Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 17 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 17  Next

Go down

Pisanie 20.03.15 21:48  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Choć nie był to pierwszy raz, Ailen wciąż dopiero oswajał się z formą uczuć, jakie wzburzały się w nim pod wpływem obecności Ryana. Przez czas odpowiadający osiągnięciu pełnoletniości zwykłego szaraka z miasta, kotowaty na sam widok postawnej sylwetki swojego pana miał co najwyżej chęć wydrapania mu oczu, a w dobre dni; odsunięcia się w najdalszy kąt, byle z dala od niego. Ich relacje nigdy nie były ciepłe i trudno mówić, żeby były i teraz, nawet, jeśli Kurtowi autentycznie było w tym momencie gorąco. Ogólne zdanie chłopaka na temat szarookiego było niezmienne, choć musiał sam przed sobą przyznać, że nigdy nie spodziewał się, że obecność tego dupka może okazać się w pewnym stopniu przyjemna. Gdy jego noga w pierwszych dniach przekroczyła próg organizacji, łapiąc spojrzeniem zimną, pozbawioną uczuć twarz Rottweilera, niegdysiejszego Dobermana, nawet przez głowę mu nie przeszło, że pewnego dnia może znaleźć się pod jego butem. Z kolei parędziesiąt lat później, kiedy ta irracjonalna myśl została wprowadzona w życie, świeżo upieczony sługa wręcz nie wyobrażał sobie, że nadejdzie chwila, w której Ryan porwie się na szersze pojęcie dominacji, co gorsza, na jego własną prośbę.
Planujesz zaskakiwać się dalej, Ai?
„Dwa razy, hm?”
Uchylił delikatnie powieki, omiatając wściekle żółtym spojrzeniem sylwetkę górującego nad nim właściciela. Choć przez ostatnie kilka minut pokazał się od tej trochę bardziej rozmownej strony, w chwili obecnej nie wydawał z siebie absolutnie żadnych dźwięków poza świstem ciężko wydychanego powietrza. Nie będąc w stanie wyczuć nieuczciwości, której dopuścił się na nim szarooki, gdy wciągnąwszy na siebie spodnie, opadł tuż obok, Ailen wciąż pozostawał wbity w materac. Wspomnienie dreszczu przebiegającego przez jego drobne ciało, przez jeszcze kilka dobrych sekund było zbyt silne, by chłopak mógł mu się przeciwstawić.
Podniósł się powolnie do siadu, natychmiast przybierając nieznaczny grymas, jednak ze względu na siłę zupełnie innych bodźców, które podbiły jego głowę, oszczędził sobie jakichkolwiek komentarzy pod tym tematem. Zgiął nogę w kolanie i oparłszy na niej łokieć, pochylił łeb, po raz kolejny próbując zapanować nad przyspieszonym oddechem.
- Niech Ci będzie. – odparł półgłosem z wyraźnym odcieniem zmęczenia, choć nie ujmowało mu to subtelnej nuty rozbawienia, z którym z zresztą do niego przyszedł. Nie chciał marnować energii na uśmiech, choć musiał przyznać, że Ryan zapewnił mu tego wieczoru rozrywkę. – Wyszedłeś poza skalę. Tym razem. – dokończył cicho  pozornie niezainteresowanym tonem. Sądząc po jego zachowaniu przed, najprawdopodobniej nie miałby oporów, by skosztować w przyszłości tych razów trochę więcej, jednak w tej chwili ciążące nad nim uczucie wycieńczenia, odbierało mu chęci na tego typu rozmyślenia. Ogarnął wzrokiem szary materiał, który mimo zniecierpliwionego zrzucenia z chuderlawego torsu, nie poleciał zbyt daleko. Chwycił za bluzę i zarzucił na grzbiet bez zbędnych ceregieli. Ubranie pierwotnie należało do Ryana, więc nic dziwnego, że drobny chłopak po prostu w nim zatonął. Tego wieczoru postanowił skorzystać z jeszcze jednego przywileju. Nie słysząc żadnego pożegnania ze strony szarookiego lub też aluzji co do wyjścia, niemal od razu wsunął się pomiędzy koce, momentalnie zauważając różnicę, która była pomiędzy ich sypialniami. Kurt miał okazję już raz się w nim wyspać, acz bez względu na wcześniejsze doświadczenie, czerpał z tego niemego pozwolenia olbrzymią przyjemność. Ciepło, wygoda… to nigdy nie będzie równało się z prawdziwym łóżkiem, ale dla Ailena i tak był to luksus.
Odwrócił się do niego plecami, a wraz z upływającymi minutami, oddech Kurta zwalniał, by nareszcie uspokojony Chart mógł zapaść w słodki, spokojny sen. Przynajmniej ten jeden raz był w stanie poczuć się w obecności Ryana na tyle komfortowo i bezpiecznie. Niestety, najprawdopodobniej nieświadomie odebrał swojemu panu jego własne poczucie wygody, gdy pędzony swoją kocią naturą i wrodzoną pogonią za ciepłem, przysunął się do niego znacznie bliżej. Nie przeszkadzało mu, że skóra szatyna z biegiem czasu drastycznie się ochładzała.

{ }

Bzzz, bzzz, bzzz.
Poruszył się niespokojnie, bez trudu wyrwany ze słodkich objęć Morfeusza. Chociaż lekki sen był jedną z oczywistszych cech typowego mieszkańca Desperacji, Ailen momentami pozwalał sobie na obniżenie swojej czujności, a w szczególności w sytuacjach, w których czuł się względnie bezpiecznie, a umówmy się… nie miał teraz źle. Początkowy niepokój nie zdołał otworzyć mu oczu, a jedynym czego dopuścił się kotowaty, było jeszcze większe zwinięcie się w kłębek. Chciał spać…
Ciężał głowy Ryana również wydał mu się wyjątkowo obojętny, dopóki nie poszedł w tango z rozmową, która toczyła się tuż nad jego uchem…
Otworzył nieznacznie oczy, powolnie przesuwając zaspane spojrzenie na Jay’a. Skoro już został w tak perfidny sposób przywrócony do świata żywych, to chociaż skorzysta z przywileju odbierania bodźców z otoczenia. Nawet mimo absolutnego niezainteresowania rozmową, pokusił się o wyłapanie kilku istotnych słówek.
„Nie przyzwyczajaj się.”
- Mhmm…  - Przeciągnął się leniwie na materacu, z ogromnymi oporami podnosząc się do siadu. Wzrok dalej miał nieprzytomny, a włosy urządziły sobie rewolucję, wystawiając jeden kosmyk w butnym geście ponad wszystkie inne. Ziewnął, przysłaniając usta ręką. – Która godzina? – pierwsze, zasadnicze pytanie, które nie miało absolutnie żadnego znaczenia dla obu stron, choć pasowało do stanu półprzytomności, w którym kotowaty tak beznadziejnie tkwił. – Chce Ci się zapieprzać, żeby ratować komuś tyłek? – mruknął, wnioskując po zasłyszanej rozmowie. W gruncie rzeczy nie chciał w żaden sposób przekonywać Ryana, że podejmował złą decyzję i powinien czym prędzej wrócić do byczenia się na materacu, bo znacznie lepiej czuł się mając go wyłącznie dla siebie, jednak jego ciekawość miała w zwyczaju zadawać głupie pytania.
„Przekażesz Koi--”
Uniósł nieznacznie brew. Pomyłka nie umknęła jego uwadze, jednak nie okazała się wystarczająco interesująca w porównaniu do wydanego w następnej kolejności rozkazu. Zamruczał marudnie pod nosem, natychmiast przeszukując wzrokiem pokój, w poszukiwaniu zaginionego dołu garderoby.
- Tam i aż tydzień..? Współczuję Ci spędzenia aż siedmiu dni w obecności tej histeryczki… głośna jest. –  skomentował z wyrzutem. Powolnie wynurzył się spomiędzy niesamowicie ciepłych koców, nareszcie lokalizując swój cel. Wstał i ziewając po raz kolejny, podszedł do leżących przy ścianie spodni. – Kto to był?  


Ostatnio zmieniony przez Ailen dnia 10.04.15 0:46, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 21:49  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
„Która godzina?”
Jakby to miało jakieś znaczenie. W Desperacji mało kto posiadał swój własny zegarek, którego wskazówki poruszały się wraz z umownym czasem. Słońce i księżyc były głównymi wyznacznikami pór dnia i tyle wystarczyło, gdy nikt nie musiał budzić się do szkoły ani do pracy. System czasowy obracał się wokół takich określeń, jak o świcie, o zmierzchu, w południe. Desperaci byli ostatnimi osobami, które zarzucałyby sobie spóźnienie. Nic więc dziwnego, że Ryan pokręcił głową z dozą rezygnacji, nawet jeśli wypowiedziane pytanie było kwestią chwilowego zamroczenia umysłu.
SKRZYYYP.
Dźwięk otwieranej skrzyni bynajmniej nie należał do najprzyjemniejszych. Sam Grimshaw może i by się skrzywił, gdyby nie zdążył już przywyknąć do starych zawiasów. Wieko jego prowizorycznej szafki oparło się o ścianę z głuchym łupnięciem, a spojrzenie prześlizgnęło się po skupisku materiałów i innych zmagazynowanych tam rzeczy.
Nie chce mi się ― wymruczał bez ogródek, chwytając w palce jedną z koszulek, którą zaraz naciągnął na siebie, osłaniając nagie plecy przed wzrokiem chłopaka. Ailen prawdopodobnie nigdy jeszcze nie uświadczył jakichkolwiek działań swojego pana, które odbywałyby się wbrew jego woli. Mógł stwierdzić, że nie ma na coś ochoty i najpewniej by tego nie zrobił. To inni musieli dostosowywać się do niego, a nie on do innych. ― Mam swoje powody ― dodał, niewiele wyjaśniając swojemu służącemu. Tego najprawdopodobniej też nie chciało mu się robić, a przede wszystkim nie musiał.
Naciągnął na siebie za szeroką koszulę, niespiesznie przewlekł przez spodnie wyciągnięty z kufra pasek, o który zaczepił kaburę. Zainteresowanie Kurta chyba nie zrobiło na nim wrażenia, biorąc pod uwagę, że zadane pytania zostały pominięte początkowym milczeniem. Możliwe, że analizował, czy powinien w ogóle dzielić się z młodszym brunetem informacjami, choć werdykt w tej kwestii wydawał się oczywisty, zanim jeszcze zapadł.
Chyba nie jesteś zazdrosny, kocie? ― rzucił zgryźliwie, unosząc brew. Nie zamierzał jednak czekać na odpowiedź w przeciwieństwie do ciemnookiego. Wraz z kolejnym skrzypnięciem i łupnięciem skrzyni wyszedł ze swojej sypialni, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. ― Naucz się robić swoje.
Naciągnąwszy na stopy buty, opuścił dom, żegnając sługę niezbyt głośnym trzaskiem drzwi.

____z/t [+ Ailen].
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 21:51  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
W końcu cisza i upragniony spokój. Zdawało się, że dla chłopaka wszystko wróciło do swojego codziennego rytmu a to, co miało miejsce jakiś czas temu było jedynie okropnym koszmarem, który człowiek najchętniej wyparłby ze swojej świadomości. Pierwsze przebudzenie już w domu było najgorsze. W pierwszych sekundach Nathair ujrzawszy swój pokój był pewien, że przebudził się z długiego snu. Niestety, szybko zorientował się, że nieprzyjemne  wydarzenie, które go dotknęło było prawdziwe. Skulony na ziemi w bluzie Ryana nie potrafił powstrzymać nieprzyjemnych dreszczy, które wstrząsały jego ciałem. Było mu na przemian zimno oraz duszno, chciał się podnieść z ziemi i udać do łazienki, by nie tyle co doprowadzić do porządku, ale też dlatego, że czuł jak ściska go w żołądku i mdli, jednakże mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa. W pierwszych sekundach zupełnie nie ogarniał co się dzieje, szybko jednak zdał sobie sprawę, że to wpływ gwałtownego odstawienia narkotyków, którymi był faszerowany przez ostatnie dni. Dlatego też kolejną noc spędził na ziemi, chcąc przeczekać ten stan. Wijąc się na podłodze i nie mogąc znaleźć sobie miejsca, starał przypomnieć sobie moment, jak trafił do domu. Ale nie potrafił. Widział w swojej głowie jedynie zamazane obrazy, które za cholerę nie chciały ułożyć się w spójną całość. Był pewien tylko jednego. To Ryan go tutaj przyprowadził. Tylko tyle.
W końcu następnego ranka gorączka i dreszcze przeszły. Mógł się wreszcie podnieść, choć z każdym krokiem czuł się jak wymielone gówno pozbawione wszelakiej energii. Cudem dotarł do łazienki, gdzie w zwolnionym tempie zrzucił z siebie wszystkie warstwy materiałów, choć zbyt wiele tego nie było, i wszedł do wanny, gdzie już wcześniej napełnił wodę. Przyjemne ciepło, które otuliło jego ciało momentalnie wprawiło go w przyjemny san relaksu. Przymknął na moment oczy, czując jak senność ponownie go ogarnia, lecz palce przypadkiem zahaczyły o łańcuch. Kolejne bolesne wspomnienie towarzyszyło mocnemu szarpnięciu, pod którym słaby metal pękł zrywając połączenie. Wydał  z siebie warknięcie pełne irytacji, kiedy drapiąc swoją szyję szarpał za obrożę, chcąc się jej w końcu pozbyć. Wreszcie puściła, a chłopak mógł odrzucić ją gdzieś w ciemny kąt, odwracając się tyłem do tamtego miejsca, jakby to mogło mu w pewien sposób ulżyć. Wszystko wróciło do niego, wywołując w nim uczucie niepohamowanej irytacji.
Złapał za gąbkę i zaczął pocierać nią swoją skórę. Przelewał na nią całą swoją złość, wręcz wściekłość na samego siebie za to, że był taki słaby i dopuścił do tego, by ktoś zrobił sobie z niego seks zabawkę. Za każdym razem, gdy przed oczami widział twarz tamtego mężczyzny, przyciskał gąbkę jeszcze mocniej do skóry, jakby dzięki niej mógł wymazać go ze swojej pamięci. A gdy wreszcie choć na drobny moment udawało mu się wyrzucić go z głowy, widział Ryana i jego obrzydzenie oraz zdegustowanie na twarzy. Nie mógł mu się dziwić. Nathair w tym momencie czuł obrzydzenie do siebie samego. Syknął cicho, gdy poczuł pieczenie na wewnętrznej stronie uda, gdzie właśnie jak w amoku tarł skórę. Odsunął gąbkę i ujrzał czerwony ślad startej skóry w towarzystwie czerwonych kropelek krwi. Zorientował się, że takie ślady pokrywają całe jego ciało. Nawet nie wiedział jak do tego doprowadził, kiedy tak mocno się szorował, chcąc zedrzeć z siebie ślady swojego upokorzenia. Zaśmiał się cicho z samego siebie i oparł o krawędź wanny, przyciskając gąbkę do oczu, by powstrzymać napływające łzy do oczu.
Kurewsko beznadziejna sytuacja.
Kolejne dni spędził praktycznie w łóżku. Nie miał ochoty na nic, nie miał nawet apetytu. Po prostu wegetował w samotności, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, woląc układać sobie pewne sprawy w ciszy. Ale Nathair nie należał do osób, które użalają się nad sobą. Wiedział, że przejdzie mu, prędzej czy później. Owszem, o czymś takim nie można zapomnieć ot tak i wydarzenia z burdelu będą ciągnęły się za nim najpewniej przez wiele setek lat, aczkolwiek nie da po sobie poznać, że coś takiego go spotkało. Był z tych istot, których ciężkie i bolesne wydarzenia hartowały w pewien sposób. Co prawda nie wiedział co zrobiłby w momencie, gdyby stanął przed nim tamten mężczyzna. Na tę chwilę czuł jedynie złość przeplataną z pustką w sobie. Może wbrew wszelkim anielskim zasadom rzuciłby się na niego chcąc dokonać swojej małej, prywatnej zemsty. Ale istniała też możliwość, że z czasem podszedłby do tego spokojniej, być może nawet go ignorując. Nie wiedział. Za to wiedział, że potrzebował jedynie czasu na wyciszenie się. Dlatego też unikał kontaktu z wszelakimi żywymi istotami, zaszywając się w swoich czterech kątach. Kiedy minął kolejny tydzień, czuł się zdecydowanie lepiej i zaczął powoli kontaktować ze światem zewnętrznym. Aczkolwiek wciąż pozostawała pewna kwestia, której najzwyczajniej w świecie się obawiał. Nie wiedział jak stawić czoła swojemu podopiecznemu. Oczywiście ich konfrontacja była nieunikniona z racji jego „zawodu”. Zresztą, nie oszukując się, wewnętrznie c h c i a ł go zobaczyć. Nie wiedział co się z nim dzieje, nie miał z nim żadnego kontaktu. Były momenty, kiedy chwytał za telefon i pisał na nim wiadomość, lecz w ostatniej chwili przed wysłaniem jej do Ryana – kasował. Skoro nie potrafił się przemóc, żeby do niego napisać, to jak mógł mu spojrzeć w oczy? Nie mógł.
Niepewność, co dzieje się z jego podopiecznym praktycznie sama popchnęła Nathaira do wyjścia z domu i udania się do Desperacji. Choć i tutaj nie obyło się od wahania, przez co parę razy zawracał, gdy był już w połowie drogi. W efekcie końcowym zmierzchało, gdy stanął przed tak dobrze znanymi mu drzwiami. Nie wiedział czego może się spodziewać. Najpewniej Ryan nie będzie chciał go widzieć, możliwe, że najzwyczajniej w świecie wykopie jego anielski tyłek za drzwi. Ale musiał sprawdzić, choć wciąż nie wiedział jak spojrzy mu w oczy, poddając się osądowi srebrnych tęczówek. Przez parę dobrych minut stał i wpatrywał się w drzwi nadal rozważając odwrót i ucieczkę.
Co za pieprzony tchórz.
Zacisnął mocniej wargi karcąc samego siebie, że pomyślał o ucieczce. Jest jego cholernym aniołem stróżem i Ryan choćby niewiadomo jak bardzo tego nie chciał, musiał się z tym pogodzić. Nawet, jeśli pieczę nad nim sprawuje ktoś taki jak Nathair. Uniósł dłoń i zapukał cicho cztery razy. Ale nie czekał na ewentualną zgodę na wejście czy też na to, że Wymordowany stanąłby w drzwiach. Anioł nawet nie miał pewności, czy jest w środku. Nacisnął klamkę i pchnął drzwi, które z łatwością otworzyły się, wpuszczając go do środka. W salonie panował półmrok i Nathair od razu stwierdził, że nie ma tu mężczyzny. Jego wzrok przykuło nikłe światło padające z jego sypialni. Odetchnął cicho przez nos i wsunąwszy dłonie do kieszeni obszernej szarej bluzy, ruszył w tamtą stronę.
Nie mylił się. Zastał go w sypialni na materacu czytającego książkę. W sumie dość zaskakujący widok, biorąc pod uwagę charakter i upodobania mężczyzny. Chociaż… czy AŻ tak bardzo zaskakujący? Anioł oparł się o framugę i omiótł szybko twarz mężczyzny ucinając ewentualny kontakt wzrokowy, spoglądając gdzieś w bok.
- Cześć. – rzucił krótko na powitanie i dość niepewnie, przenosząc swoje spojrzenie na książkę, którą Wymordowany trzymał w swoich dłoniach. Ledwie widocznie wskazał podbródkiem na nią.
- Co to? – zagadał, choć tak naprawdę nie po to tutaj przyszedł i wiedza na temat tego, co aktualnie czyta była mu najmniej potrzebna do życia. Spojrzał na migoczący ogień palącej się świecy i na moment zapatrzył się na niego, jakby zahipnotyzowany. Wiedział, że zbyt długie milczenie nie będzie korzystne dla niego. Musiał przejść do sedna sprawy. I po co właściwie tutaj przyszedł.
Bo chciałem Cię zobaczyć.
- Sprawdzić co u Ciebie. Znaczy, wpadłem sprawdzić. – dodał po chwili milczenia i odepchnął się od framugi, o która do tej pory stał oparty. Zrobił jeden krok do przodu, lecz nadal stał w odpowiedniej odległości od materacu.
- I właściwie mam prośbę do Ciebie odnośnie pewnej rzeczy. – mruknął cicho. Uniósł koniec szarej bluzy i zza spodni wyciągnął mały nóż. Następnie bez słowa wyjaśnienia odwrócił się tyłem do mężczyzny i uniósł różowe kosmyki włosów, odsłaniając swój kark, gdzie widniał wypalony wcześniej, lecz już zabliźniony symbol burdelowej dziwki, na którym widniały stosunkowo świeże nierówne cięcia. Nathair już sam próbował się tego pozbyć, ale jak łatwo można było się domyśleć, było to w jego przypadku raczej niewykonalne.
- Mógłbyś mi to wyciąć? – zapytał cicho wpatrując się w ścianę przed sobą, gdzie jego cień skakał w rytm migotania płomienia świecy. O ile anioł zdążył już się pogodzić z tym, co go spotkało to nie mógł sobie pozwolić, by chodzić do końca życia oznaczonym jako dziwka. Nie jako dziwka z burdelu.


Ostatnio zmieniony przez Nathair dnia 20.03.15 21:53, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 21:53  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Ryan miał więcej szczęścia.
Przez ostatnie dwa tygodnie nie zaprzątał sobie niepotrzebnie głowy dalszymi losami Nathaira. Wrócił do codziennych czynności, jakby zapomniał o tym, co się wydarzyło zaraz po pozostawieniu różowowłosego anioła w jego własnym domu. Gdy go opuszczał, nawet nie raczył obejrzeć się za siebie. Reszta zależała już tylko od chłopaka. Mógł tam umrzeć z wycieńczenia, mógł odejść i znaleźć sobie nowego podopiecznego, mógł też uznać, że woli wrócić do burdelu i dawać się rżnąć każdemu. Ciemnowłosy nie kiwnąłby już palcem. „Ostatni raz”, powiedział i zamierzał się tego trzymać. Nic nie wskazywało na to, by przez chwilę miał jakieś przebłyski świadomości, że coś jednak jest nie tak. Co to za stróż, którego nie ma w pobliżu? Gdyby spojrzeć na to z perspektywy czasu, skrzydlaty prawie nigdy nie pojawiał się w odpowiednich momentach. Nic dziwnego, że mężczyzna nie odczuł większej straty. Zupełnie tak, jakby pomimo wszystkich kłopotów, które Nath mu przysporzył, właściwie nigdy nie istniał. Przyśnił mu się pewnej nocy, podczas której wreszcie udało mu się odpłynąć, a później zatarł się w pamięci wraz z otworzeniem oczu. Wystarczył ułamek sekundy, by o nim zapomnieć. Ironia losu, co?
Aktualnie szarooki cieszył się niezmąconym spokojem. O ile w ostatnich dniach stale miał pełne ręce roboty, tak teraz mógł pozwolić sobie na chwilę odprężenia. Półleżąc na materacu w sypialni, oddał się lekturze jakieś staro wyglądającej książki. Twarda okładka była na tyle zdezelowana, że tytuł zatarł się, a na domiar złego można było dostrzec na niej smoliste smugi, które mogły świadczyć o tym, że egzemplarz jakimś cudem uratował się od pożaru. Przy okazji sprawiał wrażenie takiego, który bez trudu mógłby rozlecieć się w pewnie trzymających go dłoniach mężczyzny. Dłoniach, do których zupełnie nie pasował, nie wspominając już, że nie pasował do całokształtu, a jednak ten obraz przywodził na myśl... zwyczajność. Zupełnie niepodobną do realiów życia Grimshawa. Szatyn ułożony w wygodnej pozycji, w pomiętej i częściowo rozpiętej koszuli, luźniejszych jeansach, boso i ze zmierzwionymi, jeszcze lekko wilgotnymi kosmykami włosów, co świadczyło o tym, że jeszcze niedawno mógł brać prysznic – choć to za duże słowo jak na warunki panujące w tej rozpadającej się chacie – nie był osobą, którą widziało się na co dzień. Jedynie ten beznamiętny wyraz twarzy świadczył o tym, że wciąż miało się do czynienia z tym samym skurwielem. Aktualnie przez większość czasu wyglądał tak, jakby zastygł na wieki w kamiennym bezruchu, jedynie ruch oczu, które przesuwały spojrzeniem po kolejnych linijkach tekstu świadczył o tym, że jednak nadal ma się do czynienia z żywą istotą. Trudno było stwierdzić, czy lektura mu się podobała. Przypominał kogoś, kto został zmuszony do przeczytania jakiegoś nudnego dokumentu i tylko pobieżnie chciał zorientować się, o co chodziło. Rzecz w tym, że jego nikt nie zmuszał, więc równie dobrze mógł cisnąć cudzym dziełem o ścianę i stwierdzić, że reszta go nie interesuje.
Chwila na odwrócenie strony. Cichy szelest kartek. Powrót do bezruchu.
Wewnątrz rozległo się pukanie do drzwi, a on nawet nie podniósł wzroku. Ta maniera nie była w Desperacji czymś praktykowanym, zatem można było uznać, że nie miał się czego obawiać, gdy drzwi otworzyły się, a do środka ktoś wszedł. Po tylu latach nawet dźwięk samych kroków może wiele powiedzieć o tym, z kim mamy do czynienia. I tu nie było inaczej. Już od samego początku wiedział, kto za moment pojawi się w drzwiach jego pokoju, ale nawet wtedy nie oderwał się od czytania, ze znanym już dla siebie spokojem przyjmując obecność Nathaira w swoim domu. Dopiero teraz w myślach podsumował, że w końcu musiało do tego dojść. Gdy chłopak znalazł się w polu jego widzenia, wciąż nie podniósł wzroku, jakby książka była bardziej interesująca od jego nędznej osoby. Mimo tego czekał na to, co młodzieniec miał mu do powiedzenia, jeśli w ogóle miał zdobyć się na odwagę i się odezwać.
„Cześć.”
Oho, no to zaszalał.
Nie otrzymał odpowiedzi na powitanie, ale zamiast tego Jay wreszcie omiótł spojrzeniem jego twarz, przy okazji dostrzegając gest wykonany w stronę przedmiotu, który trzymał. Niesprecyzowane pytanie różowookiego wymagało równie niesprecyzowanej odpowiedzi.
Książka. Rozumiem, że w Edenie nie posiadacie takich wynalazków ― mruknął, a w jego głosie dało się wyczuć cichą nutę zniecierpliwienia, pomijając już to, że potraktował swojego opiekuna – względnie już ex-opiekuna – jak dziecko, które nie do końca zna świat. A mówiono, że nie ma głupich pytań. Oczywiście to nieodpowiednie traktowanie miało wymusić na nim odstawienie na bok bzdurnych spraw i przejście do rzeczy. Jeżeli liczył na miłą pogawędkę, powinien znaleźć sobie inne towarzystwo. Opętany nie był w stanie spełnić jego oczekiwań. ― Mhm. Sprawdziłeś. Twoja anielska interwencja jak zwykle okazała się niepotrzebna ― mimo gorzkich słów, nie zabrzmiał złośliwie. Było to najzwyklejsze w świecie stwierdzanie suchego faktu. Wydawało mu się, że tyle w zupełności wystarczy, by zniechęcić skrzydlatego do kontynuowania tego spotkania. Nawet znów skierował wzrok na tekst, szybko odszukując moment, w którym przerwał zapoznawanie się z treścią. Przeliczył się. W tych warunkach nigdy nie dobrnie do zakończenia.
Prośba, prychnął w myślach. Jeżeli ktokolwiek miał tu dług wdzięczności, to właśnie Nathair. A teraz co? Chciał zaciągać kredyt, którego nigdy nie będzie mógł spłacić? Srebrne tęczówki z brakiem przejęcia przyjrzały się ostrzu. Miał poderżnąć mu gardło? Równie dobrze dałby sobie radę samodzielnie. Dobrze, że szybko uświadomił mu, że wcale nie chodziło o odebranie życia. A już miał nadzieję na to, że czuł się na tyle źle z tym, co się wydarzyło, że nie miał już ochoty męczyć się z tą świadomością. Równie nieprzejęte spojrzenie omiotło znak na jego karku. Książka z zatrzasnęła się z głuchym hukiem, a później wylądowała na podłodze obok materaca, jakby Rottweiler zamierzał zaraz podejść i spełnić jego życzenie.
Nic z tego.
Podciągnął się wyżej do siadu i zmierzwił włosy z tyłu głowy, przez chwilę trzymając anioła w napięciu. Ni to się zgadzał, ni odmawiał. Wyglądało na to, że nadal zastanawiał się, co będzie słuszne, choć w gruncie rzeczy znał już odpowiedź.
Dlaczego miałbym to zrobić? ― Uniósł brew. To pytanie już samo w sobie było oznaką niezgody. ― Byłeś dziwką, więc noś się jak one. Choć muszę przyznać, że masz tupet przychodząc z tym do mnie, aniele. Postawiłem ci warunek, ty go złamałeś. Skoro nie robi ci różnicy to, kto cię rżnie, nie zrobi ci różnicy to, kto pozbędzie się twoich brudów. Jaki mam powód, żeby zmienić zdanie?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 21:54  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Nie posiadał umiejętności czytania w myślach, aczkolwiek ta nie była w tym momencie potrzebna w najmniejszym stopniu. Bo Nathair wiedział co Wymordowany myśli na jego temat. Nie, inaczej. Co sądzi, bo myślenie było zbyt wygórowanym stwierdzeniem, o jego osobie, która dla ciemnowłosego była niczym zbędny brud pod paznokciami, który od czasu do czasu rzucał się w oczy i przeszkadzał. Niestety, cholernie uparty brud, którego nie można było się pozbyć choćby nie wiadomo co robić. Ponad dziesięć lat stróżował nad Wymordowanym i przez cały ten czas zdążył przywyknąć do traktowania, jakim raczył go Ryan. I gdyby któregoś dnia po prostu wyparował, to Grimshaw z pewnością nie zwróciłby nawet na to uwagi. Dlatego też kiedy chłopak zaczął sobie wszystko układać w głowie w tygodniu jego „wyciszenia”, naprawdę był szczerze zaskoczony obecnością swojego podopiecznego w burdelu. Nie rozumiał tego, jednakże odsunął od siebie próbę głębszego zastanowienia się nad tą wręcz anomalią. Nathairowi nieraz wydawało się, że już służba Ryana jest traktowana o niebo lepiej od niego. Ale nigdy nie narzekał. W ciszy wykonywał swoje anielskie obowiązki, choć i one w srebrnych tęczówkach były czymś bezużytecznym. Nigdy nie oczekiwał żadnego miłego słowa od swojego podopiecznego. Ani też jakiegoś lżejszego spojrzenia, aczkolwiek wydawało mu się, że z każdym kolejnym ich spotkaniem szare spojrzenie było cięższe, niemal wbijające jego wątłe ciało w ziemię. I tym razem nie było inaczej. I choć Nathair starał się unikać kontaktu wzrokowego, to wyczuwał to spojrzenie na sobie. Postanowił jednak znów zacisnąć zęby i przyjąć to w ciszy na siebie. Tak przynajmniej sądził, gdy już na samym wstępie Wymordowany uraczył go jakże kpiącymi słowami odnośnie książek. Aż cisnęło mu się na usta coś równie złośliwego w ripoście, jednak znał granice i to, na co może sobie pozwolić w jego obecności.
Ale im dalej wsłuchiwał się w słowa mężczyzny, tym bardziej zaczynało się coś w nim gotować. Może i był aniołem, ale niestety, nie został pozbawiony przeklętych ziemskich emocji. A Nathair nie mógł poszczycić się anielską cierpliwością. Zacisnął mocniej szczękę, aż poczuł nieprzyjemny ucisk w niej, bo Ryan przecież MUSIAŁ znowu wypomnieć mu jego bezużyteczność. I może to nie zabrzmiało ani ciut złośliwie, to jednak dla chłopaka było kolejną kroplą oliwy, która coraz bardziej wypełniała wyimaginowane naczynie. Przełknął nieprzyjemną gorycz, próbując się rozluźnić, ale jak mógł się spodziewać, to nie był koniec.
Owszem, nie spodziewał się, że Ryan bez niczego przystanie na jego prośbę, ale nie sądził, że ubierze to wszystko w takie słowa. A raczej starała się nie dopuszczać tego do swoich myśli.
Zabolało.
Może w tej chwili słowa nie cięły niczym nóż, to z dłuższej perspektywy czasu nazbierało się tego po prostu zbyt wiele. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, czara goryczy w końcu się przelała.
Chłopak parsknął cicho sprawiając wrażenie, że za moment roześmieje się jakby usłyszał właśnie bardzo zabawny kawał. Jednak zamilkł po chwili, zaciskając mocniej palce na rękojeści noża. Odwrócił nieco głowę, spoglądając wyjątkowo spokojnym wzrokiem na siedzącego Ryana.
- I mówi mi to ktoś, kto pieprzy niemal wszystko, co się da. Nie uważasz, że w tym pomieszczeniu to nie mnie powinieneś nazywać dzi-- – zamilkł raptownie reflektując się, co chciał powiedzieć. Odwrócił gwałtownie głowę, zdając sobie sprawę, że się zagalopował trochę. Tak naprawdę nie wiedział z kim sypia mężczyzna. Ilu ma kochanków, choć znał go już tak długo. To były jedynie hipotetyczne przypuszczenia podsycane irytacją i złością. Aczkolwiek te słowa były poniekąd zapalnikiem do wyrzucenia z siebie reszty.
- Warunek? Co Ty chrzanisz, Ryan? – rzucił głosem, w którym tym razem dało się wyczuć narastającą złość. Odwrócił się do mężczyzny wreszcie konfrontując się z jego spojrzeniem. Czuł, jak w żyłach podskoczyła adrenalina i wiedział, że jeśli teraz tego nie wyrzuci z siebie, to najlepiej by jak na prawdziwego tchórza przystało odwrócił się i wrócił tam, skąd przybył.
- Cholerny warunek, który sam sobie ustanowiłeś. Niby dlaczego mam rozkładać nogi tylko i wyłącznie przed Tobą, kiedy Ty możesz robić to z każdym, kim chcesz? Zresztą, nigdy na niego nie przystałem. Skoro chciałeś swojej małej, prywatnej dziwki, trzeba było zabrać sobie jedną z burdelu. – warknął nieprzyjemnie z zagubioną nutą kpiny w głosie, a w jego różowych oczach błysnęła złość, której praktycznie od paru setek lat nikt nie był w stanie ujrzeć.
- Zresztą, nie pomyślałeś przez chwilę, że nie poszedłem do tego burdelu sam z własnej woli? Że może niekoniecznie uśmiechało mi się, że jakiś nieznajomy dupek, którego twarzy nawet nie pamiętam, tylko zapach tej obrzydliwej mięty, chce traktować mnie jak swoją własność? Do Twojej wiadomości Ryan, nie, nie jest mi obojętne kto mnie rżnie. Czy to, że zostałem wzięty siłą, wbrew mojej cholernej woli to też łamanie Twojego warunku? Wiesz, gdyby było mi obojętne, tak jak twierdzisz, pod kim jestem to tak usilnie nie starałbym się wymazać jego dotyku z mojej głowy. W przeciwieństwie do Twojego, który po tamtym dniu w hotelu przywoływałem w pamięci. To nie na zapach i wspomnienie bliskości kogoś innego czuję to przeklęte mrowienie w ciele, ale na Twoje. Naprawdę uważasz, że jest mi obojętne kto mnie pieprzy? Nie jestem jakąś tam tanią dziwką, którą może mieć każdy. Bo nie może. Nie każdy. Wbrew temu, co myślisz o mnie w tym momencie, to tylko Ty może-- – zamilkł gwałtownie, czując jak cała irytacja w jednej sekundzie znika a w jej miejsce pojawia się uczucie zaskoczenia i niedowierzenia z racji tego, co powiedział. A słowa w pewnym momencie same zaczęły wydzierać się na zewnątrz. Cofnął się momentalnie aż jego plecy napotkały przeszkodę w postaci ściany i przycisnął do tej pory zaciśniętą pięść z nożem do ust, czując jak wzbiera w nim zawstydzenie. Wiedział, że z każdą sekundą robi się coraz bardziej czerwony. Te słowa nigdy nie miały prawa dotrzeć do uszu Wymordowanego. Do niczyich.
- Ja… ja… znaczy ja… chciałem tylko powiedzieć, że… że nie jestem tani… że nie każdy może mnie mieć… – wydukał z siebie jąkając się, przesuwając spojrzeniem na wyjście z pokoju. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Szybka ewakuacja, problem w tym, że nogi miał jak z waty, a te bynajmniej nie zamierzały go posłuchać.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 21:56  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Wadą zdenerwowanych ludzi było gadulstwo. Wprowadzenie kogoś w stan zdenerwowania – nastraszeniem lub rozzłoszczeniem – w prosty sposób rozwiązywało język, jakby było jakąś magiczną sztuczką, dzięki której za moment miało otrzymać się to, czego wręcz się oczekiwało. Tego dnia Ryan nie stosował tego zaklęcia, by wymusić na Nathairze obronną litanię. Nie. Nie zależało mu na tłumaczeniu. Do pewnego momentu tkwił w przekonaniu, że różowowłosy postanowi wyjść, mając za złe swojemu podopiecznemu tak nieuczciwe taktowanie. Właściwie nadal twierdził, że koniec końców anioł zrozumie, że niektórych rzeczy nie powinny opuszczać jego ust i weźmie nogi za pas. Nic tu po nim, prawda? Grimshaw wręcz ostentacyjnie dawał mu do zrozumienia, jak mało ważne jest to, co powie. Srebrzyste tęczówki darzyły go wyczekującym spojrzeniem, a kryło się w nich nieme pytanie „Skończyłeś już?”, które w wyobraźni podsuwane było co chwilę, z irytującym uporem kogoś, kto chce, żeby druga osoba wreszcie stuliła pysk. Oczywiście o wiele łatwiej byłoby wciąć się chłopakowi w słowo, rzucić w niego czymś, rozproszyć go w jakiś mało wyszukany sposób („O, samolot.”), ale nie przerwał mu. Nie przerwał nawet, gdy ten postanowił nazwać go dziwką, choć na ten temat miał odmienne zdanie. Istniała znacząca różnica pomiędzy pieprzeniem kogoś, a byciem pieprzonym. Nie przerywał mu nawet wtedy, gdy wypominał, że warunek był jednostronny. Jednostronny czy nie, przynosił taki sam efekt – Jay nie musiał go już dotykać, nie musiał nawet na niego patrzeć ani się odzywać. Wyświadczał mu ogromną przysługę tym, że jeszcze nie wywalił go na zbity pysk, choć to przecież nie była jego wina.
Nie. Jego. Wina.
Jakoś ciężko było mu dopuścić tę świadomość do siebie. Być może dlatego, że myśl o tym, że w łóżku z innym wyobrażał sobie jego, choć było pewnym, że nic nie będzie takie same. Może chodziło o to, że mógł się jakoś bronić, powstrzymać to wszystko, jeszcze zanim do tego doszło i zanim zrobili z niego pustą, oblaną hektolitrami pachnideł lalę do rżnięcia. Szukał sobie podopiecznego, a nie potrafił ochronić samego siebie. Świat nie potrzebował słabych – wszyscy ci już dawno zdążyli pozdychać. Zapewne, gdyby nie Opętany, skrzydlaty nadal byłby sprzedawany komu popadnie aż w końcu przywykłby do bliskości obcych, jak głupi kundel do ręki, która go karmi. Może faktycznie bardziej nadawał się na dziwkę niż na opiekuna? Choćby nawet, musiał być...
„...to tylko Ty może--”
Jego dziwką.
Przygarbił się lekko, opierając łokieć o ugięte kolano, co wyglądało tak, jakby w odpowiedzi na oddalenie się od niego anioła, chciał przez chwilę na złość zmniejszyć tę odległość nachylając się, chociaż ciężki wzrok wciąż wydawał się wbijać go w ścianę, która za chwilę mogła stać się jego pułapką, choć od drogi ucieczki nie dzieliło go wiele kroków. Nie musiał kończyć zdania. Miał je wyraźnie wypisane na twarzy, którą właśnie usiłował ukryć. Nawet samym tym gestem zdradził o wiele więcej, niż zdradziłyby słowa wypowiedziane wprost. Mały, niezdecydowany chłopiec. Zdaje się, że ostatnio nie był zachwycony perspektywą sypiania z nim, a teraz sam podawał się na tacy, uświadamiając mu, że wystarczyło, by kiwnął palcem, a różowooki podszedłby do niego i bez sprzeciwu pozwalał sobie na każdy dotyk.
„Nie każdy może mnie mieć…”
Wiem. ― Pomieszczenie wreszcie wzbogaciło się o dodatkowy dźwięk, będący jego głosem, który rozbrzmiał dopiero wówczas, gdy cisza prawie zdążyła zadomowić się w jego sypialni. Jakby musiał dokładnie obmyślić ów... werdykt, choć ciężko uwierzyć w to, że to jedno krótkie słowo w tym momencie naprawdę okazało się być podjętą decyzją. W tej decydującej chwili coś gładkiego, ale jednocześnie zimnego prześlizgnęło się lekko po jego ręce, jednak przyjemne uczucie prędko zamieniło się w silny i bolesny uścisk na nadgarstku, co bez najmniejszych wątpliwości było sprawką szarookiego, który nie musiał ruszyć się z miejsca, by zadać mu ból. Bez skrupułów odsunął jego dłoń od ukrywanej wcześniej twarzy, która aktualnie przybierała żywszą barwę. Czarne smugi bez trudu przecisnęły się pomiędzy jego palcami, jakby nic nie różniło ich od konsystencji wody, z tą różnicą, że zamiast uciekać z dłoni, same pakowały się do nich, chcąc pozbawić go trzymanego noża. ― Chcesz mnie? ― Nie musiał odpowiadać na głos. Pewnie byłoby to nie lada wyzwanie w momencie, gdy ostrze zbliżyło się do jego gardła i musnęło je, bez trudu rozcinając skórę w tym miejscu. Skaleczenie nie było groźne, w zasadzie przypominało zaledwie niefortunne skaleczenie się kartką papieru, jednak tyle wystarczyło, by czerwień zaczęła perlić się w tym miejscu i powoli spływać po jasnej skórze na szyi młodzieńca.
HUK.
Ostrze upadło na podłogę, gdy macki cienia rozmyły się w powietrzu, jakby ich obecność tam nigdy nie miała miejsca. To tylko koszmar.
Teraz? ― dokończył wcześniej zadane pytanie, podbródkiem wskazując skrawek podłogi obok siebie, milcząco nakazując mu, by podszedł. Mogła być to jego jedyna szansa na oczyszczenie się z wszystkich brudów, które na sobie nosił. Kolejny test i kara za złe uczynki, o których odkupieniu to nie Bóg decydował.
Co teraz?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 21:57  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Cisza, która zapadła, bynajmniej mu nie pomagała. A przecież mówi się, że cisza jest cenniejsza od złota czy innego pseudo bogactwa. Gówno prawda. Nie zawsze, czasem cisza jest największym wrogiem, z którym nie sposób wygrać. Otaczającym swoimi obślizgłymi łapami i powoli wciągającym w wir rozszalałego umysłu. A o czym w tym momencie Nathair się przekonywał. Zdawało mu się, że jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu jest odgłos bicia jego własnego serca. W pewnym momencie wystraszył się, że Ryan usłyszy je, a co zdradziłoby go jeszcze bardziej przed Wymordowanym. A przecież i tak odkrył się aż nadto. Słowa, które pod wpływem złości opuściły jego usta nigdy nie miały prawa trafić do uszu Wymordowanego. Ani nikogo innego. Chciał je pochwycić i zabrać z powrotem, z dala od mężczyzny. Teraz pozostało mu tylko czekanie we własnym zawstydzeniu i obnażeniu z emocji. A to było chyba jeszcze gorsze od usłyszenia nawet najmniej przyjemnej prawdy. W sumie tyle dobrego, że to był Ryan (powiedzmy). Przynajmniej Nathair miał tą pewność, że nie zostanie wyśmiany w twarz. Nie w taki sposób. Chociaż… postępowanie ciemnowłosego, jego zachowanie w stosunku do innych bywało o wiele gorsze niż obśmianie. Bo jego słowa potrafiły ciąć niczym najostrzejszy nóż wszystko, co napotka na swojej drodze, pozostawiając po sobie jedynie krwawe strzępy ludzkich uczuć.
Mężczyzna się poruszył, a on jak na zawołanie, w przeciwieństwie do niego, zesztywniał jeszcze bardziej, napinając chyba każdy możliwy mięsień jego ciała. Wpatrywał się błyszczącymi oczami, w których odbijał się migoczący płomień świecy, gdzieś przed siebie. W czarną, nieopisaną przestrzeń, nie mogąc w tym momencie spojrzeć w chłodne i matowe tęczówki o srebrzystym połysku. Nie teraz, nie po tym co powiedział. Chyba rzeczywiście byłoby o wiele lepiej, gdyby Ryan w pewnym momencie uciszył jego słowa, nawet tak marnym gestem jak uniesienie ręki. Być może już wtedy Nathair zdołałby się zamknąć i cała ta sytuacja potoczyłaby się inaczej. Bo przecież był aniołem. Nie powinien, ba, nie miał nawet najmniejszego prawa pomyśleć o uciesze cielesnej danej mu przez innego mężczyznę, a co dopiero powiedzieć to na głos. Zwłaszcza, że jeszcze do niedawna tak bardzo bronił się niemal każdą kończyną ciała przed tym. A teraz co? Przychodzi do niego niemal skomląc jak pies łaknąc uwagi oraz jego bliskości. Paradoksalnie do tego, co w tej chwili pragnął, w duszy wręcz modlił się o wyrzucenie z domu Ryana. Bo jeśli zostanie tu dłużej, jeśli on…
”Wiem.”
Jedno słowo, które znaczyło więcej, niż setka innych niewypowiedzianych. Chłopak raptownie poczuł nieopisaną ulgę, która wypełniła jego ciało, a której towarzyszył chłodny i nieprzyjemny ścisk gdzieś w okolicach żołądka. Może więc dlatego na początku nawet nie zwrócił uwagi na to, że coś gładkiego przesuwa się po jego skórze. Dopiero w chwili, gdy delikatność przeistoczyła się w bolesny uścisk, który siłą odsunął dłoń od jego twarzy, zrozumiał, że to moc Ryana. I wreszcie na drobną chwilę uniósł swoje spojrzenie, spoglądając na mężczyznę, który wciąż znajdował się na materacu, sprawiając wrażenie, że to w żaden sposób nie maczał swoich palców w uścisku sprzed paru sekund. Bez najmniejszego problemu nóż został mu odebrany, choć może też dlatego, że anioł zdawał sobie sprawę iż jakikolwiek opór w tym momencie będzie bezcelowy. ”Chcesz mnie?” Jak na zawołanie opuścił nieco głowę ukrywając swoją twarz pod przydługimi kosmykami włosów, w tym samym momencie, gdy ostrze delikatnie pogłaskało jego skórę na szyi, wyciągając z niego ciche syknięcie. Te jednak bardzo szybo utonęło gdzieś w eterze, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie w postaci cieniutkiej i czerwonej kreski, spływającej po jego szyi. Zacisnął nieco mocniej palce dłoni, gdy sztylet opadł tuż obok jego stopy. Wiedział, że to co powie w tym momencie zaważy na wszystkim. I choć dla Ryana nie było to niczym szczególnym, dla Nathaira znaczyło bardzo wiele. Bo jeśli nie odejdzie stąd w tym momencie, dając tym samym negatywną odpowiedź – to będzie koniec dla niego. Odda mu się w zupełności z pewnością kiedyś żałując tego. Da mu prawa i przyzwolenie do swojej osoby. Tylko problem był taki, że podskórnie chciał tego. Chciał chociaż raz posłuchać swojego rozsądku, którego tak często przez całe swoje życie unikał.
Poruszył swoimi ustami mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem, choć bystrzejszy osobnik być może wyłapałby zlepek słów, które po chwili zastanowienia układały się w krótkie … tylko Ciebie. Raptownie uderzyła go fala gorąca, a przecież w pokoju raczej nie panowała byt wysoka temperatura. Zwłaszcza, że Grimshaw bynajmniej nie należało fanów ciepła. Nathair nie wiedział, czy paląca skóra na twarzy jest wynikiem ciepła, zawstydzenia czy też czegoś innego. A może rumieńce stanowiły wybuchową mieszankę wszystkiego po trochu.
- Chcę. – w końcu powiedział cicho, nieco zachrypniętym głosem, czując drżenie na całym ciele. Przekroczył niewidzialną linię, gdzie nie było już odwrotu. Zresztą, nie chciał się odwracać.
- A ty? Chcesz mnie? Mimo, że… – zamilkł, czując pod powiekami nieprzyjemne pieczenie. Szybko uniósł jedną dłoń z naciągniętym rękawem i przycisnął go do oczu.
- Mimo, że tamten mężczyzna…. Że moje ciało… – ponownie przerwał, gdyż kolejne słowa nie chciały przejść przez jego gardło. Chciał wiedzieć, czy nadal nim gardzi i się go brzydził. Bo wciąż pamiętał jego wzrok z tamtego dnia, który za każdym razem, gdy przywoływał go sobie w pamięci… bolał. Ale nie wszystko powinno być powiedziane na głos. Lepiej, jak niektóre rzeczy pozostają milczeniem. Odsunął dłoń od twarzy i wreszcie zmusił ciało do poruszenia się, czując, jakby miał nogi z waty. Jednakże zamiast ruszyć we wskazane miejsce, chłopak zatrzymał się naprzeciwko mężczyzny. Wciąż nie spoglądając na niego, powoli przykucnął, opierając kolana o podłogę i przysiadając na piętach. Zawiesił nieco głowę wbijając spojrzenie w swoje palce, wystające ze zbyt długich rękawów bluzy. Rozchylił nieco wargi, lecz bardzo szybko je zamknął, sprawiając wrażenie, że chcesz coś powiedzieć. Cisza jednak delikatnie na niego napierało, by wreszcie mógł wyrzucić to z siebie.
- Oznacz mnie. Znowu. – powiedział ledwo słyszalnym głosem, choć czuły słuch Ryana z pewnością to wyłapał. Może było to egoistyczne ze strony anioła, ale chciał, by Ryan znowu zaznaczył go swoim zapachem, dotykiem, czerwonymi znakami. Wszystkim, zmywając pozostałości niechcianego dotyku z jego ciała.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 21:58  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Skruszeni byli zdolni zrobić wszystko, by odkupić swoje winy. To dawało Ryanowi przewagę. Oczekiwanie na decyzję Nathaira nie było przepełnione przytłaczającym napięciem. Wiedział, że istniała tylko jedna decyzja, którą anioł mógł podjąć. Wiedział, że niezależnie od dylematów, które właśnie nim targały, podejdzie bliżej i będzie prosił go o przyjęcie z powrotem, niczym zdrajca królestwa prosi króla o przebaczenie, gdy okazuje się, że wyznaczona kara nie jest tylko czczym gadaniem. Może był zbyt pewny siebie, a może to wyciekające na wierzch emocje skrzydlatego zdradziły go na tyle i uwięziły w swoich ciasnych więzach tak, by nie mógł już uciec. Skrucha była tylko słabością. Ponieważ w jego wykonaniu przynosiła ona korzyści Grimshaw'owi, nie zamierzał prawić różowowłosemu, że postępuje źle, decydując się na taki krok. Sprzedawał duszę komuś, komu bliżej było do diabła, ale był tylko żywym przykładem tego, że nikt nie powinien dziwić się upadkowi Nieba.Nawet nie zdążył mrugnąć, a brud świata wchłonął w niego jak woda wchłania się w gąbkę. Szkoda tylko, że trzeba było aż tak wiele, by zrozumiał, gdzie jego prawdziwe miejsce. To pewne, że trudno było pozbyć się obrzydzenia, wymazać z pamięci fakty z przeszłości, aczkolwiek z zasady każdy zasługiwał na drugą szansę, choć tu tylko okoliczności sprawiły, że młodzieniec otrzymał swoją drugą szansę.
„… tylko Ciebie.”
Słyszał. Oczywiście, że słyszał. W pokoju panował na tyle błogi spokój, by nic nie zakłócało nawet najcichszych szeptów. Jego opiekun miał po prostu pecha, że musiał znaleźć się z nim sam na sam akurat w domu. Na cholernym odludzi, gdzie nikt inny nie usłyszałby jego lamentów, nie wspominając już o tym, że nikt by się nimi nie przejął. Gdy pierwszy krok naprzód został pokonany, ciemnowłosy wiedział, że będzie mógł zrobić z nim wszystko. W ten wieczór ostatni raz miał poczuć się jak dziwka, spełniająca wszystkie perwersyjne prośby, choć tym razem ku uciesze kogoś, kogo sama sobie wybrała. Na pewno nie miało być łatwo.
Czy go chciał?
Zastanowię się. ― Czy to nie oczywiste? To Nath musiał sprawić, żeby tak było. Żeby miał pewność, że to już się nie powtórzy, a uczucie dotyku kogokolwiek innego będzie wywoływało w nim odrazę. Gdyby jednak znów zdecydował się odejść, mógł być pewien, że nie uświadczy ani jednego spojrzenia srebrnych tęczówek, które właśnie przyglądały mu się z uwagą. ― Nie kończ ― mruknął, gdy stróż usiłował dokończyć zdanie. Kącik jego ust wykrzywił się, przywołując na jego twarz cień pogardy przemieszanej ze zdegustowaniem. Nie musiał mu przypominać, niemalże psując wszystko, co do tej pory chciał zbudować od nowa. W tym rozdziale „tamten mężczyzna” nigdy nie istniał. Nie było jego dotyku, burdelu, wspomnień po nim. Niczego. Był martwy, jak wszyscy, których zostawia się za sobą. Prawdopodobnie już nigdy nie mieli mieć okazji, by się spotkać.
Mężczyzna nachylił się jeszcze bardziej i wyciągnął rękę do przodu, by ująć w palce jego podbródek. Ciepło spąsowiałej twarzy skontrastowało się z zimnem jego dłoni. Przesunął kciukiem po dolnej wardze, o którą przy okazji zaczepił lekko paznokciem, chcąc pozostawić na niej mrowiące uczucie niewyjaśnionego niedosytu. Wiedział już, że nieprędko przyjdzie mu go zaspokoić. Spojrzenie kocich oczy nieustannie wodziło za dłonią, która właśnie przesuwała się po rozgrzanym policzku z delikatnością muśnięcia piórem. Po zbadaniu opuszkami palców jego skroni, wsunął rękę w różowe kosmyki, wtedy też zniszczył wszelkie złudzenia, gdy szarpnął go za włosy zadzierając głowę do góry. Lodowate spojrzenie skontrastowało się z różowymi tęczówkami chłopaka, jednak nie trwało to długo. Opętany przysunął się jeszcze bliżej, przekraczając statystyczne granice dobrego smaku i mając sobie za nic przestrzeń osobistą skrzydlatego. Wargi przylgnęły do wcześniej zadanej mu rany, którą wyeksponował, nadal nie zezwalając młodzieńcowi na opuszczenie głowy. Niekomfortowe uczucie ciągnięcia za włosy nie pasowało do lekkiego łaskotania, które odczuł na skórze szyi, po której szatyn właśnie przesuwał językiem, czerpiąc chorą przyjemność z kosztowania anielskiej krwi, choć ta nie mogła poszczycić się już swoją dziewiczą nutą.
Oczywiście zrobisz wszystko ― zaczepił zębami o jego szyję, jak droczące się zwierzę ― co ci każę ― dokończył tonem, który nie znosił sprzeciwu. Przesunął nosem od miejsca nad raną aż do jego podbródka, końcówką języka ścierając szkarłat z ust i wreszcie uwolnił różowe kłaki z uścisku, choć jego wolna ręka zdążyła już odnaleźć sobie przestrzeń, by wcisnąć się pod bluzę. Materiał wolno zaczął sunąć w górę, a paznokcie w akompaniamencie drażniły jego brzuch. Gdy było już niemalże pewnym, że za chwilę zedrze z niego górną partię ubioru, materiał ponownie skrył wcześniej obnażone ciało, a szatyn odsunął się na odległość, która pozwalała mu dokładnie przyglądać się Nath'owi.
Nie chciał go?
Rozbierz się.
Zrobisz wszystko, co ci każę, powtórzył w myślach, mrużąc oczy. Na tym polegała gra.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:00  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Ryan był tym typem, przed którym matki ostrzegały swoje młode córki. Choć w tym przypadku bardziej adekwatnym stwierdzeniem byłoby synów. Bestia w ludzkiej skórze, personifikacja czystego koszmaru, przed którym drżą rośli mężczyźni, nie chcąc mu wchodzić w drogę, doskonale zdając sobie sprawę z konsekwencji spotkania oko w oko z takim stworzeniem. Nikt o zdrowych zmysłach nie oddawałby siebie takiej osobie, nie zaprzedałby swojej duszy, którą bez mrugnięcia okiem potwór mógł rozerwać swymi szponami, niemo rozdzierając powietrze swym lodowatym spojrzeniem, czerpiąc z tego chorą satysfakcję. Czyż to nie ironiczne? Jeden z tych, którego obowiązkiem jest strzec niewinne dusze przed tego rodzaju złem dobrowolnie, z własnej, nie przymuszonej woli dał się złapać w sidła. Nie, nawet nie dał się złapać, bo bestia nie polowała. Po prostu się oddał, choć tego typu posunięcia n i g d y nie kończyły się dobrze. Nie dla słabszej strony, a Nathair zdecydowanie nie należał w tym przypadku do tej silniejszej. A odwrotu już nie było.
Nic nie mógł na to poradzić. To była wina Wymordowanego. To on zasiał w nim ziarno, o którym nigdy nie powinien się dowiedzieć. Na nieszczęście dla anioła – zaczęło kiełkować, zamiast sczeznąć już w chwili, gdy został pozostawiony sam sobie w pokoju hotelowym. A jego plony miały zostać dzisiaj zebrane.
Wiedział, że dzisiejszej nocy będzie musiał się naprawdę postarać, że wszystko zaczyna budować od nowa. Nie wiedział, czy podoła, zważywszy na sam charakter ciemnowłosego i jego wysokie wymagania. Ale był pewien jednego. Chciał go poczuć i pamiętać tylko jego dotyk, który przecież nie sprawiał mu bólu, jak z początku zakładał. Chociaż nie, był to ból niosący ze sobą przyjemność o jakiej do tej pory Nathair nie miał najmniejszego pojęcia. Właściwie to słowa Grimshawa, by nie kończył, potraktował poniekąd z ulgą. Bo to oznaczało, że nigdy nie powrócą do tego tematu. Anioł chciał zapomnieć o tym, poniekąd za sprawą samego Ryana, i wewnętrznie cieszył się, że i jego podopieczny nie zamierza drążyć tego tematu.
Dotyk chłodnych palców momentalnie zaczął promieniować z jednego punktu na całe ciało chłopaka. Każde przesunięcie, każdy milimetr wywoływał w nim istną falę przemieniającego się na przemian gorąca oraz chłodu. To w sumie zabawne, że wystarczył mały, niewinny dotyk, a chłopak od razu delikatnie drżał, niemo prosząc o więcej. Być może wynikało to z tęsknoty za tym, bo przecież wspomnienia tego pomagały utrzymać się Nathairowi na powierzchni totalnego zatracenia w burdelu. Odetchnął bezgłośnie, nieświadomie rozchylając nieco usta, gdy paznokieć zahaczył o dolną wargę, jednocześnie przechylając nieco głowę w bok. W stronę, gdzie aktualnie błądziły chłodne, acz delikatne opuszki palców.
Ciche sapnięcie przerwało na drobny moment panującą ciszę w pomieszczeniu, gdy palce szarpnęły za jego włosy, odchylając głowę do tyłu, dając tym samym dostęp do jednego, z delikatniejszych miejsc w ciele Nathaira. Nie mógł powstrzymać krótkiego przyspieszenia serca, gdy na tę drobną chwilę jego spojrzenie spotkało się ze srebrnymi tęczówkami. Do tej chwili unikał ich jak tylko mógł, a teraz zapragnął, by ta krótka chwila potrwała nieco dłużej, naiwnie łudząc się, że może udałoby mu się wyczytać z nich choćby strzępek czegokolwiek. Zagryzł dolną wargę, powstrzymując wydanie z siebie jakiegokolwiek dźwięku, gdy język mężczyzny delikatnie przesuwał się po jego szyi i ranie, jednocześnie pozwalając Nathairowi oddychać zapachem Ryana, który działał na niego niczym najlepszy afrodyzjak.
Przesuwający się dalej dotyk, zapach Ryana, jego bliskość – tylko tyle. Tylko tyle wystarczyło, by Nathair zaczynał odczuwać łaskotanie w okolicach podbrzusza. Choć daleko było mu jeszcze do pełnego pobudzenia, to jednak jego ciało nie było obojętne na to wszystko, a zaczynało samo odpowiadać.
Anioł milczał. Nie musiał odpowiadać na jego słowa, bo Wymordowany zapewne doskonale zdawał sobie sprawę, że to robi. Zwłaszcza dzisiaj. Być może innego dnia zacząłby protestować, droczyć się, odmówić – ale nie dzisiaj, nie podczas wieczoru, od którego tak wiele zależało.
Raptownie wszystko zostało przerwane i odebrane. Nathair spojrzał na niego zaskoczony, przez drobny ułamek sekundy zastanawiając się, czy Ryan zmienił zdanie, albo zażartował sobie z naiwnego anioła.
”Rozbierz się”, krótki, dosadny rozkaz, oznajmiający, że to dopiero początek. Zawahał się. To było oczywiste, wszakże jeszcze nigdy tak naprawdę przed nikim nie rozbierał się. Nikt nigdy nie widział go w pełnej okazałości. A niestety, w przeciwieństwie do Wymordowanego, Nathair odczuwał wstyd. Jednakże po krótkim zwlekaniu, wsunął swoje palce pod materiał bluzy i uniósł ją, ściągając z siebie zostając w samym ciemnym podkoszulku z jakimś idiotycznym napisem. Wciąż trzymając ręce w materiale ciepłego odzienia, podniósł się z podłogi, czując jak jego mięśnie pulsują w rytm bicia serca. Dopiero teraz odrzucił bluzę gdzieś w bok, zupełnie nie przejmując się gdzie spocznie. Na drobną chwilę zahaczył wzrokiem o płomień świecy, zastanawiając się czy może będzie mógł ją zgasić. Szybko doszedł jednak do wniosku, że to wyjątkowo głupi pomysł. Złapał za podkoszulkę i tą zdecydowanie szybciej i pewniej ściągnął.
Chłód omiótł jego nagą, górną część ciała wywołując przyjemny dreszcz wędrujący wzdłuż kręgosłupa. Przyjemne, tak bardzo dające ulgę uczucie na rozgrzane ciało. Złapał za guziki spodni i zamarł. Im niżej miał się rozbierać, tym bardziej tracił pewność siebie (co tracił…?). Kolejny dreszcz, tym razem wywołujący dla odmiany falę gorąca. Pstryk. Guzik odpięty. Na chwilę uniósł głowę przesuwając spojrzeniem po twarzy Wymordowanego. Błąd. Momentalnie zrobił się jeszcze bardziej czerwony na twarzy, o ile było to w ogóle możliwe. Cichy dźwięk rozsuwanego rozporka przerwał ciszę, a chwilę później towarzyszył jej odgłos spadających spodni wraz z przewiązaną swobodnie do szlufki w spodniach arafatką. Uniósł jedną nogę, robiąc pół kroku do tyłu, a drugą odsunął spodnie kawałek dalej, by te nie przeszkadzały mu w jakikolwiek sposób. Już teraz czuł się zażenowany i niekomfortowo, a przecież został w samej bieliźnie. Bez rozwiązywania butów, bez najmniejszego problemu je ściągnął pomagając sobie samymi nogami. To samo z seksownymi skarpetkami. Coraz bardziej drżąc złapał za brzegi bielizny, jedynego materiału, który zakrywał jakikolwiek skrawek jego ciała. Ale i ten w końcu wylądował tam, gdzie powinien. Nathair dopiero teraz zdał sobie sprawę, w jakim stanie jest jego ciało, że zaczęło reagować. To spowodowało, że poczuł się jeszcze bardziej zawstydzony. Jego dłonie drgnęły, komunikując jak bardzo chce się zasłonić, choć zdecydowanie musiał walczyć same ze sobą, by tego nie zrobić. Czuł baczne spojrzenie srebrnych tęczówek na sobie, które to wywołały gęsią skórkę na jego ciele. Miał ochotę schować się ze wstydu, zapaść pod ziemie… Żeby Ryan jeszcze nie patrzył na niego. Nie tak otwarcie.
- Nie… – jęknął cicho, w ostatniej chwili gryząc się w język. Nie chciał, żeby patrzył, ale wspomnienie słów Wymordowanego, że anioł zrobi wszystko, co tamten rozkaże skutecznie zdławiły w jego gardle wszelakie słowa protestu.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:00  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Nie zamierzał odwracać od niego wzroku.
Czujne spojrzenie przez cały czas wierciło niewidzialne dziury w całym ciele Nathaira swoim upartym wyczekiwaniem. Ociąganie zdawało się być oznaką tego, że chłopak się wahał, choć w tej sytuacji to nie powinno nastąpić. Już był świadom tego, do czego zdolny był Ryan, a wydane polecenie było jedynie okruchem z całości tego, co jeszcze mógł z nim zrobić. Teraz musiał go zobaczyć, ocenić czy jego stan wrócił do normy po czasie, w którym nie mieli okazji się widzieć. Czasie, po którym jego powrót był czystą abstrakcją. Ciemnowłosy wciąż miał sporo wątpliwości, widząc anioła, który dopraszał się o coś, co w jego stronach uchodziło za grzech. Skoro było w stanie prosić o to jego, mógłby poprosić kogokolwiek, gdy jego osobista potrzeba dawała mu się we znaki. Nie. Wróć... Nie mógłby. Teraz już doskonale do wiedział.
Ciemnowłosy uniósł brew, gdy mozolnie ściągnął z siebie bluzę. Przyjrzał się roztrzepanym przez tę czynność włosom i zsunął wzrok na twarz chłopaka, by zaraz po tym powędrować za nią wyżej, gdy postanowił wstać. Kolejna partia ubrania zniknęła z jego ciała. Po tym oblicze skrzydlatego zdawało się przestać liczyć. Chłodne spojrzenie przebiegło przez skaleczoną szyję chłopaka, później zbadało jego obojczyki, barki, ramiona, przedramiona, ręce, nie oszczędziło żadnego skrawka jego torsu i odnosiło się nieodparte wrażenie, że dzięki temu mężczyzna zapamiętywał wszystko. Do tego stopnia, że Nath tracił przed nim to, co jeszcze mógłby ukryć. Wzrokowa wędrówka zatrzymała się na brzegu spodni stróża, których już dawno nie powinno tam być. Pomimo wewnętrznego zniecierpliwienia, nie ponaglał chłopaka, dając mu przynajmniej częściową swobodę. Częściową, bo trudno było nie odczuć, że stale jest się obserwowanym, a w końcu nikt nie lubił, gdy patrzyło mu się na ręce. Wiedział, że mimo tego różowooki spełni jego prośbę, a gdy jego przypuszczenia okazały się słuszne, przyjrzał się bieliźnie, która zakrywała jego najbardziej wstydliwe partie, z którymi – czy opiekun tego chciał czy nie – Grimshaw miał już do czynienia. Jako następne z jego niemą oceną spotkały się nogi, po których przesunął wzrokiem aż do stóp. Właśnie wtedy dostrzegł, że ostatni niepotrzebny skrawek materiału osuwa się na podłogę. Nie omieszkał od razu powrócić do wcześniej skrywanego punktu. W srebrzystych tęczówkach pojawił się błysk, który od razu można było skojarzyć z satysfakcją.
Tak niewiele było mu trzeba. Mały, naiwny anioł.
Nachyliwszy się znowu, wyciągnął rękę w jego stronę. Pochwycił w pewny uścisk tak drobny w dłoni szatyna nadgarstek. Powoli przyciągnął go bliżej, chcąc jedynie nakierować go na właściwy tor, jakby pociągał za kolejny sznurek swojej nowej marionetki. W rzeczywistości tak właśnie można było określić teraz Nathaira – był jak zabawka w jego rękach. Faktycznie nie miał nic do powiedzenia w kwestii własnego ciała. Przynajmniej nie teraz. Mając go wystarczająco blisko, mógł robić z nim wszystko, co tylko przyszłoby mu do – przepełnionej tym, co najgorsze – głowy. Bez skrępowania przysunął wargi do członka chłopaka, na początku ledwie drażniąc delikatną skórę tam ciepłym oddechem, zanim postanowił musnąć językiem jego końcówkę, pozostawiając niedosyt po tym drobnym geście. Gdy jedna z dłoni zdążyła przylgnąć do jego podbrzusza i przesunąć się w górę, druga już odnalazła dla siebie miejsce między jego udami, zsunąwszy się wcześniej z trzymanej ręki. Zacisnął palce na wrażliwej, wewnętrznej stronie jego nóg i nie pozostawiało wątpliwości to, że planował pozostawić na nich widoczne, czerwone ślady. Późniejsza delikatność na którą sobie pozwolił, gładząc wcześniej przyprawioną o ból sferę, bez wątpienia miała przyprawić młodzieńca o kolejne dreszcze i pobudzić go jeszcze bardziej, choć o dostanie czegoś więcej musiał się postarać.
Twoja kolej ― wymruczał z ustami przysuniętymi do jego podbrzusza, przez co wraz z każdym ruchem warg, Nath czuł lekkie muśnięcia na skórze. Oczywiście, że była to jego kolej. W końcu musiał pokazać mu czego chciał, jeżeli w ogóle tego chciał.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:01  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 12 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Nie chciał, by Ryan tak uważnie przyglądał się jego ciału swoim spojrzeniem. Czuł się nieswojo i dziwnie, nie wiedząc nawet co w takiej sytuacji ma poczynić ze swymi dłońmi. Z drugiej zaś strony, od tego nachalnego wzroku, Nathair odczuwał coraz bardziej perwersyjne mrowienie w okolicach podbrzusza. Nie musiał nawet w tym momencie spoglądać na Wymordowanego, czego oczywiście i tak nie robił, gdyż z poczucia wstydu nie był w stanie unieść swojego wzroku, by czuć, jak Ryan dotyka go w mozolnym tempie spojrzeniem srebrnych tęczówek, niemalże namacalnie penetrując nawet najbardziej skryte skrawki jego ciała. Tak, jakby Nathair został wystawiony na jakąś aukcję, a ciemnowłosy rozważał zakup nowego towaru, poszukując wszelakich mankamentów, które będą przeszkadzały w prawidłowym użytkowaniu chłopaka.
Właściwie to anioł nie miał tak naprawdę czego się wstydzić, jeśli chodziło o jego ciało. Ale też jednocześnie nie miał czym się poszczycić. Szczupła sylwetka owleczona zdawało się, że zbyt cienką skórą, pod którą odznaczały się o wiele bardziej niż u normalnego człowieka cieniutkie sieci żył. Delikatny zarys jakichś tam mięśni, którym daleko było do atletycznej budowy, może nieco za szczupły, wręcz drobny i kruchy, jednocześnie pewny i stabilny. Ot, ładne ciało, które powinien posiadać anioł, ale nic więcej. Nie to, czego powinno się wymagać po historiach i opowiadań o niezwykle pięknych skrzydlatych stworzeniach. Nic nadzwyczajnego, doprawdy.
Drgnął, wiedziony nieopisanym impulsem, czując jak silne palcem oplatając się w okół jego nadgarstka. A to zwiastowało, że właśnie nastąpił koniec przedstawienia. Chociaż można było odczuć w powietrzu swego rodzaju uczucie podobne do rozczarowania, że tylko jedna osoba w tym pomieszczeniu paradowała w pełnym negliżu, a przecież druga strona z pewnością miała o wiele więcej do zaoferowania, by połechtać cudzy zmysł wzroku.
Bez jakiegokolwiek oporu podszedł do Wymordowanego, przyciągnięty pewnym uściskiem jego dłoni, niczym mała owca prowadzona na spotkanie z wilkiem. Różowe spojrzenie zahaczyło o ciemne włosy, na moment zastanawiając się, czy mógłby wtopić w nie swoje palce, by móc poczuć ich miękkość na swojej skórze. Gwałtownie wciągnął bardziej powietrze w płuca, nieco się garbiąc i zaciskając mocniej uda, gdy poczuł delikatne muśnięcie językiem w swym niedostępnym na co dzień miejscu. Zacisnął mocniej wargi, czując jak chłodna dłoń bez najmniejszego problemu wsuwa się pomiędzy jego nogi rozchylając je dla siebie nieco bardziej. Idealnie kontrastująca ze sobą przyjemność wraz z szczyptą bólu przynosiła nieoczekiwane rezultaty i drażniła coraz bardziej wrażliwsze ciało chłopaka. Tak naprawdę Ryan nie musiał wiele robić, by doprowadzić anielskie ciało na skraj zdrowych zmysłów. W sumie to poniekąd trochę smutne, bo z Nathaira była w tym momencie bardzo łatwa zwierzyna. A wiadomo, że łowca woli coś, co będzie zdecydowanie większym wyzwaniem. Jednakże zwierzyna w tym momencie sama naiwnie pchała się pod pazury, by zaznać chwilowego wytchnienia, aż wreszcie skończyć między kłami wilka.
Cichy pomruk niezadowolenia wyrwał się z gardła chłopaka, kiedy Ryan zaprzestał, choć kontrastujący z chłodem jego ciała ciepły oddech boleśnie podrażniał skórę anioła. Spojrzał w dół spod półprzymkniętych powiek wiedząc, że to nie on ma dzisiejszego wieczoru prawo prosić o dotyk. I chociaż jego ciało wyraźnie mówiło, czego pragnie, to jednocześnie jego dłonie łaknęły same sięgnąć po to, co było normalnie nieosiągalne.
Uniósł jedną dłoń i niepewnie wsunął palce w ciemne kosmyki włosów, pozwalając by te połaskotały jego opuszki. Drażniąc się z nimi przez ulotną chwilę, zaczął przesuwać dłonią z prawej strony, zahaczając palcami o kolczyki Wymordowanego, jednocześnie samemu zniżając się, aż wreszcie przykucnął na kolanach pomiędzy nogami Ryana korzystając z pozycji, jaką przyjął parę chwil temu. Dłoń zdążyła już przewędrować przez ramię i tors, aż wreszcie zatrzymał się gdzieś w połowie brzucha mężczyzny, zaciskając się na jego koszuli. Tak naprawdę, choć zabrzmi to nieco żałośnie, to nie wiedział co ma robić. A pobyt w burdelu wiele go nie nauczył. Cóż, nie ma co się dziwić. Ciężko przyswajać jakąkolwiek wiedzę kiedy jest się nafaszerowany narkotykami jak świąteczny indyk. Aczkolwiek w tym momencie zdawał się zupełnie na instynkt, który został przebudzony w hotelu przez Grimshawa. Zaczął słuchać swoich potrzeb i tego, czego chciało jego ciało. Przysunął się parę milimetrów bliżej mężczyzny, po czym uniósł obie dłonie do pierwszego zapiętego guzika w ubraniu ciemnowłosego. Nieco drżąc i nieporadnie odpinał kolejne guziki odsłaniając coraz to większe nagie partie ciała mężczyzny. Gdy pozostały z dwa, może trzy guziki, zatrzymał się sprawiając wrażenie jakby niepewność wkradła się w jego umysł. Ta szybko jednak została rozwiana, gdy złapawszy za prawą część materiału odsunął ją na bok odsłaniając ramię Ryana. Przesunął powoli spojrzeniem po nim, zatrzymując się na jego zagłębieniu szyi. Uniósł się na kolanach i nachylił, przywierając swoimi spragnionymi ustami do skóry mężczyzny, tam, gdzie był wyraźnie wyczuwalny puls. Jakby chciał jednocześnie ukryć swój wstyd przed całym światem, twarz, na której przewijały się teraz wszystkie jego odczucia. Po krótkiej chwili napawania się jego zapachem, przesunął delikatnie samymi wargami wzdłuż barku Ryana. Nieświadomie wysunął koniuszek języka i powędrował nim tym razem po wyraźnie odznaczającym się obojczyku Grimshaw’a, jednocześnie po raz pierwszy mogąc go ‘zasmakować’. Odsunął się na odległość paru centymetrów skupiając wzrok na wyraźnej bliźnie, przecinającej jego klatkę piersiową. Palce same dotknęły jej, powoli i niespiesznie wędrując wzdłuż niej opuszkami. Wargi już po chwili dołączyły do palców, powoli pieszcząc zgrubienie na ciele mężczyzny. W tym samym czasie drżące dłonie wkradły się pod koszulę, delikatnie muskając boki Ryana, zaczynając badać jego ciało i zatrzymując się na dłużej przy każdej bliźnie, jakby próbował spamiętać ich umiejscowienie i kształt. Nawet nie przypuszczał, że dotykanie drugiej osoby może przynosić ze sobą tyle przyjemności. Z każdą kolejną chwilą, gdy jego palce wędrowały coraz dalej, ciało Nathaira coraz bardziej odpowiadało na to, wprawiając, że krew w żyłach chłopaka wrzała a wszystko skupiało się pomiędzy jego udami.
Wargi dotarły do końca blizny, lecz wbrew wszystkiemu, nie zatrzymały się. Sunęły niżej, coraz częściej włączając w delikatne i nieśmiałe pieszczoty język. Analogicznie i dłonie w końcu zawędrowały do brzegu spodni. Jedna dłoń zakończyła podróż na biodrze Ryana, lecz druga kontynuowała. Wtedy też pieszczoty ustami dobiegły końca. Nathair oparł swoje czoło o tors Ryana tak, że bez najmniejszego problemu mógł spojrzeć w dół w chwili, gdy drobna dłoń przesunęła się między udami mężczyzny, po zdawałoby się jedynym punkcie na jego ciele, skąd biło ciepło. Drżące palce zadrżały jeszcze bardziej, gdy nieśmiało przesuwał nimi po wybrzuszeniu, czując jak jego własny oddech staje się płytki i urywany. Raptownie wszystko przerwał, zabierając rękę i samemu odsuwając się od Ryana, ponownie siadając na piętach. Jakby zrobił coś złego i niestosownego. Przelotnie spojrzał na twarz mężczyzny, jakby chciał się upewnić, że nie ujrzy tam jakichkolwiek oznak zirytowania, lecz speszony szybko opuścił nieco głowę, pozwalając różowym kosmykom opaść na jego twarz. Było mu mało. I nie mógł już tego ukryć. Chciał więcej Ryana w tym momencie.
Położył dłonie na obu kolanach mężczyzny i powoli zaczął nimi przesuwać, od czasu do czasu zahaczając paznokciami o materiał spodni, wyżej. Poprzez uda, potem biodra, boki, aż wreszcie dotarł do jego ramion. Dopiero teraz odważył się na spojrzenie w srebrne oczy mężczyzny. Nie odrywał od nich swojego wzroku w momencie, gdy jego dłonie podjęły powrotną wędrówkę, tym razem wzdłuż przedramion, aż dotarły do jego dłoni. Palce anioła delikatnie otoczyły jego nadgarstki, przysuwając je jednocześnie do siebie.
Dopiero teraz zerwał kontakt wzrokowy, nie mogąc znieść chłodnego spojrzenia w tak zawstydzającej sytuacji, gdy przesuwał powoli palcami Ryana wzdłuż własnych ud. Dotykając się jego nienaturalnie chłodnymi dłońmi czuł, jak coraz bardziej zaczyna kręcić się w jego głowie, jak wszystko skupiało się w jednym miejscu i jak bardzo zaczynało brakować mu tchu. Gdy dłońmi Ryana dotarł wyżej, na swoje ciało, w końcu wyswobodził je ze swojego uścisku, choć na dobrą sprawę, gdyby wymordowany chciał zabrać swoje ręce, to bez najmniejszego problemu uczyniłby to, biorąc pod uwagę diametralną różnicę w sile.
Palce na powrót dorwały się do koszuli mężczyzny, w końcu rozpinając ostatnie guziki i odsłaniając w pełni jego ciało. Nathair bez większego namysłu przylgnął całym swoim ciałem do jego, niemal ocierając się o niego jak wygłodniała kotka podczas rui, ukrywając jednocześnie swoja twarz w zagłębieniu jego szyi. Dłonie wcisnęły się pomiędzy ich ciała, wsuwając się niżej, aż do spodni, gdzie zaczął je odpinać z wyraźnym zamiarem pozbawienia ich Wymordowanego przynajmniej w połowicznej części.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 17 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach