Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 13 Previous  1, 2, 3, ... 11, 12, 13  Next

Go down

Pisanie 06.10.15 3:41  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
„Jesteś naprawdę miłą osobą!”
Słyszysz? Kto by pomyślał. A wydawało się, że ty i bycie miłym nie chodzicie ze sobą w parze.
Bo nie chodzimy.
Z Evendell na pewno musiało być coś nie tak, ale już od ich pierwszego spotkania wiedział, że to ten typ, który w obecności rozwścieczonego psa, wyciągnąłby rękę, żeby go pogłaskać. Czasami zastanawiał się, jakim cudem ludzie radzili sobie z jej obecnością. Była uciążliwa, a jej nadmiar entuzjazmu w chwilach, gdy powinno go nie być, przytłaczał. Od tej neturalnej słodyczy można było zachorować na cukrzycę. Jasnowłosemu aż mina zrzedła, gdy musiał przyglądać się, jak mała anielica odkrywa Amerykę i to wcale nie dlatego, że nie spodziewał się po niej aż takiego przejawu bystrości. Właściwie przez ułamek sekundy wyglądał, jakby wciśnięto mu do ust cytrynę, gdy tylko ponownie przyjrzał się uradowanej jasnowłosej. Wiedział jednak, że jakiekolwiek komentarze nie miały tu większego sensu, nie wspominając już o sarkastycznych odzywkach.
Wiem kim jesteś ― rzucił. Tak na wszelki wypadek, gdyby na myśl przyszło jej, by opisać szczegóły tego spotkania. Leslie wolał, by ich sobie oszczędziła.
Ulubienicą. Wolałbyś, żeby jej nie było.
To tylko dzieciak.
Bardzo ważny dzieciak.
Odbiegł spojrzeniem w stronę bocznej ściany, przygryzając dolną wargę od wewnątrz. Starał się odgonić niepotrzebne myśli, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że chciał mieć to już za sobą, chociaż nic nie wskazywało na to, by blondynka miała nie przeżyć. Właściwie miała się lepiej niż przypuszczał. Jak na kogoś, kto już wyglądał jak siedem nieszczęść. Nowe rany zdawały się umywać w obliczu tych, które zdążyły się już zabliźnić. Vessare tylko przez krótki moment zastanawiał się, co musiał czuć Syon, gdy codziennie na nią patrzył, ale świadomość, że to nie było nic dobrego, przyprawiała go o kolejne ukłucie niechęci. Przesunął ręką po boku szyi, jakby to tam nagromadził się cały ból wywołany niewidzialną szpilą. Nawet tak nieznaczne uniesienie ręki sprawiło, że silny spazm targnął jego przedziurawionym nabojem bokiem. Cillian momentalnie opuścił rękę, tłumiąc syknięcie.
„Przepraszam.”
Nieważne. Nie powinnaś pomagać komu popadnie. ― Wystarczyło mu, że już z jedną przymusową pomocą słabo sobie radził. Zaciąganie długu wdzięczności u innych aniołów nie uśmiechało mu się w ogóle. Był gotów odepchnąć rękę skrzydlatej po raz kolejny. Sama jego postawa świadczyła o tym, że nie przyjąłby jej, choćby mu za to zapłacono. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, jak brzmiało to w sytuacji, w której sam tkwił przed nią z bandażami. ― I nie myśl o tym w kategoriach odwdzięczania się. Nie-
zrobiłem tego dla ciebie, dokończył w myślach, w porę urywając zdanie. Znając ją, na pewno spotkałby się z ostrzałem kolejnych pytań, chociaż już wcześniej sama sobie na nie odpowiedziała, domyślając się, z czyim znajomym miała do czynienia. Było to jedyne powiązanie, a on musiał dopilnować, by większość spraw pozostała poza zasięgiem jej świadomości.
Zerknął przelotnie na butelkę, z którą jasnowłosa nie potrafiła się uporać i bez słowa komentarza chwycił za nią i odkręcił, licząc na to, że tyle w zupełności jej wystarczy. Odłożywszy zakrętkę na kanapę wyciągnął butelkę w jej stronę, jednak część jej zawartości chlusnęła na nich, gdy dziewczynka znów przysunęła się bliżej, ignorując protestacyjne „Nie”, które zdołał wydusić z siebie, zanim postawiła go w tej niekomfortowej sytuacji. Ciche warknięcie ugrzęzło gdzieś w jego gardle, nim zdołało dotrzeć do uszu anielicy. Anioł zacisnął zęby, walcząc z nagłą chęcią odepchnięcia ją od siebie z taką gwałtownością, z jaką mógłby zrobić jej krzywdę. Nie pozbył się jednak zniesmaczonego wyrazu i błysku złości ze swoich oczu, które mogła dostrzec, gdy tylko odsunęła się na stosowną odległość.
Nie daj się wyprowadzić z równowagi.
Tch, nie moja wina, że nic do niej nie dociera.
Wystarczyło „dziękuję” ― wymruczał pod nosem, wciskając jej odkręconą butelkę do rąk. Strzepnął niewidzialny brud ze swojej koszulki, nie zwracając uwagi na wilgotną plamę po wodzie. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale ugryzł się w język. Nie jego rolą było pouczanie jej, chociaż robienie rzeczy wbrew danej osobie, by jej podziękować, nie znajdowało się na liście genialnych pomysłów. Raczej na tej, na której spisywano te pozbawione sensu idee.
Jedynym plusem było to, że znacznie zwiększył tempo opatrywania rany na jej udzie, byleby tylko szybko znaleźć się dalej od niej. Zadziwiające, z jaką łatwością przychodziło jej mówienie, mimo osłabionego gardła i tego co się stało. Ofiary zwykle były cichsze, szok odbierał im zdolność składnego mówienia, ale Evendell dość szybko zapomniała, co tam zaszło. Przynajmniej Zero odniósł takie wrażenie.
Przestań ― wtrącił. Czy tego chciał czy nie – wysłuchał jej monologu. Dwubarwne tęczówki z nienaturalnym chłodem zawędrowały wzrokiem ku błękitnym oczom skrzydlatej. Zmarszczone brwi tylko potwierdzały, że poruszyła nieciekawy temat.
„Długo się znacie?”
Widocznie zbyt krótko, byś wiedział, że lubi malować. To chcesz powiedzieć?
Przełknął ślinę, a wraz z nią i całą gorycz, która nagromadziła się w jego ustach. Związał bandaż, mocniejszym szarpnięciem sprawdzając czy zdawał test stabilności.
Na tyle długo, żebym wiedział, że na pewno nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że ktokolwiek dzieli się informacjami o nim. Na pewno wolałby, żebyś zachowała to dla siebie. To Desperacja, Evendell. Może to dość niewinna wiadomość, ale tu nie powinnaś ufać nikomu. Nawet mnie ― zaznaczył, nawet jeśli głupotą było upominać ją o taką drobnostkę. Mimo że jego głos był spokojny w swojej stanowczości, miał za złe, że znalazła się kolejna rzecz, której o nim nie wiedział.
Wsparł się rękami o kolana i podniósł na równe nogi, usłyszawszy, że to wszystko z jego strony. Bok znów przypomniał o sobie, zanosząc się pulsującym bólem. Leslie odsunął się od anielicy, a odwróciwszy się tyłem do niej, ściągnął koszulkę przez głowę, tłumiąc syknięcie. Materiał wylądował na kanapie, a jasnowłosy przemknął spojrzeniem po torsie, zawieszając wzrok na niewielkiej ranie, z której ciurkiem sączyła się krew. Przesunął palcem po dziurze w ciele, ledwo skupiając się na pytaniach niebieskookiej. Nie podzielał jej chęci wzajemnego zapoznania się.
Wsunął rękę do kieszeni i wysunął z niej telefon. Wydawało się, że jedynym sposobem, by puścić w zapomnienie jej nagły przypływ ciekawości było zajęcie jej telefonem do Growlithe'a. Bez trudu wyszukał numer przyjaciela i wyciągnął urządzenie w jej stronę.
Zielony przycisk. Sprawdź czy uda ci się dodzwonić ― rzucił, a przekazawszy jej komórkę, usiadł na kanapie w stosownej odległości i złapał za wcześniej przyniesiony ze sobą nożyk. Obrócił ostrze w palcach, przez moment przyglądając mu się w zamyśleniu, jednak wahanie szybko minęło. Choćby nie wiadomo, ile siłował się z nabojem, nie zdołałby wyłowić go z tak niewielkiej rany.
Zaboli.
Bywało gorzej.
...
Chyba.

Przysunął narzędzie niedoszłej zbrodni do swojego ciała.
Jesteś pewien, że wiesz co robisz?
Nie wyglądało na to, że miał jakikolwiek wybór, a życie z ciałem obcym w brzuchu lub udanie się z tym do kogoś innego, wcale mu się nie uśmiechało. Pierwsze nacięcie.

                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.15 4:09  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
Spoiler:

Nie było co ukrywać – Zero nie należał do najlepszych kompanów, jeśli chodzi o rozmowy. Niestety (a może i stety?) dziewczyna przekonała się o tym zaskakująco szybko. Krótkie, burkliwe odpowiedzi, wręcz zbywające. Jednakże bez względu na to, jak bardzo nieprzychylne stanowisko obejmował Zero względem niej, nie zrażało jej to nic a nic. Mieszkając w Desperacji, wśród obdartych Kundli, nauczyła się okazywać sympatię i dobroć nawet najgorszym kanaliom. Jedyną osobą, do której zaczęła mieć negatywny stosunek był Dedal. Dlatego też jeżeli jasnowłosy chciał ją zrazić – musiał go przebić w niektórych kwestiach.
W końcu jej usta zamilkły a oczy skupiły się na dłoniach mężczyzny, który zajmował się opatrywaniem jej nogi. Ciężko było odgadnąć co tak naprawdę siedzi w jej głowie, ale pojedyncza zmarszczka, która zawitała pomiędzy drobnymi i jasnymi brwiami wystarczająco głośno zasugerowało, że zastanawia się nad czymś naprawdę głęboko.
- Wiesz… – bo cisza nie mogła potrwać zbyt długo. Nie w jej towarzystwie. - Growlithe Ci ufa. – uniosła parę dużych, niebieskich oczu na swojego wybawcę I przechyliła nieco głowę na prawy bok. - Dlatego też nie mam najmniejszego powodu, żebym i ja tobie nie zaufała. – kąciki ust dziewczyny uniosły się w łagodnym uśmiechu, tak bardzo charakterystycznym dla anielskich istot. Jedynie szpetne bruzdy, które pokrywały jej twarz zakłócały obraz idealnego, anielskiego posłańca, o którym słodko śnią nic nieświadome dzieci miasta. - A Growie nie ufa byle komu. – dodała po chwili i poszerzyła swój uśmiech.
Wzięła od niego butelkę i umiejscowiła ją sobie pomiędzy udami, po czym objęła lewym nadgarstkiem i przytrzymała nieporadnie prawą dłonią, unosząc ją i przytykając do ust, by napić się wody. Od razu poczuła przyjemny chłód, który rozlał się po jej krtani i żołądku, nawilżając suche usta. Odsapnęła cicho, kiedy przestała pić, pozostawiając mniej niż połowę i przetarła wierzchem dłoni mokre usta, zmazując ostatnie drobinki cieczy, które bardzo szybko wsiąkły w materiał przydługawej bluzy. Spuściła nieco głowę, wlepiając spojrzenie w swoje stopy, czując się tak, jakby zrobiła coś złego i dostała sromotną reprymendę od swojego opiekuna.
- Może I wystarczyłoby, ale chciałam ci bardziej podziękować, bo wydaje mi się, że zwykłe dziękuje to za mało. – burknęła bardziej pod nosem, chociaż i tak miała pewność, że jej słowa dosięgną uszu blondyna. W jej oczach Zero był jej wybawicielem, rycerzem na białym koniu. Jak na zawołanie w głowie jasnowłosej pojawił się karykaturalny obraz Zero ujeżdżającego dzikiego rumaka, pędzącego przez polanę na tle zachodzącego słońca. Spieszył się do pięknego zamku, gdzie oczekiwała go cudowna księżniczka Growlinda, uwięziona i przetrzymywana przez złego smoka Ryandara. Wyobrażenie prysło tak szybko, jak się pojawiło w chwili, kiedy została wyrwana z letargu przez Zero i komórkę, która wylądowała na jej nogach. Twarz dziewczynki momentalnie pojaśniała, kiedy chwyciła za urządzenie i przycisnęła do ucha, czekając z bijącym sercem, aż usłyszy charakterystyczny głos pokryty chrypką. Ileż to ona miała mu do opowiedzenia! Jakież to historie! Ale zamiast Growa odpowiadała jej cisza. Westchnęła rozczarowana i podniosła się z kanapy, wciskając mały telefon do swojej klatki piersiowej skierowała się w stronę łazienki.
- Nie odbiera. – rzuciła od razu przy wejściu. Być może przez chwilę w jej głowie pojawiła się nikła nadzieja na to, że jasnowłosy w jakiś magiczny sposób sprawi, że Wilczur lada moment się odezwie, ale bardzo szybko porzuciła te naiwne nadzieje. Jej uwaga bardzo szybko została rozproszona przez nagie plecy mężczyzny, po których przesunęła swoim spojrzeniem badający każdy skrawek skóry, skupiając się głównie na dwóch, brzydkich bliznach w okolicach łopatkach.
Przecież z tych miejsc…
- Dlaczego masz bliz— – zamilkła gwałtownie, kiedy przez jej ciało przebiegł prąd dyskomfortu I bólu. Zacisnęła mocniej oczy, czując, jak robi jej się niedobrze i duszno. Nie czekając na jakiekolwiek słowa ze strony blondyna, pokonała te kilka kroków w ekspresowym tempie, choć i tak spowolnionym z powodu odniesionych ran i zatrzymała się tuż przed nim. Spojrzała najpierw z przerażeniem na narzędzie, które ściskał a potem zadarła głowę i uniosła wzrok wyżej.
- Boli cię! Czuję to! – jęknęła a w niebieskich oczach zaczęły gromadzić się łzy. - Pozwól mi pomóc. Proszę! To przeze mnie. Nie zniosę tego, że cię boli. Proszę, pomogę Ci. Chociaż trochę, panie Zero! Nie możesz cierpieć na daremno! – jęknęła, a jej dolna warga zadrżała, kiedy pociągnęła głośno nosem. Wzrok ponownie omiótł krwawiącą ranę i nawet wyciągnęła rękę w jego stronę, ale w ostatniej chwili przycisnęła ją do siebie.
- Proszę.. – powtórzyła cichutkim głosem.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.15 22:57  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
„Growlithe ci ufa.”
Im dalej w to brnęli, tym coraz ciężej było mu tego słuchać, choć na podobne stwierdzenie powinien poczuć ogarniające go, wewnętrzne ciepło. Ufał mu. Czy nie na tym zależało mu najbardziej? Zależało, ale wiedział, jak bardzo mijało się to z prawdą. Wciąż było wiele kwestii, które nie zostały między nimi poruszone i możliwe, że białowłosy umyślnie starał się je przed nim ukrywać. Nie miał mu tego za złe, biorąc pod uwagę rzeczy, o których sam nie mówił jemu. Niemniej jednak w Leslie'm wezbrała ochota na gorzki śmiech. Przez chwilę trwał w bezruchu, uspokajając się na tyle, by bez wyrazu spojrzeć anielicy w oczy.
Z trudem mnie rozpoznałaś. Nie masz pojęcia o tym, jaki ma do mnie stosunek ani jaki ja mam stosunek do niego. Zresztą, trudno żebyś miała, skoro spotkaliśmy się tylko jeden raz. Jeżeli będzie coś, co będę musiał o nim wiedzieć, wolałbym usłyszeć to od niego. Nie wiem w jakim świecie żyjesz, ale czas się obudzić, mała. Tym razem miałaś cholerne szczęście.Nie zrobiłbym nic przeciwko niemu. Lubił pomijać najważniejsze fakty. ― To, że traktuje mnie... hm, pozytywniej, nie oznacza, że bezgranicznie mi ufa. Bierz to pod uwagę, jeśli znów będziesz chciała wygadać się komuś przypadkowemu.
Dlaczego w ogóle musiał tłumaczyć jej coś tak oczywistego? Dlaczego nie korzystał z okazji, by dowiedzieć się czegoś więcej? Kiedy momentami było zbyt ciężko, dobrze było wybrać najprostszą drogę, ale tym razem nie potrafił zboczyć z tej okrężnej trasy, jakby wiedział, że na krótszej ścieżce czeka go wyłącznie rozczarowanie. Wolał wmawiać sobie, że to nie siedząca przed nim dziewczynka była bliżej Wilczura niż ktokolwiek inny. Wolał nie myśleć, że ktokolwiek mógł wiedzieć więcej.
Potarł ręką kark, karcąc w myślach i samego siebie. Już wielokrotnie próbował walczyć z tym przeklętym uczuciem zazdrości, ale to za każdym razem powracało, chcąc za wszelką cenę przebić się przez zakładaną na twarz maskę. Kącik jego ust drgnął, prawie wykrzywiając się w nieprzyjemnym grymasie. Najchętniej wróciłby do swojego pokoju i zakończył ten dzień zasłużonym snem.
„(...) wydaje mi się, że zwykłe dziękuje to za mało.”
Aha. Więc lepiej dodatkowo zrobić coś, czego nienawidzę. Zajebiste podziękowanie.
Nie bądź chujem, Zero. Dzieci nie są takie pojętne.
Dla mnie wystarczająco dużo ― mruknął niechętnie, choć korciło go wytknięcie jej tego błędu. Przynajmniej wiedział, że to prawdopodobnie ostatni raz, kiedy decydował się na pomoc jej. I tak miała plecy w postaci wszystkich Psów. Czy ktoś nie powinien towarzyszyć jej podczas przechadzek po Desperacji? Na pewno wiedzieli, że nie potrafi się bronić. Musieli wiedzieć, a efekt tego wypisany był na twarzy jasnowłosej.
Gdy wręczył skrzydlatej telefon, przestał skupiać się na jej obecności. Był przekonany, że zacznie wydzwaniać do niego do skutku, nawet jeśli za pierwszym razem nie odbierze. Rana, w którą wsunął ostrze, odezwała się szarpiącym i piekącym na brzegach bólem. Chociaż jej widok nie był przyjemny, jasnowłosy uważnie kontrolował każdy swój ruch, poruszając ostrzem mimo wszelkich nieudogodnień. Daleko mu było do wprawionego, precyzyjnego chirurga, ale przekonywał samego siebie, że radzi sobie całkiem dobrze.
„Nie odbiera.”
Spróbuj zadzwonić jeszcze za chwilę ― rzucił, chociaż bynajmniej nie dziwiło go, że jego przyjaciel znów nie miał przy sobie telefonu albo po prostu go nie usłyszał. Zignorował późniejsze niedokończone pytanie, ściągając usta w wąską linię. W jego obecności musiała hamować się ze swoją ciekawością.
Wbił ostrze głębiej, próbując przedrzeć się do naboju. Chwilę poruszał ręką, która zastygła w bezruchu, kiedy w swoim polu widzenia dostrzegł jasnowłosą. Znów była za blisko. Ściągnął brwi i uniósł na nią wzrok, niemalże cofając głowę, gdy zbyt głośny jęk wdarł się do jego uszu.
Usiądź na dupie ― rzucił ostrzej, unosząc nieco głos. Teraz już nawet łzy w oczach dziewczynki niczego tu nie zmieniały. ― Nie. Już coś powiedziałem, więc zabierz rękę. Jeśli chcesz mi pomóc, po prostu się odsuń. Muszę się skupić. Poza tym, jeśli nie będziesz mi przeszkadzać, szybciej wrócisz do Growa ― wymruczał i poruszył nożykiem po raz ostatni, po czym odłożył go na bok. Chwilę wahał się, zanim wsunął palce w swój otwarty bok. Przymrużył dwukolorowe oczy, które zalśniły wręcz niezdrowym blaskiem, kiedy mozolnie walczył z odnalezieniem naboju w swoim ciele. Odetchnął głębiej, wypuszczając powietrze ustami, kiedy musiał wsunąć się jeszcze głębiej...
Co za jebane w dupę kurewstwo.
... i pilnować, żeby ciało obce nie przemieściło się dalej.
Zadzwoń do niego ― rzucił ochryple, jakby chciał, żeby sprowadziła tu Syona. W gruncie rzeczy chciał zająć ją na tyle, by znów nie przyszło jej do głowy smęcenie mu nad uchem. Nie, gdy był już tak blisko.
Opuszką otarł się o metalowy odłamek. Przełknął ślinę, zaciskając na nim dwa palce. Kiedy był już pewien, że nie wyślizgnie mu się z dłoni, zaczął powoli wysuwać nabój ze swojego ciała. Krew coraz obficiej opuszczała jego ranę, przyprawiając go o lekkie mdłości. Kiedy był już bliski całkowitego pozbycia się kawałka metalu, złapał za gazik i podsunął go bliżej rany.
Tch ― syknął pod nosem, czemu zawtórował cichy brzdęk upadającego na podłogę pocisku. ― Kurwa. Wreszcie.
Nie klnij przy dziecku.
Pierdolę to.
Przycisnął gazę do rany i przylgnął wygodniej do oparcia, odchylając głowę do tyłu. W słabym świetle pomieszczenia, dało się zauważyć, że drobne kropelki potu perliły się na jego pobladłej twarzy.
Jeśli nie odbierze, gdzie najlepiej go szukać? ― wymruczał ciszej pod nosem, chociaż nie wyglądało na to, by spieszyło mu się do zrywania z kanapy, jakby pozycja, którą przyjął idealnie uśmierzała odczuwany ból, a każdy inny ruch mógł go tylko spotęgować.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.11.15 21:58  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
Zero nawet nie zdawał sobie sprawy, jak swoimi słowami coraz bardziej zniechęcał do siebie dziewczynkę. Poniekąd mógł się z tego faktu cieszyć, przynajmniej będzie miał spokój. Nawet nie wiadomo kiedy Ev umilkła, usilnie wpatrując się w swoje zaciśnięte na materiale spodni dłoniach, jakby to one w tym pomieszczeniu były najciekawszą rzeczą, jaką do tej pory widziała. Słuchała go, chociaż robiła wszystko, żeby  jego słowa przeciekały przez jej umysł.
- Jesteś okropny. – w końcu wydała wyrok, jakby to było największą obelgą, jaka mogłaby kiedykolwiek opuścić jej usta, robiąc przy tym minę rozczarowanego dziecka, do którego, nie oszukujmy się, aż tak daleko jej nie było. - A ty nie masz pojęcia o tym, o czym ja wiem i czego jestem pewna, więc nie gadaj tak, jakbyś wszystko wiedział, bo tak nie jest. - dodała z cichym mruknięciem, na dobre zrywając z nim jakikolwiek kontakt wzrokowy. Westchnęła cicho, marszcząc przy tym brwi i podciągnęła mocniej swoje kolana, które objęła jedną ręką, bo w drugiej trzymała telefon. Jeszcze z parę razy próbowała się dodzwonić  do przywódcy DOGS, ale po drugiej stronie słuchawki cały czas słyszała tylko i wyłącznie ciszę.
Od czasu do czasu posyłała mu krótkie spojrzenie, kiedy jasnowłosy próbował wyciągnąć ze swojego ciała kulę, niejednokrotnie mają odruch sugerujący, że chce się ruszyć i go wyleczyć. Pomimo wściekłości, z jaką zapewne później przyszłoby jej się zmierzyć. Ale koniec końców usiedziała na tyłku, ale zachowanie Zero jeszcze bardziej pogrubiło mur, który zdołał zbudować między nimi. - Nie odbiera. – westchnęła rozżalona i poruszyła ranną nogą, zastanawiając się, czy da radę samej się poruszać, żeby wrócić do domu. Nie chciała już więcej wykorzystywać znajomego Growa, a i tak jak przypuszczała, on sam z pewnością nie miał najmniejszej ochoty na dalsze jej niańczenie.
Kiedy padły kolejne słowa z pytaniem o miejsce, gdzie mogli zaleźć Growa, w jej oczach pojawił się dziwny błysk radości, ale szybko został ugaszony, kiedy przypomniała sobie jego słowa. Zmarszczyła jasne brwi, pomiędzy którymi pojawiła się delikatna zmarszczka.
- Wiem, ale ci nie powiem. – mruknęła pod nosem I odwróciła głowę w bok z niemym “hmpf”. - Skoro nie mogę ci zaufać, to też nie mogę ci pokazać drogi do mojej rodziny. Sama pójdę. – i jak na potwierdzenie swoich słów, spróbowała się podnieść, aczkolwiek kiedy tylko stanęła na nogach, poczuła przeszywający ból promieniujący od rany. Zamachała rozpaczliwie obiema rękami, jak małe kaczątko, które próbuje wznieść się w górę, i klapnęła znowu na tyłku, wznosząc kłęby kurzu z kanapy.
- Spróbuję zadzwonić jeszcze raz, może przyjdzie po mnie. – powiedziała bardziej do siebie niż do Zero i wystukała zbawienny numer.
Ale i tym razem cisza.
Pokręciła lekko głową na boki, a jej oblicze nieco pociemniało dotknięte smutkiem.
- Masz jakiś patyk albo laskę? – nie chciała już od niego pomocy, ale skoro nie a rady sama dojść, bo I tak nadwyrężyła ranną nogę biegając od kanapy do Zero, od Zero do kanapy, to nie miała innej wyboru.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.11.15 2:17  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
„Jesteś okropny.”
Dzięki, staram się.
Mruknął coś pod nosem, nawet nie powstrzymując się od wywrócenia oczami, gdy nagle ton jasnowłosej uległ zmianie. Przynajmniej dowiedział się, że jej życie kręciło się dookoła dopatrywania się wszędzie pozytywów i nie polegało na byciu cholernym dzieckiem szczęścia, które nie miało prawa bytu w tak brudnym świecie. Przez chwilę myślał nawet, że skrzydlata ukradła całe zaufanie świata, by dzielić się nim za innych. W ten sposób próbował usprawiedliwić swoje rozdrażnienie tym, że otrzymywał go o wiele więcej od kogoś nieznajomego.
Napięte mięśnie na twarzy blondyna drgnęły, gdy nieznacznie poruszył szczęką. Mimo że gest ten był bezgłośny, co bogatsza wyobraźnia już byłaby w stanie podsunąć obserwatorom wizję głośnego zgrzytu ocierających się o siebie zębów.
Daruj sobie ― syknął, marszcząc nos i ściągając brwi w wyraźnie nieprzyjemnym grymasie. Rozchylił usta, by powiedzieć coś więcej, ale natychmiast zamknął je z głośnym stuknięciem, wiedząc, ile gorzkich słów cisnęło mu się na język. Gdyby tego nie zrobił, już wygłaszałby barwny monolog, o tym jak mogą sobie być jebanymi przyjaciółmi. Jak może się jej zwierzać, jak to wszystko mogą robić razem. Płakać, śmiać się, bawić. Jak to gówno obchodziło go, co miała mu do powiedzenia albo wszystko to robiła specjalnie, żeby go wkurwić, bo powiedział jej też o tym.
Zacisnął palce w pięść tak mocno, że jego ręka widocznie zadrżała. Kiedy był pewny, że stłumił w sobie chęć wyrzucenia z siebie całego tego gówna, rozluźnił palce i odetchnął głębiej i potarł bok szyi ręką, jakby było mu głupio przed samym sobą.
Wiem, co o mnie myśli ― wymruczał pod nosem i chwycił za bandaż, chwilę ważąc go w ręku, jakby na moment zapomniał po co po niego sięgnął. Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w biały materiał, zanim pokręcił głową odganiając od siebie niepotrzebne myśli.
Dyskusję uznał za zakończoną.
Oderwawszy się od oparcia, choć niechętnie i z ociąganiem, zaczął owijać opatrunek dookoła swojego ciała. Samodzielna praca była niewygodna, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, by poprosić Evendell o pomoc, niezależnie od tego, jak mocno przygryzał wargę od wewnątrz za każdym razem, gdy ból szarpał za jego bok.
„Wiem, ale ci nie powiem.”
Przerwał na chwilę, zerkając z ukosa na anielicę. Wcześniej nie zauważył nagłych zmian w jej mimice, dlatego przyjął, że od początku zgrywała obrażoną księżniczkę. I próbuj tu zrozumieć kobiety. Leslie mimowolnie wzruszył barkami, powracając do poprzedniej czynności, dopóki kolejne słowa nie opuściły jej ust.
Chyba czegoś nie rozumiała.
Nie, nie pójdziesz sama ― rzucił ze stanowczością, o którą sam siebie wcześniej nie posądzał. Ustabilizował bandaż i złapał za koszulkę, by zaraz ją na siebie naciągnąć. ― Nie po to dałem w siebie wpakować nabój, żeby teraz wpieprzył cię jakiś wymordowany, bo zachciało ci się zgrywać samodzielną, kiedy ledwo chodzisz. Będę pierwszą osobą, którą posądzi o to, że już nie żyjesz, a dziś dałaś doskonały popis tego, jak beznadziejna jesteś w walce. Jeśli tak bardzo chcesz się zabić, strzel sobie w łeb. Albo masz. ― Pochylił się zbyt gwałtownie, jak na obecny stan. Ból sparaliżował go na chwilę, ale sięgnął po zakrwawiony nóż i wyprostował się, wyciągając go w jej stronę. ― Tnij głęboko. Przynajmniej oszczędzisz mu uganiania się za twoim oprawcą ― prychnął i przesunął palcem w poprzek swojego gardła, zaraz odrzucając ostrze na bok, jakby z premedytacją chciał wywołać sprowadzający ją na ziemię huk. ― Nawet nie waż się go skrzywdzić ― wycedził przez zęby, obrzucając ją lśniącym spojrzeniem dwukolorowych oczu. ― Nie tylko ty coś wiesz. A skoro zamierzasz sprawiać mu kłopot, chyba się nie polubimy.
I tak jej nie lubisz. Wścieka cię nawet to, co właśnie powiedziałeś.
Zamknij się.
To jak wypluć swoje serce i wystawić je na dłoni. Wiesz co jest tam napisane?
Musisz poczekać.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.11.15 1:59  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
W tym momencie jej krzywe kolana wydawały się o wiele ciekawsze, aniżeli wszystko to, co ją otaczało. Chciała wrócić do domu. Do Growa. Do reszty rodziny. I chyba najbardziej przytłaczająca była świadomość, że po prostu nie mogła. Może gdyby miała sprawne skrzydła, to udałoby jej się chociaż podlecieć w okolice kryjówki, skąd wypatrzyłaby jakiegoś członka DOGS. Ale ona nie potrafiła nawet latać. Już nie. I nigdy więcej nie wzbije się w powietrze. Westchnęła cicho, czując dziwne zmęczenie obecnością jasnowłosego. Próbowała skupić się na wszystkim innym, tylko nie na nim. Ale on zaczął mówić. I jak coraz bardziej brnęli w ten temat, Ev zaczynała odczuwać dziwny dyskomfort.
To irytacja, moja droga.
Uniosła w końcu głowę i spojrzała na Zero w chwili, kiedy ten zaczął dalej bandażować swoje rany. Przez krótką chwilę wyglądała na kogoś, kto nie ma pojęcia co chce powiedzieć, ale ewidentnie coś ją drapało w gardle. Jakby połknęła kilogram gwoździ, który teraz wypełniał jej gardło, uniemożliwiając wypowiedzenie tego wszystkiego, co kłębiło się w jej głowie. W końcu, kiedy zdecydowała się coś powiedzieć, jasnowłosy odstawił swój pokaz z nożem. Nie ruszyła się. Nawet nie powędrowała spojrzeniem za bronią, która głośno huknęła o posadzkę. Zamiast tego uważnie przyglądała się twarzy swojego wybawcy. Wypadałoby wreszcie się odezwać, chociaż nadal miała opory. Niewidzialna siła zaciskała swój pazury na jej gardle, tłamsząc w zalążku wszystkie te gorzkie słowa.
- Nie przypominam sobie, żebym prosiła ciebie o pomoc. – w końcu jej cichy, wręcz dziecięcy głosik przeciął panująca ciszę jak ostry nóż. Pokręciła lekko głową, a jej jasne kosmyki stojące w każdą możliwą stronę, delikatnie zafalowały.
- Przecież ty mnie od samego początku nie lubiłeś. Dlatego nie rozumiem, dlaczego ratowałeś kogoś, kogo nie lubisz. To bez sensu. I głupie. – dodała. Chciała się podnieść, ale wiedziała, że bardzo szybko na powrót znalazłaby się na starej, zakurzonej kanapie. Odetchnęła cicho przez nos, próbując nie myśleć o braku komfortu z takiej rozmowy na siedząco.
- Wierzę, że w każdym jest cień dobroci. Ale ty to robiłeś z innych pobudek, prawda? Oczywiście jestem ci wdzięczna, ale to nie powód, żebyś zachowywał się w taki sposób. Za co ty mnie tak nienawidzisz? – zmrużyła lekko oczy, a w jej niebieskich tęczówkach coś zamigotało.
- I powinieneś wiedzieć, że nigdy go nie skrzywdzę. Jest dla mnie jedną z najważniejszych osób. To nie ja go krzywdzę. – dodała po chwili i odwróciła wzrok, wpatrując się w małe pajęczyny na ścianie. Właściwie gdzieś głęboko w niej cichy głosik podpowiadał jej, że nie powinna już więcej mówić , bo sytuacja może skończyć się jeszcze gorzej, niż miało to miejsce parę chwil wcześniej, w zaułku.
- W takim razie poczekam.
Zerknęła na ekran telefonu a potem wyciągnęła go w stronę jasnowłosego, chcąc mu oddać urządzenie.
- Bateria jest chyba na wyczerpaniu. Może w pobliżu będzie ktoś inny z DOGS? Hm… – zamyśliła się cicho, zastanawiając, czy zna jeszcze do kogoś innego numer, żeby do niego przedzwonić.
- Oszczędziłbyś sobie kłopotu. Znasz kogoś z Psów? – zapytała, sięgając ponownie po wodę. Wiedziała, że Zero chciał jej się pozbyć, więc po co utrudniać wszystkim życie? A ponadto zaczynała odczuwać coraz to większą senność, kiedy wreszcie adrenalina opadła i wszystkie emocje odeszły wraz z nią. Podciągnęła nogi pod siebie i zaczęła w milczeniu skubać materiał spodni, chowając głowę w kolanach.
Czemu nie odbiera?
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.15 10:34  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
Gratulacje, wyprowadziłeś z równowagi tę oazę spokoju.
Nie uważał tego za wyczyn, patrząc z perspektywy ostatnich wydarzeń, ale czuł to bardzo wyraźnie. Nie wiedział, czy to kwestia tego, że siedział tuż obok, czy może blondynka podświadomie chciała zbić mu tę pojedynczą igłę w czaszkę. Ale wiedział, że zaczynała pałać do niego niechęcią, tak samo jak wiedział, że ona też wyczuwała jego niechęć, choć był już zmęczony tym niezależnym od jego woli przepływem tego, co siedziało w jego środku. Gdyby tylko potrafił, już dawno by to pohamował, ale za każdym razem, gdy coś go drażniło, jakiś pieprzony robak, który w nim siedział, przebijał się przez jego skórę, dając upust krzywdzącym emocjom, niezależnie od tego, jak spokojną Zero przybierał minę.
Przygryzł dolną wargę od wewnątrz i zacisnął palce w pięść, starając się jakoś przetrzymać jej słowa. Była jak dziecko. Wiedział, że nie powinno się ich bić, ale czasem zasługiwały na zdzielenie ich przez łeb. Czasem nawet chciało zrzucić się je z dachu prosto na specjalnie podstawione widły, ale mimo tego zawsze zachowywało się te myśli dla siebie. Chyba że było się jebanym psychopatą. Leslie na szczęście – a na własne nieszczęście – nim nie był. W chwili, gdy nabrał ochoty na uderzenie skrzydlatej, wycelował pięścią w swoje własne udo. Z daleka wyglądało to na zwyczajne stuknięcie, ale sam był w stanie odczuć charakterystyczne pulsowanie, które rozbiegło się od miejsca ciosu.
Ciekawe dlaczego ― sarknął, ściągając jasne brwi ku sobie. ― Nie przypominam sobie, by ktoś z miażdżonym gardłem był w stanie prosić, a co dopiero wołać o pomoc. Myślę, że doskonale się o tym przekonałaś ― mruknął i stuknął palcem o swoją szyję, jednocześnie zsuwając spojrzenie na jej, na której wciąż widniały sine ślady po palcach oprawcy. Pewnie nie powinien tak dobitnie przypominać jej o wcześniejszym zdarzeniu, jednak był pewien, że to się już nie powtórzy. A przynajmniej nie dojdzie do podobnej sytuacji z rąk tamtego białowłosego.
„(...) ratowałeś kogoś, kogo nie lubisz. To bez sensu. I głupie.”
Masz rację ― rzucił, mimo że po tym wszystkim czuł dziwny niesmak w ustach. Zdawał sobie sprawę, jak bezsensowne mogły wydawać się jego działania, ale jednocześnie znał wszystkie powody, dla których to zrobił.
„Ale ty to robiłeś z innych pobudek, prawda?”
Już wcześniej czuł to dziwne palenie w środku. Potarł ręką klatkę piersiową, jakby to miało załagodzić to przeklęte uczucie.
„Za co ty mnie tak nienawidzisz?”
To nie nienawiść, co?
Niech ona się wreszcie zamknie.
Oczywiście, że robiłem to z innych pobudek. Czy do ciebie w ogóle cokolwiek dociera? Nie muszę lubić ciebie. Nie muszę nawet lubić żadnego z Psów. To nie zawsze oznacza, że będę rzucał wam się do gardła na każdym kroku i że w ogóle to zrobię. A nie zrobię. Nie nienawidzę cię. Wścieka mnie, że podchodzisz tak lekceważąco do tego, co by go zabolało. Pewnie, musiałby sobie z tym poradzić. Nie wiem jaką rolę odgrywasz w jego życiu, ale skoro trzyma cię obok, na pewno przywiązał się do twojej obecności. On też nie musi prosić mnie o to, żebym bawił się w bohatera na każdym kroku, gdy w grę wchodzi „jego rodzina”. Nigdy tego nie powie, ale nie musi. Wiesz czemu? ― gdzieś po drodze jego głos stracił na ostrości. Blondyn powiódł wzrokiem po ścianie, by zaraz wbić go w twarz jasnowłosej, chociaż był już pozbawiony wyrazu, jakby mimo tak otwartych słów, próbował odgrodzić się od niej grubym murem. Chociaż zdawał sobie, że głupotą było mówienie czegokolwiek więcej, było mu już wszystko jedno. Chciał, żeby po prostu się zamknęła. ― Bo go kocham i zależy mi na nim bardziej niż na kimkolwiek innym. Nie zrobiłem tego dlatego, że gdyby dowiedział się, że tam byłem. mógłby mnie zabić. Ale dlatego, że nie ma dla mnie nic gorszego od świadomości, że mógłby być zawiedziony, że nawet nie spróbowałem. Może nie powiedziałby tego na głos, ale takie rzeczy łatwo zobaczyć. Dlatego może i miałaś rację co do tego, że to nie ma sensu, ale jednocześnie jesteś ostatnią osobą, która ma prawo to stwierdzać, jeśli nie rozumiesz tak prostej rzeczy, jak to, że prawdziwy przyjaciel to nie osoba, do której biegniesz, by prosić o pomoc, a taka, która pierwsza wybiega naprzeciw, zanim uświadomisz sobie, że tej pomocy potrzebujesz. Ktoś mi to kiedyś powiedział. Uznałem, że jest w tym sporo racji. A to wszystko, co mogę dla niego zrobić. ― Wzruszył barkami i chwycił za telefon, podnosząc się z miejsca. ― Mógłby przynajmniej otaczać się kimś mniej tępym ― rzucił mrukliwie, powoli powracając do wcześniejszego stanu, jakby zdał sobie sprawę, że dzielenie się z nią tym wszystkim było idiotyczne.
Wszystko wypapla.
...
Zmarszczył lekko nos i przesunął ręką po boku szyi i zerknął na nią z ukosa, już przystawiając telefon do ucha. Spojrzenie dwukolorowych tęczówek mówiło dosłownie wszystko, ale i tak czuł się zobowiązany, by uświadomić jej, że powinna siedzieć cicho:
Nieważne. Zapomnij o tym.
Sygnał urwał się stosunkowo szybko. Blondyn wypuścił powietrze ustami i odrzucił telefon na kanapę, wiedząc, że kolejna próba i tak skończyłaby się tym samym. Zapewne jak zwykle nie miał przy sobie komórki.
Nie mam kontaktu z DOGS. Najwyżej znajdę ci miejsce do spania i poczekasz aż oddzwoni.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.15 1:09  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
Miał rację. Nie była w stanie nawet wydać z siebie dźwięku, a co dopiero krzyczeć. Machinalnie dotknęła swojej szyi, wyczuwając delikatne ukłucie bólu za każdym razem, kiedy delikatne opuszki muskały wymęczoną skórę. Spuściła głowę w dół, wyglądając teraz jak niesforny uczeń, który musiał zmierzyć się z reprymendą surowego nauczyciela. Wzruszyła lekko ramionami, ale gest ten nie miał nic wspólnego z lekceważeniem słów Zero, a po prostu z poddaniem się i niemym przyznaniem mu racji. Nie sądziła jednak, że dostanie tak solidnym monologiem. Atmosfera w pomieszczeniu wydawała się zagęszczać z każdą kolejną chwilą, niemal drapała w gardło, ściskając chłodnymi pazurami delikatny żołądek. Zagryzła lekko dolną wargę, prosząc cicho wszystkie wyższe moce, żeby anioł przestał mówić. Dobrze. Zrozumiała jego przekaz. Przyjęła. Już się nie odezwie więcej.
- Przepraszam. – wymamrotała, ale to jedno słowo zostało przygniecione przez nawał kolejnych, niemal pożarta jak przez paszczę dzikiej bestii. A potem padły dwa słowa, które zmieniły wszystko obracając o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Zadarła gwałtownie głowę i spojrzała na niego zaskoczona, przyglądając mu się uważnie, jakby chciała za pomocą spojrzenia przeniknąć w jego głąb.
”Kocham go (…)”
Teraz wszystko rozumiała.
Motyw, irytacja, zachowanie.
Owszem, Ev była, nie oszukując się – głupiutka. Nie rozumiała bardzo wiele, nie odnajdywała się w tym brudnym świecie, wręcz do niego nie pasowała. Jakby ktoś za pomocą wytnij-wklej przeniósł ją do Desperacja wprost z jakiejś bajki czy innej baśni. Miała umysł dziecka, z tym, że to dziecko tak naprawdę przeżyło bardzo wiele, chociaż sama tego nie pamiętała. Ale żadne dobre i czyste emocje, takie jak miłość, nie były jej obce. I chociaż zdawać się mogło, że nigdy niczego takiego nie przeżyła, to teraz Zero w jej oczach nabrał zupełnie innych barw. Gburowatość i nieprzyjemny styl bycia odszedł gdzieś daleko, a zamiast tego pojawiła się zakochana osoba w jej Growie. Jej, bo też go kochała. Ale jej miłość była zupełnie inna. Tak, jak córka kocha ojca, jak siostra brata, jak zwierzątko właściciela. Nie było w tym ani krzty romantyzmu czy też erotyzmu. Platoniczna miłość pełna uwielbienia. Ale coś podskórnie podpowiadało jej, że nie może tego powiedzieć. Nie teraz, nie dzisiaj. Może kiedyś, w dalekiej przyszłości, kiedy być może jej relacja z Zero ulegnie stopniowej zmianie, to zrozumie. Jednakże dzisiejszego dnia, w tej jednej sekundzie, umysł dziewczyny postanowił jedno. Całym swoim sercem będzie wspierała jasnowłosego w jego uczuciach. Oczywiście zamierzała trzymać język za zębami. Blizny szpecące jej ciało oraz inwalidztwo, którego nabawiła się będąc obiektem eksperymentów i tortur było tego dowodem.
A to, że Zero mówił prawdę nie pozostawiało żadnych złudzeń. Chcąc czy nie, dziewczyna bardzo często potrafiła poznać czy ktoś kłamie. Mężczyzna mówił prawdę. Naprawdę go kochał. Eve nie wiedziała czemu, ale napawało to ją przeogromnym szczęściem, którego nie mogła powstrzymywać. Ktoś dbał o Growa. Wreszcie. Zasługiwał na to.
- Rozumiem. – przemówiła w końcu uśmiechając się tak szeroko I promiennie, że powinna robić za drugie słonce w Układzie Słonecznym. A więcej słów nie było tutaj potrzebnych.
- Ale nie mogę tutaj zostać. Będą się o mnie martwić. Miałam przynieść słoiki! – powiedziała z wypiekami na policzkach, tym samym przypominając mu o złożonej obietnicy, kiedy ją tu przyniósł.
- Chcę wrócić do domu. – spojrzała na niego, a jej prośba mogła wydawać się kaprysem rozkapryszonego dziecka, gdyby tylko po chwili nie dodała - Dlatego też… zaprowadzisz mnie do domu? Sama nie dam rady. – dodała trochę niepewnie, nie wiedząc czego może się po nim spodziewać. Ale chciała, żeby to właśnie Zero ją zaprowadził. Koniecznie
Chcesz go zobaczyć, prawda?
Wiedziała, że wiele ryzykuje. Złością, wręcz wściekłością Growlithe na zdradzenie miejsca ich kryjówki. Ale ufała, że Zero ich nie zdradzi. Kochał Growa. Naprawdę go kochał, a ona widziała w jego oczach prawdę, dlatego postanowiła wszystko zaryzykować, żeby umożliwić im spotkanie. Chociaż tak mogła mu się odwdzięczyć za pomoc.
- Ale… Zanim tam pójdziemy… – jęknęła cicho łapiąc się za brzuch. - Masz może coś do jedzenia? Nie jadłam od trzech godzin. I chyba umrę zaraz z głodu! ._. – jęknęła spoglądając na niego spojrzeniem małego szczeniaczka.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.15 10:53  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
„Rozumiem.”
Powinien cieszyć się z tego jednego, wypowiedzianego słowa, skoro udało mu się dokonać tego, że do małej anielicy wreszcie coś dotarło. Sam do tej pory czuł ścisk w gardle, jakby wypowiedzenie tych wszystkich słów kosztowało go wiele wysiłku. Jednak kiedy usta Evendell zaczęły świecić szerokim uśmiechem, Lesliemu prawie zrzedła mina. Powstrzymał skrzywienie się, jednak ten dziwny cień mimowolnie zamajaczył na jego obliczu, jakby przestał wierzyć w słuszność tego niecodziennego wyznania. Przez lata dusił wszystko w sobie, licząc, że w końcu zdechnie w zarodku, ale ostatnie wydarzenia kładły na nim tak duży nacisk, że przestał wierzyć, że kiedykolwiek pozbędzie się tego cholerstwa. To był po prostu niepodważalny fakt, z którym – czy mu się to podobało czy nie – nie mógł walczyć.
Nie ma się z czego cieszyć ― mruknął pod nosem na tyle niewyraźnie, że równie dobrze mógł po prostu wydać z siebie pomruk niezadowolenia. Pokręcił głową, ale argumenty potwierdzające to nie przeszły mu przez gardło. Niełatwo było mówić na głos o tym, jak marne szanse się miało. A w tym wypadku o tym, że nie miało się ich w ogóle.
„Ale nie mogę tutaj zostać.”
Nie żebyś miała jakiś wybór.
Uniósł brew i przyjrzał jej się uważniej, jakby samym spojrzeniem usiłował zatrzymać ją w miejscu. Przeczuwał, że znów przyszło jej do głowy, żeby zerwać się z miejsca i podjąć próbę samodzielnego powrotu, co w jego mniemaniu było głupotą przy tak pokracznym chodzie, ale powiedział już wszystko, co miał powiedzieć i nie sądził, by dało się użyć prostszych słów, by przekonać ją do usiedzenia na dupie.
Okłamałeś ją.
Niby czemu?
Jest jeszcze Ailen.
Ailen, parsknął w myślach. Może gdyby miał dwadzieścia centymetrów więcej i jakieś mięśnie, nawet dotaszczyłby ją do „domu”. Słyszałem, że jest dobry tylko w spieprzaniu.
Natrętny głos w głowie ucichł jak na zawołanie, choć jasnowłosy był skory pokusić się o stwierdzenie, że to skrzydlata zagłuszyła go swoim rozentuzjazmowanym tonem. Był pewien, że zdążyła już zapomnieć o słoikach, jednak blondyn, zamiast protestować, tylko wypuścił powietrze ustami w wyrazie rezygnacji. Nie rozumiał, dlaczego cała irytacja nagle go opuściła, ale najwidoczniej fakt, że nie skomentowała tego wszystkiego w żaden sposób był dla niego dużą ulgą.
Co za głupi dzieciak.
„Zaprowadzisz mnie do domu?”
Nie powinieneś. Nie chce cię tam. Nie wiesz, co robi.
Faktycznie korciło go, żeby się nie zgodzić. Milczenie trwało za długo, zapraszając do towarzystwa niepewność, która zajęła całkiem sporo miejsca w pomieszczeniu. Skrzydlaty zacisnął palce w pięść i rozluźnił je zaraz, walcząc ze swoją własną ciekawością i świadomością, że będzie na niego wściekły, mimo że uratował jego... no właśnie: kogo?
Zaprowadzę ― można było wyczuć, że jeszcze nie skończył, jednak musiał chwilę zastanowić się nad doborem kolejnych słów ― ale po drodze będziemy próbowali się z nim kontaktować. W razie czego nie będzie musiał nadrabiać zbędnych kilometrów. Weźmiesz telefon. Ja zapakuję słoiki.
Odwrócił od niej wzrok, pobieżnie rozglądając się po składziku w poszukiwaniu jakiejś torby. Nie musiał szczególnie się z tym produkować – zaopatrzeniowcy hotelu często je tu zostawiali. Podszedł do pierwszego lepszego plecaka, starając się ignorować uczucie dyskomfortu przy każdym kroku. Głęboka rana sprawiała, że miał wrażenie, że wszystkie jego narządy ocierają się o siebie i jedynie bandaż zabezpieczał je przed wydostaniem się na zewnątrz. Szkło stuknęło o siebie, gdy zaczął pakować naczynia do środka. Jasnowłosa nie powiedziała, ile ich potrzebuje, więc uznał, że wpakuje tyle, ile się zmieści.
„Zanim tam pójdziemy…”
Tylko nie chciej iść do łazienki.
Hm? ― bąknął krótko pod nosem, nawet na nią nie patrząc. Dopiero prośba wymusiła na nim spojrzenie za siebie przez ramię. Zmarszczył nieznacznie nos. ― Trzy godziny to nie aż tak dużo ― zauważył. W Desperacji jedzenie było na wagę złota. Niemniej jednak szybko zreflektował się, czując dosadne ukłucie myśli, że jeśli nie da jej jeść, przez resztę drogi może liczyć się z marudzeniem. Nawet nie wiedział, ile będą musieli przejść. Może sam też powinien rozważyć zabranie czegoś ze sobą? Niemniej jednak czuł się na tyle źle, że miał wrażenie, że czegokolwiek nie ruszy, zaraz to zwróci. ― Tch, zaraz coś znajdę.
Zasunąwszy pełny już plecak, podszedł do innych szafek, by zaraz przejrzeć ich zawartość. Wiedział, że nie powinien szastać hotelowym jedzeniem, ale na dobrą sprawę rzadko kiedy skupiano się na jego liczeniu. Chwycił za jakąś puszkę z konserwą, którą otworzył, odrzucając na podłogę oderwane wieczko, urwał też kawałek nieco czerstwego chleba, na którym – być może – wcale nie musiała połamać sobie zębów. Podał jej wszystko, łącznie z podrdzewiałym widelcem, a później usiadł na kanapie, by jeszcze chwilę odpocząć i odczekać aż zje.

Wiedział, że to będzie długa droga już w momencie, gdy narzucał plecak na swoje barki. Podnoszenie Ev tylko spotęgowało to wrażenie, kiedy ostry ból rozlał się po jego boku. Spróbował ułożyć dziewczynkę tak, by przypadkiem nie zahaczyła nogą o świeżą ranę, jednocześnie zaciskając przy tym zęby, by żaden zdradliwy dźwięk nie wyrwał się z jego ust, choć miał ochotę kląć na cały świat. Nie zawsze szło łatwo, co?
Gdy opuszczali hotel, zbliżało się późne popołudnie.

___z/t [+ Evendell].
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.16 0:42  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
Ostatnio ciągle wędrował, jak zwykle bez konkretnego celu. Tułał się po Desperacji, trochę pomagał swojemu podopiecznemu i starał się unikać jakichkolwiek kłopotów, chociaż w ostatnim czacie dość często skupiał na sobie spojrzenia podejrzanych typów. Zazwyczaj po prostu je ignorował, odwracał się na pięcie i ruszał w przeciwnym kierunku. Nie szukał zaczepek na siłę, i mimo tego, że czasami po prostu wolał odpuścić, by nie wpaść w jakieś bagno po same uszy to kłopoty znajdowały go same.
Apogeum wolał unikać, bo to właśnie tutaj prawdopodobieństwo konfrontacji z jakimś obskurnym wymordowanym było największe. Ogólnie to wolał nie napotykać na swojej drodze zbyt wielu nieznajomych, bo czasami bywał nieco podejrzliwy. Wszędzie wyczuwał spisek i raczej wolał być ostrożny. Przezorny zawsze ubezpieczony! Dlaczego więc dzisiejszego dnia postanowił na dłużej zabawić w Apogeum? Powód był banalnie prosty — chciało mu się wypić, ot taka zwyczajna zachcianka. Alkohol w ustach miał tylko kilka razy, ale już od dłuższego czasu wybierał się do jakiegoś baru, tylko ciągle coś go zatrzymywało. A to ktoś go zaczepił, a to komuś w czymś pomógł albo zwyczajnie nie miał ochoty. A teraz miał wielką ochotę coś wypić.
Podróż do Czarnej Melancholii minęła mu w milczeniu, przez Desperację aktualnie kroczył sam, nie miał nawet do kogo ust otworzyć. Ale ucieszył się gdy tylko zobaczył hotel. Jego blade usta mimowolnie uformowały się na chwilę w delikatny uśmiech. Bez jakiegokolwiek namysłu ruszył do środka. Już na wejście zderzył się barkami z jakimś spitym fajfusem. — Uważaj jak łazisz, młody. — usłyszał za plecami zachrypnięty głos kolesia i jego uderzenie pięścią w drewnianą, nieco spróchniałą futrynę wejściową.
To Ty powinieneś patrzeć, gdzie stawiasz te swoje grube kopyta — odparł skrzydlaty, wymijając innych typków wychodzących z baru. Zrobił kilka kroków, słysząc przeraźliwe skrzypnięcia podłogi pod swoimi nogami. Chociaż podłoga za nim również straszliwie skrzypiała. Koleś, z którym zderzył się barkami wciąż za nim stał, a możliwe, że nawet zrobił kilka kroków w jego kierunku. Dude doskonale to słyszał, bo akurat spojrzał przez swoje ramię, chcąc upewnić się czy ma bezpieczne tyły. Po ostatnich zdarzeniach dużo częściej spoglądał w tył, bo w Desperacji znaczna większość istot miała jakiś dziwny fetysz brania od tyłu, o czym jakiś czas temu boleśnie się przekonał na własnej skórze, kiedy to dostał czymś w nogi, ogłuszono go, a później musiał być ratowany przez jakąś nieznajomą. No nieważne.
Nie szukam guza... — powiedział tylko tyle, bo więcej nie zdążył. Pijak rzucił się na niego z niezrozumialym bełkotem i oboje wparowali do sali. Szarpali się dosłownie chwilę, bo dosłownie kilka sekund później oboje stali z zaciśniętymi pięściami naprzeciw siebie. Ktoś z boku zaczął zabierać krzesła z ich drogi, bo kurde, meble takie cenne, nawet jeśli całe były podrapane i poniszczone. Nie trzeba było długo czekać, aby doszło do rękoczynów. Pijus zamachnął się trafiając Dudleya ręką w policzek, ale anioł nie pozostał na długo dłużny, bo dość szybko uderzył swojego przeciwnika w klatkę piersiową. Kilkukrotnie. Pewnie typ się zakaszlał, czy coś. Następnie złapał go za łachmany i przyparł do ściany. — A mówiłem, że nie szukam guza — powiedział tylko, puszczając ubrudzone, śmierdzące ciuchy pijaka. Odwrócił się w stronę baru i usiadł sobie przy nim, rozmasowując obolały policzek. Zamówił jeden z tańszych trunków, a potem rozejrzał się po pomieszczeniu.
Świetne rozpoczęcie dnia, Dude.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.16 21:56  •  Hotelowy bar. - Page 2 Empty Re: Hotelowy bar.
Nadal czuł się kijowo. Katar i kaszel nie odstępował go na krok, podobnie co Tyrell, od którego potajemnie uciekł. Potrzebował wyjść z zimnych murów Smoczej Góry, gdzie anioł próbował go faszerować lekarstwami na grypę. Ile mógł wylegiwać się pod stertą grubych koców i zażywać to zielarskie świństwo, które miało mu pomóc w zregenerowaniu sił? Po kilku dniach rzygał na widok wszelkich specyfików, a zejście do stołówki – aby chociaż tam napić się szkockiej – było niemożliwe ze względu na kulę u nogi w postaci, wiecznie marudzącej Hydry. Miał serdecznie dość, dlatego też ubrał się i po prostu wyszedł, nie informując nikogo.  Zmierzał przed siebie, czując jak w cienkiej kurtce jeszcze jest mu zdecydowanie za ciepło. Wiecznie podwyższona temperatura ciała, dodatkowo nie pomagała w utrzymaniu bilansu cieplnego.
Desperacja słynęła z braku barów w najbliższej okolicy, dlatego też musiał zapieprzać niezły kawał drogi do Czarnej Melancholii, aby móc spokojnie schlać się. Miejsce śmierdziało starą, mokrą szmatą, o której ktoś zapomniał pod ladą, a ta tkwiła tam i rozprowadzała po lokalu przyjemny aromat stęchlizny. A może to on był zbyt wyczulony na wszelkie zapachy ludzi, znajdujących się wokół niego. Dawno nie miał złotego trunku w ustach przez ciągłe podróże. Tu zlecenie Marceliny, tu ponowny powrót do Smoczej Góry przez fakt śmierci Łasicy – w kółko latanie. Kursowanie między zadupiami Desperacji, a Smoczą Górą nieco męczyło.
Kiedy pojawił się w Melancholii, nie było zbyt wielu podobnych do niego degeneratów poszukujących ukojenia w ramionach wysokoprocentowych trunków, które skutecznie pomogłyby w zapomnieniu o... wszystkim.
Shane siadł gdzieś koło baru pod ścianą, zamawiając standardowo whisky. Uwielbiał kiedy gorzki smak szkockiej przepalał mu gardło, pozostawiając po sobie cierpki aromat. Szybko opróżnił pierwszą, a potem drugą szklankę. Zapuszczona nora wydawała się nudnym miejscem z brakiem rozrywek. Kilka pijaków zataczało się, podrywając stojące za barem kelnerki i próbowało swoimch sił w podbojach. Najwidoczniej pracownice były na tyle przyzwyczajone, że nawet nie reagowały na tandetne zaczepki, a zajmowały się kolejnymi zamówieniami osób na nieco większym poziomie. Rudzielec obserwował je z boku trochę w transie, trochę bezmyślnie aż do momentu, w którym ktoś za jego plecami nie wszczął burdy.
- Hola, hola panowie! Spokój! - krzyknęła jedna z barmanek, która pucowała z zaciętością jeszcze chwilę temu szklankę. No cholera, a dałby sobie rękę uciąć, że nic nie wytrąci ją z tego niesamowitego skupienia. Mh. Teraz byłby bez ręki.
Shane w końcu łaskawie odwrócił się w stronę całej awantury, mając nadzieję, że chociaż przez chwilę wydarzy się coś godnego uwagi.  I nie pomylił się. Awantura zapowiadała się na jedną z lepszych na miary tego miejsca. Pijak darł się i zaczepiał jakiegoś gościa, który skutecznie pragnął wycofać się i zniknąć z pola widzenia agresora, jednak ten nie zamierzał odpuszczać. A powinien. Niepozorność zaczepionego chłopaka okazała się zgubna dla pijaka.
Shane mocniej odchylił się w tył, aby móc przypatrzeć się rozgrywającej akcji. Szybka piłka i wyautował kolesia poza boisko. Rudzielec uśmiechnął się pod nosem, odwrócił się z powrotem w stronę baru i wypił do końca szkocką. Zamówił kolejną.
Tuż przy barze dołączył do niego niepozorny jegomość, który widocznie nie miał pojęcia o możliwości tutejszych szczyn. Najtańszy trunek równał się z królewskim sponiewieraniem.
- Nieźle, jak na takiego niepozornego gościa – zaczął spokojnie, patrząc przed siebie i dopiero po chwili nawiązując kontakt wzrokowy z Dude.
O co ci chodzi, Shane. Czyżbyś miał już jakiś plan?
Owszem. Przecież ja nigdy nie robię niczego bez powodu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 13 Previous  1, 2, 3, ... 11, 12, 13  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach