Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Jedyną myślą jaka zaprzątała teraz głowę Lazarusa było rozpaczliwe pragnienie by rewolwer jednak się zwyczajnie zaciął i kilkukrotne naciśnięcie spustu miało go odblokować i tym samym rozwalić mu łeb w drobny mak. Ale nawet nie było mu dane spróbować by wprowadzić swój plan w życie bo jeden celny kopniak wytrącił mu pistolet z dłoni, a niby niezbyt mocne uderzenie w głowę lufą zepchnęło go w przepaść błogiej nieświadomości.


Takiego karalucha trudno jest się jednak pozbyć, więc nic dziwnego, że mimo wcześniej odniesionych ran i późniejszego skatowania go przeżył. Nawet biorąc pod uwagę dość szybko udzieloną mu pomoc medyczną to zwykły człowiek już dawno siedziałby sobie na chmurce z aniołkami. Boris podejrzewał, że nawet gdyby umarł to aniołki by go z tej chmury na kopach zrzuciły na dół.
Gdybym umarł.. - powtórzył w myślach i właśnie w tym momencie zaczęło do niego docierać, że jakimś cudem jednak nie umarł.
Powoli otworzył czerwone ślepia, starając się skupić wzrok na otoczeniu, choć dość marnie mu to szło. Cały czas walczył z tym by znowu nie stracić przytomności. Jeszcze dokładnie nie wiedział co, ale w jego nowym położeniu nie pasowało mu zbyt wiele rzeczy, a to oznaczało zagrożenie.
W końcu dotarło do niego, że to na co cały czas się gapi to ognisko, a za nim ktoś siedzi. Zorientowanie się kto było już nieco trudniejsze. Wszechobecny ból, niemożność wykonania jakiegokolwiek ruchu przez więzy i wspomnienie niemal przyjemnej ciemności skutecznie go rozpraszało.
- Schlebiasz mi tym sznurem, naprawdę - wymruczał z trudem - Skoro sądzisz, że w takim stanie nadal jestem dla ciebie zagrożeniem.
Nie czuł na ramieniu paska od swojej snajperki, a i wszystko wydawało mu się lżejsze więc podejrzewał, że go całkowicie rozbroiła. Jednak nie była taka durna za jaką ją na początku miał. Nadal miał luki w pamięci, ale już zdążył połączyć kilka pojedynczych faktów żeby zorientować się jak się tutaj mógł znaleźć. Pamiętał ucieczkę, najemników, dziewczynę i... i tego cholernego tygrysa, którego chciał zastrzelić.
Nie pamiętał czy go trafił czy nie ani tego co było później.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W spokoju robiła swoje i zdążyła nawet ochłonąć. Usłyszała jego słowa i uniosła spojrzenie na leżącego, skrępowanego Lazarusa. Wyglądał żałośnie w tym stanie. Zupełnie jak by banda z metra ciętych harcerek go pobiła, związała i okradła bo nie chciał kupić pudełeczka z ciasteczkami. Los kobie po dupie każdego, tyle że jednych bardziej a innych mniej. - Jesteś łowcą.. to mówi samo za siebie.. - skwitowała jego słowa i schowała ostrze katany do pochwy. Wzięła głęboki wdech i po chwili wypuściła powoli powietrze z płuc. - Regeneracja taka przydatna umiejętność o ile jesteś w stanie przeżyć wystarczająco długo aby poskładała cię do kupy.. - dodała po chwili i odłożyła miecz na bok. Po chwili wstała i podeszła wolnym krokiem uważnie obserwując leżącego na betonie mężczyznę. Kucnęła obok niego i łapiąc za jego włosy szarpnęła jego głową w tył dość mocno. Jej krwistej barwy tęczówki wwiercały się w jego, identycznej barwy oczy. Wcześniej miała przecież zielone, ale teraz widocznie nie miała soczewek. Zmrużyła nieco powieki patrząc na niego z pogardą. Czemu nadal żył?! Czemu go nie zabiła?! Przecież mierzył do jej tygrysa! Mierzył do niej! Nic mu nie zrobiła a stała się jego celem! - Połasiłeś się na mój ekwipunek.. uratowałam ci dupsko.. a ty.. - prychnęła pod koniec i szarpnęła jego głową puszczając włosy w tym samym momencie. - Na swobodę trzeba sobie zasłużyć.. Z resztą jak się lepiej poczujesz to jakoś się sam oswobodzisz jutro.. - mruknęła wracając na swoje miejsce. Właśnie dała mu informacje że przeżyje tą noc, no o ile jej nie podpadnie bardziej niż do tej pory. Ludzie byli różni, jedni bardziej honorowi od innych. No i byli ci bez honoru, tchórzliwe hieny cmentarne, ot jedna leżała związana na betonie. Pewnie mu zimno ciągnie od murów, zwłaszcza że jest nieco dalej od ogniska. Usiadła sobie na swoim posłaniu, wyglądało na bardzo wygodne zwłaszcza oczami Lazarusa. - To nic osobistego.. nie zabijam 'swoich'.. ale też nie mam zamiaru być przez ciebie zastrzelona jak pies.. we śnie.. więc zrób nam obojgu przysługę i leż tak do rana. - wyjaśniła ze spokojem w głosie i oparła się plecami o głaz nakryty kurtką tak żeby było jej wygodnie.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Był bardziej czarną owcą niż łowcą, ale nie przeszkadzało mu skwapliwie korzystać ze wszelkich udogodnień jakie ta rasa ze sobą niosła, nie tylko tych biologicznych, ale i tych w oczach innych ludzi. Niekoniecznie musiał być faktycznie lepszy, ale uznawanie go za lepszego od zwykłych ludzi przez innych dawało mu prawdziwą siłę.
Wspomnienie o regeneracji dało mu jasno do zrozumienia z kim ma do czynienia, bo widok jej oczu, nawet z tak bliskiej odległości totalnie nic mu nie dał. Dla Borisa były szare, jak wszystko dookoła. Otępienie spowodowane długą nieprzytomnością sprawiło, że nawet nie przeszkadzało mu, że dziewczyna szarpnęła go za włosy. Nadal miał jeszcze nieco spowolnione reakcje.
- Potrzebowałem twojego ekwipunku, potrzebowałem opatrunków i wody - sprostował niemal natychmiast - Nie miałem zamiaru grzecznie o nie pytać kogoś kto chwilę wcześniej zaszlachtował jak zwierzęta dwójkę ludzi.
Odprowadził ją wzrokiem na jej poprzednie miejsce, w myślach przetrawiając jej słowa o jego uwolnieniu. Wybitnie nie przypadł mu do gustu pomysł kwitnięcia tu do rana, a w dodatku związanym jak szynka do uwędzenia.
- Nie przeżywaj już. Przecież nie zastrzeliłbym cię snajperką z tak małej odległości. Poderżnąłbym ci zwyczajnie gardło - warknął, przewracając oczami.
Zwykle mówił szybciej niż myślał, a i tym razem nie zdążył w porę ugryźć się w język. Echh, baby. Nic się na broni nie znają, ale skomentować muszą. Prawdopodobnie ograniczenie mu ruchów było pomysłem niemal doskonałym bo Boris był zwierzęciem dosyć ruchliwym, a wszelkie środki zapobiegawcze temu by choćby pełzał po ziemi z pewnością pomagały jego wrodzonej regeneracji naprawiać wszelkie szkody. Chociażby przez sam fakt, że co chwilę nie otwierały mu się rany. Sam oczywiście tego nie doceniał.
- Możesz mnie rozwiązać. Jakbym wiedział, że jesteś jedną z nas to przecież bym do ciebie nie strzelił - zapewnił ją i rozejrzał się szybko dookoła - Ani do tego kota też. Zastrzeliłem go?
Jeżeli go zastrzelił, a ona go gdzieś zostawiła zamiast piec jego mięsko na ognisku, a tygrysią miękką skórkę dać mu jako wygodne legowisko to zaraz się wścieknie. Już zgrzytnął zębami ze złości, choć mogło to być równie dobrze odebrane jako oznaka tego, że jest mu zimno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słuchała jego tłumaczeń i westchnęła lekko. Przecież rozmawiali zanim napatoczyli się ci mężczyźni. Ale od tych obrażeń chyba mu się we łbie poprzewracało. W sumie nie miała okazji spytać kim byli ci dwaj i co im Lazarus takiego zrobił że chcieli się go pozbyć. Jego słowa sprawiały że chciała parsknąć ale się powstrzymała. - Ludzi którzy w sumie wrócili po Ciebie.. - dodała po chwili. Ale On już tego pewnie nawet nie pamięta. Na wzmiankę o poderżnięciu gardła aż się lekko uśmiechnęła, w końcu wiedziała coś czego ona nie wiedział. Po chwili namysłu podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do niego bliżej. Kucnęła i wyjmując nóż myśliwski z kabury przy łydce jednym ruchem rozcięła sznury na ciele łowcy. Po czym bezceremonialnie uniosła skrawek koszulki tam gdzie miał świeże bandaże. - Nie robiłabym gwałtownych ruchów na twoim miejscu.. trochę potrwa aż rana się dobrze zagoi. - wyjaśniła tylko i puściła jego koszulkę. Po czym podeszła do ogniska i wzięła kawałek pieczonego mięsa. Podała Lazowi i wróciła na swoje miejsce. - Jak byś go zastrzelił to by cię już nie było wśród żywych.. - wyjaśniła w skrócie i uśmiechnęła się przemiło do niego. Wygodnie sobie4 usiadła po turecku i wzięła jakiś długi metalowy pręt. Pogrzebała nieco nim w małym ognisku, kątem oka zerkając na poczynania Lazarusa. - Tak swoją drogą.. to mógłbyś mi powiedzieć kogo ubiła w ruinach.. Ewidentnie spierdalałeś przed nimi a oni chcieli twoich zwłok.. więc słucham.. - powiedziała ze spokojem w głosie już. Cierpliwie czekała aż ten zacznie. - W sumie nie widziałam cię w bazie.. a twoja morda do randomowych raczej nie należy.. czyżby całe życie na Desperacji? - dodała po chwili. No warto coś więcej wiedzieć o 'swoich'.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

- Och... - padło pełne szczerego zawodu i rozczarowania westchnięcie, gdy dotarło do niego, że jednak tej cholernej bestii nie ubił.
No trudno, obiecał sobie, że nadrobi to kolejnym razem. Nie trawił tych zmutowanych potworów w wersji innej niż pieczonej na ognisku lub w postaci miękkiej i ciepłej skórki. A ten tygrys byłby idealny w obu wersjach.
Gdy jednak dziewczyna postanowiła go uwolnić momentalnie znieruchomiał, a ślepia rozszerzyły mu się w jawnym przerażeniu. Swój wzrok utkwił w jej dłoni jakby samym spojrzeniem mógł sobie zapewnić bezpieczeństwo i kontrolę nad tym co zrobi bo nie dało się ukryć, że naprawdę niewiele go dzieliło od wpadnięcia w prawdziwą panikę. I choć z początku mogło się wydawać, że chodzi mu tylko i wyłącznie o nóż, to gdy sznury zostały rozcięte, wcale się nie uspokoił. Angel zrobiła najgorszą z najgorszych rzeczy, którą można było mu zrobić - prawie go dotknęła.
- Ałaaa! - pisnął zapobiegawczo, mimo że ta złapała tylko jego koszulkę.
Oczywiście ignorując bandaże, ignorując dobre rady dziewczyny i starając się ignorować ból, gdy tylko mógł, podniósł się do siadu i szorując tyłkiem po ziemi odsunął się w tył jak tylko mógł najdalej. Nie chciał wziąć od niej nawet jedzenia, mimo że ostatni raz jadł pewnie wczoraj, a dla Lazarusa brak posiłku nawet przez dwie godziny był już ostatnim stadium śmierci głodowej.
- Zabiłaś dwójkę całkiem dobrych najemników, tropiciela i jego ochroniarza.
Zwiększenie dzielącej ich odległości powodowało u niego dziwne poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej strony sprawiało, że był dalej od minimalnej ilości ciepła jakie wydzielało ognisko i niemal boleśnie daleko od swojej broni, z którą wcześniej praktycznie się nie rozstawał.
- Jestem z Miasta-6, ale łowcy myślą, że nie żyję - powiedział po dłuższej chwili milczenia - I wolałbym żeby tak pozostało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lazarus zachowywał się jak jakiś dziki kot, który syczy i stroszy sierść na każdy możliwy ruch. Nie będzie mu się narzucać przecież. Jak chciał spierdolić do zimna to już jego sprawa. Wolał naruszyć ranę i się wykrwawić to też jego sprawa. "Niech się przygłup cieszy że jest łowcą bo dawno by go pustynne robale wpierdalały.." skomentowała jedynie w myślach. Obserwowała go jak czołga się dupskiem po ziemi, może mu to sprawia przyjemność? Kij go wie! Na twarzy pojawił się lekki uśmieszek. Czyżby bał się jej aż tak bardzo że wolał ryzykować wyziębieniem organizmu? Jeszcze się idiota rozchoruje! Ale to już jego sprawa jak chce zdechnąć tutaj tylko dlatego że nie chce ustąpić. - Chujowy tropiciel jak nie znalazł innych śladów poza twoimi.. o ochroniarzu już nawet nie wspomnę.. ten przypadek mówi sam za siebie jak obaj leżą martwi.. - skomentowała wzruszając przy tym ramionami. Siedziała sobie przy ognisku i ogrzewała się bo noce tutaj robiły się kurewsko zimne. Jak Lazarus się jeszcze o tym nie przekonał to niebawem to zrobi. Zwłaszcza ranny, wycieńczony i głodny organizm odczuje spadek temperatury. Spojrzenie utkwiło w mężczyźnie gdy wyjaśnił skąd jest. "Śmierdzi dezercją.. ale nie mnie oceniać jego sytuację.. może miał powody.. Wygląda na takiego co narobił bachorów i spierdolił przed odpowiedzialnością.." przeszło jej przez myśl. - A Ci tutaj to mieli zadbać o to żebyś żywy nie wrócił w swoje strony? - spytała tak z ciekawości. - Mniejsza o to.. ja jestem z M-3.. to tłumaczy czemu cię nie kojarzę z bazy.. - dodała po chwili. Ponownie wzięła w dłonie prowizoryczny pogrzebacz i zaczęła szturchać ognisko, dorzucając jakieś mniejsze kawałki drewna. Co by nie zgasło za szybko.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Łowca odsunął się na tyle na ile pozwoliło mu otoczenie, więc gdy tylko jego plecy natrafiły na oparcie w postaci sporego kamienia został w tym miejscu i już tylko łypał na wszystko podejrzliwymi czerwonymi ślepiami. Jak szczur, który wie, że gdzieś tu powinna być pułapka, ale jeszcze nie potrafi jej zlokalizować. Dopiero wtedy zaczął się uspokajać, a kłujący ból zaczął powracać z pełną siłą, wcześniej zagłuszony przez strach.
Oddychanie sprawiało mu prawdziwy problem i trudno mu było usiąść tak by tego jeszcze bardziej nie pogarszać, ale w końcu przyzwyczajenia wygrały ze zdrowym rozsądkiem i zgiął nogę po zdrowej stronie ciała w kolanie i oparł na niej najpierw przedramię, a później oparł łeb. Ciążył mu strasznie. Teraz wystarczyłoby iść spać, jak na każdej warcie którąś z kimś pełnił. Ale nie mógł.
Nie można spać skoro wrogowie są tak blisko.
- Bardzo chujowy - przytaknął jej, cały czas ją obserwując - Nie znalazł też tego do czego go wynająłem. A skoro się nie wywiązał z umowy to mu nie zapłaciłem... więc postanowił, że zapłatę sobie sam weźmie. No wiesz, z moich zwłok.
Lazarus pewnie nawet nie dałby rady zliczyć wszystkich innych najemników, których usługi zostały przez niego nieopłacone, ale skoro oni również się nie wywiązali z powierzonego im zadania to za co miałby im płacić?
- Miasto-3 jest w pobliżu? - spytał z nieukrywanym zdziwieniem jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego na jakich terenach się aktualnie znajduje.
Wzrok z Angel mimowolnie ześlizgnął mu się na ognisko. Było mu coraz zimniej, choć albo półprzytomnie nie zdawał sobie z tego sprawy albo nie chciał jej sobie zdawać. Rany zaczynały go piec jakby nabawił się jakichś oparzeń. Wolną ręką delikatnie przejechał po swoich żebrach, ale pod bandażami nie wyczuł nic podejrzanego. Gdzieś z tyłu głowy przemknęła mu niezbyt przyjemna myśl, że od tego tarzania się w piachu dorobił się zakażenia.
- W życiu nie wróciłbym do swojego miasta - wymamrotał już mniej wyraźnie przez szczękające z zimna zęby i policzek oparty o przedramię - Pierdolić się z dyktaturą na powierzchni i ich tłumem wiernych zombie... To nie zabawa na stare lata. Tu się należy już spokojna emerytura na Desperacji z bestiami i całym tym szajsem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uważnie obserwowała jak Lazarus odpełza od ogniska jak najdalej mógł. Uniosła brew na jego dziwne zachowanie ale nie komentowała jeszcze. Na to jeszcze przyjdzie czas. Słuchała go ze spokojem i uważnie się mu przyglądała gdy wyjaśniał swoje relacje z najemnikami. W pewnym sensie miał rację ale z drugiej strony jakaś cześć zapłaty się należała za zmarnowanie sobie czasu na poszukiwania. Ale to już nie jej sprawa. Drugie pytanie sprawiło że się uśmiechnęła. - Jakieś trzy może cztery dni drogi stąd.. w twoim obecnym stanie.. - powiedziała ruszając metalowym drągiem w ognisku żeby je trochę rozruszać. Słychać było trzaski od ognia a przyjemne ciepło od którego Laz się odsunął miło grzało dziewczynę. Zmrużyła oczy gdy zaczął mówić o swoim mieście. Brzmiało podejrzanie z początku ale po chwili wszystko się zaczęło klarować gdy wspomniał o dyktaturze. Westchnęła cicho, coś o tym wiedziała. Widocznie w każdym mieście byli ci co pilnowali prawa żelazną ręką i osoby chcące zaznać wolności. Sięgnęła po cieplejszy koc i wstała ze swojego legowiska. Powoli podeszła do łowcy i okryła go przyjemnym w dotyku materiałem mającym mu zapewnić nieco ciepła. - Skoro jesteś na tyle uparty to masz chociaż to.. nie mogę już słuchać tego twojego zgrzytania.. - powiedziała z rezygnacją w głosie. Przecież szczęka to mu latała nawet i bez gadania ale on jest zbyt dumny. "Skąd ja to znam.." przeszło jej przez myśl. Pewnie zachowywałaby się podobnie jak on na jego miejscu. Viktor się z nią musiał użerać gdy była jego pacjentką. Przeforsowywała się cały czas, co wydłużało jedynie jej powrót do zdrowia. To było to. Łowca był nieufny wobec niej mimo iż byli tacy podobni sobie. "Jak ranny kundel.. gotów jeszcze odgryźć mi rękę.." uśmiechnęła się na tą myśl. - Możesz mnie brać za wroga.. ale nie ja nim jestem. W tej chwili sam sobie szkodzisz.. - wyjaśniła choć czuła że i tak jej nie posłucha. Po tych słowach wstała i wróciła na swoje legowisko. Złapała za kurtkę i narzuciła ją na siebie, w końcu oddała mu swój koc.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Chyba miała szczęście, że coraz gorzej się czuł bo w przeciwnym wypadku naprawdę rzuciłby się na nią z kłami, jak dzikie zwierzę zapędzone w kąt. Wydawać by się mogło, że nawet nie zauważył jak dziewczyna wstała ze swojego miejsca bo nadal wbijał spojrzenie w ognisko. Miał na wpół przymknięte powieki i nawet jemu samemu trudno było stwierdzić czy traci czujność czy jednak już przytomność.
- Wrogowie albo przyjaciele. Nie ma nic pomiędzy. - warknął, jakby chciał pokazać, że jednak jej miejsce jest w pierwszej z tych grup.
I nie, darowanie mu koca nie przerzuciło jej automatycznie do drugiej grupy. Co więcej, gdy tylko materiał dotknął jego ramion jego pierwszym odruchem było westchnięcie z wyraźną przyjemnością i przechylenie głowy w bok, jakby chciał oprzeć ją o jej dłoń. Widać nie raz, nie dwa ktoś się tym wypłoszem opiekował. Ktoś komu ufał.
W drugiej chwili jednak najwyraźniej dotarło do niego w jakiej sytuacji się znajduje bo serce zabiło mu mocniej, czerwone ślepia rozszerzyły się w gwałtownym przypływie irracjonalnego przerażenia, a z gardła wydobył się niezadowolony pomruk. Zadawanie się z hordami bezmyślnych wymordowanych prowadzi tylko i wyłącznie do zdziczenia.
Pod wpływem nowego bodźca wróciła dawna jasność umysłu, Łowca szybko przekalkulował wszystko - i dziewczynę, i swój plecak i wszelkie za i przeciw - nawet w jego durnych obliczeniach znalazło się miejsce na koc i tego cholernego tygrysa. A wynik tego wszystkiego był niemal oczywisty.
Dotknęła mnie. Tak po prostu podeszła i mnie dotknęła. Chce mi zrobić krzywdę, chce żebym cierpiał, żebym zdechł.
Prawdopodobnie gdyby miał do czynienia ze zwykłym człowiekiem, a nie z łowczynią to nawet w takim stanie powaliłby wroga na ziemię i rozszarpałby mu gardło własnymi zębami, ale tym razem się przeliczył. Cholernie się przeliczył. Gdy dziewczyna wracała na swoje miejsce, gwałtownie poderwał się z ziemi i mimo, że nim lekko zachwiało to skoczył na nią, starając się ją staranować. Cios barkiem między łopatki powinien spełnić swoją rolę gdyby nie jego rany. Zbyt szybki ruch spowodował zbyt ostry by go zignorować ból w jego boku. Wpadł na dziewczynę, robią sobie więcej krzywdy niż jej.
- O kurwa, o kurwa, o kurrrrwa... - syknął z bólu i przeturlał się na bok, by już nic, poza przyciskaną do opatrunku dłonią nie dotknęło jego rany.
Przed oczami mu pociemniało. Druga ręka natychmiast powędrowała do jego głowy, by ochronić ją przed ewentualnym ciosem. Dobrze wiedział co go czeka w razie niepowodzenia.
- Nie rób mi nic, nie rób mi nic - powiedział jak najszybciej tylko umiał.
Cała sytuacja dała chyba najlepszy przykład tego jak Lazarus postrzegał innych łowców i ile sobie robił z jakiejś łowczej solidarności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dostrzegła ten mały wyćwiczony przez ciało gest. Lgnął do ciepła i dotyku ale tylko podświadomie. "Kundel chyba ma właściciela.." przeszło jej przez myśl jedynie. Ledwo przytomny ale jeszcze kontaktował, choć w zwolnionym tempie. Przecież nie będzie na niego naciskać. Ale uśmiechnęła się na myśl że jednak ścierwo nie jest samo. Każdy ma kogoś w tym przebrzydłym świecie. Nawet ona miała osoby o które się troszczyła. I choć miał być tylko Ciro to w miarę upływu czasu pojawiali się kolejni mający jakiś wpływ na jej życie. Zdecydowana większość była w łowcach więc już się chyba przyzwyczaiła że nie są tacy źli jak ci z przeszłości. Tamci byli źli, byli potworami. Skrzywdzili ją na tyle by po dziś dzień miała swoje własne lęki. Ona przecież nie była zła, choć sama się za taką uważała po tym co zrobiła przed wyprawą. Wstała ze spokojem i zwyczajnie w świecie się obróciła do niego plecami. Taki podświadomy gest zaufania. I musiał to zjebać. Musiał się na nią rzucić. Poczuła jak uderza ją z barku na tyle mocno że poleciała na deski. I nie, nie zajebała ryjkiem o beton. Padła na ręce, bardziej wyglądało to na przymusową pompkę. Idealnie zamortyzowała upadek. Na szczęście Laz nie wylądował na niej a obok. Słyszała syczenie i skamlanie z bólu. Obróciła jedynie głowę w bok i spojrzała na źródło jęków. Białe kosmki przysłaniały delikatnie czerwone oczy. Nie rozumiała. Po prostu wpatrywała się w niego jak syczy i słuchała jego skamlania. Westchnęła cicho pod nosem i zmieniła pozycję do siedzącej. Tak po turecku, oparła dłonie na kolanach i patrzyła na niego. Patrzyła jak cierpiał. Aż szczęka jej się zacisnęła samoistnie. Nic nie odpowiedziała tylko czekała aż chłopak straci w końcu przytomność z bólu, wolała go nie dotykać teraz. - Nie dotknę Cię do póki sam mnie o to nie poprosisz.. - powiedziała ze spokojem i nadal na niego patrzyła. Normalnie miała ochotę mu pomóc z tą raną ale nauczyła się że jak się do niego zbliża, to jemu odpierdala. A to groziło pogorszeniem się jego stanu jeszcze bardziej.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Gdy nie padł żaden cios, ręka osłaniająca jego głowę i kark zsunęła się na ziemię, a on oparł czoło na przedramieniu, leżąc plecami do towarzyszki. Łowca skulił się jeszcze bardziej, dysząc ciężko z bólu. Jednak im dłużej leżał bez ruchu tym bardziej jego oddech się uspokajał, a jego mięśnie się rozluźniały. Mijały minuty, a w pewnym momencie nawet jego klatka piersiowa opadła ostatni raz i dopiero po dłuższej chwili Boris wziął głębszy wdech i powoli, już ostrożnie, odwrócił się na plecy, by móc widzieć Angel.
Szybko zorientował się, że leży za blisko siedzącej dziewczyny. Przełknął nerwowo ślinę.
- Mam cię prosić... żebyś mnie... dotknęła? - spytał niepewnie, patrząc na nią jakby co najmniej zaoferowała mu błaganie o to by mógł włożyć łeb do ogniska.
Nadal przyciskał dłoń do opatrunku, co dawało mu złudne wrażenie, że udaje mu się zminimalizować pulsujący w ranie ból. Mimo to czuł jak opatrunek i koszulka przesiąkają krwią, ale wolał na to nie patrzeć. Może mu się tylko wydaje, może to strach, może to nic pewnego. Jak spojrzy to już nie będzie odwrotu.
Wiedział, że łowczyni miała rację. Powinien siedzieć spokojnie i cieszyć się kocem, a nie się dodatkowo forsować. Problem w tym, że jego genialne plany ataków z zaskoczenia zawsze musiały być realizowane w sekundę po tym jak wpadły mu do łba, zanim jeszcze zorientował się, że to bez sensu. Teraz tego pożałował.
- Jakbym miał pewność, że mnie nie zaboli to chciałbym żebyś mi pomogła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach