, któremu ledwie udaje się odsunąć od upadającej filiżanki kawy na spodnie. W głowie znów mu zaszumiało. Zaryzykował i spróbował odnaleźć jej wzrok.
  — Kim ty jesteś? — wysyczał cierpko, ale nie było słychać w jego głosie złości — raczej niedowierzanie. Jej długie włosy, delikatna twarz… wspomnienia wróciły. Poczuł jak serce przeszywa, gorący nieokiełznany impuls. Zacisnął szczęki i wyprostował się — na kamiennej twarzy malował mu się ukrawany i zaciskany między zębami ból. Nie powinien tak długo używać mocy; wiedział to. Pocałunek jakim go uraczyła, na krótką chwilę rozluźnił jego ciało, odciągnął go od cierpienia.
  Odsunęła się i spojrzała mu w oczy.
  ‘Śpiewają na twój pogrzeb. Umrzesz, jeśli nadal będziesz za nim podążał. Umrzesz.’ Jej głos niósł się echem. Rozbijał się o jego czaszkę jak kauczukowa piłka, która wprawiona w ruch skacze tak długo, aż ktoś nie złapie jej w ręce i nie wyprowadzi kolejnej rundki.
  ‘Umrzesz.’
  Ból w klatce piersiowej czaił się pod mostkiem i tylko czekał na kolejny atak z zaskoczenia, jakim mógł obarczyć zgniły organ lisa.
  ‘[…] jeśli będziesz za nim podążał.’
  — Lyanna?
  Wizualizacja rozpłynęła się, a wokół niego znów zapanował mrok. Obślizgła krypta straciła swoją jasność.
  Długo nie odpowiadał Yukimurze. Jego ciemna postać wyprostowała się i odnalazła szkarłatny wzrok kocura; zwierzecyinstynkt wiedział już gdzie szukać. Czarne jak noc uszy sterczały agresywnie z przetłuszczonych, ciemnych włosów. Zrobił krok w kierunku kota. Kamienie pękały pod jego licowymi butami. Kolejny zgrzyt rozniósł się echem; jakby chodził po suchych kościach, pomyślał. Zatrzymał się. Dzieliły ich centymetry.
  Pochylił się w jego kierunku. Nadal górował wzrostem. Oprócz unoszącego się wokół nich aromatu kadzideł, charakterystyczny zapach ciała lisa zdominował prywatną, intymną sferę. Krzyczał do niego — ‘jestem zbyt blisko. Zbyt blisko.’
  Oczy Shaya były nieodgadnione, mogłoby wydawać się, że zasunęła je odległa mgła wspomnień, ale to musiało być kompletnie co innego. Wysunął język aby musnąć nim dolną, szorstką wargę.
  ‘Umrzesz.’
  Umrzesz przez niego.
  Jest problemem.
  PROBLEMEM.
  A co należy robić z problemami?
  W koszmarze każdy dokonany wybór jest zły. A w wizjach? Neely uwolnił w nim zaburzenia i schizofrenię. Czuł radość, ale zarazem strach, że wszelkie zło z przeszłości zabrało się na tę przejażdżkę. Ale był lekarstwem. Kiedy w końcu zyskał jasny umysł świat był rozmazany. To co było oczywiste w jawie, nagle straciło sens.
  Nóż wyślizgnął się z jego palców, a złoto tęczówek szybko nabrało koloru. Poczuł się jakby spędził długie minuty pod głęboką wodą, a teraz wynurzył się z niej zaczerpując powietrza.
  Nie odpowiedział. Woń kadzidła zdążyła przedostać się do jego nozdrzy. Słabł. Oparł czoło o ramię Nobuyukiego i przesunął nosem po skórze jego odsłoniętej szyi; zarost wywołał nieprzyjemne tarcie. Nogi się pod nim ugięły, ale zdążył utrzymać pion.
  — Musze usiąść.
  Odsłaniasz przed nim swoje słabości?
  Gorący oddech buchał w skórę kota parząc wcześniej objętą przez słońce ‘opaleniznę’. Naparł na niego ciałem. Położył jedną rękę na ramieniu. Był ciężki. Zamknął oczy — tylko na chwilę. Tylko na chwilę, mówił sobie.

...................
UŻYCIE MOCY:
Kontrola umysłu (3/3), odpoczynek (1/4)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tylko na chwilę, cichy szept dosięgną ucha Shaya i powtarzał to jak mantrę. Wtem do pomieszczenia wdarła się większa duchota dostarczona przez dwie pochodnie, ściskane przez pokryte trądem dłonie. Z ust zakapturzonych postaci padały niezrozumiałe ani dla jednego, ani drugiego słowa. Były szorstkie jak zarost Takahiro, kaleczyły ucho jak dociskanie szkła do metalu. W ich towarzystwie pojawił się także intensywny zapach kadzideł. Trudno do wytrzymania w takim natężeniu drażliwa woń zakradała się do ich zmęczonych ciał, otulając przyćmione zmysły.
Tylko na chwilę.
Ciało Shaya bezwiednie opadło na te wątlejsze Nobuyukiego, który najprawdopodobniej musiał się oprzeć o ścianę, by nie stracić równowagi, ale ostatecznie i tak nie był w stanie strącić z siebie truchła  i przeciwstawić się dwóm schorowanym pieśniarzom, gdyż jeden z nich strzelił na palcach wolnej dłoni i zaśmiał się chrapliwie, zlizując opuszkiem języka suchość z warg.
— Demonie — wychrypiał enigmatycznie, z odrazą, jak przekleństwo, zaciskając mocno szczękę, w której zabrakło paru zębów. Spomiędzy szpar wydostało się świszczące powietrze.
Yukimura stopniowo zaczął słabnąć, poczuł także upiorny, pulsujący ból w skroni. Mężczyzna znów otarł palec o palec, wtedy film w głowie Neely'ego także się urwał i podzielił los swojego kochanka. Upadł bez sił, przygnieciony ciężarem nieruchomego ciała.



~*~



Obudził go świst i ruch powietrza tuż nad uchem, na swoim ciele czuł natomiast ciepłotę promieni słonecznych, prześlizgujących się po skórze jak łyżwiarz po lodowisku. Było duszno i gorąco. Na matowej skórze pojawiło się więcej czerwonych plam. Toksyczne, desperackie słońce znów dawało się we znaki Desperatom. Kiedy uchylił ślepia i przyzwyczaił je do jasności dnia, jego oczom ukazał się plac, duże, kamieniste podłoże, otoczone zewsząd szałasami, a raczej domami skonstruowanymi z drewna i słomy. Próbując poruszyć ramionami, Nobuyuki odkrył, że jego ramiona od tyłu obejmowały pal, były uwiązane mocno sznurem w nadgarstkach. Nogi natomiast miał wolne, a jedno z kolan stłuczone przez kanciasty kamień, na który musiał natrafić, gdy został rzucony na ich stertę jak worek kartofli. Kątem oka mógł dostrzec wbitą w pal strzałę.
— Obudziłeś się, diabelski pomiocie? — usłyszał irytujący głos nad uchem, niby brzęczenia owada. Prześlizgując spojrzeniem po okolicy, która znajdowała się w zasięgu jego wzroku, mógł bez problemu zlokalizować jego właściciela. Był nim nastolatek o czarnych jak smoła włosach i brudnej od potu, kurzu i krwi skórze.  Szczerzył się szyderczo, ukrywając się w cieniu drzew. W dłoni dzierżył łuk. — Uschnij, bo w innym wypadku niewinna krew twego przyjaciela przeleje się — dorzucił zagadkowo i kopnął w klatkę, w której znajdowało się jakieś stworzenie, jednak kształt był niewyraźny i Neely nie mógł rozpoznać czy to był ptak, czy inne zwierzę. To COŚ poruszyło się w niej i wydało z siebie nieartykułowany dźwięk – na pograniczu ludzkiego pisku i ptasiego skrzeku, a podrostek zniknął w chłodzie izby.


Przyjemny chłód łaskotał jego skórę. Przebudził się, czując, że pod głową ma coś ciepłego i przyjemnie miękkiego w dotyku, jakby aksamitna pościel. Otworzywszy oczy, napotkał nimi nie sufit, a parę piersi - ładnych i zgrabnych. Wtedy zdał sobie sprawę, że jego głowa była ułożona na biodrach rudowłosej kobiety, która ukazała się w krótkiej wizji. Gdy złapali ze sobą kontakt wzrokowy, na różowych ustach ukształtował się delikatny uśmiech. Pochyliła się, a biust poruszyły się razem z nią. Długie, rudowłose kosmyki upadły na twarz Shaya i połaskotały policzki, a miękkie wargi musnęły go w czoło.
— Dobrze się spisałeś — wyszeptała, zaplątując zadbane palce w czarną czuprynę. W ramach rozluźnienia, zaczęła powolnymi ruchami masować skórę jego głowy. Druga dłoń złapała za dzban i przycisnęła go do ust Takahiro. — Wypij — zachęciła. Oderwała palce od wilgotnych włosów, przytrzymując obiema rękami gliniane naczynie.


Neely: Czuje tępy ból w skroni przez słońce. Ma na sobie komplet swoich przepoconych ubrań, ale został pozbawiony ekwipunku. Na skórze ma czerwone plamy od słońca - nie są szkodliwie, nie bolą.
Odczuwa 28°C.

Shay: Nie czuje bólu, a jednie dezorientacje i osłabienie. Jest nagi, pozbawiony swoich rzeczy, ale też czysty.
Odczuwa 20 °C.

Czekam na odpisy do 11 marca.
Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Wpatrywał się w Shaya swoimi szkarłatnymi ślepiami tak, jakby zaraz miało stać się coś, czego nie dało się przewidzieć, a na co musiał być gotowy — pierwszy raz widział go w takim stanie, więc nic dziwnego, że przepełniał go jakiś obcy lęk, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Lęk przed utratą kogoś niezwykle mu bliskiego, obawa przed nieznanym i podskórnie narastająca bezradność. Nie wiedział co powinien zrobić — stał dobrą chwilę w bezruchu, bezsilnie przyglądając się scenie, która miała miejsce tuż przed nim. W tamtej chwili zdał sobie też sprawę, że Lis stał się jednym z jego słabych punktów — Nobuyuki do tej pory unikał przywiązywania się do innych, odcinał się od wszystkich, którzy próbowali go zatrzymać na dłużej w jednym miejscu i kroczył przez życie samotnie, nigdy mu na nikim nie zależało, nikt nie był jego słabością. Sprawy zaczęły się komplikować, gdy pojawił się on — wyszedł z cienia jak demon chcący pożywić się duszą pierwszego napotkanego grzesznika, a potem przez krótki moment ukazał swoją prawdziwą twarz, w której można było się zakochać.
Paznokcie zaciśniętej dłoni Neely'ego nieprzyjemnie wbiły się w jasną skórę, a usta wykrzywiły się okropnym grymasie. Oczy byłego wojskowego zdawały się być puste, bez konkretnego wyrazu. Wyglądał jak lalka porzucona przez wprawne palce marionetkarza. Ręce opadły mu bezwładnie, jakby nawet nie próbował walczyć, jakby poddał się na samym wstępie. Całkowicie poddał się wizji — mogłoby się wydawać, że duchem na chwilę zniknął z tego świata i przeniósł się w inne miejsce, do którego śmiertelnicy nie mieli dostępu.
Na usta Kocura cisnęły się mocne słowa — miał ochotę wyrzucić z siebie całą tłumioną złość i bezradność w postaci wiązanki wulgaryzmów. Chciał spróbować wybudzić Shaya z transu, ale z drugiej strony bał się zaryzykować, bał się, że przez pochopne działania może go stracić. Bił się z myślami i pomysłami, które przychodziły mu do głowy — w ostatecznym rozrachunku uznał, że wszystko musi przeczekać, urok musiał minąć, a wtedy wszystkiego się dowie. Przynajmniej taką miał nadzieję.
Przełknął głośno ślinę, wpatrując się w sylwetkę krupiera — wyczekiwał momentu jego powrotu. Przez dobrą chwilę nawet nie mrugał, jakby każda sekunda była na tyle cenna, że nie powinien żadnej przeoczyć. Ciało mu drżało niespokojnie — nigdy nie należał do cierpliwych osób, teraz nie potrafił nad sobą zapanować. Zaczął bujać się z nogi na nogę, a prawą dłoń wplątał w mokre włosy, które przeczesał sprawnie palcami.
Na chwilę zatrzymał oddech. Miał wrażenie, że wzrok mu się wyostrzył.
Wydawało mu się, że coś dostrzegł. Dostrzegł moment powrotu tego, którego tak bardzo oczekiwał.
Nastała cisza — Neely nie wiedział co powiedzieć; słyszał tylko głośne uderzenia własnego serca, bijącego w żebra z ogromną siłą, próbującego wydostać się z piersi. Cały drżał, jakby koszmar, w którym utknęli wciąż trwał i miał trwać jeszcze.
Nic nie mówili, po prostu krótką chwilę przyglądali się sobie. Ich spojrzenia mówiły za nich, żadne słowa nie byłyby w stanie wytłumaczyć tego co się stało.
Niepewnie wyciągnął ręce do przodu, gdy tylko ujrzał, że Shay robi krok w jego kierunku. Próbował wykrzesać z siebie delikatny uśmiech, ale nie było go stać nawet na drobną zmianę mimiki. Myśli w głowie krążyły wciąż wokół jednego — wokół tego, że mógł go stracić.
Dźwięk upuszczonego przez Karasawę ostrza przeciął ciszę.
Lis ledwo stał na nogach — Nobuyuki od razu pochwycił jego osłabione ciało, kładąc mu dłoń na plecach. Poruszył niespokojnie ogonem — palce mocno zacisnął na jego ciuchach, by mieć pewność co do tego, że nic ich już nie rozdzieli. Duszące kadzidła osłabiały również jego, czuł, że mięśnie wkrótce stracą całą swoją siłę. Padł na ścianę w momencie, w którym ostry zarost krupiera podrażnił mu szyję.
„Muszę usiąść.”
Szkarłatne oczy zabłyszczały żywo, jakby ostatnimi pokładami iskier.
Zaraz usiądzieszi wszystko będzie dobrze, cisnęło mu się na usta, choć wiedział, że tekst ten byłby kłamstwem w najczystszej postaci. Dlatego nie powiedział nic. Przyciągnął Shaya bliżej siebie, przejeżdżając nosem po jego włosach. Zaciągnął się ich charakterystycznym zapachem, który już dawno połączył się z wonią potu.
Powieki robiły się coraz cięższe — aż trudno było utrzymywać oczy otwarte.
Zrobiło się cholernie duszno, przez na wpół zamknięte ślepia Nobuyuki zdołał dostrzec dwa płomienie, które wdarły się do nory. Za nimi wyłoniły się również dwie ciemne postaci, które powtarzały niezrozumiale zdania, prawdopodobnie w jakimś obcym, starym języku. Kocur złapał swojego partnera najmocniej jak tylko mógł — byleby go nie puścić, byleby nie pozwolić na rozdzielenie. Jego chwyt jednak nie był tak silny jak wcześniej — palce mu się ślizgały, nie były w stanie kurczowo złapać za materiał bluzy. Zegar tykał, odliczał rychły koniec.
„Demonie.”
Zabolała go skroń — ból był okropny, punktowy, jakby ktoś próbował mu wywiercić dziurę w głowie. To cierpienie było ostatnim, co miał zapamiętać, bo sekundy później czarność zalała mu oczy, ciężkie powieki opadły i przysłoniły świat.

***

Oczy otworzył leniwie, ostrożnie — agresywny świst powietrza przy uchu brzmiał prawie jak ostrzeżenie. W pierwszej chwili bał się tego, co może zastać, jedyne co pamiętał to norę, słabnącego Shaya i ten uciążliwy ból głowy, który trzymał się go cały czas. Było mu gorąco, czuł jak pojedynce krople spływają mu po twarzy, a już dawno przepocone ubrania kleją się do jasnej skóry pokrytej czerwonymi plamami.
Takahiro...
Obejrzał się od razu na boki, jakby wzrokiem próbował wypatrzyć Lisa. Najpierw oślepiło go słońce — aż w oku zakręciła mu się łza. Mrugnął ślepiami kilkukrotnie — zabieg ten pozwolił mu przyzwyczaić się do intensywnych promieni słonecznych. Musiał szybko rozeznać się w sytuacji jeśli zamierzał podjąć jakiekolwiek działania, wiedział to.
Szarpnął rękoma — od razu zorientował się, że jest przywiązany do jakiejś drewnianej beli. Był na placu (ofiarnym?) otoczonym szałasami należącymi prawdopodobnie do tych tubylców, którzy nazywali go demonem i diabelskim pomiotem.
Uniósł ciało — nogi mu niepewnie zadygotały, ale zdołał utrzymać równowagę i ciężar własnego ciała. Dostrzegł na jednym ze swoich kolan krew — podczas taszczenia jego ciała ktoś musiał nieumiejętnie przywalić nim w jakiś kamień, bo sam nie pamiętał momentu, w którym nabawił się tej rany.
„Obudziłeś się, diabelski pomiocie?”
Nie. Jeszcze, kurwa, śpię. Wypierdalaj — wysyczał cicho przez zaciśnięte zęby. Nie obchodziło go nawet to, że ma do czynienia z dzieciakiem, w którym równie dobrze mógł siedzieć trzystuletni wymordowany. Przyglądał się czarnowłosemu ostrożnie, lustrował jego sylwetkę, jakby chciał go przejrzeć na wylot, wyłuskując wszystkie informacje, które mogłyby się przydać w późniejszym czasie.
„Uschnij, bo w innym wypadku niewinna krew twego przyjaciela przeleje się.”
Nic nie jest w stanie wysuszyć demona zrodzonego z najgłębszych czeluści. Taka temperatura to dla mnie norma, musicie postarać się bardziej — zażartował odnośnie swojej diabelskiej natury, odpowiadając chłopakowi jadowitym uśmiechem, który w połączeniu z jego skrępowanymi rękoma i brudną twarzą wyglądał bardziej destrukcyjnie niż powinien.
Dopiero wtedy dostrzegł klatkę, w którą kopnął łucznik. Coś w niej było, bo wydało z siebie ten przeraźliwy dźwięk, przez który Neely przypomniał sobie o bolącej głowie. Skrzywił się na chwilę, odprowadziwszy brzdąca spojrzeniem, aż w końcu zniknął w jednym z domków.
Yukimura natychmiast zaczął piłować twardymi paznokciami linę pętającą jego nadgarstki. Nie posiadał zwierzęcych szponów, ale wirus sprawił, że jego pazury były dużo twardsze. Potrzebował tylko czasu, bo był niemalże pewny, że przy odrobinie wysiłku uda mu się wyswobodzić z więzów. W międzyczasie spojrzał w stronę wiszącej klatki. Kopnął nogą w pal, do którego był przywiązany, jakby chciał na siebie zwrócić uwagę tego czegoś, co zostało schwytane.
Demona przywiązali, a zwierzę trzymają w klatce? Idioci — prychnął, choć w jego głowie pojawiła się dziwna, że ta istota mogła być wymordowanym, a nie zwierzęciem. Westchnął ciężko, nie przerywając rozcinania paznokciami lin, które go pętały. — Nie jestem tym za kogo mnie mają Ci popierdoleńcy. Słyszysz mnie? Jesteś człowiekiem? ODPOWIESZ? — rzucał w to coś desperacko pytaniami. Był wstanie pokusić się o wszystkie możliwe środki, byleby tylko uwolnić się i znaleźć Shaya. Obiecał sobie, że bez niego stąd nie ucieknie, choć na pewno byłoby łatwiej.
Skroń znowu go zakuła — ogon poruszał się niespokojnie, a uszy nasłuchiwały.
Mógł krzyknąć, jeśli Shay byłby w pobliżu to na pewno by go usłyszał. Uznał jednak, że krzyk wywabiłby mieszkańców domostw, a to mogłoby się źle skończyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jasność pochodni przesączała się przez biały, niemy świat mgły. Potem zapanował mrok. Takahiro chciał go odgonić machnięciem dłoni, ale nie czuł aby w ogóle nią ruszył; zatopił się. Dotyk Yukimury był jak jedwabny koc muskający ciało, ciepłem bezpieczeństwa. Powieki były ciężkie. Nie próbowały walki. Opadły na złote, zmęczone ślepia jak mosiężny balast. Jawa wyciągnęła w jego kierunku szkieletowe palce, jakby sięgała do niego gdzieś zza starego, obskurnego grobu. Próbował utrzymać świadomość jak nieposkromionego rumaka na napiętych wodzach — bezskutecznie. To jak szukanie kawałków rozbitego lustra. Łapiesz je w palce, ale ranisz się — ilekroć spróbujesz poskładać rozum w całość.
  Dotyk ten mógł trwać wieczność. Mógł przesuwać się falami od nasady włosów i słabnąć tuż przy linii szczęki. Dotyk tak charakterystyczny, że otulony ciemnością umysł mógł go z łatwością nazwać. Przypisać mu wizytówkę jak cenę z zawieszką na szyi. Umysł odpłynął swobodnie w dal — wielki pozbawiony wizjera aparat fotograficzny, robiący zdjęcia błyskawiczne. Powoli składał jego obraz. Szczupłe palce zakończone pazurami. Białe włosy, których końcówki zaczepnie muskały go w odrapane policzki i podrapany nos. Zatapiał się w jego zapachu. Uchylił spękane wargi, a lewy kieł ujawnił się w ciemnościach jak relikt – kość zakopana w piasku.
  Yukimura — chciał go zawołać. Słyszał jego głos odbijający się w czaszce. ‘Niebawem usiądziesz’. Usta zadrżały w nerwowym spazmie, mogło się nawet wydawać, że wykrzywiają się w nieudolnej próbie uśmiechu.
  Czemu, jeszcze nie siedzę, Yukimura? Daj mi usiąść. Ból w stopach nadal trwał. Niebawem podwoi się i potroi, tylko, że nie ból był najgorszy. Wydawało mu się, że dłonią zaciska jego ramię, że czuje jego ciepło, jego głos nęcący przy zwierzęcym uchu. Że wciąż znajduje się przy nim.
  Ból w stopach nie istniał.
  Budził się i zasypiał, a wizje w jego głowie obrazowały na przemian ciemny mamer i swobodę. Na granicy jawy jakiś niski buczaccy głos pytał go bez przerwy: jesteś martwy? Jesteś martwy? Nie potrafił rozsądzić, czy to głos jego podświadomości czy Nobuyukiego.
  Gwałtownie otworzył oczy, oszołomiony i spocony mimo nocnego chłodu. To nie oblicze Yukimury dojrzał przed swoja twarzą. Nagie piersi nie były tym co spodziewał się zobaczyć zaraz po uchyleniu powiek. Zmartwiał. Kropla potu spłynęła po jego twarzy. Przez moment zapomniał o swojej niedawnej wizji. To tak jakby ta kobieta wypchnęła ją z głowy zastępując swoim pięknym obrazem.
  — Gdzie… — Uchylił ponownie popękane usta, próbując wydusić z siebie choć słowo, ale nagość dziewczyny wprawiła go w chwilowe osłupienie. Przez długi czas nie potrafił odnaleźć wzrokiem jej twarzy, a kiedy mu się to  w końcu udało, ta nie dając mu dokończyć zdania przysunęła dzban do jego ust. Nie opierał się. Był spragniony i nieruchomy — jak po operacyjnym unieruchomieniu bioder, barków i najpewniej całego ciała.
  Pijąc napój spoglądał na nią mrocznie. Jego zwierzęce źrenice nigdy nie dodawały miękkości spojrzeniu. Nawet teraz słaby i zdezorientowany zmianą scenariusza, nie wyglądał na zbłąkaną duszę szukającej drogi powrotnej do domu. Był jak sponiewierany diabeł, który wrócił do piekła po ciężkiej, zwycięskiej walce.
  Kiedy wystarczająco się napoił, odsunął głowę; woda z naczynia oblała mu policzek. Podniósł się na łokciach. Jego nagi brzuch napiął się eksponując bliznę pod sercem — pamiątkę po wyciętej śledzionie. Zmrużył powieki doszukując się czegokolwiek, ale pustka jaka zachciała go przywitać była przenikliwie mroźna i odległa. Niepokojąco inna.
  — Gdzie ja jestem?
  Chrapowaty głos, przeżarty parszywością oszronił niewidzialne ściany. Obrócił głowę, aby na nią spojrzeć. Zmienił pozycję i usiadł. Położył uzbrojoną w pazury dłoń na ziemi.
  — Gdzie on jest? — zagrzmiał. Jego głos był jednak spokojny, dziwnie uduchowiony, jakby spodziewał się, że kobieta niemal w sekundzie odpowie na jego pytania.
  Był nagi. Nigdzie nie widział swojego dobytku. Topór zniknął, Kościane Berło, prowiant, odzienie. Wszystko co pozwalało mu przeżyć.
  A jeśli pozwolił uciec mu po raz drugi?
  Coś mrocznego złapało jego żołądek i pociągnęło w okolicę gardła.
  — Podaj mi moje rzeczy.
  W nieokiełzanych ciemnościach jego twarda, zarośnięta twarz pobrużdżona zmęczeniem, miała lwi wygląd. Pomimo bólu gnieżdżącego się gdzieś w klatce piersiowej (po użyciu kontroli), oczy iskrzyły złotem surowości. Nie potrafił rozszyfrować jej słów. Jego umysł był dziwnie zamknięty. Dziwnie odcięty od rzeczywistości.
  Krzyk ciszy odbijał się od pustkowia jak dźwięk biegnącego zagubionego psa pędzonego batami przez dziwną i straszliwą okolicę.

...................
UŻYCIE MOCY:
Kontrola umysłu (3/3), odpoczynek (2/4)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Akustyka podwórza była doprawdy wyborna, gdyż szyderczy śmiech zabrzęczał w uszach Nobu, jak odgłos dzwonów kościelnych, wzmagając pulsujący ból płata czołowego, które rozprowadzała się systematycznie po całym ciele. W ramach riposty na jego okrzyki, rozległ się świergot, niby to słowika, ale ówże dźwięk nie był rejestrowany przez właściciela czerwonych ślepi, a pobrzmiewał w jego głowie, jak myśli, które usiłował uporządkować, w celu odnalezienia odpowiedzi na ciskające się na usta pytania.
— Ćwir... ćwir. — Gardło umieszczonego w klatce stworzenia wyduszało z siebie te dźwięki raz zarazem, jakby w ten o to sposób chciało sobie je zedrzeć i mieć spokój od śpiewu. — Jam jest słowik. Stworzenie, które umila czas swoim właścicielom. — Cichy, niemalże dziecięcy głosik uderzył do głowy posiadacza zarówno wilczych, jak i kocich genów. — Jam jest ptak złapany w klatę... Ćwir... Pragnący wolności...  Ćwir. — Uderzyło ptasią nóżką o klatkę. Była zaobrączkowana, gdyż Neely dostrzegł błysk srebra zaczepionego o kończynę. — Ćwir. Ćwir. — Z dzioba mieszkańca klatki popłynęła symfonia dźwięków, wtem na dziedzińcu pojawiło się dziecko. Siedmioletnia dziewczynka. Miała burzę czarnych jak smoła loków, ukrytych w materiale czapki, w ręce natomiast trzymała woreczek.
Smutną pieśń została przerwana. Brzdąc podszedł, a raczej zakradł się w stronę  klatki. Otworzył woreczek i nabrał do niego garść ziarnek, chociaż tej odległości Neely spotkał się z pewnymi trudnościami i nie mógł do końca określić, co znajdowało się na wewnętrznej części malej rączki. Dziewczynka wsunęła ją między pręty klatki i zaszczebiotała coś niewyraźnie.
— Ćwir. Ćwir. Ileż można... Ćwir.  Przeklinam cię  — zrugało ją karmione stworzenie, ale łapczywie pochyliło łeb nad ręką i skonsumowało jej zawartość.
— Pan tes kce papu? — zapytał zadowolony z siebie dzieciak i podbiegło w stronę Neely'ego. W roztargnieniu przewróciło się, ale mała piąstka zacisnęła się kurczowo na woreczki w heroicznym geście, nawet jeśli kolana skonfrontowały się boleśnie z kamienistym gruntem. Zatrzymała się parę centymetrów przed Yukimurą i znieruchomiała, dostrzegając jego czerwone ślepia. W jej ciemnych oczkach pojawiły się łzy, ale dzielnie zacisnęła zęby na dolnej wardze i podeszła do demona.
— Demon z pana?  — mruknęła niemrawo. Jeden z jej opuszków skonfrontował się z policzkiem członka CATS, delikatnie, jakby w obawia, że skóra rozpadnie się pod naporem palca. — Nie tsuje inności — wyszeptała. — To kłamstwo?



Dźwięczny śmiech kobiety odbił się od ścian słabo oświetlonego pomieszczenia, a gdzieś w oddali do uszu Shaya doleciał dźwięk dzwoneczków.
— Jesteś taki mężny — zachwalał, błądząc ręką po nagiej skórze Lisa, a w jej oczach zapalił się żar podniecenia, ale wycofała rękę, napotykając jego wściekłe spojrzenie, w obawie, że mógłby naprawdę dopuścić się na niej rękoczynów. — Usiądź, mój panie, niedługo go ujrzysz. Jest cały i zdrów. Napojony, nakarmiony, tak jak ty — zapewniła, demonstrując rząd pięknych, równych zębów.
Wstała, a jej dłoń mocno zakleszczyła się na ramieniu Takahiro. Nie była damą w opalach. Jej palce miały silny uścisk. Pozostawiał na skórze mężczyzny ślady w postaci płytki zadrapań,  miejscu gdzie wbiły się paznokcie. Przycisnęła usta do jego karku.
— Cierpliwości, mój miły — wyszeptała cichutko, kojącym, ciepłym głosem, otulając skrawek obcego ciała ciepłym oddechem. — Będzie ci ona wynagrodzona, a włos z głowy mu nie spadanie — obiecała. Odgarnęła włosy z ramion, zaczesując je do tyłu, po czym przemieściła się.
Gdy Shay przyzwyczajał oczy do oświetlenia mógł dostrzec, że znajdowali się w niewielkim pomieszczeniu, którego niemal cała powierzchnia była wypełniona poduszkami i kocami. Źródłem światła były świece, wydające z siebie aromatyczną, kwiatową woń. Były umiejscowione na jednym meblu w tym pomieszczeniu - ręcznie wykutym świeczniku. Właściciela zmysłowego głosu sięgnęła po wielki, stojący pod ścianą dzban. Podeszła do Shaya i bez słowa wylała na niego niemal jego całą pachnącą ziołami zwartość, po czym zaczęła ją wcierać delikatnie do jego skóry. Miejsce w miejsce, centymetr po centymetrze, nie zapominając nawet o kroczu.
— To część rytuału — powiadomiła go, zaciskając palce na jego męskości. — Odkupienia.


Neely: Czuje tępy ból w skroni przez słońce. Ma na sobie komplet swoich przepoconych ubrań, ale został pozbawiony ekwipunku. Na skórze ma czerwone plamy od słońca - nie są szkodliwie, nie bolą.
Odczuwa 28°C.

Shay: Nie czuje bólu, a jednie dezorientacje i osłabienie. Jest nagi, pozbawiony swoich rzeczy. Został oblany olejkiem.
Odczuwa 20 °C.

Czekam na odpisy do 19 marca.
Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.


Ostatnio zmieniony przez Yury dnia 14.03.18 15:53, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Ten przeklęty śmiech — miał go dosyć, nie chciał go słyszeć, najchętniej zatkałby uszy rękoma, gdyby tylko udało mu się je uwolnić. Dźwięki, które go atakowały były bardzo nieprzyjemne w odbiorze, za każdym razem sprawiały, że na jego ciele pojawiała się gęsia skórka. Oczywiście niemalże bez przerwy towarzyszył mu również dokuczliwy ból głowy, który stawał się intensywniejszy w tych najgorszych możliwych momentach. Neely miał widoczne problemy z zebraniem myśli do kupy, choć mogłoby się zdawać, że z każdą kolejną próbą było tylko lepiej — a przynajmniej to próbował sobie wmówić.
Uparcie próbował zlokalizować źródło zwierzęcego świergotu — rozglądał się na boki, cały czas powracając wzrokiem do klatki, która zwisała z jednej z chat. Poruszał uszami, jakby chciał się dokładniej wsłuchać w dźwięki, którymi został przez kogoś obdarowany. Ale wciąż miał dziwne wrażenie, że to co słyszy uderza w niego zewsząd, z każdej możliwej strony. Można go było porównać do schizofrenika słyszącego głosy — mimo usilnych starań nie potrafił dociec ich źródła, zupełnie jakby już od dawna były tylko w jego głowie. Jedno ćwierknięcie było jak jedna wbita w głowę igła — ból był krótkotrwały, silny, szybko mijał, ale również bardzo szybko się pojawiał. Niełatwo było go znosić.
„Jam jest słowik.”
Odetchnął z ulgą, gdy zagadka sama się rozwiązała — za metalowymi prętami był jakiś magiczny ptaszek, który najwidoczniej potrafił porozumiewać się z innymi za pomocą myśli lub w podobny sposób. Nobuyuki był pewny, że jego ćwierkanie nie jest słyszalne dla jego uszu — ono rozbrzmiewało w jego głowie. Nawet gdyby chciał je wyciszyć, to nie miałby jak, nie miał na to żadnego wpływu. A przynajmniej tak zakładał.
Coś zabłyszczało w słońcu, prawdopodobnie część kajdan, które więziły słowika w klatce. Przez sporawą odległość i oślepiające promienie słoneczne nie był w stanie jasno określić czym jest przedmiot przyczepiony do ptasiej nóżki uwięzionego. Równie dobrze mógł to być jakiś pierścień lub srebrna obręcz — ciężko mu było to stwierdzić.
Jeszcze chwilę przysłuchiwał się śpiewowi ptasiego więźnia, przymykając przy tym oczy i po raz kolejny próbując wyrwać się z więzów. Twarde pazury znów zaczęły pospiesznie pocierać linę, która pętała już dawno podrażnione nadgarstki. Chciał tylko wyswobodzić dłonie, wtedy reszta byłaby znacznie prostsza, wtedy mógłby myśleć nad poszukiwaniami Shaya i planem ucieczki.
Kilkanaście sekund później przed oczyma Neely'ego pojawiła się dziewczynka — zwykły, mały dzieciak, niczym nie wyróżniający się na tle pozostałych dzieci. Wyglądała na całkiem zwyczajną (choć na Desperacji nikogo nie powinno się oceniać po samym wyglądzie, bo nawet najbardziej niepozorni mogli okazać się najgorszymi bestiami), co odrobinę uśpiło czujność białowłosego. Wpatrywał się w dziecko swoimi szkarłatnymi ślepiami, które na pewno błyszczały przez słoneczne światło. Przyglądał się jej dobrą chwilę i niemal od razu dostrzegł sakiewkę, którą mała trzymała w jednej z rączek. Naturalnie zaciekawiła go jej zawartość, ale nie zdecydował się o to zapytać — uznał, że lepiej będzie poczekać na rozwój wydarzeń, wtedy więcej spraw się wyjaśni.
Dziewczynka po cichu podeszła do klatki, wyjęła z woreczka część jego zawartości i poczęstowała nią słowika, który z początku nie był zadowolony, ale ostatecznie skorzystał z tego, co zostało mu podarowane.
„Pan tes kce papu?”
Ożywił się i spojrzał na nią intensywniej, aczkolwiek bardzo spokojnie — jego doświadczenie w postępowaniu z dziećmi było nikłe, ale wiedział, że musi być miły i ostrożny. Swoje kontakty z bachorami ograniczał do minimum — najchętniej ich unikał, bo jakoś nigdy nie potrafił się z nimi dogadać. No i niesamowicie go drażniły.
A co dobrego tam masz? — zapytał z udawanym zainteresowaniem, jakby ten drobny zabieg miał mu pomóc w zdobyciu zaufania dziewczynki. Z pewnością to była jedna z jego gier — chciał dociec swego, chciał się uwolnić i odnaleźć Karasawę, który musiał być gdzieś w pobliżu. Musiał. — Uważaj pod nogi, bo będziesz miała brzydko poranione nóżki — posłał jej wymuszony uśmiech, a w głosie słyszalna była troska — prawdopodobnie również udawana, ale czarnowłosa nie musiała o tym wiedzieć.
Chwilę później dostrzegł ją wyraźniej, bo stała zaledwie kilka centymetrów od niego. Zobaczył jak w jej zaszklonych oczach kręcą się łzy. Totalnie nie wiedział co powinien zrobić, dlatego uznał, że chwilę pomilczy. Starał się wykrzesać z siebie jak najbardziej przyjazną mimikę — na jego twarzy pojawił się bezzębny uśmiech, a kocie uszy poruszyły się delikatnie jak u pieszczonego kociaka.
„Demon z pana?”
A naprawdę wyglądam jak demon? Jestem kotem, białym kotem — powiedział dość szybko, ale sekundy później poczuł dłoń małej na swoim policzku. — Bo nie jestem inny, jestem prawie taki jak Ty, tylko że większy i starszy. Różnimy się wiekiem i wyglądem. Tylko. Ja mam serce, Ty masz serce... Chcesz posłuchać jak bije? Demony nie mają serca, są przeklęte. Nie jestem jednym z nich. Demony nie są wrażliwe na słońce, ja jestem. Demony uwielbiają upał, a ja go nie cierpię. — Uśmiechnął się oszczędnie, wpatrując się w dziewczynkę. — Uważają mnie za kogoś, kim nie jestem. To kłamstwa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dźwięk dzwoneczków leniwie brzęczał za jego zwierzęcym uchem, wprawiając właściciela lisich genów do kolejnej desynchronizacji ze światem. Podłe ślepia w końcu przyzwyczaiły się do ciemności; zaskoczył go widok słabo palącego się lontu świecy gdzieś kilka stóp od jej bladych, kobiecych kształtów. Przez moment wydawało mu się, że blask jest w stanie podkreślić charakterystykę pomieszczenia, ale nie był w stanie zauważyć żadnych drzwi czy okien prowadzących na zewnątrz.
  Głos jakim posługiwała się kobieta był hipnotyzujący; dojrzały i intrygujący — kiedy drobne tonacje wydobywały się spomiędzy jej jasnych warg trudno było nie ulec i nie spojrzeć jej w oczy. Z zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że obserwował jej twarz nieustannie, jakby to właśnie w jej mimice ukrywała się tajemnica zagadkowej tożsamości. Czułe słówka wyraźnie połechtały jego wysokie ego, ale pomimo tego spoglądał na dziewczynę nieufnym spojrzeniem. Nie odsunął się. To miała być część gry. Wykrzywił okropnie usta i przywołał na spękanych, podrapanych wargach przeklęty uśmiech diabła; sięgał samego piekła.
  Nie tracił czujności. W myślach szybko przewertował słowa Yuuty. Słodko-gorzka prawda, w końcu stała się rzeczywistością — kałużą w którą wdepnął; którego nogawka zamoczyła się po kolano. Odchylił łeb, jej rude włosy opadły na obojczyki.
  — Panie? — w kąciku warg nadal ukrywał się arogancki uśmiech, ale tym razem podkreślony był on dozą nieopanowanego napięcia. Chciał zapytać czemu więc Nobuyukiego przy nim nie ma, ale ostatecznie ugryzł się w język. Dziewczyna właśnie wstała, a fałszywy wzrok Shaya podniósł się razem z nią. Twarz miał spokojną i uważną. Cienkie źrenice wyczuwały grunt sytuacji.
  Odwróciła się, a kiedy jej blade plecy zajaśniały w półmroku, uśmiech spełzł mu z twarzy, zacierając udawanie rozbawienie. Dyskretnie obejrzał się za siebie. Koce i poduszki niewiele mu mówiły (oprócz tego, ze Neel byłby w siódmym niebie). Miał złe przeczucia. Musiała dla nich pracować. Suka, przeszło mu przez myśl, kiedy obracając głowę natrafił na jej spojrzenie. Trzymany przez nią dzban, wzbudził w nim zainteresowanie, jak kłębek wełny u małego kociaka. Hipnotyzujący kontakt wzrokowy; analizował jej mimikę, aby odszukać ukryte intencje.
  — Skąd się tu wzięłaś i kim jesteś? Skąd to wszystko wiesz?
  Kącik warg zadrżał lekko. Niczego jej nie brakowało. Była piękna. Twarz, biust, biodra — jej ciało kusiło, jak wąż, który podstępem nakarmił Adama i Ewę zakazanym owocem w Boskim Raju.
  Potem gwałtowny chlust olejku wylał się na jego łeb i wszystkie wcześniej zmętnione myśli odpłynęły w dal. Znów znalazł się w zimnej jamie. Znów przypomniał sobie dźwięk pieśni (pogrzebowej — podpowiadał mu rozum). Znów poczuł zapach Nobuyukiego. ‘Zaraz usiądziesz’ — szeptane w jego ucho. Przeszły go dreszcze. Zacisnął silnie zęby ukazując ostre kły i zacisnął powieki. Mogło się wydawać, że wrzaśnie, ale on syknął tylko i wzdrygnął się, niczym kot wysadzany do głębokiej wody. Mięśnie napięły się, a włosy opadły przeciążone płynem na jego czoło i powieki. Gwałtownie zadarł głowę, aby na nią spojrzeć.
  Twarz miał twardą, a dłonie zacisnęły się na udach. Ściągnął łopatki. W oczach błysnęło coś niebezpiecznego — nieskrępowana czerwień, która szybko zniknęła — nie zareagował agresywnie. Prawdę mówiąc czuł niepokój i jego wewnętrzny potwór pragnął ucieczki w jakąś ciemna norę niż bezpośredniej walki.
  — Oczyszczenia… — wychrypiał. Poczuł  jak dreszcz przebiega mu w okolicy podbrzusza, złapał ją za nadgarstek powstrzymując przed kolejnym ruchem, który znów miał objąć jego przyrodzenie. Zamierzała go drażnić? Co to za gra? Nie chciał pokazać, że jest górą. Spojrzał jej w oczy, subtelnie przyciągnął w swoja stronę i uśmiechnął się banalnie, nieszczerze; twarde rysy jego twarzy uwydatniły się w cieniu.
  — Współpracujesz z nimi? — wyszeptał konfidencjonalnie — a raczej spróbował szeptać. Jego niski ton nie był przystosowany do takiej tonacji. — Puśćcie nas. Czego chcecie? Yukimurę? Obiecałaś mi coś. — Nie przestawał mówić. Jego ciepły oddech stworzył granicę miedzy ich twarzami. — Nie spadnie mu z głowy włos. Oby było jak mówisz — przytoczył, gdyby miała jakieś wątpliwości. — Dajesz się manipulować osobom, które czynią zło. Nie musisz tego robić. Możesz uciec. Ze mną. — Uścisk na jej nadgarstku nieco się poluźnił — tania zagrywka. Był bogatszy o wiedzę Yuuty. Yukimura również. Chciał kupić jej zaufanie, a przynajmniej spróbować dowiedzieć się jak najwięcej w najkrótszym czasie, bo on wydawał się przesypywać między jego palcami jak zasuszony pustynny piach.
  Serce zabiło mu mocniej. Niewiedza o tym co może nastąpić popędzała jego chore serce do szybkich uderzeń. Pustka. Strefa zero.
  Yukimura musiał gdzieś tu być.
  Ale gdzie?

...................
UŻYCIE MOCY:
Kontrola umysłu (3/3), odpoczynek (3/4)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach