Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Na dobrą sprawę nie wiedział czego dziewczyna po nim oczekuje. Domyślał się, że pewnie zamknięcia mordy i pójścia spać, ale kto w takich warunkach i w takiej sytuacji by tak zrobił? No właśnie. Łowca nie zasnąłby nawet gdyby Angel nie było w pobliżu, a on sam mógłby spać ze swoją bronią w dobrej kryjówce. Było ciemno, a one wychodziły nocą na polowanie. Już pewnie ich stada czaiły się dookoła by go dopaść, by wyżreć mu wnętrzności gdy tylko zamknie ślepia na dłuższą chwilę. Po plecach przebiegł go nieprzyjemny dreszcz. Strach albo gorączka mu rosła.
- Nic a nic nie służy, i tak jest zimno - mruknął marudnie, zupełnie nie przyswajając sobie faktu, że gdyby łaskawie leżał jak miał leżeć, a nie siedział, z kocem zrzuconym tylko na kolana to pewnie by nie marzł.
Znowu rozejrzał się dookoła, wyraźnie zaniepokojony. Ciągle miał wrażenie, że coś krąży dookoła. Oby to był tylko ten pieprzony tygrys albo jego paranoja. Przecież w tym stanie rozszarpałby go nawet zmutowany wróbel. We łbie kręciło mu się do tego stopnia, że nawet siedząc chwiał się lekko na boki. Starał się skupić wzrok na trzaskającym drewnie w ognisku.
- Jeszcze się nie przyczepiłem do twojego imienia - rzucił jakby dla usprawiedliwienia, a po jego twarzy przemknął grymas niezadowolenia gdy usłyszał jej kolejne słowa - No, może być Fifi. Jak dla pieska. Słodko strasznie, ale skoro czujesz potrzebę żeby tak do mnie mówić... Piesku też może być.
Nie mógł łazić, nie mógł działać, więc musiał robić cokolwiek żeby tutaj nie zwariować. A że padło na próbę wyprowadzenia swojej nowej towarzyszki z równowagi to już nie jego wina. Sam nie zdawał sobie sprawy z tego, że był irytujący jak zwykły gówniarz. Przyłapał się nawet na tym, że usiłował znaleźć coś co ją dostatecznie zdenerwuje, jakby zapomniał jakie poprzednio były tego konsekwencje. Przechylił łeb w bok, nadal wpatrując się w jej sylwetkę. On zaraz coś wykombinuje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co jakiś czas na niego zerkała żeby po prostu pilnować jego stanu zdrowia. Widziała jak się lekko kiwa na boki ale nic nie powiedziała jeszcze. Jeszcze! Może zaraz się przewróci tracąc przy tym przytomność. Na to w sumie liczyła w duchu. Nie była złą osobą ale i jej anielska cierpliwość się kiedyś kończyła i to mogło prowadzić do sporej dawki bólu. A teraz gdy umiała nieco walki wręcz, to jedynie ułatwiło życie. Mieczem można przecież mocno kogoś zranić, a jak się komuś obije mordę czy żebra to od tego nie umrze. Pod warunkiem że robi się to z wyczuciem. Uśmiechnęła się delikatnie na te podsumowania. Zdając sobie jednak z tego na jaki tor wskoczyła przemyśleniami, aż się wyprostowała nagle. Czyżby załapała coś od swojego sadystycznego do granic możliwości senseia?! Wzdrygnęła się na tą myśl i zaczęła grzebać w ognisku drągiem. Nie! Nie dopuszczała do siebie myśli że mogłaby się stać taka jak On! Ona była inna! Choć lubiła walkę i sprawdzanie swoich możliwości w sparingach, to jednak nie była sadystką. "To tylko chęć doskonalenia się.. szlifowania umiejętności.. żeby przetrwać.." a przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Dostrzegając jak coraz częściej oczy Lazarusa przemykają po okolicy jedynie przewróciła oczami. - Luzuj trochę.. Blaise pilnuje okolicy.. nic nas nie weźmie z zaskoczenia.. - wyjaśniła z nutką znudzenia w głosie. Dlatego była taka opanowana, Inaczej pewnie by nawet nie siedzieli przy ognisku. Z daleka sprawiali wrażenie niczego nie spodziewających się, upośledzonych turystów. Nic tylko napaść i okraść. Jak by nie patrzeć dywersja daje sporo możliwości, pod warunkiem że się uda. - Połóż się i prześpij trochę. Ciało musi nabrać sił, ledwo siedzisz.. będę trzymać wartę. - powiedziała sięgając bardzo powoli do jego czoła zewnętrzną częścią dłoni. - Nadal masz temperaturę, a jak będziesz tak siedział to jeszcze wyziębisz organizm.. - wyjaśniła na spokojnie. Pewnie i tak ją zignoruje ale potem jak jego stan się pogorszy to mu wszystko wytknie! Wszystko od A do Z.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Na wspomnienie o jej tygrysie prychnął rozjuszony jak tylko może prychnąć inne kocisko. Lata spędzone wśród przeważającej ilości wymordowanych sprawiły, że nawet mimowolnie ich naśladował. Zawsze to skracało wszelkie przydatne komunikaty i nie pozostawiało niedomówień. Później zaczynały się tylko problemy w starciach z normalnymi ludźmi. W tych najgroźniejszych starciach - kiedy trzeba było znosić swoje towarzystwo.
- Taaaa... Tylko bez zaskoczenia, z daleka dając znać, że ubili tygrysa i idą po nas. Żebyśmy wiedzieli, że nas zabiją.
Jakoś nie widział tutaj teraz miejsca na jakiekolwiek przejawy optymizmu. Wystawianie durnego zwierzaka jako strażnika było czymś na co on sam by sobie nigdy nie pozwolił. Nie ufał tym zmutowanym potworom. Nie różniły się niczym od zdziczałych zombie. Przyłapał się na tym, że większe pokłady zaufania ma do dziewczyny, która próbowała go zabić niż do kotowatego, który totalnie nic mu nie zrobił. Nie przestał błądzić wzrokiem po okolicy, mimo że ostrość jego widzenia pozostawała wiele do życzenia, a gorączka powodowała, że wszystko i tak zdawało się kołysać.
Gdyby ktokolwiek chciał go teraz ubić i tak miałby doskonałą okazję bo nawet nie zauważył wyciągniętej w jego kierunku dłoni, mimo że Angel siedziała bardzo blisko niego. Nawet gdy jej dłoń dotknęła jego czoła potrzebował z dwóch sekund by zorientować się co się dzieje. Dwóch sekund, w ciągu których ktoś mógłby mu nawet skręcić kark lub strzelić w tył głowy. Nie zareagował jednak gwałtownie jak poprzednio tylko rzucił jej pytające spojrzenie.
- I będziesz tu siedzieć cały czas? - spytał, jakby musząc się jeszcze upewnić.
Wydawało się, że to jakiś większy przełom, że szczur dał się przekonać, że będzie dostatecznie pilnowany by móc w końcu w spokoju odpocząć, a co najważniejsze dać spokój dziewczynie. Nic bardziej mylnego. Przesunął się jeszcze bliżej w kierunku Angel i bezceremonialnie oparł się całym ciężarem ciała o jej plecy, bezczelnie kładąc głowę prawie na jej karku. Dla niej na pewno nie był to szczyt wygody, choć wbrew pozorom widocznie dla niego był bo wyraźnie odetchnął z ulgą.
- Nie będę leżał bo mi zrobisz krzywdę - padło dziwne stwierdzenie, które dla Lazarusa wydawało się być rzeczą wręcz oczywistą - A temperaturę ma każdy, ja mam gorączkę. Skoro oboje udajemy, że jesteś moim medycznym wybawieniem to się wyrażaj.
Był o wiele bardziej arogancki gdy choć przez chwilę mógł się napawać pewnością, że nic mu nie grozi. Obiecała, że pilnował ich pchlarz, sama nie sięgnie go tak od razu, gdy uwalił jej się na plecy, a on w dodatku zyskał pozornie stabilne oparcie. To wystarczyło. Nawet na chwilę przymknął ślepia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie widziała sensu w wyjaśnianiu mu jak silną więź ma z tygrysem. Wystarczająco silną aby ognista bestia porozumiewała się z nią telepatycznie. Tego nikt wiedzieć nie musiał, nawet w ściekach byli i tacy co zataczali kółeczka palcem wskazującym przy skroni jak ją widzieli rozmawiającą ze zwierzęciem. Czyli prowadziła taki monolog jak by kot co najmniej jej odpowiadał. Wariatka! Ale z tego sobie nic nie robiła, poniekąd dlatego że mało kto by jej w to uwierzył. Co jakiś czas dostawała informację od swojego towarzysza odnośnie ich bezpieczeństwa. Ogień którego pilnowała dziewczyna w pewnym sensie odstraszał niektóre dzikie stwory. - Nigdzie się nie mam zamiaru ruszyć.. - wyjaśniła z lekkim uśmiechem malującym się na ustach. W sumie to Laz był w takim stanie że swoim kiwaniem by tylko innego snajpera wkurwiał. Spodziewała się że typ się położy na legowisku gdy tylko potwierdzi jego bezpieczeństwo. Nic bardziej mylnego. Ten się jedynie bardziej przysunął do niej i oparł się o jej plecy. Aż lekko drgnęła z zaskoczenia. Przekręciła głowę lekko w bok aby na niego spojrzeć. Był trochę ciężki, co w efekcie sprawiło że się lekko pochyliła do przodu opierając się przedramionami o kolana. Tym samym pozycja dla Laza stała się jeszcze wygodniejsza. Może było to dla niej mniej wygodne, za to dość szybko poczuła emanujące z łowcy nadmierne ciepło. W efekcie jej przestało być tak zimno a on znalazł sobie nieco chłodniejsze ciało do zbijania swojej zawyżonej temperatury. Typowa sytuacja Win-Win. Co dziwne, nawet jej ta dziwna bliskość nie przeszkadzała. Spojrzenie wlepiło się tańczące płomyczki, które co jakiś czas wprawiała w taniec gdy ogień powoli przygasał. Trzeba było przyznać że długo tak wytrzymywała w tej pozycji. W pewnym momencie czuła i słyszała jak oddech przyklejonego do niej chłopaka się zmienił. Zdecydowanie usnął po dłuższej chwili. W pewnym momencie nawet jej się zaczęły zamykać powieki. Ostrożnie zmieniła pozycję na leżąca, układając policzek na ręce, leżała praktycznie na brzuchu z łowcą na swoich plecach. Jego ciężar był rekompensowany ciepłem jakim się z nią dzielił więc było nawet okey.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Nie miał zamiaru zasypiać, ale całe szczęście, że zmęczenie wzięło górę. W końcu się uspokoił, bez napędzania się swoimi własnymi paranojami i przestał się ruszać. Wrodzona regeneracja i cały organizm mogły być mu wdzięczne, choć większą zasługę miała w tym Angel. Gdyby go z siebie rzuciła ten znowu zacząłby pełzać i szukać swojego miejsca jak pies w nowym legowisku, a tak trwał przy niej w jakimś podświadomym poczuciu bezpieczeństwa.
W ciągu całej nocy ruszył się tylko raz - gdy zaczęło być mu zimno i półprzytomnie sięgnął po koc żeby przykryć nim siebie i przy okazji też dziewczynę, bo nadal traktował ją jako pięciogwiazdkowy materac. W porównaniu do większości mieszkańców pustyni, którzy śmiało mogliby biegać po wybiegach dla modelek Lazarus był dość ciężki i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale nie bardzo się tym aktualnie przejmował.
Instynktownie obudził się gdy tylko zaczęło robić się jasno, choć bardziej to odczuł niż zauważył bo ślepia nadal miał zamknięte, a twarz wtuloną we włosy dziewczyny. Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu nie zerwał się w środku nocy z jakiegoś koszmaru tylko spokojnie doczekał poranka. Nic dziwnego, że wcale nie chciało mu się wstawać i najchętniej trwałby w błogim półśnie jeszcze sporo czasu.
- Viera, zrób mi kawy - wymruczał jej przymilnie w kark, a gdy Angel nie zareagowała tak szybko jak tego oczekiwał dodatkowo ugryzł ją delikatnie w szyję - No zróóóób.
Nie mógł się wygodnie przeciągnąć, bo gdy tylko się poruszył rana na boku dawała o sobie znać. Nie tak mocno jak wieczorem, ale to nadal nie było nic co mógłby spokojnie znosić. To niedobrze. Ale zaraz jego umysł podsunął mu myśl o gorącej, mocnej kawie ze sporą ilością cukru. To już lepiej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przespała te pół nocy zupełnie jak by ją ktoś kolbą przez łeb zdzielił. Nie przeszkadzał jej Leżący na niej, ciężko-ciepły łowca. Albo była na tyle pewna siebie że nic jej nie grozi albo po prostu zmęczenie wzięło górę. W sumie to gdyby wysiedziała całą noc warując przy ognisku to w ciągu dnia byłaby nie do życia. Kilka promieni przyjemnie ogrzewało te miejsca na ciele nie będące przygniecione Lazarusem. Jednak nie trzeba było czekać zbyt długo na przebudzenie jej nowego kundelka. Cichy szept w akompaniamencie z ciepłym, oddechem muskającym delikatną skórę na szyi sprawił że cicho zamruczała. Raczej nieświadoma tego co się dzieje w jej otoczeniu. Bo gdyby to zrobił trzeźwej dziewczynie, pewnie w procesie pogubiłby parę zębów a w najlepszym przypadku skończyłby z rozciętą wargą. Biedna nie świadoma tego co się dzieje do momentu aż mężczyzna nie ukąsił delikatnie jej wrażliwej skóry. Powieki się zacisnęły a z pomiędzy lekko rozchylonych ust wydobył się nieco bardziej wyraźny pomruk. Gest nie zaliczał się do bolesnych. Ba! To okazało sie dziwnie przyjemne. "Przyjemnie... jeszcze.." przeszło jej jedynie przez myśl gdy zaczęła się budzić. Poczuła nagle jak jest czymś przyciśnięta a to Coś chucha na nią ciepłym oddechem. Uwalone na jej plecach z mordką wtuloną w jej włosy. Szybki pokaz slajdów z ostatniej nocy. I oczy szybko jej się otworzyły. Poderwała się wyżej, opierając na ręce w procesie pomagając Lazowi się osunąć w dół. "Jezu to był sen?!" przeszło jedynie przez myśl i szybko sięgnęła opuszkami palców do szyi. Czując odrobinki lepkiej śliny na skórze aż się wzdrygnęła zerkając od razu przez ramię. "To... to nie był sen! On.. on mnie.. ten.. ten paskudny.." już zbierało jej się na wiązankę kiedy umysł wepchnął jej do głowy imię którego jeszcze nie słyszała. - Vie..ra? - wyszeptała serkając na łowcę. Stan w jakim był, sugerował że musiało mu się coś miłego śnić. Ale to nie zmieniało faktu że na twarzy łowczyni widniał śliczny róż spowodowany niezręczną sytuacją. A tym lepiej kontrastował on z białymi kosmkami włosów i dość bladą cerą. Szybko odwróciła twarz od rannego. - Już ranek.. trzeba się powoli zbierać.. - wymruczała powoli się podnosząc z betonu i przeciągając obolałe ciało. Spała przecież w jednej pozycji całą noc i to z ciężarem na sobie, miała prawo być nieco obolała. - Tęsknię za swoim łóżkiem w bazie.. materac nie jest za twardy ani za miękki.. idealny.. ahh.. jeszcze trzy, może cztery noce i się w końcu wyśpię.. - wymamrotała na chama próbując zacząć jakiś temat co by budzący Lazarus nie zauważył jej speszenia i broń boże nie zaczął maglować tematu.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Widać nie bardzo mu przeszkadzało, że jego nowy materac poderwał się z ziemi sprawiając, że on sam wylądował na betonie. Przecież zrobiła to po to by przynieść mu kawę, a w dodatku nie zleciał z niej jakoś gwałtownie, więc nawet nie miał na co narzekać. Odruchowo zasłonił przedramieniem ślepia przed słońcem i ani myślał się ruszać z miejsca. Tysiące kubków kawy, takiej słodkiej, takiej ze śmietanką, takiej z sosem karmelowym. Angel miała szczęście, że te myśli nie pojawiły się u niego w chwili gdy postanowił zatopić w niej kły bo najpewniej obśliniłby ją niczym rasowy labrador. W końcu jednak przełknął ślinę i zsunął rękę z oczu by rzucić dziewczynie zaspane spojrzenie.
- Co Viera? Gdzie jest kawa? - mruknął niezadowolony i dopiero po chwili zdołał uświadomić sobie, że nie ma żadnej Viery, ani żadnej kawy ani tym bardziej nie ma Viery, która przyniosła mu kawę.
Z każdą sekundą świadomość zaczynała mu wracać coraz bardziej, a błogie rozleniwienie znikało zastępowane przez typowy dla Borisa marudny wyraz mordy. Podpadł się na łokciach, oceniając na ile może sobie pozwolić ze wstawaniem i w końcu usiadł pewnie na ziemi, przecierając dłonią oczy.
Jednak przeżył noc, czego nie był wcale taki pewny wczorajszego wieczora. Przyspieszona regeneracja i niesamowita wytrzymałość były chyba jedynymi rzeczami, za jakie naprawdę mógł być wdzięczny swojej rodzinie. Na samą niezbyt pochlebną myśl o podziemnym życiu rana na boku zapiekła go upominająco.
- No to się zbieraj - odpowiedział niemal natychmiast, nadal znudzonym głosem - Kopnij mi tutaj broń bliżej i szerokiej drogi, mrucząca dziewczyno. Będę tęsknił i takie tam, papa.
Oparł policzek na zaciśniętej pięści, nie spuszczając dziewczyny z oczu i z trudem powstrzymał ziewnięcie. Wzrok miał utkwiony nie w całej jej postaci by pilnować czy mu czasem plecaka nie podprowadzi, ale w jej twarzy, gdzieś lekko pod linią oczu. Sam błąkającego się po jego ustach złośliwego uśmiechu już nie starał się powstrzymać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poprzeciągała się aż chrupnęło w karku i gdzieniegdzie w plecach. Nie lubiła spać na betonie ani żadnej innej powierzchni, co nie zmieniało faktu że była w stanie przystosować do każdych warunków. Była nawet w miarę wypoczęta, miała wystarczająco siły żeby się obronić przed czymś więc nie było źle. Słysząc słowa Lazarusa mimowolnie spojrzała na niego. - Kawa jest w bazie, tu nie mam bo nie pijam.. - wyjaśniła ze spokojem starając się nadal jakoś ogarnąć. Przeczesała palcami włosy i związała je w luźnego kucyka za pomocą gumki. Wygrzebała ze swojej torby na ramię jakiś materiał. Zwykła koszulka z krótkimi rękawami. Zdecydowanie nieco za duża na nią. Odwróciła się do niego plecami i zdjęła to co jej pozostało z potarganej koszuli. Ładna czarna, męska koszulka z karmazynowym, nieco już wytartym napisem na plecach: "Fuck Off". Przerzuciła torbę przez ramię i przypięła pas z Kataną do biodra. Poprawiła nóż myśliwski na prawej łydce i zerknęła na Lazarusa z ewidentnym niezadowoleniem wymalowanym na twarzy. "Musiał otworzyć mordę.. musiał skurwiel jeden.." mruknęła w myślach czując jak róż którego prawie się pozbyła, zaczyna wracać tam gdzie był wcześniej. - Wal się.. - syknęła w odpowiedzi. Po czym podeszła do jego rzeczy i przyniosła mu je. Rzuciła obok jego tyłka plecak i podała mu do ręki broń. - Jak nie będziesz robił gwałtownych ruchów to może dożyjesz jutra.. - dodała tak przy okazji, upominając go o jego chujowym stanie. Choć to pewnie za wiele nie da, zdołała już zauważyć jak uparty łowca był. - Trzymaj się Fifi.. - mruknęła parodiując żołnierskie salutowanie na pożegnanie. Odwróciła się do niego plecami i ruszyła przed siebie. Nie było przecież sensu siłą go taszczyć ze sobą do miasta, skoro on sam nie chciał iść. Pomogła na tyle na ile jej pozwolił, nie miała zamiaru mu się naprzykrzać.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Im dłużej tak sobie siedział i wpatrywał się w dziewczynę tym więcej rzeczy z poprzedniego dnia do niego wracało i powoli formowało się w miarę logiczną całość. Chociaż nie, logiki to to w sobie nie miało w ogóle, ale przynajmniej zachowywało jakąkolwiek chronologię. Gdyby ktoś jakiś czas temu powiedział mu, że najprzyjemniej będzie mu się spało na dziewczynie, która o mało co nie wyprawiła go na tamten świat to pewnie oburzyłby się, że czemu z nim się nie podzielono tak dobrym towarem.
- Jak będziesz się częściej rumienić to może nie wezmą cię za androida, który zwiał z pola walki - odpowiedział na upomnienie równie miłym tonem.
Ciężar snajperki na kolanach, którą na nie odłożył zaraz po tym gdy dziewczyna mu ją oddała sprawił, że wrócił mu na pysk całkiem szczery uśmiech. Jego skarb największy, najpiękniejszy, najważniejszy. Mało brakowało by przytulił karabin do siebie. Przejechał dłonią po chłodnym metalu niedbale poowijanym taśmą maskującą, tracąc tym samym całe zainteresowanie dziewczyną i gdy następnym razem podniósł wzrok, ta była już daleko.
Westchnął z wyraźną ulgą, ostrożnie podnosząc się z ziemi.
Trzeba było się teraz zająć najważniejszym. Nie, nie raną na boku. Znalezieniem kawy.

[ dwa dni później ]

- Masz spore opóźnienie - rozległ się w miarę spokojny, znajomy głos gdy tylko Angel minęła jedną z niewielkich stacji benzynowych przykrytych pustynnym piachem.
Budynek był naprawdę niewielki, nie wyglądał też na porządną kryjówkę, choć posiadał coś naprawdę cennego. Zadaszoną wiatę ciągnącą się od obiektu aż nad jedyny niedziałający już dystrybutor. Dach, który dawał cień - towar niemal luksusowy na tych pustkowiach - naprawiany był już kilkanaście razy poprzez dokładanie jakichkolwiek kawałków materiału w miejsce wszelkich przedziurawień. Widać komuś zależało na tym miejscu.
- Mówiłam, że będzie tędy szła, mój panie, to najlepsza droga do miasta - zaskamlało brązowe skundlone psisko usłużnie kręcąc się u nóg Lazarusa, podlizując mu się do tego stopnia, że prawie szurało wychudzonym brzuchem po ziemi.
Ten jednak zdawał się nie zwracać większej uwagi na zwierzaka, opierając się plecami o jedną ze ścianek budynku i nieruchomo trwając z obróconą głową tak by móc wpatrywać się w Angel. Wydawało się, że z łowcą jest już o wiele lepiej niż poprzednio. Co prawda nie miał przy sobie ani plecaka ani karabinu, za to jego ubranie nie przypominało poprzednich brudnych łachów. Potężne buciory w pustynnym kolorze, spodnie z wzorem maskującym, choć w odcieniach niesprawdzających się na pustkowiach, czarna bluza z kapturem, zawiązana na mordzie bandyckim sposobem czarna chusta i równie czarna czapka z daszkiem. Mimo lekkiego zamaskowania i tak nie było wątpliwości, że to on - czerwone ślepia i poparzenia dookoła nich były zbyt szczególnym znakiem rozpoznawczym. Choć najważniejszą zmianą było to, że nie krwawił już jak zarzynana świnia, nie chwiał się i nie tracił przytomności.
- Według wszelkich wyliczeń powinnaś być tu godzinę temu, co cię...
- Dwie godziny! - poprawił usłużnie pies, ale po posłanym mu morderczym spojrzeniu pisnął i na ugiętych łapach cofnął się dwa kroki w tył.
- ... co cię zatrzymało? Znowu bawiłaś się w Pustynną Matkę Teresę? - kontynuował, a z każdym wypowiedzianym słowem w jego głosie pojawiała się coraz wyraźniejsza nuta wściekłości.
Gwałtownym ruchem odbił się plecami od ściany stacji, zdejmując przy okazji nogę z odwróconej skrzynki, spod której natychmiast wypełznął przerażony szczeniak. Brązowe psisko pisnęło cicho wlepiając ślepia w łowcę, ale ten rzucił tylko łaskawe "spierdalać mi z oczu" i jego przewodnik bez wahania złapał miniaturkę w pysk i pognał przed siebie tak szybko jakby od tej ucieczki zależało jego życie.
Boris za to, nadal wyraźnie utykając, podszedł do Angel i zatrzymał się dosłownie dwa kroki przed nią. Widać wcześniejszy strach przed tym, że ktoś mógłby znaleźć się na tyle blisko by go dotknąć teraz gdzieś wyparował. Wyciągnął dłoń przed siebie jakby oczekiwał, że zaraz znajdzie się na niej to po co w ogóle kwapił się by ponownie odszukać dziewczynę.
- Oddawaj mój pistolet - warknął - Dziwnym trafem zniknął po tym jak się do mnie dobierałaś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak szybko jak ich drogi się zeszły, równie szybko się rozeszły. Spędzili w swoim towarzystwie parę długich godzin i to tyle. To że oboje byli łowcami wcale nie obligowało ich do tego że musieli się razem wszędzie włóczyć. Przy czym Lazarus jasno to dał to zrozumienia podczas 'ckliwego' pożegnania. Wcale się nie spieszyła nigdzie, ba miała jeszcze ciekawą sprawę do załatwienia po drodze. Idąc swoim standardowym marszem z oddali dostrzegła budynek który mijała już wielokrotnie podróżując w jedną czy też drugą stronę. Może zrobi sobie mały postój w cieniu. Słońce ładnie grzało a woda powoli się kończyła. Zbliżając się do małego zabudowania od razu dostrzegła zamaskowanego typa z oddali. Zmrużyła ślepia "Daruję sobie chyba postój.." mruknęła w myślach. Szła sama, jej zaufanej bestii nie było w zasięgu wzroku. Zmrużyła nieco ślepia i szła przed siebie nie zwracając zbytnio uwagi na typa i dopiero słowa jakie padły z jego ust, sprawiły że się zatrzymała. Spojrzenie powędrowało na jego sylwetkę i badawczo przejechała po całym Lazarusie. Barwa głosu była zbyt specyficzna by tak łatwo ją zapomnieć. Do tego znaki charakterystyczne jakim zdołała się przyjrzeć z bliska jedynie ją upewniły że to on. Słysząc obcy głos szybko przeniosła spojrzenie w dół wlepiając w gadające stworzenie. Nie odzywała się póki co, ewidentnie ją zaskoczył takim zagraniem. Kolejne słowa i ociekające nimi niezadowolenie sprawiło że jedynie uniosła brew na mężczyznę. - Nie twoja sprawa.. i nie przypominam sobie byśmy byli umówieni Fifi.. - mruknęła z wyczuwalną obojętnością w głosie. Jego zmieniony ton wcale na niej wrażenia nie robił i to dało się zauważyć. W końcu mężczyzna ruszył w jej stronę dość pewnym krokiem i o dziwno nie wyglądał na wystraszonego. "Ohh cóż za arogancję kundelek se wyhodował przez te dwa dni.." mruknęła w myślach gdy stanął tak blisko niej. Ale nadal zero jakiejś reakcji do momentu kiedy nie padło z jego ust oskarżenie. Ponownie w odpowiedzi brew jej skoczyła w górę. - Chyba kpisz.. - mruknęła krzyżując ręce na piersiach. - Po cholerę mi pistolet? Jak nie zauważyłeś to posługuję się bronią białą i ciałem.. nie tykam się broni palnej.. - powiedziała to takim oczywistym tonem. - Pistolet leżał obok koca, który ci zostawiłam.. po twojej stronie.. trzeba było się dobrze rozejrzeć po okolicy.. pewnie dalej tam leży.. - kontynuowała ze spokojem w głosie. - A jak mi nie wierzysz.. to możesz mnie przeszukać.. - parsknęła z bezczelnym uśmieszkiem wymalowanym na ustach, doskonale pamiętając jak spierdalał przed nią tamtej nocy. "Jezu tyle zachodu dla giwery której nawet nie mam przy sobie.. to dopiero strata czasu i energii.." przeszło jej przez myśl gdy tak się wpatrywała Lazarusowi w oczy.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Łowca był nie tylko uparty, ale i niesamowicie przywiązany do swoich rzeczy, więc nic dziwnego, że takie połączenie dało obraz pieprzonego materialisty. Broń nie zdradzała, nie zawodziła, nie wycinała żadnych dziwnych numerów i była znacznie prostsza w obsłudze niż ludzie z którymi trzeba było się użerać. Nic dziwnego, że Lazarus był naprawdę zdeterminowany żeby odzyskać swój pistolet.
- Mojego imienia też sobie pewnie już nie przypominasz - odwarknął gdy po raz kolejny nazwała go Fifim - Chociaż nie, faktycznie. Fifi brzmi lepiej niż "koleś któremu zajebałam broń".
Gotująca się w nim wściekłość zagłuszyła nawet pojedyncze ukłucie żalu jakie najpewniej pojawiło się gdzieś tam na dnie jego serduszka. W końcu od tylu lat nie spotkał innego łowcy. Pokręcił głową z dezaprobatą by odgonić od siebie te myśli i jednocześnie w reakcji na kolejne słowa dziewczyny.
- Posługiwanie się ciałem. Przesłodkie określenie.
Już chyba nawet mimowolnie się z niej nabijał mają w pamięci jej mruczenie, choć akurat w tym momencie mało mu było do śmiechu. W pamięci co prawda wrócił do tamtego poranka, jednak już do chwili gdy sam się zwijał z miejsca, w którym spali. Przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń gdzieś ponad ramieniem dziewczyny i wodził wzrokiem jakby starał się odtworzyć w pamięci wszelkie szczegóły. Pewnie byłoby mu łatwiej gdyby nie był wtedy w tak złym stanie.
W jednej chwili pobladł, a ślepia rozszerzyły się w ukłuciu nagłego strachu, zupełnie jak na początku ich spotkania. Dziewczyna mogła mieć rację.
- Nie było go tam - warknął już mniej pewny siebie i zmrużył oczy by ukryć wcześniejsze zawahanie, rozważając w myślach jej kolejne słowa.
Miałby ją przeszukać? Wyciągnięta dłoń drgnęła nerwowo jakby w ostatniej chwili dotarło do niego co ona mu proponuje. Przecież musiałby ją... dotknąć. Jeszcze ten jej bezczelny uśmieszek. To chyba właśnie on przeważył szalę jego wyborów. Była pewna, że tego nie zrobi. Specjalnie to zaproponowała.
Bo ma mój pistolet...
- Odstrzelę ci nim ten uśmieszek jeżeli go znajdę - warknął jakby zapominając, że magazynek był całkowicie pusty, czemu w sumie zawdzięczał to, że jeszcze żyje i bezceremonialnie położył łapy na dziewczynie.
Nie dało się ukryć, że potraktował Angel mało delikatnie, prawie jak worek z piachem w którym trzeba odnaleźć swoją zgubę bez rozwiązywania go. W pierwszej chwili odruchowo po przejechaniu dłońmi po jej ramionach nawet ustawił jej ręce tak, że gdyby tylko miał kajdanki to skułby jej je za plecami. Widać odezwały się w nim jakieś stare przyzwyczajenia, których on sam nawet nie zauważył. Przeszukał wszelkie kieszenie w jej ubraniu, nawet te w których broń tego kalibru nie powinna się zmieścić, a jego ręce nie ominęły żadnego miejsca, w którym pod jej ubraniem mogłaby być zaczepiona jakakolwiek broń - nawet w częściach. Cud, że z przyzwyczajenia nie próbował położyć jej na glebie czy kazać jej się rozebrać jak do rewizji.
W końcu wyraźnie zawiedziony ściągnął z niej torbę, która miała na ramieniu i tym razem zajął się przeszukiwaniem wszelkich zakamarków bagażu zostawiając dziewczynę, przynajmniej chwilowo, w spokoju.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach