Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 17 1, 2, 3 ... 9 ... 17  Next

Go down

KAWIARNIA „Pod radosną babeczką”. HUnqjIV>KAWIARNIA „Pod radosną babeczką” mieściła się w wyjątkowo ładnej dzielnicy. Chodnik prosty i równy, wyłożony kamieniami o idealnie sprecyzowanych wymiarach, kierował ludzi naprzód. Po jednej stronie rzędy niewysokich, równo przystrzyżonych drzewek; po drugiej zaś dom za domem, sklep za sklepem. Aż w końcu budynek ściśnięty między apteką, a mieszkaniem. Biała farba splamiła cegły, duże okno ozdobione było wielką brązowo-kremową naklejką z nazwą kawiarni. Łukowate drzwi witały przechodniów jasnym napisem: „Poniedziałek – piątek: 9:00 – 21:00, Sobota: 10:00 – 20:00, Niedziela: 11:00 – 14:00”, niżej zaś wywieszono plakietkę z napisem: „Otwarte!” i wesołą, żółtą buźką.
W środku pierwsze co zwracało uwagę to zapach. Unosiła się w powietrzu woń ciasteczek i ciast, babeczek, tortów, gorącej czekolady i kawy. Wszystko to razem zmieszane, dawało niemożliwą kompozycję, która potrafiłaby samym zapachem położyć na łopatki niejednego cukrzyka.
Wnętrze wystrojone było po prostu ładnie. W pewien sposób skromnie, ale nikt nie mógłby zarzucić, aby czegoś tu brakowało. Ot, podłoga (łał, klaszczmy) była drewniana, na niej parę stołów, przykrytych kremowymi obrusami. Dookoła stołów od dwóch, do sześciu krzeseł z wysokim oparciem. Na środku stołów zwykle znajdowały się wazony z pachnącymi kwiatami lub świeczniki, które towarzyszyły postawionej na sztorc karcie „menu”.
Punkt kulminacyjny znajdował się na samym końcu. Bar. Zza szyby uśmiechały się do klientów pyszności. Najrozmaitsze. Od zwykłych eklerków, bo torty z uśmiechami i szałowymi napisami. Miła, starsza kobieta w fartuszku obsługiwała kasę, doradzała i opowiadała o słodkich tajemnicach.
Żyć, nie umierać.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gabriella patrzyła na dziewczynę z uśmiechem, jednak jej reakcja nie za bardzo ją usatysfakcjonowała. Od początku nie była tak gadatliwa, a kiedy oznajmiła, że ma dużo zajęć...Uczennica poczuła się nieco nieswojo.
- Pa. - Powiedziała do potomkini smoka, unosząc swoje duże oczy ku górze. Kiedy ta już odeszła, powróciła wzrokiem do białowłosego. Została sama...jednak czy jej to przeszkadzało? Raczej nie. Mężczyzna wydawał się być całkiem miły...
choć kto wie, może coś ukrywał?
- Ach...no tak...- Mruknęła bardziej do siebie niźli do niego, w końcu nie była pewna czy tak od razu powinna przejść na ''Ty''. Coś jednak nie pasowało dziewczynie w zachowaniu wyjątkowo młodego inspektora. Jej wzrok cały czas był skierowany na niego, wydawał się być jakiś...dziwny? Nie, to określenie nie pasowało...inny? Już bardziej. Jednak nie mogła się dłużej zastanawiać, gdyż ponownie usłyszała jego głos.
- Mnie się pytasz? - Rzuciła żartobliwie z lekkim uśmiechem na swej jasnej twarzy. Jak widać musiał mieć rozległą wiedzę, bowiem nawet ona nie wiedziała jakie pochodzenie ma jej imię... Przytaknęła raz jeszcze głową, zerkając ostatni raz w stronę, w którą odchodziła Le. Westchnęła cicho w myślach, dziwnie się czuła...ale co na to poradzić? Wzrok jej oderwał się wtedy, kiedy usłyszała głośne szczeknięcie psa. Wzdrygnęła się lekko, po czym zauważyła jak Syon odchodzi, lekko podbiegła za nim, by nie stracić go z oczu w tym przeklętym deszczu.
~ Chyba będzie dobrze...~ Pomyślała, wbijając wzrok w ziemię i doganiając młodego.

***
Szła szybko. Kto w końcu chciałby iść wolno w deszczu. Rzeczywiście, kawiarnia nie znajdowała się daleko...jednak mimo tego, Gabriella i tak nieco przemokła. Zrzuciła z siebie nieco zmoknięty kaptur i zadrżała delikatnie. Uderzył ją bowiem zapach przeróżnych słodkości, a także nieprzyjemne ukłucie zimna. Pomimo, że w pomieszczeniu było dość gorąco...
- Jak słodko. - Mruknęła do siebie, miejsce bowiem miało w sobie jakiś urok. Zerknęła kątem oka na chłopaka by w pewnej chwili pójść do przodu. Usiadła gdzieś z tyłu, jakoś lubiła ''chować'' się przed innymi.
Zasiadła i potarła swoje zimne ręce, czując nieprzyjemne mrowienie. Tak to już bywało, kiedy z zimna przenosi się na takie ciepło... Uczennica przechyliła lekko głowę, dotykając lekko swoje włosy. Hm...wyglądała jak jakieś dziecko z siana. Włosy były nieco potargane, ona mokra...ech, pogoda stanowczo nie była po jej stronie. Spojrzała w stronę okna, ukradkiem widząc swoje odbicie. Niemal spadła z krzesła, uznając...że wygląda znacznie gorzej. Jakby z lasu wyszła.
Podparła się ręką o podbródek, obserwując uważnie całe pomieszczenie. Zawsze była czujna, szczególnie w nowych miejscach. Nic jednak nie przykuło jej uwagi, więc spokojnie spojrzała na chłopaka. Hm...nie lubiła, kiedy spotykała się z kimś wzrokiem.
- A gdzie piesek? - Mruknęła, szukając tematu i rozglądając się. W sumie nie widziała, czy za nimi szedł czy też nie...nie była spostrzegawcza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nathaniel po raz kolejny przekonał się, że praca Stróża to dziwka. Szczególnie, kiedy ma się pilnować jakiegoś nadpobudliwego, szczekliwego Wymordowanego. Spuścić takiego na chwilę z oczu i pójść po coś do jedzenia, bo w lodówce pustki... Wracasz, a on gdzie? No, oczywiście, że go nie ma! Zostawił pod jakąś doniczką informację dokąd idzie? Nie. Raczy cię w jakikolwiek sposób powiadomić, że jeszcze żyje? Nie. A ty co? No musisz go szukać, bo twoim zasranym obowiązkiem jest nie dopuścić, by akurat dzisiaj umarł. Papiery. Papierów nie można zabrudzić sobie czymś tak prozaicznym jak śmierć na twojej warcie...
Dlatego też nasz wesoły drogi Nathaniel Romek odświeżył swoje kontakty z innymi Stróżami (nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile się tego tałatajstwa po okolicy kręci) i po kilku godzinach wydzwaniania, w końcu złapał trop. Potem poszło już z górki.
Na mokrej od deszczu ulicy wylądował równie mokry Anioł. Zignorował spojrzenia przechodniów, schował skrzydła, skrzywił się i szybkim krokiem ruszył do pierwszego sklepu, który pojawił się w jego polu widzenia. Pod radosną babeczką... nie, tu raczej nie spodziewał się znaleźć swojej "zguby". Cóż można jednak poradzić na cholerną słabość do słodyczy? Chłopak wszedł więc do środka i od razu skierował swe kroki ku ladzie. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po wszystkich idealnie prezentujących się słodkościach i spoczęło na kawałku ciasta czekoladowego. Dyskretne chrząkniecie, a sprzedawczyni już była w pełni gotowości bojowej.
- Czy mogłaby pani podać mi to ciasto? - zapytał wyjątkowo grzecznie, intensywnie wpatrując się w oczy kobiety.
Staruszka bez mrugnięcia spełniła jego prośbę, nawet nie zaprzątając sobie głowy kwestią zapłaty. Czyli wszystko działa, jak należy - kto by się tam przejmował moralnością i wysokością dzisiejszej emerytury? Zapatrzony w swoją zdobycz Nathaniel nawet nie spostrzegł, że do kawiarni ktoś wszedł.  Usiadł więc w najciemniejszym kącie, jaki udało mu się znaleźć i... nadal melancholijnie gapił się na kawałek głupiego ciasta, które leżało przed nim na głupim białym talerzyku. Widać komu się tu spieszy do wypełniania obowiązków...
//Post taki pełen weny. Wow. Długi taki i bogaty w opisy...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Gdzieś tutaj...”
Nie można było opisać jego uspokojenia, gdy po swojej prawej ujrzał wyróżniającą się na tle szarości nazwę jakiejś kawiarni. Na dobrą sprawę – nieważne nawet jak cudownie czy dziwnie brzmiała. Miał szczęście. Była kawiarnia i szybkie dojście do niej. Niczego więcej teraz nie wymagał od losu, choć na moment zapominając o utrapieniach dzisiejszego poranka. Przyspieszył kroku, po raz ostatni prześlizgując się wzrokiem po okolicy. Nawet żywego ducha...
- Co nie? – zawtórował dziewczynie, gdy tylko oceniła wnętrze, samemu przy okazji próbując rozeznać się w terenie. Według niego było przede wszystkim zbyt słodko. Jak świat światem, wszyscy wiedzieli, że słodkości to coś „dobrego”, kojarzącego się z roześmianymi dzieciakami, które skradają się, aby wykraść w kredensu kolejnego cukierka. Jak wielki procent był osób, które na widok czy zapach łakoci robiły niezadowoloną minę, krzywiły się zawzięcie i odsuwały od nadmiaru cukru, tym samym odrzucając to... co „dobre”?
Być może niewielki. I być może dlatego Syon w ostatnim momencie powstrzymał usta przed rozciągnięciem w grymasie obrzydzenia. Choć jego twarz wyrażała raczej nastoletnie rozbawienie, na samym dnie oczu tlił się żar wściekłej furii.
Obrzydliwe, obmierzłe, przebrzydłe... mdłe...
Spojrzał na dziewczynę i ruszył w momencie, gdy i ona zrobiła pierwszy krok. Zsunął kaptur z głowy i potrząsnął nią nieco, jakby dzięki temu mógł zrzucić z siebie każdą kroplę wody. W istocie wypływające spod czapki kosmyki tylko nieznacznie zmieniły swoją pozycję. Niektóre zsunęły się na oczy – i całe szczęście, bo źrenice mimowolnie zareagowały na nadmiar światła i zwęziły się nienaturalnie – inne zaś przykleiły się do mokrego od deszczu karku.
Męczące, nieznośne, upierdliwe...
- Poradzi sobie. – Ton jego głosu był na tyle spokojny, by każdy nabrał pewności co do jego słów. Zresztą... Abstract zawsze dawał sobie radę. Wtedy, gdy zaatakowały ich Wielkie Pająki, gdy Bazyliszek zaszarżował w stronę skundlonych łowców, a także później, gdy był tarmoszony za uszy przez uroczą Valerie i gdy musiał spać w norze pełnej szczękających zębami szczurów. Niby czym miałby być taki niewarty uwagi deszczyk? Chłopak zmrużył oczy, widząc przed sobą przemarznięte stworzenie. Mimowolnie kącik jego ust uniósł się wyżej, a ramiona drgnęły, gdy parsknął sekundowym śmiechem.
- No co jest, Gab? Nie mów tylko, że parę kropel jesiennego deszczyku jest w stanie ci zaszkodzić?
Podszedł do niej i chwycił ją za dłoń. W porównaniu do niej, jego ciało emanowało nienaturalnym ciepłem. Ba. Był nawet pewien, że gdyby ktokolwiek przyłożył mu teraz dłoń do czoła, z zaskoczeniem stwierdziłby, że gorączka powinna go już posłać pięć metrów pod ziemię.
Gdyby tylko...
- Zaraz się ocieplisz. Zdejmij tę mokrą bluzę, a ja skoczę po gorącą czekoladę. Co ty na to? – zaproponował i choć odsunął od niej rękę, spojrzenia nie miał zamiaru od niej odrywać.
Uprzykrzające, monochromatyczne, irytujące...
- Powiesz mi, kim była właściwie Le?
Jakaś szczęśliwa woń ciasta uderzyła go nagle z całą swoją mocą. Niby nigdy nie narzekał na swoje myśli, ale do diabła saskiego, raz na ruski rok chyba mógł. Intensywność niektórych zapachów powodowała u niego odruchy, które prędzej zwróciłyby jego obiad, niż uwagę. Co mógł więc zrobić, że mimo niechęci – WRESZCIE – oderwał spojrzenie od ślicznej towarzyszki i zerknął przez ramię za siebie? Dosłownie, jakby miał zamordować najbliższą osobę, która w ogóle śmiała zrobić coś tak chrzanionego. No jak to tak w ogóle; zamawiać ciasto w kawiarni? Co on? Powalony?
Niedoszły młody inspektor drgnął.
Cholera, cholera, cholera. Wyjdź. Do diabła z tobą, skrzydlata tandeto. Wyłaź stąd! Uśmiech zniknął z ust białowłosego, brwi zmarszczyły się, a on sam prychnął pod nosem, ponownie powracając do Gab, jakby już tylko błagał ją, by zgodziła się na tę chrzanioną czekoladę, wypiła ją duszkiem i zaproponowała im długi – i bardzo daleki – spacer w stronę... no nie wiem. Afryki chociażby.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uczennica także nie przepadała, aż za tak ''uderzającym'' zapachem słodyczy. Owszem, być może i bardzo lubiła czekoladę...no ale bez przesady. Jej oczy momentalnie zerknęły na Syon'a, który pod grymasem młodzieńczego rozbawienia krył coś jeszcze...W pewien sposób był wyjątkowy. Jego oczy nie wyglądały już tak łagodnie, złość, wściekłość? Być może nie za bardzo cieszył się, że z nią tutaj przyszedł? Ech...i znowu zaczęła się zamartwiać. Kiedy chłopak ściągnął kaptur, dziewczyna zerknęła na niego. Włosy były w totalnym nieładzie, jednak do niego to pasowało. Według niej, sprawiał wrażenie ''niegrzecznego chłopca''...coś w tym musiało być.
Jednak powracając, osiemnastolatka uśmiechnęła się nikle na wspomnienia o towarzyszu mężczyzny. Miał rację, jego słowa zabrzmiały tak pewnie, że nie w sposób było je podważyć. Nie zamierzała więc dalej drążyć tematu. Zadrżała raz jeszcze, słysząc jego śmiech. Zabrzmiało to dość uroczo, zwłaszcza, że było w nim...coś innego? Znacznie odróżniał się od innych, a może tak jej się tylko wydaje?
- Zaszkodzić nie zaszkodzi...ale i tak nie cierpię tego uczucia. - Wytłumaczyła, powstrzymując kolejne drżenie aby wyjść na ''twardą'' dziewuchę. Nagle jednak stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Mężczyzna ujął jej dłoń. Przeszył ją dziwny dreszcz, bowiem dotyk...zawsze sprowadzał coś zupełnie jej nieznanego. Poczuła się dość niezręcznie...jednak zapomniała o tym, czując jak rozkoszna fala ciepła uderza w jej ciało. Był gorący...a co jeśli się przeziębił i miał gorączkę?
- J-jejku...a-ale Ty jesteś g-gorący...- Mruknęła nieumyślnie, po chwili jednak rumieniąc się lekko. Dla niego było to być może coś zupełnie naturalnego, lecz Gabrielle zawsze wprowadzało to w ten dziwny... stan? Drgnęła lekko, jego dłoń była przyjemna a przed wszystkim, emanowała ciepłem, którego tak bardzo potrzebowała. Powinien ściągnąć czapkę, być może to przez nią jest taki...''rozpalony'' jakkolwiek by to dziwnie zabrzmiało. Wtem słysząc jego kolejne słowa, skinęła na potwierdzenie głową. Miał rację, jednak czy nie będzie jej jeszcze bardziej zimno? Odrzuciła te myśli, ściągając z siebie czarną bluzę i przewiesiła ją sobie na krześle. Teraz spoczywała w bluzce na ramiączkach, potarła sobie lekko ramiona. Chyba nie był to dobry pomysł..zawsze miała wrażenie, jakby była ''naga''
Pomimo tego, że chłopak zaproponował jej czekoladę, jego wzrok cały czas tkwił na niej. Skąd to wiedziała? Bo przecież także się na niego patrzyła...
- Dobry pomysł. - Mruknęła łagodnie, a słysząc pytanie na temat Le zmrużyła delikatnie oczy. Co miała powiedzieć? Prawdę oczywiście.
- Ach...ma na imię Leila...spotkałyśmy się w czasie deszczu. Przypadkiem. Przedstawiłyśmy się sobie, a potem nadszedłeś p..Ty. - Ech, jak zawsze trudno było jej się zwrócić na niego na ''Ty'' A przecież wyglądał, jakby był w jej wieku.
- Podejrzewam, że jest uczennicą...chociaż, miała w sobie coś...niepokojącego. - Niezupełne trafnie to określiła, jednak nie znała jej tak dobrze, jak za pewne myślał. Wtem w końcu przestał się na nią patrzeć, odetchnęła cicho. Jego wzrok był taki...przeszywający, jakby zamierzał przewiercić jej dusze i...nie. Za bardzo fantazjuję.
Coś jednak było nie tak, kiedy mężczyzna spojrzał za siebie, udało jej się dostrzec jego drgnienie mięśni. Może to przez chorobę...? Ukradkiem wychyliła się, aby zobaczyć na kogo spoczął wzrok Syon'a. Ujrzała młodego, białowłosego mężczyznę. Z początku pomyślała, że mógłby być to jego..brat? Powróciła szybko do wcześniejszej pozycji, jakby nic się nie wydarzyło. Jej wzrok utkwił w inspektorze, który...już nie był taki ''uśmiechnięty''
- Coś nie tak? - Zapytała go cicho, niemal szeptem. Był rozdrażniony, zaniepokojony...i kto tam wie co jeszcze. Przechyliła lekko głowę, aby móc mieć na widoku ''obojga'' chłopaków. Może znali się i nie za bardzo za sobą przepadali? Byli jakąś nie lubianą rodziną, chociaż...dość. Nie będzie się nad tym zastanawiać, białowłosy sam jej to powie. O ile prędzej nie ucieknie...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak siedział i myślał, aż w końcu wymyślił... nie wziął niczego, czym mógłby zjeść to ciasto! Zaaferowany wstał, by zdobyć jakiś widelczyk i już, już miał rzucić się w stronę lady, kiedy zobaczył parę wgapiających się w niego, dwukolorowych ślepi. Zmarszczył brwi. Co ten kurdupel tutaj robi? Szybka lustracja otoczenia i już wszystko było jasne. Jonathan przygruchał sobie jakąś panienkę. Ciekawe, jak tym razem się przedstawił... Bull Terrier? Chłopak parsknął pod nosem i przeniósł spojrzenie na ladę w samą porę, by dziewczyna nie zauważyła, że jeszcze przed chwilą była obserwowana. Teraz role się odwróciły i to w Anioła wpatrywały się zielone oczy. Zdawał sobie z tego sprawę. Jak gdyby nigdy nic udał się więc do staruszki, która, po wymianie paru ciepłych zdań, z uśmiechem podała mu sztuciec.
Nathaniel zasiadł z powrotem przy swoim stoliku, rozpoczynając konsumpcję ciasta. Natychmiast przestało wydawać mu się takie wspaniałe. Wbijał w kawałek Boru ducha winnego tortu tak mordercze spojrzenie, że aż dziw, iż ten nie wziął jeszcze swoich czekoladowych nóżek za pas i najzwyczajniej w świecie nie spierdzielił z Radosnej babeczki. Może przynajmniej zakończyłby swą marną egzystencję pod kołami jakiegoś samochodu...
Czy temu małemu skurczybykowi tak trudno było odebrać telefon? No, tak, przecież był zajęty. Anioł właśnie widział, jak cholernie jego "podopieczny" był zajęty. Ciasto otrzymało kolejny, zabójczy cios widelcem - po tym prawdopodobnie już nigdy się nie pozbiera. Niektórzy najwyraźniej nie rozumieli, że są jeszcze na tym świecie ludzie pracujący. Pracujący do cholery, mający swoje zasrane obowiązki, które czasami można by im ułatwić. Ale po co? Przecież to nie twoja sprawa, że ktoś zmarnuje kilka godzin na szukanie właśnie ciebie. Przecież na tym polega jego praca, czyż nie? Przecież to nie twoja wina, że ten ciołek wybrał sobie taki zawód wieki temu. I to dosłownie wieki temu. Przecież powinien się do tego przyzwyczaić…
- Podać coś jeszcze?
Chłopak spojrzał z roztargnieniem na stojącą w pobliżu starszą panią. Czego ona od niego chce? Czyżby zauważyła, że od dłuższej chwili wpatruje się w pusty talerz?
- Nie - odparł zimno, obdarowując staruszkę obojętnym spojrzeniem. - Albo... - kobieta zawahała się przez chwilę, nie wiedząc, czy lepiej będzie jeżeli już sobie pójdzie, czy powinna jeszcze chwilę poczekać. - Poproszę filiżankę herbaty - jego ton stał się prawie przyjazny.
Czerwone ślepia wgapiały się teraz w stół przykryty kremowym obrusem. W końcu, gdy udało mu się już znaleźć Jace’a, tak łatwo nie spuści go z oczu. Nie miał jednak zamiaru mu przeszkadzać. Jego robota polegała na pozostawaniu we względny ukryciu i nieingerowaniu, dopóki nie zrobi się niebezpiecznie. A że Wymordowany wybrał sobie akurat ten lokal na flirty z jakimś różowowłosym dziewczęciem… no, to już z pewnością nie jego, Nathaniela, wina!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie? – podjął temat, starając się, aby w jego ton wkradło się jak najwięcej swobodnej ciekawości. Nie był zbyt pewny, w jaki sposób powinien obchodzić się z ludźmi. Co z tego, że urodził się jako przeciętny zjadasz chleba/ryżu? Chodził do szkoły jak człowiek, uczył się jak człowiek, nawet grał w golfa jak człowiek. Pech jednak chciał, że od setek lat człowiekiem już nie był, a coś takiego dawało porządne skutki, w późniejszej komunikacji z tym dziwnym, zbyt arystokratycznym gatunkiem. Choć rana się wygoiła, blizna pozostała po dziś dzień, powodując deformacje w zachowaniu. Dziczał i zdawał sobie z tego sprawę. Irytował go fakt, że dawniej potrafił być całkiem charyzmatyczną postacią, umiejącą poradzić sobie w każdej sytuacji. Wielki dyplomata, mówca z tysiącem słuchaczy. A teraz? W pewien sposób był pewien, że dobrze robi. Z drugiej jednak, widząc zaskoczenie na twarzy Hachi, miał wrażenie, że... no co? Może dotykanie innych „ot, po prostu” nie jest czymś normalnym wśród ludzi? Zmrużył oczy. Nie... może przestało być normalne? - Ale chyba wielu nie lubi moknąć na deszczu – skomentował nieco ciszej. Nie pamiętał, czy u swoich początków też tego nie znosił. Aktualnie deszcz był dla niego czymś wspaniałym, pożytecznym i – przede wszystkim – koniecznym. W deszczu wszystko było łatwiej załatwić. Deszcz orzeźwiał. - Gorący? – Zamrugał zaskoczony. No masz. Kto by pomyślał, co? W odpowiedzi wzruszył barkami. Wyprostował się i był już gotów odejść po czekoladę do picia – w końcu nawet wyraziła chęci, eh – gdy do jego uszu dobiegły upragnione informacje. Nie spodziewał się tak śladowych ich ilości, ale uznał, że bez względu na to, ile mu powiedziała i tak miał przewagę nad czarnowłosą nieznajomą. Leila nie wiedziała jak się nazywał – on wiedział o niej choć tyle. Kiwnął więc głową w niemej podzięce i już właściwie zabierał się, by podejść do baru, gdy zatrzymało go pytanie. Do diabła rogatego... nigdy nie złoży zamówienia.
„Coś nie tak?”
A co miałoby być nie tak, księżniczko? Uśmiechnął się sympatycznie.
- W porządku. Po prostu... – westchnął, aby dać sobie tę jedną setną sekundy na namysł. - Mam nadzieję, że nie będziesz zła, jeśli zaproszę mojego  znajomego? Jest sympatyczny i przyjazny. Serio. Bardzo.
Równie przyjazny co spadająca na łeb cegła. Ale tego już nie dodał. Uznał tylko, że w pewnych momentach lepiej zachowywać się jak uroczy przedstawiciel jakiejś nudnej szkoły w świecie tych szorstkich snobów.
- Polubicie się – zapewnił, już idąc w stronę... anioła.
W momencie, gdy tylko odwrócił głowę w jego kierunku, na jego twarz wylał się wyraz, przez który niejeden dres chciałby zrobić mu przemeblowanie na tej wrednej mordzie. Brwi ściągnęły się, a on sam skrzywił się z urazem - usta wygięły się w wyrazie, któremu daleko było do uśmiechu. Podszedł do stolika Nathaniela, dokładnie w momencie, gdy kobieta miała zamiar odchodzić, w celu zrealizowania zamówienia. Zatrzymał ją jeszcze Growlithe.
- Jeszcze dwie gorące czekolady – powiedział, a właścicielka kawiarni, ledwo się odwracając – na szczęście nie ujrzała jego twarzy gęby – kiwnęła tylko głową i ruszyła w swoim kierunku.
Wilk w tym momencie wsparł się na rękach o stolik i pochylił nieco nad nim, zerkając z góry na Nathaniela.
- Jak dawno się nie widzieliśmy, co? – wycedził przez zaciśnięte zęby. Gardło ścisnął żal.
Jednak mnie znalazłeś, skur... aniele.
- Nie chciałbyś się może do nas przysiąść? Mam propozycję nie do odrzucenia. Wierz mi. Spodoba ci się. A Gabriella jest bardzo urocza. Co ty na to? Pozwolę ci też wziąć to charyzmatyczne, rozmemłane ciasto i filiżankę z herbatą. Nie mów tylko, że nie jesteś zainteresowany.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gabriella poczuła się nieco zmieszana, Syon zaczął zachowywać się dość dziwnie, jakby inaczej. Czyżby było to związane z tamtym kolesiem? Być może. Ukradkiem jej wzrok lądował na białowłosym, był podenerwowany, starał się to ukryć pod maską uśmiechu i rozluźnienia. Jednak szybko przestała o tym myśleć, kiedy rozpoczął dalszą rozmowę. Dla człowieka wiele rzeczy przestało być normalne, choć Gabriella reagowała tak jak każda inna dziewczyna, westchnęła cicho. Wielu ludzi nie lubi moknąć na deszczu?
- Chyba raczej każdy...- Mruknęła jakby do siebie, zerkając w stronę mężczyzny z ciastem czekoladowym. Chyba nie zwrócił na nich uwagi...choć kto wie? Widząc jego zaskoczenia, przytaknęła lekko głową, jakby powiedziała nieme ''a nie?'' Wtem wstał, szykując się do zrealizowania zamówienia. Hm, raczej nie był zadowolony z jej pytań...Przez chwilę milczał, jakby starał się dobierać odpowiednie słowa...choć, miała dziwne uczucie, że coś niej do niej mówił...mimo, że tego nie słyszała. Otrząsnęła się lekko, słysząc wieści o jego koledze...? Zmrużyła oczy, dając sobie krótki czas do namyślenia.
- Ach...dobra, z chęcią go poznam. - Wydusiła z siebie, uśmiechając się lekko. Wiedziała o kim była mowa, odruchowo przeniosła więc wzrok w stronę stolika samotnego mężczyzny. Polubią się? Serio? Dziwnie to brzmiało, więc jeszcze bardziej zmrużyła oczy. Co jej szkodzi? Przynajmniej kogoś pozna...choć nie była pewna, czy anioł emanował takim szczęściem i dobrem jak to powiedział Wymordowany. Choć kto wie? Pozory mylą. Wzrok uczennicy cały czas spoczywał na detektywie, który najwidoczniej w świecie poszedł po swojego kolegę. Na moment zerknęła w stronę staruszki, która po usłyszeniu słów Growa natychmiast udała się w stronę baru. Dziewczyna przeniosła wzrok po raz wtórny na obojga mężczyzn. Nie słyszała ich słów...a może nie chciała słyszeć? Kto tam wie, różowowłosa nie była pewna co o tym myśleć. Gdyby zobaczyła twarz Syon'a, na pewno by się nieźle przeraziła, jednak stał do niej tyłem, nawet tego drugiego zasłonił. Postukała więc pazurem o blat, czując lekkie podenerwowanie. Była urocza? Raczej nie, choć dla niego mogła takie wrażenie sprawiać. Starała się zachowywać normalne, ukrywając zamieszanie wymalowane na jej twarzy. Oparła więc rękę o stolik, podpierając sobie ją o podbródek, spojrzała w stronę okna, patrząc jak w mgnieniu oka z ulic zniknęli wszyscy ludzie, uciekający przed niemiłosierną pogodą. Niebo stało się szare, zachmurzone przez szare chmury, słońce zniknęło w pierzynie, a ptaki pochowały się w swoich dziuplach.
Tak samo jak ludzie. Pomyślała, zerkając w stronę chłopaków. Czy się do nich przysiądzie? A jeśli tak, to co wtedy? Jednak podczas poznania Syon'a, także go nie znała...i była z Le. Westchnęła więc cicho w myślach, za pewne nikt nie będzie się odzywał. Kiedyś już to jej się zdarzyło, przysiadło się do niej trzech kolesi (na szczęście była z koleżanką) i nie widząc, że kompletnie ich olewały, zrozumieli...że nic nie zyskają. Wtedy zapadła nieprzyjemna cisza, wzdrygnęła się na samą myśl. Wtem kątem oka dostrzegła, jak staruszka niesie w jej kierunku dwie gorące czekolady...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mimo tego, że go nie widział, wiedział, iż Jace zmierza właśnie w jego kierunku - taka już rola tysiącletniej, szpiegowskiej, skrzydlatej mendy, żeby wyuczyć się pewnych rzeczy. On na ten przykład, po paru latach spędzonych na włóczeniu się za Wymordowanym, zdążył nauczyć się rozpoznawać jego kroki. Z doświadczenia wiedział też, że Jonathan może być teraz w nie najlepszym humorze.
Anioł w końcu postanowił uraczyć go swoim spojrzeniem. Cóż, rzeczywiście z twarzy chłopaka dało wyczytać się nie najpozytywniejsze nastawienie…
- Istotnie, zajęło mi to sporo czasu. Następnym razem postaram się bardziej - głos pozbawiony emocji, obojętne spojrzenie. Standard.
Zdawał sobie sprawę z tego, że jego rozmówca nie chciał być odnaleziony. Potrafił skojarzyć pewne fakty, aż takim debilem nie jest. Jednak czy coś sobie z tego robił? Nie. W końcu praca to praca i powinno ograniczać się w niej rozmyślania o podłożu moralnym. Nathaniel wychodził z takiego właśnie założenia, a, że wcale nie musiało być ono słuszne, to już zupełnie inna sprawa.
Słysząc o cieście, popatrzył z pewną nostalgią na pusty talerzyk. Gdyby chociaż miał ten kawałek wspaniałego, czekoladowego tortu za towarzysza... Szybko jednak przywołał na twarz swój zwyczajny brak uśmiechu oraz wyraz istnego niezainteresowania czymkolwiek. W odpowiedzi na propozycję wstał i odebrał od staruszki przeznaczoną dla niego filiżankę z herbatą. Ta rzuciła mu tylko ukradkowe spojrzenie i ruszyła dalej w kierunku niejakiej Gabrielli. Anioł dotarł do jej stolika zaraz po właścicielce kawiarenki, postawił na nim herbatkę, po czym wyciągnął dłoń w stronę dziewczęcia.
- Nathaniel Levittoux, miło mi cię poznać - jego uśmiech ostatecznie można było uznać za całkiem miły, a przynajmniej niewzbudzający większych podejrzeń. - Nie będzie przeszkadzało ci, jeśli się przysiądę? Jace... - wskazał ręką gdzieś za siebie. - ... Nalegał, bym do was dołączył.
Miał nadzieję, że będzie jej przeszkadzał. Że dziewczyna da mu odejść, albo sama sobie pójdzie. Istniała jeszcze niewielka - ale zawsze - szansa, że różowowłosa panna ubzdura sobie, iż kundlowaty właśnie przedstawia jej swojego chłopaka, co skończyłoby się zapewne morzem łez i urwaniem się kontaktów pomiędzy tą dwójką. Jaka wiązałaby się z tym korzyść? Dość oczywista – Jonathan miałby o jeden powód mniej do wymykania się „spod skrzydeł” naszego drogiego aniołka.
Ach, Nathaniel, ty pieprzony egoisto… A mówili, że istoty twojego pokroju to chodzący latający przykład altruizmu i dobrej woli. Nie wierzcie im. Kiedyś twierdzili też, że anioły nie istnieją, a pod twoim łóżkiem na pewno nie czai się żaden potwór.
Tak czy siak, facet stał i czekał, jakby w ogóle obchodziło go zdanie dziewczyny, a jej łaskawa decyzja miała cokolwiek zmienić. Nie zmieni. I doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gabriella uprzejmie pozwoli mu zająć miejsce przy stole, zacznie się niezwykle intrygująca, choć nieco nie klejąca się, dysputa...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Wiem, Nath... wiem.
Jakby na potwierdzenie tych słów przytaknął jeszcze głową, przesuwając dłonią po karku. Istotnie. Wiedział. Gdziekolwiek nie postawi tej cholernej nogi, jego cień prześlizgnie się po ziemi idealnie tak samo, co do centymetra, zawsze będąc jednak krok za pierwowzorem. Czuł się dokładnie, jakby za wszelką cenę starał się pozbyć natrętnego wielbiciela, nie mogąc jednak dojść z nim do żadnego porozumienia. Najwyraźniej umowy nie były czymś naturalnym wśród aniołów. Jace zmrużył oczy. Że też skrzydlatemu się jeszcze nie znudziło! W końcu Tatko wyjechał – mógłby sobie zrobić wolne i nikt nawet nie zwróciłby na to szczególnej uwagi. Bo czym jest jeden kundel wobec całego świata?
- Jak zawsze uprzejmy – skomentował raptem, gdy Nathaniel wstał i bez słowa udał się do stolika, przy którym jeszcze chwilę później pałętał się Growlithe. No tak. Jak iść, to iść. Normalne. Nad czym ty się w ogóle zastanawiasz, Jace?
Prawda była taka, że im więcej czasu minęło od propozycji, tym coraz mniej kusząca i prawidłowa się wydawała. Może nie powinien w ogóle do niego zagadywać? Z drugiej strony, jeśli do końca dnia, miał tylko okupować dane miejsce i wiedzieć, że ktoś wlepia w niego świecące czerwienią ślepia...
Westchnięcie, które wyrwało mu się z ust, nastąpiło idealnie w momencie, w którym sam postąpił krok ku Gabrielli. Czuł w powietrzu zapach ciepłej czekolady, słyszał delikatnie stukanie obcasów i charakterystyczny dźwięk stuknięcia, gdy jeden z talerzyków znalazł się na kuchennym blacie, gdzieś za ścianą po lewej.
Jakim więc prawem słyszał coś tak odległego, a nie słyszał głosu rozsądku, który rozrywał mu czaszkę na części? Ten głos nawet nie mówił. On krzyczał. Wrzeszczał, zdzierając sobie nieistniejące gardło. „Masz czas. Idź!” Iść? Teraz? Teraz, gdy wszystko nabiera żywszych odcieni szarości? Syon niespodziewanie klepnął anioła w ramię, dokładnie w momencie, w którym ten wymienił jego – co tu kryć – prawowity pseudonim. „Przestań używać mojego pseudonimu!” - mówiły jego oczy. „Nie znoszę go...”
- Mówiłem, że jest miły? – Do diabła, Jace, z której niby strony to było miłe? - Czarujący jak nikt inny, prawda?
I kogo on chciał oszukać? Naturalnie, pomijając fakt, że sam był takiego zdania. Ot, Nathaniel, mimo pewnych wad, wydawał mu się jedną z osób, które są najbardziej w porządku. Może to dlatego, że był jedynym, trawionym przez „Syona” wysłannikiem Boga; może było to coś całkowicie innego, niepodatnego na wolę samego wilczura.
Jak na kogoś, kto był jego skrajnym przeciwieństwem i tak znajdował się na podium niezapisanej listy ulubionych postaci. Potrafił to, czego nie potrafiło wielu, a umiejętność skupienia się na pracy, a nie zrealizowaniu kuszącego „planu”, gdzie udusiłby Jonathana i miał zwyczajnie święty spokój, momentami przewyższała granice dobrego smaku. Czasami jego motto powinno brzmieć: „Witaj w moim świecie ignorancji! Growlithe? Jaki Growlithe?”
Na zewnątrz wiatr zawył, niosąc ze sobą głośne, niskie szczekanie  wielkiego zwierza. Pies krążył przy drzwiach, spoglądał przez okno, zawracał i z powrotem przemierzał swój malutki odcinek, z pyskiem nisko zwieszonym, unoszonym jedynie po to, aby zerknąć na coś z innej perspektywy. I być może tylko ze względu na ten dźwięk, kącik ust albinosa drgnął, a chwilę później wargi ściągnęły się w cienką linijkę.
- Oho. Niemożliwe. To już ta godzina? Nie wiem jak wy, ale ja będę musiał uciekać.
Stuk.
- Mam parę spraw do załatwienia.
Spojrzał na chwilę na kubek z gorącą czekoladą. Naprawdę zamówił to świństwo?
- Ale może spotkamy się jakoś pod wieczór? Podobno organizowana jest wielka impreza. Jakiś bal przebierańców czy coś takiego. Wiecie. Taki na halloween. Nie jestem pewien lokacji, ale obiło mi się o uszy, że będzie to gdzieś we wschodniej części Miasta i...
Kolejne szczeknięcie. Białowłosemu drgnęła brew w nerwowym geście. Już. Przecież szedł! Przetrząsnął kieszeń płaszcza, wyszukując niewielką – ale na liche szczęście wystarczającą – ilość pieniędzy, które wkrótce trafiły do właścicielki kawiarenki, jako zapłata za dwie gorące czekolady. Najwidoczniej mógł się pożegnać z obiadem na kolejne parę dni. Zabawne, że poczuł się w tym momencie bardzo urażony i... zmęczony. Czy było mówione, że jest zmęczony?
- I trzeba się przebrać – dokończył wreszcie, ostatni raz obrzucając tę dwójkę sceptycznym spojrzeniem, finalnie i tak kończąc na twarzy Nathaniela. Jego usta drgnęły, by za moment zamknąć się z powrotem. Nieważne. To już nie było istotne, prawda Jace? Białowłosy sięgnął po komórkę – swój złom – i odebrał połączenie już po pierwszym sygnale. Zrobił to dokładnie sekundę później, gdy rozbrzmiał cichy dźwięk. Jakby wiedział, że coś takiego będzie mieć miejsce.
Wyszedł, a jego zirytowany głos... to wściekłe „czego?” zniknęło wraz z sykiem wiatru i trzaskiem zamykanych drzwi.

| zt |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gabriella delikatnie stukała swoimi paznokciami o kubek, który nie dawno podała jej właścicielka kawiarni. Przez moment wlepiała swój pusty wzrok w naczynie, jakby zastanawiając się czy w ogóle ma na coś takiego ochotę. Straciła ochotę do jedzenia, wtem usłyszała kroki. Nie trudno było dostrzeC jak w jej kierunku zmierza owy kolega Syona. Był od niego znacznie wyższy, choć kolor włosów i wiek mieli całkiem podobny...na jej twarzy wystąpił delikatny uśmiech. Uniosła się lekko z miejsca, aby podać rękę nieznajomemu.
- Gabriella Kouroshita. Mnie również. - Powiedziała z lekkim uśmiechem, cóż...nie był taki ''oschły'' jak się domyślała. Sprawiał wrażenie całkiem wyluzowanego typa, choć kto wie...Uniosła na moment swoje spojrzenie, które pomknęło tuż za ręką Anioła.
- Ach, oczywiście, że nie. - Mruknęła łagodnie, przenosząc na moment wzrok na inspektora, który najwidoczniej w świecie zmierzał w ich kierunku. Nieco zaskoczyły ją jego słowa...
- Jace? - Zapytała cicho, choć nie oczekiwała odpowiedzi. Chłopak mógł mieć widocznie takie przezwisko, to było akurat normalne. Uśmiechnęła się by w pewnej chwili wyciągnąć lekko swoje ręce, kątem oka zerkając na przemoczoną bluzę, która powoli schła. Och, zdziwisz się, jeżeli uznam, że Gabriella to bardzo tolerancyjna dziewczyna. Nie przejmowała by się tym, świat sam w sobie był dziwny. Dlaczego ograniczać się do miłości płci przeciwnej, skoro oboje się kochali? Dla niej nie stanowiło to żadnego problemu, choć sama z trudem mogła to wyobrazić. Powracając, dziewczyna raz jeszcze się uśmiechnęła. Ona nie wierzyła w anioły, demony czy inne wymyślone stworzenia. Kiedyś może za dziecka starała się przekonać matkę, że widziała ''pana ze skrzydłami'' choć działo się to bardzo dawno, a dziewczyna najzwyczajniej w świecie o tym zapomniała. Choć w sumie, Anioły były uważane za stworzenia łagodne, chroniły ludzi i takie tam...
Zerknęła kątem oka na Syon'a, a słysząc jego słowa, przekrzywiła nieco głowę. Miły... Czarujący? Zabrzmiało to nieco dziwnie, więc zerknęła kątem oka na wyższego mężczyznę.
- Amm...dopiero się poznaliśmy..- Mruknęła nieco zmieszana, wlepiając swój zielony wzrok w kubek czekolady, upiła całkiem spory łyk od niechcenia. Wtem nie minęła długa chwila, kiedy Syon zaczął się już zbierać. W sumie czegoś nie rozumiała... ''To po co go tu zapraszał?'' Przeszło jej przez myśl, czyżby chciał ją czymś zająć? A może miał inne plany...ale to nie były jej sprawy. Raz jeszcze napiła się zawartości z kubka, skupiając wzrok na inspektorze.
- Nie przepadam za takimi imprezami...- Bo nikogo nie znam, a nie chcę wyjść na głupka. Dodała cicho w myśli, w sumie z chęcią na takie coś się by się wybrała. Jednak...nie była pewna, czy będzie to dobry pomysł. Dziewczyna także usłyszała szczeknięcie psa, jakie świetne wyczucie czasu...ale mniejsza z tym. Uśmiechnęła się do odchodzącego lekko i machnęła mu ręką na pożegnanie. Znając los, już się nigdy nie spotkają...bo z tego co wiedziała, na żadną imprezę się nie wybierała. Kiedy Jacke wychodził, dało się słyszeć jego wściekłe ''czego?'' i trzaśnięcie drzwi. Zaskoczona, zerknęła na Nathaniela.
- Długo się już znacie? - Mruknęła od tak, by w pewnej chwili poprawić nieco swoje ułożenie. Oparła się lekko rękoma o stół, czasem zerkając na widok za oknem. W sumie nie zamierzała tutaj długo siedzieć, znając życie tamten zaraz wstanie, usprawiedliwiając się jakimś wyjściem i pobiegnie za tamtym. W końcu taka była rola Anioła Stróża, prawda? Uśmiechnęła się do niego lekko, o co jeszcze mogła spytać? Może o znak zodiaku? Nie...no bez przesady, najpierw niech odpowie na jej pierwsze pytanie...potem...potem się zobaczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 17 1, 2, 3 ... 9 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach