Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 12 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10, 11, 12  Next

Go down

Pisanie 24.08.15 18:44  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
Czuła się trochę śmiesznie przez to, że zwiała Skoczkowi. Cholera wie, czy to był dobry pomysł, bo przecie lepiej się trzymać w grupie, jak osobno, ale kij. Tutaj jest tylko źle. Beznadziejnie. I lepiej być nie może. Albo masz przejebane, albo nie żyjesz. Masz bardzo dużo wyborów, a gra pewnie i tak ściągnie Cię na jedyne, słuszne zakończenie.
Zdziwicie się, ale ono też będzie beznadziejne.
Może dlatego uciekła od Skoczka. Gość miał pecha do innych i cud, że w tamtych ruinach nie znaleźli ukrytego potwora, bo skarbu na pewno by nie znaleźli. Z jednej ruiny trafiła do drugiej, bo tego czegoś nie można było inaczej opisać. W dodatku mówiono, że jest tutaj naprawdę niebezpiecznie, bo czają się tutaj różne szumowiny. Genialnie, Nov, genialnie. Ty naprawdę nie wiesz, gdzie chodzić. Chociaż... Jeżeli coś na nią wyskoczy, to po prostu odpowiedniego takowego jegomościa powita. Najlepiej prawym sierpowym, nie będzie od razu bić do nieprzytomności.
Jest bardzo miła, dlatego na początku spróbuje tylko wybić zęby.
Tak czy siak, nie powinna była narzekać. Jakimś cudem nie napotkała żadnego lwa nemejskiego na Czerwonej Pustyni, a tam ich jest od groma. Ciekawe, czy Pudel miał okazję wpaść do jednego z nich na herbatkę. Gdyby mu się oberwało i będą pytali, czy go widziała, to powie, że tak, jasne, tylko że jeszcze żył jak się spotkali. A potem rzuci pierwszym lepszym gratem w ścianę i wyleci, zanim ktokolwiek znowu na nią spojrzy. A do tego czasu może podziwiać zachód słońca w ruinach. Szkoda, że nie ma przy sobie jakiegoś chłopa, to może nawet ktoś by powiedział, że ta scena powoli robi się romantyczna. Śmiesznie by było, gdyby teraz kogoś spotkała. Nie, czekaj... Tutaj chyba coś było. Do uszu Wymordowanej dochodziły różne dźwięki, ale kiedy te zrobiły się nieco głośniejsze, to stwierdziła, że warto w sumie się rozejrzeć. Co jej to przypominało? Wiele rzeczy. Coś upadło, a wiatr jak na złość zawiał mocniej. Potem doszły jakieś powarkiwania, albo coś w ten deseń.
Ciekawe, ciekawe.
Federica rozejrzała się za jakimś podwyższeniem i natychmiast się do niego zbliżyła, kiedy to zauważyła. Chodzenie po ruinach nie było dobrym pomysłem, bo te ściany mogą w każdej chwili udowodnić, że mogą być jeszcze bardziej kaput, więc trzeba było korzystać z terenu. Kiedy już dotarła na to niewielkie podwyższenie, przymknęła na chwilę oczy i skupiła się, aby wyłapać lepiej te dźwięki. Wolała teraz nie korzystać ze swojej zdolności, bo nieco lepszy wzrok może się jej przydać. Ruiny jednak w miarę dobre skrywały drugą osobę, więc zrezygnowała i zeskoczyła z mini-górki. I wtedy obok niej przebiegł jakiś stwór. Bardziej przykuło jej uwagę to, że ów potwór się palił.
- No cholera jasna! - warknęła - Kto się znowu bawi w jebanego piromana?
Nie lubiła tego jak cholera. Aż miała ochotę komuś przywalić. Dlatego ruszyła w tym kierunku, z którego przybiegło to coś. No i bingo - ktoś tam był. Albo coś, bo daleko temu czemuś było do zwykłego człowieka. Ta dziewczyna była wielka, ale chuda jak patyk... Medyk aż się przeżegnał, jak ją ujrzał.
- O Matko, ktoś tu chyba nie miał dostępu do jedzenia od wieków - rzuciła do niej, mrugając co chwila. Co z tego, że jej nie zna, a ta może zaatakować, teraz bardziej była "zainteresowana" jej wyglądem. Feniks też był problemem, ale dobra. W razie czego po prostu komuś przywali. Nawet temu szkieletowi. Teoretycznie to nie byłoby nic nowego, bo ostatnio Psiaki nieźle się opierdzielały i nie byli tematem przewodnim w wymyślanych plotach Desperatów. A więc się opierdzielali, proste. W razie czego sama to naprawi, choć wolałaby jednak nie. Nie, jak jest tu ten cholerny feniks.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.08.15 21:44  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
Bu-bum, bu-bum!
Serce rwało się w klatce piersiowej, próbując połamać wszystkie żebra i wyskoczyć na wolność. Ciemne oczy ognistego ptaka spoglądały na siedzącą na ziemi dziewczynę z powagą i rezolutnością, ta zaś bezmyślnie gapiła się w przestrzeń, od czasu do czasu mrugając.
Ech… — westchnęła pod nosem, podpierając się z tyłu rękami i unosząc lekko głowę, by spojrzeć w coraz ciemniejszy błękit nieba. Zanosiło się na kolejną chłodną noc, a Kumiko nawet w dzień było chłodno - nie miała żadnych ubrań poza tymi, które zostały na niej. Wychudzonym, długim ciałem wstrząsnęły jej ciałem, a zęby przestały zaskakiwać jedne na drugie; odchrząknęła cicho, wykonując krótki gest ręką w stronę feniksa, który z gracją rozwinął skrzydła i przeleciał na jej ramię. Dziewczyna powoli wstała z ziemi, otrzepała spodnie i zajrzała do środka budynku, z którego przed chwilą wybiegł wilczur. W środku było pełno piachu, dach był de facto dużą dziurą z kilkoma ocalałymi deskami, a smród śmierci i padliny, jaki się tam roznosił był absolutnie nie do zniesienia. Akiyoshi mruknęła pod nosem z dezaprobatą, wciskając rękę do kieszeni - nonszalancja aż biła od niej, wręcz wylewała się każdą możliwą dziurką.
Przed kim ty się chcesz popisać?
Parsknęła, szczerząc zęby do ptaka siedzącego na jej ramieniu, kiedy nagle uprzednio namacalną ciszę rozerwał czyjś głos. Kumiko natychmiast odwróciła się na pięcie, zaciskając dłoń na pistolecie, który wciąż dzierżyła w dłoni; serce znów zaczęło bić szybciej. Zaciągnęła się powietrzem i od razu wyczuła czyjąś obecność - Heikin odepchnął się od jej ramienia i rozwijając skrzydła przeleciał z powrotem na słup, gdzie zastygł, wyczekując nieproszonego gościa. I wtedy właśnie się wyłoniła.
Niska, mówiąca coś w zabawnie brzmiącym języku i przede wszystkim zamaskowana. Kumiko zmrużyła ślepia, lustrując ją zimnym spojrzeniem, po czym syknęła przez zęby:
Hei. — Ptak natychmiast zapłonął, a dziewczyna wyciągnęła przed siebie dłoń z pistoletem, mierząc obcą nieprzychylnym wzrokiem.
Nie jestem pewien, czy jest aż t a k niebezpieczna.
Kim jesteś? — spytała zachrypniętym głosem, nie spuszczając z obcej wzroku. Nie była nawet pewna, czy Wymordowana ją rozumie.

____
Nie mam weny, wybacz. D:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.08.15 16:56  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
To nie mogło skończyć się dobrze. Za cholerę.
Z tym pieprzonym ptakiem, który jarał się lepiej niż drewno w kominku. Cholera jasna, czy ze wszystkich bestii, jakie się pojawiały na Desperacji, to ta panienka musiała sobie znaleźć akurat to płonące bydlę? To było najgorsze, co Nove mogła spotkać na tej cholernej pustyni. W ruinach. Na tym całym, zakichanym świecie. Jeszcze na pocieszenie w jej stronę został wymierzony pistolet, a kościotrup nie wyglądał na zbyt zadowolonego z faktu, iż Włoszka zdecydowała się ją zaszczycić swoją obecnością. Tak, byli bardzo szczęśliwi.
Tańczyli dla niej, kuźwa, makarenę półnago.
Tak czy siak, nawet Nove wiedziała, że w tym wypadku nie ma co grać cwaniaka z "pieprzonej mafii psów", nawet jeżeli brzmiało to w chuj dumnie i wspaniale, bo jak zaraz jej ten ptak podleci pod nos, to dostanie zawału i nawet wataha psiaków nie zdoła ogarnąć tego ich wspaniałego medyka. Jeszcze kościotrup poprawi to wszystko swoim pistoletem, a już w ogóle najlepiej będzie ją zakopać w losowo wybranym miejscu. żeby Federica miała chociażby jeden nóż więcej, to mogłaby spróbować rzucić nim w dziewczynę i zranić lub chociażby zwrócić jej uwagę na czymś innym, aby jakoś wyrwać jej tę cholerę z dłoni, aby rozpocząć rozmowę jak cywilizowani ludzie.
Czekaj, nie. Tutaj są dzikusy, a nie cywilizowani ludzie. Chyba, że te Azjaty z miasteczka miały pecha.
Tak czy siak, dziewczyna w końcu westchnęła i uniosła nieco dłonie do góry.
- Ej, pokój, panienko. Opuść broń, już. I weź to płonące coś. Wtedy możemy zostać przyjaciółmi.
Spróbuj się uspokoić, Nove, nie daj się ponieść emocjom. Albo nie, inaczej - uspokój się teraz, w razie czego przywalisz im później, jeżeli Cię będą zanudzać na śmierć. Teraz był problematyczny ptak i broń w dłoni tej jakże... "Uroczej" panienki, więc musisz uważać, bo inaczej masz całkowicie przejebane. Spokój. Panuj nad sobą. Wyobraź sobie urocze strumyki. nie, lepiej - magiczną falę, która przykrywa tego feniksa i gasi go w niezłym stylu. Marzenia...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.09.15 17:07  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
Jasne, że nie mogło.
Dziewczyna napięła wyjątkowo mocno mięśnie ramion i brzucha, chcąc powstrzymać gwałtowny, przyspieszony oddech i nerwowe drżenie dłoni, w której dzierżyła pistolet. Nie miała zamiaru zdradzać swojego strachu czy czegoś, co mogło lada moment przypominać histerię. Nie mogła pozwolić na okazanie jakiejkolwiek słabości - wiedziała, że w tym świecie to nie mogło przejść. Spojrzała kątem oka na Heikina, który patrząc na obcą ze stoickim spokojem płoną żarliwie, rozlewając po ciele Akiyoshi przyjemne, znajome ciepło. Nie cierpiała obcych, nie cierpiała nowych sytuacji. Odchrząknęła cicho, słysząc skrzek we własnej głowie - to feniks śmiał się z jej żałosnego zgrywania bohaterki. Mimo to sama Kumiko wiedziała, że teraz nie może odpuścić; przełożyła do lewej dłoni broń, prawą unosząc do ust, by ściągnąć zębami rękawiczkę. Gdyby zaszła wyjątkowa potrzeba, wiedziała bardzo dobrze, co powinna robić. Bronić się.
To głupie.
Ognisty ptak zapłonął wyraźniej, rozkładając skrzydła i ku rozpaczy dziewczyny odlatując na dalszy dach budynku. Najwyraźniej nie miał ochoty oglądać tego przedstawienia. Ostrożnie, by nie dotknąć samej siebie, przełożyła pistolet z powrotem do drugiej ręki. Chwyciła w lewą dłoń rękawiczkę zwisającą jej spomiędzy zębów i wcisnęła ją w kieszeń, kiedy Nove znów się odezwała. Tym razem w zwyczajnym języku cywilizowanych ludzi.
Czyli jednak mówisz po naszemu. Heikin sam się wziął. — Opuściła spokojnie berettę, wciąż nie chowając jej do kabury. — I nie zostaniemy przyjaciółmi. Nie uznaję takowych. — Mimo ponurego, niskiego głosu, wydawała się nie być bardzo negatywnie nastawiona. Można wręcz powiedzieć, że podchodziła do Nove z neutralnym nastawieniem i nie chciała jej całej zmiażdżyć obcasem. Niezaprzeczalnie jednak wolałaby, żeby Włoszka już sobie poszła.
Odpowiedz na pytanie — zażądała warkliwie. — Kim jesteś? I przede wszystkim zdejmij maskę, bo uznam cię za wroga i strzelę. Najpierw w kolano. — Podniosła rękę do góry, mierząc w jej nogę. — Potem biodro. — Uniosła ramię jeszcze wyżej. — Ramię. — Wyżej. — I głowę. — Ostatecznie lufa pistoletu znowu znalazła się na tym samym poziomie, co wyżej. Chyba Wymordowana nie myślała, że Akiyoshi posłucha jej tak po prostu?
Kim. Jesteś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.09.15 15:04  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
Wkurzasz, panienko.
I to naprawdę mocno. Nove co prawda nie miała pewności, czy ta cholera zgrywa głupa, czy rzeczywiście jest tak niebezpieczna i chroni się jakby ta miała zaraz się na nią rzucić z zębami, ale i tak ją denerwowała. Zero radości, zero miłości, zero oryginalności, zero czegokolwiek, tylko chłodne spojrzenia i nudne reakcje. Weź z taką wytrzymaj dłużej jak pięć minut, naprawdę. Jeszcze obecność ptaka, który płonie. Włoszka w końcu już nie potrafiła utrzymać w miarę przyjaznej miny i po prostu ziewnęła, a następnie oparła się plecami o najbliższe resztki jakiegoś budynku. Nudziła się, choć obecność feniksa w żaden sposób jej nie uspokajała. Dopóki trzymała odpowiedni dystans, było jednak w miarę okej, a zamian widocznego strachu była tylko nieco bardziej wyczulona na niego. Może nawet bardziej niż na dziewczynę.
W pewnym momencie jednak ten odleciał nieco dalej, przez co mogła też spoglądać na kościotrupa.
Dzięki temu też zainteresowała się jej dłonią. Czemu tak bardzo starała się uniknąć dotyku jedną ręką drugiej? Jakaś zmyłka? Ciekawa zdolność? Fajnie by było, żeby coś poszło nie tak, jeżeli tak to właśnie wyglądało. Równie dobrze mogła udawać, że ma coś ciekawego w dłoni.
Ale i tak wkurwia.
- Taa? - przeciągnęła, spoglądając cały czas na dziewczynę ze znudzonym wyrazem twarzy - Szkoda, sporo tracisz. Może nauczyłabym cię, jak traktować w miarę przyjaźnie nastawionych ludzików. Teraz będziesz się gapić jak ostatni badass, panienko?
Nie no,wybacz, że zniszczę twoje marzenia, ale moich ziomków nie pobijesz.
Stąd pewnie nie miała większych problemów, aby w pięknym, bardzo eleganckim stylu mieć na takich wyjebane w kosmos. Dzięki, cześć, jesteś fajny i masz broń. Dopóki ptak trzyma się na odległość, a ona stoi i mierzy w nią broń, to Nove z radością będzie jej pokazywać, że jej akt bycia fajnym jest do zadka, a ona i tak będzie robić to, na co ma ochotę. A jak zacznie strzelać, to będzie uciekać, proste. Albo zmieni się w wiewiórkę i schowa w jakimś kącie. A potem wyleci i przywali. Piękny plan. Brakowało w nim wielu szczegółów typu "jak uniknie kul" czy "co zrobi, jak ptak się wpierdzieli", ale takie rzeczy wymyśla się na żywioł.
I ponownie szpan bronią i groźby. Przedstaw się, zdejmij maskę, bo będę strzelać, o mój Boże, jaka ja jestem groźna. Federica prychnęła i pokręciła głową, po czym znowu spojrzała na nią z takim wyrazem twarzy, który od razu informował, że za bardzo jej to nie rusza.
- Spierdalaj. - rzuciła - Serio, jesteś nudna jak flaki z olejem. Ojej, zacznij strzelać, biegnij z nożami! No chodź, pasztecie jeden. Nie, czekaj, z ciebie nawet dobrego pasztetu by nie zrobili. Jesz Ty coś w ogóle? Moja lekarska dusza aż ma ochotę zapłakać, jak widzi. Skoro tak bardzo Cię to interesuje - jestem Nove. A maski za chuja nie ściągam, możesz pomarzyć.
Kiedy skończyła mówić, natychmiast sięgnęła ręką do torby w poszukiwaniu notatnika i noża. W tym pierwszym miała informacje na temat potrzebnych ziół, a drugi miał być na wszelki wypadek. Prawie na wyciągnięcie ręki. Dziewczyna poprawiła maskę i szybko otworzyła notatnik.
- Wracając do ciekawszych rzeczy - widziałaś może w okolicy martwe korzenie? Albo czułki ścierwojada? - spytała z tak "niewinnym" uśmiechem i tonem, jak się tylko dało.

Zaraz potem jednak powoli skierowała się gdzie indziej. Nie ma co marnować życia na tak nudnych Desperatów.
[z/t]

/Wybacz, ale uciekam. Coś nam w ogóle nie idzie to pisanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.15 23:16  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
Wreszcie, kurna. Ile miała siedzieć na tej durnej ziemi, zanim żyrafa wreszcie zdecydował się ruszyć leniwe cztery litery i wrócić do domu? Przecież do kryjówki wcale nie było jakoś blisko, czekał ich dobry kawałek Desperacji do pokonania. Nie muszę chyba przypominać, że było coraz ciemniej i coraz chłodniej, a nie każdy miał tyle szczęścia, żeby od losowo napotkanego przechodnia dostać porządny, ciepły płaszcz. Reb musiała sobie radzić w samej bluzce, która jakoś szczególnie nie grzała. Zresztą w lewej dłoni niosła teraz mokrą, brudną i wymiętoloną koszulkę, którą zgarnęła z ziemi, nim pożegnali się z androidem. Nie po to anielica w pocie czoła prała i zszywała kirinowe ubrania, żeby on nimi rzucał gdzie popadnie i jeszcze zapominał zabrać ze sobą. Gdyby sama się o to nie zatroszczyła, musiałaby minimum raz na tydzień kompletować całkowicie nową garderobę, a takich możliwości niestety w Desperacji być nie mogło, nawet pomimo najszczerszych chęci. I tak ledwie można było dać radę z obecnymi możliwościami, gdyż funkcjonowanie poza bezpiecznymi murami miasta po prostu nie mogło należeć do łatwych. Życie nie może być zbyt proste, bo by się od razu każdy rozleniwił.
Wbiła dłonie do kieszeni, żeby powstrzymać ich odruchowe drżenie. Na szczęście nie padało, jednak wiatr był wybitnie nieprzyjemny. Mogła jednak zostawić włosy w stanie splecionym, bo teraz odwiewało je gdzieś do tyłu, żeby radośnie fruwały jak co najmniej francuska flaga narodowa. Nawet jej się nie chciało ich poprawiać, bo i tak za chwilę robota poszłaby na marne. Nie ma się co wysilać, jeżeli efekt utrzyma się przez maksimum kilka minut.
- Mogłeś już sobie darować te pogaduszki na koniec - wytknęła sfrustrowanym tonem. Nie dość, że zmarzła, to jeszcze się wynudziła. Co miała do powiedzenia w tematyce statystyki gwałtów? Kompletnie nic. Ciągnęło ją do własnej nory, a nie do czczej gadaniny z blaszaną puszką, którą tak naprawdę powinni zawlec prosto przed Wilczura, gdyby tylko mieli taką możliwość. Szlag by to wszystko, a wietrznej pogodzie kij w oko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.15 12:39  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
Najwyraźniej szczęście wcale nie miało zamiaru im dopisywać. Kręcenie się w okolicach akurat tych ruin należało do rzeczy z gatunku niebezpiecznych, ale przede wszystkim bardzo nierozsądnych, szczególnie po zmroku. Dróg było wiele, a oni jakimś cudem wybrali właśnie tą. Specyficzna dwójka, wielki obdartus o ciemniejszej niż zazwyczaj w tym kraju karnacji i ciemnych włosach, brudny i odziany w za krótki, nie swój płaszcz, a obok niego sporo niższa albinoska, która na tle tej całej niedoli i brudu niemalże świeciła, nie tylko z powodu białych włosów. Nic jednak nie wskazywało na to, że akurat dzisiaj odbywały się tu jakieś nielegalne walki czy pokątny handelek, toteż to właśnie ta dwójka mogła wywoływać zaniepokojenie u potencjalnych przechodzących przez to miejsce. Nie chowali się, maszerowali całkiem spokojnie i to właśnie to pokazywało, że w ogóle to oni są tu groźni, ich należy się bać, a nie odwrotnie.
Kirin kręcił oczami kiedy po raz kolejny słowa Rebeki okazały się przede wszystkim karcące. Przecież kobieta miała własną wolę, mogła go w każdym momencie tam zostawić, skoro aż tak jej się nie podobała wymiana zdań. Podobała czy nie, pewnie przede wszystkim znudziła, kiedy zeszli z androidem na mniej przyjazne tematy.
Oh, ah, poważnie? Aż tak przeszkadza Ci, kiedy w ogóle się odzywam?
Prowadził w swojej głowie nieistniejące rozmowy. Mało kiedy miał ochotę mówić coś na głos, a tamten gościu w jakiś dziwny sposób sprawił, że faktycznie zachciało mu się zabierać głos. A teraz... na nowo stracił motywacje. Kręcił jedynie ustami jak niezadowolona kaczka i cmokał od czasu do czasu, kiedy coś zawieruszyło mu się pod nogami i musiał wykonać super unik, by nie wyrąbać się na krawężniku czy nawet na prostym odcinku. To nie tak, że alkohol wpływał na jego ruchy, zazwyczaj był aż tak roztrzepany i wolał patrzeć w niebo, a nie pod nogi.
- A ty co, ust nie masz, żeby powiedzieć że chcesz iść? Czy baby nie potrafię normalnie mówić? - Odsapnął w końcu. No dalej, przecież był facetem, nie potrafił odróżnić kiedy kobieta bawi się włosami, bo ma kurna zachciankę pobawić się włosami, robi to bo chce iść do fryzjera i nie ma na to kasy, a kiedy robi to, bo ma akurat chęć iść dalej. Sztuki zagłębiania się w ludzkich myślach, tym bardziej anielskich, jeszcze nie zgłębił. Mógł co najwyżej rozerwać głowę i mieć nadzieję, że zjadając mózg dowie się coś na temat danego osobnika, ale to było równie wątpliwe co pojawienie się dokładnej informacji nad głową anielicy na temat jej zachcianek od samego patrzenia w tym kierunku.
Uh, dziwnie było mu w tym krótkim płaszczu. Jego ulubiony został w kryjówce, był znacznie dłuższy, niemalże do kostek i przede wszystkim nie miał za krótkich rękawów. Teraz wyglądał jak piesek wciśnięty w malutki sweterek, bo pancia akurat miała na taki ochotę. Złapał w palce kołnierz i podciągnął go wyżej na usta mając nadzieję, że jego grymasy umkną uwadze anielicy. Zagryzał wagi, zaciskał zęby i w kółko spoglądał na bok czekając, aż więcej uwag poleci w jego kierunku, szczególnie po tym co teraz jej powiedział.
Ah, jeszcze wyjdę na seksistę, wspaniale.
Schylił głowę zamykając oczy do połowy. Miał teraz ochotę... posłuchać muzyki. Bardzo rzadko miał ku temu okazje, nikt na Desperacji nie bawił się w takie rzeczy jak słuchawki czy mp3, kto w ogóle miał tu dostęp do prądu? Bardzo często jednak spotykało się ludzi z instrumentami grających na żywo, gdzieś przy ognisku czy nawet dla siebie. Miał ochotę kogoś spotkać, położyć się i słuchając leżeć, tylko leżeć. A droga taka daleka.
Zamyślił się na chwile, tak całkowicie odlatując i tracąc ostrość widzenia. Dopiero przywalenie środkiem czoła w jakąś odstającą w powietrzu deskę go otrzeźwiła.
- Kur... - syknął cofając się od deski i omijając ją szerokim łukiem z groźnym spojrzeniem. Desko, wiedz kto tu rządzi, ty drewniana rozpustnico jedna, ty...
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.15 17:09  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
A czego innego mógłby się spodziewać? W dziewięciu przypadkach na dziesięć wypowiedzi Rebeki w kierunku jej podopiecznego były wyrzutami, kazaniami i nakazami ostrożności, zaś pozostałe dziesięć procent to komunikaty z gatunku "zacerowane rzeczy zostawiłam ci na półce". Po tylu latach jeszcze się nie przyzwyczaił? Przecież ona właśnie w taki sposób okazywała troskę i sympatię - choć o tym najpewniej nie miał bladego pojęcia i właśnie tak powinno pozostać.
Cały ten przymusowy spacerek nie był jakoś szczególnie przyjemny. Przechadzając się po Desperacji, tym bardziej w takich miejscach jak te ruiny, należało cały czas sprawiać wrażenie bycia panem i władcą okolicy. Ani momentu zawahania się czy strachu, bo miejscowe oprychy od razu by się zorientowały, że mogą sobie pozwolić na więcej. Tego nie trzeba było powtarzać członkom DOGS, którzy w większość z natury mogli się mienić największą siłą poza Miastem, której nie miał prawa nikt podskoczyć. Na widok kawałka żółtej chusty niejeden rzezimieszek wycofywał się ze swych niecnych planów ze słusznym zresztą przekonaniem, że podobne działanie nie przyniesie mu korzyści, a jedynie ściągnie na plecy sforę rozwścieczonych psów. Gangu nikt nie miał prawa ruszyć i koniec.
- Po pierwsze - Wzięła głęboki wdech, co zapowiadało dłuższą wypowiedź z niezbyt przyjemnym tonie. Zwykły scenariusz zwykłej rozmowy między tą dwójką, tak prawdę mówiąc. - to podobno masz własny rozum i potrafisz myśleć, więc mógłbyś chociaż raz użyć rozsądku i się domyślić, że czas najwyższy się pozbierać. Chyba, że mam przestać wierzyć, że posiadasz mózg i zacząć się do Ciebie zwracać jak do ameby. Po drugie - Lekko uderzyła zaciśniętą pięścią o ramię wymordowanego. - minimum raz wyraźnie zasygnalizowałam, że chcę już iść, więc nie wmawiaj mi, że tego nie zrobiłam. Ty mnie już chyba w ogóle nie słuchasz. - Cedziła słowa przez zaciśnięte zęby nie tylko dlatego, że postawa Żyrafy ją irytowała. Ilekroć bowiem rozluźniała mięśnie szczęki, te zaczynały nieprzyjemnie stukać o siebie nawzajem.
Schowała wolną dłoń z powrotem do kieszeni. Musiała wyglądać naprawdę głupio, kompletnie nieubrana na tę porę roku, z jakąś szmatą wystającą ze spodni symetrycznie do żółtej chusty, zdenerwowana i skrzywiona, ale nadal jasna i jakaś taka... anielska. Taki biały punkcik czystości wśród wszystkich otaczających brudów, nawet jeżeli ta metafora była raczej mało adekwatna w każdym aspekcie poza wizualnym.
Nie zwracała większej uwagi na to, co znajduje się dookoła, tak długo jak sama nie musiała przekraczać leżących na ulicy śmieci, gruzu czy innych przeszkód. Nagle jednak niespodziewany odgłos uderzenia zmusił ją do obrócenia głowy w bok w poszukiwaniu źródła owego dźwięku. Rzeczywiście, deska znajdowała się na takiej wysokości, że nie zwróciła na nią uwagi - Reb mając wzrost raczej przeciętny spokojnie się pod nią mieściła. Za to Kirin nie miał tyle szczęścia i przysolił o przeszkodę samym środkiem czoła. To spowodowało, że anielicy od razu przeszła cała irytacja, ustępując miejsca zmartwieniu.
- O cholera, jesteś cały? - zapytała, wyraźnie zatroskana o stan wymordowanego. Miał niezdrową tendencję do ignorowania pewnych ważnych spraw, więc albinoska musiała się po trzy razy upewniać, że na pewno jest żywy i w jednym kawałku. I co z tego, że większość jej starań była całkowicie nieefektywna? Próbowała już chyba wszystkiego, ale nie była w stanie zmusić Vincenta, żeby bardziej na siebie uważał. Jak już wspominałam - zero wpływu, zero posłuchu, no tak się nie da pracować.
Następnym razem poprosi o podopiecznego z Miasta, z pewnością będzie łatwiej.
O ile ten następny raz w ogóle nastąpi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.15 19:42  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
Złapał się za czoło i palcami zaczął rozcierać podchodząca krwią plamę od uderzenia. Nawet jeżeli było to fizycznie niemożliwe, by zobaczyć gdzie dokładnie dostał i tak zerkał do góry z głośnym westchnieniem. Nie było to nic groźnego, ale wybijało z rytmu. Kirin zatrzymał się więc i starał się pozbyć nieprzyjemnego pulsowania na głowie, prawie jakby było to możliwe ze sprawą zwykłego uciskania miejsca i sapania pod nosem czegoś na temat głupich desek.
- He? - Odwrócił się w stronę Rebeki z miną niedowierzania. Chyba za poważnie wziął do siebie jej pytanie i zirytował się jeszcze bardziej. Bo niby taka deska mogłaby coś mu zrobić? Chociaż nie odezwał się na ten temat, nie ma złość mogła być widoczna na jego twarzy. Ta troska i to wszystko... ktokolwiek przydzielił mu anioła stróża musiał być niezłym jajcarzem, albo sadystą, z punktu widzenia kobiety. Dla niego było to po prostu dziwne, chociaż nie nierealne. Czy wierzył boga? Nie, w jakiegokolwiek by powinien. Nawet gdy obok niego szła anielica, wcale nie zmienił swojego zdania w tej kwestii. Uparty był jak osioł tudzież żyrafa.
Wiele nerwów kosztowało to ciągle powstrzymywanie się od gwałtownych reakcji, ale nawet w jego głowie pojawiała się blokada, gdy miał ochotę wymierzyć jej cios w twarz. Pewnie z Fenkiem czy innym kundlem by się nie cykał, ale tutaj, no... nie wypadało nawet.
Wypuścił powietrze z ust, odwrócił się na pięcie i z całej siły wyładował złość na sprawczyni swojego cierpienia. Dotychczas zwisająca samotnie z jakiejś starej rudery deska zamieniła się nagle w dwie, nieco krótsze, a także deszcz drzazg i odłamków. Co najmniej kilka wbiło się do tego w jego rękę.
Kurwa.
Rzucił w myślach podnosząc zwinięta pięść przed oczy i patrząc jak malutkie kropki zaczynają podciekać krwią, a potem pojedyncze kropelki spływają po palcach. Opuścił kończynę i pozwolił jej zwisać wzdłuż ciała pozostawiając za sobą ścieżkę ze szkarłatnych plam. Głupia sprawa, zapach krwi nie tylko jego drażnił, ale także bestie czyhające na Desperacji. Będą mieli dużo szczęścia, jeżeli przejdą teraz bez zwrócenia na siebie uwagi przez cały teren ruin. Nawet tutaj musiało się coś czaić, a kolejny pokaz głupoty Kirina tylko sprzyjał rozwojowi sytuacji idącemu w bardzo złym kierunku.
- Wiesz, że gdybyś za mną nie polazła wcale nie musiałbym nawet zwracać uwagę na to, czy mam już wracać? - Odparł odwracając wzrok. Czasami tęsknił za samotnymi podróżami po okolicy. Nie musiał wtedy co chwila zaglądać w harmonogram i pilnować, by przypadkiem słońce nie zaszło przed jego powrotem do kryjówki, na dobranockę się nie śpieszył, więc cholera, dlaczego? W nocy bywało dużo ciekawiej. - Obleciał Cię strach, huh?
Wyrzucił szybko z głowy resztę jej wypowiedzi podważającej jego inteligencje. Zamiast tego sam przeszedł do ataku, szczeniackiego: „boisz się?”, które przecież skutkowało zawsze i wszędzie, niezależnie od wieku.
Po tych słowach wyszczerzył zęby w drwiącym uśmiechu skierowanym bezpośrednio do kobiety. A tak, bardzo lubił prowokować. Był w swoim żywiole, kiedy mógł rzucać uszczypliwe uwagi, obraźliwe słowa, wymuszać u kogoś gwałtowne reakcje, a także to, by pokazali kim są tak naprawdę. Jego ulubiona zabawa, od lat, chyba nigdy się nie znudzi.
Teraz nie mogła powiedzieć, że jej nie słuchał. Zrobił to, zareagował i do tego jeszcze coś odpowiedział. Szczyt łaski ze strony pana żyrafy, jeżeli zna się jego charakter i tendencję do zlewania wszystkiego co powinno trafić do jego uszu, a potem także do głowy.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.10.15 16:25  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
Z tym zdecydowanie każdy by się zgodził, przydzielenie anielicy równie upartego i niereformowalnego podopiecznego było najzwyczajniej w świecie dowodem na to, że sadyści są wśród nas i panoszą się jak tylko mają ochotę. Dla żadnego z tej dwójki nie wydawała się to być przyjemna sytuacja. Można by nawet rzec, że gdyby Reb była mniej obowiązkowa, w ogóle byłoby po problemie, bo nawet nie zainteresowałaby się losem jakiejś tam żyrafy. A tak? A tak to po kilku latach wszystko się tak pomieszało, że trudno było powiedzieć, czy się jeszcze lubią, czy już nie cierpią.
Nie mogła uwierzyć w to, że tak bardzo wziął do siebie jej pytanie. Od razu zauważyła to po minie, jaką przybrał i momentalnie zwątpiła, że pod ciemną czupryną może istnieć jeszcze jakiś ślad inteligencji. Wydobyła prawą dłoń z kieszeni spodni i pochylając głową, przytknęła rękę do twarzy. Westchnęła znacząco i podniosła wzrok z powrotem na sprawcę swej frustracji. Odruchowo zjechała dłonią do różowawej szramy na policzku, naciskając na nią palcami. Przykra to była pamiątka; przypomnienie o tym, że nawet tak zwana rodzina potrafi dogłębnie zranić.
"Mam ochotę ją zabić, ale zaczyna mi się podobać" - cytat ze Star Wars IV idealnie w momencie, kiedy to pisałam. No musiałam xD
Wzięła kolejny głęboki wdech. Wyraźnie zamierzała coś powiedzieć, ale jeszcze się powstrzymywała. Kolejny gest Kirina jednocześnie ją wystraszył i zmartwił. Czuła instynktownie, że ten cios mógł równie dobrze być przeznaczony dla niej. Już chyba wolałaby dostać w twarz, niż żeby wymordowany miał zrobić sobie krzywdę, co też właśnie się stało.
Cierpliwość anielicy malała z chwili na chwilę. No bo spróbujmy się wczuć w jej sytuację - nie dość, że się martwi i ze skóry wychodzi, żeby utrzymać swojego podopiecznego w jednym kawałku, to ten odbiera to jako obelgę i dodatkowo robi sobie krzywdę. Nawet najbardziej opanowana osoba chyba nie byłaby w stanie tego zdzierżyć. Nie po tylu latach jednego i tego samego w kółko, kiedy postęp był właściwie żaden, a może nawet było tylko gorzej.
Zacisnęła zęby w niemym grymasie. Może jednak miał trochę racji? Gdyby się za nim tak wszędzie nie włóczyła, z pewnością miałby o wiele więcej swobody. Pewnie w takim układzie czułby się szczęśliwszy niż obecnie, a przynajmniej tak sugerowała owa wypowiedź. No cóż, to jeszcze jakimś cudem była w stanie zrozumieć.
Ale nie to, co zostało jej zarzucone chwilę potem.
Spojrzała na Vincenta spode łba takim wzrokiem, jak gdyby właśnie zabił jej rodziców, dziadków i rozszarpał ulubioną maskotkę. Nie tylko poruszył czuła strunę, ale tez dorzucił na szalę ostatni kamyk, który z gwałtownością godną huraganu - przeważył. I jeszcze się drwiąco uśmiechał, jak gdyby właśnie rzuciła doprawdy zabawnym żartem. A w Reb się dosłownie gotowało.
- A więc tylko tym jestem, tak? - wysyczała wściekle, hardo unosząc głowę, by spojrzeć rozmówcy prosto w twarz. Dłoń, którą wcześniej trzymała na policzku, teraz opuściła w dół, zaciskając ją w pięść. Na może kilka sekund zapadło pełne wyrzutu milczenie. Ale już nie biła się z myślami - teraz nie była w stanie powstrzymać całego żalu, który gromadził się latami niczym kurz za szafą. Warstwa urosła do niemożebnej grubości i nadszedł najwyższy czas, by to wszystko z siebie wyrzucić.
- Tylko tyle? Wredny, zawadzający tylko we wszystkim rzep, który się jaśnie pana uczepił i przeszkadza? No to teraz będzie zaskoczenie! Rzep sobie idzie w cholerę i już go więcej nie zobaczysz! - Momentami brzmiało to jak żart, ale już po wyrazie twarzy można było bez żadnych wątpliwości wyczytać, że nie jest jej do śmiechu. Jakby na potwierdzenie tych słów gwałtownym ruchem rzuciła w Dobermana nadal trzymaną przez siebie wilgotną, pomiętą koszulką; obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku, z którego przyszli, nie oglądając się ani przez chwilę. Ewentualna reakcja żyrafy już jej nawet nie interesowała. Z góry założyła, ze pewnie wzruszy ramionami i pójdzie w swoją stronę, uszczęśliwiony.
- Geh zum Teufel - wycedziła cicho przez zaciśnięte zęby. Nie podobało jej się to, co ten krótki dialog w niej wywołał. Liczyła na uczucie wolności czy ulgi, a zamiast tego w jej sercu pojawiła się dziura. Chociaż nie chciała dopuścić tego do siebie, to z każdym krokiem szrama na duszy powiększała się, zupełnie jak ubywające sploty z szalika, gdy przypadkiem się nim o coś zahaczy i spruje.
Nie miała zielonego pojęcia, co teraz zamierza. Nie układała planów i nie myślała o przyszłości. Chciała tylko znaleźć się jak najdalej, iść przed siebie, dopóki nogi nie odmówią jej posłuszeństwa. Miała dość wszystkiego, włącznie ze słuchaniem głosu rozsądku. A że będąc sama była łatwym celem dla złodziei, gwałcicieli, porywaczy i morderców? Miała to w głębokim poważaniu. Teraz mogło się dziać cokolwiek, i tak by się nie przejęła.
Chyba właśnie zrobiła najbardziej nierozsądną, głupią i infantylną rzecz w swoim życiu.
Ale już nie mogła się wycofać. Ostatnia rzecz, jaką zachowa, to honor.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.10.15 17:00  •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
Kirin nie posiadał głębokich myśli. Buta anielicy wywołała w nim niemałe zaskoczenie. Przecież ciskali w siebie obelgami od niemal zawsze, praktycznie zaczęło to być dla niego codziennością i nie mógł pojąć, że może to co robi, w jakiś sposób rani kobietę. Ona też nie raz mu nawciskała, a jednak nawet przez moment nie pomyślał, że chce się go pozbyć, był pewny, że robiła to bo mogła, bo dobrze było się czasem na kimś wyładować. A on był świetną tarczą, mało co w niego trafiało i wbijało się na dobre, większość słów spływała jak po kaczce.
Na jej słowa nie odezwał się w ogóle. Nie potwierdził, ale też nie miał ochoty zaprzeczać, nie miał w ogóle ochoty dłużej zabierać głosu, bo jak zwykle powiedziałby coś za dużo. Nagle poczuł się, jakby przypadkiem znalazł się na środku sali, a wykładowca zapytał go o definicje, których wcale się nie uczyli. Zgubił się już w tym, do czego pije anielica, co aż tak ją wzburzyło, że postanowiła tak drastycznie zareagować.
Przecie wiedział, że tak naprawdę robi to pod wpływem emocji, że może wcale tego nie chcieć. Ale nie on był tutaj od odkrywania prawdy. Z resztą to jej słowa, powinna konsekwentnie się ich trzymać, a on wcale nie miał zamiaru z tego powodu zmieniać się. Nie był ani zły, ani smutny ani tym bardziej szczęśliwszy. Był sobą zawsze i wszędzie, niezależnie od sytuacji.
Instynktownie chwycił rzuconą w niego koszulkę nie spodziewając się, że coś będzie lecieć w jego stronę. Zacisnął na niej palce kiedy była kilka centymetrów przed jego nosem tym razem nie dając się zaskoczyć. Zawiesił ją sobie na ramieniu i kilkoma ruchami zrzucił z siebie za krótki płaszcz, po czym bez wahania cisnął nim w odchodzącą tyłem Rebekę.
- Masz, bo jeszcze zmarzniesz! - Krzyknął za nią nie zauważając, że jego gest mógłby zostać bardzo dziwnie odebrany w zaistniałej sytuacji. On po prostu robił to co uważał, a w tym momencie uznał, że jest zimno, a ona paraduje w jakiejś koszulce tylko i wyłącznie. Co z tego, że mogła być na niego wściekła, to wcale nie zwalniało go od takich czynności.
Nie zwracając uwagi na to, czy podniosła jego podarunek, odwrócił się na pięcie i przysiadł na pierwszym lepszym murku podnosząc pięść na wysokość oczu. Wyglądało to dosyć boleśnie, kiedy z palców i dłoni wystawało kilkanaście ostrych elementów drewna, a niektóre krwawiły bądź otaczały się niewielką opuchlizną.
Bez wahania zacisnął zęby na jednej z drzazg i w taki specyficzny sposób pozbywał się jeden za drugą polegając bardziej na własnych szczękach niż na zdrętwiałych od zimna palcach, którymi ewentualnie mógłby łapać za skraj elementu i wyciągać go nieco delikatniej.
Dobra robota dobermanie, jak zwykle zachowałeś się z klasą...
- Przymknij się! - Odkrzyknął na głos do własnych myśli, do cienkiego głosu dziewczynki, który pojawił się na krótki moment w jego umyśle, po czym zaśmiał się po dziecinnemu i oddalił. Złożyło się tak, że odezwał się akurat po słowach w obcym języku padających z ust Rebeki, cóż, to mogło go jeszcze mocniej pogrążyć, chociaż ich nie słyszał, albo starał się nie słyszeć.
Czy to wiele zmieniało? Większość czasu był sam, a teraz nikt nie mówił mu, że musi natychmiast wracać do kryjówki. To jego sprawa, czy akurat napatoczy się jakaś bestia chcąca uwalić mu pokrwawioną rękę. Równie dobrze to ona mogłaby paść ofiarą zmutowanej żyrafy.
Nie przejawiał wielkich chęci, by odmienić sytuację. Co będzie to będzie. Rzeczy i tak działy się zbyt często bez jego udziału toteż kolejny raz nic się nie stanie, jeżeli nie wykaże inicjatywy. Poza tym Kirin był już od dawna skupiony bardziej na oswobadzaniu swoich palców od niewygodnych drzazg, zapomniał już, że nawciskali sobie właśnie z anielicą, a ona postanowiła go... rzucić? Nah, opuścić, zostawić, porzucić. To brzmiało bardziej prawdopodobnie. To jej decyzja.
Drzazgi... głupia deska... nawet desek nie ma tu porządnych.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Ruiny - Page 4 Empty Re: Ruiny
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 12 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10, 11, 12  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach