Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 03.05.15 10:25  •  Tunelami w mrok [Cztery i Abaddon] Empty Tunelami w mrok [Cztery i Abaddon]
MG: Yuu
Poziom: Średni
Uczestnicy: Cztery i Abaddon
Cel: Cztery - umiejętność włamywania
Abaddon - coś z listy nagród.

Tunelami w mrok [Cztery i Abaddon] 24235_by_hainekami-d8rynlw

Cztery:

- Hoj, hoj dziołcho! - Natarczywy głos połączony ze szturchaniem w twoje ramię wyrwał Cię nagle ze snu, chociaż nie pamiętałaś nawet, żebyś szła spać. Życie w ciągłym biegu dawało o sobie znać, szczególnie że w podziemiach łowców co raz częściej trzeba było być do dyspozycji dwadzieścia-cztery godziny na dobę. Potężna łapa równie potężnego łowcy potrząsała tobą bez opamiętania, zresztą sam mężczyzna nie wyglądał na zbyt przyjemnego (i nawet gruba Milka nie pomogła by mu wydobyć z siebie delikatności). Przetarłaś oczy bokiem dłoni i skupiłaś wzrok w półmroku. Dziwne, znajdowałaś się w części podziemi, które rzadko było odwiedzane, ale jednak ktoś na Ciebie natrafił i co dziwne, sama jakimś sposobem się tu znalazłaś. Facet nie śpieszył jednak z wyjaśnieniami.
- Ruszoj swoje cztery litery stąd. - Warknął agresywnie i wszystko mówiło Ci, by nie dać sobą pomiatać, jednak kiedy zwlekałaś z wykonaniem jego polecenia, złapał Cię za ramiona i na siłę przesuną o dobry metr. Sekundę później okazało się, że nie miał wcale złych intencji. Z otworu, który jeszcze chwilę temu znajdował się nad twoja wodą chlusnęła brudna woda. No tak, to była ta cześć kanalizacji, która nadal była podłączona bezpośrednio pod apartamenty na górze, a zanieczyszczenia ich mieszkańców od czasu do czasu wpływały do środka. Łowca niewątpliwie uratował Cię przed zaznaniem wątpliwej przyjemności bycia oblanym przez ścieki. - No. Żodyn teraz nie powie, żem zły jest.
Rzucił na Ciebie przelotne spojrzenie, a na jego twarzy niewątpliwie czaił się lekki uśmiech. Może nie był taki zły, na jakiego wyglądał? Był dosyć wysoki, może nie miał dwóch metrów, ale czubkiem głowy pokrytej krótkimi słomianymi włosami niemal zahaczał o sufit. Szerokie bary i narzucona na nie niebieska bokserka uwypuklały wyraźnie jego umięśnienie.
- Świetniech, żeś tu jest. Chyba żeśmy utknęły. - Był trochę zdenerwowany, teraz gdy zrobił krok i stanął bezpośrednio pod jedną z lamp, zauważyłaś, że na jego twarzy malowało się coś... niepokój?
Mogłaś wstać i sprawdzić sama, ale łowca mówił prawdę, za najbliższym zakrętem znajdowały się tylko żelazne, zatrzaśnięte drzwi, które nie chciały ulec nawet jego mięśniom. Jedyna droga prowadziła w przeciwnym kierunku, lecz tam panowała tylko ciemność i nieprzyjemny zapach.
- To cóż robim dziołcha, idem?
Machnął na Ciebie ręką i sam zagłębił się w ciemnościach, najwyraźniej próbując szczęścia w mniej gościnnej części kanałów.


Abaddon:

Jasna sylwetka anioła jaśniała niemalże własnym światłem w przejmującej ciemności otoczenia. Ostatnia lampa właśnie zgasła, chociaż wszyscy zapewniali, że przerwy w dostawie prądu skończą się przed południem. Ty jednak byłeś świadkiem, że mylili się i zostałeś sam, w jednym z tuneli, daleko od kogokolwiek. Zimne dreszcze przeszły Ci po karku, chociaż nie było to przecież coś, co zlękło by destrukcyjnego anioła, czyż nie?
Chociaż zadania typu przynieś-wynieś-pozamiataj nie należały do twoich ulubionych, chwila wolnego czasu i napływająca fala nudy zadecydowały o tym, że zgodziłeś się chwycić za worek pełen nowych rur z zadaniem zaniesienia ich do inżynierów na niższym poziomie. Z powodu mroku wzrok powoli szwankował, ale w głowie ciągle miałeś instrukcje dojścia w to miejsce.
„W prawo przy magazynie z amunicją, potem sto metrów prosto do drewnianych podwójnych drzwi, schodami w dół, następnie około kilometra wzdłuż wodociągu, aż dotrzesz do brygady zajmującej się przekierowywaniem ścieków do innych tuneli”.
Gdzieś w zasięgu twojego słuchu przepływała woda, znaczyło to, że znajdowałeś się niedaleko wspomnianego wodociągu, tyle że jeszcze nie natrafiłeś na schody w dół. Samotna wędrówka w tunelach może być przerażająca, mogłeś zawsze się wycofać, ale w końcu podziemne miasto było twoim domem, mogła więc być to wspaniała przygoda. Wszystko zależało tylko od Ciebie i od poziomu twojej odwagi. Wycofać się do światła, czy ruszać na oślep ufając instrukcjom przełożonego?


x. Oboje proszę napiszcie, co macie ze sobą.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Żwawym krokiem maszerował prosto przed siebie. Dostał przecież zadanie do wypełnienia! Może i nie było to tak pasjonujące, jak zdobycie prowiantu podczas napadu na magazyn czy zdobycie drogocennych informacji dzięki cichemu włamaniu do mieszkania któregoś z tych okropnych Specowców, ale przecież każda okazja by pomóc Łowcom jest dobra. Za swój obowiązek przyjął niegdyś opiekę nad tą organizacją, więc zamierzał poświęcić się temu zadaniu bez reszty. Nawet, jeśli oznaczałoby to ganianie z mopem po korytarzach. Ktoś musiał to zrobić? Ab z chęcią się tego podejmował. Nawet, jeśli ta praca miała go zanudzić na śmierć już po pięciu sekundach.
Co dziś porabiał? Taskał jakieś żelastwo do... gdzieś tam. Szczegóły jak widać nie były na tyle ciekawe, by uznał je za warte zapamiętania. W głowie powtarzał za to, jak mantrę drogę, jaka mu podyktowano. Naprawdę głupio byłby się tutaj zgubić. Niby wszyscy wiedzą, że jest roztrzepany i ściąga na siebie kłopoty, ale sam przecież nie chciał tego robić. Chciał być pomocny.
Dobra. Magazyn z amunicją? Jest. Teraz... yyy...
Rozejrzał się dokładnie.
Gdzie to ja miałem pójść? A tak, w lewo.
Zrobił w tym kierunku kilka kroków, po czym odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem skierował się w odwrotnym kierunku.
W prawo wariacie, w prawo.
Pokręcił głową i zachichotał. Przynajmniej zorientował się w porę.
Dotarł do masywnych drewnianych drzwi. Zdjął z ramienia worek, który trochę mu ciążył i po krótkiej szarpaninie z wrotami, przedostał się na drugą stronę, o dziwo nie zapominając o przesyłce, którą z cichym sapnięciem zarzucił sobie na plecy.
Pomaszerował dalej, cicho pogwizdując. Humor jak zwykle mu dopisywał. Nie miał przecież powodu, by się smucić, prawda?
Żarówka nad jego głowa dziwnie zamigotała, co zwróciło jego uwagę. Zatrzymał się na moment by się jej dokładnie przyjrzeć. Światło mignęło jeszcze kilka razy, po czym zgasło na dobre. Chłopak zamrugał i przetarł oczy. Nagła zmiana oświetlenia trochę go zdezorientowała.
Niemniej jednak postanowił pójść dalej. Cóż, chyba powinien był poczekać w tamtym miejscu jeszcze chociaż na chwilę, bo w tym momencie faktycznie niezbyt wiele widział. Efektem tego zamroczenia, było bliższe zapoznanie się z ziemią. Nie zauważył chyba kamienia i się o niego potknął, rozdzierając sobie dżinsy o wystający kawał drewna i pięknie koziołkując po schodach, które znajdowały się na jego trasie.
Zaśmiał się głośno, podnosząc się z posadzki i zbierając część rozsypanych przedmiotów. Może i był przez to lekko poobijany, ale nie był to dla niego wielki problem. Nie przez takie rzeczy się przechodziło.
Westchnął.
Dobra. Kochane oczka, zaczniecie w końcu pracować jak należy? Ciemność nie jest przecież dla was wyzwaniem. To mój żywioł, czyż nie?
To prawda, brak światła nie stanowił dla anioła problemu. Noc i podziemia były jego naturalnym środowiskiem i poruszanie się w takich warunkach nie było dla niego kłopotliwe. W ogóle go to nie męczyło. Miała za to inny minus. Im dłużej szlajał się po zacienionych miejscach, tym bardziej jego oczy przyzwyczajały się do tego. Tylko czekać dnia, aż światło słoneczne zacznie mu przeszkadzać. Będzie wtedy chyba musiał zainwestować w jakieś gogle albo coś. Hmm. Ciekawe czy robią przeciwsłoneczne szkła kontaktowe...
Wstał na równe nogi i wziął na plecy swój bagaż. Zamknął na chwilę oczy, wsłuchując się w otoczenie.
Woda. To chyba dobrze. Jeszcze się nie zgubiłem, tak?
Zignorował dziwny dreszcz, który przeszedł mu po plecach. "Zagrożenie? Panie, jakie zagrożenie? Ja tu nic nie widzę." Tak, Ab zdecydowanie nie znał się na wyczuwaniu niebezpieczeństwa. Coś miało mu podpowiedzieć, że powinien się cofnąć? Najzwyczajniej tego nie dostrzegał. Miejmy nadzieję, że nie zaprowadzi go to kiedyś do grobu. Pocieszające jest to, że mimo wszystko przeżył już te kilka tysięcy lat, mimo tej wady..
Otworzył szeroko oczy i  lekko połyskującymi w mroku soczewkami pomaszerował dalej.

Strój:

Ekwipunek:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Byłam w raju. Przystojny mężczyzna gładził moją aksamitną skórę, szepcząc słodkie słówka. Śmiałam się radośnie, gdy muskał mnie wargami o grzbiet uszka. Gdy odsuwał się niekiedy mogłam zobaczyć jego wyrzeźbione pośladki... Znaczy brzuch. I te pośladki... znaczy oczy! Tak, oczy. Po prostu ideał. Świdrujące spojrzenie, włosy o blasku tysiąca słońc, murzyn. Nagle jednak mężczyzna zaczął mną nieprzyjemnie szturchać. Próbowałam się bronić i
się obudziłam. Otworzyłam powoli zaspane powieki, dostrzegając miejsce, gdzie nawet szczury resztek nie szukają. Co prawda, może nie spełniało zaleceń BHP, ale mi to nie przeszkadzało i mogłam spać dalej. Niestety albo stety, ponowne odejście w świat uroczych mężczyzn utrudniał mi jakiś typ. Gdy wzrok mniej więcej przystosował się do półmroku, byłam w stanie ujrzeć zarys mężczyzny. Wyglądał na dość wysokiego, dobrze zbudowanego gościa, które nie tęga mina wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Dobrego pierwszego wrażenia nie zrobił. Pewnie przyciąga ten z nadwagą, kredytem w Amber Goldzie, dwunastką dzieci i rzeżączką, gdyż miałam pewne wątpliwości do jego partnerek. Jeszcze ten.. orli nos, pewnie podziobałby mnie w nocy. Strach się bać.
Nie miałam siły i ochoty go słuchać, dlatego olałam jego kwestie, abym się przesunęła. Powiedział to niezbyt uprzejmie, a ja mam jeszcze resztki godności.
- Iś wajś niht. - Rzuciłam zasłyszany gdzieś tekst w odpowiedzi i ziewnęłam, ukazując swe śnieżnobiałe uzębienie, pogrążone w żółtym osadzie. Gdy po paru sekundach postanowiłam się zacząć odsuwać, co, trzeba przyznać, szło mi dosyć mozolnie, blondas przejął inicjatywne. Złapał mnie za ramiona i pociągnął z metr dalej, a wtem z sufitu zaczęła wydobywać się ciecz, z której bliższy kontakt nie przedstawiał się dość interesująco. Smród wraz z smolistą substancją to nie było to, co lubiłam najbardziej. Wypuściłam powietrze, które kumulowało się w płucach i luknęłam ku typowi.
- Podziękować. - Rzuciłam, gdy nastało kilka sekund niezręcznej ciszy. Cóż, na ogół nie byłam zbyt miłym stworzeniem, ale uchronienie mnie od tej brei było równe z uratowaniem mi życia. Byłam więc w pewnym sensie wdzięczna, że nie wyglądam tak (tu wstaw opis jak to sobie wyobrażasz) jak mogłabym wyglądać.  
Oderwałam wzrok od chłopaka, który prawił coś jakąś wieśniaczą gwarą i rozejrzałam się po otoczeniu. Cimno wszędzie, mokro wszędzie, wyjście z jeden strony zablokowane. No nieźle. Pozostała jedna droga, a kto wie co może nas spotkać w ściekach.
Chyba żeśmy utknęły.
Niezłe odkrycie Sherlocku!
Podniosłam się do pionu i wytarłam wilgotne spodnie z paskudztw, które zdążyły się do nich przykleić. Różne, niezidentyfikowane żyjątka bywają w ściekach. Mam dla nich własne ''stopnie'', obrzydliwe, bardziej obrzydliwe i ESUMO (znane pod nazwą : Ekstra-super-ultra-mega-obrzydliwe). Wracając do tematu, wstałam, otrzepałam się i porównałam wzrost z typem. Fakt, wysoki był i widocznie silni. Nie dał rady z drzwiami, więc i ja nie będę próbować. Uwierzę w siłę jego mięśni, jak wierni wierzą w słowa Ao.
- Chyba nic innego nam nie pozostaje. - Rzuciłam i ruszyłam za nieznajomym. Mimo swojej postury i twarzy, po której wnioskować, że zabił matkę, córkę i kota, nie sprawiał wrażenia zagrożenia. Włożyłam ręce do kieszeni i szłam... szłam... szłam... taplając się w ściekach, które płynęły ślimaczym tempem pod moimi stopami.
- Cztery jestem. - Przedstawiłam się ni stąd, ni zowąd. Wolałam znać chociaż ksywkę, inicjały, przezwisko, cokolwiek persony z którą mam do czynienia. Jeżeli zajdzie mi za skórę będzie mi łatwiej go znaleźć i wykończyć.
- Długo spałam? - Chociaż bardziej od tego ciekawiło mnie, jak się tu znalazłam.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cztery:

Wzdłuż ścian tunelu co kilkanaście metrów wisiały stare lampy naftowe, a pomiędzy nimi małe wypukłości wypełnione łatwopalnym materiałem, który w tej chwili palił się jasnym, lekko niebieskim płomieniem. Było to jedyne źródło światła w chwili obecnej z możliwością wypalenia się w każdej chwili. Barczysty mężczyzna szedł przodem, od czasu do czasu rzucając niby przypadkowe spojrzenie na łowczynię, jakby sprawdzał, czy ta za nim nadąża, ale był zbyt wstydliwy by otwarcie się do tego przyznać. Przynajmniej zdawał sobie sprawę, że jego kroki są ogromne, niekiedy zwalniał albo nadmiernie poprawiał buta, pozwalając dziewczynie do niego dołączyć.
- Cztery? - Jego niski głos zadudnił w korytarzu, a potem zamilkł jakby analizował, czy to faktycznie może być imię, czy tylko pseudonim. Nie miał jednak zamiaru o to pytać. - A ja jestem Raff. Mało wychodzę na górę, to żem znany mało. - Mrukną jakby nieco smutny. Może samotność mu doskwierała? Dalej jednak jego osoba owiana była masą tajemnic, ale nie był groźny.
Razem z dziewczyną wędrowali jeszcze dobre trzysta metrów, zanim korytarz nagle skręcił, na szczęście był dobrze oświetlony, więc podróżnych ominęło niemiłe spotkanie z betonową ścianą.
- A ja to w sumie nie wiem. Przyszedłem dopiero co, żeby przejść przez drzwi, a tu dziołcha sobie leży, a drzwi są zamknięte. - Wskazał palcem na kolejny zakręt. W tym miejscu korytarz zamieniał się w dwa węższe. Prawy i lewy. - A może to ty je zamknęłaś przez sen?
Nie wyglądało iż mężczyzna mówił serio. Możliwe, że chciał powiedzieć żart, ale przy jego tonie głosu wyglądało tak, jakby chciał dziewczynę przestraszyć. Zatrzymał się na rozdrożu.
- W prawo czy lewo idem?

Abaddon:

Wędrówka korytarzami nie sprawiała aniołowi problemów. Na szczęście droga nie był zbyt trudna. Abaddon szybko natrafił na schody i udał się nimi na niższy poziom. Zapakowane rury pobrzękiwały przy każdym kroku i były jednym dźwiękiem poza kapiącą wodą, która mu towarzyszyła. Było tu nienaturalnie cicho jak na miejscu prac renowacyjnych. Może gdyby ktoś się tam znajdował, chłopak trafił by bez problemu, teraz jednak przejmujący mrok i brak wyrazistych dźwięków mogły nieźle pomieszać w umyśle i zmyśle orientacji.
Kolejne kilkanaście metrów anioł przebył niemal na oślep, szczęście jednak sprawiło, że nie natrafił na żadną wyrwę w podłodze ani niebezpiecznie odstające elementy ścian, takie jak druty z żel-betonu. Natrafił jednak na przeszkodę, która mogła pokrzyżować jego plany o gładkiej dostawie. Gdy wydawało się już, że wystarczy jeszcze minutka albo dwie wędrówki, by wykonać zadanie, nagle przez chłopakiem wyrosły wielkie drzwi. Pociągnięcie za klamkę niczego nie dało. Były zamknięte na cztery spusty. Była to jedyna droga, a przynajmniej ta, którą powinno się podążać. Niewykluczone, że w mroku mógł minąć jakieś mniejsze przejścia, lecz wędrowanie po ciemku mogło być ryzykowne. Decyzję trzeba jednak podjąć, cofnąć się aż do bezpiecznej strefy, albo szukać innego korytarza, który w ostateczności doprowadził by, miejmy nadzieję, do docelowego miejsca.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Anioł wesoło maszerował przed siebie. Nie przejmował się tym, że wędruje przez ciemną i cichą część podziemi. Dla niego nie był to powód do niepokoju. Cóż takiego mogło się stać. Ehh. Tak właściwie, to wszystko. W każdej chwili mógł przecież wyskoczyć na niego zmutowany szczur i go pożreć. Ab jednak o tym nie wiedział. Już od dawna był lekkoduchem. Nie przejmował się zagrożeniem. Coś może go zjeść, zabić, otruć, uszkodzić, zgwałcić? To przecież nie problem by się przejmować, czyż nie? Będzie dobrze... albo nie będzie już wcale.
Mimo wszystko, nawet w nim odzywał się czasem głos rozsądku. Rzadko, bo rzadko, ale jednak.
Huh. Coś tu cicho. Jak długo już tak idę? Powinno tu tak być?
Przestał nucić i zatrzymał się na chwilę, by wsłuchać się w otoczenie.
Nope. Nic nie słychać... Ej... a jeśli się zgubiłem?
Na jego twarzy wymalował się coś na kształt przerażenia. Rozejrzał się dookoła, jakby miało mu to w czymś pomóc. Nie trwało to długo. Już po kilku sekundach na jego buźce ponownie pojawił się uśmiech.
Niee. Na pewno nic nie pomyliłem. Do magazynu, w prawo, przez drzwi, po schodach i daleko wzdłuż wodociągu... A jeśli jednak miałem skręcić w lewo? Niee. Na pewno idę dobrze!
Podsumował swoje rozważania i z nową pewnością siebie pomaszerował dalej. Niestety, chyba jednak sprawa nie była taka łatwa, ponieważ dość szybko dotarł do jakichś wrót.
Odłożył na bok rury i zaczął się mocować z drzwiami.
Ciągnięcie ich nic nie dało. Pchanie tak samo. Zamknięte.
Poddał się i odsunął od nich w zamyśle. Wziął do ręki worek z żelastwem i już miał spróbować przedostać się na drugą stronę jako cień, gdy zdał sobie sprawę z tego, że przecież mężczyzna, który go tu wysłał nic nie wspominał o żadnych kolejnych drzwiach, a tym bardziej nie wspominał o ZAMKNIĘTYCH drzwiach.
Yyy... to chyba nie tędy. Czyli jednak się zgubiłem?
Podniósł jedną brew i spojrzał w głąb korytarza, którym tu przybył.
Tylko co ja zrobiłem źle? Myśl Ab.
Przysiadł na jednym z większych kamieni oderwanych od ściany i odtworzył po kolei swoją drogę tutaj.
Niee. Wszystko się nadal zgadza, ale chwila!
Tutaj mogłaby mu isę zaświecić nad głową żarówka.
Miałem iść wzdłuż wodociągu. A jeśli skręcił, a ja tego nie zauważyłem? To pewnie przez to! Gdzieś musi być zakręt, a ja to przeoczyłem. Swoją drogą, to bardzo możliwe..
Chłopiec zerwał się na równe nogi i z rozmachem umieścił bagaż na swoim miejscu. Przeszedł na drugą stronę korytarza i pomaszerował w drogę powrotną. Tym razem uważnie przyglądając się ścianom. Był święcie przekonany, że lada moment natrafi na jakąś odnogę, która okaże się drogą, którą miał się udać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szłam z łbem zwieszonym w dół, bujając się na boki. Mimo, że nie łaziliśmy zbyt długo, nudziło mi się niesamowicie, co potwierdzałam głośnym ziewaniem,mlaskaniem i grzebaniem w pępku. Cóż, gdy nie mam co robić albo siostra Shreka wybudzi mnie ze snu, miałam skłonności do panowania nad swoim zachowaniem. Wtedy miałam wszelkie sprawy w dupie i generalnie wszystko miałam w dupie. Na przykład w dupie miałam to, że spowalniałam chłopa i musiał przystopować, abym zrównała z nim krok.
Raff.
Faktycznie typa nie znałam. Musiał rzadko bywać na górze, chociaż... Gówno prawda. Byłam prawdopodobnie tak samo kojarzona co on. Prawdopodobnie zasłynę z bogactwa, w końcu będę sławną... sławną... kim sławnym? Dobra, nieważne, liczy się to, że będę sławna i bardzo kasiasta. Wtedy staje się automatycznie lubiana, super gwiazdą, c'nie?
Teraz jednak byłam w stanie wsłuchać się w głos mężczyzny. Co prawda wyglądał na wieśniaka (żywcem wyciągnięty z "Rolnik szuka żony"), ale nie spodziewałam się, że po słownictwie również to dostrzec. Miałam ochotę w odpowiedzi parsknąć śmiechem. Od razu wyobraziłam sobie to, co chłop lubi robić najbardziej. Oranie pola na czas, rzucanie widłami w pędzącą maciorę, ładowanie rozrzutnika gnoju... jednak nic o tym nie wspomniałam, bałam się, że się zamknie i zabierze mi jedyną możliwość nie wpadnięcia w otchłani nudy.
Szliśmy dalej.
Nagle Raff rzucił wzmiankę na temat drzwi. Uniosłam do góry wypielęgnowana brew. Żart? Kawał? Dowcip? Jeżeli tak, musiałam przyznać, że zaraz się schylę i łyknę trochę brei, bo suche. Nie wywołało to u mnie napadu śmiechu czy nagłego wypuszczenia moczy z pęcherza z tego samego powodu, ale wyszczerzyłam szereg zębów, ukazując je Raffowi. Oczy jednak pozostały bez wyrazu, patrząc się wprost na rozdroże.
W prawo czy lewo idem?
Skąd mam kurna wiedzieć?! Przecież to ty sobie tutaj egzystujesz, ja jestem gościem. Cóż za utrapienie! Zrobiłam teatralny młynek oczami, odwrócona w stronę ściany, aby towarzysz tego nie zauważył. Wyglądał na silnego, a ja nie chciałam zranić mojej cud-buźki.
- W prawo... albo nie! - Wszyscy w horrorach wybierają prawą stronę. Jak wiadomo nie kończy się to zbyt dobrze. - Idziemy w lewo, uwierz mi, wiem co robię. - Dokończyłam zdecydowana i poczęłam kilka kroków w tym kierunku. Mój kobiecy instynkt podpowiadał mi, że to dobry wybór.
- A pamiętasz którędy tu przylazłeś? Chyba, że zdarzył się cud i jakaś wróżka zębuszka czy inne gówno Cię tu przypałętało. Chyba, że coś Ci się objawiło, jak tym z Kościółka. - Mówiłam idąc obok dryblasa. Cóż, nic innego nie pozostawało mi do roboty, chociaż czułam, że będzie to równe rozmowie z drzewem
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down



Cztery:

Ruff bez słowa skierował się na lewo, chociaż najpierw drgnął w przeciwnym kierunku, gdy tylko do jego uszu doleciała pierwsza propozycja łowczyni. Zmieszał się trochę jej słowami, złapał za głowę i masywną ręką przeczesywał słomiane włosy.
- No tak, ale chadzam przed tamte drzwi właśnie. Wszyscy tamtędy chadzamy do pracy. Reszta została po drugiej stronie. - Sunęliście powoli, ale do przodu. Od razu jednak zauważyłaś, że mężczyzna niepewnie czuje się w tej części korytarzy, jakby wędrował tu po raz pierwszy. Nie drżał, ani nie pokazywał tego w sposób mocno widoczny, jednak małe szczególiki takie jak ciągłe rozglądanie się były na tyle wyraźne, by dziewczyna je wychwyciła. Droga miejscami zwężała się, a nad waszymi głowami niebezpiecznie nisko chwiały się rury. Łowca chwilami musiał się schylać, by nie przywalić w nie majestatycznie czołem, a robił to z gracją strusia o przydługiej szyi.
- Droga schodzi niżej. - Zauważył po chwili, i faktycznie czułaś, że droga powoli kieruje się w dół, chociaż teoretycznie poziom na którym się znajdowaliście miał być najniższym. Równie dobrze, mogło to być tylko chwilowe obniżenie terenu. Z każdym metrem obserwowałaś zmianę otoczenia i nagle uderzyła Cię w twarz fala powietrza zamiatając wszystkie włosy na twarz przez które nie widziałaś nic w pierwszym momencie, ale Ruff zdążył już zareagować.
- Osz w mordę jeża. Co to jest do cholery?
Jego reakcja była jak najbardziej na miejscu. Znajdowaliście się w czymś na kształt krypty. Sala była długa i niezbyt wąska, a na każdej z bocznych ścian znajdowały się dwa rzędy wgłębień, jak na trumny, jeden nad drugim. Niektóre z nich były puste, inne zatkane betonową płytą z jakimiś napisami. Z tej odległości nic nie widziałaś.

Abaddon:

Krok za krokiem, otoczenie zdawało się nie zmieniać, zawsze było tak monotonne. W porównaniu do bogatego miasta na zewnątrz, jego podziemna część była uboga w atrakcje, trudno było jednak wymagać od rebeliantów tworzenia sobie placów zabaw, kiedy codziennie walczyli o przetrwanie. Powierzchnia palców Abaddona sunęła po chropowatej powierzchni ścian pozostawiając na nic niewidzialne ślady dotyku odczuwalne tylko dzięki nerwom w ciele. Żadne żłobienie nie umknęło uwadze chłopaka, jednak jak na złość, ściany zdawały się być niemal idealnie gładkie, a także dosyć wilgotne, co powodowała parująca z rynsztoku obok podziemnego chodnika woda. Od czasu do czasu gdzieś w głębi korytarza mrugała samotna lampka jakby zwiastując powrót prądu, jednak po kilku próbach zapalenia się zgasła całkowicie pozostawiając tylko jasną plamę pod powiekami.
Betonowa powierzchnia powodowała delikatne uczucie pieczenia na opuszkach, kiedy mijały kolejne minuty. Nagle, bez żadnych zwiastunów i zapowiedzi, powierzchnia spod palców zniknęła, zamieniając się w czarną dziurę, przesmyk jeszcze mroczniejszy niż otoczenie. Wąska wyrwa w ścianie nie każdego by zmieściła, anioł jednak była na tyle chudy, iż bez problemu mógłby się tam zmieścić, gdyby tylko postanowił zaryzykować wejście do środka. Nawet z jego doskonałym wzrokiem nie było możliwe upewnienie się, że dziura nie urywa się nagle, że nie jest tylko fałszywym alarmem w poszukiwaniach innej drogi, do wyznaczonego celu. Od razu wiadomo, że nie była ta poprawna droga, była zbyt wąska by robotnicy mogli się tędy przemieszczać, nikt jednak nie powiedział, że inne przejście musi być gorsze.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szedł... i szedł... i szedł... Kurczę, naprawdę pokonał już aż taki dystans w drodze do robotników i tego nie zauważył? No cóż, z racji, że w tę stronę szedł bujając w obłokach, to było całkiem możliwe. Nie liczył czasu i rzadko spoglądał na zegarek, a przyzwyczajone do ruchu nogi nie upominały go, że właśnie zawędrował w bardzo dalekie rejony. Z resztą, nie było to chyba jeszcze takie straszne. Dopóki droga była prosta i powinien być w stanie trafić do domu, nie musiał się tym aż tak przejmować.
Znowu zaczął cicho nucić pod nosem. Tym razem jednak starał się skupić na otoczeniu. Nie mógł znowu przegapić przejścia. Co miałby wtedy zrobić? Wrócić do bazy z podkulonym ogonem i szukać zleceniodawcy by mu powiedzieć, że zgubił się na tak krótkim dystansie? Zapewne by się zdenerwował. Niee, to nie było dobre rozwiązanie. A może musiałby przebyć ten odcinek jeszcze raz? Zapewne tak by właśnie zrobił. Szkoda tylko, że z każdym powtórzeniem to miejsce stawało się coraz bardziej nuuuudneeeee.
Od niechcenia przyłożył rękę do ściany. Chwilkę zajęło mu jakieś stabilne ułożenie worka, który mimo wszystko było łatwiej utrzymać obiema łapkami. Niemniej jednak, udało mu się to, a jego białe paluszki powędrowały w kierunku betonu.
Jaka była w dotyku ta powierzchnia? Chyba łatwo się domyślić. Chropowata, nieprzyjemna, nieregularna i lekko wilgotna, jak całe to miejsce. Sunięcie po niej opuszkami szybko zaczęło być na swój sposób nieco bolesne, ale Ab się tym nie przejął. Znowu pozwolił swoim myślom odpłynąć. Eh, a miał być teraz czujny.
Nagle, ściana pod ręką zniknęła, a anioł zaskoczony tym odkryciem zrobił szybki obrót o dziewięćdziesiąt stopni i stanął na przeciwko dziury.
Przekrzywił głowę, dokładnie się jej przyglądając. Było tam ciemno. Strasznie ciemno.
Przybliżył powoli głowę do otworu. Nope, dalej niewiele widać.
Zamyślił się na chwilę. Fakt, że miał się teraz kierować na miejsce, gdzie miał odłożyć rury, jakoś wypadł mu z głowy. Nowe znalezisko było znacznie ciekawsze. Szkoda tylko, że nie mógł mu się dokładniej przyjrzeć, ale chwileczkę! Przecież mógł tam wejść!
Już miał radośnie wykonać krok w stronę szczeliny, gdy w głowie pojawiła mu się twarz Yuu i Liselotte. "Ab nie pakuj głowy do tej jaskini! Tam jest wąż!", "Ab nie dotykaj tego, to jest trujące!", "Pomyśl zanim zrobisz.", "Sprawdź teren, zanim się tam władujesz.". Tak, o ile sam nie potrafił rozpoznawać zagrożenia, o tyle jego małe "szkolenie" przez te bardziej odpowiedzialne osoby odnosiło jakieś skutki. Ab przecież musiał słuchać dobrych rad swoich przyjaciół.
Odłożył na bok worek z przesyłką i wyciągnął z torby latarkę. Włączył ją i skierował jej promień w stronę szczeliny. Zakodował też sobie w głowie, że jeśli coś z niej na niego wyskoczy, to ma jak najszybciej brać nogi za pas, zamiast się temu przyglądać.
Jeżeli wszystko wyglądało bezpiecznie (na ile dla kogoś takiego jak on coś może wyglądać niebezpiecznie), Ab zaczął się zagłębiać w szczelinę. Uprzednio zabierając ze sobą worek, z którym postanowił się jednak nie rozstawać. Ostatnie, czego mu było trzeba, to ganianie po kanałach w poszukiwaniu zgubionego sprzętu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Chadzacie do pracy? No to, kurde, gdzie wy pracujecie? Gdzieś na górze? W M3? W kopalni? Przyznam, że sama chętnie złapałabym jakąś fuchę. Chociaż coś łatwego i dobrze płatnego, by się przydało. Jestem dość leniwa, od dzieciństwa. Moi rodzice byli dzicy. Jak byłam mała nie mogłam jeść słodyczy, żadnego cukru. Starzy mi nie pozwalali. Za to jadłam miętówki. Miałam świeży oddech, ale opary z ust trafiały mi do oczu i tak strasznie płakałam. Byłam zalana, to było chore. - Wyrzuciłam z siebie długi i całkiem beznadziejny monolog. Tak, może i nie nakładałam na siebie zestawu małego tynkarza, ale gadatliwość wskazywała na to, że jestem kobietą.

Szłam ramie w ramie z Ruffem i rozglądałam się po nieznanej mi części ścieków. Trudno było nie zauważyć, że typek też zabłądził tu pierwszy raz. Może trzeba było wybrać to po prawo? Nigdy nie byłam dobra w losowaniach, a w lottka nigdy nie wygrałam. Kaszana, jeżeli napatoczą się na nas jakieś kreatury. Dodatkowo powierzchnia sufitu stała się nie równa, dzięki czemu musiałam schylać swój ryj. Duży wzrok nie popłaca. Oczywiście niekiedy nie mogłam uniknąć zawalenia mordą o wystające coś, czego nie mogę zinterpretować, przez swój ubogi zasób słownictwa.
Droga schodzi niżej.
Zauważył to młokos. Fakt, mimo, że z pozoru wydawało się, że idziemy na najniższym z możliwych poziomów, zmierzaliśmy w dół, dół, dół... Nie było to takie złe, dopóki nie uderzyła nas fala ciepłego powietrza. Niestety, stało się to tak szybko, że nie zdążyłam jako pierwsza zareagować.
- Nie wiem. - Odpowiedziałam szybko, wskakując za Ruffa. Za nim siła wiatru gwałtownie spadła. Cóż był bardziej postawny i zasłaniał mnie swym ciałem. - Trzeba się rozejrzeć. Na razie wygląda mi jakbyśmy zagrali w nowej części Drakuli. - Zażartowałam, mimo, że mój dowcip nie był w cale śmieszny, a typka raczej różniej nie zainteresował. Luknęłam ku wgłębieniom z pokrywami i poczyniłam kilka kroków w ich kierunku.
Podeszłam ku nim, przyjrzałam się płytami. Jeżeli widniał na nich jakiś napis - nie przeczytałam go, jestem cholerną analfabetką, zaś jeśli byłam w stanie je odsunąć, spróbowałam. Gdy jednak, by się to nie powiodło, zawołałam koleżkę lub przeszłam do innej ''trumny''.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cztery:

- No tak. Zazwyczaj nie mamy za wiele do roboty na górze, bo nadajemy się jedynie na mięso armatnie, dlatego pracujemy tu, w podziemiach, jako inżynierzy. - rzucił jeszcze Ruff lekko zaskoczony jej historią, ale oszczędził sobie komentowania jej, chociaż jego mina wskazywała na to, że współczuł łowczyni. Albo był zdegustowany tym, co usłyszał. Obie możliwości były równie prawdopodobne. - Obecnie naprawiamy kanalizację, oczyszczamy tunele na nowe podziemne przejścia, ale musimy odprowadzić odpady w inne miejsce, żeby Ci z góry niczego nie zauważyli.
To była jedna z tych grup, której efekty pracy doceniał każdy, ale nikt ich nigdy nie widział. Żyli dużo niżej niż reszta łowców, do końca zapatrzeni w swój cel i ideały, poświęcając siebie i swoje umiejętności dla dobra organizacji. Nie wymagali wdzięczności takiej jak walczący na powierzchni, ale na pewno chcieli szacunku, chociaż Ruff, jako członek takiej brygady nie zdawał się szczególnie obrażony lekkimi docinkami Czwórki. Gdy dotarli do krypty, bo tak najtrafniej można było nazwać to miejsce, mężczyzna ucichł. Wszystko o czym wcześniej rozmawiali nie miało w tym momencie sensu, miejsce także dla niego było zupełnie nowe. Może ciężkie drzwi, które odgrodziły ich od świata nie były postawione tu dla zabawy? Może było to miejsce, którego nikt nie miał prawda odwiedzać? Ale dlaczego?
Ze strachu?
Z szacunku?
Dla zmarłych. Bo przecież nie było tu nikogo żywego, oczywiście poza parą łowców, którzy odczuwając presję i atmosferę grozy mimo wszystko nie cofnęli się. Czerwonooka pierwsza odważyła podejść do jednego z wgłębień, ale miejsce na trumnę było puste. Dostrzegła jednak napisy, które jednak świadomie bądź nie, ominęła. Kolejna szpara, na lewo od niej była pełna, można było sprawdzić co znajduje się w środku lub...
- Cztery? - Gruby głos nagle wyrwał Cię z zadumy i przypomniał, że nie jesteś sama. Ruff stał kilka metrów dalej, bliżej przeciwnej ściany komnaty przy kamienny piedestale, na który lekko padało światło niewiadomego pochodzenia. - Tu jest jakiś przycisk, chcesz zobaczyć?
Ciekawość kusiła, mogłaś sprawdzić kolejną wyrwę w ścianie, zapoznać się z płytą naciskową o której mówił łowca, ale bezpiecznie się wycofać. Tak dużo zagadek, co by tu wybrać?

Abaddon:

Wąski strumień z latarki wpadł do wnętrza wyrwy w ścianie i zniknął wiele metrów dalej w bezkresnej ciemności, jakby tunel nie miał końca, albo załamywał się w pewnym momencie. Żaden dźwięk nie wydobywał się ze środka, chociaż anioł mógł przysiąc, że wiał z niego delikatny wiatr, co mogło świadczyć o połączeniu ze światem zewnętrznym, albo jakimiś tajemniczymi ruchami powietrza pod powierzchnią, jakby różnica temperatur wywoływała wiatr pod ziemią. Szum buta przy niepewnym kroku wypłoszył z wnętrza trzy nietoperze, które trzymając się sufitu z dzikim wrzaskiem opuściły swoje bezpieczne dotychczas schronienie, ale światło padło na kilka kolejnych zwisających z sufitu kilka metrów dalej. Faktem było to, że dzięki oświetleniu dało się spojrzeć wgłęb na jakieś 10 metrów i tej części Abaddon mógł być pewny, nie wyglądała na niebezpieczną. Podłoga była sucha, ściany stabilne a sufit, chociaż pozbawiony podpór – nie miał nawet rysy od pęknięć. Chłopak uznał to więc za bezpieczne miejsce, w końcu zawsze mógł się cofnąć. Przy jego wadze i posturze był zdolny obrócić się o pełny kąt bez problemu, nawet z workiem rur, co nie dla każdego było by możliwie w wąskiej przestrzeni między ścianami. Możliwość utknięcia odpadała, prawie jakby ten tunel został stworzony specjalnie dla stróża.
Wreszcie można było mówić o postępie. Oczywiście nawet teraz nie dało się powiedzieć gdzie mogła prowadzić tajemnicza droga. Abaddon jednak przemierzał zakręt za zakrętem bez problemu. Przejście nie wyglądało na groźne, a dzięki latarce nieprzenikniona ciemność stawała się przyjemnym i ciepłym światłem. Nie było tu rozdroży, zawsze można było się więc cofnąć. Cisza przerywana nuceniem chłopaka nie była niepokojąca, była przyjemna. Senna atmosfera i pyłki tańczące w promieniu światła tworzyły jakiś nierealny świat ukryty za ciemnymi tunelami.
„Jeszcze trochę, jeszcze kawałek”
Zdawał się przemawiać do Ciebie jakiś głos, mówiący szeptem niecierpiącym sprzeciwu. Anioł nie mógł określić, czy to jego wyobraźnia płata figle, czy z powodu samotności zaczyna już słyszeć głosy ze ścian, jedno było pewne, nie minęło nawet dziesięć sekund, gdy kolejny głos przeciął ciszę, chociaż nie było echa, był tylko w głowie anioła.
„Nie zrobimy Ci krzywdy. Ale ty chyba się nas nie boisz, prawda skrzydlaty?”
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyjrzał się dokładnie otworowi. Jego końca nie widział. Widział jednak jego podłogę.
To dobrze, można tędy w miarę bezpiecznie iść i nie skręcić kostki.
Uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z tego odkrycia i poświecił jeszcze trochę latarką. Z wnętrza wypadło nagle kilka nietoperzy. Ab natychmiast odskoczył. Nie przestraszył się ich. Po prostu, jego ciało wykonało zapisaną komendę "odskakuj, gdy coś się poruszy".
Patrzył chwilę za odlatującymi ssakami. Żałował, że nie może za nimi pobiec.
Były.. ładne! Takie sympatyczne stworzenia. Kto wie, czy to nie były jedne z tych, które lubią krew. Karmienie ich mogłoby być ciekawe. Ehh. Mam nadzieję, że któryś mnie kiedyś polubi i będzie wpadał do mojej zielarni. Byłoby wesoło.
Westchnął i zerkną w szczelinę. Uznał, że sprawdził to, co mógł sprawdzić i wydało mu się to bezpieczne, więc bez zbędnego zastanawiania się, wszedł do wąskiego przejścia.
Nie spieszył się zbytnio. Rozglądał z ciekawością na boki, zerkał pod nogi. Ah, gdyby Lilo mogła go teraz zobaczyć. Może dostałby lizaka za dobre sprawowanie? Był ostrożny, prawda?
Starał się nie świecić latarką, na dostrzeżone nietoperze. Domyślał się, że nie będą tym zachwycone. Cóż, on by nie był. Nienawidził, gdy ktoś zapalał światło, gdy źrenice Aba były maksymalnie rozszerzone. To było.. nieprzyjemne.
Bezwiednie nucił pod nosem nową melodię. Gdzie to on ją usłyszał.. To jakaś stara kołysanka? Chyba słyszał ją przed laty w Edenie, kiedy jeszcze częściej tam bywał. Stare czasy...
„Jeszcze trochę, jeszcze kawałek”
Aj, aj kapitanie.
Ab poniekąd zignorował dziwny głos w swojej głowie. Tak często słyszał w niej nie swoje myśli, że czasami nawet tego nie dostrzegał. Chyba oszalałby, gdyby próbował to wszystko pojąć. Czasem informacji było za dużo. Choć teraz teoretycznie nie powinien nic słyszeć. Był z dala od innych.
„Nie zrobimy Ci krzywdy. Ale ty chyba się nas nie boisz, prawda skrzydlaty?”
Nie, nie boje się was myśli.
Zatrzymał się, a jego nucenie ucichło.
Zaraz. Wy nie jesteście tylko myślami. Myśli same nie istnieją i się do mnie nie odzywają.
Rozejrzał się nieco zdezorientowany. Kto to mógł być? Ab przypuszczał, że słyszy czyjeś myśli, ale nie był pewien, do kogo one należą. I skąd ten ktoś wie, że Ab ma skrzydła.
Chłopak zerknął na swoje plecy.
Nope, skrzydła mam schowane... Hej, kim jesteście?
Zapytał w myślach normalnym dla siebie, pogodnym tonem i ponownie się rozejrzał.
A jeśli to nie było do mnie?
Chwila, ja mogę słyszeć myśli, ale nie je wysyłać.

Zmarszczył brwi.
- Em, cześć? Jestem Ab. Mówiliście do mnie? - ponowił pytanie nieco niepewnym głosikiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach