Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 17 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14, 15, 16, 17  Next

Go down

 Sytuacja była podejrzana również dla memicznego chłopca. Zjawia się jakaś paniusia znikąd za plecami, chwyt ma niedźwiedzi, uśmiecha się, jakby to konkretne napięcie mięśni sprawiało jej wewnętrzny ból, a w dodatku oczekuje od niego napisania jakiegoś programu. Jasne, że proste apki mógł machnąć od ręki, ale żeby tak szybko przechodzić do konkretów? A gdzie jakaś randka, czekoladki na przywitanie, czułe słówka? To dopiero bezpośredniość na miarę obecnych czasów.
 Co prawda wypluwał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, ale zdołał wyłapać wtrącenie nowej znajomej, którą od teraz mógł w głowie przywoływać jako „Seiji”. Miała całkiem normalne imię. W sumie nie wiedział, czego się spodziewać, a zazwyczaj spodziewał się najbardziej niespodziewanych rzeczy. Na przykład mogła się przedstawić jako Kapitan Ameryka. Tyle że wtedy nie usiedziałby spokojnie w miejscu, a cała jego praca w laptopie poszłaby na marne, bo nakręciłby się na wspólne spędzenie czasu z tak sławną postacią. Może Tony Stark też zrekrutuje go do Avengersów jak Spidermana!?
 Tak się podniecił na tę myśl, że początkowo nie zauważył ręki wyciągniętej w jego stronę, co poskutkowało nieuniknięciem kontaktu fizycznego. Znów. Zaczął podejrzewać, że kobieta… Seiji… Kapitan Ameryka w trybie incognito… cierpi na samotność. Istniały niby te całe telefony zaufania, anonimowe.jp, ale komu by tam wystarczyło wylewanie swoich żali nieznajomym osobom, w dodatku nie w bezpośredniej konfrontacji. A jeśli szukała sobie kumpla? Powinna od razu postawić kawę na ławę, to facet, do niego trzeba prosto!
 Przyglądał się „siłą rzeczy” jak z ekranu znika jego dotychczasowa praca (całe szczęście maniakalnie zapisywana) zastąpiona przez odbicia ich twarzy. Jedną uśmiechniętą, a drugą z wydymanymi ustami przez palce wbite w policzki.
 — Wiesz co, popracujemy nad Twoim poczuciem humoru — wymamrotał i odchylił głowę, gdy przypomniało jej się o czymś takim jak przestrzeń osobista. — Nie chcę wiedzieć, co Ty robisz tymi palcami po nocach… — jęknął i przesunął dłonią po szczęce, próbując pozbyć się reszty chłodu. — Tylko jest taki mały problem. Nie czytam Ci w myślach. — Uśmiechnął się szeroko. Na całe szczęście. — Więc co mam wyczarować? — Nie był zapracowany, poczynił dziś spore postępy, poza tym dopisywało mu dobre samopoczucie, jak zwykle, a okazję do spełnienia dobrego uczynku potraktował bardzo poważnie. Użyje tego w rozmowie z Verity, kiedy będą się spierać, czy zasłużył na prezent pod choinką.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie do wiary. Seiji naprawdę się ucieszyła.
 Szeroko otwarte oczy stały się jeszcze większe. Usta lekko rozchyliły w literę „o”. Na dwie sekundy kobieta wyglądała jak kula do kręgli z odgarniętymi na prawe ramię włosami i ciałem lekko przechylonym w kierunku rozmówcy. Szybko jednak wargi się zamknęły, wykrzywiając w uśmiech godny najniewinniejszej osoby świata.
 — Całe szczęście, że pytasz o palce — zaczęła z czymś, co śmiało można podpiąć pod podekscytowanie, choć Nathan ani nie był w szczęśliwej sytuacji, ani tym bardziej nie sformułował  żadnego pytania w tym temacie. — Bo głównie one są mi potrzebne do pracy.
 Wzięła wdech. Głęboki, na miarę takiego, który dociera aż do dna płuc. Obie dłonie rudowłosej opadły na kolana, które złączyła mocno ze sobą. Proste w łokciach ręce trzymały ją na dystans. Kiedy wypuszczała powietrze, minę już miała poważną.
 — Jestem reporterką. Przez mój laptop przewalają się dziesiątki plików tekstowych i zgranych zdjęć. Nawet nie ukrywam, że nie mam cierpliwości do segregowania tego. — Wyglądała jak ktoś, kto ma ochotę się roześmiać z wypowiedzianego przez siebie żartu, ale ku chwale godności jednak się powstrzymuje. Białe zęby przegryzły dolną wargę. — Straszny syf. Pomyślałam, że przyda mi się jakaś... jakaś aplikacja albo... — autentyczne zawahanie na krótką chwilę unieruchomiło jej wargi — ... albo cokolwiek innego, nie znam się na tym za szczególnie, co byłoby w stanie to okiełznać. Rozumiesz o co mi chodzi? Jesteś w stanie to zrobić?
 „Czy muszę znaleźć kogoś lepszego?” — to pytanie zawisło między nimi, choć Heihachiro nigdy go nie wypowiedziała. Wydawało się jednak, że nie musiała. I tak rzuciła mu rękawiczkę pod buty.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Szczęście? — Głos Kapitana zabrzmiał powątpiewająco, niemal niedowierzająco, bo różne myśli zmaterializowały się teraz w jego głowie, ale kiedy kobieta dodała drugą część do wypowiedzi, a on zlustrował ją dyskretnie (ta, dyskretnie, po prostu wwiercił w nią miodowe ślepia) od góry do dołu, uznał, że jednak musi chodzić o coś innego niż to, co podejrzewał na początku. Wyglądała całkiem normalnie jak na przedstawicielkę profesji, w której palce mogą odgrywać dość ważną rolę. Chociaż Nathan się na tym nie znał, on był tylko niewinnym chłopcem żyjącym Internetem i fast foodami, aż dziw bierze, że zdrowie mu przez to nie szwankowało. Przynajmniej nie w obecnym etapie życia.
 — Jestem reporterką.
 Mózg Kapitana wyłączył się na moment. Jego twarz wyraźnie wskazywała na to, że osiągnął stan wyciszenia, jednak wewnątrz jego myśli mknęły autostradami różnych konkluzji, tak szybkimi, że równie dobrze mogło być tam pusto. I czasami nietrudno w to uwierzyć, skoro cały świat miał skłonności wątpić w jego mądrość.
 Zamrugał, a spojrzenie wyostrzyło się i padło znów na twarz Seiji.
 — Ale czad. Trafię do Internetuf!? — Jakby już nie spędzał w nim ponad stu procent swojego życia. — A gdzie masz ten śmieszny mikrofon? Powinienem przypudrować nos przed wywiadem? Światło pada od dobrej strony? — Odwrócił twarz, demonstrując najpierw swój lewy, a później prawy profil. — Będę sławny… znowu! Co powiesz na pranki w moim wykonaniu? Zazwyczaj staram się ich nie wykonywać na yolo, bo władza za mną nie przepada, ale dla takiej okazji mogę zrobić wyjątek! Bo wiesz, wasz Kapitan jest zawsze gotowy~ — Wyprostował jedną dłoń ze wskazującym palcem, a drugą zgiął w łokciu, wykonując ten sam gest przy twarzy, na której zagościł szpanerski wyraz. Zupełnie pominął fakt, że niczego mu nie zaproponowała, ale to chyba mówiło samo za siebie. Nie przepuści takiej szansy!  
 — Ale–ale! Wracając tak do tego programu… — odchrząknął, doprowadzając się do względnego porządku, i przeciągnął ramiona. — Da się zrobić. Masz jakieś konkretne życzenia? Co do wyglądu, szczegółowego funkcjonowania? Czy może zostawiasz mi wolną rękę w tej kwestii? — Uniósł dwukrotnie brewki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wybuchnęła śmiechem na pół kawiarni i bogowie świadkiem, że tylko cierpliwość właściciela pozwoliła Seiji dalej siedzieć wewnątrz lokalu. Była w końcu idealnym przykładem kogoś, kto obok pojęcia „savoir vivre” nie przechodził nawet przypadkiem.
Do Internetu? Coś ty. Niby — ale reszta zdania, które miała zamiar wypowiedzieć, utonęła już w słowotoku chłopaka. Seiji początkowo wyglądała na rozbawioną, ale im dalej brnął w temat, tym bardziej poważniała. W końcu po uśmiechu nie było śladu, a oczy, pół minuty temu rozbiegane, aktualnie wpatrywały się w niego nieruchomo.
Wsunęła długie palce pod siedzenie i — unosząc biodra, zgięta w pół — przysunęła się tiptopami do Nathana. O ile przed momentem siedziała blisko, tak teraz kwestią czasu było aż...
Kącik ust Heihachiro drgnął.
Dłonie puściły mebel i oparły się o udo chłopaka, by opuścić jego nogę — wpierw jedną, potem drugą, przywołując go niejako do porządku. Mogłoby się wydawać, że dziewczyna próbuje poprawić jego postawę — w końcu aż do teraz nie wykazywał za grosz kultury. Prędko jednak się okazało, że nie kierowały nią intencje związane z zachowaniem dobrego wizerunku. Starczyło, by podeszwy butów chłopaka z powrotem trafiły na podłogę, a Seiji już ładowała mu się na kolana. Nie usiadła na nich co prawda (tyłek pozostał na dosuniętym co do milimetra krześle), ale zarzuciła uda, przytwierdzając nastolatka swoim ciężarem. Pochyliła się wtedy w jego stronę, krzyżując przedramiona na jego barku i opuściła powieki do połowy.
Pogadamy na ten temat po stworzeniu programu, okej? — Obróciła głowę, zerkając w ekran laptopa. — I jasne, daję wolną rękę. Długo to będzie trwało? Niespecjalnie się znam na takich rzeczach. Będę musiała coś zrobić w domu?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Ludzie wielokrotnie zwracali mu uwagę na to niezdrowe kłapanie jadaczki, ale najwyraźniej nigdy nie wziął sobie ich słów do serca — jeśli temat zahaczał o jakiekolwiek zainteresowanie Kapitana, trudno było mu powstrzymać się przed tak głębokim zaangażowaniem w rozmowę. A raczej monolog. Należał do tego grona osób, które uwielbiały mówić, a cisza w ich słowniku nie istniała. Poza tym Seiji nie wydawała się rozgadana, może uznał, że powinien nadrabiać za dwóch? Lub zwyczajnie nie dał jej na to szansy, dotkliwie dominując ich spotkanie.  
 — Huh? — Brwi chłopaka powędrowały w górę w wyrazie zdziwienia zmieszanego z zaintrygowaniem, tym razem jednak lepiej odebrał to nagłe naruszenie przestrzeni osobistej. Pozwolił jej rękom zmienić pozycję, w której siedział, a kiedy poczuł na nogach ciężar ud, zrozumiał, że szansa ucieczki została mu odebrana. Cóż, pozostało zatem spełnić zachciankę kobiety, like always! — To zależy od Twojej interpretacji słowa „długo”. You know, pięć minut w Internecie to mało, ale kiedy siedzisz na nudnym wykładzie to się ciągnie bardziej od podwójnego sera od pizzy… — Przełknął ślinę, przypadkowo wyobrażając sobie wspomniany fast food. Przeklęte ślinianki, niby wpierdolił przed wyjściem dwie paczki chipsów i podwędził kabanosy z lodówki, ale na myśl o chrupiącym cieście, plasterkach szynki, ketchupie na-… ENOUGH IS ENOUGH. — Podejrzewam, że jakąś godzinę, może dwie albo trzy najwyżej… — Wzruszył ramionami. O ile się nie będzie niczym rozpraszał, powinno pójść szybko. — Dlatego jeśli chcesz, możesz zająć się czymś innym, a ja dam Ci cynka, gdy skończę. — Tutaj liczył na otrzymanie od niej kontaktu, który z pewnością w przyszłości wykorzystałby jeszcze nieraz.
 Następnie, niezależnie od tego, czy wyszła czy postanowiła zostać, zabrał się za tworzenie nowego programu. Posiadał tylko ogólny zarys tego, czego oczekiwała od niego Seiji, a skoro szczegóły chciała omówić na sam koniec, postanowił skupić się na podstawie koncepcji i zostawić sobie otwarte furtki do wprowadzenia różnych modyfikacji w razie potrzeby. Z początku wklepywanie kodów szło całkiem gładko, tak samo jak palce okularnika przemykające zgrabnie po całej klawiaturze, ale kilka razy z racji swojego pośpiechu/roztrzepania/bycia Kapitanem zgubił gdzieś średnik, na którego poszukiwania musiał poświęcić kilkanaście minut. W międzyczasie podjadał cukierki z plecaka albo mrużył oczy na wyskakujące błędy, te na szczęście nie były uporczywe do rozwiązania. Pochłonięty całkowicie świecącym ekranem laptopa nie zwracał zupełnie uwagi na otoczenie.

EDIT: niestety w trakcie pracy nad aplikacją dostał ważnego cynka, którego zwyczajnie zignorować nie mógł, przeprosił więc Seiji (niemal totalnie ją olewając, gdy zbierał się w pośpiechu i wlepiał zaintrygowany wzrok w telefon), po czym jak strzała wypadł z kawiarni.

[zt]


Ostatnio zmieniony przez Kapitan Huddle dnia 03.02.19 12:55, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stopa przekroczyła próg i do nozdrzy Wexa dotarł ten wspaniały, słodki i niezwyk... A nie. Wex nie posiadał zmysłu powonienia, więc nie działała na niego sztuczka stosowana w większości hipermarketów oraz kawiarni. Zapach wypieków miał sprawiać, że człowiek stawał się momentalnie głodny, a w efekcie wydawał na zakupy więcej, ale te numery to nie z inżynierem. On był na nie odporny, więc jedna kłoda pod jego nogami mniej. Niestety był dobrym chłopakiem i widok uśmiechniętej, miłej, starszej pani stojącej za ladą już dał mu się we znaki. A jeśli dodać do tego powód, przez który przyszedł do kawiarni, a nie do pracy, to efekt kasjerki był jeszcze podwójny. Wex przybył pod radosną babeczkę nie po to, żeby zaspokoić swoje łaknienie słodyczy, a po to, by kupić niewielki upominek dla bliskiej mu osoby. Zielone oczy uważnie przyglądały się wypiekom zaczynając oczywiście od eklerków (czyli ulubionego smakołyku Williama z dzieciństwa), a kończąc na innych pysznościach, których nazw prosty Weksel niestety nie znał. Po dwóch minutach dokładnego lustrowania wiedział jedynie dwie rzeczy: nie umiał wybrać czegoś na smaczny prezent i chciało mu się eklerka.
- Poproszę trzy eklerki i... - wstrzymał się na chwilę, starając się dokonać jakiegoś wyboru, ale to nie było proste. Dla niego każdy tort wyglądał tak samo - I niech zapakuje mi Pani coś dobrego na prezent dla wyjątkowej osoby. - dorzucił swobodnie, nie chcąc jednak zdradzić kogo takiego miał na myśli. Już po chwili, biedniejszy o parę moneciaków, ale za to bogatszy w eklerki, usiadł sobie przy stoliku, naprzeciwko siebie stawaiając zgrabnie zapakowane w biały kartonik ciasto. Pani była nawet na tyle miła, że dorzuciła mu do tego wszystkiego jeszcze pupurową wstążeczkę, żeby całość wyglądała trochę jak prezent. W zamian za ten miły gest, Wex dokupił do drugiego śniadania jeszcze herbatkę i zostawił niewielki napiwek. Wszystko wskazywało więc na to, że dzisiejszy dzień będzie dniem udanym. W kawiarni wielkiego ruchu nie było, w domu czekało na niego grzebanie przy Aileen, a na dodatek wieczorem wychodził jeszcze na piwo. No za takie plany, to należy mu się eklerek albo trzy. Nieograniczając się więc zbytnio, po prostu zatopił swoje zębiska w polanym czekoladą wypieku i pozwolił, aby delikatny krem zaczął rozpływać się w jego ustach. Tak, te eklerki smakowały dokładnie tak, jak je zapamiętał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — No dobra, słonko, ale następnym razem nie będę już taka milutka. Wisisz mi kawę.
 Z przewrotnie nierównym uśmiechem na twarzy odsunęła telefon od ucha i wcisnęła czerwoną słuchawkę tuż pod wyświetlonym na ekranie zdjęciem koleżanki. Niezbyt ładnie ze strony tejże, by na ostatnia chwilę odwoływać spotkanie — szczególnie, że zapraszała na nie aż do południowej dzielnicy — jednak za odpowiednia rekompensatę Coral była gotowa zaoferować jej swoje przebaczenie. A teraz, skoro co się stało to się nie odstanie i wylądowała już pod umówionym miejscem spotkania, mogła równie dobrze zajrzeć do środka. Przejechać pół miasta i od razu wracać byłoby kompletnie bez sensu, a tak to przynajmniej będzie miała okazję przekonać się, co serwuje się w tutejszych kawiarenkach. Skoro Natsuko tak polecała to miejsce, pewnie rzeczywiście było warte odwiedzin, nawet w pojedynkę.
 Wyraz twarzy godny chochlika szybko zniknął z oblicza Sandford, zastąpiony standardowym dla niej wesołym uśmiechem. Bez zwłoki pchnęła drzwi i rozejrzała się z zaciekawieniem po wnętrzu, od razu lokalizując kontuar, gdzie przyjemnie wyglądająca kobieta wydawała klientom równie imponujące przysmaki. Już sam zapach sprawiał, że nie sposób było oprzeć się chęci zakupu choćby najmniejszego kawałka ciasta. W takich wypadkach sprawne zmysły były poniekąd zgubne, jednak pani inżynier nie zamierzała zbytnio się tym przejmować. Nie musiała w końcu liczyć każdego grosza i oszczędzać na jedzeniu, więc skoro miała nieodpartą ochotę na ciastko, mogła je sobie z czystym sumieniem zafundować.
 Sprężystym krokiem podeszła do oszklonej wystawki, gdzie na kilku półkach pysznie prezentowała się oferta lokalu. Doczekawszy swojej kolejki, zamówiła kawę i kawałek sernika i nucąc cicho rozpoczęła poszukiwania wolnego stolika. Ledwie odwróciła się od kasy, obrzuciła spojrzeniem najbliższe stoliki i szybko wyłapała znajomą sylwetkę samotnie pośród różnorodnej klienteli. Decyzja zapadła w ułamku sekundy, bo wahać się nie było nad czym; trzy kroki wystarczyły, by znaleźć się na upatrzonym miejscu.
 — Dzień dobry. Mogę? — Nie czekała na odpowiedź, lecz zajęła wolne miejsce i postawiła zakup na blacie przed sobą. Jak gdyby nigdy nic sięgnęła po cukierniczkę, by wrzucić nieco białej śmierci do kawy i energicznie, acz bezgłośnie zamieszać.
  — Dobre eklerki? Słyszałam, że mają tutaj świetne ciasta, ale wiadomo, zawsze przyda się kolejna opinia. Dzisiejsza pogoda wydaje mi się idealna na słodycze, najlepiej z czymś ciepłym, bo jednak trochę, cholera, wieje. Zawsze choruję jak tak daje wiatrem, a nie byłoby to dobre teraz, bo mieliśmy dzisiaj sporo wypadków na warsztacie. Kaori totalnie rozkrzaczył te małe robociki szpiegujące i tak nieznośnie zbyrczały przez cały dzień, że o mało nie rozsadziło mi głowy, a tu przecież będzie to trzeba jeszcze naprawić. Na razie tylko je uciszyliśmy, ale usterka nadal gdzieś tam siedzi, bo nie zapisują danych poprawnie.
 Wbiła energicznie widelczyk w ciasto, na moment milknąc, gdy wylądowało w jej ustach. Mogła być niemożliwą gadułą, ale radziła sobie z podstawami kultury osobistej.
 — A co u ciebie?
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Ten dzień szedł naprawdę dobrze, a słodki smak eklerków sprawiał dodatkowo, że Wex mógł się naprawdę zrelaksować. Czasem dobrze było wyjść z tego zamkniętego, dusznego warsztatu, w którym rozchodził się przyjemny zapach oleju, aby zjeść takie ciastko. Warsztat posiadał jednak jedną zaletę, której kawiarni brakowało - zamek, do którego klucz posiadał William. I to własnie dzisiaj życie postanowiło mu brutalnie przypomnieć o tej małej różnicy. Przez pierwszy ułamek sekundy, inżynier myślał, że to odbity promień słońca trafił prosto w jego prawe oko, ale już po chwili zorientował się, że ta jasność wcale nie pochodzi z życiodajnej gwiazdy. To... to było coś zgoła gorszego! Ciemnego, niecnego, podstępnego, uciążliwego. To było coś, co spędzało Wekslowi sen z powiek i włosy z głowy. Condoleezza Sandford rozbrzmiało w jego głowie cichym, złowieszczym głosem, który wywoływał w nim takie same emocje jak nóż przystawiony do gardła. William nie miał nic do jej charakteru, a nawet ją lubił, ale na klucz francuski! Ona uwielbiała go dręczyć i albo robiła to z pełną premedytacją, albo zupełnie nieświadomie. Chłopak nie miał pojęcia, która z tych dwóch opcji była lepsza, ale wiedział za to jedno - musi spróbować się schować.
Tylko jak tu schować się na środku kawiarenki, gdzie w zasięgu wzroku są tylko stoły i krzesełka? Ha! Tutaj do głosu doszła pomysłowość Wexa, który i z takim problemem jakoś sobie poradzi. Chłopak wziął do ust eklerka (bo wiedział, że później go nie przełknie) i zgrabnie odwrócił twarz w stronę szyby jak gdyby go tu nie było. W myśl zasady "kiedy ja cię nie widzę, to ty nie widzisz mnie" postąpił jak prawdziwy mężczyzna. Dla pewności, zasłonił jeszcze swoją facjatę dłonią i oczekiwał w ciszy na wyrok. Najpierw słyszał swój niespokojny oddech, później poczuł kołatanie serca, a na końcu do jego uszu dobiegły odgłosy kroków, które z każdą sekundą były coraz bliższe, aż wreszcie stało się. Kat opuścił miecz, a głowa Weksla potoczyła się po podłodze kawiarni, czyli usłyszał głos Coral. Nie zdążył odpowiedzieć na jej pytanie, choć podejrzewał, że to i tak nie zrobiłoby większej różnicy. Kiedy ta mówiła, on powoli odwrócił głowę w stronę dziewczyny, ale w tym samym momencie, w którym spojrzał w jej zielone oczy, na jego twarzy wylał się rumienieć. Efektem było szybkie spuszczenie wzroku w blat stolika i siedzenie naprzeciwko pani inżynier jak zbity pies, ale nadal trzymający eklerka w ustach.
Po monologu dziewczyny, nadszedł ten moment, który jednocześnie był dla chłopaka niezwykłym wyzwaniem, jak zawsze. Musiał odpowiedzieć kobiecie na zadane pytanie. Zmuszono go werbalnie do wysilenia się, otworzenia ust i wypowiedzenia kilku, składnych słów. Ale nim to zrobił wsysnął powoli wystającą połowę eklerka do buzi, przeżuł co musiał i wszystko połknął.
- Nic n-nowego. Przyszedłem kupić tutaj ciasto, bo dziś mam wol-lne. - cichy głos wydobył się spod burzy włosów, ktore teraz zwisały swobodnie w stronę stolika. Mimo tego, że Coral "torturowała" go rozmową dość często, to nadal jakoś nie potrafił przyzwyczaić się do jej obecności na tyle, żeby rozmawiać z nią bez zająknięcia. O spoglądaniu na twarz już nawet nie wspomnę - A Ty? Co Cię sprowadza ak-kurat tu-tutaj? - to, co większość w tym momencie odebrałaby za zwykłą chęć podtrzymania rozmowy było tak naprawdę lekką skargą do losu na karty, które rozdał Wekslowi. Jak na nie nie spojrzał, widział tam jedynie same dwójki. Miał pecha, a rozdanie dopiero się zaczynało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Bywały takie czasy, że na nagłe rumieńce i uciekające spojrzenie reagowała zaskoczeniem, nie mogąc dociec, skąd taka gwałtowna reakcja u kolegi inżyniera. Im dłużej jednak miała z nim do czynienia, tym bardziej przyzwyczajała się do podobnych zachowań i już nawet nie próbowała pytać, co się dzieje i o co chodzi. Pewnie zwróciłaby większą uwagę dopiero wtedy, gdyby zaczął się dusić, złapał za serce i stoczył pod stół w agonalnych konwulsjach. Winę za czerwone plamy na twarzy i jąkanie zrzucała na naturalną nieśmiałość, a przekonana, że wytykaniem tejże nic dobrego nie osiągnie, zdecydowała sprawę przemilczeć. Z perspektywy osoby trzeciej jej zachowanie mogło wydawać się niezbyt miłe, jednak w rzeczywistości miała na uwadze przede wszystkim zdrowie psychiczne znajomego.
 — O, miałeś dzisiaj wolne? — zagaiła godnie z postanowieniem ignorowania tych drobnych niedogodności w trakcie rozmowy. William mówił tak cicho, że kiedy już otwierał usta, milkła kompletnie; wbrew pozorom prowadzenie ciągłego monologu wcale się jej nie uśmiechało, a wolała uniknąć zagłuszenia towarzysza i zniechęcenia go do zabierania głosu. Wykorzystała chwilę na uszczknięcie kolejnego kęsa ze swojego ciasta, absolutnie nim zachwycona. Była zdolna zrozumieć, dlaczego właśnie ta kawiarenka została wybrana miejscem spotkania, do którego ostatecznie nie doszło.
 — Szczęściarz — dodała jeszcze. — Dzisiaj każdy rozsądny człowiek trzymał się z dala od warsztatów. Jak się ta aparatura szpiegowska rozlazła to mówię ci, śmierć w skarpetkach, nie chciałbyś przy tym byś. Jedno z tych latających małych ustrojstw wkręciło się jakiejś babce we włosy, pół godziny je wyplątywałam, a ona się darła, żeby tylko nie wycinać. Miałam ochotę ogolić ją na łyso. — Machnęła widelczykiem do ciasta w ramach energicznej gestykulacji, adekwatnej do emocji towarzyszących opisywanym przeżyciom. Tuż po zakończeniu pracy naprawdę chętnie siałaby zniszczenie w odwecie za ten jakże trudny dzień, jednak na szczęście uspokajała się równie szybko, co denerwowała. Cóż, przy takim zawodzie, jaki sobie wybrała, należało mieć anielską cierpliwą; teoretycznie bardziej do przedmiotów niż do ludzi, ale posiadanie jednego i drugiego wcale nie raziło, a przecież wręcz pomagało. Człowiek mógł myśleć, że robota inżyniera polega na przesiadywaniu ośmiu godzin dziennie w zamkniętym warsztacie i dokręcaniu śrubek, ale w rzeczywistości wykonanie jakiegokolwiek projektu zazwyczaj wymagało bliskiej i intensywnej współpracy z pozostałymi.
 — A, ja tu jestem w sumie trochę przypadkiem. — Od niechcenia oparła podbródek na dłoni tylko po to, by w dwie sekundy później wyprostować się z powrotem. Nie było w tym nic dziwnego, bo z reguły poruszała się bardzo dużo i próżno by czekać, aż zastygnie w bezruchu podczas wypowiadania jednego zdania. Takie cuda były możliwe tylko wtedy, kiedy majstrowała przy niedużych mechanizmach i potrzebowała stu procent skupienia na precyzji wykonania. — Umówiłam się z koleżanką, ale wypadło jej coś, a nie chciało mi się od razu wracać. Bez sensu byłoby jechać taki kawał i zaraz wsiadać w powrotny, nie?
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

On za to doskonale wiedział skąd u niego takie reakcje, ale niestety nie mógł na nie nic zrobić. Raz zaproponowano mu jakieś tabletki mające robić cuda z jego psychika, ale stwierdził, że nie będzie się faszerował niczym, co nie sprawi, że może widzieć zielonego nosorożca wchodzącego do jego domu przez okno. Koniec. I tak, to kolejna cecha Wexa - wie lepiej od lekarzy jak leczyć własne choroby.
- Chciałem kupić komuś pr-rezent, a z warsztatu pewnie nie wyszedłbym do n-nocy. - nie, żeby mu to jakoś specjalnie przeszkadzało, ale jeśli faktycznie chciał kupić to ciasto, to niestety nie mógł siedzieć w swojej bezpiecznej przestrzeni pomiędzy śrubkami i nakrętkami. A z dalszych opowieści Coral wynikało, że akurat dzisiaj chłopak naprawdę miałby co robić. Przez moment nawet żałował, że go tam nie było, bo jeśli powstał taki wielki chaos, to całkiem możliwe, że nikt nie miałby czasu na przeszkadzanie mu w jego własnym projekcie. Może to niektórych zdziwić, ale pomimo tego, że William mierzył sobie prawie dwa metry, zaskakująco dobrze potrafił się ukrywać. Jego kończyny żyły niemalże własnym życiem i często wciskał się tam, gdzie inni by nie mogli. Po prostu zachowywał się jak kot, który wlewa się niemal do każdego naczynia.
- Brzmi całkiem fajnie. Wreszcie nikt by mi nie przeszkadzał w pracy. - zdanie wypowiedział bez nawet jednego zająknięcia, a wszystko przez to, że zwyczajnie się zamyślił. Nie planował tego nawet wypowiedzieć na głos, bo cała, niezbyt miła, sentencja miała mieć miejsce tylko w jego głowie. Dopiero po chwili zorientował się co właśnie zrobił i spojrzał na Coral z szeroko otwartymi oczami, żeby po chwili znowu spuścić wzrok z jeszcze większym rumieńcem, który teraz bezlitośnie atakował nawet jego uszy. Dla ukrycia tej niezręcznej sytuacji, sprawnie złapał za ostatniego eklerka na talerzu i szybko go spałaszował, następnie chowając się za filiżanką herbaty, która teraz w zasadzie nie odrywała się od jego warg. Powolne łyki przerywane były delikatnym chuchaniem na powierzchnię płynu tak, jakby to miało znacząco zmniejszyć jego temperaturę.
Plus tego przypadkowego spotkania był taki, że Wex dowiedział się komu zawdzięcza odwiedziny Coral. Niestety była to kobieta, więc jego wszelkie, ewentualne plany zemsty już teraz zostały zniszczone. Nie mógł jej zrobić niczego, czego by się nie wstydził, więc musiał zrezygnować. No chyba, że wyśle jej niemiły list, ale nadal nie miałby pojęcia gdzie go dostarczyć, więc był w kropce.
- Z-zależy jakie ma się plany na spędzenie po-popołudnia w domu. - dla przykładu Wex już na pewno sobie by coś znalazł. Ostatnio jego robot czyszczący trochę szwankował i trochę przeciekał, czego efektem były sporadyczne plamy wody na płytkach. Niby nic wielkiego, ale wejście w taką pułapkę skarpetką potrafiło popsuć najbliższe dziesięć minut - Wybacz, że jestem takim słaby-bym zastępstwem za koleżankę. Poza pracą niezbyt u-umiem się odnaleźć. - to był jego tajny plan pt.: "Mów, że jesteś nudny, to może Coral w to uwierzy i przeżyjesz". Wystarczyło tylko dostatecznie często go stosować i pewnie kiedyś zaskoczy jak trybik w porządnym mechanizmie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Racja, dzisiaj ciężko się było wyrwać. Sama siedziałam godzinę dłużej, łapaliśmy wszystkie możliwe ręce do pomocy. Biedactwa, pewnie nadal nad tym siedzą. — Pewnie by nawet została i wsparła nieszczęsny zespół od aparatury szpiegowskiej, ale po kilku godzinach pracy bez przerwy, a potem opanowywaniu zaistniałego chaosu, nie nadawała się już do kompletnie niczego, co wymagałoby myślenia. Luźny wypad z koleżanką na kawę miał zadziałać odstresowująco i choć ostatecznie nie wyszedł tak, jak się spodziewała, efekt powinien być ten sam. Liczyło się towarzystwo, niezobowiązująca pogawędka i dobre ciasto, którego "Pod radosną babeczką" zdecydowanie nie brakowało.
 — Wreszcie nikt by mi nie przeszkadzał w pracy.
 Uniosła wymownie brwi na dźwięk tego stwierdzenia, choć nawet tak oczywisty przytyk nie był w stanie zmyć delikatnego uśmiechu z jej twarzy. Starczyło dać wyraz minimalnemu niezadowoleniu na wieść o tym, że owo przeszkadzanie w pracy mogło być aż tak negatywnie odbierane, ale ogólnie rzecz biorąc i tak nic nie było w stanie odwieść Coral od kultywowania tego zwyczaju. Zbyt silne było w niej przekonanie, że na drodze między Mayersem a standardowymi kontaktami międzyludzkimi stały nie realne powody, ale przede wszystkim jego własny upór. Trudno było nie zauważyć wyraźnie seksistowskiej tendencji, którą prezentował, toteż niejedna kobieta poparłaby stanowisko rudej inżynier i jej chęć do naprawienia tej jakże przykrej asymetrii. Nawet, jeśli jej metody mogły nie być do końca trafione, ale cóż – była mechanikiem, nie psychologiem i też o wiele łatwiej było jej rozgryzać systemy maszyn niż ludzkie zachowania. Kiedy nie mogła przekalkować danej sytuacji na swoją perspektywę, zmuszona była błądzić po omacku i opierać się na systemie prób i błędów. Jeszcze pół biedy, kiedy tych błędów nie było wiele, ale na ślepe trafy też lepiej zbyt często nie liczyć.
 — Miałam plan spędzić większość popołudnia tutaj, ale, jak się obawiam, z przyczyn oczywistych będę zmuszona wprowadzić do niego pewne modyfikacje. — Tak już się zresztą stało, bo przecież po drugiej stronie stolika nie siedziała Natsuko, ale o wiele mniej chętny na spotkanie koleżka inżynier. Z tą zamianą dość łatwo się było pogodzić, gdyż Sandford nieszczególnie wadziła bierność rozmówcy. Gdyby zaszła taka potrzeba, doskonale poradziłaby sobie z utrzymaniem konwersacji w pojedynkę, z tym że byłoby to o wiele mniej zabawne. Zmuszona do powrotu w domowe pielesze też pewnie nie próżnowałaby aż do nocy, ale znalazła czas na lekturę, film czy jakieś zaległe, drobne projekciki. Potrafiła zagospodarować sobie wolny czas, jedynym problemem był brak towarzystwa. Ostatnimi czasy samotność nie wpływała na nią zbyt dobrze, szczególnie gdy myśli odbiegały gdzieś w kierunku zmarłego niedawno męża. Bezpieczniej było trzymać się od tych wspomnień z daleka, jeśli nie chciała z miejsca wylądować na terapii.
 — Ależ daj spokój! — Machnęła dłonią, uderzając przypadkiem palcami o ozdobny klips spinający zasłonę. Ledwie dostrzegalny grymas bólu przeciął jej twarz na dosłownie ułamek sekundy, jednak szybko zniknął pod szerokim uśmiechem. — Z tobą się zawsze bardzo miło rozmawia. Trzeba tylko mieć odrobinkę cierpliwości.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 17 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14, 15, 16, 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach