Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

 Yukino miała pecha.
 Cała jej empatia i ciepło nie były w stanie powstrzymać tragedii jaka miała się wydarzyć. To był los, jego paskudna część, która nie stawała po żadnej ze stron. Coś pchnęło ich ku sobie tej nocy tylko po to, by poczynić nieodwracalne rany na duszy jednego z istnień. I nawet jeśli dziewczyna będzie w stanie pogodzić się z własną śmiercią, to na Kirinie spocznie odpowiedzialność do dokonanie kolejnego morderstwa.
 Nie było już nic, co mogłoby go powstrzymać, odwieść od planu, który kiełkował w jego umyśle jak magiczna fasolka. Kilka sekund wcześniej był zaledwie iskrą, ale teraz całe wnętrze wymordowanego płonęło. Tak, jakby do dokonywania najgorszych zbrodni nie musiał już rzucać się w objęcia chorobliwego szału. Doskonale wiedział co robić, jakie rany zadać, by lekkie ciało nie poddało się śmierci od razu, aby ból mógł prześlizgiwać się po sparaliżowanych członkach, a dziewczyna krzyczała w rozpaczy do końca życia.
 Był głuchy na jej prośby. Kiedy ona siliła się na słowa, on pozwalał ciału działać. Pchnął ją do tyłu na marmurową obręcz fontanny opierając kolana na brzuchu uczennicy i wbijając je w miękką strukturę ciała. Obie ręce chwyciły na szyję, zgniatając krtań z całej siły, a napór ramion wykrzywiał głowę do tyłu, w stronę szemrzącej kilka centymetrów niżej wody.
 Nie wiedział jeszcze jak zginie. Nie zaplanował tego.
 Uduszona? Utopiona? Może skręci jej kark zanim pierwsze i drugie okaże się w ogóle możliwe?
 Naparł na podbródek zmuszając ją do trzymania ust zamkniętych. Gdyby jakimś cudem okazała się zdolna poruszyć ustami, być może przegryzłaby sobie język. Kolejna opcja do szerokiego wachlarza możliwych powodów zgonu. Krew pewnie przyjemnie spływałaby po gładkich ścianach fontanny.
 — Chcesz się z kimś pożegnać? — Zapytał, nachylając się nad nią, by mogła spojrzeć mu w złote, zwierzęce oczy, zanim przestanie widzieć cokolwiek.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Jeśli chciał ją nastraszyć żeby nie błądziła po nocach sama i to jeszcze miejscami gdzie nie było widać ani słychać jej krzyków to mu się udało. Taką miała nadzieję przynajmniej gdy błagała o wolność. Ta nadzieja zaczęła z niej powoli ulatywać zwłaszcza że uścisk nie zelżał w żaden sposób. Pchnięta mocniej w tył aż cicho pisnęła uderzając plecami o twardy murek. - P.. pro..szę.. - wydukała ledwo słyszalnym głosem gdy nagle złapał za jej szyję obiema rękami. Ból nie tylko promieniował z jej brzucha gdzie się wbijał mocno kolanami, opierając na tej części jej ciała sporą część swojego ciężaru.
Tlenu zaczęło jej brakować co raz bardziej, zaczęła wierzgać nogami, ślizgając się podeszwami butów o zaśnieżony beton, sypiąc przy okazji drobinkami białego puchu w powietrzu. Zacisnęła obie dłonie na jego nadgarstkach próbując się wyrwać z jego uścisku. Chwyt jaki na niej zastosował odebrał jej możliwość mówienia kompletnie, nie była w stanie nawet krzyczeć o pomoc. Kompletnie nie rozumiejąc czemu to wszystko się dzieje. Pierwsze o czym pomyślała to przyrodni bracia, rodzice którzy ją przygarnęli i traktowali jak własne dziecko. Martwiła się jak przyjmą wieść o jej śmierci, nie mogła się już dłużej łudzić że wyjdzie z tego bez szwanku. Gdzie ci wszyscy bohaterowie miasta którzy powinni chronić bezbronnych cywili takich jak ona?
Wzrok zaczął powoli zawodzić a kontury jej oprawcy zaczęło powoli się rozmazywać, miejscami przyciemniając obraz. Słyszała jeszcze ostatnie pytanie z trudem łapiąc resztki powietrza. Czy był ktoś z kim chciała się pożegnać? Może jej biologiczna matka, ta kobieta którą zostawiła ją w mieście jakieś trzynaście lat temu? Nawet gdyby chciała się z kimkolwiek pożegnać to napastnik nie dawał jej zbytniej możliwości by chociażby otworzyć buzię.
Czuła jak siły z niej uchodzą co raz bardziej, nie miała już sił by się ruszać a uścisk na jego nadgarstkach powoli słabł. Zacisnęła mocniej powieki nie mogąc pohamować ostatnich łez jakie spływały po siniejącej buzi. Rozchyliła lekko wargi wydając ostatnie tchnie i powoli wiotczejąc pod naporem ciała mordercy. Zdawało się że już nie było odwrotu, dłonie opadły bezwładnie po bokach, głowa dziewczyny zrobiła się cięższa momentalnie. Wszystko skończyło się równie szybko co się zaczęło..
                                         
Yukino
Anioł
Yukino
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yukino Karasawa


Powrót do góry Go down

 Nie wybierał swoich ofiar świadomie. Było tak, jakby to one napatoczyły się na niego późną porą, samotne i zbyt pewne siebie, by zawrócić. Nigdy nie zaatakowałby w tłumie, w środku dnia, gdyby rzeczywiście liczył na szybkie załatwienie sprawy. Cały czas sprawiał jeszcze pozory, jak gdyby to nie wariat zza murów terroryzował mieszkańców, ale jeden z nich samym. W ten sposób mógł wyrządzić znacznie więcej szkód.
 Ci, którzy widzieli jak na jego głowie wyrastają zwierzęce rogi w większości przypadków nie byli już wstanie komukolwiek o tym powiedzieć. Poza tym, kto by uwierzył? Skoro miasto było tak dobrze chronione, to wymordowana bestia nie miała prawa się tutaj znaleźć. Media będą milczeć, wojsko zatrze wszelkie ślady. Nie ma już nikogo odważnego, kto na własną rękę zechciałby zbadać sprawę. Wszystko ucichnie zanim na dobre zostanie odkryte.
 Zamruczał, wpychając wykręconą głowę dziewczyny pod wodę. Z jej ust nie wydobył się już ani jeden bąbelek, a mimo to czekał aż ta jeszcze raz się poruszy. Rozluźnił uścisk na szyi i patrzył na nią z góry w milczeniu. Widział, jak białe płatki śniegu okrywają powoli powierzchnię jej ubrania. Niedługo ona sama zniknie nakryta miękkim puchem.
 Skrzywił się, bo wcale nie tego chciał.
 Wyszarpnął nóż z kieszeni zwędzonego innej ofierze plecaka. Bez namysłu dźgnął dziewczynę w brzuch, ciągnąć ostrze ku sobie, by cięcie było większe. Widział jak ciepło wnętrzności ucieka na chłodne powietrze wraz z lepką, pachnącą krwią. Czuł, jak szczęka drży mu z ekscytacji. Już dawno nie smakował świeżej krwi, ale nie był wcale głodny. Zanurzył w niej palce i przytknął je do ust.
 Odrzuciło go. Prawie jakby odwykł od jedzenia ludzkiego mięsa.
 Oparł się kolanami o skraj fontanny i sięgnął ku twarzy dziewczyny. Z wyczuciem nakreślił jej na policzkach kilka małych cięć. Chciał zobaczyć jak krew rozpływa się w wodzie fontanny, jest wciągana do systemu rur, a potem rozchlapuje się dookoła w zaprogramowanym ruchu miejskiej ozdoby. Fascynowała go sama myśl, że wszędzie dookoła mogłoby zrobić się czerwono od krwi.
 Spojrzał na Yukino jakby oceniając po jej mimice, czy podoba jej się ten plan, ale uczennica jak na złość milczała. Jej buzia wykrzywiona była w błogim obliczu obojętności. Nie protestowała, a skoro tak, to w głębi duszy musiała tego pragnąć.
 — Dobrze, dobrze. Piękny kolor — ocenił, rozcinając spodnie na udach dziewczyny i odkrawając kawałek ciała zanim dobrze stężeje. Potrzebował świeżej krwi, by rozchlapać ją wszędzie dookoła. Rana była płytka, ale natychmiast pokryła się wilgocią. Zanim wszystko wsiąknęło w wiszące luźno fragmenty materiału, wymordowany zgarnął fragment ciała i rzucił go na śnieg, patrząc jak biel wciąga szkarłatną barwę. Wszędzie dookoła zostały plamy równie intensywnego koloru.
 Nie był zadowolony. Wszędzie widoczne były ciemne smugi i śmierdziało ciepłymi organami, ale dzieło nie przedstawiało niczego konkretnego.
 Złapał dziewczynę za ramię i wyszarpnął spod niej biały plecak. Zawartość okazała się jednak niezbyt interesująca. Wpakował wszystko do ukradzionego wcześniejszej ofierze pojemnika i odszedł na kilka metrów by z dystansu móc ogarnąć wzrokiem rozmach pracy.
 Tym razem musiał się zadowolić wyłącznie takim efektem. Każdy artysta miewa gorsze dni i gorsze twory.
 Oblizał ciepłą krew z palców i ruszył dalej.

z/t
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

  Spożytkowanie niemalże niekończących się pokładów energii u Kropka było jedną z najważniejszych, powtarzających się codziennie misji, z jakimi mierzył się jego właściciel, któremu jednak nie zawsze udawało  się zaspokoić dzienne zapotrzebowanie swojego czworonoga na spacery. Dalmatyńczyk był urodzonym włóczykijem i odkrywcą, wciąż ciekawym świata. Choć miał już ponad trzy lata i ukończył kilka szkoleń, nadal tkwił w nim szczeniak, którym niegdyś był. Rukuro szczerze wątpił, że kiedykolwiek to się zmieni, więc przestał z tym walczyć. Jedynie od czasu do czasu zerkał na swojego radosnego pupila.  Mimo iż park w centralnej części miasta znał od podeszewki, to ani trochę mu się nie znudził. Aurich, upewniwszy się, że prócz nich, na terenie zielonym nie ma nikogo więcej, co było uwarunkowane wczesną porą, spuścił psa ze smyczy, zwracając mu tymczasową wolność.
  Kropek, nie ciekawszy na zachętę, zachwycony tym pomysłem, podbiegł do znajdującej się nieopodal fontanny. Pomimo częściowo zamarzniętej w wody, zaczerpnął z niej kilka łyków, lecz wiedział, że nie powinien. Właściciel wielokrotnie mu to odradzał słowami nie wolno!, tym razem też to uczynił.
  — Ile razy mam ci powtarzać, że ta woda może ci zaszkodzić? — zapytał, acz w owych słowach nie pobrzmiewała złość, czy też nagana, ale raczej rezygnacja i zalążek rozbawiania. W każdym razie pies się nimi nie przejął. Pobiegł dalej, pozostawiając za sobą ślady łap na śniegu i obsikane drzewa
  Major w tym czasie zwolnił, dysząc i sięgnął po przechowywaną w plecaku wodę. Wypuścił z ust powietrze, przypatrując się jak po konfrontacji z powietrzem przekształca się w parę. Nie zerknął na termometr, wychodząc z domu, a wczorajszego dnia nie przeglądał prognozy pogody, ale obstawiał, że temperatura przekroczyła minus pięć stopni. Po dojściu do takiego wniosku zasłużył na nagrodę. Odkorkował butelkę i uzupełnił utracone na skutek wysiłku w formie biegu płynny. Potem rozejrzał się za psem, ale chwila kontemplacji nie potrwała długo. Do jego uszu dotarł szczek Kropka. Ten, którym zwykle alarmował Majora o znalezieniu truchła niewielkich żyjątek w postaci myszy czy też ptactwa na sporym placu wokół domu. Nie myśląc za wiele, z butelką w ręku, pobiegł w tamtym kierunku.
  — Co tam masz? — zapytał, obstawiając co najwyżej wiewiórkę, ale to co ujrzał, po dotarciu na miejsce, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Ludzkie, na w poły zamarznięte ciało młodej dziewczyny, być może nastolatki. Przypomniał sobie o incydencie przed paroma dniami - o denacie leżącym w śniegu i nieuchwytnym mordercy. — Do nogi — zawołał do psa i zainteresował się swoim identyfikatorem. W pierwszej kolejności skontaktował się z pobliskim komisariatem, w drugiej z technikami, zaś ostatnią wiadomość wysłał do kobiety imieniem Saiyuri.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Późno się położyła poprzedniego wieczoru spać. Siedziała nad jakimiś lekami, szykowała coś dla wzmocnienia organizmu biorąc pod uwagę wyniki badań krwi dwójki dzieciaków przetrzymywanych w budynku SPEC. Pochłonięta pracą do tego stopnia że usnęła przy biurku. Nie słyszała budzika, otworzyła ślepia, odrywając polik od kartek zeszytu gdzie prowadziła jakieś notatki. Poderwała się ziewając, ruszyła w stronę łazienki mamrocząc coś pod nosem zaczęła zmywać z buzi odrobinę atramentu z polika. Ochlapała twarz na końcu zimną wodą żeby się przebudzić do końca i skierowała kroki w kierunku kuchni. Ziewając jeszcze trochę, czując potrzebę wypicia sporej ilości kawy. Już wstawiła wodę i naszykowała kubek gdy jej przepustka zapiszczała.
Zerknęła na komunikat i aż przetarła ślepia wolną dłonią czytając wiadomość raz jeszcze. - To jakieś jaja?! - warknęła idąc w stronę przedpokoju. Wygrzebała z szafy płaszcz zarzucając go na siebie, założyła kozaki i łapiąc za swoją torbę wyszła z mieszkania.
Podróż w podaną kolację nie zajęła wcale długo. Zarzuciła na głowę puchaty kaptur płaszcza i szła w stronę fontanny ścieżką przez park. Nie mogła w to uwierzyć, co się ostatnimi czasy działo z tym cholernym miastem. Na posterunku nie miała tylu obowiązków co tutaj. Z oddali widziała już Aurich'a, stukanie kozaków na sporym obcasie stawało się co raz głośniejsze. Aż zrównała się z mężczyzną, stając z nim ramię w ramię. - Wisisz mi kawę Rokuro.. - przywitała go łagodnym tonem. Wygrzebała z torby rękawiczki i założyła je. Zrobiła kilka kroków w stronę martwej nastolatki. - Mayhem się ucieszy z dodatkowej roboty.. - bardziej powiedziała do siebie niż do kogokolwiek innego. Podeszła bliżej leżącej w śniegu, fioletowymi ślepiami powierzchownie przelatując po zwłokach. Odchyliła skrawek kołnierza przyglądając się szyi i twarzy, po czym zjechała spojrzeniem w dół, na rozpruty brzuch. Złapała za nadgarstek przyglądając się dłoniom. Ciche westchnienie rezygnacji uleciało z jej ust.
Powoli się podniosła i zbliżyła się do mężczyzny. - Krtań ma zmiażdżoną.. raczej to była przyczyna zgonu.. Poza tym że ma rozpruty brzuch i jak sam widzisz pocięta jest do krwi na polikach i udach.. - zaczęła z nutką żalu w głosie. - Nie widać żadnych wyraźnych śladów stawiania przez ofiarę oporu. Ale na ten temat więcej powiedzą po szczegółowych badaniach z laboratorium. - dodała po chwili. Słyszała o jednym nastolatku znalezionym parę dni temu a teraz kolejna ofiara. - Myślisz.. że to mogła być ta sama osoba? Jakby nie patrzeć, kolejny nastolatek padł ofiarą.. Ona tu leży dobrych kilka godzin.. Przydałoby się zdecydowanie więcej patroli w takich miejscach jak to po zmroku.. - dodała po chwili.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

  Major chciałby, żeby to były jakieś jaja, ale chłód przenikający przez poły kurtki z minuty na minutę utwierdzał go w przekonaniu, że to nie sen, a przykra rzeczywistość. Oczekując wsparcia, podszedł bliżej miejsca zbrodni i przyjrzał mu się, lecz starał się zachować dystans. Nie miał przy sobie odzieży ochronnej, czy nawet rękawiczek, a więc nie chciał niczego dotykać. Nie podchodził też bliżej w obawie, że zatrze ewentualne poszlaki i tym samym utrudni pracę technikom i samemu sobie na dalszym etapie śledztwa.
  Patrol pojawił się na miejscu po upływie pięciu minut. Bez zbędnych wskazówek odgrodzili miejsce zdarzenia oraz jego okolice taśmą policyjną. Potem zjawili się technicy, którzy przy pomocy skonstruowanych do tego celu droidów, zajęli się zabezpieczaniem ewentualnych dowodów. Major zamienił z nimi kilka zdań, zanim do jego narząd słuchu nie doleciało: Wisisz mi kawę.... Nie protestował. Skinął lekko głową w ramach powitania i zacisnął mocniej dłoń na smyczy, gdyż Kropek chciał podejść do dopiero co przybyłej kobiety.
  — Mayhem zawsze jest cała w skowronkach, gdy dostarczamy jej nowe zwłoki.A odkąd zniknął Clifford, coraz więcej czasu spędza w prosektorium, pomyślał, ale nie podzielił się tym wnioskiem z Saiyuri.
  Nie podszedł za nią, a jedynie czekał w pewnym oddaleniu od centrum zamieszania, konfrontując dłoń z łeb niespokojnego dalmatyńczyka, który drżał przez zaserwowany mu bezruch. Obserwował i czekał, chociaż oględziny zwłok nie trwały dłużej niż dziesięć minut. Skrzywił się, gdy kobieta przedstawiła mu spektrum obrażeń denatki. Poniekąd nawykł do okrucieństwa, ale takowe rzadko dotykały młodych, niepowiązanych z wojskiem obywateli.  To skłoniło go do wykluczenia udział Łowców w tym bestialskim akcie, aczkolwiek musiał brać pod uwagę każdą opcję, dopóki sprawa nie zostanie rozwiązana.
  — Nie chcę gdybać, ale to bardzo możliwe. W każdym razie i na jednym, i na drugim denacie widać gołym okiem sadystyczne skłonności oprawcy — odparł. — Jesteś w stanie określić przynajmniej przybliżony czas zgony? To ograniczy krąg podejrzanych zarejestrowanych przez pobliskie kamery.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Skinęła głową słysząc wzmiankę o pani Naukowiec i się lekko uśmiechnęła. - Nie dziwię jej się.. też kocham swoją pracę.. choć zdecydowanie wolę pracować z jeszcze zipiącymi.. - stwierdziła z nutką żalu w głosie. Żal jej się zrobiło nastolatki leżącej przy fontannie. Podała Aurichowi parę rękawiczek - Masz.. jakbyś zobaczył coś co by zwróciło twoją uwagę.. - dodała po chwili. Nie pogardziłaby spostrzegawczością towarzysza w tej sytuacji. Obeszła zwłoki od drugiej strony wsłuchując się w słowa mężczyzny. Odchyliła sztywne części ubrania przy szyi i wskazała palcem na szyję. - Widzisz to? - zwróciła jego uwagę żeby podszedł bliżej. Zakładając że technicy pozabezpieczali ślady morderstwa, miała nieco większą swobodę ruchu. - Napastnik dusił ją oburącz do momentu aż nie zaczął miażdżyć jej krtani. Nie ma w okolicy śladów czołgania się dziewczyny. Zadał jej te krwawe rany już po śmierci.. - dodała rozglądając się po najbliższej okolicy wokół ciała denatki. - Pieprzony psychol.. co sobie pomyślą rodzice tej biednej dziewczyny kiedy ją w takim stanie zobaczą do zidentyfikowania. - dodała po chwili z cięższym westchnięciem.
Zdawała się być zamyślona, dotykając rany na brzuchu. - Ciężko stwierdzić nawet w przybliżeniu.. wiesz niska temperatura i śnieg spowolniły trochę rozkład ciała. Ale może w okolicy północy.. - pokręciła dłonią dla gestu sugerującego że to jakoś w tym przedziale czasowym. - Mam nadzieje że to ostatnia ofiara takiego brutalnego morderstwa.. - mruknęła podnosząc się z kucek. - Nie mamy czasem kamer porozmieszczanych w tej okolicy? Zwłaszcza że nie ma tu nocami zbyt wielu patroli.. wiem bo to przyjemny skrót do mojego mieszkania.. - dodała po chwili wlepiając fioletowe ślepia w Auricha.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

  Założył rękawiczki  i poszedł za Saiyuri, uprzednio pozostawiając Kropka z rozkazem siad  w tym miejscu, w którym przed chwilą stał. Pies dostosował się do jego prośby, choć Aurich podejrzewał, że jego cierpliwość niebawem się skończy.
  Przystanął nieopodal zwłok nastolatki, aczkolwiek przeciwieństwie do kobiety nie musnął choćby palcem jej ran. Cierpliwie wysłuchał jej wykładu na temat obrażeń. W trakcie jego trwania przez ciało Majora przeszedł pojedynczy, zimny dreszcz, który sprawił, że się wzdrygnął. Chciał zrzucić winę coraz bardziej doskwierający mu chłód, ale wiedział, że to nie zimno doprowadziło go takiego stanu, a raczej świadomość, że morderca nadal przebywał na wolności i być może właśnie w tej chwili odbiera życie kolejnej osobie.
  — Nie musisz mi tego mówić. Też wolałbym, aby ten świr w końcu został zdemaskowany — przyznał, aczkolwiek jak do tej pory nie pojawił się żaden kandydat odpowiadający chaotycznemu rysopisowi.  Miał cień nadziei, że tym razem będzie inaczej. Ktokolwiek stał za tymi brutalnym incydentami, powinien zostać jak najszybciej pochwycony. — Mamy. Jeszcze dziś dowiem się, kto był w tej okolicy między dwudziestą trzecią a pierwszą nad ranem. Obrazy z kamer z pewnością uchwycił sprawcę. Nie wszystkie są na widoki. Bez dokładnej wiedzy o ich rozmieszczeniu, trudno wszystkie wyminąć i przemknąć niezauważonym — odparł, łapiąc z nią kontakt wzrokowy, chociaż takowy był krótkotrwały. Po chwili znowu skorzystał ze swojej przepustki i wysłał wiadomość do głównego informatora z oddziału generał Kito z dokładnymi współrzędnymi miejsca zbrodni, i przybliżonym czasem zgonu.  Wiedział, że nie musi pisać nic więcej. To nie pierwsza taka wiadomość w ciągu ostatnich kilku dni.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

/Przepraszam was, ale zadania eventowe wymagają poświęceń... >D

 Sprawca wraca na miejsce zbrodni.
 Tak się mówi, ale Kirinowi nie przyszło nawet do głowy, że robiąc kółka po mieście najdzie dokładnie w to samo miejsce, w którym jeszcze niedawno jego ofiarą padła młoda dziewczyna. Zachowywał się tak, jakby rzeczywiście zapomniał, że na jego ubraniu nadal widoczna była krew. Nie pierwszy raz cierpiał na zaniki pamięci, chociaż ostatnimi laty zdarzało mu się to ze znaczniejszymi przerwami czasowymi. A teraz? Mógł przysiąc, że okolica wydaje mu się jakaś znajoma, ale nie potrafił do końca stwierdzić co na to wpływało.
 Jego przemoknięte już całkowicie buty zostawiały na świeżej warstwie śniegu idealnie równe ślady. Od poprzedniego wieczora pojawiła się nowa porcja białego puchu i teraz wszystko znowu wyglądało jak sceneria z bajkowego obrazka. Śpiące miasto okryte kołderką delikatnej bieli i wymordowany maszerujący boczną alejką, kierujący się idealnie w stronę dekoracyjnej fontanny.
 Nie miał bladego pojęcia o zagrożeniach.
 Z plecakiem Willa zawieszonym na ramieniu i truskawkowym szaliczkiem Yukino pod brodą doberman natrafił w końcu na zamieszanie, które wybiło go z rozważań. Zatrzymał się na skraju placu i przechylił łeb patrząc, jak mężczyzna i kobieta obmacują ciało leżące na marmurowej krawędzi fontanny. Dookoła śnieg przybrał malinowy kolor, a zapach juchy wyczuwalny był nawet pomimo chłodu.
 Tym razem jednak nie zaciągnął go w tym kierunku głód. Jakiś czas temu starsza pani poczęstowała go bananem, którego teraz radośnie spożywał.
  — Chyba zjawiliśmy się w złym momencie, Alice — powiedział sam do siebie, trzymając odpowiedni dystans od dziwnej pary.
  Kirin był głupi, ale nie na tyle, by nie zdawać sobie sprawy, na co naszedł. Wyglądało na to, że nawet w spokojnym M-3 dokonywano morderstw. Znaczyło to mniej więcej tyle, że prędzej czy później zjawi się tu więcej policji, psów i niewygodnych pytań.
  Nie chciał mieć z tym nic wspólnego, ale ciekawość brała górę.
  — Powinniście wezwać policję — zasugerował głośno, kierując swoje słowa do zajętej dwójki. Niby z zimna zawinął wierzchnie ubranie mocniej wokół ubrudzonej krwią części. W tym momencie wyglądał wyłącznie jak niegroźny bezdomny, ale biorąc pod uwagę, że M-3 szczyciło się zerową bezdomnością, prezentował się również jak gość weselny po kilku dodatkowych przygodach.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pokiwała głową zgadzając się z Aurichem, też chciała żeby SPEC znalazło wariata. Nie miała nawet nic przeciwko gdyby świra trafiła ciemną nocą po pracy sama. Pewnie by go zatłukła za te ataki na nastolatków. Kolejna wymówka żeby nie zakładać rodziny, miała ich już całkiem sporo. Uśmiechnęła się gdy usłyszała potwierdzenie ze strony mężczyzny. - Wiesz.. weź przedział między dwudziestą drugą a drugą w nocy.. tak dla pewności.. - poprawiła go. Byłą pewna że Mayhem bardzo dokładnie ustali czas zgonu. Westchnęła niepocieszona jednak że mieli już na rękach drugiego trupa i miała nadzieję że był to ostatni. Współczuła Rokuro nadchodzącej rozmowy z rodzicami dziewczyny. Sama nienawidziła przekazywania rodzinom przykrych wieści odnośnie pacjentów którym się nie udało. Co z tego że dawała z siebie wszystko i nawet więcej. To nadal były porażki przeszłości, teraz to byłą kolejna porażka SPEC w kwestii ochrony mieszkańców miasta. - To by było w sumie na tyle.. trzeba ciało przetransportować do prosektorium.. dla nas raczej nie ma tu nic więcej do roboty.. - skomentowała rzucając ostatnie spojrzenie Yukino. Z zamyślenia wyrwał ją głos jakiegoś obcego typa stojącego w sporej odległości od nich. Delikatnie szturchnęła Rokuro. - No świetnie.. tylko jakiegoś zapijaczonego gapia nam tu brakowało.. - mruknęła wpatrując się w typa. Skrzyżowane ręce na torsie skutecznie chowały wszelkie ślady zaschniętej krwi na rękawach ubrania. Już nie wspominając o drobnych kropelkach na torsie. Żadne z nich tego nie mogło dostrzec bez zminimalizowania dystansu. - Zajmiesz się nim? Ja muszę pozbierać swoje rzeczy.. - poprosiła ładnie i zabrała się do chowania wszystkiego w torbie. Zdjęła rękawiczki i podchodząc do śmietnika stojącego w pobliżu, po prostu je wyrzuciła. Wzięła swoją torbę w dłoń i stanęła przy fontannie czekając aż towarzysz zajmie się obcym typem.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

  — Poprzedni denat miał wyrytą na skórze żyrafę. Zauważyłaś na ciele ofiary znamię tego rodzaju? — zwrócił się do Saiyuri, lecz do jego uszu nie doleciała odpowiedź.  
  Pierwszym, który wyczuł obecność intruza był niezawodny zmysł węchu Kropka. Pies, zwykle wyposażony w spokojne usposobienie, zerwał się z miejsca i obnażył garnitur zębów, powarkując. Zbliżył się  ku nieznajomemu, ignorując komendę swojego właściciela.
  — Kropek. — Major zwołał dalmatyńczyka po imieniu, ale ten nie zareagował. Stanął w dwumetrowej odległości od nowoprzybyłego i zawarczał głośniej, jak zwierzę, które zwęszyło drugie zwierzę i wynikające z tego zagrożenie.
  Aurich ruszył ku nim, dając Saiyuri gestem dłoni znać, że się tym zajmie.
  — Nie ma takiej potrzeby. Jesteśmy przedstawicielami wojska. Policja już dawno przestała funkcjonować w M-3 — odpowiedział.  — Jestem Aurich, a kim pan jest i co pan tutaj robi o tak wczesnej porze? — zapytał, przechodząc przez taśmę policyjną, by znaleźć się bliżej mężczyzny. Wyglądał, jak ktoś, kto przez wiele godzin spożywał alkohol i dopiero teraz postanowił wrócić do domu, choć po gwałtownym wciągnięciu do nosa zimnego powietrza, Aurich nie wyczuł woni wysokoprocentowych trunków.
  Podszedł do swojego czworonoga i uchwycił w dłoń smycz, którą pies przywlekł za sobą. Zwykle park o tej porze nie był uczęszczany, więc pojawienie się obcego wzbudziło w nim mieszane uczucia.
  Sprawca wraca na miejsce zbrodni, czyż nie? Chociaż, czy ten mężczyzna nim byl? Aurich nie wiedział. Wiedział natomiast, że chce ujrzeć przepustkę mężczyzny i poznać jego dane personalne, więc, nie wyciągnąwszy nawet broni, której notabene nie zabrał z domu, bo wyszedł, by wyprowadzić psa i przy okazji pobiegać, cierpliwie czekał aż nieznajomy wyjawi mu swoją tożsamość.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach