Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12, 13  Next

Go down

Pisanie 16.03.19 13:21  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
Meforael wszedł do jedynego baru w okolicy, gdzie od czasu do czasu można był natrafić na przyzwoity alkohol. Co prawda, mężczyzna rzadko się upijał, ale on też miał w końcu mocniejszy łeb do picia niż przeciętni ludzie czy nawet wymordowani. Anioła ciężko było schlać, nie zależnie od tego, jak ciemne miał skrzydła. I chociaż rzadko je pokazywał, to za każdym razem, gdy to się działo, to wydawało mu się, że są one odrobinę ciemniejsze niż poprzednim razem. Może tak było w rzeczywistości, a może miał jakąś paranoję?
Co prawda, bar mieścił się w jakimś obskurnym i zaniedbanym, jak wszystko na tej przeklętej Desperacji, hotelu, ale tutaj już nie mógł wybrzydzać. Generalnie Meforael starał się unikać tłumów, gdyż brzydził się zarówno ludźmi, jak i wymordowanymi, czy łowcami, ale nie miał specjalnego wyboru. W końcu tylko Eden był czysty od tego plugastwa, ale z drugiej strony był przesiąknięty nie zdrową chęcią niesienia pomocy tym robakom.
Wracając.
O dziwo, wszystkie miejsca były zajęte, zarówno te przy barze, jak i wszystkie stoliki. Stanął nad jakimś jegomościem w hełmie przybierając najbardziej uprzejmą maskę, jaką dysponował, a która idealnie zakrywała całą niechęć jaką żywił to istot żyjących.
- Przepraszam, że niepokoję, ale czy można się przysiąść? Wszystkie inne miejsca są zajęte, a nie ukrywam, że chętnie bym się napił whisky. - rzekł wciąż jednak nie siadając. Czekał na reakcję. Nie chciał zwracać na siebie zbytniej uwagi, gdyż nie wiadomo, gdzie mógł czaić się ktoś, kto czyhał na jego życie. Burdy więc teraz mu nie były potrzebne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.19 19:54  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
Na desperacji zasada była prosta - nie zaczynasz z tym, z kim sobie nie poradzisz. Tutaj nie było policji, życzliwych ludzi czy obrońców kobiet i dzieci, a nawet jeśli się zdarzali, to raczej nie mieli miłego i długiego życia. Prędzej czy później kosa zawsze trafiała na kamień i kto jak kto, ale C doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział także, że zarówno jego wygląd jak i zachowanie, zniechęcają potencjalnych, zdrowych na umyśle agresorów. Dlatego też nie zdziwiła go zbytnio reakcja dziewczyny, która wydawała się na całkiem niewinną panienkę, chowaną przez większość czasu pod kloszem. Być może została przemieniona niedawno, a być może posiadała jakieś plecy. Pewnym było za to, że niezbyt umiała się zachować w miejscu, do którego trafiło i jaszczur chciał jedynie zaznaczyć granicę, której nie powinna przekraczać, jeśli nie chce wejść z nim w konflikt. Tyle. Nie zamierzał jej pobić, wykorzystać czy sprzedać. Nie chciał też jej ciała, w przeciwieństwie do tego co mówił. Zwyczajnie testował jej granice i zdolność do kooperacji, ale nie zamierzał z nią mieć do czynienia w jakimś większym stopniu. Niestety najwyraźniej lisiczka nie umiała nad sobą zapanować i nie rozumiała zasad gry, która właśnie się toczyła.
Jego w miarę pokojowe podejście do tematu spotkało się z agresją. Co prawda, niezbyt okazałą i na pewno bezbolesną, ale mimo tego wkurwiającą. Mleko zostało wylane prosto na twarz mężczyzny, a panienka wpadła w histerię tak, jakby to C był jej ojcem i nie chciał kupić jej jakiejś zabawki. W oczach mężczyzny zapłonął gniew, ale w pierwszej chwili nie wypuścił go na zewnątrz. Oj, nie. Wolał go przetrawić, lekko poddusić, aby okazał się w pełni. Dodatkowo dał dziewczynie kilka sekund na podjęcie rozsądnej decyzji i opuszczenie miejsca. Sam chwycił mocno za ścierkę, przebijając materiał swoimi pazurami, a następnie przetarł swoją mokrą twarz. Teraz nie dość, że będzie śmierdział mlekiem, to jeszcze starą szmatą. Od momentu wyjścia lisiczki do tej chwili minęło może z dwadzieścia sekund. To wystarczająco, żeby sprawdzić jak mądra jest była klienta. Yoshirou rzucił szmatą o podłogę, aby w tym samym momencie jego buty zaczęły rytmicznie spotykać się z podłogą. Ciężkie, wojskowe obuwie w połączeniu z wagą posiadacza i jego podkurwionym chodem swoim odgłosem zdradzały, że lepiej nie wchodzić mu w drogę. Niestety Seiyushi zrobiła całkowicie co innego. Siedziała na zewnątrz jak mała dziewczynka i pewnie tak też chciała być traktowana, ale w tym momencie lisica przestała być dla C nawet kobietą.
- Ostrzegałem Cię, Ty kurwo. - warknął, kiedy znalazł się za jej plecami, ale nie zamierzał czekać na jej jakąkolwiek reakcję. Duże, silne palce zacisnęły się bezlitośnie na jej włosach, aby zaraz nie zważając ból lisicy, zacząć ciągnąć jej całe ciało przez drogę, aż pod drugi mur. Dopiero tam cisnął nią o ścianę niczym szmacianą lalką. Nikt im nie będzie przeszkadzał. Są na Desperacji i tutaj nawet w blady dzień takie sceny nie były niczym nowym. Seiyushi mogła poczuć jak po uderzeniu w ścianę na jej prawej ręce zaciska się ogon mężczyzny, a lewy nadgarstek trafił między jego palce. Jakby tego było mało, jego druga ręka zacisnęła się na jej szyi, podciągając ciało dziewczyny na wysokość oczu samego wymordowanego. Pięćdziesiąt pięć kilogramów nie było problemem dla przeciętnego mężczyzny, a co dopiero dla wymordowanego jaszczura. W efekcie Seiyushi powinna zawisnąć jakieś trzydzieści centymetrów nad ziemią i mieć delikatne problemy z oddychaniem. C nie chciał jej jeszcze udusić, ale za to chciał, aby nie czuła się zbyt komfortowo. Potwierdzał to nie tylko silny uścisk ogon na jednej i silny chwyt na drugiej ręce lisiczki, które teraz były dodatkowo wykręcane, ale także druga dłoń wymordowanego, zaciskająca się na szyi Sei. Tutaj też jego palec wskazujący zaczął wbijać się w policzek wymordowanej, nie ujawniając jeszcze krwi, ale ograniczając trochę jej ruchy.
- Mógłbym Cię teraz udusić i sprzedać jakiemuś choremu pojebowi. - rzekł w pierwszej chwili, żeby zaraz naprzeć swoim ciałem na jej i wcisnąć swoje udo pomiędzy jej nogi. Nie zamierzał ryzykować kopnięcia w swoje genitalia, a z takiej odległości dziewczyna niewiele mogła zrobić. Dodatkowo jego głowa nie znajdowała się naprzeciw twarzy lisicy, a przy jej uchu. To eliminowało konieczność martwienia się o "dyńkę" - Ewentualnie mógłbym Cię wyrwać z tego pierdolonego kimona i zrobić z Tobą takie rzeczy, że modliłabyś się o to, żeby to mleko wylądowało jednak w Twoim gardle, a nie na mojej twarzy. Lubisz połamane ręce? A może wolisz kiedy ktoś Cię gryzie aż do krwi? Włosy masz długie, więc nie byłoby problemu z utrzymaniem Cię, kiedy pierdoliłbym Cię od tyłu. To Twoja fantazja? Zapaliłbym nawet dla nas świeczki. Nawet nie masz pojęcia jak wspaniałe dźwięki potrafi wydawać człowiek, kiedy ogień dotyka jego skóry. Zaczyna się od ponaglających próśb, które przeradzają się w coraz głośniejsze krzyki. Później dochodzi płacz, jęk, aż w końcu w pokoju słychać tylko agonię. Jeśli się boisz, to możemy zacząć najpierw od wosku. - rzekł, przejeżdżając swoim jaszczurzym językiem po jej policzku i wykręcając jej ręce na tyle mocno, żeby z gardła dziewczyny wydobył się chociażby jęk. Oczywiście może być twarda i się temu opierać, ale czy warto? - Zanim odpowiesz zapamiętaj tylko jedno - zaczepiasz tego, z kim masz szansę, a jeśli już masz tego pecha, że zadarłaś z kimś innym, to musisz nauczyć się spierdalać. - proste i wydawałoby się, że logiczne, ale najwyraźniej nie dla samej Seiyushi. Gdyby posłuchała zdrowego rozsądku, to pewnie by jej tu już nie było, a tymczasem musiała doświadczać miłosnego uścisku jaszczura.
- Dałaś mi jednak zarobić, więc jeśli zaskamlesz jak pies i mnie przeprosisz, to być może wyjdziesz z tego wszystkiego w jednym kawałku. - w tym momencie ręka wymordowanego puściła szyję lisicy, dzięki czemu pierwszy raz od krótkiej chwili mogła dotknąć stopami ziemi. Ręce były jednak nadal skrępowane. Jakby tego było mało, C przeniósł swoją dużą dłoń, na jej żuchwę i policzki, przejeżdżając swoim długim pazurem po dolnej wardze wymordowanej - Masz dziesięć sekund. - i wracamy do zwrotu, który w barze zaowocował wylaniem mleka prosto na barmana.

C i Seiyushi z/t do tematu z uliczką
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.19 14:54  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
Podnosząc łeb bardzo powoli, skupił swój wzrok na postaci, która zadała pytanie. Być może to jest magiczne rozwiązanie którego biomech poszukiwał? Kompan do schlania mordy? Czemu nie pomyślał. Może nie pogadają zbyt dużo, przez ułomność Reda, ale nie takie rzeczy się już robiło, żeby się dogadać. Stuknął delikatnie palcem o blat stołu i wskazał miejsce na przeciwko siebie, zapraszając do swojego ciemnego kąta. Sporo czasu minęło od kiedy Red się z kim socjalizował, a obecna sytuacja utrudniała, zdobywanie nowych kontaktów. Stwierdził, że tym razem podejdzie dość otwarcie i wyświetlił na ekranie hełmu:
Co pijesz nieznajomy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.19 22:11  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
___Bywało gorzej. Znacznie gorzej.
___Ciemnowłosy ciężko przywarł do zimnej ściany budynku, który wznosił się wysoko ponad jego głowę. Jej chłód był o tyle dotkliwszy, o ile jego organizm z każdą chwilą coraz bardziej domagał się zasłużonego odpoczynku. Ktoś, kto miałby okazję przyjrzeć mu się z bliska, nie uwierzyłby, że był w stanie pokonać taką odległość o własnych siłach, gdy krok za krokiem jego organizm wypluwał z siebie kolejne porcje krwi, której intensywny zapach bił od jego ciała. Choć do celu zostało mu już niewiele, pozwolił sobie na przymknięcie powiek i bezruch, jakby te dwie czynności miały zastąpić mu chwilową drzemkę. Był to marny substytut, biorąc pod uwagę, że przez cały czas musiał zwracać uwagę na całe otoczenie, jak i na to, by zmusić się do utrzymania względnego pionu. Przychodzenie w zaludnione miejsce, gdy było się rannym kundlem, było być może jedną z bardziej ryzykownych rzeczy, na jakie zdecydował się w ostatnim czasie. Nawet zdezelowana żółta chusta – kawał starej szmaty – która zwisała smętnie ze szlufki jego spodni, nie stanowiła obecnie żadnego immunitetu. Dla niektórych mogła okazać się wręcz zachętą do ataku.
___Rottweiler nie wyglądał jednak na kogoś, kto wraz z siłami utracił swoją pewność siebie. Być może była to zasługa faktu, że nadal był w stanie ustać na własnych nogach. A może po prostu, czując na ramieniu gorący oddech, który wydobywał się z psiego pyska w akompaniamencie nieprzyjemnego charczenia, był przekonany, że nikt o zdrowych zmysłach nie zbliżyłby się do niego na odległość mniejszą niż trzy metry. Towarzysząca Grimshawowi bestia miała się zdecydowanie lepiej – chociaż stan jej gnijącego ciała pozostawiał wiele do życzenia, nisko zawieszony łeb i podrygująca raz po raz skóra na jej pysku, zdradzały gotowość do ataku. Psisko zdawało się nie ufać nikomu, kto zdecydował się choćby spojrzeć w stronę ciemnowłosego, z którym związane było niepisanym długiem wdzięczności. Choć szarooki wciąż nie rozumiał, dlaczego zwierzę zdecydowało się za nim podążyć, nie zamierzał kwestionować jego decyzji tak długo, jak było dla niego przydatne.
___Zostań ― głos ledwie wyśliznął się spomiędzy warg mężczyzny, który wreszcie zmusił się do ruszenia z miejsca. Przez cały czas utykał, a pulsująca świadomość sprawiała, że niebezpiecznie balansował na granicy przytomności i jej utraty. Wiedział, kiedy znalazł się we wnętrzu budynku – obraz przed jego oczami to przygasał, to pojawiał się na nowo, katując zmęczone oczy blaskiem sztucznego światła, od którego mimowolnie mrużył powieki.
___Bar, w którym znalazł się kierowany instynktem, wypełniała cała masa mieszających się ze sobą dźwięków i drażniących zapachów. Nie było łatwo skupić się na wręcz instynktownym podążaniu za tym, co w tej sytuacji wydawało mu się najbardziej znajome i – z jego punktu widzenia – bezpieczne.
Jest tutaj.
___Zimne i brudne palce bez uprzedzenia wsunęły się na ramię siedzącego przy stole czarnowłosego – prawdopodobnie ich nienaturalnie niską temperaturę był w stanie wyczuć nawet przez materiał ubrania. Na tę chwilę cały świat skurczył się do tak niewielkich rozmiarów, że znalazło się w nim miejsce wyłącznie dla dwóch osób. Nie liczył się gwar w tle ani nawet to, że jeszcze kilka sekund wcześniej Santino mógł mieć zupełnie inne plany na spożytkowanie swojego dnia. Kto wie? Może właśnie czekał na swoje dotychczasowe towarzystwo, które opuściło go na chwilę, by zamówić kolejną kolejkę alkoholu przędzonego ze szczyn wschodniego aligatora – Najlepsze rarytasy tylko u nas! – a może został wystawiony do wiatru i wyczekiwał nowej okazji?
___W uścisku palców, który nastąpił chwilę później, nie było nawet odrobiny delikatności. Jay zupełnie nieświadomie przeniósł część ciężaru swojego ciała na wymordowanego, który w tej chwili został postawiony w sytuacji bez wyjścia, bo cokolwiek wcześniej planował, teraz jego priorytety musiały ulec zmianie.
Co mu zrobisz? Zabijesz go?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.19 3:59  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
  Ostatnimi czasy mu się powodziło, o ile życie w obecnych czasach, można było nazwać „powodzeniem się”. Nie miał większych kłopotów, lawenda rosła dzielnie i klienci dopisywali. Nie zawsze tak jednak było. Pamiętał doskonale, gdy jeszcze miesiąc temu nie wiedział, co ze sobą zrobić, bo wszystko waliło mu się na głowę. No ale życie to splot wzlotów i upadków, a Santino przeżył ich już naprawdę bardzo wiele.
  Przeniesienie się z piasków Desperacji do Czarnej Melancholii było jednym z lepszych pomysłów, na które wpadł. Miejsce to było chronione i naprawdę ciężko tu było o kłopoty. Wymordowany był ostrożny, we wszystkim co robił i nawet swoje zbieranie informacji prowadził niezwykle delikatnie. Nigdy nie naciskał. Jeśli ktoś nie chciał o czymś mówić, to Santino nie poruszał tego tematu, aż w końcu ktoś sam się otwierał. Prędzej czy później do tego dochodziło, bo podświadomie wszyscy chcą się komuś wygadać, a dzięki temu że czarnowłosy był męską dziwką, to najczęściej nikt nie brał go na poważnie. Nie widziano w nim wielkiego zagrożenia, więc pozwalano sobie na większą otwartość. Często opowiadali mu o tym, co robili w ciągu dnia. Opowieści te czasami różniły się od siebie, jednakże zawsze sprowadzały się do tego samego. Czasami zdarzało się, że jego klienci tylko z nim rozmawiali i to byli jego ulubieńcy, bo może i uprawiał najstarszy zawód świata, to wcale nie znaczyło, że robił to z wielką chęcią. Po prostu tak było lepiej, niż gdyby sam miał przemierzać okolicę i dalsze tereny, szukając szczęścia. Uważał, że nie nadawał się do takiego życia. Miał swoje umiejętności,jednak brakowało mu tych, które pomogłyby mu obronić się przed możliwymi atakami. W Hotelu był bezpieczny i mu to odpowiadało. Może kiedyś uda mu się namówić kogoś, kto nauczy go walczyć lub posługiwać się ostrymi przedmiotami, dzięki którym mógłby zadać poważne obrażenia.
  Teraz jednak wolał siedzieć w barze. Nie miał w tym żadnego celu. Siedząc tutaj niczego nie zakładał. Czasami pił miejscowy alkohol, przy którym jego lawendowy bimber wydawał się prawdziwym rarytasem, innym razem udało mu się poznać jakiegoś osobnika, który stawał się klientem. Zdarzało się również, że na chwilę zapominał o tym, co działo się na zewnątrz. Nie wiedział, czy jest to normalne, czy już stanowi oznakę jakiejś choroby. Nie przeszkadzało mu to. Uważał, że obecnie najszczęśliwszymi osobami na świecie, są szaleńcy, którzy nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co działo się wokół nich. Zakładał również, że kiedyś w końcu sam dołączy do tego grona szczęśliwców. Na razie jednak, musiał pocieszać się w inny sposób.
  Zajął miejsce przy jednym ze stolików, obserwując to, co działo się dookoła niego. Wydawało się, że nikt nie interesuje się jego osobą, co było raczej dobrym znakiem. Normalnie to Santino zaczepiał klientów, a gdy widział, że wykazują jakiekolwiek zainteresowanie jego osobą, to oceniał, na co może sobie dalej pozwolić. Jeśli inicjatywę przejmowała druga strona, to nie wiedział, czego mógł się spodziewać. A nie lubił niespodzianek. Dlatego też nikt nie powinien się zdziwić, że gdy tylko poczuł na swoim ramieniu niesamowicie zimny uścisk, to na chwilę zamarł. Jego dłoń zaczęła drżeć. Odwrócił się jednak szybko, starając się nie robić szybkich, nieprzemyślanych ruchów. Teoretycznie wszystko mogło kogoś sprowokować.
    – Jay... – zaczął, ale urwał szybko. – Co się stało? – zapytał. Nie wiedział jednak, czy chciał usłyszeć od niego wszystkie szczegóły. Wymordowany nie wyglądał najlepiej. Cóż, wyglądał tak, że Santino dziwił się, że mężczyzna jest w stanie stać na nogach. Domyślił się, że robi to resztkami sił, dlatego też czarnowłosy przesunął się, by zrobić mu miejsce obok, by mógł usiąść.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.05.19 20:59  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
___Gdyby miał opisać otaczające go dźwięki i nadać im jakąkolwiek formę, przypominałyby bezkształtną, rozciągającą się i lepką masę. Kolejne głosy, brzmienia i dźwięki sprawiały tylko, że ta stawała się coraz większa. Tonął w niej, nie będąc w stanie zrobić nic z faktem, że właśnie wlewała mu się do uszu, sprawiając, że nawet ton jego własnego, na wpół martwego tętna dudnił mu w czaszce.
___Tu-dum. – – – Tu-dum.
___Jay... Co się stało?
___Mimo że Rottweiler stał tuż obok, wydawał się być daleko poza zasięgiem głosu Santino. Chwilę później nawet jego dłoń osunęła się z ramienia czarnowłosego, który postanowił odsunąć się odrobinę. Tyle wystarczyło, by ciemnowłosy stracił swoją podporę, choć szczęściem w nieszczęściu okazał się fakt, że niemalże od razu runął na udostępniony mu skrawek ławy. Gwałtowność upadku przemówiła głośnym łupnięciem, choć dla siedzącego obok wymordowanego mogła ona przyjąć formę nieprzyjemnego bólu, gdy Jay zderzył się swoim ramieniem z jego, nieszczególnie kontrolując swoje ruchy. W tej jednej chwili ciało zupełnie odmówiło mu posłuszeństwa, jak gdyby dotarcie do celu oznaczało dla niego możliwość zrezygnowania z dalszego wysiłku.
___W następnej chwili obraz przed jego oczami buchnął jaskrawą czerwienią, wyrywając z jego gardła ostrzegawczy, nieludzki warkot. Rzadko kiedy odczuwał jakikolwiek ból – w większości przypadków był w stanie go ignorować, jednak teraz, kiedy uderzenie okazało się zbyt mocne, nerwy w jego lewej kończynie odezwały się rwącym impulsem, który zdawał się przeciągnąć z jednej strony aż po czubki jego palców, a z drugiej po uszy, w których rozległ się drażniący pisk. Wszystko to trwało zaledwie chwilę – irytujący dźwięk zniknął, jak ucięty nożem, wcześniej blaknący przed oczami obraz na nowo nabrał wyraźniejszych barw.
___Otępienie zniknęło, a srebrne tęczówki na nowo nabrały blasku, nawet jeśli ten był wyjątkowo niezdrowy w połączeniu z przekrwionymi białkami oczu.
Nie śpij.
___Nie trzeba było powtarzać mu tego dwa razy.
___Prawą ręką złapał za swoje lewe przedramię, by unieść je i oprzeć o stół. Nie trzeba było długo czekać, by na względnie czystym blacie pojawiła się świeża krew, która nieustannie sączyła się z rozoranego ramienia. Rany na nim najbardziej rzucały się w oczy – ciężko było nie zwrócić uwagi na miejsce, którego ktoś bezlitośnie pozbawił sporego kawałka ciała. Nierównomierne brzegi rozszarpanego mięsa i skóry na pierwszy rzut oka usiłowały opowiedzieć historię o starciu z jakąś dziką bestią – tych na Desperacji nie brakowało – jednak tylko Grimshaw miał całkowitą świadomość tego, że za tym wszystkim kryło się coś więcej.
___Wody ― rzucił krótko, jakby w tym wszystkim, najbardziej nieznośne było uczucie suchości w ustach i gardle. Santino nie musiał być jednak wybitnym geniuszem, by z góry założyć, że w jego obecnym stanie, pragnienie było raczej najmniejszym problemem. ― Zajmiesz się tym ― dodał zaraz, chrypiąc niemiłosiernie. Zdawało się, że gdzieś na końcu tego zdania zaginął oczekiwany pytajnik, jednak kiedy tylko opętany wbił spojrzenie w czarnowłosego, stało się oczywistym, że nie był w nastroju na grzeczne prośby. Jednak prawda była taka, że wymordowany nigdy nie był w takim nastroju. Sprawa była prosta – brunet robił swoje, a później mogli zastanowić się nad ewentualną nagrodą.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.19 21:17  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
  Dzień nie zapowiadał niczego konkretnego. Santino nie snuł dalekosiężnych planów. Nigdy nie wiedział, co miał zrobić następnego dnia, bo wszystko to przychodziło mu dopiero z chwilą, gdy się budził. Pokój wymordowanego, był dość ciekawym miejscem. Było tam wiele rzeczy. Część z nich miało niemal tyle samo lat co ciemnowłosy. Santino nie pochodził bowiem z tych okolic. Urodził się na terenie dawnych Niemiec w M-5. Nie był wymordowanym od urodzenia. Miał więc swoje bibeloty i pamiątki po rodzinie, której w sumie już nie pamięta zbyt dokładnie. Jedyny obraz, jaki posiada, to widok swojej matki gotującej jakąś potrawę w pięknej, białej kuchni. Zapach wrył mu się w pamięć, bo jego rodzicielka uwielbiała doprawiać potrawy tak mocno, że to one stawały się głównym daniem. On sam wracał wtedy ze szkoły, gdy zastał kobietę sypiącą kminek do czerwonego garnka. Lubił to wspomnienie, nawet jeśli nie było ono zbyt długie, bo nie pamiętał co się stało po jego powrocie. Niemniej jednak jego ucieczka z M-5 zapadła mu w pamięć bardzo wyraźnie, zwłaszcza przez wgląd na to, że prawie przy tym zginął. No i po wielu, wielu okropnych latach tułaczki znalazł się w końcu na ziemiach Desperacji. Cóż, lepiej byłoby powiedzieć o piaskach Desperacji, bo tego było tutaj pełno. Nie przeszkadzało mu to, bo cieszył się, że w ogóle miał dach nad głową i jakieś zajęcia. Jego podróż pozwoliła mu jednak zgarnąć wiele rzeczy, które teraz grzały miejsce w jego mieszkaniu. Nie chciał się ich jednak pozbywać, bo każdy świadczył o jakimś ważnym etapie jego długiego życia, a on sam uważał, że nie powinien o tych etapach zapominać.
  Dzisiejszego dnia nie miał planów. Nawet nie chciał schodzić do baru, ale stwierdził, że może wypadałoby się czegoś dowiedzieć, ewentualnie zgarnąć jakiegoś klienta. Nie był święty. Lubił seks, bo gdyby tak nie było, to z cała pewnością nie miałby takiego zajęcia, jakim się parał. Jego zdolności również były przy tym niesamowicie przydatne, bo dzięki swojej hipnozie mógł uśpić kogoś na tyle, by spokojnie zgarnąć to, co nieszczęśnik miał przy sobie. Ale nie zawsze tak było. Zdarzali się osobnicy, których Santino lubił. Jak na przykład Jay.
  Teraz przyglądał się wymordowanemu znajomemu, który wyglądał, jakby miał umrzeć po raz kolejny i już w tym wypadku ostateczny. To potwierdzało jedynie fakt, że Desperacja była niebezpieczna.
  Wymordowany wyglądał okropnie. Santino raczej nie musiał tego nikomu wygłaszać. Zmartwił się. Widok cierpiącego znajomego nie był czymś, co chciało się widzieć. Zwłaszcza jeśli było to tak poważne. Jego wzrok niemal od razu powędrował na krew, która zaczęła zajmować coraz większą powierzchnię blatu stolika. Drgnął wyraźnie, gdy zauważył, co było tego powodem.
  – Zaraz, przyniosę ci wodę, poczekaj – powiedział, wstając od stolika i podszedł do miejsca, gdzie mógł znaleźć wodę. Oczywiście wiedział, że pragnienie wymordowanego nie było największym problemem, jednakże w tej chwili nie mógł zrobić nic konkretnego, a kupił sobie trochę czasu. Nie miał pojęcia, od czego miałby zacząć. Wziął jednak dwie szklanki wody i jakąś ścierkę. Wrócił po krótkiej chwili, mając nadzieję, że Jay będzie jeszcze przytomny. Położył jedną szklankę na blacie tuż obok dłoni wymordowanego, a w drugiej zamoczył kawałek materiału i przystawił mu do twarzy.
  – Dasz radę pójść do mojego pokoju? – zapytał, mając nadzieję, że uda im się pokonać te schody. W pokoju Santino miał znacznie więcej rzeczy, które mogłyby okazać się przydatne. No i nikt by im nie przeszkadzał. Czekając na odpowiedź zajął się ścieraniem krwi z twarzy Jaya.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.05.19 22:40  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
___Poczekaj – to słowo jeszcze przez jakiś czas szumiało mu w uszach, z jakiegoś powodu wybijając się ponad panującym w barze gwarem. Pojęcie czekania wydawało się dla niego nie tylko zabójcze, ale i wyjątkowo drażniące. Już dość naczekał się, dążąc do swojego celu – nic dziwnego, że kolejne kilkadziesiąt sekund, które dzieliły go od zaspokojenia pragnienia, stanowiło dla wymordowanego kolejną wieczność.
___A przecież zawsze mogło być gorzej.
___Mógł równie dobrze paść na jakimś pustkowiu i nie mieć możliwości skorzystania z wygód, jakie oferowała mu obecność cudem odnalezionego Santino. Mógł zginąć podczas walki, choć wtedy nie musiałby przejmować się tak trywialnymi potrzebami. Na dobrą sprawę nie musiałby przejmować się niczym, jednak dobrze wiedział, że nikt na całym świecie – niezależnie od tego jak bardzo był spierdolony – nie miał prawa decydować o jego końcu.
Ale gdyby...
___Ani słowa.
___Gdy czarnowłosy zniknął mu z pola widzenia, nie próbował szukać go wzrokiem. O wiele prościej było skupić się na jakimś martwym punkcie, nawet jeśli zajęcie myśli czymś innym graniczyło z cudem. Wiedział, że gdyby teraz zaczął śledzić uważnie każdy krok bruneta, odniósłby wrażenie, że mężczyzna porusza się wyjątkowo ślamazarnie. A przecież byłaby to tania sztuczka zmęczonego umysłu, który w tej chwili domagał się wszystkiego na już, jak małe, upierdliwe dziecko.
___A dzieci pożerał na kolację.
___Nie czekał ani chwili, kiedy szklanka wypełniona przezroczystym płynem znalazła się tuż obok jego ręki. Łapczywość, z jaką Jay dorwał się do naczynia, przypominała chwilowy zastrzyk adrenaliny, jakby dla tej niewielkiej ilości wody był w stanie poświęcić resztkę swoich sił – i prawdopodobnie tak właśnie było. W tym momencie nie przejmował się niczym, biorąc pod uwagę ulgę, którą letni napój przyniósł jego wyschniętemu na wiór gardłu. Wyglądało też na to, że nie miał nic przeciwko zabiegom Santino, choć kiedy strużka wody spłynęła po jego podbródku, odruchowo otarł ją wierzchem ręki, pozostawiając na swojej twarzy kolejną smugę krwi i brudu.
___Z hukiem odstawił szklankę na stół, niczym stały bywalec baru, domagający się następnej kolejki. Nie odezwał się jednak ani słowem, co równie dobrze mogło oznaczać, że na razie tyle wystarczyło.
___„Dasz radę pójść do mojego pokoju?”
___To zależy od ciebie ― stwierdził i, choć wcale nie musiał tego robić, obrzucił go ostentacyjnym spojrzeniem. Jakby nie patrzeć, Santino był lżejszy i niższy. Nawet jeśli, miał się całkiem dobrze, już samo podpieranie kogoś, kto poważnie utykał, było wyczerpującym zadaniem, gdy miało się do pokonania aż trzy piętra.
___Bez słowa ułożył rękę na jego nadgarstku i sugestywnie naparł na niego, zmuszając go do odsunięcia ręki od swojej twarzy. Doprowadzenie go do stanu używalności mogło poczekać do momentu, w którym znajdą się poza zasięgiem oczu i uszu całej reszty hotelu.
___Mogłeś rozważyć pokój na parterze, mając na względzie swoje zamiłowania ― wymruczał, a beznamiętny wyraz twarzy szarookiego skutecznie uniemożliwił rozszyfrowanie tego, co konkretnie miał na myśli. Rzecz w tym, że Grimshaw nie miał większego wyboru. A skoro nie zabiło go to coś, schody tym bardziej nie miały w sobie aż takiej siły sprawczej.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.05.19 21:23  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
Sanino nie pamiętał, kiedy i czy w ogóle miał poważniejsze obrażenia, nie licząc oczywiście faktu, że przecież umarł, żeby stać się wymordowanym. Wydawało mu się, że od tego czasu dbał o siebie na tyle dobrze, że wszelkie poważniejsze urazy go omijały. Oczywiście skaleczenia i jakieś mniej groźne urazy się zdarzały, Santino posiadał kilka blizn, które dzięki swojej mocy mógł bez problemu zamaskować. Nikt więc tak naprawdę nie wiedział, jak ciemnowłosy wyglądał naprawdę w swojej naturalnej formie. Bo można przecież założyć, że jak miał możliwość, to zmienił się tak, jak mu pasowało. Sam już w sumie nie pamiętał, jak wyglądał przed przemianą, wiedział jedynie, że na pewno miał jasne włosy i nieco ciemniejszą karnację. Nie chciał jednak do tego wracać, bo pasowało mu tak, jak było. Nie chciał się zmieniać i robił to jedynie wtedy, gdy jakiś klient o to poprosił.
  Musiał przyznać, że o ile stan Jaya go martwił, to na pewno czuł się lepiej z myślą, że wymordowany w ogóle dotarł do Hotelu. Nie miał pojęcia, co się z nim stało i dlaczego tak skończył, chociaż wiele różnych myśli kręciło mu się właśnie po głowie. Nie było to na razie takie ważne. Na pewno jednak zapyta o to w przyszłości, jak już nieco ogarnie najważniejsze sprawy, bo wydawało mu się, że ilość krwi jaka się pojawiała na stoliku świadczyła o znacznie poważniejszych urazach. Nie było więc czasu do zwlekania.
  Nie był medykiem z wykształcenia. Owszem, jakąś wiedzę posiadał, jednakże była ona zdobyta jedynie przez czytanie książek, które posiadał i praktykę opartą na próbach i błędach. Starał się nie popełniać tych samych pomyłek i jeśli coś mu się udawało, to zapisywał wszystko i zapamiętywał, żeby w razie wystąpienia podobnych objawów wiedzieć, jak się zachować. Obstawiał jednak, że w przypadku jego znajomego tak łatwo nie będzie.
  – Damy radę, skoro tu trafiłeś, to na pewno uda ci się pokonać kilka schodów – stwierdził. Wolał go ogarnąć w swoim pokoju, gdzie wszystko miał pod ręką.  Santino mógł się poświęcić i pobiegać trochę w górę i w dół, jednak widząc, że Jay nie chcieł by ciemnowłosy ścierał z niego krew w barze. Odstawił też mokrą ściereczkę, którą ścierał krew z twarzy wymordowanego, który oczywiście nie mógł zwrócić mu po prostu uwagi, tylko musiał chwycić go za nadgarstek. – I tak będziesz musiał się umyć – stwierdził, bo wiedział, że bez jasnego rozeznania nie będzie w stanie powiedzieć, co tak naprawdę działo się z ciałem wymordowanego, a tym bardziej jak miał mu pomóc. A niestety Jay był w takim stanie, że trzeba było zrobić wszystko, by zwiększyć szanse na poprawę.
  – Zawsze mogłeś rozważyć innego medyka – odgryzł się. Nie wiedział, jak Jay zareaguje na jego słowa, ale sam Santino raczej cieszył się, że wymordowany zdecydował się przyjść do niego. Może nie był najlepszym medykiem, ale jeszcze nie zdarzyło mu się, że ktoś wyszedł spod jego ręki w gorszym stanie.
  – Chodź, nie ma co czekać – powiedział, wyciągając rękę w kierunku mężczyzny, by pomóc mu wstać. Czekała ich długa i powolna droga na trzecie piętro.[/color]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.06.19 10:20  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
___Nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że przy niewielkiej pomocy, na pewno uda im się dotrzeć na górę. Jeszcze bardziej pewny był tego, że jutrzejszego dnia będzie w stanie wyjść z hotelu o własnych siłach i gdyby nie fakt, że wszystkie rany na jego ciele były brudne, a organizm wyczuwalnie odmawiał posłuszeństwa, regenerując się pięć razy wolniej, Santino albo w ogóle nie uświadczyłby go w tym miejscu, albo spotkaliby się w zupełnie innej sytuacji.
___Teraz najtrudniej było zrobić pierwszy krok.
___Podnieść się z miejsca, ruszyć do przodu. Kiedy po tak długim czasie otrzymał okazję do wzięcia głębszego oddechu, jego ciało zdążyło przyzwyczaić się do twardego oparcia za plecami – które w normalnych warunkach każdy uznałby za niewygodne – i luźno wyciągniętych nóg pod stołem, choć wszyscy dookoła trąbili o tym, że nawet najdrobniejsze przyzwyczajenia były najgorsze. Przez ten czas był skłonny nie robić absolutnie nic i przedłużyć to nicnierobienie do niebezpiecznego maksimum, porzucając myśl, że każda chwila bezczynności łapczywie wyżerała z niego kolejną porcję sił.
___„I tak będziesz musiał się umyć.”
___Na to liczę. Zajmiemy się tym na górze. ― Teraz i tak było już za późno na zabiegi kosmetyczne. Jak fatalnie wyglądał, każdy widział, choć na szczęście większość przebywających w barze była zbyt zajęta swoimi kuflami przepełnionymi ogólnodostępnym alkoholem, bądź jedzeniem, które udało im się zdobyć za kilka pozornie bezwartościowych przedmiotów. Byli równie niezainteresowani Grimshawem, co on nimi, choć sympatia większości do gangu DOGS sprawiała, że jego głowa z pewnością miała swoją cenę w tych stronach.
___Zawsze mogłeś nie zostawać medykiem. Możemy grać w to cały dzień, a ja nie lubię przegrywać ― odpowiedział i choć jego ton nie miał w sobie zgryźliwości, wyglądało na to, że całkiem dobrze przyjął do siebie zaczepkę czarnowłosego. Zresztą ciężko było wybić go z równowagi, zwłaszcza że zadzieranie nosa w towarzystwie Jay'a mogło skończyć się podkopaniem ego – w końcu równie dobrze na wiele sposobów mógł dać Santino do zrozumienia, że nie miał powodów, by w tej sytuacji czuć się wyróżnionym. Mógł co najwyżej docenić jego towarzystwo i zająć się tym, do czego w obecnej sytuacji został powołany.
___Rottweiler powoli skinął głową, ten jeden raz przyznając mu rację. Nie dało się jednak nie zauważyć, że wykonanie jakiegokolwiek ruchu przyszło szarookiemu z ociąganiem. Brunet miał czas na to, by poczuć się niekomfortowo z ręką wyciągniętą w stronę kogoś, kto udawał, że wcale nie widzi tego pomocnego gestu, jednak ostatecznie, brudna dłoń wymordowanego zacisnęła się na smukłej ręce opętanego. Wstając z miejsca, Ryan nie zaufał w pełni jego sile – uznał, że dużo lepiej było dodatkowo wesprzeć się o blat stołu, nawet jeśli kosztowało go to kolejną falę bólu, promieniującą wzdłuż całej, lewej kończyny. Nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że nigdy nie pozwalał sobie na pełną zależność od drugiej osoby. Nawet gdy przewiesił zdrowe ramię przez kark czarnowłosego, dało się wyczuć, że wciąż stara się po części stać o własnych siłach, mimo że jego zmiażdżona stopa stykała się z ziemią jedynie czubkami palców. Krew i brud nie pozwalały dostrzec, w jak bardzo złym stanie była – jedynym pewnikiem był fakt, że szatyn nie miał na sobie butów i najwyraźniej sam nie miał pojęcia, gdzie je zgubił.
___Nie wypierdol się.

___z/t [+ Santino].
___Uznałem, że można zrobić przejście do pokoju.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.19 13:45  •  Hotelowy bar. - Page 11 Empty Re: Hotelowy bar.
  Do Czarnej Melancholii dotarli po upływie kilka kolejnych minut. Uchwycił w dłoń klamkę i otworzył w miarę porządne drzwi, choć tej czynności towarzyszył nieprzyjemny dla ucha zgrzyt zawiasów.
  —  Próg — ostrzegł Hana, by ten nie zarył twarzą o podłoże, co byłoby dość bolesnym zwieńczeniem ich krótkiej wycieczki; notabene Zaneri powinna być z niego dumna, że był skory okazać bliźniemu aż tyle dobroci.
  Wchodząc do środka, poczuł na swojej skórze zbawienny chłód, a także przeszywające na wskroś spojrzenie stojącego w recepcji mężczyzny, który chwilę wcześniej zakreślał coś w nadgryzionym przez czas kajecie. Wieczny ani słowem się do niego nie odezwał, kierując swój luźny krok w lewo, gdzie znajdował się niewielki bar. Drogę znał na pamięć; bywał tutaj częściej niż w Przyszłości, gdyż był to bardziej ustronne i mniej tłoczone miejsce, dla niego wręcz idealnego. Nie przepadał za przesadnym tłokiem i hałasem.
  Gdy w końcu znalazł  się tam, gdzie chciał, rozejrzał się po wnętrzu pomieszczenia. Kilka gości na krzyż go nie rozczarowało, wiec przeciwnie – utwierdziło go w przekonaniu, że podjął słuszną decyzje.  Wybrał stolik umiejscowiony w odległym kącie pomieszczenia; nadawał się wręcz idealnie do poufnej rozmowy na temat ich wspólnego przyjaciela - Apokalipsy. Jednak, zanim otworzył usta, by poruszyć ten temat, przywołał gestem dłoni znajdującą się nieopodal kobietę, która pełnił rolę kelnerki.
  — Czego się napijesz? — zagadał do Hana, zanim do nich podeszła. W międzyczasie usiadł na jednym z zdezelowanych stołków, który na szczęście nie zakończył swego żywota pod ciężarem gabarytów Wiecznego. —  Powiedzmy, że ja stawiam, skoro to był mój pomysł — dodał; świat się kończy, kolejny ludzki gest. Jak tak dalej pójdzie, przekroczy ich roczny limit zaledwie w kilka godzin. — Dla mnie piwo — powiadomił kobietę, w pełni świadom, że gwarancja jego smaku była mierna. Zwykle rozcieńczali go wodą i smakował jak szczyny, ale to i tak lepsze od suchości w gardle.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12, 13  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach