Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 17 Previous  1, 2, 3 ... 9 ... 17  Next

Go down

Pisanie 13.12.13 12:19  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Kąciki jego ust ściągnęły się na moment, uwydatniając na jego twarzy rozgoryczony wyraz. Gdy tylko mała udzieliła im odpowiedzi, posłał Kurtowi kolejne mrożące krew w żyłach spojrzenie. Doprawdy, powinien już dawno go zapierdolić. Kolejny punkt za poprawną odpowiedź wędruje do pana Ryana – aż słyszał w głowie ten entuzjastyczny ton! Ale zadziałał z odwrotnym skutkiem, ponieważ w takich momentach naprawdę wolałby się mylić. Ale nie! Ludzie okazywali się tacy przewidywalni – nic dziwnego, że w większości przypadków ich obecność zwyczajnie go nudziła. Już nawet nie rozczarowywała. To tak, jak z byciem zmuszonym do oglądania w kółko filmu, który cię nie porwał, ale przecież wiesz, jak się skończy, więc za jedyne urozmaicenie możesz uznać to, że kawałek popcornu wejdzie ci za inny ząb lub że szczęśliwie uda ci się odpłynąć i dla odmiany sen będzie ciekawszy. Czasami jednak zastanawiał się nad tym, jak bardzo wygodna była bezmyślność w niektórych sytuacjach. Owszem – zdarzało mu się nie przejmować konsekwencjami, ale głównie dlatego, że w wielu sytuacjach miał tę wygórowaną pewność siebie. Ponadto to dość naturalne, że uważał Ailena za kogoś słabszego. Trudno, żeby przypisać własnemu słudze możliwości większe od własnych, bo w przeciwnym razie na pewno nie ugiąłby przed nim karku. I dlatego właśnie trudniej było mu uwierzyć w powodzenie jego planu, choć z drugiej strony Kot sam ściągnął sobie problemy na głowę, a ciemnowłosy ani myślał, żeby po nim sprzątać. Nie był z władców, którzy koniecznie musieli zyskać sobie sympatię poddanych.
Mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą, a ściągnąwszy brwi, ponownie przyjrzał się jasnowłosej. Popełniła duży błąd, którego mogła już nie naprawić.
Takich rzeczy nie mówi się rodzicom, mała. Ale być może za niedługo sama się o tym przekonasz.Kiedy już wypieprzą cię z domu w obawie o to, że niebawem trzeba będzie nauczyć cię szczać na gazetę, dodał w myślach. Dziewczyna miała sporo szczęścia, że niektóre rzeczy potrafił zachować dla siebie. Nie to, żeby nie miał w tym żadnego celu. Uważał, iż bardziej zaboli, gdy nie będzie do końca uświadomiona o tym, co ewentualnie mogłoby się stać. Życzył jej źle? Nie. Właściwie było mu obojętne, jak to wszystko się potoczy. Nie byłby skory do współczucia nawet takiemu strachliwemu dzieciakowi, choć trzeba przyznać, że wycieczka za mury była aktem odwagi z jej strony, ale zarazem i głupoty.
Gdyby tylko potrafił zdobyć się na śmiech, pewnie zrobiłby to właśnie teraz. Jeszcze nigdy nie usłyszał, że Desperacja była „okej”, ani „trochę dziwna”. Być może dlatego, że nie miał okazji rozmawiać twarzą w twarz z dzieciakami. Zmrużył oczy, wręcz wbijając w jej twarz niewidzialne igły, jednak trudno było mu doszukać się nieszczerości w jej słowach. Zresztą, dała już popis na to, że nie potrafiła kłamać. To zmniejszało jej szansę przetrwania o kolejne procenty.
Oczywiście. W końcu nie chciałabyś zostać tutaj na zawsze. ― Pokiwał głową, dodając swoim słowom przekonania. Nuta groźby, która pobrzmiewała w jego tonie nie mogła umknąć niczyjej uwadze. W niebezpośredni sposób chciał dać jej do zrozumienia, że od teraz istniała taka możliwość. Rzecz jasna, mówiąc „tu”, miał na myśli Desperację, a nie jego dom. Nie był skory do dzielenia się powietrzem z innymi. Już sama obecność Wymordowanego była uciążliwa, ale zdążył się przyzwyczaić.
„Jesteś cholernie przekonujący.”
To moje drugie imię.
„Nie?”
Jego ręka przesunęła się i tym sposobem objął drobną sylwetkę na wysokości jej ramion. To wcale nie był gest, który można było utożsamić z czymś dobrym. Tym bardziej, że chłodny policzek przylgnął do jej szyi. Za blisko. Ani trochę nie przejmował się tym, że doprowadzał blondynkę do łez swoim zachowaniem, ale to, że znalazła się w takim położeniu było tylko i wyłącznie winą jej kociego przyjaciela, który właśnie obrabiał jej plecak.
Nie sądzisz, że to kiepski żart, Winnie? Poza tym nie lubisz kłamać, a i tak wyjdzie na to samo. Będziesz w stanie szczerze przyznać im, że byłaś w bibliotece? ― Wątpił w to. ― Skoro jesteś taką grzeczną córeczką, pewnie są przekonani, że nie zażartowałaś sobie z nich w tak podły sposób. ― Jego wzrok śledził teraz uważnie twarz Sullivana. Nadal uważał, że jego plan był dobry? Mógł twierdzić, że z łatwością przyjdzie mu odprowadzenie jej do domu, ale nie miał gwarancji na to, że zdąży na czas. Chciał mu dać więcej powodów do niezadowolenia, niż jedynie to, że będzie musiał robić ponowny kurs za mury kosztem własnego zdrowia. ― Pozdrowienia z Desperacji. ― Nie było wątpliwości, że zaraz miało wydarzyć się coś złego. Niebieskooka dość szybko miała się o tym przekonać.
Grimshaw zacisnął palce na rękawie jej koszulki i pociągnął za niego, odsłaniając jej prawy bark. Górne kły zatopiły się w jej skórze. Nie zacisnął zębów, najwyraźniej chcąc uniknąć tego, by rana faktycznie przypominała ugryzienie. Odsuwając powoli głowę na niewielką odległość, przeciągnął dwie podłużne linie, które prędko zaczęły odznaczać się intensywniejszą barwą na jej ciele. Skończywszy swoje niewielkie dzieło, mające zostać pamiątką po tych nietypowych odwiedzinach, wreszcie puścił jasnowłosą i pchnął ją lekko w stronę Ailena, który czekał przy drzwiach. W momencie, gdy ostentacyjnie oblizał zęby, czując na języku metaliczny posmak, obrzucił chłopaka wyzywającym spojrzeniem i wreszcie podniósł się na równe nogi.
Lepiej weź pod uwagę to, że mogą już tam być.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.13 19:22  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylGGłupi ma to do siebie, że nie myśli i na tym między innymi polega głupota, co nie? Wielkie błękitne ślepia omiatały dalej pomieszczenie, choć światło bijące od wiekowej lampy nie pomagało w zwiększeniu widoczności; wracając do kwestii głupoty, bez zbędnych dygresji - Verne była czasem mało inteliegntna, yup. I nie było to problemem, dopóki nie przytrafiała się taka sytuacja jak teraz - jej ślepe i uparte posłuszeństwo ludziom, którzy, w jej mniemaniu, okłamywali ją przez swój egoizm doprowadziło teraz do dramatu, kiedy trzeba było wracać, ale właściwie nie poznało się do końca prawdy. A chciało się poznać, oj chciało. Blondynka była jednak pewna, że Ai nie odpowie jej na pytania, bo jest obrażony, a Grimshaw zwyczajnie ją olewał i traktował jak niewyrośniętego kurczaka. A mimo to dręczyło ją tyle niewyjaśnionych spraw. Kim był ten mężczyzna o wzroście godnym giganta? Dlaczego miał taki przerażający wzrok i czemu budził grozę w maleńkim sercu dziewczynki? Kim było S.SPEC, o którym ciągle mówili? I dlaczego aż tak bali się ludzi? Gdyby miała wystarczająco mało rozumu i dużo odwagi, wyrzuciłaby wszystkie te pytania, no ale - przed nią stał jakiś tyran, który był gotowy zrobić wszystko, zęby mieć święty spokój i móc się wyspać. Dlatego spuściła głowę, jedynie kątem oka spoglądając na Ailen’a, który wydawał się faktycznie mieć gdzieś to, co się z nią działo. Co więcej, do świadomości dziewczyny już dawno dotarło, że nie może na niego liczyć i jest to tylko i wyłącznie jej własna wina, spowodowana impulsem i naparawdę naiwnymi marzeniami o krainie jak z My Little Pony, która, cóż, istniała tylko na ekranie czterdzieści dwa cale za jedyne milion dolarów. I nieważne jak w tym momencie by się nie starała, jakkolwiek by nie prosiła - przepadło. Co gorsza, obecność obcej osoby, która swoją drogą znajdowała się już za blisko, utrudniała jej jakiekolwiek przeprosiny i naprostowanie wszystkich pochopnie wypowiedzianych słów.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylGDrobne usteczka rozdziawiły się lekko, kiedy zobaczyła błysk oczysk kotowatego, a do jej uszu dotarł znienawidzony już głos mężczyzny. Nie śmiała na niego nawet spojrzeć, bo żadne tłumaczenie w tym momencie by jej nie pomogło; list dla rodziców zostawiła odruchowo, a słońce na pewno odkąd wyruszyli w południe nie stało w miejscu i nie czekało, aż Verne uprzejmie wróci do domu. Im dłużej Ai i Winnie siedzieli w tym domu, tym bardziej zmniejszały się szanse na przetrwanie dziewczynki po powrocie do siebie, kiedy rodzice nie reagując na żadne wymówki urządzą jej piekło za nieposłuszeństwo. Dziecko takie jak ona nie zdawało sobie sprawy nawet, w co się wpakowało i nie wiedziała też, na ile rodzice byli świadomi tego, co się kryło za murami. Przełknęła nerwowo ślinę, kierując zaniepokojone spojrzenie na szare tęczówki Ryan’a.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylGN-No wieem~ Ale dam radę. – Machnęła rączkę, uśmiechając się wesoło chyba po raz pierwszy odkąd tu weszła. Ba! Ten niemy gest powędrował prosto do tego nieczułego skurwysyna, jakby liczyła w jakikolwiek sposób, że to go złagodzi. Na chwilę obecną jednak wydawało się, że atmosfera się zagęszczała tylko z powodu jej liściku. Zdezorientowany wzrok blondynki padł na wstającego Ailena i już chciała iść razem z nim, jednak uścisk na ramieniu ani trochę się nie poluzował, a Verne jakoś nie miała ochoty na szarpanie się czy uderzenie piąsteczką w jakąkolwiek część ciała Jay’a; spojrzała na niego ponaglająco, a drobna rączka mimowolnie zacisnęła się na rękawie jego bluzy. Byłby bardzo przykro, gdyby jednak nie mogła iść, co nie? A jeszcze bardziej przykro, gdyby mogła, ale z pogruchotanym ramieniem. Dzięki, postoję. Dziewczyna cicho odchrząknęła, mówiąc:
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylGM-Mogę już iść? Aaaailen, ten Pan n-nie puszcza. – Zająknęła się, czując w końcu ulgę w barku, jednak była przekonana, że to wszystko tak łatwo się nie skończy; całe ciało niebieskookiej zadrżało, a rozkojarzone i przerażone spojrzenie oczu w kolorze wody wbiło się w puste, szare ślepia mężczyzny. Drobne rączki zaciskały się coraz mocniej na materiale jego ubrania w okolicy ramion, choć jasnowłosa nie miałaby ani trochę odwagi, żeby odepchnąć napastliwego nieznajomego, który, jak już zdążyła się domyśleć, dobrych intencji. Poczuła nieprzyjemny dreszcz przebiegający jej po kościach, a na dodatek głos kotowatego, który bezkarnie wpieprzał jej kanapki jakoś nieszczególnie dodawał otuchy rozgorączkowanemu dziecku. Zamknęła oczy, słuchając z bijącym w piersi sercem, które miało lada moment wyskoczyć i uciec gdzieś za lasy i góry, żeby nie musieć już się tak denerwować. Zatrzęsła się, oddychając ciężko; pod żebrami ściskało ją jeszcze mocniej, a nabieranie powietrza stawało się trudniejsze.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylGJesteś potworem? – Szepnęła w odpowiedzi na wszystkie słowa, którym, jakkolwiek by się nie starała, nie mogła zaprzeczyć w racjonalny sposób. Był zbyt wyrachowany i pewny swoich słów, a z takimi ludźmi bardzo trudno wygrać. Chude dłonie dziewczyny poluzowały uścisk, a błękitne oczy otworzyły się, zawieszając wzrok na jednym punkcie. Coś było nie…
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG... ała?
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylGWinnie poczuła falę gorąca i rozerwaną przez coś cholernie ostrego skórę; spanikowała, serio. Szarpnęła się, pogłębiając tylko ranę i cofając się mniej lub bardziej samowolnie w kierunku drzwi. Ciemnoczerwona stróżka spłynęła po jej obojczyku, plamiąc materiał białej koszulki na ten okropny kolor. Kolejne krople zakwitały na ranie, do której Verne z przerażeniem przyciskała palce, łzy po kolei skapywały z jej policzków na podłogę, kiedy patrzyła prosto na Ryan’a, który teraz stał się dla niej wrogiem publicznym numer jeden. Ciało dziewczynki zatrzęsło się ze zdenerwowania i w tym momencie faktycznie żałowała, że nie znała swojego dokładnego miejsca pobytu, żeby prędzej czy później udupić Fuckera. Winnie zawróciła na pięcie, rzucając puste spojrzenie Ailenowi, którego bezceremonialnie wyminęła i z głośnym trzaśnięciem drzwi wybiegła z tego Piekła.

z / t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.13 1:21  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
„Jesteś potworem?”
Och, to mało powiedziane!
Ciemnowłosy nie wyglądał na zrażonego tym określeniem. Przecież po tej stronie muru nie było nikogo, kto nie byłby potworem. Na domiar złego jej świat także miał swoje czarne owce. To nie tak, że otoczona murami mogła czuć się bezpieczna. Równie dobrze mogliby poderżnąć jej w przyszłości gardło za jej dobre serce i chęć niesienia pokoju na kochanej matce Ziemi. On tylko pokazał jej, jaki durny był jej tok myślenia. I tak miała dużo szczęścia, że nie natknęła się na jednego ze zdziczałych, który mógłby poczuć się odpowiednio zachęcony do zrobienia sobie z niej posiłku. Nawet, jeżeli miała w sobie resztki instynktu samozachowawczego, by przynajmniej spróbować walczyć, na te warunki była po prostu za słaba. Ale – chociaż nie była zbyt bystra, bo twierdziła, że spełnianie tego typu zachcianek było dobrym pomysłem – przynajmniej sprawdzała się w roli dania, aczkolwiek to nie był komplement, który chciałaby usłyszeć na głos. Jeszcze opcja wpakowania jej do lodówki zostałaby wcielona w życie. A przecież mogła spokojnie wrócić do domu. Dał jej wolną drogę. Wystarczyło tylko posłusznie złapać Kota za rękę lub ruszyć za nim i już nigdy tutaj nie wracać.
Bez poruszenia przyglądał się jej zapłakanej twarzy. Kiedyś i tak musiała dowiedzieć się, że nie wszystko było kolorowe. A lepiej, żeby to stało się wcześniej, niż później, gdy na życiowe lekcje mogło być za późno. Nie przewidział jednak, że Winnie zareaguje w aż tak gwałtowny sposób i postanowi spieprzyć im sprzed nosa.
Trzask.
Ryan przesunął ręką po policzku w zrezygnowanym geście, przenosząc spojrzenie na Sullivan'a. Dopiero teraz karcący błysk dokładnie odznaczał się w srebrzystych tęczówkach skurwiela. W milczeniu, którym uraczył Kurta, wyczuwalny był ciężar zrzucanej na niego winy. Przecież nie doszłoby do tego, gdyby w ogóle jej tu nie przyprowadził! Przez czas ich znajomości powinien znać już Grimshaw'a na tyle, by wiedzieć, że taka swawola na pewno nie uszłaby mu na sucho. Gdyby mieli więcej czasu, Ailen skończyłby znacznie gorzej, niż jedynie poddany nieudolnej próbie zasztyletowania spojrzeniem. Ale nie mieli. Jednak wszelkie kary na pewno miały przełożyć się w czasie.
I na co ty w ogóle liczyłeś? ― Głos mężczyzny przeciął ciszę. Ruszył się z miejsca, kierując się ku drzwiom, co jednocześnie doprowadziło do zmniejszenia się odległości pomiędzy nim, a wymordowanym. Gdy był już wystarczająco blisko, wyciągnął rękę i wsunął palce w ciemne włosy Kota. Pozornie delikatny gest nagle stał się brutalnym wymuszeniem na chłopaku odchylenia głowy do tyłu. ― W takim razie teraz zrobimy to po mojemu. ― Zadecydował, a ślepia drapieżnika błysnęły, wyrażając swój brak wyrozumiałości dla ewentualnego sprzeciwu. ― Ty zapierdalasz po ten pieprzony liścik, a ja zajmę się dziewczyną. A później... ― zastanowił się chwilę i nachylił się nad swoim sługą. ― Pomyślimy nad stosownym wykładem o niesubordynacji. Hm? ― Retoryka pytania dawała się we znaki, bo Ai nie miał za wiele do powiedzenia w tym temacie. Bolesne przygryzienie płatka ucha, którego doczekał się zaraz po tym było odpowiednią przestrogą.
I jednocześnie tymczasowym pożegnaniem, bo chwilę później opuścił dom, aż w końcu ruszył śladem blondynki. Na pewno nie miała wytrzymać długo na pełnych obrotach.
    z/t.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.12.13 1:32  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Ze zniecierpliwieniem czekał aż jego towarzyszka łaskawie wprawi w ruch swój tyłek i w końcu oderwie się od kotowatego, kierując swe kroki w stronę drzwi wyjściowych. Osobiście nie widział żadnego problemu w odsunięciu się od Ryan’a w trybie natychmiastowym. Verne się go panicznie bała, a od rzeczy osób, do których pałamy niechęcią, raczej chcemy się czym prędzej oddalić, prawda? Nie potrafił sobie wyobrazić, jak wielki strach odczuwała w tym momencie blondyneczka. Wszak nie był teraz w jej skórze i szczerze powiedziawszy nie chciałby być. Takie to drobne, bezbronne.. a przed nią nieprzewidywalny koleś z nieprzyjemnymi zamiarami, wypisanymi w oczach. Ma przerąbane. I pomyśleć, że wszystkich tych nieprzyjemności mogła w łatwy sposób uniknąć; choćby nie nalegając tak uparcie na ich niebezpieczną wyprawę, lub najzwyczajniej w świecie traktować z szacunkiem jedynego znanego jej potwora, który generalnie miał sprawować nad nią jako-taką opiekę w Desperacji.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG W momencie w którym przełykał ostatni kęs wydobytej z plecaka Winnie kanapki, o mało co się nie zabił, pomijając fakt, że technicznie rzecz biorąc już jest martwy. Zakrztusił się widząc, co Ryan robi z jego nową koleżanką. Nie podobało mu się to. I jego niezadowolenia wcale nie napędzały uczucia takie jak współczucie, przyjaźń, czy co tam innego mogłaby sobie wyobrazić dziewczynka, żyjąc w swoim cukierkowym świecie, ale najzwyklejsze przekonanie, że to absolutnie niepotrzebne dodatki, które mogą tylko pogorszyć całą sytuację. A jak Verne się przestraszy w tak wielkim stopniu, że aż zemdleje? Co prawda Ai nie był świadomy jej strachu do krwi, ale trzeba przyznać, że jego przeczucia są całkiem trafne. Ugryzienie trzynastolatki nic dobrego im nie dało.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Brawo, panie „Przekonujący”
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Przeszło mu przez myśl, kiedy z jego gardła wydobył się dźwięk, który trudno przypisać do konkretnego zwierzęcia. Przypominał zmiksowany ze sobą warkot rozgniewanego psa i ostre prychnięcie walczącego na śmierć i życie kocura. Co prawda popis umiejętności bąkania pod nosem wyrazów dźwiękonaśladowczych nie trwał zbyt długo, bo Ai cały czas miał na uwadze, że dziś i tak był już wyjątkowo niegrzeczny, a Ryan non stop wysyła mu sygnały, że bynajmniej nie jest z tego powodu zadowolony. Mimo wszystko nie przeszkadzało mu to we wlepieniu mało przyjaznego spojrzenia żółtawych oczu w sylwetkę swojego pana, kiedy to zostali zupełnie sami, bo ich nowa znajoma postanowiła sobie zwiać… na pewną śmierć. Był niemalże stuprocentowo pewny, że prawdopodobnie to on beknie za to, iż szarooki doprowadził do ucieczki trzynastki z chaty. A szło już całkiem dobrze!
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Złość trzymała mu się nawet w momencie kiedy znalazł się nieprzyjemnie blisko swojego pana. Z niewyobrażalnym bólem próbował powstrzymywać się od kąśliwych uwag w jego stronę, które z pewnością wrzuciłyby go w jeszcze większe bagno niż te, w którym tapla się teraz.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Nie zamierzał się wyrywać, acz nie można powiedzieć, że świecił przykładną odwagą i dumą. Chyba tylko głupek nie odczuwałby przynajmniej niepokoju, stojąc przed tak wielką osobą, jaką jest Ryan. Ailen poczuł jak malutki jest do swojego pana. Owszem, wiedział o tym już od bardzo dawno, ale zazwyczaj stara się trzymać od niego przynajmniej na dwa metry długości, toteż rzadko zdarza mu się czuć tak jak w tej chwili; dzieciaczek.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Odchylił głowę z cichutkim pomrukiem, który w jego wykonaniu miał być żałosną próbą jakiegokolwiek sprzeciwu. Jednak jego mrukliwa odmowa na niewiele się zdała, bo oto zaraz poczuł nieprzyjemne szczypnięcie płatka ucha. Uczucie z nim związane, migiem wymalowało na jego pyszczku bolesny grymas z mocnym zaciśnięciem powiek, coby nie zrobić dodatkowo niczego głupiego, choć w głowie aż wrzeszczały wszelkie brzydkie obelgi w stronę pana. Czuł się bardzo niesprawiedliwie traktowany, a frustrująca myśl, że nie jest w stanie mu się w tej sytuacji sprzeciwić, nie napawała go szczególnym optymizmem.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Złapał się za podgryzione ucho i nie marnując czasu ruszył dupsko, boleśnie odczuwając każde pewniejsze stąpnięcie na ziemię, z zamiarem przechwycenia tej cholernej karteczki.

    z/t

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.13 17:19  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
I jak tu nie dostać do głowy? Gdzie się nie obejrzeć, na drodze napotykało się zazwyczaj na pokraki i różne inne dziwactwa. Desperacja była o tyle urozmaicona, że nie zdziwiłby go nawet widok jednorożca, choć mógł cieszyć się z tego, że go nie uświadczył. Za to, gdy przez jakiś czas oddalali się w milczeniu od miejsca potencjalnego zagrożenia, zastanawiał się, z jakiej paki w ogóle zabrał ze sobą jasnowłosą, ale gdy znaleźli się już wystarczająco daleko, a ciemnowłosy obejrzawszy się za siebie, stwierdził, że nic się nie dzieje, postanowił odstawić Winnie na ziemię. Nie była księżniczką – choć zdaje się, że właśnie uratował ją przed smokiem – więc mogła poruszać się o własnych siłach i nie kręcić na to nosem. Mogła być pewna, że pierwszy i ostatni raz uświadczyła tu takich gestów. Wyprostował się, poprawiając bluzę, po czym niespiesznie ruszył w kierunku domu, który znajdował się już całkiem niedaleko. Wetknął ręce do kieszeni i jedynie raz zerknął za siebie przez ramię, by sprawdzić czy blondynka postanowiła pójść za nim. Jeżeli by tego nie zrobiła, najprawdopodobniej i tak już nie wlókłby jej za sobą siłą. Od teraz i tak w dużej mierze miała być zdana na siebie. Ponadto sama stwierdziła, że sobie poradzi. Nie pozostało już nic innego, jak tylko czekać na efekt jej postanowienia.
Pytałaś o S.SPEC ― przypomniał ni z tego, ni z owego. Powiedział to na tyle głośno, by dziewczyna, która tymczasowo została w tyle, usłyszała go dokładnie. ― Muszę przyznać, że to dość dziwne, że absolutnie nic o nich nie wiesz. W każdym razie to oni sprawują pieczę nad waszą kochaną klatką za murami. Nie przepadają za nami. Tak na dobrą sprawę za wami też nie, ale to w końcu ludzie. Opierają się głównie na korzyściach związanych z mydleniem wam oczu bezpieczeństwem, bo i trzeba mieć poparcie oraz dobry plan awaryjny. Jestem pewien, że gdyby Wymordowani zniszczyli barierę, wy, zwykli obywatele, poszlibyście na pierwszy ogień. ― Można było uznać to za słowa kogoś, kto zwyczajnie w każdy możliwy sposób chciał podkopać autorytet swojego wroga, jednak żył na tym świecie o tyle długo, żeby wiedzieć, iż uczciwość nie prowadziła na wyżyny. Miękkie serce wymagało posiadania twardej dupy, co? ― W każdym razie przede wszystkim chcą nas wyeliminować. Sama rozumiesz, nasza obecność ogranicza wasze tereny, chociaż samo zapuszczanie się za czystą strefę mogłoby być fatalne w skutkach. Przynajmniej na ten czas, więc jedyne, co mogą robić to przede wszystkim napuszczać na nas swoje wojska, ale to nie znaczy, że nie pracują nad znalezieniem środka, który dałby im odporność na to cholerstwo. ― Wysunął z kieszeni papierosa i zapalniczkę, której płomieniem odpalił nikotynową używkę. Zaciągnął się dymem, robiąc sobie przerwę w tym całym monologu. Kłąb jasnoszarego dymu uniósł się w powietrzu i prędko rozmył się. ― Ale nie sądzę, żeby chodziło tylko o to ― odparł nieodgadnionym tonem. Wszystko wskazywało na to, że nie zamierzał przedstawiać jej swoich własnych przypuszczeń. ― Tak czy inaczej, gdyby dowiedzieli się, że tu byłaś, przypuszczam, że zaciągnęliby cię na stół i potraktowali jak królika doświadczalnego. Nie sądzę też, że twoi rodzice mieliby cokolwiek do powiedzenia w tej kwestii.
Wzruszywszy barkami, zamilkł i skupił się na dopalaniu papierosa o słodkawym posmaku. I tak nie wykorzystał go w całości, bo w momencie, w którym znaleźli się przed jego domem, wyrzucił niedopałek, po czym wszedł do środka, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Kurt miał niebawem się zjawić, a Grimshaw mógł przeboleć obecność niebieskookiej jeszcze przez te kilkanaście minut. Miał szczerą ochotę wrócić do sypialni, ale rozsiadł się na materacu, przylegając plecami do ściany i wyciągając nogi przed siebie. Znużone już spojrzenie szarych ślepi, spoczęło na wejściu do chaty.
Tak swoją drogą, nie możesz nazywać mnie ani „Palcem”, ani „Królikiem”. ― Więc jednak i to zapamiętał? ― Jay. Podobała mi się wersja „proszę pana”, więc najlepiej przy niej zostań. ― To nawet logiczne, skoro mógłby być jej praprapra(...)pradziadkiem, choć nie wyglądał.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.13 22:54  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować na wszystko, co robił, gdzieś nad nimi mignął cień. I Verne już sama nie wiedziała, co w tym momencie było gorsze; czy to, że tuż przy nich wylądował smok, czy jednak to, że ktoś, kogo się panicznie bała wziął ją jak pożal się Boże księżniczkę i zaczął gdzieś spierdalać. Też mi książę. Spojrzenie niebieskich ocząt zaczepiło się o jego twarz, a drobne dłonie dziewczynki zacisnęły się na materiale ubrania mężczyzny, żeby jej ciało nie zsunęło się przypadkiem z jego ramion (kto go tam wie, może praktykuje rzut dzieckiem w dal?). I dawno nie czuła takiej ulgi, kiedy została w końcu postawiona na stałym gruncie, choć jeszcze przez chwilę chwiała się na zdrętwiałych nóżkach, próbując złapać nierówny oddech. Niepewność co do każdego ruchu wciąż obcego dla niej Wymordowanego przyprawiała ją o dreszcze i przyprawiała o nerwowe kołatanie serca, które prędzej czy później mogło się skończyć chwilami dość dużej słabości. Nadrabiając krótkimi kończynami i próbując jakkolwiek trzymać się blisko Jay’a, dziewczynka obserwowała jego nieruchomą twarz jakby próbowała w jakikolwiek sposób znaleźć na niej choć w niewielkiej części pozytywny gest. Nic. Najwyraźniej jego szczęście było równe jego skurwysyństwu i razem dało wybuchową mieszankę równą zero, przez co kąciki ust Ryan’a ani drgnęły do góry odkąd zobaczyła go po raz pierwszy.
Wzruszyła ramionami, przez chwilę patrząc się w swoje buty, idąc w skupieniu i milczeniu. Wciąż nie docierały do niej wcześniejsze słowa mężczyzny, których nie potrafiła przeinaczyć w kiepski żart. Nie była też pewna, czy powinna zinterpretować to jako ostrzeżenie, czy raczej suchą informację “cześć, za miesiąc umrzesz”. Blady uśmiech zawitał na jej twarzy, kiedy wyobraziła sobie cały powolny proces śmierci. Już i tak nie miała szczególnego zdrowia ze względu na migotanie przedsionków czy pogorszone widzenie. Westchnęła cicho, patrząc tępo na swoje zziębnięte i posiniałe dłonie; nie rozumiała. Zwyczajnie nie potrafiła pojąć, że niczym nieróżniące się powietrze może mieć w sobie coś, co miało ją prędzej czy później zabić. Zakasłała cicho, zakrywając chudą dłonią usta i jednocześnie podnosząc głowę w jego stronę, zaciekawiona zagajonym ponownie tematem. I bardzo dobrze, że był taki pamiętliwy! Może nawet zmieni na jego temat zdanie, kto tam wie.
Jakby go to obchodziło.
Przyskoczyła, do jego boku, przyspieszając lekko kroku i z zadartym do góry łebkiem szła obok, uważnie słuchając chłodnego głosu mężczyzny. Zmarszyczyła brwi, słysząc ostre słowa na temat nieznanej dziewczynie organizacji. Im dłużej myślała o tej nazwie, tym bardziej coś jej świtało, jednak w szkole nie dowiedziała się o tym za wiele, za to rodziców nie pytała i raczej nie będzie miała okazji zapytać. Westchnęła z niechęcią, przypominając sobie jak pod butem idącego obok niej Grimshaw’a zginął jej kochany telefon. Była, za przeproszeniem, w czarnej dupie.
Z-Znaczy słyszałam kilka razy, ale to było raczej tyle co nic. – Mruknęła cicho, nie będąc nawet pewną, czy jej głos nie zginie gdzieś w powietrzu po drodze, zanim pokona prawie pół metra, które ich dzieliło. Zawiesiła się na chwilę, myśląc, co właściwie o tym wszystkim sądzi. I czy powinna jakkkolwiek wyrażać swoje zdanie. – I naprawdę są tak źli, jak mówisz? To jasne, że ich nie lubicie z wzajemnością, ale… n-no to chyba niemożliwe, żeby ktoś, kto ma nas chronić, wystawiał nas na niebezpieczeństwo. – Zamilkła na chwilę marszcząc brwi. Martwiła się o to, co będzie dalej. Rodzice byli w mieście i pewnie martwili się jak cholera, a ona spacerowała jak gdyby nigdy nic po nieznanych jej terenach z osobą, która jednym kopnięciem mogła odrąbać jej głowę od kręgosłupa. W tym momencie jednak dupek rozwiał wszystkie (lub prawie wszystkie jej wątpliwości). Mimo to wyglądała na dosyć oburzoną. – Naprawdę myślisz, że nie chcieliby mnie z powrotem? Wirus to coś, czego nie da się usunąć z ciała, uleczyć? Co w ogóle się dzieje, kiedy już się umiera? Czekasz na ponowną śmierć? – Aż niepodobne było do niej, żeby tyle razy wypowiadać słowa, które brzmiały tak niewesoło. Widocznie z jej głową już było coś nie halo! – Boję się trochę. I jestem zła, noo. Niepotrzebnie rozwalałeś mój telefon, nijak nie wrócę, a istnieje większa szansa, że rodzice poinformują kogoś z urzędu. Myślisz czasami czy robisz co ci się żywnie podoba? – Burknęła, odsuwając się na krok w bok, żeby nie musieć wdychać tego samego powietrza, które jakich czas temu było w płucach Fuckera. Tego by już nie zniosła, zwłaszcza, że nie przepadała za zapachem papierosów. Kojarzył jej się głównie z dzieciństwem, kiedy to babcia paliła pewnie z dwie paczki dziennie, a niewinna dziewczynka o roześmianej twarzy żartowała, że staruszka jest ukrytym w jamie smokiem, który dymi. Teraz nie było jej do śmiechu, skoro smok mógł w każdej chwili bez skrupułów przedziurawić jej ciało. Ciche, świszczące westchnienie wyrwało się z jej piersi, kiedy znów stanęła przed obdartymi drzwiami do domu mężczyzny. Patrząc na budynek, który sprawiał wrażenie jako tako przyzwoitego w porównaniu z Koszarami czy innymi miejscami, które widziała po drodze. Mimo wszystko wolałaby własne łóżko, którego mogła już więcej nie zobaczyć. Zdjęła plecak z ramion, przechodząc przez próg i rzuciła go pod ścianę z cichym szczękiem sprzączek; było jej bardzo zimno, całe drobne ciałko drżało, kiedy podparła się o mur koło wejścia i osunęła się, siadając na plecaku wypełnionym ubraniami. Ostatnie czego chciała to przeziębienie.
Nikły uśmiech zakwitł na jej twarzy, kiedy Ryan nie tylko wyjawił jej nareszcie swoje imię, ale też… dobra, to nie było śmieszne. Brwi dziewczyny powędrowały do góry, kiedy usłyszała nieprzyzwoite wymagania Wymordowanego. Też coś!
”Proszę pana”, hm? Pewnie na tym się skończę, jesteś trochę straszny. – Zaśmiała się krótko i sucho, opierając głowę o chłodną cegłę i wlepiając pusty wzrok w sufit. Błękitne spojrzenie przesuwało się w lewo i prawo, a dziewczyna zastanawiała się jeszcze raz nad tym, co usłyszała zanim wielki gad pojawił się przy ich tymczasowej siedzibie obrad. Coś było nie w porządku. Bardzo nie w porządku. Znów zerknęła na niego pytającym wzrokiem, wlepiając niebieskie oczy w jego sylwetkę.
Skąd w ogóle wziął się wirus? Tak o się wytworzył i zaczął mutować ludzi? W Mieście nikt nam o niczym nie mówi, może to po prostu nie ta klasa czy zmieniony program. W każdym razie jestem ciekawa, o co w tym wszystkim chodzi. Brzmi trochę jak tandetna bajka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.13 22:43  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Przygodaa~
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Na świecie jest tak wielu ludzi, którzy z powyższym hasłem na ustach, wyruszają na dalekie wyprawy, porzucając wszystko jak leci i całym sobą poświęcając się marzeniom o podróżowaniu i odkrywaniu nowych ciekawych zakątków planety. To musi być fajne tak nagle zarzucić sobie plecak na grzbiet i wybyć z zacisza domowego po nowe emocje i wrażenia. Szkoda tylko, że jak wiemy po przykładzie Winnie, takie pomysły często kończą się tragicznie. Poza tym Ai nie był pasjonatem dalekich wędrówek, a już szczególnie nie pod rozkazem Ryana. Nie ma wątpliwości, że to on wpakował go w takie bagno. Gdyby tylko nie gryzł tej przeklętej smarkuli, mała mogłaby w ogóle nie uciec z chaty szarookiego i zostać bezpiecznie odprowadzona do domu. Nawet jeśli rodzice Verne i tak by go wyprzedzili, to przecież mógłby to jakoś załagodzić. Na przykład odstawić ją do Miasta-3 i albo mieć wszystko w dupie (takie załagodzenie sprawy, że hej), albo kazać jej wmówić rodzicielstwu, że to żart. Ewentualnie sam by się podstawił jako jej chłopak i zaczął przepraszać za wyciągnięcie ich córki o tak późnej godzinie – cokolwiek, byleby tylko mieć to wszystko z głowy! Ale nie.. ten na górze, co podobno nam historie z góry ustala, stwierdził, że Ailenowi dane jest zaiwaniać po całej Desperacji w poszukiwaniu swojego pana. To pokuta za jego grzechy? Dostał karę za to, że lekkomyślnie przyprowadził Bogu ducha winną istotkę do świata pełnego śmierci? To nie fair – Winnie przecież sama tego chciała!
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Napędzany myślą, żeby tylko odebrać i zniszczyć karteczkę na stoliku w domu panienki Pumpkin, gnał przed siebie, nie za specjalnie przejmując się stanem swoich nóg. Jak ma się ważny cel do osiągnięcia, to ból diametralnie się zmniejsza. Nieograniczony żadnymi uciskami w okolicach mięśni, biegł całkiem szybko. Pomijając fakt, że był niejako krzyżówką kota, to jego osobistą umiejętnością było przebieranie nogami jak Speedy Gonzales. Z jakiegoś powodu musiał dostać fuchę Charta, c’nie?
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Gdy tylko jego oczom ukazał się widok murów, został zmuszony do natychmiastowego zatrzymania się. W jego kieszeni coś zawibrowało, wydając przy tym drażniące w delikatne uszy Wymordowanego piknięcie. Telefon. Wyjął komórkę z kieszeni i uruchamiając ją jednym tapnięciem w ekranik, przeczytał informację od swojego właściciela. Cóż.. wiadomość wiadomo jakiej treści – nie napawała szczególnym optymizmem. Z głośnym prychnięciem podsumował całą swoją beznadzieją sytuację i po wysłaniu odpowiedzi, schował urządzenie i ruszył w stronę Koszar, tak jak mu nakazano.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylGDopiero gdy zaczął zbliżać się do swojego drugiego celu, poczuł, że zaczyna być mniej kolorowo. Nogi coraz częściej upominały się o chwilę przerwy, domagając się runięcia na ziemię i solidnego odpoczynku. Na domiar złego hałaśliwy dźwięk telefonu znów wybił go z rytmu i zmusił do zatrzymania się. Sms od Ryana skutecznie zmył ostatnie radosne barwy z położenia Ailena i skutecznie pozbawił Kota dobrego humoru. Japierdolęjapierdolęjapierdolę… Tak się zirytował, że aż odechciało mu się jakkolwiek odpisywać. Po prostu zacisnął ząbki i powędrował w kolejne umówione miejsce, obiecując samemu sobie, że jeśli znowu zostanie zmuszony do zawrócenia, poważnie wsypie mu środki na przeczyszczenie do kawy/herbaty/samego pyska.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylGOstatni spacer szczególnie zakodował mu się w pamięci jako nieprzyjemny. Cały zziajany praktycznie włóczył się do chaty Ryana, ledwo ciągnąc jedną nogę za drugą.  Ano niestety nawet najlepsi mają swoje limity, a co dopiero Ci, którzy cierpią na bolesne kontuzje kończyn dolnych, poparzenia całej klatki piersiowej i generalnie obdarzeni małą siłą, idącej w parze z aparycją rozkosznego dziecka.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Stanął w progu drzwi, informując o swojej obecności nie tylko pięknym wyglądem przepoconego, wymęczonego kurdupla, ale też głośnym sapaniem, dającym się usłyszeć jeszcze kilka chwil przed ostatecznym ukazaniem się Kota.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG - RYAAAAAAN!! – wywrzeszczał przecierając spocone czoło rękawem kurtki. Zaraz poczuł nagły przypływ energii i porwał się w stronę szarookiego, siedzącego na materacu tuż przy ścianie. Stanął nad nim okrakiem i chwycił za bluzę, mocno szarpiąc do góry. – ZMIENIASZ ZDANIE JAK ROZKAPRYSZONA PANIENKA! – wrzasnął mu prosto w twarz, wciskając na koniec zdania rozgniewane, kocie prychnięcie. Rzadko można zobaczyć Ailena w stanie totalnego wkurwu, acz w chwili obecnej, myślę, że jest on jak najbardziej uzasadniony. Poza tym trzeba przyznać, że poza bijących nienawiścią, wściekle żółtych ślepiach, zdecydowanie mało przyjemnym w odbiorze tonie głosu i generalnie aury chęci mordu, roztaczającej się wokół niego, cała ta sytuacja mogła wygląd śmiesznie, choćby z perspektywy Ryana. Takie to malutkie, a tak się rzuca~
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylGMam dość... – Prychnął ostatkami sił i mimowolnie runął tuż obok Jay’a na materac, będąc kompletnie wycieńczonym. Nawet nie chciało mu się zdjąć z siebie kurtki czy też szalika. Jedynym ruchem, który był w stanie wykonać, było nieśmiałe przewalenie się z brzucha na plecy, urozmaicone cichutkim piśnięciem, impulsywnie spowodowanym piorunującym bólem wgniecenia miejsc poparzeń do materaca.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG On już się dzisiaj do niczego nie nadaje. Kompletny wrak człowieka, acz Ryan nie powinien być szczególnie zdziwiony. Strongman’em to Kot nigdy nie był i raczej nie będzie. Jedyne co mu teraz pozostało to tylko tak leżeć jak nieżywy i mieć nadzieję, że Jay wykaże się choć nutką zrozumienia i nie trzaśnie go dodatkowo po pysku za nieodpowiednie zachowanie.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG  Tak czy siak on tu dziś na pewno przenocuje~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.12.13 11:16  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Jeżeli liczyła na jakikolwiek bardziej przyjazny wyraz na jego twarzy, to mogła się mocno rozczarować. Nie był typem osoby, która patrzyła na innych w przychylny sposób. Co prawda, takie umniejszanie wartości niemalże każdego kto żył (i nie żył, jeżeli już czepiać się szczegółów) wcale nie było normalne. Nikt jednak nie obiecywał, że mając go czynienia z Ryanem, będzie miało się do czynienia z osobą, która kwalifikuje się do zakresu przyjętych norm. On po prostu nie widział powodu, dla którego miałby się uśmiechać, a żarty nie docierały do niego w swoim dowcipnym przekazie. Nawet jego czarny humor brzmiał tak poważnie, że w gruncie rzeczy tracił swoje właściwości. No i właściwie dlaczego miałby się cieszyć? Już wystarczająco spierdolono mu wieczór tą nieoczekiwaną wizytą. Mała powinna być świadoma tego, że tu nie wita się ludzi w uprzejmy sposób, dokładnie tak, jak za murami nie popisywano się gościnnością wobec Wymordowanych. Poglądy jednej osoby – w tym przypadku poglądy Winnie – nie miały szansy na to, by doprowadzić do jakichś większych zmian. Powinna być zadowolona z tego, że nie zostawił jej ze znacznie postawniejszym od siebie potworem, który z całą pewnością połknąłby ją w całości.
Przynajmniej byłby spokój.
Zerknął na blondynkę z ukosa i wypuścił powietrze ustami z cichym świstem. Rozmasował skroń palcami, bo już samo przebywanie w jej towarzystwie przyprawiało go o ból głowy. Byłby hipokrytą, gdyby powiedział, że za dużo gadała, bo przecież przed chwilą sam uraczył ją swoim głosem na dłużej, niż przewidywały to statystyki. Na ogół jednak starał się nie kłapać aż tyle swoją jadaczką. Rozważał już nawet to, by przemilczeć całą resztę, ale bez wątpienia tak szybko nie dałaby mu spokoju. Ale gdyby tak... uciąć jej język? Ta opcja nie prezentowała się najgorzej.
Naprawdę. Chyba nie wierzysz w heroiczność ludzi? Każdy dba o własne interesy. Myślisz, że co się dzieje z tymi, którzy wchodzą im w drogę? Dostają klapsa za nieposłuszeństwo? ― Prychnął w nędznej imitacji rozbawienia. W praktyce wcale nie było mu do śmiechu, bo kąciki ust wciąż nie pokwapiły się o to, by zaburzyć obojętność rysującą się na jego obliczu. ― Pewnie. Chronią was, ale tylko do momentu, gdy postępujecie zgodnie z ich zasadami, jednak to oczywiste, że nie usłyszysz o tym w szkole. Może wkrótce dowiesz się, że strach budzi respekt, a takie osoby lubią to wykorzystywać jak nikt inny. ― Z perspektywy tego w jaki sposób potraktował niebieskooką, mogło wydawać się, ze sam też korzystał z podobnych metod. To wcale nie tak, że nie widział belki we własnym oku. Był tego świadomy. Nigdy nie robił rzeczy, których wcześniej nie zdążył przemyśleć, wbrew temu, co Verne twierdziła.
Pokiwał głową, tym samym udzielając jej twierdzącej odpowiedzi na pierwsze pytanie. Oczywiście, że sądził, że nie chcieliby jej z powrotem, a pierwszy kurs, który odbyłaby, gdyby postawiła nogę we własnym domu, zapewne docelowo zakończyłby się w laboratorium, w którym nie opędziłaby się od laborantów. W końcu stałaby się świeżym obiektem. Poza tym to nie tak, że tylko tak myślał. On to po prostu wiedział. Sądziła, że mało było takich przypadków?
Rusz głową ― rzucił z lekką niechęcią. ― Gdyby usunięcie wirusa było możliwe, nie tkwilibyście uparcie w swojej bezpiecznej klatce. I nie wiem czy można nazwać to „ponowną śmiercią”. Przecież już jesteśmy martwi, chociaż kiepsko wychodzi nam zachowywanie się jak na zwłoki przystało. Także nie czekasz na śmierć, bo już nie żyjesz. Po prostu jesteś i nie można cię zabić, a po prostu zniszczyć. Z tym, że to też wcale nie jest takie proste.
Mimowolnie wywrócił oczami. Nie dość, że nie myślała trzeźwo, to jeszcze zmieniała zdanie. Mogłaby się w końcu zdecydować, czy chciała wracać do domu czy nie. Ale czego mógł się spodziewać? Przecież była kobietą, a te zawsze miały swoje własne kaprysy, chociaż z dzieciakiem łatwiej było sobie poradzić.
Powiedziałaś, że nie chcesz teraz wracać, gdybyś miała telefon, mogliby znaleźć cię szybciej. Nie sądzę, by informowanie o tym urzędu wyszło twoim rodzicom na dobre. ― I na tym postanowił skończyć. Istniało wiele scenariuszy, które mogły się wydarzyć, gdyby rząd się o tym dowiedział i żaden z nich nie pasowałby jasnowłosej, bo nie zawierałby pożądanego happy endu, ale przecież wolała wiedzieć swoje.
Pobyt w chacie dawał nikłe poczucie bezpieczeństwa. Przynajmniej było wiadomym, że nikt nie ośmieli się tutaj wpaść, wiedząc, że był to cudzy teren. Ciemnowłosy, siedząc pod ścianą nieco przygarbiony, splótł palce na swoim brzuchu i przyglądał się swojej małej rozmówczyni, która ciągle odczuwała niedosyt wiedzi na temat Desperacji. Nigdy nie przypuszczał, że zostanie jakimś pieprzonym mentorem dla niedoświadczonych.
Zadajesz dużo pytań, księżniczko ― odparł markotnie. Pewnie i tak nie był jedynym, który mógł jej opowiedzieć o tych rzeczach, chociaż przez sam wiek mógł przyznać, że był jednym z tych bardziej doświadczonych, którzy jeszcze stąpali po tej planecie. To jednak gryzło się z jego niechęcią do takich osób. Na całe szczęście mała nie wnikała w jego życie prywatne. ― Bajki mają zazwyczaj dobre zakończenia. Rzeczywistość jest bardziej okrutna ― podkreślił chłodno. Gorzkie słowa, ale jednak nie mijały się z prawdą. To, że nie chciało się jej zaakceptować, nie oznaczało, że cokolwiek miało się zmienić. ― Prawdopodobnie nikt nie wie, skąd się wziął. Wasi ludzie też nie. Ale mimo wszystko trudno uwierzyć, by powstał od tak. ― Zastanowił się na chwilę i wzruszył barkami. ― W każdym razie na początku było to dziwne zjawisko, biorąc pod uwagę, że wszyscy po tej stronie kiedyś byli ludźmi. No i jakieś tysiąc lat temu ten świat wyglądał zupełnie inaczej, ale pamiętają go tylko nieliczni. Niektórych albo już wyelimi--
„RYAAAAAAN!”
I tyle z opowieści z zielonego lasu. Zdawał sobie sprawę, że Ailen był już w pobliżu, ale nie sądził, że w krótkiej chwili po prostu spierdoli sprawę. Zmarszczył brwi w nieprzychylnym wyrazie i przeniósł spojrzenie na drzwi, w których znalazła się sylwetka kota. Nawet nie drgnął, gdy sługa zbliżył się do niego i jeszcze bezczelnie miął jego ubranie. Znużone spojrzenie, które sunęło powoli od jego pasa w górę, wreszcie padło na rozwścieczoną twarz Sullivan'a, który pierwszy raz od dłuższego czasu stracił rezon i wybuchnął na jego oczach.
Racja. Mogłem nie informować cię o komplikacjach, skoro nie potrafisz trzymać języka za zębami. ― Wzruszył lekceważąco barkami, ale o konkretach rzeczonych komplikacji już nie wspomniał. Zresztą, nawet domyślał się, co Kurt powiedziałby, gdyby usłyszał, że wpadli na smoka. „Znowu ćpałeś, Ryan!” albo coś w tym rodzaju. No i mimo wszystko chłopak dość szybko sobie odpuścił. Jay obserwował, jak Wymordowany rozwala się na materacu, choć w gruncie rzeczy nie był u siebie. Chyba nawet nie obchodziło go to, że Chart był już zmęczony. Gdy uniósł rękę, można było przysiąc, że zaraz zrobi coś, co nie spodobałoby się szatynowi, ale chwilę później po prostu w pobłażliwym geście zmierzwił mu włosy i przesunął palcami po okolicy tuż za jego uchem. ― Chyba o czymś zapomniałeś. ― Uniósł brwi, po czym skierował wymowny wzrok na dziewczynkę. Nie sądził przecież, że pozwoli im tu zostać, prawda?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.13 19:33  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Uważny wzrok dziewczynki błądził gdzieś po pokoju, zahaczając co chwila o jakiś mebel, ubytek w ścianie, interesującego robaka, który przebiegał w kącie, jednak ani razu nawet nie zerknęła na Ryan’a, który nie wyrażał żadnych, ale to absolutnie ŻADNYCH oznak przyjaznego nastawienia, a jedynie groźnie patrzyła na nią z wyraźnym zamiarem wypierdolenia jej za drzwi w przeciągu najbliższych paru minut. Mimo to Verne nadal siedziała dzielnie na swoim miejscu, splatając i rozplatając dłonie trzymane na swoich kolanach z bijącym jak szalone sercem i ciężkim oddechem. Czuła się jakby dusza siedziała jej na ramieniu, wbijając kościsty tyłek dziewczyny w plecak, na którym spoczywała; przejęcie cały czas rosło, bo dzięki dosyć ostrym słowom mężczyzny, który najwyraźniej znaczenia słowa “subtelność” nie zgłębił zbyt dokładnie, uświadamiała sobie, że jest już w zupełnie czarnej dupie - bez dachu nad głową (myślmy przyszłościowo, ten u Wymordowanego może zdmuchnąć), jakiegokolwiek źródła jedzenia, w obcej krainie, gdzie na każdym kroku ktoś lub coś mogło ją pożreć traktując jak pysznego Snickersa. Nie chciała tak skończyć, to przecież oczywiste. I chociaż przez ułamek sekundy przemknęło jej przez myśl, żeby poprosić go o mieszkanie albo pomoc, tak teraz była wręcz pewna, że ją wyśmieje i wyrzuci na zbity pysk. A tego wolałaby uniknąć - dopóki siedzą sobie we względnie ciepłym i przytulnym mieszkanku było okej. Jak już będzie chciał ją wyprosić w objęcia nocy, wtedy dziewczynka zacznie dramatyzować i błagać o litość.
Gdybyś jeszcze mogła coś wskórać.
No jasne, że nie mogła. Był od niej wyższy, silniejszy, lepszy, miał broń… i w ogóle tyle przewagi! Kiedy poczuła na sobie jego spojrzenie - zapewne bez wyrazu jak zawsze - oraz usłyszała wypuszczane z sykiem powietrze, mimowolnie skierowała na niego oczyska, przełykając nerwowo ślinę i zaciskając dłonie na kolanach. Czuła, że miał jej dosyć i pewnie powinna niedługo się zmywać, jednak, jak wszyscy już wiemy, nie miała gdzie i była na chwilę obecną zmuszona tkwić w tym samym miejscu. Dziewczynka zmarszczyła czoło, chwilę myśląc nad swoją odpowiedzią; każde jego słowo było zbyt poważne i choć z wielu przeczytanych książek Winnie znała różne pojęcia, to musiała posiedzieć chwilę i zbić wszystko w sensowną całość. W końcu rozluźniła się, odpowiadając spokojnie i jakimś cudem ignorując wzgardliwy ton jego głosu.
Wierzę. – Odparła cicho, bojąc się, że nie zgadzając się z nim oberwie w łeb. – Może nie do tego stopnia, żeby uważać ich za idealnych i bardzo dobrych, ale mimo to wierzę, że nie są aż tak źli jak mówisz. – Wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekko. – Strach to zwierzęce uczucie, jasne, że respektujemy wtedy innych, bo są zwyczajnie silniejsi. – W jej głosie wyraźnie było słychać chwilowe drżenie jakby była pewna, że mężczyzna wie jak bardzo dziecko takie jak ona się go bało, a jednocześnie szanowało. Faktyczni -, wiedział, co robi, a blondynka mimo tego, co mówiła widziała w każdym jego ruchu jakiś cel i sądziła, że miarkował wszystko tak, żeby nie powiedzieć za dużo, bo zwyczajnie nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział więcej niż musi. Odkaszlnęła z bólem w klatce piersiowej, łapiąc się za materiał koszulki w miejscu, gdzie drobne serduszko mocno się ścisnęło, przyprawiając o dreszcze. Nie potrafiła w tym momencie rozróżnić działania wirusa, którym (podobno) była zainfekowana od zwykłej dolegliwości, z którą się po prostu urodziła. Jęknęła coś niewyraźnie, dostrzegając kątem oka gest potwierdzający jej obawy. Nawet nie myślała teraz racjonalnie jak dorosła osoba, która nie mogła wrócić tam, skąd przyszła z powodu zagrożeń, jakie wiązały się z tą decyzją. Była zwyczajnie zrozpaczona, że coś takiego jak choroba, od której dziewczynka miała umrzeć była powodem znienawidzenia i wyparcia się jej przez rodziców. Błękitne oczyska Verne zaszkliły się w miarę jak mówił i dobijał ją jeszcze bardziej swoimi uwagami i twardymi faktami, które ze względu na ogólną powagę Jay’a i niepodważalny ton głosu stanowiły dla niej prawdę i tylko prawdę. Warknęła coś pod nosem w odpowiedzi, rzucając mu niemrawe spojrzenie i wracając do patrzenia się na własne dłonie. Nawet nie wiedziała, co mu odpowiedzieć - wszystko przytłaczało ją mocniej i mocniej do tego stopnia, że miała ochotę samodzielnie wpakować sobie zawartość jego rewolweru do głowy. Mimo to szarpnęła zębami wargę, zwracając się do niego cicho:
W sumie racja. Przepraszam, Panie Wielki. – Prychnęła, starając się jakkolwiek sprawiać wrażenie silnej i takiej, która nie przejmuje się zaistniałą sytuacją. Przeczesała ręką włosy, przy okazji rękawem zaczepiając o ślepia i ocierając tkwiące w nich łzy. Zatrzymała dłoń w między jasnymi kosmykami, splatając ją z drugą na karku i delikatnie miętoląc włosy w palcach. Miała go dosyć. Pewnie nie mógł nawet spróbować postawić się na jej miejscu, bo przecież było mu wszystko jedno - dziewczyna zmieniała wciąż zdanie, bo dochodziły do niej nowe informacje, inaczej poprzednie rozumiała i nie potrafiła wybrać między laboratorium i torturami a szybką i bolesną śmiercią lub skończeniu pod butami tego dupka. Zaśmiała się cicho, słysząc z jego ust jak zawile i głupio gada. Aż jej się dziwnie zrobiło, że nieświadomie była tak rozkojarzona i niezdecydowana.
Sorry. To wszystko jest zbyt skomplikowane... – Przeciągnęła się, przymykając lekko ślepia, a zaraz potem wstała i oparła się plecami o ścianę. Miała dosyć bycia tak blisko usyfionej ziemi. – Skoro mowa o zostaniu już w Desperacji - myślisz, że jest tutaj miejsce, żeby zostać? Nie wiem, gdziekolwiek, żeby mnie nic nie zjadło. – Zerknęła na niego niepewnie, bojąc się już o więcej pytać, żeby przypadkiem nie dowiedzieć się więcej niż by chciała. Uśmiechnęła się do siebie, przypominając sobie jak jeszcze kilka dni temu siedziała w bibliotece i szukała dla siebie książki z bajkami. Wtedy nie wiedziała nic o tym, co jest za murami - patrzyła na życie przez pryzmat różowych barw z baśni o księżniczkach i smokach. Wszystko było dużo bardziej bolesne; jej życie zmieniło się zupełnie tego ranka, kiedy łaziła po domu w papuciach, za dużej koszulce i dresach. Kiedy pod pachą miała tom od braci Grimm, a w dłoni kubek z kakaem. Co by było, gdyby Ailen włamał się do innego mieszkania? Gdyby nie weszła wtedy do swojej sypialni i nie poparzyła go gorącym mlekiem? Jęknęła cicho, kierując wzrok na Grimshaw’a, który widocznie nie był aż tak chętny do odpowiadania na jej potoki pytań, a nawet chciałby pewnie już teraz przestać mówić. Nie dziwiła się - gdyby była na jego miejscu, pewnie byłaby tak samo nastawiona do rozmowy z rozdartą, dramatyzującą i nierozważną nastolatką, która nawet nie była legalna.
Uważaj, bo przejmuje się twoim wiekiem, debilko.
Dużo? Trudno. W każdym razie dziękuję za wyjaśnianie wszystkiego, proszę pana. – Uśmiechnęła się mimo wszystko… miło? Widać było, że przestaje być taka zniechęcona w stosunku do niego, chociaż wiedziała, że nie da się zaskarbić jakiejkolwiek sympatii ze strony osoby takiej jak Ryan. I dobrze. Może wolała nie znać szczegółów z jego życia, a traktować go jedynie jako osobę, która przypadkowo pojawiła się w jej życiu? Miała nawet nadzieję, że szybko się uniezależni i opuści ten budynek.
Wszystkie informacje, jakie starał się jej przekazać dokładnie zapamiętywała, kiwając ostrożnie głową. I nawet odpowiedziałaby mu cokolwiek, gdyby nie… No właśnie. Nagły trzask wywołał pisk dziewczynki, kiedy cudem odskoczyła od otwartych z impetem drzwi. Byłoby wszystko okej, gdyby nie osoba, która wparowała do nory Fuckera. A zresztą! Ai nie był jakimś znowu niesamowitym zjawiskiem przyrodniczym, chociaż mógł pominąć próbę zamachu na Bogu ducha winne dziecko. Bardziej zdziwił ją jego wygląd i to, jak naskoczył na Jay’a bez żadnego strachu, a z czystą złością. Drobna dłoń Verne popchnęła drzwi w drugą stronę, które z cichym skrzypnięciem przymknęły się, zostawiając jedynie małą szczelinę; uśmiechnęła się lekko w stronę “Ryan’a”, słysząc to, jak Kot wydarł się na niego i nie miała już szczególnych wątpliwości, że albo szarooki miał drugie imię, albo przedstawił się fałszywym, bo takie bardziej mu się podobało niż “Zenon”. Winnie mimo to nie przejęła się szczególnie całym zajściem, bo nie miała już czym - naoglądała się na razie wystarczająco, a teraz jedynie duże niebieskie punkty patrzyły się na nich, a dziewczyna ze śmiechem wykrztusiła:
Cześć, Ai. – Mimo to w ogóle nie było jej do śmiechu. Zwyczajnie ją olał, hm? Przyprowadził i zostawił. Owszem - wiedziała, że zrobiła źle, obrażając go i zmuszając do zabrania na tereny Desperacji, a nawet rozumiała już, co było nie tak i jakie były jego pobudki do zabraniania jej czegokolwiek. Teraz wielkie krople słonych łez stały jej w oczach, kiedy patrzyła jak kompletnie zignorował jej obecność. Więc tak miał ją teraz traktować? Wolałaby wrócić już na stół w laboratorium, szczerze mówiąc; na chwilę obecną jednak nie było jak przeprosić, a tak przy Jay’u to trochę nie w smak i strasznie. Trudno. Będzie musiała to przeżyć, co nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.12.13 1:34  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Ból miażdżący jego nogi, skutecznie odbierał mu wszelką zdolność do kojarzenia i przyswajania faktów, toteż nie zwrócił szczególnej uwagi na słowa swojego właściciela, odnoszących się do jakichś komplikacji. Cóż, może i Ai powinien się tym zainteresować, wszak to właśnie przez te ich problemy musiał zaiwaniać przez pół Desperacji, efektowne niszcząc sobie zdrowie i jako-tako dobry stabilny humor. Ale po co słuchać wyjaśnień, skoro o wiele łatwiej jest najzwyczajniej w świecie wybuchnąć złością jak wulkan i poparzyć wszystkich swoją gniewną lawą? Szkoda tylko, że Ryan był ognioodporny, a Verne wydawała się nic sobie z jego eksplozji wkurwem nie robić. Poza tym jest bardzo mała szansa, że Ai uwierzyłby szarookiemu, gdyby ten łaskawie obdarzył go jakimiś szczegółami odnośnie gonitwy za trzynastolatką. Smok? Tutaj? Osobiście nigdy żadnego nie widział, chyba, że za taką bestię wziąć Wymordowanego skrzyżowanego z jaszczurką, ale chyba taki delikwent nie byłby powodem natychmiastowej ewakuacji Ryana z Koszar? Mimo wszystko tak wielkim słabeuszem to on nie jest, ażeby wiać od przeciętnego umarlaka, c’nie? Więc generalnie Ai nie wnika, a jak wniknie to wtedy zastanowi się nad odesłaniem do czubków.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Był przygotowany na jakiekolwiek trzaśnięcie w pysk, czy inne nieprzyjemności. W końcu ostatnimi czasy nie wykazywał się szczególnym oddaniem i szacunkiem w stosunku do swojego pana. O posłuszeństwie z dupy już nie wspominając. Teraz miał usprawiedliwienie swojego zachowania, acz te kilka długich chwil temu, kiedy przyprowadził Jay’owi do domu jakąś zaryczaną smarkulę - raczej go nie miał. Dlatego też chyba nikogo by nie zdziwiło, gdyby naprawdę dostał pasem po tyłku, pazurami po policzku, czy choćby znowu został dziabnięty w płatek ucha. Dlatego miłą, wręcz uroczą odmianą było tylko delikatne podrapanie za uszkiem. On po prostu nie mógł się powstrzymać od niezareagowania inaczej, niż standardowy domowy pupil. Instynktownie podniósł delikatnie łeb do góry w stronę ręki Ryana, podświadomie domagając się dalszych pieszczot. Ha, nawet wydał cichutki pomruk, mający imitować kocie mruczenie, acz jakoś nie najlepiej mu to wyszło. Koniec końców był zły, a uczucie gniewu skutecznie zabijało jego pieszczotliwą, kocią stronę. Mimo wszystko Ryan z racji tego, że siedzi najbliżej, mógłby odczytać tą prawie że niemą nutę zadowolenie.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylGJednak żadna przyjemność nie trwa wiecznie.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Chyba o czymś zapomniałeś.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG Przez krótką chwilkę spojrzał żałośnie na szarookiego, czując się nie tyle co zły, ale i też bezsilny. On by z miłą chęcią wstał i wykopał Verne za próg, aby mieć święty spokój, ale w tym stanie raczej niewiele może zdziałać.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 GbylG…  kurwa mać. – syknął, natychmiastowo zmieniając spojrzenie na przepełnione czymś w rodzaju niechęcią. – Eh.. dobra… - szybkim ruchem podniósł się do siadu, natychmiastowo łapiąc się za klatkę piersiową, błędnie myśląc, że to załagodzi ból. Siedział sobie obok Ryana, w przeciwieństwie do niego będąc zgarbionym, nieopartym o ścianę i generalnie trochę spiętym. Pomińmy już fakt, że z tą aparycją wyglądał jak laleczka, czy inna drobna zabawka. – Jak mówiłaś na samym początku; nie odpowiadam za Ciebie. Dam Ci jednak radę i uszanuj to. – wychrypiał mierząc dziewczynkę mało przyjaznym spojrzeniem. Co prawda zdecydowanie milszym, niż szanownego pana, który zainstalował swoje dupsko obok, ale nie było problemów ze stwierdzeniem, że Kurt miał dosyć dzisiejszego dnia. – Wyjdziesz z tego domu i będziesz szła cały czas prosto. Przy czymś co wygląda jak obalone drzewo, skręcisz w lewo i znajdziesz ścieżkę. Na samym początku powinien być martwy szczur, acz nie wiem czy nikt go już nie zjadł-… - mruczał tak jeszcze kilka zdań, starając się jak najjaśniej przedstawić najbliższą drogę do zdatnego miejsca do zamieszkania. A gdzie to dokładniej było; czy to nora, czy to pomieszczenie, czy jakaś wypasiona jaskinia… - decyzję pozostawiam w rękach samej właścicielki Winnie. – … i tyle. Ostatnio gdy tam zaglądałem nikogo nie było. Ale w razie gdyby znalazł się jakiś lokator to wiej do pierwszego lepszego miejsca obok. – odparł przez chwilę wracając myślami do swojej ostatniej wędrówki po Desperacji. Woził się po tym miejscu ciut częściej niż po Mieście-3, więc wszystkie fajne miejsca miał obcykane. Co prawda najczęściej obserwował takie lokacje z drzewa, pagórka, czy ruin jakiegoś domku, więc pomniejszych niespodzianek jego żółte oczko mogło nie wychwycić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.12.13 20:49  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 2 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Nie był ani trochę zaskoczony tym ufnym podejściem dziewczynki. Może była młoda, a jej umysł dopiero się kształtował, ale to wcale nie oznaczało, że nikt nie zdążył jej wcisnąć gówna do tego blond czerepu. Najprościej zaczynać od najmłodszych lat, by później trudniej było wybić drugiej osobie z głowy jej przekonania. Ryan nie zamierzał jednak się w to bawić. Powiedział już to, co miał do powiedzenia w tym temacie, a nie zależało mu na tym, by Verne zaczęła mu przytakiwać, niczym ułożona służka świecąca oczami do swojego pana. Nie przewidywał opcji, że ich znajomość miała potrwać dłużej. Raz, że wcale tego nie chciał, a dwa – pewnie nawet ona nie miała najmniejszej ochoty przebywać w jego towarzystwie. Przynajmniej w tej jednej kwestii mogliby się zgodzić. Nie wróżył jej także świetlanej przyszłości na terenach Desperacji, abstrahując od tego, że nikt nie miał tu świetlanej przyszłości, jednak jasnowłosa wybitnie wpasowywała się w zakres jednostek z marną szansą na przetrwanie. Wątpił, by jego słowa dały jej na tyle do myślenia, że we własnej obronie potrafiłaby poderżnąć komuś gardło albo wpakować kulkę w łeb bez mrugnięcia okiem i najdrobniejszego zawahania. Podbramkowe sytuacje wymagały drastycznych metod; miała tego pecha, że większości z tych sposobów po prostu jeszcze nie znała i nie doświadczyła.
Milczał, pozwalając dziewczynce karmić się złudną nadzieją na to, że inni ludzie nie byli na tyle okrutni, by dbać jedynie o własne interesy. Życie po gorszej stronie muru uniemożliwiało jedynie przykrywkę dla egoizmu, ale to nawet lepiej, bo Winnie będzie miała okazję przekonać się, jak dbać o siebie (o ile wcześniej nic nie odgryzie jej głowy lub nie rozszarpie na strzępy – pozytywne podejście zawsze w cenie).
„(...) myślisz, że jest tutaj miejsce, żeby zostać?”
O ile jego powieki już prawie całkowicie opadły na srebrzyste ślepia, tak teraz ponownie uchyliły się, by mężczyzna mógł podarować niebieskookiej kolejne spojrzenie, w którym czaiło się lekkie zdziwienie, ale jednocześnie pogardliwy błysk ani na moment nie postanowił się ulotnić. Wydawało mu się, że sytuacja została przedstawiona jej dostatecznie jasno, ale najwyraźniej dziewczynie nie ubyło pewności siebie.
Ale nieprędko miała otrzymać odpowiedź, zważywszy na to, że skutecznie mu przerwano. Trzeba jednak przyznać, że nie sądził, iż Ailen szybko zmieni zdanie i z rozwścieczonego kocura, nagle stanie się potulnym kociakiem, który domagał się pieszczot. Pewnie ktoś, kto cechował się słabością do miauczących czworonogów, nie zaprzestałby sprawiania przyjemności swojemu pupilowi, jednakże szarooki nie miał oporów przed zabraniem ręki, chociaż to pozwoliło na jako takie odnalezienie słabszego punktu Sullivan'a.
Nie zamierzał wcinać się Kurtowi w słowo, choć to, co kazał jej zrobić było na swój sposób niedorzeczne. Verne mogła odmówić udania się samodzielnie na kolejny nieznany teren. Przecież żaden z nich nie mógł dać jej gwarancji, że nic nie grozi jej po drodze, ale przecież i tak była już stracona. Jay zmierzwił włosy z tyłu głowy niedbałym ruchem ręki i raz jeszcze wypuścił powietrze ustami, tym samym tylko potwierdzając możliwe obawy blondynki w kwestii tego, że to, co mówił Ai może w przekazie wydawało się dziecinnie proste, ale w praktyce już niekoniecznie.
No, no. Widzę, że uczysz się prostego pozbywania problemów ― mruknął na tyle wymownie, że gdzieś tam ciemnooki mógł dopatrzeć się porównania do najgorszych osobistości. W tym do Grimshaw'a, co niekoniecznie musiało mu się podobać. Chwilę później srebrnooki zwrócił się do małej: ― Takich miejsc jest sporo, ale żadne z nich nie zagwarantuje ci pełnego bezpieczeństwa. Pewnie kompletnie nie zdajesz sobie sprawy z tego, w jaki sposób radzić sobie z zagrożeniem i zaspokajać głód. Nic dziwnego, skoro przywykłaś do luksusów swojego kochanego miasta. Najlepiej módl się o to, by znaleźć kogoś, kto ci pomoże, jednak większość nie jest skora do współpracy, jeżeli nie przyniesiesz im żadnych korzyści. ― Ściągnął brwi i wsunął ręce w kieszenie bluzy. W jego spojrzeniu kryło się teraz wyczekiwanie, jakby chciał już dowiedzieć się, co zamierzała. Co z tego, że zaraz po tym miała odejść w niepamięć?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 17 Previous  1, 2, 3 ... 9 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach