Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13  Next

Go down

Pisanie 20.02.19 0:04  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
 Nie przepadała za pokazywaniem się w takich miejscach jak Czarna Melancholia i w zasadzie nikt nie powinien się temu dziwić. Poza Edenem wyróżniała się znacznie, jasna i maleńka na tle obdrapanych desperatów z wykrzywionymi twarzami. Dawno już nauczyła się, by po opuszczeniu Rajskiego Miasta zachowywać nadzwyczajną ostrożność, choćby okolica wydawała się najbardziej spokojna, a przemykający co jakiś czas ludzie czy wymordowani – zupełnie niegroźni. Niepotrzebna jej była nadzwyczajna spostrzegawczość, by dojrzeć kierujące się ku niej co rusz spojrzenia. Nie dziwiła się, że stanowi swego rodzaju sensację; praktycznie każdy, w zasięgu czyjego wzroku się znalazła od razu kalkulował, czy takiej kruszynki nie opłacałoby się przypadkiem złapać za kark i wytrząsnąć wszystko, co chowa po kieszeniach, a to i tak w tej najmniej drastycznej opcji. Podróżując sama, musiała też sama się pilnować; nic zaś nie odstraszało potencjalnych napastników tak dobrze, jak pewność siebie. Przechodząc przez hotelowy bar nie uciekała więc wzrokiem na boki, ale na każde spojrzenie odpowiadała spokojną, neutralną miną.
 Jej plany nie przewidywały długiego pobytu, jako że spieszno jej było z powrotem do Edenu. Tutaj miała tylko załatwić szybką sprawę, właściwie dostarczyć zamówienie w imieniu kolegi, który ze względu na różnorakie perypetie sam wybrać się w tak długą podróż nie mógł. A Lise, jak to Lise, pierwsza zgłosiła się do pomocy i nie pozwoliła sobie wmówić, że owo zadanie może być dla niej zbyt niebezpieczne. Wystarczyło odpowiednio długo zmierzyć delikwenta wzrokiem surowej matki-kwoki a następnie wytknąć, że to ona tu ma prawie tysiąc lat i z pewnością poradzi sobie doskonale. Tym właśnie sposobem weszła tymczasowo w posiadanie opakowania z wyjątkowo silną maścią na oparzenia, którą zamówiono z Czarnej Melancholii i którą miała przekazać za pośrednictwem barmana. Długi był ten łańcuszek posłańców, jednak tak długo, jak każda strona wywiązywała się ze swoich obietnic, chyba nikomu to nie przeszkadzało.
 Po zamienieniu kilku słów z mężczyzną obsługującym bar i przekazaniu maleńkiego pakunku miała zamiar natychmiast wyjść, jako że droga powrotna niestety wcale nie była krótka. Wyłapała jednak znajomą postać, w dodatku w odległości tak niewielkiej, że aż wstyd, że nie zauważyła go wcześniej. Przez moment zatrzymała się jak wryta, odrobinę zdjęta strachem, a trochę – zaskoczeniem. Silniejszy jednak od przekonania, że każdy napotkany Łowca będzie chciał zabić ją na miejscu lub zatargać za szmaty na dywanik do Przywódczyni, był instynkt opiekuńczy. Z tą cechą charakteru Lise nie była w stanie walczyć, więc choć mogło to uchodzić za absurdalnie nierozsądną decyzję, w dwóch krokach znajdowała się tuż za pochylonym nad szklanką chłopem. Raz się żyje, nie?
 — Boris? — Ściszyła głos do niemal szeptu, sama nawet nie wiedząc czemu. Na pewno nie chciała zwracać na siebie większej uwagi niż to konieczne. Niestety albo stety, odruch matczyny raz jeszcze okazał się silniejszy od zdrowego rozsądku. Jakże mógłby nie być, skoro jej jeszcze niedawny kolega z pewnej rebelianckiej organizacji siedział sobie jak gdyby nigdy nic, uwalany krwią jak zarżnięte prosię. — Na litość Pańską, co ci się stało?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.19 13:01  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
 Zaabsorbowany w pełni próbą jednoczesnego odklejenia szklanki od brudnego stołu i nie rozlania jej zawartości dookoła wrócił do rzeczywistości dopiero wtedy, gdy wyczuł, że ktoś za nim stoi. W ułamku sekundy zdążył pomyśleć, że najwidoczniej właśnie tak zaczyna się większość barowych awantur i chyba nawet za chwilę zostanie punktem zapalnym jednej z nich. Chęć przetestowania czy znajdujący się w jego szklance specyfik wypali równie imponujące blizny na twarzy ciekawskiego co na jego własnej, na całe szczęście wyparowała, gdy wymówiono jego imię.
 Mało kto tak naprawdę, nawet jeżeli je poznał, kwapił się by go używać. Nic więc dziwnego, że dziewczynę powitało szczere niedowierzanie czające się w czerwonych ślepiach, gdy tylko łowca się odwrócił. W połączeniu z jego kolejnymi słowami zabrzmiało to już bardzo niefortunnie.
 - Ty... Ty żyjesz?
 Durne pytanie, przecież stała tutaj, przynajmniej pozornie cała i zdrowa, i pewnie gdyby nie strach przed absurdalnością takiego posunięcia to mógłby ją nawet dotknąć. Liselotte spadła mu jak grom z jasnego nieba, czyli w sumie tak jak anioły powinny się pojawiać. Może nie powinien się temu dziwić. Zwłaszcza, że dla niego nie była zwykłym aniołem. Była ich aniołem. Niedowierzanie szybko zamieniło się w ulgę, a z jego pyska nawet zniknęło wcześniejsze niezadowolenie.
 - Nic mi się nie stało - odparł machinalnie, nauczony by za nic nie przyznawać się do pogarszającego się stanu zdrowia, zupełnie zapominając, że tym razem nie jest to coś, co można łatwo ukryć - Ja... Natknąłem się na wojskowych.
 Błąd, spory błąd. O ile anielica starała się nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, tak łowca zdawał się o to zupełnie nie dbać. Jakby jeszcze było mu mało. Nie dość, że nikt go w tym miejscu nie kojarzył i samą swoją obecnością drażnił czułe nosy wymordowanych zapachem świeżej krwi to w dodatku tak bezceremonialnie wspominał o wojsku. Kilka par oczu natychmiast zwróciło się w stronę tej dwójki.
 Lazarus jak przystało na rasowy magnes na kłopoty nie mógłby obejść się bez wciągnięcia w nie innych, więc przesunął się w bok, robiąc tym samym miejsce dla dziewczyny - niewiele, bo w końcu ile taka kruszyna potrzebuje przestrzeni życiowej - i łapiąc ją za przedramię, może nieco za brutalnie, ale zmusił żeby zajęła miejsce przy stoliku. Mistrzem finezji to on z pewnością nie był.
 - Dlaczego uciekłaś? Nie powiedzieli nam nic poza tym, że jesteś zdrajcą... Jakim cudem cię jeszcze nie dorwali? - spytał w końcu o to, co najbardziej go w danej chwili interesowało, przypieczętowując tym samym swój całkowity brak wyczucia.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.19 18:54  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
 — Ty żyjesz?
 Nie była w stanie powstrzymać krótkiego, bezdźwięcznego śmiechu na to stwierdzenie. Owo pytanie było nie tylko odrobinę absurdalne, skoro Lise wyraźnie daleko było do trupa. Miało też w sobie coś absolutnie rozczulającego, kiedy padało z ust osoby nie mającej szans dożyć tego wieku, którym obecnie mogła się poszczycić anielica. Łowców cechowała długowieczność, to fakt, jednak nie w aż takiej skali; czwarta czy piąta setka nie była już dla nich standardem nie tylko ze względu na liczne niebezpieczeństwa, w które co rusz się pakowali. Z perspektywy Lotte, choć przy większości swoich dawnych kompanów wyglądała na dziecko, to ona stanowiła głos rozsądku na wzór zatroskanej matki – czasem wręcz wchodząc na poziom babciny, ale na szczęście nie miała zbyt częstej okazji dokarmiać rebeliantów domowymi ciasteczkami. S.SPEC z pewnością chętnie wynagrodziłby utuczenie członków organizacji wywrotowej do tego stopnia, żeby nie byli w stanie wytoczyć się ze swojej siedziby. To zakończyłoby co prawda konflikt pomiędzy władzami miasta a ukrytą w podziemiach siłą, jednak wywołałoby katastrofalne skutki dla zdrowia Łowców.
 — Ano żyję, jak widać. — W celu prezentacji rozłożyła lekko dłonie na boki. — Przecież wiesz, że mnie nie da się tak łatwo pozbyć. — I miała tu na myśli nie tylko eliminację ze świata żywych. Cały mroczny rebeliancki półświatek wiedział, że jeśli chce efekty swoich przygód pozostawić niezauważonymi, za żadne skarby nie może trafić na Liselotte. Wystarczył jej cień sińca czy drobne zadrapanie, by weszła w tryb silnie opiekuńczej służby zdrowia, a żaden argument nie mógł przekonać jej do odstąpienia od swoich zamiarów. Sprawowanie pieczy nad dobrą kondycją Łowców traktowała z najwyższą skrupulatnością, nie pozwalając sobie na żadne niedopatrzenia, nie mówiąc już o tym, że nigdy nie pozwalała się zbyć. W podziemnym szpitalu czy nie, tej cechy niczym nie dało się z niej wyplenić.
 — Ja zdecyduję, czy naprawdę nic ci nie jest — stwierdziła, niewzruszona deklaracją Azarowa. Wystarczyło jej machnąć dłonią tuż przy ramieniu mężczyzny, a w dwie sekundy zyskała wszelkie powodu, by spojrzeć na niego wzrokiem pełnym niezadowolenia, ale i szczerego zawodu. — Aha... ty to nazywasz niczym, ja to nazywam dwie rany postrzałowe, Boris. Jeśli myślisz, że to tak zostawię-
 Nie dokończyła groźby, gdyż Łajza wyskoczył z bardzo niespodziewanym pytaniem. Przez cały spędzony w Edenie czas zdążyła już zapomnieć, że tak naprawdę nie wie, jaki status ma obecnie w oczach dawnych kompanów. Otrzymała co prawda jakiś tajemniczy list pełen znaczków, ale ani wcześniej, ani później, nikt z Łowców nie próbował się z nią kontaktować. Uznała więc, że albo pogodzili się z jej odejściem, albo też nie uważają jej za priorytetowy cel na liście dezerterów do odstrzału. Wyparła te fakty z pamięci tak bardzo, że nawet nie przyszło jej do głowy, iż przeciętny Łowca napotkawszy ją w dowolnym miejscu mógłby po prostu ją zaatakować.
 — Dlaczego uciekłaś?
 — Ja...wcale nie uciekłam ... musiałam odejść. Wiem, że to nie brzmi jak dobre wytłumaczenie, ale w Edenie potrzebowali mnie o wiele bardziej. Pewnych rzeczy nie da się pogodzić, a ja nie jestem w stanie być w dwóch miejscach na raz... musiałam z czegoś zrezygnować — przyznała nie bez zawstydzenia. Fakt faktem cały ten galimatias spowodowany był tym, że swego czasu źle oceniła swoje możliwości. Uważała, że doskonale da sobie radę tak z pomaganiem Łowcom jak i ze swoimi obowiązkami wobec anielskich braci i sióstr. Rzeczywistość uderzyła ją niezwykle mocno, a mając bezkompromisowy wybór "albo-albo", pozostała wierna pierwszemu powołaniu. chciała pozostać optymistką, ale jednak nie spodziewała się, że zostanie zrozumiana. Rebelianci kwestię lojalności traktowali bardzo poważnie i była tego świadoma. Bardziej niż na ich wyrozumiałość liczyła na to, że nie będą postrzegać jej jako na tyle wielkie zagrożenie, by w którymś momencie nie odpuścić trzymania jej na celowniku. Tylko to mogło ją jeszcze jakoś ocalić od wieczystego konfliktu z dawnymi kompanami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.19 23:04  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
 Głośno przełknął ślinę i to wcale nie z pragnienia. To co doskonale wiedziała cała rebeliancka banda, musiał wiedzieć również i on. Nie tylko dlatego, że lubił być doskonale poinformowany o wszystkim co działo się dookoła, ale głównie przez fakt, że medyków się zwyczajnie bał, a każda informacja o nich była na wagę złota. Zwłaszcza ta, kogo należy unikać.
 Niemal instynktownie spróbował odsunąć się, gdy ręka anielicy zbliżyła się niebezpiecznie blisko jego ramienia. Mimo że na dobrą sprawę go nawet nie dotknęła to samo wyobrażenie dotyku sprawiło mu ból. Kolejne podwójne łajzowe standardy, w swoich oczach on mógł robić co chciał, ale inni już niekoniecznie.
 - Ale naprawdę, opatrzyli mi to... - wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego, próbując ratować się udowodnieniem tego przez chwilowe odciągnięcie materiału bluzy tak, by odsłoniła kawałek opatrunku na barku.
 Opatrunku, który wyglądał jakby ktoś śmieci z karetki zebrał do kupy, a później wprasował mu na ranę. Może i nawet wcześniej spotkany wymordowany dobrze to wszystko ponaklejał, ale zarówno niedbalstwo Lazarusa jak i jego artystyczne poprawki szybko doprowadziły to do całkowitej ruiny i to w ciągu tak krótkiego czasu. Widok, który niejednego medyka mógłby przyprawić o palpitacje serca albo całkowite zwątpienie w sens swojego powołania.
 - Możesz mi dać coś przeciwbólowego jeżeli chcesz mi pomóc - stwierdził po chwili zadowolony, że udało mu się wymyślić jakiś kompromis.
 Lekarstwa na Desperacji były trudne do zdobycia i przede wszystkim cenne, a poraniona ręka bolała do tego stopnia, że Lazarus nawet ograniczył poruszanie nią do całkowitego minimum. Posługiwanie się wyłącznie lewą ręką dla kogoś praworęcznego to był prawdziwy koszmar. W dodatku denerwowało go to nieustanne pulsowanie w ranie, zupełnie jakby było tylko irytującym dodatkiem, a nie zegarem odliczającym czas do zakażenia. Gdyby tylko Miasto pokwapiło się o reedycję słownika z dodatkową wersją obrazkową to niezaprzeczalnie niezadowolony ryj Łajzy widniałby dumnie tuż obok słowa "nieodpowiedzialność".
 - Ah, myślałem, że zrobiłaś coś złego - w jego głosie pojawił się cień zawodu, zupełnie jakby zignorował fakt, że aniołom nie do końca wypada robić rzeczy, o które ją podejrzewał - Przynajmniej tak to brzmiało na zebraniu. Liczyłem na jakieś pościgi, wybuchy, prawdziwą rzeźnię... Wynoszenie informacji chociaż albo może porwanie jakieś... Bo nie tylko ty zniknęłaś. Miałem nadzieję, że tą drugą no wiesz...
 Boris przejechał sobie po gardle wyimaginowanym nożem, próbując nakreślić Lilo swoją wizję. Naprawdę wolałby usłyszeć, że mała Merricks została maniakalnym mordercą lubującym się w szlachtowaniu wszystkiego, co przejawiało chociażby ułamek łowczości niż wrócić do tematu jego rany. Bał się, zwyczajnie był przerażony nawet myślą o jakiejkolwiek medycznej interwencji i właśnie to Liselotte mogła zobaczyć w jego ślepiach i wyczuć w jego głosie.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.19 23:10  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
 Nie zamierzała szarpać się z opornym, generalnie do użycia przemocy zawsze było jej daleko. To jednak w żadnym stopniu nie oznaczało, że prędko zrezygnuje z doprowadzenia Azarowa do porządku. W tym momencie na dalszy plan zeszedł fakt, że każdy normalny Łowca powinien w tym momencie złapać dezerterkę za fraki i przetrzeć twarzą betonowe podłoże przed stopami przywódczyni. Skoro nie stało się tak już na samym wstępie, najwyraźniej plakat Lise z napisem "wanted" rozwieszony po podziemnej kryjówce nie oferował wystarczająco atrakcyjnej nagrody, co samej anielicy było na rękę.
 — To nie wygląda na opatrzone. — I była w stanie bez wahania powiedzieć te słowa wyłącznie po bardzo pobieżnej obserwacji, którą zaserwował jej łowca. Cóż jednak, oko do takich spraw miała wyjątkowo wprawne. Spoglądając w uparte oblicze Łajzy sama przybrała niezbyt zadowoloną minę, lekko zaciśniętymi wargami sugerując, że jej cierpliwość powoli dobiega końca. Owa granica nie oznaczała wcale, że w Lise obudzi się żądna krwi bestia, zdolna rozszarpać każdego, kto się jej sprzeciwi, no jeszcze czego. Nie, w stanie furii potrafiła być o wiele straszniejsza niż gniewny wojownik czy inna epicka figura. Zdenerwowana Lise wchodziła na poziom rozczarowanej twoim życiowym rozkładem matki, której serce raz na zawsze zostało złamane, a ty możesz tylko żałować błędnych decyzji do końca swoich dni. Działało zaskakująco sprawnie nawet z przypadkami pozbawionymi prawidłowo ukształtowanego sumienia.
 — Mogę ci dać coś przeciwbólowego, jeśli pozwolisz mi się prawidłowo opatrzyć. — Zdecydowała się targować, bo zbyt głęboko dbała o dobro każdego człowieka, żeby tego jednego zostawić bez opieki. Nawet jeśli przyjdzie im przekonać się, kto zasługuje na tytuł Uparciucha Stulecia, Lotte gotowa była rzucić wszystkie swoje siły na szalę, by osiągnąć cel. Bezwiednie powiodła dłonią po przerzuconej przez ramię brązowej torbie, w której ukrywała jeden ze swoich najcenniejszych skarbów. Przy pomocy magicznej apteczki nie musiała nawet martwić się o materiały, bo te w niewyjaśniony sposób odnawiały się przy każdej sposobności.
 — Mogę to załatwić w trzy minuty, maks cztery, wiesz przecież — rzuciła wraz z wymownym spojrzeniem. Da się przekonać, czy nie?
 — Jaką drugą? — zdziwiła się po chwili, znienacka wciągnięta w rozmowę o zupełnie innej tematyce. — Kto jeszcze zniknął? Co się w ogóle stało? — Była paskudnie nie na bieżąco, a choć pewnie nie powinna prosić o nieprzeznaczone już dla jej uszu informacje, nie była w stanie powstrzymać się od pytań. Była też odrobinę oburzona faktem, że Boris w ogóle sugerował jej takie paskudne postępki. Może to tylko takie podziemne poczucie humoru, ale i tak zdołał zarobić sobie minusa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.02.19 0:14  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
Jak nie było opatrzone, jak było?
 Boris zmarszczył brwi w akcie całkowitego oburzenia. Przecież robił wszystko, co było pokazane na obrazkowej instrukcji, którą znalazł w wojskowej apteczce. Zerwać opakowanie, zdjąć kawałki papieru zabezpieczające przylepiec i przykleić to do rany. Co prawda nie było tam mowy o robieniu tego z zamkniętymi oczami i z towarzystwem odgłosów wyrażających kompletne obrzydzenie, ani tym bardziej nikt nie wspomniał, że poprzedni plaster powinno się zdjąć, ale przecież się starał. Najgłupsze puzzle w życiu jakie próbował ułożyć.
 Był gotowy bronić swojego nieudanego dzieła, a przede wszystkim prowadzić tę dyskusję tak długo aż nie wyżebrałby od Liselotte chociaż cienia pochwały czy nawet kawalątka uznania, na które tak bardzo był łasy we wszystkim co robił. Nawet jeżeli było całkowicie nieudolne. Na szczęście jego interesowny nos wyczuł próbę targowania się.
 Pokiwał głową na znak zgody, może nawet nazbyt ochoczo.
 - Aleeee... - zaczął przeciągle, jakby sprawdzając czy anielica nie utnie mu w pół słowa jego próby przeforsowania swoich racji - Najpierw dostanę tabletki, a później mnie opatrzysz... ale bez żadnego szycia i żadnych innych igieł też.
 Jeżeli ktoś kiedykolwiek wątpił w to, że Azarow nie żartuje w takich sytuacjach, to jego wyczekujące spojrzenie przystania na propozycję skutecznie te wątpliwości powinno rozwiewać. Trudno było domyślić się jak takie rany chce mieć załatane wyłącznie plasterkami, najlepiej takimi w desperackie kotki, ale najwyraźniej pokładał w Lilo wielkie nadzieje. Jeżeli z własnej woli miał oddać się w ręce medyka to zwykle wybierał właśnie anioły, ewentualnie Angel, ale ona poniekąd wpisywała się w anielski kanon.
 - O kurde, bo ty nic nie wiesz. Więc słuchaj.
 Naczelny łowczy plotkarz oraz węszyciel wszelkich ciekawych doniesień za nic miał sobie kwestie poufności. Przynajmniej tej części informacji, których sam nie uważał za wybitnie ważne dla organizacji.
 - Iskra zniknęła, ale tak totalnie wyparowała - wymruczał ciszej, choć nie wyglądał na niezadowolonego z tego faktu - Nie wiem czy wiesz która. To techniczka, taki mały wypłosz chudy, wściekły na świat. No ale wracając to zniknęła... i ukradła mi moją bombę, bo to ja ją przyniosłem z Desperacji i wcale nie dałem jej na zawsze tylko pożyczyłem żeby ślepia nią nacieszyła. A ona mi ją zabrała.
 Usta Borisa zacisnęły się w wąską kreskę, a ślepia pociemniały z niezadowolenia. Dzieci zabierały sobie kredki, a terroryści materiały wybuchowe i najwyraźniej w obu przypadkach sprawy były tak samo poważne dla ofiar tych niecnych występków. W dodatku łowcy nie odzyskali bomby ani nikt nie wpadł na to, by dać mu nową, więc Azarow czuł się pokrzywdzony podwójnie.
 - Mam nadzieję, że jej łapy i pół dupska urwie jak wybuchnie.
 Łypnął kontrolnie czerwonym ślepiem na anielicę sprawdzając czy chociaż ona pojmuje powagę sytuacji, przedstawiającą się nie w tym, że gdzieś tam skacze zła na świat nastolatka z materiałami wybuchowymi pod pachą, tylko w pozbawieniu łowcy zabawki.
 - Później Łowców dotknęła jeszcze jedna nieodżałowana strata, bo stracili jednego z najlepszych zaopatrzeniowców - powiedział, chcąc zachować tu dramatyczną pauzę, w oczekiwaniu na pytanie, ale wizja wymieniania przez Lilo jakiegokolwiek innego imienia sprawiała, że szybko dodał - ... czyli mnie.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.02.19 18:33  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
 W starciu oburzonej ruskiej mordy z rozczarowaną anielską matką szanse były solidnie wyrównane. Wreszcie jednak szala zwycięstwa zaczęła przechylać się w stronę dziewczyny, co było w dużej mierze zasługą handlowego podejścia. Co ciekawe, sięgnęła po nie raczej przypadkowo; rzadko zdarzało się, by na każdy szczególnie oporny przypadek miała uprzednio przygotowaną metodę działania. Znała jednak kilka najskuteczniejszych sposobów obłaskawiania krnąbrnych pacjentów, a że tym razem trafiła już za pierwszym razem było wyłącznie zasługą ślepego szczęścia.
 Wyłapując wstępną możliwość zgody pozwoliła sobie na delikatny uśmiech tryumfu, choć nie był to jeszcze czas, by spocząć na laurach. Akcję ratunkową na Łajzie tak czy owak trzeba było przeprowadzić wyjątkowo szybko, bo znajdowali się w miejscu narażonym na ostrzał licznych spojrzeń. O ile młoda, niebrzydka dziewczyna już przyciągała sporo uwagi, to magiczne właściwości jej dobytku mogły tylko zwiększyć liczbę amatorów na dobranie się jej do skóry.
 — Szycie byłoby najskuteczniejsze — poinformowała, przez moment badając jeszcze reakcje łowcy z wymownym spojrzeniem. I tak miał ogromne szczęście, że pociski utkwiły w ciele i częściowo tamowały krwawienie, bo w przeciwnym wypadku żywot Azarowa skończyłby się zapewne już dawno temu. Zdążyła już jednak pogodzić się z tym, że na widok igły facet gotów jej uciec z piskiem, nie chciała więc raczej ryzykować szybkiego powrotu do punktu zero. Chcąc nie chcąc pozostawało pogodzić się z kompromisem i przystąpić do dzieła, bo czas uciekał.
 — To ja się wszystkim zajmę, a ty opowiadaj. Obróć się tu trochę do mnie i pilnuj, żeby nikt się nie gapił — uprzedziła. Strzeżonego Pan Bóg strzeże i tak dalej, a choć anielicy udało się dyskretnie wydobyć pudełko z torby i ułożyć je sobie na kolanach, nadal wolała zachować ostrożność. — Pamiętam Iskrę — wtrąciła, wciskając dłonie w jednorazowe rękawiczki. Co prawda nie miała z techniczką zbyt wielkiej styczności, ale zdołała poznać jej pseudonim i funkcję, a to już było coś. Przytaknęła jeszcze raz w trakcie opowieści, a choć właśnie była w trakcie odwijania prowizorycznych opatrunków z wodą utlenioną w pogotowiu, nie przerwała ani na chwilę mimo wyraźnego zdziwienia.
 — Przytargałeś z Desperacji bombę? — Nie nazwałaby tego szczególnie odpowiedzialnym, tym bardziej że zgodnie z przedstawioną przez Borisa historią, ładunek trafił w niepowołane ręce. Powstrzymała się od dalszych komentarzy tylko dlatego, że nie chciała, żeby jej się teraz pacjent zaczął rzucać. Nadszedł bowiem moment, w którym musiała bez ogródek wrazić palec w ranę i przy użyciu jakże przydatnej mocy (zazwyczaj służącej jednak w roli uniwersalnego wytrycha) wyciągnąć kulę na zewnątrz. Pocisk posłusznie wypłynął za dłonią anielicy w formie podłużnej strugi i z cichym stukiem opadł na stolik. Podczas gdy odkształcony metal wracał powoli do swojej oryginalnej formy, Lise już była w trakcie owijania rany obfitą ilością bandaży. Podkładka z maści ograniczającej krwawienie musiała wystarczyć, skoro Łajza tak kategorycznie protestował przeciwko szwom. Dostanie więc co chciał.
 — Jak to ciebie? — zdziwiła się, tym razem na moment zamierając w bezruchu, nim nie zdążyła otrząsnąć się z pierwszego szoku. — Też zrezygnowałeś? Dlaczego? — Dał jej za dużo pytań, a za mało odpowiedzi. Teraz to własnie sprostowaniem powinien się zająć, podczas gdy Lise pracowała sprawnie nad pozbyciem się drugiego pocisku w ten sam sposób, co pierwszego. W tym celu musiała zresztą zwlec się z krzesełka i stanąć nad Azarowem, jako że był pieron dla niej o wiele za wysoki, apteczkę zaś wywlekła na stół i schowała przed wzrokiem gapiów za postacią łowcy. Teraz już nie musiała się dziwić, że nie miał interesu w wypominaniu jej dezercji, skoro sam skończył właściwie w ten sam sposób. Nie żeby popierała wystawianie towarzyszy broni do wiatru, ale dla niej samej zawsze to jakiś plus. Jedna osoba mniej, której musi koniecznie unikać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.19 16:45  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
 Początkowo nie zwrócił większej uwagi na poczynania dziewczyny, zajęty głównie swoją paplaniną. Niecodziennie zdarzało się, że ktoś miał czas i chęci żeby w ogóle go posłuchać, więc Boris nie marnował ani sekundy tej wspaniałej chwili, tylko napawał się nią ile tylko się dało. Nie żeby nie doceniał własnego psa, ale zawsze lepiej mieć kogoś, kto chociaż rozumie coś więcej niż "spacerek".
 Dopiero bezceremonialne grzebanie w ranie sprawiło, że łowca syknął ostrzegawczo, rzucając dziewczynie spojrzenie pełne niedowierzania. Zgodził się na opatrzenie mu ran, ale gdzieś w jego szczurzym łebku przedstawiało się to w znacznie odleglejszej przyszłości. Może za tydzień, może za miesiąc, a może to był niezły plan na przyszłe święta? Ale na pewno nie coś, na co reflektowałby w obecnej chwili.
 - Jeżeli sięgniesz po igłę to cię ugryzę - ostrzegł lojalnie.
 Merricks była tak mała, że zwykłe groźby zastosowania jakiejkolwiek przemocy niemal równały się z grożeniem jej natychmiastową śmiercią, przynajmniej w oczach łowcy. Musiał więc wybrać coś, co jednocześnie byłoby mało inwazyjne choć bolesne i przede wszystkim coś, co byłby gotów zrealizować gdyby zaszła taka potrzeba. Nie żeby nie doceniał pierzastych stworzonek, ale życie w Mieście, pośród zwykłych ludzi, szybko przystosowało go do oceniania innych wyłącznie pod względem zagrożenia ze strony bezpośredniego ataku.
 Niemal bezwiednie wpatrywał się w to, co Liselotte wyprawia z nabojem tkwiącym w ranie i mimo, że wiedział, że najprawdopodobniej zaoszczędziła mu tym sporo bólu w porównaniu z normalnym wyszarpywaniem metalu z ręki, to i tak poczuł jak robi mu się niedobrze, a w ustach zbiera się zdecydowanie za dużo śliny, którą z ledwością udało mu się przełknąć.
 Odwrócił wzrok.
 - Nie no, nie specjalnie. Wtedy nie wiedziałem, że to bomba - powiedział w końcu, próbując na powrót zająć się gadaniem niż myśleniem o ranach - Ale jak już wiedziałem to miałem co do niej wielkie plany. Wiedziałaś, że jeden z apartamentowców w centrum ma oznaczenie C4? To jak materiał wybuchowy. Przeznaczenie trochę.
 Ucisk profesjonalnie założonego bandaża był dziwnie przyjemny, nawet pomimo nieprzerwanego bólu. Boris już zdążył sobie wytłumaczyć w myślach, że wszystko najwyraźniej jest dobrze i nie ma żadnych powodów do paniki, gdy nagle wylądowała przed nim apteczka. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby bezczelnie nie zajrzał do środka, skoro już podstawiono mu taką ciekawostkę pod sam nos. Jednak widok igieł sprawił, że tylko pociemniało mu przed oczami. Natychmiast zamknął apteczkę, nie zwracając w ogóle uwagi na ewentualne utrudnianie tym anielicy pracy.
 Wcześniej przecież nawet nie zwrócił uwagi ani na naruszanie przestrzeni osobistej biednej dziewczyny ani na dobieranie się do nie swoich rzeczy, więc tym bardziej takimi szczegółami raczej się nie przejmował.
 - W pewnym sensie to poszedłem za tobą... Nie dosłownie, ale jak usłyszałem, że ucie... znaczy zniknęłaś to pomyślałem, że może to dobre wyjście.
 Kolejne syknięcie bólu powitało jedno z działań anielicy. Boris posłałby jej spojrzenie godne szczeniaczka, któremu bestialsko próbują oderwać łapkę, ale za bardzo bał się spojrzenia na ranę.
 - Może mi się od dobrobytu w dupie poprzewracało, może tam wcale nie pasuje, może nie podoba mi się spoufalanie się z Psiarnią, cholera wie.
 Wzruszył ramionami, na ułamek sekundy przed zdając sobie sprawę z faktu, że to błąd. Nie powinien się ruszać. W ostatniej chwili zdążył ugryźć się w język i tylko dzięki temu po barze nie rozniósł się zduszony kwik zarzynanego świniaka.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.19 20:03  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
 Na syknięcie łowcy błysnęła weń tylko niecierpliwym spojrzeniem, nie unosząc nawet głowy. Nie spodziewał się chyba, że jak dał się dwukrotnie postrzelić, to będzie się to dało załatać plasterkami w muminki? Musiało trochę poboleć. Doprawdy, widywała już małe dziewczynki, które dzielniej znosiły o wiele boleśniejsze zabiegi, ale chyba nie chciała drażnić Łajzy takim komentarzem. Musiała mieć na względzie, że ledwie dał się w ogóle do siebie dopuścić, więc nawet najmniejsza pomyłka mogła jeszcze wszystko zaprzepaścić.
 Kiedy zaczynała się uczyć medycyny nikt nie uprzedził jej, że pacjenci są trudniejsi w obsłudze niż pole minowe.
 — Jeżeli będziesz mi groził, to sięgnę po wszystkie igły — ostrzegła tonem chłodnym jak desperacka zima. Nie pasowała do niej taka postawa, nawet w formie tak króciutkiego przebłysku w trakcie luźnej rozmowy. Można by go przegapić mrugnąwszy w niewłaściwym momencie, jednak był równie realny co nacisk bandaża i lekko mrowiące uczucie wywołane nałożeniem leczniczej maści. Pracowała i tak w najszybszym możliwym tempie, przy którym nie ryzykowała zbyt drastycznych omsknięć i pomyłek. Wbrew pozorom była w stanie zrozumieć czyjś wstręt przed babraniem w ranach i nie chciała, żeby Azarow musiał się z tym zmagać zbyt długo. Obiecała mu w końcu kilka minut, tak?
 — I co, wysadziłbyś kawał miasta ot, tak? — wtrąciła z lekkim niedowierzaniem. Przez cały okres swojej kariery w szeregach Łowców starała się wierzyć, że ich walce przyświeca jakaś sensowna idea. Oni sami nieraz oburzali się, gdy władze Miasta przedstawiały ich jako terrorystów i bezmózgich morderców, jednak pomysł posłania w powietrze jednego z największych budynków pod kopułą brzmiał właśnie tak, jakby rebelianci na te powyższe tytuły zasługiwali. Może więc to i lepiej, że ładunek został skradziony, choć jego obecnie nieznane położenie też nie należało do korzystnych sytuacji. Zawsze z deszczu pod rynnę, co?
 — Naprawdę? — Niemal wybuchnęła śmiechem, ale ze względu na solidne skupienie tylko prychnęła cicho. Zerknęła pobieżnie ku twarzy łowcy, chcąc wypatrzeć jakieś poszlaki żartu. — Ze wszystkich możliwych rzeczy postanowiłeś mnie naśladować właśnie w tym? Czemu nie zdrowy tryb życia albo pacyfizm? — dodała nie bez rozbawienia, maskując zgrabnie fakt ponownego zastosowania najbardziej nieprzyjemnego zabiegu. Już po kilku sekundach drugi zniekształcony pocisk wylądował obok swojego kolegi, tak samo powoli wracając do swojej oryginalnej formy. Szło jej nad wyraz sprawnie, do czasu gdy Łajza się nie zapomniał i nie postanowił wzruszyć ramionami, co nieomal doprowadziło do zrujnowania opatrunku, gdy ten wyślizgnął się anielicy z rąk. Fuknęła nieznacznie pod nosem, a gdy gwałtownym ruchem dłoni usiłowała złapać bandaże z powrotem, wokół jej głowy mignęły błyskawicznie malutkie ogniki. Pojawiły się i zniknęły w ułamku sekundy, ale były wyraźną oznaką wyprowadzenia medyczki z równowagi. Odetchnęła jednak głęboko i dokończyła swoją pracę, na sam koniec wciskając rękawiczki do woreczka na odpady i zatrzaskując apteczkę. Wsunęła pudełko z powrotem do torby, którą siadając ułożyła sobie na kolanach. W ręku została jej już tylko jedna rzecz – niewielka kapsułka ibuprofenu, którą położyła na stole przed Borisem.
 — Zgodnie z umową, proszę bardzo. — Uśmiechnęła się pokrzepiająco. Mimo wszystko była dumna, że nie musiała podczas zabiegu krzyczeć, przywiązywać do krzesła ani stosować innych tego typu głupich zagrywek.
 — No i co teraz planujesz ze sobą zrobić? — zagaiła. Ona odchodząc z Łowców miała konkretny cel, czyli powrót do Edenu. Wątpiła, by Azarow kierował się dokładnie tym samym planem. Skoro teraz widniał w rebelianckich kronikach jako dezerter, każdy zakątek miasta czy Desperacji był dlań dodatkowo niebezpieczny. Pytała na dobrą sprawę nie tylko z czystej ciekawości, ale też z troski. Tej nigdy jej nie brakowało, czy chodziło o znajomych, czy obcych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.19 22:05  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
 Współpraca przebiegała nad wyraz sprawnie, zwłaszcza ze strony Łajzy, który nie takie cyrki potrafił przy medykach odstawiać. Pomijając już wszelkie kaprysy, bo one szybko zostały zneutralizowane przez powierzone mu zadanie - nie mógł przecież zacząć piszczeć jak małe psiątko skoro nikt miał nie zwracać na nich uwagi. Kosztowało go to poruszenia wszelkich pokładów silnej woli i naprawdę sporo wysiłku. Na tyle dużo, że tym nie trwającym przecież tak długo opatrywaniem czuł się bardziej zmęczony niż całym wyzwaniem podczas którego dorobił się ran.
 Pokiwał ochoczo głową, jakby nie zauważając nic złego w swoim pomyśle, ani tym bardziej nie rejestrując niedowierzania w głosie dziewczyny.
 - Bardzo bym chciał... - westchnął ciężko, jakby wcale nie chodziło o pozbawienie kilkunastu rodzin dachu nad głową albo i nawet życia, sparaliżowanie najbliższej okolicy apartamentowca i pewnie stworzenia miliona innych zagrożeń, o których nawet nie pomyślał, a o coś co mogłoby być dobrą zabawą, a przez złośliwość losu zwyczajnie Borisa ominęło - Nie lubisz wybuchów? Fajerwerki są ładne.
 Najwidoczniej Liselotte miała przed sobą nieuleczalny przykład terrorysty z krwi i kości, który jakimś cudem uchował się wśród Łowców. Może był to nawet jeden z tych osobników, którzy notorycznie psuli opinię organizacji. Skoro twarda ręka wyżej postawionych osób nie była w stanie dostatecznie utrzymać go w ryzach, by takie pomysły nie lęgły mu się pod kopułą, to co będzie teraz, gdy został całkowicie sam.
 Boris obserwując jak pociski jeden po drugim wracają do swojego dawnego kształtu, po chwili wahania, wziął je w dłoń i próbował spłaszczyć jak plastelinę, ale na próżno. Kiedy okazało się, że moc anielicy nie działa na nie dłużej to łowca natychmiast stracił nimi zainteresowanie jak typowy kocur, gdy jego ofiara przestała się już ruszać.
 - A dlaczego by nie? Nie uwierzę jeżeli mi powiesz, że odejście to nie była dobra decyzja. Lepsza niż ten cały zdrowy tryb życia. Zresztą żyję zdrowo. Ostatnio jako jedyny się nie urżnąłem w trzy dupy jakimś szemranym wińskiem czy co to tam było.
 Rok temu to Lazarus nawet jadł paprykę, czerwoną i bez pleśni, więc sporo wiedział o zdrowym trybie życia. Co prawda zaprzeczały temu aktualne rany, ale gdy tylko wszelkie zabiegi zostały skończone to łowca odetchnął z widoczną ulgą. Dla upewnienia się dotknął delikatnie samych krawędzi obu opatrunków, jakby to wystarczyło w zapewnieniu go, że już wszystko będzie dobrze.
 - Dziękuję - w końcu przeszło mu przez gardło choć z widocznym trudem, bo nie przywykł mimo wszystko do okazywania jakiejkolwiek wdzięczności innym.
 Mógł się jeszcze przyczepić do tabletki, a raczej jej liczebności, ale podejrzewał, że Lilo nie byłaby zadowolona, gdyby śmiało próbował wrzucić w siebie całą ich garść. Bez marudzenia wziął od niej lekarstwo i połknął, powstrzymując się jednak, by nie popić tego alkoholem ze szklanki, który nadal się przed nim znajdował.
 - Chyba poudaje trochę martwego żeby nikomu nie przyszło na myśl mnie szukać - stwierdził po dłuższej chwili, próbując uśmiechnąć się słabo i wzruszając już tylko jednym ramieniem - Nie wiem. Po raz pierwszy w życiu nie wiem co mam ze sobą zrobić. Wszystko co kiedyś miałem zdążyło rozpaść się w drobny mak... więc chyba po prostu pokręcę się w okolicy dopóki ktoś nie postanowi urwać mi łba.
 Niezbyt optymistyczna wizja.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.19 0:28  •  Hotelowy bar. - Page 9 Empty Re: Hotelowy bar.
 — Czasem mnie przeraża, a jaką lekkością mówicie czasem o masowych mordach — odparła gładko, mimo swoich słów nie okazując ani cienia strachu. Ten objawiał się wewnątrz, ściskał wszystkie narządy i utrudniał oddychanie. Liselotte świetnie potrafiła sprawiać wrażenie, że podobne teksty spływają po niej jak po kaczce – w końcu miała w tym setki lat praktyki – ale w głębi duszy zawsze reagowała na nie takim samym obrzydzeniem. Wzdrygała się na myśl o zadaniu komuś nawet najmniejszego cierpienia, a co dopiero gdyby miały zginąć dziesiątki ludzi. Tak bowiem wyobrażała sobie eksplozję największego apartamentowca M-3 i nikt nie byłby w stanie przekonać jej, że skończyłoby się to inaczej. Budynki w poapokaliptycznym mieście nie były projektowane tak, by wytrzymywać wojny i ataki, ale by przy możliwie najmniejszej zajętej powierzchni pomieścić wiele rodzin i zapewnić im dostateczny komfort życia. Bądź co bądź obszar pod kopułą był ograniczony, a populacji przybywało.
 — I nie, nie przepadam za wybuchami. Wystarczą mi własne — dodała już z pewnym rozluźnieniem, wypracowując nawet pobłażliwy uśmiech. Na pewnym etapie tuż przed swoim odejściem pogodziła się już z tym, że niektórych umysłów nie będzie w stanie zreformować. Była to kwestia zbyt mikrego wpływu i kurczącej się ilości czasu, zmuszona była więc ograniczyć się do stonowanych komentarzy, czasem zawartych w pojedynczym tylko spojrzeniu.
 — Nie mówię, że to była zła decyzja. Szczerze to nie mam pojęcia, jaka mogłaby być dla ciebie, bo cóż, nie jestem tobą. — Mimochodem zgarnęła ze stołu porzucone przez Łajzę pociski i zaczęła leniwie obracać je w jednej dłoni. — Nie ma za co. To w końcu nie za darmo — stwierdziła tajemniczo, unosząc wzrok znów na Azarowa. — W zamian masz na siebie uważać. — Cóż, uczciwa cena za jej pracę. Fakt faktem, nie była stratna o żadne materiały (odnowią się) ani nawet czas (jako długowieczny anioł miała go pod dostatkiem), wymagała więc jedynie minimum szacunku dla swoich wysiłków. Tak żeby nie okazało się, że już następnego dnia były łowca wda się w jakieś mordobicie i nałapie kolejnych paskudnych obrażeń. Bądź co bądź Lise miała się lada moment udać w podróż powrotną do Edenu i z pewnością nie będzie już tak łatwo znaleźć kogoś, kto sprawnie, dobrze i za darmo zajmie się rannym. Takie desperackie cuda należy właściwie doceniać.
 — No cóż, mam nadzieję, że uda Ci się nie zginąć zbyt szybko — rzuciła nieco żartobliwym tonem. Pod pewnymi względami jechali teraz na jednym wózku, pewnie wisieli na sąsiednich portretach w gablotce "do odstrzału". — Gdybyś potrzebował pomocy... albo zajęcia, możesz mnie szukać w Edenie. Niedaleko lasu mamy teraz specjalny punkt pomocy dla potrzebujących, będę tam przez większość czasu.
 Uniosła nieco głowę, spoglądając dyskretnie ponad ramieniem łowcy. Wyłapała wzrok kilku osób strzelający ku niej raz po raz. Wyraźnie nadchodziła pora, by zebrać dobytek i wracać w bezpieczniejsze rejony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach