Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Go down

  Bez pośpiechu wgryzł się w banana, przeżuwając go dokładnie zanim któreś z funkcjonariuszy do niego podeszło. Nie zachowywał się podejrzanie, tylko jego pojawienie się o tej porze mogło wzbudzać pewne wątpliwości. Jak przykładny, tylko nieco zbyt ciekawski obywatel trzymał się za taśmami rzucając ukradkowe spojrzenia w stronę trupa dziewczyny. Skrzywił usta, gdy zobaczył w końcu, na co zerka.
  — Paskudna sprawa, co? — rzucił do mężczyzny, gdy ten pojawił się w końcu przed nim. Wypuścił z ust powietrze robiąc sobie przerwę w konsumpcji. Przymknął oczy i odwrócił się bokiem od przykrego widoku zerkając za siebie. Wzruszył ramionami unikając wzrokiem oficera.  — Chciałem przejść skrótem, ale jak widać chyba nie będę miał ku temu okazji.
  Z bliska wyglądał jeszcze gorzej. Na twarzy widoczne były blizny, a od ubrania i samego wymordowanego bił smród bezdomności. Od dawna nie zaznał porządnej kąpieli, która zmyłaby z jego skóry woń brudu i potu. Poza tym niewątpliwie dla psa musiał cuchnąć zwierzęciem. Obcym, może dość specyficznym, ale w dalszym ciągu zwierzęciem. Żyrafą, by być konkretnym.
  — Pana pies chyba niezbyt mnie lubi. Cholera. Wszystkie psy na mnie szczekają, jakbym kurwa wytarzał się w kotach. — Prychną niezadowolony wykonując jednocześnie gest, który miał chyba przypominać machnięcie ręką na pożegnanie. Spojrzał w niebo unikając spojrzenia Speca i złapał w zęby ostatni kęs banana i odrzucił skórkę w stronę kosza. Niezbyt celnie, gdyż odbiła się ona od przymarzniętej ramy i padła na śnieg.
  Minęła sekunda, zanim znalazła się ona pod butem Kirina, który w niezbyt przyjemny dla oka, jednak ewidentnie efektowny sposób stracił równowagę, której nie pomógł odzyskać oblodzony chodnik. Noga podwinęła mu się i brzuch wylądował na śniegu. Cudem uratował głowę od uderzenia w twardą powierzchnię. Prychnął  wściekle.
  — Widzisz to, Alice? Miasto jest niebezpieczne. Banany i trupy. Trupy i banany. Wszędzie — mówił do siebie, podnosząc z poziomu podłoża. Kilkoma machnięciami ręki otrzepał się z białego puchu. Poczuł jednak ból w okolicach dłoni, więc uniósł ją do twarzy oceniając obrażenia. Z kciuka leniwie kapały na ziemie czerwone kropelki. — Jeszcze tego mi brakowało...
  Wytarł rozcięcie o koszulkę i poszedł dalej nie oglądając się za siebie.

// (〃ノωノ) z/t chyba że chcielibyście zatrzymać go siłą. Ale oczywiście chętnie wrócę do tego przy innej okazji.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

  Dalmatyńczyk nadal wkraczał z obnażonym garnizonem ostrych zębów i wyrywał się do przodu, jak w amoku. Major pociągnął smycz do siebie, jednocześnie nie spuszczając wzroku z nieznajomego. Przyjrzał mu się z bliska, co ułatwiła mu pobliska latarnia. Jej światło padało bezpośrednio na sylwetkę mężczyzny.
  — Nie wygląda pan najlepiej. Dobrze się pan czuje?
  Prezentacja mężczyzna wzbudziła w nim pewne wątpliwości. Z obdrapaną twarzą i odorem, którego wyczuwał nawet z odległości metra przywodził na myśl bezdomnego, a przecież takowi nie zamieszkiwali miasta. Organy władzy położyły kres bezdomności przed wieloma laty.
  —  Powinien pan wrócić do domu i wziąć kąpiel. Jest zimno. I, jak sam pan widzi, niezbyt bezpiecznie. Mogę pana odprowadzić — zaoferował się, ale najwyraźniej osobliwy jegomość miał w nosie jego dobre intencje. Zignorował jego propozycje na rzecz skrytykowania zachowania Kropka, który utracił nad sobą kontrolę, co było dość nietypowe w jego przypadku. Zwykle nie był agresywny w stosunku do nieznajomych mu jednostek, a wręcz każdego obdarzał szczeniackim zainteresowaniem. Czyżby nieprzyjemny zapach był tego powodem?
  Rukuro nie zareagował, gdy mężczyzna odwrócił się do niego plecami i ruszył ku wyjściu z parku, jednak nadal przyglądał mu się uważnie. Podskórnie czuł, że powinien zainterweniować i zapoznać się przynajmniej z danymi personalnymi tego człowieka, ale z drugiej strony nie miał powodu, by o cokolwiek go oskarżać. Park bądź co bądź naprawdę pełnił rolę drogi na skróty dla wielu mieszkańców miasta. Jego mgliste podejrzenia zniknęła chwili, w której nieznajomy stracił równowagę. Instynktownie uczynił kilka kroków w przód.
  — Nic panu nie jest?! — krzyknął za nim.  Ulżyło mu, gdy mężczyzna się podniósł, choć z autopsji wiedział, że czasem było ciężko się pozbierać, gdyż sam wielokrotnie miał wątpliwą przyjemność doświadczyć na własnej skórze uroku śliskiej nawierzchni podczas zimy.
  Przypatrywał się mężczyźnie, zanim jego plecy nie zatopiły się w mroku. Gdy to nastąpiło, wystukał na przepustce kolejną wiadomość do hakera współpracującego z Natsumi (zamieszczone w pobliży kamery zapewne uchwyciły obcą sylwetkę), po czym odwrócił się ku odseparowanej części parku.
  — Ile to jeszcze potrwa? — zwrócił się do szefa krzątających się po miejscu zbrodni techników. Nie chciał ich popędzać. Chciał wiedzieć czysto orientacyjnie, ile ma czasu, zanim denatka zostanie przewieziona.
  — Piętnaście maksymalnie dwadzieścia minut. Śnieg zatarł większość śladów.
   Aurich przytaknął i kontynuował:
  — Po ich zabezpieczeniu, przewieście ciało do prosektorium i oddajcie je w ręce doktor Kevorkian.
  Odwrócił twarz ku Saiyuri. Nie miał wyrzutów, że ją tutaj ściągnął o tak wczesnej porze, ale mimo wszystko wolał ją spotkać w mniej drastycznych okoliczności.
  — Przy naszym kolejnym spotkaniu przypomnij mi, że jestem ci winien kawę  — rzekł do niej, po czym zerknął sugestywnie na czworonoga, który już nieco się uspokoił, a przynajmniej schował zęby i nie warczał jak oszalały. Objął jeszcze raz wzrokiem miejsce zbrodni, po czym pożegnał się z kobietą i oddalił się w kierunku, z którego przyszedł. Marzył mu się ciepły prysznic, zanim pojawi się w pracy, by kontynuować śledztwo, które po odnalezieniu ciała jeszcze bardziej się skomplikowało.

___zt + Saiyuri
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Dzień powoli się kończył, a słońce zaczęło zachodzić za miejską panoramą. Było nawet chłodnawo pomimo środka lata. W sumie to nawet dobrze. Przyzwyczaiła się już do takiego chłodnego wiatru. Co z tego, że przez większość jej życia owym "wiatrem" była wentylacja? Wrażenia zmysłowe wciąż miała podobne.
Snując się bez celu po mieście i oglądając wszystko ze swoją nieodzowną ciekawością, Siedemnastka wreszcie dotarła do miejskiego parku. Musiała przyznać, że do tej pory nigdy nie widziała tyle zieleni w jednym miejscu. Kiedy poczuła trawę pod bosymi stópkami, przez chwilę wydawało jej się, że chodzi po naturalnym dywanie - tak bardzo była przyzwyczajona do zimnego betonu i kafelków. Chodziła tak sobie, chodziła i chodziła, aż wreszcie natknęła się na stojącą w centrum fontannę. Wszystko to do tej pory widziała tylko na zdjęciach czy filmach, które udało jej się znaleźć dzięki "Matrixowi". Teraz dopiero odczuwała pełnię tej ogromnej przestrzeni we własnej osobie!
Podwinąwszy rękaw "swojego" płaszcza, dotknęła dłonią tafli wody. Zimna, wręcz lodowata. Ale za to całkiem przyjemna. W dodatku poczuła na twarzy przyjemną mgiełkę wody, wynikającą z bliskości dysz fontanny. To dopiero było jeszcze przyjemniejsze i do tego całkiem orzeźwiające. Odprężywszy się nieco bardziej - chociaż zapewne nie było tego po niej poznać - przysiadła na skraju fontanny i zsunęła swoją zabawkę na oczy. Wówczas ukazał się przed nią znajomy interfejs. Ciekawiło ją, czy uda jej się podłączyć do sieci miasta niestrzeżonej tak bardzo jak w laboratorium...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Siedziała na ławce nieopodal, żując gumę, która już kilka godzin temu straciła swój wiśniowy posmak. Dzisiejszy dzień był słaby. Nie wniosła nic nowego do pieczołowicie prowadzonej sprawy i choć bardzo starała się natrafić na nowy trop, morderca zawsze był o krok przed nią. Niemal się dławiła kurzem wytryskującym spod jego podeszew i kiedy wreszcie zrozumiała, że jest niczym więcej jak psem goniącym za samochodem... wtedy postanowiła odpuścić. Na razie.
Nawet gdyby jakimś cudem go złapała – co z tego? Nie miała nic poza swoimi przeczuciami, a na ich podstawie nie dałaby rady choćby zachwiać twardej, stabilnej konstrukcji, jaką wybudował wokół siebie Cel.
Rozzłoszczona – ze ściągniętymi w gniewie ustami i zmarszczonymi brwiami – siadła na twardej parkowej ławce i nie ruszyła się z niej aż do teraz. Słońce zdążyło przemknąć na drugą stronę nieba, kiedy Seiji wreszcie zainteresowała się czymś innym.
Czerwone jak krew włosy spłynęły z jej ramienia, kiedy przechyliła głowę na bok, aby mieć lepszy wgląd w nadchodzącą postać. Widywała w swoim życiu wiele dziwadeł – gwałcicieli pod przykrywką spokojnych, niegroźnych nauczycieli. Zarządców banków, którzy kantowali klientów. Sadystów, na co dzień wdzierających maski idealnego małżonka – lub małżonki.
Poza tym jednak rzadko kiedy natrafiała na coś – kogoś? – kto samym swoim wyglądem przykuwał uwagę.
Niczym głodujący od tygodni drapieżnik, który wreszcie zwęszył ofiarę, podniosła się na nogi – ale bardzo powoli, ostrożnie. Nie chciała jej przecież spłoszyć. Zielone oczy dokładnie przypatrywały się skąpemu ubiorowi, białym jak kreda włosom i tej wyzbytej emocji twarzy.
Gdyby ktoś teraz na nie spoglądał – i gdyby wiedział, że jedna z nich jest androidem, a druga człowiekiem – nie byłby w stanie zorientować się która jest kim.
Bo to Heihachiro wyglądała jak młoda dziewczyna, która spotkała swoją idolkę i nie mogąc się opanować, ruszyła w jej stronę.
Wokół szumiała woda z fontanny; gdzieś w tle gwizdał wiatr między wściekle zielonymi liśćmi drzew. Rudowłosa zagryzła dolną wargę, próbując pohamować uśmiech; stąpała najciszej jak potrafiła, choć w rzeczywistości jej kroki i tak zostałyby zagłuszone przez otoczenie. Czuła się jak na filmie akcji, w którym bardzo zły gość próbuje zajść od tyłu bardzo dobrego gościa – w scenie wszystko byłoby dziwnie wykadrowane, na przykład obraz obejmowałby jedynie skrawek biodra i zaciśniętą na broni rękę.
Nie był to jednak film, więc Sei nie miała niczego w dłoniach – palce były zresztą rozcapierzone jak u ptaka, który za sekundę pochwyci swoją ofiarę.
Wszystko po to, aby – kiedy już znalazła się wystarczająco blisko – mogła oprzeć ręce na barkach chudziutkiej postaci i na pełnych decybelach rzucić jej do ucha rozbawione:
Nie za zimno ci, maleńka?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zdaje się, że udało jej się połączyć z nieograniczoną już żadnymi zaporami siecią. Chociaż nie było tego po niej widać, to bardzo się z tego powodu ucieszyła; wreszcie miała okazję dowiedzieć się o otaczającym ją świecie znacznie, znacznie więcej niż wcześniej pozwalała na to wewnętrzna sieć z laboratoriów - przepuszczona przez dziesiątki filtrów i pozostawiająca niewielką ilość mało interesujących ją witryn, które i tak przeglądała z pomieszania nudy i ciekawości. Teraz jednak... Teraz to co innego.
Dziewczynę tak głęboko pochłonęło ją surfowanie po internecie, że zupełnie nie spostrzegła, że ktoś postanowił do niej podejść; poza tym rozliczne okienka witryn i aplikacji widocznych przez jej gogle dodatkowo zmniejszały jej pole widzenia. Dla osoby trzeciej musiało to wyglądać dość niecodziennie: nienaturalnie długowłose dziewczę, skryte pod stanowczo zbyt dużym płaszczem, zasadniczo objuczone elektroniką i wymachujące przed sobą rękami jakby odganiała owady albo machała w jakimś nieokreślonym bliżej kierunku. Może to właśnie to zwróciło na nią uwagę obcej sobie osoby? Nie mogła mieć pewności.
Drgnęła delikatnie na nagłe uczucie czyjegoś dotyku na swych barkach. Przerwała wszelką pracę rękami przy aplikacjach... i nagle wzdrygnęła się już znacznie bardziej - nie tyle z powodu pojawienia się nieznajomej, lecz znacznie bardziej z powodu tego, jak głośno się z nią "przywitała": praktycznie krzyknęła jej do ucha! Skrzywiła się boleśnie i zasłoniła prędko uszy pod burzą swych srebrzystych włosów.
- Aj...! - syknęła cicho i podniósłszy na czoło "Matrixa", spojrzała swymi bursztynowymi oczętami na kobietę. Wydawała jej się... podekscytowana czymś. Nie była jednak pewna, czym. I czy faktycznie tak wyglądała ekscytacja. - Trochę. W dzień było nieco przyjemniej, ale nie narzekam. Kim pani jest? - Nie widziała na jej ciele żadnego identyfikatora S.SPEC. Czyżby była zatem po prostu osobą ciekawą jej obecności? Siedemnastka aż tak bardzo się wyróżniała?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaśmiała się, nie zdejmując dłoni ze szczupłych ramion dziewczyny. Widok kogoś w środku lata, kogoś opatulonego płaszczem, kogoś z taką masą elektroniki na wierzchu, o niecodziennej aparycji i zachowaniu – taki widok zdumiewał. Przyciągał nie tylko ludzi pokroju Seiji – niegroźnych, choć o silnej, natarczywej aurze. Wśród szarej masy wciąż pałętali się tacy, których nie blokują żadne zasady i moralności.
Heihachiro, mając to na uwadze, postanowiła skorzystać z okazji i teraz, gdy nawiązała już kontakt, nie wyobrażała sobie, aby zrezygnować z okazji. Uśmiechnęła się pogodnie na dźwięk pytania.
Kim jestem? – podchwyciła natychmiast, zdejmując ręce z barków długowłosej i wsuwając je do kieszeni swojej kurtki. – Seiji. Heihachiro Seiji. Miejska reporterka, znam tutaj wszystkich.
Mówiąc to przeciągnęła wnikliwym spojrzeniem po sylwetce młodej. Wyglądała na... ile? Szesnaście? Siedemnaście lat? Drobna i malutka stanowiła dobry kąsek dla przeklętych hien. Tym bardziej, że aż do teraz skupiała się na swoim świecie. Co takiego mogła tam przeglądać, że aż tak ja to pochłonęło?
Ciebie nie znam – dodała po chwili, unosząc przy tym brew. – Mogłybyśmy pójść do pobliskiego baru i trochę porozmawiać, żeby nie zaburzać mi statystyk. – Z rozbawieniem pokręciła głową, jakby lada moment miała dodać sławetne: „żartuję, niczego nie zaburzasz”. Przemilczała to jednak i zamiast tego dorzuciła cichsze: – Co ty na to?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Patrzyła po nieznajomej, podczas gdy ta ogarniała wzrokiem, jakby wręcz ją skanowała. Chyba naprawdę aż tak się wyróżniała, bo nigdy wcześniej poza laboratorium nikt tak bacznie jej się nie przyglądał. Nie żeby narzekała; już dawno temu przyzwyczaiła się do takich spojrzeń. Sama też skorzystała z okazji i ogarnęła, z kim ma do czynienia. Nie dostrzegała jednak niczego nadzwyczajnego; ot zwykła ciekawska kobieta. Reporterka. To chyba wyjaśniało ową ciekawość.
Siedemnastkę widocznie zdziwiła ta nagła propozycja. A przez "widocznie" należy zrozumieć uniesienie brwi i lekkie otworzenie oczu szerzej. Pani Seiji od tak proponuje osobie, którą dopiero co poznała, wycieczkę do jakiegoś baru? Była ewidentnie bardzo ufna. Białowłosa dziewczyna przetworzyła jej sugestię w myślach, odwracając na chwilę od niej wzrok, lecz szybko nim do niej powróciła.
- Dostanę tam coś słodkiego do jedzenia? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Wiedziała, że bary mają dużo alkoholu, lecz czy posiadały też coś faktycznie w jej gustach: czekoladę, cukierki i całą resztę? Samo prawdopodobieństwo, że coś takiego również by tam znalazła, sprawiało, że faktycznie zaczynała powoli opowiadać się za tą nader niepowolną sugestią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

   – W barze? – podchwyciła, zsuwając dłonie z jej ramion i krzyżując je na swojej piersi. Raz jeszcze przeskanowała wzrokiem ten obraz nędzy i nieogarnięcia – od stóp aż po oczy. – Rany, rzeczywiście... Nie wyglądasz na kogoś, kto legalnie może pić. Ale nie szkodzi.
   Wspaniałomyślnie wskazała ręką na drogę, zachęcając dziewczynę do spaceru. – W M3 jest mnóstwo kawiarni. W kwestii słodyczy zdaję się na ciebie. Prowadź!

      
zt x 2
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach