Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 17 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 13 ... 17  Next

Go down

Już sam głos dobrze znanej mu osoby sprawił, że poczuł się nieco lepiej. Tak, było jak dawniej. Nie musiał nosić soczewek, miał prawdziwą przepustkę, a do tego nie musiał się martwić o nic. Ani o wirusa X, ani o czerwinkę, a nawet o to, że odpowiednie służby mogą go zgarnąć za rogiem ulicy!
Spojrzał na ten rudowłosy gejzer energii. Gejzer? Chyba miał na myśli wulkan plujący lawą... Choć patrząc na to z geologicznego punktu, to gejzer to też taki wulkan, ale plujący nieco inną substancją. Wodą, podgrzewaną przez zalegającą głęboko w ziemi magmą... Ale gejzery plują wodą regularnie! A ten tutaj to niekoniecznie. Wulkan o wiele lepiej pasował do Hachi, bo nikt nie wiedział, kiedy zacznie skakać z ekscytacji czy wyrzuci z siebie lawinę słów, pod którą się ugrzęźnie na dłuższy czas i nie będzie wiedziało, co z tym wszystkim począć. Choć trzeba było spełnić określone warunki, aby do tego doszło... Gejzer czy wulkan, oto jest pytanie! A może oba na raz? Albo różnie od sytuacji? Zastanawiając się nad dokładnym sensem każdego słowa, bardzo ciężko jest dopasować jakiekolwiek, aby nie doszło do choćby minimalnego zgrzytu! Jedno słowo za dużo lub za mało może zrobić ogromną różnicę w rozumowaniu drugiej osoby.
Widząc, że ta wymachuje jakąś fotografią, zaczął się jej przyglądać i... No tak, widział kompletne nic. Żadna nowość.
Przypuszczam, że nie ekscytujesz się dostępnymi efektami w nowym aparacie, a to zdjęcie nie jest ich wynikiem — odpowiedział, upewniwszy się, że ma ten skrawek czasu nim zasypie go góra różnorodnych słów ze strony dziewczyny.
W gruncie rzeczy to nie musiał jej nawet zbyt często odpowiadać.
Słysząc nazwisko, nieco się spiął. No tak, to był chyba jakiś odruch... Niby powinien czuć się swobodnie, kiedy mija się policję, wojsko, kogoś z rządu, bo był obywatelem, ale... Nie, wróć. Chyba już nie był obywatelem. No nic. Zdarza się.
Miał jedynie nadzieję, że rudowłosa nie zauważy jego reakcji.
Prenumeruję wszystko, gdzie ty coś napiszesz. Muszę za tobą nadążać i... No, tu mnie masz. Nie mam bladego pojęcia — powiedział z uśmiechem, nie dziwiąc się w zasadzie, że nie dostał bardziej konkretnych informacji. Albo temat się urwał, albo Hachi zdradzi mu to za dwie godziny... No, w ewentualności całej prawdy dowie się za tydzień, dwa, czy miesiąc. Zresztą, jeżeli nie to co poradzi? Wolał koleżanki nie poganiać. Ona podzieli się z nim wszystkim, ale sama. Będzie gotowa jeszcze zacząć mówić do siebie, a nie do niego! No tak, trzeba pilnować, aby jej psychika miała się w dobrym zdrowiu. O to fizyczne ciężko, skoro hektolitrami wypija kawę. Jedyne co, to Levi czasami może w nią wmusić jakieś tabletki z magnezem. Poda jej do ciastka, do kawy, może wprost każe zażyć... Ale jest dorosła i niech robi co chce.
Chyba nauczę się gotować i piec, specjalnie żebyś miała jakieś urozmaicenie w tych kaloriach — powiedział z uśmiechem, uznając że pierw da dziewczynie ciasteczka.
Wrócił z talerzykiem pełnym słodyczy. A tutaj jakieś ciasto z posypką, tutaj ciasteczko z kremem, kilka tych o których wcześniej wspominał. Obrócił się, nasłuchując o czym to Hachi w ewentualności mu zechce opowiedzieć, jednak... Była zaskakująco cicho. Grzecznie czekała na upragniony napój? Nie, to niepodobne do niej.
Zapytać się? Aż mu adrenalina podskoczyła! O czymś wiedziała? Nie zrobił niczego złego. To nie on zabił swoją matkę! To nie on zakaził ją wirusem X! Ciekawe czy jeszcze żyje... Uciekł wtedy od niej w panice. Nie został zakażony, ale też nie chciałby skończyć w taki sam sposób... Czy Hachi o czymś wiedziała? Nie, nie mogłaby. Chyba sam rząd o tym jeszcze nie wiedział! Choć z drugiej strony... Czy dziennikarka nie powinna wiedzieć o takich sprawach przed nimi?
Odwracając się, niemalże wylał kawę. No tak, ta znów się w niego wgapiała, a do tego zaraz przejdzie przez lawę.
Ostrożnie położył kubek, znacznie większy kubek niż mieli w ofercie, z kawą. Kupił go specjalnie dla Hachi i po to, aby móc skupić się też na reszcie klientów. W innym wypadku musiałby wiecznie stać przy tej rudej czuprynie i robić jej dolewki! A tak to się postara raz na jakiś czas i będzie miał spokój.
Zerknął na tajemniczego jegomościa, pokierowany wzrokiem dziewczyny.
Nie dało się ukryć, że się spiął. Spojrzał na nią zaskoczony, a może nawet i przerażony. Był spanikowany, przestraszony, nie wiedział jak powinien zareagować. Prędko się odwrócił, ruszając do kasy, aby dopisać coś do rachunku rudej i obsłużyć zabieganego młodego chłopaka. Wręczył mu babeczkę z kawą na wynos i wrócił do rudej dziewczyny, mając nadzieję, że chociaż trochę kolor na jego twarz powrócił.
Oparł się o blat, pochylając nieco.
No... Taki pub jest, no nie? Ostatnio jakiś rozbój tam był? Właściciel podobno jest mega przewrażliwiony na punkcie bójek, niszczenia... — powiedział, wspominając posturę tego całego właściciela. Facet był niemalże pół metra od niego wyższy! Co się działo tam? Coś ważnego? Na pewno Łowcy już o tym wiedzą, muszą wiedzieć! To tam było jedno z zejść do ścieków, o którym został poinformowany. Ale jeżeli sprawa miała większy wymiar i była głębiej zakorzeniona, pojawiały się obawy, że coś przeoczono... Lepiej wysłuchać dziewczyny.
Kto o nim nie słyszał? Dosyć miłe, popularne miejsce, tak mi się wydaje. Masz coś na właściciela? — zagadnął, równie cicho, chcąc ją pociągnąć za język. W głowie już sobie układał, jak wytłumaczyć swoją reakcję... Kurde, wiedział, że była przesadzona! Spanikował, wystraszył się. Wydawało mu się, że Hachi widzi czerwone tęczówki spod soczewek. Nie, to niemożliwe, prawda? Nie mogła tego widzieć. Sprawdzał to w różnym świetle, aby na pewno odpowiednio zamaskować przed nią ten szczegół!
Nie dało się ukryć, że na jego rękach pojawiła się gęsia skórka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Parsknęła, jakby powiedział coś zabawnego. Brakowało tylko, by uniosła dłoń i z rozmachu klepnęła się nią w udo, ale ta – jak na złość – wciąż trzymała nieruchomo fotografię.
- Bingo, mój ulubiony pracowniku tej kawiarenki. Zresztą, wiesz, że chętnie pokazałabym ci prawdziwe zdjęcia... – Usta mimowolnie zwinęły się w dzióbek; jak u osoby, która próbuje wyglądać jak zbity pies, ale wychodzi jej to aż nazbyt teatralnie. - Ale co, jakbyś to wszystko rozgadał na mieście? Wiesz jak bardzo byłabym w plecy z materiałem?
Szereg rażących bielą ząbków wychylił się zza warg, gdy wyszczerzyła się do niego niemal bezczelnie. Fotografia, którą przed chwilą tak wymachiwała mu przed nosem spoczęła teraz w tylnej kieszeni dziewczyny, nim na tę kieszeń – kolokwialnie ujmując – usiadła z tym swoim wiecznie nerwowym dupskiem. Oparta już o blat wpatrywała się niecierpliwie w twarz Leviego, nie spuszczając go spod ostrzału nawet na ułamek sekundy.
Nic dziwnego, że dostrzegała szczegóły, na które niewielu zwróciłoby uwagę – tym bardziej, że te najwidoczniej nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Bezceremonialnie oparła policzek o dłoń i wsunęła palec drugiej ręki za długi kosmyk swoich włosów, frywolnie go na niego nawijając.
- Spinasz się – wymruczała, nie bawiąc się już w żadne energiczne uprzejmości. Nie oceniała go. To był fakt. Równie łatwo wypowiedziany jak to, że za oknem nie było ciepło, a za moment przed nosem Heihachiro pojawi się parująca gorącem kawa. - Miałeś jakąś nieprzyjemność w związku z Thomasem Herrinsonem, Levi? Czy może... – Znów gra. Znów szybko przyjęta rola. Hei uniosła spojrzenie, jakby na fakturze pokrywającej sufit zamaszystymi literami wypisano wszystkie informacje. Nawet poczuła jakieś ukłucie rozgoryczenia, gdy okazało się to nieprawdą, ale nie zrezygnowała ze swojego aktorstwa. Odczekała chwilę, trzymając w płucach następne słowa, aż wreszcie – po całej wieczności – opuściła wzrok z powrotem na Hassenbachera. W zielonych oczach dziewczyny pojawił się błysk. - Masz jakiś problem z mężczyznami? To trauma z dzieciństwa? Kwestia ojca? „Kolegi” matki? – Z wyuczonym na pamięć tonem wypowiedziała słowo „kolegi”, już w powietrzu zarzucać na to określenie cudzysłów. Wsparła wtedy głowę obiema rękoma i wlepiła w niego zmartwione spojrzenie. - To się zdarza, nie musisz się przede mną ukrywać.
„I tak to z ciebie wydrę”.
Nie powiedziała tego na głos, ale właśnie tego zabrakło na końcu jej wypowiedzi. Co więcej – ta groźba niemal odbijała się echem od ścian, choć nigdy nie opuściła zaciśniętych w linie ust reporterki.
Zmiana tematu w niekontrolowany sposób wyprostowała jej plecy. Prawie, jakby połknęła kija. Nie odrywając czujnego spojrzenia wygłodniałej hieny pilnowała swojego rozmówcy do czasu, aż ten nie położył jej przed nosem słodkich ciasteczek. To zresztą pierwszy raz, gdy opuściła spojrzenie na tak długi czas – wszystko po to, by dokładnie przestudiować wygląd łakoci.
- Ja już czuję, jak mój portfel płacze – rzuciła nie kryjąc rozbawienia, ale pierwsze ciastko z posypką zdążyło wylądować między jej wargami. Przegryzła je z cichym chrupnięciem, krzyżując długie nogi w kostkach. - I zgadzam się – wtrąciła, gdy przełknęła startowy kęs. - Gotuj dla mnie. Jeżeli będziesz tak dobry, jak to ciacho, to odniesiesz w życiu bardzo duży sukces.
Jako twój prywatny kucharz?
Uśmiechnęła się kwaśno. Z buzią, na której pozostało smagnięcie po kremie, powiodła spojrzeniem po nagle spanikowanym chłopaku. Przyniósł jej zamówienie, prędko jednak burząc między nimi jakiekolwiek fundamenty rozmowy. Był zdenerwowany. Seiji dostrzegła to prawie natychmiast, przesuwając językiem po kąciku ust, by zebrać stamtąd nadmiar pokruszonych odłamków ciastka. Kawa postawiona na blacie pod jej brodą ocieplała twarz, a palce jednej z dłoni doskonale zdawały sobie sprawę z temperatury wrzątku, gdy przylgnęły ściśle do boku oryginalnego kubka.
Nawet nie zauważyła, że był wyjątkowy.
Skupiła się na twarzy Leviego. Na tym, jak uśmiecha się do kolejnego klienta, jak jego ręce drżą lekko, gdy podawał ganianemu przez czas blondynowi zamówienie, jak powoli nabiera wdechu, by uspokoić – tak zakładała – rozkołatane serce.
Dziwny był. Od zawsze. Teraz przechodził jednak wszelakie pojęcie tej „dziwności”, więc gdy tylko skierował się ku niej, od razu uniosła brew tak wysoko, aż nie pojawiła jej się zmarszczka na czole. Wrzuciła wtedy ostatni kawałek podgryzanego ciastka do buzi i otrzepała dłonie nad talerzem pełnym słodyczy.
- Levi? – Wypowiedziała jego imię niemal tak brutalnie, że równie dobrze mogła wyjść na zewnątrz, przytargać tu parkometr i rzucić nim w chłopaka w akompaniamencie warknięcia godnego najdzikszego niedźwiedzia. A kiedy tylko zwrócił na nią uwagę i mogła spojrzeć mu głęboko w oczy, nachyliła się ku niemu tak mocno, że omal nie tyknęli się nosami. Gdyby nie kawa, której dotknęły splecione i położone na blacie przedramiona Seiji, dziewczyna z pewnością przekroczyłaby również tę lichą granicę i dotknęła swojego rozmówcy.  
- A ty masz coś, co próbujesz przede mną ukryć? – Ciepły oddech opadł na usta i brodę łowcy, kiedy wypowiadała te słowa, bez chwili na przerwę przyglądając się mu – siedząc i pochylając się, była niższa; odrobinę, ale wystarczająco, aby musieć unosić wzrok, by móc utrzymać kontakt wzrokowy. Czuła się przez to o ten jeden wymowny procent mniej pewniej niż gdyby mogła patrzeć na niego z góry, ale nie zmieniało to faktu, że jej spojrzenie było zacięte, praktycznie gotowe na przyjęcie wyzwania.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

No tak, zapomniałem że ja to bym od razu wybiegł z jakimś wzmacniaczem i wszystko każdemu wykrzyczał — powiedział z lekkim uśmiechem, jednak nie mając za złe koleżance ukrywanie przed sobą takich informacji. — To chociaż odłóż jeden numer dla mnie, żebym na pewno przeczytał te ogromne niusy — dodał już po chwili, uśmiechając się dalej. Oj tak, nie dziwił się jej, że część informacji wolała zostawić dla siebie.
Domyślił się, że dziewczyna coś zauważyła... Cholera! Była zbyt spostrzegawcza! Zbyt się wtrącała we wszystko... No i nie dało się ukryć, że sam Levi nie grzeszył umiejętnością do maskowania swoich obaw czy przemyśleń. Bał się? Było to po nim widać. Cieszył się? Skakał z tej radości! Może powinien znaleźć jakieś kursy odnośnie powstrzymywania tego wszystkiego, co normalnie w nim mogło buzować? Albo lepiej... Przestać wszystko ukrywać!
Z drugiej strony, to tak jakby dobrowolnie powędrował do siedziby rządu i powiedział, kim jest, co przeżył... Ugh, nie skończyłoby się to dla niego zbyt dobrze.
Gra słów. Wiedział, ze stąpa po bardzo kruchym lodzie. Musiał teraz uważać, bo nawet milczenie mogło zostać wykorzystane jako broń jego zagłady. Ta dziewczyna przecież wiedziała, co i jak wykorzystać.
Hachi, to żadna jakaś wyjątkowa trauma... — powiedział powoli, starając się analizować, co powinien powiedzieć. Stresował się coraz bardziej. Co miał powiedzieć?! Nie wiedział! Z pewnością dziewczyna mu nie uwierzy. — To po prostu... Ugh... No wiesz... — Starał się kupić czas. Niech ta myśli, że on zaraz się ugnie i opowie... Nie, nie będzie potrafił! Cholera. Dlaczego nie mógł po prostu zapaść się pod ziemię? Cofnąć o kilka sekund wstecz? Żeby tak nie zareagować!
Wiedział z pewnością, że nie może powiedzieć nic na temat Łowców. Także odnośnie DOGSów. Cóż, ci byliby chyba niezadowoleni, że teoretyczny sojusznik, spróbował im zaszkodzić, a i ci po stronie Leviego prędko by się go pozbyli. Aż strach pomyśleć na jakie szalone pomysły byliby w stanie wpaść!
No, ale coś wymyślić musiał. Im dłużej czekał, tym lepiej pracowały trybiki w głowie dziennikarki, odkrywając kolejne aspekty tej sprawy. Nie mógł do tego dopuścić! Jak zapobiec, jak zapobiec... Tej... Katastrofie? Tak, to mogłoby mieć skutki masakryczne dla całego podziemia! Chociaż też nie do końca wiedział, co działo się w Zone, o czym jeszcze nie wiedział.
No i znów była tak blisko. Zaczął się pocić? Chyba jakieś kropelki spłynęły po jego czole. Złapał prędko za serwetkę, chcąc je wytrzeć, ale dziewczyna się nie odsuwała. Cholerny rudzielec. Żeby ją ktoś tak kiedyś pod mur przycisnął! Ciekawe jak ona by się poczuła!
Hachi... Ja naprawdę... To nie tak, że ukryć... — zaczął, przełykając głośno ślinę. Odsunął się od dziewczyny i odetchnął, wycierając czoło.
Ale... To nie jest jakaś wyjątkowa sprawa... Po prostu... No, on... — wrócił na poprzednie miejsce, a po chwili nachylił się do Hachi, aby powiedzieć jej zeznanie dosyć fałszywe. Wymyślone na poczekaniu, ale przecież mogące być prawdziwe. Ona tego nie wiedziała, prawda? Nie mogłaby wiedzieć, że właśnie opowiadał jej największe bzdury świata!
Chodzi o to, że po prostu... Ja chyba jestem gejem. Znam tego mężczyznę. Nie wiem, co to ma wspólnego z Zone, ale ostatnim czasem zdarzyło mi się go po prostu śledzić, ale nie chcę, żeby to wyszło jakoś do opinii publicznej — mówił jej na ucho, a po tym urwał i odsunął się. Zerknął na nią niepewnie, dalej nieco wystraszony. — No... Rozumiesz... Nie? Po prostu to takie... Ech... No, ale mówiłaś coś o tym całym Zone — przypomniał jej. — Bałem się, że po prostu będziesz chciała, żebym ci go szpiegował, bo się dowiedziałaś, że na mieście i tak czasami za nim łażę... — Miał nadzieję, że dziewczyna uwierzy. Przecież to byłoby całkiem racjonalne podejście młodego. Kto by się z resztą chciał chwalić na prawo i lewo tym, że jest homoseksualistą? Cóż, sam Szczekacz raczej wątpił w to, aby czuł pociąg do mężczyzn, jednak nie dało się zaprzeczyć, że znalazł sobie całkiem dobre koło ratunkowe. A przynajmniej mentalnie poklepał siebie po ramieniu za wymyślenie tak prędkiej wymówki.
Spojrzał na dziewczynę, niepewnie się uśmiechając. Miał nadzieję, że jego wcześniejsza panika teraz powoli znikała. Zupełnie, jakby już wyrzucił z siebie dręczącą go wiadomość... Zresztą Hachi wiedziała, jak reagował na różne rzeczy. Na najmniejsze sekrety! Powinna przyjąć, że w rzeczywistości o to chodziło.
No i poczuł się nieco źle. Chyba pierwszy raz ją tak okłamał. Jasne, mówienie półprawdy to jest unikanie kłamania, ale nigdy nie powiedział, że coś było jakieś, a w rzeczywistości mogło się okazać zupełnie inne!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wpatrywała się w niego wnikliwie, nie szczędząc sobie na minach. Levi mógł być pewien, że kolejne słowa wywoływały u Heihachiro dodatkowe pozycje niepewności. Nie miała co prawda powodów, aby mu nie ufać, ale z drugiej strony – dlaczego miałaby jednak zawierzać?
Uśmiechnęła się, robiąc to w ten perfidnie przyjemny sposób i położyła podbródek na splecionych w palcach dłoniach. Nie wchodziła z paradą w koślawe wytłumaczenia. Pozwalała, aby wydukiwał wiązanki niezbyt składnych zdań, a gdy wreszcie zapanowała między nimi cisza, a twarz Leviego znalazła się wystarczająco blisko, żeby nazwać to naderwaniem prywatnej granicy, Seiji spojrzała mu prosto w oczy. Prawie tak, jakby za sprawą samego wzroku była w stanie połamać jego soczewki i dostrzec jasnoczerwone żyłki na krwistych tęczówkach.
Zaskakujące było nawet to, że świat się uspokoił. Wokół nich wręcz zamarł, w oczekiwaniu na komentarz Heihachiro Seiji – tej cholernej, hieniej reporterzyny, która nawet w konfrontacji z dobrym znajomym zdawała się powstrzymywać przed sięgnięciem po notatnik wystający z tylnej kieszeni spodni, w którym zapisywała istotne informacje.
Minęła cała wieczność, aż plecy dziewczyny wyprostowały się, a na jej ustach osiadło jedno, jedyne słowo.
- Okej.
A potem, jakby za sprawą idealnie ostrego noża, cała powaga została przerwana. Szczupłe dłonie o długich palcach zakleszczyły się na gorących brzegach kubka, z płuc uleciało westchnienie, mięśnie jakby się rozluźniły, gdy opuściła gwałtownie barki.
- Nie ukrywam, że jestem w szoku... – mruknęła, pozbywając się tego kpiarskiego uśmieszku. Wystarczyła jej sekunda, by z podejrzliwej dziennikarzyny przewartościować się na statystyczną koleżankę. Nie ukrywała zresztą swojej konsternacji, ani tego, że spodziewała się... właśnie. Czego? Że Levi rzuci mniej osobistym wyznaniem? - Nigdy nie wyglądałeś na pe...Dziewczyno, waż słowa!pewien rodzaj odstępstwa od normy. To znaczy... – Skrzywiła się. - Wyglądałeś. Jesteś cholernie dziwny. Chichoczesz jak trzynastolatka na koncercie Bibebera, masz dziwne tiki nerwowe, idąc z kawą działasz na zasadzie: „punkt pierwszy: weź kawę; drugi: odstaw na drugi blat kubek z tym, co zostało; trzeci: wytrzyj podłogę z kawy, następnym razem uważaj!”, ale poza tym patrzysz w dekolt swojej współpracownicy częściej niż przewiduje ustawa i pomyślałam, że musi być coś na rzeczy. A ty mi mówisz, że wolisz panów?
Prychnięcie, jakie uleciało z jej gardła, wypełniło całą przestrzeń. Świat znów śmignął do przodu, włączył się dźwięk ze szmerami rozmów, z klaksonami wściekłych aut na dworze i poszczekiwaniem kieszonkowych chihuahua. Dziewczyna złapała zręcznie za ciastko i wycelowała nim w Leviego. Gdyby to był glock 36, jego mózg właśnie spływałby po ścianie.
- Skoro o tym mowa, to bardzo asekuracyjnie zerknij na lewo. Widzisz tego faceta? – Nadgryzła ciastko z trzaskiem chrupnięcia. - Tego przy wentylacji. Hej, nie patrz tak długo. To podejrzane. – Przegryzła słodycz, przez dwie sekundy zajmując się tylko nią. Dopiero po tym przełknęła kęs i uniosła kącik ust. - Gapi się na ciebie. Od kiedy tu weszłam. Może powinieneś przestać łazić za Thomasem i zająć się tymi, którzy się tak w ciebie wgapiają, jakby chcieli... no wiesz? Levi, prócz oczu facet ma też ręce. One lepiej by cię rozebrały.
A co z „Zone”?
Pieprzyć „Zone”.
To ważniejsza kwestia.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

W jego głowie rozlegały się jedynie puste dźwięki. Tykanie zegara, stuk porcelanowej filiżanki o wykonaną z tego samego tworzywa podstawkę, ktoś chyba odsunął krzesło, komu innemu zaczął wibrować telefon. Dzwonek roweru, klakson, jakiś niewyraźny szum z zewnątrz, możliwe że także jakiś pies. Nie wiedział, jak powinien się zachować. Czuł, że zaraz wszystko się wyda, a Hachi zacznie kopać, aż w końcu odkryje bardzo ładnego trupa, którym była matka Szczekacza.
Zdawało mu się, że słyszy jak pojedyncze kręgi w ciele dziennikarki powoli się przemieszczają, wskakują na odpowiednie miejsca niczym układanka, aby zaprezentować tę osobę w pięknej pozie z wyprostowanymi plecami. Czuł jakby sama egzystencja dziewczyny go przytłoczyła. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać. Był w stanie się rozpłakać, zacząć krzyczeć, tłumaczyć się, błagać o milczenie, zarzekać się że nie chciał tak postąpić, nieudolnie wymyślić dwa miliony kłamstw, aby oczyścić własne poważanie.
Dźwięk. Bardzo krótki, ale znajomy. Pewna rudowłosa osoba tak przekazywała informacje, prawda?
Nie, chyba jednak nie. Może jednak to tylko ułamane ciasteczko, którym uraczył się klient? Może ktoś potrzaskał coś? Och nie, będzie musiał to posprzątać. Musi się skupić na pracy. Tak, w końcu jest normalnym obywatelem tego miasta i musi wykonywać swoje obowiązki. Tak, dokładnie. Przynajmniej musiał takowego udawać. Przecież nie chciał mieć problemów!
Nie docierał do niego sens słów kobiety. Nie potrafił przetrawić długich wypowiedzi, tych zdań wyjaśnień, które wypłynęły spomiędzy warg Hachi.
Lewo. Facet.
Powoli spojrzał na niego.
Patrz. Podejrzane.
Spojrzał na Hachi.
Gapi. Zająć. Ręce.
Nie rozumiał niczego, a raczej dużej większości. Docierały do niego pojedyncze słowa. Ich sens, mówiąc dokładniej, bowiem nie miały dla niego większego znaczenia. Ot, wyrywki podsłuchanej gdzieś rozmowy. Zupełnie jakby kobieta mówiła do niego w obcym języku, którego chłopak ledwo zaczął się uczyć i poznał zaledwie kilka słów, a jakimś dziwnym trafem, ktoś obok mówił nim płynnie.
Aha — odpowiedział, nieświadomy że krew odpłynęła mu z twarzy. Był blady, zszkowany. Nie był w stanie pojąć, że znalazł się w bezpiecznej sytuacji.
Tak — dodał asekuracyjnie, jakby jednak odpowiedział kobiecie za mało. W gruncie rzeczy, dlaczego nagle wydawała mu się tak niewyraźna? Mówiła coś? Może połknęła dziwnie zniekształcający głos dyktafon? Albo wstawała? Tak, dziwnie się rozmazywała. Na pewno wstawała.
Dzwonek sygnalizujący wejście klienta? Powinien podejść, obsłużyć. A może to Hachi już wychodziła? Jej głos był tak odległy, jakby ktoś postawił ją za niekoniecznie szczelną szybą i kazał mówić. Ale ona lubiła mówić. To u niej zupełnie normalne?
Obrócił się powoli do kasy, chcąc ruszyć w jej stronę. Już się uspokajał. Jego organizm chyba wracał do normy, adrenalina opadała...
Tylko dlaczego nagle zrobiło się tak ciemno?
Nie pamiętał co się stało. Pierwsze co odczuł to ból, jednak lekki, podobny do szczypania. Nie potrafił nawet zlokalizować go. Głowa? Ręka? Noga? Nie wiedział. Jednak czuł się słabo, nieswojo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nienawidził, powtarzam, N-I-E-N-A-W-I-D-Z-I-Ł wychodzić z domu. Nie potrafił egzystować w tłumie, ba, nawet dwie osoby, których nie znał wydawały się dla niego kimś niebezpiecznym. Kimś, kto tylko czyhał na jego życie, chciał w najlepszym wypadku uprowadzić, wydusić torturami wszystkie rządowe informacje, potem łopatą w łeb i do rowu. Dlatego wolał zostawać w domu. W zabezpieczonym mieszkaniu czuł się jak ryba w wodzie. Nikt niepowołany nie wejdzie, nikt się nie włamie. Tylko on, cztery ściany i komputery. Nawet większość zakupów robił przez internet z dostawą do domu.
Ale czasami trzeba wyjść z domu.
Zacisnął usta w wąską linię, naciągając kaptur bardziej na głowę, wciskając okulary przeciwsłoneczne na nos z taką siłą, że mógłby przysiąc, że słyszy pękające pieśni ludu nosa. Przełknął ślinę (kiedy tak zaschło mu w gardle?) i pchnął drzwi do kawiarni, wchodząc do środka. Od razu tysiące różnych głosów, słów i zapachów uderzyło w niego ze zdwojoną siłą, przygniatając swoim ciężarem, przez co zgarbił się jeszcze bardziej. Z drugiej strony sali jedna z kelnerek już pędziła w jego stronę, szybko przebierając nogami, ale wzrok Kotoriego już przesuwał się po klientach kawiarni w poszukiwaniu tej jednej osoby. Długo nie musiał szukać. Znalazł ją praktycznie od razu. Ciężko było przeoczyć ogniste włosy i głośny śmiech tej naładowanej pozytywną(sic!) energią istoty. Ruszył w jej stronę, chcąc załatwić to jak najszybciej tylko mógł.
Lawirował zaskakująco łatwo pomiędzy stolikami, krzesłami i nieznajomymi, uważając, by przypadkiem nie dotknąć żadnego z nich. Aż wreszcie dotarł na miejsce i usiadł obok dziewczyny. Tak po prostu.
- Em. – zaczął cicho, ale uciął, nie kończąc. Zamiast tego złapał za pasek brązowej torby przez ramię i przeciągnął ją na swoje kolana. Otworzył ją i wyciągnął zawinięty w materiał tablet, który położył przed znajomą.
- Zaktualizowałem bazę danych. I wgrałem antywirus. Oraz ten program, co chciałaś. – powiedział ledwo słyszalnym głosem. Więcej nie musiał wspominać. Sei wiedziała, co chciała. A Kotori jedynie spełnił jej zachciankę. Teraz sama będzie bez większych problemów mogła włamywać się na niektóre urządzenia, jeśli te będą tylko podłączone do sieci…. Powinna. Spojrzał na jej profil, ale szybko odwrócił wzrok, wbijając w jej ciastko. Wyglądało smakowicie… Zjadłby.
- Chcę to ciastko. – powiedział wprost. To, nie inne. To, które ona jadła. Chciał i tyle. Koniec kropka.
- Daj mi. – a może tak jakieś proszę?
- Witamy! Co mogę panu podać? – kelnerka wyłoniła się niepostrzeżenie, przez co Kotori gwałtownie przesunął się bliżej Sei, niemal zwalając ją z krzesła. Spojrzał na nią rozbieganym wzrokiem ukrytym pod okularami przeciwsłonecznymi, a potem na kolegę Sei i znowu na kelnerkę.
- Um… Eee… ja… kawa….. – wymruczał pod nosem.
- Em… mógłby pan powtórzyć?
- … kawa….
- N-nie słyszę. Proszę pana? – Kotori spuścił bardziej głowę, zaciskając palce na torbie.
- Kawę….
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szczupłe dłonie o długich palach jak pajęcze odnóża zaciskały się mocno wokół kubka z wciąż parującą kawą. Dziewczyna, bo nie można jej było nazwać pełnoprawną kobietą, wpatrywała się uważnie w Leviego i można śmiało uznać, że nie mrugała dłużej niż pięć minut, próbując przeanalizować całą zaistniałą sytuację. Dopiero po dłuższej chwili powieki jej drgnęły, a ciemne brwi zmarszczyły się, wykrzywiając jej twarz w wyrazie zastanowienia.
Jeszcze przed momentem trajkotała, jakby nie mogła przestać, a potok słów zamienił się w rwący strumień, ale teraz umilkła, przewartościowując wszystko, co dotychczas zaszło. Usłyszała gdzieś w tyle głowy, że powinna zapytać o bar "Zone", że Levi na pewno będzie wiedział coś na ten temat, że może będzie wiedział o wiele więcej, niż by tego potrzebowała. Ale usta się nie poruszyły, zaciśnięte w wąską linię. "Przemyślenia" wydawały się tutaj... niepasujące, ale właśnie to było najbliższym skojarzeniem, jakie mogło nasunąć się, po spojrzeniu na Seiji. Dziewczyna powoli, machinalnie, z dozą jakiejś automatyczności przechyliła głowę na bok, by powieść wzrokiem po ścianach kawiarni i zatrzymać się ponownie na wciśniętym w kąt mężczyźnie, o którym wcześniej wspominała.
Nie podejdziesz do niego? ─ Pytanie zabrzmiało, jak huk z pistoletu. Seiji zmarszczyła nieco nos i wykrzywiła wargi w grymasie jakiegoś rozdrażnienia. Mężczyzna zerknął na nią, na ułamki sekund konfrontując swoje spojrzenie z intensywnie zielonym wzrokiem dziennikarki. Odwrócił jednak głowę, urywając ten kontakt zbyt szybko, by była w stanie wysunąć choćby pół wniosku. ─ Wydaje się, że-
Em...
Mrugnij.
Powieki opadły i uniosły się, a ona tuż obok dostrzegła przykuloną sylwetkę, mimo kamuflującego image'u ─ zaskakująco znajomą. Między Bogiem a prawdą, że w jednej chwili przywołała uśmiech.
Kouhai ─ burknęła pod nosem, odrywając rękę od filiżanki kawy. Dłoń opadła ciężko na wątłe ramię Kotoriego, gniotąc mięśnie z równą łatwością, z jaką gniecie się plastelinę. ─ Wspominałam, żebyś mówił głośniej. Levi cię nie usłyszy. Chcesz, żeby kolejna osoba uznała cię za dziwaka? ─ Jak na kogoś, kto się uśmiechał, miała w sobie zaskakująco dużo ciężkostrawnej powagi.
Nie rozumiała Yamakawy. To było widać na pierwszy rzut.
Seiji była znana na tyle, na ile może być znana jedna z niewielu ognistych łbów w całym M3 ─ wyróżniała się jednak nie tylko kolorem włosów, które nigdy nie traciły na intensywności, ale charakterem, mocą słowa, cierpliwością i dbałością, jeśli tylko chodziło o to, co kochała. O fakty. Nawet teraz, choć otaczali ją przyjaciele, nie potrafiła wyzbyć się mało ujmującego spojrzenia, niegodnego żadnej kobiety. Oceniała w ten najmniej kryty sposób. Jakby za sprawą samego wzroku mogła rozłożyć Kotoriego na części i popatrzeć, co miał w środku.
Więc nie.
Nie pojmowała, jakim cudem był taki nieśmiały, choć niczego od niego nie wymagano.
Uśmiechnęła się raz jeszcze, zdejmując rękę z jego wątłego ramienia. Złapała za to za tablet i obróciła go tyłem do siebie, przelotnie zerkając na trzymane silnie cacuszko. Prawie tak, jakby wcześniej go nie widziała i musiała mieć pewność, że gdzieś na nim pojawiło się jej nazwisko. Że był osobistą własnością.
Dzięki. Teraz będę mogła skończyć robotę. ─ I mimo słów wyciągnęła rękę ku chłopakowi, oddając mu sprzęt. Dłoń przez dłuższą chwilę trzymała się w powietrzu, aż Seiji nie uniosła ponaglająco brwi i nie poruszyła ręką, próbując tym samym zwrócić na siebie uwagę. ─ No? Weź to. Nie mam plecaka. Po prostu pójdziesz później do mojego domu.
A co, jeżeli nie będzie chciał?
Heihachiro rozchyliła wargi, kładąc na dolnej wciąż trzymane ciastko. Nie miał wyboru. Oboje o tym wiedzieli. Z tą myślą przegryzła z trzaskiem słodycz, absolutnie ignorując to szczenięce "chcę...", złośliwie wpychając resztę smakołyka do buzi. Nie. Nie do czasu, aż nie zacznie prosić głośniej i wyraźniej na tyle, by ludzie nie wymontowywali tuby od gramofonu ─ kiedyś serio było coś takiego, Seiji to widziała w książkach od historii ─ i nie przykładali sobie jej do ucha, próbując zarejestrować dźwięki wydawane przez wiecznie ściśnięte ze zdenerwowania gardło. Nawet teraz wyglądał, jakby lada moment miał się rozpłakać i Sei chciała już coś na ten temat powiedzieć, ale okruszki w kąciku ust jej na to nie pozwoliły. Zwilżyła więc wargi językiem i zerknęła kątem oka na Leviego.
Teraz powinno paść coś w stylu: "poznajcie się, drodzy panowie", potem wskazałaby na Kotoriego ─ "to jest Yamakawa" ─ i na Leviego ─ "to mój kumpel od kawy" ─ ale powieki dziewczyny rozchyliły się nieco szerzej, gdy zawiesiła spojrzenie na pracowniku kawiarni i cały plan wymienienia uprzejmości poszedł w cholerę.
Levi? ─ Wyciągnęła nieco szyję, by lepiej mu się przyjrzeć. ─ Jest okej? Wygląda, jakbyś miał zaraz...
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Finalnie jakimś cudem udało mu się dogadać z kelnerką I złożyć zamówienie. I właściwie to było ostatnie słowo, jakie z kimkolwiek zamienił, postanawiając pozostać biernym słuchaczem, aż do momentu kiedy nieznajomy pożegnał się z Seiji i wyszedł z kawiarni po tym, jak otrzymał tajemniczy telefon od równie tajemniczej osoby.
Chłopak spojrzał ukradkiem na siedzącą obok znajoma, jednocześnie wbijając widelczyk w czekoladowy kawałek ciasta, z niemą błogością wciskając sobie do ust kawałek słodkości. Gdyby był w domu, z pewnością już składałby zamówienie do domu w postaci kilku pudełek takiego ciasta, a tak? A tak dupa.
Zaskakujące jak potrafił diametralnie zmieniać się w zależności od miejsca, w jakim przebywał. Kiedy tylko przekraczał próg swojego domu, momentalnie cały stres i strach z niego spływał i na miejsce cicho mówiącego chłopaka pojawiał się cwany i arogancki szczeniak. A wystarczyło tylko na moment wyściubić nos z jego nory, by cały czas został zmyty w zaledwie paru krokach.
Złapał za szklankę z kawą i przysunął ją bliżej do siebie, przytykając usta do jej krawędzi i cicho siorbnął gorzki napój.
- Długo chcesz tu siedzieć? – wreszcie pozwolił sobie na odezwanie się, przyglądając się z uwagą profilowi dziewczyny.
- Chcę już do domu. Chodź ze mną. – dodał po chwili, czując się coraz bardziej przytłoczony i zmęczony zbiorowiskiem ludzi, w jakim przyszło mu przesiadywanie. To i tak cud, że tyle wytrzymał. On właściwie nigdy nie opuszczał domu. To do niego przychodzono, kiedy czegoś potrzebowano, nie na odwrót.
- Zrobiłem swoje. Co z zapłatą? – nagle przypomniał sobie, że dziewczyna właściwie nie uiściła jeszcze opłaty za swoje usługi. Co prawda znali się już jakiś czas temu i Kotori wielokrotnie pomagał jej charytatywnie, ale w niektórych przypadkach musiała mu zapłacić. Niekoniecznie w pieniądzach. Wystarczyło przykładowo przyniesienie do jego marnych włości jakiegoś dobrego obiadu bądź innej dupereli, z której ciemnowłosy byłby ucieszony. A takich bzdet było naprawdę sporo, tak więc rudowłosa miała naprawę spore pole do popisu w tej dziedzinie.
Ale niech już idą do domu.
Teraz.
Chociaż nie. Musiał najpierw skończyć ciasto. Szkoda, żeby się zmarnowało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Znajoma Leviego z pracy – ta sama, na którą niedawno się gapił – najwidoczniej dostrzegła niezbyt zdrowo wyglądającego współpracownika, więc czym prędzej pospieszyła mu z pomocą, przy okazji niedbale rzucając do Seiji i Kotoriego słowa wyjaśnień.
Coś o tym, że się nim zajmie i nie muszą się martwić, a ona przeprasza na chwilę i zaraz wróci.
Heihachiro odprowadziła ich spojrzeniem aż pod drzwi, ale potem całe zainteresowanie przekazała siedzącemu obok czarnowłosemu, który wciąż skulony starał się stawić czoła wielkiemu światu.
Seiji to doskonale rozumiała, naprawdę.
Gdy była dzieckiem spała zawsze z otwartymi drzwiami, bo bała się tego, co może być w jej pokoju. Teraz, gdy jest już dorosła, śpi z zamkniętymi drzwiami, ponieważ boi się tego, co jest na zewnątrz.
Cóż... — zaczęła przeciągle, odchylając się na krześle, ale nie zdejmując rąk z blatu stołu. — W zasadzie to nie. Chciałam się czegoś dowiedzieć od Leviego, ale sam widzisz, w jakim jest stanie. To kompletny wrak. — Zaraz jednak jej usta uformowały się w uśmiech, gdy wreszcie skierowała wzrok na Kotoriego. — Rzecz jasna, nie gorszy od ciebie.
Uprzejmość z jaką to powiedziała mogła być odebrana dwojako, ale mimo tego nie martwiła się, który z wariantów wybierze Kotori. Już po chwili ześlizgnęła się z wysokiego mebla, strzepała z boku niewidzialny kurz, uniosła nadgarstek z przymocowanym doń identyfikatorem, zapłaciła za kawę i słodycze, a potem złapała Yamakawę za przedramię i — ignorując niedokończone przez niego ciasto — pociągnęła za sobą.
Stalowy uścisk, jakim go uraczyła, mógł łamać kości z łatwością, z jaką łamie się patyki. A jednak żaden trzask nie nastąpił. Może los tym razem uznał, że starczy chłopakowi zmartwień, jeżeli tylko zniesie towarzystwo Heihachiro — dziewczyny będącej skłonną stawić czoła całemu światu.
Kupię ci po drodze co tylko chcesz — podjęła, gdy tylko znaleźli się na ulicy. — Ale zrobisz dla mnie jeszcze małą rzecz.
Miał wybór?
Dziewczyna uśmiechnęła się po drodze, ruszając ku mieszkaniu Yamakawy.
A skąd.

Zt. Pisz w domu Kotoriego pierwsza.

Link do następnego tematu
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dzień jak co dzień dla tej dziewczyny. Miała akurat wolne od misji a jej mechaniczne skrzydła znalazły się u inżynierów i Jessica nie zobaczy swoich dodatkowych kończyn przez długi czas. Nie narzekała na to, lubiła klimat miasta, szczególnie późnym popołudniem, kiedy często jest po pracy i wszyscy wychodzą na miasto. Od zawsze była duszą towarzystwa, więc tylko czekała na okazje do złapania jakiegoś nieszczęśnika w swoje gadulskie sidła i więcej go nie wypuścić.
Na pomoc społeczności przyszła pewna bariera językowa. Mimo już trzyletniego stażu w M-3 język dalej stanowił problem sam w sobie. Rozumiała japoński i potrafiła się nim posługiwać, ale kiedy rozmowy prowadzili rodowici mieszkańcy ciężko było za nim nadążyć, ale bez nerwów, również na to Jessica znalazła sposób. Nazywa się on impreza.
No ale popołudnie to jeszcze za wcześnie na wyjście do klubu, więc postanowiła kupić sobie kawę by być jeszcze bardziej nieznośna niż do tej pory. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie zauważyła ciasta czekoladowego na wystawce. Bez zastanowienia zamówiła wszystko i zniknęła na chwilę do toalety by obmyć ręce z pyłu. Nie przejmowała się, ze ktoś skradnie jej torebkę, cóż wtedy odnalazłaby go i bardzo skrzyczała. Nie lubi złodziei i brudnych rak też nie lubi.
Po kilku chwilach wyszła z toalety i machając energicznie rękami, by koniec końców otrzeć je o spodnie. Dopiero jak wtedy podniosła głowę, to zauważyła, ze do jej stolika dosiadł się nieznajomy. Pełen ekscytacji uśmiech pojawił się na jej twarzy kiedy dosłownie wsunęła się na swoje miejsce.
- Dobry, wybacz siedziałam tu wcześniej, ale poszłam do toalety i zostawiłam tutaj torbę. Ale spokojnie nie gniewam się możemy sobie potowarzyszyć. Chyba, że już z kim jesteś, ale wtedy lepiej. Raźniej jest jak sporo osób rozmawia. Jessica jestem, a ty? - zalała nieszczęśnika swoim słowotokiem nie przestając się do niego uśmiechać kącikiem ust.
Przy okazji argumentacji jej pojawienia się pokazała swoją torebkę tym samym dyskredytując wszelkie próby wmówienia dziewczynie, ze nie ma racji. Słychać było wyraźnie akcent, ale teraz już nic jej nie zatrzyma!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spacer popołudniu, w przerwie od pracy, chociaż sklepik nie jest zamknięty, bo na to by nie pozwolił, miał swój urok. Kroczył spokojnie kiwając się na boki, przyglądając ludziom, którzy czasem spoglądali na niego jak na skończonego idiotę. On się tym nie przejmował, bo, prawie, znał samego siebie, a obca osoba nie mogła mu o nim niczego powiedzieć. Rekonesans. Starał się wyłapywać jak największą ilość szczegółów, analizować skąd kto jest, gdzie kto mieszka, w jakich grupach się obraca. Dziwne hobby, ale to dla niego rozwój. Badając otoczenie mógł potem oddawać to w sztuce, w swoich pracach, czy instruować innych w ich własnych. Zaschło mu w gardle, a oczy się lekko kleiły. Pora na kawę, coś odmiennego od napojów energetycznych, klasycznego. Lubił klasykę. Wskoczył do najbliższego przybytku szczycącego się mianem kawiarni, zamówił czarną z mlekiem kokosowym, co w sumie zmienia ją z czarnej na białą, ale taka jest nomenklatura baristów, więc pozostańmy przy tym.
Zasiadł wygodnie czekając na swoje zamówienie. Och, do licha, torebka, zajęte. - powiedział do siebie w myślach podnosząc powoli, jednak w fotel wbiła go ściana słów. Co? - pomyślał znowu, kierując swój wzrok na kobietę stojącą nad nim. Pewnie to jej torebka, pewnie chce tu... Och. - Odchrząknął po czym otworzył usta, aby się w końcu odezwać. - Sam, sam tu jestem. Chciałem napić się kawy, a potem wrócić do pracy, nie zauważyłem, że zajęte. - Niby nie musiał się tłumaczyć, ale wypadało. Spojrzał jeszcze raz na jej torebkę, potem na nią. Podnosząc się szybko i wyciągając dłoń z dziwnym, teatralnym zamachem. - Skoro już nas los połączył to wypijmy razem. Seirei. - Dzisiaj jakiś taki nieco szarmancki, nieco pretensjonalny i arogancki ton głosu, codziennie inna historia. Jak tu z nim wytrzymać?


Ostatnio zmieniony przez Seirei Kanmuri dnia 25.05.17 22:42, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 17 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 13 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach