Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 06.10.15 21:02  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
Czasami po prostu ma się dobry dzień na to, żeby kogoś zgasić. Dobrze jest, gdy wypadnie on właśnie wtedy, kiedy ktoś ci bliski dosłownie płonie i potrzeba zlikwidowania ognia jest wręcz nagląca. Na całe szczęście zabieg anielicy się udał, choć przewidywała, że poparzenia mimo wszystko będą rozległe. Sama myśl o tym napawała ją silnym zmartwieniem, ale nie mogła teraz tracić czasu na czczy pesymizm. Póki starcie trwało, musiała zdecydowanie skupić się na obecnych wydarzeniach, nawet jeżeli z pozoru można było odnieść wrażenie, że anielski zastęp traci przewagę.
Skoro pierwszy manewr przy użyciu się udał, to czemu nie miałaby kontynuować? Kolejna fala wody chlusnęła w twarz przywódcy anielskiego kwartetu... no, teraz to już raczej duetu. I tu nie chodzi o zwykłe polanie kolesia jak ze szklanki, a raczej o wredne strumienie przezroczystego płynu, który nieubłaganie kierował się wgłąb ust i nosa owego osobnika, by uniemożliwić mu oddychanie.
Jeżeli tylko miała możliwość i było to jeszcze konieczne, podobnie mogła zrobić z turlającym się po ziemi zakolczykowanym panem, tak żeby nie udało mu się dosięgnąć broni. W końcu trudno myśleć o walce gdy każda sekunda bez tlenu odbiera ci życie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.10.15 18:17  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
System wtłaczania nanomaszyn oraz adrenaliny do krwi został włączony.
Kochał ten miękki, damski głos, który to mówił, ale żałował, że ma akurat powód do mówienia tego.
Mimo to z bólem mógł się pożegnać, adrenalina robiła swoje, a nanomaszyny które dopłynęły do jego ciała dały mu przysłowiowego kopa.
Rozejrzał się po żywych przeciwnikach i widząc co przywódca Guns n' Moses zgotował Kirinowi, bez wahania rzucił się na niego. Z rozbiegu wpadł na niego od tyłu i przygwoździł z całą siłą do najbliższej ściany, która się w pewnym stopniu wręcz skruszyła. Jeżeli to nie wystarczyło żeby staruszek odpadł to zaczął tłuc go pięściami po nerach a na zakończenie sprzedał mu masywnego kopa, typowego dla strażaków do wywalania drzwi, prosto w kręgosłup aby go złamać.
Jeżeli jednak ten się postawił i udało mu się wydostać to miał zamiar zabić go szybkim cięciem wystrzeliwując katanę aby zyskać przewagę czasową nad przeciwnikiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.15 23:45  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
Anioły nie miały szans z rozwścieczonymi Psami, gdy już straciły element zaskoczenia i połowę grupy. Atak wykonany przez Kirina okazał się skuteczny. Przywódca aniołów zabulgotał, zatrząsł się u upadł na ziemię, umierając w konwulsjach. Oto co dzieje się z pierzastymi, którzy nie potrafią dobrowolnie podarować innym swojego serca.
Drugi z aniołów, choć dopełzał już do katany, leżącej dwa metry od niego, był zbyt słaby, by oprzeć się sile furii Żyrafy, który niemal dosłownie rozszarpał go na strzępy.

Koniec interwencji.


Efekty:

- Kirin - spalona część włosów, poparzona twarz, szyja, przedramię, gorsza widoczność na lewe oko (+-2 fabuły po leczeniu)
- Fenrir - ból głowy, rozcięta skóra wzdłuż lewego boku, zwichnięta i pęknięta szczęka, pęknięte kilka żeber dolnych z lewej strony
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.15 23:09  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
Dygotał w całości. Ze zdenerwowania, agresji i bólu jednocześnie. Ręce poruszały się zaciskając spazmatycznie serce anioła, które wyrwał z jego śmierci. Bijąca jeszcze przez chwilę karmazynowa masa ociekała krwią i spływała powoli po jego rękach aż do łokci i tam odrywała się w postaci kropelek. Wpatrywał się w zdobycz z szeroko otwartymi oczami i sapał głośno przez otwartą buzię.
Eh, jak spokojnie, jak cicho...
Chyba nie do końca docierało do niego, że część jego ciała pokryły bąble, a skóra zmieniła kolor na mocny róż, niemalże czerwień zwiastując poparzenie co najmniej drugiego stopnia. Jego własna krew mieszała się z ziemią, a także szkarłatną cieszą wypływającą z ust, uszu i nosów pozbawionych życia skrzydlatych istot.
Opuścił ręce gwałtownie, przyklęknął na oba kolana i w tej pozycji spoglądał na organ w swoich dłoniach. W ogóle nie miał ochoty teraz jeść, a jednak na siłę powstrzymywał się od zatopienia zębów w sercu, tak by wyładować swoją frustrację.
- Fenek, co te cholery ode mnie chciały? W ogóle dzięki że tu jesteś. Chyba chcieli mnie ze sobą zabrać, albo zabić na miejscu, a sami zginęli... patrz... mam serce jednego... - mówił chaotycznie i śmiał się nerwowo pod nosem prezentując na wyciągniętej ręce krwawiąca masę. Obłęd wkradł się w jego spojrzenie złotych ślepi.
Wody, wody...
Zaczął rozglądać się nerwowo. Skąd wcześniej wzięła się ta woda? Potrzebował jej teraz, dużo. Do picia, do ochłodzenia ran, do uspokojenia się. Rzucił serce na ziemię i opadł do tyłu siadając na stopach. Fenek tez nie prezentował się najlepiej. Jego także pokrywała krew. I to właśnie przyciągnęło jego uwagę i na nowo zmusiło umysł do zachowania zmysłów i skupienia się.
- Dlaczego jesteś we krwi? - Zapytał głupio. Z jakiegoś powodu cały czas przebywał w szoku.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.15 16:11  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
Chwila-dwie i było po wszystkim. Czworo aniołów leżało na ziemi tworząc krwawą masę trupów, jakby uzupełniając pełen nędzy i rozpaczy obraz desperackiej uliczki. Taki widok nie był tu aż tak wielkim zaskoczeniem, w końcu co jakiś czas zdarzały się większe bójki, których ofiarami nikt się nie przejął, a szczytem uprzejmości wobec umarłych było przeniesienie ich ciał gdzieś na śmietnik, żeby nie tarasowali przejścia tym, którzy jeszcze męczyli się na ziemskim padole.
Stała w pewnym oddaleniu i z przerażeniem obserwowała, co też jej podopieczny wyprawia. Samodzielnie rzucił się na pozostałą z zastępu dwójkę, mimo że jeszcze przed chwilą dosłownie płonęła mu głowa. Gdyby znała go krócej, pewnie próbowałaby go powstrzymać. Na szczęście moc stawania się istotą niematerialną zadziałała prawidłowo i wkrótce było po walce. Tak czy inaczej wyglądało to okropnie, obrzydliwie i zdecydowanie nie dla wrażliwych.
Musiała otrząsnąć się z pierwszego szoku, ale zaraz potem podbiegła i w kilku krokach znalazła się obok Żyrafy. Ten najwyraźniej kompletnie nie zauważył jej obecności. Tak jak w sumie nikt z pozostałych, no bo kogo interesuje jakaś tam albinotyczna anielica, która przyszła pomóc. No kogo ona obchodzi?
To w sumie niech dalej nikogo nie obchodzi. Gadajcie sobie, panowie. Reb nie potrzebuje sztucznie wywoływanej uwagi, żeby tylko zostać zauważoną i się z tego cieszyć. Kompletnie nie było jej to potrzebne; zamiast tego musiała się upewnić, jak słaby jest stan Kirina i czy przypadkiem nie da się czegoś od razu zrobić z odniesionymi przez niego obrażeniami.
A że obok był też równie poszkodowany biomech? Też ważne, aczkolwiek w kolejce priorytetów Rebeki drugi z panów był zdecydowanie na dalszym miejscu. Na razie im nie przeszkadzało.
Ciekawe kiedy ktokolwiek ogarnie, że ona tu w ogóle jest.
No nie przeszkadzajcie sobie, serio.
Od... ośmiu postów jest właściwie przezroczysta. Jeszcze dwa czy trzy spokojnie poczeka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.11.15 11:12  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
Widząc szybką reakcję Kirina nawet nie próbował mu pomóc, wiedział że sobie poradzi.
Minęło kilka chwil a ich przeciwnicy leżeli trupem, nie mieli szans z dwójką najbardziej bojowych członków DOGS.
Czuł jak rozcięta głowa zalewa jego oczy krwią, świat stał się cały czerwony kiedy posoka przysłoniła mu wzrok w lewym oku.
Czuł w sobie narastający gniew. Bolały go żebra, głowa, nogi od lądowania, to tylko potęgowało złość zbierającą się w jego ciele.
W pewnym momencie nagle wydarł się w świat z dzikością w głosie i chwycił skrzydła najbliżej znajdującego się anioła, czyli mięśniaka z łańcuchem. Wyrwał oba i z rykiem wbił je w pierś przeciwnika, po czym podniósł go w taki sposób, aby ostre kości skrzydeł przeszły na wylot. Kiedy w końcu usłyszał dźwięk rozrywanej skóry od drugiej strony, wbił go w ziemię przez co wyglądał jak po spotkaniu z Władem Palownikiem.
Usłyszał słowa Kirina, odwrócił się od razu w jego stronę ale tylko na chwilę.
- Nic mi nie jest.
Chwycił tym razem mędrca bez serca i również wyrwał jego skrzydła. Tym razem jednak wbił je w oczodoły.
Kiedy kolejna porcja posoki polała się z głowy martwego anioła, oparł go o budynek i złapał kolejnego skrzydlaka, tym razem jedynie wyrwał jego połamane skrzydła i nic więcej, po prostu rzucił je w kąt.
Zabrał się za ostatniego skrzydlaka, od razu odciął mu głowę, która przypominała buraka i nadział ją na jedno z poprzednich skrzydeł, po czym wbił je w ziemię.
Lejąca się strumieniem krew posłużyła mu za farbę, przeciągnął truchło bliżej największej ściany i zaczął na niej pisać dłonią. Po chwili widniał na niej napis po angielsku.
GOD IS DEAD.
Kiedy skończył swój przekaz wyłamał ostatnią parę skrzydeł i zabrał je ze sobą.
- Wracajmy już, potrzebujesz pomocy medyka. - Powiedział Kirinowi którego złapał za dłoń i pociągnął za sobą, w drugiej ręce trzymał swoje trofeum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.11.15 9:45  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
Siedząc na ziemi i starając się zorientować w sytuacji obserwował w główniej mierze Fenrira i jego brutalną zabawę w wyrywanie skrzydeł. Ból nie pozwalał mu skupić się zanadto, ponieważ atakował wtedy ze zdwojoną siłą, najlepsze w tym momencie byłoby chyba znieczulenie, nawet w postaci dostanie z bejzbola w głowę. Zamroczony, spod przymkniętych do połowy powiek spoglądał na tworzenie się krwawego napisu na ścianie i nie mógł go zrozumieć.
Swego czasu, obiło mu się o uszy, że ten „Bóg” jest dobry. Jak miał się więc ten atak, do jego rzekomej dobroci? Nie chodziło już o to, że sam wymordowany został nieźle pokiereszowany, ale wystarczyło spojrzeć na maltretowane ciała aniołów, by zadać sobie zasadnicze pytanie: jakie niby dobro?
Przytaknął po słowach dobermana na temat jego stanu zdrowia. Szczerze powątpiewał w to, że mówił prawdę, ale ten typ akurat nigdy by się nie przyznał, nawet gdyby jego kończyny leżały kilka metrów dalej. Nie miał nawet siły się spierać. Nagle zorientował się, że nieświadomie przyłożył jedną dłoń do ran na głowie wywołując tym jeszcze większe pieczenie.
- Kur... - syknął przez zaciśnięte zęby dostrzegając nagle, że zaraz obok niego, jak za pstryknięciem palca znalazła się Rebeka. Od dawna tu była? Fakt, widział ją w tej dziwnej wizji, ale kiedy wreszcie się z niej wyrwał, miał nadzieję, że wcale jej tu nie było. Nie dlatego, że nie chciał, ale przez to, że wtedy była torturowana przez jakiegoś osiłka.
Mimowolnie przechylił się i oparł zdrową częścią głowy o jej udo, które znajdowało się idealnie na tej wysokości, kiedy on siedział, a ona stała obok.
Nie odzywał się, nie myślał, pozwalał bólowi przejąć kontrolę nad ciałem mając nadzieję, że bez gwałtownych ruchów pozbędzie się go odrobinę. Miał straszną ochotę teraz zasnąć. Żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust, kiedy ręka Fenka szarpnęła go i zmusiła do powstania i dalszego marszu. Jak raz musiał się z nim zgodzić, może jakiś medyk go uśpi i nie będzie musiał skupiać się na tym, że pół jego głowy i barku pokryte było poparzeniami. Bez protestów pozwalał się prowadzić. Nie żeby miał w ogóle siły, by próbować się wyrwać i zachować resztki godności.
Biedny, mały Kirin... jak zwykle potrzebuje pomocy.
Nie zebrał się nawet, by odpyskować Alicji. Dzisiaj dał jej wygrać, dał z siebie szydzić.
Gdzieś głęboko, we własnej głowie wyklinał na całą tą sytuację.

z/t x 3
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.16 19:28  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
W Desperacji rzadko zdarzały się ładne dni, a ten z pewnością do "ładnych" nie należał. Ciemne chmury kłębiące się od kilku dni na niebie zwiastowały ulewę. Powietrze było ciepłe i wilgotne. Z premedytacją utrudniało oddychanie. Niewielu ludzi spacerowało tego dnia po ulicy. Po prawej jakaś średnio trzeźwa panienka, kurczowo trzymając się ściany, podejmowała daremne próby postawienia się do pionu, natomiast kilka metrów za nią szedł łysy mężczyzna w długim płaszczu, z chytrym uśmiechem na twarzy. Poza nimi na ulicą spacerował jedynie brudny pies. Żadne z nich nie zdawało się być nim zainteresowane, a i on zdawał się ich nie zauważać. Szedł w przeciwną stronę i minął ich bez skinienia ogonem. W najmniejszym stopniu nie interesowała go dwójka przechodniów. Futro na jego grzbiecie, kiedyś trójkolorowe, teraz barwę zawdzięczało głównie brudnemu pyłowi wszechobecnemu w Desperacji. Pot wymieszany z brudem i zdechłymi pchłami co jakiś czas skapywał z jego brzucha na pokrytą prochem ulicę. Wokół niego unosił się niezbyt przyjemny zapach mokrego burka. Psisko zatrzymało się obok skupiska koszy na śmieci i otrzepało, opryskują przy tym wszystko na około osobliwą mieszanką psich płynów ustrojowych i martwych insektów. Radośnie zamerdało ogonem i położyło przednie łapy na pierwszym z koszy. Już po chwili rozległo się głośnie łubudubu, a po ziemi potoczyło się kilka starych puszek i pustych butelek po piwie. Lessie szybko wepchnęła łeb w przewrócony kubeł niuchając głośno za czymś do jedzenia. Pies znieruchomiał po czym szarpnął się uderzając głową w wewnętrzną ściankę kosza. W końcu wyczołgał się z metalowego pojemnika. W jego pysku uwięziony był tłusty szczur. Wierzgał na wszystkie strony, kwiląc przy tym jak zarzynane prosię, jednak wystarczył jeden mocniejszy uścisk psich szczęk by zwierzątko znieruchomiało. W oczach Lessie błysnął triumf. Wypluł martwego szczura i z dumą wypiął pierś, na której wdzięcznie prezentowała się nowa obroża. Po chwili ciszy zabrał się za konsumowanie jeszcze ciepłego posiłku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.02.16 23:04  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
Psica siedziała nieruchomo na środku jednej z opustoszałych uliczek, zadzierając smukły, trójkątny łeb ku pociemniałemu sklepieniu. Okalane gorącym złotem źrenice sunęły po nierównomiernych wypukłościach, jakby podziwiała burzowe chmury, nim te uraczyły ją pierwszymi kroplami deszczu. Zamknęła ślepia, wzdychając. Dwubarwne futro prędko nasiąknęło wilgocią, spływającą kaskadami ku zmarniałej ziemi, co jednak nie wystarczyło, by Rayissa choćby drgnęła. Trwała tak, w zupełnym bezruchu, aż uszu nie doszedł odległy grzmot. Bursztyny rozbłysły w półmroku, rzucając nikły blask na wąską kufę, kiedy wymordowana wstała gwałtownie. Przydługi ogon schował się między tylnymi łapami, prawe ucho oklapło smętnie. Nie kryjąc niezadowolenia, mieszającego się z obawą, ruszyła truchtem w głąb Nowej Desperacji, w celu znalezienia kryjówki na czas ulewy. Jakkolwiek deszcz sam w sobie lubiła, tak rozjaśniające niebo pioruny napawały ją bezpodstawnym lękiem.
Mknęła lekko, niemalże bezszelestnie, a rytmiczny stukot pazurów wtórował ciężkim kroplom deszczu uderzającym o podłoże. Mokra sierść przylgnęła do ciała, ukazując sylwetkę smukłą, aczkolwiek nie wychudłą. Wszakże Ray była mistrzynią żebractwa i nieczęsto musiała głodować, a odwiedzając miasto regularnie, zapewniała sobie nie tylko pokarm, ale też pielęgnację. Ludzie, których odwiedzała, czasem rozczesywali splątane kosmyki, kiedy zaś zapach futra był nie do zniesienia, decydowali się na wykąpanie ulubionego czworonoga. Robiła wrażenie całkiem zadbanej, niby pies, który ledwie przed kilkoma dniami dał nogę i zbłądził. Deszcz zmył czerwony piach, który zdążył przylgnąć doń podczas wędrówki, odsłaniając czyste, zadbane włosie.
Mijając skupisko śmietników, skierowała oczęta w kierunku, z którego dochodziły szczurze piski oraz zwieńczający je chrupot pękających kosteczek. Zwolniła kroku, by ostatecznie przystanąć w odległości niecałych dwóch metrów od psa, taksując go natarczywym spojrzeniem. Cóż, dawno nie widziała żadnego normalnego burka, nie dziwota więc, że z wrażenia aż postawiła na sztorc oklapnięte dotychczas ucho. Minimalnie przechyliła na bok głowę, nie spuszczając wzroku z owczarka. Szczeknąć, nie szczeknąć? Oto jest pytanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.16 14:07  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
Spasione szczurzysko na ciepło... Mniam. Lasse powoli rozczłonkowywał gryzonia, delektując się jego słodkim, a zarazem delikatnie kwaskowatym posmakiem. Z zadowolenia mruknął niczym kot siedzący na piecu. Nie zwracał uwagi na rozlegające się gdzieś w oddali grzmoty pioruna. Błyskawice nie były jedną z tych rzeczy, których się obawiał. Wtem pojawiła się ONA. Stąpała cicho więc z początku jej nie zauważył. Wyczuł w powietrzu nowy zapach, więc podniósł wzrok. Z wrażenia resztki szczurzego truchła wypadły mu z pyska. Stała przed nim piękna czekoladowa sunia. W jego oczach była wręcz niczym muza Apolla lub też morska nimfa. Smukła, lecz nie zagłodzona, czysta, lecz nie odpicowana... Po prostu ideał psa. Ostatnimi czasy rzadko widywał niezmutowane burki, więc widok w pełni normalnej i do tego zadbanej pani pies naprawdę zrobił na nim niezłe wrażenie. No ale przecież jedzenie nie mogło się marnować. Lasse szybko sprzątną z ulicy resztki posiłku, połknął je bez gryzienia i znów skierował wzrok na wpatrującą się w niego istotkę. Głęboko wciągnął powietrze, a jego ogon delikatnie się zakołysał. Naprawdę była śliczna... Szczeknął przyjaźnie i wywiesił jęzor z oblepionego brudem pyska. Podskoczył w miejscu kilka razy, a jego ogon przypominał teraz bardziej śmigło startującego helikoptera niż przedłużenie kręgosłupa. Tak... Lasse naprawdę miał ochotę pobawić się z kimś na psim poziomie. Dumnie wypiął pierś z obrożą coby zaznaczyć, że mimo mizernego wyglądu bezdomny nie jest, jednak już po chwili przednia części jego ciała sięgnęła parteru, natomiast tylna wypięła się eksponując puszysty ogon merdający we wszystkich możliwych kierunkach. Pozycję a la "cześć! pobawimy się?" zwieńczyło kolejne radosne szczeknięcie. Chwila... A jeśli on nie przypadł jej do gustu? Częstotliwość merdania zmalała odrobinę, a dwukolorowe oczęta posłały suni pytające spojrzenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.16 19:31  •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
Ostrożnie zakołysała ogonem, wpatrując się w dwubarwne tęczówki. Raz. Drugi. Trzeci. W ciszy obserwowała następujące po sobie, przyjacielskie zachowania. Przeszło jej nawet przez myśl, że to całkiem miłe, gdy tak błądziła spojrzeniem po nieco wyższym od siebie osobniku. Przesunęła wzrokiem od łap, aż po czubek wilgotnego nosa, na dłużej zawieszając źrenice na obroży. Czyżby faktycznie spotkała najzwyklejszego czworonoga? Minimalnie zmrużyła złociste ślepia, równocześnie rozciągając pysk w szerokim, psim uśmiechu. Jasne zębiska błysnęły krótko, gdy na szczeknięcie odpowiedziała tym samym. Obróciła się kilkutonie wokół własnej osi, kłapiąc paszczą za białą końcówką kity, za każdym razem nieomal zatrzaskując nań szczęki. Milimetry dzieliły ją od pochwycenia zdobyczy, szybko jednak zaniechała polowania. Zatrzymała się naprzeciw samca, na lekko ugiętych kończynach, jakby gotowa do skoku. Na dnie patrzałek rozbawienie przeplatało się z ekscytacją, wyraźnie odbijając na ich powierzchni. Rayissa odczekała kilka uderzeń serca, zanim wykonała pojedynczy sus, skracając dzielącą ją od burka odległość do minimum. Skubnęła przednimi zębami rudawy policzek i szybko odskoczyła, wydając przy tym serię niezidentyfikowanych, szczekopodobnych odgłosów.
Przypadła brzuchem do chłodnego, wilgotnego podłoża, chwilowo zapominając o siąpiącym z nieba deszczu i burzy, krążącej ociężale wokół Nowej Desperacji. Wszystko to odsunęło się na dalszy plan, zdominowane przez chęć zabawy i zalewającą umysł falę wesołości. Jakby nie było, niecodziennie spotykało się normalne, łagodne zwierzęta, które nie próbowały w pierwszej chwili rozszarpać na kawałki. A owczarek… Cóż, wydawał się niegroźny, jak i ona. Czekała więc nieruchomo, gotowa w każdej chwili zerwać się bo biegu i zapoczątkować gonitwę wśród zawiłych, przecinających się uliczek. Przyglądała się psu spod wachlarza hebanowych rzęs, czujnie wyczekując choćby najdrobniejszego ruchu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Ulica - Page 6 Empty Re: Ulica
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach