Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Po prostu spróbuj [Hitoashi; Hitaoshi; Karyuudo] - Page 5 BcBUAYU

Zadanie jej przydzielone nie należało wcale do łatwych do wykonania oraz zrealizowania, co nie znaczyło jednakże, iż blondwłosa kobieta zniechęciła się tą trudnością swej malutkiej, drobnej misji - nie należała, wszakże, do person rezygnujących już po pierwszej, demotywującej porażce, a raczej do tych niezwykle upartych, brnących niezłomnie przed siebie i przedzierających się nawet przez te pogmatwane, kręte ścieżki, które to zarośnięte są niemożliwie gęstymi, kolczastymi krzakami. Gdyby posiadała słabszą wolę, wątlejszy zapał i lichszego ducha, to nie przeżyłaby pierwszego swego wypadu na Desperację, będącej konsekwencją tego metamorfozy w Łowczynię i późniejszej współpracy z innymi jej podobnymi jednostkami - tak, skończyłaby pewnie jako posiłek któreś z licznych napotkanych Wymordowanych lub zgładzona zostałaby z ręki któregoś z wojskowych Miasta 3. Na calutkie szczęście Karyuu cechuje się zaciętością oraz uporczywościom, dzięki którym zdolna była do poskładania kawalątków, szczątków i fragmentów roztrzaskanego umysłu w jako taką, w miarę spójną całość.

Ta niezłomność przyczyniła się również do odszukania drugiego z posążków, który to ukryty był pod grubą warstwą szmaragdowej roślinności, omijany przez cudowne oraz magiczne świetliki, a także generalnie będący w nie najlepszym, marnym wręcz stanie. Przykucnęła przy nim ostrożnie, nie wiedząc dokładnie, za co miała się przy nim zabrać - nie potrafiła naprawiać zepsutych, zdewastowanych figur. Sama siebie nie jest zdolna do doprowadzenia do porządku, więc nie ma co tutaj nawet wspominać o reperowaniu takich cudnych, kunsztownych dzieł. Przygryzła lekko dolna wargę, ostatecznie decydując się odgarnąć ze zmatowiałej powierzchni psowatego stworzenia nadmiar zieleniny i spróbować wypolerować go chociaż odrobinę rąbkiem rękawa swojej czarnej, podróżnej peleryny. Nieprzyjemne, gorzkie uczucie wpełzło do jej serca, kiedy tak spoglądała na pokiereszowany i zapomniany posążek, nie mogąc pozbyć się wrażenia odnośnie tego, ileż to podobieństw było między nią a nim. Szczególną uwagę jej, jednak, przykuł wzrok figury - zimny i wypełniony żalem, i zalany pogardą zwrócony ku kamiennemu wężowi - który wypełnił jej żołądek lodowatym, ciężkim niepokojem.

Nim zdołała zrobić więcej, Hita wszedł na tajemniczy most, ona doznała lekkiego ataku paniki, który zakończył się ostatecznie próbą zaufania młodzieńcowi i ukłonem wyrażającym szacunek dla nieznanego, królującego w podziemiach tych bóstwa. I sykiem. Wyprostowała się gwałtownie, szybko w odpowiedzi na dźwięk ten niespodziewany i groźny, otwierając zamknięte, szkarłatne ślepia i starając się zwrócić je ku źródłu tegoż niepokojącego odgłosu. Jej słuch był kulawy i niezbalansowany, toteż była wolniejsza w zlokalizowaniu potwora po samym tym straszliwym, wibrującym w wilgotnym powietrzu syku. Długo czekać nie musieli na to, aby monstrum wyłoniło się w pełni z cieni i zaszczyciło ich swoją przerażającą obecnością - nie przypominało ono niczego, co Karyuu wcześniej spotkała, o czym czytała i o czym opowieści wszelkiego rodzaju wysłuchiwała. Karykatura ta była zlepkiem paru istot i przez ułamek sekundy kobieta miała wrażenie, iż stoi przed nieślubnym dzieckiem dwóch posągów - wrażenie nie zniknie i nie opuści jej, śledząc ją natrętnie i odbijając się nachalnym echem wewnątrz czaszki. Przez kolejną chwilę, natomiast, przemknęło jej przez myśl zapytanie, czy modły Hita zawiodły, czy był to jakiś groteskowy rodzaj próby, czy też najzwyczajniej w świecie stworzenie to było tutejszym rezydentem i nic więcej za jego obecnością się nie kryło - żadna religia, wierzenia czy zabobony. Faktem twardym i solidnym było jednak tutaj to, iż bestia ta stała przed nimi, dyszała w ich kierunku, atakowała.

Gdy Chimera obserwowała ich tymi swoimi wężowatymi oczyma, nie spuszczała z nich wygłodniałego wzroku nawet na momencik ulotny i człapała w ich kierunku ciężkimi, mozolnymi krokami, Łowczyni wyrwała się z początkowego, chwytającego ją w żelazne, duszące szpony szoku poruszeniem - czy raczej, próbą poruszenia - stłuczonym palcem i wywołaniem przebiegającego przez niego prądu bólu. Przełknąwszy ślinę i odrzuciwszy na bok zbędne teraz, mącące tylko niepotrzebnie w głowie gdybania, Karyuu sięgnęła po swoją łopatę i schowaną w kieszeni zapalniczkę - dwie wierne towarzyszki bitew i potyczek. Ledwo zdołała je pochwycić, ledwo zacisnęła na nich dłonie, a bestia masywna i pomieszana wyprowadziła swoją pierwszą, rozpoczynającą pojedynek ofensywę. Nie umknęła przed nadciągającymi pazurami w bok czy tył, tylko po niewielkim rozbiegu - nie miała czasu na dłuższy - prześlizgnęła się do przodu nisko przy ziemi - zauważając przy okazji lukę w twardych, stalowych łuskach pod lewą pachą stworzenia - i z ruchu tego przeszła płynnie do przeturlania się do przodu w celu uniknięcia kolejnego, ogoniastego ataku potwora. Wykorzystując impet tych ruchów poderwie się sprawnie, zwinnie na nogi, w razie ewentualnej potrzeby broniąc się dodatkowo łopatą przed możliwymi smagnięciami ogona czy potencjalnymi draśnięciami pokrywających jego powierzchnię kolców.

  • Theme | Ubiór i wygląd: Jak w profilu | Obrażenia/Choroby: Posiniaczenia oraz stłuczony, spuchnięty palec wskazujący lewej ręki (5/?) – mocny ból, sztywność przy ruchach, usztywniony (dwoma wyczyszczonymi patykami przewiązanymi czarną wstążką).
    Dodatkowe informacje:
    Ekwipunek: Łopata, zapalniczka piromana, fałszywa przepustka, dwa batoniki energetyczne w lewej kieszeni płaszcza;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hitoashi wpadł w panikę, odblokowując swą niematerialność. Teraz przedostanie się do dwójki swoich towarzyszy nie powinno stanowić dla mężczyzny problemu - musiał tylko znaleźć odpowiednią ścianę, która dzieliła go od groty będącej teraz krwawą areną.
Hitaoshi oraz Karyuudo, szczęśliwcy (o, ironio!), którzy zdołali na własne oczy zobaczyć władcę tej krainy i stanąć z nim twarzą w twarz pomyśleli szybko o trudach, które doznają w tym decydującym boju. Pomimo większej liczebności z punktu widzenia przypadkowego widza to oni byli na przegranej - czy aby jednak na pewno?
Karyuudo próbowała umknąć ogoniastemu pociskowi, niestety - zabrakło tutaj szczęścia, chociażby jednej dziesiątej sekundy - potężny ogon uderzył w dziewczynę, skutecznie zbijając ją z rytmu i uniemożliwiając dalszy przebieg jej szybko sporządzonego planu walki na kolejne kilka sekund.
Hitaoshiemu za to udał się doskonale rozegrany unik. Hipnoza w tym przypadku nie miała prawa zadziałać - martwe, chłodne oczy bestii były w jakiś sposób uodpornione na wszelkie uroki, iluzje i próby wdarcia się przez te dwa zwierciadła do umysłu i duszy - o ile władca tej podziemnej krainy ją posiadał. Kolejne sekundy okazały się dla wymordowanego mniej przyjazne - mężczyzna przecenił tutaj swoje możliwości i wykazał się brakiem cierpliwości, co szybko zwaliło nań lawinę nieprzychylnych skutków. Bestia okazała się być równie inteligentna i znacznie szybsza - w efektownym wirze uchyliła się od ciosu w piętę Achillesa i sama poczęstowała przeciwnika siarczystym, okraszonym zaostrzonym szponem ataku ogromną łapą. Najdłuższy z pazurów zdołał zaorać policzek bojownika.
Bestia odskoczyła i natychmiastowo zwróciła spojrzenie na dwójkę, sycząc wściekle i wywijając niebezpiecznie ogonem. Jej łuski zdawały się odstawać teraz od skóry, tworząc wrażenie najeżonej zbroi. Robiła niesamowite wrażenie, bowiem odbijała światła nieziemskich kryształów, które teraz - co niezmiernie zdziwiło dwójkę - wisiały w powietrzu, miast nadal być przytwierdzonymi do ścian groty. - Jesteście silni - usłyszeli nagle, i mimo iż bestia nie unosiła w żaden sposób warg, a głos dochodził jakby z wnętrza ich głów, tak oboje wiedzieli, że źródłem głosu jest potwór stojący i jeżący się przed nimi. - ...ale i tak nie jesteście w stanie nawet w dwójkę równać się z moją potęgą.
Kryształy zaczęły migać wściekle, po chwili sunąc w powietrzu w różnych kierunkach; przypominało to doskonałą harmonię w ich poruszaniu się, bowiem żaden z nich nawet na chwilę nie zawahał się i nie kwestionował swojej drogi i ani razu żadna z kryształowych par nie zderzyła się ze sobą. To był piękny spektakl i gdyby nie okoliczności, dwójka mogłaby oglądać to zjawisko w nieskończoność. - Witajcie w piekle. Cały sufit rozbłysł w cudownej zorzy polarnej, w której tonęły błękitne kryształy. Władca tego zapomnianego świata ruszył, znów bez ostrzeżenia, ogonem atakując zranioną dotkliwie łowczynię, a pazurami i ogromnymi zębiskami celując w Hitoashiego, który w jego oczach stanowił groźniejszego przeciwnika. Był szybki, ogromny i przede wszystkim - w pełni sił.
A przynajmniej tak się prezentował.

Spoiler:
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chwila niewiarygodnie krótka dla chłopaka rozciągała się niemiłosiernie wraz z trwającą agonią strachu. Potykając się i ocierając o ściany tunelu, o którego istnieniu nie miał wcześniej pojęcia, uciekał jak najdalej się dało. Pomieszczenie wciąż wirowało obrazami. Podłoga, sufit, ściana. Wszystkie one były szorstkie, zimne i nieprzyjemne. Jedynie takie wrażenia były w stanie przedrzeć się do jego głowy wraz z falą strachu. Uczucie niewyobrażalnego bólu, który go czeka. A te lekkie otarcia to jedynie przedsmak tego wszystkiego. Nie chciał. Nikt by nie chciał. Jeśli byłoby inaczej, znaczy to, że stracił samego siebie. Zacisnął powieki, szykując się na najgorsze. Droga ucieczki, tunel który miał być wybawieniem, kończył się ścianą. Twardym głazem, który niewiele mniejszą krzywdę potrafił wyrządzić aniżeli goniący go tajemniczy byt. Który z nich był gorszy? Nie wiedział. Strach był tym co wypełniało Hito od środka. Dlatego też, mimo majaczącej świadomości o braku dalszej drogi ucieczki, nie był w stanie się zatrzymać. Nie chciał umierać. Taka kumulacja, musiała koniec końców znaleźć jakieś ujście. W jego przypadku była to wyprawa do miejsca, do którego każdy jeden z anielskich braci chciałby kiedyś wrócić. Do niebytu. Do Boga i swej niematerialnej, bezbolesnej postaci, która kąpała się w świetle Pana. Przemierzając wszystko poza czasem i rzeczywistością. Hitoashi zniknął. Rozsypał się zupełnie, siłą rozpędu, przenikając przez lite skały. Z ciemności do światła. Jednakże tak samo jak niebyt bez obecności Pana nie był zbyt przyjemnym miejscem, tak i niematerialne ciało stanowiło pewien niezaprzeczalny dyskomfort. Było masą. Chmurą drobinek utrzymywanych razem za pomocą jednej świadomości. A im owa dłużej myślała nad swoim stanem, próbując pojąć go rozumem, tym mniej był on pożądany. Odpychający wręcz. Niczym kolejne więzienie. Widzisz, słyszysz, nawet w pewien sposób czujesz. Jednak nie jest to to samo uczucie jakie pozwala nam przeżywać żywe ciało. Z krwi i kości. Nikt nie chciałby pozostawać w tej postaci dłużej aniżeli to konieczne. Także niczym uszkodzony hologram błyskawicznie odbudował się w nowym miejscu - jak sadził z dala od niebezpieczeństwa.
Opuścił swą niedoszłą mogiłę oraz porzucił wraz ze zmianą formy bolesny strach na rzecz wolności i rzeczywistości. Niestety zaraz po tym ujrzał przed sobą wcale nie lepszy scenariusz. Chociaż udało mu się dotrzeć do brata oraz dziewczyny, niebezpieczeństwo nadal było bardzo realne. Zupełnie nie przypominało to sielanki, którą wcześniej wymalował na ścianie jaskini. Wręcz przeciwnie, było ogromne i niepodobne do niczego co do tej pory było mu znane. Zaś im dłużej trwał w miejscu, przyglądając się stworowi, tym bardziej wspomnienia wymordowanych z przeszłości wierciły weń dziurę, wywołując napady mdłości. Zbyt ostra jazda to była dla młodego anioła jak na jeden dzień. Karuzela wcale nie zwalniała, a on nie miał możliwości jej opuszczenia.
Splunął na ziemię, przez moment trzymając się kurczowo za brzuch. Powracała depresja i niemoc. Zmusił się do spojrzenia po raz drugi na pole walki. Zapewne nikt jeszcze nie zauważył jego obecności. Pośród zamieszania wyłowił sylwetkę Aoshiego. Żył. Żyli oboje. Jak dobrze... Hitaoshi stanowił dlań jedyny, stabilny punkt zaczepienia pośród całego tego chaosu. Widząc jak dwoje 'przyjaciół' walczy z potworem na śmierć i życie, nie był w stanie trwać w miejscu już dłużej. Pozbierał się dość szybko - chociaż były to jedynie odruchy, napędzane obawą o utratę kogoś bliskiego. Wyrzucił obie ręce przed siebie, wywołując falę wiatru, która wzniosła tuman pyłu. Zamierzał uderzyć przerośniętą poczwarę prosto w pysk stworzoną chmurą. Prósząc nieprzyjemnie szorstkim i drażniącym piachem do oczu i nosa olbrzyma.
-Hi... Hita!

_______________________________
Użycie mocy Dematerializacji - 1/1
Użycie mocy Wiatru - 1/3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po prostu spróbuj [Hitoashi; Hitaoshi; Karyuudo] - Page 5 BcBUAYU

Przewaga liczebna w tego typu starciach niewiele daje i malutki ma wpływ na końcowy ich wynik - a przynajmniej takie odnieść można wrażenie, spoglądając na ich mizerne, marne sylwetki rysujące się na tle ogromnej, straszliwej bestii, Króla tego podziemnego, tajemniczego i straszliwego zakątka. Jedna osoba rzekłaby bez wahania najmniejszego czy zająknięcia, iż znajdują się oni na pozycji straconej, skazanej na porażkę i wieńczącej się śmiercią ich niechybną, nieuniknioną i niemożliwą do powstrzymania. Ktoś inny, jednakże, mógłby spojrzeć na potyczkę tę z marzeniami i snami, i legendami, i mitami o dzielnych rycerzach przyodzianych w lśniące srebrzyście zbroje oraz ścinających pięknymi, zdobionymi mieczami łby wielkich, ziejących ogniem bądź plujących kwasem smoków. Tylko że ich - Karyuu i Hita - ciężko było porównywać do pradawnych, średniowiecznych wojowników, jako że nie mieli na sobie zbrój cudownych i potencjalnie chronionych przed katastrofalnymi, śmiercionośnymi obrażeniami, a także tylko częściowo wyposażeni byli w bronie zdolne do zranienia tego monstrualnego, niezwykle groźnego i agresywnego Potwora. Łowczyni szczerze wątpiła, aby łopata jej wierna przebiła się przez jego skórę gdzieniegdzie pokrytą łuskami, w innych miejscach zaś sierścią - ale może, może, uda jej się uszkodzić jeszcze bardziej któryś z osłabionych, okaleczonych wcześniej punktów; może poszczęści jej się w zranieniu go na tyle, ażeby mieli jakąkolwiek szansę na ostateczne wykończenie go lub wycofanie się z tego przeklętego obszaru; może powiedzie jej się w rozproszeniu go na tyle, aby towarzysz jej dzierżący niebezpieczną, piękną katanę mógł ugodzić go dotkliwie i krytycznie. Może.

Wszystkie myśli te i przypuszczenia, i plany odeszły na bok oraz w chwilowe zapomnienie, ponieważ o ile uniknęła łapy wyposażonej w szpony ostre i zakrzywione, to nie udało jej się umknąć przed grubym, mocarnym ogonem Bestii. Sapnęła boleśnie i gwałtownie, i z duszliwą nutą, czując jak powietrze wyrwane zostaje brutalnie z jej płuc na zewnątrz i jak żebra jej rozpalają się ostrym, szarpiącym ogniskiem cierpienia. Kolejne sapnięcie wymknęło się z jej gardła wtedy, gdy uderzyła o twardą, chłodną ziemię - nie krzyknęła. Nie krzyknęła, chociaż tak bardzo chciała - i przeturlała się z trzy razy od zaserwowanego jej przez Potwora impetu. Na calutkie szczęście nie wypuściła trzymanych swych oręży - łopaty oraz zapalniczki - mimo że na moment ciągnący się niby dziesięć wieków zapomniała o ich istnieniu, zatracając się w czasie tym w studni bólu - głębokiej, lodowatej i piekielnej jednocześnie. Z pułapki tej oślepiającej wyciągnięta została przez dudniący odgłos wywołany przez odskakującą w tył Bestię, syki wydobywające się z jej paszczy, jak również... słowa, na które Karyuu zareagowała wzdrygnięciem się i nagłym, nagradzającym ją kolejną dawką bólu podparciem się na łokciach w celu spojrzenia w kierunki ich nieziemskiego, inteligentnego przeciwnika. Imponujące, piękne na swój sposób monstrum przemawiało do nich, lecz nie poruszało przy tym szczękami, co świadczyć mogło o posługiwaniu się przez nie telepatią lub czymś temu podobnym. Przełknęła ciężko, z trudem, podnosząc się do przykucnięcia i starając się za wszelką cenę zepchnąć ból na dalszy plan - musiała działać, nie miała czasu zatracać się w cierpieniu i leżeć na gruncie.

Przymrużyła delikatnie oczy, kiedy to kryształy obecne w komnacie zaczęły dziko, wściekle migać i przesuwać się - tańczyć - lecz nie spuszczała wzroku swego nieco na krańcach zamglonego, acz desperacko bacznego z oponenta ich boskiego. Zorza polarna rozbłysła, rozjaśniła się nad ich głowami, pochłaniając sufit i dając im wrażenie przebywania na zewnątrz, ale ona dalej skupiona była na Królu, na jego ruchach, na jego działaniach. Nie mogła pozwolić sobie na więcej błędów, ponieważ jeśli dalej tak pójdzie, to sytuacja ta cała zakończy się dla niej w najgorszy możliwy sposób. A może najlepszy? Zacisnęła zęby, odpychając się ze swojej pozycji klęczącej mocno w tył, ażeby to uniknąć nadciągającego, doskonale już jej znanego ogona i przy okazji stanąć do pionu - no, może nie kompletnie, gdyż przez ból w żebrach będzie trzymać się w lekkim, delikatnym skuleniu, zwłaszcza barków. Przy wykonywaniu tegoż uniku pocznie klikać zapalniczką: raz, drugi... przy trzecim wyceluje w łeb Potwora, a dokładniej w jego oko, łaknąc trafić je ognistą kulą i odwrócić jego uwagę od Hita.

  • Theme | Ubiór i wygląd: Jak w profilu | Obrażenia/Choroby:
    Posiniaczenia oraz stłuczony, spuchnięty palec wskazujący lewej ręki (6/?) – mocny ból, sztywność przy ruchach, usztywniony (dwoma wyczyszczonymi patykami przewiązanymi czarną wstążką).
    Stłuczone żebra.
    Dodatkowe informacje:
    Ekwipunek: Łopata, zapalniczka piromana, fałszywa przepustka, dwa batoniki energetyczne w lewej kieszeni płaszcza;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dla obserwatora z zewnątrz mogli zdawać się tylko pchłami, skaczącymi wokół bestii. Nic nieznaczące, drażniące, zupełnie nieszkodliwe. Mała niedogodność, którą potwór winien bez problemu usunąć.
Niemniej jak Dawid pokonał Goliata, tak oni mieli więcej szans, niż mogło się zdawać. Gigant padający pod naporem słabszego nie jest widokiem tak niecodziennym, jak niektórzy sądzą.
Nawet, jeśli znajdowaliby się na przegranej pozycji, chłopak i tak by nie uciekł. Nie bez brata. A w danym momencie najlepszym - czy wręcz jedynym - wyjściem było pokonanie strażnika i przejście po jego truchle, aby odzyskać Hito.
Krew spłynęła z rozciętego policzka, kiedy łapa o centymetry minęła twarz. Wymordowany odruchem uniósł dłoń i starł posokę wierzchem dłoni okrytej zbroją. Szorstki, sztywny materiał nie wchłonął płynu, rozcierając tylko juchę po policzku. Schła jednak szybko na rozgrzanej skórze, zasklepiając płytką ranę. Pomimo to chłopak nie mógł zapobiec, aby parę czerwonych kropli spadło na jasne haori brata. Posoka wsiąkła w materiał, barwiąc go na karmin.
Nie spodziewał się, że strażnik będzie odporny na hipnozę. Nie czuł się jednak w żaden sposób rozczarowany. Wręcz przeciwnie - adrenalina tylko go pobudzała, ekscytacja walką rosła.
Piekło?
Uniósł wolną dłoń, osłaniając nieco oczy od migoczących, mylących świateł kryształów. Nie dawał się zmylić grze kolorów. Zachowywał skupienie na celu.
Z przyjemnością pośle tę groteskową karykaturę na samo dno piekieł.
Spróbował kolejny raz zrobić unik, nie dać się złapać przez zębatą szczękę. Niech rozetnie materiał, jeśli już musi wykazać się aktem zniszczenia. A gdyby chłopak wiedział, o czym myśli Łowczyni, chyba nie byłby w stanie powstrzymać śmiechu. Wirus obdarzył Hitę równie groźną postacią. Mógłby w każdej chwili stać się podobnym stworem, mógłby próbować zadusić bestię samą, brutalną siłą wężowego cielska. Jednak powstrzymywały go przed zmianą dwa czynniki. Pierwszym były nastroszone łuski, zdające się być ostre jak brzytwy. Okręcenie się wokół stwora zapewne zakończy się wbiciem sobie tych łusek w brzuch. Kapłanowi zaś równie daleko do masochisty, co do idioty. Drugą kwestią był... Brat. Pobyt w tej jaskini im obu wiele stresu przysporzył. Nie chciał nawet ryzykować, że Hito dojrzy go w tej formie teraz, kiedy i tak zapewne anioł umiera ze strachu.
Drgnął lekko, słysząc głos bliźniaka. Kątem oka dojrzał znajomą postać... Pokrytą krwią. Białą skórę znaczyły czerwone plamy i skrzepy, bok zdawał się być rozcięty. Zrobiło się wymordowanemu zimno na samą myśl tego, co mogło dziać się w drugiej części jaskini. Niemniej strach o zdrowie Hito szybko przysłoniła szkarłatna wściekłość. Zabije tego 奴. Tę małą 阿婆擦女. Sprawi, że będzie cierpiał.
Skupiał na siebie uwagę potwora, licząc, że bestia nie zauważy nadchodzących ataków. Oślepienie byłoby im znacząco na rękę. Jeśli choć jednemu się udało i przeciwnik został trafiony w oczy, Hita ruszył kolejny raz próbować przebić jego pierś. Zamierzał ominąć łapę i trafić w odsłonięte miejsce na ciele. I tym razem nie planuje spudłować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

O ile siły przeciwstawne władcy tej krainy, rozłożone na dwójkę stawiały sprawę w dość chwiejnej sytuacji, tak dołączenie do drużyny trzeciej osoby zbliżyło trójkę do zwycięstwa. Już po kilku minutach uczestnicy wyprawy wiedzieli, że wygrana była właściwie w ich rękach. Bestia, mimo, iż była niezwykle inteligentna, bystra i niezaprzeczalnie potężna, nie była w stanie ogarnąć aż trzech przeciwników na raz - żeby to jeszcze byli zwykli wrogowie walczący z nią na zęby i pazury! Tutaj każdy z osobników dysponował nadnaturalną mocą, i to właśnie zgubiło władcę krainy. Po wielu minutach walki, potwór nawet nie dostrzegł wtargnięcia kolejnego zawodnika na arenę; zupełnie nie spodziewał się on mocnego ciosu piachem. Zmrużył ze złością ślepia, odsuwając się i próbując pozbyć się uporczywych drobinek z oczu. Szczypały go niemiłosiernie, nie mógł w takim stanie podjąć walki; gdy w końcu się to udało, uwagę skupił na zwodniczej, ognistej kuli rzuconej przez ranną Karyuudo. Potwór na chwilę stracił słynny, zdrowy rozsądek, oddając się atakowi gniewu i pozwalając złości przejąć kontrolę nad własnymi czynami - i to właśnie go zgubiło. Zbyt późno dostrzegł Hitaoshiego, który co prawda nie zdołał trafić bezlitosnym ostrzem w jego rozbiegane oczy, za to triumfalnie wbił ostrze w pierś bestii, zgrabnie i refleksyjnie omijając rozbiegane łapy zakończone szponami. Z gardła bestii wydobył się ryk zaskoczenia, bólu i nienawiści; to jednak był koniec rozgrywki. Koniec spektaklu, z którego zwycięsko wychodzi trójka naszych bohaterów.
W chwili, gdy zgasło serce króla groty, zgasło i światło magicznych kryształów. Zawisły one w powietrzu, w jednym momencie tracąc magiczną moc i po prostu spadając na ziemię. Ciężkie kamienie uderzały o podłoże z ogromnym impetem, roztrzaskując się na małe kawałeczki. Jaskinia poczęła się walić, a zewsząd słychać było tysiące szeptów, krzyków i śmiechów... trójka musiała uciekać. Na szczęście każdy z nich pamiętał drogę, którą dotarli aż tutaj - dlatego ucieczka z tego miejsca, choć niepozbawiona wszelakich trudności, udała się.

MISJA ZAKOŃCZONA


Mogłam jeszcze ciągnąć ten wątek, lecz stwierdziłam, że ta misja ciągnie się już wystarczająco długo jak na poziom średni.
OBRAŻENIA: Karyuudo: osiniaczenia oraz stłuczony, spuchnięty palec wskazujący lewej ręki (usztywniony); stłuczone żebra; zwichnięty nadgarstek (trzeba to opatrzyć na fabule!) Hitaoshi: rozcięcie na prawym policzku, w które wdała się trucizna; przez którą bohater kończy rozgrywkę z chorobą: SANFUNGUS (leczenie musi się odbyć na fabule); Hitoashi: chwilowe załamanie nerwowe i lękliwość (będą trwać przez 3 kolejne sesje); kawałek roztrzaskanego kryształu wbił się w żebro mężczyzny - ranę trzeba opatrzyć fabularnie!
NAGRODY: Karyuudo: Płaszcz cienia;
Hitoashi: Odblokowanie niematerialności, zmiana koloru końcówek lotek na czarno;
Hitaoshi: Bestia: bazyliszek; wybrana przez siebie mutacja (wzrost masy ciała i wielkości).
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach