Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

"Zgodnie z planem" to pojęcie niesamowicie względne. Szczególnie zważywszy na fakt, że jako takiego planu działania nie posiadał. Chyba, że można pod tę kategorię podciągnąć "idź, zasiecz potwora, wróć", zmodyfikowane pod wpływem wydarzeń do "idź, staraj się nie wkurwiać na brata, skończ wkurwiając się na brata, pilnuj, aby nic nie odgryzło dupy Oashiemu, zasiecz potwora tak, by nie musieć potem znosić oskarżających spojrzeń anioła, przy okazji nie strać kończyn, wyprowadź go bezpiecznie i w miarę w jednym kawałku wróćcie do domu".
Kiedy to się stało tak skomplikowane...?
Po dłuższej chwili wzajemnego mierzenia się wzrokiem, dziewczyna w końcu raczyła współpracować. Dobrze. Nawet nie odpyskowała. Może jeszcze do czegoś przyda się w tej misji.
- Hitaoshi. A to mój brat, Hitoashi. Jak nas pomylisz, utnę ci język. - Ciężko powiedzieć, czy to była groźba, czy rodzaj przyjacielskiego droczenia się. Chłopak naprawdę ciężko nawiązywał nowe znajomości. Jak nie był fałszywie miły, to szczerze złośliwy i nieznośny. Tako względem wrogów, jak i sojuszników. Szorstki, wredny, agresywny. Tylko wobec bliźniaka potrafił być milszy. Ale też nie zawsze.
Zatknął zapasową pochodnię w szlufkę płaszcza, jakby miał drugą katanę. Potarł po tym twarz, gdy brat podsunął mu kolorowe kredy. Wcześniejsza troska zadziałała, jednak teraz nadszedł zły moment na infantylność. Nie, kiedy weszli już kawałek do jaskini, a Aoshi miał na głowie zdrowie anioła. Wymordowany siłą rzeczy ponownie zrobił się spięty oraz nerwowy, nieskory w żaden sposób do żartów.
- Narysuję, jak jesteś roztropny i ostrożny, może się spełni. - Sarknął, ale tak naprawdę nie zrobił nic. Wziął tylko kawałek czerwonej kredy i schował dla pewności w kieszeń płaszcza. Nie było sensu jej używać tuż przy wejściu. Zachowa na wszelkie rozwidlenia oraz odgałęzienia.
Trzymając wysoko pochodnię, puścił brata przodem. Pozwolił dziewczynie prowadzić. Skoro tak bardzo chce, niech potwór zrobi z nią porządek, a dzieła dokończy wymordowany, ukrócając żywot bestii. Póki co jednak pilnował tyłów. Nie przyznałby tego na głos, ale miał świadomość, że anioł dałby sobie radę z ewentualnymi zagrożeniami. Może nie ze skutkiem śmiertelnym, ale odparłby pierwsze ataki. A potem wkroczyłby Hitaoshi. Wobec tego, kapłan zdecydował się baczyć, czy nic nie pragnie zajść ich od tyłu.
W ciasnej, wilgotnej jaskini czuł się zaskakująco dobrze. Ciągnęło go do takich miejsc. Wąskich tuneli, głębokich pieczar i zalanych mrokiem szczelin. Oczywiście, większość węży zadowala się niewielkimi norkami czy tunelami wykopanymi przez gryzonie. Aoshi potrzebował jednak więcej, znacznie więcej. Tako fizycznie, jak i psychicznie. Kryjówki odpowiedniej do kalibru gada, jakim był.
Ściągnął łopatki, czując na karku czyjś wzrok. Odwracał się co chwila, nie dostrzegając jednak bezpośredniego zagrożenia. Zwykł bywać paranoikiem w kwestii ostrożności, ale ta jaskinia wystawiała jego cierpliwość na próbę. Na domiar złego gadzia część jego osobowości chciała dojść do głosu, zmienić się i wpełznąć w tunele jak na węża przystało. Zamanifestował niezadowolenie niskim, przeciągłym syknięciem, co mogło zjeżyć włosy na karku jego towarzyszy.
To było pewne, że owy dźwięk zwróci uwagę Hito. Spojrzeli sobie przelotnie w oczy, ale wymordowany szybko uciekł wzrokiem, wzruszając ramionami.
- Parno tu. Osobliwe jak na jaskinię. - Zauważył, czując stróżki potu ściekające mu po ciele. Wyciągnął dłoń, zbliżając ją do ściany tunelu.
- Chyba, że jest wulkaniczna... - Dodał w zamyśleniu, cofając rękę i kładąc palce na rękojeści katany. To nie wróżyło za dobrze. Za szybko zrobiło się gorąco. Nie zeszli nisko, czyżby trafili do aktywnego wulkanu? Niemożliwe. I niebezpieczne. Chociaż? Nie zabraknie im powietrza przynajmniej. Mają anioła odpowiedniego od tego. Aczkolwiek nie pogardziliby aniołem od lawy, jeśli takowy istnieje. Byłby niesamowicie przydatny w takim wulkanie.
Nie dane mu było skończyć rozważań na temat mocy anielskich, bowiem coś trzasnęło niepokojąco. Chwycił mocniej miecz i... Na nic mu się to nie zdało, gdy runął w dół niczym rzucony głaz. Nie zdołał nawet w jakikolwiek sposób spróbować załagodzić upadku, zanim lot zakończył się bolesnym upadkiem na omszałe skały.
Nie poruszył się, wolno nabierając powietrza w płuca.
- しまった!いってぇ消え失せることなんて何?くたばっちめぇおめぇ。。。ヤンはパンを食べたな-電車が好き - Powiedział wolno i wyraźnie. Japoński nie nadawał się do przekleństw. Tak po prawdzie, to ludzie byli przed apokalipsą tak kulturalni, że prawdopodobnie zrezygnowali z wymyślania brzydkich słów, bo i tak nikt by z nich nie korzystał. Oszczędność czasu i energii. Bardziej nadawałby się tu slang z Desperacji albo chociażby niemiecki czy polski. Jakby wiedział, jak szeroki wachlarz inwektyw posiadają języki słowiańskie, zapewne nauczyłby się ich tylko po to, aby mieć, co krzyczeć, gdy uderzy się w szafkę małym palcem. Niemniej, znał jedynie japoński i musiał sobie poprzeklinać zanim podniósł się. Ich obecna sytuacja... nie była zła. Nie tak całkiem... No dobrze, była daleka od dobrej i zakrawająca o złą. Jeszcze nie tragiczną mimo to.
Jak tylko zabrał swoje ciało z kamienia, przeciągnął się i poruszył wszystkimi kończynami, aby sprawdzić, czy nie ucierpiał za mocno. To zaskakujące, ale udało mu się nie połamać. Bogom tylko dziękować za to w miarę miękkie lądowanie. Poprawił ubranie i podszedł, aby wziąć pochodnię.
- Hito? Wszystko dobrze? - Zbliżył się do brata, chcąc upewnić się, że i jemu bogowie sprzyjali. Kiedy już sprawdził, że ptaszek ma wszystkie kości całe, wymordowany ponownie się wyprostował. Póki co uwagi na chlupot nie zwrócił. Sądził, że do wody wpadły jedynie kamienie. Potrzebował za to się rozejrzeć i pierwsze, gdzie spojrzał, to przestrzeń ponad nimi. Zauważył ziejącą między świecącym grzyworoślinoporostoczymś dziurę, która została po tunelu. Nie aż tak odległą, ale też niedostępną z ich obecnego miejsca.
Potem rozejrzał się ostrożnie po kamieniach, na których wylądowali i dalszej części jaskini. Interesujące. Otoczenie wyglądało niczym stworzone ludzką ręką. Jaki cel miałby ktokolwiek, stawiając podobne budowle pod ziemią? Odnaleźli pradawne ruiny czy całkiem świeże leże jakiegoś bardziej rozumnego potwora? Może to grobowiec? To by akurat miało niemały sens, zważywszy na fakt, ile cennych rzeczy bogaci zmarli lubią zabierać ze sobą do grobu. Czy to z zawiści, by nikt inny nie położył rąk na ich kosztownościach, czy też z przywiązania lub wiary, że zdołają przenieść złoto oraz szlachetne kamienie w zaświaty. Próżne nadzieje. Po śmierci nie ma nic.
Spojrzał na przebiegającą przez grotę rzekę. Całe szczęście, że nie wpadli do wody...
Robił rekonesans okolicy, rozmyślając nad wyjściem z tej sytuacji. To zdawało się dość proste, wszak w oddali majaczyło przejście do dalszej części. Jeśli to faktycznie kompleks powstały dzięki inteligentnej istocie, powinno znaleźć się zapasowe wyjście. Ale zastanowiło go coś jeszcze. Uniósł ponownie wzrok, kierując go na świecące grzyby. Pierwsze, co mu przyszło na myśl, to mutacje. Wirus, ten sam, jaki krąży też w żyłach Hitaoshiego. Przyglądał się jednak błyszczącym punkcikom, a do jego umysłu napływały coraz to starsze wspomnienia. Znał historię Japonii na pamięć. Uczono go o niej wielokrotnie tak, że chłopak był w stanie recytować wszystkie daty oraz ważne nazwiska na wyrywki. Wiedział też o dawnej broni mogącej równać całe miasta z ziemią. W prawdzie bardziej teoretycznie... Jako przestrogę. "Ludzie stworzyli coś tak okropnego, bo technika i władza, jaką daje, zmąciła im w głowach. Dlatego wy, młodzi kapłani, żyjecie z dala od niszczącej umysły oraz serca elektroniki. Uczycie się pokory, pracując rękoma i każdego dnia możecie chwalić naturę, będąc jej integralną częścią." A przynajmniej tak mu się wydaje, że coś podobnego mówił ich nauczyciel w świątyni. Mimo to, patrząc na świecącą roślinność, przypomniał sobie o skutkach promieniowania. Bombach i wyciekach radioaktywnych tak mocno skażonych, że samo patrzenie na nie zabijało. Opuścił wzrok, odnajdując nim obdarzoną szkarłatnym spojrzeniem dziewczynę.
- Jeśli jeszcze nie zdążyłaś zmutować, radzę uważać. Obawiam się, że w tej jaskini wirusa nie brakuje. - Nie zdawał sobie sprawy, że w zasadzie jest jedynym zagrożonym konsekwencjami, jakie niesie ze sobą wysokie stężenie mutagenów. Aniołowie są całkowicie odporni, łowcy mają czerwinkę. A jego wymordowane ciało w każdej chwili może stracić kontrolę nad wirusem i mutacje znów zaczną postępować. O ile oczywiście nie myli się co do otoczenia.
Podszedł ostrożnie do jednego z mostków, stawiając na nim stopę. Zamierzał sprawdzić wytrzymałość, nauczony przykrym doświadczeniem z zapadającą się podłogą.
- Sądzę, że jesteśmy zgodni, co do kierunku wyprawy. - Wskazał pochodnią majaczący kilka metrów nad ziemią otwór.

Ekwipunek:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hitoashi uśmiechnął się wesoło do dziewczyny, udając że nie usłyszał skierowanej w jej stronę groźby brata. W rzeczywistości jednak pokręcił głową na jego słowa, kiedy tylko ten się odwrócił. Bo i co to miało być? Każdemu może się przytrafić pomyłka. Dziewczyna miała prawo się pomylić, te imiona w końcu brzmią dość podobnie. Zbyt błahy powód do tego, by pozbawiać kogoś zdolności do swobodnego wysławiania się.
- Kazałeś mi się nie zmieniać. - Odszedł od obdarowanego kredą, niepocieszony za taką niewiarę w jego zdolności. Uważał się za tyle samo ostrożnego i roztropnego, co Hita bez tej swojej manii prześladowczej. Dzięki temu jest w stanie myśleć o rzeczach z nieco większej perspektywy, aniżeli "ja i moja bezpieczna przestrzeń osobista". Tę anioł zwykł roztaczać na wszystkich wokół. Jednocześnie martwiąc się i zachwycając tym, co akurat znalazło się w jej obrębie. Podreptał zaraz za dziewczyną.
- Karyuudo, to ładne imię. Cieszę się, że postanowiłaś do nas dołączyć. - Schował kredę i ukrył swoje dłonie w rękawie, składając je odruchem jak do modlitwy. Był strasznie zadowolony i jednocześnie rad z tego, że mógł iść w środku. Ciemne i ciasne miejsca nie należały do jego ulubionych. Nawet podczas zabaw w chowanego o wiele częściej można go było odnaleźć siedzącego na dachu, albo na drzewie aniżeli ukrytego w ciasnej szafie między płaszczami czy pod łóżkiem. Tym razem nie było inaczej. To jeszcze nie klaustrofobia, jednak niebieski ptak o wiele pewniej czuł się w miejscach w których nic nie mogło go ograniczać. Poza tym, zawsze to lepiej trzymać zirytowanego brata z dala od osób, które mogłyby mu przez przypadek nadepnąć na odcisk. Mniej poszarpanych nerwów i zniszczonego zdrowia. Zresztą, im dalej w ciemność tym bardziej ciężka i nienaturalna atmosfera dawała się we znaki, chociaż nikt się nie kłócił. Czyżby była to wina tego wilgotnego i zdecydowanie zbyt ciepłego klimatu? Narastająca duszność na pewno nie była sprawką Hito, aż tak bardzo się nie denerwował aby nagle wstrzymać przepływ powietrza wokół swojej osoby. Może ktoś podłożył ogień pod górę? Przysunął obie dłonie ku twarzy, ocierając czoło, skrawkiem materiału. Wpatrywał się w swój cień, oraz w oświetlone ogniem plecy Karyuudo. Czy ona wiedziała dokąd prowadził ten tunel? Albo Hitaoshi? Anioł skulił się mocniej w sobie, dłonią drapiąc po karku. Zdawało mu się czy coś nieprzyjemnego go dotknęło? Może to tylko sadza, albo jakieś inne drobinki oderwane od ściany, które nota bene aż błyszczały się od wilgoci. Ten sufit, również nie wyglądał na coś co chciałoby się bez przerwy dotykać. Brakowało jedynie robali i im podobnych żyjątek. Nie bał się. Z chęcią przytargałby jakieś do domu tylko po to aby wykarmić ptaki. Wątpił jednak w to, aby żyjątka z jaskini dały się tak łatwo wyłapać i były przyjemniejsze w obyciu nad puchate gąsieniczki, czy łaskoczące dłoń dżdżownice. Lepiej zrobi, nie wyciągając rąk zbyt mocno przed siebie. Starając się unikać nabywania nowych, bolesnych doświadczeń. Sprawne palce na pewno jeszcze nie raz mu się przydadzą.
Zacisnął mocniej pięści, czując napad dreszczy spowodowany niespodziewanym syczeniem tuż za plecami. Odwrócił się machinalnie, zatrzymując na moment. Popatrzył przez ramię - wprost w oczy brata - nie kryjąc wyrzutów. Specjalnie próbuje go nastraszyć? To nie jest zabawne. Zacisnął mocniej usta, poprawił pęk pochodni i ruszył dalej przed siebie. Nawet nieco żwawiej jak uprzednio.
- Sądzisz, że powinniśmy zwrócić? Raczej nic nie... ああ! - Nie zdążył dokończyć, wydając z siebie jedynie krótki okrzyk zaskoczenia, gdyż cała podłoga nagle się osunęła, zaś przestrzeń wokół okrył mrok. Zorientowanie się w tym co się właściwie stało, nastąpiło dopiero po twardym upadku. Mimo miękkiej warstwy mchu porastającej skałę i tak dało się odczuć silne uderzenie. Zdecydowanie zbyt raptowne, aby był zdolny wydłużyć lot i zamortyzować upadek przy pomocy powietrza. Wszyscy troje zostali wręcz wypluci z ciasnego tunelu, i porzuceni w nieco większej i jaśniejszej grocie.
-Ouh... oh... - Ciut oszołomiony anioł, podniósł się na kolana i zaraz rozejrzał za tym, co mogło wywołać plusk. Niestety nurt rzeki szybko porwał przedmioty ze sobą, nie dając mu możliwości zlokalizowania choćby miejsca ich zniknięcia.
- Co to było? Zgubiłem coś? - pomacał się po ubraniu, po chwili przypominając sobie o czymś ważniejszym, aniżeli paru mniej lub bardziej wartościowych rzeczach - jeśli nie zwykłych kamieniach z osuwiska – Hita? Karyuudo? Żyjecie? Wszystko w porządku? - Chyba nikt się nie utopił?
Popatrzył na Aoshiego, kiedy tylko wzrok przywykł mu do nowego otoczenia, by za moment samemu spróbować podnieść się w górę. Trochę bolało. Ale tylko przez chwilę. Dało się przeżyć tych parę siniaków.
- Hito? Wszystko dobrze?
- Um, tak. Raczej nic mi nie jest. I tobie również... tak się cieszę. - uśmiechnął się delikatnie i pochylił lekko głowę opierając ją na ramieniu brata, pozwalając sobie na to niewyczuwalne westchnięcie, by oczyścić zestresowany umysł. Za sekundę jednak uniósł twarz ponownie, tym razem witając Hitaoshiego grymasem kompletnej dezaprobaty.
- Wszystko słyszałem... Będziemy musieli sobie poważnie porozmawiać. Klniesz w obecności panienki? - Kiedy tylko wrócą do domu, Hito na pewno zmyje mu za to głowę. O ile po dzisiejsze wrażenia, nie wyprą z jego umysłu tej kolejnej, błahej rzeczy na którą już nie mógł przymknąć oczu. Nawet nie spodziewał się po Hitaoshim tak niecenzuralnego słownictwa. Na dodatek w towarzystwie.
- Karyuudo żyjesz? - Odszedł od niego, ponawiając swoje pytanie. Przy okazji też otrzepując się i rozglądając wokół, by koniec końców unieść wzrok ku źródłu zielonkawego światła.
- Piękne... - Wydał z siebie szept pełen zachwytu. Oashi co prawda wiele ksiąg i różnych kart czytał, jednak nigdy nie ciągnęło go do tej szeroko pojętej technologii. Wręcz w pewnym okresie życia uznał ją za coś złego, co na dobrą sprawę wcale nie ułatwia nikomu życia, a jedynie odbiera z niego radość wywołując złe myśli oraz prowadząc do końcowej samodestrukcji. Wszelkie twory przyszłości były dlań po prostu obce, zatem nawet tej odrobiny - w postaci radioaktywnych grzybów – nie był w stanie zakwalifikować jako czegoś niebezpiecznego. Było ładne i ślicznie się mieniło... i gdyby nie wisiało tak wysoko pod sufitem, zapewne zacząłby to zbierać do torby aby pochwalić się znaleziskiem któremuś z zielarzy Edenu. Najprawdopodobniej prosząc przy okazji o identyfikację oraz przykłady zastosowań dla owej, świetlistej rośliny. Wyminął oboje towarzyszy, wciąż wpatrując się w sklepienie i podążając kawałek pochyłą ścieżką. Fascynacja nowym światem, którego nigdy nie uświadczyłby siedząc teraz na zielonych pastwiskach, rosła z każdą chwilą.
- Wirusa? Tu jest niebezpiecznie? - Zwrócił się do Hita takim tonem, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę o czyhających niebezpieczeństwach oraz sytuacji w jakiej się znaleźli. Chociaż z drugiej strony, bardzo prawdopodobne iż po takiej niespodziance sam chciał zwiedzić jaskinię. Może nawet bardziej niż jego towarzysze. - Wracamy? Ale tak już? - Przecież dopiero co tu wpadli? Anioł bardzo starał się, aby w jego tonie nie zabrzmiała ta najmniejsza nutka smutku i rozczarowania, jednak musiał brać pod uwagę zdrowie reszty członków wycieczki. - Chodźmy. Pomogę wam się wdrapać. - Szybko się rozpogodził, stwierdzając że za moment może stać się bardzo pomocny, a to winno być jest dlań najważniejsze.

Ekwipunek:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po prostu spróbuj [Hitoashi; Hitaoshi; Karyuudo] - Page 2 BcBUAYU

Nigdy – aż do tego cudownego, zakrapianego niebezpieczną przygodą dnia – nie miała jeszcze sposobności natknąć się na dwie tak bardzo do siebie podobne i jednocześnie różne osoby. Wygląd ich – nie biorąc pod uwagę innych, noszonych przez braci ubrań – przywodzić mógł śmiało na myśl lustrzane, przystojne i jakże młode – chociaż na Desperacji trudno jest stwierdzić dokładny, prawdziwy wiek kogokolwiek i czegokolwiek - odbicia, nawet imiona mieli niemalże identyczne, z przestawioną tylko parą skromnych, malutkich literek – mimo tak znikomej, łatwo mogącej zostać przeoczoną odmienności wątpliwe było to, aby Karyuu, z tą jej świetną i fotograficzną pamięcią, pomyliła się z przypisaniem ich do odpowiednich twarzyczek podczas swoich nielicznych, niedługich wypowiedzi.  Nie zdarzyło jej się jeszcze źle kogoś nazwać, jako że nie sposób jest jej wyrzucić z umysłu obrazy i wyrazy, i dźwięki, i słowa – musiałaby być doprawdy złośliwa, wredna lub zabawnie zadziorna, ażeby to zwrócić się do kogoś czymś innym niż tym, czym się przedstawił. A taka nie jest, toteż nie ma obaw odnośnie spełnienia się rzuconej przez Hitaoshi’ego groźby odnoszącej się do ucięcia języka. Jak tak spojrzeć i przeanalizować żywot, charakter oraz małomówność złotowłosej po Dezercji, to niejeden bez najmniejszego zawahania rzekłby, że zabieg zasugerowany przez młodzieńca nie odbiłby się jakoś znacznie na dalszej egzystencji kobiety. Nie odzywająca się zbyt często, podczas konwersacji przeważnie wyłącznie słuchająca  i generalnie stroniąca od innych – nie tylko ludzi, ale i całej reszty; ogólnie towarzystwa – zasłużyła sobie na miano Smoczego Grabarza tak swoim sposobem radzenia sobie z przeciwnikami, jak i swym – niczym grób – milczeniem. Los ma naprawdę zacny, godny podziwu humor, z wesołej i energicznej persony czyniąc – z pomocą jednego wydarzenia, jednej decyzji, jednego potknięcia - kogoś roztrzaskanego na tysiące niepasujących do siebie, ostrych kawalątków.

Jeżeli ktoś spodziewał się rumieńców na bladych policzkach, nieśmiałego wygięcia czerwonych usteczek czy lekkiego, rozbawionego zakłopotania, to z pewnością rozczaruje go fakt, że Karyuu nie zareagowała na komplement raźniejszego z bliźniaków w żaden wymieniony sposób. Skinęła jedynie krótko, nieznacznie głową Hitoashi’emu w odpowiedzi na ten jego komentarz o jej własnym imieniu oraz zadowoleniu z tego, że zgodziła się towarzyszyć im w tej wątpliwej i przedziwnej wyprawie w głąb tajemniczej, osnutej rozmazanymi i poszarpanymi legendami jaskini. Nic nie odbiło się na neutralnym – dla poniektórych pozornie chłodnym, nieprzystępnym i czasami wyniosłym – licu niewiasty i ani jedna mocniejsza emocja nie zagościła w jej tęczówkach barwy krwi, kiedy tak wpatrywała się w uśmiechającego się, roztaczającego wokół siebie aurę ciepła – która aż krzyczała, nawoływała, ażeby to obdarzyć go chociażby najniklejszym zaufaniem - osobnika. Tak podobni, jednocześnie tak różni od siebie. Mrugnęła, opatulając się szczelniej podróżną peleryną i wkraczając w odmęty groty jako pierwsza – nie przeszkadzało jej to w najmniejszym stopniu, ponieważ gdyby była sama, jak zakładała zmierzając w to nawiedzone i okraszone ponurymi opowieściami miejsce, to wtedy również byłaby, heh, na przedzie. Unosząc wyżej rękę dzierżącą rozpaloną zapalniczkę – na której mogła polegać nieważne co, ponieważ posiada ona nieskończony, z tego co jej wiadomo, zapas paliwa – maszerowała nieco pochylona, co było konsekwencją niskiego nieprzyjemnie stropu, przed siebie, marszcząc delikatnie brwi na zmieniającą się ledwo parę kroków dalej temperaturę. Chłód czający się przy wejściu niezwykle prędko przeistoczył się w parny, nieprzyjazny dla płuc i całego w sumie organizmu upał, zmuszając Karyuu do otworzenia ciężkiego, czarnego płaszcza, gdyż inaczej by się w nim, o zgrozo, ugotowała. Odetchnęła płytko i nerwowo, przecierając wierzchem wolnej dłoni skroń, na której to perliły się krople słonego potu. Ex-Łowczyni nie mogła powstrzymać się od odruchowego, paranoidalnego rozglądania się wokół siebie – szczególnie w prawo – mimo iż korytarz był tak wąski, że musieli przemieszczać się gęsiego. Zachowanie to spowodowane było wiszącą w powietrzu, wciskającą się brutalnie we wszystkie szczeliny i wsiąkającą w wilgotny, nagrzany grunt rządzę krwicoś, bestia z powykrzywianych legend i rozsiewanych po Desperacji mitów, czaiło się w mrocznych czeluściach tutejszej, niezbyt popularnej bądź lubianej, atrakcji turystycznej, nasycając ją tak ogromnym, przytłaczającym poczuciem zagrożenia, że niemożliwym było go nie wyczuć. Ex-Łowczyni drgnęła wbrew własnej woli, ledwo odwodząc się od zerknięcia za siebie czy pomasowania okrytego luźno białym, miękkim szalem karku.

Zawróci… Tok myśli zerwany, ucięty przez głośne, niewróżące niczego dobrego trzaski, po których nastąpiło gwałtowne osunięcie się podłoża spod stóp całej trójeczki biorącej udział w tej uroczej przygodzie. Runęli w dół lotem nad zwyczaj krótkim, acz kończącym się gorzej, niż można by na podstawie tej jego niezbyt imponujące długości przypuszczać. Karyuu, po odzyskaniu wyduszonego z niej i wyrwanego nagłym zdarzeniem oddechu, syknęła – niemal warknęła, chrapliwie i nisko – podnosząc się ostrożnie, niespiesznie na nogi i przypatrując uważnie, kalkulująco oraz w pomarańczowym blasku rzucanym przez rozpaloną na nowo zapalniczkę wskazującemu palcowi lewej ręki. Biorąc pod uwagę promieniujący w nim, tępy, aczkolwiek nie aż tak makabryczny ból oraz sztywność przy ruchach zakładała, że nie był złamany, lecz wiedzy medycznej nie miała i konkluzje tę poprzeć zdolna była wyłącznie przeszłymi doświadczeniami. Nie miała, zatem, jakiegoś świetnego pojęcia o tym, co z nim dokładnie było i przed wystąpieniem dalszych objawów ciężko jej będzie cokolwiek konkretniejszego ze swego obrażenia wyciągnąć.
- Żyję – powiedziała zwięźle, opuszczając luźno wzdłuż ciała rękę o potłuczonym palcu oraz ignorując przy tym całkowicie wątek o przeklinaniu w jej obecności. Nie miała kilkunastu lat i swoje już w życiu widziała, przeżyła oraz doświadczyła, więc wulgaryzmy nie robiły na niej, jak większość aktualnie rzeczy, wrażenia. Stojąc tak na miękkim, zielonkawym mchu – jakież szczęście mieli, że porastał on kamulec, na który przyszło im niechybnie spaść – Karyuu rozejrzała się po nowym, majestatycznym pomieszczeniu, które oświetlone było zwisającymi z sufitu, lśniącymi czarująco i niesamowitymi samymi w sobie nitkami, które pierwszy raz przyszło jej widzieć. Aż do dzisiaj nie spotkała się z czymś równie urzekającym i nadzwyczajnym – dla jej starej persony, obecna wpatrywała się w nie z uczuciem nieokreślonym, gorzkim i nadzianym tęsknotą duszącą bardziej, niż parny upał groty - jak te migoczące, odbijające się promieniście w ruchomej tafli tutejszej wody sznureczki. Z bezruchu wytrącił ją komentarz Hitaoshi’ego, przez co zerknęła na niego odruchowo i nie przejmując się ani odrobinę stanem, w jakim znajdowało się teraz jej ubranie, rzekła z chwilowo rozwiązanym zadumą językiem: - Moje ciało nie jest zdolne do mutacji. – Parę ledwo słów, kilka marnych wyrazów, a zawierały w sobie cenną dla niektórych, ważną informację. Odrzucając ten fakt na bok – zważywszy na to, że były teraz istotniejsze rzeczy do roboty i rozgryzienia – złotowłosa zerknęła na wskazany otwór i przechyliła nieco głowę, nie omieszkując jednak przeczesać jeszcze badawczym wzrokiem calutkiego – albo na tyle, na ile pozwalało jej światło dziwnych roślin - naturalnie powstałego pokoiku, co by niczego nie przegapić i nie ominąć. – Rzeką byłoby raczej lepiej iść – odezwała się cicho, lecz słyszalnie, spojrzenie swoich czerwonych oczu zatrzymując właśnie na wspomnianym korycie spokojnie sunącej do przodu, szumiącej nieznacznie cieczy.


  • Theme | Ubiór i wygląd: Jak w profilu | Obrażenia/Choroby: Posiniaczenia oraz stłuczony palec wskazujący lewej reki (1/3) - pobolewanie, sztywność przy ruchach.
    Dodatkowe informacje:
    Ekwipunek: Łopata, zapalniczka piromana, fałszywa przepustka, dwa batoniki energetyczne w lewej kieszeni płaszcza;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Co to było? Zgubiłem coś?
Dopiero teraz kapłan zainteresował się stanem ekwipunku brata. Kiedy ten się o niego oparł, Hita jął przetrząsać jego torbę, sprawdzając pobieżnie, czy niczego nie brakuje. Tknęło go jednak coś i przestał, aby na krótki moment objąć anioła. W tym całym zamieszaniu zbyt wiele uwagi poświęcał otoczeniu, zbyt mało samemu rodzeństwu. Nie poczuł się z tą świadomością za dobrze. Który opiekun dłużej rozmyśla nad grzybami niż nad tym, że jego "podopieczny" mógł się poobijać? Priorytety, Hita... Musisz je nieco zmodyfikować.
Nie potrafił jednak przestać rozglądać się po jaskini, cały czas mając przeczucie, że za moment stanie się coś złego. Był spięty i podenerwowany, przedkładając wyglądanie zagrożenia nad pilnowanie brata. Na swój sposób można powiedzieć, że nareszcie zaufał, iż Oashi zadba o siebie. A przynajmniej do momentu, gdy bliźniak jął suszyć mu głowę o przekleństwa.
Spojrzał wymownie w sufit, niemo prosząc bogów o litość.
- Ta panienka jest z Desperacji. Podejrzewam, że wielokrotnie słyszała dużo gorszy język. O ile nadal jest panienką, zaczynając od tego. - Różne zdarzają się historie, ale mało kto tu trzyma cnotę do ślubu. Czy w ogóle bierze ślub. Ktoś w wieku Karyuudo mógł dorobić się już gromadki dzieci i trzy razy zostać wdową. O ile sama kogoś nie owdowiła. Niemniej, słysząc jej komentarz, zatrzymał wzrok na kobiecie na dłużej. Nie jest zdolna do mutacji, hah? A to interesujące. Kolejna anielica?
Nie rozważał nawet, że może być Łowcą. Kontakt z nimi miał dość słaby, przelotem mignęli mu parokrotnie gdzieś na Desperacji. Wobec tego siłą rzeczy pierwsze, co wymordowanemu przyszło na myśl, był anioł.
Nie sprawiło to, że poczuł się lepiej. Może trochę?  O ile nie zeszła na ścieżkę zła, nie musi tak mocno obawiać się noża w plecy. Acz podejrzliwy w dalszym ciągu pozostanie. Taki już był. Na jego przesadną ostrożność prawdopodobnie nie ma rady. Nie, kiedy jest z bratem.
- Wirusa? Tu jest niebezpiecznie?
Dogonił brata, łapiąc go za ubranie. Konkretniej za sznur od płaszcza. Prawie jakby miał go na jakiejś smyczy, by nie myślał uciekać i łazić po jaskini na własną rękę.
- Widać mniej niż sądziłem. - Nie zakłada, że sam może paść ofiarą skażenia. Tyle lat panował nad wirusem, dlaczego nagle miałby utracić kontrolę?
Rozejrzał się, miętosząc w dłoni fragment ubrania Oashiego. Chociaż anioł bardzo chciał zatuszować smutek, niezbyt mu się udało. Kapłan wraz usłyszał, jak zawiedziony chłopak jest.
Przeniósł wzrok na rzekę, bardzo szybko kręcąc głową.
- Będziemy iść pod prąd, nie uważam tego za ułatwienie w żaden sposób. - Z drugiej strony mostkom nie ufał. Puścił brata i podszedł do jednego z pionowych słupów, sterczących z dna jaskini. Ostrożnie położył na nim dłoń, zastanawiając się, po co one tu są. Nie wyglądają na twór natury.
- Te ściany są śliskie. - Zaczynał dostrzegać coraz więcej luk we własnym planie. Nawet, jeśli mostkiem podejdą pod wyjście i tak trzeba będzie wspiąć się pewien odcinek, co może być znacząco utrudnione przez wilgoć. Anioł chciał im pomóc... Ale jak? Zechce użyć skrzydeł, czy będzie upierał się przy wspinaczce?
Strzelił go lekko palcem w ucho.
- Ty pamiętasz, że możesz latać, mam nadzieję? - Upewnił się, zanim westchnął.
- Sądzicie, że jest stąd inne wyjście? - Zagadnął, przeciągając ich pobyt w jaskini. Trochę chciał odpłacić Hito wcześniejszy brak uwagi. Proszę, możesz jeszcze pooglądać błyszczące grzybki, zanim ustalimy, co robić. Tylko tak, bym cię miał cały czas na widoku... I nie dotykaj nic.
Odwrócił się nagle, patrząc na wodospad. A może... Jest tam coś za ścianą wody? Często zdarzają się spore wnęki schowane za spienioną wodą. Póki co jednak nie proponował tego głośno.
- Ah... Straciliśmy pochodnie. Ze dwie? Albo trzy. - Zauważył, przypominając sobie, że nie podzielił się tym odkryciem z resztą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nawet jeśli byłaby z burdelu na drugim końcu świata, to nic nie upoważnia Hitaoshiego do używania takich słów. To, że ktoś jest z Desperacji lub innej dziury, wcale nie znaczy że należy się poddać stereotypom i pokazywać wszystkim dookoła jak bardzo nie odbiega się od schematu danych zachowań. Czy tym samym Aoshi, chciał uświadomić brata że niczym nie różni się od tamtych prymitywnych buraków? Jeszcze trochę, a Hito sam się obrazi zamiast wcześniej wspomnianej panienki. Poza tym... bycie aniołem można od razu wykreślić z listy podejrzeń. Brat na pewno zapamiętałby taką osobę, gdyby pojawiła się na którymś zgromadzeniu. To nie jest typ, który od tak znika w szarym tłumie. Jasne blond włoski i czerwone oczy są dość ekscentryczne, jeśli chodzi o specyfikacje rasową Japończyków. A przynajmniej kiedyś takie były. Anioł nieczęsto bywa poza Edenem, to i nawet pojecia o istnieniu łowców czy innych grup zorganizowanych nie miał, nie wspomijać o najnowszej technologii czy zwykłej broni. Odłóżmy jednak wszystkie te rozmyślania na dalszy plan. Tak się składało że Hito, niewiele się przejmując tożsamoscią ich koleżanki w podróży, rozradowany rozbijał się po jaskini na tyle na ile pozwalała mu długość sznura, do któego ograniczył go Hitaoshi. Nawet nie spostrzegł się kiedy jego naciąg został poluzowany. Stał w miejscu, przyglądając się niespotykanej wcześniej fakturze jakiegoś kamyka.
- Ty pamiętasz, że możesz latać, mam nadzieję?
- Au. - Powiedział wolno, uderzeniem wyrwany ze swego transu. - Tak. - Przyznał niechętnie. Co to miało do rzeczy? Przecież nagle sam stąd nie ucieknie tylko dlatego, że ma skrzydła. Pomijając już to, że nie chciał ich używać w niebezpiecznych miejscach, a już tym bardziej w ciasnych pomieszczeniach i tunelach. Nie były w końcu takie znowu malusie.
- Sądzicie, że jest stąd inne wyjście?
- Najpewniej. Inaczej powietrze stałoby w miejscu.
Odparł, popatrzył za Aoshim, a potem na wodę. Najwyraźniej musieli myśleć o tym samym, chociaż niekoniecznie zgadzali się co do podjętych działań. Oashi już zdążył zniknąć z pola widzenia i zejść z pewnego gruntu na koszt sprawdzenia stanu wody. Jeśli brat akurat spojrzał w jego stronę, mógł zobaczyć tam jedynie wcześniej oglądany przezeń kamyk z dorysowaną kredą, głupią miną. Anioł po prostu nie mógł się oprzeć. W innym świecie i czasach, najpewniej nazwano by takie zachowanie wandalizmem. Jakim szczęściem więc został obdarzony Hito, nie poznawszy nigdy znaczenia podobnego słowa. Najpewniej szybko oduczyłby się bazgrania kredą na czym popadnie. Starsi co najwyżej brali to za zwykły objaw rozwoju młodzieńczej wyobraźni. Naprawdę nie chcieli zabijać w nim tej kreatywności, jednakże narastająca ilość twarzy, pojawiających się tu i ówdzie w świątyni, każdego mogła przyprawić o niezdrowe paranoje.
- Ah... Straciliśmy pochodnie. Ze dwie? Albo trzy.
Hito już się nie odezwał. Nie słyszał z powodu szumu wody. Zeskoczył w dół, omijając nierówne skały oraz szczątki mniej wytrzymałych kolumn, przedzierając się brzegiem prosto pod wodospad. Wcześniej w jaskini było bardzo ciepło. Może woda też była ciepła? Chciał to koniecznie sprawdzić. Szkoda, że nie umie bawić się tym, żywiołem. Mógłby sam ustalać wielkość brodu. Przeskoczył kilka wytartych i zmasakrowanych przez czas słupów, zatrzymując się na chwilę by sięgnąć jedną dłonią wody. Zrobił to tym chętniej im bardziej mamiły go te wszystkie światełka i grzybki odbijające się w tafli. Podobało mu się to. Niemal mógł ich dotknąć. Zaś skoro i tak już postanowił się zamoczyć, sięgnął głębiej szukając dna. Chciał się upewnić jaka ta rzeczka jest głęboka. Niestety przy łokciu szybko zrezygnował. Nie chciał wyjść z tej wyprawy całkiem mokry i brudny. Lubił to kimono i byłoby mu przykro gdyby się zniszczyło. Zerknął ponownie w stronę na wodospadu. Był niczym mokra firanka. Tak wiele wody. Niekończący się strumień, mknący przed siebie, by zniknąć gdzieś pod ziemią i dołączyć do wielkiego cyklu przemian. Odruchem potrząsnął ręką by pozbyć się nadmiaru wody, tylko po to by za moment znów wystawić ją w stronę cieczy. Kusiło go, by wsunąć palce w tę kryształową ścianę i zakłócić jej stały rytm. Sprawić by się przed nim rozstąpiła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po prostu spróbuj [Hitoashi; Hitaoshi; Karyuudo] - Page 2 BcBUAYU

Jaskinia swym niezwykłym, świetlistym wdziękiem rzeczywiście przyciągała tak spojrzenia, jak i caluteńką uwagę, toteż nie dziwnym był fakt, że Hita odrobineczkę się rozproszył i zapomniał na krótki moment o należytych, prawowitych priorytetach. Nawet Karyuu - zobojętniała po tych wszystkich palących, rozgryzających świadomość wydarzeniach - nie mogła powstrzymać się od zerkania od czasu do czasu na mrugające wesoło, lśniące sklepienie, mimo iż napełniało ono jej serduszko przygnębiająco gorzką, ciężką emocją. To sentyment oraz tęsknota do dawnych, minionych dni rozbrzmiewały w duszy wątłą, niską nutą, wstrząsając - niewidocznie z wierzchu, niedostrzegalnie gołym okiem, acz dla niej znacząco i odczuwalnie - blondwłosą niewiastą i zmuszając ją do usilnego, zdecydowanego skoncentrowania się na tu i teraz. Tak też uczyniła, w końcu na dobre odwracając wzrok od malowniczego, niesamowitego widoczku i nie zwracając ku niemu co chwilę swych szkarłatnych ślepi niczym dziecko, które dojrzało smakowite cukierki bądź zabawkę, która to mu się wielce spodobała. Odetchnęła delikatnie, bezgłośnie, w dalszym ciągu ignorując przekomarzania się braci odnośnie niestosownego, wulgarnego języka wokół niej stosowanego - niezbyt obchodziło ją to, w jaki sposób wyspowiadają się poszczególne jednostki; nie interesowało ją w najmniejszym stopniu to, jakiego typu niecenzuralne wyrazy goszczą na ludzkich językach i przemykają pośród zwykłych słów formułowanych przez nich zdań. Jeżeli ktoś łaknie bluźnić i przeklinać, i sypać iście pirackimi zwrotami, to nic jej do tego - nie było to czymś chociażby szczątkowo dla niej ważnym, nie wpływało na przebieg wydarzeń i nie trącało strun moralności zakodowanych w jej umyśle. Porównać je można było śmiało do rzucanych na wiatr, nieszczerych obietnic; żartobliwych i w dobrym humorze przekomarzanek; przechwałek pełnych glorii i złotego, nieziemskiego blasku kierowanego w swą stronę - wszystko to nie miało prawdziwych, dorodnych wartości, jeśli niepoparte było czynami, umiejętnościami oraz chęciami.

Tylko słowa. Tylko słowa - wciąż i wciąż powtarzała sobie, kiedy on gościł w jej kwaśnych, kłujących koszmarach.

Do bycia anielicą wiele jej brakowało - zbyt wiele nieszczęść za nią pełzło, zbyt wiele szkarłatu zalegało na jej bladych dłoniach, zbyt potrzaskana była psychicznie i zbyt łatwo, bez żalu czy współczucia, przychodziło jej ścinanie nici egzystencji - ale dla kogoś, kto mało kiedy - bądź wcale - natyka się na Łowców jej wypowiedź śmiało mogła popchnąć jego przypuszczenia oraz teorie na takie właśnie, niebiańskie tory. Nie zmieniało to, jednak, faktu, jak bardzo błędne były to założenia. Przechyliła głowę, zastanawiając się nad rzeczywistym poziomem niebezpieczeństwa tego miejsca pod względem Wirusa, lecz prawie natychmiast wzruszając ramionami i odsuwając te gdybania na bok - jej nie zaszkodzi, jej kompani także wydawali się tą zagwozdką aż tak bardzo nie przejmować, toteż nie było sensu się nią aktualnie zadręczać. Nie, gdy mieli inną, istotniejszą na ten moment rzecz do zrobienia - zdecydowania, co dalej i gdzie powinni iść. Mrugnęła, zerkając na rzekę ze zmarszczonymi, jasnymi brewkami - woda spadająca z wąskiego, szumiącego wodospadu popychała ją do przodu, w głąb jaskini, więc gdyby pragnęli przemieszczać się z jej korytem jako towarzyszką, to nie szliby pod prąd, a wraz z nim. Nie wspominając, że po bokach znajdowały może i mokre, ale w pełni zdatne do uczynienia z nich swoistej trasy wędrówki brzegi.
- Jak rzekł Twój brat, najpewniej jest inne wyjście - odezwała się cichym, chrapliwym głosem, wbijając spojrzenie w Hita i unosząc nieco wyżej rozpaloną, przyozdobioną chwiejącym się raźnie ognikiem zapalniczkę. - Nie zamierzam jednak od razu wracać na powierzchnię - dodała, ponieważ przybyła tu, przecież, w konkretnym i wykutym w kamieniu celu: miała odnaleźć zaginioną siostrę zleceniodawczyni. Lub jej ciało.

Nie planowała wycofać się z dusznej, wypełnionej żądzą mordu groty po pierwszej napotkanej przeszkodzie i był to jeden z powodów, dla których chciała uniknąć wydostania się z tej komnaty przez dziurę majacząca nad wodospadem - jej zdaniem, co było kolejnym motywem, skierowanie się ku dołowi, lub w miarę na płasko, prędzej zabierze ją do poszukiwanej persony, niźli wspinanie się ku górze. Karyuu omiotła ponownie - i trochę paranoidalnie, nerwowo, z napięciem buzującym w kościach i napełniających je gryzącym lodem - pomieszczenie wzrokiem, aby skupić go wreszcie na podchodzącym do kurtyny spadającej, krystalicznie czystej cieczy Hito. Jeżeli ten odkryje coś - cokolwiek - za wodospadem, to podejdzie do niego, ażeby sprawdzić, na ile było to użyteczne w ich obecnej sytuacji. Jeśli zaś nic tam nie będzie - tylko ściana śliska i przez lata obdzierana przez bezlitosną, wymywającą kamienie wodę - to ex-Łowczyni odwróci się i pójdzie, jak już w duchu zdecydowała, wzdłuż wijącej się wewnątrz jaskini rzeki. Ostrożny marsz brzegiem, oświetlanie sobie drogi magiczną zapalniczką oraz wypatrywanie potencjalnego, groźnego niebezpieczeństwa będą wtedy jej priorytetami - tamta dwójka nie potrzebowała jej do wydostania się z tego przeklętego, owianego legendami zakątka i nie czuła też oporów wobec zostawienia ich samych sobie, gdyż z ich katanami i zachowaniem sprawiali wrażenie zaradnych oraz takich, którzy nie dadzą zgnieść się byle okoliczności.

  • Theme | Ubiór i wygląd: Jak w profilu | Obrażenia/Choroby: Posiniaczenia oraz stłuczony palec wskazujący lewej reki (2/3) - pobolewanie, sztywność przy ruchach.
    Dodatkowe informacje:
    Ekwipunek: Łopata, zapalniczka piromana, fałszywa przepustka, dwa batoniki energetyczne w lewej kieszeni płaszcza;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obszar dookoła był zarażony wirusem, co nie było tajemnicą, bowiem taką dziwną aurę dało się wyczuć w powietrzu. Na szczęście po upadku nie wydarzyło się nic złego i najwyraźniej wszyscy postanowili zostać jakiś czas na dole.
Chociaż chyba ten czas musi został przedłużony, jak tylko zeszli ze skały, to wszystko dookoła nich zaczęło świecić. Od skał pod ich stopami, kończąc na ścianach. Blask był prawie że oślepiający w porównaniu z poprzednią ciemnością. Mieli teraz wszyscy dokładny wgląd na wygląd jaskini, oraz na zdobienia na jej ścianach. Wyraźnie była okupowana przez kogoś wiele lat wstecz. Ściany w wyrzeźbionych miejscach świeciły się mniej, co dawało bardzo wyraźny obraz tego co na nich było. Zdawało się to być stare pismo bardzo podobne do japońskiego. Ale nie to było najważniejsze, a fakt, że dziura, którą wpadli przestała istnieć. Nie towarzyszyło temu żaden zgrzyt, czy trzask. Zwyczajnie zniknęła, jakby jej tam nigdy nie było.
Rzeka kawałek dalej wyraźnie znikała pod skałami pewnie dołączając do jakiegoś podziemnego strumienia, za to przed nimi rozciągał się korytarz, który oświetlony przez błyszczący mech zdawał się nie mieć końca. Nie wyglądał jakby zakręcał, a ciągnął się daleko w przód. Całe jego ściany pokryte były przez dziwne symbole oraz rysunki, które przedstawiały grupę wojowników walczących z różnymi potworami, by potem zanieść swoje dary do jaskini, która najwyraźniej była ich świątynią. Wystarczyło się rozejrzeć, a każda możliwa powierzchnie była usłana tymi obrazami, które ciut mniej świeciły niż reszta dając złudzenie, że się poruszają dookoła przybyszów.
Bracia mogli zauważyć dodatkowo, że rysunek namalowany kredą szybko dołączył swoim kolorem do reszty miejsca. Po kilkunastu sekundach uśmiechnięta buźka stała się promieniującą świecącą buźką i tak było z każdym kolejnym rysunkiem. Tylko pytanie, co to oznacza dla naszych śmiałków? Na razie - niewiele.
Woda była ciepła, nie parzyła, wręcz idealna do kąpieli, ale nie to było największym odkryciem anioła, a to, że odbijające się w wodzie symbole nabierały sensu, ba tworzyły zdania właśnie w ojczystym języku bliźniaków. Z tej perspektywy Hito mógł zobaczyć dwa.

Matka, która pożera własne dzieci... I brata, bratem karmi.
Po świecie kroczy zazwyczaj latami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzał za kobietą, niezbyt się w zasadzie przejmując jej losem. Jeśli pragnie iść na własną rękę wgłąb jaskini, jej wolna wola. Kapłan w żaden sposób nie poczuwał się do brania jakiejkolwiek odpowiedzialności za zdrowie czy życie Karyuudo. Wobec tego tyko oszczędnie skinął głową na zapewnienia łowczyni o pozostaniu na dole.
Oni nie mają już, co szukać w tej jaskini. Gdyby było tu tak pożądane przez Hitaoshiego zagrożenie, dawno by się pokazało. Grota nie zdawała mu się w żaden sposób interesująca, czuł wręcz pewnego rodzaju zawód. Przyszedł doń w nadziei na walkę, tymczasem jedyne, co dostał, to osobliwe grzyby i wijąca się leniwie między skałami rzeczka. Dobrze. Wspaniale. Wohoo. Żądza mordu w powietrzu tak wielka, że Hito z nudów rysuje buźki na kamieniach.
Wymordowany czuł się oszukany. Gdzie te potwory, niebezpieczeństwo odbierające zdrowe zmysły? Tyle osób rzekomo tu straciło życie. Na czym? Potknęli się o mech? Poślizgnęli na wilgotnym kamieniu?
Westchnął i potarł nasadę nosa. Chwilę jeszcze Hito się pozachwyca grzybkami i będą mogli wracać do Edenu. Karyuudo niech szuka, co potrzebuje. Nie ich problem, mają własne na głowie.
- Hito? Już zdążyłeś się naoglądać? - Odwrócił wzrok od brata tylko na chwilę. Spuścił go z oczu jedynie na parę sekund, aby obejrzeć kamienny filar. A ten już poleciał wkładać łapy do rzeki.
Poczuł, jak uderza weń adrenalina. Nim zdążył cokolwiek zrobić, skały rozbłysły nienaturalnym blaskiem. Wymordowany miał nieco łatwiej. Przyzwyczajenie do światła niesionej pochodni sprawiło, że oczy nie ucierpiały aż tak, gdy uderzyła w nie fala jasności. Mimo to, zacisnął je w pierwszym odruchu, po czym zaczął gorączkowo mrugać i starać się przyzwyczaić do nowego otoczenia. Musiał widzieć, co robi, by dostać się do brata.
Doskoczył doń szybko, chcąc złapać w pasie jedną ręką i odciągnąć od wody. Jeśli nic mu nie przeszkodziło, przytulił Oashiego, zaciskając palce na jego ubraniu. Częściowo ze strachu o chłopaka, częściowo z własnego stresu. Nie do końca rozumiał, co się wokół dzieje, rozglądał się więc poruszony.
- A podobno bogów już nie ma. - Zauważył cicho, przyglądając się błyszczącym ścianom. To oczywiste, że w pierwszym momencie pomyślał o nadludzkich bytach. Jasność go oszołomiła, dziwne jakby poruszające się obrazy przytłoczyły. Zaczerpnął powietrza, tuląc do siebie brata i starając się ochronić go w razie przed nadchodzącym boskim gniewem. Tyle lat milczeli i nagle im się zbiera na robienie wrażenia? Tsk. Nie ma co, wyczucie czasu pierwsza klasa.
Czyżby od tego wszyscy tu ginęli? Od denerwowania bogów, pragnących odpoczywać w grocie? Wybrali sobie tę jedną jaskinię na miejsce wiecznego spoczynku, a żądni przygód śmiałkowie zakłócali ich sen?
Naprawdę w to wierzył. Za życia był pogańskim kapłanem, po śmierci - chociaż jego brat jest żywym dowodem na chrześcijaństwo - bynajmniej się nie nawrócił. Nadal urządzał skromne obrzędy starym bogom, wciąż odwołuje się do nich w wieczornych modlitwach i to ich widzi, patrząc w niebo. Chociaż wie, że ich nie ma tak samo, jak Boga chrześcijańskiego. Wszyscy opuścili tę pożałowania godną planetę.
Niemniej nie działo się nic ponad nienaturalną jasnością i z wolna kapłanowi przechodziło chwilowe religijne uniesienie. Nie zabiją ich? Dlaczego? Bo wciąż w nich wierzy? Czyżby dostali jedynie ostrzeżenie wynikające z tylu lat pokornej służby? Nie potrafił powiedzieć. Nawet chyba nie umiał być wdzięczny. Milczeli, nie odzywali się, zostawili ich... A teraz łaskawie pokazują swą obecność tylko po to, by przegonić bliźniaków. Sio, sio, nie budźcie nas. Byliście grzeczni to możecie odejść w jednym kawałku.
Poczuł swoistą złość na to wszystko. Cokolwiek to było. Kopnął jakiś kamień, który wpadł w rzekę. Wskazał następnie strumień pochodnią, teraz tak bardzo nieprzydatną nikomu w rozświetlonym pomieszczeniu. Acz wolał mieć przy sobie źródło ognia, nawet do podpalenia ewentualnego przeciwnika.
- Czegoś ty tam szukał? Cóż miało tak wielkie znaczenie, że aż musiałeś wkurwić całą jaskinię, by to dostać? - Spytał podenerwowany, zanim sam pochylił się, by spojrzeć w wodę, przekonać się, co też aż tak zaabsorbowało anioła.
Kiedy tak patrzył w strumień, napisy zaczęły układać się w sensowne słowa, a te w całe zdania. Rozluźnił uścisk, czując narastające zaciekawienie.
- Nie popełniaj mi więcej głupot. - Zaznaczył twardo do brata. Odszedł kawałek od niego - chociaż tym razem pewnie także pożałuje spuszczenia Hito ze smyczy - zanim zaczął iść brzegiem rzeki. Chciał odczytać resztę zdań. Modlitwy? Czyżby byli w grocie ofiarnej? Jeśli dał radę odcyfrować treść napisów z jednej ściany, zapewne ostrożnie mostkiem przeszedł na drugą, by poznać kontynuację modlitwy z przeciwległej części jaskini.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dla Hitoashiego wręcz przeciwnie. Wyprawa w głąb tej jaskini wydawała mu się jedną z najciekawszych z rzeczy jaka go spotkała w ostatnim czasie. Zupełnie nie żałuje tego, że przyszedł aż tutaj i wymarudził na Aoshim zabranie go ze sobą. Najwyraźniej jego brat nie potrafił tak do końca cieszyć się pięknym otoczeniem... i miał rację. Było tak wspaniałe, że ten blask kompletnie oślepił Hitoashiego – oraz resztę śmiałków - na tych kilka sekund, czyniąc z niego dość łatwy cel do ataku. Bum i po nim. Albo wręcz przeciwnie – to drapieżnik mógłby stać się celem. Wystarczyłaby tylko silniejsza reakcja ze strony anioła, który nota bene zupełnie nie spodziewał się tego zjawiska w  odpowiedzi na swoje zachwyty błyszczącymi roślinami. Nie mógł tak pochopnie używać mocy. Naraziłoby to życie pozostałych uczestników wycieczki. Wpadliby w panikę, a rezultacie prawdopodobnie zaatakowali jego samego. Zamiast tego, w pierwszym odruchu podskoczył w tył, odsuwając się od wody i zasłaniając rękoma. Światło mocno go poraziło, przez co nie był w stanie szerzej otworzyć obu powiek. Uspokoił się dopiero gdy dopadł doń Aoshi. To nie może być pułapka skoro reszta wciąż trzymała się na nogach. Aczkolwiek ten chwilowy popłoch i na niego podziałał, podnosząc adrenalinę i brzęcząc w głowie niczym alarm nawołujący do jak najszybszej ucieczki z tego miejsca. Byli intruzami na nieznanym terenie. Kto wie co się stanie jeśli pójdą dalej?
- Hita... - potarł mocniej powieki by przegnać ból i poprawić ostrość. Widział dziwne rzeczy. Albo to od tego światła miał te zwidy? Zmrużył oczy, przypatrując się uważniej tańczącym wojownikom na ścianach. Rysunki świeciły jaskrawo i poruszały się wraz z pulsującą zielenią. To nie jest normalne.
- A podobno bogów już nie ma.
Zignorował wspomnienie o bogach oraz zwrot pogańskiej natury brata, gdyż sam nie był pewien tego co się właściwie stało. Co gorsze, wyjście – ta dziura w górze, przez którą mieli się stąd wydostać - również zniknęło. To wygląda na robotę złych duchów. Albo tylko trochę złośliwych... Serce zabiło mu mocniej i zaraz zwolniło słysząc karcące słowa wymordowanego kapłana.
- Czegoś ty tam szukał? Cóż miało tak wielkie znaczenie, że aż musiałeś wkurwić całą jaskinię, by to dostać?
- To... Przepraszam. - Sam nie wiedział czemu to wszystko się 'wkurwiło', ale najwyraźniej był winny tej sytuacji. Zrobił skruszoną minę, by za moment odezwała się w nim nowa ciekawość – również spojrzał na napisy widoczne w wodzie. Wcześniej ich nie zauważył. Było zbyt ciemno. Wygląda na to, że to nie jest dzieło żadnego boga. Ci nie zostawiają takich znaków. Pokręcił głową gwałtownie, by na nowo ułożyć sobie myśli. Bóg jest jeden. Jest dobry i na pewno nic do nich nie napisał w tym momencie. Zacisnął dłoń na ramieniu Hity, by dodać sobie nieco odwagi.
- Nie popełniaj mi więcej głupot.
- Postaram się. - Odparł mu, nim tamten go nie puścił i nie odszedł przyglądać się dalej grocie. Role na moment się odwróciły. Niemniej, Hito nie miał wcale ochoty podążać dziwnym korytarzem. Nie czuł jakoby miał on prowadzić do wyjścia, tylko do jakiegoś nieprzyjemnego miejsca. Pełnego rzeczy których nie chciałby nigdy zobaczyć. To woda! Woda wie najlepiej jak wydostać się z góry i to nią winni podążać. Przycupnął nad brzegiem i zaczął ponownie moczyć rękę w zamyśleniu. Miał niejasne wrażenie, że zna odpowiedź na te zagadki. Wszyscy je znają ale nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.
- Wiedziałeś, że woda jest ciepła? - Powiedział szeptem, bardziej do siebie niż do Aoshiego. Jakby kontynuował wcześniej przerwaną rozmowę, by na nowo wrócić do kontemplacji znikającej pod  skałą rzeki. Chwilę tak jeszcze siedział, rozmyślając nad jednym i drugim końcem - gdzie z jednej strony był wodospad, a z drugiej podwodna szczelina. Wpuszczał weń pojedyncze bąbelki powietrza i pozwalał im płynąć w dal. Co jest dalej? Ktoś użył rzeki jako lustra. Zatem musiała być bezpieczna. Była bowiem jedynie elementem przekazu. Nikt nie lubi być mokry. Aczkolwiek, lepiej jej nie pić. Te oraz wiele podobnych myśli przymykały przez głowę anioła pomagając mu podjąć nową decyzję. Miał nie robić więcej głupot. Zatem rozpoczął od wykluczania najoczywistszych. Odczepił od kimona pochodnie, oraz resztę rzeczy które mogłyby się zniszczyć od wilgoci. Zdjął również wierzchnie okrycie i sandały. Wszystko co by mogło przeszkadzać i utrudniać pływanie. Zaraz po tym wsunął się do wody. Wcześniej wydawała mu się dużo cieplejsza. Sprawdzanie podobnych rzeczy ręką zawsze jest niemiarodajne. Trzymał się blisko brzegu, próbując przyzwyczaić do panującego w korycie prądu. Czy da radę wrócić? Zanurzył się, pozwalając porwać bliżej przesmyki. Najpierw dokładnie go zbadał, wpuszczając do środka większe pęcherzyki powietrza. I obserwując ich ruchy. Jak szybko pękły czy się rozszczepiły. Nie chciałby tak bez słowa zniknąć, gdyby okazało się, że rzeka w swoich rozwidleniach jest zbyt ciasna, bądź cały czas biegła pod ostrym sufitem, nie pozwalającym na wynurzenie się. Jeśli przejście okazało się bezpiecznie, wpłynął dalej - mając nadzieję, że wróci nim Hitaoshi zauważy co właśnie uczynił. Jeśli natomiast wnętrze przesmyku okazało się ciemne i niebezpieczne, szybko zawrócił wychodząc na brzeg.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po prostu spróbuj [Hitoashi; Hitaoshi; Karyuudo] - Page 2 BcBUAYU

Nudne. Ciekawe. Beznadziejne. Interesujące. Żadna z tych emocji i ani jedno z wymienionych odczuć nie liczyło się dla Karyuu w najmniejszy nawet sposób. Nie przybyła do tego przeklętego, schowanego wewnątrz podejrzanie spokojnego, zielonego – tak bardzo żywego – lasu miejsca w celach rozrywkowych czy grabieżczych i nie kierowała się w swej nagłej wyprawie – misji ratunkowej, bardziej – łaknieniem zaspokojenia jakiejś ukrytej na dnie jej duszy cząstki kochającej podróże, zagadki oraz wciągające w wir zasadzek i tajemnic, zwariowane szalenie przygody. Ten element – pokruszony boleśnie, nieumiejętnie poskładany i w konsekwencji karykaturalnie zdeformowany – nie ma już nic do gadania od wielu, wielu lat, usychając z braku atencji i szarzejąc do takiego stopnia, iż stał się dla niej wręcz niewidoczny, nieistniejący. Złotowłosa niewiasta nie przemieszczała się cały czas, bez przerwy niemalże po Desperacji z przyjemności, a wymuszonego przez samą siebie przymusu – bezpieczniej, bowiem, było być ciągle w ruchu, jak również łatwiej zdobywało się wszelkiej maści informacje, jeśli zaglądało się w wiele, jak najwięcej, zakamarków i dziur. Nic dobrego by też nie zrobiła siedząc na tyłku w jednym punkcie – a przecież musiała zalepić, chociażby odrobinkę, te głębokie, poszarpane pęknięcia, jakie naznaczały aktualnie całe jej jestestwo. Przynajmniej trochę, ociupinkę.

Jasność wypełniła niespodziewanie, gwałtownie calutkie pomieszczenie, do którego to przyszło im stosunkowo miękko wlecieć – a może zostali do niego przez kogoś zaproszeni? Karyuu zasłoniła odruchowo, machinalnie swoje szkarłatne oczęta, unikając dzięki temu tymczasowego oślepienia, lecz i tak będąc obdarowaną tańczącymi w jej polu widzenia, białymi mroczkami. Mrugając i starając się ich pozbyć poczęła rozglądać się uważnie dookoła, jako że mieli teraz doskonałą okazję do tego, aby zorientować się mniej więcej w sytuacji, w której, dosłownie, wylądowali. Grota zalana gęstą żądzą mordu najwidoczniej, jeśli patrzeć na fikuśne zdobienia na ścianach, niegdyś – wieki, tysiąclecia temu – do kogoś należała. Ważnego kogoś, wysoko postawionego oraz trzymającego w mocnej, pewnej garści innych osobników. Podczas badania i oglądania komnaty, czerwone ślepia prześlizgnęły się jeszcze po miejscu, w którym powinien znajdować się otwór, przez który dostali się do obecnie okupowanego wnętrza, lecz… nie znalazła go. Jasne brewki zmarszczyły się nieznacznie, usteczka zacisnęły prawie niewidocznie, zaś w gardle zduszone zostały brutalnie zalążki zrezygnowanego westchnięcia. Zamiast rozwodzić się teraz nad tym, że będą musieli szukać innego wyjścia z jaskini – co już i tak zamierzała, toteż nietrudno było odsunąć tę myśl daleko na bok – oraz potencjalnymi intencjami ich gospodarza, ex-Łowczyni skupiła się na rzeczce, której korytem planowała wcześniej podążać. Rozczarowała się dojrzawszy, iż ta znikała w pewnej chwili pod wilgotnymi, porośniętymi mchem skałami, jak również wątpiła przy tym, że dałoby się popłynąć w jej zadziwiająco ciepłych, ciasnych oraz podziemnych objęciach.

Bogowie. Od dekad nie poświęciła im ani skrawka myśli, ignorując ich możliwe istnienie ze względu na wydarzenia, jakie dotknęły jej niegdyś optymistycznej, energicznej i wesołej persony. Nawet jeśli gdzieś te wszechpotężne, niematerialne byty egzystują i obcują; nawet jeśli spoglądają na powierzchnię ziemi i przyglądają się rozwojom wypadków; nawet jeśli maczają palce w Lose i przeinaczają ścieżki czy tych szarych, czy istotniejszych dla historii ludzi – dla niej nie istnieli. Jej wiara opierała się na jednostkach, na bytach, z jakimi przychodzi jej się spotykać i zadawać, nie zaś na Stworzycielach, którzy porzucili ten padół milenia temu; którzy zdają się czerpać radość z cierpienia, jakie dotyka całe masy i pojedyncze osoby; którzy siedzą wyniośle, wygodnie na swych niebiańskich tronach i urządzą między sobą zakłady: która rasa wymrze jako pierwsza? Kto przejmie panowanie na Desperacji? Jak długo zajmie Wirusowi pochłonięcie całego kontynentu? Ile minie, nim nawet Anioły się poddadzą? Bogowie. Cóż za śmieszny, niewarty uwagi koncept.

Coś jednak czaiło się wewnątrz tej świątyni – bo tym, jeśli wierzyć rycinom i malunkom, i pięknym symbolom była ta jaskinia – i najpewniej wykorzystywało dla własnych zysków ludzką naiwność, ufność oraz ich potrzebę posiadania czegoś wyżej; czegoś majaczącego nad ich głowami; czegoś opierającego się w przychylnym geście na ich ciężkich, obolałych ramionach. Zerknęła na poczynania braci o dziwnych interakcjach – jeden maszerował brzegiem rzeczki w próbie odczytania dalszych zdań, drugi rozebrał się i wsunął do, wbrew oczekiwaniom nie zimnej, wody – po czym sama podeszła do wejścia prowadzącego do długiego, zdawać by się mogło niekończącego się korytarza, który pokryty był lśniącym mchem oraz najróżniejszymi rysunkami przedstawiającymi wojowników niosących dary dla bogów. Przez myśl przeszło jej ulotnie, że może istota kryjąca się w tych dusznych, świetlistych czeluściach wymaga, aby składano jej ofiary i bez czegoś takiego nie wypuszcza potencjalnych, zagubionych bądź szukających skarbów nieszczęśników na powierzchnię – nie masz niczego dla mnie? To giń, przepadnij, umieraj i sam zostań moją słodką, pyszną przekąską. Wyciągnęła przed siebie rękę, dotykając leciutko i niemal przelotnie jednej z dzielnych, zwycięskich w starciu z bestią postaci, zaraz jednak cofając ją z cichym, przeciągłym sykiem. Ból w palcu wskazującym nasilił się bez uprzedzenia, pulsując i wgryzając się potężnie w świadomość Karyuu, która zacisnęła zęby i – po sprawdzeniu wzrokiem początku tunelu w celu znalezienia jakiejkolwiek dodatkowej wskazówki odnośnie czegokolwiek – wróciła się do płynącej swobodnie, zanurzającej się w glebę pod głazem rzeczki. Zamoczyła w ciepławej, przeźroczystej cieczy lewą dłoń, po czym ostrożnie ją wytarła i usztywniła uszkodzony, bolący palec przy pomocy dwóch znalezionych, wyczyszczonych patyczków i swojej czarnej, dotąd zawiązanej we włosach w czarną kokardkę wstążki. Skończywszy zajmować się odniesioną przy upadku z sufitu kontuzją, złotowłosa odetchnęła bezgłośnie i przeniosła spojrzenie czerwonych oczu na zajętego swoim ‘zadaniem’ Hita.
- Co jest tam napisane? – zapytała neutralnym, bezbarwnym tonem, podnosząc się niespiesznie do pionu i obserwując pasywnie poczynania Wymordowanego.

  • Theme | Ubiór i wygląd: Jak w profilu | Obrażenia/Choroby: Posiniaczenia oraz stłuczony palec wskazujący lewej reki (3/3) - pobolewanie, sztywność przy ruchach.
    Dodatkowe informacje:
    Ekwipunek: Łopata, zapalniczka piromana, fałszywa przepustka, dwa batoniki energetyczne w lewej kieszeni płaszcza;
    Przepraszam za opóźnienie, zderpiłam D:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wrodzona ludzka ciekawość najwyraźniej trzymała się nawet po śmierci, czy zarażeniu wirusem czerwinki. Chociaż nienaturalnym zachowaniem można by nazwać zignorowanie świecącego pomieszczenia, które w pierwszej chwili mogło naprawdę przytłoczyć. Ale koniec końców cała trójka śmiałków postanowiła odczytać pozostałą część napisów, które wcale nie pokrzepiały na duchu, a wręcz z wiersza na wiersz stawały się co raz bardziej niepokojące i wyjątkowo depresyjne.

Od świtu do zmierzchu, od zmierzchu do świtu.
Przyjmuje dar z żyć. Młodych i starych.
Śmierć niezmiennie trzyma w ramionach i zbierają...
...wspólne żniwa.


Najwyraźniej to był koniec pierwszej części, bowiem dookoła słów widniały różnorakie obrazy ludzi, zwierząt, albo dziwnych humanoidalnych istot. Za to kolejny fragment napisu niezmiennie odbijał się w wodzie, ale miał zupełnie inne pismo, jakby wyrzeźbione z większą dokładnością, a znaki były przede wszystkim większe.

W imię Nieba, Ziemi, Śmieci i Odrodzenia.
Pobłogosław życia nasze wątłe, by w siłę i wieczność obrosły, ku twojej chwale.
Pobłogosław krew naszą  i łzy nasze czyniąc z nich broń najświętszą szerzącą twoją wolę.
Odbierz rozum i skrupuły, by było łatwiej służyć tobie.
Zabij nas, by pozwolić nam ...


Ostatnie słowa były ucięte, a napis jakby zamazany, co wyraźnie się oznaczało ciemniejszym błyskiem na tle jasnych ścian. Napis schodził co raz niżej, tak, ze końcowa jego część była tuż przy ziemi.

Nie robienie więcej głupot wiązało się z siedzeniem w grupie i szukanie wskazówek. Otóż, kiedy jeden z braci był zajęty, to drugi sobie harcował i postanowił popływać. Woda była czysta, a kiedy tylko postawił w niej stopę, to i na dnie strumyczka rozbłysło światło. Niestety nurkowanie w takich miejscach nie jest dobrym pomysłem. Nurty podziemnych rzek bywają naprawdę nieprzewidywalne. Nawet jeśli na pozór wyglądają bezpiecznie. Szczególnie jak jaskinia, która je gości miewa zwyczaj poruszania skałami. Nagle podczas wycieczki Anioła coś się poruszyło i Hito został dosłownie wessany w dosyć rwący strumień, który już po kilku perypetiach go wypluł w kolejnej ogromnej sali z guzem na głowie i kilkoma obtarciami.
Za to pozostała dwójka mogła usłyszeć tylko zgrzyt i dźwięk przesuwanej skały.


POLECENIA MG:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach