Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 20.02.20 15:27  •  Klub karaoke Empty Klub karaoke
KLUB KARAOKE


Budynek ściśnięty między dużym blokiem mieszkalnym a niewielką apteką. Do środka prowadzą oszklone drzwi, za którymi puszczono bordowy dywan o krótkim, szorstkim włosiu. Ciemniejsze ściany przyozdabiano oprawionymi w ramki o czarnym drewnie dyplomami i obrazami, rzadziej jakimś regulaminem.

Dość długi korytarz prowadził do pierwszej komórki, w której upchnięto tęgą kobietę po czterdziestce, z wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Kuka na ludzi spod krzaczastych brwi i aż ciężko oderwać pytające spojrzenie od wysmarowanych na niebiesko powiek. Aparycja emerytowanej kurtyzany dopełniona jest tylko dzięki wielkim, całuśnym ustom z pieprzykiem nad górną wargą. Nie uśmiecha się nigdy. Za to ma się wrażenie, że najlepiej by wstała, trzasnęła drzwiami i już się tu więcej nie pokazywała, ale z jakichś przyczyn wciąż siedzi na krześle i z gazetą przed twarzą rozdaje numerki do pokojów.

Pomieszczeń jest łącznie 14, w tym dwie zadbane łazienki. Każdy pokój karaoke wyposażono w skórzaną kanapę w kształcie litery „L”, niski stolik, telefon będący źródłem kontaktu z centralą oraz naścienny telewizor wiszący nad wąską komodą trzymającą rząd bezprzewodowych mikrofonów.

Karaoke czynne jest codziennie od godziny 9:00 do 22:00. W weekendy do północy.

» link do poprzedniej wersji tematu «


                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.20 14:57  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
Wiatr rozwiewał jego ciemnobrązowe włosy, gdy szedł w stronę pobliskiego klubu karaoke. Cały dzień chodził po swoim mieszkaniu, jęcząc z nudów w stronę ścian. W telewizorze nie pojawiło się nic ciekawego, artykuł jaki miał napisać był okropnie męczący, a zdjęcia z ostatniej imprezy nie rozbawiły go tak, jak powinny. Było tak źle, że zaczął rozważać posprzątanie swojego apartamentu, który mówiąc łagodnie—nie grzeszył czystością. Był to sygnał dość niepokojący. Mercury nigdy nie sprzątał z własnej woli. Nigdy. W końcu, nie widząc żadnych lepszych rozwiązań, zadecydował się napisać do nikogo innego, jak do Avena. Nie, żeby nie miał lepszych kandydatów do spędzenia wieczoru, bo miał. Wybrał Avena, gdyż wiedział, że jak napisze do niego, to chłopak go nie zignoruje. Co jeśli chodziłoby o sprawy Łowców? Co jeśli ich organizacja ma kłopoty? Uśmiechnął się pod nosem, może było to trochę okrutne z jego strony, ale mało się tym przejmował. Ważne, by Kōji dał radę wyciągnąć go z tej czarnej dziury znanej nudą, inaczej chyba zaniesie siebie wprost do KNW.

Dotarł w ustalone miejsce półgodziny po wysłaniu smsa. Ludzie przewijali się między nim, niektórzy z nich zatrzymywali wzrok na jego osobie trochę dłużej, niż byłoby to normalne, jednakże on dawno już przyzwyczaił się do takiego traktowania. Prawdę powiedziawszy, nawet był z tego powodu trochę dumny. Uwielbiał być w centrum zainteresowania, lubił zwracać na siebie uwagę. Pozwolił sobie na zalotny uśmiech w kierunku jakiejś kobiety, która obserwowała go myśląc, że robi to dyskretnie. Laska od razu odwróciła wzrok speszona. Oh, od razu bawił się lepiej. Snuł spojrzeniem po człowieczych twarzach próbując dostrzec znajomą mu Wtykę. Mógłby się założyć, że chłopak już tu był, to Mercury jak zwykle się spóźnił. Problem polegał na tym, że Aven miał urodę kompletnie odmienną od Mercury’ego; łowca wtapiał się w tłum jak drzewo w lesie, kiedy aniołowi można by nałożyć neonowy znak na głowę i wyszłoby na to samo. Dopiero po kilku minutach, gdy już zaczął wierzyć, że to on tym razem przyszedł pierwszy, zdołał wypatrzeć Kōji’ego. Oczywiście był ubrany na ciemno, Merc powinien wysyłać mu linki do magazynów modowych, bo to robi się absurdalne.

—O jak dobrze, że jesteś—powiedział na powitanie poważnym głosem—Straszna sprawa się stała.

Westchnął dramatycznie.

—Nudzi mi się.
                                         
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Gabriel/Jibrill | Mercury Okonma


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.20 22:36  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
Siedział w swoim mieszkaniu, pracując akurat nad zleceniem, które udało mu się złapać. Potrzebował do tego pełnego skupienia, gdyż nie był w tym profesjonalistą. Bardzo często posiłkował się poradnikami i wyszukiwał zapomniane informacje. Końcowy efekt był zawsze solidny, więc trzymał się tej fuchy, zwłaszcza że pozwalała mu na zdalną pracę, kiedy tylko chce. Ze swojego małego świata wyrwał go dźwięk telefonu, a raczej wibracja, gdyż był on wyciszony. Niechętnie sięgnął po swojego złomiaka, a po chwili westchnął, widząc od kogo otrzymał smsa. Mercury, tego mu do szczęścia brakowało. Przeczytał – bezsensowną jak zawsze – wiadomość, schował komórkę i wrócił do swoich spraw.
Po chwili wybrzmiała kolejna wibracja. -Dodałbym go do zablokowanych, gdyby tylko ten grat miał taką opcję... – burknął sobie pod nosem. Ponownie chwycił za telefon, ale tym razem reakcja Avena była inna. Coś ważnego? Ugh. Nie za bardzo wiedział, czemu akurat spotkanie w klubie, ale nie wnikał w to. Może Merc natrafił tam na kogoś ważnego czy coś. Chłopak upewnił się, że pozapisywał wszystkie dokumenty, zamknął laptopa i wyszedł z mieszkania.

Dotarcie do klubu trochę mu zajęło, po części ze swojej winy. Aven uznał, że sprawa nie może być aż tak pilna, w końcu to Mercury. Szedł więc sobie swoim normalnym tempem, aż w końcu znalazł się w wyznaczonym miejscu. Nie wiedział, czego się spodziewać, więc momentalnie zaczął się rozglądać. Nie zajęło mu to długo, nawet ślepy byłby w stanie zauważyć aniołeczka w tłumie ludzi. -Więc? O co chodzi? – rzucił, pomijając wszelkie uprzejmości, bo nie było na to czasu (poza tym ich spotkanie nie było przyjemnością, ale mniejsza).

Po wysłuchaniu Merca cień zwyczajnie czekał. Na co? Najprawdopodobniej na jakieś śmiechy i chichy. Ta nuda musiała być zmyślonym powodem na przełamanie lodów. Aven stał więc sobie, ale nic się nie działo. Dopiero po chwili prawda zaczynała do niego docierać. Mercury mógł oglądać istny pokaz na twarzy cienia. Najpierw zaniepokojenie z lekkim uśmiechem, potem zdumienie, a na koniec czysta wściekłość.
Złapał go za fraki. -Ty parszywy…! – wrzasnął głośno. Ten pieprzony śmieć. To nic niewarte ścierwo, które ma całe miasto za swój domek dla lalek, a Avena za Kena, który będzie tańczył, jak mu zagra. Nic dziwnego, że świat jest taki zjebany, skoro takie stwory żyły kiedyś w chmurach z Bogiem na czele. -Jeszcze raz odwalisz coś takiego, a przysięgam, zniekształcę ci tę twarzyczkę. – Prawdę mówiąc miał zamiar zrobić to już teraz, ale zorientował się, że swoim krzykiem przyciągnął uwagę gapiów.

Aven puścił go, choć po jego twarzy można było widzieć, że wciąż był wkurzony. Aniołeczek miał szczęście, że byli w otoczeniu innych osób. Następnym razem nie będzie jednak zwracał na to uwagi. Dorwie nie tylko Mercurego, ale też i łowcę, który go zrekrutował. Ten drugi musiał być niezłym ćpunem, skoro wpadł na pomysł przygarnięcia Merca w ich szeregi…
                                         
Aven
Wtyka
Aven
Wtyka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Aven


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.20 16:48  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
Zmiany emocji na twarzy Avena były niczym szybko przebiegający film akcji. Wpierw wydawał się lekko zaniepokojony, potem zdumiony, a na końcu dobitnie i czysto wkurwiony. Mercury mógłby przysiąść, że pod tymi zielonymi, sztucznymi soczewkami dojrzał czerwony blask gniewu, który był wykierowany wprost w jasnobrązowe, rozbawione oczy. Mimo eufemistycznego uśmiechu, jaki zawitał na obliczu anioła, każdy dałby radę zobaczyć, że daleko było mu do delikatności. Jednakże to Aven był tu okazem wściekłości; agresywnie złapał Mercury’ego za jaskrawoniebieską koszulkę i przybliżył jego ciało do swojego tak, by móc nawrzeszczeć mu w twarz. To prawdopodobnie nie wywołało takiej reakcji jakiej by chciał, bo zamiast przerażenia, Łowca spotkał się ze spokojem i tym skrytym zadowoleniem, jakie rozświetliło mu lico. Okoliczni ludzie najpewniej przypuszczali, że niższemu mężczyźnie w końcu puszczą nerwy i doprowadzi swoją pięć do celu, jakim był zmarszczony pod wpływem uśmiechu, nos ciemnoskórego. Anioł aczkolwiek, wiedział lepiej— przyciągnęli już tyle gapiów, bójka mogłaby się skończyć wezwaniem przez kogoś służb, a tego nie chciał żaden Łowca. Nawet Aven.

—Aveś, Aveś—zanucił dźwięcznie Mercury, z dziwną beztroską. Tak jakby nie usłyszał przed chwilą grożenia, tak jakby nie był w samym centrum wybuchu zdenerwowania—Złość piękności szkodzi, nigdy nie staniesz się taki piękny jak ja, jeśli będziesz się tyle wkurzać.

Źrenice anioła zabłysnęły czymś niezidentyfikowanym, były mieszanką śmiechu, rozczarowania i ekscytacji, ale co dokładnie to znaczyło? Możliwe, że sam Merc nie znał odpowiedzi. Odchylił się lekko, nakładając ciężar na dłoń trzymającą jego ubranie. Spojrzał w ciemne niebo. Puste niebo. Ojca przecież już nie było.

Aven.
Aven.
Aven.

—Powiedz mi może Aveczku—zaczął, nadal nie patrząc mu w oczy—Skąd wziąłeś swój cudowny pseudonim?

Czekał w milczy tak przez chwilę, aż nagle skoczył spontanicznie na równe nogi, wyciągając swoje policzki w szerokim uśmiechu ukazującym śnieżnobiałe zęby. Schylił się i położył ciemne, stanowcze ręce na ramionach Avena. Przybliżył swoją twarz do niego. Sprawiał wrażenie zapomnieć swojego poprzedniego pytania.

Nowy pomysł.
Nowa idea.

—Zawsze się zastanawiałam—wypalił energicznie, używając żeńskiej formy, która wzięła mu się z dupy—Jak dobrze umiesz śpiewać.

Jego spojrzenie zawędrowało do budynku przed którym stali.
                                         
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Gabriel/Jibrill | Mercury Okonma


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.20 11:34  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
Odpowiedź Mercurego nie pomagała w uspokajaniu się. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej chciał mu przywalić. Nie mógł jednak robić scen w takim miejscu, musiał inaczej odreagować. Opadnięte wcześniej ręce ponownie zwinęły się w pięść. Tym razem ich cel był inny. Najlepszym dla niego sposobem na opanowanie emocji, gdy nie mógł w nic uderzyć, było samookaleczanie się. Ukryte paznokcie wbijały się bezpośrednio w powierzchnię dłoni, co powodowało drobny, irytujący ból. Krew nie leciała. Jeszcze nie. Wszystko zależało od zachowania Mercurego.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że anioł nie okazał żadnej skruchy. Żadnych przeprosin, żadnych obietnic, że nie zrobi tego więcej. Co, jeśli następnym razem Merc faktycznie będzie potrzebował pomocy, a cienisty zignoruje od niego wiadomość, właśnie przez taką sytuację? Wielkolud pewnie na to nie wpadł. Chociaż brzmi to, jakby Aven się o niego martwił – jest zupełnie inaczej. Nie przejmował się Mercurym Oknomą, nie znosił go. Przejmował się za to łowcą, którym anioł poniekąd był.

Aven nigdy nie był w stanie pojąć Merca i jego móżdżek, tak samo było i w tejże sytuacji, gdy konkurent nagle, bez powodu, zaczął wypytywać głębiej o pseudonim. Co, jak dlaczego, po co? Westchnął, jednocześnie marszcząc czoło. — Słuchaj, nie wiem co… — nie dokończył, gdyż nie zdążył. Ponownie został wybity z rytmu, co, z dwojga złego, pomogło mu w uspokojeniu się. Tryb bojowy zamieniony został na potyczki słowne. Złapał za czekoladowe ręce i łagodnie zrzucił je z ramion. — Całkiem nieźle. Zwłaszcza gdy piosenka opowiada o twoim małym sekrecie. — rzucił z już mniej wymuszonym uśmieszkiem na twarzy. Zaśpiewać mógł, jednak wtedy jadaczka nie zamknie mu się nawet po powrocie do ścieków. Aven doskonale wiedział, że uderzył w czuły punkt, taki był cel. To powinno wystarczyć, by nie zostać zmuszonym do śpiewania w klubie.

— Rozumiem, że skoro ty mnie zaprosiłeś, to stawiasz? Z tego całego pośpiechu zapomniałem swojej przepustki… — Dodał teatralnym tonem jako kontrę na udawaną powagę z początku spotkania. Czy to oznaczało, że Aven miał zamiar wejść do klubu? Mimo wielkiego wywodu o domku dla lalek? Tak. Nie robił to z uwagi na łapówkę w postaci darmowego jedzenia, był to jedynie dodatek. Poza faktem, że Mercury i tak znalazłby sobie inną biedną ofiarę do towarzystwa, głównym powodem był brak zaufania. Anioł nie był z M-3, nie było w nim też widać typowej łowczej motywacji i chęci walki o wolność. Chłopak nie był w stanie zrozumieć, czemu ktoś taki był w ich gronie, w związku z czym nie był w stanie mu zaufać. Gdy wspólnie spędzali czas, Wtyka przynajmniej miał na niego oko.
                                         
Aven
Wtyka
Aven
Wtyka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Aven


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.20 23:03  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
Mężczyzna doskonale wiedział do czego chłopak pije mówiąc o „małym sekrecie”. Ciągłe przypominanie mu kim jest i co zrobił było— według niego— trochę poniżej pasa, ale Aven naprawdę, nie miał o niczym pojęcia. Nie znał jego prawdziwego imienia, nie znał jego poprzedniej roli. Ba! Chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy, że Mercury jest upadły lub że odciął sobie skrzydła. Jedyną informacją, jaką mógł się pochwalić to świadomość anielskiej krwi płynącej w żyłach Merca. To tyle; a przecież przeszłość Mercury’ego, Gabriela była o wiele bardziej skomplikowana i zawiła. Niesamowite były momenty, w których o niej zapominał. Niesamowite było, gdy jego ciało nie sprawiało wrażenie tylko „cielesnej powłoki”.

Niesamowite było, gdy czuł się zwykłym człowiekiem.

Oczywiście, Aven postanowił to zepsuć i gwałtownie, brutalnie mu przypomnieć. Nie zabolało to. O nie. Takie coś bardziej go irytowało, Mercury jednakże nigdy nie pokazywał po sobie negatywnych emocji, wszystko chował w sobie. Potem wszystko wybuchało i pojawiała się krew, czysta żądza niszczenia. Kolejna rzecz, o której Aveś nie wiedział.

—Nie jest taki mały—powiedział, decydując się odegrać to jako żart. Pomachał znacząco brwiami i uśmiechnął się zalotnie—Oczywiście, że stawiam kochany!

Westchnął teatralnie wymachując znacząco ręką na ciemny strój Łowcy. Co oni wszyscy mieli do czarnych ubrań? Tyle kolorów! Tyle barw! A większość łowców i tak codziennie, dzień w dzień paradowała na ciemno. Niech raz Aven nałoży na siebie coś, w czym nie będzie wyglądać jak wdowa po utraceniu siódmego z kolei, bogatego męża.

Nie, cofam to. Wdowy wyglądają o wiele modniej od niego.  

—Ty to musisz zarabiać marne grosze w swojej nudnej pracy skoro nosisz takie szmaty—położył swoje ręce na biodrach, a ton miał aż przesadnie współczujący. Prawdę powiedziawszy wszystko co robił było przesadne. Taki już był. Taki już się stał—Czym ty się w ogóle zajmujesz?

Zastanowił się. Było to coś związanego z numerkami i komputerami i wielką otchłanią przeraźliwej nudy. Jeśli Aven próbował mu odpowiedzieć, to machnął na to lekceważąco dłonią; i tak go to mało obchodziło. Pogłaskał żartobliwie chłopaka po włosach i owinął swoje długie palce stanowczo wokół jego nadgarstka, na którym znajdowała się fałszywa przepustka. Był w pełni świadomy, że jej nie zapomniał; mimo pozorom Aven nie był aż tak głupi. Zaciągnął go w kierunku wejścia, dopiero go puszczając, by otworzyć mu drzwi kłaniając się.

Jak prawdziwy gentelman.

—Małe chujki przodem—wymruczał w sposób kompletnie nie pasujący do wypowiedzianych słów.
                                         
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
Mercury
Wtyka     Upadły Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Gabriel/Jibrill | Mercury Okonma


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.20 22:10  •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
Nie jest taki mały? Cóż, dla Avena był. Porównywał go ze swoim sekretem, który tajemnicą nie był. Chłopak odciął się od swojej rodziny, jednak nie od przeszłości. Jego życie nie było usłane różami, to fakt. Wiele bólu, cierpienia i mnóstwo wylanych łez. Miał ciężko już od najmłodszych lat. Żałował tego? Oczywiście. Był jednak świadom tego, że to właśnie dzięki tym wspomnieniom znalazł się w takim miejscu i nie był w stanie wyobrazić sobie lepszej życiowej sytuacji. No, może gdyby Merc jakiś S.SPEC upadł i sobie głupi ryj rozwalił…

Merc się zgodził. Nie miał co prawda wyboru, musiał wykupić sobie Avena na kilka godzin. Czekaj. Czy to… nie podchodziło trochę pod prostytucję? To trochę brzmiało, jakby okularnik sprzedał się za trochę jedzenia. Aż tak słabo się cenił? Następnym razem trzeba będzie zażądać godzinowej stawki, która pokryje leczenie psychicznych szkód spowodowanych przebywaniem z Mercurym dłużej niż 15 minut.

Anioł najwyraźniej potrafił czytać w myślach, gdyż zaczął także gadać o pieniądzach. Chłopak zerknął w dół i obejrzał swoje ubrania. Z początku nie załapał, o co chodziło, ale potem przypomniał sobie z kim ma do czynienia. Oto Mercury, pierwszy tego imienia, król brokatu i oczojebnych kolorów, niszczyciel dobrego gustu. Nie zdziwiłby się. gdyby nawet jego wymioty były tęczowe, w końcu to anioł. — Ubrania mają być praktyczne, a nie… — zerknął na jego bananową koszulkę. — …Takie — dokończył z lekkim obrzydzeniem na twarzy. Już nawet mieszkańcy Desperacji ubierali się lepiej. Merc wyglądał jakby jedynymi ubraniami. jakie miał były właśnie te na sobie – losowe, niedopasowane do siebie łachmany. Gdyby chociaż kaptur miał, to Aven byłby w stanie mu wybaczyć, a tak to klapa. — W przeciwieństwie do niektórych poświęcam dużo czasu na drugą robotę. — rzucił i wywrócił oczami, widząc. jak został zlany. Jego „normalna” fucha nie była aż taka zła. Miesięczna płaca była na przeciętnym poziomie, ale to dlatego, że mało pracował. Zazwyczaj nie przekraczał 20 godzin tygodniowo.

Mózg Avena powoli zaczął nie wyrabiać. Czy on właśnie został… pogłaskany? Ale co, jak, czemu? Czy nawet teraz Mercury traktował go jak dziecko? Jak zabawkę? A może to przez… Ekhem, a może wypadałoby zakończyć próby zrozumienia kogoś takiego jak Merc, bo jeszcze mózg się sfajczy? Tak, to dobry pomysł. Ciekawe jak długo okularnik będzie w stanie się powstrzymywać, skoro już po kilku minutach zaczęła boleć go głowa.

Iiii wracamy do normalności, czyli wzajemnego obrażania się. Znowu wywrócił oczami, starając się zignorować usłyszane słowa i wszedł do środka. Jednym uchem wleciało, drugim wyleciało, więc gniewny tryb nie był nawet bliski włączenia. Hmm. — Czy „zaprosiłeś” mnie tylko po to, by dogryzać mi co pięć minut? — naszło go, gdy przechodzili przez długi korytarz. Merc mimo wszystko nie był typem, który cieszy się ze szkody innych. Czemu więc nie zadzwonił po kogoś, z kim spędziłby czas o wiele przyjemniej? Czyżby jednak coś mu chodziło po głowie?

Po dotarciu do recepcji zatrzymał się i porozglądał. Nigdy wcześniej nie był w takim miejscu. Nie jego klimaty, a i potrzeby nie było. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało tak źle, zobaczymy. jak będzie później. Najbardziej z tego wszystkiego interesowało go jednak jedzenie, jeśli nie zostanie mu zaserwowane coś smacznego. to Merc zostanie sam i będzie śpiewał smutne piosenki. — Pamiętaj, żeby zamówić wszystkiego po jednej sztuce. — szepnął z uśmieszkiem w jego stronę, zanim jeszcze zajął się opłacaniem wejścia. Nie miał pojęcia, co tu serwują, więc czemu by nie zamówić wszystkiego? W końcu nie on płaci.
                                         
Aven
Wtyka
Aven
Wtyka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Aven


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Klub karaoke Empty Re: Klub karaoke
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach