Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Groty przecięły ciemne sklepienie, odgradzając już i tak bezgwiezdną noc od abstrakcji w jakiej aktualnie tkwili. Unoszący się kurz pod nogami Karasawy przypominał buchający dym spod kanalików kanalizacyjnych, które prowadzić mogły tylko do samego piekła; ciepła jednak nie dało się wyczuć nawet w najmniejszej cząstce rozgrzanego ciała, i wątpił, aby miało się to zmienić w przeciągu kolejnych kilku chwil.
  Mięśnie zadrżały kiedy podciągał się w górę; bolało go każde ścięgno składające się na twardy, smukły biceps. Stopy z trudnością wyłapywały stabilny grunt — jak na ściance wspinaczkowej, łapał się wystających głazów, sięgając wyżej. Skórzane rękawiczki w końcu zdały swój egzamin, przyjmując na swój materiał szorstkość wybranej ścieżki. Pod pazurami zbierała mu się mieszanka piasku, żwiru i ziemi; na czole pojawiły się pierwsze krople potu. Czuł jak podążające za nimi zjawy ocierają się o jego piety, jak powiększa się rozpadlina sunąca z nim jak cień — jak owinięte łańcuchami duchy dyszą mu w kark.
 Kamień ułamał mu się w dłoni. Zadarł gwałtownie łeb, aby znaleźć inny dogodny punkt. Lisi ogon machnął u nóg, a bruzda na czole powiększyła się jakby powracał myślami do bardzo mrocznego odmętu pamięci. Blada dłoń wisiała w powietrzu jak abażur wskazujący drogę przez ciemność. Oczy w pierwszej chwili zabłyszczały w ukrywanym napięciu, ale w ciągu zaledwie jednej sekundy, zmieniły kształt na agresywną brzytwę przecinającą skórę. Usta Karasawy zdarzały — gdzieś w kąciku błąkał się arogancki, cyniczny uśmieszek.
  — Yuuta — wydusił tępo, antypatycznie.
 Gość wyglądał na zmęczonego. Jego oczy były matowe, a wzrok Takahiro szybko zauważył długi, ciemny ślad na szyi. Wścibskie spojrzenie wymordowanego znów podkreśliło bruzdy w kącikach oczu.
  Skorzystał z pomocy. Pociągnął się czując jak obolałe stopy z trudnością utrzymują równowagę. Nieprzyjemny dreszcz zmęczenia spłynął z jego ciała kiedy znalazł się na suchym gruncie. Potrzebował chwili aby dojść do siebie. Wyrwał dłoń z uścisku Yuuty, jakby to on był tym tajemniczym wampirem energetycznym. Nic bardziej mylnego.
 Po mutacji i śmierci, której doznał w M-3 jego odporność podupadła. Wydolność fizyczna zmalała; nie klasyfikowała się już do tych przepięknych wyników sprzed lat. Czas jego świetlanej formy upadł, dawne stalowe mięśnie osnuła potężna, burzowa chmura; teraz miał wrażenie, że kości miał zrobione z napalmu. Podniósł łeb dysząc, a przebiegł przecież zaledwie parę metrów. Serce tłukło się w jego piersi jak szalone, niczym popędzane palcatem stado koni; ich tętent odbijał się w uszach. Zagłuszał myśli. Zagłuszał krzyki.
  — Gdzie Kaoru? — Spojrzał na Yuute spod tłustych pasem włosów. Jego głos był twardy. — I co to ma znaczyć?
  Znajdował się już na górze — to się liczyło. Gdyby nie został zatrzymany przez zaginionego członka kociego gangu, rzuciłby się w szaleńczą ucieczkę i zwiał jak ostatni tchórz. Pulsowanie w jego czaszce nie ustępowało. Zniecierpliwienie osiągało już swój nieprzychylny limit.
  Nie miał zamiaru umierać tu jak ostatni frajer. Heroizm? — błagam, prędzej można byłoby oczekiwać McDrive’a na środku spalonego słońcem pustkowia, niż jakiegokolwiek człowieczego odruchu w tym zniszczonym ciele. Syknął krótko — mięśnie spięły się; miał zamiar ruszyć przed siebie. Ziemia zapadła mu się pod stopą, kiedy wcisnął podeszwę w piach. Ciało już ruszało, umysł jednak zawisnął w czasoprzestrzeni jak złapany na lasso dziki koń. Dźwięk głosu Nobuyukiego pojawił się znikąd, osiadł na jego zwierzęcych uszach i szeptał. Szeptał bez przerwy.
  Zawahał się — przeklinał się, że obrócił głowę. W ciemnościach był w stanie zauważyć tylko błysk ognistej kuli pędzącej na szarżujących wrogów. Słowa Yukimury zagłuszone były gromkimi okrzykami z dołu.
  Noga Takahiro utknęła w piachu. Zacisnął zęby tak silnie, że miał wrażenie iż dostał szczękościsku. Trudno było określić czy zostało to spowodowane wewnętrznym rozdarciem czy potęgującą obawą, o której przecież nigdy nie powiedziałby na głos. Błyski celujących w Nobuyukiego strzał rozjaśniły noc.
  Opuścił wzrok i spojrzał w twarz swojego partnera; jasna wyciągnięta dłoń, o szczupłych palach nie znajdowała się od niego zbyt daleko, ale mimo to, w tym momencie czas się dla niego zatrzymał. Miał okazję zaniechać ten gest, obrócić się na pięcie i czmychnąć w gęsty, ciężki mrok. Uciec przed goniącą go śmiercią.
  Czy był zdolny do poświęceń? Jak daleko zdoła jeszcze pobiec? Czy on — oszust i egoista, mógł postawić swoje życie niżej od czyjegoś? Od jego? Chcieli Yukimurę, to za nim biegli. Pragnęli jego duszy. Pragnęli jego krwi. Nie Takahiro. Żyłby. Byłby zwycięzcą.
  Uwielbiał myśleć, że jak mało kto potrafi wybrnąć z opresji. Ale nie w tej chwili. Teraz równie dobrze mógł być skrępowany, zakneblowany i przywiązany do torów. Istota ludzka to cudowanie połączenie śmieszności, ignorancji i głupoty, czyż nie?
  Kropla potu stoczyła się z jego czoła i przepłynęła po szczeciniastym podbródku. Widok zbliżającej się nieśmiertelnej hordy podkreślał martwotę tego miejsca.
  — Kurwa.
 Silny ruch pochwycił Yukimurę za nadgarstek. Kuweciarz mógł poczuć jak sztywny materiał rękawiczki należącej do jego partnera, zacisnął się na odkrytej przez materiał skórze. Stalowe złoto ślepi wpatrujących się w jego twarz wydobywało się z rozległego cienia zarzuconego wcześniej kaptura.
 Ludzkie myśli prawie nigdy nie idą w parze z logiką.
  — Chyba będziesz mi musiał coś wyjaśnić.
  Spojrzał na Neely’ego z typowym obojętnym pyskiem, na jaki zawsze było go stać, ale szybko obrócił głowę. Nie potrafił spojrzeć w jego twarz wcześniej ukazując przed nim tak debilną słabość. Przeklinał się z każdą mijającą sekundą.
  — Na wschód znajduje się przejście przez jaskinie. — Tu skierował swoje suche słowa do Yuuty. — Nawet jeśli Kaoru żyję, nie zamierzam być pierdolony bohaterem.
  Potoczył wzorkiem po CATS'ach. Znów to pulsowanie w czaszce. Myśli na chwile odbiegły gdzieś indziej.
  Bądź przeklęty Yukimura. Doprowadzasz mnie do normalności
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Yuuta zadrżał, przytłoczony ciężarem żółtych, bystrych ślepi Lisa, gdy poczuł je na swojej poszarzałej skórze. Pokaleczone palce  prawej dłoni mimowolnie sięgnęły do sinego miejsca, w którym sznur zacisną się na szyi i Kot pożałował, że pętla nie zmiażdżyła mu gardła. Matowe, zmęczone spojrzenie przemieściło się po twarzy Shaya, zjechała na jego bark i zatrzymała się na wysokości prawego ramienia. Grdyka poruszyła się niepokojenie podczas przełykania przez jej właściciela w nerwowym geście śliny.  
— Nie wiem — wymamrotał cicho, kręcąc bezradnie głową. Lis nacisnął na odcisk. Palący wstyd zalał policzki w charakterze wypieków. — Rozdzieliśmy się — dodał, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia nieobecność Kaoru, do której sam się świadomie przyczynił, uciekając, gdy pojawiła się takowa możliwość.
Był zdenerwowany. Z jego ust uleciało powietrze, a na czole pojawiły się krople potu. Otarł je zakurzonym rękawem, rozprowadzając po skórze brud w charakterze ciemniejszej plamy, który wyraźnie oznaczała się na jego jasnej karnacji.
Do ich uszu dotarł okrzyk Neely'ego w akompaniamencie wrzasku paru gardeł. Sygnał zbliżającego się niebezpieczeństwa. Wzrok Yuuty skierował się w tamtą stronę, drugą części wypowiedzi Lisa zbywając milczeniem. Zaobserwował narządzenie w dłoni Kota, z którego uleciała kula ognia. Czarne sylwetki odsunęły się, dzięki czemu Neely mógł przedostać się do krańca. Stał nieruchomo, jak posąg, kiedy Shay wyciągnął dłoń w stronę Yukimuru, by udźwignąć jego sylwetkę. Zrehabilitował się chwilę później. Złapał członka gangu za drugą dłoń i razem z Lisem wydostali go z przepaści.
Wzrok Yuuty skonfrontował się z czerwonymi ślepiami. Przez twarz przebiegło przerażenie. Poluzował uścisk z palców właściciela wilczych genów i wycofał pośpieszenie dłoń, jakby ten był trędowaty.
— Nie — zaprotestował ostro, kiedy z ust Karasawy padła propozycja. Zamknął jedną dłoń w pięść, druga zetknęła się z tłustymi włosami. Przeczesał je w nerwowym geście, łapiąc w zęby dolną wargę. — Próbowaliśmy się tam ukryć, ale oni już tam są — wydusił z siebie, drżącymi głosem, a jego oczy zaszkliły od łez. Przetarł je gwałtownie, do czerwoności.  - Musimy się schować i przeczekać ciemność... to znaczy noc. Oni boją się słońca. Czczą go jak boga — wymamrotał, lakonicznie, nieskładnie, jakby układanie zdań w logiczną całość sprawiała mu niebywałą trudność. — Tędy — dodał krótko. Złapał w palce rękaw bluzy Shaya i pociągnął go w kierunku zachodnim. Nie mieli czasu na kłótnie. Ręce paru tubylców zacisnęła się na krawędzi. Jeden z nich złapał w mocnym uścisku kostkę Neely'ego.

Czekam na odpisy do 4 lutego.


Obrażenia:
Obaj odczuwają zmęczenie i dyskomfort przy takowym występujący. Najprawdopodobniej macie po parze odcisków na piętach i obolałe nogi, bo długotrwałej wędrówce. Neely nie odczuwa bólu zabarwień na skórze. Po prostu są.

Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna. Temperatura wynosi w chwili obecnej 5°C.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Wątpliwościom nie ulegało to, że Neely nie wiedział o Lisie wszystkiego, ale mimo to zdążył go poznać na tyle, by w niektórych sytuacjach mniej więcej wiedzieć jakie myśli czaiły się za jego czarną czupryną. Już w pierwszych sekundach wspinaczki czuł jakąś dziwną obawę i niepewność — te negatywne odczucia nie tyczyły się lojalności Shaya, bo w tą nie zwątpił nawet na chwilę. Chodziło raczej o niestabilną sytuację, w której się znalazł — w jego głowie naprzemiennie pojawiały się miliony pytań, na które nie potrafił odpowiedzieć. Nienawidził tego uczucia bezradności, bardzo go irytowało, a cała ta irytacja doprowadzała go do nieprzyjemnych bólów migrenowych, bo przecież on wolał działać, a ta niewiedza go tylko niepotrzebnie blokowała.
Niepewność uderzyła go silniej, w momencie gdy podciągnął się nieco wyżej i dostrzegł Karasawę w całej swojej okazałości. Szkarłatne ślepia aż mu zabłyszczały w ciemności — przez kilka krótkich sekund mimika krupiera zdradzała jego myśli. Dało się odczytać to, że prowadzi ze sobą wewnętrzny bój, nękały go jakieś sprzeczne emocje i myśli — Neely nie wiedział dokładnie czego lub kogo dotyczyły, ale sam fakt, że Shay miał jakieś wątpliwości na pewno nie był pocieszający.
„Kurwa.”
Wszystko stało się dla niego jasne, gdy tylko usłyszał to proste przekleństwo, które padło z zaciśniętych warg Takahiro. Miał niemalże stuprocentową pewność, że wcześniejsze wątpliwości partnera dotyczyły właśnie jego, ale wiedział też, że mężczyzna podjął decyzję. Na chwilę przymknął oczy, jakby to miało mu pomóc w zgromadzeniu jakichś zapomnianych pokładów siły, ale dokładnie w tym samym momencie poczuł uścisk na swoim nadgarstku. Od razu otworzył oczy i z pomocą lisiej dłoni zaczął prędzej wdrapywać się. Poczuł też drugi uścisk — postać, z którą wcześniej rozmawiał Shay również zdecydowała się brać udział w tej drobnej akcji ratunkowej.
Yukimura odetchnął głośniej.
Dzięki Wam — powiedział nieco pospiesznie, ale ze słyszalną ulgą w głosie. Spojrzał najpierw na swojego kompana, a później na (prawdopodobnie) jedynego ocalałego członka grupy wypadowej. Nie obdarował go nawet krótkim uśmiechem, bo uznał, że nie ma czasu na czułości, trzeba myśleć co dalej. Widział jednak tę niepokojącą reakcję Yuuty — jego oczy, jak i cała twarz mówiły więcej niż się spodziewał. Neely widział w nim ten rodzaj strachu, który popychał słabsze jednostki do niewyobrażalnie głupich i nieludzkich czynów — przerażenie potrafiło niektórym odbierać zdolność logicznego myślenia, musieli mieć to na uwadze podczas wsłuchiwania się w słowa CATSa. Kotowaty postanowił nie komentować dziwnego zachowania na głos, aczkolwiek mrugnął do Shaya kilkukrotnie, ostrzegawczo. Ścisnął go również lekko za przedramię, by nadać mocy swojemu niememu ostrzeżeniu. Nigdy nie wątpił w inteligencję byłego wojskowego, więc jakoś specjalnie nie przejmował się, że ten nie zrozumie ukrytego przekazu, który Kocur zawarł w swoich działaniach.
Kim są Oni? I czego mogą chcieć ode mnie? Bo chodzi o mnie — obrzucił Yuutę pytaniami, odwracając się w jego stronę i w międzyczasie puszczając rękę Karasawy. Zrobił krok wprzód i skupił się na ocalałym, który podzielił się dość ważną informacją o cienistych postaciach. Musieli przeczekać noc, dzień był ratunkiem. — Skąd to wiesz? Skąd wiesz, że boją się słońca? — dwoma kolejnymi pytaniami wystrzelił jak z procy, starał się zakamuflować swoją podejrzliwość. — A zresztą, musimy spieprzać, opowiesz wszystko w drodze, chodźmy — rzekł stanowczo, chcąc zrobić krok do przodu, ale coś go zatrzymało. Poczuł jak czyjaś dłoń zaciska się na jego kostce. Szarpnął nogą mocniej, próbując uwolnić się z uścisku. Bezskutecznie. Odwrócił się w stronę tubylców, przykucnął, a w dłoni odpalał magiczna zapalniczkę. — Podobno boicie się słońca, chłopcy. To łapcie jeszcze jedno, ale uwaga — parzy! — ognista kula poleciała prosto w twarz nieprzyjaciela, który ośmielił się złapać Neely'ego za kostkę. Białowłosy po wyswobodzeniu nogi od razu wstał, a następnie rzucił się biegiem, zgarnąwszy po drodze CATSa i Shaya.
Napierdalajcie nogami najszybciej jak umiecie!
Uciekali przed siebie, a ich jedynym celem było przetrwanie.

    ✘___ ZAPALNICZKA PIROMANA [2/2]


Ostatnio zmieniony przez Neely dnia 06.02.18 11:58, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obdrapana brew uniosła się z wyższością, kiedy zwierzęce tęczówki z uwagą przebadały twarz Yuuty — przeanalizował każde jego słowo, jakby w złocie soczewek skrywał coś więcej niż otchłanną moc kontroli. Głos zaginionego był słaby i pusty. Takahiro czuł towarzyszącą mu woń śmierci. Zmarszczył nozdrza. Nie. Woń śmierci była wspólna im wszystkim.
  Odchylił łeb, a cień osiadł na jego nieogolonej mordzie. Nie była to oznaka jednoznacznego wkurwienia, ale jego spojrzenie wydało się zmieniać z chwili na chwilę. Spochmurniało, twarz stała się twardsza i napięta. Owszem, doszukiwał się w facecie fałszu, luki w kontatybilnych myślach i słowach. I mimo iż długi czas milczał, wzrok spokojnie niemal podręcznikowo przesuwał się po twarzy niegdyś żywego człowieka, śledząc każdy najmniejszy ruch mięśni. Powieki drgnęły na krótko okrywając enigmatycznie złote ślepia, gdy zauważył tę emfatyczną długa pauzę, miedzy dokładnymi wyjaśnieniami, a odrzuconą propozycją. Stał się czujniejszy.
  I choć miał ochotę odezwać się i wygłosić wiązankę swoich racji, postanowił się jednak zamknąć — widział jak cienie zbliżają się z każdą chwilą, niemal łapiąc ich za kostki. Mógł też z łatwością posłużyć się swoją siłą i zmusić Yuute do uległości w swojej niepodważonej wierze, ale postanowił jeszcze z tym poczekać — chyba najbardziej zadecydowało o tym towarzystwo Nobuyukiego. Warga mu drgnęła — nie dało się ukryć, że na niewyjściowej mordzie Takahiro zakiełkowała niemała, grobowa irytacja — oznaka, że bardzo rzadko ktoś sprzeciwiał się jego słowom. Bomba tykająca gdzieś w jego głowie zaczęła niechybne odliczanie…
  Obecność Yukimury pobudziła nozdrza do ponownej pracy — wyłapywał znane wonie. Spojrzał na kocura ukradkiem, dokładnie w momencie kiedy Neely odwrócił wzrok i przypatrywał się członkowi CATS. Dotyk jakim go obdarzył, spowodował, że twarde dotąd mięśnie wydały się skamienieć do materiału żywego marmuru. Dojrzał na twarzy jasnowłosego zmęczenie i zastanawiał się jak musi wygląda jego własna gęba, okryta kurzem i osłabieniem. Uszy poruszyły się na czaszce przeczesując nieskalanym słuchem otaczającą przestrzeń. Niemal słyszał dźwięk przesypującego się piasku w klepsydrze. Byli na ostatniej prostej.
  Świdrujące spojrzenie przeminęło przez mrok i zakosztowało portu, jakim okazała się być jego twarz. Migająca iskra porozumienia uwydatnia się w okolicy iglastej źrenicy, a wszystko to okruszone zostało delikatnym drgnięciem mięśni, tuż przy policzku. Zrozumiał przytyk. Yukimura nie musiał go nawet o tym uświadamiać. To wszystko wydawało się być zbyt podejrzane i wciąż miał wrażenie, że tkwi w tym wszystkim jakiś haczyk. A wewnętrzy demon podpowiadał mu, że z pewnością nie brakuje tu haczyków.
  Zamierzał zapytać się czy wystrzelone fajerwerki były jego sprawką, ale postanowił to przemilczeć do momentu aż CATS nie wywiąże się z odpowiedzi rzuconych przez Nobuyukiego.
  — Prowadź. Lepiej, abyś wiedział co robisz — skomentował krótko, na swój złośliwy sposób — zbyt twardo jak do człowieka, który ledwie przeżył spotkanie z szamańskim plemieniem, ale teraz mało go to obchodziło. Miał zbadać teren, a nie bawić się w pierdolona niańkę.
  Rozejrzał się dookoła i dopiero w ostatniej chwili uświadomił sobie, że coś spowolniło Yukimurę. Ręka zaświerzbiła go, ostrze wydało się ciążyć mu na plecach — po wszystkim. Pomarańczowy podmień poleciał w przód jak odbita piłka tenisowa i nim zdołał przyswoić pozycję odrzuconych wrogów, poczuł już jak Yukimura wpada na niego i rzuca się biegiem przed siebie.
  — Tym razem nie zostań w tyle, Yukimura.
  Podeszwy stóp piekły go, a twarda skóra butów nie dawała najlepszej relaksacji kostkom, a do tego dochodziło to dziwne uczucie ciężkości w klatce piersiowej. Mimo to biegł. Spojrzał na przodującego Nobuyukiego. Wiedząc, że ma większe pokłady wytrzymałości od niego. Dzieliło ich kilka kroków — to on został w tyle.
  Obrócił się za siebie tylko raz, a kiedy spojrzał na drogę wpił tęczówki tylko w jeden punkt. Nie toczył wzrokiem nigdzie indziej — intensywnie wpatrywał się w kark Yuuty, jakby lada chwila miał poderżnąć mu gardło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Yuuta kątem oka obserwował, jak Neely ponownie odpalił zapalniczkę i kulka ognia pomknęła wprost w sylwetkę, która złapała go za kostkę. Nie zdążył zagregować, zrobić uniku. Zawył, gdy ogień uderzył w jego piersi, przypalając materiał ubrania.
— Bieda ci, przyjacielu! To boska kara za dotykania tego pomiotu! — odezwał się jeden z nich, a tłum mu zawtórował, głośnym synchronizowanym rykiem. — Tylko kapłani dostąpili łaskę od Pana, by być odpornym na plugastwo jego ciała, a my możemy tylko się modlić, by i nas dosięgną ten zaszczyt — dodał, z nienawiścią, błąkającą się w tonie głosu, ale żaden z trójki Kotów nie był w stanie wyłapać tych słów. Wykorzystali ich chwilę zadumy nad wiarą w celu ucieczki.
Znajdowali się przynajmniej trzy metry od jeziora. Yuuta zerknął przez ramię, by upewnić się, że zarówno Shay, jak i Neely nie zostali w tyle i dotrzymują kroku jego zwinności, podarowaną w genach przez zwierzęcia, w którego się zmieniał – fretkę.
Nie udzielił odpowiedzi Yukimurze, a przynajmniej nie od razu. Próbował utrzymać w ryzach swoje emocje. Bezskutecznie. Odsunął się na bezpieczną odległość od Nobuyukiego, zachowując się w stosunku do niego jak przestraszony szczeniak. Grdyka poruszyła się, gdy przełknął ślinę. Na jego ustach uformował się nerwowy uśmiech.
— Bo... bo byłem tam. Byłem w ich osadzie — odparł w końcu, na wydechu, ledwo łapiąc powietrze między wypowiadanymi słowami. Głos mu drżał i nie mógł unormować spazmatycznego oddechu. Po raz kolejny przycisnął palce do swojej szyi, tym razem nacisk na skórze był bardziej stanowczy. Poczuł ból, ból, który dodawał mu  sił, aby przebierać nogami, biegnąć, zaprowadzić kompanów do bezpiecznej przestrzeni. Sam się w niej ukrywał, czekając na pomoc, po którą Kaoru wysłał posłańca w postaci ptaka.  —D-dwie n-noce — wyjąkał po chwili, przerażony, jakby dzielił się z nimi najgorszymi wspomnieniami ze swojego życia i niewątpliwie takowe one były. Kolana się pod nim ugięły. Potknął się, jak pijany, ale w ostatniej chwili złapał równowagę. Biegł dalej, a wir nieprzyjemnych przeżyć uderzył w jego ośrodek pamięciowy jak bicz. Znów słyszał bębniące w uszach rozdzierające gardła kompanów wrzaski. Przywiązany nie mógł im pomóc, gdy stali się obiektami chorych, sadystycznych wręcz obrzędów sekty. Próbował myśleć o tym jak o sennym koszmarze, który w końcu się skończy. Obudzi się zalany potem, zaciskając palce na kocu, z bijającym sercem w swojej kwaterze w kryjówce gangu CATS. Weźmie zimny prysznic, by zbić gorączkę i nawilży gardło wodą. Stanie przed lustrem, a szrama, widniejąca na jego szyi zniknie. Stanie się tylko bezkształtnym, nic nie znaczącym horrorem, wymyślonym przez jego zbyt bujną wyobraźnie. I przez chwilę na prawdę uwierzył, że minął. Poczuł ulgę na widok Shaya. Jego obecność była niczym światło na końcu czarnego, ciasnego tunelu, z którego wyczołgał się resztkami sił. Odetchnął z ulgą. Jednak, kiedy zlustrował czerwone ślepia Neely'ego, zrozumiał, że koszmar nadal trwa. Nie skończył się. I nie skończy tak szybko.
Złapał do ust łapczywie powietrze i zachłysnął się nim. Zatrzymał i zakaszlał, sapiąc jak astmatyk. Potrzebował inhalacji, odpoczynku. Zgięty prawie w pół, zacisnął drżące palce na kolanach, by zmotywować je do biegu. Nogi posłuchały jego niewerbalnej prośby.
Zaprowadził kompanów do dużej nory, która była w stanie ich pomieści. Musiała zostać wykopana przez borsukopodobne stworzenie, najprawdopodobniej zmutowane przez wirusa X. Schronienie było opuszczone, ale nadawała się na tymczasowe lokum dla uciekinierów, zakamuflowane w wysokiej trawie. Znalezienie go wymagało czasu i cierpliwości. Yuuta zniknął w prowizorycznej kryjówce jako pierwszy.
— Udało się nam tutaj ukryć zapasy, przed tym zanim nas schwytali — powiedział, poddając Shayowi i Neely'emu po butelce wody. — Odczekamy tutaj do rana. Potem ruszymy w dalszą drogą —  zaproponował, z nadzieją, że wyznawcy słońca, jak nazywał sektę w myślach, ich nie odnajdą. Usiadł na twardym podłożu, czując jak do pośladków wbijają się kamienie, które stanowiły jej część. Zignorował ten dyskomfort. Był bezpieczny. Przynajmniej na chwilę.
Nie jesteś głupcze, dopóki ten diabelski bękart jest w twoim najbliższym otoczeniu, głupcze, usłyszał złowieszczy szept w ucho i poczuł jak zalewa go nieprzyjemny dreszcz. Zadrżał, ale starał się to ukryć.
Oni są ludźmi. Z krwi i kości  — wyszeptał cicho. —  Nie mają zbyt dużo wspólnego z cywilizacją. Mieszkają w szałasach. — Odkorkował butelkę. — W ich osadzie jest kilku Wymordowanych. Nazywają się kapłanami. Żerują na ich głupocie. Straszą ich przed innymi Wymordowanymi, by ukryć ich istnienie. Nie wiem, dlaczego —  przełknął parę kropel wody, by nawilżyć gardło — polują akurat na ciebie, Neely. — Mówiąc to, nie patrzył ani jednemu, ani drugiemu w oczy. Wbił spojrzenie w czarny sufit, oddychając ciężko. Jakby jednak coś wiedział, ale bał się mówić. Głos ugrzązł mu w przełyku. Przełknął go razem ze śliną.


Czekam na odpisy do 10 lutego. Do 14 lutego, na prośbę userów.

Obrażenia:
Obaj odczuwają zmęczenie i dyskomfort przy takowym występujący. Najprawdopodobniej macie po parze odcisków na piętach i obolałe nogi po długotrwałej wędrówce. Neely nie odczuwa bólu zabarwień na skórze. Po prostu są.

Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna. Temperatura wynosi w chwili obecnej 5°C.


Ostatnio zmieniony przez Yury dnia 10.02.18 15:29, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Chciał uciekać, mknąć przed siebie, aby nie słyszeć niczego poza łomotem własnego serca i krokami swoich towarzyszy. Resztę chciał zostawić za sobą — jego głośny, nieregularny oddech częściowo zagłuszał okrzyki dobiegające zza pleców. Starał się skupić myśli na czymś innym, bardzo przyjemnym, żeby móc dalej skutecznie ignorować ból zmęczonych mięśni nóg, które domagały się odpoczynku, dłuższego postoju. Całe ciało domagało się chwili, w której mogłoby się choć częściowo zregenerować. Neely o tym nie myślał — po prostu biegł przed siebie, jakby faktycznie chciał w tyle zostawić cały świat. Wszystko i wszystkich, z nielicznymi wyjątkami, które miały dla niego jakiekolwiek (lub faktycznie jakieś) znaczenie.
Nawilżył językiem usta, a później zacisnął zęby — wciąż stawiał szybkie kroki, machając przy tym rękoma, jak jakiś doświadczony maratończyk, który doskonale wiedział, że ich prawidłowa praca jest bardzo ważna. Starał się nie zwracać uwagi na swoje rozwiewane przez wiatr włosy — ich długość czasami bywała bardzo irytująca i przeszkadzała w wielu kwestiach, ale przyzwyczaił się do nich na tyle, że za nic w świecie nie ściąłby ich z własnej woli. Uszy mu zadrgały niebezpiecznie, gdy zdawało mu się, że dosłyszał jakiś niepokojący dźwięk. Mimowolnie odwrócił łeb, a jego jeszcze czujne, szkarłatne ślepia od razu namierzyły biegnącego Karasawę. Przyjrzał mu się dość uważnie, prawie jak lekarz chcący upewnić się co do stanu swojego pacjenta po bardzo skomplikowanej operacji — na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że wszystko jest w porządku, aczkolwiek zastanawiający był fakt, że Lis pozostawał w tyle, w końcu nie tak dawno to właśnie on przodował.
Yukimura trochę zwolnił, posyłając swojemu partnerowi delikatny, ledwo widoczny uśmiech — tylko na taki było go stać w aktualnej sytuacji. Chciał go pokrzepić, dodać mu otuchy — czuł, że za jego nieco obojętną mimiką czaił się ten sam niepokój, którego sam doświadczał. Shay mógł go spokojnie dogonić — po kilku, maksymalnie kilkunastu sekundach byli w takiej odległości, że mogli swobodnie rozmawiać i niewiele brakowało, by zetknęli się ramionami. Trochę przed nimi był ocalały CATS, ale w tamtej chwili Nobuyuki skupiał całą swoją uwagę na czarnowłosym, jakby to on właśnie na nią zasłużył.
Mam nadzieję, że dajesz sobie radę, bo nie wyobrażam sobie ciągnięcia... Twojego przystojnego cielska — zagadał, chcąc tym żartem jakoś rozluźnić nieco napiętą atmosferę. Jego sposób może i był nieco głupkowaty, ale niekiedy nawet takie drobnostki potrafiły zdziałać naprawdę wiele. I oczywiście nie byłby sobą, gdyby tego całego „ciągnięcia” odpowiednio nie zaakcentował, bo przecież należał do grupy osób, które bez problemu nawiązywały do sprośnych i erotycznych rzeczy nawet w trudnych sytuacjach, nawet podczas ucieczki przed jakimś dzikim plemieniem...
Zaraz po tym oderwał wzrok od krupiera, skupiając się na ocalałym członku kociego gangu, który w końcu zaczął opowiadać. Neely wraz z Shayem zdołali się do niego nieco zbliżyć, żeby móc lepiej wsłuchać się w jego słowa.
Ale spokojnie, przecież udało Ci się uciec — powiedział, robiąc w międzyczasie kilka wdechów i wydechów. Próbował unormować swój nieregularny oddech, ale w trakcie biegu wyjątkowo ciężko mu to szło. Jego ponad trzystuletnie płuca nie były przyzwyczajone do długotrwałego biegu. Oczywiście na Desperacji nieraz musiał od kogoś spieprzać, ale zwykle udawało mu się ukryć gdzieś między ruinami lub połamanymi drzewami — na otwartym terenie mógł polegać tylko na swoich nogach i płucach. — Jak uciekłeś? — wysapał, bo coraz trudniej było mu uciekać i jednocześnie rozmawiać. Nobuyuki doskonale wiedział, że CATS przeżył coś okropnego i nie miał zamiaru celowo zagłębiać się w szczegóły tych dwóch, ciężkich dni, ale z drugiej strony musiał pytać, bo każda informacja mogła okazać się pomocna. Musieli poznać zagrożenie, z którym przyszło im się mierzyć.
Yukimura zatrzymał się na chwilę, gdy ocalały prawie się wyrżnął — chciał mu pomóc, ale okazało się, że to było tylko chwilowe zawahanie, więc nie było takiej potrzeby.
Yuuta, ostrożnie — rzekł, nie siląc się nawet na podbiegnięcie do niego i sprawdzenie czy wszystko gra. Doskonale pamiętał reakcję mężczyzny sprzed kilku minut — nadal nie wiedział w czym rzecz, aczkolwiek nie miał zamiaru się naprzykrzać, czy też wciskać swojej pomocy. Koleś na całe szczęście uniknął wywrotki — w czasie postoju będzie można się upewnić czy na pewno wszystko jest dobrze.
Po jakimś czasie dotarli do nory, o której wcześniej mówił Yuuta. Była dość pokaźnych rozmiarów, więc nie musieli się martwić o to, że nie starczy im miejsca. Co prawda raczej wyglądała na zwierzęcą, ale przynajmniej mieli jakieś schronienie, miejsce, w którym mogli choć trochę odpocząć przed dalszą podróżą. Lokum było dość dobrze zakamuflowane — tuż przed nim było trochę gęstwiny, która zasłaniała wejście i skoro nawet CATS miał problemy z odnalezieniem wejścia, to istniało również małe prawdopodobieństwo, że tubylcy będą potrafili je znaleźć. Musieli być tylko czujni.
Usta Neely'ego zadrżały, gdy w rękę wciśnięto mu butelkę wody. W pierwszej chwili nie wierzył w jej prawdziwość — już wcześniej pogodził się z suchością w gardle i dzielnie ją znosił, a teraz nareszcie mógł się napić. Wciąż jednak nie zapominał o ostrożności, dlatego po pozbyciu się korka, dość delikatnie przycisnął szyjkę butli do ust, by najpierw namoczyć usta i lekko posmakować płynu — gdyby okazało się, że jest z nim coś nie tak, to mógłby po prostu splunąć w bok. Jeśli woda była w porządku to po prostu zrobił kilka łapczywych łyków, zadowalając tym swoje gardło.
Usiadł naprzeciw Yuuty, w bezpiecznej odległości od niego, najbliżej wyjścia. Później zaczął wsłuchiwać się w jego słowa, spoglądając to na niego, to na Karasawę. Czerwone ślepia błyszczały mu w ciemności — jakby odbijały się w nich iskry najprawdziwszego ognia.
Skąd wiesz, że polują właśnie na mnie? Musieli mówić o mnie już wcześniej. Co o mnie wiedzą? — wbił w niego swoje zaniepokojone spojrzenie. Twarz miał spokojną, aczkolwiek nieco zmrużone oczy pokazywały, że cały ten spokój był wymuszony, a skrywał się za nim niepokój o własne życie. Neely snuł różnorakie domysły — dlaczego ja?Powiedz wszystko co wiesz, Yuuta.
Musisz powiedzieć.

    ✘___ ZAPALNICZKA PIROMANA [1/4] (ODNOWA)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mieli za sobą dobrych kilkadziesiąt kilometrów. Biegnąc przez trzeszczący żwir i piach Shaya znów pokusiło, by zrzucić z ramion ciążący płaszcz, ale ostatecznie tylko go rozpiął. Chłód był niepozorny, tamte godziny słońca już dawno odeszły w zapomnienie. Gdzieś w oddali wydawało mu się, że widzi migające światła.
  Powierzchnia nabrała wyraźnych wzniesień, stopy coraz trudniej łapały powierzchnię, a mięśnie zaczynały w końcu dawać o sobie znać. Wystarczył silniejszy skurcz w łydce, jeden osuwający się kamień pod twardym butem, aby powalić na zbrukaną ziemię dobrze zbudowane cielsko. Ale Shay pędził teraz z determinacją, wymachując agresywnie ramionami. Poczuł histeryczne pragnienie ogłoszenia wszem i wobec, że stać go, by ich wszystkich przechytrzyć, że nikt z nich nie zobaczy jak potyka się o kamień — przelotnie omiótł Yuutę spojrzeniem, gdy fretka stracił równowagę.
  Kiedy ten niski znany mu głos przeciął przestrzeń, a frywolność tonacji dopieściła uczy, czarne jak igły źrenice z łatwością przetoczyły się po sylwetce kuwieciarza, który zwolnił aby dorównać mu kroku. Miał ochotę syknąć przez zęby, ale zacisnął tylko szczęki i wymusił na ustach dominacyjny, przejmujący uśmiech; lewy kącik uniósł się, gubiąc gdzieś w cieniu zarzuconego na głowę kaptura.
  — Za to ja mam bogatą wyobraźnię.
  Baryton jaki wydostał się z jego gardła przywodził na myśl terkot poluzowanej części jakiejś maszyny. I pomimo iż głos miał przerośnięty chrypą było w nim coś tajemniczego, coś co nadal pozostało przez nikogo nie odkryte. Błysk w oku posłał mu znaczące nieme porozumienie. Odwrócił łeb. Droga zmieniła kierunek.
  Wzniesienie opadło łagodnie, ścieżka zakręciła, po czym z ciemności wynurzyła się ukryta grota, która szybko została spostrzeżona przez Japończyka. W tym miejscu delikatna mglana kotara rozchodziła się cienkimi smużkami jak dym.  Trzy wysokie sylwetki królowały w niej niczym ciemne wysepki porwane przez fale, a potem zniknęły. Ciemność znów została sama, niesiona oddalonymi echami rozwrzeszczanych głosów.

  Kiedy lis przekroczył granicę osłoniętej kryjówki, jego źrenice rozszerzyły się łaknąć więcej światła, którego-- … no tak. Improwizoryczna kryjówka była pozbawiona jasności. Zwierzęcy wzrok ułatwiał im poruszanie się po tej nierównej ścieżce, ale nic więcej. Karasawa musiał zdać się na swój węch, który w takich sytuacjach wydawał się być złotym trafem.
  Usiedli na zimnych kamiennych płytach — Takahiro naprzeciw Yukimury i Yuuty; porzucony głaz posłużył mu za siedlisko. Ciemność. Wyczuwał zapach zwierząt, jedzenia i czegoś jeszcze, ale nie potrafił określić czego.
  Nastała cisza, przerywana naprzemiennie nierównymi oddechami, które udało im się niebawem unormować. Shay ściągnął z pleców swój topór i obrał go o ziemię — musiał dać plecom odpocząć, zwłaszcza, że broń nie ważyła kilka gramów. Wbił ostrze w ziemię, dopiero w momencie kiedy Neely skończył mówić. Lisi wzrok przetoczył się po nich obu, ale ostatecznie — stanowczo i wręcz lodowato — zatrzymał się na twarzy ocalałego, którego oblicze było teraz ledwie widzialne w gęstej ciemności.
  Przyłożył dłoń do zakrętki podarowanej wody. Nie odkręcił jej jednak. Zamyślił się. Mógł skorzystać ze swojej manierki, ale nie zamierzał marnować zapasów. To wszystko co powiedział Yuuta wydawało mu się cholernie irracjonalne. Dlatego nie zdziwił go dźwięk swojego cynicznego pasknięcia. Zamknął oczy. Przycisnął palce do nasady nosa i uchylił ponownie powieki aby na nich spojrzeć.
  — Na Yukimurę? Skąd niby o nim wiedzą? — Tu przetoczył wzrok na białowłosego, oceniająco — gdyby mógł przeskanowałby go wzorkiem. — Nie przepuściłeś jakiejś staruszki na bazarze, sukinkocie?
  Wyszczerzył się. I choć jego słowa okruszone były odrobiną kpiny, widać było po wymordowanym wyraźne spięcie. Był świadomy, że to mogłaby być prawda. Zdawał sobie z tego sprawę. Dopuszczał takie rozwiązanie.
  I kiedy Yuuta, miał po tych słowa zatoczyć po nich wzrokiem, mógł zauważyć na sobie tylko zasadnicze złoto tęczówek Karasawy, które mówiło: 'wiesz co cię czeka za kłamstwo, albo zlekceważenie tych słów?'. Nie ufał mu. Pomimo iż był jednym z nich, miał wobec fretki spory dystans. Nie zachowywał się normalnie. Może i było to spowodowane szokiem pourazowym, ale on nie wierzył w dobroć ludzi. Niektóre sytuacje po prostu mieszają nam w głowach, powodują, że zaczynamy grać ostrożnie i stawiać wcześniej nieistotne dla nas sprawy na pierwszą stronę białej kartki. Tak doskonały manipulant jakim był Shay, wiedział, jak doskonale chronić swój tyłek. Znał tę grę.
  — Więc czemu wy? — odparł powoli. Wyprostował się, znów ginąc w ciemnościach. Jego oczy błyszczący nieprzenikliwością. Rozwarł usta, aby pokazać ostre końcówki kłów.
  Wkurwiało go to niesamowicie.
  To oczekiwanie.
  Jak do cholery ludzie mogą tak żyć? Mieć tylko nadzieję, że ktoś postąpi tak jak chcemy? To niedoniesienia. Nie zamierzał ulegać innym. W końcu to on dyktował warunki — tak przetrwał na Desperacji, tak nauczyło go życie — to przecież on mówiąc innym ‘skacz’, otrzymywał pytanie ‘jak wysoko’.
  Niepokój i dekrementacja zwyciężyła. Udało się mu pochwycić wzrok przestraszonego CATSa.
  — Odpowiedz Neely’emu. Wszystko.
  Chrypa czająca się w jego gardle podkreśliła ciszę. Serce zabiło mocniej, ale zlekceważył to. Pochylił się w przód (oparł spokojnie przedramiona o rozsunięte kolana), a szkarłat zdominował szarość kryjówki.
  Dwa do zera. Czerwień zawsze wygrywa.

...................
UŻYCIE MOCY:
Kontrola umysłu (1/3), odpoczynek (0/4)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Yuuta milczał. Jego wzrok uparcie unikał kontaktu z obcymi oczyma. Zacisnął lewą rekę na materiale swoich spodni. Od mocnego chwytu pobielały mu knykcie, ale go nie zwolnił. Miał wrażenie, że serce, uderzające boleśnie o żebra, zaraz się zatrzyma. Złapał do ust łapczywie powietrze i zakrztusił się. Butelka, którą trzymał w jednej z rąk, wypadła z niej. Jej zawartość wylała się na wydrążone w ziemi podłoże i zmoczyła nogawkę, ale Kot nie zareagował. Z przerażeniem dostrzegł, że nie czuje pod opuszkiem placów struktury spodni. Pobladł. Jego wzrok przetoczył się po pomieszczeniu, aż wreszcie zerknął w dół. Koniuszki z wyraźnymi liniami papilarnymi znikły. Przekształciły się w piasek, który począł sie w z nich wysypywać, jak jego ziarenka w odmierzającej klepsydrze czas. Ten powoli dobiegał końca.
Zadrżał. Do nory wdarł się chłód nocy. Wiatr przecisnął się przez wejście i zabłądził, wkradając się pod ubrania Yuuty, który schował dłoń za plecy, a potem rzucił przerażone spojrzenie na Shaya — nadal nie miał odwagi, by utkwić je w Neely'ego, przerażony kolorem jego ślepi —  by się upewnić, że Lis nie zauważył tego, co zaczęło się dziać z jego koniczyną, ale zamarł. Spróbował osłonić się rękami przed szkarłatem przerażających ślepi Karasawy, a z jego ust padł nieartykułowany dźwięk.
Za późno.
Opuścił je wzdłuż swojego wychudzonego ciała i odetchnął głęboko, wdychając do ust powietrze. Jakby z jego barków został zdjęty trudny do udźwignięcia ciężar.
Odpowiedz Neely’emu. Wszystko.
Rozkazał padł, a on posłusznie wykonał polecenie, najpierw gorliwie przytykając skinieniem głowy w ramach potwierdzenia, że go spełni.
— Śledzili was. Są mistrzami kamuflażu. Wiedzieli, z której strony nadejdziecie. Sami byli autorami wysłanej przez nas mapy. — Po jego policzkach pociekły łzy. Czuł ich słony zapach na ustach i pod językiem, kiedy odruchowo zgarnął z nich wilgoć koniuszkiem tego narządu. — Uważają, że Neely jest pomiotem diabła, istotą, której byt nie może być zaakceptowany przez słońce. Przez jasną, podatną na uroki słońca cerę, śnieżnobiałe włosy i czerwone oczy. — Zacisnął się na chwilę, w próbie przerwania kontaktu wzrokowego. Bezskutecznie. Ciężar złowrogiego, diabelskiego spojrzenie Shaya go przytłaczał. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w ich otchłań.
Milcz, głupcze. Milcz. Cichy szept zabrzęczał w uszach Yuuty, a z jego ust potoczył się mrożący krew w żyłach wrzask. Przed jego oczyma zamajaczył obraz zakapturzonej mężczyzny. Wyciągnął w jego stronę zmutowaną przed trąd dłoń. Skulił się i objął oboma ramionami, przytulając plecy do ściany, w obronnym geście.
— Zostaw mnie! Odejdź! — wykrzyczał histerycznie w nagłym ataku paniki. Zaczął się kołysać to w przód, to w tył. Z zaczerwionych od łez ślepi znów popłynęły łzy. — Oni mnie zabiją. Jak tak jak zabili Kaoru — zaszlochał, niewyraźnie. Zacisnął zęby na dolnej wardze, czując pod nimi metaliczny posmak krwi. Uderzył tyłem głowę o ściany i jęknął żałośnie. Wplątał ich w tarapaty, a nie powinien. Pieprzony tchórz. — Zabijcie mnie — wyszeptał na jednym wydechu w charakterze prośby, ledwo poruszając przy tym ustami.


Czekam na odpisy do 19 lutego.

Obrażenia:
Obaj odczuwają zmęczenie i dyskomfort przy takowym występujący. Najprawdopodobniej macie po parze odcisków na piętach i obolałe nogi po długotrwałej wędrówce. Neely nie odczuwa bólu zabarwień na skórze. Po prostu są.

Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna. Temperatura wynosi w chwili obecnej 5°C.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Ciemności, w których musieli siedzieć z jednej strony napawały go trudnym do zrozumienia lękiem, zaś z drugiej strony wyciszały go i pozwalały na swobodne poukładanie myśli, których pod białymi kudłami z pewnością kotłowało się wiele. Wszystko zaczęło się komplikować, gdy natrafili na pale z ciałami członków CATS — potem z sekundy na sekundę było coraz gorzej, a domysłów i niewiadomych przybywało. Neely czuł się jakby jeden z jego wymyślnych koszmarów znalazł swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości — momentami nadal nie dowierzał, że to, co mu się przytrafiło nie jest fikcją. Kilkukrotnie wbijał twarde, ostro zakończone paznokcie w swoją skórę, zostawiając na niej podłużne, czerwone ślady — wszystko było prawdziwe, nie śnił. Cała sytuacja przedstawiała się bardzo nieciekawie, aczkolwiek Kocur potrafił doszukać się pewnych pozytywnych aspektów tej podróży — wraz z Shayem chociaż po części dowiedzieli się co przytrafiło się członkom kociego gangu, a jednego z nich zastali żywego; udało im się również znaleźć schronienie, uciec od tubylców.
Ściskał w dłoni plastikową butelkę, czemu towarzyszył charakterystyczny dźwięk zgniatanego plastiku — Yukimura próbował znaleźć zajęcie dla swoich drżących jak u alkoholika rąk. Próbował coś wymyślić, wpaść na jakiś cudowny pomysł, który dałoby się zrealizować, który pozwoliłby całej trójce szczęśliwie i bezpiecznie wrócić do domu, wydostać się z tej pułapki, w którą niechybnie wpadli. Denerwowała go bezczynność — chciał działać, choć jego zmęczone ciało nie dawało mu zbyt wielkiego pola do popisu i wiedział, że potrzebuje porządnego odpoczynku, by mieć siły na dalszą ucieczkę. Dobijało go to psychicznie, ale przynajmniej teraz mógł dowiedzieć się czegoś ciekawego o tej bandzie, która chciała go dopaść.
„Nie przepuściłeś jakiejś staruszki na bazarze, sukinkocie?”
Sukinkocie?
Czerwone ślepia wymordowanego zdawały się zabłyszczeć niezdrowo — nie miał zamiaru tego tak zostawić, musiał odbić piłeczkę, bo jeśli chodziło o odgryzanie się, to nawet nieciekawa sytuacja nie była w stanie powstrzymać jego ciętego języka.
Nie była staruszką — odpowiedział sprawnie, zerkając w stronę Lisa. — Przepuściłem ją, a przy okazji bliżej poznałem jej jędrne pośladki — dopowiedział, a usta natychmiastowo uformowały cwany uśmiech, który dumnie eksponował jeden z przydługich kłów, czego oczywiście kompani mogli nie dostrzec przez panujący w norze mrok. Zaraz po tym spoważniał, gdy tylko skupił się na słowach, które wypowiadał Yuuta.
„(...) Sami byli autorami wysłanej przez nas mapy.”
Przełknął głośno ślinę, a gdyby tylko mógł, to z pewnością skarciłby CATS wzrokiem — zamiast tego fuknął tylko pod nosem złośliwie, ponownie przełykając ślinę.
Chcesz mi, kurwa, powiedzieć, że przez Ciebie wpadliśmy prosto w ich pułapkę? — zapytał bezpośrednio, bez ogródek, a w jego głosie dało wyczuć się rosnącą irytację. Miał ochotę całkiem niechcący zamachnąć się dłonią w stronę poszkodowanego w celu porządnego przeorania mu twarzy, ale nie zrobił tego. Doskonale wiedział, że Yuuta ma cenne informacje o tych tubylcach — informacje, które można było wyciągnąć po dobroci lub za pomocą hipnozy krupiera, nie było więc potrzeby brudzenia sobie rąk. — I chodzi tylko o wygląd? Myślałem, że czasu, w których przypierdalano się do innych o wygląd już dawno minęły. Zacofani neandertalczycy — biło od niego niezadowolenie, które obecne było niemalże w każdym, pojedynczym słowie, które padło z jego jasnych ust. Nobuyuki poniekąd czuł się odpowiedzialny za tę dwójkę — w końcu to prawdopodobnie z jego winy uczepili się ich Ci tubylcy. Cały ciężar i odpowiedzialność spadły na jego barki, musiał wpaść na pomysł jak temu wszystkiemu zaradzić. Może faktycznie czekanie do dnia nie było takim złym pomysłem? W słonecznym świetle mieli większe szanse, mogli łatwiej czmychnąć — wiedział to.
„Zostaw mnie!”
Z krótkotrwałego zamysłu wyrwał go krzyk ocalałego. Nie wiedział co dokładnie się dzieje, ale szmer wskazywał na to, że Yuuta wierzgał się przez chwilę niecierpliwie. Jego strach i przejęcie dało się wyczuć w powietrzu.
Ej, uspokój się do kurwy nędzy. Ciebie zabiją? A pomyślałeś choć chwilę o mnie, czy cały czas pilnowałeś tylko własnego tyłka? Podałeś mnie im na tacy, to mnie chcą zabić. Pomyślałeś jak ja się z tym czuję? Nie? To Ci powiem. Chujowo. Ale na pewno jest jakiś sposób, żebyśmy wyszli stąd żywi. Wszyscy razem, cała nasza trójka. Potrzebujemy informacji. Mają jakieś inne słabości? Jesteś pewny, że wystarczy zaczekać do dnia? Nie dowiedzą się, że tu jesteśmy? Wyjdziemy stąd, ale współpracuj, bez Ciebie nie damy razy.
Zacisnął szczękę — dźwięk uderzających o siebie zębów był głośniejszy niż mu się to wydawało.
Poruszył niespokojnie ogonem, a dłonią przeczesał włosy, natrafiając na odstające ucho.
Yuuta, jesteś nam cholernie potrzebny, nikt Cię nie zabije. Wrócimy do kryjówki.

    ✘___ ZAPALNICZKA PIROMANA [2/4] (ODNOWA)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bytująca ciasnota z łatwością pętała zamknięte oddechy; zatruwała powietrze. Krótka riposta rzucona przez Yukimurę z automatu została podkreślona tajemniczym, chłodnym spojrzeniem Takahiro, którego oczy mieniły się w grocie niczym dwa szkarłatne, drogie kamienie. Nie skomentował tego w żaden sposób, a mógł. Wykrzywił ohydne wargi w wymuszonym, krzywym uśmiechu — a on mógł zwiastować tylko jedno. Początek kolejnej apokalipsy. Bardzo skrupulatnie pilnował swoich rzeczy, a ta krótką wzmianka rozpaliła w nim kolejną irracjonalną wściekłość. Uniósł enigmatycznie brew, a wzrok stał się bardziej czujny, jakby mówił 'jeśli byłoby tak jak mówisz, z pewnością wiedziałbym o tym pierwszy'. Szybka wymiana spojrzeń została jednak umiejętnie przerwana przez kolejny przebieg zdarzeń.
 Usta Yuuty zdarzały i wypowiedziały pierwsze słowa. Karasawa z towarzyszącym dzikim zainteresowaniem przyglądał się przybrudzonym policzkom i mimice twarzy ocalałego; to jak mięśnie podrygiwały wraz z napięciem dominującym w tonie głosu było imponujące. Treść jednak pozostawiała wiele do życzenia. Nie pasowało mu to. Pochylał się nad swoimi kolanami z uwaga analizując każdy punkt; wiercił Yuucie spojrzeniem wielka dziurę w brzuchu. Łzy spływające z twarzy mężczyzny napawały go zażenowaniem. Nie minęła chwila gdy Kasarasa wyprostował się i z odrazą  zlustrował jego sylwetkę. Upadał. Emocje wyciskały z niego ostatnie soki życia.
  — Czyli jeśli dobrze rozumuję — kilkoro CATSów straciło życie przez ten jakże opętany pomiot diabła? — Nie dało się ukryć arogancji w rozlegającym się tonie. — Nikt nie miał pewności, że Yukimura odbierze to zlecenie. Ryzyko było nieopłacalne.
 Niski głos mężczyzny wysmagał mrok. Nie winił Neely'ego za jego reakcję — takich rzeczy nie słyszy się na co dzień. Kątem oka przyjrzał się blademu licu kota, które zdążyło nabrać czerwonych plam po szkodliwym działaniu słońca. Szkarłat tych nieodgadnionych ślepi płonął niczym zaginiona flara. Doszukiwał się w nim tych błyskotliwych aspektów, o których wspomniał CATS,  jak dziecko przypatrujące się tabliczce mnożenia. Jego uroda była unikalna, widział to, ale żeby aż tak cenna? Wiele rzeczy zaczęło pokrywać się z jego odczuciami. Znajome doświadczenie.
  Wzrok Shaya niemal statycznie opadł ponownie na Yuucie; wsłuchiwał się w wygłaszane zeznania. To własnie wtedy dojrzał coś, co w jednej chwili zwęziło jego źrenice. Dziwny chłód osiadł w okolicy serca; biło jak po szybkim biegu, a puls już dawno powinno się unormować.
 Wstał — zrobił to tak szybko i gwałtownie, że krzyk jaki rozległ się w momencie kiedy skórzany płaszcz Takahiro opadł mu do ud pokrył się niemal natychmiastowo z furiacką reakcją kota.
 — Zostaw mnie! Odejdź!
 — Zamknij się!
 Takahiro wykrzywił wargi, prawy kącik zadrżał mu w dziwnym spazmie ujawniając kryjące się w ustach zęby. Przybliżył się. W ciemnościach zakapturzona sylwetka lisa była niemal tylko tłem. Wtapiała się w swój świat, pełen brudu i zgnilizny.
  Gdzieś obok siebie słyszał głos Nobuyukiego, ale umysł miał osnuty tylko jedna myślą; nim nie wyciągnie jej na światło dziennie wygryzie sobie wszystkie pazury z palców.
 Szarpnął ocalałym tak gwałtownie, że przez moment miał wrażenie, że uderzył jego głową o ścianę. Wzrok Yuuty był jednak nadal żywy, szybko go odnalazł. Karasawa zacisnął silniej palce na trzymanym łokciu; ściskał go jak zbiega z innego dystryktu.
 — Wystawiłeś nas. Tak czy nie? — zawarczał niemal przez zęby; cale szczęście mrok tuszował wszelki gniew obejmujący twarz. — Zostawili cię, abyś nas znalazł i zawiódł?  Jesteś częścią ich planu? Co ukrywasz, do choelery?
 Wpychał mu te słowa niemal nachalnie do umysłu, choć widział, że ma dość — nawet głos Yukimury, nie był w stanie wyrwać go z amoku jaki wpadł.
 Wykrzywił trzymaną na przegubie rękę i siłą wyciągnął ją za pleców CATSa. To co zauważył na chwile go ogłupiło (nawet jeśli wysypujący się piach dojrzał w momencie, kiedy fretka chował kończynę za siebie), ale ciemność w tym przypadku działała na jego korzyść.
 — Widzisz?
 Zagadkowy, łagodniejszy ton omiótł przestrzeń, a gorący oddech Takahiro zdołał sięgnąć obnażonego lica Yukimury, kiedy zwrócił się w jego kierunku.
 — Wystawił nas. Robi to nawet teraz. Nadal zamierzasz mu ufać?
  W jednej chwili prośba o szybką śmierć, wydala mu się jak najbardziej na miejscu. Ale czy wylany kubeł zimnej wody na łeb zdoła ocucić Yuutę?

...................
UŻYCIE MOCY:
Kontrola umysłu (2/3), odpoczynek (0/4)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Yuuta nie mógł skoncentrować się na wypowiedzianych przez Yukimurę zdaniach. Odbijały się od nasady jego czaszki jak mrożące krew w żyłach piłki mechanicznej, ale były tylko hasałem, czynnikiem sprawiającym, że skronie pulsowały nieprzyjemnym, rwącym bólem, jakby skonfrontował je z czymś twardym. Nie był w stanie wyłapać sensu, który błąkał się pomiędzy słowami. Miał wrażenie, że Neely zastosował obcy, nieznany mu język.
Zakręciło mu się w głowie. Przymknął oczy, ale nie na długo.
Zamknij się!
Jego ciało zareagowało automatycznie. Shay miał na nim całkowitą kontrolę. Podkulił nogi pod sam podbródek i złapał je w objęcia. Zbagatelizował nawet spory ubytek w prawej dłoni. Brakowało w niej trzech palców. Zmieniły się w kupkę desperackiego piasku. Proces korozji postępował, a Yuuta nie czuł z jego powodu bólu. Jego ciało powoli stawało się lekko. Z nosa i uszu zaczęły skapywać krople krwi. Plamiły jego zapoconą skórę, skrawki ubrań, a także podłoże.
Pokręcił przytakująco głową w ramach odpowiedzi na zadane przez Lisa pytanie. Już nie płakał. Łzy wyschły jak jezioro, po którym nie dawno stąpali. Polizał usta koniuszkiem języka wargi, by zgarnąć z nich posokę i przełknął ją w celu nawilżenia gardło. Zakrztusił się. Ślina utknęła mu w przełyku. Jego organizm niszczał. Przekształcał się w granulki pyłu. Jak zwłoki, które ulegały płomieniom.
— Potrzebowali więcej ofiar, krwi — odparł w ramach odpowiedzi. Głos miał dziwnie spokojny, opanowany, jakby strach z niego wyparował. Wbił bezemocjonalne spojrzenia w czerwone ślepia. Już nie bał się ich koloru, a nawet odetchnął, gdy wyłoniły się z mroku. Ich właściciel oczekiwał bezwzględnego posłuszeństwa, a Yuuta nie dysponował odpowiednimi środkami by mu się przeciwstawić. — Wydusili z nas informacje. Ze mnie i Kaoru. — Zamilkł na chwilę. Bolesne wspomnienia znów wróciły z dwojoną siłą. Rozcierające krzyki ich kompanów, które wycisnęły z nich zeznania jak sok z cytryny. Powoli, bez pośpiechu, wrzynając w ich ciała szpony panicznego strachu. — Nie zostawili mnie. Uciekłem. Kaoru odwrócił ich uwagę, ale ja odwróciłem się na pięcie jak tchórz i zwiałem, słysząc za plecami jego wrzask — opowiedział, spuszczając wzrok. Było mu wstyd, ale natura nie obdarzyła go odwagą, nawet jeśli był wieloletnim dłużnikiem Kota, który uratował mu życie wiele razy. —  Ale… — z jego ust wyrwał się śmiech, cichy, zimny śmiech, przypominający smaganie biczem po naznaczonej cięciami skórze. Śmiech psychopaty. — Przed nimi nie da się uciec. Prawda, Neely? — Parsknął, wbijając oczy w Nobuyukiego.
Już nie mógł ukryć przed swoimi eks-kompanami piaskowej martwicy, która czule objęła jego ciało. Dłoń znikła, teraz nadgarstek przekształcał się w piach.
Prochem jesteś i w proch się obrócisz, usłyszał i machinalnie to powtórzył. Jego głos był chrapliwy, nużąco podobny do tego, który usłyszał Yukimura z ust starego mężczyzny, jawiącego się przed jego oczyma jak zjawa.
Do nory wdarł się gorący podmuch wiatru, a wraz z nim blokujący zatoki smród kadzideł. Nobuyuki najprawdopodobniej od razu poznał tę woń, bo niemal natychmiast zaczął opadać z sił. Jego wiara była płonna. Wpadli w pułapkę.


Czekam na odpisy do 26 lutego.

Obrażenia:
Obaj odczuwają zmęczenie i dyskomfort przy takowym występujący. Najprawdopodobniej macie po parze odcisków na piętach i obolałe nogi po długotrwałej wędrówce. Neely nie odczuwa bólu zabarwień na skórze. Po prostu są.
Ich płuca wypełnia duchota. Słabnął na skutek woni kadzideł.


Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna. Temperatura wynosi w chwili obecnej 18°C.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach