Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pozbyłaś się mojej rany po postrzale. Dałaś mi wody. Uraczyłaś mnie swą urodą. I dobrym pieczywem. – Zaczął z powagą i podgryzł kolejny kęs rogalika (apetyt wzrósł mu do tego stopnia, że zaczął zastanawiać się, czy na pewno ostatni posiłek jadł kilka godzin temu). – To jak najbardziej słuszna decyzja. – Zapewnił, rzucając krótkie spojrzenie jej twarzy.
Kto wie, czy gdyby nie analgezja korzystanie z elektryczności pozostawiałoby za sobą ślad w postaci bólu? Oparzeń żadnych jak dotąd nie znalazł na ciele, ale może to kwestia napięcia? Nie znał w pełni drzemiących w nim możliwości, dane mu było jedynie je liznąć.
Też przemieniacie je z wody? – Przesunął kciukiem po dolnej wardze, by pozbyć się okruszków z kącików ust.
Nie był alkoholikiem, by rzucić się do przodu na wieść o czekających go trunkach, trzymał się raczej dewizy, że takie przyjemności od czasu do czasu nie zaszkodzą, a wręcz pozwolą na zdrowe rozluźnienie. Poza tym ciężkość w nogach nie dawała mu spokoju, czas spędzony pod drzewem pozwolił mu tylko odrobinę odzyskać siły.
Naprawdę mogłabyś to zrobić? – W oczach wymordowanego błysnęło zdziwienie. Nie spodziewał się tego rodzaju propozycji, nie brałby jej nawet pod uwagę, prosząc o cokolwiek. Niewiele rzeczy zostało w jego mieszkaniu, ale gdyby kobieta faktycznie mogła spełnić swoje słowa, znalazłoby się coś, co chciałby odzyskać.
Nie tęsknisz za uczuciem wolności? – Miał oczywiście na myśli latanie. Sam wiele by dał, by tego doświadczyć.
Jak wyglądało twoje życie z przed eksperymentu?
Zadarł głowę ku górze w namyśle, wlepiając wzrok w szarawe niebo.
Pełne niebezpieczeństw i zwrotów akcji. Nigdy nie wiedziałaś, kiedy skończy Ci się cukier i będzie trzeba zapukać do sąsiada. – Wygiął wargi w lekkim, sentymentalnym uśmieszku. – Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Wygodne, pewne jutra… Co prawda miałem problemy ze znalezieniem satysfakcjonującej mnie pracy, ale jakaś zawsze była. Dysponowałem sporą ilością czasu dla siebie, na spotkania ze znajomymi, wyjścia do kina czy na basen… tutaj wygląda to pewnie diametralnie inaczej. Więc podbijam pytanie – jak wygląda Twoje życie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaśmiała się. Znowu. Przyjemne uczucie, jeśli zwykle niekoniecznie korzysta się z takich możliwości swojego głosu. Domyślała się, że tak powinno się ukrywać zakłopotanie, gdy w rzeczywistości wcale nie chce się go ukrywać. Zmieniła taktykę, chciała sprawiać wrażenie bardziej przyjazne i przystępnej. Na dobre nie wyszłoby dziewczynie udawać świętojebliwą kłodę, zresztą zauważyła, że łatwiej jest być sobą. Nie czuła się oceniana, a on nie wiedział, że jest kapłanką, szpiegiem, mordercą.
Mamy swoje sposoby – szepnęła konspiracyjnie, spoglądając przed siebie w dal i nie zerkając w jego stronę. W rzeczywistości, nie miała zamiaru poić go winem mszalnym, bo takowego w obrządkach nie mieli, skrzętnie korzystając z mleka makowego. Równie dobrze i jego słodki smak mogłaby przedstawić Carlowi, jeśli tylko zechce. Wrażenia gwarantowane. Co do samego wina, według Biblii była to krew Chrystusa. Wśród wyznawców aoizmu uznawano go za anioła i przede wszystkim prowodyra tego całego buntu, ale... pić nie zabroniono, więc Anais miała swoją butelkę na własny użytek. Może więcej niż jedną? Kto wie?
Coś niewielkiego, co nie zwróci uwagi celników przy murze – potwierdziła. Teraz w torbie miała pewne rzeczy, o które poproszono ją w zakonie czy na desperacji, ale rzadko robiła takie dobroczynne prezenty. Najczęściej wymagała coś w zamian i prawdopodobnie w przypadku mężczyzny będzie podobnie. Może nie teraz, ale domyślała się, że po jednym skutecznym wypadzie, Carl zapragnie współpracować z przemytniczką dalej... a tak się zdobywa klientów.
Miałam lęk wysokości – zażartowała, jednocześnie czując lekki ścisk w żołądku. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że nie zagrała tego odpowiednio dobrze i zauważył w niej tęsknotę, którą starała się skrzętnie ukryć. Z drugiej strony, co też ją uspokoiło, zauważyła, że to była dość typowa odpowiedź. Jeśli trafia się na osobę niewidomą, łatwo zacząć zastanawiać się nad tym, czy brakuje jej światła. W tym przypadku musiało być podobnie.
Zadała pytanie i uzyskała zdecydowanie satysfakcjonującą odpowiedź. Przez krótką chwilę udało jej się dołączyć do niego, poczuć na własnej skórze słodko mdłą codzienność normalnego człowieka. Chciała pójść do kina ze znajomymi z normalnej pracy, zapłacić za kolację w restauracji z własnych pieniędzy, wrócić do swojego mieszkania w centrum i nie myśleć o tym całym grajdole. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest szczęśliwcem, jeśli będąc desperatką ma też dostęp do miasta, ale co miała z tym zrobić?
Ciągle obserwowana przez rząd, ciągle oceniana, ciągle pod ostrzałem.
Pełne niebezpieczeństw i zwrotów akcji. Nigdy nie wiesz, kiedy ktoś będzie próbował poderżnąć ci gardło – mruknęła niechętnie, kręcąc lekko głową. – Może nie jest tak źle, ale niewiele lepiej też nie. W Kościele mamy wiele rzeczy do zrobienia, rzadko mam czas na spacery po Desperacji, zresztą licha z tego przyjemność. W mieście nie mogę pozwolić sobie na korzystanie z rozrywek, ale marzy mi się pójście do prawdziwego kina – odparła, dodając lekko rozmarzoną, swobodną nutkę do tonu swojego głosu. Uśmiechnęła się, spoglądając kątem oka w jego stronę. Wypowiedziane niewinne marzenie kapłanki sekty, cóż to za spoufalanie się?
Zostawiłeś kogoś ważnego za murem?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Śmiech wydawał mu się przywilejem ludzkim, dlatego słysząc go z gardła kobiety, poczuł się jak w towarzystwie kogoś równemu sobie. Wszak anioł zawsze wzbudzał majestat, kim on był wobec istoty niebiańskiej? Nawet jeśli upadłej? Wciąż kruchy jak człowiek, zagubiony i nie mający za wiele do zaoferowania.
Przez moment zaczął się poważnie zastanawiać nad organizacją Kościoła. Nie wiedział o nim za wiele, nie chciał polegać wyłącznie na jednej opinii przynależącej do niej osoby, ale jeśli okaże się, że to wygodna i faktycznie korzystna opcja, to kto wie, może kiedyś skusi się na dołączenie? Zepchnął podejrzliwość na drugi tor, wyobrażając sobie życie wśród innych wiernych. Mieli na pewno własne kąty, jedzenie, wodę, względne bezpieczeństwo… trudno było to znaleźć na Desperacji, mógł to stwierdzić po samym widoku jałowej przestrzeni i plotkach.
Będę o tym pamiętał. – Propozycji Anais nie obowiązywał termin ważności, prawda? A zatem dobrze zastanowi się nad tym, co może odzyskać z murów i czy na pewno powinien w tej kwestii zaufać towarzyszce.  
Wiedział, jak działają żarty. Sam używał ich w celu ukrycia prawdziwych myśli czy zmartwień, dlatego, chociaż dostrzegł próbę zbagatelizowania sprawy, a był istotą dociekliwą, nie drążył tematu.  
„Kiedy za długo patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć na Ciebie”. To pewnie kwestia czasu, nim sam będę tym podrzynającym gardła. – Spomiędzy jego ust uciekł gorzki, cichy śmiech, przysłonięty grzbietem dłoni. Był stracony, od kiedy przepustka wyślizgnęła mu się z dłoni i uciekł z M-3. Jeśli nie zacznie krakać jak inne wrony, na pewno prędko zginie. Stracił wiele, ale nie zamierzał ułatwiać nikomu skrócenia egzystencji.
Nikogo, kogo brak by mi doskwierał – mruknął, mimowolnie myśląc wpierw o matce. Łączyła ich dobra relacja, kobieta świetnie sprawowała się w swojej roli, ale pozostawienie ją w mieście było teraz najlepszą możliwością. Nie żałował tego, a uczucia potrafił zdusić bez większego problemu.
Jak postrzegasz własną osobę?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Samoocena anielicy była zadziwiająco niska. Miała pewną świadomość tego, że robiła wrażenie swoją niezwykłą urodą, trzymając też w garści moc destrukcyjnego żywiołu, jednak Anais nie traktowała tego jak błogosławieństwa. Używała swoich mocy w imię Ao, ale wiedziała, że to wszystko trzyma ją w bliskim spowinowaceniu z aniołami, które – jakby nie było – są zdrajcami i powodem chaosu. Dziedzictwo jej ojca-anioła przypieczętowało los kapłanki, która dziedzicząc pełnię anielskiego jestestwa, mimowolnie wrzucana była do worka z każdym innym Skrzydlatym. Może i utratę skrzydeł traktowała jak pokutę, jednak wcale nie czuła się mniej grzeszna. Nawet pełniąc funkcję kapłana, co stawiało jej istnienie ponad zwykłego wiernego, anielica wciąż żyła w przeświadczeniu o swoim uniżeniu wobec człowieka, niejednokrotnie ryzykując w obliczu tego swoje życie i zdrowie
Choćbym chciała, nie mogę temu zaprzeczyć. Najważniejsze, żeby nie zatracić się w tym, bo gdy morderstwa zaczynają sprawiać przyjemność, wtedy sam zaczynasz się powoli zabijać – odparła odrobinę melancholijnie, powstrzymując westchnięcie. Desperacja pękała w szwach od ilości sadystów i obłąkańców, którzy nie byli w stanie poradzić sobie z trudem życia wśród piasków. Gdy człowiek jest zdesperowany czy głodny, wtedy budzi się w nim instynkt przetrwania, a w takich przypadkach nie bierze się już pod uwagę głosu własnego sumienia.
Nie chciała samodzielnie interpretować zdawkowej odpowiedzi mężczyzny. Mogła się kryć się za tym przykra historia, może nie chciał rozdrapywać starych ran. Anais oceniała jego wiek na późne dwadzieścia, może podchodzące już pod trzydzieści. Sama powoli zbliżała się do czterdziestki, będąc aktualnie w połowie drogi ku temu, ale wyglądała bardzo młodo. Dawno przestała się starzeć.
Jestem tylko malutką częścią wielkiego bożego planu. Nikim ważnym, nikim szczególnie niezwykłym czy jakkolwiek interesującym – odparła, wpatrując się w drogę przed siebie. Ciemne tęczówki nadawały mu głębi, silnie kontrastując z jasną cerą. Splotła dłonie za idealnie wyprostowanymi plecami i wzruszyła ramionami.
Możesz myśleć inaczej, bo nie poznałeś jeszcze Desperacji, a ja jestem pierwszym wybrykiem natury jakiego tutaj spotkałeś – dodała, zanim ten zdążył jakkolwiek odpowiedzieć. Z tonu jej głosu dało się wyczytać, że to wcale nie jest zagranie, które miałoby zmusić go do skomplementowania dziewczyny. Najskromniejsza nuta z odrobiną zmarnowania podbudowanym pewnością co do swojego zdania.
Jak postrzegasz swoją nową postać?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jakby nie patrzeć, już jestem martwy. – Zauważył z ironią, pozwalając kącikom warg jeszcze przez moment unosić się ku górze. A gdy opadły, jego twarz przejął zamyślony wyraz.
Nie chciał teraz wyobrażać sobie przyszłego życia, zastanawiać się, jak powinien postępować na Desperacji, by nie potknąć się na drodze przetrwania. W głowie mimowolnie pojawił się obraz ciepłego łóżka, zawsze pościelonego i czekającego z wygodnym materacem. Mógłby naciągnąć na siebie kołdrę i udawać, że świat nie istnieje.  
Mimo wszystko, to pesymistyczny tok rozumowania. – Wytknął spokojnie, pocierając palcem kącik oka, gdy dostała się do niego drobina unoszącego się w powietrzu piasku. – W sklepach spotyka się czasami piramidy z produktów żywnościowych. Na przykład z czerwonych jabłek. Każdy owoc to tylko malutka część całości, ale gdyby pozbyć się jednej… cała budowla może runąć. – W obecnych okolicznościach jego optymizm zaczął się powoli wypalać, ale najwidoczniej jeszcze go nie opuścił, skoro starał się dopatrywać zalet w pozornie niepociesznych sytuacjach.
Jako dość problematyczną… – Stłumił parsknięcie w zarodku, przymykając nieznacznie powieki. – Ale to jak nauka jazdy na rowerze bez dodatkowych kółek, nie? Kwestia praktyki. – Przynajmniej taką miał nadzieję. Jeśli nie ujarzmi swojej skłonności do wyładowań elektrycznych, w końcu stanie się jakieś nieszczęście, które naprawdę wzbudzi w nim poczucie winy. – I pomijając egzystowanie na Desperacji narzucone przez negatywny stosunek miasta do ofiar mutacji… to hej, jestem teraz ponad człowiekiem – brzmiał niemal tak, jakby mógł się z tego cieszyć. Wyostrzone zmysły, większa siła, moce… to zdecydowanie coś, czego brakowało przeciętnemu zjadaczowi chleba. – O czym marzysz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Anais starała się zrozumieć sytuację, w której znalazł się mężczyzna, ale niekoniecznie była w stanie. Nic nigdy nie trzymało jej w M3, nie miała własnego domu, rodziny. Nie umiała nawet przywołać jednego normalnego wspomnienia, bo wszystko związane było z laboratorium, w którym spędziła całe swoje życie. Gdy KNW stało się jej rodziną, szybko zrezygnowała ze swojej szkodliwej, szpiegowskiej działalności na rzecz wsparcia tych którym tyle zaczęła zawdzięczać. Niepogodzona ze swoją naturą, pogardzając tym, który dał jej tę imitację życia, znienawidziła anioły jeszcze bardziej, pozwalając przy tym dotkliwie się okaleczyć.
Śmierć tutaj jest pojęciem względnym, a w obliczu nieśmiertelności, jest nią raczej letarg i bierność. Jeśli walczysz o oddech, jesteś go wart – odparła, zerkając w stronę mężczyzny, jakby próbując się upewnić, że jej odpowiedź nie została negatywnie przyjęta. Jednego zmotywuje, drugiego zmusi do przemyśleń, a trzeci tylko się zniechęci. Ona znalazła swój sens, ale czy mu się to uda?
Jestem realistką – westchnęła i wzruszyła ramionami. – Wolę się nie wywyższać. Znam swoje miejsce i spełniam się jako część owej piramidy, wiedząc jednak, że mogę być tym samotnym jabłkiem na samej górze, którego brak nic nie zmieni – kontynuowała, uśmiechając się kwaśno. Gdy tylko zauważyła wyschnięte na wiór, choć dość charakterystyczne drzewo, będące jej punktem kontrolnym podczas każdej z podróży, odrobinę skręciła w jego stronę. Zajmie im to jeszcze trochę, ale przynajmniej miała pewność, że idą w dobrą stronę i nie zgubią się przed zapadnięciem zmroku.  
Jesteś szczęśliwcem. Dla wielu mutacja kończy się okropnymi deformacjami ciała... a ty jesteś porażająco estetyczny – odparła, w tamtej chwili nieskrępowanie taksując go wzrokiem, mając też pewną świadomość, że coś takiego mogło zabrzmieć jak tandetny komplement. O ile ktoś stwierdzi, że bycie estetycznie zmutowanym jest miłą pochwałą z ust kogoś takiego jak ona. Uśmiechnęła się lisio, ale z chwilą zadania pytanie przez Carla, dziewczyna spochmurniała odrobinę.
O rozwoju kościoła, o bezpieczeństwie bliskich – odpowiedziała, spoglądając na piasek pod swoimi stopami, nie mogąc zebrać się na spojrzenie w jego stronę, choć przed chwilą wyglądała na bardzo pewną siebie. – Może o pikniku? – odparła nagle i zaśmiała się, zakrywając usta dłonią. Pokręciła głową. – Często widuję w mieście piknikowiczów, ale sama nie mogę sobie na to pozwolić. Chyba im zazdroszczę – dodała, poczuła się jak nastolatka gadająca głupoty. Całkiem przyjemne uczucie, nikt jeszcze nie zadawał jej takich pytań, więc mogła poczuć się odrobinę bardziej przyziemnie, niemal ludzko. Może i była kapłanką sekty, upadłym aniołem o niesamowitej mocy, czujnym desperatem, ale kto zabroni jej mieć głupiutkie myśli?
A ty? Jakie są twoje marzenia?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiwnął jedynie głową na stwierdzenie, jakie zawisło między nimi w powietrzu. Właściwie nie miał za bardzo głowy do filozoficznych rozmów, tym bardziej, że po spadku adrenaliny jego mięśnie domagały się odpoczynku. Długiego, spokojnego snu. Chociaż rany zostały zręcznie uleczone i nic nie zagrażało bezpośrednio jego życiu, mózg z coraz większym trudem utrzymywał się przy świadomości. Obawiał się, że zanim dojdą do wspomnianego przez kobietę miejsca, padnie znów na ziemię i pogrąży się w ciemności, równocześnie sprawiając tylko większy kłopot swojej wybawicielce. Wolałby tego uniknąć, nie sprawiłby raczej dobrego wrażenia. Zabawne, że wciąż przejmował się takimi rzeczami w obliczu prawdziwego kłopotu, jaki odciśnie na nim dotkliwe piętno.
Smutne. – Skwitował tylko, co mogło zabrzmieć jak drwina, ale w jego głosie słyszalna była jedynie szczerość i nuta realnego współczucia. – Może miałem trafić później w ręce jakiejś córki dzianego polityka w postaci wielofunkcyjnej zabawki? – Gorzkie parsknięcie uciekło przez gardło wymordowanego. – Albo jeszcze ze mną nie skończyli… – wymruczał, pogrążając się w swoich myślach. Uciekł im, chwycił się okazji do opuszczenia tych piekielnych murów, zostawiając za sobą niedokończony eksperyment. Kto wie, co dla niego planowali.
Piknik? – Sam wydał się nieco zdziwiony takim marzeniem anielicy, ale to wrażenie prędko zniknęło za wyrozumiałością. – Skoro często bywasz w mieście, dlaczego nie możesz wygospodarować sobie na to czasu? Wątpię, by brakowało chętnych na spotkania z Tobą. – Posłał jej wyraźny w intencjach uśmiech, a raczej półuśmiech.  
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz uczestniczył w pikniku, nie był nawet pewien, czy taka sytuacja w ogóle miała miejsce. Zajęty szukaniem pracy, miłości, opiekowaniem się matką i innymi sprawami związanymi ze żmudną dorosłością, trochę zaniedbywał kontakty towarzyskie.    
Marzę o prysznicu i ciepłym łóżku. Czekolada byłaby mile widzianym dodatkiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Podróż ciągnęła się dość nieubłaganie, a pozornie wygodne buty, teraz pełne uporczywego piasku, zdawały się z każdym krokiem coraz bardziej ciążyć kolanom anielicy, jakby te drobne kruszyny stawały się rzeczywistym kilogramowym ciężarem. Jedynie rozmowa z Carlem pozwalała jej na ten krótki czas zapomnieć o przykrościach związanych z całą sytuacją i właściwie cieszyła się, że choć raz ktoś może jej w powrocie towarzyszyć.
Na Desperacji też możesz zostać czyjąś zabawką – rzuciła lekko, jakby mówiła właśnie o pogodzie nad ich głowami. – Niewolnictwo i te sprawy, cóż, wielu poczuwa się tutaj do bycia panami życia i śmierci – dodała również bez krzty emocji. Sama nie miała przyjemności być zniewoloną, acz niekiedy anioły stawały się niewolnikami kościoła, więc pobieżnie znała się na rzeczy. Nie chciała wspominać o tym Carlowi, próbując wyrzucić tę myśl z głowy, ale wraz z nią umysł podszepnął jej wiele innych, nieprzyjemnych, wzmagających ucisk w klatce piersiowej.
Ten sam, gdy obserwowała nękanych niewolników. Ten sam, gdy wzniecała ogień, który miał ich torturować. Zacisnęła silnie zęby. Jak pokazać Carlowi, że Kościół wcale nie jest tak zły na jaki wygląda? Przecież nie nękali niewinnych, a tylko plugawych niewiernych, którzy na to zasługiwali! Co jeśli się przypadkowo o tym dowie? O tym co robiła, robi i robić pewnie będzie ona sama?
Mam wiele obowiązków. Jestem osobą z zewnątrz, więc ściany mają uszy i oczy. Jakakolwiek relacja z miastowym, który nie jest wiernym, mogłaby narazić go na niedogodności, a nie chcę sprawiać problemu. Z kim miałabym więc piknikować? Sama? – odparła, wciąż uśmiechając się kwaśno, ale odrobinę mniej. Może to przez ten ukryty komplement? Cóż, Anais zwraca uwagę mężczyzn w mieście, ale niewielu zbiera się na odwagę, żeby zagadać.
Odgoniła na chwilę ciemne chmury, które przysłoniły jej oczy, by spojrzeć na Carla z pewną dozą powracającego na twarz humorku i zadziorności.
Prędzej trawa tutaj wyrośnie niż znajdziesz gdzieś ciepłą, bieżącą wodę na tym pełnym kurzu padole. Czekolada to importowana zza murów ambrozja, może wymienisz ją za nerkę lub płuco – zauważyła, używając nutki sarkazmu wśród udawanego, poważnego tonu głosu. Uśmiechnęła się, kręcąc lekko głową, a potem wskazała skały jakieś kilka metrów od nich.
Robimy przerwę? – spytała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak jak wierni swojemu bogowi?
Pytanie nigdy nie opuściło jego ust w przeczuciu o niewłaściwym wydźwięku słów. Nigdy nie czuł żadnego respektu wobec czegoś, czego nie widział nawet na oczy i chociaż nie miał w sobie ani krzty religijności, akceptował fakt, że inni postrzegają te sprawy inaczej. Zdawał sobie sprawę z mocy wiary dla osób, które są słabe i zwyczajnie potrzebują pokładać w czymś swoje nadzieje, odnajdywać motywację na przeciwstawianie się niełaskawemu losowi. W takim przypadku całkiem możliwe, by i Carla dotknął „wyższy byt” w momencie utraty wszystkiego, co dlań najważniejsze, a jednak… nie czuł nic. Jakąś złość na władzę, żal wobec zostawionej rodziny i znajomych… ale poza tym odnajdywał pewną satysfakcję płynącą z zupełnie nowych doświadczeń. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
A Ty masz… jakieś zabawki? – Zapytał ostrożnie, nie mogąc jednak powstrzymać nieznacznego uniesienia się kącika warg oraz zainteresowanego zerknięcia kątem oka na jej twarz.
Czy sam chciałby mieć niewolników? Każdemu w jakimś stopniu podobałoby się przydzielanie swoich obowiązków osobom trzecim. Nie musiałby sprzątać, ani robić prania… ktoś parzyłby mu herbaty na zawołanie albo podawałby cygara… całkiem przyjemna wizja. Carl nie stracił jeszcze człowieczeństwa, by nie wykazać się zrozumieniem także dla służących, więc prawdopodobnie starałby się zapewnić im dogodne warunki na życie. Jeśli oczywiście miałby z czego. Ale nie ma co gdybać, póki co to on tu może prędzej zostać czyimś pieskiem.
Rozumiem, że miastowy wychwalający… Ao, tak…? nie jest częstym przypadkiem? – Nie przypuszczał nawet, by jakikolwiek okaz dorosłego mężczyzny był w stanie przepuść taką okazję, jaką jest inicjacja kontaktu z Anais. Bo, nie ukrywajmy, znalezienie drugiej tak urodziwej kobiety graniczyło z cudem. Przynajmniej według Carla.
Nerki mam chyba obie, więc dlaczego nie? – Początkowy śmiech zmienił się w ciche, niemniej krótkie, kasłanie. – Z chęcią… – Przyjął od razu jej propozycję, kierując kroki ku wskazanym skałom.
Usadowił się na płaskiej, szarawej powierzchni i oparł dłonie po bokach, spuszczając głowę. Nie chciał narzekać, ale…
Daleko jeszcze? – Nie powstrzymał się od pytania.
Jedna z rąk powędrowała zaraz za plecy pod wpływem lekkiego swędzenia. Gdy jednak opuszki palców przesunęły się po skórze, zrozumiał, że nie dotyka gładkiej tkanki. Zmarszczka pojawiła się między jego brwiami. Wślizgnął dłoń pod materiał fartucha i ponownie skupił się na miejscu, które stwardniało, przybierając kształt łusek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy ja wyglądam ci na kogoś, kto mógłby kogoś zniewolić? – spytała na poły żartobliwym tonem, chwilę wcześniej śmiejąc się krótko, teraz spoglądając na niego spod długich rzęs. Pytanie Carla wzbudziło w niej mieszane uczucia i nawet będąc świadomą faktu, że ten nie mógłby wiedzieć nic o praktykach kościoła, dreszcz niepokoju przebiegł wzdłuż kręgosłupa dziewczyny, co musiała ukryć przed ciekawskim spojrzeniem. Nie wyczuła dwuznaczności w swojej wypowiedzi, a może tylko zgrabnie minęła się z nią gdzieś po drodze, skupiając się na innych, bardziej zajmujących myślach.
Anais doskonale znała cały proces nawracania potencjalnego wiernego. Wiedziała na co może sobie pozwolić na terenach Desperacji, a jakiej granicy nie mogła przekroczyć podczas szerzenia wiary w mieście. Desperat niezaprzeczalnie lepiej zniesie motyw zabijania w imię Najświętszego, zaś wśród Miastowych najważniejsza była zmiana stereotypu dotyczącego dobra aniołów i obydwie techniki łączyło tylko przedstawienie skrzydlatych w złym świetle. Prościej było udowodnić Desperatowi, że za wszelką jego zgubę i cierpienie odpowiedzialni są skrzydlaci zdrajcy. Dzieląc się z nim zasobami, które zagwarantują mu przeżycie, ten chętniej poświęci wręczony mu dar w imię walki dla swoich dobroczyńców.
Gdzie więc powinna umieścić tutaj Carla? Czy to nie powinno być właśnie nadzwyczaj proste? Osamotniony i bezbronny, postawiony przed faktem istnienia nadnaturalnych mocy, zagubiony, otoczony przez nicość, która miała towarzyszyć mu przez kolejne dekady tej marnej egzystencji. Wiedziała, że już niedługo stanie przed swoim pierwszym wyborem – zabić czy przeżyć? Tylko w imię czego? Obrony własnego życia czy ślepo wierząc w ideę dobrej śmierci wyłącznie w imię Ao?
Czuła, że kościół wpłynie na niego bardzo szybko, jeśli tylko pozwoli się poprowadzić. Znała takie przypadki, sama wielokrotnie przykładała do nich rękę. Teraz jednak Anais nie mogła zdusić w sobie przeświadczenia, że wraz z tym… Carl straci całą swoją normalność na rzecz całkowitego poświęcenia się nowym zwyczajom. Tę słodką normalność, której ona sama nigdy nie zaznała. Czuła się, jakby próbowała mu to odebrać, chociaż jeszcze chwilę temu wydawało jej się, że to najlepsza opcja.
Dla wielu miastowych sensem życia jest kariera, a bóstwem pieniądze – odparła odrobinę melancholijnie, jakby jeszcze jakąś częścią siebie zagłębiała się we własne myśli. Tak naprawdę anielica wiedziała, że Carl nie będzie bezpieczny na tym smutnym padole. Kościół zabierze mu wybór, bo jedynym wyborem stanie się służba Ao. Porzucenie własnego zdania i możliwości obrania własnej drogi przez przyjęcie doktryny…
Sprowadziła się na ziemię, zaciskając delikatnie dłoń i przypalając jej wierzch Świętym Ogniem. Chwilę później znów wróciła na ziemię, co zaowocowało wcześniej już wspomniany wesołym żartem o sprzedaży organów za czekoladę.
Trudno powiedzieć, straciłam rachubę czasu – westchnęła teatralnie i uśmiechnęła się wesoło. Rozejrzała się po okolicy. Otaczało ich zdecydowanie więcej suchych drzew niż na samym początku podróży. – Może jakieś dziesięć minut marszu i powinniśmy zauważyć zarys góry, później wioskę – poinformowała pewnym siebie głosem, a potem spojrzała w jego kierunku. Widząc konsternację wymalowaną na twarzy mężczyzny, zaniepokoiła się odrobinę, choć coś podpowiadało jej, że wie z czym jest problem.
Coś nie tak? – spytała łagodnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pozory mylą. – Skwitował z delikatnym uśmiechem. – Spotykałem się kiedyś z bibliotekarką. Z czym Ci się kojarzy ten zawód? Spokój, cisza, porządek. Lydia wydawała się idealnie wpasowywać w to miejsce, zawsze w wyprasowanej koszuli, z obciętymi równo paznokciami, o kulturalnym podejściu… Postanowiłem zaprosić ją do siebie. Ale… – uniósł konspiracyjnie palec do ust – szczegółów nocy nie będę zdradzać. – Puścił oko, nie chcąc wdawać się w intymne historyjki zwłaszcza przy nowopoznanej osobie. – Za to rano… – westchnął teatralnie, przyjmując zrezygnowaną postawę. – Wypsikała się wszystkimi moimi perfumami, siedząc na toalecie zjadła resztę zamówionej wcześniej pizzy, którą zostawiłem sobie na kolację, a potem z nudów zaczęła dłubać w nosie i formować z nich jakieś kształty na ścianie… – Kiedy wracał do tego wspomnieniami, przez jego kręgosłup przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Z perspektywy czasu nie mógł zrozumieć, dlaczego uwikłał się w romans z tą bibliotekarką. – I kto by się spodziewał, skoro zwykle widziano ją w pozytywnym świetle?
Chwila… w takim razie jesteś… – Urwał w połowie, ganiąc się w duchu za wypowiadanie myśli przed ich weryfikacją. Jeśli już rozkręcał się w jakimś temacie, częściej mówił to, co ślina na język przyniesie. Stała za tym przede wszystkim swoboda interakcji, otwartość i spory zapas dystansu. Teraz jednak nie chciał spalić się na samym starcie.
Potrząsnął głową, by doprowadzić się do porządku.
Przydałyby się na tej waszej Desperacji jakieś drogowskazy. Albo taxówki. Nie myśleliście o tym? – Podrzucił w żartobliwym tonie, zanim nie zasiadł na skale.
Nie zdążył przyjrzeć się dokładnie w lustrze, bo i okoliczności na to nie pozwalały, mimo to wyczuwał powolną utratę ludzkiego obrazu. Zaczęło się od kolorytu skóry, później odkrył drobne wypustki na głowie… a to wciąż nie był koniec metamorfozy. Łuski na plecach nie zdziwiły go tak bardzo, jakby się tego spodziewał.
Więc mówisz, że nie macie tu czystych zbiorników wodnych…? – Wykrzywił ironicznie wargi. – Zaopiekujesz się mną, jeśli zmienię się w złotą rybkę? Może uda mi się spełnić Twoje życzenie! – Wysunął dłoń spod fartucha i potarł nadgarstek w miejscu odcisku kajdan.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach