Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Tknięty jakimś przeczuciem rozejrzał się dookoła, uważnym wzrokiem lustrując wszelkie napotkane przeszkody za którymi ktoś mógłby się schować. Próbował sobie wmówić, że gdyby faktycznie to była zasadzka to już dawno leżałby na glebie ze skutymi łapami, a nie spokojnie jarał sobie fajki. Kolejny papieros zaczynał mu się kończyć. Obrócił filtr w palcach.
- Gdybym był jakimś nicponiem, który ma na pieńku z prawem to raczej nie hasałbym sobie spokojnie ulicami miasta, prawda? Siedziałbym raczej... w... no nie wiem... w pokoiku bez klamek albo takim z kratą zamiast drzwi.
W jego głosie słychać było jawną kpinę, którą zwykle ciężko mu było ukryć, gdy wchodził na tematy związane z wojskiem. Jak miałby traktować ich poważnie gdy chełpią się zlikwidowaniem przestępczości w mieście podczas gdy siedzą praktycznie na gnieździe z terrorystami. Nie żeby jakoś szczególnie zależało mu na jakichkolwiek zmianach w tym temacie.
- Nie bardzo wierzę w ich skuteczność - dodał jakby próbował się jakoś usprawiedliwić przed dziewczyną, może nawet zachować jakieś pozory rozczarowanego obywatela - Chodzą plotki, że mur pęka, a nikt z tym nic nie robi. Niedługo pewnie nie będzie różnicy po której stronie będziemy siedzieć bo oni wejdą do środka..
Całkowicie pochłonięty był wpatrywaniem się w dogasającego papierosa, a ocknął się dopiero gdy popiół wraz z ostatnim kawałkiem żaru spadł na ziemię. Westchnął ciężko. Drugi pet dołączył do poprzedniego niedopałka leżącego pod jego buciorami, a on wziął się do wyciągnięcia z paczki kolejnego. Trup nikotynowy.
- No i silnik wypadł... Nie obrażę się jak poratujesz mnie zapalniczką jeszcze raz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słuchała uważnie słów chłopaka, albo faktycznie wierzył tak bardzo w umiejętności stróżów prawa miasta albo nigdy nikomu nie podpadł. I to byłyby dwie pierwsze myśli po jakie by sięgnęła gdyby nie kpina w głosie młodzieńca. Z jednej strony jej ciekawość podpowiadała aby ciągnąć tą szaradę i wyciągać z chłopaka ile się da. O tej porze przecież wszyscy grzeczni obywatele byli już w łóżkach. Ona siebie nie uważała za grzeczną więc jej pobyt poza sypialnią był uzasadniony. - Z tym hasaniem to wiesz.. różnie bywa.. jak jest się na tyle przebiegłym aby nie dać się złapać.. to i krat na oczy nie zobaczysz.. mam rację.. nie? - powiedziała z rozbawieniem w głosie i puściła mu oczko, spojrzenie na dobre w nim utkwiło. Był ciekawym osobnikiem, musiała to przyznać. Mógł sobie nie zdawać sprawy z tego że był gorszy los niż kraty w oknie i drzwi bez klamek. Byłą jeszcze ona, jej pracownia i upierdliwa ciekawość. A taka kombinacja pewnie do najprzyjemniejszych nie należała. Jest przecież tyle różnych specyfików które aż się proszą o przetestowanie na różnych obiektach. Wymordowani, Anioły i to co ją ciekawiło obecnie najbardziej.. Łowcy! Gdyby tylko wiedziała że jej towarzysz rozmowy ma w sobie czerwinkę, zdecydowanie by nie wracałaby dzisiejszej nocy sama do siebie. Choćby miała go znokautować i taszczyć przez całe miasto, to nie byłby problem przecież. Na jego szczęście obecnie traktowała go jako zwykłego cywila i to w dodatku takiego ciekawego w obserwacjach. Może by tak nawet pozostało tej nocy gdyby nie kolejne wypowiedzi. - Cóż.. trudno ocenić coś czego się na oczy nie widzi.. osobiście też nigdy nie widziałam ich w akcji pojmania jakiś złoczyńców.. - powiedziała zerkając w księżyc jakby faktycznie próbowała sobie przypomnieć podobne zajście. Po czym spojrzała na niego ponownie. Wcale go nie okłamywała, nie miała pojęcia jak mundurowi w Tym mieście sobie radzili. Dopiero co przybyła do miasta przecież. - Z drugiej strony chciałbyś być świadkiem takiego terroru? To niebezpieczne.. jeszcze coś by Ci się stało.. - powiedziała ze spokojem w głosie. Przechyliła główkę w bok zaciekawiona jego wypowiedzią. - Umm.. - zmarszczyła brwi nie do końca rozumiejąc jego wypowiedź. - Ale.. jacy 'Oni'? O czym ty mówisz? - spytała po chwili wpatrując się na chłopaka nieco zmieszana. - Mury miasta nie mogą się zawalić.. Służby porządkowe na to nie pozwolą.. są po to aby chronić nas przed bezprawiem.. bez nich zapanowałby istny chaos w mieście.. - mówiła to tak jakby tłumaczyła 3 letniemu dziecku że pod łóżkiem nie czai się żaden potwór. Na wzmiankę o papierosie, sięgnęła do kieszeni po zapalniczkę i zaczęła się nią bawić w dłoni. - Ten już nie będzie darmowy.. - powiedziała z rozbawieniem w głosie i puściła mu oczko. Przybliżyła twarz w jego stronę nieco - Co mi dasz w zamian za ognia? Może swoje imię i numer telefonu? - szepnęła cichuteńko i odchyliła się nadal bawiąc się zapalniczką. Czyżby flirtowała z nieznajomym?!
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Zaśmiał się radośnie słysząc jej słowa o przebiegłości. Potraktował je jako komplement mimo że sam się za przebiegłego nie uważał. Wręcz przeciwnie. Odkąd pojawił się w M-3 czuł się jakby podbierał cukierki jakiemuś opóźnionemu dzieciakowi zamiast rządzącym. Podobał mu się ten styl życia.
- No pewnie, że masz rację - przytaknął jej, choć pojawiła się w nim nutka zwątpienia.
Wiedziała, domyślała się czy po prostu jego zaczynała podgryzać jakaś mania prześladowcza? Nie za dużo gadał z obcymi ludźmi spoza rebelii. Może o czymś zapomniał? Może same soczewki nie wystarczą? A może zwyczajnie włócząc się po nocy automatycznie miał wyświetlaną na czole łatkę "margines społeczny", a po takim to wiadomo, że coś albo uknuł albo dopiero knuć będzie. Jak wróci do podziemia to będzie musiał wziąć jakąś lekcję co do obchodzenia się z nie-łowcami. Sporo takich lekcji.
- Znaczy widzieć widziałem jak sobie radzą, ale nie tutaj. Nie jestem stąd.
Nie tylko widział, ale i odczuł na sobie skuteczność wojska. Do dziś nie wie jakim cudem reszcie jego grupy udało się go wyrwać z ich szponów niemal w ostatniej chwili. Mimo wszystko to nadal porażka władzy. Niewdzięczna bestia.
- Nooo... no oni. - odpowiedział niepewnie, teraz to z kolei on nieco zakłopotany jej pytaniem - ... ci za murami. Potwory, zombie, wilki. Nie wiem jak tu się ich nazywa.
Wzmiankę o służbach porządkowych zignorował. Nie chciał nawet przed samym sobą przyznać, że w tej kwestii wyłazi z niego pies ogrodnika. Sam nie może tu normalnie żyć, więc najchętniej rozwaliłby ten grajdołek żeby została z niego tylko sterta gruzów. Osobiście by tę stertę jeszcze kopnął.
Dopiero teraz zreflektował się, że sam nie zna imienia rozmówczyni. Zwykle to było pierwsze o co pytał innych.
- Moje imię w zamian za ogień, mój numer telefonu w zamian za twoje imię - stwierdził poruszając trzymanym w ustach papierosem w górę i w dół; najwyraźniej ją trochę poganiał - Masz nosa do psów bo mam iście psie imię. Boris.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przechyliła lekko główkę w bok z uśmiechem, aż cud że jej szczęka nie bolała od tego szczerzenia się. W sumie to już miała wyuczone i było częścią niej. Nie pokazywała że jest smutna, przed nikim. Tylko ta radość, nigdy nie kończący się uśmiech w wielu wariantach. Zależnie oczywiście od sytuacji w jakiej była. Może dość irytująca cecha, ale nie według niej. Nie ważne czy kogoś leczyła czy biła, na jej twarzy zawsze widniał uśmiech. A co najciekawsze, że był on szczery. To nie znaczyło jednak że nie potrafiła być poważna i zimna. W sumie była zlepkiem przeciwności. Z jednej skrajności w drugą, to nie był problem. - Więc ty też nie jesteś stąd.. ciekawe.. ale zdajesz sobie sprawę że to jak sobie radzą w innych miastach z przestępczością wcale nie musi być zależne od tego miejsca.. - powiedziała ze spokojem w głosie. Jaki był kochany żeby ją 'doinformować' na temat Wymordowanych. - Ah 'Ci'.. łatwo z nimi nie ma.. ale zapewne jest jakiś oddział specjalizujący się w pozbywaniu się takiego zagrożenia.. nie martw się.. tu Ci nic nie grozi.. - powiedziała kładąc rękę na jego ramieniu jakby chciała go w tym upewnić. Po czym zabrała dłoń żeby go czasem nie przytłaczać już sobą. Wszystko musi mieć swój umiar. Na propozycję aż zachichotała rozbawiona. - Dobre zagranie.. niech więc będzie.. - odparła. Słysząc jego imię zbliżyła zapalniczkę do papierosa i ją odpaliła pozwalając zaciągnąć się mężczyźnie nową dawką tytoniu. - No widzisz.. a jak jesteś bezpański to jeszcze Cię przygarnę.. jak by nie patrzeć.. lojalne zwierzęta zawsze w cenie.. - zaśmiała się rozbawiona. Może bycie Hyclem dawało bonusy do wyłapywania psów pod ludzką postacią?! To byłby ciekawy nowy skill na który by raczej nie narzekała. - Prawie zapomniałam.. Saiyuri.. - powiedziała miło się uśmiechając do niego, wyjęła przy tym telefon żeby zapisać sobie jego numer. Wklepała podany numer i puściła strzałkę. - No to nie muszę już gwizdać.. wystarczy że zadzwonię.. - zaśmiała się rozbawiona sytuacją. Godne podziwu że się nie zezłościł na te droczenie z psim kompanem.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

- Więc.. czego takiego ostatnio nasze kochane służby porządkowe dokonały? - spytał, siląc się by nie dało się odczuć w jego głosie zbytniej prowokacji.
Z chęcią pozna najnowsze ploteczki o swoim wrogu. Zwłaszcza, że wzmianka o jakimś specjalnym oddziale na zewnątrz wyraźnie go zainteresowała. Wolałby się na niego nie natknąć jak już wyjdzie poza mury.
- Taaa... oddział specjalizujący się w żarciu pączków i piciu kawusi. Poza murami trudniej dostrzec, że się opierdalają. W takim to sam bym mógł robić.
Boris był naprawdę zaskoczony niektórymi zachowaniami dziewczyny, szczególnie tymi, które kończyły się na dotykaniu go. Aż tak go polubiła czy to już było jednak molestowanie. Już nawet sam nie wiedział czy powinno mu to przeszkadzać, choć uważnie wodził wzrokiem za jej dłonią żeby jej pilnować. Na wszelki wypadek. Przynajmniej dopóki znowu nie odpaliła mu papierosa, wtedy zajął się całkowicie nim. Zaciągnął się głęboko, starając się nie myśleć o tym, że niedługo znowu będzie musiał komuś podpieprzyć nową paczę. Oby to był ktoś z dobrym gustem.
- Tu pojawia się pierwsza przeszkoda bo bezpański nie jestem - stwierdził z udawaną smutną miną - Mam i właścicielkę i wierne stado.
W zamian za imię, podyktował jej swój numer, choć dziwnie czuł się z myślą, że to nie on go wysępił, jak to zwykle wcześniej bywało. Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i zapisał nowy kontakt. Na słowa o dzwonieniu uśmiechnął się lekko.
- Lepiej napisz. Często mam problemy z zasięgiem.
Znajomość z kimś miastowym mogła mu przynieść sporo korzyści. Przynajmniej takie miał wobec niej plany.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Schowała telefon do kieszeni i wlepiła spojrzenie w gwiazdy. - Jak bym coś wiedziała to bym się pochwaliła informacjami.. no ale to tylko takie moje domysły. W coś trzeba wierzyć żeby czuć się bezpiecznie.. a że jeszcze nie zapanował kompletny chaos.. to skłaniam się ku myśli że to zasłucha mundurowych.. czy to takie złe aby w coś wierzyć? - mówiła już nieco spokojniej. - Na świecie jest wiele zła.. klęski żywiołowe.. choroby.. agresja.. sami jesteśmy największym złem.. wystarczy iskra żeby rozpętać piekło.. coś musi więc wszystko trzymać w ryzach.. tym razem są to fani pączków i kawy.. chyba lepsze to niż nic.. - kontynuowała ze spokojem w głosie. "Aż tak bardzo poszarpana jest opinia o Specach w tym mieście? Trzeba będzie to naprostować.. potem zająć się leczeniem zła.." przeszło jej przez myśl gdy tak wpatrywała się w błyszczący księżyc. Zaśmiała się rozbawiona jego słowami - To nie powinieneś teraz siedzieć u swojej właścicielki.. wśród swojego stada? Błąkanie się tak późną porą po mieście nie wróży nic dobrego.. - zabrzmiało jak przestroga, ton głosu był jednak łagodny. Uśmiechnęła się jeszcze miło - Spokojna twoja rozczochrana nicponiu.. - powiedziała powoli się podnosząc z krawędzi fontanny. Przeciągnęła się i zrobiła krok w jego stronę, obracając się do niego przodem. Zbliżyła się nieco bardziej, może nieco za blisko. - A następnym razem.. - szepnęła patrząc mu głęboko w oczy, dłoń przysunęła do jego twarzy i lekko musnęła jego policzek. Zabrała dłoń z twarzy łowcy i nagle gwałtownie pchnęła otwartą dłonią jego tors. Na tyle mocno żeby biedak wpadł do fontanny. Od razu się wyprostowała splatając ręce pod piersiami. - .. pety wyrzucaj do śmieci a nie gdzie popadnie.. - powiedziała puszczając mu oczko. Taka mała kara za śmiecenie w tak pięknym miejscu. - Bywaj kundelku.. - powiedziała dość miłym tonem odwracając się do niego plecami i ruszyła przed siebie wybrukowaną ścieżką.

Z tematu
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Prychnął poirytowany. W coś wierzyć żeby czuć się bezpiecznie. Dobre żarty. W takim wypadku nie można wierzyć ani w rebeliantów ani w rządzących. Pozostała mu już tylko wiara w jakieś promocje w knajpach, na które się załapie. Spojrzał na Saiyuri dokładnie w tym samym momencie, w którym ona się do niego zbliżyła. Znowu to robi. A on znowu jej na to pozwala.
- ... następnym razem?
Nie wiadomo na jaką odpowiedź liczył, ale dostał tylko wepchnięcie go do fontanny. Nie zdążył złapać równowagi i wleciał do fontanny, ale wiedziony jakimś instynktem przypilnował by trzymana w dłoniach fajka i komórka nie miały żadnego kontaktu z wodą. Co prawda walnął dość mocno plecami o betonową posadzkę i nawet na chwilę stracił oddech, ale nawet to nie przeszkodziło mu, po przeniesieniu się do siadu, wziąć kolejnego bucha.
- Masz wpierdol - warknął pod nosem.
Tak się nie traktuje psiska bo złe psisko potrafi mocno użreć, a skoro już Lazarus w psią rolę wszedł to na całego. Wyrzucił papierosa do fontanny, za nic mając dobre rady dziewczyny i podpierając się jedną dłonią o murek, całkiem zwinnie wyskoczył z wody na ścieżkę. Otrzepał się jak na psa przystało i znacząc całą swoją drogę kroplami wody ruszył w stronę miasta.

[z tematu]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Musiała rozprostować kości. Czy raczej swoją metalową konstrukcję ukrytą pod warstwami syntetycznej skóry. Jeszcze trochę, a zaczęłaby się wręcz pokrywać kurzem w laboratoriach. Nie miała nic do roboty, jej twórca zrobił sobie wolne, a jeszcze do tego nawet w gwiazdorskim życiu nie szło jak powinno. Wywiad z nią został odwołany, bo reporterka się pochorowała, anulowano projekt, w którym miała gościnnie wystąpić z braku zainteresowania inwestorów. Tyle tylko, że w ostatnim czasie machnęła kilka autografów. Nawet własnego klubu nie odwiedzała, zajmując się jego sprawami z daleka. A właściwie mogłaby tam zajrzeć, nie była nawet tak daleko.
Jej droga przebiegała przez jeden z wielu parków Miasta. Snuła się bez większego celu, co w jej wypadku było raczej dziwne. Zawsze miała cel. Zawsze trybiki nakierowywały ją na określony tor do określonego działania. A teraz wypadło tak, że szła przed siebie bez planu. Wyciągnęła w bok lewą dłoń, nad którą zmaterializowała się błękitna, niematerialna kula. Była idealna pora dnia, aby była ona dobrze widoczna. Słońce zachodziło za horyzontem, drzewa rzucały długie cienie. Hibiki spojrzała na Holograficzny Projektor, poruszyła palcami. Kilka dźwięków uleciało w przestrzeń. Były delikatne, ale głośne, zdawały się wręcz wchodzić do czaszki i tam drgać, wibrować, istnieć.
Androidka wskoczyła na brzeg fontanny jednym sprawnym ruchem. Kilka osób zainteresowało się jej postacią, niektóre poznały ją i zaczęły patrzeć z nadzieją na ładny pokaz. Niebieskowłosa na pewno nie miała zamiaru ich zawieść. Uniosła obie dłonie, kula rozszczepiła się, wydając kilka kolejnych dźwięków. A potem zaczęła grać swoją hipnotyzującą muzykę, łącząc to z pokazem świateł i czymś w rodzaju tańca. Dostroiła się nawet do podświetlenia fontanny, wykorzystując je do swoich celów.
Musiała być bardzo znudzona, skoro właśnie dawała pokaz na fontannie dla garstki ludzi.

[z/t]


Ostatnio zmieniony przez Hibiki dnia 27.01.18 11:50, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Masamune znudziło się już przesiadywanie dłuższy czas w ciemnościach, pośród długich i ciemnych korytarzy ścieków. Nie specjalnie miał też z kim porozmawiać. Po mimo tego, że już trochę czasu jest łowcą nie udało mu się jeszcze z kimś bardziej zaprzyjaźnić czy chociażby zakolegować. Jasne gadał już z kilkoma osobami. Nawet jedna go pozszywała. Nie były to długie i wyczerpujące rozmowy. Chociaż dla niego każda jest męcząca. Prowadzenie rozmów będąc głuchym nadal jest i pewnie będzie go wykańczać. Wymaga to dość dużych ilości skupienia, aby nie pominąć czyichś słów, a w szczególności kiedy nie za szeroko je otwiera. Dodatkowo musi również wytężyć zmysły, żeby w jakkolwiek zrozumiały sposób samemu być w stanie coś powiedzieć. O wiele bardziej woli kiedy to ktoś prowadzi główną część konwersacji, a on raz na jakiś czas coś dorzuci.
Powolnym krokiem wygramolił się ze ścieków przy okazji zaciągając kaptur na głowę. Tym razem nie zapomniał o soczewkach. Dostał dość ładną lekcję ostatnio za to, że ich nie wziął ze sobą. Nie uśmiechało mu się znowu wylądować w podziemnym szpitalu ledwo uchodząc z życiem. W sumie skończenie ledwo żywym na szpitalnym łóżku nie było najgorszym co go mogło spotkać. Wyszedł nieopodal parku w centrum miasta. Słońce już zachodziło, więc nie powinno być tutaj za dużo tłumów. Znajdował się w tej części miasta jeden z jego ulubionych parków. Jednak ze względu na jego obecną przynależność już nie może przychodzić tu kiedy mu się podoba. Stęsknił się po dłuższym czasie za ów miejscem, a że pora dnia jakkolwiek mogła pozwolić mu na opuszczenie ścieków, grzechem byłoby nie odwiedzić znajomego miejsca choćby na chwilę.
Spokojnym krokiem przemierzał alejki parku, aż w końcu postanowił usiąść na jednej z ławek nieopodal fontanny. Było tu trochę ludzi, ale szansa, że ktoś do niego zagada była dość niska. No chyba, że chciałby się bić. Wtedy byłoby to chłopakowi wszystko jedno. Siedział spokojnie wpatrując się w powoli płynące chmury na niebie. Jednak po jakimś czasie jego uwagę przykuły raz na jakiś czas przelatujące wiązki światła. Wyprostował się i rozejrzał się dookoła. Na fontannie stała dziewczyna, która tańczyła i przy pomocy jakiejś holograficznej kuli robiła pokaz świetlny. Zdawało mu się, że już gdzieś widział ów osobę. Ludzie, których była garstka najwidoczniej ją znali i tak jakby byli fanami. W sumie trudno było coś stwierdzić mu na ten temat. "Czy to tylko pokaz świateł?" zastanowił się przyglądając się występowi niebieskowłosej panienki. Najprawdopodobniej to co uchodziło mu i za razem było główną atrakcją występu nieznajomej była muzyka. Jednak była na tyle cicha, że bardzo mocno ograniczony słuch Masamune nie był w stanie wychwycić nawet nutki. Jednak nie zmieniało to faktu, że barwne światła przyciągały jego uwagę. "Czy nie widziałem jej kiedyś w gazecie albo telewizji?" zastanowił się. Postać nieznajomej zdawała się znajoma jednak nie był pewny dlaczego. Zaciągnął jednak trochę mocniej kaptur na głowę, aby rzucał cień na jego oczy, dalej oglądając występ znajomo nieznajomej. Siedział tak jakiś czas i przyglądał się wyczynom dziewczyny. Jednak wraz z czasem, który upływał zbierało się coraz więcej osób co nie wróżyło niczego dobrego dla Masamune. Po pewnym czasie wstał z ławki i wolnym krokiem odszedł w jedynie sobie znanym kierunku.

[z/t]
Może innym razem uda nam się ugadać na jakąś sensowną fabułę.


Ostatnio zmieniony przez Masamune dnia 13.12.17 21:36, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chuchnęła w zmarznięte dłonie. To było naprawdę zimne, jesienne popołudnie. Większość drzew zdążyła już stracić swoje kolorowe liście, teraz świeciły nagimi konarami. W tym roku jesień była wyjątkowo paskudna. Deszczowa, pochmurna i zimna. Zdawało się, że lada dzień spadnie pierwszy śnieg. Dziewczyna spuściła wzrok wbijając go w idealnie prosty chodnik, uśmiechając się smutno. Może widziała tę porę roku w tak szarych kolorach, bo nie było przy niej Ruuki? Każdego roku urządzali bitwy w liściach albo robili z rodzeństwem ludziki z kasztanów albo żołędzi. Teraz jednak było inaczej.
Westchnęła cicho i pociągnęła nosem. Od dwóch dni nie czuła się najlepiej. Najprawdopodobniej złapała jakieś jesienne grypsko. Nie powinna wychodzić z domu, tylko wylegiwać się w ciepłym łóżku, z kubkiem gorącej herbaty. Ale obiecała, że spotka się dzisiaj z Konoe. Nie mogła go wystawić, zwłaszcza, że on sam nie miał zbyt wiele czasu.
Problem w tym, że chłopak już od jakiś piętnastu minut się spóźniaj. Kichnęła, naciągając mocniej czapkę na swoje zmarznięte uszy i zaczęła skakać z nogi na nogę. Ileż by teraz dała, żeby napić się jakiejś gorącej, smakowej kawy.
Wyciągnęła telefon z kieszeni kurtki. Poprawka. Teraz już szesnaście minut. Może powinna zadzwonić? Nie… lepiej nie, bo wyjdzie jeszcze na jakąś desperatkę. Albo natrętną dziewczynę. Lepiej jeszcze trochę poczeka. Miała jedynie nadzieję, że chłopakowi nic się nie stało. Znała go zaledwie od dwóch miesięcy, ale polubiła go. Był cholernie uroczy i słodki. A przy tym niezwykle nieporadny, aż człowiek miał ochotę ogrodzić go grubym murem od świata, który mógłby go skrzywdzić. Zachichotała pod nosem na wspomnienie ich pierwszego spotkania.
Siedemnasta minuta.
Westchnęła. Może jednak się nie zjawi?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Każde jednorazowe wyjście wymagało od niego czasochłonnego przygotowania, jasne, nie malował się, nie szukał modnych ubrań, nie zastanawiał się nad tym, co zapakować do torebki jak zdarzało się to płci pięknej. Nie, jego przygotowanie polegało na tym, by w sposób całkowity, lecz naturalny ukryć to... czym jest. Kaptur nie wchodził w rachubę, nie każda przestrzeń publiczna zezwala na ukrywanie twarzy w cieniu, nie chciał musieć tracić kilku minut, na tłumaczenie, dlaczego nie może tego zrobić, plątać się w wyjaśnieniach, ostatecznie uciekać z miejsca, zanim zrobi się zbyt niebezpiecznie. Być może tym razem nie będzie tak źle, pogoda sprzyjała większej ilości warstw, mógł bez problemu nałożyć coś na głowę uprzednio materiałową chustką złożoną w pasek przycisnąć nieco uszy do włosów. Zdecydował się na lekki beret, taki który będzie mógł nosić nie tylko na zewnątrz, ale także we wnętrzu. Najbardziej lubił zimę, najczęściej właśnie w jej trakcie udawało mu się wychodzić na zewnątrz i cieszyć się swobodą. Nałożył na siebie jeszcze sweter szyty grubą włóczką, a lekką kurtkę, którą nawiasem mówiąc dostał od kogoś ze starszych stażem łowców, zawiązał sobie na biodrach. Wyglądał bardzo znośnie, jak młody chłopak, który nie dąży za modą, ale nadal prezentuje się schludnie.
Dokładnie taki był, także za swojego pierwszego życia. Dalej nie do końca to rozumiał, unikał miejsca, gdzie mieszkał dawniej z rodziną, nigdy nie odwiedzał tych miejsc, w których wiedział, że mógłby przypadkiem spotkać swoich rodziców. Zapuścił włosy, starał się zachowywać i chodzić w nieco inny sposób, zawsze czujnie obserwował, nie pozwalał pozostawać sobie w M-3 na zbyt długo.
Idąc w stronę fontanny także nie chadzał głównymi uliczkami, no chociaż te strony poznał dopiero niedawno, istniał cień szansy, że ktoś mógłby spojrzeć na niego tym wzrokiem mówiącym: Znałem kogoś podobnego, ale zmarł. Nie wracał myślami do swojej choroby za często, nadal układał sobie życie od nowa.
Początek nie był łatwy, ale wszystko pędziło dalej, nie mógł stać w miejscu za długo. Musiał pogodzić się z wieloma stratami, a także cieszyć się z powodu zysków. Zysków, nowych perspektyw, nowych znajomości. Harakwa była jedną z tych osób, na które natknął się dopiero po zostaniu połowicznie kotem, być może miał więcej znajomych teraz, niż wcześniej, bo częściowo przejął milusiński charakter futrzaków?
Przejął także ich woń częściowo, a spóźnienie mógł zrzucić na psy, które pogoniły go na drzewo kiedy kilka kilometrów dalej bezpiecznie szukał wyjścia na zewnątrz. Pozbycie się ich zajęło nieco nadprogramowego czasu, więc gdy wreszcie w starym magazynie mógł się odmienić i ubrać w ukryte tam rzeczy, odetchnął z ulgą, ale musiał także przebiec spory kawałek, by w ogóle nie wystawiać dziewczyny.
Dostrzegł ją z daleka, wśród ludzi chodzących w te i z powrotem, nie patrzył na ich twarze, nie zwracał na nich większej uwagi, kierował się tylko do niej, z daleka już machając lekko ręką. Zatrzymał się i oparł dłońmi o kolana, wypuszczając z ust małe obłoczki pary.
- Przepraszam, autobus... się spóźnił. - wyjaśnił pomiędzy oddechami, prostując się w końcu i posyłając jej przepraszający uśmiech.
Pilnował się, by emocje za bardzo nie zawładnęły jego ciałem, szczególnie tymi częściami ciała, których nie powinien w ogóle posiadać jako najzwyklejszy nastolatek. Cały czas o tym pamiętał, a mimo to powtarzał sobie w głowie co kilka chwil, by nie robić nic podejrzanego. Momentami więc jego twarz pogrążona była w myślach, ale większość czasu uśmiechał się całkowicie naturalnie, emanując ciepłem pozytywnych uczuć. Taki był po prostu także za życia. Zmienił się, ale może wcale nie tak bardzo.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach