Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Cień jest dowodem na to, że istnieje światło. [Akaiah & Jahleel] MbNDpsL

Cień jest dowodem na to, że istnieje światło.

U C Z E S T N I C Y: Akaiah i Jahleel.
C E L E: Akaiah — kontrola i wytwarzanie światła; Jahleel — podróżowanie poprzez cienie.
M O Ż L I W O Ś Ć _ Z G O N U: Raczej nie.

Niebo było bezchmurne — słońce musiało czuć się bardzo samotne, jego ciepłe promienie miejscami przedzierały się przez gęste korony drzew, jakby ta wielka gwiazda próbowała utulić całą krainę i otoczyć ją swoją opieką, jakby potrzebowała towarzystwa. Eden na szczęście wręcz promieniował życiem — intensywnie zielone liście udawały kłębiaste chmury, które przy każdym podmuchu wiatru kołysały się na boki, na równie zielonych krzewach pięknie eksponowały się kolorowe kwiaty i owoce, a nie zabrakło też leśnych stworzeń, które pewnie czuły się w swoim środowisku. Na gałęziach wyższych drzew osiadały różnobarwne ptaki, między zaroślami szczęśliwie skakały zające, a gdzieś jeszcze dalej dało się dostrzec grupę saren, które spokojnie skubały trawę.
Droga, którą kroczyli Akaiah i Jahleel była bardzo wyraźnie wydeptana, a prowadziła prosto do jednego z mniejszych skupisk anielskich domostw. Mogli dostrzec trzy chałupy — dwie stały obok siebie, a jedna była usytuowana na sporych rozmiarów drzewie, do której wejścia prowadziła drabinka. Aby znaleźć się w centrum tej małej osady potrzebowali zaledwie kilku minut, choć już z tej odległości mogli zauważyć wiele szczegółów — wokół jednego z domów biegał jakiś mały chłopiec, a pod jego nogami plątał się szczeniak, z komina drugiego domu leciał jasnoszary dym, a domostwo umiejscowione na drzewie wydawało się być najspokojniejsze. Bardzo łatwo można było też dostrzec dwa małe ogródki otoczone delikatnym płotem, który bardziej wyglądał jakby pełnił funkcje ozdobne, a nie obronne. Mimo wszystko mieszkańcy wydawali się być szczęśliwi, a przynajmniej tak można było zakładać, dopóki na dróżce nie pojawił się starszy mężczyzna z laską i długą, jasną brodą. Szedł powoli przed siebie, wpatrzony w ziemię — nie zwracał uwagi na otoczenie, jakby był w swoim świecie albo jakby bardzo przeżywał coś wewnętrznie. Machał głową na boki, a oczy miał przymknięte.
Boże przenajświętszy, gdzież ona się podziała? Dlaczego tak długo nie wraca? — staruszek wyszeptał te słowa do siebie, zatrzymując się na chwilę i składając ręce, najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy, że niespełna kilka kroków od niego znajdowała się dwójka przyjaciół, która bardzo wyraźnie słyszała jego słowa. Mężczyzna z laską zadarł głowę do góry, ale wciąż miał zamknięte oczy — jego twarz wyglądała na bardzo zatroskaną. Oparł się na lasce i dopiero po chwili spuścił wzrok ponownie, tym razem otwierając oczy. Dostrzegł Akaiaha i Jahleela, ale nie odezwał się nawet słowem, ich widok go nie zdziwił, najwidoczniej wiele osób przechodziło przez te tereny. Posłał im jedynie smutne spojrzenie, by następnie ruszyć dalej. Postawił kilka drobnych kroków, chcąc wyminąć przybyszów.
W wiosce pojawiła się starsza kobieta, która wyszła z jednego z domów i zaczęła rozmawiać z bawiącym się chłopcem, prawdopodobnie była jego matką. Na jednym z płotków osiadło sowopodobne stworzenie, które przyglądało się mieszkańcom. Wyglądali normalnie, ale ten starzec...


Informacje dodatkowe:
Termin:
Technicznie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Akaiah mówił niemalże nieprzerwanie. Skakał z tematu na temat, miejscami nie czekając nawet na reakcję swojego rozmówcy. Od jagniąt przez lisie szczenięta po małą kózkę, która niedawno dołączyła do jego menażerii. Potok słów, zachwalających jak mądre są lisy, jak uroczo niezdarne małe owieczki, jak kochana acz hałaśliwa koza.
Nie przeszkadzało to Jahleelowi. Szedł spokojnie przez las, wysłuchując z najwyższą uwagą opowieści o rzeczach trywialnych. To może wydawać się niezrozumiałe, ale w ten sposób odpoczywał. Brunet cierpi na - prawdopodobnie - nieuleczalny pracoholizm. Najchętniej nie odrywałby się od papierków, planów, zębatek albo desek. Znajdywał sobie coraz to nowe zajęcia i brał na siebie kolejne obowiązki, byle tylko znajdować się w ciągłym ruchu.
Ale to ciało potrzebuje odpoczynku. Anioł nie jest już najczystszą energią, iskrą uleciałą z boskiego ognia. Musi dostosowywać się do ograniczeń, jakie niesie ze sobą cielesność. Niemniej pomimo tej świadomości wciąż zwalnianie i bezczynne siedzenie go drażni. Sen i odpoczynek niezmiennie zdają się być stratą czasu. Cennych minut i godzin, które można by było spożytkować dużo lepiej.
Jedynym wyjściem z tej patowej zgoła sytuacji, było spędzanie czasu z bliskimi. Odpoczywał wtedy - czy to rozmawiając z nimi, czy pijąc herbatę albo piekąc ciasteczka. Czuł się im potrzebny i nie miał poczucia bezsensowności. Wszak nie śmiałby nazywać spotkania z przyjacielem bezwartościowym.
Zatem słuchanie wesołej paplaniny Akaiaha pomagało odpocząć nie tylko jego ciału, ale także umysłowi. Przyziemne sprawy  zwierząt były dużo lżejsze niż ciężkie rozważania anielskie. Czasem naprawdę warto oderwać się od pracy, aby zaznać nieco spokoju.
Uniósł twarz ku Słońcu, grzejąc się w ciepłych promieniach. Co prawda od lata wolał zimę, ale nigdy nie narzekał na gorętsze miesiące. Większość dni i tak spędzał zamknięty w czterech ścianach, dziergając raporty albo naprawiając zardzewiałe zawiasy. Wdzięczny był zatem każdemu, kto od czasu do czasu przypominał mu, że istnieje też świat zewnętrzny i mniej lub bardziej brutalnie wyciągał anioła na spacer.
Zapowiadał się naprawdę miły dzień. Mijając zabudowy niewielkiej osady, przywitał się z mieszkańcami, zanim jego uwagę przykuł starzec. Zwolnił, aż zatrzymał się całkiem.
Akaiah był jednym z nielicznych, którzy potrafili czytać z Jahleela niczym z otwartej księgi. Szatyn rozumiał jego myśli, bezbłędnie wyłapywał sarkazm, żarty albo ukryte między pięknymi słowami obawy. Brak mimiki nie stanowił problemu dla kogoś, kogo znasz dłużej niż potrafisz stwierdzić.
W drugą stronę działało to podobnie. Jahleel również doskonale rozumiał Akaiaha, jego potrzeby, problemy i zmartwienia. Czy zatem były im potrzebne słowa? Wystarczyło tylko delikatne dotknięcie w ramię. Wzrok prześlizgujący się wpierw po twarzy towarzysza, potem po sylwetce starca był aż nadto wymowny.
Opuścił dłoń i zostawił swojego przyjaciela w tyle, aby zbliżyć się do mężczyzny.
- Dzień dobry. - Kultury nigdy dość. - Czy coś się stało? Ktoś zaginął? - Spytał, zaciskając palce jednej dłoni na pasku torby. Eden, chociaż w porównaniu z Desperacją stanowił istny raj, nie był jednak tak bezpieczny, jak można myśleć. Wciąż na nierozważnych podróżnych czyhało tu wiele niebezpieczeństw. Nie mówiąc o przybyszach zza granicy. Nawet w świętym ogrodzie wypada mieć oczy z tyłu głowy.

Ekwipunek:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- (…) dlatego nie wierzyłem, kiedy zaczęły się ze sobą dogadywać! Byłem święcie przekonany, że owce nie polubią nowej koleżanki, ale jak widać kózka ma niezwykły dar wstrzeliwania się w towarzystwo. – zaśmiał się wesoło, wpatrując się z uśmiechem w kołysane przez wiatr liście. – Wciąż myślę nad imieniem dla niej… może coś polskiego? Dwa dni temu była u mnie Alicja i znowu powiedziała mi kilka ciekawostek o swojej ojczyźnie. Dasz wiarę, że tak mi nagadała o polskiej kuchni, że już następnego dnia zacząłem kisić pięć kilo kapusty? Pięć kilo! Wszystko na jakiś… biges? Begos? Coś w tym stylu. – machnął ręką, zaraz poprawiając sobie koszyk w dłoni – Chciałem zabrać trochę na nasz piknik, ale przygotowania do tego dania zajmują trochę czasu. Nie zdążyłbym.
Buzia mu się nie zamykała. Wydawał się wyraźnie podekscytowany perspektywą spędzenia czasu z przyjacielem, toteż przez większość drogi nic nie zdołało wymazać mu z twarzy tego charakterystycznego, lekko zdziecinniałego uśmiechu, który w porównaniu z raczej statycznym wyrazem twarzy Jahleela, prezentował się jak biel przy czerni. Spędzając całe dnie w osamotnieniu, czy to pracując w pocie czoła na polu, czy też w domowym zaciszu nad krosnem, czasami doskwierał mu brak towarzystwa. Zwierzęta były swoistym zapychaczem tej pustki, ale nic nie potrafiłoby zastąpić drugiego człowieka; szczególnie takiego, który znał Akaiaha lepiej, niż on sam.
Nie przestawał snuć swoich opowieści, ale w momencie wkroczenia w serce osady, zaczął się zachowywać zdecydowanie mniej swobodnie. Obecność ludzi go peszyła, toteż zamiast podziwiać pięknie zdobione ogrody czy urokliwe chatki, zaczął dobitnie wpatrywać się w ziemię, podnosząc niepewne spojrzenie dopiero na słowa zrozpaczonego starca. Zacisnął palce na wiklinowej rączce koszyka. Chciał pomagać ludziom, jednak perspektywa odezwania się do człowieka za bardzo go przerażała, dlatego był niesamowicie wdzięczny Jahleelowi, że to rozumiał.
Wystarczyło spojrzenie, a przekaz wydał się prosty; miał poczekać, aż brat rozezna się w sytuacji. Może trochę wstyd, jednak nie zdołał nawet zbliżyć się do starszego mężczyzny na przyzwoitą odległość, by choć usłyszeć ewentualną odpowiedź na pytanie. To jednak nie oznaczało, że zamierzał stać jak kołek. Sytuacja zdążyła go zainteresować. Jakim byłby aniołem, gdyby nie chciał pomóc?
Zauważywszy zasiadającego na płocie ptaka w typie sowy, zaraz zdecydował się do niego podejść. Ostrożnie i spokojnie, byleby nie spłoszyć zwierzęcia. Większość z nich instynktownie wyczuwała brak złych intencji, jednak osobniki bywały różne.
- Witaj. – przywitał się łagodnie. - Mieszkasz w okolicy? Być może znasz tamtego człowieka? – wskazał otwartą dłonią w kierunku starca. Starał się, by gest nie był zbyt zamaszysty. – Jesteś w stanie coś mi o nim powiedzieć? Wydaje się zmartwiony.


Informacje dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Staruszek zatrzymał się, odwróciwszy łysawą głowę w stronę Jahleela. Zmierzył anioła smutnawym, nieco zmęczonym spojrzeniem, zaciskając pomarszczoną, żylastą dłoń na drewnianym kosturze, którym się podpierał. Wyglądał trochę na bezradnego — widocznie nie mógł nic zaradzić problemowi, który go tak dręczył. Poruszył leniwie ustami i przełknął dość głośno ślinę. Zdawałoby się, że oceniał czy może zaufać nieznajomemu. Mrugał ciemnymi oczyma, aż w końcu kaszlnął, przywarłszy wierzch dłoni do ust. Gdy ją oderwał uśmiechnął się delikatnie, choć w tym jego uśmiechu widoczny był ból, cały szczęśliwy wyraz twarzy był trochę wymuszony.
Tak, stało — zaczął nieco niepewnie, a jego chuda ręka jeszcze mocniej zacisnęła się na lasce. — Moja córka... ona zniknęła, nie wraca do domu już drugi dzień. Nikt nie wie gdzie jest, cała wioska jej szukała. Niepotrzebnie dawałem jej klucz na strych. Znalazła jakieś stare, zakurzone książki i naczytała się zmyślonych bajek i opowiadań o magicznym jagnięciu zamieszkującym część lasu za naszym domem. Zawsze była żądna przygód, ale tym razem uciekła bez słowa. Prawdopodobnie poszła szukać tego zwierzęcia, które prawdopodobnie i tak nie istnieje, bo ta opowiastka to jedynie wymysł dorosłych. Opowiadaliśmy ją kiedyś brzdącom na dobranoc. A ona w to uwierzyła... a teraz zaginęła. Ech, trzeba było ją lepiej pilnować, do głowy zawsze przychodziły jej same niedorzeczne pomysły. — Pomachał głową, jakby wciąż nie dowierzał, że jego pociecha zgubiła się gdzieś w lesie i wciąż nikt jej nie znalazł. Starzec przymknął oczy, a gdy je otworzył ostatni raz spojrzał na Jahleela. — Przydałaby się każda pomoc, póki jeszcze nie jest za późno, więc gdybyście chcieli nam pomóc jej szukać, to bylibyśmy wdzięczni. W wiosce powiedzą Wam więcej, ja idę do kaplicy, pomodlę się o jej szybki powrót. — To były jego ostatnie słowa, bo po kilku krokach skręcił w jakąś boczną alejkę, przedzierając się przez krzaczyska, świątynia prawdopodobnie była gdzieś na uboczu.
Akaiahowi udało się dostrzec ptaszysko siedzące na płocie. Sowa nie wystraszyła się gdy anioł zbliżył się do niej, widocznie już od dłuższego czasu przebywała wśród aniołów i ludzi. Poza tym przyglądała się chłopakowi tak, jakby w jednej chwili wyczytywała wszystkie jego intencje, jakby potrafiła zajrzeć do jego umysłu i sprawdzić jego zamiary.
Mam swoje mieszkanko na drzewie rodziny Moto. — Uniosła skrzydło, nieumiejętnie wskazując nim na jedyne domostwo, które umiejscowione było wyżej od innych — na drzewie. Ptak patrzył mądrze swoimi wielkimi oczyma, rozglądając się przy tym na boki. — Bo jest zmartwiony, zaginęła mu córka. Słyszałam, że chodzi o jakieś stare księgi. Dziewczyna naczytała się ich, a później uwierzyła w miejscowe legendy — zaskrzeczała, kiwając łbem. W międzyczasie do Akaiaha dołączył jego przyjaciel, teraz oboje byli już niemalże po środku tej drobnej osady. Ich obecność oczywiście od razu została zauważona. W moment znalazł się przy nich mały chłopiec, a obok jego nogi siedział grzecznie mały szczeniak.
Witamy! — zawołał entuzjastycznie. — Cy Wy tes psysliście sukać Keiko? Wsyscy sie o nią martwio — powiedział chłopiec, uśmiechając się szeroko, bo prawdopodobnie uważał, że nowo przybyli to ostatnia nadzieja by znaleźć dziewczynę. W jego uzębieniu brakowało kilku mleczaków.


Informacje dodatkowe:
Termin:


Ostatnio zmieniony przez Neely dnia 03.11.17 17:46, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słuchał w milczeniu i pełnym skupieniu słów starca. Dwa dni. Z jednej strony nie jest to dużo. Zwykły człowiek zapewne nie odejdzie za daleko w gęstym lesie, skrzydlaty anioł przebyłby ten dystans w parę godzin. Niemniej w dwa dni mogło zdarzyć się wiele. Od nieszczęśliwego wypadku po atak zwierząt. Nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby gdzieś utknęła. Jest szansa, że nie odwodniła się i wciąż żyje. Gorzej, jeśli ucierpiała w starciu z niezbyt przyjazną fauną Edenu. Od wilków po niedźwiedzie. Mogła się wykrwawić, dostać gangreny lub sepsy... Jahleel nie chciałby przynosić szczątek dziewczyny jej rodzinie. Albo nie daj Panie, zmutowaną i oszalałą, stanowiącą zagrożenie dla starego ojca.
- Nie traćcie wiary. - Odezwał się w końcu do mężczyzny. -  Wszelką troskę swoją złóżcie na Boga, gdyż On ma o was staranie. - Jak pusto to zabrzmiało. Wiedział, że te słowa nie mają pokrycia. Były tylko kopią kopii, cieniem pozbawionym dawnej gorliwości. Kolejnym, głuchym powieleniem Pisma. Aczkolwiek przez lata religia podtrzymywała na duchu tysiące pokoleń. Jak to się mówi - błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Staruszkowi w danym momencie potrzeba opoki, czy Stwórca obecny, czy też nie.
- My jako Jego posłańcy dopilnujemy, aby wasza córka wróciła do domu. - Jeśli nie o własnych siłach, to choć jej ciało. Aczkolwiek brunet wolałby, by to była jednak żywa i w pełni zdrowia dziewczyna.
Zostawił mężczyznę i wrócił do Akaiaha. Chciał już coś powiedzieć do swojego brata, gdy podszedł do nich szczerbaty chłopczyk.
Zapewne nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Beztroska dzieciństwa i infantylna radość wynikająca z braku zrozumienia niebezpieczeństwa. Urocze. Ale i przerażające. Dzieci tak łatwo mogą paść ofiarami zagrożeń tego świata... Nie mógł się powstrzymać przed położeniem dłoni na jego głowie i delikatnym pogładzeniem po włoskach.
- Witaj, chłopcze. - Zabrał dłoń. - Tak, my też jej poszukamy. Powiedz mi... - Sięgnął do koszyka Akaiaha i wyjął stamtąd materiałowe zawiniątko. Klęknął następnie na jedno kolano, aby mieć oczy na wysokości twarzy malucha - Lubisz ciastka? - Rozwinął pakunek i pokazał dziecku zbożowe wypieki. Wyciągnął owe na dłoni w jego stronę. - Częstuj się. Możesz wziąć wszystkie. Na zdrowie. - Odczekał, aż ewentualnie dzieciak się poczęstuje, zanim kontynuował. - Pokażesz mi, gdzie Keiko mieszkała? - Chłopiec wyglądał na chętnego do współpracy. Jahleel nie sądził, aby unikał odpowiedzi. Przypatrywał się za to szczeniakowi. Młode to to. Ale zdaje się grzeczne. Kto wie... Może się przyda? Co prawda anioł wątpił, aby psiak zdołał wywęszyć jakikolwiek ślad Keiko tuż pod jej domem. Dwa dni to wystarczająco, by zapach zwietrzał. Ale na dalszym etapie poszukiwań, głębiej w lesie. Może być pomocny, aby odnaleźć świeży trop.
Brunet spojrzał przelotnie na Akaiaha, zanim wrócił uwagą do chłopczyka.
- Mógłbym wziąć twojego pieska na spacer? - Padło kolejne pytanie ze strony anioła. Po nich zapewne się wyprostował. Jeśli chłopiec wskazał mu odpowiedni dom, udał się tam z zamiarem wypytania o dziewczynę. Chciał dowiedzieć się, jaka była i co zniknęło z domu przy okazji jej wycieczki. Rozeznanie się w ewentualnym posiadanym ekwipunku może pozwolić im ocenić, jak daleko zamierzała iść. Czy zabrała wodę, jedzenie, jakieś liny? Drugą kwestią były książki. Pragnął przewertować owe w poszukiwaniu podpowiedzi, w którą stronę ruszyć i gdzie jej szukać. Na koniec chciał zdobyć jakąś część ubrania albo przedmiot przesiąknięty zapachem zaginionej. Dla szczeniaka lub innego chętnego do pomocy zwierzaka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pognał spojrzeniem na wskazane przez sowie skrzydło drzewo, kiwając przy tym ze zrozumieniem. Mimowolnie rozjaśnił twarz szerszym uśmiechem, gdy nowa przyjaciółka okazała się nie mieć w sobie ani krzty strachu. To dawało nadzieję na owocną współpracę, szczególnie, że zwierzę nawet orientowało się w przewijających się w osadzie ludzkich sprawach. Niestety, te zdążyły rozwiać mu z ust wcześniejsze uniesienie i zastąpić je najzwyklejszym w świecie przejęciem. A więc chodziło o córkę…?
- Przykro mi to słyszeć. – pokiwał ze zrozumieniem głową, zapatrzywszy się w dom. Zawsze marzyła mu się chatka na drzewie, choć głupstwem byłoby marnować czas na jej konstruowanie, gdy równie dobry punkt obserwacyjny miał na dachu własnej chaty. Szybko uznał swoje rozważania na temat wygodniejszego wypatrywania gwiazd za niestosowne, toteż prędko skupił swoją uwagę na zbliżającej się sylwetce Jahleela. Nim jednak zdążył sypnąć w jego kierunku pytaniami odnośnie zdobytych od starca informacji, przerwał im wyjątkowo ujmujący chłopiec. Akaiah od razu zaczął się koślawo uśmiechać, gdy usłyszał jak mały sepleni, odsłaniając niektóre braki w uzębieniu. Czuł się niesamowicie niezręcznie, wiedząc, że nie wydusi w jego kierunku najmniejszego słowa, ale chłopiec nawet dla niego wydał się dość uroczy. Jak pocieszne jagniątko… Nie chciałby go zrazić swoim nastawieniem, choć odwagi wcale nie dodawał mu wiek, ani charakter małego rozmówcy. Anioł uśmiechał się, ale wciąż wolał czym prędzej wycofać się z rozmowy. Dlatego chwała Jahleelowi, że szybko postanowił zająć się chłopcem, pozwalając szatynowi odstąpić od nich na kilka kroków.
W głowie świdrowały mu oburzone pomruki zabunkrowanego w koszu jeża, gdy Jah podebrał mu zbożowe ciasteczka prosto sprzed nosa. Akaiah szczerze się cieszył, że tylko on potrafił zrozumieć, co ulatuje z pyszczka towarzysza – gdyby usłyszał to nie tyle co drugi anioł, ale chłopiec, mogliby posądzić go o deprawowanie młodego pokolenia…
- Konradzie, przecież wiesz, że i tak nie wolno ci jeść takich rzeczy. – rzucił, unosząc klapę kosza piknikowego, by spojrzeć w paciorkowate ślepia zwierzęcia. Nie przejmował się, że dla osób trzecich mógł wyglądać, jakby prowadził dyskusję z kanapkami… - Znasz może tę okolicę? Może mieszka tu ktoś, kto jest ci znany? – nie kontrolował wędrówek znanych mu pupili, toteż uznał, że warto skierować podobne pytanie do kolczastego. Rozważył możliwość wysłania jeża na zwiady, ale widząc kręcącego się u stóp chłopca szczeniaka, wolał na razie wstrzymać się od podobnych działań.
- Przepraszam! – zwrócił się zaraz ponownie do sowy, o ile ta nie zdążyła odlecieć. – Czy mógłbym cię prosić, abyś potowarzyszyła mi w poszukiwaniach zaginionej dziewczyny? – zapytał uprzejmie, wyciągając w kierunku ptaka ramię. – Znasz może więcej zwierząt w okolicy, które mogłyby wiedzieć, gdzie się znajduje? Może ktoś coś widział…? – zaczął, mimowolnie rozglądając się pomiędzy chatami. – Poza tym, co ci wiadomo o ów legendach? Słyszałaś jak tamten starzec lub ktokolwiek inny z osady o nich opowiadał?

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chłopiec patrzył na Jahleela swoimi dużymi, ciemnymi oczami, a jego uśmiech poszerzył się jeszcze mocniej, gdy dłoń anioła zmierzwiła jego włosy. Wyglądał bardzo niewinnie, prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego siostrze mogło grozić jakieś niebezpieczeństwo. Dzieci często przebywały w swoich własnych, zmyślonych światach, w których wszystko zdawało się być takie proste i bezproblemowe — ten brzdąc zdecydowanie należał do dzieci pozbawionych trosk, a zabawę potrafił znaleźć wszędzie. Nawet podczas wpatrywania się w anioła przeskakiwał z nogi na nogę, jakby unikał jakiś przeszkód lub po prostu zabawiał się w międzyczasie. Szczeniak był równie radosny co jego właściciel — wesoło plątał się między nogami chłopca, który wciąż delikatnie podskakiwał.
Ciastka? — Oczy malca zabłyszczały, uradowany aż zaklaskał w dłonie. Jego pupil również przestał opętańczo biegać — w moment uspokoił się, usiadł przy nodze chłopca i spojrzał na Jahleela nieco zaciekawiony. Przekrzywił łeb, machając przy tym energicznie ogonem, jakby wyczuł, że anioł wyjmie zaraz jakieś smakołyki; liczył na to, że też coś dostanie. — Wsystkich nie wezme, to nie wypada! — powiedział głośno, jakby wszyscy wokół musieli usłyszeć, że matka go dobrze wychowała. Spojrzał na ułożone na dłoni wypieki, mrużąc przy tym oczy. Sięgnął po dwie sztuki, oblizując przy tym powolnie usta. — Ale pocęstuję sie dwoma, jednym podzielę się z Ijo — zdecydował i niemalże natychmiastowo ugryzł jedno z ciastek. Resztę potraktował kilkoma szybkimi gryzami, widocznie bardzo mu smakowało. Spojrzał na swojego psa, a pies na niego, po czym przełamał jeden z łakoci na pół i rzucił go szczeniakowi, który zaczął się nim zajadać. Malec natychmiast zwrócił się z powrotem w stronę mężczyzny, kiwając głową w jego stronę.
Dziękujemy, psepysne — zaczął i wydawałoby się, że chciał dopowiedzieć coś jeszcze, ale spostrzegł, że podczas przeżuwania ostatniego kawałka ciacha sepleni i mówi jeszcze mniej wyraźnie. Poza tym i tak nie miał do powiedzenia nic ciekawego, zapewne chciał rzucić jakimś, dziecięcym tekstem, ale w porę się powstrzymał.
Mieskała? Mieska — poprawił, a wyszczerz nie znikał z jego lekko różowawej twarz. — Keiko nadal z nami mieska, po prostu jest bardzo dobra w chowańca. — Kiwnął głową, unosząc do góry wskazujący palcem dłoni. Rodzicie malca prawdopodobnie go okłamali, mówiąc mu, że to po prostu zabawa, bo chłopiec naprawdę wierzył w to, że jego siostra wciąż się chowała i nic jej nie grozi. — Niedawno jedliśmy obiad, właśnie mieliśmy jej sukać znowu! Ale jasnee, prosę za mną. A na spacer pójdziemy, razem!
I poszli w stronę domu, wpadając przy okazji na Akaiaha rozmawiającego z sową, która oczywiście uważnie obserwowała anioła swoimi wielkimi ślepiami i raczej nic nie wskazywało na to, by miała się szybko znudzić rozmową z nim — jakby nieczęsto natrafiała na swojej drodze na istoty, które znają jej język. Prawdopodobnie już od jakiegoś czasu mieszkała w pobliżu tej wioski, bo słysząc pytanie Akaiaha machnęła energicznie skrzydłami. Myślała, że jest do niej.
Oczywiście, mieszkam tu od wielu lat. Znam wszystkich w wiosce... jednych lepiej, innych gorzej, ale wszystkich. Najbliżej nas znajdują się dwa domy, w pierwszym mieszka rodzina Keiko, w drugim ich dobrzy sąsiedzi. Familia Moto raczej trzyma się na uboczu, ale wszyscy stanowią tu świetną społeczność. Mieszkańcy osady nieźle nas rozpieszczają. Szukaliśmy dziewczyny długo — my i te anioły, ale wydawałoby się, że przepadła bez śladu. — Machnęła łbem na bok, jakby skumulowały się w niej jakieś negatywne emocje. Temat zaginięcia mieszkanki nie był wcale taki łatwy... dobrze, że chłopiec stojący obok nie rozumiał skrzeku ptaszyny, bo dowiedziałby się smutnej prawdy o swojej siostrze. Gdzieś w międzyczasie z koszyka wyjrzał jeżyk i swoim na początku nieco przestraszonym wzrokiem rozejrzał się dookoła.
Tutaj nigdy nie udało mi się zawędrować. — zapiszczał, przyglądając się sowie.
Mogę potowarzyszyć — bezproblemowo zgodziła się, widocznie Akaiah zaciekawił ją na tyle, że chętnie spędzała czas w jego towarzystwie, a przecież nie rozmawiali tak długo. — Wraz z innymi zwierzętami przeszukiwaliśmy las, ale dziewczyny nie znaleźliśmy. Jeśli chodzi zaś o legendy... musimy podejść do domu rodzinnego tej dziewczyny, jej matka na pewno ma gdzieś te księgi. Dorośli kiedyś opowiadali je dzieciom, tylko tyle wiem.
Młody właściciel szczeniaka uważnie słuchał śpiewu sowy. Okazało się, że wcale nie jest taki głupi, bo prawdopodobnie ogarnął, że Akaiah rozmawia ze zwierzęciem, czemu dowodzić mogło jego pytanie.
Co ciekawego mówi pani sowa?
W ciemnych, dziecięcych oczach pojawił się błysk.

Termin:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dzieciak był niesamowicie wręcz pocieszny. Wesoły, beztroski. Oraz jak widać dobrze wychowany. Aż ciężko uwierzyć, że to nie anioł, a zwykłe, ludzkie dziecię.
- Taki grzeczny chłopiec zasłużył na więcej niż dwa ciastka. Nie krępuj się. - Uśmiechnąłby się. Gdyby nie był sobą. Niemniej chłopiec niezmiennie sprawiał, że anioł czuł rozczulenie. Delikatnie starł z jego rumianych policzków okruchy zanim pokiwał w zamyśleniu głową.
- Oh tak. Jest bardzo dobra w grę w chowanego. - Aż śmiertelnie dobra. Ale tego głośno już nie mówił, aby nie wywołać stresu w maluchu. Dzieci inaczej pojmują świat. Jeśli za wcześnie im zniszczy się tę naiwność i beztroskę, wywrze się nic tylko szkody. Młodzi powinni mieć czas, aby dorosnąć. Rozwój dostosowany do ich potrzeb, którego bynajmniej anioł nie zamierzał psuć. Nie chciał też wtrącać się w sposób wychowywania młodego przez rodziców. Widać, że dobrze się sprawują i należycie wypełniają swoje obowiązki. Jahleelowi zostaje tylko się dostosować.
Podniósł się i ruszył śladem młodzieńca do wskazanego domu. Zerkając kątem oka, jak sobie Akaiah radzi. Miał nadzieję, że dobrze. Zauważając zaś zainteresowanie chłopca sową, wyczuł okazję. Niezbyt mu się podobało prowadzić poważną rozmowę przy dziecku. Matka z pewnością będzie czuć się skrępowana towarzystwem niewinnej latorośli, sytuacja zaś nie pozwala na odwoływanie się do eufemizmów. Należy porozmawiać szczerze i otwarcie, zatem brunet zatrzymał się i odwrócił w stronę Akaiaha, prowadzącego rozmowę z sową.
- Jesteś bardzo mądry. Widziałeś już coś takiego? - Spytał chłopca. Ciekaw, czy domyślił się na podstawie obserwacji, czy ktoś jeszcze posiada podobną moc w tej wiosce. Oby nie. Wszak zawsze bardziej ciekawi to, co nowe niż odgrzewany kotlet. Szczególnie z perspektywy dziecka.
- Chciałeś kiedyś porozmawiać ze swoim pieskiem? - Rzucił, aby skupić uwagę na Akaiahu i jego zwierzyńcu. - Teraz masz okazję. Ja pójdę na chwilę do domu, a ty możesz zostać tutaj i pogawędzić z sową oraz pieskiem. A także... Wiesz, że mamy jeża? - Podszedł do kosza i delikatnie uniósł klapę, aby pokazać chłopcu kolczaste zwierzątko. Jeśli maluch widział już moc rozmowy ze zwierzętami, zapewne nie raz prowadził konwersacje z futrzakami mieszkającymi w jego wiosce. Wobec tego jeżyk, obcy przybysz, mógł go zainteresować.
- Z nim też możesz porozmawiać. Akaiah wszystko przetłumaczy. - Pochylił się ku małemu, oddając mu resztę ciastek. - Jeżyk bardzo lubi je chrupać. Możesz go nakarmić. Pani sowie myślę, że także posmakują. - Szepnął konspiracyjnie, jakby to był wielki sekret, nim się wyprostował.
Spojrzał na brata. Przepraszająco. Naprawdę wolał nie mieć dziecka na głowie, kiedy będzie rozmawiał z rodziną zaginionej.
Mam nadzieję, że rozumiesz.
Odczekał chwilę, aby upewnić się, że jego plan zadziałał, zanim udał się w stronę mieszkania. Stanął przed drzwiami i zapukał kulturalnie. A potem czekał na reakcję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słuchał z pełnym zaangażowaniem słów sowiej towarzyszki, nie zmywając z twarzy łagodnego uśmiechu. Trafił na wyjątkowo otwarte i gadatliwe zwierzę, co z pewnością tylko ułatwi im zadanie. Co prawda smutną wieścią była informacja o wielokrotnym przeszukiwaniu lasu przez miejscową faunę, finalnie zakończonych niepowodzeniami, aczkolwiek Akaiah nie tracił nadziei, a już na pewno nie ostudził sobie zapału do pomocy.
Zmrużył oczy, oblewając oblicze delikatnym zaskoczeniem.
- Och, „my i te anioły?” – powtórzył po sowie, starając się jak najmniej inwazyjnie wtrącić się w słowo. – Czyżby pomagali wam inni skrzydlaci? Może mieszkają w okolicy? – dopytał, ostrożnie zachęcając ptaka do pociągnięcia tematu dalej. Szczerze mówiąc, był przekonany, że wraz z Jahleelem stanowili jedynych przedstawicieli swojej rasy w osadzie. Wioska wyglądała mu na typowo ludzką, a zdążył się o tym przekonać po samej guli w gardle, ilekroć przychodziło mu spojrzeć na twarz którejś z zamieszkałych tu osób i, o zgrozo, pomyśleć, że będzie musiał prowadzić z nimi dyskusję.
Zauważając wytknięty z koszyka pyszczek jeża, przesunął delikatnie palcem wzdłuż jego łebka, zabierając dłoń dopiero po dotarciu na linię kolców. Czyżby Konrad czuł się równie niepewnie w obcym miejscu, co Akaiah?
- Rozumiem. – odparł bez większego zawodu czy pretensji, znów skupiając spojrzenie na ptasiej towarzyszce. Przymierzał się do kolejnych słów, gdy z tyłu pleców dobiegło go urocze seplenienie chłopca. Wzdrygnął się, patrząc na wesołą twarzyczkę małoletniego. Próbował szczerze odwzajemnić uśmiech, choć jak zwykle wyszło niezbyt poradnie. Tylko nie palnij niczego głupiego, Ak…
Co mogło być trudnego w odpowiedzi na proste pytanie? Jedna, nieskomplikowana kwestia, która zaciekawiła malca, była okropnie łatwa do rozwiania przy pomocy jednego zdania.
- Pani sowa również chętnie pomoże nam w poszukiwaniach. – odparł trochę cicho, aczkolwiek z należytą uprzejmością. Krew przepływała mu po ciele trochę szybciej, niż powinna, jednak w gruncie rzeczy uważał, że poszło mu całkiem nieźle. A później Jahleel złamał mu serce.
Spojrzał na brata żałośnie, w pierwszej linii przywodząc na myśl pozostawionego za kratami schroniska psa. Zostawiasz mnie? Wyraźnie się zestresował, jak gdyby skrzydlaty nie pozostawiał go w obecności kilkuletniego chłopca, a z tabunem wygłodniej krzywd bandy, z którą miał przeprowadzić negocjacje. Och.. dzieci potrafiły być gorsze od dorosłych, agresywnych ludzi. W przeciwieństwie do tych drugich, Akaiah martwił się o stokroć bardziej, że palnie coś niewłaściwego. Mały człowiek był zdecydowanie wrażliwszy na niekorzystne sformułowania, niż taki pierwszy lepszy osiłek, który najpewniej miałby każde jego słowo gdzieś. Ak czuł, że już zaczyna się plątać w słowach, choć nie zdążył nawet otworzyć ust.
Wpatrywał się w Jahleela, dopóki ten nie odwrócił się do niego plecami i nie zniknął za drzwiami jednego z domostw. Czując, że został sam, najpierw odruchowo wbił wzrok w ziemię, dopiero po czasie ponownie zerkając na dziecko.
- Jak wabi się twój piesek? – zagadnął nieśmiało, znów przywdziewając twarz w delikatny uśmiech. Nie sprawiał wrażenia kogoś negatywnie nastawionego do malca (Ak również uważał, że był uroczy). Prędzej okropnie zestresowanego, nie mającego bladego pojęcia o co zaczepić temat – w istocie tak było. Zaraz jednak wpadł na pewien pomysł, który trochę go ośmielił. – Wiesz, pani sowa wspominała o legendach, które mama opowiada wam przed snem. Może chciałbyś jej opowiedzieć o jednej z ulubionych opowieści swojej siostry? Ja również chętnie posłucham. – zająknął się na starcie, ale starał się trzymać gardę do samego końca, nawet decydując się usiąść po turecku na trawie, zachęcając tym samym malca, by uczynił to samo. Niech mają wygodniejszą postawę przy opowiadaniu sobie różnych historii.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chłopiec pokręcił przecząco głową i machnął ręką, gdy Jahleel zaproponował większą ilość ciastek. Popatrzył na łakocie, potem na swojego psa, by ostatecznie skrzywić się nieznacznie.
Nie mogę, mama i tak byłaby już na mnie zła, że wziąłem słodycze od nieznajomych. Wyglądacie na miłych, ale i tak nie powinienem tego robić — odparł spokojnie i od razu się uśmiechnął, jakby właśnie sobie uświadomił, że dobrze zrobił, choć faktycznie najchętniej zgarnąłby dla siebie jeszcze kilka ciasteczek, bo naprawdę mu smakowały.
Malec zdecydowanie był tylko człowiekiem, choć w wiosce aniołów wiele razu musiał mieć styczność z magią, dlatego też tak szybko udało mu się ustalić, że Akaiah potrafi rozmawiać ze zwierzętami. Poza tym... to wcale nie wydawało się być takie trudne do zrozumienia, w końcu sowa wpatrywała się w swojego rozmówcę, wydając z siebie nieco niecodzienne dźwięki, a ten również zwracał się bezpośrednio do niej. Chłopczyk od razu to zauważył, nadal był w tym wieku, że otaczający go świat wciąż go ciekawił i zaskakiwał, nic dziwnego, że bacznie obserwował otoczenie i dochodził do odpowiednich wniosków.
W międzyczasie sowa zdołała odpowiedzieć na pytanie zadane przez Akaiaha, próbuję też coś gestykulować jednym ze skrzydeł.
Tak, pomagali nam inni skrzydlaci. Rodzina chłopca to ludzie, ale dwie pozostałe familie są anielskie. Cała osada wraz z kilkoma leśnymi pupilami szukała Keiko, ale nikt jej nie znalazł, jakby się rozpłynęła. Ale od czasu jej zaginięcia mieszkańcy wciąż wyznaczają kilkuosobowe grupy poszukiwawcze. Wkrótce musimy ją znaleźć, przecież nie mogła tak po prostu zniknąć. — kiwnęła łbem, zerkając w stronę malca, który wciąż się jej przyglądał z zaciekawieniem. W sumie to przyglądał się wszystkim, ale był bardzo ciekawy co takiego mówi pani sowa i to właśnie jej poświęcał większość swojej uwagi.
Widziałem coś takiego, jeden z aniołów mieskających na drzewie umie rozmawiać ze zwiezątkami. On tes pomagał sukać mojej siostry! — powiedział nieco entuzjastycznie, a słysząc następne pytanie aż podskoczył w miejscu. — Pewnie, że chciałem z nim porozmawiać! O, macie jeża? Chętnie go poznam. Mój piesek nazywa się Ijo, a jak na imię ma jeżyk? — zainteresował się, podchodząc bliżej Akaiaha. Stanął obok niego i wciąż się uśmiechał.
Młody był nieco ciekawski i nawet zaczął już wypatrywać wcześniej przywołanego w rozmowie kolczastego przyjaciela. Momentami sam nie wiedział komu powinien się przyglądać — mężczyźnie, jeżykowi, swojemu psiakowi czy sowie, bo przecież wszyscy mogli mieć coś do powiedzenia.
Keiko zawse lubiła bajkę o złotej sarence, która podobno potrafi spełnić życzenia tego, kto ją znajdzie. Mama często mówiła, że to tylko legenda i lepiej w to nie wierzyć, ale siostra zawsze chciała ją odnaleźć, dlatego wsyscy myślimy, że posła jej szukać — wyjaśnił pokrótce, robiąc krótką przerwę na mlaśnięcie pod nosem. — Nikt nie zna miejsca, w którym mieska, ale podobno w lesie jest drzewo, które potrafi mówić! I to właśnie ono może wskazać drogę do tej magicznej sarny. Tak słyszałem! Ale trzeba być bardzo mądrym, bo pan drzewo pomaga tylko mądrym i kochającym naturę istotom. Chcecie wiedzieć coś więcej? — zapytał na koniec, zerkając na wszystkich zebranych, zapominając zupełnie o tym, że jeden z aniołów odłączył się.
W międzyczasie Jahleelowi udało się dojść do domu chłopca. Zapukał kulturalnie w drewniane drzwi, możliwe, że nawet użył starej kołatki, która raczej już dawno pełniła jedynie funkcje ozdobne.
Proszę chwilę zaczekać, zaraz otworzę! — z wnętrza domu słyszalny był kobiecy krzyk i jakieś stuknięcia sztućców. Dosłownie kilkanaście sekund drzwi otworzyły się, a stanęła w nich na oko czterdziestoletnia kobieta, z niedbale ułożonym z włosów kokiem. Miała na sobie kuchenny fartuch i jedną rękawicę bez palców — prawdopodobnie przyrządzała jakieś jedzenie. — W czym mogę pomóc? — zapytała sympatycznie, przyglądając się badawczo Jahleelowi. — Mam nadzieję, że Haruo nie sprawiał problemów, widziałam jak go zaczepiliście. To dobry dzieciak, czasami jest trochę natrętny, ale jest w takim wieku.
Kobieta otworzyła drzwi nieco szerzej, jednocześnie machając dłonią w zapraszającym geście. Wydawała się być bardzo gościnna i na pewno była człowiekiem — takie można było odnieść wrażenie. W tle zawył czajnik.


Termin:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spokojnie czekał, aż kobieta skończy, co akurat robi, by móc otworzyć mu drzwi. Wykorzystał ten czas na patrzenie po scence, rozgrywającej się parę metrów od niego. Wiedział, że nie powinien zostawiać Akaia samego z dzieckiem. To zgoła stresogenna dla niego sytuacja. Ale wierzył, że sobie poradzi. Maluch z resztą nie powinien nawet tak mocno zwracać uwagi na podenerwowanie szatyna, skupiony na innych rzeczach. Może Akai nabędzie trochę pewności siebie w kontaktach z ludźmi?
Prawdopodobnie są to próżne nadzieje.
Kiedy kobieta mu otworzyła, skłonił jej się lekko.
- To raczej w czym ja mógłbym pomóc pani. - Wyprostował się i zaprzeczył delikatnym ruchem głowy na jej obawy o syna. - Bynajmniej. Jest niesamowicie grzeczny. Mam nadzieję, że nie jest pani zła, iż poczęstowałem go słodyczami? Jeszcze nie ma pory obiadowej. - Zaproszony, wszedł do środka. Już wygląd kobiety sprawił, że lekko zaświerzbiły Jahleela palce, aby poprawić jej fryzurę. Miał w zwyczaju bliskich sobie przyjaciół czesać czy obmywać bez pytania. Upomniał jednak sam siebie, że kobieta nie jest jego znajomką i powinien zachowywać się należycie, a nie dawać pedantyzmowi.
W środku nie było lepiej. Brunet przyzwyczajony był do sprzątania mieszkania parę razy dziennie. Tako swojego jak i innych, u których akurat był. To niemalże podchodziło pod odruch. Widzi nieporządek i natychmiast pragnie go zlikwidować, aby zapanował ład. Ale to nie jest dom Akaiaha czy kogokolwiek, kto już nawyki Jahleela zna. Tutaj musi się pilnować. Nie chciał wyglądać, że się rządzi, to by było niekulturalne.
Szybko zatem przestał poświęcać uwagę otoczeniu, a wrócił spojrzeniem do gospodyni.
- Doszły mnie słuchy, iż pani córka zaginęła. Przykro to słyszeć. Razem z moim przyjacielem pragniemy zaoferować swoją pomoc w poszukiwaniach. Wpierw jednak... Nazywam się Jahleel, zaś z pani synem został Akaiah. - Może kojarzy ich imiona. Zna czy nie zna, na pewno brzmią anielsko.
- Jeśli to nie problem, chciałbym zadać kilka pytań. - Odczekał kulturalnie parę chwil, gdyby kobieta w razie zaprotestowała. Jeśli tego nie zrobiła, kontynuował.
- Wpierw o miejscowe legendy. Podobno Keiko szczególnie sobie jedną upodobała? Czy mógłbym spojrzeć na te księgi, które czytała? - Pełen tekst mitu może pomóc zdefiniować kierunek, w którym udała się dziewczyna. Na pewno cel - cokolwiek tam było ujęte poza magicznym jagnięciem, powinno być w pierwszej kolejności sprawdzone. O ile już nie było. Cóż, tak czy tak, zamierzają przeprowadzić własne dochodzenie w tej sprawie.
- Ciekawi mnie także wyposażenie tego domu. Czy cokolwiek podejrzanego zniknęło? Jakieś sznury, broń, bukłaki? - Miał nadzieję, że kobieta zwróciła uwagę na coś podobnego. W ogólnym rozgarbiaszu panującym w domu było to wątpliwe, niemniej nadzieję warto mieć. Może wykaże się niesamowitymi zdolnościami panowania nad chaosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach