Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 17 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 13 ... 17  Next

Go down

Szczupłe dłonie o długich palach jak pajęcze odnóża zaciskały się mocno wokół kubka z wciąż parującą kawą. Dziewczyna, bo nie można jej było nazwać pełnoprawną kobietą, wpatrywała się uważnie w Leviego i można śmiało uznać, że nie mrugała dłużej niż pięć minut, próbując przeanalizować całą zaistniałą sytuację. Dopiero po dłuższej chwili powieki jej drgnęły, a ciemne brwi zmarszczyły się, wykrzywiając jej twarz w wyrazie zastanowienia.
Jeszcze przed momentem trajkotała, jakby nie mogła przestać, a potok słów zamienił się w rwący strumień, ale teraz umilkła, przewartościowując wszystko, co dotychczas zaszło. Usłyszała gdzieś w tyle głowy, że powinna zapytać o bar "Zone", że Levi na pewno będzie wiedział coś na ten temat, że może będzie wiedział o wiele więcej, niż by tego potrzebowała. Ale usta się nie poruszyły, zaciśnięte w wąską linię. "Przemyślenia" wydawały się tutaj... niepasujące, ale właśnie to było najbliższym skojarzeniem, jakie mogło nasunąć się, po spojrzeniu na Seiji. Dziewczyna powoli, machinalnie, z dozą jakiejś automatyczności przechyliła głowę na bok, by powieść wzrokiem po ścianach kawiarni i zatrzymać się ponownie na wciśniętym w kąt mężczyźnie, o którym wcześniej wspominała.
Nie podejdziesz do niego? ─ Pytanie zabrzmiało, jak huk z pistoletu. Seiji zmarszczyła nieco nos i wykrzywiła wargi w grymasie jakiegoś rozdrażnienia. Mężczyzna zerknął na nią, na ułamki sekund konfrontując swoje spojrzenie z intensywnie zielonym wzrokiem dziennikarki. Odwrócił jednak głowę, urywając ten kontakt zbyt szybko, by była w stanie wysunąć choćby pół wniosku. ─ Wydaje się, że-
Em...
Mrugnij.
Powieki opadły i uniosły się, a ona tuż obok dostrzegła przykuloną sylwetkę, mimo kamuflującego image'u ─ zaskakująco znajomą. Między Bogiem a prawdą, że w jednej chwili przywołała uśmiech.
Kouhai ─ burknęła pod nosem, odrywając rękę od filiżanki kawy. Dłoń opadła ciężko na wątłe ramię Kotoriego, gniotąc mięśnie z równą łatwością, z jaką gniecie się plastelinę. ─ Wspominałam, żebyś mówił głośniej. Levi cię nie usłyszy. Chcesz, żeby kolejna osoba uznała cię za dziwaka? ─ Jak na kogoś, kto się uśmiechał, miała w sobie zaskakująco dużo ciężkostrawnej powagi.
Nie rozumiała Yamakawy. To było widać na pierwszy rzut.
Seiji była znana na tyle, na ile może być znana jedna z niewielu ognistych łbów w całym M3 ─ wyróżniała się jednak nie tylko kolorem włosów, które nigdy nie traciły na intensywności, ale charakterem, mocą słowa, cierpliwością i dbałością, jeśli tylko chodziło o to, co kochała. O fakty. Nawet teraz, choć otaczali ją przyjaciele, nie potrafiła wyzbyć się mało ujmującego spojrzenia, niegodnego żadnej kobiety. Oceniała w ten najmniej kryty sposób. Jakby za sprawą samego wzroku mogła rozłożyć Kotoriego na części i popatrzeć, co miał w środku.
Więc nie.
Nie pojmowała, jakim cudem był taki nieśmiały, choć niczego od niego nie wymagano.
Uśmiechnęła się raz jeszcze, zdejmując rękę z jego wątłego ramienia. Złapała za to za tablet i obróciła go tyłem do siebie, przelotnie zerkając na trzymane silnie cacuszko. Prawie tak, jakby wcześniej go nie widziała i musiała mieć pewność, że gdzieś na nim pojawiło się jej nazwisko. Że był osobistą własnością.
Dzięki. Teraz będę mogła skończyć robotę. ─ I mimo słów wyciągnęła rękę ku chłopakowi, oddając mu sprzęt. Dłoń przez dłuższą chwilę trzymała się w powietrzu, aż Seiji nie uniosła ponaglająco brwi i nie poruszyła ręką, próbując tym samym zwrócić na siebie uwagę. ─ No? Weź to. Nie mam plecaka. Po prostu pójdziesz później do mojego domu.
A co, jeżeli nie będzie chciał?
Heihachiro rozchyliła wargi, kładąc na dolnej wciąż trzymane ciastko. Nie miał wyboru. Oboje o tym wiedzieli. Z tą myślą przegryzła z trzaskiem słodycz, absolutnie ignorując to szczenięce "chcę...", złośliwie wpychając resztę smakołyka do buzi. Nie. Nie do czasu, aż nie zacznie prosić głośniej i wyraźniej na tyle, by ludzie nie wymontowywali tuby od gramofonu ─ kiedyś serio było coś takiego, Seiji to widziała w książkach od historii ─ i nie przykładali sobie jej do ucha, próbując zarejestrować dźwięki wydawane przez wiecznie ściśnięte ze zdenerwowania gardło. Nawet teraz wyglądał, jakby lada moment miał się rozpłakać i Sei chciała już coś na ten temat powiedzieć, ale okruszki w kąciku ust jej na to nie pozwoliły. Zwilżyła więc wargi językiem i zerknęła kątem oka na Leviego.
Teraz powinno paść coś w stylu: "poznajcie się, drodzy panowie", potem wskazałaby na Kotoriego ─ "to jest Yamakawa" ─ i na Leviego ─ "to mój kumpel od kawy" ─ ale powieki dziewczyny rozchyliły się nieco szerzej, gdy zawiesiła spojrzenie na pracowniku kawiarni i cały plan wymienienia uprzejmości poszedł w cholerę.
Levi? ─ Wyciągnęła nieco szyję, by lepiej mu się przyjrzeć. ─ Jest okej? Wygląda, jakbyś miał zaraz...
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Finalnie jakimś cudem udało mu się dogadać z kelnerką I złożyć zamówienie. I właściwie to było ostatnie słowo, jakie z kimkolwiek zamienił, postanawiając pozostać biernym słuchaczem, aż do momentu kiedy nieznajomy pożegnał się z Seiji i wyszedł z kawiarni po tym, jak otrzymał tajemniczy telefon od równie tajemniczej osoby.
Chłopak spojrzał ukradkiem na siedzącą obok znajoma, jednocześnie wbijając widelczyk w czekoladowy kawałek ciasta, z niemą błogością wciskając sobie do ust kawałek słodkości. Gdyby był w domu, z pewnością już składałby zamówienie do domu w postaci kilku pudełek takiego ciasta, a tak? A tak dupa.
Zaskakujące jak potrafił diametralnie zmieniać się w zależności od miejsca, w jakim przebywał. Kiedy tylko przekraczał próg swojego domu, momentalnie cały stres i strach z niego spływał i na miejsce cicho mówiącego chłopaka pojawiał się cwany i arogancki szczeniak. A wystarczyło tylko na moment wyściubić nos z jego nory, by cały czas został zmyty w zaledwie paru krokach.
Złapał za szklankę z kawą i przysunął ją bliżej do siebie, przytykając usta do jej krawędzi i cicho siorbnął gorzki napój.
- Długo chcesz tu siedzieć? – wreszcie pozwolił sobie na odezwanie się, przyglądając się z uwagą profilowi dziewczyny.
- Chcę już do domu. Chodź ze mną. – dodał po chwili, czując się coraz bardziej przytłoczony i zmęczony zbiorowiskiem ludzi, w jakim przyszło mu przesiadywanie. To i tak cud, że tyle wytrzymał. On właściwie nigdy nie opuszczał domu. To do niego przychodzono, kiedy czegoś potrzebowano, nie na odwrót.
- Zrobiłem swoje. Co z zapłatą? – nagle przypomniał sobie, że dziewczyna właściwie nie uiściła jeszcze opłaty za swoje usługi. Co prawda znali się już jakiś czas temu i Kotori wielokrotnie pomagał jej charytatywnie, ale w niektórych przypadkach musiała mu zapłacić. Niekoniecznie w pieniądzach. Wystarczyło przykładowo przyniesienie do jego marnych włości jakiegoś dobrego obiadu bądź innej dupereli, z której ciemnowłosy byłby ucieszony. A takich bzdet było naprawdę sporo, tak więc rudowłosa miała naprawę spore pole do popisu w tej dziedzinie.
Ale niech już idą do domu.
Teraz.
Chociaż nie. Musiał najpierw skończyć ciasto. Szkoda, żeby się zmarnowało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Znajoma Leviego z pracy – ta sama, na którą niedawno się gapił – najwidoczniej dostrzegła niezbyt zdrowo wyglądającego współpracownika, więc czym prędzej pospieszyła mu z pomocą, przy okazji niedbale rzucając do Seiji i Kotoriego słowa wyjaśnień.
Coś o tym, że się nim zajmie i nie muszą się martwić, a ona przeprasza na chwilę i zaraz wróci.
Heihachiro odprowadziła ich spojrzeniem aż pod drzwi, ale potem całe zainteresowanie przekazała siedzącemu obok czarnowłosemu, który wciąż skulony starał się stawić czoła wielkiemu światu.
Seiji to doskonale rozumiała, naprawdę.
Gdy była dzieckiem spała zawsze z otwartymi drzwiami, bo bała się tego, co może być w jej pokoju. Teraz, gdy jest już dorosła, śpi z zamkniętymi drzwiami, ponieważ boi się tego, co jest na zewnątrz.
Cóż... — zaczęła przeciągle, odchylając się na krześle, ale nie zdejmując rąk z blatu stołu. — W zasadzie to nie. Chciałam się czegoś dowiedzieć od Leviego, ale sam widzisz, w jakim jest stanie. To kompletny wrak. — Zaraz jednak jej usta uformowały się w uśmiech, gdy wreszcie skierowała wzrok na Kotoriego. — Rzecz jasna, nie gorszy od ciebie.
Uprzejmość z jaką to powiedziała mogła być odebrana dwojako, ale mimo tego nie martwiła się, który z wariantów wybierze Kotori. Już po chwili ześlizgnęła się z wysokiego mebla, strzepała z boku niewidzialny kurz, uniosła nadgarstek z przymocowanym doń identyfikatorem, zapłaciła za kawę i słodycze, a potem złapała Yamakawę za przedramię i — ignorując niedokończone przez niego ciasto — pociągnęła za sobą.
Stalowy uścisk, jakim go uraczyła, mógł łamać kości z łatwością, z jaką łamie się patyki. A jednak żaden trzask nie nastąpił. Może los tym razem uznał, że starczy chłopakowi zmartwień, jeżeli tylko zniesie towarzystwo Heihachiro — dziewczyny będącej skłonną stawić czoła całemu światu.
Kupię ci po drodze co tylko chcesz — podjęła, gdy tylko znaleźli się na ulicy. — Ale zrobisz dla mnie jeszcze małą rzecz.
Miał wybór?
Dziewczyna uśmiechnęła się po drodze, ruszając ku mieszkaniu Yamakawy.
A skąd.

Zt. Pisz w domu Kotoriego pierwsza.

Link do następnego tematu
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dzień jak co dzień dla tej dziewczyny. Miała akurat wolne od misji a jej mechaniczne skrzydła znalazły się u inżynierów i Jessica nie zobaczy swoich dodatkowych kończyn przez długi czas. Nie narzekała na to, lubiła klimat miasta, szczególnie późnym popołudniem, kiedy często jest po pracy i wszyscy wychodzą na miasto. Od zawsze była duszą towarzystwa, więc tylko czekała na okazje do złapania jakiegoś nieszczęśnika w swoje gadulskie sidła i więcej go nie wypuścić.
Na pomoc społeczności przyszła pewna bariera językowa. Mimo już trzyletniego stażu w M-3 język dalej stanowił problem sam w sobie. Rozumiała japoński i potrafiła się nim posługiwać, ale kiedy rozmowy prowadzili rodowici mieszkańcy ciężko było za nim nadążyć, ale bez nerwów, również na to Jessica znalazła sposób. Nazywa się on impreza.
No ale popołudnie to jeszcze za wcześnie na wyjście do klubu, więc postanowiła kupić sobie kawę by być jeszcze bardziej nieznośna niż do tej pory. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie zauważyła ciasta czekoladowego na wystawce. Bez zastanowienia zamówiła wszystko i zniknęła na chwilę do toalety by obmyć ręce z pyłu. Nie przejmowała się, ze ktoś skradnie jej torebkę, cóż wtedy odnalazłaby go i bardzo skrzyczała. Nie lubi złodziei i brudnych rak też nie lubi.
Po kilku chwilach wyszła z toalety i machając energicznie rękami, by koniec końców otrzeć je o spodnie. Dopiero jak wtedy podniosła głowę, to zauważyła, ze do jej stolika dosiadł się nieznajomy. Pełen ekscytacji uśmiech pojawił się na jej twarzy kiedy dosłownie wsunęła się na swoje miejsce.
- Dobry, wybacz siedziałam tu wcześniej, ale poszłam do toalety i zostawiłam tutaj torbę. Ale spokojnie nie gniewam się możemy sobie potowarzyszyć. Chyba, że już z kim jesteś, ale wtedy lepiej. Raźniej jest jak sporo osób rozmawia. Jessica jestem, a ty? - zalała nieszczęśnika swoim słowotokiem nie przestając się do niego uśmiechać kącikiem ust.
Przy okazji argumentacji jej pojawienia się pokazała swoją torebkę tym samym dyskredytując wszelkie próby wmówienia dziewczynie, ze nie ma racji. Słychać było wyraźnie akcent, ale teraz już nic jej nie zatrzyma!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spacer popołudniu, w przerwie od pracy, chociaż sklepik nie jest zamknięty, bo na to by nie pozwolił, miał swój urok. Kroczył spokojnie kiwając się na boki, przyglądając ludziom, którzy czasem spoglądali na niego jak na skończonego idiotę. On się tym nie przejmował, bo, prawie, znał samego siebie, a obca osoba nie mogła mu o nim niczego powiedzieć. Rekonesans. Starał się wyłapywać jak największą ilość szczegółów, analizować skąd kto jest, gdzie kto mieszka, w jakich grupach się obraca. Dziwne hobby, ale to dla niego rozwój. Badając otoczenie mógł potem oddawać to w sztuce, w swoich pracach, czy instruować innych w ich własnych. Zaschło mu w gardle, a oczy się lekko kleiły. Pora na kawę, coś odmiennego od napojów energetycznych, klasycznego. Lubił klasykę. Wskoczył do najbliższego przybytku szczycącego się mianem kawiarni, zamówił czarną z mlekiem kokosowym, co w sumie zmienia ją z czarnej na białą, ale taka jest nomenklatura baristów, więc pozostańmy przy tym.
Zasiadł wygodnie czekając na swoje zamówienie. Och, do licha, torebka, zajęte. - powiedział do siebie w myślach podnosząc powoli, jednak w fotel wbiła go ściana słów. Co? - pomyślał znowu, kierując swój wzrok na kobietę stojącą nad nim. Pewnie to jej torebka, pewnie chce tu... Och. - Odchrząknął po czym otworzył usta, aby się w końcu odezwać. - Sam, sam tu jestem. Chciałem napić się kawy, a potem wrócić do pracy, nie zauważyłem, że zajęte. - Niby nie musiał się tłumaczyć, ale wypadało. Spojrzał jeszcze raz na jej torebkę, potem na nią. Podnosząc się szybko i wyciągając dłoń z dziwnym, teatralnym zamachem. - Skoro już nas los połączył to wypijmy razem. Seirei. - Dzisiaj jakiś taki nieco szarmancki, nieco pretensjonalny i arogancki ton głosu, codziennie inna historia. Jak tu z nim wytrzymać?


Ostatnio zmieniony przez Seirei Kanmuri dnia 25.05.17 22:42, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Była uradowana, że znalazła towarzystwo, które może zagadać na śmierć. Niby nigdy nie bywała sama, bo i w domu i w pracy miała brata, ale nie należał on do rozmownych osób i bardzo często przewracał oczami zamiast jej odpowiadać. No chyba, ze byli na misji, ale mimo wszystko Jessica potrzebuje czegoś więcej niż wieczna wymiana współrzędnych i planów ataku. No ale cóż... Widać w genach nawet charakter się rozdziela, albo po prostu Jared jest o te kilka minut dojrzalszy. Ciężko powiedzieć.
- Miło mi poznać - stwierdziła i odchyliła się z lekka na krześle - Jeżeli mam być szczera to spadłeś mi z nieba, cały dzień dzisiaj szukam towarzystwa - odparła łapiąc kontakt wzrokowy z kelnerem, który zaraz przyniósł jej kawusie z mlekiem, aż zaświeciły jej się oczy i błądziła spojrzeniem od ciasta do napoju, ale nie trwało to długo. Zaraz wlepiła wzrok w rozmówcy i uśmiechnęła się szeroko.
- Serei-...san? - zwrot grzecznościowy wypowiedziała z lekkim wahaniem jakby się zastanawiała czy nie strzeliła jakiejś gafy, a z tego co zdążyła zauważyć tutaj mają dziwne widzimisię, aż trudni jest je jej spamiętać - Tak, to się u was mówi, prawda? - No cóż jak tylko nie zobaczyła dezaprobaty i złości na jego twarzy, to nawet nie dała mu się wysłowić, tylko wyrzuciła z siebie co ją najbardziej interesowało.
- Przerwa w pracy, czy dzień wolny? No chyba, że studiujesz... - wścibska Jessica? Nha, ona po prostu była pieklenie ciekawa jego odpowiedzi, a równocześnie bardzo chciała sama się pochwalić mało produktywnymi osiągnięciami swojego dnia.
Dziewczyna była wdzięcznym rozmówcą, niby z pozoru buzia jej się nie zamykała, ale z drugiej strony lubiła słuchać i robiła to z zapałem godnym podziwu.
Tak samo było na misjach z tą różnicą, że temperatura na zewnątrz sięgała tej w kubku z kawą a wymordowani chcą cię zabić, a nie uciąć sobie z tobą miłą pogawędkę, ale za to jest ciekawie i interesująco, a nie jednostajnie jak w mieście... Chociaż już teraz nuda jej nie straszna, przynajmniej dopóki Seirei nie ucieknie. Przerażony z krzykiem od niej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Również odebrał swoje zamówienie. Zatopił usta w napoju, był idealnie ciepły, akurat do picia. Mrużąc oczy delektował się kokosowym smakiem, a jednocześnie słuchał nowo poznanej rozmówczyni. Od razu odkrył, że lubi mówić, nie chcąc brzydko mówić, paplać. Cóż, takich też potrzeba na tej kuli błota.
- Wzajemnie. - Mruknął delikatnie kiwając głową w jej stronę. - San, san. Chyba, że wolisz inaczej, albo po prostu Seirei, nie robi mi to różnicy. - Podkreślił wzruszając jednocześnie ramionami. Te japońskie reguły były nieco sztywne i dziwaczne, szczególnie dla obcokrajowców. Wielkie płakanie nad tym, że ktoś zachował się tak, a nie inaczej sprawiały, że irytacja sięgała poziomu niepokojącego. Każdy powinien móc czuć się swobodnie, nie przejmować się kluczem zachowań, robić to, co uważa za słuszne. Pewnie inny Japończyk uciekłby od Jess w wielkim szoku. Jemu to nie robiło różnicy, tak jak powiedział, nic mu nie robiło różnicy, był obojętny, czy siedzi sam, czy z kimś, szczególnie, że to on podsiadł jej miejsce.
- Praca, praca. - Westchnął wspominając wysoką temperaturę obok pieca do hartowania metali, nienawidził ciepła, nienawidził lata, które nadchodziło wielkimi krokami. - Pracuję w teatrze, w sklepie z rekwizytami. - Uprzedzając twoją ciekawość. - A ty? Pewnie wolne,
wyglądasz na zrelaksowaną, a na przerwie ciężko się zrelaksować.
- Wymamrotał biorąc kolejny łyk kawki. Ach, ale ona pyszna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na szczęście dla niej nie trafiła na zwykłego Japończyka, a na kogoś, kogo trudniej będzie przyszpilić do ściany jak obrazek. Wyraźnie jej ulżyło jak tylko mogła z siebie zrzucić te grzeczności. Pomimo trzech lat nadal zdawało jej się to nienaturalne, jakby wepchnęła sobie cały kawałek ciasta do ust i spróbowała mówić. W sumie tylko wtedy jej się buzia zamknęła, kiedy jadła ciasto czekoladowe. Przy okazji wysłuchiwała to co jej rozmówca miał jej do powiedzenia z przyzwyczajenia zerkając na zegarek, by połączyć mowę z jakimś numerkiem.
- Sklep z rekwizytami... jeju. Wiesz, ja z bratem mamy całą półkę pamiątek z różnych wspólnych wycieczek i różnych miejsc na świecie. Uwielbiam takie rzeczy, zresztą jeszcze nie byłam w teatrze... W sumie pójście do niego brzmi jak dobry pomysł, a potem kupię jakiś fajny rekwizyt... Jakie spektakle są wystawianie na dniach? - mówiła z takim entuzjazmem jakby wygrała darmowy bilet do tego teatru. Albo i to za słabe określenie, bo przy jej płacach taki wydatek, to jak rolka papieru toaletowego, ale tego tez po niej nie widać.
Dopiero kiedy skończyła kontemplować swój nowy plan w głowie postanowiła odpowiedzieć na dalszą cześć wypowiedzi Seia.
- Pracuje na zlecenia, więc dużą część czasu mam wolną, rzadko kiedy zajmuje mi to więcej niż trzy dni, a potem dwa tygodnie przerwy zazwyczaj i tylko parogodzinne zrywy. Lubię swoją pracę, a ty swoja lubisz? - takie bagatelizowanie swojej roboty już dawno weszło jej w krew. W sumie chwalenie się taką rangą równa się zerowymi szansami na znalezienie kogoś, kto nie będzie się płaszczył.
Jessica nie lubi płaszczących się ludzi, w przeciwieństwie do brata uważa przynależność do elitarnego oddziału jak niezłą frajdę, aniżeli zaszczyt, przez co też nie wywyższa się i nie gnoi niższych rangą. Może i lepiej... Niewiele osób wytrzymałoby szturm tej dwójki jednocześnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

On patrzenie na zegarek podczas rozmowy kojarzył ze zniecierpliwieniem albo brakiem zainteresowania. Skrzywił się, kiedy to zobaczył, jednak jej pełen pasji ton wypowiedzi trochę konfundował. Pewnie jest przewrażliwiony na punkcie szczegółów. Przyglądał się i słuchał. Na temat teatru mógł jej powiedzieć wszystko. Podrapał się po brodzie zastanawiając nad harmonogramem spektakli i filmów. - Teatralnie mamy tydzień cieni, filmowo, jakieś archiwalne filmy francuskie, nie umiem ci powiedzieć konkretnie. - Miał dużo zamówień ostatnio, więc nie był na bieżąco. Sztukę odstawił na bok, aby oddać się nieco pracy, widząc, że jego współpracownicy partaczą i ledwo dają radę. - Wycieczki? Więc bywasz poza murami miasta? - Każdy straszy trupami, HIVem i syfem poza murami, a ona mówi o tym tak swobodnie... chyba, że chodzi o inne Emki, kiedy mówi o 'wycieczkach'. Niby był ciekawy, ale w sumie bardziej mu to było obojętnie. Wszystko mu było obojętne w tym momencie. Marazm? Przepracowanie? Może oba. - No, ale generalnie zapraszam do teatru, chodzi mi o Taikutsuna Niji, tutaj, na Południu. Możesz czasem zobaczyć i mnie na scenie. - Chwalisz się, a miałeś tego nie robić, nie lubisz tego! - Powiedział do siebie w myślach. Ech, prawda, prawda, jednak teatr upada i musi robić reklamę gdzie się da. Może nie musi, bardziej chce. Bo by się ucieszył. Sei mu wiele zawdzięcza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słuchała go wcinając ciasto czekoladowe, które dosłownie rozpływało się w jej ustach, gdyby była sama w swoim mieszkaniu właśnie wystrzeliłaby z kanapy z okrzykiem na ustach, który miałby brzmieć "pyszne", ale pewnie wyszedłby z tego bełkot połączony z deszczem okruchów.
Na szczęście w miejscach publicznych potrafiła opanować swoje dziwne odpały i tylko uśmiechnęła się trochę rozmarzona.
- Tydzień cieni... -
Zamyśliła się na chwilę oczywiście widząc w tym anegdotkę do swojego własnego życia, ale szybko sobie przypomniała, że przecież nie może się nią podzielić. trochę ją ten fakt zasmucił, ale słuchała dalej co Seirei miał do powiedzenia, bo mimo znużonego z lekka tonu dalej zaciekawiał dziewczynę, która w tamtej chwili najchętniej wlazłaby mu do głowy i wyciągnęła wszystko co wie. Kiedyś pewnie ją to zabije.
- Brzmi super~! - powiedziała w końcu biorąc łyk kawy z wlepiając swoje ciemne oczy w chłopaka.
Jej wzrok jeszcze nie był niepokojący, ale mało brakowało, szybko jednak zerknęła za zegarek i zaraz to dziwne wrażenie mogło minąć. Gdyby wiedziała jak to odbiera Seirei to pewnie starałaby się powstrzymać, ale dla niej jet to tak normalne, że sama nie jest w stanie się domyślić.
- Czasem się zdarza - po tych słowach mrugnęła szybko i uśmiechnęła się psotnie jakby skrywała ogromną tajemnicę. Niechwalenie się swoim zawodem nie musi być przecież minusem, nieprawdaż? Wiele młodzieży chce wychylić nosa za mury i posmakować zakazanego owocu. Kolejny łyk kawy i kawałek ciasta.
- Jasne, ze się pojawię. Nie gwarantuję, że z bratem, bo z niego to straszny gbur jest, tylko by siedział w domu i łaził do roboty. Ale może mi się uda jego zgarnąć i jeszcze jakiś znajomych. Powiedz, kiedy występujesz? Co robisz? W sumie nie mów, zobaczę jak przyjdę - postanowiła w końcu zrobić sobie sama niespodziankę. Uwielbiała niespodzianki, to tak jak włożyć do kurtki zimowej coś fajnego, a potem na wiosnę to w niej znaleźć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czasem się zdarza. - Powtórzył za nią obserwując bacznie jej buzię, jakby chcąc wyczytać intencje, czy może coś przed nim skrywa. Każdy ma swoje tajemnice, to oczywiste. On też swoje ma. - Ale to do innych miast jeździsz czy...? - A, chuj, lepiej się dowiedzieć takich rzeczy, bo może się okazać kiedyś przydatna jako znajoma, gdyby miał życzenie śmierci udać się poza mury i najeść piasku brudnego od skażenia. Zakręcił kawą w filiżance spoglądając w tworzący się wir. - Teatr cieni to nie moja broszka, ale może w następnym tygodniu w czymś będę miał rolę, również nie mogę konkretnie powiedzieć, bo raz, że to tajemnica 'służbowa', a dwa, że sam jeszcze do końca nie jestem pewien. - Uśmiechnął się delikatnie, co nie jest u niego zwyczajem. - Teoretycznie nie powiedziałem ci niczego, więc masz niespodziankę, o ile przyjdziesz. - Jakby czytał jej w myślach, choć to zwykła dedukcja, w której był całkiem dobry. - Chcesz coś jeszcze? Bo ja bym zjadł sernik z wiśniami. - Zapytał szukając wzrokiem jakiegoś kelnera. Sernik to jego ulubione ciasto. Pracownik przyjął zamówienie od chłopaka, wyrozumiale oczekując odpowiedzi od dziewczyny. Czy może bardziej młodej kobiety? Nieważne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 17 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 13 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach