Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next

Go down

Pisanie 13.09.17 22:46  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Nie zauważyła, że od jakiegoś czasu wstrzymuje oddech, dopóki Shiro nie skończył opowiadać. Przez cały czas, kiedy mówił, sterczała w bezruchu nachylona ku niemu, z zawartymi na amen ustami i płucami wypełnionymi powietrzem. Dopiero kiedy zapadła cisza, wargi same się rozchyliły i wypuściły wszystko z cichym świstem tylko po to, by Nayami mogła wziąć kolejny głęboki wdech.
- Wow! - zawołała na samym początku, nie bardzo mogąc znaleźć jakiekolwiek lepsze słowa dla wyrażenia swojego zdania w tej chwili. Toć to była absolutna rewelacja! Jeżeli zgodnie z jej informacjami Eden rzeczywiście był tak piękny i spokojny, jak to opowiadano, koniecznie musiała go zobaczyć! W końcu w pobliżu kryjówki DOGS, gdzie z przymusu spędzała całe swoje dotychczasowe życie, trudno było ujrzeć więcej niż dwa drzewa obok siebie, nie mówiąc już o tym, że zazwyczaj niewiele było na nich liści. Polany pełne traw i kwiatów, krzewy rodzące owoce i śpiew ptaków były jej znane tylko z opowieści i ilustracji w nielicznych książkach, które udało się kiedyś gdzieś zdobyć i przechować. Ale jaką wartość ma to, czego nie widziała na własne oczy?
- I oni tam normalnie mieszkają, aniołowie w sensie? - zarzuciła kolejnym pytaniem. Raz uzyskawszy dobre źródło informacji, nie wypuszczała go z rąk przed całkowitym wyczerpaniem materiału. Shirokawa mógł być pewny, że czarnowłosa wymordowana będzie tak nad nim wisieć i wymagać odpowiedzi, dopóki nie uzyska całkowitej satysfakcji. I kompletnie nie obchodziło ją to, że zajmuje czyjś czas i narusza przestrzeń osobistą.
- Aniołowie są super. Tacy kochani! No, przynajmniej ci, których ja poznałam. Bo ci inni niedawno odwalali jakieś cyrki, porywali wszystkich i ciągali po jakichś sądach. Totalna masakra, co nie?
Chociaż i tak najbardziej sfrustrowana tym, że podczas gdy cała banda ruszyła na ratunek Growa i Fuckera, ona sama musiała siedzieć w kryjówce i nie pozwolono jej nawet wyściubić nosa na zewnątrz, żeby przypadkiem pod nieobecność większości gangu nie narobiła kłopotów. A przecież tak bardzo chciała pomóc! Wcale nie była taka bezbronna, jak niektórzy zakładali. Po prostu nie chcieli dać jej szansy się przydać, bo za bardzo się bali, że coś popsuje. Albo że narazi się na niebezpieczeństwo, co implikowało furię jej matki. Ani jedna, ani druga opcja dla nikogo nie brzmiała zachęcająco, ale z drugiej strony - niby jak długo zamierzali trzymać wymordowaną pod kloszem? Kiedyś wreszcie musiał nadejść czas, by dać jej dorosnąć.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.09.17 15:51  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Nie spodziewał się takiego zainteresowania tematem ze strony Insomni. Większość swego czasu uważał, że Eden nie jest niczym ciekawym oprócz ze strony estetycznej. Można było tam się nacieszyć widokami, które były przyjemne dla oka. Zamieszkujące ten teren anioły wydawały się nawet miłe w stosunku do obcych. Nie zależnie od tego, czy to był głodujący bądź podrzędny złodziej. Oczywistością był poziom życia tam panujący. Zdecydowanie mogło się żyć na terenach Edenu o wiele lepiej, niż chociażby na śmierdzącej Desperacji. Możliwe, że nawet nietoperek skusiłby się na zamieszkiwanie w tamtych rejonach świata. W końcu nie musiałby się przejmować ciągłą walką o przeżycie, która z każdego dnia była cięższą. Jednak mimo tego wszystkiego, wciąż mógł się znaleźć moment na odetchnięcie. Dzięki temu mógł odpocząć od myśli poszukiwania pożywienie, czy bezpiecznego miejsca na pobyt. Przynajmniej nie mógł się nudzić. Tak więc przebywając w towarzystwie czarnowłosej, szybko sobie uświadomił iż tego mu brakowało. Spokojnej chwili na pogawędkę z druga osobą, która niekoniecznie ma chęci rzucić się z kłami do gardła.
Tak, ale nie tylko aniołowie tam zamieszkują. O ile się dobrze orientuje. ─ Odpowiedział na pierwsze i jedyne pytanie, które zadała w tej chwili. Prawdą był fakt, że tam głównie anioły zamieszkiwały. Oczywiście też wymordowani, którzy byli znaczną mniejszością. I to głównie tacy, którzy mieli dość problemów na Desperacji. Chcący osiedlić się na spokojniejszych terenach z dala od wszelkich problemów. Można było tamto miejsce określić mianem raju, ale słusznie zauważyła dziewczyna. Aniołowie są dobrymi bytami, ale sądzenie innych nie było zbyt dobrym posunięciem. W końcu osoby żyjące na Desperacji byli wolni od jakiegokolwiek prawa, gdyż ono najzwyklej na świecie nie obowiązywało. Mało kto ze społeczności Edeńskiej mógł się tego spodziewać, ale taka była od wieków fakt. Spojrzał uważnie swoimi oczkami na rozmówczynię i podrapał się po głowie. Szukał w głowie słów, które mógłby powiedzieć. Jednak dla jego rozumku było dość trudne. Nigdy nie uczestniczył aż tak bardzo w ciekawej rozmowie. I dość przyjaznej. Kiedy je odnalazł zrobił konkretny wdech i wydech, a następnie wypowiedział kolejną serię słów.
Ano. Sam spotkałem trochę aniołów w dość długim życiu, ale no byli bardziej przyjaźnie nastawieni. Słyszałem nawet o śmierci jednego z ich szefów? Przynajmniej to był ten z tych wredniejszych aniołów. Oczywiście z tego co słyszałem. ─ Wszystko powiedział jednym tchem i znów pobrał powietrze do swoich płuc. Możliwe, że nie był to za najlepszy pomysł w jego wykonaniu na takie gadulstwo. Jednak było to wymagane. Przecież jego nowa koleżanka chciała trochę się dowiedzieć na temat, w którym się odnajdywał. Mając tyle lat doświadczenia w wędrowania wte i wewte, pozwalało mu być znawcą w takiej dziedzinie. Dzięki temu również zapomniał o początkowym założeniu pójścia do tego miejsca. Znaleźć chciał coś ciekawego co pomogłoby na handel towarem z innymi. Tutaj oczywiście gadulstwo u niego się obudziło i całkowicie mu wyleciało z głowy. Przynajmniej w tej kwestii okazywał szczerość do drugiej osoby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.17 23:45  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Zastygła w kompletnym bezruchu nachyliła się w stronę jasnowłosego tak blisko, że niemal wyłożyła mu swój podbródek na ramię. Chłonęła słowa jak zaczarowana, a bądź co bądź było to niezwykłe zjawisko jak na Desperację. Większość oddychających istot napotkawszy inne żywe stworzenie próbowało je zjeść, ewentualnie okraść czy zastraszyć. Nayami zaś wykazywała się ogromną żądzą wiedzy, dla której to narażała się dość znacznie. W końcu czysto teoretycznie nie powinna ufać kompletnie obcemu chłopakowi, który przecież otwarcie przyznał się do życia ze złodziejskiej sztuki. Tylko że Insomnia nie zwykła stosować się do teoretycznych zaleceń, tym bardziej, że przecież nie była taka całkowicie bezbronna. Gdyby jej towarzysz rozmowy zaczął się podejrzanie zachowywać, mógł w każdej chwili zostać uraczony bardzo silnym ciosem dziewczęcej pięści. Może i nie umiała się bić, ale krzepę miała całkiem imponującą i kompletnie niespodziewaną po oględzinach zewnętrznych. Przy takiej zdecydowanie trzeba się było mieć na baczności.
- Łou, ale odlot - stwierdziła, wciąż z wymalowanym na twarzy wyrazem absolutnego zafascynowania. Nowością był dla niej fakt, że aniołowie pozwalali zamieszkiwać Eden osobnikom spoza własnej rasy. Musiał to być nie lada przywilej i dziewczyna była niezwykle zainteresowana tym, jakim sposobem da się takowy zdobyć. Była to jednak ciekawość czysto teoretyczna, bowiem nigdy nie zechciałaby porzucić kryjówki Psów dla wygód siedziby skrzydlatych. Zastanawiające było jednak, jakie warunki stawiali naturalni mieszkańcy Edenu tym, którzy chcieli dołączyć do ich społeczności. Z podobnych mechanizmów Ins znała tylko ten, który pozwalał znaleźć się w szeregach DOGS, a wątpiła, by anielskie sprawki działały w ten sam sposób.
- Dobrze usłyszałeś. Wujek Grow go rozszarpał. - Podkreśliła ostatnie słowo, wyjątkowo dumna z dokonań Wilczura. W końcu nie wolno było przepuścić komuś, kto cię porwał i próbował skrzywdzić. Nie, cała ta sprawa z sądzeniem obu najwyższych rangą osób w całym gangu była źle przemyślana przez tego jakiegoś... Metatrona, a już zdecydowanie śmieszne było to, że on chyba naprawdę wierzył, że uda mu się odwalić taką akcję i ujść z tego bez szwanku. Psia rodzina zawsze upomina się o swoje i aniołowie z pewnością na długo to zapamiętają.
Zerknęła przez dziurę w dachu na niebo. Może i nie nosiła zegarka, ale pozycja słońca wystarczyła jej do określenia, ile czasu już strawiła na rozmowie. Jeszcze trochę i jej nieobecność zostanie zauważona, a wolałaby, żeby nikt nie przyczepił się jej niezapowiedzianej wycieczki.
- Będę musiała wracać - poinformowała, wyraźnie posmutniała. Musiała jednak zwinąć się czym prędzej, jeśli nie chciała oberwać bury za zbyt długą i przecież na pewno okropnie niebezpieczną wycieczkę, już nie mówiąc o zarzutach lekkomyślności i nieodpowiedzialności. - Ale może spotkamy się jeszcze. Do zobaczenia! - Pacnęła lekko dłonią w ramię Shirokawy i zwinnie ześlizgnęła się na dół. Podłoga magazynu przywitała ją cichym tąpnięciem, bez oporu poddając się krokom w stronę wyjścia. Wymordowana obróciła się jeszcze tylko raz - żeby pomachać pozostawionemu w tyle chłopcu i wysłać mu ostatni szeroki uśmiech - po czym zniknęła tak samo, jak się pojawiła, sprężystym krokiem opuszczając podupadły budynek.

[zt]
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.18 22:38  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Wątła, kobieca sylwetka posuwała się do przodu — silny wiatr sprawiał, że parokrotnie zataczała się na boki, jakby w jej żyłach płynęło zdecydowanie zbyt wiele alkoholu. Kilka razy była bliska upadku, ale jakimś cudem udawało jej się utrzymywać równowagę na takim poziomie, by nie wywrócić się na pokrytej kamieniami ziemi, którą kroczyła. Z daleka musiała wyglądać jak cień — namiastka istoty żywej. Poruszała się wolno, starając się zważać na to, gdzie stawia stopy. Twarz miała brudną, zaniedbaną — nie wyrażała jakichkolwiek emocji. Niebiesko-fioletowe włosy były w ciągłym nieładzie, ale ich właścicielka zupełnie się tym nie przejmowała — dalej szła przed siebie, jak ktoś, kto poprzysiągł sobie, że osiągnie swój cel, nawet jeśli na drodze miałyby mu stanąć huragany, pożary i kwaśne deszcze. To była determinacja, której nie dało się złamać.
Podmuchom wiatru towarzyszyły jedynie ciężkie oddechy i charakterystyczne stukanie płaskich obcasów o twarde podłoże. Czasami słychać było też szelest czegoś, co próbowało naśladować roślinność. Kiedyś zapewne dostrzegłaby w tym coś pięknego — teraz nie była już zdolna do zauważania takich drobnostek. Jej umysł przyćmiewał tylko jeden, główny cel — chciała odnaleźć osobę, która sprawiła, że jej życie tak diametralnie się zmieniło. Do przeszłości wracała niechętnie — nie była pewna, czy kiedykolwiek będzie potrafiła żyć tak jak kiedyś. Wszystko wokół się zmieniało. Brutalność świata nie pozwoliłaby jej wrócić do dawnych nawyków. Tamta młoda, energiczna i pełna radości dziewczyna już była martwa — tego była pewna.
Niespodziewany, niepasujący do otoczenia szelest wyrwał ją z chwilowego zamyślenia. Odruchowo spojrzała się za siebie, jakby chciała się upewnić czy nikt nie depcze jej po piętach. Zmrużyła oczy, próbując dostrzec coś w szarym, desperackim krajobrazie. Drżącą ręką dotknęła kuszy, którą pasami miała przymocowaną do pleców — chciała mieć pewność, że razie potrzeby miałaby się czym bronić. Po kilkunastu sekundach znów szła przed siebie, jednak co jakiś czas i tak zerkała przez ramię — wciąż miała wrażenie, że ktoś jest tuż za nią.
Ponownie usłyszała ten sam szelest, tym razem dobiegał zza pobliskiej skały, która była jednym z wyróżniających się elementów krajobrazu. Szybko okazało się, że źródłem hałasu był niewielki, przestraszony zając. Jillian niemalże od razu (gdy tylko go zobaczyła) chwyciła za pasek, a następnie złapała za broń. Dość szybko naładowała jeden z bełtów, które miała w kołczanie, a następnie wycelowała. Ugięła nogi, a wskazujący palec prawej dłoni ułożyła na spuście. Chwilę później strzała ze świstem przeszyła powietrze. Sekundy później słychać było tępy dźwięk — grot uderzył w głaz, a potencjalny obiad uciekł. Nie ma co się dziwić, że z ust zmęczonej kobiety padła wiązanka niewyraźnych wulgaryzmów, a rozchylone usta ukazały zaciśnięte zęby. W tamtej chwili doskonale wiedziała, że pusty żołądek wkrótce będzie dodatkowym problemem, który pojawi się wraz z biegiem czasu i dalszą wędrówką. Głównie dlatego podjęła decyzję, że powinna zajrzeć do pobliskiego, opuszczonego magazynu, w którym ktoś mógł zostawić jakieś resztki, które mogłaby wchłonąć.
Do budynku zbliżyła się powoli, bardzo uważnie i cicho (a przynajmniej starała się by tak było). Szła na palcach, żeby nie uderzać o podłoże obcasami, a ręce wciąż trzymała kuszę, którą uprzednio naładowała, naciągając cięciwę i wsadzając kolejny bełt — musiała być gotowa na wszystko. Zajrzała do środka zza rogu, dokładnie sprawdzając czy żaden z desperatów nie zaszył się w poniszczonym magazynie. Dopiero po odczekaniu minuty lub dwóch postanowiła dość szybko wślizgnąć się do środka. Nie marnowała czasu — od razu zaczęła rozglądać się po półkach, na których na pierwszy rzut oka znajdowały się same śmieci. Odkładała na bok puste puszki po konserwach, plastikowe torebki i tekturowe pudełka. W jednej dłoni wciąż trzymała broń, bo z nią czuła się dużo bezpieczniej.
Z tyłu musiała wyglądać jak zbieg — wydawać by się mogło, że dłonie miała zwinne jak u złodzieja, choć jej ruchy były nieco chaotyczne, przez co zdarzało jej się odrzucać metalowe opakowania zdecydowanie za głośno. Jej plan był prosty — miała szybko zapoznać się z tym, co miały jej do zaoferowania ogołocone półki magazynu, by móc ruszyć dalej. Naprawdę nie chciała zwracać na siebie uwagi — zmęczenie kilkudniowym marszem sprawiało, że była nieznośna, a ta nieznośność prowadziła tylko do konfliktów. Nie miała siły i ochoty na walkę z kolejnym wymordowanym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.18 23:41  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Tęsknił za dachem w Czarnej Melancholii. O ile rozgrzane dachówki nie były najwygodniejszym miejscem na posiedzenia, o tyle miał tam dobry widok na zachód oraz wschód słońca i przede wszystkim zażywał tam odrobinę świętego spokoju, którym nie mógł się raczyć w wiecznie zaludnionej kryjówce gangu, gdzie bez przerwy - czy to w dzień, czy w nocy - ktoś dobijał się do jego drzwi. Jednakże nie chciał tam wracać i narażać się na kolejną konfrontacje z Feline, który najprawdopodobniej był teraz członkiem kociej bandy. Wiedział, że powrót sprawiłby, że podzieliłby los Gavrana, czy też Shiona, bo nie miał złudzeń — były pracownik burdelu pewnie zdążył powiadomić swoich kumpli od brudnej roboty o tym, że jeden z tych zawszonych kundli kręci się w tamtej okolicy. Ewakuacja była najlepszym wyjściem z sytuacji, ale przez to nie miał, gdzie poczytać w spokoju książki, a potrzebował pobyć we własnym towarzystwie, by przemyśleć kilka kwestii spędzających mu snu z powiek, by uciec przed ochotę skosztowania alkoholu, by uwolnić się do tego wszystkiego, co zwykle go otaczało, dusząc go od środka, niczym zakleszczająca się na jego gardle niewidzialna dłoń. Może Neely miał racje może faktycznie nie pasował do psiarni, ale nie stać było go na ucieczkę. Na samą myśl o każe, która spotykała dezerterów, czuł jak obezwładnia go strach. Podjął decyzje i nie miał zamiaru poddawać ją teraz w wątpliwości, tylko dlatego, że przez czyjeś słowa zakiełkowała w nim niepewność. Odpoczynek. Tego potrzebował, ale ustronnego miejsca ze świecą szukać. Przekonał się o tym na własnej skórze, przemierzając kolejne centymetry, metry i kilometry pieczystego podłoża. Próbował zamelinować się w barze, ale tam po prostu nie mógł się skupić. Myślał nawet o wynajmie pokoju, ale nie miałby czym zapłacić za dach na głową. Zanim natrafił na opuszczony magazyn z ogołoconymi z dóbr półkami, upłynęło dużo czasu, zbyt dużo, a przynajmniej w jego prywatnym mniemaniu. Wtoczył się do środka i rozejrzał się po pomieszczeniu, ale zielonym oczom nie ukazała się żadna obca sylwetka. Odetchnął z ulgą. Co prawda w każdej chwili mógł się tutaj ktoś zjawić, ale w tej chwili wolał nawet o tym nie myśleć. Ułożył kilka skrzynek obok siebie, by skonstruować z nich coś na wzór fotela, na którym mógł usiąść i odpocząć. Ulokował je w najbardziej oddalonym kącie budynku. Nie miał zamiaru zostać tutaj na noc. Planował wrócić do domu przed zapadnięciem z mroku, jednakże miał jeszcze kilka godzin dla siebie. Ułożył się wygodnie, chociaż prowizoryczny mebel wcale taki nie był.
  Wyjął z torby świece. Położył ją na półce i zapalił knot od zapałki. Wiązka światła oświetliła niewielką powierzchnie magazynu, ukazując w całej swojej okazałości nagość udekorowanych przez pajęczyn i brud ścian. W zasadzie Jekyll dziwił się, że ktoś nie zagospodarował tego pomieszczenia do celów mieszkalnych, ale najwyraźniej nikomu nie przyszło to do głowy, a może.... magazyn wcale nie był opuszczony, miał swojego właściciela, który akurat teraz był zajęty codziennymi sprawunkiem, ale kiedy wróci, wyrzuci stąd posiadacza żółtej chusty na zbity pysk. Bernardyn dla własnego komfortu psychicznego upchał skrawek materiału do torby, by nie kusić losu, jak to uczynił poprzednim razem. Raczej nie chciał ściągnąć na siebie zemsty kogoś, kto żywił do Psów urazę, a nie miał wątpliwości, że takowych Desperatów było całkiem sporo, bowiem gang nie cieszył się dobrą sławą wśród mieszkańców tego skrawka świata, a Koty to tylko wierzchołek góry lodowej. Sam Jekyll posiadał ich całkiem sporo. Wśród nich znajdowała się ta ruda pała, która najprawdopodobniej piastowała teraz rolę lidera u Drug-onów, a przynajmniej takie wnioski wyciągnął, kiedy ktoś powiedział mu, jak wygląda ich obecny przywódca. Zbyt wiele elementów pasowało do siebie idealnie, przez co lis czuł uzasadniony niepokój. Jakoś nie miał ochoty spotkać szelmy na swojej drodze. Przepuszczał, że takowe wcale nie skończyłoby się na przyjacielskiej pogawędce i wspominkach dawnych czasów. Za bardzo zalazł mu za skórę. I był tego w pełni świadomy. Zginie. Najprawdopodobniej zginie w męczarniach, gdy ich drogi ponownie się skrzyżują, więc robił wszystko, aby się tak nie stało. Jak ognia unikał kontaktu z jakimkolwiek członkiem najemniczej szajki.
  Zacisnął dłoń na książce. Przyjrzał się zdezelowanej okładce. Nadal była przesiąknięta wonią Wilczura, chociaż nań już niemal wyparowało. Zbyt długo trzymał ją u siebie. Przy kolejnym spotkaniu postanowił mu ją oddać, ale to nie zmieniało faktu, że chciał doczytać ją do końca, mimo iż faktycznie - zgodnie ze słowami przełożonego - brakowało kilku stron. Otworzył ją tam, gdzie skończył, ale nie udało mu się wczuć w sytuacje bohaterów, bo po upływie kilku minut zmorzył go sen. Ot, po prostu zasnął z opartym karkiem o ścianę, podczas którego świeca przestała otaczać najbliższe otoczenie lekarza swoim blaskiem, przez co jego sylwetka została pochłonięte przez kompletną ciemność, w której nie dostrzegłby nawet czubka własnego nosa. I uświadomił sobie dopiero ten fakt, kiedy usłyszał w swoim najbliższym otoczeniu szelest. Nie wpadł w panikę, a przynajmniej nie od razu. Jego organizm dochodził do siebie po krótkiej drzemce i wiedział, że trochę to utrwa. Zaciągnął się nieznajomym zapachem, otwierając oczy. Myszkująca po półkach, pudełkach i skrzyniach kobieta, a przynajmniej tak mu się wydawało po kształcie sylwetki, najwidoczniej go nie dostrzegła, a może po prostu uznała go za martwego, gdyż podczas snu tkwił w jednej pozycji i oprócz cichego oddechu nie wykazywał żadnych oznak życia.
  W pierwszej chwili miał ochotę zamknąć książkę, schować ją do torby i czmychnąć z tej nory, dopóki ten stan rzeczy się utrzymywał, ale... tom pokrzyżował jego plany. Otóż sunął się z jego kolan i opadł na podłogę. Hałas, który jej przy tym towarzyszył, nie był zbyt wyniosły, ale najprawdopodobniej wystarczający, by zaalarmować Desperatkę o czającym się kącie niebezpieczeństwie. Zaszczycił swoje myśli kilkoma przekleństwami, chwaląc Oskara i Różę za niezawodne wyczucie. W tym przypadku szybka ewakuacja z magazynu spaliła na panewce. By zachować twarz, wstał, pocierając obolały kark. Z tej perspektywy kobieta nie wyglądała na kogoś, kto stanowił dla niego śmiertelne zagrożenie, jednak ocenianie po pozorach było jedynym z największych błędów jakie mógł w obecnej sytuacji popełnić. Sam również nie wyglądał na nieszkodliwego, a umiał zaleźć za skórę i nie jednemu już to udowodnił.
  — Czego szukasz? — zapytał, jak gdyby nigdy nic, pocierając prawą dłonią o obolały kark, który zesztywniał od zimnej, twardej ściany. Drugą rękę włożył do kieszeni, zaciskając palce na skalpelu. — Nie łudź się, że znajdziesz tutaj coś do jedzenia  — dodał, pochylając się, by podnieść z podłoża książkę. Nie zauważył, że wypadła z niej zakładka w postaci starej, nagryzionej przez zęby czasu fotografii, na której znajdował się szelma, jego brat - sądząc po podobieństwie i trzecia osoba. Jekyll nigdy nie zaspokoił swojej ciekawości i nie zapytał Shane'a kim ona dla niego była. Im mniej wiedział, tym lepiej spał. Zresztą wątpił, że mu odpowie.
  Patrząc na intruza przez głowę przeszła mu myśl, by podzielić się z kobietą swoim prowiantem, gdyż nadal nie miał okazji do przetestowania swojej nowej trucizny na bazie jadu. Musiał poważnie zastanowić się nad tą ewentualnością, ale najpierw chciał obadać sytuacje.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.18 11:44  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Niczego nieświadoma Jillian wciąż przeszukiwała pobliskie półki — jeszcze nie wiedziała, że w opuszczonym magazynie nie jest sama, choć wydawało jej się, że byłaby gotowa rzucić się do ucieczki lub bronić się, gdyby ktoś zaszczycił ją swoją obecnością. W prawej dłoni wciąż trzymała naładowaną kuszę — w każdej chwili mogła z niej wystrzelić. Lewa ręka w dalszym ciągu nieco chaotycznie łapała za kolejne blaszane puszki i opakowania po jedzeniu. Kobieta była na tyle zdesperowana, że podczas przeszukiwania kolejnych pustych pojemników zdarzało jej się nawet wciskać palce do ich wnętrza, żeby mieć stuprocentową pewność, że przez roztargnienia nie przegapiła jakichś resztek, które mogły stać się jej posiłkiem. Okazało się, że w jednej z puszek znajdowało się kilka kropel syropu po brzoskwiniach, w których niebieskowłosa zamoczyła opuszki. Pospiesznie wyjęła palce, obwąchując je dokładnie, a potem przymknęła oczy, próbując cieczy o słodkim zapachu. W smaku również była bardzo słodka — dziewczynie mimowolnie zadrżały wargi, można by powiedzieć, że na jej twarzy na chwilę pojawił się bardzo delikatny, ledwo widoczny uśmiech. Prawdopodobnie dawno nie próbowała czegoś równie słodkiego — na jej desperacką dietę składało się głównie słabo przyrządzone mięso i szczątki roślin pozbawione jakiegokolwiek smaku. Brzoskwiniowy syrop był miłą odmianą.
Spojrzała za siebie, jakby jeszcze raz chciała się upewnić, że w budynku jest tylko ona. Rozejrzała się na boki, dodatkowo nadstawiając uszu, żeby wychwycić dźwięki, którymi ktoś mógłby zdradzić swoją pozycję. Nie dosłyszała jednak żadnych kroków, niepokojących szelestów czy też innych odgłosów, które mogłyby wskazywać na czyjąś obecność. Szybko wróciła do dalszego przeszukiwania regału, od którego zaczęła przeczesywanie magazynu. Musiała stanąć na palcach, żeby móc sięgnąć pojemnika, który znajdował się nieco wyżej. Zahaczyła o niego paznokciami i powoli zaczęła przysuwać go w swoją stronę — prawdopodobnie wszystko poszłoby bez jakichkolwiek komplikacji, gdyby nie to, że coś huknęło jej za plecami.
Blaszane pudełeczko spadło z półki, roztrzaskując się na podłodze, a Jillian prędko odwróciła się, żeby jak najszybciej ustalić co było źródłem dźwięku. Palce mocniej zacisnęła na kuszy i prawdopodobnie odruchowo by z niej wystrzeliła, gdyby nie fakt, że broń wyślizgnęła jej się z rąk. Szybko jednak złapał za nią znowu, uprzednio sprawdzając czy aby na pewno bełt się nie poluzował, a żyłka jest cała. Słowa nieznajomego zarejestrowała tylko po części.
„Czego szukasz?”
Bursztynowe ślepia desperatki wyglądały jak u kogoś, kto dopiero wstał z łóżka. Z twarzy dziewczyny nie dało się wyczytać żadnych konkretnych emocji, choć wydawać by się mogło, że zranienia i brud widoczne na jej policzkach razem ze zmarszczkami w okolicy ust naśladowały przerażenie. Jillian bardzo łatwo mogła wyglądać jak ktoś, kim wcale nie była.
„(...) tutaj coś do jedzenia.”
W pierwszej chwili nie wiedziała co ma sądzić o mężczyźnie, który wyłonił się z ciemnego kąta magazynu — zachowywał się co najmniej tak, jakby w Desperacji nigdy nie napotkał żadnych nieprzyjemności. Naprawdę nie widział naładowanej kuszy, z której przestraszona wymordowana mogła w każdej chwili wystrzelić? Naprawdę nie dostrzegł tych brudnych ubrań, które wyglądały tak, jakby ktoś je zabrał zakopanemu w ziemi nieboszczykowi? Dużo ryzykował.
Oszustka odetchnęła ciężej, zaciskając dłoń na kuszy jeszcze silniej. Uniosła broń nieco wyżej, wymierzając w nieznajomego grotem strzały. Wystarczył jeden drobny ruch, a pocisk trafiłby mężczyznę w kolano, uniemożliwiając mu ucieczkę.
Nie ruszaj się — zaczęła zachrypniętym głosem. — Nie ruszaj się, bo odstrzelę Ci to, co mężczyźni cenią w sobie najbardziej — dopowiedziała, unosząc ręczą balistę nieco wyżej, by zatrzymać się mniej więcej na wysokości krocza. Wystarczyło tylko, by pociągnęła za spust, a byłoby po wszystkim. Wygrałaby i mogłaby udać się dalej — choć najpierw prawdopodobnie okradłaby nieszczęśnika ze wszystkiego co można było uznać na Desperacji za cenne.
Pospiesznie mu się przyjrzała, zapamiętując znaki szczególne mężczyzny — dość szybko oceniła również swoją sytuację. Prawdopodobnie miała do czynienia z idiotą albo kimś zupełnie nieświadomym reguł panujących w tym popierdolonym świecie. Większość desperatów było zwierzętami, drapieżnikami, które wabiły dźwięki wydawane przez potencjalne ofiary. Ona też mogła być niebezpieczna, ale nieznajomy to zignorował. A nie powinien tego robić. Nigdy.
Ignorowanie zagrożenia Cię zgubi — powiedziała, robiąc drobny krok w kierunku tego, który wyłonił się z ciemności. Dopiero wtedy dostrzegła zdjęcie, które leżało na podłodze — nie potrafiła dostrzec czym naprawdę był kawałek papieru, ale zainteresowała się nim na tyle, że postanowiła o niego dopytać. — Co to? — zapytała, wskazując znalezisko podbródkiem. Kuszą wciąż celowała w wątłe ciało długowłosego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.18 19:36  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Zaspany wzrok stopniowo przyzwyczaił się do panującej w pomieszczeniu ciemności, ale nadal nie był w pełni do niej dostosowany, więc w pierwszej chwili nie zauważył, że palce kobiety były zaciśnięte na kuszy. I pożałował tego po tym, jak takowa została wycelowana w jego sylwetkę. Mógł co prawda ująć w palce skalpel, ale w starciu ze tym rodzajem broni takowy był bezużyteczny – prędzej strzała przeszyje go na wskroś, niżeli zbliży się do kobiety na odległość kilku centymetrów, by stworzyć na powieszchni jej ciała chociażby najpłytsze okaleczenie, poza tym żaden z niego wojownik. To, że przez tyle lat nie umarł, zawdzięczał swojemu sprytowi, aniżeli umiejętnościami bojowymi, które ograniczały się do użytkownika noża i znajomości ludzkiej anatomii. Co prawda w obliczu takich sytuacji żałował, że nie potrafił umiejętnie obezwładnić przeciwka, ale w tej chwili to nie miało żadnego znaczenia. Musiał sobie jakoś poradzić  z tym problem, przekonać kobietę o swojej nieszkodliwości, choć wątpił, że uwierzy mu na słowa. Sam sobie nie wierzył. Miał kilka sztuczek w zanadrzu, mimo iż nie zależało mu na atakowaniu jej. Raczej nie wyglądała na osobę, która mogła mu coś zaoferować poza oczywiście śmiercią. Kiedy z jej gardła wydobyła się bardzo czytelna groźba, przełknął ślinę. Coś mu podpowiadało, że nie miała zamiaru przebierać w słowach, zatem wolał powstrzymać przed jakimikolwiek aktami prowokacji. Musiał działać metodycznie i z rozwagą.
  — Nie ruszaj się, bo odstrzelę Ci to, co mężczyźni cenią w sobie najbardziej.
  Stłumił w sobie śmiech, który nie był zbyt stosownym odruchem w jego obecnym położeniu, chociaż przyszło mu to z trudem; otóż kąciki warg uniosły się delikatnie ku górze, wbrew jego woli. Poniekąd miała słuszność w swoim stwierdzeniu, ale jednak doktor miał inne priorytety. Jekyll najbardziej cenił sobie to, co miał w głowie (i trochę w mniejszym stopniu ręce), niżeli to, co było ulokowane w kroczu. Ale jednocześnie wiedział, że gdyby grot strzały skonfrontował się z genitaliami, zostałby sparaliżowany przez ból, czego jednak wolał uniknąć dla własnego komfortu fizycznego. Mając to na uwadze, dotował się do jej polecenia, chociaż... założenie kobiety było mylne. Nie był całkowicie bezbronny. Miał przysłowiowego asa w rękawie, ale doświadczenie nauczyło go, by nie nadużywać takowych, jeśli sytuacja nie wymknęła się spod jego kontroli, a obecna nie wymagała użycia wszelkich środków, chociaż nadal nie wiedział do czego mogła posunąć się stojąca przed nim istota. Na pewno nie żartowała - tego by pewny. Jej wzrok mówił sam za siebie. Gdyby nie pozostawił jej wyboru, była gotowa posunąć się do ostateczności i nie miał zamiaru z tym polemizować, ani testować jej cierpliwości.
  — Nie mam takiego zamiaru — zapewnił ją, unosząc dłonie ku górze w poddańczym geście. Zaryzykowałby stwierdzeniem, że kobieta najprawdopodobniej miała coś wspólnego z ruchem feministycznym, skoro akurat celowało tam, gdzie… celowała, ale jego teoria nie ujrzała światła dziennego. Życie było mu miłe, zresztą tak samo, jak każda część ciała, na którą się składał i nie miał ochoty tracić ani jednej z nich na rzecz wyssanych z palca teorii. Jakby tego było wszystkiego mało, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ma pełny pęcherz. Jak zwykle został rozpieszczony przez swojego pecha. Cudownie. Do szczęścia brakowało tylko tego, żeby dach magazynu spadł mu na łeb. — Wybacz, jeśli poczułaś się… — zawahał się, szukając odpowiedniego słowa w swoim ulokowanym w głowie słowniku, dziś niezbyt przyjaźnie nastawionym do współpracy — …przeze mnie niedoceniona, ale… — (Powinnaś mnie zauważyć, śpiącego na skrzyniach, skoro już poruszamy kwestię ostrożności.) — …zasnąłem i przebudziłem się, gdy coś spadło na podłogę. Nie zauważyłem, że masz przy sobie kuszę — stwierdził, zresztą tym razem nie mijając się z prawdą, bowiem nie chciał ją sprowokować do użycia siły. Jego instynkt samozachowawczy spoczywał na właściwym miejscu i podpowiadał mu całkowite oddania się tej sprawie. — Opuść broń. Na pewno się dogadamy, tylko ją opuść. Patrz, nie jestem uzbrojony. — W ramach potwierdzenia tych słów ramiona powędrowały jeszcze kilka centymetrów w górę. Chciał dodać nie zrobię ci krzywdy, ale to można byłoby uznać za wykroczenie. Nie wyglądała na nawiną, nie, na pewno nie była naiwna. Miała najprawdopodobniej więcej oleju w głowie, niż nie jedna forma życia, jaką napotkał na swojej drodze w ostatnich miesiącach życia. I nie miał zamiaru tego testować. — Skoro tutaj myszkujesz, jesteś głodna, czyż nie? A tak się szczęśliwie złożyło, że mam przy sobie trochę prowiantu i chętnie się nim podzielę, więc... — Najwyraźniej kobieta go nie słuchała. Zainteresowała się tym, co leżało na ziemi, nieopodal podeszwy buta Bernardyna, ale on nie spuścił wzroku z jej broni, by się temu przyjrzeć. Nadal w jego czaszce rozbrzmiewał rozkaz nie ruszaj się i pozostał mu wyjątkowo posłuszny. — Gdyby mógł poruszyć karkiem, to bym ci powiedział, ale... — Gdy poprawiła uchwyt na kuszy, postanowił jednak zerknąć po nogi. — Zakładka. Wypadła mi z książki.  — I wtedy pozwolił sobie na wręcz heroiczny czyn, który kosztował go sporo wyrzeczeń i trochę odwagi. Nadepnął na zdjęcie (miał skrytą nadzieję, że natrafił na paskudną twarz szelmy) i, szurając obuwiem o posadzkę, przesunął je ku kobiecie, by ta nie musiała ryzykować bezpośrednią konfrontacją, chociaż zdecydowanie stworzyłaby mu wtedy idealną szansę na kontratak. — W zasadzie to zdjęcie, ale całkiem nieźle sprawdza się jako zakładka — naprostował, a na ustach pojawiło się coś, co miało być uśmiechem, ale swoim kształtem nie przypominało go nawet minimalnie. Jak zwykle w roli przynęty na kłopoty spisał się perfekcyjnie. Miał wrażenie, że to wszystko przez Chrisa. Tak, ta klątwa sekretarza na pewno przeszła na niego. I chętnie mu ją odda z powrotem, jeśli nadarzy się odpowiednia sposobność. Niech tylko uda mu się wyjść cało z tej opresji.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.18 11:52  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Wpatrywała się w niego jak marionetkarz w jedną ze swoich lalek — wyraźnie czuła, że ma kontrolę nad całą sytuacją, że władza jest w jej rękach i że to ona pociąga za sznurki. Doskonale wiedziała, że wystarczy jeden, stanowczy ruch palcem, a kusza wystrzeliłaby bełt w długowłosego, który z łatwością przebiłby się przez jego ciało — wtedy nie musiałaby się już obawiać, że desperat ją zaskoczy. Gdzieś z tyłu głowy wciąż zapalała jej się ostrzegawcza lampka, mówiąca o tym, że nie może go zignorować. Niby stał w tym swoim kącie, niby wyglądał na bezbronnego, ale każde zwierzę przeparte do ściany potrafi zaskoczyć niejednego, gdy w grę wchodzi najwyższa stawka, którą niewątpliwie było przetrwanie. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, przecież niejednokrotnie sama była w podobnym położeniu. Doskonale wiedziała jak to jest czuć się przegraną i stłamszoną — ale wierzyła, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, więc nieznajomy, który przed nią stał również mógł w jakiś sposób się wyswobodzić, właśnie dlatego musiała być tak czujna. Na tyle czujna, że jej dłoń zaciskała się coraz to mocniej na ręcznej baliście z każdym, nawet najmniejszym ruchem doktora. Można było odnieść wrażenie, że była gotowa wystrzelić w tym najbardziej odpowiednim momencie — w momencie, w którym nie będzie już odwrotu i wszystko nareszcie się zakończy.
Niebiesko-fioletowe włosy dziewczyny delikatnie zafalowały wraz z mocniejszym podmuchem wiatru, który dotarł do środka magazynu już bardzo osłabiony. Papierowy kwiat zaszeleścił cicho, a żółte oczy mrugnęły, choć w dalszym ciągu bacznie obserwowały mężczyznę. Dalej były pozbawione jakiegokolwiek konkretnego wyrazu — można było do woli zastanawiać się jakie emocje kryje ten wzrok, ale wraz z każdym nowym domysłem pojawiać się mogły nowe wątpliwości. Niełatwo było poznać zamiary kogoś, kogo nie zna się nawet trochę.
„Nie mam takiego zamiaru.”
Nie przestawała w niego celować — zdawało się, że słowa nie znaczą dla niej wiele. Wciąż był podejrzliwa, nadal nie chciała ryzykować — czuła się bezpieczniej, gdy miała gwarancję pewnego strzału. Powoli bolała ją też ręka, zaczynała czuć nieprzyjemne mrowienie i doskonale wiedziała, że nie zdoła utrzymać broni w tej samej pozycji na długo, choć nie dawała tego po sobie poznać. Poprzysięgła sobie, że jeśli zacznie opadać z sił, to w ostatniej chwili po prostu wystrzeli — jeśli nieznajomy przeżyje, to przynajmniej będzie spowolniony na tyle, że na pewno jej nie dogoni.
Gdy uniósł ręce do góry, kusza, która wcześniej celowała w jego krocze zmieniła swój cel — tym razem dziewczyna wycelowała nią w jego dłonie. Z pozoru nic nieznaczący ruch, który miał być gestem poddania się wyzwolił w niej takie emocje, że przez chwilę była gotowa wystrzelić i przeszyć jeden z odsłoniętych nadgarstków długowłosego. Czego nie rozumiał w komendzie nie ruszaj się? Serce zabiło jej mocniej, a w oczach na moment pojawiła się jakaś dziwna obawa, która zniknęła niemalże natychmiastowo. Dało się ją dostrzec przez ułamki sekundy — właśnie tyle trwała chwila jej słabości.
Miałeś się nie ruszać — powiedziała, wciąż celując w jego ręce. Nie ufała mu — była osobą, która w główniej mierze ufała jedynie sobie, dlatego nic dziwnego, że w jego na pierwszy rzut oka normalnych zachowaniach doszukiwała się na siłę podstępu. Życie nauczyło ją, że niektórzy walczą o swoje przetrwanie na najróżniejsze sposoby. Trzeba było działać tak, by nie dać się zaskoczyć, a w świecie pełnym potworów nietrudno było o zaskoczenia.
„Wybacz, jeśli poczułaś się...”
Zaczęła go uważnie słuchać, choć obejrzała się na boki, gdy coś zaszeleściło za budynkiem. Szybko jednak powróciła wzrokiem do swojego rozmówcy. Tak krótkiej chwili nie byłby w stanie nawet wykorzystać.
„(...) niedoceniona.”
NIEDOCENIONA.
Gdyby spotkali się w innych okolicznościach, to być może na jej twarzy pojawiłby się nikły uśmiech.
Ja mam Ci wybaczyć? Powinieneś wybaczyć sam sobie. Wystarczy jeden strzał. Oddam go jeśli nie przekonasz mnie o swojej użyteczności albo w momencie, w którym zmęczy mi się ręka. Przedział czasowy, o którym mówimy to prawdopodobnie kilka minut — słowa wypowiadała z niebywałą łatwością, jakby mówiła o swoim hobby lub innym przyjemnym zajęciu. Nie obchodziło ją to, że została niedoceniona — zwykle to inni żałowali, że jej nie docenili. W tym świecie każde niebezpieczeństwo w chwilę potrafiło urosnąć do niewiarygodnych rozmiarów i zaskoczyć wszystkich wokół, nawet tych, którzy byli na nie gotowe. Wirus wciąż był czymś, co zaskakiwało — czasami w ten najbrutalniejszy sposób.
„Opuść broń. Na pewno się dogadamy, tylko ją opuść. Patrz, nie jestem uzbrojony.”
Nie skomentowała tych słów, bo czas tykał i tylko on sam go sobie odbierał.
„(...) jesteś głodna, czyż nie?”
Spojrzała na niego jak na kogoś bardzo żałosnego.
Próbujesz mnie przekupić czy planujesz mnie zatruć? — pytanie praktycznie automatycznie padło z jej ust. Dzielenie się żywnością z tymczasowym oprawcą według niej mogło mieć tylko dwa powody, który od razu wymieniła. Wciąż była podejrzliwa i wcale się z tym nie ukrywała. Ta jej nieufność wiele razy uratowała jej skórę. Nie potrafiła stuprocentowo wyczuwać nieczystych zagrywek, dlatego też wolała się ich wystrzegać nie przyjmując pomocy od nieznajomych. Zwłaszcza od nieznajomych, którym groziła bronią.
Kto jest na zdjęciu?
Musiała minąć minuta lub dwie.


Ostatnio zmieniony przez Jillian dnia 06.12.18 11:13, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.18 19:21  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Poniekąd był w stanie zrozumieć położenie nieznajomej i nie wymagał od niej tego by mu zaufała. Zresztą - na jakiej podstawie miała to uczynić? Nie znała go, a słowa... słowa były tylko słowami, w przypadku Jekylla słowa bladły na tle postępowania. Był skłonny przyrzekać na Boga, że nikogo nie skrzywdzi, po czym - po kilku chwilach – bez skrupułów wyjmie skalpel i poderżnie niewinne gardło - czy to w imię własnego bezpieczeństwa, czy to w imię medycyny, ale dla niej, no cóż, robił różne rzeczy sprzeczne z etyką lekarską i przejętymi normami społecznymi. Gdyby natknął się na tą kobietę, a ona byłaby ledwie żywa, bez skrupułów zaciągnąłby ją do swojego ukrytego przed obcymi wzrokiem laboratorium w celu przeprowadzenia na niej eksperymentu. Jednak w tej chwili zależało mu tylko na tym, by opuścić duszne wnętrze magazynu i wrócić do kryjówki Psów w jednym kawałku, bez stałych uszczerbków na zdrowiu, ze świadomością, że kolejny raz otarł się o śmierć, ale jakimś parszywym szczęściem jej umknął.
  — Miałeś się nie ruszać.
  Na jego ustach nie ułożyła się żadna odpowiedź. Jasne, miał, ale chciał jej udowodnić, że nie ma zamiaru zrobić jej krzywdy, przynajmniej na razie, dopóki celowała w niego z kuszy. Z tej odległość wystarczył tylko jeden strzał i na pewno padłby trupem; może nie od razu, może musiałby przejść przez proces wykrwawienia się, ale w końcu by to nastąpiło. Nie wątpił w jej celność; broń wyglądała jak przedłużenie nań ręki, jak jedyna przyjaciółka, której mogła zaufać. Lekarz podzielał te uczucia; czuł to samo wobec swoich skalpeli.
  Gdyby mógł się poruszyć, pokręciłby głową w akcie dezaprobaty, ale postanowił nie kusić losu. Nie drgnął nawet o milimetr, choć czuł jak ręce powoli mu drętwieją. W jego przypadku to tez kwestia czasu, kiedy ramiona opadną wzdłuż jego ciała.
  — Obawiam się, że nie dasz wiary żadnemu mojemu słowu, więc nie wiem czy jest sens się wysilać —  przyznał. Oczywiście mógłby jej powiedzieć coś w stylu: jest ktoś, komu zależy bym żył, więc jeśli mnie zabijesz, to na pewno nie puści ci tego płazem , ale wiedział, że odczyta to jako groźbę, a groźbą nic nie wskóra. Przełknął ślinę, by nawilżyć gardło. Co prawda mógł jej zawsze napomknąć, że jest medykiem i może jej pomoc, jeśli jej coś dolega. To w większości przypadkach zawsze było wystarczająco przekonywującym argumentem, ale coś mu podpowiadało, że kobieta i tak mu nie uwierzy.  — Jasne, chciałem cię otruć, a potem poćwiartować twoje zwłoki i przehandlować je w barze za kilka kieliszków wódki — stwierdził, pozwalając, aby do jego ust przyległ niesięgający oczu uśmiech, bowiem przypomniał sobie, że z jakiegoś powodu w barze „Przyszłość” przestano serwować mięsne posiłki, ale nie skupił się na tym problemie. Był skoncentrowany na tym, co mówi, na sylwetce stojącej nieopodal kobiety, ale miał wrażenie, że nie wiele to da. W trakcie próby złapania z nią kontaktu wzrokowego myślał, czy nie użyć pieśni i się stąd ulotnić, dopóki groźby Desperatki nie zostały urzeczywistnione do kategorii czynu, ale z drugiej strony, chciał się z nią dogadać, bo przecież wbrew pozorom nie miał złych intencji. Gdyby książka nie zdradziła jego obecności, na pewno już dawno by go tu nie było. Zdławił w krtani ciche westchnięcie, niemal krztusząc się w zgromadzonym w niej powietrzem. — Będąc całkiem poważny, nie, nie zamierzam cię otruć. Poza tym naprawdę myślisz, że wziąłem ze sobą nasączone trucizną jedzenie? Niby w jakim celu? Pierwotnie nie miałem zamiaru się nim dzielić. W końcu jestem w podobnej sytuacji, co ty. Krążę po tym pozbawionym życia świecie i robię wszystko, by przeżyć — naprostował, chcąc ją naprowadzić na właściwy tok myślenia, chociaż domyślał się, że nagrodzi go kolejnym, pogardliwym spojrzeniem. Była bystrzejsza niż na to wyglądała; najprawdopodobniej nie raz mierzyła się z gorszymi tarapatami, bo w końcu Bernardyn nie wzbudzał poczucia zagrożenia.
  — Kto jest na zdjęciu?
  Nie spodziewał się tego pytania. Czy powinien jej zaserwować historię pod tytułem oni gdzieś tam są i na mnie czekają, próbuję ich odnaleźć, ale do tej pory mi się to nie udało? Nie, nie powinien, bo gdyby tak faktycznie było, nie spałby w tym pozbawionym światła miejscu. Raczej zatrzymałby się w Melancholii. Zatem zdobył się na szczerość. Dawno nie był z nikim szczery, jak stąd kobietą. Naprawdę. Nie poznawał sam siebie, ale w obliczu zagrożenie był skłonny na ustępstwa.
   — Szelma — odpowiedział niemal machinalnie, ale uzmysłowił sobie, że takie wyjaśnienie może być dla kobiety niewystarczające, więc po krótkim przemyśleniu swojej sytuacji, sprostował: — Rudy Irlandczyk o paskudnej aparycji i jego bliscy - chyba brat i jeszcze jeden typ. Nie znasz go i nie chcesz znać — zapewnił ją. — Nazywa się Shame... nie, Shane. — Wzruszył ramionami. Właśnie - mogło być gorzej. Mógł natknąć się na tego błazna. Wtedy jego dni byłyby policzone, a w tej chwili... Po prostu śmiał wątpić, że kobieta faktycznie chciała zanurzyć grotę strzały w jego ciele. Gdyby chciała to uczynić, to dawno by to zrobiła, nie zawahałaby się nawet przez chwilę, więc najwidoczniej wcale nie zależała jej na jego śmierci. I miał nadzieję, że jego przepuszczenia przynajmniej w minimalnym stopniu otarły się o prawdę, ale w zasadzie wszystko było zależne od niej. Jeśli nie przestanie celować do niego z kuszy, nie zawaha się użyć artefaktu.


edit 21.12.2018 r. WĄTEK TYMCZASOWO WSTRZYMANY Z POWODU NIEOBECNOŚCI JEDNEGO Z AUTORÓW
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.01.19 12:17  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Zmęczone oczy desperatki wciąż świdrowały długowłosą postać — przyglądała mu się bardzo uważnie, jakby była niemalże pewna, że typ, z którym ma do czynienia należy do tych, którzy w każdej chwili mogą obrócić sytuacją na swoją korzyść. Nie mogła na to pozwolić — nie w momencie, w którym to czuła, że ma przewagę. Sama oczywiście również zdawała sobie sprawę, że słowa potrafią znaczyć wiele, choć w obecnych czasach traciły na sile. Wielu desperatów nie należało brać poważnie — gdy pojawiało się niebezpieczeństwo, to potrafili powiedzieć wszystko, byleby uratować swoją skórę. Słowa coraz częściej bywały puste, trudno było komukolwiek zaufać — zwłaszcza, gdy pod słowem kimkolwiek krył się nowo napotkany mężczyzna, przedstawiciel tej brzydszej płci, do której Jillian podchodziła uważniej niż kiedykolwiek.
Przez chwilę myślała o tym, by po prostu wystrzelić — bez jakiegokolwiek uprzedzenia. Niecałą sekundę zajęłoby jej pociągnięcie za spust, a wtedy bełt opuściłby kuszę, wbijając się w ciało nieznajomego. To byłoby najprostsze wyjście z tej sytuacji, a przecież jeśli chodziło o własne bezpieczeństwo, to była fanką prostych rozwiązań. Mimo wszystko miała jednak drobne wątpliwości — wciąż nie wiedziała kto przed nią stoi, nie miała pewności kim jest tajemniczy mężczyzna, więc bezsensownym byłoby przeszycie go kilkoma strzałami. Ktoś mógłby go później szukać i niepotrzebnie sprowadziłaby na siebie więcej kłopotów. Tylko dlatego powstrzymała się przed wystrzałem — mimo faktu, że już ledwo trzymała swoją broń i czuła, że wkrótce będzie musiała zrobić sobie przerwę i przestać celować w desperata.
„Obawiam się, że nie dasz wiary żadnemu mojemu słowu (...)”
Zmrużyła oczy, wpatrując się w jego twarz. Uważniej przyjrzała się jego ustom, jakby to one miały go zdradzić. Szybko jednak spojrzała mu prosto w ślepia — zupełnie jakby chciała mu pokazać, że nie przejmuje się niczym, że nie zawahałaby się nawet przez chwilę.
Nie ma sensu — odpowiedziała spokojnie, nie spuszczając z niego wzroku. Jej bursztynowe tęczówki zdawały się być bardziej matowe niż wcześniej. Nie miała zamiaru wysłuchiwać jego tłumaczeń — była niemalże pewna, że jego słowom nie można wierzyć. Nie ufała mu i jednocześnie cieszyła się z dystansu, który ich dzielił — czuła się dużo bezpieczniej. Mimo wszystko przyglądała mu się tak, by w razie potrzeby być gotową na każdą, nawet najmniej spodziewaną ewentualność. Nie mógł być krok przed nią.
Nie wiem co chciałeś, ale powstrzymałam Cię — powiedziała nie kryjąc tego, że wciąż doszukiwała się w jego działaniach i zachowaniu samych złych intencji. Gdyby znał ją chociaż trochę, to doskonale wiedziałby dlaczego taka jest, dlaczego do każdego męskiego osobnika na tej planecie podchodzi nadzwyczaj ostrożnie.
Poruszyła nieznacznie dłonią, czując, że już za chwilę będzie musiała opuścić wyprostowane ramię, tym samym przestając mierzyć w mężczyznę. Palce jej drętwiały, przedramię zaczynało drażnić, a do tego wszystkiego doszło drobne drżenie, nad którym próbowała za wszelką cenę zapanować, choć i tak nieznajomy mógł je dostrzec. Próbowała być silniejsza niż rzeczywiście była, starała się nie pokazać chwili słabości, bo doskonale wiedziała, że on właśnie takiej chwili wyczekuje. Jeszcze była w stanie wystrzelić. Jeszcze.
Znowu się odezwał, a ona posłusznie wsłuchiwała się w jego słowa — wyjaśnienia, których naprawdę nie potrzebowała. Mogła na niego nie tracić tyle czasu, a przypomniał jej o tym ścisk w żołądku, który prawie wywołał na jej twarzy niepożądany grymas. Nie było szans, żeby znalazła coś w tym magazynie — wszystko już dawno zostało zabrane. Co prawda zadowoliłaby się nawet jakimiś resztkami, ale nawet o szczątki było ciężko. Wiedziała, że będzie musiała na coś zapolować, żeby coś zjeść.
Mam uwierzyć, że nagle zachciało Ci się podzielić ze mną jedzeniem? Inni zabijają się o kawałek surowego mięsa, a Ty rozdajesz prowiant każdemu, kto celuje do Ciebie z broni? To dlatego tak mizernie wyglądasz? — z jej ust padło kilka pytań, każde przesączone złośliwością i niedowierzaniem.
„Krążę po tym pozbawionym życia świecie i robię wszystko, by przeżyć.”
Robił wszystko, by przeżyć — doskonale to wiedziała, właśnie dlatego nie była w stanie mu zaufać. Pod słowem 'wszystko' kryło się zdecydowanie zbyt wiele rzeczy.
Na chwilę postanowiła przestać o tym wszystkim myśleć i skupiła się na zdjęcie, którego nie widziała zbyt dokładnie, ale mimo wszystko fotografia odrobinę ją zaciekawiła. Miała wrażenie, że dostrzegła na niej kogoś lub coś, co wydawało jej się dziwnie znajome. Aż poczuła się nieswojo, co nie zdarzało się jej zbyt często.
Szelma?
Spojrzała na niego pytająco, mrużąc wymalowane ślepia. Dłoń znowu jej zadrżała.
„Rudy Irlandczyk (...)”
Mimowolnie przełknęła ślinę. Powróciły wspomnienia, których za wszelką cenę próbowała się wyzbyć z głowy. Poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją z łokcia w skroń, jakby ktoś rozerwał jej klatkę piersiową i palcami ścisnął jej wciąż bijące serce. Momentalnie opuściła kuszę — ręka prawie całkowicie jej zdrętwiała, ledwo poruszała nadgarstkiem.
SHANE?
Odetchnęła głębiej. Była pełna sprzecznych emocji. Ta wiadomość była dla niej pewnego rodzaju szokiem, co zresztą było po niej widać, nawet jeśli starała się nie dać po sobie poznać, że informacja nieco ją wstrząsnęła.
Jestem z Irlandii. Znam go lepiej niż Ci się wydaje — powiedziała szczerze, robiąc krok w kierunku doktora. — Musisz powiedzieć mi więcej, szukałam go zdecydowanie zbyt długo. Potrzebuję jakichś informacji, a Ty musisz mi ich udzielić, skoro nosisz zdjęcie z jego mordą.
Jej oczy zabłysnęły na nowo. Iskierka nadziei? Bardzo prawdopodobne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.01.19 14:37  •  Opuszczony Magazyn. - Page 10 Empty Re: Opuszczony Magazyn.
Bernardyn stopniowo tracił cierpliwość, choć rzadko mu się to zdarzało. Zwykle czerpał z takich sytuacji odrobinę więcej przyjemności, ale nie teraz! Nie dość, że jego pęcherz był przepełniony, to nadal odczuwał zmęczenia, ponadto - przez wynikający z tej konfrontacji stres - pojawiła się ochota na skosztowanie alkoholu. Znowu.
Jego wieloletnie doświadczenie w kwestii przeżycia podpowiadało mu, że kobieta się wahała. Ani nie chciała puścić go wolno, ani nie chciał go zabić. Więc na co czekała? Nie umiał odpowiedzieć sobie na te pytanie, wszak on nie miał taki skrupułów, czy też dylematów moralnych. Jemu podczas zabijania towarzyszyło tylko i wyłącznie zawodowa ciekawość, perspektywa otwarcia zwłok jak książki i zerknięcia w bebechy, by odczytać z nich historię stanu prowadzenia się właściciela, chęć pobrania materiałów genetycznych do dalszych prac nad mutacjami wirusa X. I nic ponadto. Chyba, że do głosu dochodził inny czynnik - zagrożenie życia. Czyżby kobieta uznała, że doktor nie stanowi dla niej zbyt wielkiego zagrożenia, wyzwania?
  Nie, nie. Na pewno nie! Wyglądała na kogoś, kto doświadczył w swym życiu zbyt dużo rozczarowań, by lokować w nieznajomym naiwne przepuszczenia, że jest bezbronny. Jej postawa mówiła wszystko. Była spięta, niemal w porównywalnym stopniu co Bernardyn, choć nie miał ku temu żadnych podstaw. Trzymała w dłoni wszystkie asy. A on, będąc na celowniku, nawet nie próbował dobyć ukrytego skalpelu czy innej broni. Prędzej ona nacisnęłaby za spust. Nadal tkwił w tym samym miejscu, czekając aż szala zwycięstwa przechyli się na jego korzyść.
   — Nie, nie zmuszam cię, abyś w to uwierzyła, bo wcale nie mam ochoty cię karmić. Po prostu nie mam innego wyjścia. Moja decyzja nie ma nic wspólnego z samarytańskim gestem. Jest kompromisem — odezwał się po chwili, bo wolał podtrzymać rozmowę, niż sprowokować ją milczeniem do czynu; takowe w wielu przypadkach było gorsze od dźwięków. Nie chciał też wywierać na niej presji. Obawy kobiety były dla niego zrozumiałe. Sam nie uwierzyłby w dobre intencje obcego mu Desperata, choć w zasadzie nie ufał nawet tym, których znał. I coś mu mówiło, że w tym aspekcie dogadałby się ze swoja rozmówczynią. Też nie wyglądała na kogoś, kto podkłada wiarę w ludzkość.
  Niemniej nie wyrzekł już ani słowa. Zastanawiał się, jaki będzie jej kolejnych ruch i jak mu zapobiec. I nie musiał czekać długo.
  Wystarczyło jedno imię, jedno słowa: Shane, by wywrócić jej żywot do góry nogami. Kto by pomyślał, że człowiek, który był od wielu set lat solową  w jekyllowym oku, teraz przyczynił do poprawy jego sytuacji o sto osiemdziesiąt stopni?
  Nikt! A już na pewno nie sam Jekyll. Los znowu sobie z niego zakpił.
  O ile na obliczu kobiety faktycznie odcisnęło się zdziwienie, o tyle Jekyll nie ustępował jej w tej ekspresji choćby na krok. Nie spodziewał się, że sprawy przybiorą taki obrót.
  — Czyżbym nie był jedynym, któremu szelma zalazł za skórę? - zapytał, zanim ugryzł się w język, wszak równie dobrze mógł przyświecać jej inny cel. Nawet taki pozbawiony subtelności skurwysyn musiał posiadać garstkę przyjaciół. Gdyby tak nie było, już dawno gryzłby piach. I nigdy nie zaszedłby tak daleko w hierarchii najemniczej grupy.
  Nie od razu udzielił jej zadowalającej odpowiedzi. W milczeniu analizował swoją sytuację. Mimo iż motywy kobiety były dla niego w dalszym ciągu niejasne, najwyraźniej bardzo zależało jej na ponownym spotkaniu z Irlandczykiem, a to oznaczało, że mógł te pragnienie obrócić na swoją korzyść. Szansa, której tak długo wyczekiwał, właśnie mu się ukazała i nie mógł to zniweczyć.
  — Powiem ci, co wiem, ale pod warunkiem, że schowasz kuszę i nie będziesz rozpatrywać mojego istnienia w kategorii potencjalnego zagrożenia. To uczciwa cena. Nie sądzisz?
  Na ustach mimowolnie ukazał się delikatny półuśmiech. Gdy kobieta zdecydowała się zmniejszyć dzielący ich dystans, sam uczynił krok w przód.  Pomyślał o skalpelu schowanym w kieszeni, o truciźnie w torbie i przede wszystkim o artefakcie. Nie miał jeszcze okazji przestawać jego działania, choć mniej więcej wiedział, jakie miał właściwości. Zerknął na kuszę, która nadal spoczywała w dłoni kobiety.
  — Umowa stoi?
Tak lub nie  - tyle dzieliło ich od zawarcia porozumienia lub pogłębienia wzajemnej niechęci. Nic tak nie jednoczyło jak wspólny wróg. Ale czy ten głupi Irlandczyk był jej wrogiem?
  Iskierka, która zapłonęła w jej oczach, nie zdradzała doktorowi nic, więc po prostu uchwycił jej spojrzenie. I wykrzesał z siebie nowe pokłady cierpliwości.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach