Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

„Wyleczyć, a niby co innego?”
Einstein.
Nie był aż tak rozkojarzony, by nie wywnioskować z wcześniejszych wypowiedzi Hibiki, że dziewczyna posiadała moc uzdrawiania. Nie wątpił, że musiał się do niej zbliżyć, żeby zdarła z niego te wszystkie upierdliwe obrażenia, jednak zadając pytanie, był zainteresowany w szczególności sposobem, w jaki zamierzała to zrobić. Blondynka obudziła w nim pewną dozę niepewności, przez co wolał się dopytać. Mimo wszystko w tym momencie nie czuł potrzeby, by się tłumaczyć, bo i nie miał na to ochoty. Strzępienie przesuszonego języka i podbudzanie resztek tego, co kiedyś maleńkimi odnóżkami dźgało go po zębach, wydawało się niewarte dyskusji z Narai. Zresztą, za chwilę miał uzyskać odpowiedź.
Mimowolnie syknął, czując upiorny ból promieniejący za brutalnie pociągniętą rękę. W tym samym momencie, w którym spiął wszystkie mięśnie i przymierzył się do odskoczenia, rwanie nagle ustało. Na twarzy obrośniętej skrzywieniem cierpienia, wymalował się obraz o dziwnej specyfice. Był cholernie zaskoczony swoją „odpowiedzią”. W życiu widział różne rzeczy, jednak nigdy nie spodziewał się, że termin wylizywania ran będzie w dosłownym znaczeniu przypisany człowiekowi. Mimo wszystko nie czuł najmniejszej ochoty, by odsunąć dłoń. Szorstki język przecierający jego skórę z pewnością nie był doświadczeniem, po które chciałby dla własnej uciechy sięgać w przyszłości, jednak w obliczu tylu niebezpieczeństw, od których puchła mu głowa, ta osobliwość wydawała się niczym.
- Lepiej. – odparł, sprawiając wrażenie zbitego z tropu. Jednak szybko się otrząsnął i oblał Hibiki tym samym napiętym spojrzeniem, które towarzyszyło mu odkąd tylko otworzył oczy i spostrzegł twarz Rosel.
Wyciągnął niegdyś okaleczoną ręką do przodu, szeleszcząc nieznacznie doszczętnie przedartym materiałem. Skupił w palcach odrobinę ciepła, które stopniowo zwiększało swoją siłę, by wreszcie rozjaśnić celę skromnym, falującym blaskiem. Nie chciał ryzykować utraty kontroli nad wygenerowaną kulą ognia, dlatego nie odznaczała się imponującymi rozmiarami. Lepsze to, niż omyłkowe spalenie jedynych towarzyszy, którzy mu pozostali.
- Raczej nic, co byłoby w tym momencie pomocne. – odparł, kucając tuż przy kajdanach, żeby móc przyjrzeć im się z bliska. Uważał, aby wytworzona w jego dłoniach prowizoryczna lampka nie dotknęła zakutej dziewczyny. Wolną ręką odruchowo przebiegł po najbliższej kieszeni spodni, szybko rezygnując z dalszych poszukiwań. Czuł się niewyobrażalnie nagi bez wszystkich swoich klamotów upchanych po spodniach i bluzach, co było o tyle dziwne, że rzadko kiedy czegokolwiek z nich używał. - Chyba, że mam dokądś doskoczyć albo wepchnąć się w jakąś szczelinę pod inną postacią.o zjadaniu przegnitej padliny nie wspominając… Tu jest czytnik. – zauważył, choć nie byłby szczególnie zdziwiony, gdyby jego towarzyski również wychwyciły ten odznaczający się element kajdan. – Drzwi są otwierane przez kody więźniów, myślicie, że z kajdanami może być podobnie? – podniósł spojrzenie na ciemnowłosą dziewczynę. Już ułożył usta w pierwszą sylabę jej imienia, gdy nagle coś go tknęło. Rysy mu stężały, a on sam mimowolnie dał krok w tył, wciąż nie podnosząc się z kucek. Upodobnił się do dzikiego kocura, który jakby dopiero teraz spostrzegł, że ma przed sobą wroga. – Nie przedstawiałem się nazwiskiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
- Nie ma za co - syknęła pod nosem Narai.
Bardziej do siebie, niż do kogokolwiek z tu obecnych, ale zrobiła to jednak na tyle wyraźnie, aby nie było wątpliwości co do jej emocjonalnego stanu - była rozdrażniona. Hibiki próbowała ją jakoś udobruchać, kładąc swoją dłoń na jej nadgarstku, najmniejszym palcem dotykając kajdan - szybko jednak się okazało, że nawet subtelny, nienachalny dotyk nie był w stanie całkowicie ugłaskać czarnowłosej. Bez krzty wytchnienia przyglądała się Ailenowi, nie zdejmując z niego spojrzenia nawet wtedy - a może szczególnie wtedy - gdy jego dłoń przysłużyła się sprawie.
Oczywiście, na końcu języka miała już ironiczną odpowiedź. Riposta na „spostrzeżenie” chłopaka co do czytnika mrowiła ją w wargi tak mocno, że już je rozchylała... ale Hibiki była szybsza. Blondynka wydała z siebie coś, co było mieszanką jęku i stłumionego u startu krzyku zaskoczenia. Dwubarwne tęczówki rozbłysły wyłapując światło płomienia wytworzonego przez wymordowanego, a ona sama podniosła się na nogi tak prędko, że tylko cudem nie runęła z powrotem na ziemię. Nie puściła jednak Narai, co wywołało u jej towarzyszki charakterystyczne podniesienie ciemnej brwi - „co ty robisz, do cholery?” mówiło spojrzenie, ale Hibiki przysunęła kawał żelaza i mimo lekkiego zawstydzenia (w końcu knykcie Narai dotykały teraz jej uda) przyłożyła kajdanki pod czytnik.
- Do diabła... skąd to masz?
Pytanie wyrwało się z gardła Narai, która mimowolnie przemknęła spojrzeniem po Ailenie. Twarz Hibiki w tym czasie przybrała dość brzydki grymas, gdy skrzywiła się zniechęcona, puszczając tym samym przegub przyjaciółki.
- To... ja tym otworzyłam drzwi do ciebie. Wszędzie są przeklęte czytniki.
- Czyżby?
Jasnowłosa przytaknęła i postukała się palcem tuż pod własnym okiem.
- Ty również masz. Dokładnie tutaj, na twarzy.
W czarnych oczach drugiej dziewczyny pojawił się biały błysk.
- Wymalowali mi coś na twarzy? - Szorstki ton przypominał papier ścierny z premedytacją jeżdżący po nagiej skórze. - Ten palant też to ma?
Na pierwsze pytanie Hibiki wzruszyła lekko szczupłymi barkami dodając od siebie jedynie tyle, że „prawdopodobnie wytatuowali, nie wymalowali”, ale na drugie coś w wyrazie jej twarzy się zmieniło. To był ułamek sekundy, ledwie tchnienie wspomnienia, ale jakiś cień przemknął przez jej buzię.
- Nie jest palantem - nacisnęła mocno na to stwierdzenie i spojrzała na Kurta. - Uratował mnie.
- Och, oczywiście, że tak. Ma czy nie?
Wtedy właśnie Narai wbiła świdrujące spojrzenie prosto w ciemne oczy Sullivana. Z całej ich trójki miała niewątpliwie najgorzej - była skrępowana kajdanami, pobita i zmęczona. Ledwo ocknęła się, siłą wyrywając Morfeuszowi, a znów wrzucono ją w dziki galop myśli, zdarzeń, nieprawdopodobieństw, o których wcześniej nawet by nie pomyślała. Ale nawet pomimo swojej nieciekawej pozycji w kącikach jej ust upchnięto wyzywający uśmiech. Nie trzymała zresztą długo powagi. Grymas rozświetlił jej twarz w prowokacji, ale zamiast nadać dziewczynie przyjemnej barwy, przylgnęła do niej jakaś dotychczas tłumiona zwierzęcość.
- Nie musiałeś - odparła spokojnie, przekrzywiając odrobinę głowę na bok, jakby przyglądała mu się z nowej perspektywy. - Wiem o tobie wystarczająco dużo. Tak w zasadzie wcale nie musiałam pytać o zdolności.
Sekunda.
Kurt zobaczył jeszcze, jak długie kły Narai wychylają się zza warg, pogłębiając uśmiech na jej twarzy i w tej właśnie chwili poczuł na przedramieniu mocny chwyt Hibiki.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zastanawiał się, dlaczego Narai tak uparcie nie zdejmowała z niego spojrzenia. Jasne, że był bliski oskarżeń o hipokryzję, ponieważ sam wielokrotnie obierał podobną taktykę, patrząc się bez ustanku w twarz kogoś, komu nie ufał. Oczywistość biła po oczach, bo w zasadzie chodziło o obserwowanie ruchów potencjalnego wroga. Najprawdopodobniej sam wgapiałby się jak ciele w malowane wrota, gdyby był na miejscu skrępowanej Narai. Jednak nie potrafił się nad tym nie zastanawiać, gdy widział jej przedziwne spojrzenie. Jej oczy były niepokojące… być może przez samą głęboką barwę?
Zdążył przemilczeć dyskusję o wytatuowanych na ciele kodach. Choć nie wypruł z siebie żadnego komentarza, mimowolnie przejechał palcami po skórze twarzy, gdy uderzyła w niego myśl, że też mógłby zostać urządzony w podobny sposób co ciemnowłosa dziewczyna. Obejrzał swoje ciało w obecności Rosel... ale nie widział jeszcze twarzy.
- Nie to, żeby podobało mi się nazywanie mnie palantem… - zmarszczywszy nos na cięte słowa brunetki, zwrócił twarz w nieco łagodniejszej odsłonie w stronę Hibiki. - … ale kiedy cię uratowałem? – pewnie będzie tego żałował, ale coś czuł, że nieprędko nadarzy się okazja do ponownego spytania o tę sprawę. W końcu pewien bydlak planuje ich zamordować. Już czuł wzmożoną niepewność Narai co do jego użyteczności i jej prześmiewcze wyzwiska, jakoby nie wnosił do ekipy niczego pożytecznego. Jasne, że coś po drodze udało mu się zrobić, jednak w jego odczuciu mniejszym kosztem, niż poświęcenie, jakim wykazała się w stosunku do niego Hibiki. Jakiego udzielił jej ratunku, zgadzając się na trzymanie za rękę podczas poszukiwań Narai? Pomijając fakt, że ten jakże romantyczny spacer miał na celu wyłącznie ochranianie ich dup poprzez moc blondynki, to ona nie dopuściła bestii do rozorania mu pięknej buźki. Dwukrotnie. Ratownikiem był dla brunetki… przynajmniej z samej definicji albo ambitnych założeń, bo choć pałał do niej niechęcią, zamierzał ją w niedługim czasie uwolnić. Dlaczego więc Hibiki z taką powagą podkreślała jego wkład?
I wtedy właśnie nastał moment, w którym ambicje ratownicze porzucił w diabły.
Twarz wyrażała nieufność, samo spojrzenie chłodny gniew… dopiero płomień w ręku dawał świadectwo zalążków paniki, innego rodzaju, niż tą, która gryzła go podczas bliższego spotkania z monstrum. Faliste światło płomienia stawało się mniej regularne, trochę rozwichrzone. To panika kogoś, kto właśnie poczuł się obnażony. Ile wiedziała? Ile to było „wystarczająco dużo”?
- Taka była cena za podstawienie ci ręki pod język? – próbował zgadnąć, wyrzucając z siebie zimny jak lód, acz stosunkowo cichy syk zadanego pytania. Jego postawa była porównywalna do otoczonego zwierzęcia. Ugiął lekko nogi i podniósł nieznacznie barki, a płomień plunął wyrwaną spod kontroli iskrą, która uleciała gdzieś w bok. Cofnął się o jeszcze jeden krok, ani śniąc o zastanowieniach nad wyswobodzeniem brunetki. W takim układzie zdecydowanie wolał ją skrępowaną, pobitą i na ziemi. – Jak dużo wiesz?
Drgnął, czując na sobie uchwyt Hibiki. Nastroszonego kota też głaszcze? Niemal natychmiast pociągnął rękę do siebie, usiłując choćby i niedelikatnie wyrwać ją spod dotyku blondynki, zawieszając na niej chłodne spojrzenie. Gdyby mu się to udało, z pewnością poczyniłby starania o subtelne zwiększenie między nimi odległości. Pomimo irytacji, był spokojny. Płomień zdawał się utracić na stabilności, co potwierdziła kolejna wyrwana spod władzy iskierka, jednak Kurt czuł się wyłącznie zirytowany, niedoinformowany i obrzydliwie nagi. Zaufanie padło blisko ziemi, ale i tak nie zamierzał ich teraz zostawiać. Siedzieli w bagnie razem i choć gniew szeptał mu do ucha bardzo niemiłe słowa, będzie zmuszony jakoś przełknąć fakt, że ktoś pogrzebał tak, gdzie nie powinien.
O ile oczywiście blondynka nie dawałaby Ailenowi żadnych znaków na podjęcie ataku… o co w zasadzie nawet jej nie podejrzewał. Albo zdążył się do niej przekonać i poczuć swego rodzaju wdzięczność, albo faktycznie był słaby w negatywnym ocenianiu niskich, blond czerepów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Jej oczy zdawały się nabrać co najmniej dwukrotnie większego rozmiaru.
Jak to... „kiedy”? ─ wykrztusiła. Była zaskoczona. Jakby co najmniej wygarnął na głos, że sypia z jej matką, ojcem i psem sąsiadki. ─ Gdyby nie ty, już dawno dostałabym zawału ─ syknęła pod nosem, nagle lekko podirytowana jego brakiem umiejętności wyciągania prostych jak cep wniosków. ─ Poza tym, nadal gdyby nie ty, nie udałoby mi się uwolnić Narai! Przecież zamknęli ją w cholernej, ciemnej paszczy tego pomieszczenia, a ja nie dałabym rady dosięgnąć nogą do czytnika. Mogę stać się niewidzialna, ale nie tracę swej cielesności. Nie przechodzę przez ściany, nie przenikam przez wrogów, nie spadam z podłoża na niższe piętro. A, co do kodu ─  felernym trafem dali mi go tutaj ─ dotknęła palcami uda ─ a nie na twarzy, jak u niej. Nawet jeśli cudem by się ocknęła, a ja byłabym wtedy za drzwiami... to co? Miałabym jej wrzasnąć, żeby poszukała u siebie kodu i go użyła? Ściągnęłabym na siebie uwagę całego budynku, wszystkich bestii w promieniu najbliższych metrów, ha!, może nawet lepiej, bo czart jeden wie, jak diabelnie świetny mają słuch... a ona prawdopodobnie i tak nie zorientowałaby się, gdzie znajduje się kod kreskowy. Już pomijam, że gdyby nie twoja pirokineza, to siedzielibyśmy w kompletnych ciemnościach, ale jej nawet światło by nie uratowało. A o lustrze nie ma co marzyć.
Wahania nastrojów były spowodowane prostym czynnikiem ─ strachem. W końcu nieustannie musiała się mieć na baczności, wiecznie węszyć, rozglądać się, ślizgając spojrzeniem nie tylko po podłodze i bokach, ale też po suficie, po wyższych sferach ścian, na które normalny człowiek w ogóle nie zerka. Była szczuta, w pułapce, wiecznie czujna; a to przekładało się na zmęczenie i wypompowanie z energii. Nawet cierpliwość i optymizm nie mogły być nieodłączną częścią Hibiki. Zresztą, wystarczyły następne słowa ─ pytania, uściślając ─ Kurta, aby oczy blondynki zabłysły, a ona sama na powrót zamieniła się w zaskoczoną dziewczynę. Uleciało gdzieś sekundowe rozdrażnienie i wydawać się mogło, że zyskała cudowną umiejętność manewrowania wśród swoich emocji z takim skutkiem, że nie dało się już doszukać okruchów jej zdenerwowania.
Cofnęła się, gdy i Sullivan się cofnął.
Narai tylko uniosła brew ku górze, prowokacyjnie. Nie pozbywała się uśmiechu.
Wiem wystarczająco ─ uściśliła dobitnie.
Jej mina szybko jednak stężała. Wystarczyło, aby Hibiki dotknęła ─ raz jeszcze ─ dłoni Kurta, a wargi czarnowłosej wykrzywiły się w paskudnym grymasie. Była o krok od warknięcia, które drżało jej w ściśniętym gardle. Próbowała się też podnieść. Nogi, od pobicia, mocno jej drżały, ale nawet pomimo tego dźwignęła się na nich i spojrzała bacznie na Sullivana w momencie, w którym Hibiki wsunęła drugą rękę na jego szczupły bark i ściągnęła go nieco w dół, przykładając jasne wargi do jego ucha.
Ona... ─ zaczęła szeptem, nie spodziewając się nawet, że jej głos tak bardzo ochrypnie.
Oczywiście, wcześniej Chart się jej wyrwał, więc spodziewała się, że i tym razem, na nagłe zbliżenie, mógł odpowiedzieć fizycznie niechęcią. Jeśli tak by się zdarzyło, posłałaby mu tylko szybkie, wciąż przepełnione zaskoczeniem spojrzenie. Wzrok, który mówił: „nie ma czasu na wygłupy, musisz mi zaufać!” i dopiero wtedy dotknęłaby lekko jego dłoni. Tuż przy uchu rozległyby się więc ostatnie słowa:
... nie ma mocy innej niż leczenie, Kurt.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie ma?!
Chłopak dał szeptać sobie do ucha, ale jego okrojona cierpliwość nie dała mu usiedzieć przy dziewczynie dłużej, niż do końca wypowiedzianych słów. Ku uciesze Narai, przestał sycić się bliskością blondynki, momentalnie się od niej odsuwając. Krok, dwa… dystans!
Stężałe rysy i ochłodzony wzrok padł ponownie na Narai. Jednak tym razem nie skupił się na przerażająco czarnych oczach, które bynajmniej nie kojarzyły mu się przyjemnie, przywodząc na myśl niedawny koszmar. Raz jeszcze zlustrował kajdany i wypuścił z siebie ciężko powietrze.
- Nie pomogę ci. – rzucił kwaśno. – Nie mam jak. Trzeba wyjść i czegoś poszukać. – dodał, zerkając znacząco na blondynkę. – Jesteś w stanie mi towarzyszyć? – może nie brzmiało to jak propozycja popołudniowego spaceru, bo i wyraz twarzy nie zdradzał choćby najmniejszych przejawów przyjemności, ale czy chciał czy nie… potrzebował jej. Miał nadzieje, że Hibiki miała na tyle dużo siły, by w razie konieczności użyczyć mu swoich mocy. Skoro w szczątkach przedstawiła mu proces ich działania, był w stanie wywnioskować na ile użyteczne mogłoby się dla niego okazać… a umknięcie przeciwnikowi z oczu bywało, poniekąd, cholernie ważne. Oczywiście jego propozycja nie zakładała porzucenia brunetki na dobre i liczył, że obie to wywnioskują. Wolałby nie być w skórze Narai, bo sam pewnie odgryzłby sobie wargi, gdyby musiał siedzieć w tym bagnie sam, przykuty kajdanami…
Po uprzednim rozejrzeniu się przez kwadratowe okienko i oczywiście pod warunkiem zgody Hibiki, posłużył się jej kodem i po zamknięciu za sobą wrót, skierował się wraz z nią w kierunki celi Rosel. Zgasił tlący się w dłoni płomień, niemal natychmiast po opuszczeniu pokoju.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
|| Wiem, miałem odpisać jutro. Ale nie mogłem się powstrzymać. + Mapka.
- - - - -

Brwi czarnowłosej ściągnęły się ku sobie.
Nie musisz ─ mruknęła z przekąsem, nagle pozbywając się swojego uśmiechu. ─ Sama z Hibiki świetnie dam sobie radę.
Problem w tym, że Hibiki była rozdarta. Na pytanie Kurta praktycznie od razu odpowiedziała kiwnięciem głowy, ale następne słowa przyjaciółki wywołały u niej widoczne zawahanie. Aż się cofnęła o pół kroku, zerkając ku Narai, a potem znów wbijając dwubarwny wzrok prosto w chłopaka.
Co jest? ─ Narai zmarszczyła nieco nos, zniekształcając przy tym kod na swojej twarzy. ─ Nie idziesz ze mną?
Idę. ─ Blondynka niemalże weszła jej w połowie zdania. ─ Idę ─ dodała już spokojniej. ─ Musimy się jakoś stąd wyciągnąć. I cię rozkuć. Znaleźć kod. Kurt, ona nie może użyć kodu ze swojego policzka? ─ Ostatnie pytanie zadała już wchodząc ciemnowłosemu na splecione w palcach dłonie, aby dosięgnąć udem do czytnika. ─ No wiesz. Może podziała? Może o to w tym wszystkim chodzi? ─ Mówiła cicho, jakby cały czas musieli zachować konspiracyjny szept, by ściany ich nie usłyszały.
Czytnik zapikał jak zawsze, a drzwi rozsunęły się, wpuszczając do środka płachtę światła. Narai aż syknęła, mrużąc czarne ślepia i zerkając w tamtym kierunku z namacalną niechęcią. Wkrótce jednak całkowicie zainteresowała się Sullivanem.
Panie przodem. ─ Na twarzy Narai pojawił się wcześniej zmazany uśmieszek, a gdy wszyscy wyszli i ona wybyła z pomieszczenia, zaciągając się tylko nieco świeższym zapachem, jaki panował na holu. Tutaj było jasno. Dla dziewczyny ─ zdecydowanie zbyt.
Gdzie idziemy? ─ szepnęła Hibiki, która razem z Kurtem szła o dwa czy trzy kroki przed czarnowłosą. Szła blisko niego, gotowa by chwycić go za dłoń i zareagować. Zresztą, bez wątpienia szukałaby wtedy wzrokiem również Narai, by i ją uchronić przed ewentualnym zagrożeniem. ─ I po co?
Pytania sypały się jej, jak z rękawa. Nawet wtedy, gdy razem z Kurtem wkroczyli do „jego” celi padło ostatnie ─ o to, czy ma jakiś plan, jak się stąd wydostać. W pustych ścianach rozległo się ciche stuknięcie, w chwili, w której podeszwa buta Hibiki uderzyła o nagi fragment podłogi. Znów buchnął w nich paskudny odór ─ o wiele gorszy niż ten, który poznali w celi Narai.
Blondynka aż przysunęła do twarzy dłoń, którą przysłoniła usta i nos, łudząc się, że zatamuje tym dopływ nieświeżego powietrza.
Po co tu przyszliśmy? ─ wyszeptała raz jeszcze, rozglądając się po pustym pomieszczeniu. ─ Śmierdzi.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

To wciąż wydawało mu się kompletnie pozbawione sensu. Kto normalny zakuwa ofiarę w kajdany, jednocześnie dając jej do nich klucz? Spojrzał na nią sceptycznie, odzwierciedlając własne przemyślenia, jednak zdążył się przekonać, że najwyraźniej ich oprawcy mieli coś podobnego w zwyczaju. Gdyby znak na piersi Rosel nie zadziałał, nie byłoby go tu teraz.
- Można spróbować. Narai, tu masz kod. – pokazał na sobie, w razie gdyby dziewczyna większą uwagę skupiała na mordowaniu go wzrokiem, niż pomyślunku o planie własnego wyswobodzenia. Nie wydawał się szczególnie ugłaskany wcześniejszym niemym zapewnieniom Hibiki, że może darzyć ją zaufaniem. Działał wyłącznie z konieczności, w przekonaniu, że w grupie będzie łatwiej. W końcu żył w stadzie od kilkuset lat… jak mógłby myśleć inaczej? Nie zmieniło to jednak jego bardziej oschłego stosunku do towarzyszek, a właściwie towarzyszki. Brunetka wywierała na nim to samo, niezmienne uczucie niechęci, co przy pierwszym spotkaniu, więc jedyną zmianę wyczuwałaby blondynka. – Jeżeli to zadziała, to albo te skurwysyny są idiotami, albo lubią się bawić… - mruknął pod nosem, ostrożnie wychylając łeb poza próg drzwi, rozglądając się czy aby na pewno byli bezpieczni. W końcu wyszedł, ignorując uprzejmości Narai. Jak przeżyje, to wlepi sobie medal za cierpliwość. Nawet, jeśli za chwilę miałaby pęknąć. I tak wydawało mu się, że pozwalał jej na zbyt wiele.
Fala pytań przez dłuższy czas pozostawała bez odpowiedzi. Korytarz był dla niego strefą podwyższonego ryzyka na ponownie skąpanie się w ślinie tego cuchnącego potwora. Obecność trzeciej osoby nie rozluźniała atmosfery na tyle, by przekonać go do natychmiastowego wyplucia z siebie słów. Gdy poprzednio tędy chodził bał się nawet oddychać. To, że odczekali ileś tam minut, nie dawało mu poczucia, że było „bezpieczniej”. Rzucił jej karcące spojrzenie, gdy wreszcie znaleźli się przy celi Rosel. Sam nie wiedział po co skręcił akurat w tę stronę… zresztą nic dziwnego, skoro
- Nie mam żadnego planu. – szepnął, dobitnie podkreślając, że obrał dowództwo wyłącznie dlatego, że tego od niego oczekiwano. Zresztą trudno nazwać to jakimkolwiek przewodzeniem. Po prostu puszczono go przodem, a on z automatu oddalał się od miejsca, w którym ostatnio usłyszał straż. Może chciał ponownie poszperać w archiwum? Teraz jednak uznał, że chyba lepiej będzie spróbować wydostać się z tego bagna, niż próbować odgadnąć jego tajemnice. – Jednak lepiej będzie zawrócić. Trzeba poszukać wyjścia. – stwierdził, mimochodem zaglądając do celi, z której fala odoru zdawała się złapać go za krtań. Jednak to nie smród wymalował mu na twarzy niepokój. – Była tu jeszcze jedna dziewczyna. Nie była w stanie chodzić. – rzucił cicho, zastanawiając się co mogło stać się z Rosel. Czyżby bestia dorwała się do jej celi? Profilaktycznie rozejrzał się za jakimikolwiek śladami świeżej krwi, zawieszając spojrzenie na pacniętych po ziemi śladach z nim, które skręcały korytarzem w prawo. Trochę zaczęło go zastanawiać, że nie wychodziły z żadnego pokoju. Mimowolnie spojrzał w górę, lustrując sufit tuż nad początkiem krwistych stóp. O ile nic poza tym nie zwróciłoby jego uwagi zawróciłby, tym razem obierając powrotny kierunek, by następnie, zamiast w lewo, do celi Narai, skręcić w prawo. Oczywiście szedł wolno i ostrożnie, nasłuchując. Gdyby coś go zaniepokoiło, natychmiast zwróciłby się do dziewcząt, zmniejszając pomiędzy nimi dystans, samemu z automatu unosząc rozgrzaną dłoń.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Nie ulegało wątpliwości, że pomiędzy Ailenem a Narai wytworzyła się mało delikatna nić konfliktu, która prowadziła samo pojęcie „grupy” ku porażce, ale dziewczyna jednorazowo postanowiła zakopać topór wojenny dla własnych korzyści. Faktycznie wpatrywała się non stop w Ailena, więc gdy ten wskazał miejsce, obierając rolę jej lustrzanego odbicia, czarnowłosa zerknęła w dół, na skute ciężkimi kajdanami nadgarstki. Nie wahała się nawet przez sekundę, choć usta Hibiki uchyliły się lekko, jakby chciała coś jednak powiedzieć. Zamknęła je jednak ponownie i podeszła do przyjaciółki, by pomóc jej ustawić czytnik pod kodem. Pomieszczenie wypełniły syczące, ale ciche przekleństwa brunetki, kiedy przekręcała głowę nieco na bok, odsuwając poranione, posiniaczone policzki od delikatnych dłoni Hibiki. Ta kiwnęła głową i przemówiła do niej jak do rozjuszonego, dzikiego zwierzęcia, zapewniając, że wszystko będzie w porządku i musi przeczekać „jeszcze tylko chwilę”.
Zapikało.
Kajdany rozwarły się i od razu ciężko upadły na posadzkę, zwracając Narai pełnię wolności. Dziewczyna od razu wsunęła palce jednej ręki na nadgarstek drugiej i zaczęła szybko rozmasowywać przetarte do krwi, spuchnięte okręgi, jakich nabawiła się w ramach swoistej pamiątki za pyskatość. W każdej innej sytuacji Kurt mógłby nawet odczuć perfidną satysfakcję, ale ciężko było znaleźć czas na takie rarytasy.
Hibiki, nie doczekawszy się natychmiastowych odpowiedzi, była już cicho. Po prostu szła blisko niego, będąc dodatkową parą oczu i uszu Sullivana. Dokładnie przyglądała się korytarzowi, sunąc spojrzeniem po podłodze i ścianach, nieustannie będąc w gotowości, aby użyć mocy. Odczuwała już zmęczenie, dodatkowo potęgowane zdenerwowaniem, ale nie dawała tego po sobie poznać. Nawet kroki miała już jakby lżejsze, gdy kolana przestały się jej tak trząść.
Kurt jednak nie wydawał się chętny, by rozwiać jej strach.
Żadnego? ─ odszepnęła, choć wcale nie liczyła na odpowiedź. Wiedziała, że nie blefował. Zresztą, wcale mu się nie dziwiła i to mówiła jej mina: że na jego miejscu nikt nie miałby planu i każdy by czekał na to, co przyniesie mu los.
Skoro nie była w stanie chodzić ─ wtrąciła się Narai. Oparła się o framugę drzwi i też zajrzała do środka, ale w porównaniu do towarzyszy, wydawała się „odporna” na odór, buchający im zgnilizną prosto w twarz. ─ To co się z nią stało? ─ wymamrotała niezadowolona, jako jedyna podejmując temat, który nurtował ich wszystkich.
I kim była? To twoja... ─ Kolejne pytanie padło z widocznym zacięciem, w czasie którego mierzyła Kurta spojrzeniem. ─ ... znajoma?
Mamy jej szukać? ─ dodała Hibiki naprędce, wychodząc jak najprędzej z pustego pomieszczenia. Spojrzała wtedy w stronę Sullivana, a gdy ten uniósł wzrok i ona podążyła w tę samą stronę. Krwiste ślady pojawiały się nie tylko na podłodze ─ kilka z nich było wymalowanych na ścianach, jakby ktoś przyłożył wielki pędzel i pociągnął go w dół, mażąc na czerwień poszarzałą biel.
Hibiki dostrzegła to samo, co dostrzegł Sullivan.
Pojedyncze odciski bosych stóp na suficie; wydawały się jakby bardziej intensywne, nowe.
Narai odchrząknęła.
Chodźmy już.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skierował beznamiętne spojrzenie wprost na ciemnowłosą dziewczynę. Nie do końca wiedział czy chciałby poznawać dalsze losy swojej niegdysiejszej towarzyszki. Cichy, upierdliwy głosik podpowiadał mu, że nie stało się z nią nic przyjemnego. Liczył się z tym, że zostawiając ją w taki sposób najpewniej ściągnie na niej uwagę strażników, bestii czy kogokolwiek, kogo kroki słyszał. Wówczas jedynym celem był bieg przed siebie. Teraz miał okazję chwilę się nad tym pogłowić, a łeb nie pękał mu od nadmiaru optymizmu.
- Nie wiem kim. Dzieliliśmy celę, a ona w pewnym sensie pomogła mi się oswobodzić. Podejrzewam, że spędziła tutaj znacznie więcej czasu, niż można sobie wyobrazić. – odparł nieco zamyślony, zerkając kątem oka na blondynkę. Wciąż miał do niej szczątkowe zaufanie, ale zdążył się nauczyć, że lepiej było niepotrzebnie nie wzbudzać w nikim paniki, więc wolał dłużej nie ciągnąć tematu. Gdybanie o jej przeżyciu czy okrutnej śmierci nikomu nie poprawi humoru. Jeszcze chwila, a oskarżą go o bestialstwo, bo jak to tak? Porzucać biedną dziewczynę w śmierdzącej celi tylko dlatego, że nie była w stanie chodzić?
- Nie. Skupmy się na sobie. – odparł, jeszcze bardziej wpisując się w kanon zimnych bestii. Nie zamierzał latać za dziewczyną, która nie tyle co zdążyła odrobinę oszaleć, a przy okazji zniknąć. Nie znał jej i nie była dla niego nikim ważnym, choć poniekąd bez jej obecności nie dałby rady uciec, nawet jeśli samemu musiał ją targać pod czytnik. Mimo wszystko chyba żadnej z towarzyszących mu pań, nie powinno zależeć na kolejnej duszy do opieki. Przynajmniej tak sobie mówił.
Zadarł łeb do góry.
(…) wydawały się jakby bardziej intensywne, nowe...
„Chodźmy już.”
- Jak najprędzej. – rzucił naprędce, cofając się w kierunku celi Narai, jednak przy kolejnym rozwidleniu, skręcając w druga stronę. Był ostrożniejszy, mimochodem patrząc podejrzliwie na ściany, podłogę czy ten nieszczęsny sufit, jakby spodziewał się, że jakieś antygrawitacyjne monstrum zleci im zaraz na łby.
Dotarłszy do nieco szerszej przestrzeni, postanowił przebadać leżące/stojące/wiszące przedmioty przy ścianie, orientując się czym w ogóle były. Jeśli czymś co byłby w stanie otworzyć, z pewnością by spróbował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Dzieliliście celę ─ rzuciła z przekąsem Narai. ─ I pomogła ci się stąd wydostać... ─ powtarzała za nim, mierząc Kurta nieprzyjemnym spojrzeniem harpii. ─ I nie wiesz gdzie jest.
Hibiki zerknęła na przyjaciółkę, odgarniając z oczu przydługi, blond kosmyk.
Narai? ─ stęknęła cicho, zaciskając zęby. ─ O co ci chodzi?
O to, że albo się rozdzielili, albo frajer tak się odwdzięcza za pomoc. ─ W czarnych oczach pojawił się błysk nieufności. ─ Nas też zostawisz, kiedy będziemy mniej potrzebne?
Przestań ─ syknęła Hibiki, podchodząc do Narai i chwytając ją za dłoń. ─ Kurt tego nie zrobi. Nie wiesz, co się wtedy działo.
Brunetka zacisnęła palce na szczupłej ręce Hibiki i spojrzała na nią poważnie, ale gdy przyjaciółka nie odwróciła wzroku, sama spuściła z tonu. Pokręciła wtedy głową i prychnęła pod nosem. Choć lepiej uznać, że warknęła. Nie odezwała się już więcej, gdy pod ostrzałem jarzeniówek przekraczali hol, a potem skręcili w nowym kierunku, docierając do szerokiego holu. Na wprost ujrzeli schody prowadzące w górę i w dół. Po prawej było kilka zbitych i zakurzonych metalowych ramek z dyplomami specjalistów ─ chirurgów, psychiatrów, chemików, fizyków, biologów ─ po lewej zamontowano windy.
Dwa blaszane pudła stały obok siebie w śmiertelnej ciszy. Ktoś powyrywał guziki przy płytce z wygrawerowanym napisem „wciśnij”. Drzwi jednej były rozsunięte ─ w środku było ciemno i brudno. Drzwi drugiej, tej bliższej zagubionym w budynku, smagnięte były pojedynczym, krwistym chluśnięciem, ciągnącym się jeszcze niewielki kawałek po podłodze, a niknącym za zwartymi skrzydłami wejścia do kabiny.
Hibiki odetchnęła głębiej, zerkając na Sullivana.
Niefajne ─ mruknęła drżąco, choć wszystko wskazywało na to, że chciała zażartować.
Narai puściła ją wtedy i wybiła się naprzód, ignorując ból mięśni i każdego siniaka, który przypominał o jej zbitym na kwaśne jabłko stanie.
To świeża krew ─ poinformowała, praktycznie na nie patrząc na ślad. Stanęła wtedy raptownie przed drzwiami windy i oparła opuszki palców o metal. Postukała. Cisza. ─ Może tam ktoś jest? Ej, Sullivan, rozejrzyj się za czymś, czym można to otworzyć!
Musimy to robić? ─ miauknęła Hibiki, znów zerkając na Kurta. ─ Gdyby ktoś tam był, na pewno by się odezwał...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby nie był napięty do granic możliwości, z jego ust z pewnością wydobyłoby się ciężkie westchnięcie. Spodziewał się podobnej reakcji na swoje opowieści w pigułce, które nawet dla niego nie brzmiały na tyle dobrze, by nazwać go „dobrym kumplem”. Zdrajca, cham, zwykły wykorzystywacz… może gdyby nie wisiało nad nimi realne widmo śmierci, przejąłby się podobnymi oskarżeniami, które bez trudu wyczytał z tonu głosu Narai, i natychmiast zacząłby się usprawiedliwiać, rzucając nieco światła na sytuację sprzed… nie potrafił dokładnie określić ile czasu od tej chwili minęło. Ale że sceneria malowała się w niepokojącej czerwieni, Kurt wolał nie przedłużać i natychmiast zawrócił, poniekąd będąc wdzięcznym Hibiki, że tak uparcie się za nim wstawiała. Nawet, jeśli w tym momencie do obu z dziewcząt miał pewne obiekcje w sprawie wcześniej wypowiedzianego nazwiska, był pewny, że żadnej nie zamierzał zostawiać, jakkolwiek ciemnowłosa by go do tego nie skłaniała swoją trudną osobowością.
- Nie truj już, bo hałasujesz. Nie zostawię, a jak tak cię to boli, wytłumaczę się przy lepszej okazji. – rzucił szeptem, przypominając dziewczynie, że wolałby w tej chwili ograniczyć ilość przeprowadzanych rozmów do minimum. W celi mogli sobie rozmawiać o brzydkich mordach, krzywych zębach czy frajerskim postępowaniu. Tutaj, na korytarzu, niech milczą, gdy słowa nie są potrzebne.
„Niefajne.”
Gdyby nie paliło go gardło z pewnością ująłby podobny sens w nieco brzydsze słowa.
Przed zwróceniem uwagi na drzwi wind stojących po ich lewej stronie, ogarnął spojrzeniem wszystkie dyplomy, co rusz odczytując na nich kolejne tytuły. Lekarze, biolodzy... w zasadzie sami specjaliści. Naukowcy? Eksperymentują na wymordowanych? Akta, które odnalazł w archiwum, by to potwierdzały. Serce zabiło mu szybciej. Są w łapach S.SPEC? Odruchowo szukał na wyróżnieniach pieczęci czy innego symbolu, które utwierdziłoby go w tym, że za ich uwiezieniem stoi wojsko.
Zwrócił uwagę na krwiste ślady na drzwiach, czując po raz enty w tym dniu, że coś przygniata go od środka. Były świeże. Automatycznie zapaliła mu się czerwona lampka, zachęcająca do natychmiastowego oddalenia się. Niestety Narai chyba miała cieplejsze serduszko od niego, bo maźnięte posoką drzwi skojarzyła sobie z klatką, w której mogła być uwięziona kolejna osoba im podobna. Pomijając fakt, że potwornie wkurzało go zwracanie się do niego po nazwisku – pal licho z kulturą… po prostu nie miały go znać - raczej nie czuł się na tyle dobrą osobą, by komukolwiek więcej pomagać. Zresztą nawet nie uważał, żeby bycie egoistą w tym świecie było w jakikolwiek sposób dziwne, to też nie zżerało go poczucie winy. Za to strach owszem, a on gorączkowo zakazywał mu się zatrzymywać.
- No właśnie nie musimy. Narai, zostaw te drzwi. Spieprzamy stąd. – rzucił naprędce, z dbałością o odpowiednio cichy ton głosu. Dyplomy wiesza się na ścianach, żeby móc je podziwiać i pokazywać z dumą innym. Punkt, w którym się znajdywali musiało mijać wiele osób w stosunkowo krótkim czasie. Nic dziwnego, skoro obok były windy i pieprzone schody, czyli łączność pomiędzy różnymi częściami budynku. Zaraz ktoś ich może zaskoczyć… w tym jakieś chodzące po sufitach monstrum, które zaryglowało się w windzie.
Ze względu na brak okien na holu automatycznie pomyślał, że znajdywali się pod ziemią.
- Góra? – zapytał, nie czując się pewnie z myślą podjęcia ich następnego kursu, zważywszy na to, że poprzedni był dość nieprzemyślany. Mimo wszystko wyskoczenie z jakąś propozycją uważał za wskazane, skoro już zdążył skrytykować plany dziewczyny odnośnie dokopywania się do wnętrza windy.
Jeżeli dziewczęta przystałyby na jego nieśmiałą – choć w gruncie rzeczy wypowiedzianą z wręcz nachalną szybkością – propozycję, ruszyłby w górę schodów, uprzednio nasłuchując czy mogli bezpiecznie wkroczyć na piętro. Sikał ze strachu w gacie, ale wolał iść przodem, by w razie potrzeby osłonić towarzyszki płomieniem, który świerzbił go w ręce od dłuższego czasu, jednocześnie trzymając się blisko Hibiki, by w razie potrzeby szybko chwycić ją za rękę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach