Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 08.03.16 9:55  •  Klub karaoke Empty Klub karaoke
Budynek ściśnięty między dużym blokiem mieszkalnym, a niewielką apteką. Do środka prowadzą oszklone drzwi, za którymi puszczono bordowy dywan o krótkim, szorstkim włosiu. Ciemniejsze ściany przyozdabiano oprawionymi w ramki o czarnym drewnie dyplomami i obrazami, rzadziej jakimś regulaminem.
Dość długi korytarz prowadził do pierwszej komórki, w której upchnięto tęgą kobietę po czterdziestce, z wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Kuka na ludzi spod krzaczastych brwi i aż ciężko oderwać pytające spojrzenie od wysmarowanych na niebiesko powiek. Aparycja emerytowanej kurtyzany dopełniona jest tylko dzięki wielkim, całuśnym ustom z pieprzykiem nad górną wargą. Nie uśmiecha się nigdy. Za to ma się wrażenie, że najlepiej by wstała, trzasnęła drzwiami i już się tu więcej nie pokazywała, ale z jakichś przyczyn wciąż siedziała na krześle i z gazetą przed twarzą rozdawała numerki do pokojów.
Pokoi jest łącznie 14, w tym dwie zadbane łazienki. Każdy pokój wyposażony w skórzaną kanapę w kształcie litery „L”, niski stolik, telefon będący źródłem kontaktu z centralą oraz naścienny telewizor wiszący nad wąską komodą trzymającą rząd bezprzewodowych mikrofonów.

Karaoke czynne jest codziennie od godziny 9:00 do 22:00. W weekendy do północy.


Ostatnio zmieniony przez Kyōryū dnia 03.04.19 16:21, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.16 11:39  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
|| ◄◄◄
- - - - -


Mijali park z placem zabaw. Turyści, zakochane pary, ryjące nosami w piasku bachory, rozdęte jak napchane powietrzem płuca ryby babcie ze spieczonymi słońcem ramionami ─ to wszystko zniknęło, pozostawiając po sobie widmo przeszłości. Ruuka szedł pewnie, jakby nie czuł ciężaru ucieczki, co w sumie niezbyt się z prawdą mijało, ale nawet on wolałby letnie słońce muskające twarz, niż kolejny poryw chłodnego wiatru, przez który ludzie upychali się w domach, zostawiając ich ─ jego i Verity ─ sam na sam z martwym światem. Dla nich, poniekąd, to tylko dodatkowy plus ─ nie było zbyt wielu gapiów, którzy by ich zaczepili, zaczęli wypytywać co robią i dlaczego nie robią tego z nogami pod ławką szkolną, lecz miał świadomość, że jeszcze chwila, a usta mu przymarzną i już do reszty się nie rozgrzeje. Dlatego gadał przez pół drogi.
I tak mieli duże szczęście, że wydostali się ze szkoły bez zadraśnięcia. Wystarczyło przemknąć na tyły budynku i przedostać się przez lukę w siatce ─ niewielu o niej wiedziało, bo niewielu zapuszczało się aż za magazyn ze sprzętem sportowym. Tym jednak razem omal nie zostali przyuważeni, kiedy czubek buta uderzył o leżący na ziemi kamień. Metalowy huk o porzucone na glebie wiadro wyprostowało ramiona łażącego po terenach szkolnych ogrodnika, ale kiedy ten odwrócił się raptownie za siebie, Ruuka wciągnął już Verity za magazyn i sam wstrzymał dech.
Teraz na samo wspomnienie chciało mu się śmiać.
Błahostka. Zwykle się tym nie przejmował, bo takich jak on, po szkole łaziło setki, jak nie lepiej. Ale tym razem był w towarzystwie zielonowłosej dziewczyny, z którą wymykał się przez niepowszechnie znane przejście ─ każdy dureń by się zorientował, że brali nogi za pas, a kolor włosów był na tyle charakterystyczny, że nietrudno było go spamiętać i podyktować później grzecznie dyrekcji Shiroi.
Jest nawet kilka szkolnych legend ─ ciągnął Ruuka, który, od kiedy szkoła zniknęła za strzelistym wieżowcem, przerywał ciszę gadaniną głównie o tym, co ich łączyło. Wsunął ręce do kieszeni i spoglądał na nią rozbawiony, mijając każdą nierówność chodnika, każdy korzeń w parku i każdy kamień, jakby te były tam od wieków, a on wyuczył się pleneru na pamięć. Nie potknął się ani razu i ani razu nie zahaczył włosami o gałąź, co patrząc po jego rozwichrzonej fryzurze a'la L'oreal Paris, zakrawało niemalże o cud. ─ Pewnie o kilku już słyszałaś, co? O jakich? I... jesteśmy na miejscu.
Wraz z ostatnim zdaniem jego ręka płasko opadła na oszklone drzwi, które ustąpiły pod naporem siły i uchyliły się, wypuszczając na zewnątrz odrobinę ciepła.
Spodoba ci się, ręczę. Co chcesz do picia? Ja stawiam. Ah, tylko... ─ Odchrząknął, by nie pozwolić na zdradzenie swoich emocji. ─ Nie patrz dziwnie na tę kobietę. Jakoś ją to denerwuje i... dzień dobry!
Prawie krzyknął, ślizgiem podbijając do okienka w kwadratowej tubie, w jakiej siedziała wspomniana kobieta. Jej minimalistycznych rozmiarów „kiosk” ustawiony na samym środku pomieszczenia był pomalowany na ten sam kolor, co ściany. Znajdowało się w nich niewielkie okienko, aktualnie uchylone. Łypała zza niego wielka, otoczona błękitem gałka oczna, wcelowana wściekle w Ruukę. Aż ciarki przechodziły po plecach, choć uśmiech chłopaka był niezmywalny. Za każdym razem tłumaczył się tak samo: słowo, z ręką na sercu, drugą na pasie harcerza, to nie ja rzucałem kamieniami w jej koty.
... dokładnie, proszę pani. Nie musi być duży. Wiem, wiem. ─ Zaśmiał się, rozwalony łokciami na wąskim parapecie. Tylko tak mógł się podeprzeć przy pochyleniu, by go słyszała. ─ Bywam tu dość często.
Odebrał od niej numer z pokojem i pomachał metalową zawieszką do Verity, wskazując nią ─ z perspektywy dziewczyny ─ zapewne na pomieszczenie, w którym siedziała kobieta. W rzeczywistości Ruuce chodziło o korytarz, który znajdował się dokładnie za siedliskiem Cerbera.
Pójdziemy jeszcze po to żarcie do... to taka mała... nie wiem co to jest... kawiarenka chyba? ─ wytłumaczył, gdy minęli kasjerkę i ruszyli wąskim, skąpanym w ciepłym świetle lamp korytarzem, który prowadził do schodów w górę lub w dół. Na górze znajdowały się pomieszczenia do gry w karaoke; na dole ─ wyżej wspomniany bufet. I to tam zszedł Ruuka, zerkając jeszcze do portfela na swoje miliony.
W M1 też są takie kluby? ─ zagaił do niej, przebiegając spojrzeniem po pokrojonych w idealne kostki ciastach, babeczkach, ciastkach, pasztecikach, sałatkach, lodach ─ Ruuka przełknął ślinę ─ kanapkach i zapakowanych, marketowych przekąskach. Nim oderwał wzrok od jednego z serników, udało mu się zignorować następne bzyczenie w kieszeni i zerknął na dziewczynę, posyłając jej rozbawiony uśmiech. ─ Korzystaj z czasu wolnego. Ja pójdę zamówić.
Tylko powiedz, co chcesz.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.16 23:34  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
Trochę się zdziwiła nagłemu zwrotowi akcji, ale nim zdążyła powiedzieć chociaż słowo protestu, ruda rozpłynęła się jak sen złoty. Tym sposobem została ich znów tylko dwójka na dachu, przy czym Ver świeżo po bombardowaniu babskimi artykułami pierwszej potrzeby.
- Jasne - przytaknęła, wydobywając telefon z kieszeni swetra. W dowodzie na to, że kobieta w potrzebie poradzi sobie niezależnie od sytuacji, przetarła ciemny ekran i umieściła urządzenie w poprzek między kolanami. W ten sposób zyskała swego rodzaju lusterko i mogła sprawnie doprowadzić się do porządku. Zbawienne dla owego procesu okazały się chusteczki zmywające, dzięki którym w czterech ruchach pozbyła się znaków plemiennych Ludzi-Pand. Preparat do demakijażu, którymi były nasączone, starła z twarzy równie szybko i przy pomocy kilku machnięć szczoteczką przywróciła swoją twarz do niemalże poprzedniego stany. Oczy miała nadal lekko zaczerwienione, ale była to już jedyna pozostałość po poprzednim napadzie.
Zajęta czynnościami upiększającymi, nie zwracała na dzwoniącego gdzieś chłopaka większej uwagi. Kilka razy tylko przytaknęła, gdy zwrócił się bezpośrednio do niej. Dopiero po uporaniu się z własnym wizerunkiem podążyła za poleceniem i wygrzebała z nie swojej torby pożądany kawałek garderoby. Niby nie potrzebowała go aż tak bardzo koniecznie, ale umorusany na ciemnoszaro rękaw swetra niemożliwie ją mierził. Czyżby udzielał jej się pedantyczny charakter Shina? Spędzała z nim całkiem sporo czasu i jak widać wszystkie te kazania na temat sterylności i higieny gdzieś tam w jej pamięci zostały. Nie na tyle, by również stała się na tym punkcie paranoiczką, ale wystarczająco na wstręt do chodzenia po świecie w brudnych ciuchach. Wciągnęła więc na siebie męską bluzę, zaś własne okrycie przewiesiła przez ramię z zamiarem późniejszego wrzucenia do torby. Tą w końcu bądź co bądź zostawiła gdzieś tam na korytarzu, kompletnie zapominając o zabraniu jej ze sobą.
Koniec rozmowy. Bez oporu wróciła pod okno i tym razem nieco sprawniej przedostała się na drugą stronę. Kto wie, może jeszcze kilka razy i uda jej się nie zrobić żadnej krzywdy przy tym jakże skomplikowanym procesie. Przez korytarze ruszyli niczym ninja, choć Amerykanka nie do końca czuła potrzebę takiego zachowania. Cóż, ona mogła się w każdej chwili wymówić złym stanem psychicznym, co zresztą zamierzała za chwilę zrobić. Rozumiała jednak, że jej nowy znajomy takiej możliwości nie ma i musi uważać na ewentualnie przechodzących nauczycieli, by nie oberwać za nieobecność na lekcjach. Stąd też, z trudem powstrzymując się od zanucenia motywu z "Mission: Impossible", w najwyższej formie szkolnej konspiracji przedostała się wraz z kolegą pod odpowiednią salę. Musiała rzecz jasna dogadać się ze swoim wychowawcą, co okazało się prostsze, niż przypuszczała. Trochę pozmieniała fakty, eliminując z opowieści wszelakie osoby trzecie i miejsca zakazane dla uczniów, pozostając przy traumatycznym upadku na podłogę i ataku histerii. Nauczyciel uwierzył bez większych zastrzeżeń - w końcu kadra pedagogiczna została uprzedzona o kłopotach nowej uczennicy, a ową historię dało się pod to bez problemu podciągnąć. Dodatkowo właśnie się gdzieś spieszył, więc odpuścił sobie wykonanie telefonu do opiekunów dziewczyny i ostatecznie usprawiedliwił jej z góry nieobecność na lekcjach.
Dalej poszło dość prosto; wycieczka do szatni, wyjście ze szkoły, wymknięcie się przez dziurę w siatce. Co prawda w momencie, gdy o mały włos nie zostali nakryci serce wskoczyło jej do gardła, ale na całe szczęście udało się przeprowadzić akcję ucieczki bez większego uszczerbku na zdrowiu czy honorze.
- Na początku gdy przyjechałam chłopcy z klasy straszyli mnie duchami z piwnicy... że podobno kiedyś przypadkiem tam zamknięto kilku uczniów, którzy zginęli z głodu i teraz straszą, kradnąc drugie śniadania i porywając żyjących. Ale to może być tylko ich własna historyjka, tego nie wiem. - Trochę naiwna bajeczka, ale i tak powodowała lekki dreszczyk zaniepokojenia przy mijaniu drzwi prowadzących na niedostępny dla dzieciarni poziom -1. W gruncie rzeczy Veri nie miała wielkiej styczności z podobnymi legendami i nie miała świadomości tego, które są powszechnie znane, a które jej znajomi spreparowali na poczekaniu.
- Hm? - zainteresowała się, o co też chodziło z ową kobietą. Wystarczył jeden rzut oka, by samemu domyślić się co jest na rzeczy. Co ciekawe, nieznajoma przywodziła zielonowłosej na myśl bardzo podobną osobę, mianowicie nauczycielkę historii z jej poprzedniej szkoły w M-1. Tamta była cud-kobietą, ukrytym aniołem. Pomimo nietypowej aparycji serce miała złote i na samo jej wspomnienie twarz Ver nawiedził ciepły uśmiech. Ten posłała oczywiście nieznanej sobie pani, po czym taktycznie odwróciła wzrok. Na pozór mogła przypominać znaną jej osobę, ale drugie wrażenie robiła niestety słabsze.
- A, okej - przytaknęła zaraz. W końcu przegapili cała przerwę na lunch, każdy byłby głodny, do licha. Nawet panna Greenwood, której żołądek sporadycznie upominał się o swoje racje, w końcu musiał nieśmiało pomachać w kierunku mózgu i zawołać o swoje.
- Pewnie są, ale nie bywałam. Ze znajomymi włóczyliśmy się raczej po parkach, lasach albo czasem sklepach. Im więcej było z nami dziewczyn, tym więcej sklepów się obeszło - przypomniała sobie. Już nie daj Boże było wpuścić Jess w butiki, potrafiła nie wychodzić z nich całe popołudnie. Reszta zazwyczaj czekała na zewnątrz, kupując kolejne porcje lodów i obstawiając zakłady, z iloma siatkami ich przyjaciółka opuści centrum handlowe.
- Rozsądek krzyczy o kanapkę, ale serce mówi: lody - zadeklamowała udawanie patetycznym tonem, zerkając na bogactwo oferowanych przekąsek. Wcinanie słodyczy na pusty żołądek (owszem, śniadania jadała rzadko) było niekoniecznie mądre, ale te niestety kusiły w sposób niemożliwy do odparcia. Pozostawiła więc wybór koledze i w czasie gdy on zajął się zamawianiem, najzwyczajniej w świecie rozejrzała się po pomieszczeniu. Skoro nigdy nie była w klubie karaoke, warto się zainteresować z czym to się je i jak takowy przybytek wygląda. Zwróciła uwagę tez na znajdujących się dookoła ludzi, choć przecież żadnego z nich nie znała. Trudno nagle mieć nie wiadomo ile znajomości w nowym mieście po marnych kilku miesiącach, ale przynajmniej te obecnie zawiązane zapowiadały się wyjątkowo interesująco.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.16 15:58  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
Duchami z piwnicy? ─ podjął temat tak naturalnie, jakby spodziewał się go od samego początku. Zareagował szybkim wzruszeniem ramion, które nie zmyło uśmiechu z jego ust. ─ Czyli jak zawsze. Każdy jest tutaj tym straszony, ale byłem w tej piwnicy... w zasadzie byłem we wszystkich piwnicach w Shiroi i z ręką na sercu ─ nie ma tam żadnych duchów, zjaw, strzyg, zombie, upiorów, wampirów, wilkołaków, ani woźnego po pięćdziesiątce. ─ Z każdą następną opcją wystawiał kolejny palec, aż wreszcie zgiął wszystkie z powrotem i stulił je do formy pięści. ─ Wszystkie zostały wybite! ─ Brakowało tylko, żeby znokautował bokserskim sierpowym powietrze, a odhaczyłby swoją rolę bohatera, ale cudem się powstrzymał i zamiast tego postukał knykciami o blat stołu, chcąc zwrócić na siebie uwagę stojącej za ladą sprzedawczyni. ─ Nie przeze mnie ─ dodał szybko, żeby to nie ulegało wątpliwości. ─ Chyba przez realizm. No wiesz. Duchy nie istnieją. (Tak, te dwie kanapki i to... co to jest? Mhm... jasne, niech będzie. Nie, sam zaniosę.) Ale niektórzy...
589,90 jenów ─ wtrąciła się młoda kobieta za kasą. Ruuka położył pieniądze na prostokątnej, metalowej podkładce, nie odrywając spojrzenia od Verity.
... wierzą w takie bzdury. (Dzięki, reszty nie trzeba) Jest u nas koło zjawisk paranormalnych. Upierają się, że duchy nie objawiają się każdemu czy coś w tym stylu. Chyba się tam nie zapisałaś, hm? ─ Z rękoma zaciśniętymi na płaskiej tacy ruszył z powrotem do korytarza, z którego przybyli.
Cała akcja ze sprzedażą minęła w mgnieniu oka. Wyglądało zresztą na to, że na sekundę nie zerknął na śliczną ekspedientkę, która skrupulatnie wykonywała swoje zadanie ─ wiecznie wyprostowana, schludna, uśmiechnięta, po prostu idealna do wysoko postawionej firmy, nie do obsadzonego w podziemiach bufetu ─ nie przejmując się najwidoczniej, że nie zaskarbiła sobie zainteresowania przybyłego, roztrajkotanego klienta, którego usta poruszały się, wykrztuszając kolejne zdania i pytania ─ wszystkie upstrzone rozbawioną albo podirytowaną nutą, jakby nie mógł się zdecydowań na jeden komplet ekspresji. Nawet nie przerwał rozmowy, poniekąd uzewnętrzniając swój brak „dobrego wychowania”.
Albo, na upartego i patrząc na to pod optymistycznym kątem, zdolność do robienia dwóch ─ lub więcej ─ rzeczy naraz. Wielofunkcyjność objawiła się zresztą też chwilę później, gdy wspominając o kole zjawisk paranormalnych uniósł kolano i uparł je o ścianę. Postawił wtedy tacę na udzie i wolną dłonią sięgnął do tylnej kieszeni spodni.
Ja i paru innych gości jesteśmy od tego, żeby to obalać. W końcu to durne mity. W rzeczywistości magia nie istnieje, tak samo jak złe zaklęcia, nie? Chociaż każdy czasami lubi wpaść do cyrku i pooglądać naiwne show ze znikającymi kartami albo bukietem, z którego tryska woda. Problem polega na tym, by oglądać clownów, a nie się nimi stać. Są ludzie, których można zbyt łatwo wrobić, bo ich naiwność sięga zenitu i wciąż rośnie. ─ Wsunął klucz do zamka i przekręcił. Rozległo się charakterystyczne zgrzytnięcie mechanizmu, po którym nacisnął klamkę i pchnął drzwi do środka. ─ Ale pewnie nie chcesz o tym słuchać. I denerwują mnie te drzwi. Klub jest spoko, przychodzę tu od wieków, ale nowsze kluby mają zamki na identyfikator, a nie te staroświeckie badziewia.
Więc włożył staroświeckie badziewie z powrotem do spodni i poczekał, aż Verity wejdzie do przyciemnionego, niewielkiego pomieszczenia. Niejednemu paranoikowi strach ścisnąłby gardło, bo jeśli było miejsce, które potrafiło spotęgować klaustrofobię w pół sekundy, to właśnie to. Dla Ruuki ─ i dla większości, którzy tu przychodzili ─ było jednak przytulne. Ciepły kolor ścian, znajome obicia kanapy, stolik, na którym zawsze kładli nogi i chichotali, gdy kolejny kumpel fałszował albo mylił tekst.
Wysunął język i samą jego końcówką przebiegł po dolnej wardze, kiedy obcas buta uderzył o drzwi i zamknął je za nimi, pozostawiając dwójkę sam na sam w dźwiękoszczelnym pokoju. Położył wtedy tacę z kanapkami i napojami na niskim stoliku i chwycił za pilota, by włączyć telewizor.
Nie martw się ─ mruknął nagle, przełączając kanały. ─ Później zamówię lody. Ale chcę, żebyś się najadła. W końcu Ylva już przesądziła sprawę i to na mnie spadł zaszczyt dopilnowania, żebyś miała za sobą coś pożywnego. Może to nie danie z wykwintnej restauracji, ale...
I urwał, odkładając pilota, gdy na pulpicie wyświetliła się lista piosenek. Opadł wtedy na kanapę, wsuwając palce za połę marynarki szkolnej, by zsunąć ją z ramion i rzucić gdzieś na sofę. Wyglądało na to, że kompletnie zapomniał o przerwanym w połowie wątku, bo już wargi rozkleiły się, a ściany przyjęły nowy temat:
Nieźle sobie poradziłaś. Przy wychowawcy. Nawet ci powieka nie drgnęła. ─ Opadł ciężko na oparcie w kolorze czerni i odchylił nieco ramiona do tyłu, czując wreszcie zmęczenie mięśni. Schody bywały mordercze, szczególnie, gdy cały czas gada się o Wendigo i innych stworach pełnych grozy, o jakich opowiadał Tadashi ─ przewodniczący koła zjawisk paranormalnych, który na każdym, dosłownie na każdym, cholernym zebraniu, musiał wystąpić przed szereg i zapominając, że wystające gwoździe są dobijane, gadać o ufo, Kobietach w Bieli i krwiożerczych syrenach. Początkowo było to nawet zabawne, ale ostatecznie, po tylu razach, wszystko rwało z głowy włosy.
Ile można pierdolić?
Ruuka zamrugał nagle, zaciskając usta. Zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie ją zagadał, a nie była pierwszą osobą, którą przygniótł swoim katarynkowym charakterem. Dlatego w jednej sekundzie zawahał się, a w drugiej spojrzał na nią, odznaczając się miną typową dla zbitego do krwi szczeniaka.
Jeżeli będę cię zanudzać, to mi to powiedz. ─ Wsunął łokieć na oparcie kanapy i przekręcił się do niej, unosząc nieco ciemną jak węgiel brew. ─ A jak kolejny frajer zacznie ci wmawiać, że w piwnicy straszy, to zamknę go tam na tydzień, bez względu na to, jak bardzo by cię zaciekawiał. Mogłem się domyślić, że to pierwsze, czym cię przywitali. Chyba, że były jeszcze inne smaczki?
Bo niektórzy mieli równie rewelacyjne pomysły co Mashiro i aby poznać się z nową, popychali kumpla w jej ramiona, żeby potem chichotać w tłumie i przyglądać się, jak nieporadnie próbując wyplątać się ze ścisku własnych kończyn.
Przypomniał sobie o natręctwie komórki i nagle poczuł się jeszcze bardziej zmęczony.
I mam sprawę. Tylko nie wiem, czy to zniesiesz na trzeźwo.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.16 17:50  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
- Mmmmhm - potwierdziła melodyjnie wraz z kiwnięciem głowy. Nawet jako wzbudzającej powszechne zainteresowanie nowej nie ominęło jej typowe dowcipne zachowanie ze strony starszych uczniów. W końcu drażnienie się z pierwszakami było chyba dość powszechne wśród szkolnej młodzieży, bez względu na placówkę czy Miasto.
- Rany. Piwnice, dach, ogród... chodzisz czasem na lekcje, czy tylko sobie zwiedzasz? - Nie było to wcale takie nieprawdopodobne. W końcu wykazał się już sporym doświadczeniem w wałęsaniu po budynku i zdawał się znać go o wiele lepiej niż Ver swoją starą szkołę, przy czym opuszczenie ostatnich lekcji przyjął bardzo... naturalnie.
- Wiem, wiem. Chcieli mnie wciągnąć do tego klubu, ale się nie dałam. Totalne bzdury. U nas w M-1 też znałam parę tego typu wariatów, ale nigdy nie wpadłam na to, że można mieć na to szkolne koło - stwierdziła, ruszając korytarzem w ślad za starszym. W przeciwieństwie do niego, przyjrzała się uważnie sprzedawczyni i nawet posłała jej przyjazny uśmiech. Wszystkie elementy otoczenia niemalże pochłaniała wzrokiem, w końcu w podobnym miejscu była pierwszy raz. Zauważała nawet najdrobniejsze elementy, takie jak ładny wzorek tapety czy interesująca bluzka starszej dziewczyny, która właśnie sama zastanawiała się nad wyborem czegoś z gastronomii.
- No, ale musi być fajnie umieć takie sztuczki. Miałam znajomego, który własnie potrafił robić różne cuda z kartami i nigdy mi menda żadnej nie wytłumaczył. A na to wszystko na pewno są jakieś zasady i metody - dodała od siebie, obserwując niemalże magiczne sztuczki z tacą i kluczem. Do tego też trzeba było mieć jakieś zdolności i koordynację. Veri mogła sobie o podobnych akrobacjach tylko pomarzyć - straciłaby pewnie jedzenie, klucz i zdrowie, bo znając życie straciłaby równowagę i coś sobie potłukła. Paradoksalnie co chwila robiła sobie krzywdę, ale rzadko poważną. Widocznie swój limit nieszczęść wyrabiała na raty.
- Staroświeckie zamki mają pewien... klimat. Pasują mi tu. - W kilku krokach przekroczyła próg pomieszczenia i odwróciła się z powrotem w stronę drzwi, by kolejne mówione przez siebie zdanie skierować do chłopaka. - Ważne, że działa.
Na szczęście nie cierpiała na żadną fobię związaną z ciasnymi, ciemnymi pomieszczeniami. Znaczy miała, ale to dotyczyło nieco innych sytuacji i okoliczności, więc nie było czego się obawiać. Wykonała zgrabny obrót na pięcie i skierowała się nieco dalej do wnętrza pokoiku. Udany piruet odpokutowała niemal natychmiast, gdy chwilę później zahaczyła łydką o kant stoliczka. Syknęła cicho, ale zignorowała ból. Znała motyw aż za dobrze i wiedziała, że nie ma o co dramatyzować - zaraz przejdzie, a jak tylko minie, zaraz zrobi sobie coś nowego. Tak już po prostu było.
- Ej - rzuciła z tonem pełnym wyrzutu. - Może wyglądam jak wyzwoleniec z dwudziestowiecznego obozu pracy, ale to jeszcze nie znaczy, że trzeba mnie dokarmiać. - Na chwilę wydęła policzki z niezadowoleniem, ale już po krótkiej chwili na twarz zielonowłosej powróciło rozbawienie. Klapnęła na sofę i bez oporu podciągnęła nogi na siedzenie, układając je po turecku. Obie schowane w przydługich rękawach bluzy dłonie złożyła razem przed sobą i spojrzała na ekran, gdzie właśnie migały kolejne kanały.
- Nie miałam nic do radzenia - wtrąciła, wzruszając lekko ramionami. - Mówiłam prawie samą prawdę, więc nie było szans, żeby coś poszło nie tak. - Spuściła wzrok na swoje ręce. Nie myśląc nawet o tym zaczęła podnosić i opuszczać dłonie, jak gdyby ukrytymi pod materiałem palcami stukała w jakąś klawiaturę. Zamiast tego urządzenia miała własne zgięte nogi, które przynajmniej nie klekotały tak jak niektóre mniej porządne komputery.
- Nie przeszkadza mi to. - Podniosła oczy znów na Ruukę, po czym wygięła wargi w delikatnym uśmiechu. - Fajnie mi się słucha jak tak opowiadasz. - Bo nawet jeżeli nie zawsze odpowiadała i czasem patrzyła w innym kierunku, to wysłuchała dokładnie każdego wypowiedzianego do niej słowa. O wiele bardziej przepadała za słuchaniem niż mówieniem, co musiało być zauważalne nawet kilkunastu minutach znajomości. Tak przynajmniej zachowywała się ostatnio, bo jeszcze niedawno potrafiła nawijać jak najęta o wszystkim i o niczym. To było jednak inne miejsce, inne życie.
- Innych raczej nie było albo były tak bzdetne, że już ich nie pamiętam. Ewentualnie nawet nie słuchałam. - Prychnęło cicho z rozbawieniem. Tak jak nieraz chłonęła każdą głoskę padającą z ust rozmówcy, tak potrafiła też kompletnie zignorować panujący wokół szum i czasem gdy jej koleżanki z klasy przerzucały się nowinkami przy stole na stołówce, Ver była myślami w zupełnie innym temacie i nic do niej nie docierało.
- Mm? Jaką? Mam się bać? - Spojrzała na starszego podejrzliwie. Brzmiał naprawdę niepokojąco, prawie jak gdyby rzucił właśnie sławetnym musimy porozmawiać na które chyba każdemu funkcje życiowe skaczą jak na trampolinie. Nie miała bladego pojęcia, jaki interes można mieć do osoby znanej jeden dzień i to na tyle nietypowy, że sugeruje jej się wstępne "zaprawienie". Przez to od razu poczuła napięcie nerwowe, ale także niesamowitą ciekawość. Dlatego choć na początku intuicja podpowiadała jej, żeby uciekać, uczyniła rzecz przeciwną i minimalnie nachyliła się w kierunku Ruuki. Nich już wreszcie powie o co chodzi.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.16 19:16  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
„Rany. Piwnice, dach, ogród... chodzisz czasem na lekcje, czy tylko sobie zwiedzasz?”
Dobre pytanie. Prawie się na nie roześmiał, ale nie chciał jej wprawiać w stuprocentowe przeświadczenie, że tak właśnie było. Dlatego dusząc w sobie to drapiące gardło uczucie przechylił nieco głowę na bok, by wesprzeć policzek na wyciągniętej dłoni.
Serio chcesz wiedzieć? ─ Postukał bezgłośnie palcami o własne udo, w oczekiwaniu na odpowiedź, ale jakkolwiek by nie zareagowała: był szybszy, nie dając jej dojść do słowa. Cmoknął z przekąsem. ─ Bo ja serio nie chcę odpowiadać.
Wyglądało więc na to, że miał za uszami o wiele więcej godzin nieusprawiedliwionych, niż przypisywał samej Ylvie, choć nie da się ukryć, że Harakawa lubiła spędzić „jakiś” czas w gabinecie pielęgniarki. Szkoda tylko, że zwykle do niego nie trafiała, choć symulacje choroby, bólu żołądka, głowy, gardła, palca i organów, których człowiek nawet nie posiada, miała obcykane od dzieciaka. Do teraz Ruuka pamiętał, jak wystraszyła go nie na żarty, mdlejąc na samym środku pasów dla pieszych. Prawie wstrzymał cały ruch uliczny, byle jej nie rozjechano, choć finalnie obyłoby się bez tego, skoro padł wtedy ofiarą niezbyt szczęśliwego... ocknął się gwałtownie, wznawiając czas wokół siebie. Zdecydowanie za często wspominał przyjaciółkę w chwilach, w których powinien trzymać się rzeczywistości. Musiał przestać.
„A na to na pewno są jakieś zasady i metody”.
Przymrużył ciemne oczy.
Na pewno. Jedną znam, ale jest kiepska sama w sobie. Sporo z najłatwiejszych trików można się nauczyć z Internetu.
Czekając na treningi sportowe niejednokrotnie musiał przeleżeć na holu, gdy jako jedyny wcześniej kończył zajęcia. Identyfikator M3 okazywał się wtedy istną rewelacją. Nie mógł co prawda oglądać filmów, by nie zakłócać martwej ciszy korytarza i nie zwrócić na siebie uwagi przesympatycznych sprzątaczek, które najchętniej wbiłyby mu miotłę w goleń, wyrżnęły płasko na glebę i zmiotły na dziedziniec, byleby im się tu nie wałęsał, ale zdobywanie reszty informacji? Błahostka. Szczególnie gdy chodziło o wszelkie lokalne gazety ─ Ruuka wykupił chyba wszystkie możliwe czasopisma i studiował je ze znużeniem podczas okienek. A kiedy te się kończyły albo mózg zbyt mocno przeładowany był „inteligentnym słownictwem” wystarczyło puścić jakieś badziewie.
Jak przeglądanie forów o magii.
Kiedyś mogę ci pokazać, chociaż... skoro miałaś kumpla, który w tym siedział, pewnie nauczył się tego w pierwszej kolejności. I zauważyłem, że rzadko podajesz imiona. W zasadzie wszystkich znajomych określasz ogólnie. Wiesz. Szaro, beztwarzowo, bezimiennie. To specjalnie?
Miał się nie wtrącać. Wiedział to. Ale słowa padały, nim zdążył przyhamować cały mechanizm i uciąć procedurę w zalążku. Teraz ugryzł się dotkliwie w język, prawie czując w ustach metaliczny posmak, ale zamiast dać po sobie poznać, że był świadom wchodzenia na cienki lód, który pod ciężarem wścibstwa mógł się zarwać i posłać go na dno otchłani, zachował dostępne pozory.
„Ej.”
W końcu ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
A on nie mógł nic poradzić na to, że był nienasycony. Zresztą, jej kolejne słowa tylko podwyższały kłębiący się w organizmie, w zasadzie nieistniejący poziom głodu. Nieco inny niż ten, który mógłby sprawić, by Verity nabrała ciała, ale ignorowanie go przynosiło równie tragiczne skutki.
Jasne ─ rzucił bez przeszkód, niezrażony wzmianką o dokarmianiu. ─ Tylko mi się nie dąsaj.
Nabrała powietrza w policzki, a on przegryzł dolną wargę z rozbawieniem przyglądając się jej „rozzłoszczeniu”, które puściło równie prędko, co ją dopadło. Nie był dobry w radzeniu sobie w zasadzie z żadną emocją ─ dziś zresztą dowiódł, jak marny był jego level w psychologii, bo wychodziło na to, że bez względu na swoje starania, samozaparcie i wieczne próby grzebania w kolejnych internetowych stronach, wciąż miał za mało doświadczenia, dlatego dobrze, że szybko zobaczył jej uśmiech. Jakby na to nie patrzeć: przez brak limitów prawie strącił dziewczynę z dachu. No, nie dosłownie, bo ręce trzymał przy sobie (co za debil trzyma łapy przy sobie, kiedy ma możliwość złapania dziewczyny w opałach w ramiona?), ale doprowadzenie jej do tamtego stanu było w zasadzie równoznaczne ze zrzuceniem jej z wysokości i nie miał zamiaru tego powtarzać. Sama radziła sobie zdecydowanie lepiej bez jego pomocy.
Jak z wychowawcą.
Prawie. ─ To jedno konkretne słówko zapadło mu w pamięć do tego stopnia, że wypowiedział je na głos, żeby posmakować nut jakie ze sobą niosło. Wyprostował się wtedy i sam wciągnął nogi na kanapę, siadając skrzyżnie, nawet pomimo posiadania niezbyt czystych butów. Obie dłonie oparł o kostki i zerknął na nią, pochylając się nieznacznie w jej stronę, gdy i ona się do niego przybliżyła. ─ Bać może nie... ─ Przerwał na moment, przyglądając się jej w skupieniu. Żadna, nawet najmniej ważna szczątka emocji nie mogła mu teraz umknąć. Był za blisko i zbyt dokładnie ją sondował. Zapowiadało się już zresztą na to, że przetrzyma ciszę o wiele za długo, a wtedy wypuścił powietrze z płuc z cichym sykiem i raptownie odsunął się od dziewczyny, przerywając delikatną nić, jaka się między nimi wytworzyła. ─ Ale ja na twoim miejscu byłbym ostrożny ─ dodał już głośniej. ─ Przypomnij mi tylko... z jakiego przedmiotu jesteś najlepsza?
Jak długo masz zamiar przeciągać strunę?
Zerknął na kanapkę.
Jak długo będzie trzeba. Jeszcze jest opcja, że się wycofa.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.16 20:02  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
- To nie odpowiadaj. Zresztą, tylko żartuję - odpowiedziała zaraz. Kto jak kto, ale akurat Verity miała nieco doświadczenia z niechcianymi, niezręcznymi, nieznośnymi pytaniami. Najgorszym, co można było zrobić w takiej chwili, było na siłę wyciągać z kogoś informacje i wściekle szarpać za język, by przepytywana osobę obedrzeć z prywatności. Gdy ją ktoś próbował potraktować podobnie, reagowała natychmiast i to niesamowicie stanowczo. Nie pozwalała sobie wmówić, że musi cokolwiek o sobie wyjawić. Co więcej, wiedziała aż za dobrze, że niektórych rzeczy mówić nie należy - nie i basta. Dlatego szybko odpuściła chłopakowi temat opuszczanie lekcji zakładając, że jeżeli tylko będzie chciał, to sam podzieli się informacjami. W ciągu tego krótkiego czasu znajomości zdążyła już zauważyć, że z Ruuki naprawdę niesamowita gaduła, tak więc nie musiała się bać zbytniego milczenia z jego strony, co zresztą bardzo jej odpowiadało. Mogłaby godzinami siedzieć i po prostu słuchać opowieści na różne tematy, szkoły i nie tylko, byle tylko mówiono na odpowiednim poziomie i w miarę żywo.
- Pewnie tak, ale ostatecznie nigdy nie zajęłam się tym na tyle, żeby się czegoś nauczyć. - Machnęła ręką. Miała inne zajęcia i zainteresowania, tak więc ilekroć przypominały jej się magiczne sztuczki, zawsze zbywała je nieodzownym nie teraz, nie dzisiaj, może kiedyś. Tym sposobem nauka nigdy nie doszła do skutku, ale w żaden sposób jej tego nie brakowało. Co innego, gdyby rzeczywiście jej zależało - wtedy jednak na pewno w którymś momencie zebrałaby się w sobie, wzięła za fraki z życiem i opanowała chociaż podstawy. Tymczasem oglądanie trików wykonywanych przez znajomego okazało się wystarczająco ciekawe, by nie próbować zająć się tym samodzielnie.
- W sumie to wiesz, nawet nie zauważyłam, że tak mówię. - Zmarszczyła ufarbowane na ciemnozielono brwi. - To pewnie dlatego, że i tak nie wiesz o kim konkretnie mówię. Wszyscy moi dawni znajomi zostali w M-1 i nie zapowiada się, żebym miała ich jeszcze kiedyś zobaczyć. Powoli sama o nich zapominam... a gdybym każdego wymieniała z imienia, pewnie czułabym się zobligowana żeby ich trochę chociaż przedstawić. A przecież może cię to w ogóle nie interesować. - zamyśliła się na moment. - Tak przynajmniej mi się wydaje, że o to chodzi.
Próbowała sama najpierw zrozumieć to, co miała wytłumaczyć. Nim Ruuka poruszył temat, nawet nie zauważyła, że w rozmowach nieustannie pomija imiona swoich znajomych i przyjaciół z rodzinnego Miasta. Tak po prostu jakoś wychodziło i nigdy dotąd się nad tym nie zastanawiała. Może robiła to po części dlatego, że przecież tak usilnie starała się zapomnieć tamtego życia, nawet w dobrych jego aspektach. Próbowała pozbyć się tylko złych wspomnień, ale mimo wszystko oba bieguny były ze sobą powiązane. Albo wyrzucała z pamięci wszystko, albo nic.
-Bać może nie...
- Nie?
Uniosła brew. To i tak nie brzmiało zachęcająco, choć równie dobrze co kłopoty mogło oznaczać coś bardzo interesującego. Na twarzy Ver malowało się już tylko i wyłącznie zainteresowanie, gdy przywróciła równą zieloną kreskę do pierwotnego stanu i wlepiła wzrok w chłopaka. Przeciąganie odpowiedzi do pewnego stopnia budziło coraz więcej uwagi, ale zaczynał się niebezpiecznie zbliżać do granicy rozdrażnienia. To zaś nie przyniosłoby niczego dobrego. Była zdeterminowana nawet pogonić starszego, gdyby ten planował dłużej wodzić ja za nos, nawet jeżeli oznaczałoby to ucieczkę do niekoniecznie ulubionych metod perswazji. Błaganie na kolanach to nie jest coś, co by jej się marzyło. Za to dodatkowe pytanie w jednej chwili zrodziło tysiące pomysłów co do tego, jaką to sprawę mógł mieć Kyōryū. Te skłębiły się w jedną chmurę, nie pozwalając żadnego przebłysku złapać i wyciągnąć, by się mu przyjrzeć z bliska. Dlatego nie zastanawiała się dłużej nad tym, co może zaraz usłyszeć, a zrobiła krok w kierunku doświadczenia realnego. Przynajmniej taką miała nadzieję.
- Matematyka i przedmioty ścisłe: chemia, biologia, takie tam. - A co? - chciała jeszcze dodać, ale ugryzła się mentalnie w język. Mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści i poza tym ani drgnęła, nie spuszczając spojrzenia ciemnobrązowych oczu z rozmówcy.
No powiedz to w końcu, zaklinała go w duchu. To nie mogła być aż tak wielka sprawa, żeby musiał ją nadmuchiwać do niebotycznych rozmiarów. A cierpliwość dziewczyny powoli, powolutku uciekała.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.16 22:03  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
Domyślam się. Zresztą... Pewnie cała ta magia jest fajna tylko do czasu, aż się nie pozna genezy sztuczek. W tym cały urok, że się zapowietrzasz, bo nie wiesz, gdzie zniknęła karta albo jakim cudem przeżyła przekrajana asystentka.
Temat magii szybko jednak spadł na dalszy plan, a Ruuka miał wrażenie, że wraz z odpowiedzią Verity, magicznym sposobem chciałby spowolnić czas, by dać sobie moment na głębsze zastanowienie się.
Dotknął palcami wielkiego siniaka na swojej żuchwie, w rozdrażnieniu przecierając obolałe miejsce. Czyli Mashiro miał rację. Była ścisłowcem. Inne źródła donosiły, że całkiem dobrym, więc nic nie wskazywało na to, by miał powód do wycofania się, wybronienia naprędce wymyślonym wytłumaczeniem. W rolę nie wchodził też manewr z prędką zmianą tematu, bo zainteresowanie Verity rosło wprost proporcjonalnie do niechęci Ruuki. Nie odpuściłaby mu tak prędko, a on nie miał zamiaru się z nią droczyć. I tak stracił już siły na uciszanie Ylvy. Echo przeszłości było tym właśnie ─ tylko echem. Im dalej się je posyłało, tym mniejszą treść wstępną miało w sobie i nic dziwnego, że niektóre opowieści wydawały się wręcz idiotyczne.
Znów Ylva. Odbiegasz od tematu.
Dobra ─ rzucił wreszcie, odsuwając rękę od zielonkawej plamy i opierając ją na kanapie, by unieść nieco uda. Sięgnął wtedy wolną dłonią po komórkę, pierwszy raz klnąc na siebie, że trzyma ją w tak nieporęcznym miejscu, a potem siadł z powrotem i odblokował ekran. Zniknęła gdzieś cała rozchichotana osobowość, jaką wcześniej sobą reprezentował i nie wyglądało na to, że miał zamiar prędko do niej wrócić. ─ Ten blondyn ─ Odwrócił do niej wyświetlacz i podał jej telefon, by pokazać zdjęcie. ─ Jest zamieszany w całe zajście. Uznajmy, że gdyby nie jego „genialny” pomysł, sprawy do ciebie by nie było. Albo byłaby trochę mniej wyczerpująca z ogólnego punktu widzenia, ale chyba gorzej być już nie może i tak. W każdym razie ─ to Kirashiwa Mashiro. Już drugi rok wpakowali nas do tej samej klasy. W pierwszej jeszcze jakoś to szło... ─ Ryuu przewrócił oczami, jakby sam w to nie wierzył, ale szybko odzyskał rezon. ─ Teraz żre gruz i na kolanach błaga nauczycieli, by znów go nie udupiono. Poprzednio wylądował na wakacje w szkole i od tamtej chwili wisi nad nim fatum odcięcia od kart kredytowych i takich tam różnych, bo jego rodzice to jakieś katastrofalne szychy M3. Nie odpuszczą mu, póki nie przestanie nawalać na egzaminach, a zawsze ma poniżej 20 punktów. Zresztą, jeszcze nie widziałem, by przekroczył 15. Jego ojciec twierdzi, że jeśli nie uzyska przynajmniej 60 z matmy i 40 z chemii, już teraz może się żegnać z cotygodniowym kieszonkowym.
Kyouryuu odebrał telefon, wyłączył ekran i rzucił go niedbale na blat stołu, jakby nie przejmował się stanem jego używalności ─ jak działał to działał, jak nie działał, to trzeba naprawić.
Może nawet zwróciłaś dziś na niego uwagę. Był ze mną przed ─ EKHM ─ naszym poznaniem. To wariat, świr i kretyn, ale w konfrontacji z dziewczyną robi się z niego rozlazły szczeniak, więc dlatego... zrobił ze mnie pocisk Cruiseto zaaranżował. A to tylko jeden z trzech beznadziejnych przypadków, z jakimi byś miała do czynienia.
Nie planował jej się z czegokolwiek tłumaczyć ─ nawet jeśli finalnie uznałaby go za stworzenie niższe intelektualnie od planktonu. Słowa okazywały się jednak piaskiem między zębami i wiedział, że jeśli ich nie wypowie, dużo wody w Sumidzie przepłynie, nim oczyści gardło z zastałych tam ochłapów przemilczanej sprawy.
Dzwoni do mnie średnio co kwadransbzzz bzzzz bzzzi jeśli zrobi to raz jeszcze, to pożegna się z całą sprawą ─ warknął, rozłączając kumpla. ─ Wiem, że jesteś klasę niżej, ale z materiałem dałabyś sobie radę. ─ Skąd ta pewność? Ruuka zacisnął na moment usta w linię. Po prostu to wiem.Mashiro wymyślił sobotnie wieczory nad podręcznikami. Generalnie od kiedy daje dupy wszystkim nauczycielom spotykamy się u mnie i gonimy materiał, ale moje wyniki też ledwo zipią, a o tych, które konstruuje sobie Chizumi to wolę nie wspominać. Chyba jest pierwszym, który spadł poza ogólną skalę i działa na minusach. ─ Skrzywił się. ─ Rozlazłem się z tym tematem, a mogłem po prostu zapytać, czy zostaniesz korepetytorką. Przyda nam się ktoś, kto wytłumaczy zadania, przy których wszyscy dogorywamy i teraz pomyślałem o tobie. Problem jest taki, że w soboty nie wyrabiam i jestem w domu dopiero koło 16, ale jakby ci nie pasowało, to podrzucę klucze Mashiro i wbijecie wcześniej, więc kompletnie się do ciebie dostosuję.
A co z Momoji?
Mashiro i Chizumi byli przyzwyczajeni. Verity nic o niej przecież nie wiedziała. A po jej reakcjach łatwo można było dojść do wniosków, że nawet lepiej, by nie rozwiewała tej mgły i nadal pozostała krótkowzroczna na tematy dotyczące jego rodziny. Nawet nie chodziło o to, że wstydził się sióstr ─ chociaż obie były dziwne ─ ale o sam fakt, że wystarczyło kilka słów, by złamać Verity, a w porównaniu do nich, Ruuka był możliwy do pohamowania.
Rewersem strony było to, że nie tylko Mashiro miał nad sobą dychających w kark rodziców. U Ruuki co prawda było to mniej odczuwalne, ale do teraz potrafił wyrecytować groźby matki, że jeszcze raz zobaczę tak słabe wyniki to...
Zachichotał na samą myśl.
Wiesz jak jest. To jak? Gwarantuję wyżywienie w domu. I schłodzone napoje w skwarne dni. I nietykalność. Zresztą, mieszkam z siostrami. ─ Wplątał ich kwestie w wątek, unosząc ramię i przesuwając nim po policzku. ─ A jakbyś się u mnie zasiedziała to mogę cię przenocować, a rano odwieźć na pociąg. Słowo. ─ Drgnął nagle, jakby strzelił go piorun i wyprostował się, marszcząc brwi. ─ Jeżeli to wszystko źle się rysuje to od razu mówię, że wpadłem na tę prośbę jakieś czterdzieści sekund temu.
Bzzz... bzzzz... bzzzzz.
Ale bez względu na twoją odpowiedź, Mashiro chce cię poznać. Bardzo.

- - - - -
|| Nie wiem, czy nie oślepniesz, ale jak szukałem zdjęcia Mashiro to natrafiłem na Blighta. : | Bolesne.


Ostatnio zmieniony przez Rūka dnia 10.03.16 11:46, w całości zmieniany 2 razy (Reason for editing : bo nie umiem odmieniać żeńskich przymiotników, neh)
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.16 23:55  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
-Dobra.
+500 do uważnego słuchania.
Nie zmieniając ogólnego ułożenia ciała, obróciła się na kanapie przodem do chłopaka i w pełni skupienia przygotowała się na to, co może zaraz usłyszeć. Fakt faktem, pytanie odrobinkę naprowadzało ja na właściwy tor, jednak w rzeczywistości ciężko by było się spodziewać, że odgadnie intencje kolegi. Przyjrzała się porządnie ekranowi telefonu, gdzie na zdjęciu widniała dziwnie znajoma osobistość. Gdyby nie kilka przewijających się komentarzy pewnie miałaby problem z dopasowaniem twarzy do imienia i sytuacji. Teraz jednak wystarczyło głębsze zerknięcie, by przypomniała sobie jedną z osób stojących w tłumie gapiów tego samego dnia wcześniej. No tak, korytarz na pierwszym piętrze i niefortunne zderzenie, które miała okazję uważać za wypadek tylko przez pierwsze kilkanaście minut.
Przez cały opis nie odezwała się ani razu. Prawie się nie poruszała, po prostu oddychając i patrząc, patrząc i oddychając. Próbowała sobie to wszystko poukładać w głowie, nawet jeżeli sprawa na pierwszy rzut oka wydawała się solidnie absurdalna. Odkąd pojawiła się historia Mashiro i jego ocen była już prawie pewna, czym zakończy się owa opowieść. Trochę jej to jednak nie pasowało, skoro przecież sama była nie dość, że pierwszoklasistką, to jeszcze do tej szkoły uczęszczała od dość niedawna. Sama miała tony materiału do nadrobienia, z tym że akurat jej zaległości dotyczyły przedmiotów mniej uniwersalnych niż matematyka. Ta przecież w swej istocie była właściwie identyczna na całym świecie, tylko program nieco się różnił pomiędzy poszczególnymi placówkami. Za to japoński... z tym była ciężka przeprawa. Po kilku miesiącach Verity udało się podszlifować komunikację w tym języku, ale nie na tym przecież polegały lekcje. I egzaminy, których widmo nieco dziewczynę prześladowało. Ale narzekać nie powinna - sama chciała wyjechać, sama wybrała docelowe Miasto, więc również sama była sobie winna.
Zresztą, sama była w s z y s t k i e m u winna.
Ale podobno nie wolno jej tak mówić ani myśleć. Te wykłady od Eddiego pamiętała aż za dobrze. Lepiej już było się skupić na tym, co mówi do niej Ruuka. Nie chciała się w tym wszystkim pogubić, szczególnie że prędzej czy później będzie musiała udzielić jakiejś odpowiedzi. Swoją drogą nie brzmiało to tak źle i właściwie chyba nie miałaby nic przeciwko. Choć, trzeba przyznać, trudno jej było uwierzyć, że może czegokolwiek nauczyć trójki drugoklasistów, skoro sama jest o rok niżej i nigdy nawet nie myślała o wybieganiu z nauką w przód. Ale może gdyby zaszła taka potrzeba udałoby jej się nadgonić co nieco i pomóc kolegom w potrzebie. Kij, że jednego nie znała wcale, drugi wysłał ją na bliskie spotkanie trzeciego stopnia równocześnie z podłogą i ze swoim kumplem, trzecim, którego znała od przerwy na lunch. Jedno popołudnie. To się dopiero nazywa spontaniczność.
Ale moment. Czy to nie jest trochę podejrzane, że świeżo poznany koleś prosi cię o przysługę? Z daleka zalatuje bardzo interesowną znajomością...
- ...wpadłem na tę prośbę jakieś czterdzieści sekund temu.
A. No, to wiele wyjaśnia.
Nawet jeżeli była odrobinę sceptyczna, to chyba nie miała powodów, żeby nie uwierzyć. Do tego przecież lubiła pomagać, więc czemu miałaby odmówić, gdy dawano jej taką możliwość? Musiałaby być głupia. Z drugiej zaś strony nie była do końca przekonana, czy może zaufać intencjom owej trójki, której przedstawiciel właśnie wykładał zielonowłosej całą propozycję.
- Hm. O ile rzeczywiście jestem w stanie cokolwiek zdziałać... ale będę musiała się dogadać z... z opiekunami. - Ledwo wydusiła z siebie ostatnie słowo, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że je wypowiedziała. Nieustanne bzyczenie telefonu co rusz wyprowadzało ją z równowagi. W końcu nie wytrzymała i błyskawicznym ruchem zgarnęła urządzenie ze stołu. Przy tej czynności zdarła sobie kawałek naskórka z dłoni o krawędź blatu, ale tylko się skrzywiła.
- Tak powiadasz - rzuciła sucho, wpatrując się w ekran i wyskakujące na nim informacje o połączeniu przychodzącym. Przeciągnęła palcem po gładkiej szybce i przystawiła aparat do ucha, nie dając Ruuce możliwości protestu. O swoje pięć minut mogłaby walczyć jak lwica.
- Mashiro? Cześć, tu Verity. Wybacz że tak z nagła z tym wyskakuję, ale to brzęczenie wibracji doprowadza mnie do szału. Daj spokój, oddzwoni później - wyrzuciła z siebie jednym cięgiem, przez co oczekujący po drugiej stronie słuchawki chłopak nie zostałby wysłuchany nawet wtedy, gdyby próbował się wtrącić. Oczywiście od razu po zakończeniu wywodu rozłączyła się i oddała telefon właścicielowi, wzdychając przy tym nieznacznie.
- Wybacz, już nie mogłam. Jak chce mnie poznać, to niech sam się odezwie, a nie rzuca mną po ziemi. Nie jesteśmy w epoce jaskiniowej - dodała zgryźliwie, choć ostatecznie bez większej złości. - Ale, wracając do tematu. Zgadzam się, o ile tylko dostanę pozwolenie. Nie wydaje mi się, żeby był z tym jakiś wielki problem, chociaż i tak będę musiała bezwzględnie wracać przed godziną policyjną. Rzadko wolno mi nocować poza... - zacięła się na chwilę, zamierając z na wpół otwartymi ustami. Wyglądało to trochę tak, jakby nie mogła znaleźć dobrego słowa, ale przecież każdy głupi potrafiłby uzupełnić to zdanie.
Zacisnęła usta z powrotem i skrzywiła się nieznacznie, uciekając wzrokiem.
- Dobra, powiem to w końcu. Poza ośrodkiem. - Westchnęła ciężko, na chwilę przymykając oczy. Wydobyła w końcu jedną dłoń z rękawa i potarła palcami blade czoło. - Dobra, jestem ci winna jakieś sprostowanie, bo zaraz wyjdzie, że bredzę. - Podniosła wzrok z powrotem. - Tylko nie mów nikomu, że to wiesz, ale... tak jakby mieszkam w sierocińcu. Zasady są takie same dla wszystkich podopiecznych i nie powinno się ich naginać dla mnie, ale jestem najstarsza, więc czasem mi rzucą jakiś przywilej. Może nie będą się rzucać o więcej wyjść w ciągu tygodnia, jeżeli pogadam o tym z odpowiednim opiekunem. Powinno się udać. - Uśmiechnęła się dopiero na koniec, niepewnie, trochę jak wystraszona myszka. Właśnie wydała jedną ze swoich większych tajemnic tak, jakby to był numer buta. Ale może właśnie dlatego, że sama rzuciła informacją jak czymś mało ważnym, przebrzmi ona bez większego echa? Nie była jeszcze gotowa na większe zagłębianie się w temacie. Nie po tym, co działo się wcześniej, nie ma szans.


Ostatnio zmieniony przez Verity dnia 10.03.16 18:07, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.16 16:06  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
„Mashiro? Cześć, tu Verity.”
Nie zareagował. Wielu na jego miejscu potraktowałoby to jak pogwałcenie praw i pierwszy argument, by dzwonić pod numer policyjny ─ w końcu naginała jego jakże chronioną intymność, ale nawet jeśli, to nie wydawał się tym szczególnie przejęty. Najwidoczniej już dawno zrezygnował z nietykalności, poza tym w towarzystwie tak obłapiających wszystko i wszystkich kumpli, nie mógł się w końcu nie przystosować do rezygnacji z immunitetów, jakie nakładało na niego bycie „konkretną jednostką społeczeństwa, która swoje prawa też posiada”. Znał zresztą Mashiro i o ile chłopak był w stanie tak głośno wrzeszczeć przez telefon, że Ruuka po drugiej stronie połączenia ścierał ślinę z policzka, to na dźwięk żeńskiego głosu zapewne zamarł na amen. Kyouryuu nie zdziwiłby się, gdyby po odłożeniu telefonu na urządzeniu zostałyby gniecenia, tak mocno Kirashiwa zaciskał palce ze zdenerwowania.
Cóż... ─ mruknął, wyciągając dłoń po komórkę. ─ Brawo. Pewnie tego było mu trzeba.
I pewnie nadal stoi jak kretyn na samym środku chodnika, może nawet niedaleko klubu karaoke, z rozdziawioną paszczą, z telefonem przyciśniętym do głowy, choć rozmowa dawno została przerwana.
Ruuka uśmiechnął się ─ tym razem trochę mniej pewnie.
To nie tobą miał zamiar rzucać po ziemi. ─ I to miało być całe pocieszenie? Suma summarum i tak oboje trafili na glebę, a Verity miała o tyle gorzej, że trafiła na dół, przygnieciona pewnie co najmniej półtora raza cięższym od niej senpaiem. A potem porwana. Ulokowana na dachu. Rozbita. Namówiona do złamania szkolnych praw. I zaprowadzona do dźwiękoszczelnego pomieszczenia, gdzie mogłaby wrzeszczeć sopranem, a nikt by się nie zorientował, idąc tuż przy samych drzwiach pokoju.
Trochę naiwne, przeszło mu przez myśl, gdy przyglądał się jej twarzy i czekał na werdykt. Ale nawet jeśli było to lekkomyślne, to jednak właśnie pytał tą lekkomyślną dziewczynę czy zostanie jego prywatnym nauczycielem, samemu czując się jak skazaniec, który już widzi stryczek.
„Zgadzam się.”
Wysyczał powietrze przez zęby i odchylił się jeszcze mocniej, jakby cały czas nadwyrężał jej prywatność tylko po to, by padła akceptacja na randomowy plan. Prędko poszło, co? Zdecydowanie. Błędem byłoby nie doszukiwać się tu jakiegoś haczyka, tym bardziej, że wcześniejsze nawiązanie do opiekunów Verity wykrztusiła z takim trudem, jakby słowo stanęło jej w przełyku i uformowało się w zwinięty drut kolczasty. Ruuce przeszło przez myśl, że zwyczajnie ich nie lubiła. Albo byli równie rygorystyczni, co starzy Mashiro. Przecież nie on jeden był pod batem wysoko postawionych bęcwałów, chodzących w sukniach i garniturach od Armaniego, co drugi dzień jeżdżących na „ważne spotkania”, w czasie których skutecznie opróżniają najwykwintniejsze winiarnie. Dlatego wcale się nie zdziwił, że padła kwestia zgody. Poza tym nie była pełnoletnia, a cały zabieg miał się odbywać na nieznanych jej jeszcze terenach, w dodatku z trzema potężnymi gośćmi, którzy myśleli wpierw...
Ej, stop.
Ruuka zmarszczył lekko nos.
„Rzadko wolno mi nocować poza...”
Domem? ─ dokończył za nią, gdy się zawahała, choć i jego usta nie poruszyły się na kształt tych słów. Raczej wolał dać jej pełne pole do popisu, nie przejmując się zbytnio przedłużającą ciszą. Nawet jeśli nie wygrzebie się spod pretensji opiekunów albo wykręci się jakoś od zabiegu, to Kyouryuu będzie mieć czyste sumienie.
„Dobra, powiem to w końcu.”
Kiwnął głową.
„Poza ośrodkiem.”
Czas zwolnił na sekundę, a potem wystrzelił z kopyta na pełnej kurtyzanie. Śledził ruch jej dłoni, gdy pocierała w zdenerwowaniu czoło, przestawiając zielone pasma włosów, wsłuchiwał się w wytłumaczenia, których w ogóle nie powinien być świadkiem, choć gdzieś podskórnie czuł mrowienie, że spodziewał się tego ─ lub czegoś podobnego ─ od samego startu ich znajomości, bo jeszcze nikt nie reagował tak gwałtownie.
Pomijając Momoji.
Pomijając Momoji ─ zgodził się niechętnie, odblokowując ekran bez ściągania wzroku z Verity.
Jasne ─ rzucił zaskakująco lekko, jak na tak ciężką atmosferę, a potem przysunął się do niej, przekręcając bokiem, by przylgnąć plecami do oparcia kanapy. Był na tyle blisko, że gdyby przechylił się jeszcze trochę, pewnie oparłby polik o jej ramię, ale całość zatrzymała się jednak na wcześniejszym etapie, pozwalając dziewczynie na zaczerpnięcie głębszego oddechu. Uniósł wtedy komórkę i przekręcił ją do poziomu, kciukiem włączając aplikacje z mapami.  
Mieszkam niedaleko, jakieś 5 przystanków od szkoły, przy ulicy XXX. To wieżowiec z zakładem samochodowym na samym parterze, więc znajdziesz bez problemu. Piętro siódme, mieszkanie 23. Pierwsze po lewej, jak wysiądziesz z windy ─ tłumaczył, rozrysowując koślawo mapę na pulpicie telefonu. ─ Masz telefon komórkowy i mail'a?
Zsunął nogi z kanapy i oparł podeszwy z powrotem na podłodze, nawet nie przejmując się, że na skórzanej fakturze siedzenia zostawił piasek w ramach niespodzianki dla sprzątaczki. W tym momencie i tak powinien był się bardziej przejąć informacją, że jego nowa znajoma znajduje się w sierocińcu. Przecież nie z byle powodu. Nawet obstawiał to, że przypadkiem wdepnął w samo sedno z pociągiem albo przynajmniej tragicznym wypadkiem i tylko dlatego zareagowała tak histerycznie.
W mieście była sama. W dodatku z psychiką w strzępkach i pechem do nowych znajomości, skoro nawet on z grubej rury ciągał ją po dziwnych lokalach, a potem proponował fuchę, za którą nie dostanie nawet złamanego jena. Przełączyła się piosenka w tle na jakiś bardziej spokojny kawałek, a prostokątna lista na pulpicie zamrugała, przypominając o swoim istnieniu.
Nie powiem ─ zapewnił mrukliwie, długo po tym, jak w ogóle go o to poprosiła. ─ A jak wpadniesz do mnie na chatę, to sama zrozumiesz, że będziemy kwita.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.16 19:10  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
Nieśmiało uciekła wzrokiem gdzieś na stolik, odrobinę opuszczając głowę. Oswobodzony kosmyk zielonych włosów zaraz nerwowo przywołała do porządku wolną dłonią i założyła dezertera za ucho. - No może - mruknęła, uśmiechając się nieznacznie. Na dobrą sprawę zareagowała bardzo impulsywnie, choć przynajmniej w tym działaniu nie było żadnej agresji. Dawniej rzeczywiście nie miałaby żadnych oporów przed podobnymi akcjami, zresztą ile razy wygłupiały się z Jess dzwoniąc do różnych znajomych i opowiadając jakieś głupoty. Tak to wychodziło, gdy jak raz nie miały co robić wieczorami. Najlepiej wycinało im się numery z Kinga, który kompletnie nie potrafił rozróżniać damskich głosów przez telefon i ilekroć prosiły go o odgadnięcie rozmówcy, ten udawał, że się obraża. Ale nie powinien narzekać - w końcu za każdym razem, gdy przypadkiem odgadł właściwą odpowiedź, obie przynosiły mu następnego dnia do szkoły po ciastku. Nie było zaś dla nikogo tajemnicą, że chłopak dla słodyczy byłby zdolny do ogromnych poświęceń, także odpuszczał przyjaciółkom te drobne uszczypliwości.
- Zamiar, nie zamiar... przecież jesteś ode mnie wyższy, na pewno cięższy, a ja nie miałam pojęcia co się dzieje. Nie mógł nie ogarnąć, że to się skończy na podłodze, to logiczne - stwierdziła pewnie. Zaraz jednak przypomniała sobie fragmenty wcześniejszej historii, szczególnie wzmiankę o słabych wynikach z testów. Nie żeby nie wierzyła w możliwości umysłowe Mashiro, ale chyba właśnie w tej chwili sam odbierał jej tę wiarę. - ... albo może jednak mógł. Zresztą, nieważne. Jakby chciał mi zrobić krzywdę to są skuteczniejsze metody niż rzut kumplem. - Prychnęła cicho. Oj tak, istniało o wiele więcej sposobów nabicia takiej chudzinie siniaków i każdy w rankingu efektywności plasował się wyżej niż posyłanie przyjaciela w nieplanowaną trasę i to w roli pocisku. Cała akcja wyglądała bardziej na spontaniczny, bardzo nieprzemyślany wygłup.
No i w końcu. Wyrzuciła z siebie coś, czego nawet nie planowała. Przywykła już do szukania tysięcy wymówek i wymijających odpowiedzi. Nie zapraszała koleżanek i nie pozwalała się nigdy odprowadzać po zajęciach, kwestia jej zamieszkania była całkowitą tajemnicą. Właściwie do końca nie wiedziała, czemu tak się z tym kryje. A raczej - wiedziała, jednak nie chciała o tym pamiętać. Przecież od informacji, że opiekują się nią pracownicy domu dziecka, był tylko krok do pytania o rodziców. Najprościej byłoby wymówić się, że nie żyją; niestety, Verity jakby w hołdzie dla używanego przez siebie imienia po prostu nie umiała zbyt wiele kłamać. Nie w sprawach ważnych, gdzie każda drobnostka miała naprawdę znaczenie. Gdyby więc nie zełgała odnośnie rodziców, nie mogłaby nie pociągnąć sprawy dalej. A to już wymagało rozgrzebania wszystkich ran, które nabyła w ciągu życia. Nieprawdą byłoby, gdyby powiedzieć, że były w fazie zabliźniania. Do niedawna może tak, ale zostały na nowo otwarte ostrym nożem i pogłębione do granic wytrzymałości, przez co teraz jątrzyły się nieznośnie i nie chciały zamknąć. Piękny pokaz krwawienia dała niedawno na dachu i chyba każdy by się zgodził, że lepiej tego nie powtarzać, a już szczególnie na wysokościach. W stanie psychicznego załamania niestety nie do końca orientowała się w przestrzeni, przez co do upadku brakowało jej tylko kilku kroków i sprawa na pewno nie skończyłaby się dobrze, gdyby nie łut szczęścia... a może po prostu anioł stróż stanął za jej plecami.
Nie ciągnęła więc tematu swojego sierocińca, skupiając się za to na przedstawionej jej mapie. Pokiwała głową kilka razy, starając się zapamiętać adres, ale na pewno będzie potrzebować zapisania. Zresztą skoro już o tym była mowa, to przytaknęła kolejny raz i wyciągnęła swój telefon. Najpierw przedyktowała koledze swoje własne dane kontaktowe, a potem wpisała sobie jego i przy okazji spreparowała notatkę z adresem, by na pewno go nie zapomnieć. Wszystkie dane pojawiły się na ekranie z prędkością torpedy, po czym zapisała wszystko tam, gdzie trzeba i schowała komórkę z powrotem.
Pochyliła się w kierunku oparcia i przykleiła się do niego bokiem, na chwilę przymykając oczy. Po wszystkich emocjonujących przejściach potrzebowała się od tego wszystkiego oderwać, choćby w jakiś niekoniecznie ambitny sposób. Można powiedzieć, że dość naiwnie dawała się ciągnąć Bóg wie gdzie i po co, ale jej samej naprawdę nieszczególnie zależało. Jeżeli zacznie uciekać od wszystkich, nigdy nie pozna nikogo normalnego i nie zaaklimatyzuje się w nowym mieście. Trzeba było trochę zaryzykować, ale intuicja podpowiadała jej, że może być warto.
- Wierzę na słowo - powiedziała cicho, uchylając odrobinę powieki i zerkając na chłopaka. Przez chwilę tylko mierzyła go wzrokiem, aż w końcu wypaliła już nieco bardziej entuzjastycznym tonem:
- Zaśpiewaj mi coś ładnego.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach