Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 04.10.17 22:10  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
 Na pewno nikogo nie zdziwiłby fakt, że Seiji bez zająknięcia określiła dzisiejszy incydent za co najmniej zabawny; wydawała się zresztą całkowicie rozluźniona i wyparta z trosk, jakby podobne balansowanie na granicy było jej receptą na udane życie. I być może było, zważywszy na fakt, że adwokaci TEGO Chiromatsu Furimiego mogliby się zagłębić również (a właściwie głównie) w jej akta, które wbrew ogólnemu obrazowi niekoniecznie były takie czyste... i mając tę świadomość nic sobie z tego nie robiła.
 Wzruszyła więc tylko barkami jak człowiek, który ma usta pełne jedzenia, ale koniecznie musi przekazać wiadomość w stylu: „no i co zrobisz? Taki los”, więc używa do tego najlepiej sprawdzającego się języka międzynarodowego — migowego. Była zresztą przekonana, że temat został tym samym skończony, ale kiedy Daiki znów powrócił do kwestii prawnych...
 — Tak, nie martw się. Będziesz niewidoczny. Zresztą, dam ci to do weryfikacji i określisz, czy jesteś wystarczającą smugą. Co ty na to? — Łagodność, z jaką to wypowiadała, nie pasowała do chytrych oczu wpatrujących się w mężczyznę — rzecz jasna, o ile jej oczy mogły być jakiekolwiek.
 Musiała go udobruchać jednak na tyle sprawnie, by przeszedł do kolejnego tematu jakby nigdy nic — pokiwała wtedy głową na znak, że rozumie, ALE mimo wszystko wolałaby zrobić to po swojemu, bo choć, owszem, wyciągnęła go z opresji, to jednak sam przysłużył się nieco większej sprawie niż uratowanie kogoś przed czasem spędzonym w towarzystwie ludzi tak starych, że już nudnych, ale nie wystarczająco starych, aby przejść na emeryturę.
 Nie mogłaby więc odpuścić.
 — Nie chciałbym się narzucać.
 Prychnęła, chociaż bardziej brzmiało to, jakby próbowała wydusić z siebie literę „P”, mając zbyt zaciśnięte wargi. Naprawdę sądził, że będzie się jej narzucał? Tym bardziej po tym, jak sama to zaproponowała? Z dobrodusznym uśmiechem klepnęła go między łopatki — może trochę zbyt mocno, jak na osobę, która niespełna pięć minut wstecz konała z bólów tak mocnych, że niemal prowadzących do psychicznej śmierci, a potem rzuciła harde: „w drogę!” i po prostu go porwała.
 A bo to jego pierwszego?

                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.17 2:09  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
Jeden shot. Drugi shot. Trzeci, czwarty. Pomnożyć na dwie głowy – wychodziło osiem, więc nie było źle z nimi. Może z Ishidą, choć Warner pewnie trzymał się równo. Całość doprawiona absolutnie świetnymi drinkami, których koszt nie grał dla pisarza żadnej roli. Lubił pić, ale szczególnie przyjemnie było zajrzeć do kieliszka, jeśli nie robiło się tego z własnym odbiciem w lustrze. Ryutarou stanowił niezbyt rozgadane, ale zadowalające towarzystwo. Jin miał w zwyczaju gadać dużo, więc mówił za dwóch, ale tylko dopóki ten chciał pić. Jeśli miałby raczyć się z alkoholem jeszcze za niego… nie skończyłoby się to zbyt dobrze.
Siedzieli w loży już od dwóch godzin, obydwoje stawili się niesamowicie punktualnie, więc nie tracili czasu. Z początku było trochę… niezręcznie, ale Ishida opanował sytuację. Zaproponował mu jednego drinka. Konkretnego. Warner widocznie nie bywał wcześniej zbyt często w tym lokalu, więc mógł nie znać się na tutejszych przysmakach, ale… Chociaż! Właściwie mógł bywać, ale ktoś taki jak on wyglądał na kogoś, kto zawsze zamawiał to samo. Jakimś cudem Ishidzie udało się namówić go na tę intrygującą nowość, a przyjemny procent sprawił, że to miejsce nie wydawało się już być tak okropnie kiczowate czy głośne. Też miejsce w loży miało swoje profity. Żadnych natrętów. Brak spoconych, tańczących ciał wokół. Drinki podawane do stolika.  
Wiesz, zawsze mnie coś ciekawiło. Czy to prawda, że dziewczyny rzeczywiście tak lecą na mundurowych? – zagaił odrobinkę bełkotliwym, żartobliwym tonem, wygodnie usadowiony na skórzanej kanapie. Ryutarou zdążył już poznać te kilka bezpiecznych historii z życia Ishidy. Było ich wiele więcej, ale przecież wszystkiego na pierwszej randce się nie mówi, nie? Naskarżył się też na notoryczne widywanie małolat. Lekko pochylał się w stronę mężczyzny, opierając łokcie na kolanach, zaś w dłoniach trzymając szklanicę z orzeźwiającym Mai Taiem. Upitym dopiero do połowy. Pisarz zdążył już pozbawić się dwóch pierwszych guzików w koszuli, a marynarkę rzucił niedbale gdzieś obok. Nie zataczał się, nie tracił równowagi, co też zdarzało się siedzącym, prawda? Więc było dobrze. Nie najlepiej, bo nie miał najsilniejszej głowy, ale trzymał się w pionie i to było ważne.


Ostatnio zmieniony przez Ishida dnia 18.11.17 19:06, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.17 12:11  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
Jako właściciel naprawdę twardej głowy (w przenośni i dosłownie) nie miał problemów z opróżnianiem kolejnych kieliszków przy równoczesnym zachowaniu jasności umysłu. Nawet jego trzymały się limity, ale wiedział, jak daleko sięgają i kiedy powinien przestać. Spożywał alkohol okazyjnie, bardzo rzadko samemu wychodząc z taką inicjatywą w swoich samotnych czterech ścianach, teraz zaś propozycja wyszła ze strony Ishidy i nie powinien odmawiać, przynajmniej nie kilku pierwszych drinków, jakie ten postanowił im postawić. Smakowały nieźle, nie mógł nic zarzucić gustom towarzysza, dlatego przed ich nosami pojawiały się kolejne i kolejne, aż w końcu Warner zwolnił tempo. Ostatnim razem otrzeźwienie uderzyło w niego jak tir.
Nudził się. Nie przeszkadzało mu siedzenie w loży przez kilka godzin, jeśli mógł od czasu do czasu wstać, wyprostować kości albo wyjść i zapalić szóstego papierosa z rzędu, jednak nie czuł się w żaden sposób właściwie wykorzystany. Nie powinien liczyć na to, że pojawi się jakieś zagrożenie, miał dbać o zachowanie porządku i ładu, jednak wizja spędzania w ten sposób każdego wieczora nie uśmiechała mu się ani trochę. Potrzebował dawki adrenaliny, chociaż posmaku emocji.
Płaszcz zdążył wylądować na oparciu kanapy, a lenonki odrobinę zsunęły się z nosa, odsłaniając częściowo kryjące się za nimi beznamiętne spojrzenie.  
Pytasz niewłaściwą osobę – mruknął, marszcząc brwi, bo pytanie zdecydowanie nie powinno być doń adresowane. – Nigdy tego nie zauważyłem. – Dodał, co zresztą pokrywało się z prawdą, sęk w tym, że ktoś mógł jawnie wyznać przed nim zainteresowanie, a on zareagowałby na to co najwyżej uniesieniem brwi i komentarzem, że nie ma czasu na wygłupy, po czym odwróciłby się bez jakiegokolwiek wzruszenia, by zająć się swoimi sprawami. Koniec końców cała ta sytuacja wleciała i wyleciałaby przez jego głowę jak nic nieznaczący powiew wiatru niedaleko huraganu.
Oparł wygodniej plecy o miękką powierzchnię siedziska, jedną rękę trzymając wyciągniętą na stole przy pustym kieliszku, który obracał od niechcenia między palcami. – Niemniej zawsze możesz sam to sprawdzić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.17 20:21  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
Ishida nie zawsze był taki gadatliwy jak teraz. Nie chodziło tu o czasy bliższe, a o konkretne dalsze, wracając pamięcią do lat szkolnych. Niczym niewyróżniający się nerd, wiecznie z nosem w jakiejś książce. Nie próbował nawet nawiązywać relacji. Absolutnie aspołeczny, skupiony na swoim własnym świecie. Wielu twierdziło, że jest autystykiem. Albo socjopatą. Wzbudzał niesamowitą zazdrość u rówieśników świetnymi osiągnięciami, ale nie podziwiali go, bo był dziwny. Inny.
Ishida zawsze dążył do niezależności, i do bogactwa, które mu ją zapewni. Stał się przez to bardzo... kontrolującym typem człowieka. Polegającym na sobie, i tylko na sobie. Niezależnie od sytuacji, czuł potrzebę zostania jej panem i władcą. Każda niespodzianka, której nie wziął pod uwagę, stawiała go wobec nieprzyjemnych wyzwań, co też naruszało jego strefę komfortu. Uwielbiał schematy. Porządek. Spokój ducha. Nie był idealny, choć zawsze dążył do perfekcji. Latami uważał, że nie jest samotny, a odkąd poznał ciepło bliskości drugiego człowieka, lgnął do niego egoistycznie, wciąż wmawiając sobie, że to tylko pozory. To naruszało jego niezależność, stąd najczęściej kończyło się łamaniem gołębich serc. Chciał chwalić się swoim bogactwem, ale szczególnie nienawidził tych, którzy interesowali się nim tylko przez obecność złotej karty w portfelu.
Ktoś taki jak on nie był w stanie tworzyć zdrowych relacji.
Dlatego uczył się życia z ludźmi. Stawiał sobie wyzwania, a jednym z nich była właśnie postać Ryutarou. Może podświadomie chciał udowodnić komuś, kto jakkolwiek połączony był z jego dawnym życiem, że nie jest już tym samym Jinem, co kiedyś? Kolejne absolutnie narcystyczne pragnienie. Alkohol pomógł mu w rozluźnieniu się, co pewnie przysłuży się jego planom, lub całkiem je spartoli. Byle nie rozwiązało zbyt języka.
Sprawdzić? To zachęta? – spytał, spoglądając na niego z pewnym zdziwieniem wymalowanym na twarzy, choć towarzyszył mu też wielki uśmiech. Nie spodziewał się czegoś takiego po swoim markotnym kompanie, więc wyczuł w tym spisek. Może powiedział to ironicznie, a zamroczony umysł Ishidy nie zdał sobie z tego sprawy? Aż musiał wziąć łyk drinka. Rozejrzał się mimowolnie po klubie, szukając oczami pierwszych ofiar. Jeśli tylko okaże się, że to nie żadne rzucanie słów na wiatr, pisarz chętnie sprawdzi jego umiejętności podrywu.
Czy jednostka do zadań specjalnych będzie w stanie zdobyć kobiece serce tak sprawnie, jak zdobywa wojskowe laury? – zastanowił się na głos, niezdarnie próbując zachować przy tym odpowiedni wydźwięk patosu i filozoficznego zastanowienia. Pokręcił głową w geście negacji, wyginając przy tym komicznie usta w podkówkę. Gdyby miał przed sobą jakiegokolwiek innego mundurowego, może by i mu uwierzył. Ale Warner?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 16:12  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
- Coral, kochaniutka, to ja zaraz wrócę! - powiedziała Haruko, po czym ciągnąc za sobą świeżo poznanego typka - musiała przyznać, wyglądał niczego sobie - odpłynęła z gracją w kierunku parkietu. Wtedy to właśnie ostatni raz widziano osobę, która wyciągnęła pannę Sandford do klubu, mimo jej pewnego oporu.
Było to jakąś godzinę temu.
Nie żeby rudej jakoś szczególnie przeszkadzało chadzanie do klubów, nie. Po prostu właśnie tego dnia jakoś nieszczególnie potrafiła znaleźć w sobie ochotę na obijanie się o ludzi w tłoku, kiwanie wśród tańczących i inne tego typu rozrywki, standardowe dla miejsca, do którego ostatecznie się wybrały. Trudno jednak było odmówić koleżance, która z taką determinacją potrzebowała życzliwej duszy, która zgodziłaby się jej potowarzyszyć. Choć, o ironio, już w dziesięć minut po przekroczeniu progu naraiła sobie adoratora i jak z nim zniknęła, tak pewnie naiwnością byłoby spodziewać się, że wróci przed południem dnia następnego. Coral za dobrze ją znała, żeby liczyć na cokolwiek innego.
Chociaż, zawsze istniała opcja, że przygodny chłopaczek okaże się jednak niegodny zaangażowania, nigdy nie wiadomo. Dlatego postanowiła zostać jeszcze chwilę, może spróbować wypatrzyć znajomą twarz wśród tańczących. Obracała się leniwie na stołku barowym, odpychając się delikatnie stopami od niskiej ścianki. Wraziła łokieć na kontuar i oparła głowę na dłoni, pozwalając rudym falom leniwie spłynąć zza ramion. W sumie nawet nie było tak źle, w domu nie miała nic ciekawszego do roboty, a tutaj mogła popatrzeć na to czy owo. Przebiegła wzrokiem po całej sali, dopijając do końca swojego jedynego jak do tej pory drinka. Szklanka z cichym stukiem wróciła na blat, zaraz usunięta przez sprawną rękę barmana. Na pytanie, czy życzy sobie coś jeszcze, zaprzeczyła z uśmiechem. Kiedy jednak zdążyła się odwrócić z powrotem w kierunku reszty lokalu, omal nie wylądowała twarzą na czyimś zapoconym tułowiu.
- Tak szybko odpadasz, laleczko? - rozległ się niski, nieco zachrypnięty głos. - Dla tej pani coś dobrego, ja stawiam.
- Przepraszam? - zapytała z wyraźną irytacją, odchylając się możliwie daleko od nieznajomego. Zamiatała już włosami po barze i próbowała uciec w lewo - z prawej drogę zagradzała jej, a jakże, ręka mężczyzny oparta o blat niby luźno, a jednak niepokojąco blisko. W tym samym momencie po drugiej stronie, w której spodziewała się swojej opcji ewakuacyjnej, pojawił się kolejny facet; węższy od połowę od swojego kompana, łysy i o dziwnie kaczkowatym chodzie, oparł się nonszalancko o bar. Nie dało się nie zauważyć, że wyglądał jak kibol, który zapomniał napompować mięśnie i przypominał bardziej tyczkę ubraną w dres.
- Co taka śliczna dziewczynka robi tu sama, hm? - zagadnął Typowy Seba, szczerząc krzywe zęby.
- Nie jestem sama - odparła Coral, głosem zimnym i twardym jak stal. Na jej nowym towarzystwie najwyraźniej nie robiło to wrażenia, tak samo jak to, że marszczyła z niezadowoleniem nos i obrzucała obu nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Jakoś nikogo tu nie widać - odezwał się szerszy. Zerknęła przez ramię, próbując odszukać wzrokiem barmana - najbliższą potencjalnie pomocną osobę, ale ten właśnie dziwnym trafem gdzieś zniknął. Fuknęła gniewnie. To jakiś absurd, przemknęło jej przez głowę. Typków najlepiej by było się jak najszybciej pozbyć. Tylko jak?
- Wyluzuj trochę, lalunia. - Za każdym razem, kiedy rzucała okiem na dresiarza, miała ochotę stłuc mu szklankę na tej durnej, łysej głowie. Niestety, chwilę temu została pozbawiona narzędzia zbrodni. Cholera.
- Och, spadajcie. - fuknęła. Mięśniak zaśmiał się chrapliwie.
- A jak nie, to co nam zrobisz?
Niestety, miał trochę racji.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 18:29  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
Warner zaś… był jeszcze mniej gadatliwy niż zazwyczaj. Alkohol wcale nie rozwiązywał języka, wyglądało tak, jakby przynosił odwrotne skutki. Przez cały wieczór wpatrywał się w swój kieliszek z zamyśleniem, może szukając wzrokiem jakichś mikroorganizmów albo grup hydroksylowych w drinku. Nic nie przykuwało uwagi eliminatora, jedynie siedzący obok Ishida, na którego, siłą rzeczy, musiał mieć oko. Spodziewał się wianuszka dziewcząt wokół jego osoby, jakiegokolwiek towarzystwa bardziej rozrywkowego od znudzonego okularnika. Jeśli jednak taki stan rzeczy mu nie zawadzał i nie planował tego zmienić, mogli dalej rozkoszować się wygodą kanap i atrakcyjnymi smakami proponowanych trunków.  
Czy gdyby uniósł wzrok znad ich stolika, dostrzegłby w tłumie znajomą twarz?
Drobna zmarszczka pojawiła się między brwiami, myśli znów obrały jakiś dziwny tor, dlatego skoncentrował się na trzymanym naczyniu i obrócił je kilka razy, obserwując, jak odbija się w nim neonowe światło.
Czy wieczór potoczyłby się w podobny sposób?
Nie zrozumiał zdziwienia ozdabiającego twarz pracodawcy, dopóki ten nie kontynuował swojej myśli. Zamrugał wolno, a w jego oczach odbiła się drwina.
Sprawdzić na własnej skórze i wstąpić w szeregi S.SPEC. – Wyjaśnił, mrużąc oczy, gdy zdał sobie sprawę, jak łatwo Ishida zaakceptował tak dziwną propozycję, która oczywiście nigdy nie padłaby z ust eliminatora. Błędna interpretacja, zresztą, czytał jego cv, miał z nim bezpośredni kontakt, czy to nie wystarczało do wysnucia odpowiednich wniosków? Nie wyglądał na podrywacza, nie potrafił nawet wciągnąć się w jakąkolwiek dyskusję czy obdarzyć towarzysza uprzejmym gestem w postaci uśmiechu lub pochwały.
A chcesz pozbawić ją życia? – Odparł sarkastycznie, utrzymując ten sam, nieprzejęty ton głosu. – Zresztą co ja miałbym później zrobić z krwawiącym na dłoni sercem?
Ta rozmowa zdecydowanie donikąd nie prowadziła.
Chciał zatopić znów usta w drinku, dając tym sobie pretekst do nieudzielania odpowiedzi, ale z racji pustego kieliszka, postanowił rozejrzeć się od niechcenia po wnętrzu baru. Początkowo wzrok tylko prześlizgnął się po znajomej sylwetce w oddali, po kilku sekundach wracając do niej z wewnętrznym pytaniem „czy to nie przypadkiem…?”. W tym obrazku nie zgadzał mu się element w postaci dwójki mężczyzn, którzy nie wyglądali na respektujących czyjąś przestrzeń osobistą. Miał złe przeczucia.
Nie wpadaj w żadne kłopoty pod moją nieobecność. – Rzucił do Ishidy, wstając z miejsca, po czym wsunął dłonie do kieszeni spodni i skierował się nieśpiesznie w stronę lady.
Zamierzał jedynie skontrolować sytuację i wrócić, chyba że pojawiłyby się pewne komplikacje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.17 21:47  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
Uniósł brew w geście nietęgiego zdziwienia w reakcji na odpowiedź mężczyzny. Parsknął śmiechem i machnął ręką, kręcąc przy tym głową. Ishida w szeregach Specu? No, pewnie! Jeszcze jak! Lubił swoje wygodne życie i nie chciał go narażać. Praca dopasowana do jego potrzeb, mnóstwo pieniędzy, słodka prywatność. Nad nim tylko cenzura władzy, która zresztą przyklaskiwała mu, uważając za wzorowy przykład obywatela uświetniającego życie jednostki. Akceptował wszelką poprawkę, choć i tak nie było ich zwykle zbyt wiele. Często przyczepiali się z zasady, ale Ishida wiedział co pisać. Miał do tego niesamowity dryg, już w szkole średniej każda jego odpowiedź trafnie wpasowywała się w klucz odpowiedzi, jakby zawsze wiedział, co ludzie chcieli mieć na myśli. Pisał książki pod nieme dyktando, a przy tym wiedział, co zrobić, żeby inni chcieli to kupować. Uatrakcyjniając, miał trafne argumenty na każdy zabieg, który mógłby wziąć pod nóż edytor.
Pożreć. Jesteś tak obojętny na sprawy damsko-męskie, że nie zdziwiłbym się, gdybyś to zrobił – westchnął w odpowiedzi, kręcąc głową z matczyną dezaprobatą. Uśmiechnął się przy tym odrobinę pobłażliwie, czując w sercu, że ten chłód, który rozsiewał w okół siebie Warner, nie mógł wziąć się znikąd. Kto go zranił? Może kobieta? A może... mężczyzna? Jeśli byłby homoseksualny, wtem wyjaśniłby się brak zainteresowania tematem kobiecym! Ishida był tolerancyjny, więc nie potraktował tego jako coś złego. Miał doświadczenie w tych sprawach. Sam przecież był biseksualny, prawda?
Wtem Ishida został nieszczęśliwie pozostawiony samemu sobie, ale procent podpowiedział mu, że może Warner ruszył tam, gdzie królowie chadzają piechotą. Dopijał drinka, wyciągając komórkę i przeglądając społecznościowe portale, które odkąd jego książki stały się sławne, stały się jego uzależnieniem. Przy Warnerze powstrzymywał się od chwytania za telefon, żeby nie wyjść na ignoranta. To niegrzeczne przecież, a swoich rozmówców miał w zwyczaju traktować poważnie. Jeśli pozwalał sobie na taki gest w towarzystwie, można było się spodziewać, że spotkanie nie potrwa długo.
Czy coś nowego działo się w wielkim świecie? Wyszła na jaw seria zdrad jakiejś piosenkareczki, a kino uświetniła kolejna część tytułu o super bohaterach. Ishida nie wiedział, co ludzi w tym tak zachwycało. Obejrzał wszystkie części, więc miał wyrobione na ten temat zdanie, ale poza świetnymi ujęciami zgrabnych tyłków w obcisłych kostiumach i pewnej dozy solidnych efektów specjalnych... nic to nie reprezentowało. Gdzie jakieś wartości? I tak nas nikt nie uratuje.
Podniósł wzrok znad artykułu, chętny coś zamówić, zanim Warner wróci do loży, a wtem zauważył, że mężczyzna stoi przy barze. Zebrało mu się na burdy? Nastawił uszu.
Nie mamy złych zamiarów, panienka. Chcemy ci tylko dotrzymać towarzystwa – mruknął obleśnie łysol, spoglądając na nią spod swoich absurdalnie długich rzęs, które nie pasowały do jego dresiarskiego wizerunku. Oparł się łokciem o blat, podpierając szczękę na ręce i przyglądając jej się zdecydowanie nachalnie. Drugi opierał się plecami o blat, ale z drugiej strony.
Dobrze się z nami zabawisz, a jeśli jesteś tu z koleżanką to nawet lepiej – dodał drugi, rozglądając się ciekawie po lokalu, ale nikt nie przychodził na ratunek rudowłosej niewieście. Do czasu! Wtem zauważył zbliżającego się okularnika. Przyglądał mu się chwilę, gdy ten pierwszy nie zauważając zagrożenia, spróbował zabawić się rudym loczkiem, chcąc owinąć sobie go w okół palca.
To twoja koleżanka? Może obrońca? Frajer zza szkiełek? – parsknął drugi, szczerząc krzywe zęby i kładąc ogromną dłoń na ramieniu rudowłosej, w geście skromnego „Nic mi nie zrobisz, fujaro, a ja sobie pomacam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.11.17 14:59  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
"Bo co nam zrobisz" było bardzo sprytnym pytaniem i jak by na to nie spojrzeć, drechol zabił jej klina. Sama skarciła się teraz w myślach za to, że rzeczywiście nie miała ani co w takiej sytuacji odpowiedzieć, ani też nie dałaby rady zbyt wiele zrobić. Przecież nie mogła siła zmusić obu typków do zostawienia jej w spokoju i raczej niewiele było argumentów, które mogłyby przekonać ich do odwrotu. Zdawali się na tyle zdesperowani, że nie przeszkadzał im nawet znaczny i wyraźny opór obiektu zainteresowań. Prawdopodobnie podeszli do niej dlatego, że była sama - a więc miała nikłe szanse na poradzenie sobie z przewagą siłową i liczebną. W tym momencie przydałaby się Haruko i jej adorator, albo w ogóle jakakolwiek życzliwa dusza, której zachciałoby się wybawić pannę Sandford z tego niezaprzeczalnego kłopotu.
- A prosiłam o jakieś towarzystwo? - zapytała, wylewając w głosie coraz więcej frustracji. Odsuwanie się od obu typków na raz było cholernie niewygodne, a z każdą chwilą coraz bardziej niewykonalne, kiedy tak osaczali ją z obu stron. Najbardziej bolało to, że właściwie odcięli ją od wszystkich dróg ucieczki i żeby się oswobodzić, prawie na pewno musiałaby uciec się do rękoczynów. O ile z chudym dresiarzem może by jakoś sobie poradziła - wyglądał na takiego, co wiatr go zmiata z chodnika - to jego potężny kolega stanowił poważny problem w tej materii.
Może lepiej by było urodzić się facetem?
- Otóż nie prosiłam - odpowiedziała w zastępstwie kolesia, który z pewnością nie miał na tyle szarych komórek, żeby zdołać przetworzyć jej pytanie. - Więc doprawdy panowie, skoro mówię, żebyście się stąd zwijali, to naprawdę mam to na myśli.
I tak chyba wciąż była dla nich za miła, ale cóż - nie umiała inaczej. Nawet w stosunku do takich natrętów, przez których aż się w środku gotowała, żadne ostrzejsze słowa jakoś nie chciały jej przejść przez gardło.
Do czasu.
Kilka wydarzeń nastąpiło zaraz po sobie, zaczynając od tego, że rudej udało się wychwycić znajomą postać za zasłaniającymi jej prawie cały obraz sylwetkami mężczyzn. Oczywiście, szerszy z dwójki natrętów nie pozostawił sprawy zbyt długo bez komentarza, wznosząc się na wyżyny swoich możliwości intelektualnych. Dwie jednak rzeczy stały się iskrą, która doprowadziła do eksplozji: ciężka, spocona łapa lądująca na ramieniu Coral i kościsty paluch Sebiksa wrażony bezpardonowo w rude loki, który poczuła w momencie, kiedy nieopacznie pociągnął ją za włosy. Tego już było zdecydowanie za wiele.
- Idźcie ode mnie, jeden z drugim! Ale już! - wybuchnęła, łapiąc chudzielca za nadgarstek i zmuszając go do odsunięcia ręki. Odepchnęła go z całej siły, natychmiast puszczając; samo dotknięcie tego typa z własnej woli było maksymalnie obrzydliwe, więc im krócej, tym lepiej.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.17 21:10  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
Trzymam się zdrowej żywności. – Odparł, pomijając fakt o ilościach kawy, jaką w siebie wlewał każdego dnia, czy nikotynie w postaci regularnie spalanych papierosów. Poza tym starał się jednak kupować produkty czyste, odżywcze i zalecane do utrzymania zdrowia oraz dobrej kondycji. Nie przepadał za fast foodami, nie rozumiał młodzieńczego szału na jedzenie w KFC czy McDonaldzie – dla niego to jeden pies, oba lokale oferowały bomby wysokokaloryczne. – Nie sądzę, żeby było mi to do życia potrzebne. – Wzruszył nonszalancko ramionami. – Praca to wszystko, czego potrzebuję. – I nie chodziło wcale o pewne źródło dochodu, w pewien sposób uzależnił się od swojego stanowiska w S.SPEC, nie wyobrażał sobie nawet zmiany w tej kwestii. Nie nadawał się do spokojnych czynności, dyplomatycznych rozmów czy kontaktem z ludźmi, przy których musiał udawać miłego.
Nadawał się za to do akcji bojowych, dlatego, wyczuwając problem w grupce przy barze, nie zawahał się zjawić tam, by skonfrontować się z nierozumiejącymi słowa „nachalność” typkami.
Nie słyszeli panowie protestów kobiety? – Zignorował słowną zaczepkę ze strony szerszego. – Jeśli nie szukacie problemu, radziłbym odejść. – Słowa wojskowego brzmiały spokojnie, ale za tym spokojem czaiła się subtelna groźba. Z chęcią pomógłby im się oddalić, a nawet wyjść z baru, starał się jednak o cierpliwość i opanowanie, mimo że lepiej mu szło rozwiązywanie problemów przez fizyczność, tak zwykle najpierw obierał tę mniej ryzykowną możliwość.    
Spodobała mu się reakcja kobiety – nie rozumiał tych, które ze strachu nie potrafiły wydusić z siebie choćby jednego słowa. Z takimi osobnikami nie było co się cackać.
Nie lubię się powtarzać. – Dodał mniej przyjemnym głosem, kładąc dłoń na ramieniu chudzielca, by w silnym uścisku palców na skórze odsunąć go od Coral. Nie zdziwiłby się wcale, gdyby taki kontakt wzbudził w nim ochotę na dopuszczenie się do prawdziwych rękoczynów, więc obserwował ich dwójkę z uwagą, gotowy na odpowiednie do sytuacji działanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.17 19:19  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
Seba i Seba junior wyglądali na bojowo nastawionych, bo jak to tak – oni upolowali pierwsi tę rudowłosą łanię, zatem i prawa sobie do niej rościli! Nawet jeśli Warner przyszedł tutaj z nią wcześniej, ale sprawa miała się ich zdaniem tak, że frajer stanowisko opuścił, więc i je zwolnił dla lepszych, przystojniejszych, chętniejszych.
Czytamy z mowy ciała, nie musisz mówić więcej – zarechotał chudszy w odpowiedzi, przybijając wirtualną piątkę koledze. Taki z niego żartowniś-kolędnik, otóż to. Podobał im się motyw osaczania zwierzyny. Jeśli odsuwała się od jednego, przysuwała się do tego drugiego, więc któryś zawsze na tym zyskał, a dosłownie penisy zamieniały im się z głowami, gdy zbyt blisko nich krążyły damskie feromony. Subtelny zapach zadbanej, pięknej rudowłosej, subtelnie imprezowy outfit. Nie to co te Grażyny z ich dystryktu, nudne, brzydkie i śmierdzące fajkiem. Takiego towaru się nie przepuszcza, nawet jeśli wymaga to użycia siły… perswazji i osobistego piękna.
Cóż, plany napalonych samców pokrzyżował inny samiec. Może nie tak napalony, o ile w ogóle, ale procent w krwi Warnera sprawiał, że procent spuszczenia komuś wpierdolu rósł z minuty na minutę, czekając na podpalenie lontu.
Panna zaoponowała i odsunęła się od chuderlaka, a przez jego twarz przeszedł cień niezadowolenia. Jego koledze też niezbyt się to podobało, a obydwoje jak jeden mąż zrzucili niechęć panny i jej próbę ucieczki na obecność Warnera w pobliżu. Przecież już robiła się chętniejsza, nie? Ich urok zaczynał działać, ale przyszedł jakiś byczek metr dziewięćdziesiąt i myśli, że wszystkie panny jego. Niedoczekanie! Prywatnie pracowali razem na stacji benzynowej na kasie, więc można powiedzieć, że nie takich frajerów w życiu kasowali, więc niepierwszy to i nieostatni.
Zostaw panią w rękach zawodowców, baryło – burknął gorzko dryblas, a wtem ramię chudzielca pogwałcono, więc kolega, niemal równy wzrostem Warnera, choć znacznie grubszy i bardziej… nabity, poczuł się w powinności zainterweniować. Oderwał się ociężale od blatu i pchnął mężczyznę z siłą. Zamachnął się też lewą ręką – widocznie mańkut, więc szanse uderzenia Coral były nikłe – i zdecydował zajechać policzek Warnera swoją pięścią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.17 22:23  •  Klub „Fire” - Page 3 Empty Re: Klub „Fire”
Do pewnego momentu mogła jeszcze całe zajście uznać za zabawne i już od jutra wspominać je jako humorystyczną wstawkę z życia. Wystarczyło jednak kilka minut, by ostatnia szansa na upchanie spotkania z natrętnymi typkami do szufladki z nieco żenującymi, ale koniec końców nieszkodliwymi zajściami odeszła jak sen złoty. Teraz to już typki były po prostu wkurwiające. Mieli chyba dwie szare komórki na spółkę: jedną do dzwonienia, drugą na kradzione rowery, a i tak otwierali japy i bredzili jakieś bzdury. W dodatku upatrzyli sobie młoda inżynierkę na ofiarę, tak jakby wokół nie było żadnych innych, atrakcyjniejszych dziewczyn. Coral podczas kilkunastu spędzonych w klubie minut zdążyła już wypatrzeć co najmniej pięć imprezowiczek, którym wystarczyłoby szepnąć dwa słówka, postawić taniego sikacza i poszłyby za delikwentem wszędzie, robić cokolwiek sobie zażyczy. Na świecie nie brakowało wariatek, względnie istot na tyle pijanych, że było im już wszystko jedno. Ale nie, po co skorzystać z pchającej się w łapy okazji, skoro można dodać dreszczyku emocji i zabrać się za wybitnie niepałającą chęcią współpracy jednostkę.
Tak, właśnie dlatego zmechanizowany koleżka spadł jej jak z nieba, choć oczywiście nie spadł, a podszedł gdzieś od strony stolików. Nieszczęsna ruda nawet tego nie mogła wiedzieć, skoro parka Sebków od dłuższej chwili przesłaniała jej cały świat. I to w tym jak najbardziej negatywnym sensie. Miała cichą nadzieję, że odpuszczą już na sam widok potencjalnego przeciwnika, niestety jednak w typkach musiał się obudzić duch rywalizacji. Najgorsza cecha rycerzy ortaliony to niestety ich wybiórcza waleczność, niepozwalająca odpuścić w najlepszym do tego momencie. Zawsze musieli iść o ten krok dalej, narażając się zarówno na agresywny opór w wykonaniu nagabywanej niewiasty, jak też na bardziej radykalne kroki ze strony jej samozwańczego obrońcy.
W następnym momencie sprawy zaczęły nabierać tempa. Kiedy chudzielec został tymczasowo usadzony w miejscu dzięki działaniom Warnera, a jego barczysty koleżka postanowił ruszyć towarzyszowi z pomocą, Coral wypatrzyła swoją szansę. Kiedy tylko Sebastian Senior odbił się od baru, obróciła się na wysokim krzesełku w stronę, którą właśnie opuścił natręt i gdy zamachnął się z pięściami, przemknęła tuż za nim ku upragnionej wolności. Choć oczywiście, nie odeszła nigdzie daleko. Wyrwawszy się z klatki tworzonej wokół niej przez ortalionowych jeźdźców, obróciła się z powrotem w stronę całej sceny, obserwując ją teraz z zapartym tchem, korzystając z o wiele wygodniejszej pozycji zewnętrznej.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach