Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 18 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18  Next

Go down

Pisanie 24.03.17 17:48  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
Jej dotyk na swój sposób był kojącym doświadczeniem. Może minęło ponad sześć miesięcy od ostatniego spotkania, ale system Nexa dziwnie spokojnie podchodził do odbieranych bodźców, które ta prowokowała czy generowała samą obecnością. Wciąż pamiętał te delikatnie tlące się w niej życie, gdy znalazł ją po raz pierwszy, wtedy w kanałach, gdy mogła mu przypominać co najmniej marionetkę, a nie w pełni funkcjonującego androida. Teraz była tu przy nim w całej swojej okazałości i świetności. Ze sprawnym ramieniem, które też sam naprawił i stało się to jedną z pierwszych poważnych rzeczy, którymi zajął się jako technik - i dalej działa. Czyżby cała reszta szkód, które podczas ostatniego czasu naprawił miała mieć podobnie dobre rokowania?
Czemu teraz o tym myślisz, idioto?
Czując chłód jej dłoni na swojej grdyce, jego źrenice rozszerzyły się zauważalnie. Skóra skórą, ale z bliznami nigdy nie miał łatwo. Odznaczały się jaśniejszym odcieniem od pozostałej części delikatnego naskórka, a gdy już się zauważyło jedną z nich, wtedy prawdopodobieństwo zauważenia innych wzrastało z każdą kolejną. To tak jak z gwiazdami na niebie.
Gdy lekkim ruchem pokierowała dłoń w stronę jego maski, a potem zbadała krętą drogą całą twarz androida, ten przyglądał jej się ze spokojem, ale i zainteresowaniem wymalowanym na całej sylwetce. Rozluźniona postawa, co nawet w przypadku Nexa wyglądało całkiem naturalnie. Lekko przekrzywił głowę, jakby to miało sprawić, że będzie miał lepszy focus na nią, a w rzeczywistości stało się to jego nawykiem, trudno powiedzieć od kogo zapożyczonym - sam raczej tego nie wymyślił.
"Będzie dobrze"
Coś takiego z ust androida zagubionego w tym dzikim, wielkim świecie? Uśmiechnął się, schylił odrobinę głowę i zdawać by się mogło, że się śmieje, ale... Nex chyba nie umie się śmiać, więc tylko pokręcił głową z lekko przymrużonymi oczami. Sprawiał wrażenie śmiejącego się, a to już połowa sukcesu! Utożsamiał się z jej sytuacją, a ona mogła widzieć pewne znaczne prawdopodobieństwa w jego "egzystencji". Z tym, że ta wybrała wyjście na podwórko i walkę, gdy on chował się po tunelach jak szczur, którym też czasami zdawało mu się, że był. Nie miał o sobie zbyt dużego mniemania, za to Coco imponowała mu w pewien ciekawy sposób, co wyłącznie plusowało.
Co ma być dobrze, gdy nawet nie wiem co jest źle?
Możliwe, że nawet odrobinę ubarwiał jej postać, niedokładnie wiedząc jak to tak naprawdę z nią jest. Kilka godzin wspólnego spędzenia czasu sprzed pół roku nie imało się odpowiedniemu poznaniu się wzajemnie, nawet jeśli Nex miał zakodowane, że jest jedną z osób, które dane mu było poznać najlepiej ze wszystkich.
Rzucił spojrzeniem na ich splecione dłonie. Sam to zainicjował?
Muszę przyznać, że jej dotyk...
"Popełniłam błąd, nie wstępując do łowców?"
Żachnął się w środku, niemal momentalnie przenosząc spojrzenie na Coco. Nie mu tutaj decydować o kolejach losu i ich następstwach, bo decyzja leżała przede wszystkim po stronie dziewczyny. Nex nie miał nic wtedy do powiedzenia, po prostu zaproponował zaangażowanie się w wcielenie jej w załogę Łowców. Był gotów zaryzykować wstawienie się za nią, bo miał wrażenie, że będzie jej dobrze ukryta przed światem.
Może się mylił, może nie - ale w tym momencie nie było o czym dyskutować.
Co najwyżej stawiać na ocenę prawdopodobieństwa i gdybanie.
- Nie mi tutaj oceniać, Lilith... - zaczął chrypliwie, odrobinę mocniej ściskając jej dłoń, jakby mimowolnie próbując wesprzeć jej niepewność i rozchmurzyć twarz. Gdy ta nie zareagowała, jakby zatopiona we własnych procesach myślowych, delikatnie złapał ją za podbródek i odwrócił jej twarz w swoją stronę tak, by patrzyła na niego.
- To nie był błąd, a twoja pierwsza w pełni świadoma decyzja. Możesz być z niej dumna albo nienawidzić się za to, ale to jest w nas najbardziej ludzkie. Błędy. Nasze metalowe mózgi nie są do ich spontaniczności, ale każdy kolejny wybór pozwala na doświadczenie i rozwój - dodał, po czym zsunął dłoń z podbródka dziewczyny na jej policzek, pogłaskał go lekko, by po chwili zahaczyć palcami o jej włosy i złapać jeden z zagubionych kosmyków między palce i założyć za ucho Coco.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.17 18:14  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
Doskonale pamiętała jak ten reagował na jej dotyk. Tym bardziej kiedy sunęła dłońmi po jego bliznach. Tak jak wtedy. Wspomnienia wracały i uderzały jej głowę. Przyjmne uderzenia będą pewnie twarzyszyć im do końca ich spotkania. Spojrzała w jego oczy, jego źrenice nieco się rozszerzyły, praktycznie nic się nie zminił. Na myśl o tym na jej ustach pojawił się niemrawy uśmiech. Cały czas go lustrowała. Dotykała. Jakby nie mogła uwierzyć, że serio tutaj jest, że naprawdę się spotkali... Że jej poszukiwania w końcu się zakończyły. Tak dobrze było mieć go znów koło siebie, mimo iż prawie się nie znali. Dwa androidy, inne oprogramowanie, którego prawie nie znała. Prawie? Wcale. Wiedziała tylko jak system reaguje na dotyk, a to naprawdę mała wiedza. Cóż. Mogła zwalić winę tylko na siebie. To ona uciekła. To ona wyszła z kanałów i więcej nie wróciła. To ona się nie odwróciła i nie spojrzała jeszcze raz w jego twarz, w połowie zasłoniętą.
Dlaczego?
Nie była zagubiona! Jak na androida całkiem odnalazła się w zupełnie innym środowisku. Wszystko tutaj odbiegało od jej norm życiowych. Wcześniejszych norm życiowych, poprawiła się w myślach. Nie było sklepów, pysznej gorącej kawy i sushi, a szkoda. Musiała wszystko zdobywać sama i nie miała ku temu większych oporów. Nie chciała bowiem wracać do szarej rzeczywistości. Wybiegi, krok, biodro. Jak o tym myślała, zawroty głowy przychodziły same i szybko nie chciały opuścić. Nie miał się bowiem o co martwić, jak na maszynę bez ludzkich zachowań dawała sobie świetnie radę. Może była zbyt ufna, aczkolwiek póki co, jej się to opłaciło. Głupi ma zawsze szczęście, nie? Parsknęła gdzieś w środku.
Zagubiona w myślahc i we własnym pytaniu straciła kontakt ze światem. Wszystko stało się obce, a myśli skupiły się na organizacji. Wahadło między jedną a drugą. Łowcy, czy psy. Nie mi tutaj oceniać.. miał rację. Lilith.. Jej imię brzmiało tak cudownie w jego ustach. Tak rzadko wymawiane jej imię, smakowało cudownie, słodko i czule. Mimo iż ten nawet mógłby nie mieć tego na myśli. Ona, ty, ej. Nikt tutaj nie był dla siebie uprzejmy, a jak był, musiał mieć jakiś w tym interes. I ona była od tego by go znaleźć.
O czym ty myślisz.
Skarciła samą siebie, wracając do rzeczywistości. Poczuła jego dotyk. Skóra zapiekła od jego chłodu. Jednak był na tyle delikatny, że ledwie to poczuła. Nie opierała się, dała mu operować jej twarzą, jego dłoni. Słuchając, wpatrywała się głupio w jego oczy. Ludzkie? Może byli stworzeni na wzór człowieka, może nawet by być bardziej idealną repliką ludzkości, ale.. - Chciałabym mieć uczucia. - Powiedziała, kiedy ten zakładał za ucho jej czarne włosy. Jej głos był.. Smutny? Sama nie wiedziała, pogubiła się we własnych odbieranych bodźcach. - Wszystko byłoby prostsze. - Mówiła jakby do siebie, a niby głośno, żeby ten mógł usłyszeć. Wybory, błędy, powodzenia, doświadczenie. To tylko kolejny ciąg licz i literek zakodowane głęboko w jej systemie. Czy tak miało to się toczyć póki nie zerdzewieje a w jej kabelki nie wsunie się piasek?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.18 22:17  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
Wypluł krew z ust. Krwawił, chociaż było to dla niego absurdalne.
Obudził się na ziemi, poobijany, z obolałym nosem, obdartym policzkiem i brudem we włosach. Brud jak gdyby był tam od zawsze, nie był przecież efektem zaliczenia jednego, bliskiego spotkania z glebą, ale kiedy sięgał pamięcią do ostatniego momentu, który jarzył mu się wyraźnie przed oczami nie było mowy, by prezentował się wtedy w tak paskudny sposób. Ze wspomnieniami było coś nie tak, ale...

To trwało już wiele dni.

Usiadł na skraju jakichś zasypanych ruin. Wielkie kamienie układające się kiedyś w jakiś mur wystawały teraz z ziemi tworząc nieregularne pagórki. Musiał się zatrzymać i pomyśleć. Dłonie pokryte piachem nie pomagały, kiedy starał się uderzeniem w policzki doprowadzić do stanu używalności. Brudne i czerwone jednocześnie ślady na bokach twarzy świadczyły o tym, że nawet silny cios na niewiele się zdawał. Bał się spoglądać w lustrzaną powierzchnię, nawet woda była jak zaraza. Co jeśli zobaczy tam kogoś, ale nie tego, kogo się spodziewa?
W głowie mu szumiało. Prawie jakby kanał telewizyjny nagle stracił sygnał. Czegoś mu brakowało, chociaż nie wiedział czego.
Pamięci.
Nie mógł tego przed sobą nie przyznać. Wiedział, że miesiące, może nawet lata zniknęły z jego głowy jak za pstryknięciem palca. Co robił i gdzie się podziewał przez ten okres? Dlaczego pomimo tego, że zionęła w nim potężna dziura mógł bez problemu wrócić do życia sprzed tysięcy godzin, które spędził w nieznany dla niego sposób? Cofnął się gdzieś do punktu, w którym niemalże rwał sobie włosy z głowy, byle tylko nie stracić tych wszystkich cennych wspomnień.
Wiedział, że kiedyś to nastąpi. Wtedy, dawno temu spodziewał się, że przyjdzie na niego pora, bał się tego już od niepamiętnych czasów. Mógłby świętować sukces. Czy właśnie nie tego chciał tak mocno? Za cenę obecnego życia odzyskać wspomnienia z tamtych lat, które dotychczas były mu obce? Przeskoczył o jednego siebie dalej.
Tyle, że to co miało miejsce kiedyś teraz nie miało już odniesienia w tym świecie.
Gdzie był i dokąd zmierzał tak szybko, że ocknął się dopiero na ziemi, obdarty i z ustami pełnymi krwi? Skąd wzięła się na jego twarzy twarda skorupa poparzonej skóry? Albo masa blizn, których nie pamiętał? No i nie miał butów. Wyraźnie widział, zaglądając w tył swojego umysłu, że co jak co, ale buty to kiedyś miał porządne.

Dokąd teraz?

Wstał. Impuls w głowie kazał mu wracać. Dokąd? Gdzie? Co zgubił na swojej drodze? Nogi ciągnęły go w nieznanym kierunku. Wszystko dookoła było dziwne, inne, nie znał tego i bał się. Miał na wyciągnięcie ręki coś, o co walczył wiele lat temu, ale zapomniał co to było. Dla czego się poświęcał, rzucił w niepamięć część swojego życia?
Przytknął obdartą dłoń do policzka, wbił się paznokciami w miękką skórę i zacisnął zęby. Od środka palił go ogień, jakby chciał coś zabić, rozszarpać własnymi, nieludzkimi szczękami. Postawił krok, ale zachwiał się natychmiast, czuł się tak, jakby miał polecieć do przodu, znowu uderzyć o podłoże i stracić przytomność. Ruszył do przodu, innego kierunku nie miał.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.18 16:05  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
Za każdym razem odczuwała to samo. Ten piekielnie niezidentyfikowany lęk, przeplatający się z podekscytowaniem, które pojawiało się i napędzało ją do działania, jak cholerny motorek, uaktywniający się bez uprzedzenia.
Adrenalina.
Ryzyko połączone z niewiedzą stanowiło mieszankę wybuchową — nigdy nie mogła być pewna, w jaki sposób zareaguje psychika. Miała w sobie coś z masochistki. Bezczelność pchania się we wszystko, czego powinna była unikać, przylgnęła do niej tak mocno, że zwykle przestawała powstrzymywać się przed zrobieniem pierwszego kroku. Ostrzegali ją? Odprowadzali od dziecinnie impulsywnego pomysłu? Nie docierały do niej nawet zakazy. Inaczej — tym bardziej nie docierały do niej zakazy.
Gdyby narzekała, byłaby zwyczajną idiotką. Naiwną, narwaną smarkulą, która potrzebowała w życiu czegoś więcej niż pieprzenia od tyłu. Chcąc nie chcąc musiała przyznać, że rola szpiega najodpowiedniej z nią współgrała. Nawet jeśli wpakowała się w niezłe gówno, jakimś cholernym cudem zwykle wychodziła z niego bez większego szwanku.
Jednak nie była niezniszczalna. Wręcz przeciwnie, w starciu z wrogiem okazywała się bezsilna. Niczym szmaciana lalka, którą pokonałby praktycznie każdy. Wystarczyło kilka mocnych chwytów, by rozszarpać dziewczynę na strzępy.
I to drażniło ją najbardziej.
"Słyszeli, że ktoś się tam kręci. Mogą się do nas zbliżać."
"Sprawdź dokładnie. Jeżeli rzeczywiście ktokolwiek tam jest..."
Gdy dostała wytyczne, by zbadać teren, wiedziała już, że czujność nie mogła opuścić jej ani na jedną, wydawać się mogło, iż nieznaczną sekundę.
"I weź kogoś ze sobą. Tylko nie dajcie się złapać, żebyśmy nie musieli szukać waszych trupów."
Nie raz i nie dwa wysyłali ją w pojedynkę. Podwójny skład oznaczał tyle, że mogła spodziewać się wszystkiego. Chociażby największego gówna.

Większe i mniejsze skały, porozrzucane po ziemi bez ładu, dawały im możliwość względnego ukrycia. Dużych rozmiarów głaz był idealnym punktem nie tylko potencjalnej kryjówki, ale również obserwacyjnym.
Przez całą drogę skupiała się na drobnych szczegółach, starając się wyłapać coś, co wskazywałoby na prawdziwość puszczonych plotek. Mrużyła oczy, z nieodgadnionym grymasem posuwając się naprzód — w miarę możliwości bezszelestnie. Dopiero gdy znalazły się na tyle blisko, że dawno opuszczony obóz leżał zaledwie kilkadziesiąt metrów od nich, spojrzała na jasne oblicze towarzyszącej jej anielicy.
Nie ma żadnych śladów, ogniska też nie wyczaiłam, więc strzelam, że nawet jeżeli ktoś tam urzęduje, nie jest ich dużo. Albo dawno się stąd wynieśli. — Kucając, stwierdziła cichym tonem, by zaraz oprzeć plecy o chłodny kamień. — Musimy ogarnąć to z bliska. Bo stąd, kurwa, niewiele widać — ciągnęła dalej, jeszcze wyraźniej ściszając głos. — Idziemy w kierunku skał, które zakrywają część tej dziury. Ja pójdę pierwsza, ty za mną.
Zerknęła badawczo w oczy Rebeki, jakby samym spojrzeniem chciała przekazać jasnowłosej, że nie mogą tego spierdolić. — Gotowa?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.18 0:30  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
Za każdym razem odczuwała to samo. Ogarniającą ciało i umysł niemoc, której nie potrafiła się pozbyć. Przemożne wrażenie, że zmierza donikąd, a podejmowane przez nią co dzień wysiłki są śmiechu warte, uporczywa potrzeba rzucenia wszystkiego i wyjechania w Bieszczady, gdziekolwiek to tam niby jest.
Rezygnacja.
Przerabiała to już przecież setki razy. Ataki szału i fochy, niezliczone kłótnie i całe miliony wyzwisk rzucanych na porządku dziennym, do tego narzekanie pod nosem i na głos, złorzeczenie na pracę, której wcale nie chciała i wszystkie codzienne trudności - budząc się każdego ranka powtarzała sobie, że właśnie dzisiaj odpuści, wyleje wszystkie żale, przewróci stół, tupnie nóżką i wyrwie się na wolność.
I codziennie jakoś tak przypadkiem rezygnowała z tego pomysłu, a potem irytowała się jeszcze bardziej, tym razem na samą siebie. Klęła na swoje przywiązanie, na poczucie obowiązku, na to cholerne... coś, co nie pozwalało jej odejść.
A potem jej wkurwiający podopieczny postanowił zrobić jej dowcip i sam gdzieś zniknął. Odstawił scenę, o mało nie zabił Matyldy i pobiegł w nieznane niczym Forrest Gump, tylko że jeszcze chyba nie dotarł do tego momentu, kiedy powinien zdecydować o dobrowolnym powrocie. To frustrowało ją tym bardziej, że nie miała pojęcia, gdzie żyrafi wymordowany się podziewa, co robi i jak sobie radzi, czy żyje czy zdycha gdzieś w rowie, czy kiwa się jak debil siedząc na pniaku czy rozszarpuje wnętrzności jakiegoś noworodka. Z tym typkiem wszystko było możliwe.
Ogólnie dobrym pomysłem byłoby go poszukać i to można by uznać za dobry plan gdyby nie fakt, że Desperacja jest ogromna, a Reb tylko jedna, maleńka i sfrustrowana. Musiała liczyć na to, że Doberman, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, sam się znajdzie. Pewna była za to tego, że kiedy już delikwent się znajdzie, będzie najszczęśliwsza mogąc go zajebać gołymi rękami. Ewentualnie jakimś przyjaznym narzędziem, gdyby nie dawała rady.
Na chwilę obecną była już tak zrezygnowana, że wypad na przeszpiegi traktowała bardziej jak spacerek niż jako okazję do odnalezienia swojej zguby. Dość naturalnie oddała She dowodzenie, trochę apatycznie podążając za młodszą dziewczyną. Dopiero kiedy zaczęły zbliżać się do miejsca, które powinny zbadać, ożywiła się nieco. Nie była głupia - zwiad wymagał czujności. Nie zamierzała dać się zeżreć jakiemuś dzikiemu stworzeniu ani zginąć w równie głupawy sposób, więc wykrzesała z siebie tyle energii, by móc skupić się na obserwacji.
- Stąd to kurwa nic nie widać - przytaknęła Ratlerce szeptem. Kiwnęła głową, zwiastując gotowość do działania, po czym bez ociągania ruszyła za She w kierunku wspomnianych przez nią skał. Przykładała się do zadania - to jej trzeba przyznać. Skoro już spierdoliła swoją wielką, życiową rolę, to chociaż coś takiego mogła zrobić dobrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.18 20:25  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
Desperacja się zmieniła. Nie odczułby tego, gdyby czas przelatywał przed jego spojrzeniem płynnie. Nagły przeskok sprawił, że słońce rozjarzyło się przed jego oczami obcą barwą, a przecież to wciąż ta sama, płonąca gwiazda, którą znał od zawsze. Ostra, czerwona poświata działała jak filtr narzucony na jego wzrok, patrzył niby na te same obrazki, ale jednak poddane jakiemuś działaniu, które umknęło mu jako obce. To raczej on nie pasował do swojego otoczenia, niżeli otoczenie do niego.
Podrapał się przerośniętymi pazurami za uchem. Twarde, zrogowaciałe paznokcie pasowały do jego obecnego oblicza, tak jak i brudne, zmiętoszone włosy, skołtunione jak u bezdomnego psa, którym się niejako czuł. Przestało mu już zależeć na tym, by doprowadzić się do lepszego stanu. Woda uciekała spomiędzy palców, gdy sięgał po nią do jakiegoś rowu. Brudna, pokryta tęczową warstewką trująca ciecz nie napawała go optymizmem, nie pomagała nawet obmyć największych plan z jego koszuli. Plan krwi, bo innymi niewiele by się przecież przejmował. Zdołał to wyczuć, że krew wcale nie należała do niego. Obca woń wypełniła jego nozdrza, ale umysł pozostawał pusty, wręcz boleśnie czarny.
 Brak celu paradoksalnie pchał go do przodu, w samotności musiał przejść już całkiem spory kawałek drogi. Nic nie chciało go atakować, chociaż wyczuwał niekiedy wyraźną woń bestii. Być może bały się go równie mocno, co on ich. Zmieszanie i zdenerwowanie stanowiły niezgrabną mieszanką wybuchową, Kirin zdolny byłby do zrobienia rzeczy strasznych, o które nawet on sam siebie nie chciał głośno oskarżań. On nie, ale stworzenia wiedziały, wyczuwały emocje, usuwały się z drogi, bo i on nie szedł na spotkanie ze śmiercią, trzymał się swoich, obcych, ale wybranych właśnie nowych ścieżek.
 Brzęczyk w głowie ogłuchł, zaniemówił. Denerwował go swoim niskim buczeniem, ale nie układał się w konkretne słowa.
...
 Mięśnie poruszały się same, prowadziły go zgrabnie między ruinami jak po trasie wyznaczonej przez mapę w umyśle. Mapę, którą jak się zdawało pamiętało ciało, bez pomocy ze strony myśli. Zdawało się jednak, że tym razem instynkt nie prowadził go do odpowiedzi, a wyprowadzał daleko, poza ziemie, na których obawa się nasilała. Pamiętał, dokąd prowadzą niektóre trasy, ta konkretna wychodziła daleko i jeszcze dalej. W miejsca, gdzie brzęczyk mógłby w końcu ucichnąć.
 Odczuł mimowolną potrzebę dodatkowej czujności. Zimny dreszcz przeszedł od palców stóp po czubek głowy, ale wymordowany nie zwalniał. Wzrok wbity miał uparcie przed siebie, ale inne zmysły pracowały w sposób niewidoczny dla potencjalnego zagrożenia.
No dalej, rzuć się na mnie.
 Uniósł brudną dłoń przed twarz, zacisnął palce. Pamiętał, co powinien zrobić, ale z jakiegoś powodu nie miał ochoty przerywać marszu teraz, kiedy czuł, że robi dobrze kierując się na wprost.
 — Całkiem głośno mówicie, jak na potrzebę ukrywania się... — skomentował obojętnie. Zwierzęce zmysły podpowiedziały mu, że nie ma do czynienia ze zwykłą zwierzyną łowcą, raczej z kimś na kształt człowieka. Być może spotkał kogoś podobnego do siebie, ale sam odległy dźwięk rozmowy nie podpowiadał mu nic więcej.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.18 0:38  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
Ingerencja Losu

Uczucie nagłego gorąca rozlało się w klatce piersiowej wymordowanego. W głowie ciche szepty, niczym głosy z podziemi zaczęły sączyć jadowite słowa, które zlepiały się pod czaszką ciemnowłosego. Zabij, zabij, zabij. Chcesz tego. Chcesz poczuć świeżą posokę na języku. No dalej. Pomożemy ci. Zrób to. Niewidzialne dłonie oplatały gardło Kirina, a wzrok spowijała mgła. Drżenie ustało, cały świat ustał. Liczyło się tylko jedno. Instynkt. Zwierzęcy i nagi instynkt.
No dalej, zabij.

Kirin z racji Poziomu E wpada w szał na dwa posty. Następnie przez kolejny post będzie dochodził do siebie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.18 21:23  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
Nie było sensu zwlekać — im dłużej czekały na odpowiedni moment, by wyjść zza prowizorycznie chroniących je kamieni, tym więcej traciły; czasu, gotowości do działania, ewentualnych okazji do bezpiecznej obserwacji. Nie miała pojęcia co zastaną, kiedy zbliżą się na tyle, że dosięgną wzrokiem nie tylko opustoszały, pagórkowy teren i wyłaniające się gdzieniegdzie czubki dawno postawionych, zniszczonych namiotów.
Adrenalina znów dała o sobie znać, delikatnie rozszerzając źrenice. Rozchodziła się po ciele niczym przyjemny prąd.
Na znak własnego przygotowania, kiwnęła podbródkiem i ruszyła naprzód. Bez pośpiechu stąpała delikatnie po twardym, ziemistym podłożu. Przesuwając spojrzeniem przede wszystkim na wysokości oczu, chwilami mimowolnie przyciągało ją to, co działo się niżej — pojedyncze, zapomniane przez los czaszki i kawałki bliżej nieokreślonych materii bezgłośnie zdawały się szeptać, że nie leżały tam dzięki błahym powodom. Zagrożenie czaiło się wszędzie. Niezależnie od tego, którą drogę zdecydowałyby się obrać, pojęcie braku ryzyka na Desperacji nie istniało.
Napięte mięśnie i wyuczona, szpiegowska postawa — zespolona niemalże z każdym stawianym krokiem. Według kogoś takiego jak ona, najzwyklejszego na świecie człowieka, możliwe, iż poruszała się bezszelestnie. Paradoksalnie nie mogła zarzucić sobie braku wprawy. Gdyby tylko wiedziała, że...
Dopiero kiedy przedostały się do wskazanego przez czarnowłosą miejsca, ponownie pozwoliła gardłu wydobyć z siebie słowa.
Tu jest trochę lepiej — stwierdziła jeszcze ciszej niżeli wcześniej, kucając jak najbliżej wylotowego boku. Przelotem zerkając na anielicę, przywarła do ściany, z zamiarem wychylenia głowy na otwartą przestrzeń.
I wtedy...
No, trochę lep--...
Poziom adrenaliny płynącej w ciepłej krwi drastycznie skoczył, uderzając z szaleńczą siłą. Jak za nagłym kopnięciem impulsywnie schowała głowę za skałę. Niewyraźny obraz ujrzanej między ruinami oddalonej postaci, skłonił ją do odruchowego ostrzeżenia Rebeki. Złapała Terrierkę za nadgarstek, przytykając do warg palec wskazujący.
Zamarła.
Mimo, że znajdowały się daleko, poczuła rozpływającą się po nerwach falę niepokoju.

Tylko jeden.
Aż jeden.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.18 0:35  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
No i to by było na tyle z konspiracji. Wydane jak dzieci, choć przecież pilnowały się jak potrafiły, żeby mama nie zauważyła, że podjadają ciastka, ukryte za kanapą. Niestety, kimkolwiek był znajdujący się na tym obszarze osobnik, właśnie odkrył, że nie jest sam. To otwierało wiele nowych ścieżek, którymi mogły się potoczyć kolejne wydarzenia. Było dość prawdopodobne, że nieznajomy, poczuwszy zagrożenie, postanowi wyjść z inicjatywą i zaatakować - to zazwyczaj była najlepsza obrona, jeśli tylko było się pewnym swoich sił. Mógł też ewentualnie uciekać, co z jednej strony byłoby wygodne dla dziewcząt, ale też nie przyniosłoby im żadnych informacji - a po to tu przyszły. Ewentualnie ich zabawa w szpiegów zostanie przez nieznanego osobnika zignorowana, jeśli nie uzna ich za wystarczająco niebezpieczne... cóż, w pewnym sensie miałby rację. Było bardzo wiele opcji, jednak jakimś sposobem to nie ich problematyka zajmowała teraz umysł anielicy. Pojawił się jeden szczegół, który nie od razu był jasny, a jednak którego nie była w stanie zignorować.
Znajomy głos, którym wypowiadano komentarz, znajomy szyderczo-znudzony ton. Albo to rzeczywiście było to, albo dostawała już omamów słuchowych. Sama nie mogła uwierzyć w to, że możliwy był aż tak ekstremalny zbieg okoliczności. Zamarła w bezruchu, nasłuchując, czy obiekt ich obserwacji powie coś jeszcze. Musiała się upewnić, że jej się zdawało. Bo jeśli się jej nie zdawało, cóż...
Musiało jej się zdawać!
Gwałtownie złapana na nadgarstek, spojrzała natychmiast na She, pozwalając się wyrwać z gorączkowych rozmyślań. Nie mogła pozwolić sobie teraz na rozproszenie, sytuacja była niebezpieczna. Straciły przewagę w postaci elementu zaskoczenia i od teraz musiały być jeszcze ostrożniejsze, by dobrze to wszystko rozegrać. Przyciśnięta do kamienia, oddychając płytko, chcąc nie wydawać z siebie możliwie żadnych dźwięków, nie mogła jednak odgonić napływających wciąż w myślach wątpliwości. Szarpnęła lekko ręką, chcąc zwrócić na siebie uwagę Ratlerki, tak by młodsza dziewczyna na nią spojrzała. Już nawet szeptanie nie wchodziło w grę, skoro nieznajomy w jakiś sposób je słyszał. Musiał mieć nie lada wyostrzone zmysły - można więc było śmiało zakładać wymordowanego.
Widzisz go? - wyartykułowała bezgłośnie, samym wyrazem twarzy zdradzając podenerwowanie. Sama nie mogła zbyt sensownie wyjrzeć z miejsca, w którym się ukrywały; musiałaby odsłonić się dość wyraźnie, a to już byłoby kompletną głupotą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.18 12:31  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
Wykazywał raczej mierne zainteresowanie ukrytymi gdzieś w cieniu osobnikami. Usłyszał dwie kobiety, ale nie zrobił nic więcej, by odkryć ich położenie. Czujny słuch zdradzał, że były gdzieś za nim, wśród ruin, ale poza ostrożnością, nie wykazywał się niczym innym. Nie zależało mu na nowych znajomościach, chciał właśnie odejść, a one tylko wszystko popsuły. Śledziły go?
Po co? Kto je tu wysłał i dlaczego? Może wszystko było tylko przypadkowym zbiegiem okoliczności i wcale nie szukały właśnie jego osoby wśród tych ruin? Przez moment poczuł odrobinę ulgi, przez bardzo krótką, bolesną sekundę miał wrażenie, że może ktoś rozjaśni mu nieco ciemne plamy w pamięci, ale równie szybko przypomniał sobie, że postanowił właśnie nie wracać do żywota, który wiódł. Szorstkie ręce ęce pokryte drobnymi bliznami zbyt wyraziście zdradzały mu, że walczył, cały czas, całe lata, gdy tylko mógł. Nie w taki sposób planował egzystować.
Podrapał się za uchem czując wzrastające w głowie napięcie.
- Znowu? - odezwał się głośno, chociaż do samego siebie. Już wcześniej czuł coś podobnego, a potem robił przez jakiś czas paskudne, zwierzęce rzeczy. Zagryzł własnymi zębami jakąś wiewiórkę, którą wcześniej próbował zbawić do siebie orzechami. Nie planował kończyć jej życia tak gwałtownie, ale kiedy miał ją w zasięgu jednego skoku instynkt zwierzęcia zadziałał mocniej od ludzkiego umysłu i skoczył, zgniótł jej głowę, wykręcił kark, rozdrapał pazurami skórę na karku i zatopił zęby w miękką szyję nieruchomego stworzenia. Siedział tak z małym zwierzątkiem w zębach do momentu, aż powróciły jasne myśli.
Wypluł ją wtedy, a krwi i sierści z buzi pozbywał się reszty dnia. Strach przed samym sobą nie chciał jednak w ogóle się ulotnić. Jakby na zawsze miał być już skazany na życie kierowane przez nagłe szarpnięcia instynktu.
- Yo, dziewczynki... nie wiem kim jesteście, ale jak nie chcecie skończyć z ukręconym karkiem to lepiej trzymajcie się ode mnie z dala. - machną ręką w powietrzu. Ton jego głosu zdradzał zmęczenie i pogodzenie z losem. Nie próbował tego nawet powstrzymać, więc kiedy opuszczał kończynę by zawisła znowu wzdłuż ciała, pochwycił ją w połowie lotu we własne szczęki i zatopił kły tak głęboko, że z boku pociekła stróżka krwi.
Na widoku nie było nic, co mógłby upolować i brutalnie zabić, dlatego z potrzeby poczucia paskudnego, żelazistego smaku postanowił pogryźć sam siebie. Nie umiałby wytłumaczyć dlaczego, teraz, kiedy jego głowę przepełniała chęć demolowania wszystkiego co na drodze, pomijając, że ruiny same w sobie były już katastroficznym krajobrazem. Nie mógł więc w jasny sposób spełnić własnych potrzeb. Jak pies, który strzeżąc kości obawia się własnej nogi, tak i on, z braku innego celu obrał za jeden to denerwujące ciało, które więziło jego zwierzęce zmysły.
Przykucnął i skulił się przy jednej ze skał oblizując zadaną samemu sobie ranę. Długi ogon, który pojawił się obok niego zamiatał kurz na ziemi w leniwym rytmie.

Szał: 1/2
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.18 20:09  •  Opuszczony Obóz - Page 13 Empty Re: Opuszczony Obóz
Jasne tęczówki czarnowłosej skupiły się na ustach Rebeki, które poruszały się, wypowiadając bezgłośne słowa. Nie docierał do niej głos nieznajomej postaci i gdyby tylko wiedziała, że wcale nie zachowywały się tak cicho, jak mogłoby się im wydawać, zapewne nie odezwałaby się słowem od momentu, w którym ruszyły do obozu.
Zwyczajnie nie wzięła tego pod uwagę.
Zamiast zachować wyuczoną ostrożność, raz jeszcze wychyliła czubek głowy na pewny odstrzał. Kiedy w pośpiechu wróciła spojrzeniem do anielicy, na jej twarzy malowało się widoczne zdezorientowanie.
Czysto — szepnęła.
Zaraz po tym oderwała pięty od piaszczystego podłoża, zmuszając przykulone ciało do nagłego ruchu. Nawet jeśli odczuwała strach, nie byłaby sobą, gdyby nie poddała się impulsywnemu działaniu. Głupia? Raczej zbyt porywcza.
Wyszła z pozornie bezpiecznego miejsca, rozglądając się dookoła z dokładną czujnością. Oprócz kolejnych większych i mniejszych kamieni, suchej gleby, brudu i pustki, nie widziała niczego szczególnego. Odetchnęła głębiej, odwracając głowę w kierunku Zimmermann. Wtedy odeszła dalej, w pochylonej pozycji, po cichu wyłaniając się spośród zasłaniających obraz ruin. Cisza bywała złudna.
Dopiero gdy kątem oka ujrzała kawałek przygarbionej sylwetki, nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
Cofnęła się — nieumiejętnie. Wraz z mimowolnym szurnięciem buta wzbiła w powietrze piach.
O-cho-le-ra.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 18 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach