Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Czas i miejsce akcji: 4 lata temu na terenach Desperacji.

Odczuwał pewne rozbawienie, kiedy drżące nogi powoli przesuwały się do przodu.
W ciągu ostatnich paru godzin doświadczył tylu różnych, skrajnych emocji, nie mówiąc o dotkliwym potraktowaniu przez władzę M-3 - władzę, która zapewniała każdemu mieszkańcowi dogodne życie - że miał ochotę śmiać się ze swojej nieczułości. Jego prawe ramię drasnęła kula winna obecnemu krwawieniu, więc próbował je prowizorycznie powstrzymać przez zaciskanie na skórze palców lewej dłoni. Czerwona ciecz wyraźnie kontrastowała na białym, cienkim materiale odzienia mężczyzny, świadcząc o przebytej, ostrej potyczce: liczne otarcia na nogach, gdzie nie sięgała krawędź fartucha, oraz rękach; odciski kajdanek wokół nadgarstków; stłuczone szkło w okularach; włosy w nieładzie; siniak pod okiem i pęknięta dolna warga. Wyglądał jak jedno, wielkie nieszczęście, czemu wtórowało zmęczone spojrzenie i ciężki oddech.
Nie potrafił zebrać chaotycznych myśli obijających mu się o głowę, wiedział jedynie, że musi wciąż iść przed siebie, jak najdalej od murów „idealnego” miasta, jeśli nie chce skończyć z niedziałającym sercem. Sęk w tym, że jego pojęcie o Desperacji zakrawało o okrągłe zero. Zdawał sobie sprawę o obecności jakiegoś terenu poza M-3, ale skoro był on odgrodzony wysokim murem, nie ciągnęło go wcale do zagłębienia się w ten strzeżony obszar. Gdzie mógł się udać? Gdzie czekała pomoc? Czy w ogóle ta ucieczka miała sens?
Zaczął tracić siły, a wraz z nią motywację do dalszej walki. Wizja położenia się na tym jałowym pustkowiu stała się na tyle kusząca, obiecująca spokojny sen, że ostatecznie jej uległ. Upadł wpierw na kolana, a wilgotna od przybywającej nadal krwi ręka opuściła się bezwładnie wzdłuż ciała, ono zaś zaraz legło na ziemię.
Chciał coś powiedzieć, poruszyć ustami i uraczyć powietrze ostatnimi, ironicznymi słowami, ale nawet tego nie dał rady zrobić. Powieki przymknęły się ciężko, pogrążając go w błogiej nieświadomości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Anais nie zdarzało się zbyt często wychodzić z Kościoła. Niestety, podróże do Miasta wymagały tych okropnie męczących, pieszych wycieczek. Liczyła się wtedy z tym, że pobyt w danym miejscu trochę potrwa. Tydzień, dwa, miesiąc – tyle czasu potrzebowała na zajęcie się każdą sprawą. Musiała zadbać o kaplicę, zwrócić się ku wiernym, zdać relację z życia Kościoła. Tutaj było inaczej niż na Górze Shi. Właściwie gorzej. Osobiście nienawidziła tej sztucznej otoczki, w której przyszło jej wcześniej żyć przez tyle lat. Może niekoniecznie była częścią zwykłego życia miasta, ale miała świadomość zepsucia jego wewnętrznej struktury, której też niegdyś stała się ofiarą.
Odetchnęła, gdy znów znalazła się na Desperacji. Brudne powietrze podrażniło jej płuca przyzwyczajone do sterylnej klimatyzacji. Ona jeszcze pachnąca, zadbana, niosąc swoją ognioodporną torbę rozsądnie wypełnioną tym, co mogła dla kogoś wynieść i jednocześnie pozostać niezauważoną, czuła się w końcu normalnie. Nie obserwowana przez kamery, nie monitorowana przez bransoletę-przepustkę. Może i czekała ją kolejna niebezpieczna podróż, ale czymże była ta droga, gdy znów była wolna? Bez ciągłego stresu, gdy musiała najautentyczniej grać kogoś, kim w rzeczywistości wcale nie była?
Niech Ao mnie prowadzi.
Kilka godzin. Wszystko zależne od tempa marszu i nieprzewidzianych okoliczności. Nie ociągała się. Brakowało jej widoku swojej skromnej komnaty, chłodu świątyni i tej specyficznej, mistycznej  atmosfery, więc zdecydowanie przyśpieszyła, ciasno przytulając ręką do boku torbę, rozglądając się czujnie. Wtem wiatr przywiał do niej metaliczny zapach krwi.
Rozejrzała się. Podążyła śladem podmuchu, a po kilku minutach zauważyła majaczącą na piasku plamę, do której prowadziła gdzieniegdzie blaknąca już, niemal zasypana ścieżka śladu posoki. Nie leżał tutaj długo, jeśli jeszcze mogła ją wyczuć. Ruszyła w tamtą stronę. Podświadomie nastawiła się na walkę, przecież to mogła być pułapka, prawda? Musiała być czujna. Im bardziej się zbliżała, tym bardziej była pewna, że to krwawiąca osoba – zapach krwi był bardzo wyraźny.
Zbliżyła się. Krok za krokiem, nasłuchując, wpatrując się, wyczekując ruchu, ale… ten ktoś widocznie dawno już odpłynął. Trąciła jego nogę stopą, potem odrobinę odważniej obróciła go na plecy.
Wygląda jak ściągnięty z krzyża.
Uklęknęła na jednym kolanie, wciąż gotowa do szybkiego wstania. Dotknęła dłonią jego klatki piersiowej, chcąc wyczuć bijące serce, a potem sprawdziła puls na szyi – żył. Zauważyła zakrwawioną rękę. Musiała go gdzieś przenieść. Zdecydowanie był na skraju wyczerpania. Miała wodę i mogła mu pomóc, ale wiele ryzykowała.
Zmówiła bardzo szybką modlitwę, prosząc Ao o łaskę i pomoc. Wtem złapała denata za nogi i pociągnęła po piasku w stronę jednego z zeschniętych na wiór drzew, które dawały odrobinę cienia. Oparła go o nie i rozdarła dół prostej, czarnej sukni, którą miała na sobie. Wytarła z jego twarzy piasek, zaczesała skołtunione włosy mężczyzny. Wyglądał niecodziennie, prawdopodobnie był wymordowanym, ale skąd u takowego biały fartuch?
Muszę oczyścić ranę, zanim zacznę to leczyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy odzyska świadomość, ten błogi stan zapewne wyślizgnie się z jego wspomnień, ale gdyby potrafił go przytrzymać przy sobie, zrozumiałby, jak spokojna bywa śmierć. To jak zawieszenie między snem, a jawą, bezkresna pustka w głowie, gdzie nie mąci Cię żadna myśl, żaden zbędny bodziec z zewnątrz. Stałoby się to na tyle kuszące, że może idea samobójstwa przestałaby wydawać się tchórzliwym pomysłem?
Anielica spotkała się z brakiem reakcji, bo jakby inaczej – jego stan prezentował się dość podle i jeśli nie otrzyma właściwej opieki, z pewnością niebawem zamieni się w padlinę dla żerujących tu stworzeń. Jedyną oznaką zachowania funkcji fizjologicznych był słabo wyczuwalny oddech oraz nieznacznie unosząca się klatka piersiowa. A także ciepła krew przemierzająca wciąż żyły.
O ile nie odczuwałby bólu podczas przeciągania po suchej powierzchni Desperacji, tak nie spodobałaby mu się taka opcja. Miał w sobie pewne pokłady dumy, która nakazywałaby mu udawać, że wszystko gra i wcale nie potrzebuje pomocy, sęk w tym, że po kilku samodzielnych krokach możliwe, że już by się zachwiał.
Cechą świadczącą o jego odmiennej naturze były przede wszystkim małe rogi wystające z głowy, lekko szarawa skóra oraz niewielkie uszy w postaci płetw. Mutacja nie dotknęła jeszcze ani błękitnego spojrzenia, ani zębów, choć była to tylko kwestia czasu. Wciąż był świeżym wymordowanym.
Kiedy został przeniesiony i oparty o drzewo, ciche majaczenie opuściło jego ledwo poruszające się usta, niemniej on sam nadal świadomości w pełni nie odzyskał, poddając się zupełnie działaniom anielicy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Majaczył, oddychał, może przeżyje. Miała szansę dokładniej mu się przyjrzeć, wcześniej doszukiwała się wyłącznie oznak życia. Wyglądał na... pacjenta? Nie zainteresowała się jego odzieżą w pierwszej chwili, ale teraz mogła rozpoznać uroczy higieniczny fartuch, którego znikomą przyjemność noszenia sama dobrze znała. Nie miał na sobie okularów, wiedziała, że takowe leżą gdzieś tam za nimi, ale i tak nie przydałyby mu się teraz. Zakrwawiony, krótki rękawek nie przeszkodził jej w dotarciu do rany na ramieniu, którą za wszelką cenę musiała przeczyścić. Wiedziała, że ewentualny syf wyleczy za pomocą mocy, ale to tylko bardziej zaboli.
Cóż, nie miała przy sobie wody utlenionej. Tylko taką zwykłą, choć zdecydowanie mogła to być jedyna sterylna butelka wody na tej części Desperacji. Otworzyła ją, najpierw opłukała swoje ręce, a potem obficie ranę, pozostawiając jakąś połowę, gdyby mężczyźnie zachciało się później pić. Spokojnie obserwowała jak rana znów zaczyna krwawić, nie będąc już tamowaną przez zaschłą krew. Spojrzała na zakurzoną twarz mężczyzny, przypatrywała się mu przez chwilę.
Teraz jesteś wolny – odparła cicho.
Nie miała pojęcia jak się za to zabrać. Była na swój sposób silna, ale czy umiałaby go powstrzymać przed wierzganiem się? Czy nie przeżyłby szoku? Na pewno się wyrwie. Powinna go związać? Obudzić najpierw? Chyba powinien być świadomy tego, że ktoś zacznie go zaraz przypiekać ogniem. Złapała go za ramię i lekko potrząsnęła, a drugą ręką delikatnie zaczęła klepać go po policzku. Nie mogła sobie pozwolić na atak z jego strony, bo tylko gorzej go pokiereszuje.
Chciałabym ci pomóc, a to może zaboleć – powiedziała wyraźnie i głośno, choć jej głos dalej brzmiał wyjątkowo kojąco. Cały czas próbowała złapać z nim jakiś kontakt wzrokowy, cokolwiek. Mogłaby próbować ocucić go dymem, ale nie chciała ryzykować. To nie są sole trzeźwiące, nie chciała pogorszyć sytuacji w jakiej się znalazł.
Mam wodę, chcesz pić? – zaproponowała, przy okazji mokrą szmatką wycierając jego ranę na wardze, usta i ścierając krew z podbródka, by razem z wodą nie wypił swojej piasku. W Kościele zdarzało jej się opatrywać ludzi, ale rzadko używała do tego swoich mocy. Teraz był skazany na nią, a do Kościoła było zbyt daleko. Nie doszedłby o własnych siłach. Dziewczyna zwykle pomagała interesownie, później nagabując takie osoby do dołączenia się do nich, ale teraz... zmotywowała ją jego sytuacja. Wiedziała, że uciekł. Wyglądał na pacjenta, prawdopodobnie badali na nim wirus. Domyślała się, że to musiało trochę trwać, jeśli mutacja doszła już do momentu, w którym zmienił się kolor jego skóry,  wyrosły mu rogi i... płetwy?
Co oni ci zrobili?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pacjent to nie najlepsze określenie, choć to zależało już od perspektywy. Sam uznałby się za zwyczajną ofiarę manipulacji, obiekt testowy dla wiedzy rządzących miastem. I mógłby sobie zadawać pytania: dlaczego on? Dlaczego teraz? Dlaczego w ten sposób? – rzecz  w tym, że obecnie nie miało to absolutnie żadnego znaczenia. Nie stanowił pierwszej próbki, zwiał, ale nie ciągnęło to za sobą możliwości pogoni (chyba że bardzo zalazłby im za skórę). Zapomną o nim za tydzień, może dwa, a on prawdopodobnie przez całą resztę egzystencji będzie patrzył nieprzychylnym wzrokiem w stronę muru.
Słowa kobiety doszły do uszu wymordowanego, jednak pozbawione zostały sensu i wyrazistości. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę, że odbiera bodźce z otoczenia, ale otumanienie, jakie się go trzymało, nie ustąpiło miejsca pełnej świadomości. Skupił się na dźwiękach, wyczuwając obok siebie poruszenie.
Dopiero gdy poczuł mokrą tkaninę przyciskaną do swojej twarzy, mruknął coś niewyraźnie i zmusił powieki do nieznacznego uchylenia się. Raziło go światło dnia, więc dał sobie dłuższą chwilę na przyzwyczajenie wzroku. Rzeczywistość nabrała klarowniejszych kształtów, tak samo jak kobieta u jego boku.
Warunki jak w piekle… – wyszeptał z delikatną chrypą w głosie, będącą skutkiem panującej tu, wysokiej temperatury. – Więc dlaczego widzę anioła…? – Wydawać się mogło, że trochę więcej siły i byłby w stanie rozciągnąć wargi w uśmiechu. Nie tracił poczucia humoru nawet w takich okolicznościach.
Zamknął z powrotem oczy i spróbował się poruszyć, jednak szybko porzucił ten pomysł wraz z nadejściem dyskomfortu. Brak bólu potrafił być utrapieniem, nie miał pojęcia, które części jego ciała są ranne i na co powinien uważać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odezwał się, chociaż określenie aniołem nieszczególnie przypadło do gustu Anais. Lekko się skrzywiła i z cieniem uśmiechu pokręciła głową. Delikatnie pogładziła go po policzku, ścierając jednocześnie drobinki piasku, a drugą ręką przykładając chłodnawy materiał, wcześniej odwracając go na czystą stronę, do siniaka pod okiem. Nie odczuła dyskomfortu, spoglądając na odmienny koloryt skóry. Rogi nie zwracały jej szczególnej uwagi, chociaż wyglądały dość imponująco, kontrastując się z czarnymi włosami i fioletowego koloru pasmem. Najbardziej ludzkie były w nim błękitne tęczówki, które przez tą krótką chwilę zatrzymały się na niej, by znów zniknąć za powiekami – to one zrobiły na niej największe wrażenie.
Napij się wody, straciłeś dużo krwi – odparła, korzystając z faktu, że mężczyzna zaczął reagować i odzyskiwać świadomość. Przyłożyła delikatnie butelkę do jego ust i niemal zmusiła, żeby przełknął chociaż łyk, cierpliwie czekając na pozytywną reakcję. Po wszystkim, czystą dłoń przyłożyła do jego rany tamując krew, a jednocześnie przygotowując się do rozpoczęcia leczenia. Ten nie mógł o tym wiedzieć, ale chciała, żeby przyzwyczaił się najpierw do normalnego dotyku, co przecież też powinno go zaboleć.
Mam pewne zdolności, które pozwolą mi cię uleczyć, ale musisz ze mną współpracować – zaczęła spokojnie, wciąż starając się mówić na tyle powoli i zrozumiale, by dobrze ją zrozumiał i mógł przyswoić informacje.
Zaboli cię, ale to potrwa tylko minutkę – dodała i odrobinę mocniej ścisnęła jego ramię, drugą ręką łapiąc go za podbródek i zmuszając do tego, by spojrzał jej w oczy. Nie mógł zasnąć. Wiedziała, że to źle się kończy. Nie miała pojęcia, ile czasu przeleżał wykrwawiając się, ale nie mogła tracić go jeszcze więcej. Czystsza rana nie będzie, nie?
Musiała zacząć. Najpierw lekko, potem z większą siłą, czując jak jego ramię się nagrzewa, a mięśnie pod dłonią samoistnie spinają się, tknięte wrażeniem, którego receptory bólu mężczyzny najprawdopodobniej nie sięgną, z powodu analgezji. Ona nie wiedziała o tym, więc szybko z podbródka przeniosła rękę na drugie ramię, chcąc utrzymać go w ryzach. Zacisnęła zęby, czując jak płomyki palą jej delikatną skórę, bo cóż - taki był minus używania świętego ognia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby wiedział, że przedstawicielka rasy aniołów nie przepada za swoją naturą, zapewne powstrzymałby się od takiego komentarza, choć oczywiście nie wiedział o trafności swoich słów. Dla niego, w tej chwili, naprawdę wyglądała niemal jak niebiańska istota, nie dość, że piękna, to jeszcze ratująca mu życie. Zaczął zastanawiać się, skąd się tu wzięła i z jakiego powodu postanowiła podać mu pomocą dłoń. Altruistka? Miękkie serce? A może tylko udawała miłą i niebawem również wykorzysta go w jakiś sposób? Ostatnią opcję wolał póki co odrzucić, obecnie był zależny od jej działań, sam nie dałby sobie rady.
Posłusznie rozchylił wargi, czując pod nimi otwór butelki, i pociągnął kilka orzeźwiających gardło łyków. Momentalnie jego samopoczucie się polepszyło za sprawą kontaktu z wodą, przez ostatni czas to jedyny płyn, jaki pobierał, chociaż miał do wyboru standardowe herbaty czy kawy. Nic nie miało jednak tego dobrego smaku.
Wieść o zdolnościach zaświeciła mu czerwoną lampkę w głowie. Miała na myśli podobne umiejętności do tych jego? Czy to znaczyło, że również padła ofiarą wirusa X? W świecie nadprzyrodzonym stawiał dopiero pierwsze kroki, był świadomy istnienia wymordowanych, ale jeśli chodziło o anioły czy łowców, to już niekoniecznie. Przyjrzał się więc uważniej jej twarzy, jakby oczekiwał dojrzenia tam odpowiedzi na swoje domysły.
Współpracować, hm?
Będę współpracował pod warunkiem, że dasz mi buziaka, jeśli nie okażę po sobie bólu. – Po tonie głosu śmiało mogła uznać, że tylko żartuje i tak też on to odbierał, wysilając się na słaby uśmiech. Jeśli miał umrzeć, to przed śmiercią powinno zostać spełnione jego ostatnie życzenie. A co było lepsze niż czuły gest od uroczej niewiasty?
Wypuścił spomiędzy warg lekkie westchnienie, chcąc znów zamknąć oczy, ale przeszkodził mu wymuszony kontakt wzrokowy. Ogarniała go senność i nie odmówiłby Morfeuszowi utulenia do snu. Musiał się na czymś skupić, dlatego obserwował z uwagą każdą reakcję malującą się na twarzy nieznajomej. Nie rozumiał, co stało za jej wysiłkiem, ale sam nie odczuwał niczego, oprócz delikatnego łaskotania w miejscu, którym się właśnie zajmowała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Komentarza mimo uszu puścić nie mogła, rumieniąc się odrobinę, a zbiegło się to akurat z rozpoczęciem leczenia, więc rękę i tak musiała zająć chwytem za ramię, co nie prowadziło już do wymuszania kontaktu wzrokowego. Może to i lepiej? Ze sporym zdziwieniem przyjęła fakt, że ten nawet nie drgnął. Mięsień zareagował, bo to była normalna reakcja organizmu, ale ten gość nawet się nie skrzywił! Nic, dosłownie nic, a ludzie zwykle... no, krzyczeli, wyrywali się, kazali przestać. Spojrzała na niego w pełnym szoku, wpatrując się w niego z szeroko otwartymi oczami.
Czujesz ból? – spytała nie dowierzając. Rana na jego oczach zanikała pod dłonią dziewczyny, która powoli mogła pozwolić sobie na dystans, gdy czuła, że głębsze partie skóry już się zregenerowały. Płomyki lizały skórę mężczyzny z odległości kilku centymetrów, z każdą sekundą coraz dotkliwiej drażniąc Anais. Zranienie było na tyle płytkie, że nie zajęło jej to za dużo czasu, może dłużej niż tę obiecaną minutkę, prędzej około trzech do pięciu.
Gdy tylko zauważyła, że jest po sprawie, natychmiast zgasiła ogień i otuliła dłoń mokrą szmatką, która niekoniecznie była chłodna, ale przyjemna wilgoć uśmierzyła odrobinę ból spowodowany poparzeniem. Nie wyglądało poważnie, bo nie był to też zwykły ogień.
On naprawdę nie pokazał po sobie bólu!
Gdzieś tam w dołeczku miała wrażenie, że mógł zrobić to specjalnie, żeby tego buziaka dostać, ale nawet dla takiej błahostki nikt nie byłby w stanie wytrzymać pięciu minut bólu dosłownego przypiekania ogniem. Musiała myśleć trzeźwo. Może nie pozostały po tym żadne oparzenia jak w jej przypadku, ale wrażenie musiało być identyczne. Sama miała wysoki próg bólu, a jednocześnie nie była w stanie sobie wyrazić tak obojętnej reakcji.
Zmutowały ci receptory bólu? – spytała raz jeszcze. W tym musiał być jakiś podstęp, a on był tego świadomy! Wiadomo, nie obiecała mu niczego, więc nie była zobowiązana do żadnych buziaków, ale co to za czary!? Nie znała się na chorobach, więc umiała to sobie wytłumaczyć wyłącznie wirusem. Czerwona skóra na jej dłoni świadczyła o tym, że ona nieszczególnie wyszła z tego cało. Jeszcze gorzej, że musiała użyć prawej ręki, przecież uszkodzone miał prawe ramię, a lewym go przytrzymywała – widocznie całkowicie niepotrzebnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie sądził, że tak tandetny niemal tekst poskutkuje wykwitnięciem drobnego rumieńca na policzkach nieznajomej, ale bynajmniej nie odmówił sobie tego widoku, zawieszając na nim wzrok. Los nie mógł być aż tak okrutny, skoro po takich „cierpieniach” zesłał mu trochę przyjemności. Nie zdołał zauważyć zdziwienia, jakie wzbudził w niej przez brak reakcji na ból, bo zdążył zamknąć z powrotem oczy. Tylko na moment.
A nazywasz tym swój dotyk? – Zainteresował się, uchylając z powrotem powieki. Skoncentrował uwagę na leczonym ramieniu, nie kryjąc zaintrygowania taką umiejętnością. – Na jakiej zasadzie to działa? – Widział płomienie i domyślił się, że pytanie o ból musiało mieć w tym swoje uzasadnienie. Czyli ogień nie wyrządzał krzywdy poza poczuciem dotkliwego gorąca? W tym momencie analgezja go uratowała.
Kiedy rana zniknęła, a kobieta odsunęła się, uniósł rękę i dokładniej przyjrzał się miejscu, które wcześniej drasnęła kula. Nie było po niej śladu! Przesunął ostrożnie palcami drugiej dłoni po skórze.
Niezwykłe. – Ocenił ze szczerym zdumieniem. O podobnych rzeczach czytał jedynie w książkach. Czy to magia?
Morale mężczyzny również poleciały w górę, bo o ile wcześniej zawładnęło nim zrezygnowanie i chęć zaprzestania walki o przetrwanie, tak teraz uzmysłowił sobie, że przecież wciąż ma szanse. Nie znał Desperacji, nie wiedział, gdzie mógłby się udać ani co zrobić, lecz z drugiej strony stał się właśnie czystą kartą. Na pewno niełatwo będzie przywyknąć do życia na tym surowym pustkowiu, jednak powrót nie wchodził w grę. Nie miał gdzie wracać.
Pytanie kobiety skonfrontowało się z nieco rozbawionym spojrzeniem.
Nie. Nie możesz po prostu uznać, że jestem twardym facetem? – Uniósł brwi, po czym rozejrzał się. – Znajduje się tu cokolwiek w pobliżu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Większość czasu spędza się przy wiernych, którzy raczej nie pozwalają sobie na zbyt wiele w stosunku do kapłanki, więc nie jest szczególnie przyzwyczajona do takich aktów. Może nie jest całkowicie nieoswojona z kontaktami damsko-męskimi, ale... co się dziewczyna będzie tłumaczyć? Zrzućmy to na pustynię i reakcję na ból, którego on niestety nie poczuł, ale ona owszem!
Najpierw skończę, później ci wszystko wyjaśnię – odparła, jednocześnie odrobinę lustrując go wzrokiem. Jeśli pomogła mu teraz, będzie musiała wziąć odpowiedzialność za odpowiednie wprowadzenie go w survivalowy tryb życia, a najłatwiej by mu było po prostu... przyłączyć się do Kościoła! Gdzie byłby bardziej bezpieczny, jeśli nie wśród szczytów Góry Shi? Niech prowadzi nas Ao! Oczywiście, dobry mówca wiedział, że przechodzenie do sedna zbyt wcześnie może niepotrzebnie spłoszyć rozmówcę, bo wpierw trzeba go wprowadzić w odpowiedni nastrój i manipulować przebiegiem rozmowy.
Gdy skończyła, wtem rzuciła komentarz dotyczący receptorów mężczyzny, a otrzymaną odpowiedź skwitowała uniesieniem brwi i lekki przekrzywieniem głowy w bok, co miało oznaczać prawdopodobnie niedowierzanie. Coś musiało się kryć w tym mężczyźnie, może zdolność, może mutacja albo nieznana jej choroba – nie dałby rady wstrzymać choćby mimiki twarzy, lekkiego skrzywienia. Anais wyczuła podstęp i miała zamiar dowiedzieć się wszystkiego, ale z czasem.
Miejsce, w którym się znajdujemy, potocznie nazywane jest Desperacją – zaczęła tonem nauczycielki, łagodnym, ale pewnym siebie. Rozejrzała się po pustynnym bezmiarze, bacznie obserwując otoczenie, gdyby zbliżało się do nich niebezpieczeństwo. Podczas leczenia musiała odrobinę stracić na ostrożności, ale teraz wróciła do siebie, więc musiała znów być czujna jak pies podwójny. Mężczyzna dalej był wyczerpany.
Lwia część tego bezmiaru to pustynia, której strategiczne punkty zamieszkiwane są przez zmutowanych wyrzutków, dezerterów, wszelkiego rodzaju bezmózgie bestie. Zdarzają się też nieliczni, którzy pamiętają czasy z przed momentu, w którym cały ten świat runął w posadach – zatrzymała się na chwilę i zapatrzyła gdzieś, a potem szybko wróciła do podjętego tematu. – Jest tutaj centrum, tak zwane Apogeum i właściwie mogłabym to nazwać miastem, bo są tam domy, bary i inne takie. – odparła, jednocześnie wracając znów spojrzeniem do mężczyzny. Chciała mu wyjaśnić sprawę, uświadomić go gdzie się znalazł. Po części zwracała mu uwagę na to, że nawet jej nie może ufać, ale... Anais miała dobre serce z natury. Każdy anioł był dobry, nawet ona, niezależnie od tego, czy klasyfikowała się aniołem, czy nie. Dalej nim była, tylko wiara w Ao spaczyła jej poglądy. Widocznie, postrzeganie dobra zależy od punktu siedzenia, bo niewiele z tego słowa kryje się pod postacią Aoizmu.
Musisz wiedzieć, że wszędzie tutaj panuje prawo dżungli, zaś empatię i człowieczeństwo owiewa smutna  legenda. Nie istnieje pojęcie bieżącej wody, choroby dziesiątkują najsłabszych, a kradzieże, pobicia i morderstwa nie są niczym wyjątkowym, nawet nieszczególnie karanym, dopóki nie jesteś częścią chętnej do zemsty grupy, których też tutaj jest kilka. Gangi, grupy najemnicze, organizacja buntowników zwrócona przeciwko miastu, kościół... – podjęła ponownie. Nie wiedziała dokładnie jak ugryźć temat aniołów. Czy powinna od razu nastawiać go przeciwko tym plugawym zdrajcom, czy jeszcze podążyć innym torem? Jak miała mu też wytłumaczyć swoje umiejętności? Nie wiedział wiele o wymordowanych, mogłaby powiedzieć, że jest wyłącznie nosicielem wirusa, a ci nie mutują - co przecież jest prawdą. Z drugiej strony, jeśli chciałaby zaprosić go do dołączenia do Kościoła, wtedy wyszłoby, że okłamała go, gdyby tylko trafił na innego nosiciela, bo ci nie posiadali żadnych mocy. Chciała być szczera wobec ludzi jako Kapłanka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mhm… – zamruczał jedynie potakująco, cierpliwie czekając, aż zakończy swoje działania.
Wraz z ustabilizowaniem stanu przyszedł również chłodny rozsądek i głębsze zastanowienie nad tym, co miało miejsce w ostatnim czasie. W przeciwieństwie do kobiety, nie umiał leczyć ogniem, ale z tego, co zdążył się dowiedzieć, każda istota odmienna od człowieka dysponowała własną, unikatową mocą. W jego przypadku była to elektryczność, choć w dalszym ciągu nie potrafił nad nią zapanować. Jeśli targały nim zbyt silne emocje, mógł przypadkowo doprowadzić do jakiegoś zwarcia lub porażenia prądem. Szczęście w nieszczęściu, bo właśnie dzięki temu udało mu się wyrwać ze szponów M-3, choć los także musiał się do niego wówczas uśmiechnąć.
Nie zamierzał zbyt szybko odkrywać kart, póki kwestia jego nieczułości na ból budziła w kobiecie zainteresowanie, zamierzał to jak najdłużej utrzymać. Wszak magik nie zdradza własnych sztuczek, a odkryty sekret przestaje budzić zaintrygowanie.
Więc tutaj trafiają wszyscy desperaci, huh? Ciekawe czy spotkam swojego matematyka. On był nader zdesperowany by zatrzymać mnie przy sobie. – Parsknięcie uciekło mu spomiędzy ust, mimo zakrycia je wierzchnią częścią dłoni.
Zdawał sobie sprawę, że nie to miała na myśli kobieta, ale od niektórych komentarzy nie dało się powstrzymać. Zresztą przypominało to robienie dobrej miny do złej gry.
Słuchał uważnie jej monologu, a z każdym słowem utwierdzał się w przekonaniu, że to, o czym mówili mu jeszcze w murach, było prawdą. Czubkiem góry lodowej, jaka go tutaj czekała.
Ach, czyli w lepsze miejsce trafić nie mogłem. – Stwierdził ironicznie, posyłając jałowym połaciom ziemi nieukontentowane spojrzenie. – Skoro mówisz jednak o wyplewionej empatii, to jaki zysk zaczerpniesz przez pomoc nieznajomemu, hm? – Wrócił do niej ciekawym wzrokiem. Zaraz się okaże, że będzie musiał zapłacić za tę dobroć oddaniem jakiejś kończyny albo wieczną pracą w kamieniołomach.
Podrapał się po głowie tuż obok jednego z rogów, kalkując w głowie wszystkie możliwości, jakie teraz przed nim stały. Żadna nie wyglądała obiecująco.
Nie potrzebujesz dodatkowych rąk do pracy? Jak się domyślam, tutaj również funkcjonuje wartość pieniądza, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach