Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 12 z 23 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 17 ... 23  Next

Go down

Pisanie 16.09.15 20:25  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
Gavran zbladł. No bo... przepraszam bardzo, ale jak dużego można mieć pecha? Biedny Kruk. Bo... on się stara. Zależy mu. Robi wszystko, knuje i spiskuje. A tu co? A tu dupa. To po co ma się aż tak starać? Żeby dostać opierdol?  Pieprzyć to wszystko. Co ma być, to będzie.
"Oh, a co to za przystojna bestia?"
- Ty też niczego sobie. - odparł, poruszając zawadiacko brwiami.
Chciał grać wyluzowanego. Kogoś, kto wcale nie przejmuje się tym, że za chwilę może umrzeć. Trzeba to jakoś ładnie i gładko przeprowadzić. Skłamać.
- Więc... Pewnie jesteś zdziwiony, widząc siebie samego. - graj na zwłokę, Gav! Dasz radę. - Ale to tak czasem jest... Szczególnie, jak patrzysz w lustro. - przerwał, teatralnie opierając się plecami o ścianę. - Tyle, że nie jestem odbiciem lustrzanym.
No shit, Sherlock.
Ta komiczna scenka mogłaby trwać dalej, gdyby nie to, że włosy klona Wilczura zaczęły się robić coraz dłuższe. No zmieniły kolor na czarny. Ślepia powoli czerwieniały, a piegi znikały. Naraz przed przywódcą DOGS stanął Kundel. Gav spojrzał smętnie na brudne kosmyki włosów. Nie do końca wiedział, co może teraz powiedzieć. Bo jak wytłumaczyć się z takiego czegoś?
- Taa daa! - powiedział bynajmniej nie radośnie. Rozłożył ręce i westchnął. Zastanawiał się, jaką karę teraz dostanie. Nie spodziewał się przepisywania tysiąc razy "Nie będę zmieniał się w mojego przywódcę, by móc poderwać kolegę". Sądził raczej, że zostanie nieco pocięty lub połamany. No cóż, mogło być gorzej.
- No bo... Chciałem ukarać Shiona. Nie wiedziałem jak. Myślałem, że może jako Wilczur dowiem się czegoś ciekawszego. I tyle. Taki tam... pomysł. - powiedział, patrząc w bok.
Na jego policzki wystąpił rumieniec. No bo... było mu trochę wstyd. To tak głupio zostać przyłapanym na czymś takim.
Naprawdę miał tego wszystkiego dosyć. Ostatnio nic mu nie wychodzi. Kompletnie nic, co wpływało na samopoczucie kundla. Czuł się niedoceniany, ale prawda jest taka, że to tylko jego wina. Mógł się bardziej postarać, a nie zachowywać się jak głupia nastolatka, desperacko próbująca zdobyć chłopaka.  
Ale to jego wina, że się zauroczył? Może nie chciał. Gdyby tu nie było tego pieprzonego gnojka, to wszystko byłoby dokładnie tak, jak powinno. Spokój. Normalne życie. A tak?
- Mogę iść? - zapytał prawie że błagalnie. - Już tak nie zrobię, okej?
Tak, bo to na pewno wszystko załatwi.
Poczuł łzy w oczach.
... co.
Czekaj, co? Przecież Gav nie może się rozpłakać tutaj, przy wszystkich. O nie. Nie, nie, nie. To go pogrąży. A w ogóle to po co są tu te łzy? Przecież nic się nie stało.
Spróbował ruszyć do drzwi, wbijając wzrok w swoje buty.
Żeby tylko nie zauważyli...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.09.15 1:12  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
To było jak ziszczenie się najgorszych koszmarów. Z jednej strony dziwny Grow, z drugiej… też Grow. Ale przy tym momentalnie poczuł, jak wzdłuż jego kręgosłupa przebiega zimny dreszcz ciągnąc za sobą pazurami po jego skórze, którą momentalnie przyprószyła gęsia skórka. Momentalnie zadarł głowę do góry, a gdzieś z tyłu czaszki zapaliła się czerwona lampka, która powtarzała mu jak mantrę UCIEKAJ, SHION. UCIEKAJ.
Ale nie potrafił się ruszyć.
Nie przy nim.
Niewidzialne, ciężkie dłonie spoczęły na jego barkach wbijając go w ziemię. Instynktownie opuścił głowę, nie mogą wytrzymać spojrzenia dwubarwnych tęczówek, jakby właśnie być poddawany ostremu osądowi. Analizowaniu i ocenie. Czy dobrze się sprawdził? Czy przypadkiem czegoś nie kombinuje? Czy znowu nie zdradzi?
Warknął, kiedy poczuł uścisk na swojej szczęce, który jednocześnie zmusił mu na spojrzenie prosto w twarz przywódcy. Zacisnął mocniej palce na materiale swojej bluzy, jakbym tym gestem mógł powstrzymać się przed wymierzeniem ciosy jasnowłosemu.
I tak nie miałbyś w sobie na tyle odwagi, tchórzu.
- Pieprz się. – wycedził przez zaciśnięte zęby, a kiedy tylko czuł jak uścisk starszego wymordowanego poluzował się, odskoczył od niego jak oparzony, przyciskając wierzchem dłoni do szczęki, która zaczął pocierać. Przyglądał się mu przez chwilę w milczeniu, aż wreszcie spuścił wzrok, odwracając głowę w bok, przełykając rozszalałe bicie serca. Bał się. A jednocześnie irytowało go ciepło jego dłoni. Ciepło, które już na zawsze wpisało się w jego umysł.
Z pewną dozą ulgi przyjął zmianę obiektu zainteresowań Growa, który skupił się na drug—wróć. Na Gavranie. Mimo wszystko Shion nie był w stanie powstrzymać ciche parsknięcia pod nosem. No proszę. Kto by pomyślał, że ciemnowłosy jest w stanie posunąć się do czegoś takiego.
”I po co?”
Właśnie. Po co?
Przyglądał się Gavranowi w milczeniu, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy tak głęboko że naciągnął ją do granic możliwości. W jednej sekundzie nie było ani śladu po cwaniakującym wymordowanym. Wymiękał. Dygotał. Jak cholerny kociak na zimnym wietrze. Albo zaszczuta ofiara, która nie miała już drogi ucieczki i była zmuszona ugiąć kark przed swoim oprawcą, czekając aż ostre zębiska zacisną się na jego karku. Wzrokiem przemknął po sylwetce Wilczura, zahaczając o jego włosy, kark, ramiona, szczupłe biodra aż zatrzymał się na jego dłoniach. Cholernie, obrzydliwie ciepłych łoniach. Wszyscy przed nim uginali karku. Był tutaj łowcą. Agresywnym stworzeniem. Bestią. Jego dłoń nieświadomie uniosła się i wsunęła w rude kosmyki, powoli przesuwając opuszkami po nich.
Zwróć na mnie uwagę.
Warknął pod nosem w momencie, kiedy poczuł rozlewające się ciepło na jego twarzy. Spuścił nieco głowę, karcąc samego siebie za to, co pomyślał. Idiota. Skupił się na Gavranie. To bezpieczny grunt.
Mimo wszystko, mimo jego podejścia i nastawienia do Gavrana, widząc gromadzące się łzy w czerwonych oczach, zrobiło mu się dziwnie… żal? Nie, mu nigdy nie jest żal. Ale tknęło go w środku. Zwłaszcza, że jednak Gavran uratował go. Gdyby nie on, to…
- Odpuść mu. – odezwał się w końcu, robiąc jeden krok do przodu, ale wciąż zachowując bezpieczną odległość od Wilczura.
- Powinno ci to schlebiać. Że tylko ty możesz mnie ukarać i twoje kary robią na mnie wrażenie. – powiedział cicho, przyglądając się Gavranowi. Ale chwilę później przypomniał sobie Gavrana sprzed paru chwil, jak mu groził. Na jego twarzy momentalnie pojawił się złośliwy uśmieszek a na plecach wyrosły wyimaginowane diabelskie skrzydełka.
- Chociaż…. To pewnie dlatego, że sam chciałby zostać przez ciebie ukarany. Na przykład kajdankami i zawiązanymi oczami > D – tak Shion. To teraz palnąłeś.


Rozwój wirusa 7/20 postów
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.10.15 2:21  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
„Taa daa!”
Uniósł brew, jako swoista reakcja na cały zabieg. Nie wyglądał na zaskoczonego, choć coś w środku dosłownie skręciło mu wszystkie wnętrzności. To miał być zwykły, niezobowiązujący dzień; bez szaleństw, dzikich przejażdżek bez trzymanki, bez balansowania po cienkiej, ostrej brzytwie krawędzi między lawą, a skałami wystającymi ze wzburzonego morza. A jednak. Coś zawsze musiało się schrzanić. Nawet nie chodziło o lekkie poluzowanie śrubki w konstrukcji, bo to mógłby dopracować w moment. Chodziło o roztrzaskanie jej w drobny pył; nie zostały nawet części, by to potem pozbierać i odbudować na powrót.
I po co?
Bo szczeniakom zachciało się gryźć nogawkę nie tej osoby, co trzeba?
Huknęło.
Ręka Growlithe'a uderzyła w ścianę, odcinając Gavranowi najlżejszą drogę ucieczki. Wzrok mimowolnie padł na twarz chłopaka, przyglądając się beznamiętnie błyszczącym w półmroku kroplach łez. Paradoksalnie, zamiast nagłego współczucia, satysfakcja uniosła mu kącik ust, ozdabiając twarz Wilczura nikłym, ale widocznym uśmiechem. Pochylił się nad Kundlem i... zamarł z lekko rozchylonymi wargami. Żadne słowo nie wydobyło się jednak z jego gardła, choć sporo zdań osiadło na samym koniuszku języka. Ale zamiast tego ciszę przerwał głos Shiona.
„Odpuść mu.”
I zdawało się, że Grow go posłuchał, bo wyprostował plecy i zsunął opuszki palców po chropowatej powierzchni ściany. Nie zdejmował z Gavrana spojrzenia tak ciężkiego, że jego waga niejednemu osiadłaby na ramionach i ugięła nogi, ale w zamian odsunął się, zwracając mu odrobinę prywatnej przestrzeni.
Skąd ten pośpiech? ─ Spomiędzy warg wyrwało mu się ciche westchnięcie, jakby rozczarował się tak nagłym wyborem ucieczki. Cofnął się o krok, rozkładając ramiona na boki ─ tak, jak przed momentem Gavran ─ i oparł dłoń o bark Shiona, przygarniając go nagle do siebie. Węch natychmiast wyczuł intensywny zapach sługi, doskonale mu znany, zapamiętany, wręcz wgryziony w psychikę. Teraz, gdy rude kosmyki znajdowały się tuż pod jego brodą, woń zdawała się być jeszcze mocniejsza.
Przecież chciałeś go ukarać, hm? ─ Wsunął nos we włosy Shiona, zamykając jego wątłe ramiona w stalowym uścisku. Nie na tyle łamliwym, by wywołać ból, ale silnym wystarczająco, by mu się nie wyrwał ─ by nawet nie myślał o wyrwaniu się. Wzrok utkwiony był jednak w twarzy czarnowłosego, bo za wszelką cenę chciał obserwować zmiany w jego mimice. Mieli załatwić to sami, ale najwidoczniej potrzebny był im arbiter.
Spójrz na niego, Gav. To dzieciak. Serio nie umiesz sobie poradzić z dzieciakiem? ─ Palce Growlithe'a zahaczyły nagle o brzeg brudnego, poszarpanego ubrania, gdy jedna z rąk trafiła na tors młodego wymordowanego. Paznokcie prześlizgnęły się po jego gardle, jak przytępiony nóż ─ muskając skórę, ale jej nie raniąc ─  aż wreszcie chwycił jego szczękę i przekręcił mocno głowę na bok, odsłaniając szyję Shiona. Ty jesteś drapieżnikiem, Gav. Nie pozwól, by ofiara zasłoniła krtań.Z głupim, słabym, tchórzliwym szczylem, który bez mojej zgody nie kiwnie nawet palcem? Nie zrobi tego, bo wie, co na niego czeka. ─ Ciepłe powietrze dotknęło skroni Shiona, nim tego samego miejsca nie musnęły przypadkiem szorstkie wargi Wilczura. Białowłosy wyprostował się, wypuszczając Opętanego z wytworzonej klatki, nareszcie pozwalając mu na jakikolwiek ruch. Pchnął go jednak szybkim uderzeniem między łopatki, by zbliżył się do stojącego przed nimi Gavrana.
Tylko sobie nie wyobrażaj nie wiadomo czego, Gav ─ syknął, nie siląc się nawet na ukrycie ostrzegawczego jadu. W dwukolorowych ślepiach pojawił się jasny błysk, który od razu powinien zapalić czerwoną lampkę. ─ Shion jest mój. Chcesz go ukarać? ─ Na usta wpłynął uśmiech. ─ Śmiało. Możesz z nim zrobić naprawdę dużo. Ale nie zapominaj, że to mój sługa i jeśli każesz mu paść przed sobą na kolana, przestrzelę ci biodro, rzepkę i kostkę, a potem wleje do dziur kwas. Jeśli postanowisz go zbytnio zranić i zrobisz to w sposób, który skaże go na kalectwo, połamie ci ręce. Ale. ─ Oparł się ramieniem o ścianę, krzyżując na piersi poharatane dłonie. Uśmiech gdzieś po drodze zniknął, nie pozostawiając po sobie nawet cienia. ─ Jeśli będzie to zbyt lekka kara, pomyślę, że twoje życie nie jest wiele warte i sam go ukarzę. A uwierz na słowo, że woli twoje kary. A teraz do roboty. Odhaczmy to.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.10.15 21:15  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
Czy wiecie jakie to jest uczucie? Żyć w klatce? Przez całe swoje istnienie?
Shion żył w takiej.
Zwłaszcza teraz. Niewidzialnej, z bestią w środku, która wykorzystuje każdą chwilę nieuwagi, by dosięgnąć umęczonego ciała swoimi szponami. Obecność Growlithe’a zawsze wywoływała dziwny niepokój w Shionie. Powodowała, że chłopak musiał non stop mieć się na baczności. Przez całą dobę. Jakby bał się, że gdy chociaż na parę sekund przestanie być uważny, to Wilczur to wykorzysta. Bał się go. Jak niczego innego w tym świecie, jednocześnie paradoksalnie tylko przy nim czuł się bezpiecznie. Sam do niego lgnął. Sam chciał się sparzyć i poczuć ból, jaki niosło towarzystwo jasnowłosego.
Z jego zaciśniętych zębów wyrwał się ostrzegawczy syk, gdy poczuł to charakterystyczne ciepło na swoich ramionach i plecach. Momentalnie w jego głowie pojawiła się karuzela, gdy zmysł węchu otulił zapach przywódcy. A mimo, wydawać się mogło, tak przyjemnych bodźców zewnętrznych, całe ciało chłopaka naprężyło się, gotowe znieść atak czy też uderzenie. I pozostawało w pełnej gotowości do wyrwania się i wywalczenia sobie wolności, jeśli sytuacja wymagałaby tego. Po omacku odchylił rękę nieco do tyłu i przycisnął drżącą dłoń do, jak się okazało, uda mężczyzny i przesunął paznokciami wyżej, jednocześnie napierając mocno swoimi stopami, nie pozwalając, choć oczywiście bezowocnie, na przyciągnięcie się jeszcze bliżej.
A jego słowa dudniły w jego głowie, zamieniając się w ostre narzędzie, które ciosało jego duszę i skórę. Gardził nim. Miał go za tchórzliwego i nic nie wartego dzieciaka.
Kiedy to prawda.
Zacisnął mocniej oczy, chcąc się wyrwać, odwarknąć, odegrać się. Chciał coś zrobić, żeby go zabolało, żeby już nigdy więcej nie mówił o nim takich rzeczy, nigdy więcej go nie dotykał i się do niego nie zbliżał. Chciał…
Ale jego ciało nie słuchało. Stało w bezruchu, podatne na każdy jego dotyk i słowo. Jak pusta skorupa, która przemieniała się w marionetkę w jego dłoniach.
A potem wszystko zniknęło i pozostawiło tylko po sobie ciepłe mrowienie, które kumulowało się pomiędzy łopatkami, kiedy został popchnięty w stronę Gavrana.
Jego spojrzenie spoczęło na jego pociągłej twarzy, powoli zsunęło się niżej, ale nie uchylił głowy. Zamiast tego powoli odwrócił ją, by spojrzeć w dwukolorowe tęczówki. W brązowym spojrzeniu pojawił się dziwny błysk pełen… rozgoryczenia?
Szasta tobą na prawo i lewo. Myśli, że ma do ciebie prawo. Jesteś jego własnością?
Usta wykrzywiły się dziwnie, ale trwało to zaledwie parę leniwych sekund, kiedy ponownie skupił się na Gavranie.
Pokaż mu kto tu ma tak naprawdę władzę nad tobą.
- No dalej. Odhaczmy to. – powtórzył ledwo słyszalnie, robiąc krok bliżej wymordowanego. - Chyba się nie boisz, co? – zadarł wyżej głowę z racji różnicy wzrostu, po czym złapał ciemnowłosego za materiał ubrania i pociągnął w swoją stronę.
- Pomogę ci się przełamać… – mruknął, kiedy ich usta połączyły się w jedno. Instynktownie rozchylił wargi nieco mocniej, wpuszczając wymordowanego pomiędzy swoje usta, aby pogłębić pocałunek. Jednocześnie uchylił powieki, tylko po to, by kątem oka spojrzeć wprost w oczy Growlithe’a. A Wilczur mógłby przysiąc, że w tej jednej sekundzie, kąciki ust rudowłosego uniosły się w geście pełnym satysfakcji.
Widzisz? Nie masz władzy.
W końcu oderwał się od ust Gavrana i odsunął trochę, ale wciąż nie zabierał dłoni z jego ubrań. Przesunął koniuszkiem języka po dolnej wardze zlizując ostatki jego smaku i odwrócił się do Growlithe’a. Kąciki ust mimowolnie uniosły się nieco wyżej, chociaż tak naprawdę nie było ani śladu po radości.
- Wydaje mi się, że jest nieco zawstydzony twoją obecnością. Dasz nam trochę prywatności? Jestem pewny, że stosownie mnie ukarze.

Rozwój wirusa 8/20 postów
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.15 19:08  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
// od razu uprzedzam, że wszelkie określenie to myśli Gavrana. |: Gav to głupek i się z nim nie zgadzam. |:

Gdyby tylko Gavran wiedział, co się stanie...
Ale to za jakiś czas, jeszcze niech sobie Kruk chwilę poczeka.
Drgnął, gdy Wilczur odciął mu drogę ucieczki. Czyli co, koszmaru ciąg dalszy? Trzeba spiąć poślady i się ogarnąć, Gav. Dalej, dasz radę! Spójrz prosto w oczy temu  emo psu i warknij, że ma dać spokój.  No, dawaj. Dasz rad...
Brunet opuścił głowę, wpatrując się w brudne buty.
No i tyle było z tego jego stanowczości.
"Odpuść mu."
- Nie potrzebuję Twojej pomocy. - wymamrotał, zaciskając w palcach kawałek swojej koszuli. Powiedział to jednak na tyle cicho, że tym bardziej sprawiał wrażenie biednego, pełnego smutku zbitego psa. Zagryzł wargę i stał tak, modląc się w duchu, żeby mu wreszcie dali spokój. No bo... tylko tego chciał. Pójść do swojego pokoju i wyłożyć się na dziurawym materacu. Odetchnął więc z ulgą, gdy Growlithe zabrał rękę i nawet na niego spojrzał, ale... no właśnie. Wilczur prawie od razu przygarnął do siebie Shiona, co z oczywistych względów bardzo się Krukowi nie spodobało. To co zrobił nasz silny i niezależny mężczyzna? Ten samiec alfa, pełny testosteronu, napakowany do granic możliwości?
Ponownie odwrócił wzrok, tym razem jednak skupiając go na niesamowitym obiciu kanapy.
"Przecież chciałeś go ukarać, hm?"
Jaki piękny kolor!
"Spójrz na niego, Gav."
A te wzorki jakie ciekawe~ To krew, tak? Pasuje idealnie!
"To dzieciak. Serio nie umiesz sobie poradzić z dzieciakiem?"
Gav wreszcie się premógł i spojrzał na swojego przywódcę. Otworzył usta, zrobił groźną minę i.. je zamknął. Potem znowu otworzył, trwał tak kilka sekund i wreszcie coś powiedział. Brawa dla tego pana!
- To skomplikowane. - odparł, siląc się na spokojny ton. - Oczywiście, że potrafię sobie z nim poradzić. Problem jest w sposobie. Bo wiesz, rzeczywiście mogę go zastraszać, ale nie o to chodzi. A z resztą... - burknął,  zerkając co jakiś czas na rude kosmyki.
Gdy Wilczur znów zaczął mówić, Gav ponownie zaczął wpatrywać się w kanapę. Dokładnie tak, jakby to właśnie owa sofa była tym, czym Kruk najbardziej się interesuje.
Kompletnie zgłupiał, gdy Grow pchnął rudego chłopaka w jego stronę. Zamrugał kilka razy  i z lekkim strachem popatrzył na Shiona.  Ale no jak ma go ukarać... Przecież to się tak nie da.
No i w tym momencie stało się coś bardzo, bardzo dziwnego. Gavran poczuł, jak Shion jest bliżej i nagle... n-no.
Stał jak sparaliżowany, gdy Shion go całował. Normalnie kawał drewna. Nawet się nie poruszył ani nie zamknął oczu. Gapił się tylko z przerażeniem na ścianę naprzeciwko i... tyle. Shion, gratulacje! Całowałeś się właśnie z posągiem. A może to właśnie rudzielec tak wpłynął na Gavrana, co? ~
Gdy wreszcie chłopak się oderwał od Kruka, ten zamrugał. A potem jeszcze raz. I jeszcze. Podniósł rękę i poprawił włosy, a potem ponownie zamrugał. Spojrzał na Shiona, na Growlithe'a, na Shiona, na swoją rękę i znów zamrugał.
"Jestem pewny, że stosownie mnie ukarze."
Gavran wpadł na bardzo zły pomysł. W kilka sekund przywdział swoją zwykłą maskę obojętności z dużą dawką czarnego humoru. W środku nadal czuł się fatalnie i nie ogarniał, co się wokół niego dzieje, ale musiał chociaż trochę wziąć się w garść. No więc zrobił to na swój własny, osobliwy sposób...
- Mam dla Ciebie karę, Shion. - odparł, przechylając głowę. Przesunął drżącymi palcami po policzku chłopaka. - Bolesną - dodał poważnie.
Zerknął na Wilczura. I co teraz zrobisz?
- Pożyć od Evendell jedną z sukienek i chodź w niej przez cały dzień. Zaczepiaj psy i pytaj, czy chcą ciasteczka, które sam upiekłeś. - powiedział z kamienną twarzą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.15 20:49  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
─ To skomplikowane.
SŁYSZYSZ? Shatarai mlasnęła, zagłuszając poburkiwania Gavrana gdzieś w połowie. NIE CHODZI O TO, BY ZASTRASZYĆ.
Nie? – Wypuścił spomiędzy zębów głośne westchnięcie. Przyglądał się Gavranowi bez mrugnięcia okiem, jakby do ostatniej chwili liczył na to, że chłopak wycofa się ze swojego zdania i zmieni je na kontrastujące. Nie było takiej potrzeby. ─ Racja. Nie o strach. Nie tylko, z tego co zauważyłem, ale to proste. Wystarczy odrobina respektu, by podkulano przed tobą ogon jak tchórz. Łatwe, co?
Jak na zawołanie wzrok ześlizgnął się z twarzy zakłopotanego Kundla, na rude kosmyki, które poruszyły się, gdy Shion drgnął, powoli zaczynając odwracać się ku Growlithe'owi. No, gówniarzu? Co wymyślisz? Bez cienia zmieszania spojrzał Shionowi prosto w oczy, gdy tylko głowa Opętanego obróciła się na bok. Wilczur nie skrzywił się, nie rozwiązał języka - przyjął na siebie ten krótki atak, by zaraz – gdy tylko Shion odwrócił się ku Gavranowi – zrobić dokładnie to samo i zerknąć z zaciekawieniem na Kundla.
Zdusił w gardle warknięcie, które podeszło mu aż na podniebienie. Zapanował jednak nad mimiką sekundę przed tym, nim usta miały zamiar wykrzywić się w paskudnym wyrazie. Gdyby  nie zwykłe, ludzkie zainteresowanie, pewnie już teraz cała trójka słyszałaby głuchy huk przyjęty bezwiednie przez pomieszczenie. Nawet w tym momencie dłoń Growlithe'a świerzbiła, byle tylko interweniować. Palce drgnęły, nim nie zacisnął ich mocniej na swoim ramieniu.
Gówniarz na wiele sobie pozwala, co, Jace?
Daj spokój, przecież nie chciał źle.
Widać wyzwanie w jego oczach.
To dzieciak. Dzieciaka chcesz krzywdzić?
Mary chichotały, przekrzykiwały się, warczały i piszczały sopranem, zagłuszając wszystkie pozostałe myśli wymordowanego, który zmrużył ślepia, przyglądając się beznamiętnie pocałunkowi. Zażenowanie? Nie u niego. Zdobył się nawet na krótki komentarz, gdy tylko ich wargi wreszcie się od siebie odsunęły, a Shion postanowił wyrecytować uroczą prośbę – Growlithe przewrócił wtedy oczami, rozplątał ramiona i ze znużeniem ruszył ku tunelowi.
Daję wam chwilę dla siebie – rzucił na odchodnym. ─ Jak skończycie się pizdrzyć, masz zjawić się u mnie.
Nie było potrzeby konkretyzowania do kogo posłał oczywisty rozkaz. Już w momencie, gdy wszedł w ciemność, mięśnie jego szczęki stężały, a źrenice rozszerzyły się nienaturalnie, zdradzając wzbierające w nim mdłości.

|| zt
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.15 20:25  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
I chociaż dziewczyna usilnie próbowała dodzwonić się do Growa, kiedy przedzierali się przez wymarłe tereny Desperacji, to po drugiej stronie słuchawki odpowiadała jej niepokojąca cisza. To wprawiło ją w smutny nastrój, bo zaczynała martwić się o wymordowanego. Jasne, wiedziała i zdawała sobie sprawę z faktu jego siły, ale… nie był niezniszczalny. Tak naprawdę nikt taki nie był. Nawet ktoś tak niebezpieczny jak Growlithe miał swoje słabości.
- Cisza… – pokręciła lekko głową, kiedy po raz sześćdziesiąty nie dodzwoniła się do Growa. Nacisnęła czerwoną słuchawkę i zadarła wyżej głowę, przyglądając się pomarańczowemu niebu. Słońce powoli zachodziło, ale byli blisko. Na tyle, żeby zdążyć przed zmrokiem. Ciekawe czy jej wybawca był już zmęczony….
- W lewo… o tak. Tutaj. Widzisz tą wnękę w skale? To tam.

[***]

Przedzieranie się przez ciemne korytarze było cholernie trudne. Nawet dla samej Ev, która przecież niemal każdego dnia kręciła się tędy. Ściskając mocno w jednej dłoni pochodnię, którą wzięła już na samym początku, starała się jak najlepiej tylko potrafiła świetlić drogę. Oby Zero o nic się nie potknął. Ewentualnie nie zarył o nic głową, bo jednak był cholernie wysoki, a korytarze kryjówki były dość klaustrofobiczne. Oczywistością było, że z parę razy zabrnęli w ślepe zaułki, by Ev mogła z błyskotliwością traktora powiedzieć „Ojej, to nie tutaj”. Jednakże koniec końców dotarli do salonu.
- Postaw, postaw! – powiedziała z lekkim napięciem w głosie I kiedy tylko wyswobodziła się z ramiona jasnowłosego, od razu usiadła na zużytej kanapie. W pomieszczeniu nie byli sami. Kaneko, jeden z Kundli widząc blondynkę od razu do niej podszedł, trzymając w zębach wykałaczkę.
- Wszystko dobrze? Znowu jesteś ranna? Zawołać Our—
- Nie, nie! Nic mi nie jest! Powiedz… jest Growlithe?
- No… – zerknął nieufnie na Zero, po czym znowu powiódł wzrokiem do dziewczyny. – U siebie. Z tego co Rin mówiła, ale… Zawołać go, co?
- No jak możesz.
- Nie będzie zadowolony. – ostatni raz spojrzał na Zero, po czym przygryzł wykałaczkę i ruszył w stronę wyjścia, pozostawiając dwójkę samych w salonie. Ev podniosła się z kanapy i kulejąc podeszła d ściany, gdzie znajdował się jeden z wielu uchwytów na pochodnie. Stanęła na palcach, a raczej palcu jednej nogi, bo druga niekoniecznie domagała i wsunęła kijek do środka. Ponownie westchnęła czując dziwny ścisk w żołądku. A co, jeśli Growlithe naprawdę się zdenerwuje?
Nie miała wyboru, prawda?
Odwróciła się do Zero i ruszyła w stronę kanapy.
- Pewnie zaraz przyjdzie. Myślisz, że będzie bardzo zły? – zapytała siadając na kanapie i zaczęła skubać jakąś nitkę z bluzy, która widziała więcej niż sama dziewczynka.
- Może nie będzie aż tak… a jak będzie to.. to obronię cię!
Oczywiście. Ale kto obroni ją przed gniewem Growa?[/color]
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.15 0:55  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
Był blady, zmęczony i głodny. Cieszył się, że to ostatnie nie dawało mu się we znaki głośnym burczeniem w brzuchu. Starał się nie zwracać uwagi na odległość, którą musieli przebyć i dusił w sobie nachalne pytanie o to, jak daleko jeszcze musieli iść. Hamowanie tego typowego przejawu malkontenctwa w chwili, kiedy było naprawdę źle, wcale nie należało do prostych zadać, a mimo tego Leslie postanowił nie uginać się pod naporem protestów własnego ciała i zachowywać na tyle naturalnie, na ile pozwalał mu obecny stan.
Przełknął ślinę, czując się, jakby ktoś wpakował mu do ust garść żyletek. Niosąc dziewczynkę na rękach, nie miał możliwości sięgnięcia do plecaka po wodę. Poprawił ją na rękach, lekko pochylając się do przodu, kiedy bok raz jeszcze dał o sobie znać.
Przegiąłeś.
Co ty powiesz. W końcu sam pociągnąłem za spust.
Często nie zabiera ze sobą telefonu ― rzucił ochryple i całkowicie machinalnie, jakby nie była to nowa informacja dla Evendell, a raczej przypomnienie. Niezależnie od tego, jak bardzo rozdrażniony był faktem, że jasnowłosa coś o nim wiedziała, musiał pogodzić się z myślą, że ten prosty fakt także zdążyła już odhaczyć na swojej liście. ― Nic mu nie jest.
Skąd wiesz?
To Syon.
To niczego nie wyjaśnia.
Tym razem był skłonny przyznać rację głosowi rozsądku. Białowłosy miał cholerne szczęście, ale pomimo tego, że Leslie sam nie zważał na ilość przyciąganych przez siebie kłopotów, wiedział, że to szczęście któregoś dnia może okazać się przereklamowane. Miał nadzieję, że to nie był ten dzień. Ani nie będzie to żaden z dni, podczas których Vessare nadal będzie stąpał po ziemi.
„W lewo.”
Nie oponował. Posłusznie udał się za jej wskazówkami, nie widząc lepszej drogi wyjścia z tej sytuacji. Jego znajomość trasy skończyła się już parę kilometrów temu. Rzadko zapuszczał się na takie pustkowia z tego prostego względu, że nie było na nich niczego, co by go interesowało. Przynajmniej tak uważał do tej pory.
„Widzisz tą wnękę w skale? To tam.”
Witaj w nieswoim domu, dupku.

✗✗✗

Jesteś pewna, że znasz do miejsce? ― wymruczał pod nosem, gdy któryś raz z kolei powitała ich ściana. Poruszanie się po klaustrofobicznych korytarzach nie było szczytem jego marzeń. Choć od skał ciągnęło zimno, miał wrażenie, że zaraz zemdleje z duszności, uprzednio wyrzygując pod nogi swoje narządy. Jedynym plusem, jaki dostrzegał w ścianach po bokach było to, że w każdej chwili mógł się o nie wesprzeć. Tylko to pozwoliło mu przetrwać tę dłużącą się wędrówkę.
Zanim weszli do docelowego pomieszczenia, obejrzał się za siebie przez ramię, spoglądając na rozwidlającą się sieć korytarzy. Z tego wszystkiego kompletnie zapomniał o tym, by skupiać się na drodze na tyle, by w drodze powrotnej nie być zależnym od innych. Teraz nie miał wyboru, choć świadomość przyznania się do tego, że zwyczajnie się zgubił, nie napawała go radością.
„Postaw, postaw!”
I tym razem spełnił jej życzenie. Był nawet bliski wypuszczenia jej z rąk, wiedząc, jak wielką ulgę miało mu to przynieść. Na całe szczęście pohamował ten niewielki przejaw entuzjazmu, na który tylko mógł się zdobyć ktoś, kto już częściowo przypominał zwłoki. Odetchnął głębiej, odstawiwszy skrzydlatą na ziemię i wyprostował się, ocierając twarz przedramieniem. Dopiero po tym powiódł zmęczonym spojrzeniem po salonie, zatrzymując spojrzenie na jednym z Psów. Wcale nie dziwił się jego nieufnemu podejściu, ale nie odezwał się nawet słowem. Od początku nie powinno go tu być, więc zachowywał się dokładnie tak, jakby na ten moment stał się wyłącznie dodatkiem do tego miejsca.
Wyglądasz jak ścierwo. Kiepska z ciebie ozdoba.
„Nie będzie zadowolony.”
Zabije cię.
Kątem oka zerknął na wychodzącego z pokoju chłopaka. Dopiero wtedy ruszył się z miejsca i pozwolił sobie opaść na kanapę. Słoiki w plecaku przypomniały o swojej obecności cichymi brzdęknięciami. Wtedy też jasnowłosy zsunął paski torby z ramion i odłożył ją na bok, przy okazji wyciągając butelkę wody z bocznej kieszeni. Woda przelewająca się przez gardło przyniosła mnóstwo ulgi dla podrażnionego gardła. Nie darował sobie opróżnienia całej zawartości butelki, którą na koniec zgniótł palcami.
Otarł wargi wierzchem ręki i pochylił się do przodu, opierając łokcie o swoje uda. Powinien cieszyć się, że za chwilę go zobaczy, ale gdy Evendell tylko o tym wspomniała, poczucie słuszności przyprowadzenia jej tu, momentalnie wyparowało.
Nie wiem. Możliwe. W końcu nadal jestem tu tylko intruzem ― rzucił i przesunął paznokciami po karku, czując jak jasne kosmyki lepiły się do spoconego z wysiłku karku. Przymknął oczy, wsuwając palce we włosy i parsknął krótko pod nosem, choć wcale nie było mu do śmiechu na wieść, że jego jedyną tarczą był sięgający mu do pasa dzieciak. ― Przyjmę to na siebie.
W końcu to nie pierwszy raz, co?
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.15 2:07  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
Tunele kryjówki przyjęły ciężki odgłos kroków jeszcze długo przed tym, jak dotarł on do salonu. Zdawało się zresztą, że w jednej sekundzie wszystko było po staremu – ten sam kurz na półkach, ta sama, śmiertelna wręcz cisza, identyczny półmrok, mianujący zwykłe przedmioty, potwornymi, skąpanymi w ciemności krzywiznami ─ a w drugiej to wszystko roztrzaskało się w mak. Kurz zerwał się z regału, a cisza uległa głośnemu warknięciu, po którym z czerni korytarza wysunął się wpierw but, dalej noga, białe włosy, twarz, ramiona, reszta sylwetki.
Nie dał dojść do słowa. Ledwo omiótł salon wzrokiem, nie orientując się, czy ktoś poza siedzącą na kanapie dwójką, znajduje się w środku, czy jednak przedstawienie obejdzie się bez dodatkowych widzów. To były ułamki sekund, w których uniósł rękę, przecinając powietrze z ostrym, gwałtownym świstem. I na tę jedną, krótką chwilę, jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Zero, nim nie wycelował, nie szczędząc ani siły, ani tym bardziej pretensji. Wszystko włożył w dłoń, która – gdy opadała – zrobiła się nagle kilkakrotnie razy cięższa, wypchana niewidzialnym, nieistniejącym nawet ołowiem, byle tylko zadać brutalny cios prosto w twarz Zero.
Spierdalaj – syknął wpierw półszeptem, cofając się nagle o krok, jakby dostrzegł w Lesliem wroga, którego wcześniej nie zauważył. Ręka po omacku w zasadzie dotknęła Evendell, podnosząc ją siłą z kanapy. Nie interesowało go, jak bardzo jest ranna, choć krew ich obu szarpała za zmysły wystarczająco aktywnie, aby to zarejestrował. Była tu krew. Dużo krwi, która wywołała ścisk w gardle większy, niż sam gniew. Warknął głośniej, celując wściekłe spojrzenie w Lesliego. ─ Wypierdalaj stąd. JUŻ! Zjebałeś wszystko. Nie będę cię bronił, do kurwy. Nie tutaj, więc JAZDA! A ty... – Niesmak tknął uszy Evendell, kiedy odwracał twarz frontem do niej. Trzasnęło, gdy wymierzył jej policzek, puszczając ubranie, za które wcześniej przytrzymał ją w pionie.
Sekunda.
Dwie.
Zerknął na Lesliego, mierząc go od stóp, po głowę. Nie obchodziło go, że mógł nie trafić do wyjścia, ani tym bardziej, że istniało wysokie prawdopodobieństwo, że wpadnie na kogoś szwendając się po splątanych korytarzach. Kogoś, kto wzniesie alarm, przywoła inne Psy, kto rzuci się mu do gardła, choć był wystarczająco ranny i zmęczony, aby coś takiego było mu nie na rękę.
Więc czemu mu nie pomożesz, Jace?
Wymordowany charknął, uderzając Evendell butem w biodro.  
Spierdalaj w podskokach do nory, zdrajco.
„Tam się z tobą rozliczę”.
Trzy.
Cztery.
Zacisnął palce w pięści, hamując się przed kolejnym uderzeniem.
Dość. Starczy.
Jeszcze, Jace. JESZCZE.
Powieki Growlithe'a drgnęły, nim nie ściągnął brwi ku sobie. Czuł narastający w gardle warkot, który tylko cudem nie opuścił jeszcze krtani. Wilczur wewnątrz niego ujadał na uwięzi, rwąc się do Zero, jak do świeżego mięsa, rzuconego przez płot. Trafiło tak blisko, że mógł poczuć zapach krwistego steku, ale za daleko, by dosięgnąć zębami – obie te cechy, jeśli występowały w połączeniu, były równie paskudne. Obręcze łańcucha wyginały się więc już od siły, jaką wkładał w narwane szarpnięcia. Chciał krwi, jako rekompensatę za zdradę. Zdradę, która wyrysowała się w jego oczach, gdy unosił dłoń.
Idź za nim – syknął, nie szczędząc na ostrym tonie. ─ To ostatni raz, Zero.
Ostatni raz... w związku z czym?
Growlithe machnął ręką, posyłając ku Vessare'owi małą kulkę. Dosłownie puknęła w niego, jakby ważyła dobry kilogram, mimo niewielkich rozmiarów, a potem – gdy omal nie rozbiła się o ziemię – rozwinęła się i Lars stanął na czterech, drżących z przestrachu łapkach.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.15 3:00  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
Po Growie można było spodziewać się praktycznie każdej reakcji. Od wkurwu, poprzez wkurw, kończąc na wkurwie. Mimo wszystko jej dobre serce tonęło w cichej nadziei, że jednak jakoś się ułoży i Wilczur zrozumie. Ale nawet nie dał dojść im do słowa, kiedy padł pierwszy cios. Ev spojrzała zaskoczona najpierw na jasnowłosego, a potem na anioła. W ekspresowym tempie zerwała się z kanapy, ale nim zdążyła postąpić chociażby jeden krok, to wymordowany zdążył ją złapać i ukarać. Poczuła pieczenie na skórze, czując otępienie, które ją przeszyło na wskroś. Upadła głucho na ziemię i skuliła się nieco pod wściekłością chłopaka. Do tej pory nie odczuwała strachu, kiedy była świadkiem jego złości. Często w nią wpadał, gwałtownie jak burza, ale i z tym potrafiła sobie poradzić. Teraz jedna było inaczej. Sparaliżowało ją tak bardzo, że nie była w stanie się ruszyć, czując dławiące uczucie w gardle. Dopiero kopnięcie w biodro, na co nie mogła powstrzymać ciche syknięcia bólu otrzeźwiło ją na tyle, że zaczęła się zbierać z ziemi.
Ale to nie uderzenia zabolały ją najbardziej.
”Zdrajco”
Uważał ją za zdrajcę. A to piekło od środka najmocniej.
- To nie jego wina! To moja! – krzyknęła do Growa, próbując wejść pomiędzy nich. - Poprosiłam go, żeby mnie przyprowadził. Bo nie mogłam przyjść sama i się bałam, bo Dedal… – zagryzła na moment dolną wargę, czując obrzydzenie na samą myśl o tamtym człowieku, który tak bardzo ją skrzywdził.
- A ty nie odbierałaś. – dodała już ciszej, ledwo słyszalnie, jakby wypowiedziane słowa były jedynie ułudą.
- Dlatego nie bij go. Jedyną osobą, która jest winna to ja. I to ja poniosę wszelkie konsekwencje. Dlatego nie gniewaj się na Zero. Obronił mnie przed Dedalem, i mi pomógł. Nie gniewaj się… – spuściła jeszcze bardziej głowę wiedząc, że powinna się wycofać. Nie mogła teraz więcej zdziałać, dlatego też powoli odsunęła się i ruszyła powoli, kulejąc w stronę wyjścia. Dopiero tam podniosła głowę i spojrzała na Zero. Z drgającą brodą i podkówką wymalowaną na twarzy, uniosła dłoń i pomachała mu na pożegnanie, po czym zniknęła w ciemnościach.

zt
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.15 17:52  •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
Nie sposób było zignorować narastającego dźwięku kroków. Ciężkie uderzanie podeszew o zbitą ziemię krzyczało, by wstał i wziął nogi za pas. Wściekłość wkradła się do pomieszczenia, jeszcze zanim jej właściciel zdążył do niego dotrzeć. Wywoływała nieprzyjemne kłucie w środku i niewidzialnymi wiertłami drążyła dziury w czaszce, chcąc zmusić go do odwrotu. Bezskutecznie. Nawet przez myśl nie przeszło mu, by wziąć nogi za pas i uniknąć odpowiedzialności za to, co się stało, a sądząc po intensywności wrogich odczuć, stało się cholernie dużo. Próbował zrozumieć, co podburzyło go do tego stopnia, jeszcze zanim padły jakiekolwiek argumenty. Wyprostowanie się i uniesienie wzroku na gniewny wyraz twarzy przyjaciela, który zbliżał się do niego w nieco zbyt szybkim tempie, też niczego nie zmieniło.
UWAŻAJ, LESLIE.
Zignorował ostrzeżenie, jakby moment, w którym białowłosy podniósł na niego rękę bezpowrotnie go sparaliżował. Nie wyglądał jednak na zdziwionego ani nawet przestraszonego czy zawiedzionego. Spotykało go coś nieuniknionego, chociaż w życiu nie przypuszczałby, że wymierzony policzek może przerodzić się w szarpnięcie pazurów, które z łatwością skalpela rozorały jego skórę. Świeża rana zapulsowała, zanim palące uczucie ogarnęło rozdarte powłoki ciała, przez które krew natychmiastowo znalazła swoje ujście. Ledwo czuł jej ciepło na swoim policzku. Mimowolnie pochylił głowę, instynktownie przyciskając rękę do zranionego policzka. Vessare zacisnął usta w wąską linię, mając wrażenie, że szept – choć cholernie cichy – aż nazbyt wyraźnie huczy w jego uszach. Jasne kosmyki skutecznie przysłoniły jego twarz, choć między nimi był w stanie dostrzec, jak Syon łapie anielicę, bluzgając na niego, jakby co najmniej zamordował mu matkę.
„Zjebałeś wszystko.”
Na to wygląda, skomentował w myślach, dusząc w sobie zgorzkniałe parsknięcie.
Powinieneś mu wyjaśnić jak było.
Nie ma takiej potrzeby.
Zero.
Otarł policzek wierzchem dłoni, rozcierając czerwień na nietkniętych skrawkach jasnej skóry, na której intensywny kolor odznaczał się aż nazbyt wyraźnie. Podniósł głowę dokładnie w momencie, w którym Wilczur przymierzył się do wymierzenia ciosu jasnowłosej. To nawet nie złość ścisnęła mu gardło, ale nie potrafił sprecyzować, co dokładnie czuł w chwili, gdy za jego sprawą silniejszy podmuch wiatru zerwał się w pokoju, niewidzialnym strumieniem celując w nadgarstek chłopaka. Nie udało mu się powstrzymać go przed ciosem, ale na pewno nie był na tyle groźny, jaki mógł się okazać, gdyby tego nie zrobił.
Zbastuj. To dzieciak ― wycedził sucho, podnosząc się ociężale z miejsca. Zacisnął palce w pięść, miażdżąc w niej chęć skrzywienia się, gdy kolejny spazm bólu szarpnął jego bokiem. Nie szarpał jednak mocniej od tego cholernego szczura, który znów znalazł sobie miejsce w jego wnętrzu i któremu drzwi tam otworzył O'Harleyh, bezlitośnie wyważając je ciężkim butem nieufności.
„To nie jego wina! To moja!”
Zerknął kątem oka na Evendell i pokręcił głową, bezgłośnie układając usta w „Daj spokój”. To wszystko było niepotrzebne. Nie sądził, żeby było to najlepszy moment na tłumaczenia. Nie, gdy dookoła wszystko burzyło się od nadmiaru negatywnych emocji. Nie, gdy te emocje potrafiły zaślepiać dosłownie każdego. Wiedział, że nawet sam miał ochotę obrzucić go gwałtowną lawiną słów, ale cieszył się z niewidzialnej pętli, która oplotła jego gardło, wywołując nieprzyjemne uczucie przy każdym przełknięciu śliny. Wtrącanie się nie miało najmniejszego sensu i w milczeniu odprowadził skrzydlatą wzrokiem. Kiwnął krótko głową na pożegnanie, jakby nawet ten gest sprawiał mu duży trud.
„To ostatni raz, Zero.”
Nim zdążył przenieść wzrok na kumpla coś uderzyło o jego klatkę piersiową. Chcąc nie chcąc spojrzał w dół, prosto na formującego się pod jego nogami lisa. Zanim jednak ruszył za zwierzęciem, bez słowa uniósł wzrok na wymordowanego i rozchylił usta, chociaż w pierwszej chwili żadne słowo nie opuściło jego gardła.
Nie powiedziałaby mi, gdyby... ― urwał i pokręcił głową, rzucając pod nosem krótkie „Nieważne”. Ruszając w stronę wyjścia w ślad za marą, zmalał do rozmiarów wilka, opadając na cztery łapy. Jasna sierść na pysku od razu zabarwiła się szkarłatem, a Cillian już nawet nie obejrzał się za siebie, zgodnie z życzeniem udając się w stronę wyjścia z kryjówki.

___z/t.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Duży salon - Page 12 Empty Re: Duży salon
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 12 z 23 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 17 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach