Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

„Dlatego to mówi Pan: Nie usłuchaliście Mnie, by ogłosić wolność każdy bratu i współziomkowi swemu; oto puszczam was wolno - na miecz, zarazę i głód” – zacytowała odprężonym, lekkim głosem Księgę Powtórzonego Prawa i uniosła dłoń ku górze w bezradnym geście. Choćby chciał insynuować, nawet żartobliwie, powiązania Anais z niewolnictwem, święta księga odpowiednio się do tego odnosiła. Pomijając już całkiem, że żaden anioł nie jest jej współziomkiem ani bratem… w teorii. Praktykę pomińmy, bo dziewczyna wcale nie czuła się częścią skrzydlatej społeczności, a co dopiero mówiąc o uczuciach wobec nich. Nie kłamała zatem! Co to to nie!
Krótka anegdotka z miastowego życia Carla zainteresowała ją bardzo, chociaż jej morał nie mógłby zbyt wiele wnieść do życia kapłanki. To ona tutaj grała rolę bibliotekarki… może nie spożywała własnych wydzielin, ostatnią kromkę chleba oddałaby mu bez wahania, zaś jej nocne możliwości owiewała tajemnica, ale miała wrażenie, że sekrety anielicy zgorszyłyby mężczyznę skuteczniej niż nie przestrzeganie zasad higieny i kultury osobistej.
Myślisz, że na tym świecie ktokolwiek powinien wierzyć pierwszemu wejrzeniu? – spytała odrobinę melancholijnie, gdy już powstrzymała chichot, zaś w głosie dziewczyny dało się wyczuć westchnienie. Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Podświadomie chciała, by Carl nigdy z niego nie wyszedł i już zawsze postrzegał ją jako niewinną, czystą kapłankę - marzenia ściętej głowy.
Z czasem będziesz znał ten bezkres lepiej niż własne kieszenie. Niektórzy organizują tutaj własny lichy transport sklecony z kół, rur i podrzędnego silnika, ale myślę, że twoim pierwszym celem powinny być raczej porządne obuwie – skwitowała, spoglądając z ukosa na jego stopy. Żałowała, że nie wzięła ze sobą czegokolwiek, choćby bandażu! W jej własne buty by się nie wcisnął, więc nie było czego proponować. Podziwiała go za samozaparcie, choć z drugiej strony… czy miał inny wybór? Pozostanie w miejscu prawdopodobnie skazałoby go na pewną śmierć.
Mamy w górach łaźnię. Brzmi zachęcająco? – spytała unosząc zawadiacko brew.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spróbował powtórzyć cały cytat w głowie, ale dalsze słowa wyślizgiwały się z pomocą zmęczenia, nie był nawet w stanie skupić się na ich interpretacji czy też odniesieniu do rozmowy. Opuściły go chęci na filozoficzne gdybanie, obecnie trzymał się jedynie suchych faktów jak to, że pod stopami czuł szorstki piasek, w ustach pragnienie, a oczy domagały się przymknięcia w błogim śnie. W takich jednak chwilach doceniał szczerze swą nieczułość na ból, bo więcej nieprzyjemnych doznań zniechęciłoby go tylko do dalszej drogi.
Zależy, jak wnikliwe jest to wejrzenie. – Ułożył dłoń na piersi i ścisnął palcami ubrudzony materiał. – Pod skórą struktura mięśni wygląda pewnie tak samo u każdego. Mamy wpływ głównie na zmianę tej najbardziej powierzchownej części ciała, chociaż… w obliczu tych wszystkich nowinek technologicznych i rozwoju medycyny może i stała ingerencja we wnętrze zostanie spopularyzowana. – Skwitował z przebłyskiem zrezygnowania w błękitnych oczach. Osobiście nie przepadał za nowoczesnością, przynajmniej nie w tak obszernym stopniu, w jakim opanowała współczesne życie ludzi. Staroświecki z niego wymordowany.
Jezus chodził bez butów, to i ja mogę. – Uśmiechnął się jednym kącikiem ust. – Ty mówisz „łaźnia”, a ja „to na co czekamy?”. – Odepchnął się od skały w przypływie nowej energii, w jednej sekundzie odganiając od siebie zmęczenie. Wizja zanurzenia się w chłodnym źródle kusiła go jak zwianie z ostatniej lekcji matematyki w przeddzień weekendu. Jeśli na samym końcu swojej drogi miał dostąpić takiej przyjemności, to nie widział problemu by jeszcze trochę się pomęczyć, za to po co odwlekać to jakimiś przerwami? Im szybciej, tym lepiej.
Podczas dalszej wędrówki nie zabierał za często głosu, skupiony przede wszystkim na otaczających ich krajobrazach. Starał się wyłapać wzrokiem cokolwiek, co później nada się na punkt obserwacyjny i zdradzi mu miejsce położenia, gdyby musiał wracać w kierunku miastowych murów. Chociaż zdobył cenne towarzystwo, zdążył nauczyć się, że zagrożenie wciąż może niespodziewanie uderzyć z każdej strony i w takich okolicznościach powinien polegać przede wszystkim na sobie.
Po kolejnych kilkudziesięciu minutach wyrosła przed nimi góra, o której wspominała Anais, a która dotknęła Carla ulgą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uśmiechnęła się w odpowiedzi na zadane pytanie, chociaż miała wrażenie, że przez wejrzenie każde z nich miało na myśli coś innego. Może to przez użycie złego słowa? Czy istnieje jakaś różnica w robieniu pierwszego wrażenia, ale zakochiwaniu się od pierwszego wejrzenia? Obydwie formy zapoznawcze są raczej złudne tak jak ocenianie książki po jej okładce, nie zagłębiając się w treść, która wymaga zaangażowania i czasu.
Wiedziała, że obietnica zachęci Carla do ruszenia w trasę. Po kilkunastu minutach dojrzeli zarys góry, po kilkudziesięciu kolejnych dotarli do opuszczonej wioski u jej podnóża. Atmosfera z minuty na minutę zagęszczała się, a mężczyzna mógł mieć wrażenie, że nie zbliżają się do upragnionej ostoi spokoju, a wręcz coraz bliżej im do wędrówki po kręgach piekielnych. Żaden zmutowany ptak nie próbował rozewrzeć tam dzioba, a suche konary i pokracznie powykrzywiane gałęzie zdawały się pełnić funkcję ostrzeżenia dla każdego nieproszonego gościa.
Anais wyglądała na zamyśloną, odkąd zbliżyli się do podnóża Góry Shi. Jeszcze wcześniej rzucała krótkimi komentarzami, odpowiadała na nieliczne już pytania mężczyzny, którego całkowicie pochłonęła obserwacja zmieniającego się drastycznie otoczenia. Jeszcze chwilę temu przemierzali pustynię, a teraz przyszło im odbyć ostatnią prostą przed ujrzeniem kościelnych bram. Zajęło to im może kolejne dwadzieścia minut, a Anais starała się poprowadzić Carla po jak najłagodniejszym zboczu i…

Trzymaj się za mną – odparła cicho, ciągnąc go w stronę bram górskiej świątyni. W centrum katedry trwała wieczorna msza, więc kapłanka mogła po prowadzić mężczyznę bez udziału niepotrzebnych świadków. Przywołała do siebie tylko jedną z wiernych pełniących akurat służbę na kościelnej warcie i poprosiła ją o przyniesienie męskiego odzienia do łaźni.
Najpierw chcesz się oczyścić czy posilić? – spytała, gdy kobieta odeszła w swoim kierunku, kilka jeszcze razy serdecznie spoglądając w stronę nowoprzybyłego. Miał wybór – łaźnia albo kościelna warzywna zupka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niewyraźny kształt wzniesienia widniejący na horyzoncie działał pobudzająco na wymęczone nogi wymordowanego, które automatycznie przemierzały kolejne połaci przypieczonej słońcem ziemi, by jak najszybciej pokonać dystans do kolejnego przystanku, tym razem mającego zapewnić mu choć namiastkę realnego odpoczynku. Chociaż im bardziej zbliżali się ku celu, równocześnie wchodząc na teren mniej przyjazny od samej pustyni, Yngve nie tracił nadziei, że to jedynie pozory mające odstraszyć potencjalnych gości. Na Desperacji nie mogły panować aż tak fatalne warunki… prawda? Odczuwał pewną dezaprobatę w porównaniu do luksusów M-3, jakie wniknęły w jego życie codzienne, ale tymczasowo przełknął to, by skupić się na przetrwaniu.
Podążał tuż przy Anais, jakby miała zapewnić mu ochronę przed niespodziewanym zainteresowaniem ze strony innych obecnych na terenie kościoła, do którego właśnie wkroczyli. Pewność siebie nie opuściła go całkowicie, ale zupełnie nowa sytuacja stawiała na niestabilnym gruncie, nie wiedział, czego się spodziewać.
Trzymam i nie puszczam… – szepnął i rzucił okiem w kierunku katedry, skąd dobiegały odgłosy jakiegoś spotkania. Nie był ciekaw obrazu, jaki miał tam miejsce, więc skupił się na dalszej wędrówce w nieznane. Przybyłą kobietę zlustrował dyskretnie wzrokiem, milknąc na czas krótkiej wymiany zdań z Anais.
Zastanowił się krótko.
Chciałbym się wpierw oczyścić. – Poprosił, bo na myśl o wodzie spływającej po swoim ciele dostawał przyjemnych dreszczy.
Przez moment wpatrywał się w sąsiednią twarz z zamyśleniem, a kiedy wrócił na ziemię, przeniósł spojrzenie w bok, od niechcenia skupiając uwagę na reszcie otoczenia.
Więc… tutaj spędzasz większość swojego czasu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uzyskawszy od mężczyzny konkretną odpowiedź, wyprostowana jak struna, założywszy dłonie za plecami, ruszyła w głąb korytarza, dorównując swój krok do tempa mężczyzny. Nie potrzebowała jakoś specjalnie przysłuchiwać się echu wieczornego kazania, żeby dokładnie wiedzieć, w którym są akurat momencie. Szczęśliwie mieli jeszcze sporo czasu do jej końca, ale i tak czuła, że powinni się pośpieszyć. A przynajmniej do momentu wstąpienia do gościnnej celi, w której będzie czekać na mężczyznę pożywienie. Typowy proces przyjmowania strudzonego kandydata na wiernego.
Od dziesięciu lat – odparła tonem tak lekkim, jakby uświadamiała go, że kropi za oknem i ogólnie zbliża się rzęsisty deszczyk. Uśmiechnęła się chwilę później, spoglądając na niego kątem oka, zaciekawiona jego ewentualną reakcją.
Może nie wyglądam, ale mam trzydziestkę na karku – dodała po chwili. Korytarz zaczął się robić coraz zimniejszy i ciemniejszy, mimo świec po rozświetlanych tu i ówdzie. Anais tego nie odczuła zbytnio. Należała do osób, które dosłownie wiecznie chodziły ze stanem podgorączkowym. Ba, gdy używała swoich mocy, temperatura jej ciała wzrastała jeszcze bardziej, ale widocznie białka w ciele dziewczyny nie narzekały, bo ilekroć przeszła przez ponad czterdziestostopniową gorączkę, zawsze wychodziła z tego względnie cało i bez uszkodzeń. Nawet teraz biło od niej przyjemne ciepło, była jego źródłem niczym rozgrzewający się powoli piecyk.
Wtem dotarli do publicznych łaźni. Nie miały one drzwi wejściowych, a ze środka ulatniała się para wodna, atakująca chłodne powietrze na korytarzu. Cichutki szum wody, pochodzący z wodospadu się tam znajdującego, zdecydowanie musiał zaciekawić mężczyznę, który mógł też dostrzec schludnie złożony na półce stosik ubrań, a obok lniany, grubszy materiał… widocznie mający służyć za ręcznik.
Nie mamy tu może bieżącej filtrowanej wody i chemicznych detergentów, ale myślę, że nie ma na co narzekać – odparła kiwając lekko głową, a potem wkroczyła dumnie do środka, wcześniej zdejmując baleriny ze stóp. Krótkie, wilgotne schodki poprowadziły ich do komnaty o nierównym sklepieniu typowym dla jaskiń. Wyżłobienia w skale przypominały baseny, jedne wypełnione chłodniejszą wodą z wodospadu, a drugie wyraźnie cieplejszą, delikatnie parującą.
Nie wyglądała jak ktoś, kto zbierał się do wyjścia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kościół kojarzył przede wszystkim z miejscem, gdzie mógł pozwolić odpłynąć myślom na tle religijnego monologu, który niewiele go interesował. Matka zachęcała do zagłębienia się w wiarę, ale Yngve pozostawał uparty i nigdy nie zdołał przekonać się do chrześcijaństwa. Zwyczajnie nie przekonywało go to, czego nie widzi, ani na co nie ma żadnych logicznych dowodów , a może ograniczało się to jedynie do Jahwe? Trudno byłoby mu aktualnie odpowiedzieć na pytanie, czy uznaje jakiś wyższy byt. Jak miał wierzyć w cokolwiek, skoro właśnie trafił do piekła mimo (w miarę) moralnego postępowania?
I nie wisi nad Tobą rutyna? – Wrócił wspomnieniami do okresu spędzonego w M-2, kiedy codziennie męczył się tymi samymi widokami, tymi samymi ludźmi, tym samym funkcjonowaniem miasta, tą samą kulturą… ostatecznie odnosił wrażenie, że utknął w puszce z sardynkami, to zaś popchnęło go do wyjazdu i przeniesienia się na wschód. Japonia zawsze budziła w nim zaintrygowanie, nie zawiódł się w swojej pierwszej konfrontacji z utopią.
Poczekaj… – Wyciągnął z fartucha wyimaginowany notes i otworzył go, układając palce dłoni tak, jakby trzymał długopis. – Podaj mi jeszcze datę urodzin, będę pamiętał, kiedy życzyć Ci pierwszych zmarszczek, bo obawiam się, że ten czas nieprędko nastąpi z taką urodą. – Podkreślił słowa z iskierkami w błękitnych oczach. – Niemniej przypuszczam, że zmarszczki niewiele zmienią w tym aspekcie.
Chłód korytarza odebrał jako przyjemny bodziec po tak długiej i męczącej wędrówce przez gorące piaski Desperacji. Spojrzenie z zainteresowaniem spoczęło na wejściu do łaźni, a później na wodospadzie, tym samym sprawiając, że cała reszta świata straciła dla niego ostrość.
Nie śmiem narzekać. – Rzucił od niechcenia, ledwo powstrzymując się przed wskoczeniem do przyciągającego go źródła.
W pierwszym odruchu zamierzał zrzucić z siebie splamiony fartuch, ale zreflektował się obecnością kobiety. Zerknął na nią z namysłem, a rysy jego twarzy nabrały pobłażliwego wyrazu.
Nie chciałbym wykazywać się niegrzecznością przez bezpardonowość, więc pozwól, że się nie rozbiorę. – Z ostatnim słowem skierował kroki ku schodkom. Przystanął przed basenem, przez moment przyglądając się lekko falującej tafli wody. Zrobił krok naprzód, zanurzając wpierw kontrolnie stopę, i w jednej sekundzie (a może w dwóch?) znalazł się w wodzie do pasa. Przymknął oczy pod wpływem dreszczu przebiegającego po kręgosłupie i wyciągnął przed siebie ręce, wchodząc głębiej – do tego stopnia, że ostatecznie cały zanurkował.
I wcale nie zamierzał szybko wracać na powierzchnię.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Taką właśnie – między innymi – funkcję spełniało KNW w tym strawionym przez promieniowanie, świecie. Anais uwielbiała tę spokojną część kościelnej codzienności. Rutynę właśnie, codzienne zobowiązania i sposób w jaki tworzył się dobowy rytm. Czuła się wtedy bezpieczna, niezależnie od zła, które czyhało na nią u podnóży Gór Shi.
Ktoś mógłby się zastanawiać – dlaczego jednak porzuciła dla tego czegoś swoje jeszcze spokojniejsze życie w mieście? Prawda wcale nie jest taka skomplikowana. Nigdy go tam nie zaznała, a mury odwiecznie kojarzyły jej się z izolatką laboratorium, w którym spędziła pierwsze dwadzieścia lat swojego życia. Dla kogoś takiego jak ona, nawet sekta, która w założeniach miała  zabijać osoby jej podobne, stała się atrakcyjną opcją i obietnicą wolności, do czego chciała dążyć za wszelką cenę. Może i z jednej władzy absolutnej przeszła w drugą, ale czy kiedykolwiek żałowała swojego wyboru?
Oczywiście, że tak. Wielokrotnie. Człowiek już taki jest i nie ma czego od niego wymagać. Anais jednak nigdy nie pozwoliła sobie zgubić całkowicie wiary w słuszność swojej misji. Kościół stał się dla niej jedyną rodziną jaką miała, i niezależnie od grzechu, który na sobie nosiła, zawsze miała tutaj kogoś do kogo mogła się zwrócić.
To co jedni uważają za rutynę, drudzy nazywają stabilizacją – odparła z lekkim wzruszeniem ramion. Potem padła wymiana zdań dotycząca wieku, którą kapłanka skwitowała perlistym śmiechem. Dobrze by było to wiedziała. Nie obchodziła nigdy urodzin, więc… trudno powiedzieć. Mogłaby przyjąć za ten dzień swoje święcenia kapłańskie, ale wtedy już raczej lata mijały wraz ze zmiennością temperatury. Desperacja nie żyła czasem miasta i vice versa.
Gdy dotarli do łaźni, sprawy potoczyły się swoim torem. Anais nawet nie zdążyła zaproponować, czy aby nie powinna wyjść i poczekać przy wejściu, gdy ten już do połowy ślęczał w źródle. Dziewczyna zdecydowała się odwrócić do niego plecami, przysiadła wygodnie na skale i przymknęła oczy. Podróż odrobinę ją zmęczyła, a nie czuła się na tyle pewnie, by dołączyć do Carla. Miastowi mieli w sobie zapewne więcej ogłady niż tutejsi, stąd takie onieśmielenie.
Kapłanka nie wiedziała ile minęło. Może nieszczególnie krótko, ale zaalarmowała ją podejrzana cisza zalegająca gdzieś pomiędzy szumem wody. Brakowało jej w tej pewnej całości odgłosów kąpieli, takich najbardziej podstawowych, czegokolwiek. Odwróciła się, spojrzała przez ramię i dosłownie serce stanęło jej w piersi, gdy ujrzała zanurzonego po czubek głowy Carla.
Nie wynurzał się, nie reagował.
Dziewczyna dosłownie zerwała się z siedziska i podleciała do wody, w którą wkroczyła jak Mojżesz w morze. Szkoda, że ta się przed nią nie rozstąpiła, a wręcz przeciwnie – stanowiła skuteczny opór przed możliwie szybszą reakcją. Anais nie należała do zbyt sprawnych pływaków, nie dane jej było nigdy nauczyć się tej skomplikowanej umiejętności, więc nawet taka stosunkowo niewielka głębokość sprawiła jej pewien problem. Sięgnęła po jego rękę i z siłą przyciągnęła go do siebie przodem, wyciągając jednocześnie na powierzchnię. Pomijając, że trochę poplątały jej się nogi w szacie, więc to bardziej na nim się oparła, gdy już się okazało, że wcale taki nieprzytomny nie jest.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Woda otaczała go z każdej strony. Uderzyła w jego uszy, rozmazując wszelkie dźwięki dobiegające znad powierzchni, dostała się także pod powieki, finalnie kusząc je na otwarcie. Ciemny błękit to jedyne, co przed sobą widział. Choć ciężar ciągnął go w dół, równocześnie odczuwał specyficzną lekkość. Poruszył rękoma, by ruszyć przed siebie i zmienił pozycję na taką, by wyprostować w poziomie plecy, a opuszkami palców musnąć samego dna. Włosy rozpierzchnęły się na wszystkie strony, dlatego wolną dłonią dotknął ich struktury, prowizorycznie zaczesując do tyłu. Zgubił rachubę czasu przez skupienie na wyciszeniu się. Ograniczył ruchy do zbędnego minimum, dryfując w toni. Zawiesił się między dwiema rzeczywistościami i nie był pewien, w której zdecydowałby się zostać na dłużej. W płucach w końcu zabrakło tlenu, więc gdy przyszedł moment na zaczerpnięcie wdechu, nie wynurzał się, lecz instynktownie skoncentrował uwagę na czymś, co miało umożliwić mu dalsze przebywanie pod wodą bez uszczerbku. W pierwszej chwili nie rozumiał tego mechanizmu, ale wiedział, że nie musi natychmiastowo kierować twarzy ku górze. Czekał na zakrztuszenie, wodę w przełyku, nagłą falę paniki… zamiast tego trwał tam w spokoju, zastanawiając się nad sytuacją. Uniósł powoli dłoń do szyi i przesunął palcami po nieregularnej, ruchomej powierzchni.
Skrzela.
Zaśmiał się niemo, nie przestając wodzić opuszkami po krawędzi nowej części ciała, ale nie dane było mu dłużej nacieszyć się tym stanem.
Zarejestrował nagłe poruszenie w wodzie i spojrzał w kierunku nadchodzącej kobiety. Postanowiła do niego dołączyć czy…?
Palce na nadgarstku zdecydowanie przyciągnęły go bliżej, by po chwili wymusić wynurzenie. Równocześnie z tym wypuścił powietrze z ust, a strugi wody spływały z mokrych włosów na twarz i kark. Wlepił w nią zdezorientowane spojrzenie, nie domyślając się, że powodem tej reakcji była obawa związana z długim brakiem przerwy na powietrze. Kiedy oparła się o niego, instynktownie oplótł ramiona wokół jej pasa, by przytrzymać przy sobie i uchronić przed ewentualną utratą równowagi.
Tak Ci się do mnie śpieszyło…? – Uśmiech, jaki pojawił się na jego ustach, tym razem przypominał ten z rodzaju speszonych. Puścił ją z pewnością, że nie zachwieje się ponownie. – A może powinienem udawać, że jednak jestem nieprzytomny? Znasz technikę wykonywania RKO, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chłód wody gwałtownie starł się z temperaturą ciała dziewczyny, którą momentalnie przebiegł dreszcz stawiający włoski na karku i rękach ku górze. Gdy udało jej się wyciągnąć mężczyznę z odmętów tej zimnicy, niemal automatycznie przylgnęła do niego ciałem, prowizorycznie starając się go z niej wyciągnąć przez oparcie całego jego ciężaru na sobie. Szczęśliwym? Trafem okazało się, że ten pomocy nie potrzebował – ba! Zdecydowanie lepiej poradził sobie niż kapłanka, której przydługa szata, owinięta aktualnie wokół łydek, uniemożliwiała skuteczniejsze wsparcie.
Czuła się głupio. Mężczyzna pomógł jej stanąć, a ta zgarnęła mokre, lepiące się do twarzy, pukle blond włosów do tyłu, by móc swobodnie widzieć świat. Cóż, bo i widok wart był świeczki, temu nie mogła zaprzeczyć. Ukazał się przed nią słowny tryton. Neptun, ot co. Brakowało temu obrazkowi wyłącznie trójzębu i naszyjnika z muszli. Materiał medycznego fartucha ciasno przylgnął do jego klatki piersiowej, delikatnie podfalowane przez wodę ciemne włosy, majestatycznie zaciągnięte do tyłu, pozwalały dziewczynie na najdokładniejszy tego dnia ogląd twarzy mężczyzny. Pustynny kurz, smugi krwi czy potu – to wszystko niemal zniknęło pod działaniem wody. Pozostała tylko delikatnie zszarzała przez mutację skóra, opinająca ostre rysy twarzy tego, kim był na co dzień, najbliższy miastowemu wizerunkowi. Nie miałaby żadnego problemu wyobrazić sobie jego postaci za czasów braku ingerencji wirusa.  
Prędzej powiedziałabym, że to tobie śpieszyło się na drugi świat – odparła odrobinę chrypliwie, próbując zgrywać pewną siebie, choć niewzruszoną bohaterkę. Spojrzała na swoją rękę, która dalej kurczowo trzymała nadgarstek Carla, co pozwoliło szybko jej się zreflektować. Puściła jego rękę i założyła swoje obie na piersi, odwróciła głowę też tak, by spojrzeć na niego z sfochowanego ukosa. Musiała wyglądać całkiem zabawnie. Cały kapłański majestat prysnął pod niemalże dziecięcym zachowaniem Anais, która wyglądała jak zmoknięta kura.
W teorii już jesteś martwy. Teraz tylko praktyka zawodzi i życzyłabym sobie, żeby zawodziła dalej, bo masz jeszcze lata słodkich cierpień przed sobą – prychnęła, dumnie odwracając się od niego – wciąż wyprostowana – i ruszając przed siebie. Z wielkim trudem wychodząc z wody pod przykrym ciężarem napitego wodą materiału, ciągnącego się nieprzyjemnie za nią. W przypadku kapłanki, cóż… fizyka zadziałała odpowiednio, więc mężczyzna też miał szansę dokładnie przyjrzeć się zarysowi jej kształtów, które luksusowo opięła szata.
Pójdę się przebrać, a ty spróbuj nie umrzeć i grzecznie na mnie tu poczekaj, rybko – rzuciła w jego kierunku, dzielnie przemierzając łaźnię w stronę wyjścia, nawet nie próbując się za sobą oglądać. Na schodkach jeszcze wyżęła dół sukni z wody, włosy też i… ruszyła do swojej celi. Wróci i może po drodze dowie się co to jest RKO.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W innych okolicznościach zabłysnąłby typową dla siebie naturą kobieciarza bez poczucia konsternacji, ale w obliczu anielicy nie czuł takiej pewności siebie, zupełnie, jakby fakt jej odmiennej rasy stawiał go poniżej jakichkolwiek nadziei. Przeciętne kobiety w M-3 czy M-2 nie wydawały mu się nigdy towarem znajdującym się zbyt wysoko na półce, by nie móc ich sięgnąć, zaś Anais… paradoksalnie stała obok w całej swej okazałości i przez to nie był w stanie jej dotknąć, nawet jeśli wystarczyło tylko nieznacznie wyciągnąć rękę. Może miał wrażenie, że pod jego dotykiem rozsypie się jak domek z kart? Czy to była tylko jedna, wielka iluzja? Świat ciągle sobie z niego kpił.
Małe skrzela po bokach szyi drgnęły, gdy pozbawione zostały wodnego środowiska. Spłaszczyły się i pozostawiły wymianę gazową płucom, dlatego teraz to wargi rozchyliły się, wypuszczając powietrze. Był to tak naturalny odruch, jakby się z nim urodził. Włosy pociemniały, nasiąknięte wodą, a jeden z kosmyków opadł dokładnie po środku twarzy, układając się wzdłuż grzbietu nosa. Krople spływające po skórze znaczyły szlaczki, ostatecznie znikając w materiale fartucha, ten natomiast przylegał do ciała, podkreślając każdy ruch mięśni, zwłaszcza klatki piersiowej, która miarowo unosiła się i opadała. Tyle dobrego dla Anais, że dolna część ciała nadal pozostawała zanurzona, więc materiał niczego tam nie opinał.
To miłe doświadczenie, jakim było zażycie kąpieli w łaźni, jak ręką odjął pozbawiło Carla zmęczenia, oferując w zamian zastrzyk energii.
Nie zamierzam tak prędko opuszczać wybawicielki, póki jakoś się nie odwdzięczę za dobroć. – Skwitował z uśmiechem, który przy obecnym obrazie twarzy i mokrych włosów dodawał mu tylko więcej chłopięcego uroku.
Zerknął za jej ręką, własne cofając i krzyżując luźno za plecami. Chociaż wiedział, że kobiecy foch to broń potężna i problematyczna, trudno było mu zachować powagę. Wyglądała interesująco, a to nie pozwalało mu przestać się lekko uśmiechać, chłonąc ten widok.
Pozostawił słowa bez odpowiedzi, za to prześlizgnął mimowolnie wzrokiem po całej jej posturze w chwili odwrócenia się i wyjścia z wody. Jedno z uszu, a raczej drobna płetwa, zatrzepotała lekko bez udziału jakiejkolwiek woli, w związku z czym przytrzymał ją palcami, kiedy nieusłuchana nie chciała przestać. Uspokoiła się dopiero, gdy w łaźni został sam.
Wciągnął głębiej powietrze i wypuścił je zaraz w ciężkim oddechu, opuszczając przy tym ramiona z pewnym zrezygnowaniem. Uniósł przed siebie dłonie, by przyjrzeć się ich odmiennemu od ludzkiego kolorowi. Wciąż przypominał człowieka. W pewnym stopniu. Teraz, kiedy nikt go nie obserwował, uśmiech zniknął z ust, zastąpiony przygnębieniem. Jak długo będzie w stanie udawać, że nic go nie rusza?
Ruszył powoli ku krawędzi basenu i posadził na niej tyłek, odwracając się plecami do wyjścia. Dłonie oparł po bokach, zaś wzrok przeniósł na wodospad, cierpliwie czekając na powrót kobiety.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Anielica szybkim krokiem ruszyła w stronę swojej celi, będąc świadomą, że nie ma wcale dużo czasu do wykorzystania. Msza powoli chyliła się ku końcowi, za chwilę odbędą się modlitwy dziękczynno-wieczorne, nastanie czas spowiedzi, do czego zawsze zachęcała i często motywowała  mszalna liturgia. Anais pomodli się później, też spowiadać nie ma się z czego, bo sprawa całkiem stabilna i dusza czysta.
Zrzuciła z siebie w pośpiechu mokrą szatę i powiesiła ją na prowizorycznym wieszaku, gdzie ta mogłaby podeschnąć. Spięła mokre jeszcze włosy w wysoką kitkę, pozostawiając pojedyncze kosmyki z przodu, inne samodzielnie wymsknęły się na wolność. Narzuciła na siebie białą, leciutką jak pajęczyna szatę spodnią z długimi, ciasnymi rękawami, sięgającą połowy łydek plus zieloną, bawełnianą szatę wierzchnią z krótkimi rękawami, niewiele całością krótszą od tej spodniej. Dopiero wtedy zauważyła, że zostawiła buty przed łaźnią, stąd też do łaźni znów wróciła na boso. Zajęło jej to maksymalnie dziesięć minut. Wsunęła się do środka, dzierżąc w dłoniach niezałożone przez mężczyznę odzienie i nieużyty ręcznik. Uniosła brew, gdy zobaczyła go siedzącego przy brzegu, dumającego nad chlebem powszednim.
Mając na myśli „poczekaj tu na mnie”, nie mówiłam o całkowitym zakazie poruszania się. Oddychałeś chociaż? – spytała lekko żartobliwie. Odłożyła materiałową kupkę szmatek na skalnym wzniesieniu i ruszyła znów ku wyjściu. Nie chciała, by wilgoć przesiąknęła ubranie, które teraz na sobie miała.
Czekam przed wejściem – rzuciła lekko na odchodnym.
Gdy Carl do niej dołączył, nie mówiła nic, nawet jeśli próbował ją zagaić. Zakryła usta palcem, drugą ręką wskazując na głąb korytarza, gdzie powoli zaczynały rozlegać się podniecone liturgią głosy wiernych. Anais splotła dłonie za sobą i skromnie schylając głowę, ruszyła w stronę prowadzącą do gościnnej celi, w której dane będzie spędzić Carlowi swój najbliższy czas w Górach Shi. Minęli ze dwóch lub trzech wiernych, którzy ze sztywnawym szacunkiem pozdrowili kapłankę, jakby życzliwiej jednak zwracając się uśmiechem ku nowemu nabytkowi.
Dotarli do celi, za którą kryło się zbite z desek łóżko wyścielone czymś w rodzaju grubszej derki i płaskiej poduszki. Obok stała równej jakości etażerka, a po przeciwnej stronie chybotliwy stół z taboretami do zestawu. Żadnego okna, żadnej elektryczności. Dwie białe świece pełniły funkcję oświetlenia całego pomieszczenia. Chłód surowych ścian i podłóg mógł przyprawiać o dreszcze, ale... czy te dwa sympatycznie pachnące talerze pełne parującego, bliżej niezidentyfikowanego gulaszu, nie poprawiłyby dwóm głodomorom humoru?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach