Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 17.02.15 23:53  •  Sala balowa. - Page 11 Empty Re: Sala balowa.
Żadnego komentarza od Luki już nie usłyszała. I nie usłyszy.
Na scenie zapadła ciemność, gasząc trawiący szczątki innych gości i dekoracji ogień. Po chwili za sprawą przydupnicy Organizatora, ogniki znów pojawiły się na knotach świec.
Ren obejrzała się odruchowo dookoła, ale swojej znajomej Smoczycy już nie dostrzegła. Dopiero, kiedy jej nieco spanikowany i wylękniony wzrok spoczął na balkonie, włosy stanęły dęba, a wątpliwości odeszły w niwecz. Widok martwej Luki zmroził krew w żyłach nastolatki, a serducho w piersi obiło się tak mocno, że niemal nią zatrzęsło.
O dziwo, tym razem słuchała wypowiedzi czerwonookiej asystentki.
- Ty. - Głośno zabrzmiało w uszach. Reszta wypowiedzi wstrząsnęła nią doszczętnie. Zabolało. Serce znów dało o sobie znać obijając się o żebra, a potem ciążąc niczym zimny, gładki otoczak.
Vanessa wiedziała, że Ren była tytułową Owcą z zaproszenia. Ale tylko z zaproszenia, bo też na nim było wyraźnie napisane, że role te mogą się odmienić. Tak i teraz Ren stała się Wilkołakiem, wybierającym swoją ofiarę.
Przyszło jej wcielić się w Piłata, z tą różnicą, że nie miała przy sobie tłumu. Przypomniał jej się znany zewsząd, obrzydły motyw mycia rąk. Nie miała nic do pozostałej dwójki, ale którąś z nich musiała wytypować do egzekucji. Musiała być w tym celu subiektywna, więc żadnego mycia rąk nie będzie.
Vanessa miała oko. Od początku widać było, że Ren to cicha mysz i chyba dla tego kulminacyjnego momentu będzie idealną jednostką. Czerwonooka musiała znać wahanie białowłosej, jej tendencję do zmiany zdań i naiwnego słuchania obrony każdej ze stron. Idealnie jest wybrać kogoś tak niezdecydowanego na sędzinę, który męczy się i dusi samym faktem dokonania wyboru. Dla tejże osoby jest to wręcz katorga.
Dlatego też z początku miała wahania. Kiedy łopoczące serce przestało wyrywać się ze ścięgien, mięśni, żył i tętnic, Ren poważnie zaczęła się zastanawiać nad swoim wyborem. Nie tyle ofiary, co dopuszczenia się samego aktu wyboru. Rozmyślała, czy podjąć ryzyko i typować którąś z pozostałych panien z szansą 50/50, czy odstąpić od tego cyrku i ponieść konsekwencje.
Przecież istnieje szansa, że uratujesz tą drugą Owcę!
Ale jak nie trafisz, to ty będziesz odpowiadać za jej morderstwo...

Skonsternowana zaczęła bardziej logicznie analizować obydwie, wystawione na jej łaskę panny.
Uroczej - no, teraz już mniej - Panny Tiago nie znała do tej pory, przez co trudno było ją ocenić pod względem predyspozycji do bycia Wilkołakiem. Czyżby te próby zamachów na życie innych były naprawdę skutkiem samozwańczego szaleństwa, ukrytej paniki i chęci wydostania się stąd? Jeśli tak, to powinna pozabijać wszystkich jak leci. Chyba, że naprawdę zależało jej na uratowaniu owiec, przez co ślepo i naiwnie wierzyła w wyniki głosowań i to, co szemrze Asystentka Gospodarza. Czyżby ta zlękniona istota była faktycznie zdolna do tej rzezi, do tych wszystkich morderstw, jakich cała zgromadzona na początku ludność była świadkami? Chciała dobra ogółu?

Marcelinę Ren znała nieco bliżej. Rzec można, że ich wzajemna relacja była trochę bardziej rozbudowana. Przeszły razem przez ten cały kataklizm gradowych kul i napad wynajętej kupy mięsa. Czyżby Marcelina była zdolna do czegoś takiego? W sumie... Jak by tak przypomnieć sobie heroizm i upór, niepowstrzymane prawo do obrony i żądzę walki o swoje, to Marcelina miała predyspozycje, by siać popłoch, zamęt i panikę podczas imprezy. Gdyby w zaproszeniu miałaby opisaną rolę do odgrywania, co stałoby na przeszkodzie w jej wypełnianiu?
W takim razie, czy nastolatka na darmo nadstawiała karku, cisnąc w blondynkę krzesłem i rozwalając na jej ciele mebel? Czyżby broniła tego prawdziwego Wilkołaka pod powłoką jej bliskiej znajomej? Przecież Kocica tyle razy była wyłaniana z puli zwycięzców, ale za żadnym razem nikt nie był jej w stanie zgładzić. Czyżby to był jakiś tajemniczy bonus? A używanie mocy i kontakt? Przecież znowu Marcelina nie zaczęła nikogo okładać pięściami z kaprysu. Ona się tylko broniła. Ale przed czym? Przed brutalną prawdą? Przed publicznym objawieniem, że jest domniemanym Wilkołakiem?

Po kilku minutach krążenia po wyciszonej sali, po ósemce, na przeciwko obydwóch panien, stanęła wreszcie na środku rzeczonej, wydeptywanej cyfry. Odwróciła się na pięcie, założyła ręce za siebie i podeszła do przodu ze spuszczoną do połowy głową. Jej chód wyznaczał rytm panujący na sali, niczym sekundnik w zegarze. Po dwóch metrach dostawiła prawą nogę do lewej.
Ta chwila była jedną z niewielu, kiedy pseudonim Ren faktycznie do niej pasował. Jeśli podejmie złą decyzję - zginie. I to nie tylko ona, ale i druga Owca.
Rozmyślała jeszcze przez chwilę o swoim werdykcie. Serce znów łomotało jej jak wściekłe. Czuła, jak całe ciało telepie jej się wraz z rytmem bicia pikawki. Nie było już odwrotu.
- Wybaczcie mi obydwie, ale wybieram Tiago. - Wyciągnęła przed siebie prawą rękę i nieśmiało wskazała swoją ofiarę. Zagryzła trzonowce. Zrobiło jej się lżej. Miała świadomość, że samozwańczy szaleniec zaraz się na nią rzuci, ale to było już nieistotne.

Wspominała w głowie słowa Asystentki Gospodarza.
Vanessa mówiła, żeby blondynką się nie interesować. Tak samo mówiła, że to Le Dracula powinien znaleźć się w centrum uwagi. I co? I teraz ten osobnik był jedynie kupką mięsa i kości z sączącą się krwią. Kłamstwo. Vanessa kłamie i celowo wyprowadza Owce w błąd. W końcu, co jej po Owcach? Jedzą, srają i... wełny nie dają...
Tak więc skoro nieprawdą, nierzetelną informacją było oskarżanie wampirka, to i usprawiedliwianie blondynki było jedynie oddaleniem od jej osoby podejrzeń. Świetnie się dziewczyna zaaklimatyzowała. Bezpiecznie czyhała w objęciach południcy, by później zacząć gryźć. Miała optymalne warunki. Przecież... czy zwykła Owca faktycznie byłaby zdolna do zarzynania reszty gości pod pretekstem domniemanego posiadania tytułu Wilkołaka? A w ogóle co miały znaczyć te amory z zombie? Co to miło być? A w ogóle, Kamikaze nadal nie otrzymała odpowiedzi na swoje pytanie.
Ren mogła wydawać się w tym momencie stronnicza, ale te dwa aspekty: rzucanie się na ślepo na osądzonych gości i tajemnicze stosunki z zombie były dla białowłosej zbyt mocnymi dowodami obciążającymi blondynkę.

Nieśmiało zerknęła na Marcelinę, mimo wszystko niepewna swojego wyboru.



O w mordę kopane... Przepraszam za tą ilość ;_:
Jeśli można, rano poprawię literówki
i pewnie nie- z rzeczownikami i przymiotnikami...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.15 8:41  •  Sala balowa. - Page 11 Empty Re: Sala balowa.
I znów zapadła ciemność. Znów mokre dźwięki rozrywanego ciała wypełniły przestrzeń. Tiago już się ich nie bała. Mimo że zostawało ich coraz mniej, mimo że śmierć zbliżała się do niej coraz bardziej, dziewczyna już odrzuciła strach przed nią. Cieszyła się, że to nie na nią spadła karząca ręka, że to nie ona stała się mokrym plackiem na podłodze, nie ona zawisła na stryczku... Pełnia szczęścia, prawda?
Gdy światło znów pojawiło się na sali, ich oczom ponownie okazała się scena rzezi. Z milczącego chłopaczka pozostała jedynie mokra plama, a rozgadana dotąd Luka uciszona została konopnym sznurem zaciśniętym wokół jej gardła. Przynajmniej nie będzie pieprzyć farmazonów o tym, w jak czarnej dupie są. I nie będzie nikogo bezpodstawnie oskarżać... Tak, zdecydowanie rozwiązywało to parę spraw.
Ale dlaczego nie zginęła Marcelina? Dlaczego ten wypłowiały kocur wciąż stał na nogach, brocząc krwią z rozharatanego uda? Przecież powinna się wykrwawić, Vanessa powinna ją wykończyć, cokolwiek! Nie rozumiała tego. Jak można było pozwolić wciąż stąpać po tym łez padole tak oczywistemu wilkołakowi? To ona była odpowiedzialna za te zgony, więc dlaczego ona wciąż żyła?! Czy oni wszyscy nie widzieli, jak się zachowuje, jak się panoszy ze swoim jestestwem? Powinna być wyeliminowana na samym poczatku!
Tak jak i ty, kwiatuszku. Więc dlaczego jeszcze żyjesz?
Nie rozumiała, co się tutaj działo. to wszystko było jakąś przeklętą farsą, dowcipem bogów, pstryczkiem w nos od losu. Nie miała już sił, by o siebie walczyć. Jej niewinność zaginęła przecież już dawno, jeszcze w sierocińcu. Powinna była zginąć tych dwanaście lat temu. Teraz nie byłoby kłopotu. Była w końcu nic nie wartym śmieciem, który należało usunąć. Osunęła się na kolana, oddychając ciężko, jak po przebiegnięciu maratonu. Wzrok miała wbity gdzieś przed siebie, a palce wciąż zaciskały się na rękojeści noża. To był koniec, czuła to. Było jasne, że teraz to ona zginie. Że białowłosa nie będzie broniła nieznanej sobie dziewczynki, która rzuciła się na jej fałszywą przyjaciółkę. Przyjaźń to kurwa, która zamydla oczy.
Mimo to gdzieś w jej sercu tliła się nadzieja. Łudziła się, że Kami wybierze rozsądnie, że obroni Tiago, skazując na śmierć Wilkołaka. Dlatego też zdziwiła się, słysząc swoje imię. To nie mogło się tak skończyć. Nie po tym, jak walczyła o przetrwanie... Czy oni nie rozumieli zasad tej gry? Czy nikt z nich nie mieszkał w Desperacji, nie wiedzieli, że żeby przetrwać, trzeba walczyć? I Tiago to właśnie zrobiła... A teraz miała być za to brutalnie zamordowana...
Nie prosiła się o to. Nie prosiła się o uwielbienie gospodarza, o szaleństwo, jakie toczyło ją od początku rozgrywki, o to, że jedyną osobą, jaka ją akceptowała, była Taihen. O nic z tych rzeczy się nie prosiła. Nie była u gospodarza prosząc o zainteresowanie. Nie wyróżniała się NICZYM. A mimo to miała umrzeć? O nie. Nie podda się tak łatwo.
- Dlaczego? Dlatego, że jestem obca? Szalona? Dlatego, że sama próbowałam Cię ratować, zabijając wilkołaka? Gdybyśmy już wcześniej ją zabili, nie musiałabys teraz wybierać, wiesz? To wszystko skończyłoby się o wiele szybciej, a Taihen i ta tam - wskazała na wiszącą Lukę - z pewnością wciąż by żyły! Ale nie! Wy wszyscy, wszyscy tu zgromadzeni, jesteście ślepi. Wszyscy byli. Usłyszeliście o wilku i wszystkim wam odpierdoliło. Bo przecież to nieludzkie, że ktoś zabija ludzi tylko dla zabawy, tak? A czy dyktatura w tym jebanym mieście nie robi tego samego? Czy gangi nie są takie same? Dlaczego tak bardzo wszystko idealizujesz? Dlaczego od razu mnie zaszufladkowałaś, mimo że nie różnię się od Ciebie niczym?! Jestem w takiej samej sytuacji jak Ty. Też przechodzę przez to piekło. Ale Ty wolisz ratować umierającego kocura, którego i tak już nie wyleczysz! Nie pomożesz jej, a jedynie będziesz miała na sumieniu dwa niewinne istnienia, zamiast jednego winnego. Chcesz tego? Czy jesteś pewna, że o to właśnie Ci chodziło? - Wbiła wzrok w Kamikaze, jakby wyczekując odpowiedzi na wszystkie zadane pytania. Niesprawiedliwość świata znów spadła na nią z całą swoją mocą, miażdżąc ją, przytłaczając, pozbawiając wszelkich złudzeń. Przyjdzie jej tu zginąć, tak? To już koniec przygody? Cóż, przynajmniej żyła pełnią życia...
Ale jakie to było życie? Gówniane! Jak cała Tiago. Pełne złudzeń, niedopowiedzeń, porażek. Była pomyłką, błędem w systemie Desperacji. Nie nadawała się do życia w społeczeństwie. I teraz dobitnie jej to pokazano. Opuściła głowę, ramiona opadły niżej, a ona sama stała się jakby mniejsza, przytłoczona brudnym materiałem sukienki. Po jej policzkach popłynęły pierwsze łzy, torując sobie drogę poprzez brud całej tej imprezy. Przyjdzie jej tu teraz zginąć.
Cóż.
Zrobiła wszystko, co było w jej mocy.
Słaba świnio. To cud, że przeżyłaś tak długo. Doceń to.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.15 10:04  •  Sala balowa. - Page 11 Empty Re: Sala balowa.
Ren stała nadal na swoim miejscu, słuchając desperackiego orędzia. Jedyną rzeczą, jaką wykonała w tej chwili, było ponowne schowanie prawej ręki za siebie. Wyciągnęła prawą nogę przed siebie i zaczęła powoli iść po okręgu, zamykając w nim obie oskarżone. Jej kroki znów tykały jak zegar.
- Nie wiem, czy władza robi to dla zabawy. Ktoś mi kiedyś powiedział, że niektórzy chcą zrównać to miasto z ziemią, bo sami mają nieciekawe warunki. Nie byłabym temu przeciwna, gdyby nie fakt, że część tych osób to żądne krwi zwierzęta. Jak mi to ta osoba kiedyś przedstawiła: Czy wyobrażam sobie iść chodnikiem, podczas gdy jeden z takich delikwentów wygryza komuś tętnicę i jeszcze czerpie z tego radość? Otóż nie. Nie wyobrażam. Dlatego działania władzy potrafię zrozumieć. Chronią nas, te głupie, ogłuszone owce, które może kiedyś same się ockną i zaczną coś ze sobą robić, by stworzyć coś lepszego, aniżeli kopułę nad hektarami zdatnej do życia połaci. Poza tym, nie wbiję do budynków władzy w obronie prawa do życia ludzi poza murami. To by było samobójstwo. Narażałabym się za kogo? Za kogoś, kto zarżnąłby mnie bezpodstawnie, za to, że żyję jak w zarodku? Nie. Wolę przeczekać, a gdy nadejdzie odpowiedni moment, zacząć działać. Wszystko to elementy przechodnie, przetrwalnikowe. Za jakieś pięćset, czy tysiąc lat może uda się naprawić skorupę Ziemi, zniwelować ogniska choroby i jakoś zintegrować się z ludźmi żyjącymi poza murami. Może uda się opracować antidotum. - Wygłosiła mało istotną opinię na ten drażliwy temat tabu, który mimo wszystko ludzie lubują poruszać.
W obecnej sekundzie nalazła się przy Marcelinie. Podeszła do niej, stanęła na przeciwko i sięgnęła od tyłu pod bluzę po bandaż, którym była obwiązana. Zaczęła się siłować z węzłem, który po niedługiej chwili puścił i rozluźnił naciągniętą na ciele płócienną wstęgę. Wyciągnęła ją spod siebie i zaczęła opatrywać uszkodzone miejsca. W czasie swojej pracy mówiła dalej.  
- Kochana, nigdy nie jestem niczego pewna. Właśnie dlatego ta tam szanowna pani na górze mnie wyznaczyła. Wie, że naiwnie potrafię słuchać i uwierzyć w kłamstwa, wie, że w opiniach jestem zmienna jak pogoda, dlatego kazała mi teraz wybierać. Ja tylko wytypowałam. Mogłam się zaprzeć i nikogo nie słuchać, nikogo nie wybierać, ale we trzy jesteśmy już tą makabrą zmęczone. Nie mam zamiaru Cię zabijać. Nie mam zamiaru podnosić na Ciebie teraz ręki. Nie kazano mi dokonywać egzekucji, a nawet jeśli, to i tak tego nie zrobię. - Zerknęła w stronę Tiago.
- Wybacz. Nie mam przy sobie igieł i nici. - Rzekła do Marceliny, kiedy kończyła robotę. Ciężko było, bo musiała porozdzierać tu i ówdzie odzież, ale po chwili skupienia Marcelina była już opatrzona.
Rozmazany Jeff wstał i miarowym krokiem zwrócił się w stronę Tiago, nadal wyznaczając krokami rytm sekundnika w wyciszonej sali.
- Jesteś pewna, że jesteśmy niewinne? - Obeszła blondynkę i kucnęła za nią. Objęła za szyję obnażając swoje jeszcze nie do końca wygojone nadgarstki i pociągając łagodnie na siebie. - Właśnie stałam się Wilkołakiem, typując jedną z Was. - Odparła opierając głowę na prawym ramieniu swojej ofiary. Oj, gdyby Tiago wiedziała, że Ren ma podobne przemyślenia co do swojego jestestwa. Z tym jednakże wyjątkiem, że ciągle prześladowała ją troska o rzeczy dość błahe i coś w rodzaju instynktu. Coś, co nie mówiło jej tego wprost, że jest jeszcze do czegoś potrzebna.
- A poza tym, nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co Cię łączyło z tymi zombiakiami? - Zapytała spokojnie, czekając na odpowiedź, nadal przyklejona do swojej wybranki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.15 15:49  •  Sala balowa. - Page 11 Empty Re: Sala balowa.
- Gówno, a nie chronią! Karmią was tą sieczką, byście byli im ślepo posłuszni! - Zaprotestowała na jej słowa, które były przecież czystym absurdem. Że niby dyktatura dbała o interesy ogółu? Oni chronili tylko swoje tyłki, nic więcej! Trzymają tę bandę baranów, niewinnych owiec, ślepo podążającymi za przewodnikiem, którym jest tak naprawdę zamaskowany wilk. Ludzie są mu potrzebni po to, by dalej mógł utrzymywać władzę i żyć w luksusie, nic więcej! A ona jeszcze w to wierzyła! Naiwna.
Słuchała tego jej ględzenia, ze zgrozą zauważając, w jakim ciemnym świecie ona żyje. To było nie do pomyślenia, aby ktoś przy zdrowych zmysłach wysnuwał takie teorie. I jeszcze ta hipokryzja w jej słowach! Mówi, że nikogo nie zabije, a oto właśnie wyznaczyła ją na śmierć! Tiago w jej oczach już była martwa i tego nie dało się ukryć. Szczególnie, że już zajęła się ranami wilka... Tiago znów została porzucona, odepchnięta, uznana za niedoskonałą... Po jej policzkach popłynęły kolejne gorące łzy. Nie bawiła się w ich ocieranie, więc swobodnie skapywały na sukienkę obciągniętą na kolanach dziewczyny. To i tak był koniec...
Wzdrygnęła się, czując bliskość Kamikaze. Siedziała sztywno, całkowicie poddana jej woli. Białowłosa mogła w tym momencie zrobić wszystko z Tiago, a ta nawet nie byłaby w stanie się bronić. Patrzyła się jak zahipnotyzowana w poranione nadgarstki, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
- Więc to Ty powinnaś zginąć. Uwolnij nas. - Wyszeptała na jej słowa, spoglądając na nią kątem oka, gdy wreszcie oswoiła się z widokiem ran.
- Nic mnie z nim nie łączy. Nie wiem, dlaczego wybrali akurat mnie. Przecież każdy mógł być na moim miejscu, prawda? To, że akurat na mnie skupili swoją uwagę nie czyni mnie od razu wilkiem, czyż nie? - Wyprostowała się, uwalniając z jej uścisku. Nie lubiła kontaktu z kobietami, zazdroszcząc im tego, co dostały od losu. Tiago w końcu tyle lat zazdrościła im łatwości w pozyskiwaniu mężczyzn i ogólnego poklasku, że nie mogła przejść obojętnie wobec jakiejkolwiek z przedstawicielek płci pięknej.
- Obwiniasz mnie tylko dlatego, że przykleiło się do mnie kilka trupów, nic więcej. Nie chciałam tego, uwierz mi. Nie miałam na to żadnego wpływu. Przyszłam tutaj, by się dobrze bawić, a nie żeby zabijać niewinnych ludzi. Widziałaś sama, że nawet nie potrafię walczyć. Z łatwością mnie rozbroiłyście, gdy pierwszy raz przypuściłam atak na kocura. Nie byłabym w stanie z taką finezją zabić reszty gości i Ty doskonale o tym wiesz. Zombie nie były na moich usługach, zresztą, sama widziałaś zakres ich ruchów. Więc po raz kolejny Ci powtarzam. To nie ja jestem tu drapieżnikiem. Przemyśl swoją decyzję, byś nie musiała z nią potem żyć przez resztę życia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.15 21:04  •  Sala balowa. - Page 11 Empty Re: Sala balowa.
Vanessa oplotła się kocem spokoju i przyglądała, jak trwa jednoosobowa narada. Narada dotycząca cudzego życia i śmierci; narada, na której miano wreszcie dojść do mety tego przedstawienia. Jedna decyzja mogła odmienić los którejkolwiek z uczestniczek, choć gdy usłyszała werdykt, prawdę powiedziawszy była pewna, że Tiago ponownie zaatakuje, wściekła na decyzję. Widząc jej łzy, brwi pomocniczki uniosły się do góry, a krwiste usta ułożyły w grymas niezadowolenia.
Czas było kończyć bal. Przeskoczyła przez barierkę, lądując w kocim przysiadzie na samym dole. Nim zdążyła się wyprostować, salę przebił dźwięk oklasków. Śnieżne dłonie Vanessy uderzały o siebie, w dość monotonnych odruchach, ale na jej twarzy nie dało się dostrzec rozczarowania.
- Brawo – odparła beznamiętnie, spuszczając ręce wzdłuż ciała. Przez moment lustrowała obecnych matowym spojrzeniem. Nawet jeśli któraś chciałaby ją zaatakować, Vanessa była święcie przekonana, że tego nie zrobią, mając na uwadze jej moce. - Jestem pod wrażeniem. Pod wrażeniem, jak głupie są Owce, jak zachłanne są Wilki.
Uniosła stopę okuta w ciężki but i ruszyła powoli ku Marcelinie. Wysunęła porcelanową dłoń i musnęła policzek kotołaczki. Czujesz? Rany, jakie posiadała, dosłownie wsiąkały w jej ciało. Palce Vanessy przemknęły po pysku Marceliny, który nagle rozwarł się. Krew z jej gardła chlupnęła prosto na rękę pomocniczki, ale nim dotknęłaby jej skóry, rozmywała się nagle z głośnym, mokrym dźwiękiem. Marcelina mogła tylko odczuć ulgę, gdy ból przemienił się w mgliste wspomnienie. Zamiast tego odczuła większe zmęczenie.
- Przeżyłyście dzięki upartości i samozaparciu. – Odwróciła się od Marceliny i ruszyła tym samym, powolnym krokiem ku Tiago. Ją również dotknęła. Tym razem dłoń Vanessy oparła się o ramię blondynki. - Dzięki niezłomnej chęci przeżycia i kłamstwom.
Ciało dziewczynki odetchnęło z ulgą, zaraz po tym, jak ręka Vanessy oderwała się od ciała. Nie chciała jej więcej dotykać, wiedząc, że Tiago mogłaby sobie tego nie życzyć.
- A także... – zwróciła się do Kamikaze, w jej stronę również wyciągając rękę. Opuszki palców musnęły pierś białowłosej, gdy Vanessa stanęła naprzeciwko niej. Spojrzała jej w oczy. - Dzięki temu, że z głupiego bydła stanęłyście się  drapieżnikami. Obiecałam wam – Oderwała się od Kamikaze, cofając o parę kroków i lustrując obecne spojrzeniem – że arbiter wybierze, która z was ma zginąć. Jeśli trafi dobrze, uratuje Owcę. Jeśli źle, Wilkołak zeżre niewinne dusze. Myślę, że już się domyślacie.
Usta Vanessy uformowały się w lekki uśmiech.
- Na sali nie ma żadnej Owcy. Nigdy ich nie było. Każda z was raniła, każda z was wybierała, sądziła, nie mając do tego żadnego prawa. Będąc w pełni szczerą, byłam pewna, że po werdykcie rozgorzeje walka o przeżycie. A wy? Wy w tym czasie przestałyście się rzucać. Tak po prostu. Dlaczego? Dlaczego popsułyście moje przedstawienie? Mój cudowny plan, by wyłonić zwycięzcę? Więc może się mylę? Może na sali wcale nie ma Wilków? Może teraz są same jagnięcia?
Wyprostowała dłoń i wskazała nią w górę. Kręte schody, serpentyną pnące się ku miejscu, skąd wszyscy przyszli, kończyły się przed wejściem. Wrota zazgrzytały, wbijając w górę tumany kurzu i uchyliły się, wpuszczając do mrocznej sali snop białego światła.
- To pierwszy raz od kiedy organizuję bale, kiedy ktoś wychodzi stąd żywy. Wiecie dlaczego?
Zmęczenie zmuszało uczestniczki do przymrużenia oczu. Ciała stawały się ołowiane, obraz Vanessy coraz bardziej niewyraźny.
- Ponieważ w ostatnim momencie, Wilk stał się Owcą. A Owce nie zabijają.

A później?

Później była już tylko noc.

W nocy się śpi.


KONIEC

Wiecie co wam powiem? Nie tak to planowałem. Jak świat mi światem... nie takie miało być zakończenie, ale wasze ostatnie posty nieco podcięły mi skrzydła i pomyślałem: „cholera, zmienię to”. Miało nie być zwycięzcy wcale, a są aż trzy. Wiecie dlaczego? Bo świetnie się spisałyście. Każda z was czynnie brała udział w evencie, który nie należał do najłatwiejszych. Nie ze względu na klimat czy wprowadzone tu zasady, bo tych prawdę mówiąc, nie było zbyt wiele. Dlatego, że trwał tyle czasu. Za wami mnóstwo postów, mnóstwo próby wyrwania się ze szponów innych użytkowników, którzy również chcieli znaleźć się na podium. Mnóstwo samozaparcia, mnóstwo zszarganych nerwów. Pochwalę jeszcze Lukę i Taihen, bo one również się zaangażowały. W pewnym momencie pisałyście tylko wy i za to gratulację.

Nie wiem, co jeszcze mogę dodać. Trochę skopane to zakończenie, ale sumienie chyba by mnie zeżarło żywcem, gdybym jednak dał to, które planowałem na początku. Dla uściślenia: wasze postacie usnęły, a gdy się obudziły, znajdowały się w domu (czy gdzie tam sobie mogły być). Całość balu uformuje się w coś na kształt snu, niezbyt zresztą zapamiętanego. Pewnie za takowy byłoby to też uważane, gdyby nie mała karteczka z zaproszeniem i..

WYNAGRODZENIE.
Otrzymacie po jednym wynagrodzeniu. Jakim chcecie. Może to być moc, może być umiejętność, może być bestia lub artefakt. Dlatego, że event był bardzo długi i trzeba się było nadyszeć, żeby wleźć na sam szczyt, oczywiście, możecie wybrać również coś z poziomu trudnego. Pod tym postem napiszcie, co wybieracie, żeby to było jasne. Później zamykam temat.

Dzięki za grę.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.15 15:43  •  Sala balowa. - Page 11 Empty Re: Sala balowa.
Skoro nagrodę można wziąć z każdego poziomu trudności, to Tiago chce płonącego konia apokalipsy, który wyglądałby jak koń fryzyjski z płonącą grzywą i ogonem, o.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.15 20:09  •  Sala balowa. - Page 11 Empty Re: Sala balowa.
Cóż, ja za to poproszę o umiejętność jazdy konnej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.15 13:00  •  Sala balowa. - Page 11 Empty Re: Sala balowa.
Yey! Wybieram moc: dematerializację.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.15 14:52  •  Sala balowa. - Page 11 Empty Re: Sala balowa.
Potwierdzam. Tiago, wpiszę ci bestię oczywiście, a jak wymyślisz jej imię, to możesz mi podrzucić na pw, to dopiszę.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala balowa. - Page 11 Empty Re: Sala balowa.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach